Zwykle piszę na blogu o pozytywnych sprawach. Jeśli coś mi przeszkadza, staram się to zmienić, unikać tego typu sytuacji albo, jeśli to niemożliwe, zmienić swoje nastawienie. Mam z tyłu głowy, że narzekanie nic mi nie da i raczej działam, niż użalam się nad sobą.
Każdy z nas ma jednak zestaw małych rzeczy, które doprowadzają nas do szału – od stawania na klockach Lego po mlaskających ludzi. Takich że niby nic, a potrafią naprawdę wyprowadzić z równowagi. Tego typu dziwactwa to kolejna, po guilty pleasures (uwielbiam komentarze pod tamtym wpisem!) rzecz, która ma chwytliwą, rozpoznawalną nazwę po angielsku – pet peeves – i brak odpowiednika w języku polskim.
Dzisiaj, stojąc na peronie na Dworcu Centralnym i osiągając kolejne poziomy irytacji, postanowiłam poświęcić im post, z przymrużeniem oka – bardzo jestem ciekawa, jak to wygląda u Was i jakich małych rzeczy Wy nie możecie znieść!
1. Sztuka stania w kolejce
Jeśli chodzi o funkcjonowanie w przestrzeni publicznej, jestem zdecydowanie bardziej brytyjska niż południowa. Mówiąc krótko – jestem strasznym sztywniakiem. Nadużywam „przepraszam” i „dziękuję”, w tramwaju siedzę przyklejona do ściany, a moja bańka przestrzeni osobistej jest naprawdę spora. Nie przepadam więc za tłokiem czy współpasażerami relacjonującymi swoje życiu uczuciowo-erotyczne przez telefon, ale najgorsze, absolutnie najgorsze, są dla mnie kolejki.
Nie wszystkie oczywiście – choć stanie w kolejce samo w sobie do najprzyjemniejszych nie należy, to nie mam nic przeciwko czekaniu w usystematyzowanym ogonku, gdzie każdy ma trochę przestrzeni dla siebie i wszyscy systematycznie się przesuwają, zwłaszcza gdy na końcu czeka coś naprawdę fajnego.
Nie cierpię jednak stać w kolejce, która wykonuje ruchy pozorne, ludzie przesuwają się nie dlatego, że faktycznie ubyło osób, ale wyłącznie po to, by skrócić dystans, mieć poczucie działania i znaleźć się bliżej miejsca docelowego. Staję się wtedy wzorem asertywności i choćby osoba za mną deptała mi po piętach, nie przesunę się ani o milimetr – nauczyłam się już, że kiedy ja się odsunę, ona przysunie się jeszcze bardziej.
Podczas wspomnianej we wstępie sytuacji z dworca stałam przy drzwiach na peronie, czekając aż z pociągu z Krakowa do Gdańska wysiądą pasażerowie. Tuż za mną nerwowo dreptała pani w towarzystwie męża, co chwilę rzucając w przestrzeń „no czemu ona nie idzie!”, „zdążyłaby przecież między tym z wielką walizką a panią z torbami!”, z różnego rodzaju prychnięciami i westchnieniami w roli przerywników. Wiem, że to trochę okropne, ale sporą satysfakcję dało mi stanie tam spokojnie do ostatniego pasażera, mimo przyspieszonego oddechu wspomnianej pani na karku. Dla porządku dodam, że wsiadałyśmy do Intercity, więc kwestia walki o miejsce nie wchodziła w grę.
2. Zamoczone części garderoby
To na szczęście kwestia raczej sezonowa, dotycząca zimniejszych pór roku, gdy nosimy długie rękawy i swetry. Chcę wypić herbatę, nie ma czystego kubka, odkręcam więc kran i… moczę sobie skraj rękawa, mokre nitki żałośnie zwisają i nieprzyjemnie ocierają się o nadgarstek. Opcjonalnie: podchodzę do okna, sprawdzić jaka jest pogoda i wdeptuję świeżo założoną, cieplutką skarpetką w kałużę rozchlapanej przez Chrupka wody. Brr!
3. Telefon spadający na nos
Nie wiem czy to kwestia mojego ogromnego telefonu, czy ogólnego nieogarnięcia, ale notorycznie zdarza mi się zrzucić sobie telefon na twarz, kiedy czytam coś na ekranie czy przeglądam Instagrama, leżąc w łożku. Mam wrażenie, że prędzej czy później złamię sobie w ten sposób nos – wolę sobie nawet nie wyobrażać reakcji lekarza, chociaż z drugiej strony lekarze pewnie nie takie wypadki widują.
Ciekawa jestem, jakie są Wasze małe rzeczy, które potrafią Was wyprowadzić z równowagi? Coś, co innym nie robi różnicy, a dla Was jest zupełnie nie do zniesienia? Wbrew pozorom, takie niedogodności leżą często u źródła najlepszych wynalazków czy biznesów, więc liczę na to, że do czegoś nas te wyliczanki doprowadzą.
A na zdjęciu piękne polskie morze, po więcej takich migawek zapraszam na mój Instagram.
260 thoughts on “Trzy małe rzeczy, które doprowadzają mnie do szału”
Mnie strasznie irytują głośno rozmawiający ludzie, zwłaszcza, jak wiszą mi nad głową, kiedy np. czytam książkę w tramwaju. Sytuacja patowa, bo przecież nie robią tego specjalnie, no i każdy z nas w tym miejscu musi być. Oczywiście słucham muzyki, na szczęście trochę pomaga :)
Do książki w tramwaju konieczna jest też muzyka na słuchawkach, nie odciągająca uwagi od książki a blokująca zbędny hałas. Nawet w ekstremalnych wypadkach wrzeszczących dzieci wystarczy głośność na full, słuchawki dokanałowe i dalej można relaksować się z książką :)
Serio? Ja wiem, że ludzię są różni ale ja na przykład wolę słyszeć ludzi niż mieć muzykę na full totalny i to jeszcze w słuchawkach dokanałowych! Dla mnie to okropieństwo, ale może to przez to, że byłam w biol-chemie i mam mamę kategoryczną przeciwniczkę słuchawek dokanałowych i po prostu mam to po niej. Inna kwestia, że mam chyba niewymiarowe uszy albo nie umiem obsługiwać słuchawek bo jak mam założone inne niż takie duże na całe uszy to mi co chwilę wypadają z ucha co mnie doprowadza do pasji (btw. to chyba moja taka mała rzecz :) )
Mam to samo ze słuchawkami :) Dokanałowe zawsze mi wypadają (mam tak małe otwory uszne, czy jak to tam się profesjonalnie nazywa, że laryngolog musi używać wzierników dla dzieci, jak mnie bada), a poza tym nawet przy małej głośności zawsze bolą mnie uszy. Poza tym, muzyka zawsze wygrywa u mnie z tekstem – pomimo że jestem wzrokowcem – ale to chyba dlatego, że muzykę ubóstwiam.
Z innych dziwactw, krew się we mnie zaczyna gotować, kiedy widzę pozostawioną przez kogoś otwartą książkę odwróconą grzbietem do góry. Taki brak szacunku do książek irytuje mnie szczególnie mocno, kiedy okazuje go największy mól książkowy, jakiego znam (i chyba jaki istnieje w naszym wymiarze), czyli moja własna siostra.
Ja nie potrafię, po prostu nie potrafię, czytać i słuchać muzyki jednocześnie. Dla mnie albo jedno albo drugie. W obie czynności angażuję swoje zmysły na maksa i nie potrafię się skupić gdy mam puszczoną muzykę w tle. Próbowałam kilkakrotnie, za każdym razem zamiast czytać wsłuchiwałam się w instrumenty… Zazdroszczę Wam tej muzyki, bo ludzie gadający w tramwaju tuż nad głową są naprawdę nie do zniesienia.
Ja mam takie słuchawki tłumiące odgłos i jak czytam, to mam je wsadzone do uszu, ale muzyka nie leci, bardzo dobrze wyciszają:)
Mnie strasznie denerwuje stanie w korku i spóźniające się autobusy
Och te sytuacje kolejkowe dobrze rozumiem, też już rozgryzłam ten mechanizm z przesuwaniem się i nic mnie bardziej nie irytuje jak ludzie napierający na mnie wózkiem sklepowym w kolejce do kasy. Czuję się wtedy jak krowa na pastwisku. Chyba moja największa zmora to właśnie ludzie, którzy wsiadają do autobusu/metra, zanim wszyscy jeszcze nie wysiedli. Nie wiem czy tu chodzi o walkę o miejsca siedzące czy jakiś lęk że im nagle pociąg odjedzie. W ogóle poruszanie się w godzinach szczytu komunikacją publiczną generuje wiele takich sytuacji, które doprowadzają mnie do szału ;)
Też mnie wkurzają ludzie pchający się do autobusu zanim wysiądą ci, co chcą wysiąść. Dlatego sama zwykle wsiadam jako jedna z ostatnich – przynajmniej nikt mnie nie popycha ani nie depcze. Gorzej, gdy to ja jestem jedną z tych wysiadających… Na prawdę jestem spokojnym i cierpliwym człowiekiem, ale już mi się parę razy zdarzyło łokciami rozpychać – no czasem nie da się inaczej…
Komar czyhający az stracę czujność … bzzzzzzz
Najgorszy dźwięk!
O to to to to! :)
Usłyszałam to w głowie, no dzięki! Bzzzzzzz….
Oj taaaaak… Leżysz sobie w łóżku, wygodnie, milutko… oczy się powoli zamykają, aż tu nagle tuż nad uchem ten piekielny dźwięk: bzzzzz… Cholery można dostać.
Stanie w korku 100 metrów od przystanku autobusowego ze świadomością, że na piechotę doszłabym do celu jakieś pół godziny temu. Brr, jestem wtedy okropnie podirytowana, zarówno wtedy jak się już gdzieś spóźniam, jak i wracam zmęczona do domu.
Brzęczenie komara w nocy – mam średnio trzy razy większe bąble bo ugryzieniach i wiem, że rano obudzę się opuchnięta i zbolała, a dodatkowo ten okropny dźwięk, który świdruje w uszach… nie! :D muszę wstać i zabić, choćbym miała polować godzinę.
Nagłe odłączenie internetu gdy robię coś ważnego. Niestety mój komputer jest już dosyć wiekowy i lubi znienacka stracić połączenie, sam nie wie dlaczego. Trzeba przeczekać do momentu aż uzna, że warto je nawiązać z powrotem. :D
Zimne ciuchy, które trzeba założyć rano. Ludzie okazujący ciągłe niezadowolenie w różnego rodzaju miejscach publicznych, tak jak Pani dysząca za Tobą w kolejce. :) Lub inni, z rodzaju tych mało rozwiniętych w kulturze osobistej, którzy np. puszczają techno w pociągu na cały regulator. Brak miejsc siedzących w pociągu z perspektywą na minimum godzinną podróż. Niepoprawna polszczyzna(weszłem, poszłem i inne kwiatki) oraz coś w rodzaju gwary, choć typową gwarą to wcale nie jest czyli na przykład: Tutej, dzisiej, jo zamiast ja, pińcet, mosz zamiast masz…
Ach, wiele tego! W sumie czytanie o pet peeves jest całkiem interesujące i zabawne :)
stanie w kolejce – tak, nawet nie ze względu na irytujących ludzi wokół tylko jakieś niewytłumaczalne poczucie beznadziejnie straconego czasu (mimo, że baardzo często marnuję czas jakieś głupoty, ale to mnie jakoś nie denerwuje); zawsze mam wrażenie, że mogłabym wtedy robić masę innych rzeczy zamiast stać jak idiotka w kolejce. ogólnie nie cierpię czekania, kolejny przykład to czekanie aż wyschnie lakier do paznokci (zawsze muszę go popsuć, zawsze!)
Haha mam tak samo z lakierem, wczoraj osiągnęłam apogeum, bo malowałam paznokcie tuż przed spotkaniem autorskiem i oczywiście skończyłam z pomazanymi na różowo dłońmi i okropnymi paznokciami.
Wysuszacz do lakieru pomaga – mam z Sally Hansen chyba i jest świetny :-)
Jeżeli chodzi o lakier to miałam ten sam problem.
Ratunkiem okazał się top coat Seche Vite.
Nie dość, że paznokcie są suche w ekspresowym tempie, to w dodatku pięknie się błyszczą, a lakier dłużej się utrzymuje :)
Też zawsze psuję sobie paznokcie, mam talent ;) Albo wkurza mnie, jak odpryśnie mi lakier, nawet odrobinkę – paznokieć od razu do zmycia…
Ach, Polacy i kolejki to przypadek wręcz beznadziejny! Jako że często śmigam polskim busem z Warszawy do Białegostoku i z powrotem, regularnie bywam taką kolejkową ofiarą. Ludziom zwyczajnie nie da się wyjaśnić, że kierowca jest jeden, sam sprawdza bilety, a fakt, że będą napierać na ludzi z przodu nie sprawi, że się nagle teleportują do wnętrza autokaru. Sama w tej burzy nerwów, jęków i niepokojów o miejsce staram się stanowić uśmiechniętą oazę spokoju, przepraszając, prosząc, dziękując i pilnie strzegąc mojego bąbelka prywatności.
Co do kolejek, to najbardziej mnie wkurza wersja kościelna: panie, które przesuwają się za mną milimetr po milimetrze w kolejce do Komunii, trzymając złożone przed sobą ręce wbite w moje plecy/oparte na moich pośladkach.
1. uwielbiam mojego kota, wręcz kocham…ale jego sierść doprowadza mnie do szału. Najbardziej kiedy na ziemie spadnie mi pomadka, a po jej podniesieniu oprócz niej, w ręce trzymam milion kłaków…i tak, odkurzam co dwa dni!
2. irytuje mnie to jak szybko rozpadają się znajomości.
3. nie mogę zrozumieć jak można być złym człowiekiem, chodzi nawet o prozaiczne sprawy. Zauważyłam, że jak szczerze jesteś miły, dobry etc, to albo coś z tobą nie tak, albo…coś z tobą nie tak.
4. kontynuując…wkurza mnie jak ludzie łatwo wyciągają wnioski na temat drugiego człowieka. Najczęściej po obejrzeniu uwaga tvn. A przecież jest to punkt widzenia reportera co kręcił ten dokument, a nie mnie. Nie znam człowieka, całej sprawy, więc nie komentuje…proste.
5. Gdy mam ogromną ochotę na kawę (rano), wstawiam wodę, zalewam, wszystko cacy…i kawa nie smakuje tak jak powinna. Nie wiem od czego to zależy…
6. i jeszcze wieleee innych, ale nie bede juz spamować ;)
Sylwia, sprawdź furminatory, pomogą odkłaczyć sierściucha :)
A mnie okropnie irytuje słowo 'sierściuch’. Uważam je za wyjątkowo pejoratywne, wręcz ordynarne. Istnieją całkiem przyjemne zamienniki, chociażby: puchacz, puchatek.
Normalnie jakbym czytała o sobie, tylko nie mam kota! ;)
Tak tak, furminator ułatwia życie, ja furminatoruję Chrupka regularnie i naprawdę jest spoko:)
Moja mama strasznie nie lubi psiej sierści, odkurza czasami dwa razy dziennie:) Są też takie fajnie nakładki do odkurzacza zbierające sierść:)
A propos rozpadajacych sie znajomosci, nieporozumien. Ogolnie stosuje zasade – warto rozmawiac- ale jesli nie widze , ze druga osoba chce sie ze mna spotkac w pol drogi ( nie widze checi wspolpracy do rozwiazania problemu) to sobie daruje taka znajomosc.
Wpadlam na ksiazke „Socipath next door” i jest tam napisane, ze 1 na 25 osob ma wylaczona empatie i podchodzi do zycia na zasadzie „po trupach do celu” , nie parzac na uczucia innych. (Thomas Sheridan ma swietne ksiazki i video na youtubie.) Obserwujac swiat i jakie sa podejmowane decyzje na najwyzszych szczeblach wladzy, mysle sobie , ze ci psychopaci dogryzli sie / wdrapali sie na ta drabine i pluja na tych z dolu, bo moga. Poniewaz, nie moga byc tacy jak my (ludzcy, milosierni, wybaczajacy, pomagajacy, wyrozumiali ) to sciagaja reszte spoleczenstwa do swojego poziomu. Wielu ludzi przeksztalca sie w takich cwaniakow (nawet jesli nie sa psychopatami od urodzenia) i zaraza tym innych. Przesluchalam sobie jeszcze audiobook’a Ziemkiewicz „Polactwo” gdzie zarysowana jest mentalnosc niewolnika. My niestety taka mamy w wiekszym badz mniejszym stopniu.
Tak sobie mysle, ze codziennie trzeba walczyc o dobre relacje, o czlowieczenstwo. Nic nie stoi w miejscu.
Troche chaotycznie , ale staralam sie napisac krotko.
Ps. Asia Twoja ksiazka jest super!!!
Z kolejkami mam tak samo! Podziwiam, że masz tylko trzy takie rzeczy….. u mnie niestety jest ich duuuuużo, dużo więcej!
Mnie zazwyczaj zdarza się stanąć podczas mszy obok osób, które mruczą pod nosem wszystkie teksty wraz z księdzem…
Albo ktoś uparcie mówi wolniej /szybciej niż ogół… Albo baaardzo fałszujący sąsiad w ławce z zacięciem piosenkarki…
kolejki i „stanie na moich plecach” , o tak, zdecydowanie jest to irytujące :) teraz do kolejkowych problemów mogę dołożyć brak wyobraźni i empatii ludzi – jestem w 9 miesiącu ciąży, ale takie czasy, że muszę czasami załatwić coś sama – wcześniej też byłam samodzielna i nawet jak było już wyraźnie widać, że jestem w ciąży dla ludzi w kolejce stawałam się niewidzialna – no przecież w przeciwnym razie trzeba mnie przepuścić. Kiedyś myślałam, że jest to kwestia grzeczności i szacunku do kobiety w ciąży (sama byłam nauczona, że zawsze przepuszczałam panie w ciąży), ale teraz wiem, że stanie dłużej jest po prostu koszmarem – nogi odmawiają posłuszeństwa a kręgosłup wychodzi mi uszami. Przykro mi, że kiedy jestem naprawdę zmęczona i proszę o przepuszczenie zdarzają się komentarze, że takie jest życie i mam sobie stanąć na końcu kolejki. To krępujące.
