Środę spędziłam w Poznaniu. Było ekstra. Wiedziałam, że będzie fajnie, bo marka W.KRUK zaprosiła mnie na wizytę w starej manufakturze i na warsztaty biżuterii, a oglądanie od kuchni procesu tworzenia zawsze budzi mogą ekscytację.
Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak fajnie. Manufakturę wyobrażałam sobie jako na pewno piękne, ale dość wymuskane miejsce, takie trochę na pokaz. Tymczasem zostaliśmy wrzuceni w środek autentycznej, sprawnie pracującej machiny, która tak mnie oczarowała swoją surową, rzemieślniczą atmosferą, że nie wiedziałam w którą stronę kierować aparat.
W manufakturze powstają kolekcje marki W.KRUK, ale podejmowane są tam też różnego typu złotnicze wyzwania – poznaliśmy na przykład proces powstawania medali Superbohaterek WO, które mimo pozornie prostej formy wymagały sporo kombinowania.
Trafiliśmy akurat na moment tworzenia nowej kolekcji, inspirowanej art deco. Niesamowite, jak szerokie kręgi zataczają trendy i jak wielu pozornie zupełnie niezwiązanych dysyplin dotykają. Patrząc na szał, jaki robią na Allegro meble i żyrandole z epoki art deco, jestem zupełnie spokojna o powodzenie kolekcji.
Ciekawe jest też, że kolekcja powstała akurat w tym miejscu, bo manufaktura działa już od lat pięćdziesiątych. Zanim połączyła siły z marką W.KRUK, nazywała się Rytosztuka i słynęła właśnie z wzorów nawiązujących do stylistyki art deco – jestem pewna, że wiele z Was ma w domowych zbiorach charakterystyczną, srebrną biżuterię z wytoczonym napisem „RYT”.
Oglądaliśmy wiele etapów procesu powstawania biżuterii. Każdy z nich ma z kolei mnóstwo różnych wariantów. Weszłam do manufaktury z silnym postanowieniem opowiedzenia Wam, jak to po kolei wygląda, ale poddałam się w trzecim pomieszczeniu. To naprawdę złożona, wymagająca ogromnej precyzji sztuka, nie do pojęcia dla laika.
Biżuteria jest odlewana, szlifowana na wiele różnych sposobów (m.in. w sproszkowanych łupinach orzechów), a poszczególne elementy są ręcznie ze sobą łączone, często w bardzo misterny sposób. Nie mogłam wyjść z podziwu dla precyzji i cierpliwości pracowników. Kiedy przyglądałam się, co robią, od razu stawały mi przed oczami filmy z wschodnimi mistrzami różnych zapomnianych rzemiosł.
Wizyta w takim miejscu naprawdę inspiruje. Chętnie spędziłabym tam więcej czasu, na pewno dobrze by mi to zrobiło, jeżeli chodzi o wytrwałość i umiejętność skupiania się na pracy. No i mogłabym Wam więcej opowiedzieć o tym, jak powstaje biżuteria. Teraz się nie podejmuję, mimo najszczerszych chęci.
Jednoczesne fotografowanie, słuchanie wyjaśnień i anegdot, zadawanie pytań (zawsze mam ich dziesiątki) i patrzenie, co się dzieje, nie należy do najłatwiejszych. Moją uwagę dodatkowo rozpraszały genialne lampy, stoły, taborety czy krzesła, które po prostu sobie stały porozrzucane po kątach, z narzuconą na oparcie kurtką czy szmatką do polerowania. Na Allegro czy warszawskim Kole ludzie by się o nie zabijali.
Warsztaty tworzenia biżuterii
Po wizycie w manufakturze pojechaliśmy do Concordii na warsztaty tworzenia biżuterii. Główna projektantka marki opowiedziała nam, czym się kieruje, tworząc kolekcję. A potem sami zabraliśmy się za działanie.
Usiedliśmy przy stole pełnym aksamitek, łańcuszków, zawieszek, zapięć, koralików i innych drobizagów. Naszym zadaniem było stworzenie biżuterii – dla siebie, i dla Czytelników naszych blogów. Oprócz mnie w warsztatach udział brała Patrycja, Kinga, Eliza oraz Kasia i Agata z Pica Pica.
Trochę się wystraszyłam, kiedy usłyszałam o tym pomyśle, bo prace ręczne nigdy nie były moją najsilniejszą stroną i już sobie wyobraziłam, że muszę kogoś z Was obdarować jakimś krzywym koszmarkiem. Na szczęście okazało się, że mamy do pomocy profesjonalistów z manufaktury, którzy pomogli nam wprowadzić nasze projekty w stan używalności, łącząc, wyginając i przycinając.
Noszę tylko bardzo delikatną biżuterię, poszłam więc w minimalizm i zrobiłam prosty, złoty naszyjnik. Aksamitki zainspirowały mnie też do odpicowania jednej z moich opasek, miałam ją akurat ze sobą w walizce. Zawsze podobały mi się wstążki wiązane na włosach, ale nie mogłam ich nosić, bo zsuwały mi się z głowy. Pomyślałam więc, że zamontuję tasiemkę na opasce i ozdobię prostym, złotym kółkiem.
Wyszło dużo lepiej, niż się spodziewałam, głównie dzięki niesamowitemu warsztatowi naszych pomocników z manufaktury. Wymyślili takie konstrukcyjne rozwiązania, które mnie nie przyszłyby do głowy, choćbym tam siedziała i myślała przez tydzień.
Jestem więc współautorką pierwszej (i jak na razie jedynej) opaski do włosów wyprodukowanej przez markę W.KRUK. Nie przycinałam aksamitki, żeby móc ją zawiązywać z tyłu głowy, wplatać w warkocz czy co tam mi jeszcze przyjdzie do głowy.
KONKURS – BRANSOLETKA/CHOKER DO WYGRANIA
Mam też coś dla Was. To minimalistyczna bransoletka z aksamitki, ze delikatnym, trójkątnym zdobieniem i złotym, regulowanym zapięciem. Ma zawieszkę z wygrawerowanym logo W.KRUK i, z drugiej strony, również wygrawerowanym małym logo mojego bloga. Jest pięknie zapakowana, razem z certyfikatem autentyczności.
Pytanie konkursowe
Wyślemy ją jednej, wybranej osobie, która w komentarzy odpowie na pytanie konkursowe. Oto ono: jeśli moglibyście zostać mistrzami jednego rzemiosła, co by to było i dlaczego?
Na odpowiedź macie czas do końca wtorku (25.10). Wyniki ogłoszę pod tym postem w piątek (28.10). Tutaj znajdziecie regulamin konkursu, pamiętajcie żeby w odpowiednim polu komentarza wpisać aktualny adres mailowy, żebym mogła się z Wami skontaktować w razie wygranej.
Cieszę się, że kolejny raz miałam okazję doświadczyć czegoś, czego nie doświadczyłabym, gdybym nie miała bloga. Świetnie było też zobaczyć, jak duża marka wykorzystuje rzemieślnicze tradycje. Fajnie, że ekipa W.KRUK zdecydowała się nam pokazać warsztat tak, jak wygląda naprawdę – z flanelowymi koszulami i narzędziami w kubeczkach po jogurtach. Ta autentyczność była naprawdę odświeżająca. No i mam fantastyczną pamiątkę w postaci jedynej w swoim rodzaju biżuterii.
Nie mogę się doczekać Waszych odpowiedzi konkursowych, zawsze czegoś fajnego się z nich dowiem. Trzymam kciuki, powodzenia!
ROZWIĄZANIE
Ogromnie Wam dziękuję za wszystkie odpowiedzi! Czytało się je wspaniale, dowiedziałam się też paru nowych rzeczy – na przykład czym zajmuje się snycerstwo. Trudno mi było wybrać tylko jedną osobę, ale nagroda trafi do Nadziei, za jej opowieść o naprawiaczu maszyn do szycia. Gratulacje (Nadzieja, będę pisać!) i jeszcze raz wielkie dzięki!
246 thoughts on “Wizyta w manufakturze W.KRUK i konkurs z biżuterią do wygrania”
Dmuchaczem szkła! Tak, zdecydowanie chciałabym być mistrzem tego rzemiosła. I wcale nie robiłabym szklanych zwierzątek, tylko elementy dekoracyjne do domu, bombki na choinkę, autorskie kieliszki do wina, delikatną biżuterię, akcesoria kuchenne przypominające naczynka chemiczne.. Oj robiłabym dużo!
To jest moje marzenie, więc pytanie trafione w punkt! Chciałabym zostać mistrzem krawiectwa. Kiedyś już Ci wspominałam w komentarzach, że nigdy nie miałam w życiu pasji, poszukiwałam, poszukiwałam, aż nagle zrodziła się pasja z potrzeby… pasja do krawiectwa. Z racji mojego dość wysokiego wzdrostu (176cm) zawsze miałam problem z za krótkimi spodniami czy rękawami w sieciówkowych ubraniach i zawsze mnie to drażniło, bo ile razy można mówić, że te spodnie są takie modne, ta długość 7/8?! No i tak zapisałam się rok temu na kurs krawiecki… sukienki, spódnice, koszule… to już potrafię! W czerwcu 2017r. będę miała egzamin zawodowy na krawca… i kto wie, może za kilka lat będę mistrzem? To moje marzenie!
Biżuteria twojego autorstwa jest przepiękna! Jeśli ja miałabym być wyśmienita w jakimś rzemiośle to zdecydowanie byłoby to malarstwo. W dzieciństwie przyglądałam się mojej babci, która tworzyła cuda przy sztaludze. Mogłam patrzeć godzinami miesza i nakłada kolejne warstwy farby na płótno. Zawsze zazdrościłam jej tego talentu ;)
Malarstwo to nie jest rzemiosło kochana:) to sztuka piękna
OPASKA!!! Wyszła cudownie! Chciałabym żeby była nagrodą w konkursie:) chyba będę musiała się zainspirować i wykonać małe diy…
Jej bazą jest stara opaska, którą noszę z trzy lata, więc nie bardzo było to możliwe:)
No tak, to zrozumiałe:) W sumie kto by chciał się pozbyć takiego białego kruka hihi… Czekam na jakieś zdjęcia na włosach żeby podpatrzeć szczegóły.
Szewstwo! Bo jestem osobą o małym rozmiarze stóp jak na kobietkę przystało i problemy ze znalezieniem idealnego obuwia zniknęłyby wówczas raz na zawsze :)
Mary! to ja z tobą będą robiła te buty ! Małe stopy są ozdobą ale i moją zmorą! Btw. Asiu, może jakiś post o tym gdzie i jak szukać ładnych i wygodnych małych butów? albo ogólnie butów w nietypowych rozmiarach?:)
Hej, nie mam małych stóp, ale kiedyś czytałam w gazecie o kobietach, które założyły sklep internetowy z butami w małych rozmiarach 32-35. Femmishu się nazywają :) Nigdy nie pisze komentarzy, mam nadzieję że nikt nie potraktuje tego jako reklamę :) Co do dużych butów to w Warszawie jest sklep BUCIORY koło placu Zbawiciela.
Uwielbiam rzemiosło. Głównie dlatego, że nie ma dwóch rzemieślników robiących coś tak samo. Nawet ci którzy robią [przedmioty codziennego użytku zostawiają swój ślad. Jest w tym coś poetyckiego. Osobiście gdybym miała wybrać, chciałabym być Kamieniarzem. Po pierwsze dlatego, że uwielbiam litery i mógłby pozostać na zawsze. Po drugie dlatego, że w kamieniu nie pisze się rzeczy nie ważnych. Skoro już kamień to ma znaczenie. No i na koniec. Pięknie zapisane inskrypcje zostaną dla kolejnych pokoleń. To cudowny sposób by dosłownie zapisać się w historii.
A ja zdecydowanie chciałabym zostać mistrzynią stolarki i snycerki. Mając taki „fach” w ręku mogłabym zrealizować wszystkie swoje wnetrzniarskie fantazje. Mogłabym własnoręcznie tworzyć porządne stoły i okna dla rodzin. Dzięki znajomości snycerki spod mojej reki wychodzilyby hipnotyzujace meble w stylu Art Deco. Oprócz praktycznych korzyści płynących ze znajomości tego rzemiosła mogłabym rozkoszować się zapachem drewna i olejów!
Ja może trochę nie w temacie, ale zawsze czytając o W.Kruk mam w głowie wrogie przejęcie, które nastąpiło kilka lat temu. Business is business ale obecnie W. Kruk nie ma nic wspólnego z rodziną Kruków.
ja tak samo, tym bardziej po akcji nie podawania składu i wprowadzenia tzw. tajemnicy jubilerskiej – to było dla mnie bardzo słabe
Mistrz optyki okularowej! To jest to. Cały proces doboru szkieł oraz odpowiednich opraw okularowych to fascynująca przygoda, która nie tylko sprawia, że powstają piękne rzeczy, ale powstają rzeczy, które niosą ulgę osobom z nich korzystającym. Fascynujący proces łączący ze sobą fizykę, medycynę oraz design. Jak dla mnie kosmos!
Ja bym na pewno chciała zostać szewcem, bo mam wielką stopę 44 i wizyty w obuwniczym to dla mnie mały koszmar:) Jestem vintage i uwilebiam zapach jaki panuje w zakładzie u szewca:)
Gdybym tylko mogła, z chęcią nauczyłabym się stolarstwa. Drewno jest dla mnie inspirujące i trochę ubolewam, że tak trudno dostać, piękne, drewniane przedmioty i meble. Czasem proszę tatę lub znajomego, żeby zrobili dla mnie blat stołu czy inne rzeczy, jednak wciąż nie mam odwagi, by chwycić za szlifierkę. Gdybym mogła nauczyć się tego od jakiegoś mistrza, byłabym przeszczęśliwa. :)
A ja chciałabym zostać kowalem:) który w magiczny sposób „zwykłe” żelastwo zamienia w arcydzieła sztuki. Na dodatek jest bardzo silny i ma w pracy ciepło:)
Argument o cieple w pracy mnie zabił <3
Chciałabym być kartografem. Recznie robione globusy, specjalne wyliczenia, odwzorowania, płótna, papiery, cyrkle, kleje, stare mapy na ścianach, czytanie starych książek o podróżach i mapach, zapach drewna. Moja pracownia byłaby miejscem, gdzie można się przenieść do XVII- wiecznej kamienicy. Robiłabym również mapy, oczywiście ręcznie rysowane i wypełniane. Z moim ukrytym podpisem gdzieś na pustyni.
Uwielbiam mapy i stare globusy, krążenie po nich palcami i odgadywanie co ukrywają. Niestety, coraz częściej idą w zapomnienie, na rzecz GPS i google maps. Jednak, tradycyjne mapy mają ten klimat zagadki, a ja zawsze po byciu kartografem chciałam być detektywem:)
Bardzo ciekawa fotoleracja! Osobiście bardzo cenie sobie biżuterie Kruk przede wszystkim za jakość ;)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie. Tak naprawde dopiero zaczynam swoja przygode z blogowaniem ale, kazdy taki post jest dla mnie niezwykle inspirujacy!
http://tastemyart.blogspot.com/
Zegarmistrzostwo. Może stworzyłabym zegarek, który cofa czas ;)
Jeśli mogłabym zostać mistrzem jednego rzemiosła to byłoby to krawiectwo. Moja babcia była krawcowa ale bardzo nie lubiła tego stad niechętnie uczyła mnie korzystania z maszyny. I poskutkowało to tym, ze w głowie szyje piękne suknie, modne spodnie z kieszeniami w fantazyjne wzory, piękne płaszczyki i super bluzki. Ale w rzeczywistości nie ma Rych rzeczy bo ja nie potrafię ich stworzyć, a nie znalazł sie jeszcze śmiałek który chciałby te projekty wyciągnąć z mojej głowy. Dodatkowo mogłabym takie ubrania ozdabiać własnoręcznie wymalowanymi wzorami, ponieważ zajmuje sie malowaniem na tkaninach m.in. Na lnianych torbach – taki małe hobby które sprawia, ze ja i moi znajomi mamy niepowtarzalne eko torby na zakupy i nie tylko ;)
Chciałabym być mistrzem rzeźbiarstwa. Jako dziecko uwielbiałam przesiadywać godzinami u boku mojego dziadka i patrzeć jak struga z drewna posążki z postaciami religijnymi lub jak z wielkich bali drewna tworzy posągi przypominające Żydów.
Drewno jest niezwykle ciekawym materiałem – trudnym do pracy, ale wdzięcznym w wyglądzie, jeżeli uda się rzeźbiarzowi opanować sztukę jego „oswojenia”. Dziadek nie raz próbował nauczyć mnie tego rzemiosła, przekonał się, że jestem okazem jeszcze trudniejszym do ułożenia niż drewno. Chciałabym być rzeźbiarzem, ponieważ to rzemiosło jest dla mnie synonimem spokoju; odpoczynku; spowolnienia czasu; szacunku dla materiału, z jakim się pracuje oraz dążenia do doskonałości.
Jesli moglabym zostac mistrzem rzemiosla to zdecydowanie chcialabym byc…szewcem! Od zawsze mialam problemy z kupowaniem butow z powodu dosc szerokich stop, baaardzo wysokiego podbicia oraz szczuplych lydek – koszmarny miks, jesli przychodzi do kupowania jakichkolwiek butow innych niz sportowe. W dodatku stopy nad pieta wiecznie obtarte (nawet przy balerinkach…), az ma sie ochote powiedziec, ot takie nozki ksiezniczki, ktora wcale nie jestem ;). Ile moznaby wtedy cudownych par butow wykonac i ile roznych inspiracji wykorzystac do ich zdobienia! Wygodne, zrobione na miare damskie brogsy albo idealnie dopasowane do srodstopia szpilki w oryginalnym kolorze…albo chociaz porzadne tenisowki. Niestety ciezko dzis znalezc szewca, ktory nie tylko naprawia, ale tez potrafi cos wyczarowac od zera.
Rzemiosło kojarzy mi się w wytwarzaniem przedmiotów pięknych, unikatowych, nie zawsze pierwszej potrzeby, choć czasem nie można się bez nich obyć. Biorąc pod uwagę jakimi przedmiotami lubię się otaczać najbardziej, gdybym miała zostać mistrzem rzemiosła, chciałabym być introligatorem.
Każdy z nas ma swoją ulubioną książkę, do której lubi wracać raz na jakiś czas: tomik wierszy, powieść z dzieciństwa, stary zeszyt po babci z przepisami opatrzony jej odręcznymi notatkami na marginesie. Niestety: książki często czytane, przewożone, przekładane z miejsca na miejsce niszczą się, papier się wyciera, stare druki stają się nieczytelne. Mogłabym prowadzić mały zakład, w którym oprawiałabym te ukochane książki w piękne okładki (płótno, półpłótno) dobierałabym wyklejki, dodawałabym ozdobne tasiemki jako zakładki. Strony ze zdjeciami przekładałabym perfumowanycmi bibułkami, wewnętrzną stronę okładki ozdabiałabym misternym, zrobionym na zamówienie właściciela ekslibrisem. Taka książka byłaby nie tylko pamiątką, ale ważnym i przydatnym przedmiotem, po który sięgamy jak po ciepły koc lub ulubiony kubek herbaty.
proszę tylko nie prefumowanymi bibułkami! olejki zawarte w perfumach fatalnie wpływają na stan tak papieru jak i fotografii :)
Chciałabym zajmować się twórczym krawiectwem. Fascynuje mnie cały proces powstawania (nie tylko odzieży)- od pomysłu aż po ostatnie wbicie igły. Gdy byłam mała, przesiadywałam godzinami z babcią przy maszynie do szycia i masowo produkowałysmyłyśmy ubranka dla lalek. Na wiele lat zapomniałam o tym zajęciu, do czasu aż mąż podarował mi maszynę do szycia. Myślałam, że po wielu latach do szycia pozostały mi dwie lewe ręce, ale po uszyciu pierwszych domowych „gadżetów” okazało się, że ostatnimi czasy żadne zajęcie nie cieszyło mnie bardziej. Marzy mi się mała manufaktura dziecięcych zabawek- misie, króliki, lalki i inne cudaki, tacy wyjątkowi przyjaciele, których nie jest się w stanie wyrzucić, nawet gdy są lekko podarte i poszarpane :)
Jaka jest damska forma od cukiernika? Cukierniczka! (Kocham słowa, jak na lingwistkę przystało). I tak, cukiernik to też rzemieślnik :) Dlaczego taki wybór? a) tato ma dyplom Mistrza Cukiernictwa, więc intuicję, proporcje i smak mam w genach, a sekretne receptury możemy ustalać wspólnie wieczorami, przez co znajdę dla niego więcej czasu w zabieganym życiu, b) czy to nie piękny widok, gdy ktoś pałaszuje Twój tort, a przy tym świecą mu się oczy i trzęsą uszy? Ponadto, jeśli to mężczyzna, to możesz spodziewać się słów „Wyjdź za mnie i piecz codziennie”, a jeśli kobieta „Niech mi pójdzie… tam gdzie trzeba! Jesteś genialna, to jest pyszne, chrzanić dietę!” c) rozwój poczucia estetyki przy dekorowaniu ciast jest nie do przecenienia, więc rozwinęłabym się też na tym polu, a wiem, że tego potrzebuję i d) pozwoliłoby mi to rozwinąć skrzydła i uwierzyć w siebie, a przy tym umocnić więzy rodzinne, bo tato czułby wtedy, że jest mi potrzebny, a ja czerpałybym garściami z jego wiedzy i doceniała Jego talent :)
A ja pragnę posiąść wiedzę z zakresu krawiectwa. Maszynę do szycia już mam, a teraz szukam kursu krawieckiego. Moda to moja druga miłość po architekturze i cudownie byłoby umieć szyć rzeczy których nie mogę znaleźć w sklepach.
Matylda
Introligatorstwo. Zawsze fascynowało mnie dawanie książce nowego życia, jednocześnie zachowując jej ducha. Coraz mniej jest osób, które znają się na tym, a zwłaszcza „prawdziwych” introligatorów, którzy umieją coś więcej niż powierzchowne poprawki. Jeśli w przyszłości będę mieć więcej czasu, na pewno się tym zajmę hobbystycznie, na razie dokleję coś lub zszyję od czasu do czasu :)
(Pewenie jako osoba niepełnoletnia, nie bardzo nadaję się do udziału w konkursie, ale chciałam się tym podzielić. Przy okazji – piękna opaska, pierwszy raz w życiu widzę taką, którą mogłabym nosić, niesamowita <3 )
nie wiem czy to rzemiosło: ale chciałabym malować Ikony.
