To było piękne lato, pełne spacerów po lesie, czytania książek i lodów. Bardzo starałam się je wykorzystać najlepiej, jak potrafiłam.
Jego symboliczny początek ustawiam sobie w głowie jeszcze na maj, kiedy wyciągnęłam znajomych na piknik nad Mienią. Zmarzliśmy, ale pierwsza wakacyjna przygoda była zaliczona. Symboliczny koniec nastąpił przedwczoraj, kiedy Marcela przywiozła mi słonecznik ze swojego ogrodu i po raz pierwszy w tym roku mogłam wydłubywać miękkie ziarenka, brudząc przy tym paznokcie i wysłuchując narzekań mojego chłopaka, który uważa, że słonecznik jest dla dresiarzy (???).
Cieszę się, że mogłam zobaczyć morze. W długi czerwcowy weekend pojechaliśmy w okolice Łeby. Uciekając od pstrokacizny i hałasu deptaków, odkryliśmy mnóstwo leśnych ścieżek, jeziorek i dzikich plaż. Odkryliśmy też Białogórę, z piękną plażą i pysznymi goframi. Moje ulubione to truskawki plus polewa czekoladowa, zjadłam ich nieprzyzwoite ilości.
To był też moment, w którym wyszła moja druga książka, Slow Life. Od premiery wydarzyło się już tyle rzeczy, że prawie się zdziwiłam, że to było w tym roku.
Strasznie jestem ciekawa, czy Chrupek widział morze po raz pierwszy. Wyglądał na trochę wystraszonego, więc obstawiam, że tak.
Jedną z chwil, która najbardziej zapadła mi w pamięć, było śniadanie na tarasie w pałacu przy plaży. Już mieliśmy wyjeżdżać, szybko szybko bo korki, ale taras z widokiem na morze i piękne zapachy przekonały nas (a właściwie mnie), żeby zapytać, czy można kupić śniadanie. Było można, nawet z psem. Chrupiące bułki, ciepła herbata i pusta plaża to u mnie jedno z najlepiej zachowanych wspomnień tego lata.
PS Wiecie, że pieczona rzodkiewka smakuje zupełnie inaczej, niż surowa? Nie poznalibyście nigdy.
Lipiec był czasem spotkań autorskich i podróży po Polsce. Pierwszy raz miałam okazję pospacerować po Poznaniu i wróciłam zachwycona. Mieszkałam też w pięknym hotelu, nie płacąc za niego ani grosza, i ten ogólny luksus tak mi uderzył do głowy, że postanowiłam zrealizować marzenie, które wtłoczyły mi do głowy stare filmy. Wyłączyłam telefon, kupiłam gazetę, zamówiłam do pokoju wielki deser czekoladowy i zjadłam go w piżamie, na łóżku, wśród ogromnej ilości poduszek.
Korzystałam też z uroków letniej Warszawy. Wkroczyłam również na kolejny poziom emeryctwa i zaczęłam przygodę z miejskim ogrodnictwem, czyli zostałam działkowcem. Okazało się, że działkowcami chcą być też dziki, zanim więc coś poważnego posadzę, muszę wymyślić taki rodzaj ogrodzenia czy zamknięcia, który uchroni moje cukinie przed ich ryjkami.
Po raz pierwszy od wielu, wielu lat urządziłam urodziny. Zamiast cieszyć się, że zobaczę znajomych, martwiłam się, że co jeśli nikt nie przyjdzie, co jeśli się nie polubią, co jeśli miejsce się nie spodoba. Ale było super i uroczyście postanawiam celebrować tak urodziny co roku. Zwłaszcza, że w prezencie dostałam latawiec.
Na kilka dni odwiedziłam też babcię w absolutnie magicznym Bukownie. Odwiedziłam wszystkie leśne plaże, na których bawiłam się w dzieciństwie i porozmawiałam z babcią o jej ślubie i weselu siedemdziesiąt lat temu.
Koleżanka mojego chłopaka zaprosiła nas na weekend na wieś, który składał się głównie z leżenia na trawie i grania w kalambury. W niedzielę rano padało, pamiętam że leżałam w łóżku z książką i myślałam o tym, jak jest super.
W sierpniu pojechaliśmy do Portugalii. Odkąd wróciłam, wszystkich wysyłam do Porto, bo jest niezwykłe, a sama planuję odwiedzić Lizbonę i okolice.
Przez tydzień mieszkaliśmy też w najbardziej malowniczej rybackiej wiosce świata, pasiastej Costa Novie. Najlepiej zapamiętam dziką plażę, jedzoną co wieczór kanapkę z tuńczykiem, popijaną herbatą, i serię zwycięstw w minigolfa.