Dziękuję Ci za wczorajsze spotkanie w Gdańsku! Pytałam Cię o przechowywanie swetrów, a na końcu spontanicznie uścisnęłam :D Co do denerwujących rzeczy, to nienawidzę, jak ktoś mi daje coś, czego nie chciałam. Wiem, że to brzmi pretensjonalnie, ale nie do końca chodzi mi o prezenty. Ostatnio nic nie chciałam zamawiać w restauracji, a taki jeden kolega uparł się, że postawi mi herbatę. Nie wypiłam jej, bo bardzo nie lubię, jak ktoś próbuje mnie do czegoś zmusić, nawet jeśli dla kogoś to miał być miły gest. Dla mnie nie był. No ale ten gość prawie mnie nie znał. Najbardziej mnie irytuje, jak ktoś, kto powinien mnie znać, daje mi coś, czego nie lubię. Ale to jest gdzieś w mojej psychice i nawet domyślam się przez jakie wydarzenie z dzieciństwa i po prostu nadal za mną chodzi w takich momentach. Może kiedyś mi przejdzie :D
To ja dziękuję! Super, super że byłaś:) I znam Twój problem doskonale, niesamowite jest to jak trudno jest przekonać drugą stronę, że nie, nie chcemy darmowego batonika, 3 produktu gratis bo kupiliśmy 2 i że tak, rozumiemy że nic nas to nie kosztuje, ale po prostu nie chcemy. Yh.
:) Może kiedyś ludzie się nauczą…
Nie znosze prezentow niespodzianek. Dostaje zawsze jakies bibeloty, ktore sa strasznie brzydkie. Ogolnie nie lubie niespodzianek. Za wczasu pytam sie czego moi bliscy by chcieli. Najlatwiejszy sposob z trafieniem w gusta.
Co do slowa NIE i braku reakcji otoczenia. I mama i babcia narzucaly sobie i reszcie swoje oczekiwania i wiedze o potrzebach innych. Jak sie bylo stanowczym to byla obraza i lzy.
Niestety lapie sie na tym, ze tez trzeba mi kilka razy zasygnalizowac swoja wole inaczej brne w swoje.
Ostatnio nabiłam sobie sporego guza kiedy telefon spadł mi na głowę. ;) I to już nie pierwszy raz…
Ludzie pchający się na moje plecy w kolejce – to zło! Bardzo mnie drażnią też ludzie głośno gadający w tramwaju. Czasem bywają zabawni, ale zwykle jednak ich monotonna rozmowa o gotowaniu ziemniaków na obiad albo złej koleżance z biura sprawia że 20 minut w tramwaju zamienia się w koszmar. Kiedyś jechałam pociągiem z Krakowa do Warszawy, takim interregio – czyli bez przedziałów, jak te pociągi które jeżdżą na liniach podmiejskich. Jak tylko pociąg ruszył pewna studentka zadzwoniła do koleżanki i relacjonowała jej cały poprzedni wieczór, w stylu: „a wtedy mój chłopak mówi, że nie pójdzie, a ja mu na to, że …, a on…” Trzeba dodać że była to opowieść ze zwrotami akcji i wieloma przygodami; potem był telefon do mamy i znowu ta sama historia opowiedziana… pozostali pasażerowie uśmiechali się do siebie delikatne przy bardziej ekscytujących momentach historii, a już szczególnie zabawnie zrobiło się po dwóch godzinach gdy dziewczyna zaczęła krążyć po wagonie szukając gniazdka, bo telefon padał… ;)
Haha:)
Dlaczego po prostu nie zwrócić uwagi osobie, która długotrwałym gadaniem wszystkim przeszkadza.
Jest tolerancja wobec takiego inwazyjnego zachowania – ludzie milczą, słuchając czyjegoś słowotoku, a potem innym się użalają.
Może popularyzować jakąś „etykietę” w tym zakresie?
Kiedyś – po 20 min. słuchania bełkotu, zawierającego też wulgaryzmy – zwróciłam uwagę, mówiąc: „pani bardzo głośno rozmawia”. usłyszałam: „mnie to nie obchodzi”, z dodanym wściekłym spojrzeniem. Osoba siedziała 20cm ode mnie. Po mojej uwadze poparły mnie 2 inne kobiety, ale nie zmieniło to zachowania tej prostaczki. Po prostu : chamstwo rośnie w siłę i milcząca postawa jest tylko akceptacją takiego zachowania.
Takich historii mogę , jak każdy, przytoczyć mnóstwo.
Skojarzył mi się z tym wpisem „Dzień Świra” ;) …
Ja nienawidzę panów ze zbyt wysokim mniemaniem o sobie, którzy w komunikacji miejskiej uważają że nie zmieszczą swoich skarbów nie rozkraczając się na trzy siedzenia.
Do szału doprowadzają mnie ludzie, którzy nie potrafią powiedzieć „przepraszam”, tylko się pchają.
Dzieci, które mówią do dorosłych na „ty”.
Gdy wdepnę skarpetką w coś mokrego na podłodze.
i wieeele więcej…
o, dokładnie, rozkraczający się faceci w komunikacji miejskiej! blee!
Od wielu lat czytam Twój blog. Jesteś niebywale mądrą osoba, a Twoje spostrzeżenie są niezwykle trafne!
Bardzo Ci dziękuję!
Moje irytatory:
-„w sumie to nie moja sprawa, ale ja na twoim miejscu…” Porady, o które nikt nie prosił. Rak instant.
– taksówkarze, którzy zaczynają zwierzać się w trakcie kursu albo narzekają na polityków/związek wędkarski/PZPN/hemoroidy
– psie kupy na chodnikach (w sezonie na płaskie sandałki noszone na gołą stopę to prostu horror)
– ludzie, którzy znają się na wszystkim najlepiej i nie potrafią z godnością przyznać się do pomyłki nawet, kiedy ewidentnie im udowodniono, że ich argumenty/tezy są inwalidami
– „nie podoba ci się, bo nie zrozumiałeś” mój „ulubiony” komentarz przy dyskusjach o szeroko pojętej sztuce
– rodzice puszczający w samopas w restauracjach i kawiarniach małe dzieci, którzy uważają, że to słodkie, że ich pociecha właśnie wsadza mi ręce w talerz/kładzie brudne ręce na moich kremowych spodniach/zaczyna mnie ciągnąć za włosy/grzebać mi w torebce. Według takich rodziców powinnam się zaśmiać i powiedzieć, że nic nie szkodzi. A taki wał. Zwłaszcza jak reagują dopiero jak się do nich pójdzie i łaskawie o reakcję poprosi.
Unwanted advice zawsze w cenie;)
O z tymi dziećmi to mam tak samo, niedawno byliśmy w restauracji meksykańskiej, gdzie wiadomo podają m.in. gorące wręcz parujące zupy a tu jakaś bystra mamusia puściła samopas swoje dzieciaczki, które latają jak nakręcone między stolikami wrzeszcząc tak, że nie słyszałam co mówi do mnie osoba siedząca obok i szkoda mi było patrzeć na podenerwowaną kelnerkę z dwiema tacami pełnymi gorących dań próbującą manewrować miedzy bachorami, zero odpowiedzialności.
Najbardziej irytuje mnie gdy wysiadam z tramwaju/autobusu i grupa osób zamierzających wsiąść stoi na wprost drzwi tak, że blokują przejście osobom wysiadającym. I nawet na krok się nie przesuną tylko trzeba się między nimi przepychać. Żenujące…. a najgorsze jest to, że są to głównie osoby starsze i w średnim wieku – młodzież zwykle robi przejście dla innych i spokojnie czeka aż wszyscy wysiądą. Czasami zachowania dorosłych ludzi w tramwaju naprawdę mnie zaskakują – cały czas narzekają jaka to dzisiejsza młodzież niewychowana a sami zachowują się poniżej poziomu kultury.
wkurza mnie kiedy klamka przy drzwiach wchodzi mi do rękawa ( nie potrafie opisac jak to sie dzieje, ale czasami tak sie wlasnie dzieje i doprowadza mnie to do szewskiej pasji), albo gdy mleko do kawy sie skwasi ( a kawa ju zaparzona – nie cierpie pic czarnej) i jeszcze czarne plamy od kawy na białym obrusie, i gdy fleki w butach za szybko sie scieraja i trzeba wedrowac do szewca :) i jeszcze gdy przeleje kwiatki i woda splywa z parapetu na podloge :)
Klamka – taaak, znam to:)
też chciałam wspomniec o klamkach, bo to jeden z moich topowych irytatorów, ale myślałam, ze nikt mnie nie zozumie :)
Myślałam że tylko ja zahaczam klamki :D
taaak, przelewanie kwiatków… już jestem pewna że nigdy mi się to nie zdarzy, że tym razem zrobię z wyczuciem… i znów to samo!
Myslałam, że tylko ja się tak „wieszam” na klamkach :D Nastepnym razem jak się powieszę to bedzie mi raźniej, że nie jestem jedyna.
Inne:
-Brak symetrii. Np. buty ułożone nierówno, pary nie obok siebie tylko przedzielone innym butem, jeden but palcami do ściany a drugi pięta. Talerze ze wzorkiem ułożone w różny sposób (np. jakaś różyczka jest na jednym talerzu w pozycji godz.1 a na talerzu obok na pozycji godz. 5). Obsesyjnie poprawiam takie rzeczy.
Jest też taka scena w filmie „Grand Budapest Hotel” w której powoli jedzie wagonik kolejki górskiej. Modliłam sie w myślach żeby zatrzymał sie idelanie w środku kadru, bo jak nie to bym chyba zwariowała i przestala oglądać. Zatrzymał się :) Film kocham. To najsymetrycznieszy film jaki oglądałam.
-Uogólnienia na podstawie miejsca zamieszkania. „Bo wszyscy z Warszawy/Krakowa/Włoch to….” Sprzeczka gwarantowana.
-Jak podchodzę do stacji Veturilo a tam wszystkie rowery poopsute. Idę do nastepnej-pusta. Do następnej- nie działa stacja. Itd. aż docieram pieszo na miejsce do którego planowałam dojechać.
-Jak kierowca z którym jadę samochodem przeklina innych kierowców w trakcie jazdy. „Co za …..! Po ….. to zrobił? Chyba go ….” Zaczynam wtedy usprawiedliwiać. Że może sie zagapił, może nie czuje się tak pewnie za kółkiem, że przecież nic sie nie stało, że nie zdażylismy przez to za zielonym. Cóż, musze przyznać, że moja postawa to pet peeves dla kierowców z którymi jadę ;)
-Wyrzucanie śmieci, resztek jedzenia i niedopałków przez okno na trawnik. Mieszkam jakieś 100m od Ciebie (tak wnioskuję na podstawie zdjęć ), to tutaj istna plaga.
– I na koniec głupota, ale nie w senise drobnostka tylko bezmyślności. Właściciele psów wyprowadzający je na smyczy w nocy w taki sposób, że właściciel idzie jedna strona chodnika, smycz się ciągnie przez całą jego szerokość (a najlepiej jeszcze przez scieżkę rowerowa) a piesek gdzieś daleko na trawniku albo najlepiej w krzakach tak że go nie widać. Ludzie!! Takiej cienkiej linki nie widać w nocy!! Zaliczylam przez to glebę biegając w parku. Psu szczęśliwie nic nie nie stało, bo predkość miałam małą. Innym razem ledwo wyhamowalam przed smyczą w poprzek ścieżki rowerowej. Wole nie myśleć co by sie stalo z psem gwałtownie szarpnietym za szyję przez rower.
siorbanie. siorbanie jest straszne! Ciężko jest czerpać przyjemność z posiłku tudzież z herbaty, kawy, gdy ktoś obok, no po prostu, przypadkiem czy z przyzwyczajenia, siorbnie.
A ja mam odwrotnie. Irytuje mnie gdy nie mogę siorbać rosołu :) Nie mogę gdy jem go na jakiejś imprezie, albo w gronie wykraczającym poza moich najbliższych (rodziców, rodzeństwo i chłopaka). Jeśli nie siorbię rosołu to nie czuje jego smaku, a przynajmniej ucieka mi większość jego aromatów. Trochę jakbym samą wodę z makaronem piła.
I jeszcze nie znoszę tych pseudo polonistów w internecie, poprawiających czyjeś błędy językowe/ortograficzne. To jakaś plaga.
1.Rytmiczne stukanie, rytmiczne klikanie długopisem i tak bez przerwy… Wychodzę wtedy z siebie. 2. dłubanie w nosie … jak już ktoś ma potrzebę to niech to robi tak, żeby tego ludzie nie widzieli! 3. gdy ktoś w tramwaju gdy jest duży ścisk nie zdejmie swojego plecaka i tak nim obija i ociera wszystkich wokół siebie.
O tak, zgadzam się z opinią co do plecaków! Zwłaszcza, że nie jestem zbyt wysoka i plecak stojącego przede mną chłopaka mam zazwyczaj gdzieś na wysokości głowy/twarzy….
Ja jestem przyzwyczajona do dość szybkiego chodzenia, więc ogromnie irytują mnie osoby idące przed mną chodnikiem w ślimaczym tempie, a do tego zajmujące całą szerokość przejścia.
Z sytuacji tramwajowych/autobusowych – pytanie w połowie odcinka pomiędzy przystankami „czy Pani tutaj wysiada?”. Nie wiem, czy mam wtedy puścić trzymaną rurkę i balansując przepuszczać pytającego, żeby spokojnie przepychał się w tłumie do drzwi, czy może spokojnie odpowiedzieć „tak” i stać dalej, nie ruszając się z miejsca ;) przecież kierowca nie odjedzie z przystanku dopóki jedni nie wysiądą, drudzy nie wsiądą!
O, to to, z ludźmi na chodniku. Mnie wyjątkowo frustruje, gdy ludzie znienacka się zatrzymują NA ŚRODKU i „wpadam” na nich. Na chodniku, górskiej ścieżce, czy w supermarketowej alejce – to zdarza się wszędzie.
Markety i galerie handlowe to ogólnie miejsca obfitujące w takie sytuacje, od popychania wózkiem, po stanie w kolejkach. W których popycha się łokciami i torebkami.
Nie lubię jeszcze, gdy w długaśnych kolejkach u lekarza ktoś usilnie próbuje oszukać system. Zamiast zapamiętać jedynie osobę przede mną i spokojnie oddać się lekturze zabranej na tę okoliczność książki, trzeba na bieżąco śledzić sytuację :)
Gdzie byłaś całe moje życie?! Rytmiczne dźwięki doprowadzają mnie do szału. Około 4 codziennie nieopodal mojego okna jakiś ptak wydaje rytmiczne „ti-ti”. Moja współlokatorka czasem kursuje ze swojego pokoju do kuchni (czeka aż się woda zagotuje i tak chodzi), niestety robi to rytmicznie i gdy słysze „tup-tup”, to po prostu rośnie we mnie jakaś nieznana agresja. Nienawidzę, gdy coś jest rytmiczne, po prostu szaleję wewnętrznie.
łączę się w bólu BEZCZAS! Niektórzy, nie rozumieją, że to doprowadza mnie do szaleństwa (w złym znaczeniu ;)) To chyba jakiś zalążek nerwicy nie uważasz?
Mialam kiedys dylemat czy zwrocic uwage swoim kolegom i kolezankom z pracy na ten temat (punkt 2) i wolalam zdezertowac, ale przez kilka m-cy mnie to ztraumatyzowalo , ze do dzis o tym pamietam.
Prosze o sugestie i rady!!!
Czy zrobic to publicznie przy innch (rowniez winnych) czy isc do samego szegostwa, aby wystosowac office’owy savoir vivre?
Jestem totalnym nerwusem, ale o dziwo nie mam problemów z takimi świrodniowymi sprawami ;) Może dzięki temu, że co chwila wpadam w jakiś szał i wszystkie negatywne emocje ulatują na bieżąco ;)
Z kolei mój Łukasz ma jobla na punkcie odgłosów wydawanych podczas spożywania posiłków – od mlaskania przez siorbanie po chrupanie irytuje go dosłownie wszystko! Nie ma mowy, żebym zjadła przy nim jabłko, co i rusz dostaję esemesy z pracy z wiadomościami, co kto aktualnie spożywa i jaka to jest męczarnia. Dowiedziałam się, że przypadłość ta ma nawet swoją nazwę – MIZOFONIA :)
o kurczę, nie myślałam że to ma nazwę, no to teraz już wiem co to jest :(
u mnie odgłosy jedzenia, nalewania wina do kieliszka ( :( ), stukania na klawiaturze, odgłos jak kot się myje… masa tego jest :(
To z kotem to ciekawa sprawa!
Mój kot ma trochę psią psychikę po wieloma względami ;) M.in. nie lubi zbytnio dbać o swoje oryginalnie białe, a na co dzień wielokolorowe futerko, dlatego jeśli już zaczyna się myć, to dla mnie jest to prawdziwe „święto lasu” i robię wszystko, żeby tylko mu nie przeszkodzić. Nie zapomnę szoku, w jaki wpadłam, kiedy moja znajoma pacnęła go podczas jego kociej toalety w głowę ze słowami „nno skończ już mlaskać!” :) Szczególnie, że dla mnie ten dźwięk jest kojący ;p
a druga rzecz – gdy rano wstanę, zmielę sobie pachnącą kawą, ubiję ślicznie w kolbie, nastawię wodę, nagrzeje ekspres, wskazówka dojedzie do 80 stopni, przesunę pstrykacz, kawa się wleje do kubeczka, na wierzchu zrobi się super crema, wyłączę wodę, wleję troszkę do kawy, otworzę lodówkę, a tam….. nie ma mleka!!!!!! Dzień zepsuty! :P A parzenie kawy to dla mnie niemalże rytuał! :)
Nie cierpię „pierdzenia” językiem. To najcześciej robią dzieci, kiedy kogoś przedrzeźniają. Normalnie dostaję drgawek i muszę zacisnąć wszystkie mięśnie żeby sie uspokoić. Nawet teraz na samą myśl m słabo.
Nie znoszę sytuacji, gdy robię coś przy komputerze, a ktoś za mna stoi i się gapi. Do szału doprowadza mnie również chrupanie orzeszków (takich w panierkach) , nie mogę też zdzierżyć, gdy ktoś przy stole mlaska, siorbie i głośno przełyka.