A właściwie pisać Ikony. Wydaje mi się to mistyczne pod kazdym względem a jednocześnie przeciez to i sztuka i właśnie rzemiosło. Coś dla mnie cudownego. Łączącego daleką przeszłość z teraźniejszością,
Chciałabym być modystką. Od zawsze podobały mi się różne kapelusze i kapelusiki, od tych klasycznych w neutralnych barwach po te najbardziej szalone i kolorowe. Uważam, że kapelusz potrafi ożywić każdą, nawet najnudniejszą stylizację. Gdy je zakładam, natychmiast poprawia mi się humor. Właśnie dlatego chciałabym się tym zajmować, chcę zarazić innych moją miłością do tych nakryć głowy i dać każdemu szansę do noszenia jedynego w swoim rodzaju kapelusza, odzwierciedlającego jego osobowość. A jak miło byłoby oglądać na ulicach ludzi, którzy je noszą…
Gdybym miała taką możliwość, chciałabym zostać szewcem. Buty mnie fascynują, ponieważ w pewien sposób definiują noszącą je osobę. Są z nami codziennie, wszędzie, przy każdej czynności. Może ktoś, kto ma problem z określeniem samego siebie, ze znalezieniem pasji w życiu powinien spojrzeć na własne buty – wybór podjęty często szybko, pod wpływem impulsu, czy też potrzeby. Wtedy też wybieramy to, co idealnie do nas pasuje – glany, jeśli ktoś ceni toporność, ale przez to niezniszczalność i niezawodność i taki też sam chciałby być; czy też wygodne mokasyny w kolorze śliwki – dobrane do zielonego płaszcza i żółtej apaszki, bo ktoś widzi świat i siebie w niezwykły sposób i chce to podkreślić. Buty to wygoda, elegancja, praktyczność… To element naszego życia i nas samych. Chciałabym móc je pielęgnować, dawać im drugie życie i patrzeć, siedząc w swojej pracowni, jak elegancko ubrany mężczyzna oddala się wesołym krokiem, pod pachą trzymając stare, ale przez to jeszcze ciekawsze, trampki. Każda para butów ma swoją historię oraz duszę, nadaną przez jej właściciela.
Gdyby tylko udało mi się wypracować w sobie odrobinę więcej łagodności i cierpliwości, z pewnością zostałabym złotnikiem! Zawsze, gdy popląta mi się łańcuszek, czuję wielki podziw dla tych, którzy mają tyle w sobie cierpliwości, by zajmować się tym co dzień. Poza tym, moja sympatia dla złotników wzrosła jeszcze bardziej po lekturze „Stu lat samotności” – zamarzyły mi się ręcznie wykonane złote rybki! :)
Rzemiosło kojarzy mi się od zawsze z misterną, ręcznie wykonywaną pracą, przez lata udoskonalaną zdobywanym doświadczeniem pracą – sztuką, wymagającą skupienia, cierpliwości i swoistego manualnego talentu. Dla mnie taką pracą jest praca chirurga.
I choć może z biegiem czasu praca ta przestała się kojarzyć z typową pracą rzemieślniczą, bo pełen rozgardiaszu, w którym odnajduje się tylko właściciel warsztat, jest tu sterylnym polem operacyjnym. Jednak praca ta przypomina, że na stole tak jak w założeniu rzemiosła nie tylko powstaje coś nowego, ale może być także naprawiane. Materia odzyskuje dawne życie. W tym wypadku materią jest człowiek. I czy to z góry zaplanowany, przemyślany zabieg, czy chirurgia urazowa, transplantacyjna, ciągle siłą sprawczą, doskonale odnajdującą się wśród swoistego instrumentarium jest „cheir-ergon” czyli „cheirurgia” – pierwotnie grecka ręka wykonująca czyn, wykonująca w pewnym mistycznym skupieniu pracę, której początek jest w wyobraźni i umyśle, łączącym w akcie twórczym poznaną przez lata wiedzę z wrodzoną iskrą naturalnej intuicji. Gdybym miała okazje być mistrzem, posiadać pewną umiejętność i sztukę, ze względu na charakterystykę i przyświecający cel, ten rodzaj rzemiosła chciałabym wcielać w życie. Siedząc na wykładzie z chirurgii usłyszałam, że prawdopodobnie 1 na 200 osób na sali może zostać wybitnym chirurgiem, 3 bardzo dobrym, 30 poprawnym, a Ci u których kontakt z nożem zawsze kończy się urazem powinni trzymać się z daleka.
Mam nadzieję, że umiejętność bezkrwawej obsługi nożem dobrze wróży! ;-)
Lutnictwo – jak na fankę muzyki klasycznej oraz dźwięków instrumentów smyczkowych i szarpanych przystało! Kiedyś oglądałam w telewizji program o procesie tworzenia skrzypiec w pewnym warsztacie we Włoszech. Prowadzący powiedział, że na świecie jest jedynie garstka osób zajmujących się tworzeniem tych dzieł. Jednocześnie bardzo ciężko zostać czeladnikiem tego zawodu, a sam proces konstrukcji instrumentów jest czasochłonny. Jednak gdybym już opanowała to mistrzostwo w lunictwie, wyjechałabym na jakąś małą wyspę i tworzyłabym ukulele! Living on the island… :)
Ja bym została lutnikiem (lutniczką?). Gra skrzypiec jest dla mnie najpiękniejszym dźwiękiem na świecie. Chciałaby umieć stworzyć narzędzie, któro za dotknięciem smyczka wydobywa z siebie niesamowicie bogatą gamę brzmień :)
A ja mogłabym zostać szewcem! Moje odwieczne problemy typu zdzieranie podeszwy buta czy niszczenie fleków miałabym z głowy :) Plus mogłabym spędzać całe dnie na oglądaniu i polerowaniu butów. To już byłoby zboczenie, ale zapewne wpajałabym jeszcze ludziom, że jak się ma czyste i zadbane buty to od razu wygląda się jak człowiek biznesu. I dziadek byłby zadowolony, że może przekazać komuś cech :)
Pozdrawiam!
Super post! Akurat dzisiaj myślałam o tematyce rzemiosła i jak to się zmieniło w przeciągu lat. Mój dziadek miał do niedawna funkcjonujący zakład optyczny i pamiętam, że zawsze było to dla mnie magiczne miejsce i zawsze byłam pod wrażeniem jak precyzyjnym trzeba być i jak dobrze trzeba znać materiał, w którym się pracuje, żeby wydobyć z niego to co się ma w głowie. Właśnie ze względu na tajemnicę , którą zawiera materiał, jakbym miała talent i wybór to zostałbym rzeźbiarzem, ale takim, który rzeźbi w kamieniu, najlepiej w marmurze. Pamiętam, że jak czytałam „Udrękę i Ekstazę” o Michale Aniele najbardziej niesamowitą rzeczą było to, że rzeźbiarze wiedzieli jak poprowadzić dłuto, żeby marmur pękał w tym miejscu, w którym oni chcą. To jest dla mnie największa tajemnica, a szlifowanie i wygładzanie to już dalszy proces. Ze względu na to, że rzeźbiarz jest już trochę wymarłym zawodem, podobnym w wykonaniu, ale trochę bardziej współczesnym rzemiosłem, którym chciałabym się zająć byłoby bycie „pękaczem sera”. Działa to na podobnej zasadzie jak rzeźbienie w marmurze. Sery takie jak parmezan są robione w ogromnych kawałkach i żeby je podzielić nie można ich kroić tylko właśnie prowadzi się tak dłuto, żeby pękały. W ten sposób zachowują niepowtarzalną strukturę. Oprócz tego, że to jest niesamowicie fascynujące, mogłabym podjadać w międzyczasie różne rodzaje sera, a ja kocham ser. Praca idealna.
Fascynują mnie rzemiosła zapomniane. Chciałabym być pończoszniczką! Nie mam pojęcia, jak wygląda proces produkcji pończoch czy rajstop, ale w moich wyidealizowanych wyobrażeń ma w sobie coś z tkania mgły. Błagam, niech nikt tego nie dementuje… Pewnie tak naprawdę tka się je na jakichś przeraźliwie ciężkich maszynach :)
Cudowny opis! Mam nadzieję, że wygrasz. Az mam to przed oczami..
Gdybym mogła zostać mistrzem jednego rzemiosła byłaby to florystyka. Kocham kwiaty, poza tym myślę, że praca florysty w otoczeniu tych wszystkich pięknych kwiatów jest bardzo relaksująca.
A ja zostałaby zawodową tancerką salsy, prowadziła warsztaty, latające po całym świecie i uszczęśliwiając ludzi -taka terapia tańcem :)
Od kiedy siedzę w domu to marzyłam wręcz uparcie na siłę robiłam różne rzeczy , które nadal nie potrafiły mnie uszczęśliwić. A przecież można zwariować. Byłam bardzo nieszczesliwa. Ale znalazłam na siebie sposób. Te 5 minut w ciagu dnia tylko dla siebie. I w tym chciałabym być mistrzem. Robie z różnych pudełek, puszkach po mleku mojego syna skarbonki dla dzieci , ozdobne puszki na kosmetyki czy do przechowywania biżuterii. Moi znajomi zaczynają sami pytać czy zrobie skarbonke dla ich dzieci :) wiec chyba mi wychodzi :D szukam ciągle różnych ozdób,papierów np. Torby prezentowe one świetnie nadają się do cięcia,a papier jest sztywny i ma ładne wzory. Pewnie nic niezwykłego i dużo osób robi z puszek skarbonki ,ale właśnie to przynosi mi radoche ;) Pozdrawiam :)
Kiedyś chcialam robic witraże. I gdyby nie strach przed szkodliwym wplywem ołowiu to byla bym artystą -rzemieslnikiem – witrażownikiem.
Barwne szklane elementy zamkniete w cienkich ramkach tworza kompozycje, żyjaca wlasnym życiem. Obraz pulsujacy pod wplywem natężenia światła nadaje wnetrzu cieplo i wzbogaca je tęcza barw.
Witraże mają dla mnie jakąś magie, kruchość szkla, światło pracujace dla niego i twarde rzemioslo zwiazane z cięciem, doborem elementów szklanych. Ponadto wielowiekowa tradycja i artysci niebanalni którzy również ulegli wyjątkowości tej techniki.
Bardzo chciałabym zostać mistrzem robienia na drutach :) Wymaga to dużo cierpliwości i kreatywności, ale możliwość stworzenia sobie wełnianego swetra, czapki czy koca, jest tego warta. Właśnie przymierzam się do zakupienia drutów i włóczki, a później do wielogodzinnych prób wydziergania własnej czapki na zimę. Mam nadzieję, że pomoże mi w tym moja babcia, która kiedyś robiła na drutach, może wraz ze mną powróci do tego rzemiosła, a jesienne deszczowe dni staną się o wiele przyjemniejsze :) Pozdrawiam
Kiedyś fascynowało mnie zegarmistrzostwo. Zawsze uwielbiałam precyzyjne czynności. Relaksują mnie. Potem znalazłam inne, bardziej może kobiece (albo po prostu bardziej twórcze) zajęcie : robiłam biżuterię, tak jak potem tysiące osób, ze srebrnego drutu i co tam jeszcze w ręce wpadło. W końcu odnalazłam swoją obecną pasję. Jestem linergistką – tworzę makijaże permanentne. I jak na razie spełniam się w tym i mogę powiedzieć chyba, że jest to moje ukochane rzemiosło (jeśli tak można to zakwalifikować). Ale i tak spróbuję jeszcze malarstwa ;-). Wczoraj skończyłam 34 lata. Jeszcze dużo pięknych aktywności przede mną, prawda? Asiu, piękna opaska i biżuteria. Zachęcam do dalszej twórczej pracy. To nie tylko rozwija manualnie, ale i „duchowo”. Pozdrawiam
Jeśli można to nazwać rzemiosłem to chciałabym być mistrzynią makijażu. Uwielbiam o tym czytać, oglądać filmy na YouTube i słuchać wszystkiego co z makijażem i nowymi trendami związane. Jest to mimo braku umiejętności manualnych moja pasja :)
Chciałbym zostać garncarzem. Marzy mi się małe studio, w którym od rana do wieczora mogłabym z rękawami podwiniętymi po łokcie wyrabiać naczynia ceramiczne. Czuć glinę pod palcami i to jak poddaje się każdemu uciskowi i po mału zmienia się w piękny przedmiot, który kiedyś komuś posłuży i umili dzień.
Podobnie wyglądają pracownie techników dentystycznych:)
Marzy mi się kaligrafia – wiem, że może nie do końca jest to rzemiosło, ale przez przytłaczającą ilość urządzeń piszących za nas, umiejętność pięknego, ręcznego pisania stała się już chyba sztuką. Można wybierać z setek fontów i wydrukować coś bez najmniejszego wysiłku w wielu kopiach, więc dla mnie jest coś magicznego w ręcznym tworzeniu liter i nadawaniu słowom dodatkowego znaczenia przez obraz. Proste, króciutkie i ręcznie napisane zaproszenie na ślub ma dla mnie dużo większą wartość niż te najbardziej okazałe z drukarni (nie umniejszając grafikom i drukarniom oczywiście). No i mój wewnętrzny romantyk nie pozwala mi przestać marzyć o liście napisanym ręcznie, zielonym atramentem na kredowym papierze, który może jeszcze kiedyś dostanę ;) (Z cyklu: „małe marzenia najtrudniejsze do spełnienia”)
Z kolei ja chciałabym mieć talent lutnika. Przede wszystkim jest to jedyny zawód rzemieślniczy uznawany także za artystyczny! Nie mozna robic chyba nic romantyczniejszego- co może przebić rzeźbienie DUSZY skrzypiec albo wiolonczeli? Obcowanie z drewnem, wsłuchiwanie sie w brzmienie nowo narodzonych skrzypiec, a także leczenie „chorych” instrumentów mogłoby być moim sposobem na życie! Ten zawód ma tyle metafor, czyż nie trudno sie mu oprzec? :)
Gdybym otrzymała talent zostałabym mistrzynią lalkarstwa. Lalkarz niczym w swojej pracowni każdego dnia daje życie nowej istocie, która później wyfruwa z jego gniazda i bawi lub wzrusza ludzi na deskach teatru czy kabaretu. Lalki mają duszę, lalkarz nie jest więc twórcą bezimiennych przedmiotów.
Chciałabym zostać mistrzem rymarskim. Od dziecka jeżdżę konno i nie dość, że to świetna forma wysiłku fizycznego, to nic mnie tak nie relaksuje jak przejażdżka po lesie. Dlatego chciałabym umieć robić i naprawiać siodła, ogłowia i pozostałe akcesoria. Poza tym, piszę pracę magisterską o marce Hermes, która wywodzi się właśnie z tradycji rymarskich i akcesoriów do jazdy konnej. To niesamowite, jak Hermes dba o swoje dziedzictwo. Moim zdaniem, to jedna z nielicznych istniejących do dzisiaj marek luksusowych z tradycją.
Chciałabym być szewcem. Uwielbiam buty, a im częściej wiem jakie chciałabym kupić tym trudniej mi je znaleźć, dlatego będąc mistrzem w tym fachu byłabym w stanie zrobić coś pięknego i to nie tylko dla siebie.
Chciałbym być konwisarzem i „postawić pomnik trwalszy niż ze spiżu, od królewskich piramid sięgający wyżej”!
Chcialabym byc mistrzem sushi. Po pierwsze kobiet zajmujacym sie tym zajeciem jest bardzo, bardzo malo. Killa, jesli nie kilanascie na calym swiecie. A po drugie aby byc mistrzem sushi trzeba cierpliwosci, wytrwalej pracy oraz spokoju ducha. Wiem ze to chcenie drogi poprzez osiagniecie celu, ale chcialabym wyrobic w sobie te cechy. Bycie sushi masterem jest niesamowitym zaszczytem samym w sobie, obowiazuja.scisle reguly oraz wiele lat pracy zanim moglabym robic wiecej niz gotowac ryz. Ale to calkowicie w porzadku!
Jak nad tym myślę, to dochodzę do wniosku, że chyba najbardziej chciałabym zostać krawcową lub szewcem. No bo tak, moda mnie bardzo inspiruje, lubię się dowiadywać o nowych trendach (chociaż w sumie to nic już do końca trendem nie jest ;) ), ale jeszcze bardziej interesuje mnie historia mody, historia domów mody czy procesy, jakie tam zachodzą. A będąc szewcem lub krawcową sama bym to tworzyła i mogła stykać się z tym na co dzień. Co więcej uważam, że moda fantastycznie łączy się z psychologią ,która jest moją pasją i którą studiuję. Myślę więc, że czułabym się spełniona podczas tworzenia produkt. Obmyślanie dla jakiej grupy docelowej to robię, jakie chcę spełnić oczekiwania i potrzeby ludzi, jak wypromować dany produkt i przede wszystkim, w jaki sposób tak niby błaha rzecz może wpłynąć na codzienne, ludzkie życie, dawałaby mi mnóstwo satysfakcji. Zresztą sama wiem, jaki to jest komfort noszenia i radość za każdym razem, kiedy zakłada się jakąś rzecz zrobioną z precyzją oraz wysokiej jakości. Chciałbym, żeby osoba, która będzie miała zrobione przeze mnie buty, czy ubranie czuła to samo :)
Gdybym mogła, zostałabym lutniczką, ale od instrumentów dawnych – wiol, fideli itd. Po pierwsze dlatego, że uwielbiam muzykę dawną, czyli tę od średniowiecza do baroku włącznie. Po drugie, dawne instrumenty są znacznie piękniejszych od współczesnych, mniej poddane standaryzacji, każdy to inna historia i wizja. Po trzecie, odtwarzanie instrumentów z epok to po trochu archeologiczne śledztwo, po trochu kreacja.
Może nie jest to zawód standardowo postrzegany jako rzemieślniczy, ale myślę, że najbardziej chciałabym zostać piekarzem. Ale wiadomo – nie takim standardowym i przemysłowym. Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, kiedy w przedszkolu Pani Bożenka zorganizowała nam wycieczkę do pobliskiej piekarni (w dużych miastach chyba się tego nie robi, ale to było w małej miejscowości) i mogliśmy zobaczyć jak pracują piekarze. Sprzedają tam do dzisiaj taki wspaniały, pachnący i chrupiący chleb. Prawdziwy na zakwasie, nie jakieś tam gąbki. Jest tam też taki świetny murowany piec i pachnie obłędnie w całej okolicy. Ta wycieczka wywarła na mnie takie wrażenie, że do dzisiaj ją pamiętam, mimo że miałam jakieś 5 lat. Teraz sama piekę chleby w domu a wcześniej całe życie odmiawiałam jedzenia gąbczastych pseudobochenków, ale wspierałam lokalne małe piekarnie. Do perfekcji i osiągnięcia takiego mistrzowstwa ,jak w tej piekarni z wycieczki, jest mi daleko i myślę, że wypiekanie takich superchebów to jakiś wspaniały dar i talent!
Po przeczytaniu posta zastanowilam sie chwile co bym chciala robic. Moj maz mowi ze on bylby dobrym zegarmistrzem Mamie sie marzy garncarstwo i lepienie z gliny, a ja? I tak sobie pomyslalam ze w sumie to fajnie byloby robic oscypki. Takie prawdziwe na polanie w bacowce, wsrod barankow i zapachow macierzanki i innych ziol. Do tego ten zapach wedzenia! ::))
(Przepraszam za brak PL znokow, nie moj komputer)
Pewnie złamię zasady konkursu, bo mam dwa pomysły, które mi przyszły do głowy, i to dwa zupełnie różne :) Chciałabym być piekarzem, bo 1) prawdziwy chleb (taki z chrupiącą skórką, mięsistym środkiem i świeżością przez min. 3 dni) bardzo trudno dzisiaj dostać (więc piekłabym go sobie sama), a ponadto 2) kto by nie chciał cały pachnieć bułeczkami po powrocie do domu? :D No a drugie rzemiosło to nie wiem, czy istnieje, ale byłoby to coś z pogranicza repasacji pończoch, koronkarstwa i krawiectwa – tak, by stworzyć dla siebie piękną i wygodną bieliznę :)
Zdecydowanie kaletnik! Od dzieciństwa kocham zapach skór. Skórzane torebki, buty.. To jest moja pasja..
Chciałabym zostać mistrzem szewstwa. To dlatego, że czuję ogromny sentyment do tego rzemiosła i do szewców, ponieważ mój pradziadek był jednym z nich. Swój warsztat szewski urządzony miał w piwnicy bloku, w którym mieszkał. Będąc małą dziewczynką uwielbiałam tam zaglądać i obserwować jego pracę. Unosił się tam dziwny, specyficzny zapach kleju i skór. Na półkach znajdowała się niezliczona liczba słoików i butelek z różnymi płynami, pudełeczka z gwoździami, nici na szpulkach i mnóstwo narzędzi. Było to miejsce niezwykle magiczne, do którego chciałabym wrócić. Mimo tego, że pradziadek nauczał niegdyś tego rzemiosła w szkole, ja nigdy nie miałam okazji, by przekazał mi swoją wiedzę i umiejętności, czego teraz bardzo żałuję. Dziś pradziadek ma 96 lat i ze względu na swój wiek nie byłby w stanie spełnić mojego marzenia. Zostały mi jedynie piękne, stare maszyny SINGERA do szycia obuwia, sterta drewnianych kopyt i niewykorzystane skóry.
Korzystaj póki możesz i chłoń wiedzę od dziadka. Może to być piękny sposób na spędzania wspólnie czasu, gdybym ja miała taką możliwość nie odpuściła bym; nagrywała bym te rozmowy i upajała się nimi nawet za kilkanaście lat…
powodzenia; i więcej wiary w siły seniora rodu!
