W dzisiejszym poście chciałabym Wam opowiedzieć o pięknym miejscu w Polsce, bardzo ważnej dla mnie osobie i niezwykle miłych wspomnieniach. Do babci staram się zaglądać jak najczęściej (to ta sama babcia, co w poście o prezentach!), ale motywacją tej konkretnej wizyty była akcja NIVEA. Marka po wielu latach zdecydowała się powrócić do swojej polskiej nazwy NIVEA Krem, żeby podkreślić więź z kolejnymi pokoleniami Polaków. Ponad 100 letnia historia kremu NIVEA miała zainspirować blogerów do odbycia podróży wspomnień i odwiedzenia ważnych dla nich osób. Nie tylko blogerów zresztą – startuje też konkurs, o którym jeszcze Wam dokładniej opowiem na końcu posta.
Myślę, że moje zamiłowanie do odkrywania pięknych miejsc w Polsce ma swoje źródło w wakacjach spędzanych u babci. Bukowno, bo tam właśnie od ponad sześćdziesięciu lat mieszka moja babcia, to dawna miejscowość wypoczynkowa w okolicach Olkusza.
Dziś po drewnianym domu wczasowym nad zalewem zostały smętne resztki, a płytka, malownicza rzeczka przez wpuszczenie do niej wody z kopalni zrobiła się zdecydowanie mniej malownicza, pełna wirów, zimna i nabrała niezachęcającego, sinego koloru. Dla mnie Bukowno to jednak wciąż wyjątkowe miejsce. Przypadkowy przyjezdny pewnie odbiera je jako nieciekawe, małe miasteczko jakich wiele, ja mam jednak tyle pięknych wspomnień z dzieciństwa i ulubionych miejsc, że widzę je zupełnie inaczej.
Przede wszystkim – mieszkanie mojej babci. Przestronne, wysokie, takie jakich dzisiaj raczej już się nie buduje. Z drewnianą podłogą, pomalowanymi na biało meblami i kaflowymi piecami, na których stoją doniczki z paprociami. Gdyby dorzucić kilka modnych akcesoriów, spokojnie mogłoby się znaleźć w hipsterskich magazynach wnętrzarskich. Moje warszawskie mieszkanie bardzo mi je przypomina. Były budowane w tym samym czasie i widzę między nimi wiele podobieństw, chociażby wysokie sufity, malowane na inny kolor niż ściany czy kąty, które wcale nie są prawdziwymi kątami, bo są zaokrąglone. Łączy je też charakterystyczna dla lat pięćdziesiątych budowlana prowizorka, która, jak na prowizorkę przystało, świetnie trzyma się do dziś – a to podłoga pomalowana tylko wokół dywanu, a to dziwna dziura w ścianie, a kaloryfer w zupełnie niespodziewanym miejscu.
Liczne szafki, kredensy i meblościanki kryły mnóstwo tajemniczych przedmiotów, które uwielbiałam oglądać. Niekompletna, ale kompletnie wytarta talia kart, idealna do stawiania zamków. Przywieziona ze Związku Radzieckiego książeczka, w której zamiast kolorować, naklejało się w odpowiednie miejsca dołączone skrawki materiałów. Mebelki dla lalek z miniaturową zastawą. Teraz zabawek jest sporo mniej, bo rozeszły się na kolejne pokolenie dzieci w rodzinie, ale moje ulubione zostały.
Niezliczone laurki, obrazki i wierszyki. Tu nadprodukcją wykazał się mój brat, na każdą kartkę ode mnie czy od mojej kuzynki przypada dziesięć od Michała. Pamiętniki pełne przedwojennych wpisów, przyblakłe kartki z podróży. Jest nawet zeszyt prababci z przerażającymi remediami na wszystkie możliwe choroby – od padaczki po poród (!). Tak, jest tam mowa o ukręcaniu głowy młodym gołąbkom. Są nawet tajemnicze różdżki, za pomocą których pradziadek poszukiwał złota. Niestety, musiały być jakieś wadliwe.
No i zdjęcia – albumy pełne eleganckich pań w kapeluszach, panów w strojnych mundurach, rodzin pozujących na tle dorożek. Strasznie trudno mi sobie ułożyć w głowie, że moja babcia urodziła się kilka lat po zakończeniu Pierwszej Wojny Światowej. Pierwszej Wojny Światowej!