Tak! Zaglądanie przez ramię, gdy robię coś na komputerze! Najgorsze jest to, że nikt z mojego otoczenia tego nie rozumie. Zawsze, kiedy w takiej sytuacji zamykam laptopa, słyszę, że to podejrzane i na pewno oglądam jakieś dziwne strony, a zamykając laptopa staram się to ukryć. Ja po prostu nawet do sprawdzenia prognozy pogody potrzebuję prywatności :D
Tak, tak, tak! Czasami nawet nachodzi mnie ochota, żeby przestawić biurko w pokoju tak, żeby mieć za sobą ścianę, ale niestety rozkład mojego pokoju to uniemożliwia…
Kolejki… oj tak, zwłaszcza ustawianie się super długiej kolejki przed wejściem do samolotu- miejsca numerowane, można sobie posiedzieć i poczytać jeszcze przez chwilę książkę… a tu ustawia się kolejka na pół lotniska- nigdy tego nie zrozumiem.
Najbardziej jednak denerwuje mnie, gdy usłyszę jak ktoś je- nie chodzi o mlaskanie czy siorbanie, ale niektórzy ludzie po prostu głośno jedzą i to doprowadza mnie do szału- narasta we mnie tak duża agresja, że mogłabym kogoś uderzyć.
Nie lubię też jak ktoś nade mną stoi, patrzy co np. czytam w tramwaju albo gdy piszę kolokwium/egzamin i pilnujący asystent postanawia postać sobie akurat nade mną i patrzeć przez 5 minut na moją kartkę
PS
Bardzo dziękuję za wczorajsze spotkanie, wspaniale było Cię poznać! Miejsce pozostawiało sporo do życzenia, chociaż z drugiej strony ciekawie było słuchać o slow fashion patrząc na ludzi z mnóstwem zakupów na ruchomych schodach ; )
nie cierpię kiedy mężczyzna pierwszy podaje mi rękę! Nigdy nie wiem co zrobic , kiedys jednego chłopaka pocałowałam w rękę, niestety biedny nie zrozumiał mojego sugestywnego żartu. Straszna szkoda
Boskie! :)
Co do stania w kolejkach, to mam już taki patent, że stoję robiąc prawie szpagat. . . Jedna noga z przodu, druga z tyłu ;) W taki sposób ograniczam co poniektórych lubiących się 'przytulać’ w kolejkach. . .
A z innych rzeczy doprowadzających mnie do szału ->
1) nienawidzę PONAD WSZYSTKO jak wracam z zakupów mając jednorazówkę wypchaną jakimiś drobiazgami i ta jednorazówka obije mi się o nogi, przez co niejednokrotnie się już potknęłam – wrrrrrrr, nie cierpię tego!
2) kiedy czesząc się przed lustrem, przez przypadek uderzę szczotką w spód, przymocowanej do tego lustra, szklanej półki i narobię hałasu na pół domu.
Nie mogę znieść ludzi, którzy donośnie ciągają nosem zamiast użyć chusteczki. Doprowadza mnie to do szału, szczególnie w cichych miejscach (biblioteka!).
U mnie sa to zdecydowanie dźwięki wydawane przez innych ludzi w trakcie jedzenia. Nienawidzę odgłosów przełykania, przeżuwania, mlaskania… Bardzo nie lubie jesc publicznie a jezeli ktoś je przy mnie to zeby uspokoić nerwy nusze albo także cos jesc albo wyjsc z pomieszczenia. Dzisiejszy mini dramat? Dziewczyna obok mnie w autobusie jadła kanapkę – te odgłosy przezuwanej wędliny… Bleh, gdzie moje słuchawki!!!
Mam to samo, koszmar
Dziewczyny to z jedzeniem i rytmicznymi dźwiękami to mizofonia – tez to mam w lekkiej postaci :) gotuje sie we mnie np jak ktoś chrupie jabłko w taki specyficzny sposób hahaha
przybijam smutną piątkę. Chociaż mam z tego jeden plus, a właściwie nie ja, tylko moja młodsza 7 lat siostra, którą bardzo szybko oduczyłam mlaskać, zwracając biednemu dziecku (byłam wtedy w gimazjum) co chwilę uwagę ;)
1. Głośne chrupanie chipsów
2. Chrząkanie, tzw. Kłaczek w gardle
3. Baby ze zmęczonymi reklamówkami i muszą mieć swoje miejsce siedzące w autobusie/na przystanku
4. Zatłoczone chodniki w sezonie (trójmiasto) kiedy spieszę się do pracy i nie mogę przejść
5. Cicho puszczany film w tv, za to reklama tak głośna, że zbudzi umarłego!
Dobrze sobie czasem ponarzekać ^^
O, popieram punkt 4. Żeby dostać się na uczelnię muszę przejść przez Stare Miasto w Gdańsku i o matko jak mnie drażnią te niemożliwe do ominięcia wycieczki szkolne i zatrzymujące się co chwilę grupy niemieckich emerytów
Odgłos chrupania. Tłumy osób, które nie zwracają uwagi na to dokąd idą. Nadmierne narzekanie. Wiele kosztuje mnie zachowanie spokoju, gdy mam z tym kontakt.
Aaaaa, zapomniałabym o jeszcze jednej sprawie ->
3) Przepychanie się ludzi siedzących obok mnie w autobusie do wyjścia mimo, że do przystanku jest jeszcze niezły kawał. Niestety mój argument – „ja też tutaj wysiadam” jeszcze nigdy na nikogo nie zadziałał :/ I zawsze jestem podeptana i znokautowana torebkami/plecakami/siatkami z zakupami itp.
W Rzymie jest taki zwyczaj, że ludzie ustawiają się przy drzwiach metra/autobusu z dużym wyprzedzeniem, zaraz po tym jak autobus/metro odjedzie z wcześniejszego przystanku i wtedy pada obowiązkowe „scende alla prossima? Mi fa passare? (czyli wysiadasz na następnym, przepuścisz mnie?”), też mnie to bardzo irytuje ;) Samych Rzymian chyba też, ponieważ kiedyś nawet widziałam taką stronę na facebooku ;) Za to kolejka we Włoszech to po prostu żywy organizm ;), często nie przybiera formy „ogonka”, ale raczej półokręgu ;))
Mnie bardzo irytują zachowujące się nieodpowiednio we wszelkich miejscach publicznych dzieci, a jeszcze bardziej ich rodzice, którzy nie zwracają im uwagi i reagują wręcz agresywnie, gdy zrobi to ktoś inny. Uprzedzając atak tych, którzy zaraz napiszą, że trzeba zrozumieć, że to tylko dzieci, że małe i kochane…… chcę z góry wyjaśnić, że chodzi mi o tzw. rozwydrzone przypadki, których zachowanie jawnie przeszkadza innym osobom. Raczej nikt nie lubi, gdy dziecko zaczyna histeryzować, płaczem szantażuje innych, natarczywie przeszkadza, zabiega drogę, a czasami jest wręcz chamskie w stosunku do starszych od siebie osób (mojej babci zdarzyło się usłyszeć od 3-latka „zamknij się ty stara ruro”, gdy zwróciła mu uwagę, że nie powinien zaglądać do szafek i zamkniętych pokoi w obcym domu. Żebym wtedy tam była, to chyba zatłukłabym bachora a matka oczywiście obróciła to w żart!!!). Jeśli zwróci się uwagę, że nie powinno się tak zachowywać, że to przeszkadza, że to bardzo brzydko zaraz znajduje się zaaferowana matka, która wcześniej sama nie raczy zająć się dzieckiem i siedzi jak krowa udając, że niczego nie widzi, a potem ma pretensje, kiedy ktoś inny postanawia zając się chociażby minimalną edukacją małoletniego…. Niesamowicie mnie to złości.
Dlatego apeluję, ludzie jak zabieracie ze sobą gdzieś dzieci (czemu absolutnie nie jestem przeciwna) to ich pilnujcie i nie pozwalajcie, żeby robiły co chciały!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie cierpię kolejek i tłoku, zwłaszcza kiedy ludzie wokół nie słuchają mojego „przepraszam” i utrudniają mi wyjście na powietrze. Zazwyczaj wtedy wpadam we wściekłość pomieszaną z paniką i uciekam roztrącając ludzi. Na szczęście dość łatwo unikać kolejek na co dzień :-)
Nie znoszę też, kiedy ktoś pociąga nosem. Takie posmarkiwanie doprowadza mnie do szału! Mam pecha, bo mój szanowny małżonek jest alergikiem i posiąkuje niemal przez cały rok, a do tego sam nie znosi odgłosu wydmuchiwania nosa :-P
Tłumy palaczy przy KAŻDYM wyjściu: z galerii handlowej, teatru, filharmonii, kina, whatever. Nie ma opcji ominąć przejścia przez chmurę dymu, a moje włosy po takich trzech sekundach nadają się do mycia…
Podobnie z podążaniem ulicą/chodnikiem (zwłaszcza w tłumie) za osobą z papierosem, której nie sposób wyminąć. Brr!
Wśród Twoich pet peeves pozycje numer 2 i 3 nie robią na mnie żadnego wrażenia, natomiast jedynka… cóż, wkurzająca, ale w moim rankingu znalazłaby się ekstremalnie daleko :D Wyprzedziłoby ją po prostu wiele rzeczy, które dla mnie są nie do zniesienia, a wśród których prym wiodłoby chyba rozmawianie z ludźmi, którzy za bardzo skracają dystans. Chyba każda z nas ma koleżankę, która podczas przelotnej rozmowy musi dotknąć naszych włosów, zdjąć paproszek z bluzki, pogładzić po ramieniu… rany, mam ciarki nawet jak o tym piszę :D
PS. Dziękuję za spotkanie w Gdańsku! Byłaś świetna!
Taaaak, koszmar. Dzięki wielkie:)
hahaha. ja jestem tą koleżanką zdejmującą poproch! Ale się powstrzymuję i wiem z kim można a zkim nie, nie robię tego natarczywie! Mnie wkurza koleżnka z pracy, która strasznie głosno chodzi. Jesteśmy na 10 pietrze i mam wrażenie, że cały budynek się trzęsie, staram się nie zwracać uwagi, ale ciężko gdy czuję dudnienie dochodzące z podłogi nawet gdy jej nie widzę.
Jej, wiem, uświadomiłam sobie co jeszcze mnie niesamowicie wkurza :D Wręcz NIE-NA-WI-DZĘ jak dziewczyny wypowiadając się np. o kosmetykach (głównie recenzując je albo komentując pod czyimiś recenzjami) ograniczają się do „Nie przekonuje mnie to”. Nie napiszą, że nie odpowiada im kolor, wykończenie, forma, nawet cena przykładowo cieni do powiek, tylko „nie przekonały” i już! Nie wiem nawet do końca czemu tak mnie to wnerwia, może po prostu dlatego że jest tak wszechobecne.
Ja też nie znoszę kolejek, ale najbardziej irytują mnie te do autobusu. Nie znoszę kiedy starsi ludzie pchają się nim zdążą wyjść z niego wysiadający, zawsze mam ochotę złapać taką babcię za kołnierz i jak małe dziecko ponieść do góry… (tak, uważam, że starsi ludzie są w tej kwestii nie wychowani, bardzo rzadko zdarza się mi żeby robili to młodzi).
Nie lubię też napierających na mnie wózków w supermarketach (mam wtedy w głowie rzucenie 'może mi Pan w dupę jeszcze tym wózkiem wjedzie’, ale zachowuję te myśli dla siebie i stoję nadal nie przesuwając się ani o milimetr, bo o ile taśma przesuwa się po lądzie, to przecież ktoś płacący za swoje, zakupy przy kasie nie.
Ogólnie nadużywanie mojej własnej przestrzeni przez obcych ludzi mnie denerwuje, nie cierpię gdy ktoś kogo ledwo znam mnie przytula, klepie po plecach albo łapie za ręce (znajomi mogą to robić ile wlezie, jestem bardzo 'dotykalska’ ;))
Fajny post, komentarze znów będą świetnym dopełnieniem! Czytam Twojego bloga od początku i jest jedynym, którego posty śledzę tak regularnie, bardzo dobrze rozwinęłaś bloga, dużo dobrego Ci życzę!
I jeszcze: ludzie piszący doktorat z pierogów i zbierający materiały do habilitacji nad makaronem. To ci, którzy stają przy regale w sklepie, oczywiście z wózkiem obok, tarasując dostęp w promieniu dwóch metrów, i medytują przez kwadrans nad dwoma opakowaniami. Ale mnie to denerwuje! W Polsce w ogóle jest dziwna kultura pilnowania wózków w marketach – niektórzy go nie puszczają ani na moment.
Niestety dokładnie wiem o czy mówisz (piszesz). Mnie do szału doprowadza kilka rzeczy, ale największą jest… mlaskanie, o którym napisałaś na samym początku.
Kiedy byłam dzieckiem wkurzałam w ten sposób siostrę – nie znosiła tego. Ale było to czysto złośliwe. Wiedziałam, kiedy powinnam przestać i gdzie należy takich rzeczy nie robić. Tymczasem… Dostałam swoją pierwszą prawdziwą pracę, we włoskim butiku w centrum dużego miasta. Sklep był bardzo drogi, ekskluzywny i naprawdę bardzo przyjemny. Praca była ciekawa (także ze względu na moje studia – projektowanie ubioru), przyjemna i nie zbyt trudna. No, może fakt ciągłego użerania się z bogatymi paniami, które prócz wydania pieniędzy swoich bogatych mężów nie miały nic innego do zaoferowania… Ale nie w tym rzecz.
Do szału, każdego kolejnego dnia, przez ponad rok pracy… Doprowadzała mnie moja szefowa! Nagminnie wpadła do sklepu aby coś sobie na szybko zjeść, przegryźć na zapleczu, a jak nie było klientek to zaraz obok mnie. Tu ciasteczko, tam obiadek, kawa, guma do żucia… Nie mogłam tego znieść i niestety, w końcu nie wytrzymałam i się zwolniłam.
Żeby nie było – delikatnie próbowałam sugerować Pani Szefowej, poprzez opowiadanie różnych historii, przytaczanie ciekawych przykładów… Ale niestety. Wyszło na to, że „ona to już ma wrodzone” i aktualnie z „problemem” zmaga się moja przyjaciółka, która zaraz po mnie, zajęła moje miejsce.
I powodów zwolnienia było kilka, ale jedno to naprawdę należało do jednego z największych. Czy coś jest ze mną nie tak? :D
O tak! Ludzie w kolejce do kasy torujący sobie drogę mięśniem piwnym.
Albo staruszki z dwoma wielkimi wypchanymi siatami idącymi środkiem chodnika tak że nie da się ich wyprzedzić ani z prawej ani z lewej- a wspomniane panie idą tempem ślimaczym z odchyleniem wahadłowym na boki.
Że już nie wspomnę o śmierdzących ludziach w porannym autobusie- obrzydlistwo!
Nie mogę też znieść rytmicznego uderzania nogą, lub ręką o nogę- strasznie mnie to stresuje.
O i jeszcze nienawidzę jak zrobię sobie kawę, lub herbatę i o niej zapomnę bo ktoś zadzwoni- a ona wystygnie.
Pewnie jeszcze by się sporo tego znalazło :D
Haha tak, też zapominam o herbatach i potem się wkurzam:)
O tak, tak! Wysiadanie/wsiadanie do pociągu – też zawsze czekam aż wszyscy wysiądą – dopiero wtedy, na spokojnie wsiadam. Przecież pociąg nie odjedzie, gdy pasażerowie wsiadają. Zresztą przed odjazdem zawsze konduktor sprawdza czy wszyscy wsiedli i dopiero wtedy daje znać maszyniście, że może ruszać, więc nie wiem skąd ta ludzka niecierpliwość. ;) Kolejna sprawa – nie znoszę, gdy na schodach ruchomych ludzie zajmują ich całą szerokość. Czasem się zdarza, że muszę szybciej przejść (np. gdy już jestem spóźniona na jogę ;)), a ludzie jak na złość barykadują schody. ;) Podobne barykadowanie przejść jest w komunikacji miejskiej – tramwaj/autobus pełny do granic możliwości, ja gdzieś w środku tego tłoku chcę wysiąść, a ludzie stojący przy drzwiach bądź w samych drzwiach nie wysiądą na sekundę, aby udrożnić przejście – trzeba się przepychać. Tego nie rozumiem już w ogóle – lepiej być popychanym przez wysiadających? ;D I coś co doprowadza mnie do szewskiej pasji… Jestem studentką, więc mam wrażenie, że ludzie traktują mnie jak osobę gorszego sortu. Serio się tak czuję. Traktują mnie (i innych moich znajomych) jak gówniaka (tak się teraz w internetach na nieznośne dzieci mówi?;)), ale wymagają, żebym ja zachowywała się jak dorosła. Gdy zachowuję się jak dorosła (np. bronię swoich praw czy wymagam uczciwości wobec mojej osoby) zostaję traktowana jak niesforne dziecko, które ma robić co nauczyciel każe i się nie odzywać. Nauczyłam się drobnostkami nie przejmować (chociaż wspomniana w komentarzach klamka to moje przekleństwo ;)), bo jestem osobą bardzo emocjonalną i wszystko zawsze przeżywam (na szczęście mój mężczyzna to oaza spokoju ;D).
TAK!! na ruchomych schodach są pasy jak na autostradzie i pas lewy jest szybki. Pomyślałby kto że ludzie w dużych miastach powinni o tym wiedzieć (wszyscy), ale nie.
Mam jeszcze inny problem, językowy. Niestety bardzo powszechny na Politechnice- 10 volt, 3 amper. Jak to słyszę to mam ochotę od razu wrzeszczeć. Jest 10 voltów!! Voltów!! Najczęściej wygląda to tak:
Ktoś: i podłączasz tutaj zasilanie 9 volt, z tej strony uziemienie, … /6 minut opowiadania/
Ja /po skończonej opowieści/: …ów.
Nie mam pojęcia dlaczego akurat to mnie tak wkurza, bo buty i spodnie nagminnie ubieram (tak, wiem) i na inne błędy też jestem w zasadzie nieczuła.
Ah, no i oczywiście starsze panie z poczekalni u lekarza. Obecne w każdej przychodni. Bez skrępowania wypytują obcych ludzi o ich schorzenia, pracę, stan cywilny. Zawsze maja w zanadrzu komentarz odnośnie młodych ludzi.
