Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

O planach i zmianach jak kanapka z tuńczykiem

Dokładnie dwa lata temu wyskoczyłam z pomalowanej na niebiesko i żółto łódeczki do błękitnego oceanu, spory kawałek od brzegu. Podwinęłam szorty, ale na nic mi to było, bo woda i tak sięgała mi do bioder. Na plecach miałam plecak z kilkoma t-shirtami, letnią sukienką i laptopem, w rękach buty. Tak zaczęło się moje tajskie workation (od słów work _ vacation) – razem z kilkoma koleżankami zapakowałam swoje bardzo mobilne biuro (czyli wspomnianego już laptopa) i ruszyłam na parę tygodni na rajskie wyspy, by zamienić burą zimę na ciepły piasek, parujący ryż i pachnące ziołami masaże.

Dzisiaj wydaje mi się, że to jakieś inne życie, inna rzeczywistość. A myślałam o tym niedawno nie tylko dlatego, że tęsknię za wyjazdami czy zwykłym wypiciem herbaty w kawiarni, ale też w kontekście kanapki z tuńczykiem jako metafory zmian.

Yyy, co?

Któregoś ranka na wyspie Koh Mook postanowiłyśmy wybrać się na wędrówkę przez dżunglę na dziką plażę. To była porządna wyprawa na dobre kilka godzin, więc zatrzymałyśmy się po drodze w lokalnej restauracji, żeby kupić sobie jakiś lunch na wynos, w razie gdybyśmy zgłodniały. Zastanawiałyśmy się, co by tu wybrać, żeby nie rozpadło się w plecaku. Padło na kanapki z tuńczykiem. Idealne tym bardziej, że spieszyłyśmy się, by zdążyć na łódkę, która odpływała o konkretnej godzinie. Kiedy powiedziałyśmy to wszystko pani właścicielce, spojrzała na nas karcąco i odwróciła się na pięcie, rzucając na odchodne “tuna takes tiiiiime”. Do dziś nie wiem, co dokładnie zabiera tyle czasu z zrobieniu kanapki z tuńczykiem z puszki, ale “tuna takes time” na zawsze weszło do mojego słownika.

No i zmiany są dokładnie jak ten tuńczyk. Nawet jak idą w miarę sprawnie, człowiek zrobi sobie listę w notesiku i odkreśla maniakalnie kolejne rzeczy, to potem okazuje się że połowa rzeczy trwa dużo dłużej, niż zakładaliśmy, a nawet jeśli nie, to zmianę i tak trzeba “odchorować”. 

Tak jak na studiach – zawsze miałam długą listę rzeczy, które zrobię po sesji, a potem się okazywało, że po sesji to jestem w stanie ewentualnie iść na spacer, ale głównie to spać.

A 2020 przyniósł mi mnóstwo zmian. Poza tymi oczywistymi: 

  • napisałam czwartą książkę, Wychodząc z mody, i po raz pierwszy samodzielnie ją wydałam – to było mnóstwo pracy i mnóstwo się przy tym nauczyłam. 
  • po siedmiu latach zdecydowałam się sprzedać Lunaby, moją markę piżamową. Dużo więcej satysfakcji daje mi pisanie, więc postanowiłam poszukać piżamom nowej właścicielki. I znalazłam! To mój ostatni tydzień w firmie i w związku z tym właśnie trwa u nas wyprzedaż – wszystko jest tańsze o ok 40%.
  • wyprowadziłam się z Warszawy, którą bardzo lubię, ale miałam ochotę na coś nowego.
  • przeprowadziłam się nad morze – tutaj pisałam o tym więcej. Wynajęłam mieszkanie w Sopocie tuż przy plaży, w starej rybackiej chacie i cieszę się tą bliskością morza, póki mogę, bo…
  • niedługo przeprowadzam się na farmę – no dobra, to nie prawdziwa farma, tylko mieszkanie na żuławskiej wsi, w polu, w budynku z 1941 roku, który oryginalnie rzeczywiście wybudował hodowca koni. Mam nawet chlewik! Co prawda przykryty eternitem, więc dach jest do przerobienia, ale jest to naprawdę fajny chlewik. Obecnie trwa tam remont, bo mieszkanie było w stanie, który moja architektka określiła krótko jako “ruina”, ale na wiosnę mam nadzieję się przeprowadzić. Więcej o całej historii budynku i tego, jak właściwie trafiłam na moją farmę, będę jeszcze pisać, możecie też podejrzeć przypięte stories na moim Instagramie, w których wszystko tłumaczę – nazywają się FARMA i FARMA 2.

