Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Jak zorganizować podróż samodzielnie – a raczej jak to robię ja

Jak zorganizować podróż?

Ten post i tak jest nieprzyzwoicie długi, więc przejdę od razu do rzeczy. Dziś opowiem Wam, możliwie konkretnie i praktycznie, o tym jak zorganizować podróż, a raczej jak to wygląda u mnie.

Właśnie podjęłam decyzję, że chciałabym gdzieś pojechać. Co po kolei robię?


Wybór miejsca i terminu, zakup biletów


Jestem elastyczna przynajmniej co do jednej z tych rzeczy. Sama zarządzam swoim czasem pracy, więc mam trochę łatwiej, ale zwykle jadę z kimś, kto pracuje na etacie, jak mój brat czy mój chłopak. Wtedy albo najpierw kupujemy bilety, a potem ktoś wyznacza sobie urlop w odpowiednim terminie (u mojego brata to zawsze możliwe), albo dostosowujemy cel podróży do zaklepanego wcześniej terminu urlopu – wybieramy miejsce, które wydaje nam się ciekawe, a do którego akurat można kupić w miarę niedrogie bilety.

Bilety kupuję na dwa sposoby. Albo monitoruję Fly4Free (w okresie polowania na bilety włączam sobie powiadomienia ich Facebookowej strony albo dodaję ich do Feedly) albo sprawdzam w porównywarce cen (Kayak albo SkyScanner) najlepsze ceny i terminy w dane miejsce.

Korzystne oferty znikają błyskawicznie, dlatego staram się do nich szczególnie nie przywiązywać. W 2013 roku mieliśmy w planie podróż do Kambodży, ale w ostatnim momencie zniknęły bilety. Zamiast tego pojechaliśmy do Peru i było fantastycznie.

Warto pamiętać o dodatkowych kosztach, które mogą wiązać się z super tanimi biletami – bilet na pociąg z odległego lotniska, nocleg w miejscu przesiadki czy po prostu czas. Czasem warto dorzucić kilka stówek i dostać się gdzieś wygodnie.

Staram się jeździć poza szczytem turystycznego sezonu. Rewelacyjnie wspominam wrześniową podróż na Islandię – było dużo taniej, niż normalnie i zupełnie, ale to zupełnie pusto.


Zbieranie informacji


To mój ulubiony etap planowania podróży. Informacji o tym, co chciałabym zobaczyć w danym miejscu szukam na:

  • portalach podróżniczych – sprawdzam strony państw czy konkretnych miast na TripAdvisor, WikiTravel i LonelyPlanet, a potem wybieram konkretne miejsca czy atrakcje i doczytuję o nich na forach.
  • blogach – odszukuję posty ulubionych blogerów, które zapamiętałam, wpisuję w google frazy jak “XYZ travel blog” czy “XYZ travel tips blog”. Jeśli szukam konkretów, wpisuję na przykład “best way to get from X to Y” – w ten sposób znaleźliśmy alternatywną drogę dotarcia do Macchu Picchu w Peru, która była świetnym przeżyciem i kosztowała nas 10 razy mniej, niż turystyczny pociąg. Zawsze sprawdzam też listy potraw, które warto w danym miejscu zjeść.
  • w aplikacjach – wiele państw ma fantastyczne podróżnicze aplikacje, które pokazują atrakcje w pobliżu, mapę campingów, drobne ciekawostki itp. W Australii świetnie sprawdziła się nam WikiCamps. Dużo dobrego słyszałam też o Spotted by Locals. Znajdziemy je wpisując w Google na przykład “best XYZ travel apps”. Żeby ich używać na miejscu, będziemy potrzebować lokalnej karty SIM – najlepiej sprawdzić wcześniej w Internecie, jaka sieć oferuje najlepsze pakiety.
  • mediach społecznościowych – przeglądam Pinterest i hashtagi na Instagramie, związane z danym miejscem
  • pytam znajomych – piszę do ludzi, którzy odwiedzili dane miejsce albo proszę o polecenia na Facebooku.

 

Kiedy mam już pozbierane informacje o ciekawych miejscach i aktywnościach, zastanawiam się, które pasują do mojego stylu podróżowania. Każdy z nas ma rzeczy, które interesują go mniej lub bardziej. Bardzo wierzę w podróżowanie po swojemu, gdzie nie ma żadnych punktów obowiązkowych. Myśląc w ten sposób, możemy rozlokować swój czas i budżet w dużo bardziej satysfakcjonujący sposób. Po prostu zastanówmy się, na czym tak naprawdę w podróży zależy.

Mnie nie zależy/nie wydaję na: wielkich muzeach ze znanymi dziełami i tłumem ludzi (spokojnie mogłabym się obyć bez zwiedzania Luwru), wszelkiego rodzaju wieżach widokowych, ważnych historycznych punktach typu kupa kamieni w miejscu, gdzie 1000 lat temu spotkało się trzech ważnych ludzi, alkoholu i pamiątkach

Zależy mi/wydaję na: komfortowych noclegach (to nie musi być pięciogwiazdkowy hotel, ale nie śpię w wieloosobowych pokojach w hostelach), przygodowych aktywnościach (trekking po dżungli, podglądanie pingwinów), pięknie przyrody, dziwacznych ciekawostkach, fajnych miejskich inicjatywach, dobrym jedzeniu

p2 Maroko, 2012

Kiedy mam już zbiór interesujących mnie punktów, wykreślam przynajmniej jedną trzecią. Staram się unikać podróży, które polegają na bieganiu od jednego punktu do drugiego w wiecznym pośpiechu. Lubię mieć czas na delektowanie się klimatem miejsca, czytanie książki nad rzeką, jeśli najdzie mnie taka ochota, nieśpieszne śniadanie. Bardzo walczę, by nie dać się podróżniczemu FoMO i wychodzę z założenia, że jeśli dane miejsce mi się spodoba, to przecież zawsze mogę przyjechać tam ponownie.

Plan staram się mieć w miarę luźny także po to, by być otwartą na różne pojawiające się po drodze możliwości – a to przeczytane w barze ogłoszenie o ciekawym spacerze  z przewodnikiem, a to znaleziony na lokalnym portalu festiwal regionalnego jedzenia.