Znalazłam wyjątkowo dużo czasu na czytanie. Jesienią planuję porzucić nowości literackie i zanurzyć się w bogactwach biblioteki, najchętniej metodą losowania. Najbardziej interesują mnie te książki, które nie interesują nikogo, z pożółkłymi kartkami i nudną okładką.
Symbolicznym końcem lata był wyjazd do Jeleniej Góry. Pojechaliśmy tam na wesele, a potem dojechała do mnie moja mama i przez kilka dni, w pięknym słońcu, zwiedzałyśmy okolicę.
Śmiejemy się z mamą, że nasze wakacje zawsze wyglądają tak samo. Planujemy sobie niezobowiązująco pozwiedzać, a potem okazuje się, że od rana do późnego wieczora biegamy po jakichś krzakach.
W prawym górnym rogu drożdżówka z cynamonem z cukierni pani Sierosławy w Kamiennej Górze, najlepsza na świecie. W lewym dolnym rogu Sokołowsko, magiczne opuszczone uzdrowisko pośrodku niczego.
W którymś numerze Polityki, chyba lipcowym, przeczytałam o Wolimierzu, wsi która aż kipi od alternatywnej sztuki i zjeżdżają się do nie ludzie, których człowiek zupełnie by się tam nie spodziewał. Na przykład para emerytowanych Japończyków, która zamieszkała w starym autobusie. Kiedy odkryłam, że w pobliżu Jeleniej, nie mogłam odpuścić wizyty.
PS Pojedźcie samochodem do Pokrzywnika albo Maciejowa. Te drogi to atrakcja sama w sobie, co chwilę wyłania się jakiś zupełnie niespodziewany dwór czy pałac albo człowiek nagle odnajduje się na maleńkim rynku starego miasteczka, gdzie jeden jedyny szyld zaprasza na pierogi.
Mam poczucie letniego spełnienia i już nie mogę się doczekać prawdziwiej jesieni. To moja ulubiona pora roku.
PS W Lunaby żegnamy lato wyprzedażą. Nie zdarzają się one u nas za często, więc jak macie coś upatrzonego, to warto skorzystać. Jedna z koszulek jest też do wygrania u nas na Facebooku, wystarczy, że opowiecie nam swój sen. Interpretacja wróżki Lunabuszki gratis!
31 thoughts on “Podsumowanie lata”
Treściwie spędzone lato , zdjęcia fantastyczne, bardzo zachęcająco, fajnie się czyta i ogląda przy porannej kawie !!
http://piszblogakob.blogspot.com/
Ja też tak uważam! Tyle, że ja przy porannej herbacie ;) Fajne podsumowanie! Się działo u Ciebie! Ja u siebie na blogu zamieszczam miesięczne podsumowania w postaci fotokolaży. Miło wracać myślami do fajnych chwil :)
Pozdrawiam! Lisia Kita z Places and Plants
Uzdrowisko jak w „Sanatorium pod klepsydra” :) Jakie super zdjecia, przeniosly mnie zupelnie w wakacyjne klimaty. Ja niestety w tym roku pracowalam nawet na urlopie ale mam nadzieje, ze nadrobie w zimie gdzies w cieplych krajach. A poki co, tez ciesze sie na jesien- ksiazki, koc I ciepla herbata :)
Ana
http://www.champagnegirlsabouttown.co.uk
To jest w ogóle ciekawe, co ludzie uważają za dresiarskie. Dla mojego partnera jest to na przykład imię Remigiusz, co mnie w życiu nie przyszłoby do głowy.
Hahaha, dobre! Uśmiałam się, że hej:-)
Bardzo intensywne było to Twoje lato. Moje podobnie. Liczę na taką samą jesień, czego i Tobie życzę :)
Też uwielbiam jesień, ma w sobie coś magicznego :) Ale mi zrobiłaś niespodziankę tą wyprzedażą w Lunaby – akurat dziś mam urodziny, więc biała koszulka nocna będzie idealnym prezentem od męża :)
Pozdrawiam!
Czy mogłabyś napisać gdzie konkretnie zatrzymaliście się na noc (i śniadanie:) nad morzem? Wygląda napradę czarująco
Domki na zdjęciu to Cisowy Zakątek, śniadanie Hotel Neptun, my mieszkaliśmy na campingu w domku w na obrzeżach leby, który akurat był zupełnie nie stylowy, ale fajny:) moge Ci poszukać jak się nazywal
Asiu,
pod poprzednim postem zadałam Ci pytanie o autorstwo wpisu, który w RSS feedzie znalazłam podpisany jako „marcela”, an nie standardowo Styledigger (nomen omen). Czy można liczyć na Twoją odpowiedź?