Odkąd trochę podrosłam i wysłuchałam opowieści znajomego rodziców o jego fachu, zamarzyłam by zostać witrażystką. I to nie ze względu na jakiś efemeryczny taniec światła w szklanej materii, ulotny powab tej sztuki oraz misterny proces wytwarzania itp., choć później na studiach zafascynowało mnie to, jak w średniowieczu tworzono poszczególne tafle i je barwiono (uczyłam się o nich tylko teoretycznie na historii technik artystycznych)… Zazdrościłam każdemu witrażyście głównie z powodu miejsc, do jakich taki wykwalifikowany rzemieślnik ma dostęp. Choć byłam młodym szczylem, z zazdrością słuchałam, jak wygląda katedra św. Wita w Pradze z perspektywy rozety i wyobrażałam sobie wspinaczkę pod sklepieniem katedry w Kolonii. Wtedy zawód witrażysty wydał mi się magiczny i oderwany od współczesnych realiów… Roiłam sobie, że wykonywanie tego fachu przenosi w czasie, pozwala się poczuć jak w średniowiecznym warsztacie. Minęło 16 lat i ciągle tak uważam :-)
Ja tworzę witraże, jest to cudowna praca wymagająca cierpliwości i zręczności i kocham tworzyć te małe dzieła sztuki ale niestety ciężko jest utrzymać się z tego rzemiosła i niestety, pozostała mi praca za biurkiem, jestem artystką uwięzioną w pracy na etacie i sprawia mi to ogromny ból :(
Zegarmistrzem z umiejętnością cofania się w czasie :) Bo czas od zawsze mnie intryguje… Jednak niczego nie chciałabym zmieniać :) Bo życie składa się z decyzji, które podejmujemy :) Ale np. cofnąć się w czasie i tak, by nikt mnie nie widział obserwować, jak powstał pierwszy mechanizm do zegarka, albo zobaczyć pierwszą sekundę wybitą przez Praski orloj :)
Jestem bardzo zniesmaczona tym co zobaczyłam. Czy w tych pomieszczeniach powstaje biżuteria jednej z droższych marek? Te pomieszczenia wyglądają hipsterko na zdjęciach, ale moim zdaniem to wyzysk w biały dzień i nie trzeba jechać na drugi koniec świata, żeby zobaczyć jak NIE NALEŻY traktować pracowników. Pomieszczenia są strasznie zapuszczone, biurka upchnięte gdzieś w kąt, postawione ciasno jedno obok drugiego. Nigdzie nie widziałam nawet dystrybutora do wody, jeden Pan miał za biurkiem wodę w butelce, więc pewnie wody tam nie ma. Ściany pełne wystających rur i kabli, okna stare jak świat i nie sądzę, żeby były szczelne!! A przestylizowane „gwiazdy” wyglądają wręcz groteskowo, w tych nędznych pracowniach. Wiatrak widoczny na którymś ze zdjeć wskazuje na to, że nie ma tam klimatyzacji. Spodziewałam się, czegoś na kształt labolatorium – z odpowiednim oświetleniem, sprzętem optycznym, a widzę odrapane meble i ściany!! Czy to jest luksus, którego szukamy w tej biżuterii?!
Dokładnie to samo pomyślałam oglądając zdjęcia. Trochę wstyd dla marki…
Dla mnie też to wygląda nieprzywoicie. Miejmy nadzieję,że chociaż warunki finansowe są dobre, bo warunków pracy im nie zazdroszczę.
Warunki pracy jak w trzecim świecie. Wstyd dla marki. A blogerki się cieszą, że tak klimatycznie…
My mamy warsztat biżuteryjny na uczelni, no i muszę Wam powiedzieć kochane naiwne kwiatuszki :P że tak wygląda właściwie każdy WARSZTAT, tu nie chodzi o to jak się traktuje pracownika, bo tego nie wiadomo przecież, a o to, że musi być i palnik i butla gazowa i pilniki, wanienka ultra dźwiękowa, i polerka i mnóstwo innych maszyn… i nie jest czysto, bo są opiłki i inne odpadki które i tak brudzą wszystko. Powstawanie biżuterii to ciężka praca i dość brudna że tak powiem. Wydaje się, że skoro trzymacie w ręku coś tak wypolerowanego i błyszczącego, to to nigdy nie miało nic wspólnego z jakimkolwiek brudem;) Można a nawet trzeba dbać o czystość w okół takiego stanowiska pracy, ale robienie biżuterii to brudna robota, więc jak tam ma być? jak w laboratorium?? Nie wiecie czy nie mają pokoju socjalnego w którym na pewno mają i wodę i wszystko inne, poza tym komentarz wyżej – wygląda jak w trzecim świecie? a jak Twoim zdaniem wyglądać ma warsztat? przyjaźnie i minimalistycznie? hehe.. wysnuwacie wnioski, które moim zdaniem są strasznie powierzchowne.
Do Kasi: warsztat nigdy nie wygląda jak laboratorium, szczególnie biżuteryjny… Masz dziwne pojęcie o świecie, chyba oparte na wizji jaką serwują reklamy telewizyjne. Widać, że nie masz pojęcia jak powstaje biżuteria, at all.. Wejdź sobie na youtube i obejrzyj chociaż jeden filmik, aby się dowiedzieć jak to się dzieje, bo robisz z siebie ignorantkę. Może mnie trochę poniosło, ale czasami pracuję właśnie w warsztacie na uczelni jak robię mebel czy lampę, a także w biżuteryjnym i wiem, że ta praca jest może ciężka, ale przyjemna, człowiek zatapia się w procesie tworzenia. Czy Kasiu naprawdę byś wolała, aby zbudowali osoby budynek, gdzie dla picu mieli by jakiś stażystów i tam zapraszali na wizytację, po to aby to pięknie wyglądało?? Biżuteria jest luksusowa, ponieważ jest wykonana z cennego kruszcu, a projektant miał jakąś wizję i fajny projekt, a nie dlatego, że firma robi ją w pseudo-laboratorium. ech ci ludzie
Chciałabym zostać restauratorką mebli. Wszystkie te zapomniane szafy, komody, lustra dostałby nowe życie. To wspaniała rzecz, widzieć jak zapomniane rzeczy, często z piękną historią odzyskują swój blask. W dzisiejszych czasach niestety większość rzeczy jest robiona na jedno kopyto, te stare – często mają swoje smaczki, które świadczą o ich autentyczności i wyjątkowości i właśnie to chciałabym z nich wydobywać. Mogłabym też w stare ramy wprawiać nowoczesne rozwiązania, taki świadomy recykling. Produkując mniej nowych mebli, a stawiając na stare, dobrze odnoowine produkowalibyśmy mniej śmieci :)
A ja zawsze marzyłam o manufakturze szkła. Szkło jest takie piękne. I można zrobić z niego wszystko. Kolorowe klosze na lampy, zawieszki, ozdoby, naczynia ( kolorowe kieliszki! ) Uwielbiam witraże, marzę o kolorowym witrażu kiedyś, kiedyś w moim domu, najlepiej na półpiętrze, żeby słońce tworzyło kolorowe plamy świateł na podłodze i ścianach. Szkło zawsze mnie fascynowało i oczarowywało. Szkło jest kruche, delikatne, a daje tyle piękna. Mieszkam w Krakowie, więc szukam w starych kamienicach drzwi ozdobionych witrażami, zdarzają się sklepy z cudownymi witrażowymi szyldami, ale to niestety wyjątki. Dla mnie szkło jest magiczne – tyle możliwości, tyle uroku, taka piękna sztuka. Tak, gdybym mogła (a mam w planach nauczyć się robić te piękne szklane rzeczy! ) na pewno wybrałabym manufakturę szkła.
Fotograf. Aby uwieczniać najlepsze i najładniejsze wspomnienia, momenty i obrazy. Aby zatrzymać czas. Na zawsze. Chwile radości, spokoju, zabawy. Z rodziną, znajomymi, w domu i w podróży. Daleko i blisko. A potem utkać sieć wspomnień.
Ten złoty naszyjnik jest przeuroczy…
Gdybym mogła, zostałabym szewcem. Przykro patrzeć jak ten zawód coraz bardziej zanika. Ilekroć naprawiam coś w moim ulubionym zakładzie, słucham jak Pan Mirek narzeka, że „młodzi już nie chcą się szkolić”. Że to dla nich zbyt ciężka robota. Ja tam pracy się nie boję, a moje własne, ręcznie robione buty nosiłyby się na pewno lepiej od tych produkowanych masowo. Moja babcia ma jeszcze buty wykonane u szewca i mimo upływu lat trzymają się pięknie!
Po przeczytaniu pytania pierwsze co mi wpadlo do glowy to ..furman! Zastanowilam sie chwile i zwątliłam- nie, to glupie..
Aczkolwiek z drugiej strony, bylaby to dla mnie jakze wielka frajda! Towarzystwo tak dostojnych zwierząt, ciągłe podróźowanie i obserwacja otaczających ludzi.
Dodatkowo-rzemioslo czy nawet zawód poniekąd wymierający.
Reportaż bardzo fajny, ale ja osobiscie nie lubie tej firmy. Zawieszka diamentowa w złocie od nich zasniedziała mi po kilku dniach od zakupu. Próbowali mi wmówić, że źle przechowuję tę zawieszkę…Zraziłam się do nich i tyle, piękne teksty tu nie pomogą.
Hej! czy Kruk sprzedaje takie naszyjniki-chokery / aksamitki? Od dawna szukam takiego naszyjnika o szlachetnym wykończeniu i niestety w żadnym ze sklepów nie mogę znaleźć… Na stronie Kruka też nie znajduję :(
Pozdrawiam:)
Wydaje mi się, że nie:(
Animal Kingdom w nowej kolekcji ma takie :)
Hobbystycznie zajmuję się stylizacją paznokci, jeśli uznamy to za rzemiosło – chętnie zostałabym mistrzem w tym fachu! A gdybym mogła cofnąć się w czasie, jako wielka miłośniczka książek i przyszła historyk sztuki, zdecydowanie zostałabym, średniowieczną iluminatorką, najchętniej anglosaską lub iryjską! :D Celtyckie motywy plecionek, spirali czy okręgów mają w sobie coś wręcz magicznego! Z resztą często inspiruję się nimi zdobieniu paznokci! Pracując w skupieniu nad tworzeniem stylizacji wyciszam się i uspokajam, myślę więc, że dekorowanie średniowiecznych, religijnych manuskryptów przyniosłoby mojej niespokojnej duszy jeszcze większe ukojenie. :D
Byłabym ceramikiem!!! Najbardziej relaksująca i uspakajająca praca na świecie. Wymaga cierpliwości i precyzji, ale dotyk gliny, gładkiej i delikatnej to wynagradza. I mówię to z własnego doświadczenia. Przez ponad 2 lata pracowałam w Warsztacie Terapii Zajęciowej, gdzie miałam okazję poznać i wypróbować różne rzemiosła, np. nauczyłam się szyć na maszynie, pleść kosze z wikliny, ozdabiać przedmioty techniką decoupage, spróbowałam mydlarstwa i robiłam witraże. Ale nic mnie tak nie zafascynowało, jak właśnie glina, lepienie ceramicznych aniołów, mis, donic i innych figurek. Później ich szkliwienie. I tak, ta niepewność i ekscytacja przy wyciąganiu wypalonych przedmiotów z pieca, jakie kolory powstały, czy wszystko wygląda tak, jak chcieliśmy! Oj, chyba muszę wrócić tam choć na jeden dzień wolontariatu… :)
Ależ świetna wycieczka- zazdroszczę. Sama chętnie podpatrzyłabym jak tworzy się taką prawdziwą, markową biżuterię. Projektuję i tworzę własne kolczyki ale te moje to taka bardziej zabawa w tworzenie biżuterii. No i materiały zupełnie inne:) Gdybym miała możliwość to zapewne właśnie z tego mojego hobby zrobiłabym papiery mistrzowskie i została złotnikiem ze specjalizacją „kolczykotwórcy”.
Ja chciałabym być panią (choć zawsze jest to pan…) robiącą watę cukrową. Czy to rzemiosło? chyba można to tak nazwać :)
Zawsze pojawiają się w miejscach, w których cos się dzieje- na imprezach, festynach, w wesołym miasteczku, na rynkach. Patrzą na uśmiechy dzieci i dorosłych. Zawsze pozytywnie się kojarzą i sprzedają słodycze, które zawsze były dla mnie magiczne i jedyne w swoim rodzaju :)
Gorseciarstwo!
Zastanawiałam się kiedyś gdzie, w modzie damskiej znajduje się kwintesencja stylu i elegancji dawnych lat. Taki detal od którego można przejść totalną przemianę w kierunku bycia damą. Gentlemani XXI wieku odkrywają uroki kamizelek i poszetek a gdzie znaleźć damski odpowiednik? W jedwiabiach blisko ciała. Z początku noszone tylko dla własnej satysfakcji, z dala od oczu postronnych, z czasem przyczyniające się do dalszej przemiany. Od wewnątrz wręcz. I ja bym właśnie takie delikatne cuda, nasze drobne tajemnice chciała wytwarzać.
Jak dla mnie, cudownie by było zostać fotografem – i tak, to również rzemiosło, oprócz tego, że może być i sztuką ;)
Dlaczego? Robieniem zdjęć interesuję się już od wielu lat, jednak to, co mnie najbardziej fascynuje, to fotografia analogowa. Obecnie każdy i każda z nas wykonuje codziennie setki zdjęć, często bez większego zastanowienia, a na dyskach komputerów mamy tysiące plików… Jednak gdy masz do dyspozycji tylko 36 klatek, zupełnie inaczej podchodzisz do uwieczniania chwil – kadr, parametry, wybór „decydującego momentu” – zanim wciśniesz spust migawki, musisz je wszystkie bardzo dokładnie przemyśleć. Tym samym zdjęcia są przemyślane, „z duszą” i przekazujesz nimi jakąś ciekawą treść.
Marzy mi się poznanie wielu technik fotograficznych oraz sposobów wywoływania materiałów światłoczułych. Spędzanie czasu w ciemni, wśród wywoływaczy i powiększalników… A gdyby do tego jeszcze z rzemieślniczą precyzją rozprawiać się z fotografią studyjną i sztucznym oświetleniem – tak, to byłoby to!
A ja chciałabym zostać drukarzem-typografem. Jest to specjalista od druku wypukłego, który z pojedynczych czcionek ( czyli takich jakby stempli z literami ) tworzy całe wyrazy, a z wyrazów zdania. Studiuję grafikę i uczę się o tradycyjnych technikach graficznych, z zakresu grafiki warsztatowej, i właśnie druk wypukły jest mi najbliższy. Typograf w dzisiejszych czasach jest to fach na wymarciu, wszelkiego typu wydruki tworzy się teraz na komputerze i drukuje. Oglądałam kiedyś film o tym zawodzie, to fascynujące jak typograf opowiadał, jak cały dzień składał jedną stronę . A jaka tragedia była jak ruchoma czcionka się rozsypała ;) . Myślę, że to może by mnie nauczyło cierpliwości w końcu ;) . Poza tym fascynuje mnie praca z literami, sam proces ich tworzenia. Na studiach przekonałam się, że wykreślić literę, czy zaprojektować font to nie taka prosta sprawa. To są niezwykle skomplikowane procesy, wymagające wiedzy i precyzji. I ja zamierzam tą wiedzę zgłębiać ;) .
Zdecydowanie wybrałabym renowacje mebli i tapicerstwo, nie musiałabym juz biegać po śmietnikach w poszukiwaniu perełek, które same przychodziły by do mnie. Minusem byłoby tylko to ze swoje „dzieci” musiałabym ostatecznie oddać zlecającym prace.
Zostałabym bednarzem, żeby robić beczułki takie okrąglutkie.
Chciałabym być hafciarką. Ozdabiać stroje i dodatki pięknymi obrazami z jedwabnych nici. Dodawać do nich perły i kamienie.
Teraz zajmuję się tym tylko hobbistycznie. Odtwarzam wzory haftów sprzed kilkuset lat. Haftuję misterne torebeczki, poduszki. Uwielbiam swoje pudełko pełne jedwabnych nici ponawijanych na ręcznie robione drewniane szpulki. Uwielbiam te godziny spędzone na pełnej skupienia pracy, gdy muszę myśleć nad każdym wbiciem igły, by wzór był precyzyjny. Chciałabym nauczyć się robić jeszcze piękniejsze, ciężkie jedwabne chwosty,wykończone perłami.
Ot, takie mam marzenia.
Gdybym mógł cofnąć czas i pójść za marzeniami, a nie za pieniędzmi, zostałbym zegarmistrzem. W tym celu wybrałbym jedną ze znanych niemieckich lub szwajcarskich szkół zegarmistrzowskich i znając swoją zawziętość zapracowałbym na szansę dostania się do któregoś z renomowanych przedstawicieli branży. Byłbym szczęśliwy i spełnił swoje marzenia. Pewnie na początku nie zajmowałbym się stricte budowaniem mechanizmów, a raczej spędzałbym czas na mniej istotnych zadaniach, ale z czasem, podpatrując pracę specjalistów/mistrzów i dzięki możliwości jaką daje ta praktyka, mógłbym rozwinąć swoje manualne umiejętności oraz poznałbym tajniki zawodu. Zegarmistrzostwo związane z tworzeniem spersonalizowanych zegarków, moim zdaniem, jest niezwykle twórcze i pozwala na stworzenie magicznego kontaktu z klientem. Ktoś, kto posiada zegarek tworzony w limitowanych seriach lub na zamówienie nosi na swoim nadgarstku wytwór pasji osoby go tworzącej.
Jestem z Tobą! Zegarki górą :)
Zdecydowanie modystka. Tak, zostałabym modystką. Miałabym pracownie w ojej rodzinnej wiosce. Odwiedzałby ją celebrytki z całego świata, a same kapelusz byłby gwiazdami na zawodach Royal Ascot.
Chciałabym zostać modystką. Kapelusze są przecudowne, uwielbiam jak można się za ich pomocą zmienić, jak dodają uroku, dopieszczają wygląd i sprawiają, że czujemy się jeszcze bardziej wyjątkowe (i często z innej epoki).
Walczę o kursy modniarstwa. Chodziłam po modystkach i prosiłam o zajęcia.
Jak już zacznę robić kapelusze z prawdziwego zdarzenia to zaproszę Cię do mojej pracowni:)
Chciałabym projektować ubrania dla sieci – po to, żeby były dobrej jakości i pasowały na kobiety, które nie wyglądają jak modelki, czyli odmienić trochę masową modę ;)
a ja chciałabym zostać kaflarzem/kaflarką? właściwie to nie wiem jak to odmienić ;p, ale do końca życia będę pamiętała piec kaflowy w domu moich dziadków, te ciepło i niesamowita atmosferę jaka tworzył … szkoda ze ten kunszt już zanika…
PS zrobiłaś wspaniałą opaskę, od razu skojarzyła mi się z Blair Waldrof z serialu Gossip Girl, niesamowicie stylowa
Widzę, że dużo osób mówi o krawiectwie, ale to jest i moja odpowiedź. Gdybym potrafiła sama szyć ubrania, nie musiałabym korzystać ze sklepów i potrafiłabym stworzyć konkurencję dla sieciówek (jakkolwiek to brzmi). Gdybyśmy potrafili szyć, konsumpcjonizm naprawdę byłby o wiele mniejszy. Taką mam nadzieję. No i moje ubrania byłyby o wiele bardziej złożone, niż proste, uszyte na jeden wzór, szmaciaki z sieciówek. Przepracowałam ostatnio w jednej ponad miesiąc i moja awersja do galerii handlowych sięgnęła zenitu. Poza tym po prostu lubię szyć. Zaszycie dziury w skarpecie jest dla mnie dużą radością, bo lubię prace manualne i skupianie się na szczegółach.
Jestem jedną z miliona osób, która swój zawód wyuczyła się na studiach i codziennie z mniejszą lub większą ochotą wstaje rano do pracy. Żadnych większych talentów, żadach większych osiągnięć. Nie zaczepiam mocno świata, żeby i świat mnie za bardzo mnie męczył. Jednak jeśli miałabym coś zmienić w życiu to nie chciałabym być autorką jednego przeboju czy autorem jednej publikacji. Gdyby Ewa Chodakowska przyszła do mnie rano i powiedziała choć Ewka na trening chciałabym jej powiedzieć, że fajnie, że przyszłaś ale właśnie teraz pracuje nad czymś wielkim, nad czymś co przyjedzie do historii literatury – nad własną sagą książek. Gratuluje autorce tego bloga, że tak pięknie na blogu tworzy własną historię :)
Tapicerem jachtowym! Ach, to właściwie moje marzenie, odkąd wiem co oznacza słowo tapicer. Żegluję od 7 roku życia, ale moja prawdziwa przygoda z tym sportem zaczęła się, gdy miałam 16 lat i zaczęłam żeglować na starych drewnianych jachtach. Miałam niesamowite szczęście brania udziału w pracach stoczniowych na ponad 50 letnim jachcie. Praca szkutnika (tego pana, co remontuje jachty) była oczywiście fascynująca, ale ja zniknęłam z paniami, które zajmowały się wymianą materacy z wnętrza pięknego Daru Szczecina. Wydaje się, że to banał, jednak każdy, kto spędził miesiąc na jachcie, zna trud nocnych wacht, kiedy jest zimno i mokro, każdy kto choć raz brał udział w oceanicznych regatach i wie jak ostra fala potrafi smagnąć po twarzy, ten wie również, że nie ma nic przyjemniejszego niż zrzucić z siebie mokry sztormiak i wskoczyć do ciepłej i SUCHEJ koi.
Za drzwiami zakładu tapicerskiego odkryłam niesamowite mieszanki morskich i jeziornych trzcin, których właściwości sprawiają, że wypełniony nimi materac jest miękki, ale przede wszystkim szybko wysycha. Do tego eleganckie tkaniny, które pasują do drewnianego wnętrza jachtu, w których mogłam przebierać bez końca. Ciemne granaty, głębokie bordo, obszyte grubą białą nicią albo solidna skóra w kolorze kości słoniowej obszyta granatową lub czerwoną nicią. Tradycyjne marynistyczne kolory. Najbardziej chyba podoba mi się w tym zawodzie to, że tworzy coś na pozór prostego, a jednocześnie tak wyrafinowanego.
Pozdrawiam koleżankę żeglarkę! To co, zakładamy wspólną spółkę? Bo ja chciałabym być szkutnikiem :)
Fascynuje mnie to, jak jachty pływają. Niby do siebie podobne, ale każdy inny. Od drobnych detali zależy wygoda i bezpieczeństwo oraz współczynnik zabawy dla sternika. Obecnie modne są jachty laminatowe, ale dla mnie to te drewniane są dziełami sztuki. Jest w tym zawodzie odwaga, ale także duża pokora przed żywiołami.
Ach, dalej żałuję, że nie wybrałam budowy jachtów jako kierunku studiów ;)
Na co dzień zajmuję się pracą umysłową przy komputerze i brakuje mi czasami zajęcia, które dawałoby natychmiastowe rezultaty np. w postaci gotowego do użycia przedmiotu. Dlatego po 8 godzinach w biurze wyżywam się przy pieczeniu ciast :)
Ale najbardziej chciałabym zająć się kaletnictwem. Moją miłość do torebek można liczyć w pudłach, upchniętych ciasno pod łóżkiem. Możliwość samodzielnego zaprojektowania, wykrojenia i stworzenia kolejnego egzemplarza do mojej kolekcji wprowadza mnie w drżenie ekscytacji. Poza tym mogłabym dać moim wyrobom nieśmiertelność – urwany pasek, przetarta skóra? Nie szkodzi, wszystko mogłabym naprawić w moim domowym zakładzie. Torebki, paski, portfele to również świetne prezenty, którymi mogłabym obdarowywać rodzinę i przyjaciół. A czy wspominałam już o przepięknym zapachu skóry?
