Dzisiaj coś, czego jeszcze u mnie na blogu nie było – trochę odzieżowej archeologii. Postanowiłam przekopać się przez zdjęcia na blogu ze wszystkich lat jego istnienia i podsumować, jak zmieniał się mój styl przez ten czas.
Niestety, nie mam zdjęć z zupełnie początkowego okresu – kiedyś zupełnie bezmyślnie usunęłam albumy na Picassie (a to właśnie tam Blogger hostował zdjęcia) i straciłam zdjęcia z większości postów z 2008 roku. Ale i tak trudno byłoby je posklejać w sensowne kolaże, były bardzo malutkie.
Starałam się wybierać zestawy, w których faktycznie często chodziłam – tak, żeby jak najlepiej reprezentowały dany okres. Za to zbiór zdjęć prezentujących stroje, które powstały z potrzeby eksperymentu albo pokazania na blogu czegoś nowego (bo wydawało mi się, że „zwykłych” zestawów nikt nie będzie chciał oglądać) dorzucam na końcu – nawet nie wiecie, jak się uśmiałam, oglądając te zdjęcia. Cieszę się bardzo, że dzięki systematycznemu wrzucaniu zdjęć zestawów na bloga mam taki zapis swojej stylowej ewolucji, który mogę teraz z dystansu prześledzić.
No to jedziemy!
W moim podsumowaniu starałam się trzymać strojów letnich i wiosennych, żeby wszystko było spójne i łatwe do porównania. Dlatego pierwsze zdjęcia mam dopiero z 2009 roku, mimo że blog istniał już od roku. Widać na nich, że popularny wtedy styl retro wciąż trzymał się u mnie mocno, chociaż pojawiają się też przebłyski prostszych, dojrzalszych strojów.
1) Zdjęcie z wakacyjnego wyjazdu do Barcelony, prosta sukienka koszulowa, kupiona w second handzie etniczna kamizelka i moje ukochane mokasyny, które nosiłam dopóki się dosłownie nie rozpadły. Gdyby zamienić kapelusz z wąskim rondem na klasyczną panamę, mogłabym się tak ubrać dzisiaj.
2) To zdjęcie zrobiła mi Aife w krakowskim ogrodzie botanicznym, pamiętam że poszłam tam prosto z egzaminu z ekonomii. Sukienka pochodziła z ciążowego działu H&M, botki z ćwiekami kupiłam, bo pokochałam ich brązową wersję, ale czarnych nie nosiłam aż tak często. Ćwieki, złoty łańcuch, kwiatek i naszyjnik to trochę za dużo dobrego, ale nie ma tragedii.
3) Kupiona na wyprzedaży tunika, pamiętne lateksowe legginsy, na które polowałam przez kilka miesięcy i gladiatorki z Zary – pamiętam, że Harel miała takie same. Pasek uwielbiałam, był głównym bohaterem wielu moich strojów w tamtym okresie. Kokardkę mogłam sobie podarować, wynikała chyba z fascynacji Gossip Girl i stylem wczesnej Blair Waldorf.
4) Pamiętam, że często chodziłam tak ubrana na imprezy. Torebkę mam do dziś!
5) Gdzie są moje spodnie? Długo oszczędzałam na RayBany kujonki i tu dumnie prezentuję je po raz pierwszy. Kilka miesięcy później zgniotłam je, wstając z łóżka. Smokingową marynarkę z Sisleya kupiłam na wyprzedaży w Berlinie, a torebkę pożyczyłam od współlokatorki. Bardzo często chodziłam na uczelnię w różnych wariacjach tego stroju.
Chyba znudziły mi się klimaty vintage i poszłam w bardziej kobiecą stronę. Może to reakcja na nową fryzurę? Nie czułam się w niej najlepiej, ani cięcie, ani kolor na dłuższą metę specjalnie mi się nie podobały.
1. Słynne chinosy z H&M i bluzka z elastycznych pasków, ozdobiona zamkami, którą kupiłam w Primarku – na zdjęciu tego nie widać, ale zupełnie nie dało się w niej oddychać.
2. Pomidorowa sukienka z Primarka, moje ulubione drapowania i ulubiona torebka. Do tego naszyjnik typu śliniak, założę się, że nigdy więcej go nie włożyłam.
3. Sukienka-sweter, przewiązana sznurem od zasłony, który był tamtego lata absolutnym hitem, naszyjnik, który skończył podobnie jak poprzedni i jakaś jasna kopertówka, której nie pamiętam.
4. Uwielbiałam ten zestaw! Ozdobiona suwakiem bluzka z Topshopu, drapowana spódnica z Miss Selfridge i buty Carvela, na które wydałam małą fortunę na lotnisku.
5. Drapowana spódnica pożyczona od mamy i disco bluzka, która tak naprawdę była za wąską w biodrach tuniką, czekającą aż schudnę parę kilo – nigdy się nie doczekała.
Mniej retro i elegancji, więcej dziewczęcych falbanek, pojawiają się też drapowania i nawiązania do dresowo-skórzanego minimalizmu a’la modny wtedy Alexander Wang.
1. Stój z okresu wczesnej wiosny, w roli głównej sztuczne futerko z H&M, które uwielbiałam. Buty, kupione w Parfois, były za to kompletnie niepraktyczne – nie wiem, czego się spodziewałam po botkach z odkrytymi palcami, zrobionych ze sztucznego zamszu. Bluzka była nieśmiertelna (kupiłam ją w second handzie), podarła mi się dosłownie kilka tygodni temu, dżinsy z Topshopu mam do dzisiaj.
2. Sukienka z Mango, która pojawiała się na blogu wielokrotnie, wciąż mam ją w szafie, choć pewnie niedługo się jej pozbędę – po wielu praniach zrobiła się trochę za krótka.
3. Zdjęcie zrobione we Wrocławiu przez Anię Pińkowską, załapała się modna wtedy hippie opaska (to był wyjątkowo niewygodny trend). Mam też na sobie ukochaną spódniczkę z Topshopu, którą kupiłam w Londynie – przetańczyłam w niej niejedną studencką imprezę.
4. Letnia sukienka z Zary, którą bardzo lubiłam i sandałki nieistniejącej już chyba marki Wawa, które kupiłam na studniówkę i ciągle je często nosze – miałam je na niedawnym weselu i chyba wszystkich moich spotkaniach autorskich.
5. Moje najbardziej hardkorowe buty, kozaki na szpilce za kolano, które ciągle mam i noszę, w połączeniu z drapowaną tuniką (mogłabym taką założyć) i narzutką typu „waterfall” (nie mogę na nie patrzeć)
Tu już drapowania atakują pełną parą, widać też zamiłowanie do butów typu kopytka (kiedyś delikatne, eleganckie buty wydawały mi się szczytem nudziarstwa) i workowatych swetrów.
1. Przezroczysta parka, którą kupiłam na wyprzedaży w Cubusie (jakoś mnie nie dziwi, że nikt jej wcześniej nie chciał), dresowe rurki i szara torebka Fiorelli o dziwnej fakturze, którą niezwykle lubiłam.
2. Sukienka z Topshopu, która, choć piękna sama w sobie, była na mnie za wąska w biuście, i sweter nieistniejącej już marki Zemełka&Pirowska, znowu o kroju waterfall.
3. Spódnica wzorowana na pokazie (chyba) Balenciagi, którą uszyłam własnoręcznie, z pomocą moich współlokatorek. Nie chcielibyście widzieć, jak wyglądała od środka. Do tego powyciągany sweter i obowiązkowo kopytka, pierwszy raz pojawia się też sflaczała czapka.
4. Mały zwrot akcji, kombinezon z ćwiekami przywieziony w Tajlandii i retro kanotier, tak bardzo pożądany w tamtym sezonie, kupiony w jakiejś sieciówce. Na ręce duża bransoletka, którą na pewno zdjęłam zaraz po zdjęciach.
5. Tak, tak, chodziłam po mieście w tym szalfroku. Oprócz niego zestaw był bardzo prosty, drapowana tunika i dużo czerni plus biżuteria, której na pewno nie nosiłam poza blogiem.
Dalej dużo drapowań, nosiłam też wtedy sporo dziewczęcych sukienek. Nie bardzo wiedziałam co zrobić z odrastającymi włosami i tym sposobem odkryłam opaski, które uwielbiam do dziś.
1. Sukienka kupiona w second handzie, wszystkim się podobała, a ja czułam się w niej kiepsko, jak przebrana lalka. Złoty kołnierzyk z Raramodo nie polepszał sprawy.
2. Sukienka z Topshopu, złota opaska z liścmi (pierwsza z wielu) i buty, które kupiłam w outlecie Prima Mody – okazały się strasznie niewygodne.
3. Pierwszy raz pojawia się moja ukochana zamszowa ramoneska, którą kupiłam podczas wizyty w Sztokholmie. Nie jestem pewna, o co chodzi z tymi drapowaniami na żołądku – to chyba sukienka z jednego z tych tanich, chińskich sklepów, wysyłających rzeczy blogerom, z którego bardzo szybko zrezygnowałam. Jakość była tragiczna i nie podobało mi się, że produkują podróbki.
