Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Zanim powiesz „tak!”

Ten post nie będzie o wychodzeniu za mąż. Jak już to mamy wyjaśnione, jedźmy dalej. Ostatnio wszystkie moje myśli krążą wokół twórczej pracy, tworzenia mądrych systemów i umiejętności skupiania się. Piszę właśnie długi artykuł o produktywności, w którym poruszam masę aspektów i przyglądam się jej od każdej strony.

Jeden wątek postanowiłam wyciągnąć do osobnego artykułu, żeby nie zginął w tłumie. Ostatnio wysyłałam w newsletterze link do starego posta o zasadzie “twórz, zanim skonsumujesz” i spotkał się z bardzo ciepłym odbiorem po całym tym czasie. I to mi dało do myślenia. Czasem jedna, krótka myśl zostaje z nami dłużej, niż rozbudowany artykuł wypełniony treściami. Łatwiej jest ją przetrawić i wdrożyć w życie.

Oto więc moja myśl: zainspirowana kolejnym świetnym odcinkiem podcastu Jocelyn K. Glei o wiele mówiącym tytule “Can you maintain it?”, zaczęłam zastanawiać się nad procesem mówienia “tak” wszelkiego rodzaju projektom, propozycjom i pomysłom.

Nauczyłam się już dawać sobie czas do namysłu. Kiedy ktoś do mnie pisze “Hej Asia, napiszesz dla nas cykl artykułów?” przeczekuję pierwszą ekscytację z kategorii: “No jasne, już odpalam plik!” i na spokojnie się zastanawiam, czy mam ochotę to robić.

Ciągle jednak zdarza mi się zaangażować w coś, czego później żałuję. W coś, co samo w sobie może być świetne, ale w połączeniu z resztą obowiązków sprawia, że czuję się jak wykręcona ścierka. Głównie dlatego, że nie doszacowuję, ile czasu będę potrzebować na nowy projekt i robię założenia dotyczące tego, co dokładnie będzie się na niego składać, zamiast po prostu zapytać. Albo, w przypadku projektów, które sama wymyśliłam i sama chcę przeprowadzić, zamiast rozpisać wszystko na części i zapytać o doświadczenia kogoś, kto ma za sobą coś podobnego.

Postanowiłam to zmienić. Teraz, zanim powiem “tak”, zadaję sobie i innym kilka pytań:

 

  • czego dokładnie wymaga ode mnie zaangażowanie się w ten projekt? jak to będzie wyglądało w praktyce?
  • ile będzie trwał? czy mogą pojawić się jakieś opóźnienia?
  • ile godzin tygodniowo będę musiała na niego przeznaczyć, wliczając w to wszelkie ustalenia i konsultacje? czy mam tyle czasu, czy musiałabym robić tę nową rzecz kosztem swojego czasu wolnego? jeśli to długi projekt, czy będę miała tyle czasu za pół roku? kiedy dokładnie będę się tym zajmować?
  • czy są zaplanowane jakieś spotkania, wyjazdy? (tego często nie brałam pod uwagę!)
  • czy nie koliduje to z moim osobistym regulaminem? To nie jest sztywny kodeks bez prawa do ustępstw, ale tworzę go między innymi po to, żeby w chwilach oszołomienia nowością łatwiej było mi sobie przypomnieć, co daje mi energię, a co mi ją odbiera.
  • jeśli to projekt komercyjny – jaka dokładnie jest stawka? netto czy brutto? jeśli wymagane są wyjazdy, czy koszty podróży są zwracane?
  • czy robiłam już kiedyś coś podobnego? jak się potem czułam? a w trakcie?

Przykład z artykułami pojawił się nieprzypadkowo. Kiedy wyszła moja druga książka, Slow Life, zgłosiła się do mnie Gazeta Wyborcza. Chcieli, żebym napisała cykl artykułów na wakacje, w oparciu o kolejne rozdziały książki. W pierwszym momencie zabrzmiało ekscytująco. Taki duży tytuł, cała Polska będzie czytać moje artykuły! Zgodziłam się, a dopiero potem przypomniałam sobie, że właściwie to ja nigdy nie piszę dla zewnętrznych mediów, bo wolę napisać, co mam do napisania, u siebie na blogu. Już w trakcie okazało się też, że pisanie drugi raz, innymi słowami, tego co już raz się napisało, nie daje absolutnie żadnej przyjemności ani satysfakcji. Zwłaszcza, jeśli wymęczony godzinami tekst nagle musi być skrócony o połowę z powodu zmian w makiecie i staje się zlepkiem ogólników. I to, co najbardziej lubię w pisaniu, czyli konkret i poczucie, że ktoś może utożsamić się z tym, co piszę, nagle wylatuje przez okno.