Bookowanie noclegu


Kiedy mam już punkty, które chciałabym odwiedzić, i ułożę je w sensowną logistycznie trasę, rozpoczynam szukanie noclegów. Najczęściej sporo się przemieszczam i bookuję tylko kilka pierwszych, a jeśli planuję do przodu, to zawsze z opcją odwołania rezerwacji. Najcześciej wybieram Booking.com, zdarzyło mi się też korzystać z Airbnb, gdzie wynajmujemy mieszkanie czy pokój od prywatnej osoby, mieszkałam w kamienicy w Marsylii i było super.

Nie szukam jak najtańszej opcji, podróż to dla mnie całościowe doświadczenie i nie chcę, żeby zepsuło mi go chrapanie pijanych studentów na łóżku obok. Najczęściej wybieram małe pensjonaty albo agroturystyki, jeśli jestem poza miastem, czasem pokoje dwuosobowe w fajnych hostelach. Staram się balansować koszty – w tańszych miejscach wybieram lepsze noclegi, w droższych tańsze. W potwornie drogiej Australii zdecydowaliśmy się na spanie w camperze (a właściwie vanie) i był to absolutnie genialny pomysł.

p3

Australia, 2016


Pakowanie i elektronika


O tym, jak się pakować, pisałam osobnego posta, i to całkiem niedawno – zerknijcie.

Dużym wyzwaniem była dla mnie zawsze elektronika, ale opracowałam system, który dobrze się u mnie sprawdza.

Zabieram telefon i Kindle’a zamiast książek (mają wspólną ładowarkę), aparat z jednym obiektywem i lekkiego laptopa (do sprawdzania trasy na bieżąco, okazyjnego odpisania na ważnego maila itp.). Do tego uniwersalną przejściówkę do prądu i powerbank. Wszystko wożę w bagażu podręcznym, w solidnych futerałach.

Mam lustrzankę, bo to aparat, którego używam do pracy, ale w innym wypadku wybrałabym lekki bezlusterkowiec. Z pamiątkowymi zdjęciami świetnie poradzi sobie też większość smartfonów.

Którąkolwiek opcję wybierzecie, pamiętajcie żeby dobrze poznać opcje aparatu i porobić jak najwięcej zdjęć przed wyjazdem. Nie ma nic gorszego, niż piękne ujęcie stracone przez brak obycia z aparatem – a zdarza się to bardzo często, bo zbliżająca się podróż to popularny impuls do zakupu nowego sprzętu.

p1

Peru, 2013


Bezpieczeństwo


Pierwsza ważna rzecz to ubezpieczenie – ja zawsze wykupuję je online, bo nie chce mi się ruszać z domu, i drukuję polisę.

Kolejna to szczepienia – jeśli jedziemy w jakieś bardziej “egzotyczne” miejsce, upewnijmy się, czy potrzebne są jakieś szczepienia i jak dużo wcześniej należy je zrobić.

Warto też zrobić ksero dowodu i paszportu i wysłać je sobie na maila.

p4

Paryż, 2012 


Finanse


Jeśli chodzi o finansowanie podróży, świetne posty napisali specjaliści – Michał z Życie jest piękne (post pierwszy i drugi), Łukasz Supergan i Magda z Career Break. Ja od siebie dorzucę tylko tyle, że odkąd pod wpływem bloga Jak Oszczędzać Pieniądze zawsze mam na koncie spore oszczędności, pieniądze na rozsądną liczbę podróży przestały być problemem. Nie wydaję za to na wiele innych rzeczy, na które ludzie zwykle wydają pieniądze, ale o tym opowiem Wam przy innej okazji.

Fajnie też się u mnie sprawdza opcja automatycznego oszczędzania, czyli dodatkowego rachunku, na który trafiają zaokrąglone końcówki z płatności kartą czy przelewów – w zależności od banku nazywa się to SmartSaver, MSaver, Autooszczędzanie itp. To mój fundusz na bilety lotnicze. Dzięki niemu nie muszę uszczpulać moich “głównych” oszczędności i pamiętam o tym, że wakacje to coś, co mi się należy i o czym muszę pamiętać – jak suma zaczyna się robić poważna, zastanawiam się, kiedy ostatnio gdzieś wyjechałam. To głupotka, ale dobrze wpływa na moje nastawienie.

Bardzo ważnym aspektem, który często traktujemy po macoszemu, jest wymiana walut. Nie cierpię nosić przy sobie gotówki i najczęściej płacę kartą, a w razie potrzeby wypłacam na miejscu pieniądze z bankomatu, polską kartą, płacąc często spore prowizje. To przykład tego leniwego i kompletnie nieopłacalnego podejścia – jak policzyłam wszystko na potrzeby tego posta, doszłam do wniosku że najwyższa pora na zmianę.

Bardzo dobra analizę tematu przygotował Michał Szafrański na swoim blogu. Zna się na tym dużo lepiej niż ja i opisuje mnóstwo myków stosowanych przez banki, na które należy zwrócić uwagę, by uniknąć dodatkowych opłat.

Jedną z opcji, które przedstawia, jest korzystanie z usług internetowych kantorów, w połączeniu z kartą podłączoną do konta w obcej walucie. Teoretycznie od dawna wiedziałam o istnieniu kantorów internetowych, ale dopóki nie napisał do mnie InternetowyKantor.pl, partner dzisiejszego wpisu, nie rozumiałam jak tak do końca działają.

Sprawa faktycznie może wydawać się skomplikowana – żeby wymienić pieniądze online, potrzebujemy dwóch rachunków bankowych – jednego w złotówkach, jednego walutowego. Ten drugi można za darmo założyć na przykład w mBanku.

Potem zakładamy konto w InternetowyKantor.pl, uzupełniamy dane i wymieniamy pieniądze. Jeśli mamy więcej czasu, możemy przyczaić się na wyjątkowo korzystny kurs. Pieniądze w wybranej walucie pojawią się na naszym koncie w terminie od 15 minut do 3 dni – warto więc zadbać o wymianę odpowiednio wcześniej.