O, nie widziałam, przepraszam! Teraz jeszcze wieksze zamieszanie, bo nie umiem się zalogować z komórki;) A Marcela pomaga mi m.in. w edycji postów – uploadzie wszystkich tekstów i zdjęć, edycji srodtytulow, dodaniu tagów (i czasem przecinków;)), więc w czytniku RSs pewnie się wystwietla jako osoba, która utworzyła wpis – w sensie podstrony, nie merytoryki. Ale nakłaniam ja też żeby coś gościnnie napisała, bo jest najlepsza polecaczka filmów na świecie.
Dziękuję za odpowiedź. Miłego dnia!
Cudowne wspomnienia :)
Pieczona rzodkiewka?! Pierwsze słyszę :))
Inspiracja ogromna! Świetne zdjęcia, aż chce się tam być :)
Czy uzdrowisko Sokołowsko (pod Wałbrzychem, zdaje się) to nie to miejsce w którym bywał car rosyjski dla poratowania zdrowia? Tam jest podobno świetny mikroklimat dla leczenia angin i innych zapaleń oskrzeli.
Ha! Może jesteśmy działkowymi sąsiadkami? ;)
Miło wiedzieć, że nie jestem jedyną osobą na świecie, która lubi jesień ;-)
cieszę się, że poznań Ci się podobał! pewnie za dużo czasu nie miałaś na spacerowanie, ale ogólnie to ja zapraszam na citybreak, z oprowadzaniem like a local. tak w ogóle to zajrzałam na moment na Twoje spotkanie (jeśli słyszałaś taki stukot obcasów za sobą, to byłam ja! ;d), ale nie mogłam zostać.
i o co chodzi z tym słonecznikiem? proszę o wytłumaczenie dla niezorientowanych ;)
Joanno
Jaką ty masz niezwykłą zdolność opowiadania o pięknie zwyczajnych chwil. Slow life płynie chyba w twoich żyłach :).
Wspaniale celebrowałaś to lato.
Pozdrawiam
Po tych zdjęciach mam wrażenie, że prowadzisz życie jakie ja chciałabym prowadzić jak już będę duża i samodzielna :D
Asiu, wspaniały (kolejny) wpis. Zawsze jak mam wolną chwilę wpadam do Ciebie, bo uwielbiam jak wprowadzasz swoimi wpisami odrobinę melancholii i sentymentalnej atmosfery. Odpoczywam przy Twoim blogowaniu :)
Czy ten domek w paseczki to Costa Nova czy mi się zdaje?
Piękne i inspirujące wspomnienia z wakacji! Też marzę o odwiedzeniu Lizbony i Porto. A, że w tym roku rozpoczęłam – mam nadzieję długą- przygodę z tanimi lotami i po raz pierwszy odwiedziłam Ateny- może się uda. Fajnie było zobaczyć te wszystkie miejsca z podręczników do historii. A to tylko rozbudziło mój podróżniczy apetyt;) Pozdrawiam Asiu- Asia ;)
Piękne zdjęcia i pewnie jeszcze piękniejsze wspomnienia. A ja lato spędziłam w biurze, nie licząc jednego czerwcowego tygodnia urlopu :) szczerze zazdroszczę tyyylu podróży
Piękne lato, intensywne… podziwiam radość z jaką witasz jesień, ja wciąż tęsknię za ciepłym wiatrem i… zapachem siana. Tak, to właśnie ten zapach kojarzy mi się z dzieciństwem i wakacjami spędzanymi u babci, na podlaskiej wsi. Wdzięczny post – przeczytałam i się rozmarzyłam… pozdrawiam :)
Twój wpis czytało mi się jak opowiadanie przeplatane dużą ilością pięknych zdjęć :) Super!
Widać, że bardzo Kochasz swojego pieska :)
Ja też jestem niezwykle ciekawa czy mój piesek był już kiedyś nad morzem. Ostatnio udało mi się go zabrać (uwaga uwaga!) na kajaki! I to był chyba jego pierwszy raz :) Pływaliśmy na Pilicy i było fantastycznie. Obawiałam się czy będzie chciał wejść „na pokład”, ale po 2 minutach czuł się jak w domu. Próbowałaś już kiedyś sportów wodnych z Chrupkiem?
Ja już tęsknię za latem, za ciepłym słońcem i morzem…Jak zawsze przepiękne zdjęcia i bardzo ciekawy wpis podsumowujący wakacje. Pozdrawiam i życzę dużo słońca :-)
Bardzo inspirujący czas!
Asiu, kiedy pojawi się „przewodnik”po Porto ? czekam niecierpliwie!:)
Super zdjęcia! :-)
Przyjemnie ogląda się je w październiku ;-)
Pozdrowienia!