Jesteś chora? Taka młoda a już choruje, ach ta młodzież dzisiaj, no naprawdę, za moich czasów to…
Przyszłaś tylko po receptę? A to nie można przyjść przed zamknięciem gabinetu zamiast chorym kolejkę zajmować?
W ogóle ktoś tu bardzo słusznie zauważył, że starsi ludzie z radością psioczą na młodsze pokolenia, ale sami dają naprawdę kiepski przykład chamstwem, wścibstwem a często także złośliwością.
No tak, wiadomo, że po receptę należy przyjść na zasadzie „ja tylko po receptę, mogę?” i wpakować się do gabinetu na 20 minut;). Generalnie atmosfera w poczekalni to jedna wielka frustracja, każdy patrzy czy ktoś się nie wpycha, trzeba zapamiętać kto za kim stoi, a i tak się okazuje, że „przede mną stoi jeszcze jedna Pani”.
U mnie w przychodni wygrała kiedyś pani z tekstem „jak pani jest chora, to po co pani przyszła do lekarza, innych zarażać, powinna pani siedzieć w domu”… denerwują mnie też ludzie, który mimo wyznaczonej godziny przyjęcia przychodzą kilka godzin wcześniej, a później narzekają ile to oni muszą czekać. Kiedyś przyszłam dosłownie 5 minut przed swoją godziną, pielęgniarka powiedziała mi, że mam wejść, a tu nagle jakiś pan wepchnął się ze mną do gabinetu, tłumacząc, że on tu 2 godziny czeka, a ja dopiero przyszłam, więc co ja sobie myślę. Postawiłam się i „wygrałam”, a pan musiał czekać.
Byłam ostatnio u lekarza. W kolejce razem ze mną tylko (!) ludzie w przedziale 20-30 lat. O jaki był błogi spokój… :D
dla mnie wizyta w przychodni to prosta droga do nerwicy, zachowanie się ludzi w kolejce do lekarza to temat rzeka i niestety starsze osoby są naprawdę okropne w takich sytuacjach…
Odnośnie zamoczenia rękawów przy odkręcaniu kranu – to tuż później, kiedy parę kropli wody wpadnie Ci do rękawa, a potem, kiedy podniesiesz ręce, spływa po ręce w górę rękawa i daje takie nieprzyjemne uczucie, wrrrrrrdr
Nie cierpię ludzi stojących po lewej stronie schodów ruchomych. Doprowadzają mnie do szału, zwłaszcza jak jestem spóźniona i chcę szybko wejść. Jedną osobę jeszcze jakoś da się ominąć czy przeprosić, najgorzej jest, jak stoi jedna święta krowa nie zwracając uwagi, że za sobą ma cały sznurek zirytowanych ludzi.
Taaaak, mam wrażenie że w Polsce to jest ciągle nieznana, a na pewno nieprzestrzegana, zasada.
1. Odnośnie kolejek, to zrobiłam kiedyś taki eksperyment w sklepie, że przesunęłam się kilka centymetrów w kolejce. Osoba za mną natychmiast przesunęła się bliżej. Więc przesunęłam się jeszcze kawałek i znowu to samo, mimo że przed osoba przede mną nie zdążyła jeszcze zapłacić i generalnie przesuwanie się nic nie zmieniło. Nie cierpię jeszcze osób np. w kolejce do Polskiego Busa, które ewidentnie czają się, żeby się wepchnąć i jak się uda mają taki super zadowolony z siebie uśmieszek.
2. Osoby, które jedzą jabłka (lub co gorsza pomidory w całości). Bardzo mnie to brzydzi, a widok ogryzka doprowadza do drgawek.
3. Obijające się o nogi torby z zakupami; klucze, którymi nie mogę trafić do zamka; pyłki opadające na świeżo pomalowane paznokcie; łamiące się paznokcie, w czasie kiedy się śpieszę; wszystkie rzecz wylatujące z rąk, kiedy się śpieszę; drzwi, które pod wpływem wiatru uderzają o framugę.
4. Autobus odjeżdżający w momencie, kiedy dotrę na przystanek; autobus, który wydawałoby się, że właśnie odjeżdża, więc nie biegnę, a potem odjeżdża jakieś 5 sekund zanim zdążę dojść do drzwi; ludzie, którzy w komunikacji publicznej na podwójnym siedzeniu siadają od strony korytarza, chociaż jadą potem pół godziny; te same osoby, które prychają gdy człowiek ośmieli się spytać, czy miejsce obok jest wolne i usiąść.
5. Właściciele psów nie sprzątający po swoich zwierzakach. Ostatnio na maratonie widziałam taką panią z dzieckiem i psem, który załatwił swoje potrzeby tuż przy linii, gdzie kibice czekają na zawodników. Miałam ochotę jej coś powiedzieć, szczególnie, że uczy też takich zachowań dziecka, ale oczywiście nic nie powiedziałam.
6. Osoby mocno się perfumujące w miejscach publicznych, szczególnie w dni, kiedy boli mnie głowa.
Dużo tego, muszę popracować nad cierpliwością i organizacją czasu;).
Zgadzam się szczególnie co do ludzi siedzących od korytarza w autobusie, no i ogólnie mnie drażnią ludzie, którzy nie potrafią się zachować w przestrzeni publicznej, np. stoją przy drzwiach w autobusie i ciężko jest wejść, a w środku pustki, i inne takie.
Też nie zjadłabym całego pomidora, ale nie wpadłabym na to, że komuś przeszkadza jedzenie całego jabłka :) A przecież tak smakuje najlepiej :)
A i jeszcze co do udzi, to słuchanie muzyki przez słuchawki, ale tak głośno, że i tak wszyscy wokół słyszą kto czego słucha! To jest dopiero irytujące!!! A przecież nie o to chodzi w słuchawkach…
Albo jeszcze gorzej, puszczanie muzyczki z telefonu na cały głos, chociaż to oczywiście już szczyt chamstwa. Zawsze sobie w takich momentach wyobrażam, że ktoś by tak zrobił, ale zamiast z polskim hip-hopem/dico polo, to np. Vivaldiego:).
Trzaskające w przeciągu drzwi i okna – też nie cierpię, strasznie mnie niepokoją!
Mam tak samo z pkt 2 !!
I jeszcze nie lubię patrzeć jak ktoś pisze lewą ręką!
1. Ludzie, ktorzy nie trzymaja sie prawej strony w metrze, na chodniku i ogolnie w przestrzeni publicznej, jak rowniez ci ktorzy sie wloka gdy ja akurat sie spiesze – w Paryzu prym wioda w tym Afrykanki, mam wrazenie ze one zawsze maja czas.
2. Ludzie jedzacy w kinie – nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem, mam ochote zamordowac, szczegolnie gdy jedza smierdzacy popcorn.
3. Rodzice niepotrafiacy lub nie chcacy zwrocic uwagi swoim niegrzecznym rozbrykanym dzieciom – bezstresowe wychowanie jest dla mnie zrodlem stresu :/
4. Ludzie siadajacy w brudnym ubraniu( tzn. w kazdym ktore jest noszone poza domem;) w poscieli , obojetnie czy swojej czy mojej , ja zawsze potem po prostu musze zmienic posciel, nie zasnelabym w takiej „ubrudzonej”.
5. Faceci zostawiajacy swoje skarpety gdzie popadnie – moj chlopak mowi wtedy ” ale ja znacze teren ” .
6. Rozni ” spryciarze” ktorzy nie ustoja w kolejce tylko beda kombinowac jak tu sie wepchnac czy przyspieszyc swoja kolej.
To maly wycinek z mojej listy ;)
Ooo ludzie, którzy stoją po lewej na schodach ruchomych!
4. – ooo tak!
Czesto piore ubrania, bo nie lubie chodzic w plaszczu albo jeansach dluzej niz 2 dni z rzedu. Nie lubie jak ludzie siadaja mi na materialowe poduszki na sofie albo wchodza na nia z buciorami. Po wizytach musze dokladnie posprzatac by poczuc sie dobrze w swojej domowej oazie. W tym temacie w partnerze mam sprzymierzenca.
Wiem ze to moze byc juz jakis compulsive – obsessive disorder , ale bede uleczona jak wszyscy beda zachowywac higiene …. czyli nigdy.
Ufff trochę mi ulżyło, gdy przeczytałam post i komentarze :) Myślałam, że przesadzam, miło wiedzieć że jestem całkiem normalna ze swoimi dziwactwami :)
Mnie do szału doprowadza siąpanie nosem i gdy ktoś… za głośno oddycha :) Tak tego nienawidzę, gdy np. w pociągu, w przedziale, ktoś przez 4h rzęzi czy wzdycha. Aż się we mnie zagotowało na samą myśl :P Wkurzają mnie też dzieci w restauracji, ale tylko te za bardzo aktywne, że tak powiem :P
A ostatnio wkurza mnie moja współlokatorka, która tydzień temu przypaliła garnek, niby go doczyściła, ale tak nie do końca i stoi tak już tydzień na blacie (garnek :P) i czeka niewiadomo na co. Ogólnie jest dość nieogarnięta w sprawach domowych, a wydaje jej się że jest, i to nieogarnięcie i jej podejście też mi działa na nerwy. ;)
1. Sam fakt stania w kolejce i (jak ktos juz wcześniej napisał) poczucie beznadziejnie zmarnowanego czasu. Mnóstwa rzeczy przez to nie załatwiłam :P. Nie jestem w stanie stać w kolejce dłużej niż 5 minut.
2. Nienawidzę wręcz kiedy ludzie przede mną wolno chodzą i znienacka się zatrzymują tak, że prawie wpadam im na plecy… Zwłaszcza, kiedy muszę przejść pzez krakowski rynek. Wrrr
3. Mlaskanie – aż uszy bolą.
4. Irytuje mnie stanie w korku w autobusie dosłownie kilka metrów przed przystankiem. Aż przebieram nogami… Kilka razy byłam bliska błagania kierowcy, żeby wypuścił mnie wcześniej :P Dlatego zwykle przemieszczam się rowerem.
5. Nie potrafię zrozumieć jak można omawiać przez telefon swój/czyjś życiorys, w autobusie z głośnością megafonu. Kilka razy zdarzyło mi się skomentować opowiadane historyjki o rozwodach/chorobach/ciotkach etc. Mina winowajcy – bezcenna ;)
Fajnie sobie czasem ponarzekać !
Poczułam się pokrzepiona przeczytawszy o kolejkach i mokrych ubraniach. Naprawdę byłam przekonana, że tylko ja nie znoszę tych dwóch rzeczy (szczególnie nieumiejętnego stania w kolejce; zawsze jak wracam z wizyty w Wielkiej Brytanii, szokuje mnie, że Polacy nie potrafią ustawić się według grzecznego kryterium pt. „przepraszam, kto jest ostatni?”; zamiast tego wszyscy łubudubu napierają na drzwi autobusu, bo przecież to takie ważne, gdzie się usiądzie). I kolejna rzecz (nawet jeśli zabrzmi bardzo niepoprawnie politycznie) – nie znoszę, kiedy bezdomni proszą mnie o pieniądze. Po prostu nie cierpię tego z dwóch powodów: bo wiem, że moim działaniem i tak niewiele wskóram (a nigdy nie mam pewności, co właściwie wspomagam – przetrwanie czy patologię), a każde takie spotkanie totalnie wytrąca mnie z równowagi i przez resztę dnia zastanawiam się: słusznie czy niesłusznie dałam/odmówiłam? Straszne…
Ja najbardziej na świecie nienawidzę jak ktoś je i mlaszcze oraz wnerwia mnie jak podczas jedzenia ma otwarta buzię i widać cała zawartość przeżuwanego pokarmu ble :(
Bardzo ciekawe spostrzeżenia.
Osobiście nie lubię, nie rozumiem i denerwuje mnie sytuacja, gdy ludzie, czekający przy przejściu dla pieszych, wchodzą na jezdnię mimo nadjeżdżającej karetki na sygnale, a później w popłochu zbiegają. Brak przewidywania w takich sytuacjach powoduje u mnie wzrost ciśnienia ;)
Kolejna sprawa to ubrania, które w pralce tak silnie się zjednoczą (rękawy koszul, legginsy czy grubsze rajstopy), że pokonanie tej konstrukcji zajmuje mi wiele czasu i siły.
Irytację wzbudza również zostawianie w toalecie rolki papieru toaletowego, który ma tylko dwa, a nawet jeden listek przy dodatkowym braku nowej rolki. + 50 do agresji ;)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Jeszcze gorzej, jak ktoś zostawia pustą rolkę, nawet po przyniesieniu nowej. Dlaczego???
kup specjalny woreczek na pranie do ktorego powrzucasz wszystkie ciuchy z merdajacymi sie nogawkami i rekawami.
mam nadz, ze nie narzucam sie z madrosciami
1. Wkurza mnie, gdy osoba stojąca przede mną w kolejce brzydko pachnie, bo nie dba o higienę i jestem skazana żeby tam stać, albo muszę wręcz opuścić kolejkę bo nie wytrzymuję.
2. Wkurza mnie, gdy ktoś chce skręcić w lewo, ale powoli podjeżdża do prawego boku drogi, przyczaja się, ja włączam kierunek, bo myślę, że się zatrzymał i chcę go ominąć, a tu nagle bumm skręca jednak w lewo bez kierunku – niestety zaobserwowałam, że robią tak starsi kierowcy.
3. Wkurzają mnie miarowe odgłosy np. stukanie palcami o blat stołu.
4. Wkurza mnie jak mój mąż ciągle nie wie, gdzie co jest w naszym dom ;):)
5. Wkurza mnie jak ktoś mówi ciągle „jak tego nie przeżyłaś to nie wiesz o co chodzi” – tak jakby cała ludzka populacja musiała przeżyć te same doświadczenia, tylko w różnym czasie.
Dziękuję, za możliwość terapii antystresowej:)
hehehehe… mój chłopak raz zasypiał z telefonem w ręce i spadł mu w końcu na głowę, a jako że miał rozwaloną klapkę od baterii rozciął sobie skórę przy oku, całe szczęście że nie uszkodził sobie oka, to tak a pro po 3 pozycji ;)
Mnie strasznie wkurzają osoby notorycznie narzekające na wszystko, które mają non stop swoje „problemy”, i mimo że podasz 10 sposobów jak go rozwiązać, to i tak jej nie pasuje, bo po prostu nie pasuje. A najgorsze jest to że też tak mam czasem, pocieszam się tylko tym że czasem.
Tak tak, to typ „bo Tobie się wydaje, że to takie proste”;)
Mam dokładnie tak samo z tym telefonem. No, może nie do końca. Mi na twarzy notorycznie ląduje tablet. Jest to bardzo bolesne doświadczenie i zawsze się boję, że złamię nos lub podbiję sobie oko. Albo je wydłubię.
Rzeczą, która mnie strasznie irytuje jest klikanie metalowymi zakrętkami, takimi jak kiedyś miało frugo. „Klik, klik, klik” Najgorzej jest, gdy ktoś usilnie stara się wyklikać melodię.
Irytuja mnie krzywo zawieszone obrazki, plakaty. Gdzie nie wejdę, tam od razu zwracam na to uwagę i potrafię dyskretnie poprawic ramkę, gdy nikt nie patrzy.
Szkoda, ze nie mozna „lajkowac” komentarzy :)
Kolejki, tak! Ale denerwują mnie też od drugiej strony, powiedzmy, że przedniej ;) Rano przed pracą idę zrobić zakupy do osiedlowego warzywniaka, zazwyczaj się śpieszę, i zazwyczaj przede mna zakupy robi osoba na maksa niezdecydowana i gadatliwa. Która wybrzydza i przez pięć minut zastanawia się, czy kupić dwa czy trzy pomidory. Których to oczywiście nie może sobie sama wybrać, a wybór sprzedawczyni zawsze jest zły i trzeba go skrytykować i pogrymasić. Taka, której co chwila przypomina się, co jeszcze powinna kupić, która nawet po uiszczeniu rachunku nie wychodzi z kolejki, bo może jednak dobierze więcej pomidorów etc. I nie obchodzi jej, że w kolejce czekają ludzie śpieszący się do pracy albo na autobus. Ona jest najważniejsza i już!
Bardzo mnie denerwuje brak kultury osobistej i respektowania jakiś społecznych norm, jestem nieco staroświecka pod tym względem. Słowa „proszę”, „przepraszam”, „dziękuję” to w moim świecie podstawa. Postawa roszczeniowa, chamstwo, wszystkowiedzenie i nieomylność, narzucanie swojego zdania, nieszanowanie pracy innych, i tak dalej, i tak dalej, potrafią mocno grać na nerwach.
Nie lubię, gdy jadę odpocząć nad jezioro i zamiast śpiewu ptaków słyszę muzykę dudniącą z samochodu, na cały regulator. Do szału doprowadza mnie to, jak ludzie śmiecą wokół siebie – rzucanie papierków na ulicy, petów na plaży, woreczków w lesie etc. Wspominałam już o tym kiedyś na blogu, ale moja irytacja osiąga poziom maksimum w okresie wakacyjnym i chyba wysmaruję jakiś większy post na ten temat. No bo szlag mnie jasny trafia, gdy widzę, jak np. idzie dziecko z rodzicami i beztrosko rzuca na chodnik np. opakowanie po lodach, i nic się nie dzieje, rodzice maja to głęboko w poważaniu. Często nie wytrzymuję i wdaję się w dyskusję z takimi osobnikami…
I denerwuje mnie, jak leci moja ulubiona piosenka i ktoś zaczyna ją śpiewać albo nucić, i zagłuszać ;) Jak jeszcze fałszuje albo nie zna słów to cierpię podwójnie ;) Albo jak ktoś wychodzi ze sklepu (autobusu, schodów ruchomych etc.) i zatrzymuje się zaraz za drzwiami i tamuje ruch. Albo jak ktoś staje mi za plecami gdy pracuję na komputerze. Albo jak ktoś przerywa mi słuchanie Olbratowskiego i atakuje mnie z samego rana jakimiś duperelami, od razu po wejściu do pracy. Albo jak ktos zadaje pytanie i nie słucha odpowiedzi. Albo jak ktoś jest „sprytny” i np. wpycha się bez kolejki gdziekolwiek. Albo jak w teatrze siada przede mną odstawiona kobieta z mega kokiem na czubku głowy, który zasłania mi pół sceny… Wrrr!!!