Ile możemy zaoszczędzić w stosunku do tradycyjnych kantorów, nie wspominając już o tych na lotniskach, które pobierają dużo większą prowizję? To zależy, ale orientacyjnie około 8 procent. Tutaj możecie przeliczyć sobie aktualny zysk dla konkretnej sumy wybranej przez Was waluty.

ik

Kiedy mamy pasujące do waluty danego kraju konto (EUR, USD, GBP), możemy bez problemu płacić naszą kartą walutową na miejscu, nie ryzykując niekorzystnego kursu czy podwójnego przewalutowania albo wypłacać gotówkę z bankomatów. Nie musimy też martwić się o noszenie ze sobą dużej ilości gotówki.

Bardzo żałuję, że nie wiedziałam o takiej możliwości, kiedy mieszkałam w Anglii – bardzo ułatwiłoby mi to przesyłanie sobie pieniędzy czy odbieranie płatności od rodziców.

Jeśli wybieracie się na wakacje albo z jakiekogolwiek innego powodu chcecie wymienić walutę, korzystając z tego linku dostaniecie zniżkę na 1000 jednostek dowolnej wymienionej waluty w InternetowyKantor.pl – będziecie mogli je wymienić po kursie średnim, oszczędzając ok. 1,5 gr na każdej jednostce waluty. Od stawki, która i tak jest dużo korzystniejsza, niż w tradycyjnych kantorach.


Relaks


Na koniec najważniejsze – nie zapominajmy, że na wakacjach jesteśmy po to, żeby odpoczywać! Pozbądźmy się zbędnych oczekiwań, jeśli któryś punkt planu nie wypali, spokojnie znajdźmy mu zastępstwo albo po prostu powłóczmy się po ulicach, no i bądźmy otwarci na nowe możliwości.

Zamiast oceniać, podchodźmy do wszystkiego z ciekawością. Próbujmy nowych rzeczy i nieznanych smaków.

Ale jeśli najbardziej lubimy leżeć z książką nad ukochanym jeziorem, to nie dajmy się presji wrzucania na Facebooka zdjęć z mongolskich bezdroży i wybierzmy taki rodzaj spędzania urlopu, jaki najlepiej nas relaksuje.


Wiem, że są osoby dużo lepiej zorganizowane, niż ja, jeśli chodzi o podróże. Jeśli macie przetestowane wskazówki, sprawdzone tricki, jak zorganizować podróż sprawnie i rozsądnie cenowo, to dajcie koniecznie znać w komentarzu – sama chętnie skorzystam.


Nudzi Ci się w podróży? Mam idealne rozwiązanie!

[sc name=”Banner”]

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

66 thoughts on “Jak zorganizować podróż samodzielnie – a raczej jak to robię ja”

  1. Hej Asiu, mam pytanie o Australię :) składaliście podanie o wizę turystyczną elektronicznie? I z tego co się orientuję Polaków obsługuje wizowo ambasada australijska w Berlinie?

    1. Tak, wszystko online, bez żadnych problemów dostaliśmy wizę w jeden dzień, po wypełnieniu standardowego formularza – nie zwróciłam uwagi, kto wystawiał, był chyba po polsku, ew. po angielsku.

      1. Informacja ze strony Ambasady Australijskiej w Warszawie:
        ,,Ambasada Australii w Polsce, z siedzibą w Warszawie, nie rozpatruje wniosków o wizy lub obywatelstwo. Petenci z Polski mogą skladać swoje wnioski wizowe online poprzez elektroniczny system ‘’evisa’’, wysyłając je do odpowiednich oddziałów Departamentu Imigracji i Obywatelstwa w Australii lub w Ambasadzie Australii w Berlinie.”

        http://australia.pl/wsawpolski/Visas_and_Migration.html

  2. Korzystając z okazji chciałam zapytać, czy Asiu byłaś w Rzymie i możesz polecić miejsca konieczne do zobaczenia, a nie-przewodnikowe? A może któraś z czytelniczek? Wybieram się we wrześniu na tydzień. Co do bliższych podróży – zainspirowałaś mnie i wyruszam na Podlasie za 2 tygodnie :)

      1. Najbardziej popularne atrakcje sobie daruję, ale z ciekawostek dodam, że warto wybrać się pod pewne drzwi, gdzie przez dziurkę od klucza jest widok na Watykan :) Nie pamiętam dokładnego adresu, ale jeśli wpiszesz w Google: „dziurka od klucza Rzym” to na pewno go znajdziesz :) Miłej podróży!

    1. Jeśli chodzi o Rzym, byłam w maju i z całego serca (oprócz Rzymu Starożytnego, czyli Palatyn, Forum Romanum i Kolosemum – mimo większej liczby ludzi punktów obowiązkowych moim zdaniem) polecam ci Galerię Borghese! Bilety zamawia się tylko online i co najmniej dwa tygodnie wcześniej, żeby były miejsca, na konkretny termin i konkretną godzinę. Dzięki temu wchodzimy do pięknego budynku, w którym w tym samym czasie znajduje się jakieś 20-30 osób, nie wiem dokładnie, ale na pewno nie więcej. Dzięki takiemu systemowi nikt nie wchodzi sobie w drogę, jest cisza, spokój, a ludzi akurat tyle, że nie przeszkadzają sobie nawzajem. Coś fantastycznego – dopiero wtedy naprawdę poczułam, co to znaczy podziwiać sztukę całą sobą, bez cykających dookoła foty Chińczyków. A podziwiać jest co – najsłynniejsze rzeźby Berniniego, dzieła Caravaggia i wiele innych. We fresk na suficie w pierwszej ogromnej komnacie wpatrywałam się dobre pół godziny.