Oprócz tego, że zdjęcia są ciekawe same w sobie, to fascynujące jest też śledzenie tego, co fotografowało się kiedyś, a co fotografuje się teraz. Najstarsze zdjęcia są robione u fotografa, później następuje długa fala zdjęć robionych podczas ważnych uroczystości – od chrzcin po pogrzeby, w okolicach lat sześćdziesiątych zaczynają się zdjęcia z wakacji. Niesamowita jest ta ekscytacja związana z odnalezieniem zdjęcia jakiegoś rodzinnego zwierzaka z czasów mojego dzieciństwa, podczas gdy Chrupek jest regularnie obfotografowywany z każdej strony.
Chrupek stał się najlepszym przyjacielem babci od pierwszego spotkania. Może to mieć pewien związek z faktem, że mimo moich zakazów i narzekań, zawsze coś dla niego spadnie podczas krojenia czy nakładania na talerze.
Babcine jedzenie też wywołuje u mnie mnóstwo wspomnień. Placki z ziemniaków, bez tarcia, pieczone bezpośrednio na rozgrzanej blasze kuchennego pieca. Irysy, które zawsze czekały na mnie w drewnianej baryłeczce na szklanym stoliku. Zsiadłe mleko, które w wakacje robiłyśmy z babcią same, codziennie, żeby wypić je później podczas letnich wieczorów. No i herbata z cytryną i z cukrem, pita ze szklanki w koszyczkiem, która nigdzie indziej tak nie smakuje. Normalnie nie słodzę herbaty, ale u babci – zawsze.
O, i jeszcze kanapki krojone na małe kawałeczki! Teoretycznie po to, żeby łatwiej mi je było pogryźć, kiedy moje uzębienie było nie do końca kompletne, ale utrzymały się chyba do początków liceum. Cieszę się, że teraz mam szansę choć w niewielkim stopniu się babci odwdzięczyć i pomóc – chociaż to nie zawsze jest takie łatwe, kilka miesięcy temu niemal siłą musiałam babcię przekonać, że wchodzenie na konstrukcję z chybotliwego stołu i krzesła, żeby powiesić firanki, to nie jest najlepszy pomysł.
Dla mnie była to doskonała okazja, żeby wrócić do wspomnień z dzieciństwa – najczęściej powracają do mnie dzięki dawnym smakom, zapachom (zapach kremu NIVEA = zimowe poranki spędzane na sankach) czy przypadkowo napotkanym drobiazgom. Teraz, już w dorosłym (powiedzmy!) życiu, staram się pamiętać na co dzień o radości, jakie sprawiają takie drobnostki i po prostu się nimi cieszyć. Jestem też zadowolona, że opisując je, mogłam pośrednio opowiedzieć o swoich emocjach. Jestem jedną z tych osób, które prędzej wyjdą z siebie, niż składnie opowiedzą o swoich uczuciach, zdecydowanie łatwiej jest mi je okazywać przez czyny niż słowa. Boleśnie odczuła to na sobie cała ekipa przygotowująca filmik towarzyszący kampanii, który na pewno podlinkuję u siebie na FB.
Jeżeli nabierzecie kiedyś ochoty na wycieczkę czy dłuższy spacer, bardzo Wam polecam Bukowno i w ogóle okolice Olkusza – jest tam wiele pięknych miejsc. Wiele malowniczych zdjęć na bloga powstało właśnie na tych terenach – od posta nad rzeką, po mnóstwo zdjęć w starej piaskowni.
A jeśli chcielibyście wygrać taki plecak, w jaki zaopatrzyła mnie NIVEA, razem z biletami, które pozwolą Wam odwiedzić Waszych bliskich, zajrzyjcie na stronę Klubu Moja NIVEA i zarejestrujcie się – można tam wziąć udział w konkursie. Razem z NIVEA wybierzemy najciekawsze odpowiedzi na pytanie o wspomnienia z dzieciństwa, a do jej autorów trafi plecak z produktami NIVEA oraz bilety. Powodzenia, mam nadzieję, że post i konkurs przywołają u Was wiele pięknych wspomnień!
73 thoughts on “Wyjazd do babci, piękne miejsce w Polsce i konkurs”
Piękne zdjęcia, piękne wspomnienia :)
Mam bardzo podobne z dzieciństwa. Mam również to szczęście, że mieszkałam z babcią cały czas (do 25 r.ż.), więc wszystkie rarytasy, wspomnienia, opowieści miałam na co dzień. Teraz, kiedy poszłam na swoje, też mam niedaleko, bo tylko 20 km :)
P.S. Babcia niedawno obchodziła swoje 94 urodziny, a kilka miesięcy temu urodził się jej pierwszy pra-pra-wnuk ! :)
Mieć pra-pra-wnuka to jest coś! Pozdrowienia dla Ciebie i dla babci:)
zdjęcia z Chrupkiem na dworze na tym piaskowym terenie – identyczne miejsce jest w Falenicy w lesie, nawet mamy takie same drzewo z wystającymi korzeniami! Aż dwa razy czytałam, czy to na pewno Olkusz. ;)
Musisz mi kiedyś zrobić świdermajer tour po Falenicy i okolicach, ze wszystkimi pięknymi zakamarkami:)
a nie ma sprawy, z przyjemnością, choć to moja mama z mężem są większymi ekspertami w tej dziedzinie ;) ale okolica jak najbardziej warta dłuższego spaceru!