4. Drapowany t-shirt z kołnierzykiem z Asosa, który był naprawdę genialny, tylko szybko się zniszczył, uwielbiane przeze mnie letnie spodnie typu piżama (rozmiar 32 w Cubusie, dowód na to, że zawsze warto mierzyć) i Vagabondy, które obcierały mnie jak każde buty tej marki – nie wiem o co chodzi, bo zwykle chwali się ją za wygodę. Na głowie mam kapelusz po dziadku.
5. Nie pamiętam skąd są ubrania, ale w oczy rzuciła mi się torebka marki Click Fashion – miałam od nich dwie rzeczy i obie były nadzwyczajnie kiepskiej jakości.
Nic nowego – królują kołnierzyki, drapowania i lejące się materiały. W tamtym roku wyjątkowo polubiłam kopertówki – nie wiem, jak dawałam radę nosić je na co dzień, to chyba strasznie niewygodne.
1. Pożyczona od współlokatorki koszula w konie i kupiony w TK Maxx kapelusz z szerokim rondem, który jest ze mną do dziś.
2. Eksperymentalnie kupiłam prześwitującą sukienkę z kokardą pod szyją, nieistniejącej już polskiej marki Cybernetyki Szwalnia. Nie zdała egzaminu, nie czułam się w niej najlepiej.
3. Pamiętam, że w tym stroju czułam się naprawdę fantastycznie. Zwykłe rurki, drapowany t-shirt z dwóch warstw, kwiecista ramoneska i ulubiona torebka. Chyba było to widać na zdjęciach, bo wpis bił rekordy, jeżeli chodzi o liczbę komentarzy.
4. Drapowana spódnica i ruda bluzka. Warto zwrócić uwagę na podwójne bransoletki, chwilowy trend tamtej wiosny.
5. Sukienka, która tak naprawdę była piżamą z kolekcji Sonii Rykiel dla H&M, platikowa kopertówka w pastelowych kolorach i pelerynka z Celapiu, od której zaczęła się moja znajomość z Mają i Celiną.
Rok włóczykija. Opaski, czapki i kapelusze trzymają się mocno, do akcji wkraczają paski i ogrodniczki – i jedne, i drugie chętnie noszę obecnie.
1. Kwiecista ramoneska, która sama w sobie naprawdę mi się podobała, ale jakoś w niej nie chodziłam, wiosenne kozaki, które lubiłam, ale szybko się zniszczyły i niebieska torba, która nie zagrzała u mnie długo miejsca.
2. Klasyczne ogrodniczki Levisa, które nadal mam w szafie i ledwo już zipiąca torebka. Pamiętam, że na nogach miałam Melisy, które potwornie mnie obtarły – to była moja pierwsza i ostatnia przygoda z tymi butami.
3. Sukienka z second handu i jasna torebka od Zuzi Górskiej, która służyła mi wiernie przez wiele lat.
4. Koronkowa tunika, pasiasty t-shirt i wyszperany na wyprzedaży vintage w Krakowie gabardynowy płaszcz z Burberry. Metka mówi, że jest dla dziesięciolatków, ale leży na mnie idealnie.
5. Spektakularna spódnica do połowy łydki, pod którą mam jeszcze tiulową tutu. Podobała mi się na zdjęciach, ale na co dzień nie czułam się w niej zbyt pewnie, wymagała naprawdę wysokich szpilek.
Coraz więcej kołnierzyków, zaczynam też nosić wyłącznie skórzane torebki. Wszelkiego rodzaju nakrycia głowy – obecne!
1. Sukienka z Zary w szalenie modnym miętowym kolorze, w której nie chodziłam zbyt długo, w sukienkach o kroju typowych skater dress nigdy nie czułam się za dobrze.
2. Koszula w dmuchawce, którą nadal noszę bardzo często, pustynny szal, który nadal lubię i torebka jakiejś polskiej marki, która bardzo szybko się rozpadła (torebka, jak z marką – nie wiem).
3. Kupiłam sobie w TK Maxx czarną skórzaną torebkę „do pracy”. Do pracy nigdy nie poszłam, ale torebkę nadal lubię i noszę. Do tego dziwaczny kapelusz, kupiony w nadmorskim second handzie.
4. Jeden z moich ulubionych strojów na blogu, zielony komplet to stary mundurek harcerski mojego wujka, który dostałam od babci. Torebka to unikat vintage, który kupiłam w nieistniejącym już Mulholland Drive.
5. W tym stroju czułam się naprawdę fantastycznie, niestety spódnica należała do mojej mamy i nie udało mi się jej przejąć. Koszulę mam do dziś, podobnie jak wielką torbę z marokańskiej skóry.
Metamorfoza slow fashion w toku – niby wiem co lubię i większość moich zakupów jest trafiona, ale wciąż mam potrzebę eksperymentowania.
1. Mój ukochany wtedy zestaw, dziś czułabym się w nim pewnie zbyt farmersko i włóczykijowato, ale wspominam z rozrzewnieniem.
2. Jedwabne spodnie z zakładkami, proste szpilki i torebkę mam do dziś, podobnie jak szalik. Sweter wymieniłam, ale mam niemal identyczny.
3. Mieszanka wzorów, sweter jest ze mną do teraz, sukienka też bardzo mi się podobała, ale źle się układała i non stop się elektryzowała. Na nogach mam czarne kozaki za kolano, te które widać w całości na zdjęciu z 2009 roku.
4. Jeden ze średnio udanych eksperymentów, sukienka była z pieknego materiału, ale miała totalnie nie mój kolor i mało atrakcyjny krój. Przez ramię mam przewieszoną bordową torebkę z Ochnika, która naprawdę bardzo lubiłam, ale szybko mi się zniszczyła.
5. Ulubiona torebka i koszula, eksperymentalne czerwone rurki, przyduża kurtka od Zemełki i Pirowskiej – pamiętam, że super się w tym stroju czułam i często go w Londynie nosiłam.
I dwa ostatnie lata – okres, w którym naprawdę wiem, w czym czuje się najlepiej i zakupowe wpadki raczej mi się nie zdarzają. Trudno mi było znaleźć dużo zdjęć, bo na blogu pojawia się niewiele typowo „szafiarskich” treści.
Wiem, że nie ma się co silić na noszenie biżuterii innej niż delikatny naszyjnik czy zegarek, bo nie czuję się w niej dobrze, że dodatki powinny mieć złote detale. Że dekolt koniecznie w kształcie litery V, a koszula musi mieć kołnierzyk, nigdy stójkę. Drapowania, ramoneski, spodnie z zakładkami – to wszystko jest bardzo mile widziane, podobnie jak opaski do włosów. Wbrew pozorom te ograniczenia bardzo ułatwiają mi robienie zakupów.
1. Prosta koszula z haftem, granatowe spodnie z zakładkami i buty z Kazara na niewielkim obcasie, które są jedyną wariacją na temat balerinek, którą akceptuję.
2. Różowy żakier-ramoneska z Mango, w którym czuję się jak w drugiej skórze, konstrukcja z koronkowego topu i mocno wyciętej bluzki, „torebka do pracy” i, oczywiście, opaska.
3. Jedwabna sukienka ze zgrabnym dekoltem V i gumką na biodrach plus czerwona, niewielka torebka od Klaudii Rozwadowskiej.
4. Sukienka w kwiaty hibiskusa, którą kupiłam za funta w londyńskim charity shopie, wiązana w pasie i kobieca, z obowiązkowym kołnierzykiem.
Jaki z tego wszystkiego wniosek? Pomijając dziwaczne eksperymenty, zawsze dryfowałam w kierunku tych samych elementów: koszul, drapowań, dopasowanych ramonesek. Trochę czasu zajęło mi dopracowanie detali, na przykład uświadomienie sobie, że noszenie dużej biżuterii zupełnie się u mnie nie sprawdza albo że w czerni nie czuję się ani nie wyglądam dobrze.
Mój styl na pewno zmienił się też w związku ze zmianami, jakie zaszły w moim życiu – w 2008 roku byłam maturzystką, która lubiła chodzić ze znajomymi na imprezy, dzisiaj mam swoją firmę, a wolny czas spędzam spacerując z psem i spotykam się z bliskimi w zdecydowanie bardziej kameralnych okolicznościach. Dobrze jest wiedzieć, co się lubi, ale nie można oczekiwać, że nasz styl pozostanie kompletnie niezmieniony niezależnie od upływu lat i zmian w naszym życiu.
Ciekawa jestem, jak to jest u Was. Zaobserwowałyście u siebie na przestrzeni lat jakieś punkty wspólne, w kierunku których zawsze dryfujecie?
PS Na koniec bonus – znalezione przy okazji zbierania materiałów do tego posta najdziwniejsze stroje, które przewinęły się przez bloga. Nie pytajcie, co ja wtedy myślałam. W większości na szczęście raczej się poza blogiem nie pokazywałam – niby źle, ale w ogólnym rozrachunku jednak chyba dobrze.