      W przypadku Watykanu polecam Zamek św. Anioła, na który wybrałam się z siostrą przypadkiem w sumie (niecałe 10 minut piechotą od placu św. Piotra). Moim zdaniem fajne, przyjemne miejsce do zwiedzenia, posiadające na którymś piętrze kawiarenkę z dwuosobowymi stolikami tuż przy murze, każdy z widokiem prosto na Rzym. Warto usiąść i napić się tam espresso – niesamowity wrażenia. Piętro wyżej jest też taras widokowy, może nie tak wysoki jak ten z kopuły Bazyliki, ale ludzi o wiele mniej, a i cały Rzym widać (byłyśmy około godziny 16-17). Bilet 5 euro dla uczniów, chociaż nie musiałyśmy pokazywać legitymacji ani nic, wpuścili ledwo zerkając na dowód ;)

      1. Zgadzam się z poprzedniczką – Galeria Borghese to miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia, nie tylko dla miłośników sztuki. Willa położona jest w pięknym parku, a samo muzeum faktycznie jest bardzo kameralne, myślę, że to jedno z paru miejsc, które naprawdę oddają atmosferę Rzymu. Bardzo ciekawym miejscem jest wzgórze Awentyn, okolica naprawdę zaciszna i urokliwa. Warto tam zobaczyć kościół Santa Sabina, no i przede wszystkim bardzo nietypowy punkt widokowy na Piazza Cavalieri di Malta – są tam zamknięte drzwi z dziurką od klucza, przez którą widać Bazylikę Św. Piotra, naprawdę super wrażenie to robi :)

    2. Polecam uliczkę na Awentynie, via di Santa Sabina. Urokliwa bazylika Świętej Sabiny, a przy niej cudowny Ogród Pomarańczowy z piękną panoramą miasta. Wspaniałe miejsce, żeby odpocząć od miejskiego zgiełku. Kilka kroków dalej, przy tej samej ulicy kościół Św. Aleksego, a w dalszej części ulicy słynna „dziurka od klucza” z widokiem na Watykan. Z innych „atrakcji” – lody w Lemongrass gelato przy stacji metra Ottaviano (Watykan) albo w Della Palma przy Panteonie (Via della Maddalena)

    3. Ze swojej strony mogę polecić Ostię – zarówno miasto antyczne jak i plażę, położone dosłownie kilkanaście minut pociagiem z centrum Rzymu. :) Natomiast co do Awentynu, nie tylko dziurka od klucza! :D z Ogrodu Pomarańczowego (Parco Savello) widać panoramę Rzymu w pełnej krasie :) ja byłam tam w czerwcu, więc uroku dodawały owocujące drzewka. No i polecam szczerze spacer po mieście nocą.

  3. My w tym roku wybiermy się do Indonezji, dokładnie za miesiąc! – pierwsze wspólne długie wakacje, pierwsza wyprawa poza Europę więc przygotowania zaczęliśmy z dużym wyprzedzeniem. Dużo punktów pokrywa się z Twoim postem dodałabym jedynie:
    – zorientowanie się w opcjach zniżek (z kartą euro26 można uzyskać nawet 50% przy wejściówkach do znamych obieltów)
    – przygotować apteczkę – podstawowe leki dostępne u nas, a zagranicą już niekoniecznie – węgiel aktywny, paracetamol, cos n alergię i porządne krople do oczu (to taki lifehack na klimatyzację i długie godziny w samolocie)
    – poszukać sprzymierzeńców/swoich wśród lokalsów, którzy np mają agencję czy biuro podróży i zaoferują bezpieczne wyprawy w dobrej cenie

    1. Co do kropli do oczu się zgodzę, bo Indonezyjczycy nie ogarniają co to jest. Ale paracetamol kupisz w każdej najmniejszej wiosce (denga ;)). Podobnie z lekami na biegunkę – lepiej sprawdzają się lokalne specyfiki. To, co na pewno radzę wziąć to maść Salcoseryl (bezbiałkowy dializat z krwi cieląt) w żelu – nic innego nie wygoi tam ewentualnych ran, a to tworzy lekką powłokę, która osłania ranę od brudu. Mam spore doświadczenie w gojeniu ran w tropikach, więc wiem co mówię, a na skuter pewnie wsiądziecie, więc tym bardziej ;)
      Z lokalsami uważajcie, bo Indonezyjczycy są dość słabi w organizowaniu wycieczek – często wiele biur podróży zwozi turystów na kupę i cały klimat pada. Skoro jedziecie pierwszy raz domyślam się, że raczej spędzicie czas na bardziej cywilizowanych wyspach, typu Jawa czy Bali, więc radzę poczytać i organizować samemu – przy okazji Was nie oskubią, bo też lubią to robić :)

  4. 1. Zawsze sprawdzam na mimoa.eu czy tam gdzie jadę są jakieś ciekawe współczesne obiekty albo przestrzenie publiczne. Można tam wybrać interesujące nas punkty i wygenerować swój własny przewodnik.
    2. Podczas mieszkaniu w akademiku nauczyłam się spać w zatyczkach do uszu i mieszkać w spartańskich warunkach, więc nie roztkliwiam się nad sobą i śpię w hostelach. Albo u znajomych. Mój jedyny warunek to czystość i bliskość miejsc do zwiedzania.
    3. Kilka razy kupowałam mapę danego miasta, ale potem odkryłam znacznie mądrzejsze rozwiązanie – biorę darmowa mapkę z punktu informacji albo generuję sobie z googlemaps. Najczęściej poruszam się po centrum miasta, więc całe obrzeża naprawdę nie są mi potrzebne. A walka z gigantyczna płachtą mapy podczas wiatru do przyjemnych nie należy :)
    4. Kompletnie nie przywiązuję wagi do lokalnego jedzenia, wręcz przeciwnie – jestem bardzo wybredna i nie lubię wielu smaków (chociażby potrawy azjatyckie i jakiekolwiek egzotyczne, curry i cokolwiek ostrego przez gardło mi nie przejdzie). Owoce, soki – tak. Zgniła ryba z puszki, tłuste bekony i nieścięte jaja – nie :) Dlatego część jedzenia biorę ze sobą i szukam miejsc, gdzie na 100% coś przełknę. Metalowy kubek, grzałka i herbata to mój must have ;)
    5. Z walutami bywa różnie. Zazwyczaj wymieniam, ale jak zwiedzałam Skandynawię to płaciłam wszędzie kartą. Nie wiedziałam jak oszacować ile w danym kraju będę potrzebowała pieniędzy, a nie chciałam tracić czasu na wymianę jednych koron na drugie, albo zostać z kilkoma banknotami z każdej waluty. A jak bank, w którym mamy konto, jest zagraniczny, to zdarza się, że można wypłacić gotówkę z bankomatu bez prowizji (tak miał UniCredit, u nas Pekao SA, ale nie wiem czy ma dalej).
    6. Zawsze mam dwie karty do aparatu i dwie, trzy baterie. Robię dużo zdjęć, bo zakładam, że jest wiele pięknych miejsc na świecie i niekoniecznie będę wracać drugi raz w to samo miejsce.
    7. Zawsze staram się wynotować kilka użytecznych zwrotów czy słówek z danego kraju. Albo biorę rozmówki, jak akurat takowe mam. Nie wszędzie angielski jest mile widziany, we Włoszech tubylcy woleli jak kaleczyłam ich rodzimy język i bardzo ochoczo mi pomagali :) We Francji poza Paryżem mogłam sobie zupełnie angielski darować…
    8. Podróżuje raczej intensywnie, ale każdego dnia rezerwuje sobie czas na odpoczynek. A jak mogę to planuje sobie na zmianę bardziej i mniej intensywny czas.
    9. Co się da, to kupuję wcześniej przez neta, rezerwuje i drukuje w domu. Chodzi mi o bilety i wejścia do niektórych miejsc, po co tracić czas na stanie w kolejce.
    10. Papierowy przewodnik – lubię i korzystam, chociaż mało jest takich, które są na prawdę fajne (wtedy już lepiej jechać bez). Albo kupuje, albo pożyczam od kogoś, albo z biblioteki. Moim zdaniem podróżowanie z przewodnikiem i mapą zamiast tabletu i gpsa ma swój klimat i bardzo mi odpowiada. Książek nie biorę w ogóle, czasem krzyżówki do samolotu / pociągu. Czytam przewodnik albo delektuję się otoczeniem i ludźmi w okół.
    A tak poza tym to część rzeczy pokrywa mi się z Twoimi :) Automatyczne oszczędzanie muszę koniecznie przetestować. Pozdrawiam!