Wow, ale zbieg okoliczności! Czytam Cię już od jakiegoś czasu, a dzisiaj się okazuje, że przyjechałaś do mojego miasta :) Niezłe zaskoczenie z rana. Ja z dzieciństwa pamiętam głównie bieganie po polach, pływanie w stawie i jedzenie budyniu z prababcią :) Kiedyś byłam tak niezadowolona z braku budyniu, że jadłam sam proszek z wodą hehe… Pozdrawiam ciepło i zapraszam na kolejną wizytę do Bukowna! Masz tu co najmniej jednego czytelnika :) (Z babcią to już dwoje;))
Ha, ale fajnie, bardzo Ci zazdroszczę!
Moja babcia też ma w domu piece kaflowe (ale paprocie stoją na stojakach obok), zaokrąglone rogi ścian i sufity w innym kolorze. Ściany ma w pastelowych barwach (w każdym pomieszczeniu inne), a kilka centymetrów od sufitu biegnie szlaczek, powyżej którego resztka ściany i sufit pomalowane są na biało.
Ma też laurki, obrazki, stare pocztówki od ciotki z Australii, własne stare zeszyty z końca lat czterdziestych z liceum handlowego (zeszyt do stenografii wydał mi się wręcz egzotyczny), kalendarze „Przyjaciółki” z lat mniej-więcej 1955-1980, i masę innych fascynujących szpejów.
Te zaokrąglone rogi mnie fascynują, ciekawe czy po prostu była moda, czy z czegoś wynikają:) A zeszyt do stenografii (musiałam googlować) brzmi magicznie!
Moja siostra kupiła w Gdyni mieszkanie z lat sześćdziesiątych i tam też były takie „zaokrąglone rogi”. Nazywa się to metodą „na butelkę” – przyspieszało to pracę, nie trzeba było robić miejsc styku idealnie prostych :) Słyszałam też taką trochę miejską legendę, że pijany tynkarz, kiedy się budził po „robocie” i widział, jak bardzo jest spaprana, chwytał za opróżnioną butelkę i tworzył na szybko takie fantazyjne styki, żeby nikt się nie zorientował ;)
Haha, brzmi bardzo wiarygodnie:)
Odnośnie zaokrąglanych rogów – według mojego taty, chodzi o to aby ukryć nierówność ścian (odchylenia od pionu). Wykańczanie na 'okrągło’ powoduje, że nie widzimy wyraźnej linii styku dwóch płaszczyzn i złudzenie prostych ścian gotowe :)
Jak budowlańcy kończyli flaszkę to mieli gotowe narzędzie do zaokraglenia przestrzeni między ścianami i sufitem :-)
Przepiękny wpis:D to zadziwiające jak my dzieci lat 90 mamy wspólne wspomnienia:) miałam cały stos takich laleczek z ubrankami:D do tej pory pijemy w domu herbate z cytryną i cukrem i szklankach z koszyczkiem – to również przywędrowało od naszej Babci:) Zdecydowanie uwielbiam takie wpisy są prawdziwe, emocjonalne i dzięki nim mam znów głowę pełną wspomnień. Dziekuję:)
Hej, tym postem przywołałaś moje wspomnienia związane z babcią… jej uśmiech, ciepło, dłonie, troskliwość… pierogi najpyszniejsze na świecie z takim pięknie zwijanym brzegiem… echhh, nigdy, mimo starań, nie udało mi się tego nauczyć i teraz w ogóle już takiego zwijania ciasta nie widuję. Przyznam, że też przypomniał mi się zapach kremu Nivea. Kurczę, chciałabym mieć taki piękny plecak, ale wolałabym po prostu kupić, bo nie lubię konkursów, nie lubię się ścigać i być ocenianą – może te wynik kiepskich szkolnych wspomnień ;)
Rozumiem:) Podobne plecaki (podejrzewam, że były inspiracją) robi Herschel.
