Odkąd pamiętam, uwielbiam wszelkiego rodzaju straszne historie i legendy miejskie. Wiecie, nie te o smoku wawelskim, tylko te które miały wydarzyć się niedawno – w wersji angielskiej urban legends.
Nerki wycinane w klubach, dzieci porywane w supermarketach, kierowca, któremu udało się wymigać od mandatu za jeżdżenie tyłem po rondzie – co kilka lat wracają i elektryzują miasto, powtarzane w kolejkach do kas w sklepie spożywczym i w lokalnych grupach na Facebooku. Czytaj dalej