      1. Bardzo polecam też zapisywanie różnych atrakcji za pomocą dodawania gwiazdek. Te punkty wyświetlają się później na każdym urządzeniu zalogowanym do danego konta Google. Nasi znajomi stworzyli swoją 'zagwiazdkowaną’ mapę Tokyo na specjalnie stworzonym koncie i teraz tylko czekamy, aż ją wykorzystamy w marcu :)

  5. W podróżowaniu najbardziej lubię po prostu bycie w miejscach – siedzenie w kawiarniach, parkach, niespieszne spacery. Mam swoje ulubione miasta, do których wracam po kilka lub kilkanaście razy. To dziwne uczucie – znam te miejsca lepiej niż przeciętny turysta, ale znacznie gorzej niż miejscowi. (Dodatkowy plus – jeśli zostaje mi jakaś gotówka w obcej waluie, to się nie martwię, bo wiem, że wykorzystam następnym razem.) Mimo to moim największym grzechem pozostaje tworzenie planu, który ignoruje fakt, że doba ma 24 godziny. Czasem trudno mi uświadomić sobie, że dzień w podróży trwa tyle samo, co dzień w domu i nie można zaplanować więcej niż zwykle.

  6. Joasiu, napisz proszę na jakich sprawunkach życia codziennego oszczędzasz, na które zwykli śmiertelnicy wydają krocie.
    Wydaje mi się, że to może być bardzo kształcący post.

    1. To nie chodzi o jakieś tajne sposoby, tylko o priorytety, kiedyś na pewno o tym napiszę. Dla przykładu – jeżdżę samochodem, któremu w tym roku stuknęła osiemnastka, nie piję alkoholu, kaw na mieście (ani nie na mieście:)), zakupy odzieżowe robię sporadycznie i najczęściej w sh, nie mam potrzeby kupowania drogich torebek czy szminek ani elektronicznych gadżetów. Ale za to wydaję pieniądze na podróże, i to niekoniecznie w najtańszym możliwym wydaniu, na jedzenie (w tym zakupy spożywcze, chociaż dobrze je też organizuję i zamawiam z listą raz na tydzień), aktywności typu kurs pisania czy psia szkoła, przyjemności typu masaże itp. Po prostu zastanawiam się na czym mi zależy i nie wywalam bez sensu kasy na resztę.

      1. Hm….”nie piję kaw na mieście…” – czytam Twojego posta od mniej więcej stycznia i jak zauważyłam w co drugim /trzecim jest fotka z jakiejś kawiarni/baru gdzie jesteś na śniadaniu…. to przecież spory wydatek takie śniadanie na mieście!

        1. Napisałam, że nie piję kaw – w Costach, Starbuniach itp. A śniadania na mieście bardzo lubię, zwłaszcza w weekendy, ale nie jem ich ani co drugi, ani co trzeci dzień.

      2. Niestety, nie mogę się zgodzic, że jeżdzenie starym samochodem to oszczędność…Może masz bardziej szczęsliwy model :)
        Kiedy nasze stare autko dobijało do pełnoletności, zaczęło sie masowo sypać…co miesiąc wydatek na naprawę rzędu 1000-1500 zł. Kiedy kupiliśmy autko nowe, z salonu, nie z najwyzszej półki, ale na gwarancji- na kredyt 0% – mogę wreszcie powiedzieć, że oszczedzam.
        I szczerze, własnie z powodu oszczędności kupię nowe autko za rok-dwa. Bo dopłaty różnicy nie powinnam odczuć tak strasznie, ale przez dwa lata wydałam kasę TYLKO na przeglądy. I ja tu upartuję oszczędności.

        1. Tak, psujący się samochód na pewno jest droższy niż niepsujący się samochód – mój na szczęście należy do tej drugiej kategorii, tfu tfu odpukać. Wiadomo, że awarie się mu zdarzają raz na jakiś czas, ale nie częściej niż w nowych samochodach moich rodziców. PS Tylko na przeglądy + rata kredytu:) Myślę, że mniej chodzi o zgadzanie się albo niezgadzanie, bardziej o znalezienie najbardziej korzystnej DLA NAS opcji.

  7. Może coś więcej na temat tego oszczędzania? :) chętnie przeczytam Twoje wskazówki, na czym oszczędzasz itp pozdrawiam

  8. Zawsze w podróżach niepokoi mnie poradzenie sobie z językiem. Niby wszędzie można dogadać się po angielsku, ale w praktyce np. w malutkich miasteczkach czy w egzotycznych krajach może to być spora przeszkoda.