Nie dokończyłam tego projektu. Przeprosiłam i poprosiłam o zmianę liczby artykułów na mniejszą.

Łatwo jest zacząć tworzyć bloga albo publikować jeden komiks dziennie. Trudniej jest tę rutynę utrzymać i znaleźć na nią czas w codziennym życiu. Zwłaszcza, jeśli coś zaczyna się sypać – rozchorujemy się, mamy ciężki okres w pracy albo zwyczajnie gorszy czas. Niestety, rzadko o tym myślimy, rozpoczynając projekt. Dlatego warto stworzyć sobie zestaw narzędzi, które pomogą nam podjąć decyzję – a później się jej trzymać. Chociaż zdaję sobie sprawę, że brzmi to potwornie nudziarsko!

Jak Wy decydujecie, w jakie projekty chcecie się zaangażować? Jedziecie spontanem, czy macie jakieś kryteria? Zdarzyło Wam się żałować, że powiedzieliście “tak” jakiemuś pomysłowi? Dajcie znać! Mało się o tym mówi, a to taki ciekawy temat!

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

32 thoughts on “Zanim powiesz „tak!””

  1. Tytuł Twojego posta od razu podsunął mi oczywiste pytanie dot. zamążpójścia, ale głównie zapewne z tego względu, że 2 tygodnie temu przyjęłam oświadczyny mojego chłopaka, i to po 11 latach związku. No i nie mogłam sie powstrzymać, przeleciałam sobie Twoje pytania w kontekście tej mojej ostatniej decyzji. Nie powiem, najbardziej rozbawiło mnie odpowiadanie na pytanie: „ile godzin tygodniowo będę musiała na niego przeznaczyć, wliczając w to wszelkie ustalenia i konsultacje? „. Teraz zaczynam sie zastanawiać, czy to była rozsądna decyzja, skoro od jakiegoś czasu ciężko mi znaleźć chwilę na cokolwiek, a tu kolejny projekt… ?

  2. Świetne porady dla kogoś, kto czuje się bezpiecznie pod względem finansowym, ma zdywersyfikowane dochody, poduszkę finansową itp. Dla kogoś kto zaczyna i każdą propozycję przyjmuje jak dar, który pomoże mu związać koniec z końcem, już mniej. Pozdrowienia :)

    1. Niekoniecznie! Mówię to z perspektywy osoby bez poduszki finansowej, która dopiero niedawno wyszła z dołka. Czasem mając gorszy czas lepiej skupić się na rzeczach naprawdę istotnych i dochodowych, zamiast chwytać kilka srok za ogon. Nie da nam to od razu bezpieczeństwa finansowego w postaci wielkich oszczędności, ale pozwoli poukładać i nauczyć się brać tylko te projekty, które w tym przypadku będą najbardziej opłacalne. Przykład: zamiast brać zlecenie tekstowe na którym zarobimy np. 500zl, lepiej poszukać dłużej zlecenia za 1500zł, które zarobimy w tym samym czasie i przy tym samym nakładzie pracy. Ja tak chwilę funkcjowałam i wyszłam na prostą, ale z poczuciem, że mam też swoje życie :)

    2. I tak i nie. Jeśli ktoś chce żyć w zgodzie ze sobą, to przeboleje to jedno zlecenie na rzecz świętego spokoju. Na podstawie mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że to działa. Zamiast marnować czas i energię na kilka mało satysfakcjonujących zadań, wolę skupić się na czymś, co jest faktycznie dla mnie ważne.

  3. Trafiony, zatopiony. Do grona aktywnych komentatorek nie należę, ale rzadko trafia się post, który z równą precyzją obnażałby moje głupstwa. Zarówno zawodowo, jak i prywatnie należę do zaszczytnego grona „uciekających panien młodych”. Obiecuję w pracy dodatkowy artykuł, znajomym wyjście na piwo, koleżance ukręcenie domowego kremu, a po kilku minutach mój mózg powraca na swoje miejsce, następuje restart systemu i gorączkowe rozmyślania: jak to odkręcić/ jak się z tego wycofać? Przecież nie masz ani czasu, ani funduszy, ani chęci. Tak więc po początkowej fali entuzjazmu… często zwijam żagle. Przysłowie „mierz siły na zamiary” kiepsko u mnie funkcjonuje, co niejednokrotnie nastręcza mi wielu problemów, szczególnie na gruncie zawodowym.