Fascynują mnie ludzie, którzy potrafią wykonać jakiś przedmiot od a do z. Gdyby zabrakło komputerów mogłabym otworzyć co najwyżej cukiernię, ale po co komuś ciastka jeśli może mieć nową, przepiękną torebkę, która nie zostawi śladu na wadze? :) Pozdrawiam!
Tworzyłabym łuki i kusze. Łucznictwo stało się niesamowicie popularne w ostatnim czasie, przynajmniej w regionie w którym ja mieszkam. Sama jestem nim zafascynowana i miałam niejednokrotnie okazję z prawdziwego łuku strzelać. Ta satysfakcja gdy strzała zatrzymuje się na tarczy albo w ogóle poleci :D! Sądzę, że w popularyzacji łucznictwa niebagatelną rolę odegrały filmy fantasy jak Władca pierścieni czy Igrzyska śmierci, ale któż z nas nie chciałby choć przez chwilę wyobrazić sobie siebie jako bohatera przygodowego filmu ;)? Jako mistrz wyrabiania broni cięciwowej starałabym się czynić każdy z nich idealnie wyważony, wyjątkowy, piękny i estetyczny. Mogłabym też pomieszkać w Wiosce fantasy i na pewno mój zakład cieszyłby się powodzeniem :).
trudno mówić tu o rzemiośle, ale na pewno byłabym projektantką wnętrz. Już od dawna myślę o tym by coś w tym kierunku działać, ale dziecko i ciągły brak czasu mnie przed tym powstrzymują niestety:( od zawsze tak mam że wchodzę do pomieszczenia i już od progu wiem co w tym mi nie gra, czuję energię pokoju, jego harmonię już jej brak. marzy mi się własna pracowania i rzucanie ciągle to nowych pomysłów w obieg bez ograniczeń i niczym splątanej wyobraźni. po prostu nieznośna lekkość bytu ;) ah te marzenia!
Skoro już jesteśmy w temacie rzemiosła, ja najchętniej zostałabym bednarzem. Nie bierze się to z zamiłowania do beczek, bardziej z wiary w niezależność od dóbr materialnych. Cudownie byłoby obserwować radość w oczach poczatkujacych filozofów – samotnikow, którzy zauroczeni stylem życia Diogenesa, rzucają właśnie ciepłą posadę w korpo i kupują swoją pierwszą beczkę zamiast hipoteki na 30 lat :)
Ja bym chciała odlewać przedmioty z brązu.
Póki co w te wakacje chałupniczo i po amatorsku odlałam kulawego konika z aluminium uproszczoną metodą wosku traconego :D Właściwie model był z marnej jakości styropianu, a zamiast gliny mieliśmy do dyspozycji piasek z kocimi kupami. Życie :P Ale i tak było super, dobrze jest sobie ręce ubrudzić :) Wytapianie metalu w ogóle jest fascynującą sprawą, zwłaszcza jeżeli zaczyna się od rudy. Bierzesz ziemię, którą ukopałaś sobie za domem i wytapiasz z niej metal. Szacunek ludzi osady.
https://lh3.googleusercontent.com/-DmiSeO24zo8/V5z1TSPSeVI/AAAAAAAADOk/NuYHXipMyYEBpDhVJO-QV4c7iuFJeD-rQCK8B/s512/2016-07-30.jpg
Chcialabym robic DOBRE, PROSTE buty. Ze skor, kozaki, botki BEZ SUWAKOW (czy musze jechac do wloch zeby takie kupic?) Gdzie dostac kozaki bez suwakow, bez gumy (wszechobecna glupia moda) w glebokim brazie, z ladnym, ZGRABNYM noskiem, nie jak u krasnala czy jakiegos lesnego skrzata?. Waska cholewka, tuz przed kolano, nie zamsz tylko LICOWA, ktora sie pieknie zestarzeje. Podeszwa cienka a nie sloninka (sic!) Acha te niebotycznie drogie buty – wcale nie lepsze. Dzis szlag mnie trafil, chodze nadal w trampkach!
No i najwazniejsze…takie buty istnieja, ma je moja rodzicielka? ma tez noge wieksza o trzy rozmiary, wiec nici z podbierania. Tanie nie byly…ale ilekroc na nie patrze zaluje ze nie mam 40 zamiast 37!
Chciałbym zajmować się rymarstwem :) Powód jest prosty – uwielbiam konie i skórzane przedmioty. Jeżdżę konno od lat i na obozach jeździeckich obowiązkowym punktem programu było zawsze czyszczenie siodeł, ogłowia i całej reszty sprzętu specjalnym mydłem, a potem natłuszcznie parafiną – pamiętam że było to dla mnie bardzo relaksujące, rozkładanie całości na części pierwsze i pielęgnacja. Łączenie ogłowia z powrotem w całość i zorientowanie się, gdzie idzie który pasek nie było wcale takie proste i gdybym miała możliwości chętnie zgłębiłabym tę sztukę. Poza tym moja miłość do skór, zwłaszcza takich w stanie niewykończonym, półsurowym, jest ogromna – uwielbiam ich zapach, lubię ich dotykać. Gdybym mogła pracować z takim materiałem myślę że sprawiło by mi to sporo radości. Do jakiegoś stopnia byłaby to także praca że zwierzętami, które naprawdę kocham – wyobrażam sobie, że miałabym niewielką pracownię i robiła sprzęt pod wymiar, tak aby idealnie pasował na każdego końskie klienta, co wymagałoby mierzenia, przymiarek. Miałabym szansę na regularny kontakt z końmi w ramach wykonywanego zawodu, czy może być coś piękniejszego? A konie, jak ludzie i każde inne zwierzę, mają bardzo indywidualne osobowości, miałabym szansę poznać ich bardzo wiele i to byłaby chyba najlepsza część tej pracy :)
Ja chciałabym zostać krawcową. Tzn. w pewien sposób zostanę, bo już działam w tym kierunku. A wzięło mi się to od moich ukochanych książek o Ani z Zielonego Wzgórza – zawsze mnie zachwycało to, że same sobie szyją ubrania! A było to co chwilę wspominane – zaczyna się od „brzydkich” sukienek bez bufiastych rękawów, a później, kiedy Ania wyjeżdża na Uniwersytet, to Maryla szyje dla niej nawet suknie wieczorowe! Albo to, że przekazują sobie wzory na ubrania – to też jest wspomniane na początku części „Ania na Uniwersytecie” (jak łatwo się domyślić, znam całą serię prawie na pamięć :p ), kiedy na cmentarzu poznaje nową bogato ubraną koleżankę, a ma na sobie bluzkę uszytą wg wzoru pani Linde. No więc ja też tak chcę :) Poza tym to pewna forma samowystarczalności :) Poświęciłam kilka miesięcy na naukę o materiałach. A teraz szykuję się do swoich pierwszych wzorów o prób szycia. Mam maszynę do szycia po mojej babci, więc sprzęt już jest. Na początek będzie to coś prostego, ale mam nadzieję, że z czasem się nauczę szyć i przerabiać swoje ubrania :)
A ja zostałabym bursztynnikiem. Kocham bursztyn, jest taki „żywy” wystarczy dać mu odrobinę słońca. Moim zdaniem najpiękniejszy „kamień” dla jubilerstwa. Może mieć tyle kolorów i znaleziony na plaży jest ciepły w dotyku :) Dodać do tego, że występuje nad naszym rodzimym Bałtykiem więc jeszcze bliższy sercu. Zdecydowanie chciałabym mieć warsztat do wyrobu ozdób z bursztynu!
Czytam powyższe komentarze, zachwycam się, że istnieje w nas potrzeba doskonalenia pewnych rzemiosł, naturalna konieczność tworzenia i dawania ludziom dobra. Jakaś cześć mnie chciałaby być rzemieślnikiem i “ocalić od zapomnienia”.
Mam w domu rodzinnym piec C.O., ręczną, samodzielnie zaprojektowaną i wyspawaną kilkutygodniową robotę mojego taty. Ostatnio, gdy byłam w domu i rozpalałam w tym piecu, uświadomiłam sobie, że przecież to nie jest takie wcale oczywiste, ten piec. I że ojciec wykonał kawał dobrej, prometejskiej, roboty.
Także chciałabym być zdunem i stawiać ludziom piece w domach, w małych odległych wsiach. Być dzieckiem swoich rodziców.
Dawać ludziom środki do oswajania ognia, czynić prawdę. Cenię sobie ogrzewanie miejskie, ale lubię też te medytowanie nad piecem, ten zapach palonego drzewa i satysfakcję, że jest się stróżem ognia we własnym domu.
Och, jaki fajny post ! :)
Ja zostałabym snycerzem. I renowatorem starych mebli. Do snycerstwa niestety chyba nie mam talentu, ale wyszukiwanie starych mebli i ich renowacja to coś, co mi fajnie wychodzi. Przywracanie życia starym przedmiotom daje mi poczucie głębokiej satysfakcji, długie godziny spędzane w warsztacie to niemalże medytacja :) A już na przykład przygotowywanie politury to jak mieszanie czarodziejskich mikstur :) W domu mam sporo własnoręcznie odnowionych mebli i patrzę sobie na nie z dumą, bo wiem, że są wyjątkowe i myślę, że poprzedni właściciele ucieszyliby się widząc, że ich rzeczy trafiły w dobre ręce. :)
Mi się marzy zostać bartnikiem. A tak! Budować ule, których konstrukcja jest niesamowicie ciekawa, pracować przy pszczółkach, mieć później swój własny, złocisty miodek… Praca przy pszczołach uspokaja, a naturalne olejki, wydobywające się z plastrów poprawiają układ oddechowy, a nawet cerę! Zdecydowanie, na emeryturze zajmę się pszczelarstwem…
aczyz91@gmail.com
Nie wiem, czy do końca można nazwać to rzemiosłem, ale chciałabym dojść do mistrzostwa w odnawianiu starych mebli. Uwielbiam wszelkie robótki ręczne, wszystko co mogę, do domu robię sama (poszewki na poduszki, akcesoria zrobione z włóczki na drutach, pufy z włóczki spaghetti). Ale mi mało! Fotele na śmietniku wywołują u mnie niezdrowe emocje, wyobraźnia działa przy kiwających się stolikach. Póki co tylko odmalowuję i ozdabiam. Ale marzy mi się niepowtarzalny klimat mieszkania tworzony przez meble spod mojej ręki. A skoro mam charakter perfekcjonistki (niestety!), to w tym, co robię, muszę dojść do mistrzostwa ;)
Pamiętam moja pierwszą wycieczkę do huty szkła. Oglądanie w bliska procesu tworzenia wazonu, jego zdobienia nadal siedzi mi w pamięci :)
Gdybym mogła być mistrzem jednego rzemiosła byłoby to haftowanie. Na razie jestem tylko amatorką, chociaż robię to od prawie 11 lat, bo niestety nie pozwala mi na to czas i wzrok. Obecnie skupiam się na wyszywaniu małych obrazków, głównie metryczek dla dzieci z mojej rodziny, ale marzy mi się haftowanie ogromnych dzieł sztuki (mieć krzyżykowego Moneta to nie lada wyczyn), obrusów, bombek… Może za kolejne 11 lat uda mi się osiągnąć wymarzone mistrzostwo :)
chciałabym być mistrzynią w robieniu najbardziej kolorowych, odjechanych i nielogicznych kapci na drutach. Widuję takie kapcie na bazarach, przeważnie w wersjach – smutna stopa ;) Dodałabym pomponiki, wzorki, pozostawiając „hand-made’owy” sznyt, delikatne niedoskonałości. Mam wrażenie,że każdy chciałby mieć kapcie poprawiające nastrój w systemie: od dołu do góry. To musiałbyb byc mistrzowskie kapcie wyciągające noszących z coraz bardziej jesiennych depresji :)
O, zdecydowanie mistrzem własnego życia, coś ostatnio partaczę za często :(
Chciałabym być super-stolarzem! Super-stolarką? :) Robię małe kroczki i powolutku uczę się tego rzemiosła. Na początek postanowiłam odnowić fotel z lat 80. , więc muszę zdobyć wiedzę z zakresu stolarstwa i tapicerstwa… Nie zakładam, że uda mi się to osiągnąć szybko, ale bardzo się cieszę podejmując jakiekolwiek próby, więc dobrze to wróży na przyszłość!
Niezwykle kuszącą wizją byłoby też własnoręcznie wykonanie kubów, talerzy, miseczek… Bardzo podobają mi się wyroby Bolesławca, ale takie „swoje” garnuszki fajnie byłoby umieć stworzyć, dlatego myślę, że wcześniej czy później zapiszę się na kurs garncarski.
Myślę, że rzemiosło w dzisiejszych czasach jest w cenie. W dobie globalizacji i masowej produkcji każdy element w domu czy mieszkaniu – nawet najmniejszy – wykonany samodzielnie cieszy.
Od dziecka marzę o tym, żeby zostać rzemieślnikiem… Słowa. Żeby móc się nim bawić na różne sposoby i wyczyniać takie cuda, które nikomu się nie śniły. Słowem bawić i wzruszać. Słowem świadczyć rozrywkę i dawać do myślenia. Dzięki słowu dawać innym powód do refleksji i zapełniać cudzy czas wolny. Słowem krótkim to ujmując- najpiękniej na świecie chciałabym zostać aktorem. Bo aktor to nie tylko artysta, ale przede wszystkim właśnie rzemieślnik. Rzemieślnik słowa, który może sobie dłubać powolnie nad zdaniami i ze zwykłych niby, pozorni zwykłych słów wyczarowywać prawdziwe emocje.
Zostałabym pszczelarzem. Wiosną siała kwiaty żeby miały gdzie „pracować” i doglądała ich, przechadzając się miedzy ulami całe lato w cudownym kapeluszu zabezpieczającym jak się budzą i zaczynaja pracować, a jesienią i zimą robilabym z wosku świece. Prawdziwe woskowe świece.
Kurcze, właściwie dlaczego by tego nie zrealizować?
Kowalem…własnego losu. Tak żeby dobrze przeżyć swoje życie. Inspirując się wartościowymi ludźmi i inspirować innych, że warto zacząć żyć od razu. Tu i teraz. Nie czekać na bardziej sprzyjające jutro- samemu je wykuć. Ciężka praca, ale ile satysfakcji.
Rozmarzyłam się… Chciałabym być mistrzem w fotografii. Ale takiej artystycznej, takiej, która pokazuje uczucia, nastroje i klimat. Może dlatego, że moja nieśmiałość nie pozwala na wyrażenie tego co myślę i czuję w sposób werbalny…
Pozdrawiam serdecznie
Haftowałabym ludowe gorsety! Ozdobiłabym folkowymi motywami moje ubrania i dodatki <3
Od zawsze fascynują mnie drzewa. Na razie korzystam z ich hojności, pijąc sok brzozowy, kawę żołędziową lub wyjadając „orzeszki” z sosnowych szyszek. Powoli zaczynam myśleć też o wykorzystywaniu drewna. Chciałabym nauczyć się je obrabiać i tworzyć z niego drobne formy pełne detali. Moim marzeniem jest ręczna produkcja drewnianych guzików. Takie guziki pasowałyby zarówno do prostych ubrań – przykuwałyby uwagę – jak i do wymyślnych haftowanych lub robionych na drutach – podkreślałyby ich charakter.
Chciałabym bym być kapelusznikiem tak jak Pan Zaręba, a raczej wykonywać czapnicze rzemiosło. Uwielbiam kapelusze te letnie, ale również i te na jesienną aurę. Jak widzę na ulicy przechodnia w kapeluszu niezależnie od jego płci zawsze spotykam się jednocześnie z pięknym schludnym, zadbanym wizerunkiem. Kapelusze dodają ludziom uroku i czaru a to bardzo inspiruje. Natomiast czapki których tak we wcześniejszych latach nie chciałam nosić po jakimś czasie stały sie dla mnie jedną z przyjemniejszych części garderoby
Jeśli mogłabym zostać mistrzynią jakiegokolwiek rzemiosła to byłoby to rymarstwo. Rymarz to osoba, któr wytwarza skórzane uprzęże, siodła, ogłowia i inne akcersoria potrzebne przy jeździe konnej i powożeniu. Moją pasją jest jazda konna i konie. Od dziecka kochałam wszystko co z końmi związane. Z drugiej strony uwielbiam zapach skóry naturalnej i uważam, że wszelkie skórzane elementy są przpiękne. Zawsz też odnosiłam ogromną przyjemność z możliwości doboru odpowiedniego sprzętu dla konia. Myślę, że wytwarzanie takich elementów również mogłoby mi sprawiać ogromną przyjemność. Moim odwiecznym marzeniem było mieć własnego konia, więc możliwość jazdy z niepowtarzalnym sprzętem wykonanym własnoręcznie brzmi cudownie!!!
Zawsze fascynował mnie zawód stolarza. Uwielbiam wszelkie naturalne materiały: drewno, kamień, metal.
Drewno jest jednak najbardziej wyjątkowe, cieple w dotyku, wymagające szczególnej troski i cierpliwości, której mi czasem brakuje ;).
Z drugiej strony posiada ogromne możliwości transformacji.
To jest takie smutne, że wiedza zdobywana prze pokolenia zostaje utracona na rzecz produkcji masowej…
Gdybym mogła wybierać – zostałabym mistrzynią ceramiki artystycznej, ze specjalizacją w porcelanowych filiżankach. Robiłabym filiżanki na wszystkie okazje – małe, o kanciastych kształtach na poranne espresso, romantyczne, bladoróżowe ze złocistymi paseczkami przy brzegu dla zakochanych, przezroczyste z bursztynami dla kochających morze, w piękne, kwiatowe wzory dla wielbicieli spokojnych wsi, i w motywujące napisy dla szukających pozytywnego przekazu z rana. Żeby wszystkie herbaty i kawy, wspólne i samotne, przy oknie i stole, nabrały tego iskrzącego smaku wyjątkowości. No i żeby w końcu mieć największą kolekcję filiżanek :)
Może nie jest to typowe rzemiosło ale chciałabym być fotografem. Od wielu lat kocham robić zdjęcia i robię ich mnóstwo. Czasem nawet wydaje mi się że jestem w tym całkiem dobra. Zdjęcia potrafią oddać wszystko i są pamiątką na zawsze. Jednak najbardziej marzy mi się fotografowanie ludzi – z ukrycia lub wręcz przeciwnie, a niestety brakuje mi odwagi. Ciągle mam problem z wyciągnięciem aparatu w miejscu publicznym, nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Gdybym była bardziej odważna i pewna swoich umiejętności – byłabym fotografem. Jak nic.
Może zabrzmi to banalnie, ale chciałabym być mistrzem fryzjerstwa. Dlaczego? Bo w obecnym momencie mojego życia bardzo przydałyby mi się fryzjerskie umiejętności. Od kilku lat oprócz branży turystycznej zajmuje się wizażem i bardzo często mam zapytania o zrobienie fryzury – niestety – tego nie potrafię… A szczerze mówiąc często robiąc makijaż już uczesanej pani mam wrażenie, że moja wyobraźnia i sposób postrzegania, poczucie piękna, podpowiadałby wyczarowanie czegoś zupełnie innego na jej głowie… Dlatego żałuję, że w obecnej chwili zupełnie nie mam wpływu na tak ważny element wizerunku.
ps. pasję jaka jest wizaż odkryłam dopiero po narodzinach mojego synka, który teraz jest już w drugiej klasie podstawówki. Za miesiąc urodzę kolejnego synka – może te pierwsze miesiące, które spędzę z nim w domu, będą czasem odkrycia nowego rzemiosła – fachu, jaki pojawi się w moim życiu;)
Z perspektywy fotografa powiem, że jest to bardzo pożądana umiejętność u wizażystki!
Zawsze chciałam robić coś niszowego i niedawno byłam nawet blisko. A konkretnie, chciałam robić kafle piecowe ;) Z wykształcenia jestem ceramikiem, bardziej zajmującym się stroną techniczną niż artystyczną, natomiast pociąg do rzeźby miałam w sobie zawsze. A dlaczego akurat kafle? Uważam, że może być to piękny element wnętrza, a wybór wzorów nie jest wielki. Jednak w związku z zanieczyszczeniami powietrza rezygnuje się obecnie z pieców i kominków. Oczywiście rozumiem, choć z drugiej strony szkoda tych cudnych elementów wnętrza wnoszących tyle ciepła (dosłownie i w przenośni ;) ).
Spawacz podwodny.
Zdecydowanie.
Twórcze zajęcie, perspektywy pracy w ciekawych miejscach i element zaskoczenia gdy pojawia się temat pracy.
Chciałabym być mistrzem tworzenia misternych balowych strojów. Niebanalnych, szykownych i eleganckich, dla prawdziwych kobiet. Podczas pracy inspirowałabym się historiami z powieści XIX wiecznych pisarzy, powieścią Tołstoja o „Annie Kareninie”, historią Izabeli i Wokulskiego z „Lalki” Prusa, „Damą Kameliową” Dumasa a konkretnie momentami z balów i wielkich wyjść kiedy damy z bogatych domów zakładały na siebie najwspanialsze stroje, przesadnie zdobione i wzorzyste, pełne tiulów, koronek i szlachetnych kamieni, ale jednak pozostające pełne smaku, stylu i klasy. Tworzyłabym stroje zapierające dech w piersiach, które nie powstydziłaby założyć się żadna kobieta :)
A ja postawiłabym na fajkarstwo! :) W dzisiejszych czasach jest coraz więcej osób, które z uwielbieniem i bez opamiętania oddają się w ten jakże wyrafinowany nałóg palenia :D Mogłabym tworzyć piękne, rzeźbione fajki, które w swej istocie byłyby oryginalne i jedyne w swoim rodzaju. Poprzez wyrób, a szczególnie projektowanie mogłabym dać upust swoje wyobraźni i kreatywności, żeby ludzie korzystając z nich mieli satysfakcję i byli zadowoleni :D
Chciałabym być stolarzem. Póki co stolarzem jestem tylko z nazwiska :), co w mojej obecnej sytuacji – remontuję stary drewniany dom – jest źródłem wielu zabawnych sytuacji :). Remont nauczył mnie dużego szacunku do rzemieślników i fachowców. Sama pracuję – jak to się szumnie mówi – naukowo i czasem jestem znużona brakiem namacalnych efektów mojej pracy. Teraz staram się wykonać pewne remontowe zadania sama i przyznam, że daje mi to wiele radości. Drewno to wdzięczny materiał. Szlachetny w swojej prostocie, wymagający łagodności, ale i zdecydowania. Uczy cierpliwości. Z chęcią pracowałabym nad nim zawodowo. Tak na marginesie dodam, że mocno wierzę w to, że zawody rzemieślnicze zyskają większą popularność wśród młodych ludzi decydujących o wyborze pracy. Samo to słowo jest piękne. Jedno z moich ulubionych w języku polskim.