na moje pożegnanie z Lunaby mamy wyprzedaż – 40%!

Oprócz tego miałam dużo projektów pobocznych, czasem związanych z tymi dużymi, czasem nie. To wszystko sprawiło, że nie bardzo miałam czas i przestrzeń na pisanie. Bardzo się za tym stęskniłam, więc cieszę się, że mogę znów usiąść przy klawiaturze. 

I wrócić do moich rutynek! Jednak wstawanie o tej samej porze, regularne posiłki,  joga czy jakakolwiek inna aktywność i poukładany tryb dnia to najwięksi przyjaciele tworzenia. 

W tym roku chciałabym więcej pisać właśnie o samym pisaniu. Marzy mi się też poduczenie się grafiki, bo mam taki problem, że wiem kiedy coś jest ładne, ale nie wiem jak to zrobić i bardzo chciałabym się go pozbyć. I kusi mnie jeszcze tkanie makatek czy dywaników. Zobaczymy!

Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze! Włączyłam moderację komentarzy, bo spędziłam dziś godzinę na usuwaniu spamu, zastanowię się jak to rozwiązać długofalowo. Jeśli macie mi coś do do powiedzenia, to zapraszam Was też na mój Instagram, zawsze możecie też się odezwać mailowo. Do usłyszenia!

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

18 thoughts on “O planach i zmianach jak kanapka z tuńczykiem”

  1. Cześć Asiu ! Apeluje o wiecej postów ?
    Ostatnimi czasy zagłębiłam sie w Archiwum na Twoim blogu. Pełno tam świetnych, ponadczasowych tekstów, do których chętnie wracam ? Mam nadzieje, że powrócisz do regularnego blogowania ! ?

  2. Hej Asiu, musiałam zostawić komentarz bo dzięki tobie na cel podróży w Tajlandii wybraliśmy między innymi koh mook i był to strzał w dziesiątkę! Wspaniale wspomnienia ❤️

  3. Jak super, że pojawił się nowy wpis! Szczerze, to tęsknię też za garścią inspiracji od Ciebie w formie Hatifnatow… pozdrawiam i trzymam kciuki za wszystkie plany w Nowym Roku!

  4. Hej, cieszę się jak piszesz te posty! Czysta ciekawość: Kupiłaś mieszkanie: farmę, to znaczy, że w budynku jeszcze ktoś mieszka? Budownictwo wielorodzinne? Piszesz o chlewiku, dodatkowych pomieszczeniach, czyli wszystko jest w jednym?

  5. Boże, widzę, że nie jestem sama w tęksnocie za Tajlandią… :D W grudniu 2019 wyjechałam na 3 mc i gdybym wiedziała, że pandemia się rozwinie i w Polsce będzie lockdown, to bym nie wracała… Plan był by wrócić na pażdziernik, ale wiemy jak wygląda podróżowanie teraz. Oby lada moment to nam się zmieniło i wróciło do normalności!

  6. Nie mogę się doczekać kolejnych wpisów! Super się je czyta i dają takiego energetycznego kopa <3 Trzymam kciuki za Ciebie… i za Lunaby w nowych rękach :)

  7. Dawno się tak nie uśmiałam. “Tuna takes tiiiiime” kradnę również do swojego słownika, na pewno nie raz będzie warte wspomnienia.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.