      1. To zalezy gdzie ;) Ja mieszkam teraz w Chinach i juz dawno temu zrozumialam ze tutaj bez choćby podstaw chinskiego (albo znajomego Chinczyka), mozna zwiedzać jedynie miejsca typowo turystyczne. W pierwszej lepszej lokalnej knajpce za rogiem menu będzie wisialo na scianie zapisane chinskimi znakami, a kelner powie tylko „baj baj”, bo ten zrot jest juz w języku chinskim od dawna :D
        To samo stalo się w Korei Poludniowej. W wielu miejscach Seulu (na przyklad na popularnym targu rybnym), nikt nie mówil po angielsku, a mozna bylo znaleźć starsze osoby mówiące po chinsku (grupa etniczna chaoxian czyli Koreanczycy, którzy urodzili się w Chinach). Azja Poludniowa za to radzi sobie zdecydowanie lepiej bo na Filipinach, w Malezji czy Indiach praktycznie kazdy zna angielski ;)

    1. Też mi się wydaje, że to nie problem, bo każda osoba, dla której będziesz potencjalnym klientem zrobi wszystko żeby się z Tobą porozumieć ;) No i ogólnie ludzie są raczej mili, zawsze się znajdzie jakaś pomocna dusza, która poświęci czas by wytłumaczyć coś językiem gestów. A jeśli tylko jest to możliwe, to polecam zaopatrzyć się w lokalną kartę sim, wykupić pakiet internetu mobilnego i za jego pomocą próbować coś sklecić. Opcją jest też zainstalowanie translarota na telefonie. Odwagi!

      1. z tego co wiem to własnie w wspomnianych wczesniej Chinach ludzie na ogoł nie sa specjalnie mili ani przejęci obcokrajowcami, słyszalam wręcz wiele opowieści o chamskich tubylcach. Swoja droga jak nie nagielski, to francuski warto znać, takie kraje jak Laos i Birma w Azji a Maroko w Afryce dzieki temu są latwe do zwiedzania;)

      2. No właśnie nie do końca. Poza stolicami jest to problem, w małych miejscowościach to kosmiczny problem. W miejscowości Rouen nikt, od pani w informacji kolejowej po kilkadziesiąt osób zahaczonych o pomoc, nie chciało/nie potrafiło pomóc mi kupić bilet na pociąg. I skończyłam z wybieraniem na chybił trafił w automacie, gdzie jedyny język to francuski a ja nigdy nie uczyłam się tego języka… Menu tylko po francusku, wszelkie informacje i obsługa tylko po francusku. Zapomnij o angielskim.
        Ale w Polsce wcale nie jest inaczej, to nie tylko za granicą tak się zdarza :) Spotkałam kiedyś w centrum zapłakaną dziewczynę, bo od godziny próbowała zapytać się kogokolwiek o drogę po angielsku. Wszyscy uciekali, udawali, że jej nie słyszą…
        Także jak jedzie się poza miejscowości typowo turystyczne i stolice to warto mieć w zapasie rozmówki, translatora itp. Chyba że zwiedzamy Skandynawię, tam od dzieciaka do emeryta dogadasz się po angielsku ;)

  9. Google pozwala tworzyć mapy z różnokolorowymi pineskami i warstwami, więc założyłam „Mapę Wszystkiego”, gdzie zapisuję każde ciekawe miejsce, o którym usłyszę (jedzenie, kawiarnie, piękne widoki, różne dziwactwa, stare biblioteki, malownicze parki, targi staroci…). Potem jak odwiedzę jakąś okolicę, to sobie otworzę taką mapę i będę miała połowe planu zwiedzania (druga połowa to będą sztampowe atrakcje z przewodników – jednak lubię odhaczać i chyba by mnie skręciło, gdybym miała np. pojechać do Pizy i nie widzieć tej wieży).

  10. Bardzo ciekawe sposoby i w poście iw komentarzach!
    Ja polecam zajrzeć jeszcze na stronę Tomka Michniewicza, mnóstwo porad i pomysłów

    Co prawda większośc z nich mi się nie przyda, bo dalekie i egzotyczne podróże dopiero przed nami (mam nadzieję;) ), ale wyzwania organizacyjne mamy innego typu – właśnie się wybieramy z maluchami pod namiot w Bieszczady;)

    Pozdrawiam!

  11. Ja praktycznie za każdym razem korzystam z serwisu booking.com i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Również lubię planować podróże dużo wcześniej- zwłaszcza miejsca, które chcę odwiedzić, a blogi oczywiście są w tym bardzo pomocne :-)

  12. Ależ mi podpasowałaś tym wpisem akurat teraz! We wrześniu wyjeżdżam na Erasmusa do Porto i właśnie kilka dni temu założyłam konto walutowe, a dzisiaj musiałam dokonać przelewu w euro za mieszkanie, i gdyby nie Twój wpis, to pewnie leciałabym do kantoru z gotówką i wpłacała euro w banku (płacąc przy tym prowizję od wpłaty w banku). Bo niby też słyszałam o kantorach internetowych, ale nie wpadłabym jakoś na to, żeby takiego użyć. A dzięki Twojemu wpisowi już po krzyku, euro przelane, będę miała gdzie mieszkać :)

    A co do rad – czasami, raczej rzadko, ale jednak zdarza się, że booking chce więcej niż podaje strona hostelu/hotelu – bo np. nie uwzględnia jakiejś sezonowej promocji itp. Dlatego też przeważnie szukam noclegu przez booking, a gdy już wybiorę miejsce, szukam strony hotelu/hostelu i porównuję ceny. Przeważnie booking ma taniej, ale dwa tygodnie temu mój brat zaoszczędził 200zł kupując przez stronę hotelu, bo akurat była taka promocja dla rodzin z dziećmi, na którą się załapał.

  13. Swietny wpis! Ja co prawda wole oszczedzac na noclegach, a wejsc do najważniejszych muzeów- wynika to jednak z mojego zamiłowania do sztuki!

  14. Ten podlinkowany t-shirt jest genialny! :D Co prawda nie jechałam jeszcze w żadne bardzo egzotyczne miejsce, ale będę pamiętać na przyszłość! Ja co prawda przywykłam do oszczędzania na noclegach ale na jedzeniu już nie potrafię xD Bardzo Ci dziękuję za ten wpis, właśnie sama jestem na etapie planowania jednej z pierwszych samodzielnych podróży i wskazówki na pewno się przydadzą :) Poza tym zawsze interesowało mnie jak to wszystko załatwiasz :) No i na koniec – jeśli ktoś ma jakieś godne polecenia miejsca do zobaczenia na Korfu to chętnie posłucham!