Jeśli miałabym zostać mistrzem jednego rzemiosła, to byłoby to garncarstwo. Uwielbiam poczucie estetyki, jak i tworzenie przydatnych rzeczy. Jak wiadomo każdy używa talerzy czy kubków, a poprzez garncarstwo chciałabym pokazać jak ta sztuka może byc niecodzienna, operujac nie tylko barwą tworzonych przedmiotów, ale i forma. Myślę, że tworzenie rzeczy osobliwych, lecz codziennego użytku może wprowadzić w nasze życie dozę indywidualizmu w tych „masowo produkcyjnych” czasach.
Jak tylko zaczęłam czytać pytanie konkursowe… przez moją głowę przemknęła jedna myśl. Tym rzemiosłem byłyby pióropusze górnicze. Wynika to z mojej rodzinnej, można powiedzieć, tradycji. Pióropuszami zajmowała się kiedyś moja babcia, która obecnie pomaga tworzyć je mojej mamie. Wbrew pozorom zrobienie takiego akcesorium może wydawać się banalnie proste, jednak wcale takie nie jest. Moja rodzina zajmuje się tworzeniem pióropusza od A do Z – konieczny jest wybór odpowiednich piór, zdobycie ich, później farbowanie, przycinanie, klejenie – długo możnaby wymieniać. To zajęcie, które wymaga dużej wiedzy, staranności i cierpliwości (tutaj ukłon w stronę mojej mamy, która po prostu lubi to co robi i robi to najlepiej na świecie). Podsumowując – mogłabym być osobą wykonującą pióropusze :)
Kaletnik! Może to trochę dziwne, ale uwielbiam zapach świeżo sklejonej skóry! Parę razy z tatą wykonaliśmy w piwnicy, zupełnie domowym sposobem, piękne akcesoria dla naszego psa, Misia – jasnobrązową, skórzaną obrożę i smycz do zestawu. Tata wykonywał, ja nacierałam bezbarwną pastą do butów, żeby zaimpregnować. Kiedy Misiu dokonał żywota, obrożę i smycz nosił nasz kolejny pies, Skuter. Po nim przyszła Goplana. W obroży dorabialiśmy dziurki, ubieraliśmy oczek, już dawno się rozpadła, ale smycz jest ciągle w użyciu. Ponad 20 lat, tyle wytrzymała! To jest właśnie fascynujące w kaletnictwie. Tyle historii zamkniętych w kawałku skóry :)
Uwielbiam stare budowle, a moim marzeniem jest zamieszkać w starym dworku (jak w Soplicowie!). Dlatego jeśli mogłabym, zostałabym konserwatorem zabytków. Zwracam uwagę na każdą starą kamieniczkę lub dom. Zachwyca mnie fakt, że zostały wybudowane tak dawno,a są tak doskonałe! Wraz z moim chłopakiem wyznaczyliśmy sobie cel- zwiedzić jak największą liczbę polskich zamków, a każdy odwiedzony zaznaczamy na mapie Polski. (Polecam, niezła frajda :)) Odnawianie starych budowli to okazywanie szacunku przodkom, ich pracy, historii, środowisku i często spora oszczędność. Posiadanie starego domu to niezły rarytas i 100% oryginalności :)
Gdybym mogła nauczyć się jednego rzemiosła, wybrałabym szewstwo. Wychowywałam się w niewielkim miasteczku na Mazowszu, gdzie w co drugim domu szyto i klejono buty. Moje dziecięce lata w dużym stopniu kojarzą mi się więc z zapachem kleju do łączenia spodów i cholewek. Dziś w miejsce domowych zakładów powstały duże fabryki, na rynku utrzymali się jedynie najwięksi producenci a miasteczko straciło swój dawny urok i zapach. Chciałabym przywołać go z powrotem, aby móc w realistyczny sposób odtworzyć dla swojego synka część mojego dzieciństwa.
Zegarmistrzem! Pamiętam jak w miałam może z pięć-sześć lat i jechałam z tatą maluchem. Było takie ciepłe późnym popołudnie, z jasnym opadającym na blokowiska zachodzącym słońcem. Mogłam siedzieć na przednim siedzeniu (wtedy jeszcze można było). Uwielbiałam jeździć z tatą. I gdzieś z radia sączył się dźwięk „zegarmistrz światła purpurowy”. Wszystko pasowało, wszystko było magiczne. Wtedy postanowiłam, że zostanę zegarmistrzem. Postanowienie wcieliłam w życie jeszcze tego samego wieczora, rozbrajając stary budzik mojej mamy.
A dziś przesiaduje na forach zegarmistrzowskich i kupuje części do swojego pierwszego zegarka. I wiem, że piosenka nie do końca jest o zegarkach. A ja będę raczej zegarmajsterkowiczem niż zegarmistrzem (bo na co dzień jestem psychiatrą, więc trochę oddalone profesje). Ale ilekroć zaglądam co jest w środku, ilekroć mogę sobie popatrzeć na mechanizmy … czuję to co w tamtej chwili – spokój, totalne uwielbienie dla mojego taty, bezpieczeństwo i zachwyt nad tym słońcem wśród blokowisk.
szkło artystyczne – niestety, choć umysł artystyczny jest, to jednak zdolności absolutnie brak…
Ach to pewne byłabym stolarzem renowatorem. Jest tyle pięknych mebli wykonanych przedtem, a teraz wystarczy je dotknąć i już tworzysz im i ich użytkownikom nowe życie. To jak czarowanie.
Ja był chciała zostać mistrzem krawiectwa – jak moja mama. Chciałabym mieć choć część jej talentu do szycia, przerabiania, naprawiania i dopasowywania ubrań. To bardzo szlachetny fach, który niestety jest wypierany przez zalew chińskich ubrań za grosze i sieciowek, które zalewają nas tonami takich samych ubrań. A to właśnie krawcowa jest w stanie przerobić perełkę z lumpeksu tak by była idealna czy uszyć TĄ, jedyną sukienkę spcjalnie dla nas.
Zdecydowanie: gorseciarka! Ten zawód był tak wspaniały, szlachetny i służył kobiecości, że naprawdę mi szkoda, kiedy poszukując teraz takich usług, natrafiam na 1-2 pracownie w dużym mieście. Gorseciarka, jak i usługi, które oferowała pozwalały na tworzenie unikalnej bielizny, która jest przecież podstawą dobrego wyglądu i samopoczucia. Od bielizny zaczyna się stylizacja – dobrze dobrana nie tylko pod względem naszej anatomii, ale i do ubioru, potrafi naprawdę wiele dobrego uwydatnić. Byłoby wspaniale tworzyć piękną bieliznę, pełną haftów, koronek i to jeszcze z najlepszych materiałów! Jednak z tego co wiem, gorseciarki swoimi wyrobami często „ratują” też kobiety po mastektomii, kobiety plus size, czy panie z problemami natury zdrowotnej – pomóc im, to chyba byłaby największa nagroda.
Byłaby to właśnie biżuteria, bardzo precyzyjna, składająca się z drobnych elementów lub renowator zabytków. Te wszystkie maleńkie pędzelki i drobne zdobienia… ehhh :) Uwielbiam prace wymagające precyzji i cierpliwości. Wszystko jedno czy tworem jest papierowy słoń z origami o „wzroście” 6 mm (hobby w dzieciństwie), biżuteria, czy precyzyjny makijaż na Halloween.
Chciałabym zostać mistrzem rzeźbienia w drewnie.
Dlaczego?
uwielbiam proces tworzenia- takiego „od nie chcenia”
uwielbiam zapach, kolor, strukturę
uwielbiam wszystko co się wiąże w drzewem
tak bardzo, że chyba zostanę tym mistrzem :-)
Cholewkarz – nie jest to może bardzo popularne rzemiosło ale dla mnie ma szczególne znaczenie. Mój dziadek był cholewkarzem, należał do cechu, byłby to taki hołd dla niego i wszystkiego co mu zawdzięczam. Kiedy myślę o dzieciństwie widzę go przy pracy, skupionego i uśmiechającego sie do mnie. Uważam że rodzinne tradycje związane z zawodem są piękne i szkoda że jest ich tak niewiele, miło że Pani Ania Kruk idzie w tą stronę. :)
Jako miłośniczka porządnych butów, mogłabym zostać szewcem. Zawsze jak kupuję buty interesuje mnie każdy detal, od strony wizualnej, jak powstaje materiał na buty (głównie skórzane), jak przebiega proces barwienie itp. aż do strony bardziej inżynierskiej, jak powstaje konstrukcja danego buta. Najbardziej interesuje mnie jak się profiluje buty na obcasach, szpilki, jak to się dzieje, że jedne są najwygodniejszymi butami i można w nich „przetańczyć całą noc”, a winnych nawet nie można zrobić kroku w sklepie, gdy się je przymierza. Oprócz tego uwielbiam sam zapach butów skórzanych i wszelkich past do butów, sam proces impregnacji obuwia niezwykle mnie uspokaja i jest to chyba jedna z moich ulubionych czynności w obowiązkach „około domowych”.
Pozdrawiam!
Hej, zawsze pasjonowało mnie myślistwo pasja po moim ojcu , który za młodu zabierał mnie na polowania.
Szczególnie lubiłem jesienne polowania – były bardzo melancholijne i okraszone łowieckimi zwyczajami.
Chciałbym być rusznikarzem – pracować w metalu, grawerować, tworzyć precyzyjne narzędzia.
Broń nie służy do szczytnych celów, lecz jest jednocześnie dziełem sztuki i precyzji.
Broń może być piękna, jak jesień mienić się kolorami, może być zimna w dotyku lecz też rozpalać wyobraźnię…
Wstaję zaspana. Poranne promienie słońca wkradają się do kuchni i tylko dzięki nim widzę parę wydobywającą się z czajnika. Pora zacząć dzień. Na stole czeka już mój ulubiony kubek – ten, który ma historię, jest jedyny, bo ręcznie malowany. Wzór przy brzegu w połowie traci swój jednostajny falujący kształt. Jakby nagle coś ożyło. Impuls, który powoduje zmianę. Zawsze zastanawiałam się, co przeżywała osoba go malująca. Wzburzenie? Problemy w domu? Czy po prostu ktoś ją zaskoczył w pracowni? Tak, zawsze chciałam malować ceramikę. Nadawać życie przedmiotom codziennego użytku. Sprawiać, że kubek od herbaty, miska, talerz, cukiernica – one wszystkie, mają swoją jedyną historię. I ozdabiają, sprawiają radość, ciekawią. Służą nie tylko ciału, ale i duszy.
Jeśli mogłabym zostać mistrzynią jednego rzemiosła było by to drukowanie 3D, ponieważ jest to branża, która szybko rozwija się na wielu frontach, od przemysłu samochodowego przez medycynę aż do wyrobów jubilerskich. Będąc mistrzynią tego fachu mogłabym robiąc to co naprawdę lubię, przyczynić się do ulepszenia wielu dziedzin życia codziennego, oraz zagwarantować sobie i swojej rodzinie stabilną finansowo przyszłość. :)
Druk 3d to świetna sprawa i chyba nie taka trudna, wystarczy dobrze ogarniać modelowanie, zapisać model w odpowiednim formacie i pyk do drukarki. Kilka lat temu miałam na to zajawkę i odkryłam, że w internecie jest mnóstwo gotowych darmowych szablonów biżuterii :):)
Chciałabym zostać hafciarką. Moim marzeniem jest nauczyć się haftu złotą nicią i wykonywać dzieła sztuki podobne do tych, które można podziwiać w muzeach. Marzy mi się także mistrzowskie opanowanie „malowania igłą”, czyli takiego haftu płaskiego, który naśladuje rysunek – efekt Jest niesamowity, wyszywane kwiaty czy zwierzęta wyglądają jak żywe. Haft jest moją pasją od wielu lat. Zaczęło się to jeszcze w podstawówce, na lekcjach ZPT. Poznałam wtedy haft krzyżykowy. Od tego czasu, ciągle się dokształcam, uczę się nowych ściegów i kupuję książki o hafcie – również perełki wydane w PRL-u.
Zdecydowanie chciałabym zostać mistrzem haftu oraz zdobień haute couture i biegle władać szydełkiem crochet de Luneville, tworząc niesamowite, niepowtarzalne tkaniny i zwory dla największych domów mody. Haute couture to dziedzina sztuki, choć nie wiele osób tak ją postrzega – wrzucając o jednego worka z modą po prostu – a to skrupulatna praca, powstająca miesiącami i tworzona przez cały zespół ludzi – koralik po koraliku, ścieg po ściegu i wymagająca ogromnej liczby godzin nauki i doskonalenia techniki.
Kiedyś chciałam zostać jubilerem, nawet znalazłam szkołę policealną w Warszawie, jakieś próby z mosiądzem też były.
Kiedyś zapytałam pana jubilera z warsztatu przy rondzie ONZ, co trzeba zrobić, żeby zostać jubilerem. Odpowiedział pytaniem na pytanie „A czy wiesz jak się zakłada angielski trawnik? Siejesz, on rośnie, a potem wałujesz, wałujesz i wałujesz” (to ostatnie słowo trochę mnie śmieszy, ale przekaz o ogromie pracy włożonej w samodoskonalenie dotarł do nastoletniej główki).
Teraz przejrzałam listę zawodów rzemieślniczych, ale stwierdziłam, że chyba nie chcę zmieniać profesji. Rzemieślnictwo to dla mnie produkowanie działających, przydatnych czy po prostu pięknych rzeczy dzięki pracy rąk i umysłu.
Teraz jestem programistką i w tym zawodzie chciałabym zostać mistrzem (a przynajmniej wyskoczyć ponad obecny poziom – czeladnika), ale jakby to powiedzieć, muszę jeszcze „wałować, wałować i wałować” ;)
Już dobrych kilkanaście lat minęło od czasu, kiedy jako mała dziewczynka jeździłam z Rodzicami na narty, przy okazji zwiedzając przepiękne czeskie Moravy. Podczas jednej z bezśnieżnych zim zahaczyliśmy o Krnov i przechadzając się po nieco smętnych i opuszczonych uliczkach przypadkiem trafiliśmy na zamkniętą fabrykę organów Rieger-Kloss. Widok ubranej w narciarskie stroje rodziny z dwiema dziewczynkami zaglądającymi ciekawie przez szyby najwyraźniej zainteresował pracownika, który przyjacielsko zaproponował nam oprowadzenie po nieczynnej fabryce. Pamiętam spore zaskoczenie jego ogromną znajomością historii nie tylko fabryki, ale także dziejów budownictwa organowego; pan Czech pokazał nam tajniki konstrukcji i budowy organów krok po kroku, niestety mówił też o braku kupców, znikomej liczbie chętnych do nauki produkcji i naprawy organów oraz kiepskich perspektywach tego, zapomnianego już, a jednego z najstarszych i największych producentów na świecie. Bariera językowa małej mnie z pewnością miała wpływ na to, że zbyt dużo technicznych informacji nie zostało mi w głowie z tej podróży do wnętrza instrumentu, ale pamiętam moją fascynację miejscem, atmosferą, przyjemnym uczuciem satysfakcji z dzieła przypadku, który pozwolił nam zobaczyć tak wyjątkowe miejsce, a wyszłam z zakurzonej fabryki i przyfabrycznej (również zamkniętej) szkoły z wrażeniem, że organy mają duszę, są, jak mówił Czech: kralem nastroju (królem instrumentów).
Ten przydługi wstęp chyba miał wytłumaczyć : chciałabym zostać organmistrzem, łączącym praktyczne z pięknym, tworzącym dla prawdziwych pasjonatów – ludzi, którzy poświęcili niewyobrażalną(!) ilość czasu, żeby pięknie grać na tym trudnym instrumencie. Myślę, że to wyjątkowy przywilej i zaszczyt, niedostępny dla wielu (nawet dla mistrzów rzemieślnictwa) – tworzyć dla ludzi, którzy prawdziwie docenią…
P.S. A teraz patrzę, że fabryka w 2011 zmieniła właściciela, dostała dofinansowanie z UE, oprócz tradycyjnych metod stosuje także nowoczesne technologie i rozkwita <3
Krawiectwo ! To cud jak z niczego można stworzyć coś niesamowitego i do tego zaoszczędzić pieniądze. Moja mama szyła mi piękne sukienki na wszystkie bale w dzieciństwie, dzięki czemu czułam się jak prawdziwa księżniczka. Nie dość że miałam koronę to jeszcze sukienkę uszytą przez mój ideał kobiety. Wielka szkoda ,że żyjemy w czasach gdy sieciówki mają górę nad rynkiem odzieżowym , a tak precyzyjny i piękny zawód jest niedoceniany.
Zawsze marzyło mi się otworzenie własnego sklepiku, gdzie nie tylko będę mogła szyć buty na zamówienie, ale też je projektować :) Jestem osobą niską i mam małą stopę, a bardzo kocham buty; w moim są zawsze na pierwszym miejscu, zawsze ! Od kiedy pamiętam miałam problem z kupieniem butów, wszystkie były zawsze za duże, za szerokie. Kupno nowych butów nie kojarzyło mi się z przyjemnością, więc zawsze sobie mówiłam, że kiedyś otworzę swoją małą pracownię, gdzie rozmiar nie będzie żadną przeszkodą i nikt nie będzie musiał kupować butów takie jakie są, tylko takie, jakie chce się mieć, te wymarzone, indywidualne, mówiące o naszej osobowości :)
Zdecydowanie manifakturze tworzyć coś wyjątkowego z pasją dać się ponieść wyobraźni i stworzyć coś pięknego co przyciągnie spojżenie i zachwyt i będzie tylko własnym dziełem to niesamowite doświadczenie na pewno delikatność subtelności to moja dominacja np rajskie liście, kropelka wody itp
Zdecydowanie byłoby to stolarstwo! Od zawsze doceniałam piękne meble i dodatki które nadają charakter pomieszczeniom, zwłaszcza te drewniane. Dzięki mojemu mężczyźnie który pracuje przy tworzeniu takich arcydzieł mogę z nimi obcować i dowiadywać się o nich coraz więcej. Rodzaje drewna, różne techniki ich obróbki, lakierowanie – te typowo męskie tematy poruszane są u nas w domu bardzo często. Z wielką przyjemnością spełniamy również nasze projekty – od mebli po detale takie jak obrotowe patery na stół, skrzynki na herbatę czy biżuterię, ramy luster, kończąc na drewnianych literkach zdobiących ścianę naszej córeczki. Goście którzy nas odwiedzają często nie mogą wyjść z podziwu że rzeczy te wychodzą z pod ręki mojego mężczyzny – ogrom precyzji i piękna jaki bije z tych rzeczy napawa mnie dodatkową dumą że mam takiego „artystę” u swojego boku. Zdecydowanie gdyby nie był to męski zawód idealnie bym się w nim odnalazła – od samego projektu aż po wykonanie i obróbkę :)
Jeżeli miałabym wybierać to chciałabym zostać jubilerem. Imponuje mi precyzja każdego ruchu i ciężka praca jaką trzeba włożyć w stworzenie czegoś tak wspaniałego jak biżuteria. Osobiście uwielbiam odwiedzać sklepy z biżuterią, podziwiać te „perełki”. Każda z nich posiada własną historię. Dlatego chciałabym kiedyś przyczynić się do stworzenia czegoś co wywołuje tak szczery uśmiech na twarzy innej osoby, jednocześnie mając satysfakcję, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy, aby biżuteria była wyjątkowa i oryginalna. ;D
Jeśli choć na chwilę mogłabym zostać jubilerem, spełniło by się moje marzenie. Wyczrowałabym niezwykle prostą, wręcz surową ale jakże kobiecą biżuterię. Odzwierciedlałaby kobiece piękno, urok, powab, czar. Kto raz by ją założył już na zawsze pozostałby jej wierny. Z każdej kobiety w mig uczyniła by pięknego łabędzia bądź Kopciuszka – niczym z dziecięcych bajek każdej z Nas znanej.
Zachowałabym minimalizm w formie ; tak aby była to biżuteria na każdą okazję.
Marzenia niestety się nie spełniają i pewnie takiej okazji nie będę miała, ale cóż marzyć zawsze trzeba bo tylko marzenia pozwalają Nam przetrwać i wierzyć w lepsze jutro. Wszystkim życzę powodzenia i właśnie tych marzeń spełnienia; jutro los do którejś z Nas się uśmiechnie i choker- bransoletkę na rękę od W.Kruk wsunie .
Jeśli choć na chwilę mogłabym zostać jubilerem, spełniło by się moje marzenie. Wyczrowałabym niezwykle prostą, wręcz surową ale jakże kobiecą biżuterię. Odzwierciedlałaby kobiece piękno, urok, powab, czar. Kto raz by ją założył już na zawsze pozostałby jej wierny. Z każdej kobiety w mig uczyniła by pięknego łabędzia bądź przemieniła by Kopciuszka w piękną księżniczkę – niczym z dziecięcych bajek każdej z Nas znanej.
Zachowałabym minimalizm w formie ; tak aby była to biżuteria na każdą okazję.
Marzenia niestety się nie spełniają i pewnie takiej okazji nie będę miała, ale cóż marzyć zawsze trzeba bo tylko marzenia pozwalają Nam przetrwać i wierzyć w lepsze jutro. Wszystkim życzę powodzenia i właśnie tych marzeń spełnienia; jutro los do którejś z Nas się uśmiechnie i choker- bransoletkę na rękę od W.Kruk wsunie .
Najchętniej zostałabym mistrzem wyrabiania przedmiotów użytkowych ze starych ubrań :D Najchętniej poświęciłabym się wyrabianiu legowisk, kocy czy dywaników, w każdym razie takich faktycznie użytkowych przedmiotów (wiszące doniczki dziergać tylko od czasu do czasu ;p), które można by przekazywać do schronisk albo na domy dziecka. Szydełko na razie powoli mi chodzi w ręku, pocięcie starej zniszczonej sukienki też uskuteczniam od tygodnia, staram się chociaż chwilę na to poświecić co wieczór… proszę trzymać za mnie kciuki, bym w końcu doszła do wprawy :)
Bardzo chciałabym zostać introligatorem! Bardzo lubię zapach ksiażek i nic nie sprawia mi wiekszej przyjemności niż pięknie oprawiona książka! Niestety to coraz rzadszy zawód… Przed studiami miałam taki plan żeby wybrać się do jakiejś pracowni i zapytać czy nie mogłabym przychodzić i podpatrywać, ale doszłam do wniosku, że do zbyt romantyczna wizja i nigdy nie zebrałam się na odwagę ;). Za to w tym roku w Gironie odkryłam wspaniały stary zakład introligatorski ze starymi prasami i formami do odciskania wzorów w skórze… Magiczne miejsce!