Okropne, własnoręcznie potraktowana wybielaczem spodnie, sukienka szkielet i dziwny wór, koronkowe rękawiczki do militarnej koszuli i futrzanego kołnierza oraz hit wszechczasów – cmentarna maxi, smutna czapka i sandały noszone na skarpetki.
Hit lata 2009, czyli kolarki, na szczęście ukryte pod koszulą, kobaltowa torebka z pomarańczowym naszyjnikiem i fryzura typowej pańci, poliestrowa koszula nocna, jasne rajstopy i sandały (!?!), bluzka z żabotem, aksamitna peleryna, pasek z ćwiekami i, jakby tego było mało, pióra we włosach oraz pseudosportowy look, który sam w sobie nie był taki zły, ale zupełnie do mnie nie pasował. Uff!
132 thoughts on “Jak zmieniał się mój styl?”
Bardzo mi się podoba Twoja sukienka w kwiaty hibiskusa. Powoli przekonuję się do tej części garderoby. :)
Od wielu lat jestem fanką prostych, dopasowanych spodni oraz tunik. Mam wrażenie, że ten zestaw do mnie przyrósł. Z biegiem czasu otworzyłam się też na inne fasony i przestałam bać się kolorów, aczkolwiek wciąż preferuję monochromatyczne zestawy.
U mnie zawsze były złote dodatki, od zegarka po zamek w torebce. Torebki obowiązkowo duże, co wynika głównie z mojego wzrostu. Poza dodatkami łatwiej stwierdzić, czego unikałam niż na co stawiałam – tak, mega dziwne, mieć podstawę stylu zdefiniowaną akcesoriami ;) Od lat nie ubieram golfów – ostatni miałam na początku liceum, czyli w okolicach 2003 roku. Nie noszę też dopasowanych „gór”. Od rozpoczęcia przeze mnie studiów nie posiadam zbyt wielu zdjęć, ale mniej więcej pamiętam, jak ewoluowały moje stroje i że co jakiś czas łapałam „fazę” na jakąś konkretną część garderoby.
Golfy, brrr :)
Ciekawy i odważny post – trzeba sporo dystansu, żeby 'stanąć w prawdzie’ względem swojego sposobu ubierania sprzed lat:) nie mam dokumentacji, ale i tak mnie otrzepuje, kiedy przypomnę sobie kilkuletnią fazę na 'panią profesor’.
Mam pytanie: Czy kiedyś napisałaś – lub zamierzasz napisać – post o tym, co zrobić z 'nieaktualnymi’ ciuchami? Nie wszystko da się sprawnie sprzedać, niektorym moze bardziej zależeć na czasie niż na kasie (chyba nic nie denerwuje mnie bardziej, niż czekanie, aż coś z moich rzeczy 'zejdzie’ na allegro), jest też, na przykład, biżuteria (tu mam pomysł, który będę testować). Może przegapiłam taki post – widziałam pomysły porozrzucane tu i ówdzie w komentarzach – ale wydaje mi się, że bardzo by się przydał.
Ja jestem z Poznania i swoje ciuchy/dodatki sprzedaję na pchlim targu :) Każdy może przyjśś i za drobną opłata za miejsce wystawić swoje rzeczy, super sprawa:) Ogromnym plusem jest to, że takie targi odwiedzają bardzo różni ludzie więc sprzedać się może tak naprawdę wszystko :D
Hej, też jestem z okolic Poznania. Czy mogłabyś napisać gdzie organizowany jest pchli targ i gdzie znajdę jakieś bliższe info na jego temat?
Napiszę, dziękuję Ci bardzo!
tak tak tak, to bardzo potrzebny post!
też jestem z Poznania i niepotrzebne ciuchy, biżuterię oddaję fundacji Głosem Zwierząt – dziewczyny organizują potem „aukcję”, a pieniądze przeznaczają oczywiście na pomoc zwierzakom . Następna aukcja w październiku, ale oddawać można cały czas
Dodam: Nie chodzi mi o to, żebyś odwaliła megaresearch nt. wszystkich miast wojewódzkich w Polsce, ale bardziej o post, gdzie czytelniczki mogłyby podrzucać pomysły w komentarzach.
pchle targi jak ktoś wspomniał czy sprofilowane juz tylko na modę swapping parties np: Babi Targ, zresztą pewnie są też inne, trzeba poszukać w swoim mieście pod hasłem „wymiana ciuchów”. Swoja drogą, ciekawe co Joasia sądzi o takich eventach?
Ja byłam chyba raz czy dwa i nigdy jakoś się nie mogłam odnaleźć, ale może źle trafiłam po prostu:)
Cudowne pchle targi są w Berlinie, gdybyś była kiedyś przy okazji, bardzo polecam! Odbywają się zazwyczaj w niedziele. Największy (ale i najbardziej zapchany ludźmi) jest w Mauerpark, choć ja bardzo lubię też Neukoln Flowmarkt, w maju obkupiłam się tam w piękne ubrania. Lubię kupować ubrania SH, bo to często nowe rzeczy, które ktoś włożył kilka razy albo nawet nie. U mnie zyskają drugie życie i nie wylądują na śmietniku, a zazwyczaj są w bardzo dobrym stanie. No i po sprzedającej dziewczynie zazwyczaj od razu widać, czy rozmiar będzie na ciebie dobry :)
Fajne takie podsumowania, az żałuje, że sama nie mam modowego bloga:) u mnie było kilka znamiennych etapów :) 1. punk rock -niedbałość, kostka wojskowa, glany, za duże swetry. 2- reggae- dready, kolorowe bluzy z kapturem, spodnie materiałowe-dobrze się w tym czułam:) 3. era skórzanych torebek- teraz mam tyko jedną nie skórzaną, której i tak nie nosze :) 4. era skórzanych butów :) nooo poza trampkami które uwielbiam:)
Fajny wpis. Moim zdaniem Twoje eksperymenty nie były wcale złe. Próbowałaś nowości, ale i tak miałaś własny styl. A sukienka szkielet bardzo mi się podoba. :D
Ale te buty do niej! I wór!
Kozaki masz super.
Cudowny post! Według mnie nieco zyskałby gdyby pod zdjęciami był od razu link do powiększonej wersji, żeby nie było trzeba każdego klikać prawym przyciskiem myszki i wybierać otwarcia w nowej karcie :) Jestem też zadziwiona tym, że na „współczesnych” zdjęciach nie widać tej Twojej granatowej ramoneski ze złotymi okuciami! Wspominasz o niej w książce tyle razy, że spodziewałam się jej co najmniej w kilku zestawach ;D
A tak w ogóle to po Twoim spotkaniu autorskim w Gdańsku (gdzie oczywiście miałaś na sobie te sandałki od Wawy :D), na którym dziewczyny mówiły że czytają Cię od pięciu czy ośmiu lat, sama zajrzałam niedawno do Twoich pierwszych wpisów i też strasznie zawiodłam się tym brakiem zdjęć! Co za pech! Te pierwsze wpisy na KAŻDYM blogu są niesamowitą frajdą do odkopania :)
Noszę ją ciągle, ale jakoś nigdy się nie załapała na zdjęcia, na Insta jest:) https://instagram.com/p/2a3sOSgbJA/?taken-by=joannaglogaza
O rany, rzeczywiście prześliczna :)
Super post!
pamiętam wszystkie stylizacje oprócz dwóch – nie jest źle
– mega podobała mi sie ta szara torebka Fiorelli – i zawsze Ci jej zazdrościłam
– tę sukienkę w której czułaś się „jak przebrana lalka” miałam wydrukowaną i wklejoną do mojego „mood” zeszytu
– w swoim vlogu pokazywałaś jak uszyć tę drapowaną spódnicę
– nie cierpiałam jak chodziłaś w czapkach beanie
– pamiętam, że wszyscy ci pisali, że te sportowe legginsy są na Ciebie za duże i założyłaś je bo „firmowe”;) (chyba Maciejak?)
– post z tą zeberkową górą miał tytuł „City Jungle” – coś takiego chyba ;)
– jeden z postów które najbardziej pamiętam to jasnobłękitny sweter i bordowe botki ecco – post był jak wyskoczyłaś rano na targ, po drodze kupiłaś kwiaty i karuzela też była. Rzecz się miała w Bielsku;) A pamiętam dlatego, że to połączenie baby blue -bordo bardzo mi się spodobało i wydawało mi sie mega odkrywcze i do dzis jest jednym z moich ulubionych i zawsze jak sie tak nosze przypomina mi się ten post.