  4. Asiu bardzo ważnej rzeczy napisałaś. Propozycje bywają bardzo kuszące, osoby po drugiej stronie telefonu chcą szybkiej deklaracji. Natomiast bywa, że na ten nowy projekt zwyczajnie nie ma czasu…. bądź zajmuje więcej niż zakładaliśmy. Pytania, które napisałaś mogą być bardzo pomocne.

  5. Troche zgadzam się z komentującą poprzedniczką Pauliną. Jednak nie powinniśmy robić czegoś na siłę. Propozycja Wyborczej była naprawdę atrakcyjna i w pewien sposób ambitna. Niestety często prasa ma ograniczoną ilość znaków, specyficzną szatę graficzną, która musi się komponować z innymi tekstami, zdjęciami, a takze reklamami w jedną całość. W wersji online również utrzymują gazetowy format. Są to plusy i minusy.
    Ciekawy temat i przykład. Sztuką jest analiza i dobra decyzja. Zmiana decyzji też nie jest zła, ale niestety więcej nas kosztuje. Czy warto się zastanawiać nad „tak” przed przystąpieniem do projektu? Oczywiście! Zawsze należy rozważyć za i przeciw, by nie żałować swojej decyzji. Niestety przyszłość w 100% nie jest przewidywalna i mogą pojawić się wątpliwości. Jest to w pewien sposób naturalne. Jednak czasem po podjęciu decyzji nie ma sensu na rozkminy: ,,co było gdyby”. Szkoda na to czasu i energii. Czasami trzeba iść po prostu do przodu.

  6. Świetny temat! Od zawsze miałam z tym problem – mnóstwo rzeczy mnie fascynuje, ciekawi i bardzo lubię się uczyć. Różne propozycje i pomysły zawsze były dla mnie wyzwaniem i okazją do tego, żeby zdobyć nowe doświadczenia. I faktycznie, zdobyłam ich sporo, ale nie zawsze nakład pracy włożony w jakieś przedsięwzięcie, był warty efektów. Dzisiaj podchodzę do tego o wiele bardziej ostrożnie i uczę się asertywności. Swego czasu chodziłam do Krakowa Ambasady Krakowian, byłam tam nawet przez chwilę wolontariuszką. Ekipa, które mnie wprowadzała w życie stowarzyszenia, pokazała mi „piramidkę decyzji”, którą zawsze się kierują, zanim podejmą decyzję o tym, czy angażować się w jakiś projekt. Były na niej trzy rzeczy: value, time, passion. Aby coś weszło w życie, musiało nieść ze sobą pewną wartość dla stowarzyszenia, ekipa musiała mieć wystarczającą ilość czasu, żeby się tym zająć, jak trzeba oraz temat musiał wszystkich kręcić. Jeżeli te trzy czynniki nie były spełnione, projekt bez żalu skreślanie. To był moment przełomowy w moim życiu, teraz na wszystkie propozycje i swoje pomysły patrzę bardzo podobnie. Jak Ci się to podoba? :)

  7. Rozważając Twój kurs, i planując czy między moimi projektami znajdę na niego czas ;), zapytam ile będzie kosztował?

  8. Ciężka to sprawa, niepodejmowanie decyzji pod wpływem emocji. Już nawet nie chodzi o projekty, ale np.. na zakupach. Serio? Potrzebuję tej kolejnej bluzki czy spodni ? ;) Wyjść ze sklepu, wyrzucić z pamięci jak dobrą cenę miała zaprezentowaną i rano się obudzić i wtedy przedyskutować z sercem i rozumem :)

  9. Matko niebosko, jak ja się już tego kursu doczekać nie mogę! Ekscytacja level hard! Myślisz, że on będzie ok też dla ludzi, którzy biznesu nie mają, ale chcieliby się tak bardziej ogarnąć w czasoprzestrzeni życiowo-zawodowej?