Musisz koniecznie zajrzeć kiedyś do łódzkiego Muzeum Książki Artystycznej – byle szybko, póki istnieje… :(
Chciałabym zostać stolarzem. Praca z samym drewnem, jego zapachem wydaje mi się już dość pociągająca, jednak praktyczny aspekt tego zawodu przemawia do mnie jeszcze bardziej.
Wyobraź sobie, swobodne przejście od pomysłu jakiegoś mebla do jego realizacji. Samodzielne wykonanie krzeseł do domu, stołu, drzwi, szafek. Wszystko idealne w wymiarze, w wymarzonym wzorze. Ale po co marzyć gdy można się realizować? Spróbowałam stolarki na jakimś kursie, gdzie wykonałam własne krzesło. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna: mam za mało siły fizycznej aby spełniać się w tym zawodzie. Cóż, krzesło stoi w salonie niczym rzeźba, mało wygodne w praktyce i bardzo, bardzo piękne w swej niezgrabności.
Szewcem. Chciałabym być szewcem. Mam totalnego bzika na punkcie butów i wreszcie mogłabym zrobić takie, które sama sobie zaprojektuję. Taki fach przydałby się każdej kobiecie :)
Mistrzem złotnictwa chciałabym być.
Codziennie coś pięknego tworzyć.
Złote pierścionki czy bransolety nosiłyby wszystkie piękne kobiety.
Każda jest piękna i wyjątkowa i pragnie usłyszeć miłe słowa.
Nosząc W.kruka cudnie się czujesz, przy mężczyzn spojrzeniach tylko zyskujesz.
Cukiernictwo <3 zaczynałam jako mała dziewczynka lepiąc niepoprawnie figurki z plasteliny, masy solej itp. Dorastając moja pasja dalej rosła ale brak jej było konkretnego kierunku. Zostałam kosmetyczką, dbalam przez lata o wygląd innych, makijaże, stylizacja paznokci. Czulam, że to nie jest do końca to czym chciałabym się zajmować. Zaszlam w ciążę. Musialam zrezygnować z pracy. Zaczęłam szukać sposobów by móc rozładować swoją potrzebę tworzenia oraz zbyt dużej ilości wolnego czasu. Trafiłam na strony poświęcone sztuce dekorowania tortów. I tak się zaczęło, najpierw nieporadnie ale pomalu dazylam do perfekcji-filmiki, fora internetowe, zabawa masa cukrowa itp itd. Krótka przerwa – urodzilam córkę i to dla niej powstał mój pierwszy w miarę profesjonalny tort na urodzinki :) teraz razem z córką lepimy bajkowe postacie i teraz to jej małe rączki nieporadnie straja sie coś stworzyć . Znalazlam swoja prawdziwa pasje, która uszczesliwiam nie tylko moja córkę ale i inne dzieci tworząc bajeczne torty z ich ulubionymi postaciami :). Największą radość sprawia mi uśmiech i zadowolenie z głośnym " mamusiu zobacz ! dziękuję kocham cie bardzo <3".
Kiedy byłam mała i chodziłam do podstawówki, któregoś dnia zapomniałam kluczy do mieszkania. Właśnie wtedy przygarnął mnie znajomy, starszy sąsiad. Zrobił herbatę z malinami i podłożył poduszkę na krzesło, żeby było mi wygodniej. Jego filiżanki były chyba klika razy starsze od niego, a jedna – oczywiście ta, którą mi zaproponował – miała namalowane malutkie pieski na dnie. Po chwili pan przyniósł kilka pudełek kart, tradycyjnych, do gry. Nie były wyjątkowo piękne ani zadbane. Od razu można było zauważyć, że ktoś często ich używa. Zapamiętałam to popołudnie jako pełne śmiechu i radości, ponieważ mój sąsiad nauczył mnie wtedy kliku gier karcianych, których nie znały koleżanki z podwórka i opowiadał anegdoty z lat młodości… Gdybym tylko mogła, zagrałabym z nim jeszcze raz. I porozmawiała.
Drugą pamiętną styczność z kartami miałam kilkanaście lat później, kiedy wybrałam się na pierwszą podróż za granicę ze znajomymi. Niestety wycieczka rozpoczęła się dla mnie pechowo, ponieważ zostałam okradziona ze wszystkiego, co miałam. Jakby tego było mało – zgubiłam się. Dzisiaj już tylko śmieję się z mojej ówczesnej nieporadności, ale wtedy czułam tylko strach i zmęczenie. Byłam załamana, nie miałam ani komórki, ani pieniędzy, ani znajomych, ani doświadczenia. Ponieważ było już dość późno, postanowiłam usiąść na ławce w centrum miasta i poczekać na znajomych, którzy na pewno w końcu pojawią się w tym punkcie miasta. Niestety, ze złości i poczucia bezradności, popłynęły mi łzy. Po chwili przysiadła się do mnie starsza – tym razem – pani. Zaczęła mówić w nieznanym mi języku, ale zupełnie nie oczekiwała odpowiedzi. Następnie bardzo zaczęła nalegać, żebym poszła z nią w jedno miejsce, bo zaczęło padać i się ściemniać. Nie wiedziałam gdzie, ale domyślałam się z jej gestów, że jest to dla niej bardzo ważne. Dzisiaj wydaje mi się to absurdalne i niebezpieczne, ale wtedy byłam chyba już tak zmęczona, że zgodziłam się pójść. Zaprowadziła mnie do pobliskiej kamienicy. Była niebiańska. Bogato zdobiona, lekko obrośnięta bluszczem, a w środku czysta, drewniana klatka schodowa. Mieszkanie owej starszej pani pachniało kawą, kurzem i świeżymi kwiatami. Niewiele było w nim mebli, ale te, które były, wystarczały za cały pałac. Dostojne, drewniane… I wtedy na jednej z półek zobaczyłam piękne, stare karty. Na każdym kartoniku była namalowana jakby akwarelami para zakochanych. Moja wybawczyni od deszczu chyba zauważyła, jak bardzo mi się podoba to małe dzieło sztuki i zaproponowała… makao. Niesamowite, nie umiałyśmy porozumieć się słowami, ale mogłyśmy zagrać w prostą grę karcianą.
Te doświadczenia sprawiły, że ani chwili nie zastanawiałam się nad wyborem mojego wymarzonego rzemiosła. Kiedy tylko dowiedziałam się, że kiedyś istnieli kartownicy – już wiedziałam!
Niestety obecnie jest to zawód wymarły, jednakże chyba nic nie stoi na przeszkodzie, aby pofantazjować? Kartownicy zajmowali się, jak można się domyślić, produkcją kart do gry. Tak, zwykłych kart, którymi gramy czasem podczas rodzinnego spotkania. Mogli je drukować lub malować ręcznie, ku czemu zdecydowanie się skłaniam. Kiedy usłyszałam o tym zajęciu, od razu przed oczami zawirowało mi tysiące różnych malutkich kartoników z pięknymi ilustracjami. Zimny, potężny wodospad, cichy las o poranku, elegancka para w środku południa na brukowanej uliczce, dziewczynka spacerująca z psem… Albo po prostu nieokreślone, piękne ornamenty. Szalenie podoba mi się ograniczenie przestrzeni – karta do gry jest przecież mała, więc trzeba swoją wizję rozplanować na niewielkiej karteczce. Każda byłaby niepowtarzalna, przemyślana i namalowana kolorowymi farbami lub czarno-biała z liniami pociągniętymi tylko piórem. Papier oczywiście najlepszej jakości, a plik kart przewiązany wstążką. Może to niepoważne albo szalone, ale widzę siebie siedzącą w nocy przy oknie, kiedy to maluję ostatni już kartonik… Być może są to te cienie drzew na granatowym niebie, na które także i teraz patrzę. Banał? Chyba, ale któż tego czasami nie pragnie…? Dodatkowym atutem, wcale nie mniejszym, jest fakt, że ktoś tymi kartami potem będzie grał. Może jakieś dziecko bawiłoby się „obrazkami” rozkładając wszystkie karty na podłodze i pytałoby każdego gościa w domu: „Która podoba ci się najbardziej?”; może grupka młodych ludzi grałaby wieczorem i po prostu dużo byłoby przy tym śmiechu; może samotny starszy pan układałby do obiadu pasjansa? Może ktoś dostałby je w prezencie – całe pudełko albo tylko tą jedną jedyną, wybraną? Bardzo chciałbym, aby to serce, które włożyłabym w pracę nad wykonaniem każdej karty, było obecne w pojedynczym pociągnięciu pędzla. W konsekwencji – by przekładało się to na ludzkie spotkania i rozgrywki (karciane i nie tylko…).
Odkąd pamiętam fascynuję się carską Rosją i gdybym miała zostać rzemieślnikiem to chciałabym tworzyć coś tak pięknego jak jaja Fabergé. Każde z nich jest bezapelacyjnym dziełem sztuki, ale jego stworzenie wymaga również ogromnych umiejętności rzemieślniczych. Są one cudowne, i trochę przewrotne bo nie spełniają żadnej praktycznej funkcji, bezapelacyjnie cieszą jednak ludzkie oko i budzą zachwyt. Byłabym niesamowicie szczęśliwa gdybym tworząc takie jajko mogła zamknąć w nim troszeczkę siebie i swojej osobowości. No i jeszcze ta duma, że wykonałam coś co właściciel podziwia i traktuje jak skarb :)
Od kiedy zaczęłam bawić się w architekta wnętrz w Simsach, czyli już dosyć dawno temu zrozumiałam, że gdybym tylko nie miała dwóch lewych rąk zostałabym stolarzem (leworęczna od małego). Uwielbiam drewno w każdym wydaniu, uwielbiam stare kredensy wykonywane z pietyzmem i przekazywane z pokolenia na pokolenie, drewniane podkładki pod kubki, wielkie tace śniadaniowe z rzeźbionymi nóżkami, stoły kuchenne wyglądające jak gdyby wyciągnięto je prosto z lasu, gdybym tylko umiała zrobić je sama nie musiałabym rzewnie płakać nad ich cenami. Słoje drewna, jego naturalna barwa, sęki to wszystko sprawia, że gdziekolwiek mieszkam czuje się jak w domu, u mamy. Naturalna „aura”, którą roztacza drewno w pokoju sprawia, że pomimo najgorszego dnia jestem spokojniejsza i jest mi cieplej na sercu. Swoje marzenie zaczęłam nawet odrobinę spełniać, może nie jest to stolarstwo, ale renowacja mebli, gdy widzę jak stare drewno dostaje nowe życie, a do tego uszczęśliwiam bliskie mi osoby meblami z duszą czuję, że choć trochę spełniam się jako rzemieślnik.
Może to będzie nudna odpowiedź, ale jak chciałabym zostać mistrzynią fotografii.
Nudna, bo to mój zawód. Ale próbowałam wielu rzemiosł, nauka i odkrywanie nowych rzeczy zawsze mnie pociągały. Nadal to uwielbiam. Jestem ciekawa, czego jeszcze mogłabym spróbować. Ale wiem, że mistrzostwo to po prostu determinacja i poświęcenie, jedynie szczypta talentu.
Moje przygody z szyciem, jubilerstwem, modniarstwem, shibori, cukiernictwem, ceramiką czy haftem były niezwykle przyjemne i inspirujące, ale brakowało mi zapału, żeby je kontynuować poważnie.
To tylko hobby, relaks, odskocznia. Gdybym o czymś marzyła, po prostu bym tego spróbowała :)
Jestem lekarzem i ostatnio chciałabym być jeszcze…….znacharzem))))Wciąż jestem osobą, która stara się racjonalnie interpretować rzeczywistość, ale nie mogę zaprzeczyć, że byłam świadkiem zdarzeń, które nie mieszczą mi się w głowie…
Gdybym mogła zostać mistrzem rzemiosła, z pewnością byłoby to rzemiosło artystyczne. Uwielbiam tworzyć rzeczy z niczego i próbuje wszystkich możliwych pomysłów na ciekawy DIY.
Jako mistrz rzemiosła artystycznego powróciłaby do zapomnianej porcelany i tworzyła niesamowite kubki i filiżanki, ktore ozdabialabym różnymi malowidłami :)
Gdybym mogła wybrać tylko jedne rzemiosło, to chciałabym nauczyć się pleść krzesła z wikliny – wygięte w takie fantastyczne kształty, zupełnie niepowtarzalne i absolutnie nie do podrobienia :)
Gdybym mogła zostać mistrzem jednego rzemiosła, zostałabym szkutnikiem :) Z wielką chęcią nauczyłabym się projektować oraz tworzyć statki wodne, takie jak jachty, czy łodzie. Dlaczego tak mnie to interesuje? Woda jest niezwykłym żywiołem, gdyż posiada przeróżne oblicza, które w pewnym sensie upodabniają ją do nas, kobiet. Potrafi być spokojna, cicha, zachwycać pięknem, lecz posiada również naturę, która bywa nieobliczalna i niewyobrażalnie silna. Gdybym mogła zostać mistrzem właśnie tego rzemiosła, to z pewnością stworzyłabym swoją wymarzoną łódź i wypłynęła z ukochanym w podróż dookoła świata, aby poznawać inne kultury oraz podziwiać najpiękniejsze zakątki naszej Ziemi. A to wszystko możliwe byłoby właśnie dzięki wodzie – najbardziej tajemniczej naturze, jaką poznał świat.
Kiedy zwiedzałam lata temu Łazienki Królewskie w Warszawie, szczególnie zapadły mi w pamięć ściany wyłożone setkami kafli, a nie było wśród nich dwóch takich samych. Natomiast kiedy zwiedzałam Dwór Artusa w Gdańsku, wyjątkowo zachwyciły mnie znajdujące się tam ogromne piece kaflowe.. W rzemiośle jest coś niezwykle pociągającego, myślę, że bycie rzemieślnikiem, daje ludziom satysfakcję i poczucie spełnienia pewnej misji. Czujesz, że Twoja praca ma sens, że wnosisz i zostawiasz światu coś po sobie. Dlatego wybrałabym zdecydowanie kaflarstwo, kafle ścienne, podłogowe, ale piece byłyby moją specjalnością! Jeśli mogłabym przenieść się w przeszłość – tworzyłabym je sama, zaś w dzisiejszych czasach mogłabym je odnawiać, by zachowały swoją świetność. Posiadanie własnego warsztatu, wyrabianie ceramicznych kafli, pokrywanie ich kolorowymi polewami, to byłoby coś arcyciekawego!
Chciałabym być rzeźbiarzem ludzkich serc .I móc je kształtować i stroić je jak najczulszy instrument na ludzkie smutki i troski .
Malować je z empatią ,hartować w ogniu miłości dla ludzi
projektowanie i szycie ubrań & projektowanie biżuterii
Interesuję się modą, stylem ulicznym, stylizacjami, kreowaniem wizerunku a także fotografią. W niedalekiej przyszłości chciałabym w pełni rozpocząć swoją przygodę w tych dziedzinach. Obecnie wszystko to jest moją pasją. Dążę do tego, aby hobby stało się źródłem utrzymania i abym mogła łączyć przyjemne z pożytecznym!
Pochodzę z małej miejscowości i jest to dla mnie jeszcze większą motywacją, do osiągnięcia sukcesu w „wielkim” świecie mody.
Obserwuję Cię, od dłuższego czasu, ale to w sumie mój pierwszy komentarz, bo ujęło mnie to pytanie plus fantastyczna relacja z manufaktury jubilerskiej (polecam odwiedzić Kopenhagę i malutkie sklepy jubilerskie – coś fantastycznego) :)
Gdybym mogła zostać mistrzem jednego rzemiosła -moim marzeniem i wiem, że je zrealizuje, bo łączy się z kilkoma innymi moimi pasjami jest stolarstwo. Nie takie ogólne, chciałabym tworzyć ule o drewnianym mechanizmie wyciągania miodu bez konieczności ingerowania w życie pszczół. Czemu stolarstwo skoncentrowane na ulach? Bo uwielbiam wytwarzać miód, a po drugie uwielbiam konstruowanie i modelowanie z drewna. Za 10 lat jak skończę z moim banksterskim trybem życia to produkcja miodu i usprawnianie tego procesu pochłonie mnie w 100% oby z moimi automatycznymi ulami :) Pozdrawiam
Patrzę, a tu 179 komentarzy. Czytać? Inspirować się? Dać najbardziej oryginalny komentarz? po prostu drugi raz weszłam na ten sam tekst, patrzyłam na zdjęcia z manufaktury – Pan Brodacz wymiata, pomyślałam, że napiszę choćby, żeby może siebie zmotywować do znalezienia czasu na realizację takich minirzemieślniczych marzeń. Zawsze, kiedy odwiedzam nowe blogi czytam dział „o mnie” a jeśli jest – to również „DIY”. Bywają w nich prawdziwe rzemieślnicze cuda – krawieckie, kucharskie, dekoratorskie itp. Ja jestem pod wrażeniem tak pomysłów, jak i realizacji najbardziej fikuśnych cudów. Na bycie rzemieślnikiem takim prawdziwym nie mam już szans, ale takie mini warsztaty w domu? Coś z niczego a piękne? zapewne chciałabym z tasiemki zrobić bransoletkę, opaskę, choker, wstążkę do prezentów, wyklejankę. Z tektury wyczarować opakowania na prezenty, jakich nie zrobił nikt, czy tez choćby powtórzyć widziany wzór. No dobra – od dziś postaram się, może nie codziennie, ale chociaż w weekendy być takim rękodzielnikiem dla dzieci, raz pichcenie, pieczenie, raz jakieś ozdóbki z byle czego, jakieś wyszywanki. Taki rękodzielnik na miarę czterech ścian. Ale ta radość dzieci, bezcenne. Pozdrawiam
Zostałabym hafciarką – żeby otaczać pięknem siebie i najbliższych.
Renowatorem mebli (tak jak kiedyś mój tata)
Bo mam to we krwi. Zapachem mojego dzieciństwa był zapach świeżo nakładanej politury i starego drewna. Szelak, inkrustacja czy kit (ten meblarski ;), słowa dla innych brzmiące tak obco, były jednymi z pierwszych, które poznałam. Gdy dzieci bawiły się zabawkami, ja ramię w ramię z tatą manewrowałam szpachelką zaklejając dziury misternie wyżłobione przez korniki. Mieliśmy nasz świat, nasz język i nasze zajęcia.
Bardzo wcześnie poznałam, że nie ma większej satysfakcji niż podziwianie dzieła własnych rąk i wydobywanie piękna ze zniszczonego przedmiotu (często spisanego na straty). Nie ma większej nagrody niż uśmiechy i niedowierzanie szczęśliwych właścicieli. Nauczyłam się szacunku do przedmiotów i trudnych pożegnań.
Dlatego.
Jeśli miałabym wybrać rzemiosło dla siebie, byłaby to gemmologia. Gemmolodzy zajmują się zwykle ekspertyzami i wyceną kamieni szlachetnych, więc od razu skojarzyło mi się po przeczytaniu tekstu. Dlaczego gemmologia? Sama nie wiem, czasami nie wiadomo skąd, w głowie pojawia się myśl „tak, to jest to, co chciałabym robić”. Poza tym fajnie byłoby badać diamenty. Szkoda tylko, że odkryłam tę dziedzinę dopiero pod koniec studiów ;) W życiu jednak nic nie wiadomo i może jako staruszka będę biegać na wykłady na AGH! :)
Chciałabym mieć opanowaną sztukę kaligrafii stalówkami do tego stopnia, że mogłabym spokojnie tworzyć własne czcionki, a następnie tworzyć na ich podstawie matrycę drukarską. Dzięki technikum związanym z procesami graficznymi jestem zachwycona drukiem i nauką o maszynach z tym związanych. Mi jednak marzy się połączenie tradycji z mechaniką. W dodatku moje pierwsze kroki kaligraficzne uczą cierpliwości i pewnego stanu, który ciężko opisać, może elegancjii i satysfakcji, celebrowania sztuki pisma. Jestem zauroczona tym procesem :)
Moim odwiecznym marzeniem było zostać koszykarzem-plecionkarzem:) Pamiętam, że kiedy byłam mała wraz z rodzicami pojechaliśmy na grzyby. Niestety zamiast koszyka mieliśmy wiadro. Pytałam mamę, dlaczego nie mamy standardowego koszyka, a mama odpowiedziała, że jak zostanę koszykarzem, to wtedy będziemy zbierać jesienne owoce do koszyka. Potem kiedy zbliżała się Wielkanoc, – moja rodzina wciąż nie dorobiła się kosztka, mama wzięła mnie na warsztat dla małych koszykarzy :) było ciężko, ale w końcu miałam własny koszyk! :))
Ja chciałabym wyspecjalizować się w rozpoznawaniu zapachów i tworzyć perfumy oraz różnego rodzaju pachnidła. Potrzebna jest do tego z jednej strony spora wiedza z zakresu chemii i dobry warsztat laboratoryjny, a z drugiej mnóstwo wyczucia, dobrego smaku oraz… empatii! Myślę, że oprócz całej specjalistycznej wiedzy ma to w sobie coś magicznego. Byłoby super gdybym mogła rozmawiać z klientami o ich przyzwyczajeniach, miłych chwilach w życiu i o zapachach które im się z tymi chwilami kojarzą… mogłabym wtedy dla każdego przygotowywać specjalnie dobrany zapach. Moglibyśmy testować zapachy w specjalnych pomieszczeniach z przystosowanymi do tego sprzętami (kiedyś w jednej z galerii w krakowie była wystawa o zapachach i można było naciskając guziki wąchać rózne zapachy które były dokładnie podpisane i pokrótce przedstawiony był proces ich wytwarzania – to było naprawdę fascynujące!), i wspólnie wybierać kompozycje. Mogłabym służyć fachową pomocą w stworzeniu idealnych, spersonalizowanych perfum. Są firmy, które specjalizują się w szyciu sukienek na miarę i dobieraniu ich do upodobań i osobowości klientek, można zamówić sobie buty i torebki robione według włąsnego projektu, natomiast nie ma możliwości brania udziału w komponowaniu zapachu który byłby dla nas idealny. Często zbyt ciężkie, niepasujące do okazji lub osoby perfumy potrafią zniszczyć jej wizerunek podobnie jak niezadbane lub niepasujące do stylizacji włosy. Ponad to, wydaje mi się że większość ludzi kupuje perfumy które są akurat na topie i prawie wszyscy pachną tym samym (panowie oryginal hugo bossem a panie black opium i pur blancą). niektóre, bardziej oryginalne i artystyczne perfumy są zbyt ostre i dziwne, więc dla zwolenników umiarkowania wybór jest nieduży. Ciężko wtedy o to aby zapach mógłbyć częścią wizerunku kojarzoną z daną osobą (tak jak czasem kwiatek przy marynarce, charakterystyczna biżuteria czy kształt butów). Brakuje również wiedzy jak wybierać perfumy aby zrobić to dobrze. Gdybym była biegła w perfumeryjnym fachu, na pewno pomagałabym kliemtom dobrać cos pasującego do nich i dzięki temu mogliby lepiej rozpoczynać swój dzień i przywoływać miłe wspomnienia. Jest naukowo udowodnione że niektóre zapachy mimowolnie wpływają na zmianę naszych odczuć (dlatego w hotelach rozpyla się odswieżające nuty zapachowe, goście oceniali tak wypachnione hotele jako czystsze niż wtedy gdy nie było zapachów), wystarczy spojrzeć na osoby wąchające kawę o poranku przed jej skosztowaniem.