Taaaaaaak! To moja ulubiona Twoja stylizacja, mnie również zachwyciło połączenie tych kolorów ;)
Haha, wszystko się zgadza:)))
Bardzo lubię Twoje posty, ale ten jest zwycięzcą miesiąca! Nigdy nie myślałam o tym jak długo obserwuje twojego bloga, a ten post mi uświadomił, że naprawdę bardzo długo, bo od początków mojej szkoły średniej. Zauważyłam, że wiele z twoich stylizacji pamiętam i już wyjaśniam dlaczego. Dla mnie zawsze dodawałaś coś co podkreślało twój styl – buty (zazwyczaj zwracałam uwagę na to, że większość z nich jest taka hm.. masywna :) i pamiętam ile się naszukałam kiedyś, żeby mieć podobne sandały – nie udało się :D stwierdziłam, że widocznie tylko tobie takie pasują), torebki – dzięki tobie poznałam Zuzię Górską :) i pamiętam też przepiękną brązową torebkę z Parfois, też długo jej szukałam, w sumie to do tej pory o niej marzę, idąc dalej – narzutki, futerka itp, coś co miałaś zarzucone na ramiona kojarzyło mi się z tobą, zwłaszcza w tym okresie gdy miałaś bardziej pokręcone włosy, no i nie mogę zapomnieć o kapeluszach, a przede wszystkim o czapkach! Nie wiem jakie masz obecnie zdanie na ich temat, ale czapki również mocno mi się kojarzyły z twoim stylem, wyglądasz w nich uroczo.
I czasy kiedy nosiłaś rzeczy od Zemełki i Pirowskiej :)) nie wiem czy mieszkałaś wtedy w Krakowie, czy nie, ale klimat zdjęć i w ogóle te romantyczne stylizacje – przepiękne, pamiętam, że byłam nimi zachwycona.
Takie moje rozmyślania na temat twojego stylu i mojej licealnej nim inspiracji, wybacz, że aż tak się rozpisałam.
Mam nadzieję, że uda nam się pogadać chociaż chwilę podczas spotkania we wrocławskim Empiku. Pozdrowienia!
Bardzo Ci dziękuję, na pewno, do zobaczenia jutro:)
Oj Styledigger, w tych „nieciekawych” ciuchach też fajnie wyglądałaś, nie masz co narzekać, sukienka szkielet jest bardzo efektowna, tak samo jak poliestrowa koszula z bluzą i rajstopami do chyba nie do końca sandałów tylko czółenek na szpilce z wycięciami. Masz dobry gust niezależnie czy wybierasz spośród ubrań lepszej jakości czy gorszej! Brawo! Szkoda, że tak mało stylizacji na blogu, ponieważ Twój styl jest bezpretensjonalny i godny miana ciekawego stylu w przeciwieństwie do wielu blogów, gdzie wieje photo shopem i … nudą.
Super, że potrafisz z dystansem podejść do siebie i swoich starych stylizacji, ja gdy patrzę na zdjęcia z gimnazjum i liceum to mam ochotę wszystko pousuwać :D
Mam jeszcze takie pytanie: pokazywałaś kiedyś (dawno, dawno) kupioną w sh cekinową bluzkę – różowo-czarnego motyla. Ubrałaś ją kiedykolwiek? Pytam wyłącznie dlatego, że mam po mamie identyczną (tylko czarno-srebrną) i nie mam pojęcia z czym to ugryźć :P
Pozdrawiam! :)
Nie, bo okazało się, że coś jest nie tak z ramionami i komuś ją dałam. Ale myślę, że z czarnymi rurkami z wysokim stanem będzie super:)
Też nosiłam piżamę od Soni Rykiel x hm jako sukienkę! Miałam czarną wersję.
Super zestawienie :)
Podobają mi się takie podsumowanie, kiedyś zrobiłam podobne makijażowo-fryzurowe ;) Za to właśnie lubię bloga modowego albo lookbooka – niepowtarzalną możliwość prześledzenia ewolucji stylu. Ja czasami cofam się do swoich starych zdjęć i często ogarnia mnie zdumienie, jak ja mogłam coś takiego na siebie założyć ;) No i mój styl w ogóle nie był spójny, i nadal nie jest niestety, jakoś nie potrafię określić w nim charakterystycznych cech i wyznaczników – albo ich nie ma, albo ja ich nie dostrzegam… U Ciebie widać kierunek w jakim szłaś, tego szczerze zazdroszczę ;)
Sukienka sweter z 2009 i drapowania z 2010 to chyba takie najbardziej „Asiowe” zestawy, które totalnie mi się podobały i dziś również patrzę na nie z przyjemnością. Chyba najlepszy modowo był dla Ciebie 2012 rok i ostatnie dwa lata. Nie ma tragedii Asiu, wręcz zazdroszczę Ci tego, że możesz zobaczyć jak Twój styl ewoluował. U mnie właściwie zawsze było podobnie, czasem eksperymentowałam, ale coś co dziś nazywamy normcorem czy minimalizmem, było mi bliskie od zawsze. Świetny post i poprosimy więcej :)
Śledzę Twojego bloga praktycznie od początku istnienia. Większość z tych outfitów pamiętam jak dzisiaj. Ba! Większość z nich miałam zapisanych w swoim folderze z inspiracjami i były dla mnie niedoścignionymi ideałami :) Patrząc z perspektywy kilku lat faktycznie mogą wydawać się zabawne, ale wtedy były przede wszystkim oryginalne i bardzo stylowe, w moim odczuciu typowo krakowskie.. Przypomniał mi się okres studiów w tym mieście :) Wzruszyłam się czytając ten post, naprawdę!
Ooo, mega mi miło:)
Oh!!! JAk mi się podobał (i nadal podoba) Twój sweter od Zemełka&Pirowska!! Pamiętam jeszcze twój biały kombinezon z Topshopu(chyba dobrze pamiętam) był cudny!
Beżowy, beżowy:)
Czytam Cię od dość dawna i zawsze podziwiałam Twoją perfekcyjną szminkę. Umalowane usta to też element Twojego stylu!
Niesamowite jest to, że już po samych zdjęciach wielokrotnie widać to, o czym piszesz – że źle się w czymś czułaś. Mowa ciała.
PS. Narzutki typu waterfall – moja mama mówi na nie „chomąto”. Mam dwie i bardzo je lubię, chociaż nie do wszystkiego pasują. Za to nie cierpię rozpinanych swetrów, zwłaszcza kiedy mają kieszonki :-)
A, w WTF zabrakło mi stroju królika :-) I błękitnej sukienki z cekinami – miałaś w niej magiczne zdjęcia na bagnach :-)
Haha piękna nazwa! Królik to było coś, a o niebieskiej sukience kompletnie zapomniałam!
Ja pamiętam trend z bloga na miliony pierścionków (który chyba nadal ma się dobrze) i chodziłam do Parfois marząc, że MAM JE WSZYSTKIE :) Poza tym najbardziej z blogiem kojarzy mi się taka sukienka w motyle na jedno ramię i romantyczne zdjęcia nad jeziorem.
Z całego posta dociera do mnie strasznie smutna prawda, że rzeczy, które uznałabym za inwestycję na lata (np. torba z Ochnika – min.300zł za torebkę to dla mnie nadal dosyć dużo, czy projekty polskich „projektantów” typu t-shirt za 180zł) „szybko się niszczą”… Mój problem ze slow fashion polega na tym, że niekiedy wydając więcej i ograniczając zakupy do kilku przemyślanych modeli nadal mam rzeczy droższe a tak samo dziadowskie i nietrwałe. Czasem z kolei kupię coś w przypływie impulsu na wyprzedaży i służy mi wiele, wiele lat. Na pewno brak mi jeszcze wiedzy o jakości tkanin czy skór, ale mam wrażenie, że ktoś jednak mnie oszukuje.
Hahaha:) Tamta torebka była z zamszu czy nubuku, a zwykła skóra zawsze jest jednak trwalsza, no i miała bez sensu wszyty mocny magnes, który podarł poszewkę. Dobrze, że zawsze jest opcja reklamacji.
Cmentarna maxi hahah płaczę ze śmiechu ;)
A nie przeszło Ci przez myśl przez te 6 lat żeby zabrać się za jakiekolwiek ćwiczenia fizyczne? Jak odpowiesz, że ćwiczysz, odpowiem – nie widać. Można za to zobaczyć jak w ciągu 6 lat masz coraz bardziej kluskowate nogi i obwisłe kolana.
Ej, a nie przyszło Ci do głowy, że ciało 25 letniej kobiety jest inne niż zafiksowanej wiecznie odchudzaniem licealistki? Owszem ćwiczenia są ważne, żeby zachować zdrowie i formę, ale to my powinniśmy dopasowywać uubrania do figury a nie figurę do ubrań. Asia wygląda zdrowo. Zresztą czym innym jest ruch dla zdrowia a czym innym zapierdalanie na siłowni czy przed telewizorem z Chodakowską, żeby tylko dobrze wyglądać w jakiejś tam kiecce.
A nie przeszło Ci przez myśl, że napisałaś/eś bardzo nietaktowny komentarz i może nie należy go publikować?