    1. Przepraszam Weronika, przeoczyłam Twoje pytanie! Jak masz dużo decyzyjności w pracy i pracujesz online, to się przyda. Wrzuciłam już na strone spis treści, zerknij to pewnie będziesz się mogła sama zorientować, czy to dla Ciebie pomocne.

  10. Cześć,
    Piszesz o umiejętności która jest mega ważna i mega trudna.
    Ja mam odwrotny problem – zazwyczaj zakładam, że się nie wyrobię i z góry mówię Nie. A często dałabym radę zrobić coś fajnego. I co robić w takich sytuacjach?
    Pozdrawiam,
    Kasia

  11. Bardzo fajnie wygląda ta strona twojego kursu ? zamawialas ja u programistów czy może tworzylas sama np. przy użyciu squarespace lub innego narzedzia ? ?

    1. Strona jest postawiona na WordPressie, na jakimś sprytnym szablonie, który pozwala działać na zasadzie drag&drop – nazywa się chyba Stockholm, mogę sprawdzić na 100%. Robiła ją dla mnie Weronika z Mavelo.pl. Dziękuję!!!

  12. Moje pytanie jest tak luźno związane z tematem tego wpisu, że aż mi wstyd, ale trudno.
    Zastanawiam się nad powiedzeniem „tak” sofie z tej firmy, z której masz swoją w salonie. Niestety nie mam jak przetestować, a lubię jak sofa jest wygodna, nie za twarda. Czy możesz mi powiedzieć, jak z wygodą Twojej sofy? Czy sprzyja leżeniu i wygodnemu siedzeniu czy raczej skręca w stronę savoir vivre i siedzi się na niej bardziej układnie?

  13. Ja czasami się nie zastanawiam nad powiedzeniem tak w niektórych sytuacjach ale warto jednak przemyśleć swoje decyzje i czasami zagłębić się w temat i rozważyć jednak taką opcje. Powiem szczerze że taki kurs by mi się przydał który by pomógł mi jakoś dokonywać słusznych wyborów ale pewnie takowego nie ma.

  14. Chciałam Ci podziękować za to, że dzięki temu wpisowi nie wzięłam dziś pewnego zlecenia – zamiast się miotać i próbować wepchnąć to w napięty grafik po prostu uczciwie odmówiłam. Melduję, że świat się nie zawalił :)

  15. Asiu, ja wlasnie mam wrazenie, ze podejmuje sie, czy wymyslam sama dla siebie za duzo projektow, realizuje je, ale mam poczucie miotania sie, kiedy wiem, ze powinnam skoncentrowac sie raczej na jednej konkretnej rzeczy, ja tymczasem rownolegle prowadze kilka blogow, kilka odmiennych tematow, zamiast skoncentrowac sie na jednym temacie, jednej rzeczy. Pozdrawiam serdecznie Beata

  16. Świetny temat! Od zawsze miałam z tym problem – mnóstwo rzeczy mnie fascynuje, ciekawi i interesuje. Niestety nigdy nie miałam tyle siły żeby się uczyć. Teraz dopiero zaczynam to przełamywać. Wezmę pod uwagę kwestie jakie poruszyłaś

  17. Hej! Dokładnie znam temat. Staram się urozmaicać sobie życie różnymi projektami, szczególnie tymi, które zdają się być czystą przyjemnością. Jednakże, jeśli coś co uwielbiamy robić raptem staje się czymś co trzeba robić i w czasie kiedy należałoby się poświęcić czemuś innemu – staje się to obciążeniem. Ja mam tak z projektami muzycznymi. Również od niedawna stawiam sobie wymienione przez Ciebie pytania , plus:
    – Czy ludzie, z którymi pójdę na ugodę, będą z tym faktycznie ok (czyt. przyjaciele )? Łatwiej jest w sposób wywalczony współpracować jednak z obcymi.
    – Co mi to da? Czy rozwijam się dzięki temu, czy tylko nie chcę kogoś zawieść / sprawić, by było mu przykro ?
    – Czy moje zaangażowanie jest jedynym rozwiązaniem czy mogę pomóc w inny sposób ?
    To tak mniej biznesowo, a bardziej hobbystycznie jeśli chodzi o perspektywę:)
    Pozdrawiam i fajnie Cię czytać!

      1. Mogłabyś proszę podać jeszcze konkretną nazwę? Zanim znajdę, nadejdzie nowy rok ;) z góry dziękuję i pozdrawiam ciepło!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *