Od miesiąca mieszkam nad morzem. I to dosłownie – na sopocką plażę mam dwie minuty.
A stało się to tak: mój rok miał wyglądać zupełnie inaczej. Jak pewnie wszystkich zresztą, ale u mnie do zawirowań ogólnoświatowych doszły jeszcze te osobiste. Jedno się nie zmieniło – od jakiegoś czasu miałam poczucie, że mimo że Warszawę bardzo lubię, to mieszkam w niej już długo i chciałabym przenieść się gdzie indziej.
Myślałam o Azji, ale z oczywistych względów nie wyszło. Mam też psa i nie chciałabym go zostawiać moim rodzicom na bardzo długo. Po głowie zaczął mi więc chodzić Berlin. Ale potem ktoś napisał mi na Instagramie komentarz, że nie mam w jakiejś eko kwestii racji i żebym się doedukowała – i że w nowym numerze Pisma jest na ten temat artykuł. Poszłam więc do kiosku po Pismo, którego nigdy wcześniej nie czytałam, i odkryłam że organizują nad morzem rezydencję artystyczną dla pisarzy. Czyli opłacają wybranej osobie miesięczny pobyt w Sopocie, żeby mogła w spokoju tworzyć.
Wysłałam od razu zgłoszenie, a potem… doszłam do wniosku, że co ja będę czekać na wyniki, przecież sama mogę sobie zrobić rezydencję artystyczną. Tym bardziej, że chciałam wyjechać na dużo dłużej niż miesiąc.
Pomysł z morzem mi się spodobał, więc się spakowałam, wynajęłam swoje warszawskie mieszkanie i znalazłam mieszkanko na poddaszu w 200-letniej rybackiej chacie nieopodal sopockiej plaży.
No i jestem! Mimo, że ze względu na pandemię nie korzystam zbyt wiele z uroków Trójmiasta, wspaniale jest być tak blisko natury, a możliwość wyjścia na spacer nad morze dosłownie w każdej chwili to niesamowity luksus. Zostałam też naczelną sopocką bursztyniarą i wkręciłam się w grzebanie w glonach i polowanie na złote grudki – znalazłam ich już całkiem sporo, wszystkie na głównej plaży w Sopocie!
tutorial grzebania patykiem i szukania bursztynków znajdziecie w przypiętych stories na moim Insta
Jak się mieszka nad morzem? Dla mnie jak na razie fantastycznie – im dalej w jesień tym lepiej, bo teraz to już zupełnie nie ma ludzi. Na początku października w Sopocie bywało jeszcze głośno.
Wbrew temu, przed czym wszyscy mnie ostrzegali, nie wieje jakoś straszliwie. Piasek faktycznie jest wszędzie – muszę dużo częściej odkurzać i piesek mi się zapiaszcza.
Pytacie mnie często o to, jak znalazłam mieszkanie na krótki okres. To mieszkanie, które normalnie jest wynajmowane urlopowo turystom przez Booking czy Airbnb. Polecam więc tak szukać i pisać do właścicieli bezpośrednio. W Trójmieście akurat jest sporo miejsc, które poza sezonem stoją puste.
Co dalej? To się zobaczy. Wygląda na to, że zostanę nad morzem na dłużej. Do grudnia jestem w Sopocie, potem mam w planie przeprowadzić się bliżej natury, dalej od miasta – ale wciąż na Pomorzu.
Za dużo nie planuję, bo w obecnych czasach wydaje mi się to trochę bezcelowe. Poza tym nie raz się przekonałam, że coś co sobie wymyślę wcale nie musi być lepsze od czegoś, co mi się po prostu przydarzy.
PS Dobrze, że nie czekałam na wyniki, bo wygrał ktoś inny, poetka – mam nadzieję, że będzie miała owocny pobyt!
68 thoughts on “Jak mi się mieszka nad morzem?”
Nie jestes samotna?Czy po prostu nie potrzebujesz ludzi na codzien wokol siebie? Ja jestem wrecz uzalezniona od obecnosci drugiego czlowieka…
Też o tym pomyślałam, chyba bym nie mogła zostawić bliskich…
Obstawiam, ze Asi bliscy moga wcale nie byc w Warszawie i po rozstaniu moze za wiele jej nie wiazac juz z tym miastem
Ale obecnoscia ludzi mozna cieszyc sie wszedzie :) zreszta, czasem bywa tak, ze znajomi sie rozjezdzaja i nagle zostajesz sama w miescie, w ktorym zawsze ktos byl, a pozniej nie… warto umiec nawiazywac nowe przyjaznie :) bo nigdy nie wiadomo, jak sie potocza losy bliskich nam osob. Ja sie kiedys tak przeprowadzilam do warszawy i mam teraz przyjaciol i tam, ktorzy mnie odwiedzaja w moim miescie ;)
To ty. Jest cała armia ludzi, którzy są samowystarczalni i nie zadają innym pytań w stylu „nie jesteś zbyt towarzyska?”.
Nie rozumiem, dlaczego pragnienie samotności, ciszy i spokoju spotyka się z takim zdziwieniem.
A uzależnienie od drugiego człowieka, jak każde inne, nie jest dobre.
A mnie się spodobało to pytanie! Nie widzę w nim niczego negatywnego. Studiuję za granicą. Większość moich znajomych wyjechała po ukończeniu licencjatu, ze względu na pandemię. Borykam się z samotnością i chciałabym potrafić radzić sobie z nią lepiej mimo, że w normalnych warunkach wcale nie jestem towarzyska. Czasami też mam wrażenie, że jestem uzależniona od obecności drugiego człowieka, mimo że wiem że tak być nie powinno. Wiadomo, samotność a bycie samemu ze sobą to coś innego bo drugie warunkuje wybór a pierwsze to mus. Ale fajnie byłoby gdyby Asia napisała o tym dwa słowa… strasznie chciałabym dotrzeć do tego punktu w życiu, że jestem z ludźmi, bo chce z nimi być a nie dlatego że czuję się samotna.
Empatyzuję i trzymam kciuki, ale absolutnie się nie czuję kompetentna do dawania rad – za to polecam bardzo terapię, jak tylko cokolwiek nam w sobie przeszkadza i chcemy to zmienić – tutaj pisałam o swoim doświadczeniu. Mega fajnie też się dowiedzieć nowych rzeczy o sobie, więc ja zawsze i wszędzie polecam współpracę z profesjonalistą:)
Wrzucę swoje dwa grosze, bo akurat zgłębiałam ostatnio temat samotności… samotności nie rozprasza samo bycie z ludźmi, tylko kontakt z ich uczuciami i myślami.. wymiana.. i o to do pewnego stopnia sami możemy zadbać, np rezygnując ze small talku na rzecz powiedzenia o sobie czegoś prawdziwego….z nadzieją, że druga strona odpowie nam tym samym
Dziewczyny, wróciłam do swojego komentarza po trzech tygodniach i już jestem w zupełnie innym stanie. Wtedy byłam w trakcie rozstawania się z partnerem. Wiadomo takie sytuacje są ciężkie i potrzebne. Ból jeszcze jest sily ale każdego dnia jest lepiej i powoli wracam „do siebie” – do tej Weroniki, która lubi siebie i nie czuje się opuszczoną dziewczynką.
A z Asią się zgadzam – terapia działa cuda. Pierwszy raz poszłam jak miałam ze 22 lata i czasem wracam aby z trudnych życiowych sytuacji wziąć to co mnie buduję i akceptować swoje własne potknięcia. Wracam i teraz, na parę sesji. Polecam każdemu choć wiem niestety, że dobranie terapeuty wymaga cierpliwości (ja miałam w sumie mega szczęście!) i pieniędzy…
Maruśka, ja tak właśnie robię. Gładkie small talki mnie wyczerpują więc w takich sytuacjach często mówię coś bardzo szczerego i obserwuję jak reaguje otoczenie.
Nie zazdrosc drugiemu jego radosci
Och, jak byłoby super tak zostawić Warszawę i przenieść się gdzieś ?… narazie mam lojalkę w miejscu, w którym pracuję, więc rewolucje żadna większe nie wchodzą w grę. Ale może za 2-3 lata coś ruszę. Tylko ja jestem człowiek-etat. O ile nie będą mieć dużo oszczędności, to raczej nie przeniosę się nigdzie zanim nie znajdę tam pracy. Na freelancie nie chcę za to pracować (przynajmniej na razie, może za jakiś czas znajdę na siebie pomysł nie związany z pracą na etacie…). Za to towarzysko-osobiste tematy mnie nie trzymają w ogóle w jednym miejscu. Bliskich ludzi zostawiłam w Krakowie, w Warszawie, chociaż mieszkam już 4 lata, jakoś nikogo nie znalazłam, kto stałby się ważną częścią mojego życia (i vice versa), więc tu pełen luz ?
Może kiedyś pójdziemy na kawę jak będzie to możliwe?
Jestem w podobnej sytuacji a już mamy coś wspólnego: czytamy bloga Asi :)
Patrycja
Fajny wpis Pat, myślę, że wielu ludzi boryka się teraz z samotnością i wielu chcę to ukryć. A takim wpisem pokazujesz, że są jeszcze fajni otwarci na nowe kontakty ludzie :) Miło czytać!
Cześć!
Nie tylko Wy jesteście w takiej, a nie innej sytuacji :) Przeniosłam się do Warszawy z Białegostoku, jedynie z chłopakiem, do wynajmowanej kawalerki 30-metrowej. Koleżanki ze studiów zostały na miejscu, a mną miota :) Na razie swoją przyszłość planujemy w Wawie, ale kto wie, co będzie za dwa lata lub za trzy?
Jako osoba mało towarzyska jednak czuję się nieco przytłoczona wielkim miastem i tak naprawdę brakuje mi babskiego towarzystwa… Więc jeśli nie macie nic przeciwko, ja także na kawkę bym się ustawiła, jak będzie już ku temu sposobność ^_^.
Pozdrawiam
Kinga :)
„piesek mi się zapiaszcza” – cudowne! <3
Właśnie też sobie to skopiowałam podczas czytania, żeby skomentować :D Widać nie ja jedyna :D
To ja też dopiszę, że to zdanie bardzo ucieszyło moje wewnętrzne ucho:-)
W zeszłym roku, na pół roku powróciłam do miasta, w którym studiowałam, czyli do Wrocławia. Wyjechałam po dyplomie do stolicy, by zdobyć doświadczenie zawodowe i zostałam naście lat. Ale często mnie nosiło m.in. 2 razy mieszkałam w Hiszpanii. A Wrocław – zawsze chciałam tam pomieszkać nie jako studentka. Dobrze jest wykorzystać sprzyjające warunki, u mnie praca zdalna (jeszcze przed pandemią) i oszczędności. Może jeszcze kiedyś tam wrócę, taki był plan, ale rok 2020 z koroną w tle wszystko wywrócił do góry nogami. Póki co osiadłam i na nowo doceniam urok Tarchomina, bo poznaję wreszcie ludzi na moim anonimowym osiedlu za sprawą adopcji psa, w ten sposób mam z kim porozmawiać od czasu do czasu czyli z innymi psiarzami. A może kiedyś takie kolejne pół roku spędzę gdzieś nad morzem, jak Ty. Pozdrawiam!
Ja mieszkam w Trójmieście od 11 lat, a czasem wydaje się, że przez całe życie. Kocham to miasto, ale też miałam po 9 latach taką potrzebę gdzieś wyjechać. Więc pomieszkałam w Poznaniu, a potem rok w Berlinie? Jednak wróciłam do Trójmiasta i cieszę się na nowo byciem tutaj. Takie wrażenie, że zaczęłam bardziej go doceniać po rozłące?
Asiu uważaj, takie wyjazdy na chwilę bywają zdradzieckie, ja pojechałam sobie na 3 miesiące do Hiszpanii (pracuje zdalnie) poszlifowac język i pozwiedzać… To było ponad 3 lata temu hahaha no ekstra jest, co ja mogę powiedzieć :D za Warszawą trochę tęsknię, bardziej za ludkami, ale całoroczny sezon na rower i 10 minut na plażę trochę łagodzi ból ;) mieszkanie nad morzem jest the best, cieszę się ze robię również się podoba! Zmiany są dobre :))
hej, mam pytanie. Bo kiedyś miałaś osobny newsletter do informacji o kursie o marce odziezowej i jak ktoś był tylko zapisany na joanna glogaza to nie przychodziły maile. Teraz maile przychodzą również na ten i powiem, że dla osób niezainteresowanych to dość męczące jest, bo ostatnio co rusz o tym mail. No i nie wiem czy na chwile sie wypisać z tego newslettera i zapisać się za tydzień/dwa (Ile?) z powrotem.
daleko jeszcze Papo Smerfie?
Hej! Musiałaś wylądować na tej liście – może coś pobrałaś? W każdym razie śmiało się wypisuj, powinna się pokazać opcja pozostania w tym blogowym:)
Zainspirowałaś mnie tym już jakiś czas temu. Właśnie zostałam singielką, pracuję zdalnie i za miesiąc będę wolna od umowy na mieszkanie. Planowałam spędzić pół grudnia nad morzem w wynajętym apartamencie i pracować stamtąd. Niestety patrząc na nowe obostrzenia wątpię, że to się uda, ale na pewno ten plan zostanie na mojej liście! :)
Bardzo mi się podoba Twój pomysł na tymczasowe zamieszkanie w innej części kraju, super, że Ci się udało go wdrożyć i że jesteś z pobytu w Sopocie zadowolona! Opisałaś jak można znaleźć w innym miejscu mieszkanie, ale czy podzieliłabyś się patentem na wynajęcie własnego mieszkania? Korzystasz z najmu tymczasowego, albo czegoś a’la airbnb? Od marca pracuję z domu, teraz za oknem własnego M mam szarą Warszawę i tylko marzę o tym, żeby zmienić na jakiś czas otoczenie.. Tylko właśnie jak to zrobić, żeby nie dokładać do interesu, żeby własne lokum nie stało puste a jego wynajęcie opłacało najem przytulnej chatki w np. Beskidach?
Ja dokładam do interesu;) Bo nieruchomości w Trójmieście droższe niż w Warszawie :O Do mnie się po prostu zgłosił ktoś, jak zobaczyć na insta że się wyprowadzam, myślę że najłatwiej wrzucić w social media właśnie.
nieruchomości w Trójmieście najdroższe właśnie przez takie marzenia wszystkich, którzy „chcą mieszkać nad morzem”(mamy kilkaset km wybrzeża) albo (z reguły Warszawa) wykupić mieszkanie na weekendy. masa znajomych z dziećmi i dobrymi pracami, żyjących tu od urodzenia, nie ma możliwości zakupu mieszkania nie tylko dwie minutki od morza ale nawet po tej stronie obwodnicy, nawet z kredytem. a potem pół życia spędzają w korkach. ale oczywiście więcej turystozy i deweloperki pod wynajem. Trójmiasto to w gruncie rzeczy kameralna infrastruktura – bez sieci dróg, otoczone z dwóch stron naturalnymi barierami – pompowana przez włodarzy ludnością i atrakcjami dla turystów ponad wszystkie granice rozsądku. zresztą właśnie rozpoczyna się wyprzedaż kolejnych gruntów w pasie nadmorskim – pod pozorem otwierania Gdańska na morze. jakby jakiś przykaz, że każda połać musi być zagospodarowana bez względu na przepustowość. a już po stworzeniu w centrach i na obrzeżach wszystkich 30-piętrowych deweloperek (każdy z samochodem lub dwoma) i centrów handlowych (do których wszyscy z całego województwa i turyści samochodami) zaczyna się nakładanie sztucznych kagańców w poruszaniu i cen za parkowanie dla miejscowych bo „ekologia”. przy okazji podwyższając również koszty biletów komunikacji miejskiej i wszelkie inne opłaty. dom wariatów.
ps. to bardzo lajtowy opis rzeczywistości https://krytykapolityczna.pl/kraj/przeklenstwo-wiecznych-wakacji-ostrowski/
polecam też przemyślenie, że miasto finansuje kolejne inwestycje wyprzedawaniem wciąż kolejnych gruntów. zakupują głównie deweloperki dziwnych międzynarodowych funduszy (NA ZAWSZE a zysk ze sprzedaży jest jednorazowy, czyli zaraz trzeba sprzedawać następne tereny – jedno wielkie błędne koło) . nikt niestety nie wpada na to, że miejskie grunty to tak naprawdę państwowe grunty. czyli własność wszystkich Polaków. jak widać 2008 rok niczego nie nauczył a za ewentualną bańkę nieruchomościową zapłacimy wszyscy.
O rany, jakbym czytała o problemach mojego rodzinnego Krakowa…oczywiście, z poprawką na warunki geograficzne. Ale tak, milion samochodów na pół miliona tymczasowych mieszkańców, a jeśli ktoś nie odziedziczył mieszkania w centrum – właściwie to może tylko wynieść się pod miasto, bo warunków dla rodzin z dziećmi na osiedlach nie ma. No, przynajmniej za jakieś ludzkie pieniądze. Ale mieszkanie 70 m2 w mieście kosztuje tyle co 120 m2 bliźniaka z ogródkiem na przedmieściach…
Serce mi się łamało, kiedy zrozumiałam, że jak chce minimalnej przestrzeni życiowej, to poza miastem. Przestało się łamać, kiedy zobaczyłam ostatnie spłachetki wolnej przestrzeni na moim osiedlu zabudowywane na rympał pojedynczą deweloperką.
Ja ostatnio przeniosłam się na próbę na tydzień do Gdańska, do plaży miałam 10 min i to tam codziennie zaczynałam dzień. Mieszkałam sama, w mieście mało bywałam bo wszystko było już zamknięte. I to był świetny czas! Pełen pracy, kontaktu z naturą i samą sobą. Przez pandemię zaczęłam pracować jako freelancer. Dobrze mi idzie, a dzięki temu wyjazdowi uświadomiłam sobie, że naprawde mogę pracować z każdego miejsca. Teraz planuje taką ucieczkę już na kilka tygodni do jakiegoś miasta w Europie :)
A ja byłam pewna, kiedy ogłosiłaś rezygnację z Lunaby, że gdzieś wyjedziesz. Ale obstawiałam, że udasz się do Zurychu, do swojego chłopaka ?
Tak właśnie zrobiłam, ale musiałam BARDZO szybko wrócić. W podskokach wręcz :D
Cudownie, ze nagle jestes tak blisko… do tej pory fanka bloga Dziewczyny z daleka, a teraz ganka bloga prawie sąsiadki :-) sciskam mocno z Gdanska :-)!!
Czyli nie trzeba rzucać wszystkiego i wyjeżdżać na Bali czy inne Belize, by być szczęśliwym otwierając rano oczy. W obrębie własnego kraju można coś dla siebie znaleźć.
BTW gdybym teraz miała zamieszkać w PL, to tylko nad morzem. Mój typ to Gdynia :)
propsuje ten typ (od 3 lat mieszkam w Gdyni :)
Zazdraszczam morza i rybackiej chaty :) Jestem ze Swinoujscia i za kazdym razem kiedy tam wracam czuje ze plaza, poza sezonem, to moje happy place. Musze przyznac ze po wyporowadzce ze S-cia brakowalo mi tego wszechobecnego wiatru!
A ja się prawdopodobnie będę z Trójmiasta zwijać – mieszkałam jako dziecko w Sopocie (mam słabe skojarzenia, głównie z wilgocią w domu:)), potem przez kilkanaście lat w Gdyni (Gdynia najlepsza, zieleń, jakiś taki spokój, modernizm:),mam wrażenie że jest tam taki powiem świeżości, polecam gorąco), teraz od trzech lat w Gdańsku (tak sobie, chyba nie lubię takich klimatów). Główny powód mojej planowanej ucieczki to masakryczne ceny trójmiejskich mieszkań ( no kurczę, nigdy się tu niczego nie dorobię) , ale też taka potrzeba zmian, jak u Ciebie. Życzę powodzenia w nowym miejscu :)
Ja przez ceny mieszkan ucieklam ze stolicy wlasnie…i nie zaluje
Świetny wpis, jako stała i „stara” czytelniczka trochę sie martwiłam czy wszystko w porządku ☺️ Życzę dużo dobrych chwil, radości, pewności i spokoju !