Nie, nie żeby wyglądać dobrze w jakiejś tam kiecce. Żeby wyglądać dobrze zawsze. Dłużej. Jeśli w wieku 25 lat masz sflaczałą skórę to gwarantuję, że już nigdy w magiczny sposób nie stanie się jędrna i napięta, raz uszkodzone struktury się nie naprawią. I sama, Kat, to mówisz, że ćwiczenia są ważne, żeby zachować formę. Asia zauważalnie traci formę, z każdym rokiem uszkodzenia skóry będą większe. I nie dopasowuje ubrań do figury, spódnice przed kolano podkreślają tę właśnie uszkodzoną skórę. Oczywiście, ona może mieć to gdzieś, ten komentarz również, tak jak mnie mogą się nie podobać masywne nogi i mogę z czystej złośliwości o tym mówić. Ale patrząc na jej zdjęcia wyraźnie widać, że nie dba o swoją skórę na ciele i je za dużo słodyczy, a nadmiar węglowodanów prostych w diecie nie zwiększa jedynie ryzyka otyłości i cukrzycy, ale też wpływa na tkankę łączną w skórze. Po wyglądzie skóry możesz stwierdzić czy ten organ jest zdrowy.
A to jest, przepraszam bardzo, twój organ, że się nim tak interesujesz?
Komentowanie w ten sposób czyjejś urody jest niekulturalne i nie powinno mieć miejsca.
Ja widzę normalną, zdrową laskę. Serio.
Zawsze można wyglądać lepiej, wiadomo, ale zwracanie uwagi takiej dziewczynie, w dodatku pod postem dotyczącym czegoś kompletnie innego, też uważam za nietakt jednak…
Ktoś tu się chyba a za dużo się naoglądał wyfotoszopowanych, parówkowatych nóg modelek. Prawdziwi ludzie mają kolana. Na kolanach skóra się marszczy. Widać to nawet u aniołków Victoria’s Secret (oczywiście na zdjęciach z pokazu, nie na przerobionych na dziesiąta stronę fotach promocyjnych). Tak jest skonstruowany człowiek.
Jeśli tak bardzo się troszczysz o czyjeś zdrowie, to czemu nie spróbujesz go zachęcić do uprawiana sportu? Bo Twój komentarz to tylko i wyłącznie czyste buractwo, próba sprawienia komuś przykrości.
No i z drugiej strony – nie, uprawianie sportu to nie jest obowiązek, nawet jeśli się wie, że jest to zdrowe.
Gdyby nie to, że jednak obrażasz (bezczelnie zasłaniając się troską o zdrowie – uwielbiam taki bullshit, ciekawe, czy w innych dziedzinach życia też się tak troszczysz o bliźnich) osobę, której bloga z przyjemnością czytam od kilku lat i która przez to jakoś mnie obchodzi, w ogóle nie wdawałabym się w dyskusję z tym hejtem. No ale.
Pomijam fakt, że dwa razy po przeczytaniu twojego komentarza przejrzałam zdjęcia żeby znaleźć te oznaki tycia, niszczenia skóry i innych zaniedbań i naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Niech będzie, że coś tam widzisz, w porządku. A pomyślałeś/aś, że ktoś może po prostu mieć to gdzieś? Wyznawać standardy urody odbiegające od promowanego w mediach fotoszopa? Traktować swoją atrakcyjność jako sumę różnych składników i zamiast obsesyjnie dbać o ciało zajmować się rozwojem intelektualnym, zdobywaniem nowych doświadczeń, byciem ciekawszym człowiekiem? Na przykład napisać i wydać książkę zamiast wcierać sobie coś w kolanka? Albo jeść to, co się lubi i czerpać z tego radość, zamiast liczyć kalorie ponieważ społeczeństwo tak ci każe? Że naprawdę można przytyć kilo, dwa i pięć, wciąż wyglądać i czuć się świetnie i być atrakcyjną(ym) dla siebie i innych, i zamiast medytować nad tym faktem robić rzeczy ciekawsze?
Można zajmować się tym, żeby twoja skóra była jeszcze bardziej idealna i poświęcać na to dużo godzin. Można też być całkowicie zadowolonym ze swojego wyglądu takim, jaki on jest (a Asia w dodatku naprawdę nie ma na co narzekać) i, bo ja wiem, prowadzić firmę, bloga, podróżować, stawać się mądrzejszą zamiast konserwować kolana. Jeśli ty wolisz to ostatnie, baw się dobrze w życiu. W którym lubisz spędzać czas pisząc ludziom „z czystej złośliwości” wydumane wredne komentarze. Pewnie, że ci wolno. Może warto się natomiast zastanowić, do czego jest ci to potrzebne. Po wyglądzie komentarzy można stwierdzić, że coś tu jest nie tak.
Ale tu nie ma żadnej troski o zdrowie, to był komentarz odnośnie wyglądu i wiem, że oczywiście, ona może mieć to gdzieś, ten komentarz również, a ja mogę po prostu nie lubić masywnych nóg. Tak się składa, że zdrowie skóry widać po wyglądzie, dlatego wzmianka o zdrowiu, komentarz jest o wyglądzie. Wątpię, żeby czerpała wielką radość z tego co je, skoro prosi o pomysły na to, żeby wreszcie ograniczyć słodycze. Świat nie jest czarno-biały, można dbać o ciało normalnie i dbać o rozwój osobisty w tym samym czasie. To, że Asia wybrała obsesyjne dbanie o jeden tylko aspekt siebie, czyli tzw. rozwój osobisty, widać akurat po jej nogach.
Życzę Ci zmiany nastawienia do kobiet, bo jeśli tego nie zrobisz, to niestety nie masz szans na zdrowy związek. Nawet jeśli znajdziesz tzw. ofiarę która pokornie przyjmie i zaakceptuje poniżanie z Twojej strony, to co będzie jak zajdzie w ciążę? O fuuuj, ten wielki gruby brzuch! I nie daj Boże pojawi się na nim jakiś rozstęp! A jak przekroczy trzydziestkę czy czterdziestkę to już będzie w Twoich oczach tak pomarszczona i obwisła że już nic jej nie pomoże. Więc poważnie zastanów się nad Twoim problemem, chyba że zarabiasz na tyle dużo żeby zawsze było Cię stać na towarzystwo anorektycznych gimnazjalistek (pamiętaj że w Polsce jest to nielegalne).
Autorka nie potrzebuje żadnych ćwiczeń fizycznych, bo wygląda świetnie. Stwierdzam to po analizie fotografii. Autorka jest piękna.
Fantastyczny post! Naprawde, uswiadomilam sobie, ze ogladam Cie od samego poczatku, 2008, druga klasa liceum, stylio… I pamietam jak szukalas zawziecie tych kolarek – wszystkie byly na Ciebie za dlugie o ile dobrze pamietam :)
Rozumiem, ze teraz jest mniej stylizacji, bo nie chcesz zeby to byl blog typowo szafiarski, ze nie w ta strone chcesz zmierzac. Chcesz zeby byl bardziej o slow life, slow food i slow fashion. Szanuje i doceniam. Ale musze przyznac, ze bardzo brakuje mi Twoich postow modowych, zwlaszcza teraz jak wyrobilas sobie taki spojny styl. Wg mnie to taki kolejny etap slow fashion – zrozumienie swojego stylu, spojnej szafy, pokazanie ze ciekawe stylizacje nie musza sie rowniac z szafa pelna chinskich smieci zeby miec do wyboru i koloru. Musze przyznac, ze z checia bym ogladala wiecej Twoich zdjec, gdzie mozna zobaczyc cala sylwetke i co masz na sobie. Nie musi byc to oddzielny post modowy :)
Pozdrawiam!
Aga
Styyyyliooo! Zapomniałam o tym w ogóle! Pomyślę, pomyślę, dzięki wielkie:)
Nigdy się nad tym nie zastanawialam, ale po lekturze Twojego wpisu uświadomiłam sobie, że u mnie również styl ewoluował. Kiedyś nosiłam dużo błyszczących sukienek, butów na obcasie, dopasowanych marynarek, cekinow i kusych sweterków. Dzisiaj mój styl dryfuje w stronę czegoś, co nazwałabym chyba casualową klasyką. Nie pamiętam kiedy miałam na nogach szpilki. Zastąpiły je mokasyny, conversy i sandałki na płaskim obcasie. Więcej w mojej szafie klasycznych elementów (basicowe, t-shirty, trencz, koszule o męskim fasonie). W prostych ubraniach czuję się najlepiej. Inspiracją jesteś Ty Asiu, Olivia Kijo i Laura Matuszczyk. Wiem, ze odchodzisz od typowo „szafiarskich” treści i nie śledzisz już tylu blogów modowych, ale może mogłabyć polecić jakieś inne blogi prezentujące klasyczną modę? Mam też pytanie o bazowe t-shirty. Zrobiłaś kiedyś ranking i z tego co pamiętam tylko COS zdał egzamin. Planujesz powtórzyć eksperyment z t-shirtami innych marek? Pozdrawiam, Gosia
Test t-shirtów zarzuciłam, bo nie było żadnych wniosków – u mnie COS się sprawdził, ale mnóstwo dziewczyn pisało, że u nich COS zupełnie się nie spisał. Ale pomyślę jak to ugryźć:) Dzięki wielkie!
Moim zdaniem eksperymenty same w sobie nie są złe jeżeli wyciąga się z nich jakieś wnioski a nie dla gadania – mój styl jest eksperymentalny, jaka jestem oryginalna.