Hehehe, ale jestem drażliwa, aż strach się bać ;)
Aaa, i denerwują mnie telefony od telemarketerów albo z różnych infolinii, które potrafią dzwonić o najdziwniejszych porach dnia i nocy. I ludzie, którzy nie rozumieją słowa nie. Całe szczęście z asertywnością nie mam problemów, ale i tak nie lubię namolnych osób i straty czasu ;)
:D Też nie cierpię, jak mi ktoś zagląda w ekran przez ramię, a na śmiecących/hałasujących ludzi nie mam słów.
Aaa, jeszcze mi się przypomniało :D Często zdarza mi się zapomnieć jakiegoś słowa, jest to szalenie kłopotliwe. Zwłaszcza, jak w sklepie zapomnę że pasztet to pasztet, i proszę o tą czerwoną puszkę przy tym żółtym kartoniku, na tej półce, o tam! Ale zdarza się, że jak jest kolejka to rezygnuję z zakupu lub biorę coś innego, żeby nie przedłużać, i uciekam za sklepu ;) I zazwyczaj po wyjściu ze sklepu wraca mi pamięć! Mega irytujące!
1. Mlaskanie i wszelkie odgłosy paszczowo-nosowe( pomijam sytuacje kiedy ktoś jest chory, ma zapchany nos i wydaje różne dziwne dźwięki). Pod ten punkt podpada głośne jedzenie( naprawdę można to robić ciszej, wystarczy brać mniejsze kęsy i buzia się wtedy domyka :P) jak i głośne wciąganie smarków (fuuuuj!).
2. Pstrykanie palcami na kogoś, czy to na kelnera w restauracji czy też na innego człowieka chcąc czegoś od niego. Jest to bardzo wkurzające i uważam to za bardzo niekulturalne.
3. Kiedy ktoś kto idzie przede mną i nagle staje na środku chodnika, korytarza itd. I jeszcze ma później pretensje, że nie zdążyłam wyhamować.
4. I coś co mnie denerwuje i przeraża jednocześnie. Osoby, który czekają przy przejściu dla pieszych z wózkami w których są dzieci. Kiedy dana osoba, dorosła więc wydawałoby się odpowiedzialna, stoi sobie na skraju chodnika a wózeczek przed nią praktycznie na jezdni. Jak dla mnie to nie tylko brak wyobraźni, ale już skrajna głupota i choć nie jestem z natury agresywna, nieraz mam ochotę po prostu kogoś uderzyć żeby oprzytomniał.
Ja nie mogę znieść, gdy ktoś dotyka styropianu… dostaję dreszczy i gęsiej skórki od tego „dźwięku” (którego nikt oprócz mnie nie słyszy). Nie ma nawet mowy, żebym sama go dotknęła!
Mój małżonek natomiast nie cierpi, gdy mam zatkane zatoki i nie mogę się wysmarkać.. uważa, że to obrzydliwe, ale co ja mogę?;)
Taaaaak brrrr, aż mnie zatrzęsło na samą myśl o styropianie:)
1. Sztukę stania w kolejce rozumiem i to bardzo. Ludzie kładący mi się na plecach, wciskający mi wózek w tyłek – to jest coś beznadziejnego, a Polski Bus to już apogeum.
2. W temacie kolejkowym, wkurzają mnie osoby, które z taką wyższością i nieuzasadnionymi nerwami wyżywają się wtedy na kasjerkach, sprzedawcach czy kontrolerze biletów – nienawidzę takiej pogardy i ostentacyjnego wręcz wyżywania się bez powodu na osobach które wykonują taką czy inną nazwijmy to prostą pracę i nie mają zupełnie wpływu na ten czy inny problem.
3. Denerwuje mnie krzyczenie – ale nie takie w nerwach tylko głośne mówienie tak, że ludzie na ulicy czy w kawiarni się oglądają. Strasznie tego u niektórych moich znajomych nie lubię i zwracam czasem uwagę, że „krzyczysz” ale niestety działa to tylko kilka minut. Osoby, które krzyczą i jeszcze do tego zaczynają grać, jakby nie mówiły do mnie tylko odgrywały spektakl przed całym autobusem, kawiarnią czy połową parku – to jeszcze bardziej mnie wkurza, ale raczej takich znajomych nie mam, więc problem pojawia się rzadziej ;)
4. Wiertarka mojego sąsiada – rozumiem burczenie, remonty, hałasy, wszystko ok, ale mój sąsiad wierci(?) czymś co ma tak powolne obroty (serio podejrzewam, że urządzenie jest na pedały), i do tego wierci sekundę, potem chwila przerwy, potem jakby znowu, ale jednak nie… I trwa takie niepewne burczenie zza ściany godzinę albo dwie, ani to hałas, ani nie wiadomo co. Odgłosy tego niezdecydowania doprowadzają mnie do pasji jak nic innego w domu.
Chichram się teraz jak głupia przez numer 4 :D
Jestem niestety osobą o kiepskiej cierpliwości, nie znoszę pragmatyków! Za to fioła mam na punkcie szurania butami…. nie znoszę kiedy ktoś nie podnosi nóg gdy wchodzi po schodach, albo po prostu nimi szura -o zgrozo- zamiast normalnie iść.
Oo a co jest nie tak z pragmatykami? Jakoś nie umiem sobie tego połączyć. A szuranie – ja chyba czasem szuram, wyobrażam sobie że to musi być strasznie wkurzające:)
chyba flegmatyków :)
Ja słynę z tego, że jestem totalnie okropnym nerwusem! Moje największe koszmary to:
1. ludzie wpychający się do autobusu / tramwaju / pociągu zanim wysiądą z niego pasażerowie – kiedyś na serio stanę w tych drzwiach i wygłoszę przemowę na temat tego, jak powinno się to wszystko odbywać
2. ludzie gadający na koncercie. serio, jak przyszłam na koncert to po to żeby posłuchać muzyki a nie streszczenia życia jakiejś pani /pana albo tego że w pracy jest beznadziejnie itp. itd. do jasnej cholery, można wymienić ze sobą kilka uwag na temat muzyki i danego artysty i tego co się dzieje na scenie ale na plotki zapraszam do knajpy a nie na koncert. grrrrrr.
3. nie cierpię też jak mi się wieszają internety, nie ładują filmy / teledyski i inne takie takie. głupota, ale mnie doprowadza do szału.
4. jak mój rozmówca nie patrzy na mnie, rozgląda się i generalnie udaje że jest zainteresowany a nie jest w ogóle. naprawdę można o tym otwarcie powiedzieć, nie obrażę się. lepsze to niż udawanie zainteresowania.
5. jak ktoś do mnie dzwoni a ja nie zdążę odebrać, ale jak oddzwaniam 30 sekund później to już nie odbiera :D
6. jak ktoś pije z moich kubków bez mojego pozwolenia (wiem, kolejne dziwactwo ale nic nie poradzę)
i w sumie mogłabym tak jeszcze trochę wymieniać ale może już przestanę ;)
Haha tak, oddzwanianie bez odzewu jest najgorsze!
Mnie też to denerwuje, ale jednocześnie robię dokładnie to samo. To chyba wynika z faktu, że zakładam, że jeśli ktoś nie odebrał to znaczy, że w danym momencie nie może rozmawiać i raczej szybko nie oddzwoni i zaczynam coś robić lub wkładam telefon do torebki/kieszeni. Ale wiem, że to bardzo denerwuje moich bliskich.
Haha, witam w klubie „Wara od moich kubków!” :D
Mnie najbardziej do szału doprowadzają przypadkowe zaczepki, irytujące komentarze które regularnie zdarza mi się słyszeć w najbardziej przypadkowych miejscach i momentach. Dyskretnie ziewam: „Ooooj, nie wyspała się pani dzisiaj?” Kichnę „Trzeba było nie stać w przeciągu!”, przechodzę przejściem podziemnym „Jakie nóżki!”, idę, po prostu idę ulicą „Oooo, przepuść panią, co pani się tak spieszy?”, ” Mogę pójść z panią?”. A ja jestem typem skandynawskim, nie zwracam uwagi na to, co robią inni, a jak trzeba wejść w interakcję to uprzejmie i szybko.
Inną sprawą jest to, że notorycznie przysiadają się do mnie ludzie i zaczynają mówić mi różne rzeczy, („Czy pani ma przyjaciół? Co pani studiuje? Co pani czyta? Ja też to czytałem. Wie pani, ja też kiedyś byłem młody. Byłem jak Ikar. Ale pani ładna. Często pani jeździ tą trasą? Szukam wifi. Czy po mnie widać, że jestem pijany? A wie pani co mi się przydarzyło?” ) zaczepiają mnie na dworcach („Pani pójdzie się spytać czemu ten autobus nie przyjeżdża”), w sklepach, na spacerach. Nie mam pojęcia, z czego to wynika – może mam na twarzy wypisane „terapia gadana zupełnie za darmo” :)
Ikar <3
Mam to samo! Mój tata sugeruje, że to wynika po prostu z tego, że wyglądam na kogoś łagodnego, kto nie potrafi odmawiać. Co jest zupełnie sprzeczne z moim charakterem i budzi wielką konsternacje u zaczepiających. Jak już się odezwę (a mój wredny, konkretny i donośny głos w ogóle nie pasuje do cherlawego ciała), to czar pryska i sobie idą. Dlatego zawsze odpowiadam jak ktoś mnie zaczepia :D No chyba że to dresy albo bardzo pijani ludzie, to wtedy uciekam :)
Ja z tym raczej nie mam problemów, ale za to przyciągam dziwnych ludzi na imprezach i wszelkiego rodzaju eventach – mam jak w banku, że najdziwniejszy typ w pomieszczeniu się do mnie przysiądzie:)
Też tak mam, obcy ludzie i ich opowieści dziwnej treści ;) Tyle zwierzeń od obcych ludzi usłyszałam, że powinnam chyba pracować w telefonie zaufania albo jako psycholog ;) Moja Mama mówi, że mam taką twarz, że ludzie do mnie gadają O_o
Może to faktycznie kwestia twarzy, ludzie są przekonani, że sklnę ich ciężkim słowem tylko będę siedzieć i słuchać :)
Właśnie wczoraj czekałam w kolejce, w której utarty system jest taki, że z każdym petentem mniej przesuwamy się o krzesełko. Jedna pani była jednak tak przywiązana do swojego, że postanowiła zaburzyć cały szyk, nie ruszając się z miejsca. Ostatecznie między nią a poprzednią osobą było kilka pustych miejsc, natomiast dalej ludzie stali, nie chcąc wprowadzać chaosu. Strasznie mnie to rozdrażniło :(
Najgorsze, najbardziej denerwujące są dla mnie głośne rozmowy telefoniczne w środkach komunikacji oraz sytuacja, kiedy stoję w niewielkim tłoku w okolicach drzwi a jakaś osoba gdzieś tak w połowie drogi do kolejnego przystanku zaczyna nerwowo napierać, i co jest najbardziej wkurzające, dopytywać się „czy pani teraz wysiada?” Często wtedy odpowiadam „a dlaczego to pana/panią interesuje?” Zazwyczaj są to starsze panie i nijak nie mogę pojąć dlaczego nie poczekają na swoim miejscu aż pojazd się zatrzyma i dopiero wtedy zaczną proces wysiadania, przecież tak jest wygodniej i bezpieczniej.. Jakaś taka dziwna nerwowość jest w ludziach przy wysiadaniu (o wsiadaniu to już nie wspomnę, ale to jeszcze można jakos zrozumieć) , nie wiem czy to jeszcze pokłosie PRL, że kierowca pan i władca może się nie zatrzymać na odpowiednio długo, czy o co chodzi?
Niedawno czytałam lub sluchałam wypowiedzi pewnej pani psycholog na temat pet peeves i chętnie bym się z Toba podzieliła linkiem, ale oczywiście nie pamiętam gdzie to znalazłam. W każdym razie chodziło o to, aby walczyć ze sobą i nie wkurzać się na małe rzeczy, bo nie są tego warte, nie wpływają na nasze życie, a tylko skutecznie psuja nam humor. Świetna rada, tylko szkoda, że nie potrafię się do niej zastosować, gdyź jedną z najbardziej wkurzających rzeczy jest dla mnie to, gdy ktos mówi mi „nie denerwuj się”…
Pozostałe pierdoły z życia codziennego, na które zwykle reaguję głośnym lub stłumionym wewnątrz „GRRRRR”:
– zahaczenie kablem od słuchawek o uchwyt szafki kuchennej, co zwykle doprowadza do upuszczenia telefonu i wyrwania słuchawek z uszu, co jest dość bolesne
– brudne dłonie i brak możliwości umycia ich przez dłuższy czas
– niedomywanie naczyń po sobie
– spóźnialstwo i nadmierna spontaniczność – jeśli wiem, że nie dotrę na czas, nawet jeśli miałyby to być 2 minuty, kwadrans wcześniej informuje o tym drugą osobę.
– sprzedawcy-prześladowcy, zwłaszcza na małych stoiskach z drobiazgami, którzy jak tylko mnie zobaczą, dosłownie wgapiają się we mnie, choć dzieli nas jakieś pół metra. Rozumiem, że znajdujemy się na małej przestrzeni, ale czy nie można stanąć metr dalej zamiast dosłownie wisieć nad klientem, nie prowadzić żadnego dialogu, tylko się GAPIĆ?
– głupie zachowania na drodze, zwłaszcza nieostrożne wyprzedzanie rowerzystów lub wymijanie kogoś tylko po to, aby sekunde później skręcić w prawo tuż przed jego nosem
– zakładanie, że mam czas i mogę poczekać – nawet jeśli nie mam ważnego spotkania w planach, wkurza mnie, gdy ktoś próbuje zapanować nad moim czasem wolnym
– dzwonienie do mnie tylko po to, aby zamulać i przez godzinę opowiadać o tym co się zjadło na śniadanie, co będzie na obiad, co słychać w Na Wspólnej (nie oglądam…) i w ogóle jakie nudy i jaka pogoda beznadziejna. Oczywiście nie ma mowy o wymianie zdań, bo ja mam słuchać tych pierdół, aby tej drugiej osobie się nie nudziło
– ludzie, któzy nie pilnują swoich psów, szczególnie w terenie niezabudowanym. Ja + rower + jazgoczący kundel wybiegający z bramy i rzucający się na mnie + mój pisk + właścicielka, która nawet nie reaguje lub jeszcze ma do mnie pretensje = GRRR
szkoda, że nie ma możliwości edycji komentarzy, bo aż mi głupio jak widzę, że nieuważnie napisałam „którzy” przez „ż”… ;)
do tego co napisalas o staniu w kolejkach, nie nie musze dodawac. Pieknie to ujelas! Ale rzecz ktora zdecydowanie najbardziej mnie irytuje to … czyjes chrapanie! W wielu sytuacjach jestem w stanie zachowac spokoj, ale to … ja nie wiem jak sobie z tym poradzic. To mnie przerasta! Nie mam na to zadnego sposobu, a probowalam wielu rzeczy! Lagodniejsza ale wciaz irytujaca rzecza jest gdy ktos tak dziwne swiszczy przez nos. Nie wiem skad sie to bierze, czy to problem z przegroda, ale to drazni kazdy pojedynczy nerw w moim ciele!! Pozdrawiam wszystkich ktorzy maja to samo! :)
acha, a już największa degrengolada to są grille nad jeziorem, na plaży, kiedy to niestety, zamiast cieszyć się czystym powietrzem i wodą, trzeba się dusić w kłębach śmierdzącego dymu. To juz prawdziwa plaga, i praktycznie nie ma plaży nad jeziorem bez dymu, wiatr jeszcze to rozwiewa.. kiedyś najbardziej wkurzała mnie dudniąca muzyka, a teraz to ..nie wiem co trzeba mieć w głowie, żeby dla kawałka spalonej, trującej kiełbasy zatruwać reszcie ludzi pobyt na plaży.. do tego oczywiście piwsko, więc jak zwrócisz uwagę, to jeszcze wielka awantura.. Nie mam na to innego określenia, jak polactwo.. nie wiem, może gdzie indziej na świecie też tak jest, ale ostatnio nie bywam, więc nie mam rozeznania..
Tak, dudniąca nad jeziorem muzyka! Nigdy nie zrozumiem fenomenu puszczania disco polo najgłośniej jak się da. Dlaczego te osoby wychodzą z założenia, ze wszyscy inni też chcą tego słuchać? Ze smutkiem przyznaję, że to faktycznie nazywa się polactwo i charakterystyczne jest dla części naszego społeczeństwa:(
Sytuacje najbardziej chyba mnie irytujące zdarzają się jednak na drodze, bezmyślnych kierowców nie brakuje. Nie mówię już o takich sytuacjach typu wyprzedzanie na podwójnej ciągłej (ostatnio dogoniłam jednego takiego typka obtrąbiłam, no nie mogłam po prostu…) czy przed wzniesieniem ale rzeczy typu: najpierw hamowanie, potem kierunek, wyprzedzanie tylko po to, żeby za kilometr zblokować ruch zjeżdżając na posesję.
Ja nie znoszę gdy ktoś na powitanie podaje mi tzw. śledzia, zamiast porządnego, serdecznego uścisku.
Obrzucam też gniewnymi spojrzeniami ludzi pakujących najmniejsze pierdoły w dziesiątki reklamówek w sklepach.
Wkurzają mnie też ludzie śmiecący na ulicy, czy też wyraźnie agresywni w stosunku do swoich psów lub dzieciaków.
O tak, śledź to masakra, fuj, mam wtedy odruch dyskretnego wytarcia dłoni o spodnie… Z reklamówkami też prawda, mnie drażnią sprzedawczynie, które bez pytania ładują mi zakupy do foliówki, mimo że widzą, że mam materiałową torbę. I oczywiście doliczają mi do rachunku 15 gr, a ja i tak muszę protestować i się przepakowywać…
Nie cierpię tych śledziowatych uścisków! Albo chcesz komuś podać rękę, albo nie. To bardzo dużo mówi o nowo poznanej osobie.
Śledź-protest! Też tego nie cierpię :)
Bardzo nie lubię golfów, mam wrażenie, że wszystkie próbują mnie udusić, a ciągle próbuję się przełamać żeby móc skompletować idealny zestaw z oksfordami, prostymi dżinsami, czarnym golfem i szarą marynarką.