Oo fajnie :) witamy, Wrzeszcz pozdrawia. Jesli szukasz fajnych miejsc na spacery z psem to koniecznie odwiedź Trojmiejski Park Krajobrazowy, a na weekendowy wypad mozna podjechac PKMką do Borkowa/most Rutki to początek szlaku lub do Babiego Dołu i przejść się jarem raduni co jest dobrą kilkugodzinną wycieczką. Jest tam jak w górach naprawdę, ale warto wcześniej sprawdzić trasę i przygotować się, że może być ślisko ( kijki to dobry pomysł) :) polecam też Mewią Łachę obok Mikoszewa na wyspie Sobieszewskiej. Ja tam akurat bylam rowerem, ale latwiej dostać się autem lub autobusem. To rezerwat i zbieranie bursztynu chyba jest tam nielegalne ale i tak jest po prostu cudowny. Psy go kochają. Milego pobytu ♥️
Oj tak polecam jak radunii…bylam tam w tym roku. Choc formalne jar radunii to rezerwat i jest tam tabliczka o zakazie wejscia z psem
Ale poza rezerwatem tez sa ladne miejsca w okolicy.
Tylko pozazdrościć , oczywiście pozytywnie .Uwielbiam nasze morze , no niestety nie dane mi było w tym roku , ale mam nadzieję nadrobić w przyszłym .
Wow, co za świetny pomysł :) zazdroszczę pozytwnie bliskości morza i bursztynów!
O łał. Rybacka chatka przy plaży to jak obraz żywcem wyjęty z moich dziecięcych snów. Od zawsze chciałam mieszkać nad morzem, ale że pochodzę z Krakowa, to wiem, że przeprowadzka na stałe nie wypali – bo serce by mi pękało tak daleko od rodziny. Mam nadzieję, że też kiedyś będę mogła sobie pozwolić na taki kilkumiesięczny wypad. Życzę odpoczynku, spokoju, inspiracji i masy bursztynów ;)
Boże jak przyjemnie się czyta takie rzeczy <3 No może poza wzmianką o problemach osobistych Ale poza tym to było takie jakieś podnoszące na duchu i miłe :)
<3
Ale super :D W czasie studiów mieszkałam w piwnicy jednej z kamienic przy ul. Królowej Jadwigi, niestety już wiosną robiło się dosyć tłoczno. Jeśli bliżej natury, zapraszam w okolice Luzina :D Bliżej natury, a już wkrótce powstanie trasa S6 i dojazd do Trójmiasta zajmie około 30 minut :D
Ahh te piwniczne studenckie mieszkania! Właśnie mam ten sam pomysł, tylko w drugą stronę, w stronę Mierzei Wiślanej, tam jest S7. Ale Luzino kiedyś chętnie odwiedzę!
A można wiedzieć Asiu czym się będziesz teraz zajmować po rezygnacji z Lunaby? Tak z ciekawości pytam jaki masz teraz pomysł na siebie :)
Nic nowego nie planuję, chcę się skupić na pisaniu książek:)
Mieszkam nad morzem 10 lat. Przez 8 w dużym mieście, teraz na wsi. Pierwsze 1,5 roku było bolesne bo brakowało mi ludzi. Teraz absolutnie rozkoszuję się i doceniam. Ale musi zgrać się miejsce z etapem w życiu. Czy chciałabym tak jak teraz cały czas? Zdecydowanie nie ale na obecną chwilę jest to cudowna opcja odcięcia się od szumu trudnej codzienności. I okazało się, że mój pies jest morsem :) Kąpie się przez cały rok.
Pies mors <3 I mam bardzo podobny plan na najbliższe miesiące!
Czekałam na ten wpis, bo bardzo lubię Cię czytać. Słuchać też, ale mimo, że blogi coraz mniej na czasie, lubię Cię czytać.