To tak jakby w laboratoriach przelewalo się drogie chemikalia dla zabawy.
Sama dużo eksperymentowalam, ale w wieku prawie 24 latach, chyba już przerobił am większość krojów i wiem co lubię.
Bardzo fajny wpis. Miło przejrzeć takie podsumowanie, zwłaszcza że nie śledzę twojego bloga od samego początku. Wychodzi mi, że chyba gdzieś od 2012/2013 tu zaglądam. Widać jak twój styl ewoluował. Po swojej szafie widzę, że u mnie było podobnie. Też przechodziłam różne fazy i mody żeby w końcu dojść powoli do tego, co mi najlepiej „leży” :)
Co do strojów z ostatnich kolaży to nie jest aż tak tragicznie ;) Każdy w swoim życiu przerobił pewnie wiele podobnych wpadek. Cieszę się, że większość moich nie jest uwieczniona na żadnym zdjęciu ;D
Fajnie tak popatrzeć jak Twój styl ewaluował, sama chyba przejrzę moje albumy pod tym kątem, bo to może być niezła nauka :)
Niektóre z cyklu WTF wcale nie były aż tak złe. ;)
A gdzie wzór w panterkę, który był tak uwielbiany i pojawił się kilkakrotnie w różnych wariacjach? :D
Ahh, no nie załapał się, zebra za to jest!:)
Własnoręcznie szyta spódnica była inspirowana Burberry;)
Racja, zaraz poprawię:)
Naprawdę e genialny wpis! Uświadomił mi, że już dosyć długo zaglądam na twojego bloga, bo pamiętam te stylizacje z poprzednich lat.
Pozdrawiam :)
dołaczyłam do ciebie w 2012, świetny wpis!
Gdzie można znaleźć fajne opaski do włosów? :)
Claire’s, Accessorize – ja chyba tam kupiłam większość moich.
Absolutnie genialny wpis! Świetnie przeczytać Twoje spostrzeżenia po kilku latach, fajnie, że przybliżyłaś to, jak się w tych strojach naprawdę czułaś i co zdejmowałaś od razu po zdjęciach – to trochę odkrywa tajniki blogowania. ;) Cenne są też wstawki o nieistniejących już sklepach/markach, chociaż żal trochę, bo obiecywałam sobie kiedyś, że zaprzyjaźnię się bliżej z Zemełką & Pirowską, pamiętam, jak zawsze chwaliłaś dziewczyny.
Piękną masz fryzurę na drugim zdjęciu od lewej z 2009 r., podoba mi się także rudawy kolor z 2009, ale rozumiem, że to Ty masz się czuć w nim najlepiej.
Zaskoczyłaś mnie o tyle, że nie pojawiły się we wpisie moje ulubione stylizacje i takie kojarzące się bardzo z Tobą. Jedna z nich to chinosy i kropkowa marynarka, druga spódnica midi w kwiaty i bluzka w paski, trzecia spódnica mamy i niebieska koszula oraz biała sukienka z butami Carvela, ale poza tym:
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2008/05/leopard-pants.html – to jedna z pierwszych stylizacji które pamiętam, po obejrzeniu tych zdjęć sama zakupiłam spodnie w panterę, które bardzo kochałam
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2009/12/pegasus.html – kupiłam sobie taki turban, tylko zupełnie nie umialam go „ograć”
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2010/09/slipping-through-my-fingers.html – byłam zakochana w tym swetrze ale nigdzie nie mogłam go dostać!
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2010/10/cherry-blossoms.html – ruda bluzka!!!
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2010/11/get-off-my-cloud.html – bardzo „stylediggerowa” sukienka
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2010/12/id-rather-laugh-with-the-sinners-than-cry-with-the-saints.html – ten zestaw pamiętam ze szczegółami do dziś, podobała mi się narzutkowa peleryna, spódnica, upięcie chusty – no wszystko, cudo totalne
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2011/05/long-walk-to-never.html – to też jest kwintesencja Styledigger
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2011/09/tuesday-afternoon-is-never-ending.html – na te buty też chorowałam, chociaż byłam przerażona jak pisałaś, że mega niewygodne – w końcu nie kupiłam
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2011/11/burgundy-suit.html – ten zestaw też mi się mega podobał, piękne kolory!
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2011/12/dalmatian-print.html – płaszcz dalmatyńczykowy <3
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2011/12/run-run-rudolph.html – reniferowa opaska <3
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2012/01/bubblegum-years.html – też nienawidziłam sztywnych marynarek i po tym poście uwierzyłam, że są jeszcze na świecie te miękkie
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2012/04/its-not-that-easy-being-green.html – kolejne doskonałe połączenie długiej spódnicy z fajną bluzką
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2012/05/may-in-bloom.html – genialne spodnie, do tej pory takich szukam!
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2012/05/copper-gold.html – wafelkowo-milkowy opis tej stylizacji sprawił, że byłam gotowa rzucić wszystko, jechać do Włoch i kupić te buty
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2012/11/what-you-see-sets-you-apart.html – w dalszym ciągu stoję w kolejce do tego płaszcza, uwielbiam powiewające na wietrze, pelerynowate fasony
http://joannaglogaza.stronaob.pl/2013/12/czarny-szary-granatowy-i-reszta.html – zazdrościłam pikowanej sukienki i wdzięku, z jakim nosisz konduktorską czapkę
Uff, trochę tego wyszło, ale mega nudzi mi się dzisiaj w pracy. Wiele rzeczy Ci zazdrościłam, wiele podziwiałam z daleka wiedząc, że Tobie pasują, ale ja na pewno bym się nie ubrała. Wpadki zdarzają się każdemu, ale trzeba przyznać, że zawsze miałaś w sobie sporo fantazji w podejściu do ubrań i chyba to w Twoim stylu najbardziej cenię.
Pozdrawiam serdecznie :)
Wooooow!:) Są chinosy i kropki, na trzecim kolażu przecież! A granatowe spodnie z May in Bloom to te same, co na ostatnim kolażu:) A ten burgundowy zestaw też bardzo lubiłam! A reszta pewnie dlatego, że trzymałam się letnich miesięcy:) Ogromne dzięki Konstancja, uściski!
jakoś beznadziejnie sformułowałam swoją wypowiedź, to co wymieniłam bez linków to to, co pojawiło się w kolażach, że wyjątkowo pamiętam te zestawy, ale faktycznie nie wynika to z tego co napisałam > takie uroki chowania się z blogami w pracy ;) czekam w takim razie za pół roku na zimową edycję kolaży :D
Genialny wpis! Czytam Twojego bloga od samego początku, ale szczerze mówiąc oglądałam teraz większość zdjęć, jakbym widziała je po raz pierwszy, szczególnie te perełki na końcu :) Szukanie własnego stylu wymaga modowych eksperymentów i wpadek. Dzięki nim po kolei dochodziłaś do tego, w czym czujesz się najlepiej (a ja przy Tobie!). Dodatkowy plus za dystans do siebie!
Chyba mam jakiś problem z Twoim newsletterem, bo ani razu do mnie nie dotarł ;(
Zestaw z białą tuniką i kozakami za kolano to mój absolutny nr 1, pamiętam, że wiele razy wracałam do tego posta, teraz też mi się bardzo podoba. Byłam też oczarowana bluzką z żabotem i peleryną, nawet dzisiaj na Twoim miejscu nie określiłabym go jako „wtf”. Ogólnie zawsze dobrze wyglądałaś i rzeczywiście widać, że pewne elementy powtarzają się od samego początku. Masz gust kobieto:) zazdroszczę.
Wooow <3 O ile nie lubię blogerek modowych (m.in. za promowanie bardzo konsumpcyjnego stylu życia) tak Ciebie uwielbiam! Od Twojego bloga uzależniłam się odkąd zaczęłaś pisać o slow fashion, w tej dziedzinie jesteś moją wielką inspiracją i dzięki Tobie świadomie kupuję ubrania ( do tej pory kupując coś zastanawiałam się kiedy szew się skręci, a teraz potrafię ocenić czy coś będzie się dobrze nosić). A Twoje włoczykijowate stylizacje mogłabym ukraść ;D
Jak patrzę na swoje zdjęcia sprzed lat to też często się zastanawiam jak jamogłam coś takiego na siebie włożyć. Ostatnio pozbyłam się wielu rzeczy z szafy, w których już na pewno nie będę chodzić. Przynajmniej wiem czym dysponuję i od jakiegoś czasu stawiam na klasykę! :-)
Uwielbiam patrzeć na takie przemiany! Pokazujesz, że da się znaleźć swój styl. :) Moją uwagę zwrócił płaszczyk „dla dziesięciolatka”… Ile masz wzrostu?