Uwielbiam czytać twoje wpisy. Moja rodzina tez pochodzi z Bukowna, pamietam kazde spędzone tam wakacje u mojej babci!! Chwile niezapomniane, do tej pory wspominam je jako najlepsze, bo u babci. Grzyby, jagody, rzeka :-D
Ooo!!! I basen:) A takiego zatrzęsienia jagód, jak w bukowiańskich lasach, nie widziałam nigdzie, nigdy.
Fantastyczne zdjęcia! Oglądając je, przypomniał mi się dom mojej babci i ona, przygotowująca pyszny sernik z pieca kaflowego – takiego sernika już nigdy nie zjem! Szkoda, że to wszystko jest już tylko wspomnieniem.
A Bukowno i miejsca ze zdjęć odwiedziłam dwa lata temu przy okazji odwiedzin u babci koleżanki ze studiów. Naprawdę bardzo urokliwe miejsca!
Oo! Sernik brzmi fantastycznie:)
Miło się czytało ten post… Ja niestety nie mam do kogo wracać. Moja Ukochana Prababcia odeszła kilka lat temu, mój Pradziadek (ukochany Tata chrzestny) również… Babcie odwiedzam na co dzień, a nikogo więcej nie mam. Ale wróciłam do wspomnień, do smaków, do rozrywek z dzieciństwa dzięki Twojemu postowi. :) Dziękuję!
Nad Sztołą jest przepięknie! Kocham to miejsce.
Jak widać nawet wspomnieniami z dzieciństwa i własną babcią można kupczyć dla znanej marki. Cholernie smutne.
Rozumiem, że może Ci być smutno, ale ja nie czuję się źle z tym, że jedną z wielu podróży do babci zainicjowała marka, która sponsoruje konkurs i posta. Markę lubię, podróż była ważna i przyjemna i dla mnie, i dla babci (która nie miała nic przeciwko i bardzo się ucieszyła), do tego jak widać w komentarzach wywołała u wielu Czytelników miłe wspomnienia. Nie ma w tym żadnej nieszczerości, chętnie przeczytałabym taki post u blogerów, których czytam (kiedyś podobny zrobił Mediafun i bardzo mi się spodobał), więc nie miałam żadnych wątpliwości. Mam wrażenie, że kiedy w grę wchodzą pieniądze na blogach, zawsze pojawiają się pretensje – niezależnie od tego, jak trafnie dobrany jest partner i projekt.
A ja właśnie przy czytaniu tego posta pomyślałam zupełnie odwrotnie. Fajnie, że taka współpraca się pojawiła, inaczej być może Joasia nie wpadłaby na pomysł tego posta, a uważam go za wartościowy i również u mnie wywołał wiele wspomnień :)
Oczywiście miała to być odpowiedź na wypowiedź Kasi, ale przecież musiałam się pomylić ;P
Może nie nazwałabym tego kupczeniem a raczej sprytną reklamą. Joasia wpływa na uczucia czytelników budując pewien wizerunek marki i robi to znacznie sprawniej niż w innych tego typu postach na innych blogach.
Widziałam kupczenie już w znacznie gorszym i nachalnym stylu, więc póki jesteś świadoma, że jest to post sponsorowany i widzisz jakie narzędzia zostały zastosowane, możesz się obronić przed reklamą stosując podejście tak promowane przez ten blog- rozsądnych zakupów.
Również nie specjalnie podoba mi się „wykorzystanie” babci ale jeżeli wyraziła zgodę to nie widzę powodu, dla którego autorka nie ma tego zrobić, jeżeli chce.
Osobiście z ww kremu najbardziej lubię pudełko (milion zastosowań) i zapach, ale wiem, że bym go nie zużyła.
A ja nie rozumiem tych złośliwości: „kupczenie”,”sprytna reklama”?Po prostu reklama na blogu,uczciwie oznaczona i świetnie wykonana-jak dla mnie storytelling w mistrzowskim wydaniu,gratuluję i Asi,i marce!A jeśli ktoś nie lubi reklam na blogach,zawsze można po prostu nie czytać.Dlaczego każdy ma potrzebę komentowania wszystkiego,nawet jak nie ma do powiedzenia nic miłego ani konstruktywnego?Nie lepiej przemilczeć i zająć się własnymi sprawami?