Powiedz proszę jak przy okazji tej tymczasowej przeprowadzki rozwiązałaś sprawę swoich osobistych rzeczy. Wiem, że jesteś praktykującą minimalistką, ale czy to oznacza, że jesteś w stanie spakować się cała w 3 torby i ruszyć w świat? A może niesezonowe/pamiątkowe rzeczy zagospodarować gdzieś indziej? Zawsze mnie to intryguje kiedy ktoś mający własne mieszkanie wynajmuje je obcej osobie, a sam przenosi się gdzieś indziej :)
Takie codzienne sprzęty typu talerze zostawiłam w mieszkaniu, bo wynajmująca potrzebowała, dokumenty zawiozłam do biura rodziców, a letnie ubrania chwilowo wrzuciłam do piwnicy koleżanki, bo w moim wynajmowanym mieszkaniu jest tylko jedna mała szafa w przedpokoju:) W razie czego można wynająć tzw storage box, znam osoby które tak robią, ale ja nie miałam dużo rzeczy, więc nawet tej opcji nie sprawdzałam.
Sama bym się przeniosła nad morze, cudownie się tam czuję.
Zawsze zastanawiałam się, czy ludzie, którzy mieszkają nad morzem, często chodzą na plażę? Ja mam wrażenie, że byłabym tam dosłownie codziennie. Tak bardzo zazdroszczę bliskości do morza, na mnie ma ono niezwykle pozytywny i wyciszający wpływ. Miło słyszeć, że jest Ci tam dobrze, wypoczywaj i korzystaj :)
Ja też jestem codziennie:) Ale mieszkam super blisko:) Dziękuję!
Joasiu,
Trójmiasto jest piękne (zwłaszcza jesienią i wiosną)! Mieszkam w gdańskiej Oliwie, więc do Sopotu mam niedaleko ;) Może kiedyś Cię spotkam na sopockiej plaży – też uwielbiam wygrzebywać bursztyny! ;) Niech Ci się tu dobrze żyje!
Cześć Asiu, czy z okazji Black Friday planujesz może jakiś rabacik na nową książkę? Pozdrawiam :)
Też bym chętnie rzucił w jednej chwili wszystko i wyjechał .Szum morza zawsze mnie fascynował i nastrajał bardzo dobrze .Niestety nie da się , ot tak .Zazdroszczę pozytywnie i życzę samych wspaniałości .Bardzo ciekawy wpis .
Marzenia czasem się spełniają , tak mówią .Chyba już z 5 lat nie widziałem naszego polskiego morza .Praca , praca i tak w kółko .Kiedyś to rzucę i pójdę w Twoje ślady .Podziwiam i śledzę wpisy .
Fajnie tak się oderwać od tej rutyny która nas otacza i posłuchać szumu morza i popatrzeć na zachód słońca .Szczęściara z Ciebie .
Asiu a możesz pokazać jak takie mieszkanie w rybackiej chacie wygląda? Ps. Brakuje mi hatifnatow! Zamierzasz je jeszcze wznowić?
Nad morzem zawsze jest ślicznie i wspaniale, cudowny ten klimat…
For most people the beach is somewhere to go on vacation, or for an occasional day out. The idea of living there might seem like a dream, but what is it really like for those who live right there and can see it every day?
Mamy rodzinę nad samym morzem i chciało by się pojechać tylko czasu brak, a teraz ta cała zaraza i nic nie można zaplanować. Marzy nam się taki wypad, by pooddychać bez maseczek i posłuchać szumu morza. Szczęściara z Ciebie. Pozdrawiam.
Nawet nie wiesz jak ci zazdroszcze…
Bardzo podoba mi się Twoja wewnętrzna wolność. Jestem dużo starsza od Ciebie , jestem po 40 i mam dziecko prawie dorosłe, partnera i myślę często o tym co zrobię gdy córka się wyprowadzi. Coraz częściej myślę o takim poddaszu , samotnym, może w Berlinie, może w Gdańsku Wrzeszczu. Przegryza mi się decyzja. Kiełkuje. I coraz częściej czuje , że to jest to, czego potrzebuje teraz, niedługo. Nie wiem na jaki czas, może nie na zawsze, ale na trochę przynajmniej. Bardzo szanuje Twoja decyzję poddaszową. Takie poddasze jest po prostu potrzebne czasem , każdej kobiecie. Jeśli wiesz co chce powiedzieć….
Płyń powoli po morzach i oceanach, może w jakimś porcie zatrzymasz się na dłużej :*