158:)
Jak rozwiązujesz problem ze znalezieniem rozmiaru? Ja mam 155 i żeby znaleźć spodnie, muszę naprawdę dużo szukać, a w dziecięcych nie zawsze pasują mi różowe wzory na jeansach i tym podobne… :(
Polecam jeansy z Top Shopu :)
Nie powinnam była tu dziś wchodzić. Tyle ślicznych* ubrań zobaczyłam, a w wakacje miałam ograniczyć wydatki ubraniowe… Niedobra blogerka, niedobra! ;)
*paskudnych też było kilka, ale te pierwsze spowodowały, że o nich szybko zapomniałam!
Wypiękniałaś :)))) wtedy też było pięknie, ale teraz jest TOTAL. Ściskam
<3
A mnie bardzo podobał się rok 2013. 2012 – boże, ta marokańska torba! Wciąż do niej wzdycham. Tak swoją drogą Asiu, to ile masz wzrostu? Bo pamiętam, ze jesteś niska tylko już nie pamiętam, czy masz tyle wzrostu co ja czy więcej. (To oczywiście takie tam pytanie ciekawostka, nie rozmyślam nad tym całymi nocami :D)
Nadal ją mam:) 158, uściski!
Super post, fajnie że potrafisz z dystansem spojrzeć na swoje szafiarskie eksperymenty. Przy okazji uświadomiło mi to jak długo śledzę Twojego bloga! Ja często przeglądając swoje zdjęcia sprzed paru lat pukam się w czoło myśląc jak mogłam się tak ubrać ;) Ale myślę, że nawet takie nieudane eksperymenty mogą dużo pomóc w określeniu tego co się lubi nosić. Sama zrozumiałam, że im więcej dany strój ma elementów, tym gorzej się w nim czuję. Chętnie zobaczyłabym więcej twoich aktualnych strojów, nawet jeśli nosisz w kółko te same elementy.
hahaha jaki super post, i jak się uśmiałam na koniec! Twój strój ze spódnicą w kratę i rudą koszulą jest chyba jednym z tych, które najlepiej pamiętam, bardzo mi się podobał i wtedy, i teraz. Chyba sama spróbuję zrobić dla siebie coś takiego, w celach naukowych, żeby dojść do wniosków z Twojego ostatniego etapu. :)
To jest super zabawa, polecam:)
Tak się zastanawiam ostatnio nad tym nowym podejściem do garderoby – czyli wiadomo, minimalizm, wszystko przemyślane, usystematyzowane, „wyczyszczone” z elementów nie pasujących, nie podchodzących pod dany styl, rozpisane, transparentne, i to na pewno jest świetne, bo pozwala łatwiej zarządzać swoją garderobą, czasem przeznaczonym na ubieranie się, robienie zakupów itd, itp.. No generalnie ułatwia życie i pozwala dookreślić styl. Tylko czy w takim podejściu jest miejsce na zabawę modą, no wiesz, na takie ubranie się czasem „od czapy”? Próbowanie czegoś całkiem innego niż zazwyczaj, zaskakującego, bo akurat miałam taką ochotę i taki dzień? Czy takie usystematyzowane podejście do garderoby pozwala na coś takiego? A jeśli nie, to czy to dobrze? Czy to w jakiś sposób nie zawęża „horyzontów modowych”? Co tym myślisz?Nie wiem, może pisałaś coś o tym w swojej książce, ale jeszcze nie miałam okazji przeczytać, więc tak rzucam tutaj, bo akurat mnie naszło:) moze inne czytelniczki też mogą coś nt. powiedzieć? Pozdrawiam! Karolina
Tylko że właśnie mnie moda nie bardzo obchodzi, nie wiem za bardzo co się pokazuje w nowych kolekcjach, nie oglądam pokazów itp. Lubię wyglądać ładnie i żeby jeszcze najlepiej było mi wygodnie, ale jakoś nie ciągnie mnie do większych eksperymentów. Pewnie, jak mam ochotę przymierzyć coś zupełnie innego to przymierzam i czasem nawet kupuję, ale nie odczuwam boleśnie zawężenia horyzontów modowych po prostu mnie to nie kręci – starość;)
No właśnie tak mi się wydawało, że to raczej takie podejście „poza modą” jest, dla osób niezbyt zainteresowanych tematem, albo takich, które to zainteresowanie straciły:) Albo dla takich jak ja, interesujących się modą czysto teoretycznie, nie przekładających tego na swój codzienny wizerunek, bo mi się nie chce (jeszcze bardziej starość:)), a z drugiej strony chcących wyglądać w miarę ok..
Oglądając ten imponujący kolaż zdałam sobie sprawę z tego, od ilu lat tu zaglądam. Pamiętam wszystkie opisane stylizacje! :D Fantastyczny post! Masz nie tylko wielką klasę, ale i wieki dystans. A te ostatnie fotki po prostu szałowe! :D
Wooow, niemożliwe:) Dziękuję!!!
Na prawdę odważny wpis. Widać jak ewoluował twój styl, jakbym miała spojrzeć na swój to pewnie nigdy bym tego nigomu nie pokazała. Serio. :) Też odkryłam, że najlepiej pasują mi koszulki w V, przekonałam się do jasnych jeansów, pokochałam koszule (ale nie pokochałam się z żelazkiem, przez co rzadko z nich korzystam, wciąż nad tym pracuję). Z biżuterią nadal nie mam dobrych stosunków. Staram się od jakiegoś czasu tworzyć spójną szafę bo mam dość tego, że „nie mam się w co ubrać”. Dlatego zamówiłam Twoją książkę, mam nadzieję że dotrze do jutra i jeśli wszystko pójdzie pomyślnie to wpadnę do Renomy :)
Superowo, będzie mi bardzo miło!
Czyli czytam Cię od 2009, pierwszy post, który pamiętam to ten, gdzie stoisz obok retro samochodu :)
chętnie dalej oglądałabym u Ciebie szafiarskie posty :)
Pomyślę o tym, chociaż mam wrażenie że naprawdę nic ciekawego by w nich nie było + nie oczekuję ani ocen, ani pochwał, więc nie do końca widzę sens wrzucania + nie chce mi się czytać o obwisłych kolanach, dziwnych palcach u stóp itp;) Ale pomyślę!
zaglądam do Ciebie ze względu na Twoje kapitalne teksty, ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie żebyś miała zupełnie zaniechać publikowania szafiarskich postów, chcę więcej obwisłych kolan :P
Hahaha:)
Chetnie kupilabym sukienke o kroju jak ta hibiskusowa. Czy nie myslalas o szyciu rowniez klasycznych sukienek?.
Raczej nie, ale też chętnie widziałabym więcej takich w swojej szafie:)
Cudowny wpis!!! :)))
Pamiętam wszystkie wpisy i wszystkie stroje. Pamiętam też, jak z każdym kolejnym Twoim wpisem chciałam wyglądać podobnie i nawet kupiłam tę pomidorową sukienkę z Primarka (bawiłam się w niej na dwóch weselach i bardzo ją lubiłam, zresztą nadal mam gdzieś w szafie) i ten złoty naszyjnik w serca również z Primarka. Myślę, że Twoje wybory i eksperymenty nie były wcale takie złe :) Jest kilka strojów nie do końca do Ciebie pasujących, ale same ubrania całkiem fajne :) Uwielbiam Twój sweter od Zemełki! Co z nim zrobiłaś????Bo chętnie bym odkupiła :)) oraz tą narzutkę z Celapieu – piękne! Najmniej podoba mi się początek roku 2009 i 2013 (niby początki slow fashion, ale to jeszcze nie to ) :) WTF – najlepsze hahaha :D :D :D
Ojj nie pamiętam, chyba go sprzedałam albo komuś oddałam:) Ta sukienka miała piękny kolor!
Fajnie zobaczyć taką ewolucję w pigułce (chociaż własnych „autfitów” sprzed 2011 wolę nie oglądać).
Ale brakuje mi tu pewnego punkowego zestawu z rudymi włosami i wygolonym bokiem ;)
Ryfko,zaprawdę warto je obejrzeć, nie wiesz co tracisz :p
co do posta, to uważam że super wyglądasz w krótszych włosach, tylko po co ta grzywka…
No bo mi się podobała, proste:)
Świetny post! Pamiętam wiele z Twoich kreacji i pamiętam, jakie wrażenie robiły – która z nas nie szukała retro ubrań i dodatków w szafach i lumpeksach ;) A pamiętam jeszcze jeden Twój zestaw (i to chyba było w 2008 roku): z rajstopami z jedną nogą białą a drugą czarną :D Trzeba było mieć odwagę żeby coś takiego ubrać :)
A tak tak, to było coś:D
A ja mam takie pytanie, czy masz jeszcze tę długą spódnicę w kwiatuszki, w której nie czułaś się zbyt pewnie? Szalenie mi się podoba.
Dałam ją mojej mamie:)
Bardzo ciekawy post, o tematyce która mnie interesuje. Sama dużo ostatnio zastanawiam się nad tym, jak mój styl ewoluował. Kiedyś byłam typem tzw. klimatycznym, tak go nazywam:-), z dużą dawką biżuterii. Potem urodziłam Synka i bardzo mi się odmieniło. Przeszłam w minimalizm, być może z wygody. A teraz już wiem, że właśnie kobieca klasyka, prostota i elegancja pociągają mnie najbardziej:-). Jeśli biżuteria, to jeden widoczny element. Zauważyłam, że jeśli mam jej na sobie więcej, to autentycznie męczę się. I mimo że lubię spodnie, to sukienki są moim ulubionym elementem garderoby.