Przy okazji poniedziałku poczynię pewne wyznanie: uwielbiam instytucję dziadków! Swoich już niestety nie mam, ale potrafiłam się pozaprzyjaźniać z sąsiadami w mniej więcej w wieku moich dziadków. Substytut, ale zawsze to coś:) Z babcią zamieszkaliśmy w 1994 roku, zaraz po śmierci dziadka, który zmarł dość młodo. Miałam więc to szczęście widzieć babcię nie tylko w wakacje. Każdemu polecam. To babcia nauczyła mnie gotować, piec, szyć i grać w karty. To ona zaraziła mnie miłością do piłki nożnej i prowadziła ze mną dysputy na każdy temat. Zawsze gotowa, by wysłuchać, doradzić, czy przytulić. W kwestiach spornych brała moją stronę i kibicowała jak nikt inny. W dużej mierze tym kim jestem dziś, zawdzięczam jej i wiem, że byłaby dumna, choć już jej z nami nie ma. Obraz dziadka z kolei mam dość wyidealizowany, ale takiego go pamiętam i takim dla mnie pozostanie:) To z nim rozwiązywałam krzyżówki na czas – dziadek skrupulatnie, hasło za hasłem, ja-trzylatka niesięgająca podłogi – oczywiście wypełniałam pola stawiając w nich słoneczka, krzyżyki, czy buźki. Do dziś też pamiętam kanapki, które przygotowywał mi dziadek – odkrojone skórki, by moje ząbki sobie poradziły, pokrojone w równiutkie kwadraciki, bym się nie zakrztusiła – cudo! Aż chciałoby się być na powrót dzieckiem:))
Joanno, dziękuję za Twój wpis i za to, że jesteś i dla nas piszesz – z niecierpliwością czekam na każdy Twój wpis:) Ślę ciepłe pozdrowienia,
Ewa
Bardzo Ci dziękuję, i za miłe słowa, i za piękny komentarz. Zazdroszczę mieszkania z babcią. Mnie babcia nauczyła grania w tysiąca, stawiania pasjansów i robienia na drutach prostych szalików:)
Ja już wzięłam udział:)
wow, świetny wpis, niestety nie mam już dziadków, ale na szczęście miałam bardzo długo, do dzisiaj też wspominam spędzane u nich wakacje – też było kwaśne mleko, gzik, chleb ze śmietaną i cukrem, własnoręcznie wyrabiane masło, kilogramy zjadanych papierówek..:)
Krem Nivea to też wspomnienie mojego dzieciństwa, zawsze był w domu moich rodziców, nadal jest – ta podstawowa, klasyczna wersja w granatowym opakowaniu:) Nawet mój tata go używa – oklepuje się nim z liścia po twarzy (żeby było bardziej po męsku:))
To taki kultowy już kosmetyk, fajnie że nadal można znaleźć na rynku kosmetyki tanie, a zaskakujące działaniem – piszę o nich w ostatnim poście, zapraszam do odwiedzenia:)
Piękna historia, piękne zdjęcia, że aż mi głupio pytać skąd są spodnie? :) bardzo ładnie Ci w takich kolorach :)
Dorothy Perkins, ale ostatnio jak patrzyłam, to już ich nie było:( Bardzo lubię ten sklep, wiele ubrań z kiepskich materiałów i pańciowatych, ale jak się dobrze poszuka, to dużo fajnych rzeczy można znaleźć.
Fajny ten plecak :) Chyba nawet trochę w Twoim stylu ;)
Jaka Twoja Babcia jest piękna i zadbana. I ma nieskazitelnie piękne dłonie. W młodości musiała być jeszcze bardziej zjawiskowa kobietą. Pozdrów Babcię. Zostałam jej fanka. ☺
Piękne zdjęcia. Klimat niesamowity. Mieć takie dobre i piękne wspomnienia to bezcenny skarb.
:)
Czy ukrecanie glowy golebiowi bylo czescia rytualu na brodawki (tzw. kurzajki)? Babcia kolegi odprawiala wlasnie takie czary, chociaz to byl tylko pierwszy krok z kilku do wykonania… ;)
Chyba na padaczkę, wlewało się potem krew delikwentowi do ust – bleeeeeeeh!
Reklamy u Ciebie są bardzo fajne – nienachalne i w dobrym guście :)
Wspaniały post Joanno, wzruszyłam się, bo mam podobne wspomnienia z moją babcią, która już nie żyje. Może to nie jest najlepsze miejsce na takie słowa, ale powiem Ci, że spędź z babcią najwięcej czasu, ile tylko się da, nie odkładaj niczego. I życzę dużo zdrowia dla Babci:))
Post przywołuje wiele cudnych wspomnień! Dla mnie Dziadkowie to źródło najlepszych historii, cudnych wspomnień i doświadczeń. Z perspektywy wieku doceniam bardziej i nawet tęsknię za przymusową pracą w polu. Przymusowa, bo rodzice nas zawozili, niechętna, bo marzyłam o spędzaniu wakacji inaczej niż pomagając w polu (rzadko i nie było to ciężką pracą). A z czasem doceniłam walory produktów prosto z ogródka, własną mąkę, masło, a najbardziej ziemniaki (straszna ze mnie ziemniaczara). To nie tylko miłość do zdrowych produktów naturalnych, ale i docenienie wkładu pracy w to by one powstały. Przez co zrozumienie ich ceny w markecie i różnicy z tą na targu. Aż na koniec – świadomość, że dzięki Dziadkom tak wiele się nauczyłam, nie tylko zbierając ziemniaki czy grabiąc siano.