A ja najbardziej chciałabym zostać introligatorem. Jest to wspaniały zawód, który niestety przechodzi do lamusa. Kocham książki, pracuję z nimi na co dzień, ponieważ studiuję bibliotekoznawstwo i pracuję w bibliotece, jednak chcę jeszcze więcej. W pracy ciągle widzę książki, które potrzebują szybkiej pomocy. Niestety, jeszcze nie potrafię ich naprawić. Chciałabym wiedzieć, jak „działa” książka, jak poskładać ją tak, by wyglądała pięknie w rękach i na półce. Chciałabym nauczyć się tego rzemiosła i naprawić wszystkie cudowne książkowe pamiątki po pradziadkach.
Jak tylko przeczytałam pytanie konkursowe od razu wiedziałam jakie rzemiosło wybrać – gorseciarstwo. Ten wspaniały fach dałby mi szansę uszczęśliwić wiele kobiet (a także mężczyzn).
Niewiele kobiet nosi dziś gorsety. Kojarzą się głównie jako bielizna erotyczna a zapominamy, o ich medycznym zastosowaniu. Mobilizują do ładnego trzymania sylwetki. No i jest cos jeszcze – gorset dodaje kobiecie seksapilu kobiecości a przede wszystkim pewności siebie. A takie byłoby moje hasło reklamowe: „zawiąż gorset – rozwiąż konpleksy”
pozdrawiam
Z początku pomyślałam co to za pytanie.. ?jejciu przecież nie ma takiego rzemiosła które mnie kiedyś oczarowalo i marzyłam o tym żeby to robić. Jednak po chwili blondynka (patrząc na mój kolor wlosow) patrzy na swoje ciuchy i kupę porozrzucanych rzeczy.????????? I wszystko było jasne ? przecież krawiectwo to było i jest to. Zawsze wyróżniałam się w tłumie.. juz w podstawówce musiałam zrobić coś na złość innym i w taki oto sposób nosiłam spódniczke i spodnie jednocześnie. Może trochę dlatego ze nie chciałam pokazywać nóg a może dlatego że chciałam się wyróżniać.. trudno stwierdzić ale to było coś mojego i podobało mi się to. ? potem było milion rzeczy które do siebie nie pasowało ale próbowałam je jakoś sama zrobić i polaczyc ? może dlatego mój wybór to krawiectwo. Każda dziewczyna ma swój jedyny i nie powtarzalne styl która dla każdej z nas ma jakies znaczenie.. każda z nas jest stylistka i krawcowa swoich rzeczy
To my decydujemy co ubierziemy! Siła jest w nas ? buziaki dla każdej. .powodzenia laski ?
Snycerstwo to dziedzina, ktora zawsze mnie fascynowala. Uwielbiam drewno, jego zapach i fakturę, a umiejętność przerobienia go i odrobienia musi być niesamowita. Mój pradziadek podobno sie tym zajmował, a nigdy nie mialam okazji go poznać, widziałam tylko jego dzieła, które sa przepiękne!
Urzeka mnie sztuka haftu. Malowanie nicią i koralikami tkanin daje fantastyczne efekty. To dobra lekcja cierpliwości , wymaga dużego skupienia, dokładności, czasu, ale nagroda jest wielka. Tkanina upiększona wzorem, który sami sobie wymyślimy jest jedyna w swoim rodzaju, w jednym egzemplarzu, specjalna. Mam w głowie mięsistą, aksamitną kurtkę ozdobioną takim haftem właśnie. Od czego są marzenia? Wiem, że je zrealizuję :) To kunszt, elegancja, prawdziwa sztuka.
Introligatorstwo. Zdecydowanie. Połączyłabym wiele swoich pasji w jednym zawodzie. Kocham książki, ich zapach, lekturę, więc ozdabianie ich byłoby najlepszym zawodem na świecie. Dodatkowo od roku jestem zapaloną kolorowaczką :D wkręciłam się w kolorowanki dla dorosłych, daje mi to dużo radości i spełnienia. Dlatego zwodowe zajmowanie się „kolorowaniem” książek to pewnie niesamowita frajda: dobieranie kolorów, wzorów, s0uzkanie nieoczywistych połączeń. Introligatorstwo to praca z satysfakcją – można tworzyć coś pięknego, cieszącego oczy innych.
Szewcem. Buty nosimy co dzień przez cały czas. Wstając na nogi wsuwamy kapcie, wychodząc z domu na nogi zaglądamy mokasyny czy to szpilki. Gdybym mogła projektować a pózniej tworzyć i to ręcznie pięknie skrojone ze skór czy zamszow buty byłabym spełniona i szczęśliwa tworząc do nich najwspanialsze detale. P.s. Robiłabym kapcie te zazwyczaj sa brzydkie
To zdjęcie uśmiechniętej kobiety łechce moje kąciki ust,aż same się unoszą. Ale chyba nie dałaybm rady tak skrzętnie pracować z tak małymi elementami. Moje rzemiosło,które bardzo chciałabym wykonywac i móc z tego żyć, to odnawianie starych mebli. O rany jak mnie to kręci…dobieranie materiałów, zapach lakieru i kurz na rzęsach! Uwielbiam kiedy pokazuję komuś efekt mojej pracy a jego gałki oczne stają się większe i większę i większe…W meblach jest dusza a ja wiem jak ją wydobyć. Czuję że przez moje palce ulatuje tona kreatywności i wpycham ją między słoje drewna!O rany romarzyłam się a tu babcine krzesło czeka….
A mi się zawsze marzylo, żeby zostać florysta. Uwielbiam kwiaty w każdej postaci czy to subtelny i lekki bukiecik wpiety we włosy, czy bukiet polnych kwiatów w sypialni stwarzają że ktoś trochę jesteśmy bliżej natury a czym niestety zapominamy. Współczesny świat jest bardzo głośny, ludzie ciągle zabiegani, zapominamy jak wiele daje nam natura, jako cudowny i regenerujący może być odpoczynek na łące pełnej kwiatów. Florysta to dla mnie artysta, który kwiatami ozdabia wnętrza i zachwyca klientów a kwiaty są pięknymi słowami i hieroglifami natury, którymi daje nam ona poznać jak bardzo nas kocha.
Gdybym tylko mogła być mistrzem, a los pozwoliłby mi prowadzić własną pracownię rzemieślniczą, stałabym się rękawicznikiem.
Moja pracownia, położona gdzieś na obrzeżach starego miasta kryłaby się pod ciężkim drewnianym szyldem z pięknym, staroświeckim liternictwem. Z wystawy, machałyby do przechodniów dziesiątki eleganckich rękawiczek.
To tu, w moim warsztacie uwijałoby się dwóch młodych czeladników. Cierpliwie, krok po kroku masowaliby delikatną skórę i zszywali ją z ogromną precyzją. W powietrzu mieszałby się zapach szlachetnych skór – sarnich, jagnięcych i jelenich wyprawionych w głębokie kolory. Po wielu godzinach sumiennej pracy wraz z uczniami mocowalibyśmy zamówione rękawiczki na modelach dłoni, a te czekałyby na nadejście nowego właściciela.
Pracowałabym w moim warsztacie aż po kres, dbając o ten piękny, a zarazem praktyczny fach.
Śmieję się sama do siebie, bo już chciałam napisać, że „chyba drzemie we mnie dziecko, bo…”, ale zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę po prostu nigdy go nie uśpiłam. Szalenie ekscytuje mnie produkcja i renowacja zabawek. Z lekką naganą dla siebie wspominam namawianie mojej leciwej cioci do szycia ubranek dla lalek i kolejne opowieści, jak rodzice w trudnych czasach, które przypadły na jej dzieciństwo, wysilali się by zapewnić jej i jej siostrom dziecięce rozrywki – tata strugał lalki z drewna (dorabiał im nawet zawiasiki w strategicznych miejscach), mama robiła stosowne peruki i szyła cudowne ubranka. Następnie powstawały małe, drewniane mebelki i akcesoria. Ależ to działało na moją wyobraźnię! Zasypywałam ciocię projektami, które skwapliwie realizowała: do największych hitów zaliczam czerwony dres sportowy dla Barbie (bluza z kapturem!), obitą czerwonym materiałem w kwiatki kanapę, wypchaną w środku precyzyjnie ułożonymi na sztywno szmatkami, granatowy plecaczek (nikt nie miał plecaków dla lalek!) oraz długi, turkusowy płaszcz z gryzącej wełny (która nie była mile widziana w sweterkach ludzkich rozmiarów dla nas) z dodatkiem połyskującej na fioletowo nitki. Kiedy nieco podrosłam, mój zapał – podsycany dodatkowo przede wszystkim fragmentami „Małej księżniczki” (sukienki! futra!…) oraz najukochańszą sceną z „Toy Story II”, kiedy kondycja Chudego szwankuje i przychodzi pan renowator, z absolutnie w-s-p-a-n-i-a-ł-y-m zestawem narzędzi przeznaczonych do naprawy zabawek, że nie wspomnę o „Pinokiu” – doprowadził mnie do różnych prób w tej dziedzinie: próbowałam szycia, strugania, rzeźbienia, lepienia i wypiekania etc., z nieprawdopodobną frajdą przy tym. Stworzyłyśmy nawet wraz z młodszą siostrą plan najwspanialszego na świecie domku dla lalek oraz toru wyścigowego dla samochodzików, regularnie wytwarzałyśmy również domowe instrumenty muzyczne, przedmioty udające jedzenie do zabawy w domek i kukiełki do naszego teatrzyku.
Chętnie obdarowywałam rodzinę wytworami swoich, ekhm, niestety maślanych rączek. Raczej profesjonalnie nic z tego nie będzie, ale kiedy myślami kieruję się w tę stronę – serduszko bije mi mocniej. Na pewno zadbam o jak najfajniejsze zabawki dla moich przyszłych dzieci.
A ja chciałabym być kaletnikiem, odnawiać skórzane wyroby (zarówno galanterię: torebki, portfele, jak i meble). Zafascynowało mnie to ostatnio, gdy zaczęłam szukać informacji co mogę zrobić by nie musieć wyrzucać mojej ulubionej starej, skórzanej torby. Zakupiłam odpowiednie preparaty, wykonałam renowację torebki zgodnie z wytycznymi znalezionymi w sieci i… połknęłam bakcyla. Od tamtego czasu przeprowadziłam renowację butów, portfela i starej kanapy (włącznie ze szpachlowaniem pęknięć po kocich pazurkach). Jestem zachwycona nowym wyglądem starych rzeczy, tym że mogłam dać im drugie życie (co świetnie wpisuje się tez w ideologię SLOW Fashion ;).
Pewnie, że dużo łatwiej pójść do sklepu i kupić nowy produkt, ale po pierwsze czasem wystarczy odpowiednie czyszczenie i dobra konserwacja i możemy zaoszczędzić kilkaset złotych (np. na zakupie porządnej skórzanej torebki), a po drugie satysfakcja z efektu takiego zabiegu i faktu, że zrobiliśmy to sami jest przeogromna :)
Tak naprawdę ciągnie mnie po trochu do wielu rzemiosł – zawsze lubiłam robótki ręczne, ale bardziej np. dłubanie w drewnie niż szydełkowanie. Mój dziadek był złotą-artystyczną rączką, cała rodzina ma w domu różnego rodzaju ozdobne drewniane kwiaty/ptaszki, ja mam dwie Matki Boskie wyrzeźbione przez niego, a nawet łódkę! Siostra ma kotwicęz jakiegoś metalu, a chyba każdej dziewczynie trafiła się jakaś biżuteria z bursztynu (wyłowiona i zrobiona przez dziadka) – oczywiście najwięcej ma babcia ;) Myślę że po nim w dużej mierze mam takie skłonności. W każdym razie – na studiach spodobało mi się projektowanie książek, lubię też robić zdjęcia i mieć ładne notesy, więc siłą rzeczy… zechciałam być introligatorem. I teraz najlepsze – JAK POMYŚLAŁAM TAK ZROBIŁAM! Ukończyłam 1,5 roczny zawodowy kurs introligatorski, oczywiście nie jestem mistrzem,ale tytuł zawodowy mam :) Chłopak na święta zrobił mi prasę, i teraz 90% rzeczy mogę robić w domu! Jest super :)
PS. Pytanie brzmi „jakim mistrzem chciałbyś zostać” – to mam ciekawostkę! Tytuły (kolejno) czeladnika i mistrza można uzyskać tylko w cechu rzemieślniczym (nie tak jak np.mój tytuł zawodowy, to jes zwykł egzamin państwowy). Niestety – wymogi w cechach nie są takie przyjazne: przykładowo, żeby zostać czeladnikiem, oprócz zdania egzmaminu w cechu, należy odbyć naukę u mistrza zawodu. I tu zaczynają się schody, ponieważ taki mistrz musi mieć własny zakład rzemieślniczy. Mnie też uczyłąmistrzyni, ale swój zakład już zamnęłą, i „się nie liczy”. Problem jest taki, że w całym Gdańśku jest tylkojeden mistrz z własnym zakładem,który nie przyjmuje na nauki (ciekawostka lokalna: ma syna który też jest introligatorem u z nim pracuje, ale… on nie ma żadnego tytułu). Czyli nawet jakbym chciała zostać mistrzem, albo chociaż czeladnikiem, to musiałabym chyba wyjechać z przecież dość dużej metropolii. Ot, cechowa ciekawostka ;)
Dłuższy czas zastanawiałam się jak oryginalnie odpowiedzieć na zadane pytanie konkursowe – mistrzem jakiego rzemiosła chciałabym zostać, gdybym tylko mogła i dlaczego. Tak naprawdę w moim przypadku nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to zagadnienie. Inspiruje mnie wszystko, co mogę sama stworzyć, zarówno meble ogrodowe z recyklingu, pięknie ozdobione albumy, czyli tzw. scrapbooking, biżuteria, a nawet zmontowane własnoręcznie filmiki z szalonych wakacji ze znajomymi. Radość z efektu końcowego jest nie do opisania!
Ważniejszym zagadnieniem jest to, ile chęci wkładamy w to, by robić to co kochamy, nawet jeśli nie osiągniemy w tym tytułu mistrza. Zainspirowana poniekąd Twoją książką „Slow life” zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma sensu czekać na odpowiednie miejsce, czas i moment naszego życia, a po prostu zacząć robić to co nas pasjonuje, nie myśląc o tym, jak odbiorą to inni lub czy w ogóle jest sens to zaczynać, bo…. (i tu setki wymówek)
Bierzmy z życia co najlepsze!
Pozdrawiam serdecznie:)
Od dziecka byłam artystyczną duszą. Szkoła dała mi niezły upust mojej pasji: malowałam, rzeźbiłam, kułam metal, wypalałam ceramikę.. Zawód posadził mnie przed monitorem i choć projektowanie przynosi nieraz satysfakcję, to momenty spełniania „artystycznej wizji Pana prezesa od mielonek” potrafi przytłoczyć, brrr…
W takich chwilach marzę zająć się czymś co kocham -perfumami. Chciałabym być SENSELIEREM! Projektować coś niezwykłego i nieuchwytnego. Wyobrażam to sobie jako malowanie obrazów, choć niewidzialnych, to zapadających w pamięć, niepozwalających przejść obok siebie obojętnie.
Mistrzyni intarsji! Zdecydowanie, jakbym miała wybrać tylko jedną dziedzinę to tylko to! Wykonywanie drewnianych obrazów z różnych gatunków drewna oraz umieszczanie ich na meblach jest cudowne, a praktycznie nikt się tym nie zajmuje obecnie ;c Za każdym razem jak jestem w muzeum i widzę intarsjowane przedmioty aż święcą mi się oczy, całe mieszkanie mogłabym mieć w takich meblach! :D
Pytanie o rzemieślnictwo jest bardzo na czasie, a właściwie „trochę” przed czasem. Mój partner i ja jesteśmy naukowcami, siedzimy w archiwach i bibliotekach, potem piszemy książki. Czyli pracujemy głową, a ręce służą nam głównie do pisania na komputerze. Mój partner zaskoczył mnie niedawno pomysłem „na starość”. Otóż, jak już napisze te wszystkie książki, które zamierza napisać i skończy karierę na uniwersytecie, chciałby zająć się czymś konkretnym, materialnym i praktycznym – np. produkowaniem dobrych stołów. Niby stołów ci dostatek, ale trafić na dobry drewniany stół, który miałby odpowiednio długie nogi i byłby wyprodukowany z dobrego materiału wcale nie jest łatwo. Pomysł kapitalny, więc oczywiście w to wchodzę! Szczegóły musimy jeszcze domyślić i dopracować, ale zasadniczy pomysł na starość już mamy: stolarstwo.
W testowaniu produktów będziemy na sto procent świetni. Samego produkowania musimy się jeszcze nauczyć.
Miałaś świetny pomysł z opaską! Może się WKRUK zainspiruje i stworzą takie :)
Mistrzynią jednego rzemiosła… Tak trudno na nie odpowiedzieć! Jak miałabym poświęcić życie na coś jednego, jedynego w swoim rodzaju, w czym byłabym najlepsza, to byłoby to coś wyjątkowego! Głowiłam się z odpowiedzią kilka dni, aż poprosiłam o pomoc słownik rzemiosł XIII wieku. Pomyślałam, że jeśli coś kiedyś istniało, a teraz już nie (bo jest jego nowoczesny odpowiednik) to coś dla mnie! A co najważniejsze: musiałyby powstawać z moich rąk piękne, ale też potrzebne przedmioty i… Udało się! Chciałabym być ludwisarzem! Tworzyłabym piękne dzwony o dźwiękach czystych jak śpiew słowika, a inne mocne jak ton tenora. Jedne dzwoneczki zapowiadały by radość, inne powagę. Ludwisarz wyrabiał jeszcze świeczniki i lichwiarze, a w wolnych chwilach przedmioty. Myślę, że nawet dzisiaj takie przedmioty – piękne, ale solidne i jednocześnie delikatne, wręcz magiczne miałyby dużą wartość.
Moja Babcia przez wiele lat z zawodu była krawcową. Jej wysłużona maszyna do szycia niedawno się zepsuła, a mnie poprosiła, żebym „zajęła się załatwianiem”. Więc gdzie się naprawia maszyny do szycia? Szukałam długo, Internet nie wspiera rzemiosła o ile nie jest to modna manufaktura albo znany dizajner zwyczajnych ładnych rzeczy. Znalazłam. Na Grochowie, gdzieś pomiędzy antenami Polsatu HD i tabliczkami zakazać wszystkiego, wisiał szyld. Nie to, że piękne kaligrafowane litery i rok założenia 1900 – zwykła, żółto-granatowa ohyda, tak popularna w latach, gdy ludzie wierzyli w uzdrawiające dłonie pewnego pana Zbyszka.
W środku przysłowiowy syf, ale w zakładach rzemieślniczych syf ten jest elementem obowiązkowym, smar wsiąkły w parkiet i wypalcowane na czarno lamperie to jasny komunikat: tu się pracuje. Więc wchodzę lekko onieśmielona, bo przecież nawet u szewca ostatni raz byłam dziesięć lat temu i krzyczę dzień dobry w ramach dzwonka. Na ścianie zauważam nieważny już od kilku lat kalendarz polskiej firmy o nazwie kończącej się na –EX. Jakimś cudem zegar z naklejką WOŚP zawieszony tuż nad boazeryjnym kontuarem też przestał chodzić. Czas nie ma tu nic do roboty. Zza ścianki wyłania się brzuch, a za nim właściciel zakładu. Wąsy zabarwione od tytoniu, włosy z resztką troski zaczesane na skroń, sweter poszarzały od pracy i duże okulary w metalowej oprawce.
Przede mną prawdziwy fachowiec.
Zaczynam tłumaczyć. Tu igła się złamała, tutaj nitka wciągnięta, silniczek też do przejrzenia, czy pan potrafi? Pan chrząka z niezadowoleniem, bo wszystko się da, tylko (pociera kciuk o wskazujący) i cierpliwość potrzebna. Ogląda maszynę i mówi:
– Zrobię. Ale trzeba będzie poczekać.
– To ja poczekam – Odpowiadam. Umiem przecież czekać: aż paczka z zagranicy przyjdzie, aż mi ktoś na maila odpisze, na spotkanie z przyjaciółmi umówione o miesiąc do przodu bo tacy wszyscy zajęci, na wpłatę też się zdarza poczekać.
– Kwit wypisze. – Wielka dłoń ujmuje długopis, skrobie nim cyfry i adresy, przystawia zakładową pieczątkę – Pani zadzwoni w grudniustyczniu.
To za trzy miesiące – cały kwartał, całe korporacyjne Q4. Pytam nieśmiało czemu tak długo.
– Bo proszę pani, praca jest ważna, ale bardziej ważne jest żyć.
Więc ja też tak chcę. Chcę naprawiać maszyny do szycia w wolnej chwili od życia.
Gratulacje! Nieskromnie powiem, że 'obstawiałam’ Twoją wygraną:-) Historia piękna i pięknie opowiedziana. Niech bransoletka dobrze się nosi!!! ?
Ja też wiedziałam, że nadzieja wygra:) Gratuluję! i bardzo przyjemnie się czytało!
Gdybym mogła zostać mistrzem jednego wybranego rzemiosła – wybrałabym linoryt. Miałabym swój malutki warsztacik, gdzie całymi dniami wycinałabym wzory w linoleum. Wzory były by jakby prosto z mojej głowy, marzeń, wyobraźni – dokładnie takie, 1:1, bo przecież w końcu byłabym mistrzem i wszystko wychodziłoby mi dokładnie tak jak obmyśliłam. Produkowałabym grafiki – duże i małe, ale z racji, że osiągnęłam mistrzostwo w tak krótkim czasie odbijanie tradycyjnych grafik nie byłoby dla mnie jedynym celem (oczywiście, wiemy że szlifowanie umiejętności może trwać lata, ale tutaj magicznie, na potrzeby konkursu, tryb mistrz osiągamy w trybie turbo ;D). W mojej manufakturze zajmowałabym się odbijaniem moich dzieł na przedmiotach codziennego użytku.