Jeśli nie lubisz kolejek to nie jedź do Chin! Chińczycy są pod tym względem fatalni. Niepostrzeżenie wślizgują się przed tych, którzy stoją przed nimi, urządzają wyścigi do pociągów choć miejsca są numerowane (na chińskich dworcach są specjalne barierki na tyle wysokie by nikt ich nie zdołał przeskoczyć i tworzące tak wąskie przejście by tylko jedna osoba się mieściła i by nikt nie próbował przechodzić boczkiem- bez tego, przy takich tłumach jakie się tam zbierają panowałby chaos nie do opisania). Miałam chwilę załamania w Jiuzhaigou – tłumy (jak jest tam 15 000 osób jednego dnia to mówią, że to niedużo), ale infrastruktura świetna. Cała flota autokarów czekająca żeby rozwozić ludzi w różne części parku, tylko że co z tego, że w kolejce za tym busem, który akurat podjechał na przystanek stoją trzy puste skoro Chińczycy koniecznie muszą wejść do tego pierwszego. Biec, przepychać się, używać łokci (delikatnie choć stanowczo), krzyczeć piskliwie do znajomej, że jej zajęli miejsce… A jak tylko minie to całe zamieszanie i autobus ruszy to nagle „normalnieją”, sadzają dzieci na kolana żeby ktoś inny mógł sobie usiąść, uśmiechają się… Poziom zmęczenia i zirytowania po kilku wysiadkach na różnych przystankach sięgnął zenitu. Jedyne co się może z tym równać to sobotnie popołudnie w Galerii Krakowskiej.
Oooch mnie najbardziej drażni dźwięk drapania/pstrykania paznokcia o paznokieć. No nie mogę tego znieść! A ludzie robią to zaskakująco często. Kiedyś przeżyłam męczarnię czekając w kolejce do lekarza, bo pani siedząca obok mnie przez dobrą godzinę zdrapywała sobie dokładnie lakier z paznokci… Koszmar
Mnie drażni, kiedy spada mi ręcznik na ziemię. A fuj! Poza tym nienawidzę kiedy jadąc w tramwaju widzę parę obściskującą się i wymieniającą ślinę tak znacząco jakby mieli zaraz przejść do rozbierania.
Dźwięki spożywania posiłku, szczególnie jeżeli ktoś je za moim uchem – brrr!
W kolejce za to nie znoszę jak na mnie się pchają, tak jakby 1cm miał przyspieszyć zakupy. Nie, on tylko podnosi mi ciśnienie/gniecie pośladki koszykiem/dotyka mnie naruszając moją przestrzeń osobistą. Ogólnie nie lubię gdy ludzie bardzo się o mnie ocierają, ale w kolejce drażni mnie to najbardziej. Kolejna rzecz jest po części związana z tym – przepychanie się w sklepie, tak jakby powiedzenie „przepraszam” (powiedzenie, nie mruczenie pod noszem „prz….szm”) miało sprawić im ból nie do wytrzymania. Mnie sprawia, gdy znienacka ktoś atakuje mnie swoim ciałem i koszykiem z zakupami.
Komentowanie podczas oglądania filmów, tłumaczące albo wręcz relacjonujące co dzieje się na ekranie :)
Pociąganie nosem zamiast użycie chusteczki
Ludzie, którzy nie potrafią rozmawiać inaczej niż udowadnianie swojej racji. Skupiają się bardziej na przekonaniu do swojego zdania niż na rzeczywistym temacie rozmowy.
Kolejki… napieranie, wjeżdżanie wózkiem w moje nadpupie :)
Czytam Cię prawie od początku. Regularnie tu wracam, zawsze z ciekawością. Gratuluje książki, pomogła mi uporządkować wiele spraw, które niby TEORETYCZNIE nie były mi obce. Robisz kawał dobrej roboty. Tylko tak dalej :)
Jak mam być szczera to jest tylko jedna „rzecz”, która doprowadza mnie do szału: ludzie. Jak dla mnie źródło wszystkiego „złego” na tym świecie.
To jest nas dwie, haha.
Mnie do szału doprowadzają zdrobnienia. Pieniążki, chlebuś, domek… Nie lubię też zdrobnionej wersji mojego imienia. I irytuje mnie kiedy ludzie nie są w stanie zaakceptować, że do mnie się zwraca pełną wersją Magdaleny.
Nie cierpię żółtych kwiatów. Fizycznie mnie to boli. Niech sobie istnieją na świecie ale jeśli ktoś miał by mi wręczyć takie to podejrzewam że wyszłabym z siebie i stanęła obok.
I mam alergię na ludzi ( głównie dziewczyny) które prowadzą rozmowę tak, żeby zadać im jakieś konkretne pytanie. Wtrącają do rozmowy coś od niechcenia i oczekują pytań żeby móc na nie łaskawie udzielić odpowiedzi. Ja się wtedy zacinam i nie pytam wcale. W ogóle wszelkiego rodzaju gierki i manipulacje sprawiają że mam ochotę wyjść.
Leginsy noszone w miejscach innych niż dom lub siłownia.
Ludzie którzy poprawiają błędy językowe innych publicznie. Nikt nie nadał im tytułu mędrca świata i uważam takie wytykanie innym pomyłek za niegrzeczne- co innego kiedy jest to przyjaciel albo kiedy mówi się to dyskretnie.
Słodkie, tanie zapachy wody toaletowej lub dezodorantów które zadziwiająco przypominają odświeżacze powietrza. Wypalają mi nos i gardło od środka.
Oczywiście od każdej zasady jest wyjątek i nie za każdym razem dostaję piany na ustach. Ale jestem blisko.
Naruszanie mojej strefy prywatnej, tak samo w autobusie siedzę wciśnięta w kącik byle by dalej od ludzi ;)
Ludzie chodzący „pod prąd”, nie zwracając uwagi na innych, stający na środku ulicy itp. Szczególnie w godzinach porannego szczytu.
Wiedźmin kładący się pod krzesłem i podskakujący za każdym razem jak tylko ruszę stopą. I patrzy na mnie z wyrzutem, bo mu niby krzywdę robie…
Ludzie wyrzucając jedzenie i kości wszelkiej maści na trawniki, że niby dla bezdomnych zwierząt… Masakra…
I to tak z grubsza tyle.
Ja może z innej beczki. Strasznie irytują mnie słowa typu sorry, thanks, pardon i temu podobne zapożyczenia z języka angielskiego czy francuskiego. Przecież mamy piękne polskie : proszę, dziękuję, przepraszam.
Najbardziej irytują mnie ludzie, którzy nie potrafią ścignąć plecaków / torebek z pleców / ramion w transporcie publicznym. Zabiera to przestrzeń i najczęściej moja twarz ma wątpliwą przyjemność kontaktu z takim akcesorium. No i jak ktoś zanadto zbliża się do mnie i dyszy mi w kark, kiedy płacę.
Świetny post, uwielbiam czytać o takich małych zabawnych rzeczach, które innym sprawiają przyjemność, bądź nas irytują..
Moje irytatory chyba w większości się tu pojawiły:
– wdepnięcie suchą skarpetką w mokrą podłogę, brrr
– woda ściekająca po rękach, pod rękawem, gdy myję twarz, a potem podnoszę ręce, niby bzdura, ale zawsze mnie to irytuje gdy mam długie rękawy
– powtarzające się dźwięki o charakterze stuku-puku, np.mój mąż uwielbia podczas oglądania tv czy rozmawiania przez telefon bawić się klapką od baterii w myszce – wyjmuje ją i wkłada, i tak w kółko, czym doprowadza mnie do pasji
– gdy ktoś chce coś ode mnie i zamiast zawołać mnie imieniem, STUKA MNIE W RAMIĘ – ryzykuje życiem :P
– gdy ktoś (zazwyczaj moja mama) koniecznie musi pokazać mi dziurę w zębie albo plombę i rozdziawia przede mną buzię, nie zważając na mój widoczny niesmak, nienawidzę widoku uzębienia
– gdy w nocy przebudzę się i chce mi się siusiu, a tak potwornie nie chce mi się wstać. w efekcie ani nie śpię ani nie idę się wysiusiać :D
Najjjbardziej irrytujące są debilne dzwonki w telefonach ustawione na full, tak, żeby wszyscy wokoło słyszeli, jaki to mam zaj….efajny dzwonek!!!! Oprócz tego mówienie „lubiałam”, zamiast „lubiłam”, kończenie pytania (lub zdania – jak kto woli) słowem „tak?”. Kolejki, owszem też są irytujące, ale staram się wtedy nie istnieć, tzw. nie dotykać (i nie być dotykanym – co jest trudniejsze). A clou wszystkiego to dziwne stroje na ulicy – wystarczy popatrzeć, nie będę próbować opisywać, bo tego jest mnóstwo!!!
Aaa, mam dokładnie to samo, jeśli chodzi o kolejki i ogólne funkcjonowanie życia publicznego! A niestety, tu w Krakowie bardzo często zdarzają się podobne zachowania w tramwajach i autobusach, jak to na dworcu. Zwłaszcza starsze osoby-przepychają się do wyjścia jeszcze zanim w oddali zamajaczy przystanek, a ja muszę łapać się powietrza podczas zakrętów, bo uniemożliwiono mi trzymanie się poręczy przy drzwiach.
Czytam i czytam i mi się twarz śmieje. Uwielbiam Ciebie i Twoich czytelników Asiu!
U mnie na listę trafiają:
1. Wszelkie odgłosy ludzkie – mlaskanie, pociąganie nosem, kichanie w seriach (AAAAAAA), „psykanie”, czyli zasysanie zęba (JEZUU) i inne
2. Brak kultury osobistej, w każdych okolicznościach
3. Stawianie po lewej stronie schodów ruchomych; zawsze wtedy staję się mistrzem asertywności i z lubością zwracam uwagę
4. Wlokący się chodnikiem ludzie zajmujący całą jego szerokość
5. Śmiecenie! Płakać mi się chce, gdy idę lasem i widzę papierki i opakowania po chipsach, batonach itd. Cierpię za naturę.
6. Wdepnięcie skarpetką w coś mokrego, brrr.
7. Obłąkane Matki Polki
8. Reklamy telewizyjne. Wszystkie, jak jeden mąż. Perełki zdarzają się raz na ruski rok
9. Głośność reklam! Chamstwo!
10. Strony internetowe, na których automatycznie włącza się jakaś GŁOŚNA reklama
11. Instagramowe profile składające się z samojebek, zdjęć butów, kawy, samojebek, kawy, samojebek, samojebek, samojebek
12. Ludzie niesprzątający po swoich psach
13. Zakładanie bluzki z golfem, gdy mam mokre włosy. Boże, aż mnie ciary przechodzą, brrr
podpisuję się pod wszystkim z Twojej listy:D
Większość moich pet peeves jest związana z nadmierną głośnością w miejscach publicznych, czyli np.: osoby snujące opowieści przez telefon w pociągu czy autokarze (zwłaszcza w nocy, grrrr…), młodziaki puszczające muzykę z komóry, hiszpańscy turyści, Amerykanie (dodatkowo ten ich zblazowany ton), muzyka w pubie/restauracji tak głośna, że trzeba do siebie krzyczeć, ale PRZEDE WSZYSTKIM płaczące niemowlęta (głównie w samolotach). Tak, wiem, że to maleństwo, że bolą je uszy, że ono nie wie, że nie umie się inaczej komunikować, że coś tam coś tam, ale mnie to NIE INTERESUJE, nienawidzę tego, po prostu nie mogę tego znieść! Sama myśl o tych wrzaskach mi teraz podniosła ciśnienie.
Dodatkowo, upały czy właściwie w ogóle jak mi jest gorąco. Świadomość tego, że w ciągu dnia będzie powyżej 30 stopni sprawia, że od razu robię się poirytowana.
Nie no, muszę przestać o tym myśleć, bo zaraz sobie popsuję humor :D
A, i jeszcze wolnochody, zajmujące jakimś cudem cały chodnik! Ci dranie nawet się tak jakoś kolebią specjalnie, żeby żadnym sposobem nie dało się ich wyminąć! Albo w drugą stronę—jak lezą mi tuż za plecami i nie wymijają nawet jak zwalniam, a z kolei jak przyśpieszam to dotrzymują kroku… Zawsze w takich sytuacjach się zatrzymuję i udaję, że sprawdzam coś przy bucie, żeby tylko nie czuć ich oddechu na karku.
Strzelanie palcami, chyba nikt o tym nie wspomniał, a dla mnie to najbardziej irytujacy dźwięk. Gdy ktoś stoi nade mną, patrzy się co piszę albo czytam, czuję się kontrolowana i się rozpraszam, całkowicie wyprowadza mnie to z równowagi. No i na mojej liście z pewnością wysokie miejsce zajełyby te atakujące rękawy klamki i zapomniane stygnące herbaty.
Poza kolejkami i ludźmi w autobusie do szału doprowadzają mnie mokre mankiety. Jak pomyślę o mokrym materiale dotykającym moich nagarstków mam ciarki. Denerwują mnie także wolno chodzący ludzie zajmujący cały chodnik/przejście, albo ludzie wlekący się przez galerie handlowe… Przykładowo chcąc szybko przejść z jednej strony centrum na drugą staje się kłębkiem nerwów. Dlatego nienawidzę galerii i ogólnie centrum bo zwykle chodzę raczej szybko :)
Moja lista jest chyba nieco dłuższa, choć pod Twoją podpisuję się obiema ręcyma :)
Głośne przeżuwanie pożywienia, mlaskanie w celu usunięcia z buzi resztek pokarmu bądź mlaskanie bez powodu, gdy zakładam świeżo wyprane spodnie a one wciąż są wilgotne w okolicy pasa, spoilerowanie na tablicy fb najnowszych faktów z popularnego serialu, klasyczny śledź na powitanie, no i odwieczne w autobusie/pociągu: „czeeść, dzwonię bo mi się nudzi, co tam?”. To wszystko dotyczy bezpośrednio mnie, ale jest coś co wyprowadza mnie z równowagi najbardziej na świecie: pretensje do personelu o rzeczy, na które nie mają absolutnie żadnego wpływu: a dlaczego jest otwarta tylko jedna kasa, co ta szynka taka droga, jak to pani nie wie czy ten ser jest dobry, co ta lada taka krótka (autentyk!), pani śmie żartować, że nie ma mojego rozmiaru? I miliony innych.. Zawsze zalewa mnie wtedy fala współczucia dla sprzedawców i dwa razy większa agresji…
Czytam komentarze i chyba jestem naprawdę drażliwym człowiekiem. Nie znoszę:
1. Gdy moi współlokatorzy tupią nogami (?) uderzają piętami jakby starali się coś zrobić energicznie. Nie mam pojęcia jak to wytłumaczyć, ja mówię na to „walenie piętami”, takie kroki słonia „łup, łup, łup” o 3 w nocy.
2. Gdy ktoś nie potrafi zamknąć drzwi naciskając klamkę, tylko dopycha je siłą.
3. Trzaskanie np szafkami w kuchni, zamiast je normalnie zamknąć
4. Dźwięk gdy ktoś energicznie miesza łyżeczką np herbatę i obija nią o ścianki naczynia. Doprowadza mnie do furii!
5. Gdy jadę pociągiem w wagonie z przedziałami i ktoś przez 5h bez skrupułów się we mnie wgapia.
Chyba mam problem z dźwiękami, co dziwne mlaskanie nie jest aż takie irytujące.
http://www.mizofonia.info/ i wszystko w tym temacie.. :D
Boże, mój temat!
1. Muszę chodzić i siedzieć po prawej (lub w środku), inaczej wariuję.
2. Nie znoszę, gdy ktoś za mną idzie i wydaje „stuk-puk” (zazwyczaj obcas albo jakieś dziwne szuranie), wtedy albo się zatrzymuję i czekam aż mnie wyprzedzi, albo ja przyśpieszam, żeby ten dźwięk nie był tak agresywny.
3. Nie znoszę wody na telarzu. Jak na przykład trzeba przełożyć ryż i trochę tej wody skapnie na talerz, to muszę ją koniecznie zetrzeć albo wymienić talerz (co jeśli go wytarłam, ale ta woda jednak nadal tam jest i na mnie czyha?!), zdarza się, że potrafię ten talerz zmienić ze trzy razy.
4. Gdy chcę kupić książkę i a – ma brzydką okładkę albo b – jest źle zszyta/ sklejona i zamyka się w trakcie czytania lub c– ma za mały font albo za małą interlinię i czytanie będzie walką o każdy znak (lub wszystko jednocześnie).
5. Gdy ktoś za głośno je (mizofonia)!
6. Gdy ludzie nie mogą pojąć, że pisze się albo „SMS” albo „esemes”, a nie „sms”!!! I nie stawia się przecinka w „mimo że” czy „jako że”.
7. Ryż/ kasza w woreczkach (czy ktoś kiedyś opracuje coś innego?; to jest tak niewygodne i niefunkcjonalne, że każde gotowanie przypomina batalię morską i pół blatu jest w ryżu).
8. Gdy stoję w kolejce (!) i ktoś przede mną mówi, że czegoś zapomniał i zaraz wróci. I teraz otwiera się ta kaskada pytań: czy zdąży czy nie? a jak nie zdąży? mam przenieść swoje zakupy? a jak wróci akurat, gdy zacznę je przenosić?
9. Gdy ekspedientka rozmawia przez telefon i w ogóle nie zwraca na mnie uwagi.
10. Gdy wchodzę do jakiejś małej galerii i nie mogę w spkoju niczego pooglądać, bo mam wrażenie, że osoba pilnująca wystawy cały czas na mnie patrzy, nawet jeśli tak nie jest, to tak mnie to stresuje, że robi mi się duszno, słabo i muszę wyjść.
11. Nie znoszę parzystych liczb. Nie mogę, np. mieć głośności ustawionej na liczbę parzystą, muszę przestawić na nieparzystą (zazwyczaj ludzie mają na odwrót).
Wysyp do garnka ryż (żadnych torebek :P) i zalej go odpowiednią ilością wody. Możesz dolewać w trakcie jeśli cała wsiąknie, a ryż nadal będzie twardy. Proporcje są w internecie, ja leję na oko. Uważaj żeby się nie przypaliło jak ryż „wypije” całą wodę :)
W „mimo że” i „jako że” nie stawiamy przecinka w środku (chyba o to Ci chodziło), tylko przed słowem „mimo” i „jako”.