Aaaaa…..o mamo, byłaś tak blisko. Ja jestem spod Olkusza.
Post bardzo sentymentalny, Babcia urocza, Chrupaczek uśmiechnięty. Super. Pozdrawiam (prawie) po sąsiedzku ;-)
Jak ja kocham takie stare zdjęcia. Uwielbiam je przeglądać wszystkie, w nieskończoność i w każdych ilościach. Mam wrażenie że każde z nich opowiada swoją własną, zaklętą w czasie historię. Są zupełnie inne niż te nasze cyfrowe, pstrykane masowo i bez namysłu, mówiące zupełnie o niczym.
Asiu,
to jest niezwykle niesamowite bo :
Krem Nivea został wynaleziony w Gliwicach, z których pochodzę a teraz ilustruję w Warszawie
Znam Bukowno – moja przyjaciółka ma tam dom rodzinny i to właśnie tam spędzałyśmy dużo czasu lecząc złamane serca po pierwszych miłościach , spędzając Nowy Rok no i jest tam taki magiczny staw w środku lasu.
Chrupek trochę Ci ukradł post swoją cudną mordką. No a niesamowite bo cudnie jest odnaleźć część swojego życia w internetowym kosmosie.
Buziaki w nos !
L.
Ooo, tyle punktów wspólnych! Zdradzisz, gdzie jest staw?
Bardzo lubiłam Twój blog…aż do tego wpisu. Wykorzystanie własnych wspomnień, własnej przestrzeni TYLKO po to, żeby zgarnąć kasę za promocję kremu? niskie to i ja nie chcę Cię już więcej czytać. Sprzedałaś babcię
Piękne zdjęcia. Miło jest spotykać się z babcią. Nie mam już takiej takiej możliwości, obie umarły. Miło wspominam chwile z nimi spędzone czy na wyjazdach czy na spotkaniach w rodzinnym gronie.
Piękne zdjęcia, wszystko na nich jest piękne i Ty Joanno i Twoja Babcia i Chrupek i ten wspaniały, całkiem niezwykły w swej zwykłości dom, i ta niezwykła atmosfera… I naprawdę nawet krem Nivea uwielbiam, zawsze miała go w komodzie moja dawno już nieżyjąca Babcia Agata, dziś miałaby już 112 lat…aż nie mogę w to uwierzyć. To wszystko co pokazałaś ze swojego życia prywatnego otacza jakaś magia, życie zatoczyło krąg, młodość Twojej Babci, Mamy a teraz Twoja. Wprowadziłaś atmosferę podniosłą i…nagle mały zgrzyt. To nic Ci nie odbiera tak naprawdę, ale Twoją siła prostota jest, autentyczność, nieuleganie i dlatego troszkę tych niezadowolonych do końca z Twego wpisu się znalazło. Może to Twoi najwierniejsi czytelnicy i dlatego przeżyć nie mogą wtrętów reklamowych (choć o nich lojalnie uprzedzasz w tytule), ja myślę, że przeżyją i wrócą.Na chwilę poczuli się konsumentami tu gdzie się tego nie spodziewali, ja też troszkę tak się poczułam… Ja myślę, żeś fajna, mądra dziewczyna i nie ma tu mowy o żadnym sprzedawaniu, co to to nie! Tylko się tu sakrum z profanum spotkało na chwilę ,jak to w życiu bywa…Pozdrawiam serdecznie i życzę jeszcze wielu sukcesów ;)
Komercja, komercja, jeszcze raz komercja. Drugi raz wchodzę na Twojego bloga w nadziei, że odnajdę tu autorkę książki, którą zakupiłam. Niestety. Drugi raz wtopa. Raz wciskałaś czytelniczkom dziwne, kiepskie i bardzo drogie ciuchy z jakiś sklepów internetowych (które nie miały nic wspólnego z minimalizmem i racjonalizmem zakupowym), teraz zrobiłaś fajny tekst o babci, ale w roli pierwszoplanowej zagrał w nim lokowany nachalnie i rażąco krem Nivea. Rozumiem, zarabiać trzeba, ale wydanie książki o uczciwości wobec samego siebie w wydawnictwie Znak, które bądź, co bądź jest wydawnictwem promującym określone wartości, chyba do czegoś zobowiązuje? Chyba że jesteś jeszcze za młoda, żeby zrozumieć, że bez uczciwości wobec ludzi daleko się nie zajedzie, nawet w tych dzisiejszym bardzo scelebrytyzowanym świecie, nawet mając popularność, inteligencję i zmysł do robienia interesów.