    1. Stolica wyspy Kerkyra, Canal D’Amour w Sidari, obowiązkowo jakiś rejs, żeby móc podziwiać piękne widoki – np. rejs po wschodnim wybrzeżu z cudownym widokiem na Albanię.

  15. Widziałam, że ostatnio odwiedzilaś wiele ciepłych miejsc i dlatego chcialam zapytać jakie tkaniny polecasz na temperaturu 30+. Bardzo źle znoszę gorąco – już przy temperaturze 25 stopni jest mi bardzo gorąca i stale szukam ubrań, które choć trochę pomogą mi w takich temperaturach.

      1. A w skrócie: na pewno bawełna, len, wiskoza i raczej warto się zakrywać, niż odkrywać, no i dbać o przewiewność – luźna koszula z podwiniętymi rękawami to mój letni hit.

  16. Dzieki za ten post, właśnie planuje trekking w Nepalu (oj, na wlasna reke to wcale nie tak tanio wychodzi wtym wypadku, ale to juz inna kwestia) Koniecznie proszę napisz w jakimś kolejnym poście-na co nie wydajesz pieniędzy żeby wydawać na to co chcesz;) serio, jestem ciekawa bo chciałabym sie nauczyć bardziej rozsądnego gospodarowania moimi grosikami:). Ja właściwie korzystam z wielu tych wskazówek które tu podalaś, ale to z instagramem jest genialne (wlasnie weeszlam na hasztaga Annapurny, bomba:) Pozdrawiam serdecznie, stała, stara czytelniczka :)

  17. Następnym razem jak będę się wybierała na wakacje to wezmę pod uwagę Twój punkt o elektronice. Zawsze mam problem później z tymi ładowarkami, bo okazuje się że ja wzięłam i mój chłopak też. Dlatego są zdublowane, a jednak jakieś miejsce zajmują. Mało bo mało ale jednak. Ostatnio napisałam post o tanim podróżowaniu i zawarłam w nim też punkt o liniach lotniczych. Często bilety są w promocjach, jak kupimy wcześniej to też będzie taniej. Do tego bezpieczeństwo. Bez ubezpieczenia się już nie wybieram w żadną podróż, jedna sytuacja nauczyła mnie tego :)

  18. Bardzo ci dziękuję za ten post. Co prawda, mam dopiero 16 lat i to jeszcze za wcześnie na podróżowanie (czyt. nie zarabiam). Ale ten post, z pewnością, ułatwi mi planowanie wyjazdów w przyszłości. Bardzo dokładnie i obszernie to napisałaś:)

  19. Moja rada jesli chodzi o miejskie zwiedzanie to… ZGUBIC SIE! Ja zazwyczaj wybieram 2-3 obiekty/zabytki ktore chcialabym danego dnia zobaczyc a poza tym szwedam sie i wlocze – zawyczaj owocuje to niespodziewanymi znaleziskami (a to piekne, pokryte zielenia patio w centrum Wiednia, a to graffiti w Madrycie). I nie sprawdzac obsesyjnie google maps i internetowych aplikacji z recenzjami kawiarn i restauracji. Bec!

  20. Świetny post! Dziękuję! Mimo, że podróżuje dużo od dawna i myślałam, że jestem dobrze ogarnięta bardzo mi się przyda. Szczególnie ta część o szukaniu informacji w Internecie. Używam raczej papierowych przewodników, teraz poszukam też w innych źródłach. Moje przygotowania do podróży przebiegają nieco inaczej, bo mam też inne priorytety. Chyba jednak nie podrózuję żeby odpocząć, relaks preferuję w polskich górach, albo nawet w parkach w swoim mieście. Podróż jest dla mnie jakimś aspektem samokształcenia na pewno bliższym pracy niż odpoczynkowi. W miejscu, w które jadę interesuje mnie przede wszystkim sztuka i to jest ta rzecz, na której nigdy nie oszczędzam. Może napiszę w takim razie swoje wskazówki na temat zwiedzania muzeów, świątyń, architektury itp.
    Najpierw przygotowuję się teoretycznie. Czytam różne książki o historii, malarstwie, rzeźbie, religii czy mitologii danego miejsca, ale też książki, które wiem że są ważne dla jego mieszkańców jak najważniejszą literaturę czy księgi religijne. Dzięki temu łatwiej mi odbierać to co oglądam na miejscu, więcej rozumiem i po prostu nie jest to nudne. Oglądanie tysięcy greckich waz mogłoby być nie do zniesienia gdyby nie to, że nauczyłam się czytać historie, które na nich są zupełnie jak komiksy.
    Potem już z tą wiedzą wypisuje wszystkie miejsca, które chcę zobaczyć w kategoriach: muzea, budynki do, których chcę wejść i budynki, które chcę zobaczyć z zewnątrz. Zaznaczam je sobie na mapie i wypisuje godziny otwarcia, ceny biletów i terminy ewentualnych wystaw czasowych i ewentualnie darmowe dni zwiedzania. Szukam też ewentualnych zniżek typu muzeum pass, są one w większości miast, ale nie zawsze się wbrew pozorom opłacają jeśli ma się studencką zniżkę (np w Barcelonie kompletnie bez sensu, a w Berlinie zwraca się po trzech muzeach ). Po zebraniu tych wszystkich informacji czeka mnie najtrudniejszy moment, stworzenie najbardziej optymalnej czasowo i cenowo kombinacji. Stosuje wtedy kilka zasad jednocześnie, które razem tworzą niemal matematyczną łamigłówkę ale po pewnym czasie wyłania się z nich sensowny plan :
    1. Staram się korzystać z dni kiedy jakieś muzeum jest darmowe.
    2. Wykorzystuje cały czas otwarcia miejsc, które chcę zobaczyć czyli na odzielniej liście wypisuje miejsca, które są czynne wcześniej lub dłużej niż standardowo (w muzeach często są to konkretne dni, a w kościołach czy innych świątyniach pierwsze msze są czasami o 5 rano ) i zwiedzam je właśnie wtedy.
    3. Najdroższe miejsca w rozsądnej ilości wpisuje na ten dzień, kiedy mam muzeum pass, ale staram się nie brać go w te dni, kiedy jakieś inne miejsce jest za darmo.
    4. Zwiedzam miejsca położone w miarę blisko siebie jednego dnia, bo oszczędzam na komunikacji, ale spacer w ciągu dnia jest zawsze fajnym pomysłem, byle nie przez pół miasta.
    5. Staram się zmieniać temat tego co zwiedzam, na zmianę oglądać sztukę dawną i współczesną i nie robić dnia barokowych kościołów, bo na pewno przy piątym będę miała dość.