Powstawałyby więc wymarzone materiały z autorskim nadrukiem w ukochane rośliny i botaniczne wzory, którymi mogłabym obić retro fotele i pufy. Wykonywałabym najpiękniejsze papeterie oraz wzorzyste okładki na notesy, które tradycyjnie zszywałabym ręcznie… Małe matryce z wzorków pokrywałabym farbą i odbijała na tapecie, dlaczego się ograniczać do małych formatów? Z moich linorytów mogłyby powstać wzorzyste, roślinne kobierce jak te zaprojektowane przez Williama Morrisa. Wciąż rozwijałabym swoje umiejętności i szukała nowych zastosowań dla moich pomysłów – torby, ex librisy, abażury, poduszki, ceramika, ubrania, może piżamy dla Lunaby? :) Wszystko, co tylko można byłoby sobie zamarzyć.
Ewentualnie mogłabym zostać mistrzem mocno niepraktycznym i poświęciłabym się w całości tworzeniu jakiegoś opus vitae – np. ilustracji do największego zielnika polskich roślin magicznych albo ludowych podań. I niczym skryba ze średniowiecznego zakonu, w oddaniu dziełu całymi dniami dłubałabym i wycinała w matrycy najdrobniejsze detale.
Ach rozmarzyłam się i rozpisałam bardzo, chyba pora wracać do rzeczywistości i retuszowania zdjęć w photoshopie. Może chociaż zostanę mistrzem photoshopa?:) To w naszych czasach przydatna umiejętność.
Gdybym mogła wybrać chciałabym zostać stolarzem z prawdziwego zdarzenia. Mieć kontakt z drewnem, znać się na nim i robić piękne meble z duszą. Jest coś magicznego w tej ciężkiej pracy, ponieważ każdy trud prowadzi do finalnie pięknego przedmiotu.
Ja poniekąd już jestem pewnego rodzaju rzemieślniczką, gdyż sama naprawiam stare drewniane podłogi w moim mieszkaniu. Pomiędzy grubymi deskami są szpary, które ja pracowicie uzupełniam drewnianymi listewkami. Najpierw wymierzam ich długość i ręczną piłką ucinam w odpowiednim miejscu. Później cierpliwie strugam każdą listewkę heblem, aby dopasować jej szerokość. Nie jest łatwo, gdyż jedna szpara potrafi być w jednym miejscu szersza, w innym węższa, więc pomagam sobie nożem i papierem ściernym. Kiedy listewka jest już dopasowana, smaruję ją z jednej strony klejem do drewna i wciskam w szparę, pobijając delikatnie młotkiem, aby ściśle weszła (pod młotek podkładam drewienko, aby nie uszkodzić podłogi). Potem pozostaje już tylko wetknąć małe kliny, aby klej dobrze związał, i poczekać aż wyschnie. Zatem moje małe stolarskie marzenie właśnie się spełnia, a satysfakcja z chodzenia po własnoręcznie naprawionej podłodze – niezrównana.
Ja chciałabym zostać mistrzynią szydełka i maszyny dziewiarskiej. Kiedy patrzę na zdjęcie ślubne moich rodziców, na którym moja mama miała własnoręcznie udzierganą suknię ślubną, również chciałabym być tak utalentowana, aby stworzyć coś tak pięknego i co najważniejsze: NIEPOWTARZALNEGO! Powoli zaczynam ujarzmiać szydełko, ale to proces długotrwały, aby dojść do takiej wprawy. Ja swój ślub mam już za sobą i moja suknia była z salonu, ale kto wie, może uda mi się udziergać sukienkę dla mojej córki na ten wyjątkowy dzień?
Fajny temat! Myśląc o przyszłości chyba mało kto rozważa naukę jakiegoś konkretnego rzemiosła. Prawdziwe tłumy szturmują wyższe uczelnie. Niestety często bezmyślnie składa się papiery na „cokolwiek”. Kurczę jaka szkoda, że tak mało wiemy o takich miejscach i takich ludziach. Mnie przypomniała się wizyta w zakładzie introligatorskim. Pan introligator był na prawdę utalentowanym człowiekiem, oprócz zwykłych opraw prac licencjackich czy magisterskich znalazło się tam kilka opraw książek, które były naprawdę imponujące. Oprawy wyglądały jak dzieła sztuki, a sam autor mógłby opowiadać o nich chyba cały dzień :). Całkiem miła wydaje mi się wizja jakiegoś małego pokoju na poddaszu, w którym przechowywałabym materiały i pomysły na nowe oprawy książek, takie które same w sobie byłyby opowieściami. Mam wrażenie, że rzemieślnicy dzięki swojej pracy mają oczywiście więcej cierpliwości ale też dystansu i luzu. Szewc, któremu oddawałam chyba cztery razy rozklekotane botki zawsze miał czas żeby zamienić kilka słów, zażartować, a dzień stawał się przyjemniejszy. To są naprawdę ciekawe zawody i niesamowici ludzie!
Ps. Rozważałam też czy by może napisać, że chciałabym być kapelusznikiem ale kiedyś prowadzący na zajęciach opowiadał, że kapelusznicy używali związki rtęci do produkcji filcu, a to nie wpływało korzystnie na ich układ nerwowy. Nie wiem czy chciałabym zostać „szalonym kapelusznikiem” :)
Konserwatorem zabytków. Pracowałabym w starym zamku, pałacu, kościele, starej kamienicy, czy swojej pracowni. Mogłabym przyczynić się do odnowienia perełek architektonicznych, które niszczeją i dawać nowe życie dziełom sztuki.
Zawsze powtarzano mi, że nie każdy artysta jest rzemieślnikiem, ale rzemieślnik może być artystą. Chciałabym być tapicerem. Uważam, że z powodu brzydkich wzorów tapicerskich, które królują na polskich kanapach, wersalkach, fotelach i pufach, ciężko nam dostrzec mebel i jego formę. A przecież wystarczy zmienić obicie, dodać kilka kolorów, akcentów czy zagięć i można stworzyć coś całkiem nowego, lub wręcz dać meblom drugie życie. A co za oszczędność, maksymalna zmiana przy minimalnym budżecie :)
Tapcier to chirurg plastyczny i stylista w jednym!
…***…
Jeśli mógłbym wybrać fach , to z pewnością zostałbym ZDUNEM. Umiejętność ta pozwoliłaby mi stworzyć najpiękniejszy i najwspanialszy piec na świecie dla mojej Ukochanej. Codziennie rozpalałbym w nim ogień, aby żar z niego bijący rozgrzewał pod moją nieobecność wiecznie zmarznięta Magdalenę. Ukochana ma mogłaby przy nim zagłębiać się w swoje ulubione lektury otulona ciepłem z pieca, a tak naprawdę mojego serca, które dla Niej bije.
Gdy spojrzałem na tą bransoletkę, to pomyślałem, że jest piękna i delikatna jak moja Magdalena, dlatego będzie pasować do Niej idealnie.
Pozdrawiam serdecznie
…***…
Odpowiadając na pytanie konkursowe, chciałabym kiedyś umieć mistrzowsko haftować :) projektuję ubiór, ale takich pięknych haftowanych tkanin się nie kupi :) Jakiś czas temu się zafascynowałam, jednak pomimo tego, że jestem cierpliwą osobą, to hafciarstwo wybiega poza wszelkie ilości cierpliwości i wytrwałości. Niedawno moja ukochana babcia pokazywała mi co w ciągu swjego życia wyhaftowała i oprócz obrusów w kwiaty także zaczęła kiedyś taki ornament, który miał być na sukience. Babcia mi go podarowała, a ja, jako że szyję stwierdziłam, że wszyję go sobie w letnią sukienkę jako pasek. Swoje wzory pewnie bym haftowała w bardziej nowoczesnym stylu, ale jednak :) to byłby taki maksymalizm, jeśli chodzi o ubiór i luksus :)
A Ty, Asiu jaki zawód rzemieślniczy byś wybrała? pozdrawiam:)
Gdyby była taka możliwość, wybrałabym bardzo kobiece rzemiosło, czyli bycie modystką. Wyobrażam sobie, jak doradzam paniom, i tym młodszym, i tym nieco starszym wybór pięknego kapelusza. Zwyczajnego na co dzień i eleganckiego na „wielkie wyjście „. Dzięki mojej pracy każda kobieta czułaby się piękna i pożądana bo przecież odpowiedni wygląd wpływa na nasze samopoczucie. Myślę, że modystka musi być też znawczynią kobiecej duszy, żeby dobrać do jej stylu i charakteru odpowiednie nakrycie głowy.
Lutnikiem. Robiłabym piękne skrzypce, altówki i potężne kontrabasy. Po godzinach mogłabym się zająć również mistrzowskim przygotowywaniem nalewek :)
Cześć! Od kilku semestrów jestem studentem chemii i ostatnio miałam okazję brać udział w zajęciach, na których wytwarzaliśmy własne szkło! Proces wydaje się być prosty – w końcu tylko ugniataliśmy substraty, by potem włożyć je w specjalnym naczynku do rozgrzanego do czerwoności pieca… Jednak kiedy wyjeliśmy płynną substancję i odlaliśmy ją energicznie (i ostrożnie!), byłam zafascynowana jak to szkło na moich oczach staje się szkłem… Składy naszych próbek i sposób odlania był różny, dlatego każde szkło wydawało się jedyne w swoim rodzaju. Szkło z definicji to stopiony materiał nieorganiczny, schłodzony do ciała stałego, który jednak się buntuje i robi to bez krystalizacji! Istny buntownik wśród materiałów…! Dobieranie składu, nadawnie kształtu, wymyślanie nowych mieszanek szkła, szukanie nowych zastosowań.. Ahh jak wspaniale byłoby posiąść taką wiedzę, by móc stać się mistrzem w rzemiośle szkła… Kto wie, może te zeszłotygodniowe zajęcia okażą się początkiem fascynującego hobby… Pozdrawiam!
Najchętniej zamieszkałabym w Bolesławcu i tam w malutkiej manufakturze pieczątkowała filiżanki w niebieskie pawie oczka. Każda inna, każda wyjątkowa. Stworzone dla celebrowania nawet tych zwykłych smaków!
Jeśli mogłabym kupować ubrania od światowych projektantów pewnie stawiałabym na klasyczne kroje, stonowane kolory – zbytnie udziwnienia, wielkie nadruki czy ozdoby to nie dla mnie. Uwielbiam jednak oglądać pokazy mody haute couture – szykowne kreacje szyte ręcznie, często bogato zdobione, najlepsze materiały i oczywiście ich luksusowy charakter robią nie lada wrażenie. Dzieła sztuki! Kiedyś trafiłam na filmik, który pokazywał proces realizacji zdobień do kolekcji Chanel przez Lesage i Lemaire. To niesamowite! Czasem wykonanie jednego materiałowego kwiatka zajmuje 4 godziny, ile czasu zatem przygotowuje się całą kreację? Patrzyłam jak pracownice mozolnie haftują poszczególne wzory, przyszywają kryształki, tworzą mozaiki z koralików na materiałach. Przy czym przy każdej kolekcji określone są kolory i tematyka natomiast część szczegółów właśnie te panie wybierają na własną rękę. Myślę że zdobienie sukni Chanel tymi wszystkimi cudeńkami, dzięki którym wygląda jak z bajki, wymaga wielkiej precyzji i cierpliwości. Przeszywanie tkaniny milimetr po milimetrze jest niemalże jak medytacja – możesz być skupiony tylko na jednym:) Hafciarstwo – to jest rzemiosło, które chciałabym opanować, gdybym mogła wybierać. Wyobrażacie sobie jaka to wielka odpowiedzialność wybierać wzór do kreacji, która potem ma zachwycić na wybiegu? A jednocześnie jaka to duma zobaczyć końcowy efekt! Wspaniała, wymagająca praca. Dla mnie sztuka.
Nie wspomnę o poznawaniu projektów kolekcji sezon wcześniej i zachwycających wnętrzach pracowni hafciarek, którym się przyglądałam;)
filmik, który mnie zainspirował: https://vimeo.com/94403222
Gdybym mogła wybrać jakiekolwiek rzemiosło, z chęcią zostalabym lutnikiem. A to dlatego, ze muzyka nigdy nie była mi obcą. Lutnik to jest coś! Trzeba wykazać się niesamowitą precyzją wykonania, ale nie zapominajmy o wiedzy i umiejętnościach niemalże inżynierskich. Akustyka nierozerwalnie łączy się z tą dziedziną. Nie ma co ukrywać, ze prawdziwych rzemieślników specjalizujących się w instrumentach można policzyć na palcach. Fantastycznie byłoby znaleźć się w tak szanowanej grupie. :)
Kaletnictwo. Aż się dziwię że do tej pory wspomniały o tym tylko 3 osoby. I już nawet się interesowałam tematyką(i na marginesie: dzięki temu znalazłam fajnego bloga, może by ci się spodobała autorka i jej wyroby: https://klamatorby.wordpress.com/). Wyobrażam sobie, że to jest naprawdę coś co mogłabym robić w wolnych chwilach, żeby odpocząć od komputera i zrelaksować się, jak podobno ludzie relaksują się robiąc na drutach. Próbowałam kiedyś ASMR i bardzo irytowały mnie te dźwięki(uczucie podobne do głaskania styropianu), a ten film widzę już któryś raz i chyba to się nie skończy: https://www.youtube.com/watch?v=lIMrKR6W6d8. Jak to oglądam to już w głowie projektuje logo mojej firmy produkującej torebki. Teraz tylko pozostaje spróbować i przekonać się czy to naprawdę takie fajne jak mi się wydaje.
Kocham muzykę i zawsze szczególną uwagę zwracam na brzmienie perkusji. Dlatego chciałabym produkować perkusje, takie niewielkie staromodne zestawy, na specjalne zamówienie, dla wyjątkowych perkusistów. Którzy oczywiście zaglądaliby do mojej manufaktury, żeby wypróbować bębny, a ja wtedy mogłabym sobie słuchać ich popisów do woli…
Mistrzem ilustracji, a tak dokładniej to ilustracji bajek dla dzieci i ogólnie książek. Nie jest to do końca tylko marzenie, bo od paru miesięcy sukcesywnie na to pracuję. Skończyłam studia architektoniczne i nie zamierzam się tutaj żalić jak głupim pomysłem było pójście nie na ten kierunek studiów/liceum, o którym się marzyło, ale chciałabym powiedzieć o determinacji. Bo przecież żeby zostać mistrzem w jakimkolwiek fachu potrzeba bardzo dużo samozaparcia, czasu i oczywiście chociaż trochę wewnętrznego talentu. Dlaczego ilustracja? Zrozumiałam to przeglądając stare książki dla dzieci i albumy za czasów PRL (nie mówiąc już o plakatach). Proste narzędzia i kreski, ale ogromny przekaz. I oczywiście edukowanie najmłodszych, bo przecież czego chcieć więcej niż świadomość, że kolejne pokolenie dorasta z obrazem bajek i historii przedstawionych przez ciebie.
Tuż po przebudzeniu rozgrywa się we mnie walka- zostać czy iść? Wstaję. Toaleta, ubranie, śniadanie. Wychodzę, zostawiam za drzwiami kochanego kota. Szybkimi korami, po krzywym chodniku, pokonuję drogę do pracy. Nie nadepnęłam dziś ani jednej linii.
Jestem przed pięknym starym, może trochę strasznym budynkiem. Otwieram skrzypiące drzwi. Robię krok do przodu. Biorę wdech- chcę poczuć ten zapach- smar, metal, starość… Ten dźwięk i zapach witają mnie każdego niemal dnia. Szybko rozglądam się. Tu jest tak pięknie, wszędzie zębatki, klucze różnych kształtów i rozmiarów, mnóstwo dziwnych metalowych części.
Idę dalej. Mijam ludzi, jednym rzucam szybkie „cześć”, z innymi wymieniam dwa słowa. Siadam na swoim miejscu. Sięgam po narzędzia i tworzę. Każdy mój ruch, każdy krok jest pewny. Przecież po tylu latach opanowałam tę sztukę do perfekcji.
Tak mija mi dzień. Tak chciałabym, żeby mijał mi dzień. Nie za rok, nie za dwa. Pewnie 10 to za mało. Bo rzemiosło, w którym chcę być Mistrzem jest jeszcze tylko w wyobraźni wielu ludzi. W ich, w moich marzeniach. A jest to tworzenie teleportów. Tak, właśnie teleportów, tych cudownych urządzeń, dzięki którym jednego dnia będzie można zwiedzić tyle miejsc na ziemi.
Najstarsze i zapomniane, rzemiosło świata to tkactwo i właśnie dlatego dzisiaj chciałabym zostać mistrzem w tej dziedzinie. To bardzo piękny i szlachetny zawód. Dawniej len dla biednych, dzisiaj len, bawełna i jedwab to rozkosz dla ciała i oka każdego z nas
Chciałabym być szkutnikiem. Zbudowanie łodzi własnymi rękoma, a później podróż na jakąś tajemniczą wyspę, to było by coś! Wiem, że to strasznie ciężka sztuka, ale takie dopieszczanie drewna, kawałek po kawałku i droga od małej miseczki do pokładu prawdziwej łódki ma w sobie coś niesamowitego. Narazie na swoim koncie mam renowację starego kajaka, który służył mi całe lato.
Czy istnieje słowo „krawaciarka”??? I od razu zaznaczam, że nie chodzi mi o bohaterkę z filmu Alfreda Hitchcocka?, która na co dzień pracując na poczcie, będąc serdeczną i uśmiechniętą drobnej budowy przeuroczą blondynką o sarnich lazurowych oczach, wieczorami dusi swoje ofiary bez mrugnięcia okiem krawatem właśnie…? W autobusie na przykład? Choć to zapewne niezwykle pasjonujące, to niestety lubię ludzi i mordować nie planuję – na razie przynajmniej…;-)
Natomiast z chęcią zostałabym mistrzem tworzenia i wiązania krawatów. Wąskie, szerokie, kolorowe, jednobarwne, poważne i zabawne, eleganckie i nieformalne, w kropki, w paski, w kratkę, w romby, w kwiatki, zawijasy i esy-floresy. Do pracy, po pracy, na wesele, do znajomych, na kawę, do babci, do ukochanej. Każda pora dnia, każda pora roku. Delikatne i cudne w dotyku. Inne. Moje.
Czytacie to i pewnie myślicie, cóż to nowego… Cóż wyjatkowego można z takim paskiem materiału wymyślić… Ano można. Wszak ja byłabym mistrzem?
Gdybym mogła zostać mistrzynią, chciałabym umieć pięknie haftować. Po to, by móc tworzyć misterne ozdoby na ubraniach, inspirowane polskim wzornictwem ludowym. Dodawałabym swetrom i żakietom niepowtarzalnego uroku, malując na nich igłą kaszubskie i łowickie kwiaty, kołnierzyki i mankiety koszul ożywiałabym czerwonymi kurpsiowskimi szlakami, haftowałabym barwne wzory na cieniutkich, zwiewnych chusteczkach – może jakiejś Pannie Młodej wyczarowałabym suknię w polskie płomienne maki, wyraziste chabry, szmaragdowe liście? Kocham nasz folklor, kiedyś tańczyłam w takich strojach, w kolorach wszelkich klejnotów, a teraz chciałabym uchronić te wzory od zapomnienia, bo są urzekające, a ich tworzenie wymaga talentu i cierpliwości jednocześnie.
Swoją drogą, dlaczego manufaktury tak chętnie czerpią inspirację z epoki Art Deco, egzotyki, a tak niewiele uwagi poświęcają naszemu rodzimemu wzornictwu? Może dałoby się wykorzystać w tworzeniu biżuterii np. kolorową emalię? Może ich zapytaj, Joasiu?
Chciałabym bardzo, aby moim rzemiosłem stała się działalność historyczno-agroturystyczna, ale nie taka z nowowybudowanymi nowoczesnymi domkami, gdzie wszystko wygląda jak po teście białej rękawiczki Minimalistycznej Perfekcyjnej :) tylko wykorzystując istniejące już, otaczające nas miejsca/budynki /przedmioty, które niosą ze sobą już jakieś historie
– żeby nie dać przepaść tym wszystkim budynkom w okolicy wiszącym już na włosku, które niosą ze sobą tysiące opowieści
– żeby uspokoić ukochaną Babcię, że będzie miał kto zaopiekować się niszczącymi przedmiotami, które nie tylko dla niej mają duszę
– żeby stworzyć miejsce idealne do odpoczynku dla wszystkich, którzy tak jak ja uwielbiają wyobrażać sobie jak żyło się kiedyś.
Mam ogromną nadzieję, że to marzenie nie skończy się na zdaniu z słowem „chciałabym” :)
Chciałabym być florystką.
Potrafić ukladać kwiaty i wiedzieć o nich wszystko.
Być cząstką trzymanego nerwowo bukietu przez Pannę Młodą, która martwi się, że runie jak długa, gdy wychodząc tren przydepnie nogą.
Być powodem czyjegoś urodzinowego uśmiechu, imieninowej radości i rocznicowej pamięci. I nagrodą dla tego, kto wygrał, bo się nie zniechęcił.
Witać i żegnać ludzi.Budzić wspomnienia i zmysły budzić…
Czuć piękno pomiędzy palcami: jedwabistość Liliową i różany aksamit.
W swoim życiu staram się nieustannie dążyć do perfekcji, jednakże nie zawsze jest to łatwe. Gdybym mogła osiągnąć mistrzostwo w wybranym rzemiośle, chciałabym być lepszym słuchaczem. Dla mnie jest to niewątpliwie kategoria rzemiosła, gdyż wymaga determinacji, ciężkiej pracy oraz konsekwencji. Umiejętność słuchania innych jest dla mnie najważniejszym budulcem relacji międzyludzkich i pozwala nie tylko na zachowanie otwartego umysłu, ale przede wszystkim na poznanie innych takimi, jakimi są naprawdę – bez oceniania, bez autosugestii czy dopowiadania sobie własnej historii. Usłyszeć to, co naprawdę ludzie chcą nam przekazać jest sztuką samą w sobie i głęboko pragnę stać się kiedyś w niej mistrzynią.
Uwielbiam kamienie szlachetne. Chciałabym zostać szlifierzem tych cudeniek. Szczególnie diamentów . Niepozorne, mało przejrzyste kamyczki , w odpowiednim szlifie ,niczym brzydkie kaczątko zamieniają się w łabędzia.
Ależ Ci zazdroszczę! Sama bym chciała zobaczyć to wszystko od środka!
Dzień dobry. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem Pani wpisem. Jako ,że biżuteria W.KRUK jest najstarszym istniejącym przedsiębiorstwem jubilerskim w Polsce to sądzimy ,że ten wpis się udał zdecydowanie. Sami chcielibyśmy zwiedzić manufakture tej marki. Czekamy na więcej podobnych wpisów :) Pozdrawiamy!