Co jest nieuczciwe? I o jakim wciskaniu kiepskich ciuchów piszesz?
Chodzi chyba o polecanie ubrań z jakiegoś sklepu internetowego, od którego dostawałaś prowizję za zakupione rzeczy.
Nie dostaję prowizji od żadnego sklepu, ale od sieci afiliacyjnej – wybór ubrań zależy ode mnie i wybieram te marki, które lubię:)
Bardzo się wzruszam czytając takie wpisy, bo moje Babcie odeszły za wcześnie i ich nawet nie pamiętam. Za to z ukochanym Dziadkiem mam mnóstwo wspaniałych wspomnień, choć też za szybko musieliśmy się rozstać. Teraz cieszę się z każdej chwili spędzonej z Babcią Męża. I czasem wszyscy się na nią złoszczą, bo jest nadopiekuńcza, to ja doceniam każdą łyżkę ziemniaków dołożoną na mój talerz, mimo protestów czy ciągłe upominanie, że mam się cieplej ubierać :)
Moi dziadkowie, zarówno ze strony mamy, jak i taty, mieszkali w mieście, w samym centrum i to jeszcze całkiem niedaleko od siebie. Dziadek miał działkę 5 km od ścisłego centrum Gdańska i pamiętam, że każdy wyjazd tam był jak daleko, daleko za miasto :)
Zastanowiło mnie tylko to, co piszesz o podłogach – a może to po prostu farba wyblakła, a nie malowano z ominięciem dywanu?
Nie nie, jest ewidentnie dziura na dywan, babcia z dziadkiem malowali podłogi samodzielnie i stwierdzili, że pod dywanem się nie opłaca;) A przez kolejne 60 lat dywany były odpowiednio dopasowywane. Zazdroszczę dziadków nad morzem!
Z dziadkami nad morzem był taki problem, że z jednymi mieszkałam pod jednym dachem, a do drugich szło się kilka minut spacerem, więc nie było mowy o „wakacjach u dziadków” ;) Poza tym, do jakiegoś 13 roku życia nawet nie wiedziałam, że w Gdańsku są plaże – byłam przekonana, że jedynie portowe nabrzeża, bo nad morze to się jeździło nad to otwarte, ewentualnie do cioci do Sopotu ;)
Bardzo ładna historia i klimatyczne zdjęcia (przy okazji narzuta na łóżko przepiękna!). Zazdroszczę posiadania babci, bo sama już niestety nie mam, a bardzo za taką relacją tęsknie. Pamiętam te wycinanki, gdzie lalka i ubranka były z papieru! To był jakiś zupełnie inny świat, mam wrażenie że coraz bardziej odległy :) No ale nie chcąc uderzać w smutne tony, bardzo fajny post, super zdjęcia (jak zawsze:) a krem nivea z tego wszystkiego dzisiaj zakupiłam ! pozdrawiam
Przypomniałaś mi o irysach. Muszę ruszyć na poszukiwania :)
Aż zrobiło mi się ciepło gdzieś w śrdoku. Babcie są magiczne :) Dzięki mojej pewne (obiektywnie niestety dość brzydkie) miasteczko na wschodzie jest dla mnie najpiękniejszym miejscem na ziemi. Wspomnienia z wakacji u Babci są najlepszymi z mojego dzieciństwa. Spacery nad stawem i gra w klasy ułożone z kasztanów :) Z tamtego okresu wyniosłam też zamiłowanie do staroci i kiedy będę urządzać swoje mieszkanie, będę chciała tchnąć w nie ducha dawnych czasów.