Aaaa, przepraszam, źle zrozumiałam, przecież miałaś to samo na myśli. Cofam swój komentarz.
Punkt 1 i 2 – mam identycznie.
Muszę powiedzieć, ze po przeczytaniu komentarzy pod tym postem trochę mi ulżyło. Myślałam ze tylko ja mam taka nerwice na punkcie naruszania przestrzeni osobistej w komunikacji publicznej i kolejkach/ wlokących sie tarasujących przejście ludzi/ głośnego słuchania muzyki (przez słuchawki) / rowerzystów jeżdżących po chodniku, ale dzwoniących i najeżdżających na pieszych, kiedy ci wdepną na ścieżkę rowerową/ aut tarasujących chodniki i generalnie wszelkich przejawów chamstwa i braku zwracania uwagi na potrzeby innego człowieka. Tylko skoro tylu ludzi to irytuje, to czemu ciagle to robimy?
haha ;) plamy!
super sukienka, na weselu serwuja dupe krem pomidorowy (ze niby dal wegetarian). Mowie – oj jakie pyszne, obym tylko nie poplamila sukienki – gdy moj chlopak wlasnie sie smieje i pokazuje mi mikroplamke na piersi >__<
albo maluje pokoj i puszka farby rozlewaa sie na dywanie wlasnie w tym miejscu gdzie jeszcez go nie zabezpiezcylam. To samo z rysowaniem – rapidograf (takie cos do rysowania tuszem) kiedy ma rysowac to akurat robi kleksy mimo ze przed wyjsciem sprawdzalam zeby byl czysty i… robi je akurat na ulubionych dzinsach!
a propos :) moze jakis post o radzeniu sobie z plamami? patenty na tusz, makijaz i pomidory :)?
ej… to mialo by ZUPE. glupia fukcja autokorekty >____< sorry
A propos kolejek, stałam dziś w sklepie za jakimś chłopakiem, nie lubię wisieć komuś na plecach, dlatego stałam w odległości tak, hm, z 70 cm może, nie umiem ocenić i nagle włazi między nas kobieta i coś chce kupować, zwróciłam jej uwagę, ze ja stoję w kolejce (łatwo było dostrzec, że nie stoję dla przyjemności, bo miałam obładowane ręce), kobietka fuknęła i wyszła. Byłam z córką i córka moja potem stwierdziła, ze zapewne kobieta w myślach pomstuje teraz na to niewychowane młodsze pokolenie :)
Mój nr 1 to nierozkładanie rączek od koszyków w sklepie gdy się je odkłada przy wyjściu. Jeszcze ciekawiej jest jak te koszyki zaczynają się piętrzyć i przypominać krzywą wieżę gdy co któryś ma nierozłożone rączki.
Nr 2 to piesi na ścieżkach rowerowych, z psami bo do trawniczka bliżej, z dziećmi na hulajnogach, przy targowisku bo stragan wystawiony w stronę ścieżki, czy Ci przy przystankach bo ścieżka za przystankiem i na papierosa tam wygodniej bo nie wieje…
Kierowcy wymuszający na mnie pierwszeństwo i wymijający na gazetę to też moi faworyci, a żeby była równowaga to rowerzyści jeżdżący niezgodnie z przepisami wcale nie są lepsi bo na rondzie po prąd i jazda lewym pasem to coś jednak spotykanego.
Ogólnie irytują mnie zachowania których nie umiem zrozumieć, może też jestem trochę bardziej brytyjska a niemiecki ordnung jest mi bliski ;)
I jeszcze nr 3! Zostawiane ciągle gdzieś po domu długopisy gdy coś pisałam, uczę się, idę zrobić herbatę, wracam i nie mam już czym pisać. Dobrze że liceum i studia już za mną ;)
Koszyki taaaaak!!!
Och jak wspaniale że nie jestem sama i już nie muszę się obawiać że za bardzo się czepiam ludzi ;)
Mnie irytuje dym papierosów, a na dokładkę irytuje mnie to, że nie mam odwagi zwrócić palaczowi uwagi, że tu nie wolno palić (np. na przystankach tramwajowych).
Innym rzeczom nie pozwalam się zirytować, szkoda dla nich mojego dobrego humoru.
taaak!
ile razy miałam siniaka na nosie po wypadku z telefonem.. nie zliczę :D
Ha! Po raz pierwszy skomentuję Twój post (generalnie uwielbiam Twoje posty, ale zwykle ograniczam się do ich czytania i czytania komentarzy) :). No ale jak przystało na hejterkę (walczę z tym!) muszę się wypowiedzieć. A więc rzeczy, które mnie mega denerwują:
1. Klasyk – stanie w kolejkach.
2. Do szału doprowadzają mnie ludzie w komunikacji miejskiej, którzy siedząc na fotelu dwuosobowym nie są w stanie przesunąć się pod okno i zwolnić miejsce z brzegu, tylko trzeba się przez nich przeciskać chcąc usiąść. Rozumiem jeszcze osoby, które wysiadają na następnym przystanku, ale wtedy też można uśmiechnąć się, wstać i przepuścić człowieka, który chce usiąść a nie udawać, że się go nie widzi. Uchh jak mnie to wkurza!
3. Nie cierpię jak ludzie przede mną wolno idą, ja się spieszę, oni zajmują cały chodnik i nie da się ich ominąć.
4. Nienawidzę momentu wychodzenia z kabiny prysznicowej. Uwielbiam mega gorące prysznice, dlatego zawsze przeżywam szok termiczny gdy wychodzę. W zimie zawsze daję sobie wcześniej ręcznik na grzejnik, żeby szybko móc się owinąć w taki cieplutki i miękki :)
5. Strasznie nie lubię ludzi, którzy się spóźniają. Ja mam z kolei lekki odchył w drugą stronę i zazwyczaj wszędzie jestem przed czasem i wkurzam się wtedy sama na siebie, że muszę czekać. No ale uważam, ze jak się z kimś człowiek umawia na konkretną godziną to trzeba być na czas.
Na razie to wszystko co mi przyszło do głowy, ale znając życie jeszcze mi się trochę takich rzeczy przypomni.
Pozdrawiam serdecznie!
Z tym telefonem na nosie to prawda! Co mnie jeszcze denerwuje? Ludzie, którzy pchają się do autobusu, zanim ja zdążę z niego wysiąść, zwłaszcza na ostatnim przystanku, kiedy fala gotowa na uderzenie i bitkę o miejsca już czeka ;))
Nie cierpię, kiedy:
– ludzie używają słów: „kobitki” i „pieniążki”;
– widzę rozkraczonego mężczyznę w autobusie, tramwaju, a najbardziej w pociągu z przedziałami (jeżdżę takimi codziennie!). A najbardziej mnie denerwuje, kiedy taki delikwent siedzi obok mnie. Ja grzecznie, ze złączonymi kolankami, bo nie mam nawet centymetra wolnego miejsca (a przecież nie chciałabym dopuścić do sytuacji, w której nasze kolana by się dotknęły – broń, Panie Boże!). Jeśli go ciśnie w kroczu, to niech kupi sobie luźniejsze spodnie, proszę;
– ludzie są zbyt przykładni. Włoski ułożone, paznokcie pomalowane, bluzka wyprasowana, 500 stron podręcznika wyuczone na pamięć. Takie osoby nie sprzeciwią się nauczycielowi czy wykładowcy, nie uciekną z zajęć, ogarniają zawsze wszystko. Nie wiem, dlaczego to mnie aż tak irytuje. Zawsze sobie myślę, że takie osoby mają arcynieciekawe życie. Najgorsze jest to, że mój mózg od razu nastawia mnie negatywnie do takich ludzi (wcale tego nie chcę);
Kiedyś w sklepie usłyszałam szyfr „mleczko trzy dwa” a chodziło o mleko 3,2%, chyba po tym to już nawet pieniążki mnie tak nie irytują ;)
Sytuacja w sklepie, kiedy przed zakupem, szczególnie jogurtów, kefirów, ludzie potrząsają opakowaniem – strasznie mnie to irytuje i zastanawia, co ma to na celu.
Nie cierpię gdy moje dziecko siedząc obłożone zabawkami mówi „mamo nudę się” i zerka w kierunku komputera …
Nie cierpię gdy dojeżdżam samochodem do świateł one nagle zmieniają się z zielonych na czerwone ( choć wiem, że na tym polega ich działanie).
Nie cierpię gdy (zawsze) podczas odkurzania wypada mi rura z odkurzacza i spada prosto na mój paluch obijając go boleśnie.
I nie znoszę starszych pań gdy w kościele śpiewają na własną nutę ignorując organistę.
Mam kilka takich odgłosów, po których zaczyna mi się toczyć biała plama z ust. Prym w tym wiedzie moja siostra, która lubi sobie skubać paznokcie lub zdejmować z nich lakier, podważając warstwę i wyzwalając przy tym jest charakterystyczny pstryk. Najgorsze jest w tym to, że to się dzieje szybko i rytmiczne, pstryk pstryk pstryk pstryk….
Jednak najbardziej irytuje mnie ludzka nieuprzejmość. Tak, jak Wy dziewczyny przyciągacie dziwaków lub ludzi lubiących pogadać, tak ja 3 razy w tygodniu mam pana, który próbuje mnie oszukać na 6 zł przy zakupach wartych 2 zł, pana który na poczcie stoi za mną i dlatego musi, no po prostu musi wypowiedzieć się co do tego, że nie mam co robić i wynocha do domu, a prym wiodą dziewczyny, które wpychają się w kolejkę, udając że mnie nie widzą. Zawsze wchodzę w interakcję z ludźmi z uśmiechem na twarzy, wyglądam młodo i chyba wszyscy myślą, że piętnastolatkę łatwo ustawić do porządku ;) A co najciekawsze, jestem lekarzem i w pracy nikt nie jest dla mnie chamski… ;)
*piana z ust ;)
komentuję pierwszy raz, nie wiedziałam, że nie ma możliwości edycji. Przepraszam i pozdrawiam ;)
Słowo peeves kojarzy mi się z Irytkiem z Harrego Pottera (chyba tak on brzmiał po angielsku?)
Jeżeli już jakaś polska nazwa na drobne irytujące sprawy to może Irytki ?
Joasiu, bardzo lubię Twojego bloga i wpadam tu od czasu do czasu. Dobra robota ;)
Irytki <3
U mnie najbardziej drażliwą „strefą” jest jeżdżenie samochodem. Sama jeżdżę mniej więcej roku i nie wszystko wychodzi mi idealnie (parkowanie!) i może dlatego jestem wyczulona. Denerwuje mnie gdy ktoś nie włącza kierunkowskazów na rondzie, gdy pasażer krytykuje to jak jadę(mój brat jest w tym mistrzem, potrafi przyczepić się do ustawienia fotela), bawi się radiem bez potrzeby itp. Ale najbardziej wkurzające są inne samochody zaparkowane byle jak. A to na dwóch miejscach, a to równolegle na parkingu prostopadłym, a to tak że nie da się obok przejechać, koszmar. Sama mam z tym trochę problemów, ale bardzo się staram i poprawiam po pięć razy, żeby stać możliwie najbardziej prosto.
Poza tym denerwuje mnie;
1) jak ktoś mówi do mnie chociaż widzi, że mam słuchawki;
2) podjada mi jedzenie, zwłaszcza gdy jestem głodna, nie zdążę nawet spróbować, a ktoś zabiera mój widelec i się zajada i ja muszę czekać aż łaskawie skończy, masakra!
3) mam wrażenie, że zawsze spotykam najbardziej nieogarnięte osoby na poczcie, czy w kasie biletowej. Kiedyś musiałam wysłać siostrze stetoskop, pani z okienka patrzyła na niego jakby był średniowiecznym narzędziem tortur i przez 10 minut zastanawiała sie jak „to coś” wysłać. Kiedyś chciałam kupić bilety ze sporym wyprzedzeniem na konkretny pociąg z innego miasta, Pani na pkp stwierdziła, że nie ma takiego pociągu i próbowała wcisnąć mi bilety na inny. Podziękowałam, a następnego dnia okazało się, że mój pociąg jedzie i można kupić bilety.
4)
Rozumiem Cię doskonale, dlatego ja zawsze wprowadzam zasadę „kto prowadzi, ten jest władcą radia” i nikt inny nie może go dotykać;)
Zgadzam się z wieloma przedmówcami w sprawie głośnych rozmów w komunikacji miejskiej, bądź, co gorsza, par wymieniających namiętnie pocałunki w odległości pół metra ode mnie. Ale największy hejt mam zawsze w kwestiach językowych: gardzę wszystkimi, którzy nie używają polskich znaków, chociaż nie ogranicza ich np. niepolska klawiatura, a tylko i wyłącznie własne niechlujstwo. I ludzie, którzy mówią „lubiałem” i inni, którzy nie potrafią odmieniać po polsku. I na końcu listy ludzie nadużywający zdrobnień: ci, co mają łapki zamiast rąk i zarabiają pieniążki. Nóż się w kieszeni otwiera! :-)
Lol, sama sobie skomentuję, ale przypomniała mi się jedna rzecz z gatunku „problemy pierwszego świata” – kołdry podwinięte pod materac w hotelach i walka z nimi co wieczór:)
Tez tak mam!!! Nie cierpie tego uczucia „luzu” i pustki w nogach, musze byc opatulona i wyciaganie koldry jest irytujace.
Mnie niesamowicie irytują:
-produkty do demakijażu/ makijażu w plynnej postaci, które nie mają pompki, albo super gęsta maska do włosów posiadająca pompkę i zeby nałożyć ją na całe włosy muszę sie tak opompować że boli mnie nadgarstek
– nie wywiązywanie się z obietnic i obowiązków. Jak coś obiecuje to to robie !
– kiedy muszę się uczyć a współlokatorzy akurat robią imprezę, środek tygodnia a cały dom aż się trzęsie
– resztki jedzenia w zlewie doprowadzają mnie do furii
I najgorsze… Włosy na mydle !
Mnie denerwują:
1. Sikanie w Toi-Toiu, koszmar, korzystam tylko w naprawdę awaryjnych sytuacjach, a potem cały dzień to przeżywam
2. Jak ktoś mówi pieniążki
3. Przeszkadzanie mi w jedzeniu. Uwielbiam jeść z kimś, ale jak już się nastawię, że zjem jakiś posiłek sama, to nie cierpię kiedy dzwoni telefon, ktoś wchodzi do mojego pokoju itp. Czuję się wtedy jak jakiś dzikus, ale tak jest ;)
Narzekający na wszystko ludzie. Brzęczące komary. Włosy na swetrze / ubraniu / szczotce – mam dosyć długie i często mnie denerwują ;)
Oczywiście jest tego więcej, ale to chyba te 3 są najgorsze.
Tak nawiasem mówiąc, to cieszę się, że ostatnio bardzo często piszesz (podziwiam Cię za tą regularność!), przyzwyczaiłam się już do codziennego zaglądania tutaj :)
Btw. kiedy będzie dostępny Twój najnowszy ebook? Miał być dzisiaj, ale jestem ciekawa o której godzinie :)
1.Odgłosy jedzenia, ale w szczególności chrupania (jabłko i marchewka… jakby ktoś chciał mnie torturować, to zmuszenie mnie do słuchania chrupania by się idealnie sprawdziło) . CHR CHR CHR CHR, żwir mm, pycha <— tak to brzmi. Poza tym jak coś mi spada, podnoszę i znów spada – gotuje się we mnie.
2.Elektryzujące się włosy i wiatr zawiewający mi grzywkę na oczy – w myślach golę wtedy głowę na łyso.
3. Ludzie, którzy traktują mnie jak dziecko i sugerują, że nie mogę się na czymś znać z racji tego, że jestem od nich młodsza.
4.Panie zwracające się do mnie "kochanie, skarbie, żabko" … serio?
5. Osoby zwracające się do mnie z automatu "na TY" , w relacji klient-ekspedientka , tylko dlatego, że jestem młoda… Grrr.
punkt 3. – przeklenstwo mojego zycia. Najmlodsza w rodzinie, najmlodsza w klasie, najmlodsza wszedzie.
Kkolejki – jako takie i składający sie na nie ludzie plus zmoczone rękawy. To ostatnie dość pocieszające, bo naprawdę myślałam, ze jestem jedyna fajtłapa a nie mam lat 6, wiec… Ha ha ha
i przy okazji dziękuje Asiu za podzielenie sie ulubionymi linkami i Pocket :-))
KABLE. Nieniawidzę kabli, w moim idealnym iddicznym świecie wszystko jest na wifi, nie musze niczego podłączać, odłączać, zabierać kabli, przenosić kabli, rozplątywać kabli. Mam tu na myśli oczywiście sprzętu typu telefon, laptop czy aparat, których się używa, niekoniecznie lodówkę ;)
Ludzie wpychający się do lewej kolumny w ruchomych schodach (gdy obok są zwyczajne), które bądź co bądź są NAJPIERW dla ludzi którzy NIE MOGĄ wejść po normalnych i dyszący mi na kark.
(A nie mogę stać po prawej, mam zwaloną prawą stronę ciała i opieram się kiedy tylko mogę lewą stroną o barierki bo tak mi łatwiej)
i nieużywanie takich prostych słów jak proszę, przepraszam, dziękuję etc.
Moja lista:
– Głośne oddychanie. NIENAWIDZĘ. Zwłaszcza jak usiądzie taki jegomość tuż obok i sapie jak lokomotywa. :D
– Naruszanie przestrzeni prywatnej, zwłaszcza w autobusach. W kolejkach jeszcze tego nie odczułam, może dlatego, że zwykle chodzę do lidla, mam wielki wózek i zwyczaj stawania z boku wózka żeby z nikim nie mieć kontaktu :)
– Ludzie na przystanku na którym wysypują się pasażerowie trzech autobusów, przystanku bardzo wąskim, którzy ZATRZYMUJĄ SIĘ na samym środku drogi! A już zwłaszcza z wózkiem! Tamują cały ruch i jeszcze psioczą jak im się zwróci uwagę… Niestety z tym mam do czynienia niemal codziennie.