Od jakiegoś czasu regularnie zaglądam na Twojego bloga, bardzo mnie inspiruje. Dzisiaj zmówiłam książkę Twojego autorstwa i przyznam, że czekam z niecierpliwością, aż przystąpię do lektury:-). Pozdrawiam Cię serdecznie. Monika
Oo bardzo mi miło, mam nadzieję że Ci się spodoba! Pozdrowienia:)
Świetny post. Jak głupio by to nie brzmiało, jesteś super, masz dystans do siebie i solidne podstawy, żeby mówić o budowaniu swojego stylu i o slow fashion, za co Cię podziwiam. Pamiętam wiele z tych zestawów, bo zaglądam do Ciebie od lat. Chociaż trzeba przyznać, że odkąd blog stał się mniej „szafiarski”, dla mnie jest jeszcze lepszy:)
Kupiłam dziś Twoją książkę. Prawdę mówiąc, na szczęście jej nie potrzebuję;) ale uważam, że to porządny poradnik i bardzo chciałam go mieć. Gratuluję i życzę dalszych sukcesów:)
Ta pomidorowa sukienka – tak bardzo moja!
Przeglądam komentarze i nasuwa mi się jednak myśl – ależ ty masz wiele wiernych czytelniczek! Jak wplotłaś się w życie tych osób, ile wspomnień wywołałaś! Niesamowite!
To jest naprawdę niesamowite!
Jeju! Pamietam, pamiętam! Tyle lat już tu siedzę?! Jak dziś mogę sobie przypomnieć, że z 2009 i 2010 chciałam chyba wszystko. Jak szukałam kolarzówek, jak marzyła mi się przezroczysta parka i sukienki. Wiele dziewczyn wtedy oglądałam, wiem, że zaglądałam też na lookbooka, ale u Ciebie jedynej bywałam regularnie. Bardzo fajnie, że możesz zrobić sobie taki przegląd. Zaczynam teraz żałować, że sama takiego nie mam. Ale mam inny sposób na choćby częściowe śledzenie mojego stylu – foldery z inspiracjami. Odgrzebałam gdzieś na dysku stare, zapomniane przeze mnie zdjęcia, które zapisywałam w celach inspiracji. Dalej zapisuję, tylko teraz przez pinterest. A raz na sezon, aktualizuje, co podoba mi się dalej, a co nie. Czasami łapię się za głowę, jakie rzeczy mi się podobały.
Dzięki za inspiracje, teraz czas podsumować mój styl :D
„Do pracy nigdy nie poszłam, ale torebkę nadal lubię” :) bezcenne :)
Najbliższy memu sercu jest okres roku 2012 – większość z rzeczy, które masz na sobie, chętnie włożyłabym na siebie :)
Aaaa, chciałam Ci jeszcze powiedzieć, że czytam twoją książkę i trafiłaś z nią do mnie w dobrym momencie – zawsze, ale to zawsze, kiedy zaczynam dysponować większą ilością gotówki, dostaję iście małpiego rozumu, przeglądam strony internetowe i chcę kupić wszystko, dosłownie WSZYSTKO, oczywiście pochodzące z wyprzedaży! Moja koleżanka zamawia też pędzle pewnej firmy i szuka dziewczyn, które również mają ochotę na ten zakup, a przy okazji wartość przesyłki rozkłada się na większą ilość osób! Myślę sobie: „Kurczę, takie TANIE, też się skuszę!” po czym następuje chwila otrzeźwienia: „Anka, przecież masz masę pędzli, a poza tym nie malujesz się jakoś specjalnie, po co Ci to?” I cóż, odpuściłam. Podobnie z moim zamówieniem, które w całości zwróciłam wczoraj :P Myślę, że to dobra droga do bycia SLOW w moim świecie FASHION. Podsumowując – Dziękuję za motywację!
(Sama pewnie wiesz, że do niektórych rzeczy się po prostu dojrzewa :)
O mamo, te końcowe zdjęcia to naprawdę perełki ;) jednak dobrze jest mieć świadomość własnego stylu ;)
Blog zaczęłam śledzić dopiero od 2013 roku i żałuję, że wpadłam na niego tak późno, bo umknęło mi tyle stylizacji… Zdecydowanie zdjęcia pod znakami zapytania najbardziej obrazują tę stylową metamorfozę – nie powiem, miałaś fantazję :) Fajnie mieć takie swoje prywatne archiwum, przyznaję, że ja też zachowałam kilka zdjęć perełek swoich stylizacji (choć nie posiadałam bloga) żeby móc się pośmiać i zaskakuję mnie jak diametralne zmiany poczyniłam ;)
Nadal robi na mnie wrażenie stylizacja z harcerskim mundurkiem z 2012 roku, z tą białą koszulą wygląda to naprawdę fajnie :)
Bardzo spodobała mi się Twoja koszula w dmuchawce! Lubię taki styl oversize, nie pamiętasz gdzie ją upolowałaś?:)
W second handzie niestety:)
A mi sie wlasnie najbardziej podobaja stylizacje z kategorii dziwaczne hehe ;)
O jaaaa! Asiu, bo ja tu do Ciebie trafiłam właśnie szukając „przepisu” na marmurki – hit lata 2009 ;D i kto by pomyślał, że ja z Tobą już 6 lat…ale czas zasuwa!
Świetne podsumowanie. Widać, że czujesz się świetnie w świadomie kupionych ciuchach. Sama powoli zmierzam w kierunku slow fashion i muszę przyznać, że oglądanie moich starych zdjęć bardzo mnie motywuje. Sama kilka miesięcy temu kupiłam kurtkę adidasa, batrdzo podobną do tej z Twojego zdjęcia. Nie ubrałam jej ani razu, bo nie mam absolutnie żadnych sportowych ciuchów :D Nigdy więcej kupowania ciuchów „bo taka okazja”.
Świetny post! Dobrze widać jak wiele się zmieniło, o jak wielu trendach nie miałam pojęcia i co się działo, gdy przez parę lat mnie tu nie było! Niesamowite jest to, że od razu widać, w których strojach czułaś się naprawdę dobrze – to te, które dodawały Ci wręcz elektryzującej pewności siebie (np. 2 ostatnie zdjęcia ze zbioru 2012, czy ostatnie z 2013). Ten post jest idealnym dopełnieniem Twojej książki :)
Miło było Cię poznać na spotkaniu autorskim w Warszawie :)
Rewelacyjny post! Świetnie się go czytało i kilka razy nieźle się uśmiałam :-) Powiem Ci, że z tym slow fashion coś jest na rzeczy i ja nie mogąc już patrzeć na wieczny burdel w mojej szafie zabrałam się za porządki i ostrą selekcję ( zostaje/ do przerobienia/ do oddania lub sprzedania/ rzecz sentymentalna ). Teraz jest już o wiele przyjemniej otwierając szafę :-)
Pozdrawiam :-)
Czytam Twojego bloga chyba od początku jego istnienia (swoją drogą najprawdopodobniej jesteś pierwszą blogerką, której wpisy zaczęłam systematycznie śledzić). Ostatnio miałam ogromne zaległości w aktualizowaniu rozmaitych nowinek. W końcu dobrnęłam i do tego wpisu – nie masz pojęcia jak dobrze mi zrobił! :) Nigdy, przenigdy nie zdarzyło mi się skomentować cokolwiek w Internecie, ale po raz pierwszy poczułam, że mam straszliwą na to ochotę. Chciałam Ci po prostu powiedzieć, że jesteś bardzo fajną i mądrą osobą, prowadzącą naprawdę wartościowego bloga – prostego w przekazie i dzięki temu wyróżniającego się spośród wielu. Poza tym mam wrażenie, że razem z Tobą odbywam jakąś „metamorfozę świadomości” (określenie autorskie :P). Jesteśmy imienniczkami i prawie rówieśnicami, a poza tym mamy bardzo podobne życiowe przemyślenia, podejście do otaczającego świata, stylu życia i, ujmijmy to, mody. Twój blog jest najlepszym środkiem na poprawę humoru i utwierdzanie się w przekonaniu, że to jak żyję i co wybieram, jest zupełnie normalne i całkiem fajne. :) Pozdrawiam Cię serdecznie! :)
P.S. Wow, to moje pierwsze uzewnętrznienie się w wirtualnym świecie. Jakoś poszło… ;)
Aleeee mi miło, nawet sobie nie wyobrażasz!!! Ogromnie Ci dziękuję:) Pozdrowienia:))
Drapowania są cudowne! U mnie mało, nawet nie mam czy mam coś podobnego w garderobie, a wyglądają baaardzo kobieco.. Duży plus za dystans i przyznanie się do wpadek ;-)
Pozdrawiam!
Podziwiam za styl przywiązanie do jakości i świetnych materiałów. Masz klasę, jesteś Damą.