A krem Nivea tylko w metalowym pudełku bez nadruków. Takie pamiętam z dzieciństwa i przechowuję w nich później drobne szyciowe akcesoria ;)
Asiu, post cudowny i wzruszający. Nie zgadzam się totalnie z osobą, która w komentarzu wyżej zarzuciła Ci nieuczciwość – po tych wszystkich latach czytania Twojego bloga wiem, że bardzo dbasz o autentyczność i na pewno nie zrobiłabyś czegoś niezgodnego z własnym sumieniem. Na pewno, jako doświadczona blogerka, masz wykształcony jakiś mechanizm obronny na hejty, ale i tak czuję się w obowiązku wysłać jakieś słowa wsparcia – nie daj sobie zepsuć samopoczucia. Pozdrawiam serdecznie :)
Hej! Mogłabyś dokładnie napisać, w którym miejscu w Bukownie znajdują sięjakieśfajne ścieżko do pochodzenia? Często przejeżdżam przez Olkusz, więc z przyjemnością się tam wybiorę na jesienny spacer. :)
Uwielbiam mieszkania moich dziadków. Są pełne wspomnień. Szczególnie mama mojego taty posiada wiele zdjęć z okresów przedwojennym, gdy mieszkała w pięknym dworze. Do dziś pozostało jej np. jedzenie obiadu składającego się obowiązkowo z zupy, dania głównego i deseru. Kto w dzisiejszych czasach tyle pomieści, hehe:)
Znam tamte tereny bardzo dobrze. Kiedyś jeździłem rowerem to Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Super sprawa. A jakie widoki. Przejechałem dystans między Częstochową a Krakowem w parę dni i wydaje mi się, że zannrzalem pod każdy kamień (a jest ich tam sporo), bo tak byłem zachwycony regionem. W Olkuszu też zabawiłem i jeśli mnie pamięć nie myli, to i o Bukowno zahaczyłem. Cudnie. Często tam bywam. Napisałaś piękny post. Pozdrawiam.
Historia z babcia cudowna – widac ze masz bardzo kochajaca i babcie i mame, czego ci autentycznie zazdroszcze. Ja tez dobrze wspominam moje babcie. Z matka za to nie moge sie za nic dogadac.
Szkoda tylko ze jest tu krem nivea, troche mi tu nie pasuje, ale ok.
Moje miasto!! Piekne!! Od dziesieciu lat juz tam nie mieszkam, ale wciąż wracam co dwa miesiące do …… mamci, taty, babci no i dziadka.
Pani babcia….. sąsiadka mojej :):) kolezanki z sąsiedztwa a Pani mama…… koleżanka szkolna mojej mamy :):):) z Bielska.
Pozdrawiam
Ps. Super ksiazka…. przejrzalo w mojej garderobie :)
W Olkuszu byłam wiele razy bo to „nie daleko” od mojego rodzinnego domu i po drodze do Krakowa :) ale nigdy nie zwiedzałam okolic, chociaż nie dziwi mnie że tam jest tak pięknie w końcu Małopolska a zarazem Śląsk to piękne miejsca :)
Musisz, po prostu musisz znać najlepszy lody na świecie własnie w Bukownie!!!
Kiedyś, parę lat temu wrzuciłaś do jakiegoś posta zdjęcia z wakacji chyba u babci, zdjęcie przedstawiało Cię na brzegu piaszczystej rzeki. Czy to w okolicach Bukowna właśnie? Bo jeśli tak, to wygrałam życie! Patrzyłam wtedy na to zdjęcie, myśląc, że chętnie bym tam się przeniosła. Pamiętałam o tym zdjęciu aż do dziś. Ogólnie okolice świetne. W Bukownie znajduje się też dom, który został zaprojektowany przez polską pracownię uznaną za jedną z 20 najlepszych na świecie.
http://www.bryla.pl/bryla/1,85301,18861245,lesny-dom-o-drewnianej-elewacji-od-polskiej-pracowni-uznanej.html
Edit: dopiero teraz zauważyłam link do TEGO posta, o który pytałam. :) Muszę znaleźć to miejsce.
pozdrawiam
Te niedaleko basenu? Cała moja rodzina je lubi, ale ja jakoś nie jestem mega fanką:) Dom – właśnie zawsze się zastanawiam, skąd on się tam wziął, dzięki wielkie za link!
Poczułam się jak u moich dziadków na wsi na Mazurach, w Sorkwitach – drewniane deski, pies, narzuta. Cudowny post. Taki prawdziwy. Rzadko się zdarza, żeby ktoś opisywał na blogu swoją babcię i wspomnienia z nią związane.
Hej… tak właśnie nadrabiam zaległości w czytaniu Twojego bloga i postanowiłam podzielić się wiadomością, że moja Babcia (i Prababcia) też mieszka w Bukownie :D Tzn. w Bukownie – wsi, albo jak kto woli w Bukownie Starym. Jako dziecko bardzo często u nich bywałam, teraz niestety o wiele rzadziej. W ogóle ten post mi dzieciństwo przypomniał… kiedy to było ;)
Ale super! Bukowno rządzi:)