– KRANY NA CZUJKĘ. Chcę umyć ręce, podsuwam, zajmuje mi z minutę znalezienie odpowiedniej pozycji rąk tak żeby strumień lał się ciągle, oczywiście jak już namydlę ręce to muszę szukać tej pozycji znowu. Straszna strata czasu. Albo takie na przyciski, gdzie ilość wody na osobę jak baaardzo ograniczona i muszę co chwilę przyciskać kran łokciem…
-Publiczne toalety. Zawsze złapię jakąś infekcję… O toi-toiach nie wspominając.
Wszechobecne ostatnio „że tak powiem”, mające wg mnie sens tylko jeśli ktos formuuje swoją wypowiedż w naprawdę nieoczywisty sposob. Słyszę to za każdym razem, gdy jestem w miejscu publicznym, a ostatnio niestety coraz częsciej w radio. Sprawa jest swieza, bo zakbreswowalam to po raz pierwszy w kwietniu u fryzjera. Ze tak powiem wyparlo juz slynne „tak?” na koncu zdania twierdzacego.
Kaszlace dzieci. Na poziomie racjonalnym wiem, ze ten kaszel to niczyja wina, ale nie moge go zdzierzyc :(
Ludzie komentujacy dlugosc kolejki. Nie chcesz stac – wroc pozniej, kup gdzie indziej.
Osoby poprawiajace mi wystajaca metke, zdejmujace niewidzialne paproszki. Wystaje to wystaje, a komu to przeszkadza :-)
Kiedyś w zimie podeszła do mnie dziewczyna w autobusie i powiedziała „ma Pani włosy pod pachą”. Chodziło oczywiście o płaszcz, przyczepiło mi się tam kilka włosów, a ona je wyjęła. Niby zrobiła to z dobrego serca, ale wkurzyło mnie to:) Może specjalnie sobie te włosy tam wsadziłam:P
hehe, nic mnie tak nie doprowadza do szalu jak slynne „tak?” na koncu zdania twierdzacego ;) wydaje mi sie, ze osoba mowiaca w ten sposob chce byc taka strasznie „trendy” i „cool”…
Ja nie cierpię kiedy ktoś psika. Czy to w tym samym pomieszczeniu, czy na ulicy. Wstrzymuję wtedy oddech na kilka sekund. Nie lubię też, kiedy ludzie kaszlą, lub piskają sobie w dłonie, przecież tzw. sposób na Batmana jest o wiele lepszy.
Wbrew pozorom Twój wpis i komentarze pod nim bardzo poprawiły mi humor! :) Przynajmniej wiem, że nie ja jedna walczę z okrucieństwem tego świata :)
Jeśli chodzi o mnie, to mam 2 rzeczy, które wyprowadzają mnie z równowagi:
1. wypadające z rąk przedmioty-zakrętki, pokrywki, telefony, wszystko potrafię upuścić! Nakretka od wody wtacza się pod łóżko, od kremu pod pralkę i tak wkółko! Gdyby ktoś mi za to upuszczanie rzeczy płacił, to byłabym milionerką!
2. deszcz, śnieg, woda z basenu/jeziora, woda z prysznica na mojej twarzy!- nienawidzę jak coś chlapie lub moczy moją twarz! NIENAWIDZĘ! W związku z czym nie korzystam z wszelakich deszczownic i wiszących słuchawek przysznicowych, mżawka od której nie osłonisz się parasolką to wymysł szatana, no i pewnie nigdy nie naucze się pływać, bo chyba bez zamoczenia uszu i twarzy się nie da! :)
No, to pozdrawiam :)
punkt 2. – 10000% racji! Tez nie cierpie, jak cos mi kapie na twarz. A wydawalo mi sie do tej pory, ze jestem jedynym czlowiekiem, ktory sciaga sluchawke prysznicowa z uchwytu i polewa sie nia wg wlasnego uznania. Dzieki! ;)
Jestem straszną bałaganarą- nie panuję nad przedmiotami, które posiadam. Mimo to irytują mnie KRZYWO UŁOŻONE TALERZE I SZKLANKI NA SUSZARCE. Przy ekstremalnym nieporządku na suszarce wyrzucam z siebie stek przekleństw, bo nie mogę postawić nigdzie talerza, który umyłam. Zaczynam nerwowo porządkować suszarkę i układać talerze równo w przegródkach.
Dodatkowo denerwuje mnie bałagan na parapecie, mimo, że to ja go zagracam ;)
a to jeszcze sobie odpowiem :)
nie cierpię również brzydko powieszonych ubrać. Do tego stopnia, że jak u znajomych widzę ściśnięte na suszarce ubrania to ciśnienie mi momentalnie skacze :P
Hahaha, też mam coś takiego, potrafię zrobić straszny bałagan u siebie w pokoju, ale, np. kredki muszę być idealnie natemperowane i ładnie stać w pojemniczku.
Mnie okropnie irytują ludzie chodzący po lewej stronie schodów (szczególnie zauważam moją irytację na stacji PKP, które odwiedzam każdego dnia). Dodam, że schody są na środku przedzielone poręczą, według mnie ludzie powinni korzystać z prawostronnego kierunku nie tylko na drodze. Najbardziej irytujące jest gdy trzeba wśród tłumu ludzi idącego razem z tobą jeszcze robić uniki i slalomy pomiędzy tymi idącymi w przeciwnym kierunku. To jest jedna, ale główna rzecz, której nie mogę znieść. A tak w ogóle co do twojego porównania z Wielką Brytanią, mogę powiedzieć ze słyszenia tylko, że Japonia jest mistrzem kultury ;) Powinniśmy się od nich uczyć, kolejki u nich są idealnie zorganizowane.
Też mam przeogromną satysfakcję jak w kolejce twardo stoję i nie pozwalam nikomu posunąć się do przodu (oczywiście wtedy, gdy bez sensu napierają, a kolejka faktycznie się nie przesuwa).
Rzadko w łóżku trzymam telefon nad twarzą, właśnie dlatego, że mi spada, staram się leżeć na boku:).
Mnie generalnie denerwuje dużo rzeczy, zwłaszcza w komunikacji miejskiej, ale najwięcej przykrych sytuacji spotyka mnie ze strony osób starszych. Np. nikt nie zrozumie, że akurat źle się czuję i specjalnie jadę dwa razy dłużej, ale tramwajem, żeby sobie posiedzieć, tylko żądają, żebym ustąpiła im miejsca.
Raz też stałam w autobusie i jeden starszy Pan przechodząc krzyknął „stoi i tarasuje przejście” i popchnął mnie tak, że się wywaliłam na podłogę metr dalej.
Kiedy spacerując omijam samochód a on w tym momencie odjeżdża…Cały manewr logistyczny na marne!
Chętnie podpisałabym się pod większością komentarzy :) od siebie dodam, że wkurza mnie:
– gdy dzwonią do mnie telemarketerzy w sobotę o 8 rano (chociaż w sumie… telemarketerzy zawsze mnie irytują, bo lepiej ode mnie wiedzą, czego potrzebuję)
– gdy wszyscy idą np. prawą stroną chodnika, a jedna osoba idzie „pod prąd” i trzeba ją omijać
– gdy nie mogę otworzyć jakiegoś opakowania!!!
– gdy dziecko płacze w kościele od kilkunastu minut, a rodzice nie pomyślą o tym, żeby wyjść na zewnątrz
Chyba tyle :)
Czytam komentarze i płaczę ze śmiechu:))
Mnie nic tak nie irytuje jak dźwięki gdy jestem w stanie tuż przed zaśnięciem. I nie chodzi mi o wiercenie lub dźwięk piły mechanicznej (chociaż oczywiście też), ale dosłownie. Każdy. Dźwięk. Doprowadza mnie więc do szału rozmowa w pokoju obok, tykanie zegara, muzyka lecąca w domu sąsiadów, grający w innym pokoju telewizor, a nawet… bąbelki w wodzie gazowanej. Ostatnio butelka stała przy moim łóżku, a ja cały czas słyszałam te przeklęte bąbelki. Nie zasnęłam, póki nie wyniosłam jej z pokoju j nie zamknęłam drzwi (bo przeniesienie jej na drugi koniec pomieszczenia nic nie dało). Bardzo niepraktyczna nerwica, nie polecam!
1. Ludzie w kolejkach, którzy wjeżdżają mi wózkiem w tyłek, włażą mi na plecy i, co najgorsze, kładą swoje zakupy zaraz za moimi, bez przerwy i bez tej „przekładki”. Często po prostu odsuwam ich zakupy ręką, a w przypływie złego humoru pewnego dnia spytam, czy pan/pani płaci też za moje zakupy.
2. Płacz niemowląt. Ogólnie, wycie małych dzieci wyzwala we mnie mordercę, ale ten koci kwik szczególnie.
3. Mlaszczący pies. Jestem totalną psiarą, kocham zwierzęta, ale zawzięte lizanie łap albo tyłka z tym charakterystycznym dławiącym chłeptaniem mnie przerasta. Fuj. Zawsze trącam nogą mojego psa, albo rzucam mu piłkę, byle tylko przestał XD
numer3 tak!!! mam dwa psy, które lubią sobie czasem a to łapkę oczyścić z jakiegoś przyklejonego listka, a to pogmerać przy kuperku. pokrzykuję wtedy, trącam stópką albo wołam na przysmaczek, wszystko, byle ten dźwięk ustał!
oprócz tego palacze nie do wyminięcia na ulicy, ludzie naruszający moją strefę osobistą (w kolejkach i gdzie indziej), pijani ludzie z kategorii „niech cały świat się o mnie dowie” albo amatorów teorii spiskowych, agresywni starsi ludzie i tykanie zegara (kiedy u kogoś nocuję, chowam zegary i budziki pod ubrania/koce itd.)
pozdrowienia!
Może nie powinnam śmiać się z cudzego nieszczęścia, ale ostatni punkt wywołał we mnie szczery uśmiech. Nie złośliwy, raczej porozumiewawczy, bo kilka miesięcy temu zrobiłam sobie coś podobnego. Wieczorne szukanie czegoś w internecie zakończyłam zrzuceniem telefonu na twarz i wielkim krwiakiem na wewnętrznej stronie górnej wargi. Nigdy więcej, brr…
1. JAKBY w każdym zdaniu (byłem jakby w Szwecji, widziałem jakby dobry film). Nie rozumiem dlaczego, ale bardzo często dotyczy to (jakby) artystów.
2. Kiedy ktoś dotyka paluchami ekranu komputera!
3. Pytanie: „Jakiej muzyki słuchasz?” Nigdy nie umiem odpowiedzieć, bo zawsze mam wyrzuty sumienia, że nie powiedziałam wszystkich nazw ukochanych zespołów.
4. Kiedy ktoś potrafi lepiej odpowiedzieć na pytanie dotyczące mnie, np. zdawałam maturę, wiem że nie poszła mi chemia, ale wszyscy i tak wiedzą, że na pewno jest ok a ja przesadzam.
5. Kiedy ludzie zadają pytania np. na stronach sklepów mimo że odpowiedź jest na stronie, wystarczy uważnie ją przeglądnąć (czasem nawet wystarczy nieuważnie ;))
6. Kiedy napiszę coś na komputerze i przypadkiem używając touchpada wszystko kasuję :(
7. Kiedy ktoś zagląda mi przez ramię gdy coś czytam, przeglądam.
Stanie w kolejkach z osobą przyklejoną do moich pleców jest okropne. Irytuję się również, gdy jadę pociągiem, albo czekam w lekarskiej poczekalni, a osoba siedząca obok zaczyna mi streszczać swoje życie. Co mnie to obchodzi?
Ponadto bardzo nie lubię, gdy ktoś w moim towarzystwie dłubie w nosie, czy siorbie. Doprowadza mnie to do szału!
Ale zazwyczaj staram się o tym nie myśleć. Ewentualnie grzecznie zwracam uwagę i staram się od tego odciąć.
Pozdrawiam Cię serdeczenie!
nie lubię dotykać ścierek z mikrofibry…
Nienawidzę, gdy przy myciu zębów rano chlapnie mi się pianą z pasty/pastą na ubranie. Za żadne skarby nie da się tego doczyścić potem! :D
Faceci pchajcy sie pierwsi przez drzwi albo co gorsza sasiedzi plci meskiej mijajacy mnie na korytarzu akademika z sugestywnym spojrzeniem, jakby oczekiwali, ze pierwsza sie z nimi przywitam. Niestety tu na Zachodzie to norma… ale nic, uparcie trzymam sie „polskiego stylu” w kontaktach damsko-meskich ;)
Dokładnie, nienawidzę ludzi stojących mi na plecach w kolejce. Tak samo, a nawet gorzej, jest codziennie rano w windzie w biurowcu.
Moje „wkurzajki” są trochę osobliwe – denerwuję się kiedy dochodzę do pasów i nagle włączają się czerwone światła oraz kiedy muszę podążać chodnikiem za grupą ludzi, którzy zajmują całą jego szerokość i nie sposób ich wyminąć…zawsze jednak zastanawiałam się czy takie rzeczy nie świadczą o tym, że ja mam jakiś problem – jestem niecierpliwa i wiecznie spóźniona i denerwuje mnie wszystko co mnie zatrzymuje. Może takie rzeczy zależą od tego jaki mamy charakter/typ temperamentu i w zależności od tego irytują nas postawy (przynajmniej te ludzkie kolejkowo-ulicowe), które są naszym przeciwieństwem?
turyści w moim mieście. wnerwia ten ich wakacyjny luz, chodzenie 10xwolniej niż cała reszta, co powoduje zatory na najbardziej uczeszczanych deptakach, zatrzymywanie się z nagła żeby pstryknąc sobie fotę, a najbardziej chyba ta duma jaka ich rozpiera kiedy rozmawiają przez tel z kimś kto na wakacje z nimi nie pojechał.
A jeszcze bardziej turyści, którzy uważają, że skoro przyjechali w lecie do kurortu, to maja prawo chodzić po nim prawie nago. Zwłaszcza faceci łażący po ulicach bez t-shirtów. Kiedyś w supermarkecie prawie zderzyłam się z potężnym, nagim, owłosionym męskim brzuchem, który wyłonił się zza regału.
1. Samochód jadący za mną i siedzący mi na 'ogonie’. W takiej sytuacji na drodze do 60km/h potrafię zwolnić nawet do 30km/h. Staję się wyjątkowo złośliwa i nie obchodzi mnie, że zaczynam tworzyć korek. Metoda ta zawsze działa a kierowca za mną nagle potrafi zachować bezpieczną odległość. (Dotyczy także tych, którym się strasznie spieszy).
2. Wszyscy kichający/kaszlący, którzy robią to w wewnętrzną stronę dłoni, a następnie dotykają np. rączki wózka sklepowego lub klmki od drzwi. Oraz kaszlący/kichający w przestrzeń (szczególnie na lotniskach, dworcach).
3. Ciężko sapiący i głośno oddychający. Oraz oddychający i sapiący w moim kierunku w taki spoób, że czuję ten oddech (często nieświeży) na sobie.
4. Palący w przejściach, wejściach, wyjściach.
5. Rozmawiający przez telefon w trybie głośno-mówiącym. I właściciel i telefon się drze.
6. Trzaskanie drzwiami przez sąsiadów, współpracowników.
7. Kobiety/dziewczyny, które wylewają na siebie litry duszacych, obrzydliwie słodkich i śmierdzących perfum 'bo ona nie czuje, że pachnie’ (za to ja czuję potrójnie jak śmierdzi). Zwymiotować z taką można szczególnie w zamkniętych pomieszczeniach.
8. Śmierdzący potem, brudem, czosnkiem i alkoholem, papierosami itp.
9. Wyrzucanie śmieci na ulicę, chodniki, trawniki itd.
10. Komary i muchy.
11. Oraz złośliwość przedmiotów martwych.
Często się spieszę. Irytuje mnie, kiedy osoba idąca przede mną na szerokim na 3 metry chodniku, idzie tak dziwnym zygzakiem, że nie mogę jej wyprzedzić. Kiedy robię krok by ją wyprzedzić, ona nagle robi krok w tę stronę, co ja. Oczywiście najłatwiej jest przeprosić taką osobę, ale…. to żenujące, kiedy przepraszam na dość szerokim chodniku. Wolę zrobić to zręcznie, bez przepraszania… ale czasem się nie da. Inna opcja 4 metry chodnika i dwie osoby idące tak, że zupełnie blokują wyprzedzanie.
Ludzie, którzy stoją na całej szerokości schodów ruchomych – niestety nie dotarla do nas cywilizacja i system: po prawej stoimy, po lewej idziemy nie działa . A szkoda :(
Numer trzy mnie rozczulil ;)
Myślałem, że ze mną jest coś nie tak. Całe szczęście jest tu wiele osób uczulonych na przejawy chamstwa i braku kultury w naszym wspólnym otoczeniu. Dla mnie niezmiennie numerem 1 są osoby chodzące lewą stroną chodnika – są to na ogół młode dziewczyny albo starsze osoby. Nie wydaję mi się, że kwestia wieku czy płci ma usprawiedliwiać tego typu zachowania, wydaję mi się że jest to brak odpowiedniego wychowania. Czy dziewczyna, która idzie lewą stroną chodnika i wpada na mnie, zachowuje się w porządku? Czy argument, że jest kobietą i powinienem jej ustąpić jest adekwatny do tej sytuacji? Wydaję mi się, że nie. Jeżeli wydaje Wam się, że nie mam racji proszę się podzielić uwagami.
Doprowadza mnie do szału, kiedy koledzy w pracy cały czas mi mówią SMACZNEGO: kiedy zaparzam herbatę, kiedy piję herbatę, kiedy stoję obok mikrofali podgrzewam swój posiłek, kiedy jem swój posiłek i mam pełną buzie (każdy uważa to za super uczyn powiedzieć osobiście SMACZNEGO), kiedy już skończyłam jeść i mam przed sobą PUSTY talerz – SMACZNEGO!!! O_O i nie jeden raz tłumaczyłam że SMACZNEGO życzyć może osoba, która SAMA przyrządziła posiłek dla was czy zaserwowała go dla was i tym daje sygnał że można rozpocząć posiłek….
Jestem ciekawa czy jak wchodzą do restauracji to też wszystkim SMACZNEGO życzą?! O_O to dla mnie to samo jak w toalecie publiczjej życzyć wszystkim osobiście „udanej kupy”… bez sensu…