    To są moje główne sposoby planowania zwiedzania. Jeśli chodzi o pozostałe rzeczy to na noclegach akurat raczej oszczędzam, ale nie lubię bezdusznych hosteli dla młodzieży. Zazwyczaj wybieram najtańszą opcję i ona bardzo rzadko jest hostelem. W ten sposób spałam już w tradycyjnym japońskim domku na wsi pod Tokio, kempingu pod Rzymem w styczniu, czy w schronisku dla emigrantów z Afryki w Madrycie. Jeśli okazuje się, że nie mam kasy na jedzenie to zamiast przez cały wyjazd jeść w tanich barach z pizzą na wynos stosuje dwie skrajności. Pozwalam sobie na dwa trzy świetne obiady w restauracji, żeby spróbować lokalnej kuchni w jak najlepszym wydaniu, a pozostałe dni jem tanie owoce, orzechy, chleb itp. Na transporcie oszczędzam czasem w ten sposób, że jeśli odległość między miejscami, które chcę zobaczyć da się pokonać w jeden dzień a po drodze jest pięknie to robię to pieszo. Np. podróżując po Hiszpanii z Bilbao pojechałam tamtejszym regio kilka stacji do podnóża gór, cały dzień szłam przez góry, wieczorem zeszłam z drugiej strony do wioski i z niej już regio z innej prowincji dojechałam do Santanderu. Moim dniem na spacery po mieście i chłonięcie atmosfery jest poniedziałek, wtedy muzea są nieczynne. Do teatru zazwyczaj da się wejść na bardzo tanie wejściówki sprzedawane bezpośrednio przed spektaklem. Warto przyjść pół godziny wcześniej i ustawić się w kolejce.
    To chyba wszystko co w tej chwili przychodzi mi do głowy. Pozdrawiam z Toronto!

    1. Pstra Matrona – podoba mi sie Twoja opcja na nocleg – ja tez lubie zawsze wyszukac cos nietypowego – w Cuzco spalam w najcudowniejszym hotelu na swiecie – mial tylko 3 pokoje a jego wlasciciel stal sie naszym przewodnikiem po Peru! Z kolei w Bangkoku spalam w hotelu na wodzie ukrytym pomiedzy swiatyniami w China Town takze codziennie rano moglam widziec mnichow w pomaranczowych szatach schodzacych sie na modly. Uwielbiam takie miejsca! W tym roku Rosja i Syberia – mam nadzieje ze uda sie znalezc nocleg w jurcie!

      Zapraszam na bloga po wiecej podrozy:

      http://www.wildesttales.com/pl/

  21. Skorzystam z kopalni wiedzy podróżniczej czytelników i zapytam: gdzie polecacie wybrać się w grudniu/styczniu? Zależy mi na znośnej temperaturze (15 i więcej), długość wycieczki max tydzień, city break.

    Btw. fotka z Paryża na karuzeli jest urocza!

    1. Polecam Ci Andaluzję, jest tam tanio jak na Hiszpanię i będzie na pewno bardzo ciepło, ja byłam właśnie w grudniu i było super. Blisko siebie są 3 piękne miasta Còrdoba, Sevilla i Granada wszystkie warto zwiedzić. Naprawdę malownicze, pełne arabskich pałaców i pięknych ogrodów. Można się trochę poczuć jak na wycieczce na Bliski Wschód nie ruszając się z Europy. No i ludzie są super, dla mnie najfajniejsi Hiszpanie są w Andaluzji.

        1. Aniu, jedź do Granady – to jest absolutnie przepiękne miasto!!! Jestem prawie pewna, że nie będziesz się tam nudzić :)

  22. Z oszczędzaniem na podróż to wszystko jest kwestią priorytetów. Jak człowiek bardzo chcę to zawsze znajdzie sposób. Mnie odkładanie na wyjazdy bardzo cieszy i jak już urośnie fajna sumka to zacieram ręce na podróż ;)

    PS. Dzięki za podlinkowanie.

  23. Pingback: MORTYCJA POLECA #81 - PRZEGLĄD INTERNETÓW | M O R T Y C J A

  24. Zdolność do samodzielnej organizacji wyjazdów to piękna umiejętność. Jak się pokombinuje, to serio za drobne można zwiedzić pół świata. No, ale nie każdy ma do tego smykałkę. Dobrze, że masz ją Ty :-)

  25. Jedyna wycieczka jaką kupiłam w biurze podróży była ok. 10 lat temu. Od tego czasu wszystkie wypady organizuję sama (czy to po Europie, czy po Azji, czy ostatnio USA). Nie wyobrażam sobie jeździć do jakiś hoteli, siedzieć tam 7-14 dni i wracać z powrotem. Wolę aktywny wypoczynek, zwiedzanie dużej ilości miejsc, organizację własnego czasu. I co ciekawe – nie organizuję takich wycieczek pół roku wcześniej, bilety i noclegi kupuję zazwyczaj 1-2 miesiące przed wylotem, atrakcje organizuję kilka dni przed i w trakcie. Najtańsza jest Azja, ale inne rejony świata też nie są jakoś specjalnie drogie. Wszystko to kwestia chęci. Pieniądze nie powinny być wymówką:) Znam np. ludzi co podróżują stopem, inni kupują na „chybił trafił” bilety na drugi koniec świata za grosze :)

  26. Mam pytanko a co sądzisz o takich wycieczkach wykupowanych na stronach typu http://topdeals4travel.com/pl/? Bo dajesz dużo przydatnych rad jak samemu zorganizować ale jestem ciekawa jaki masz stosunek do takich zorganizowanych wyjazdów? Bo jak ktoś jest mało ogarnięty to chyba lepiej dla niego wyjdzie, że wykupi taką wycieczkę. ;)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.