Przez ostatnie kilka miesięcy nie miałam ochoty w ogóle włączać komputera. Całymi dniami nie zaglądałam na własnego bloga. Instagram mógłby dla mnie nie istnieć. Nie przychodziły mi do głowy żadne nowe pomysły, a jeśli już jakiś się pojawił, to od razu zabijały go myśli, że to bez sensu i że w sumie to mi się nie chce. Wiadomości ze świata blogosfery spływały po mnie jak po kaczce. Krótko mówiąc – dopadł mnie kryzys, wypalenie, jak zwał tak zwał.
Przyznam Wam się, że myślałam, że już się z niego nie wygrzebię. Za każdym razem, kiedy miałam wrażenie, że już jest lepiej, nagle robiło się dwa razy gorzej. Nie miałam ochoty robić nic związanego z Internetem. Wydawało mi się, że nie mam kompletnie nic do powiedzenia. Mogłabym spędzać całe dnie na czytaniu książek, gotowaniu (nic tak nie relaksuje, jak siekanie szczypiorku!) spacerowaniu z psem i chodzeniu na kettle czy jogę. Rzeczy, które musiałam w pracy robić, jako tako robiłam, ale te nieobowiązkowe, kreatywne – zupełnie nie.
Czytaj dalej →