Na tytułowe pytanie sama właściwie nie znam odpowiedzi. Trochę chciałam więc przedstawić swoje hipotezy, a trochę zapytać Was – bo bardzo mnie ten temat intryguje.
Jak to się dzieje, że niektóre osoby instynktownie otaczają się rzeczami, które określilibyśmy jako stylowe i dobrze dobrane, a inne zupełnie pozbawione są takiej zdolności? Że jedna osoba połączy pozornie nie pasujące do siebie ubrania i wygląda fantastycznie, a inna po prostu kiepsko?
To o tyle trudne zagadnienie, że nie da się jednoznacznie ocenić, co wygląda dobrze, a co źle. Filozofowie spierali się o charakter piękna od wieków i to na pewno bardzo dużo uproszczenie, ale na potrzeby tego postu możemy przyjąć, że to co podoba się sportowcom w Brazylii w roku 2000, zupełnie nie znajdzie uznania studentów w Holandii w 2015.
A jednak chyba każdy z nas może wskazać wśród swoich znajomych osoby, które wyróżniają się dobrym gustem, niezależnie od miejsca i czasu. Wyglądają świetnie, niezależnie od typu urody, mają pięknie urządzone mieszkania albo zawsze mają rewelacyjną muzykę do polecenia. Zastanowiłam się nad tym, co różni takie osoby od reszty i przyszło mi do głowy kilka tropów.
Czym skorupka za młodu nasiąknie
Po pierwsze, wpływ otoczenia. Jeśli ktoś od dziecka przebywał w urządzonych ze smakiem wnętrzach, miał styczność z kulturą i sztuką, po prostu – miał dobre wzorce, będzie mu dużo łatwiej kontynuować estetyczną edukację. Z drugiej strony, często mamy do czynienia z rodzajem buntu i dzieci oddanych muzyce klasycznej rodziców rozpoczynają karierę hiphopowców. Mogę się jednak założyć, że będzie im łatwiej tworzyć nieprzeciętne rzeczy. W końcu bardzo często to na styku różnych dyscyplin dzieje się to, co najciekawsze.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi…
Po drugie, pieniądze. Jeśli nie mamy co włożyć do garnka, jego wygląd będzie miał dla nas przynajmniej drugorzędne znaczenie. Doskonale pasuje tu przykład second handów. Jestem ich ogromną fanką i uważam, że mogą być świetnym źródłem naprawdę doskonałych ubrań, ale jestem przekonana, że o wiele większą swobodę i przyjemność z kupowania ma się wtedy, kiedy wybiera się sklepy z używaną odzieżą z własnej woli, nie z konieczności.
Nie oznacza to jednak, że kolejne zera na koncie są gwarancją dobrego gustu. Wystarczy spojrzeć na nowe elity finansowe, odkrywające nieznane wcześniej możliwości i świecące logotypami na każdym kroku. Jednym z podstawowych warunków dobrego smaku jest umiar i brak ostentacji. Paradoksalnie, kobieta z bardzo drogą torebką będzie z nią wyglądać naprawdę dobrze tylko wtedy, jeśli będzie ona na niej sprawiała wrażenie najbardziej naturalnej rzeczy na świecie. Im bardziej chuchamy i dmuchamy na nasze luksusowe dobra, im bardziej upewniamy się, czy aby wszyscy na pewno już je zauważyli, tym dalej nam do bycia postrzeganym jako osoba ze świetnym gustem.
Dzisiaj jest to o tyle bardziej podchwytliwe, że dzięki social mediom nasza potencjalna widownia jest o wiele większa. O ile wcześniej mogliśmy przyszpanować nowym samochodem, krążąc wokół osiedla, o tyle teraz możemy mignąć nim na Instagramie i dotrzeć do znacznie większej liczby osób.
Stojąc w sklepie z wyposażeniem wnętrz przed półką pełną dodatków do domu, czasem zadaję sobie pytanie „czy kupiłabym to, gdybym wiedziała, że nie mogę pokazać tej rzeczy nikomu w Internecie?”. Niby zawsze odpowiadam sobie „no jasne!”, potem jeszcze dorzucam wymówkę, że to głupie pytanie, w końcu dbanie o piękne zdjęcia to część mojej pracy, ale tak naprawdę nie jestem pewna.
Przypuszczam, że to dlatego, że o ile lubię ładne wnętrza i wolę mieszkać w ładnym mieszkaniu, niż w brzydkim, to tak naprawdę nie wiem o wystroju zbyt wiele. Nie interesuję się designem w większym stopniu, niż moi znajomi, czasem trafię na artykuł, który mnie zainteresuje, albo zachwycę się pięknymi zdjęciami, ale absolutnie nie uważam się nie tylko za eksperta, ale nawet za zainteresowanego amatora.
Siła zaangażowania
I to prowadzi mnie do następnego tropu – łatwiej jest nam mieć w jakiejś dziedzinie dobry gust, jeśli jesteśmy nią szczerze zainteresowani. Kiedy ogromną przyjemność sprawia nam gotowanie i poznawanie nowych smaków, dużo czasu poświęcamy na czytanie wywiadów z szefami kuchni i oglądanie programów kulinarnych, siłą rzeczy zaczniemy doceniać rzeczy dobrze przyrządzone i co najważniejsze, rozpoznawać, czego brakuje tym, które nas nie zachwyciły. Polowanie na nietypowe składniki czy kupowanie kuchennych gadżetów wynika wtedy nie z chęci przyszpanowania, ale autentycznej, dziecięcej radości odkrywania. Wtedy dużo łatwiej jest mówić o dobrym guście – w końcu to efekt jakby „od niechcenia”, powstaje jako efekt uboczny nieustającej eksploracji, nigdy nie osiągniemy go starając się na siłę zaimponować otoczeniu. To taki mały paradoks, bo w końcu będziemy uważani za osobę z dobrym gustem tylko wtedy, gdy nasze otoczenie uzna nasze wybory za zgodne z ich poczuciem estetyki.
Szczegóły mają znaczenie
Jeśli jesteśmy w daną dziedzinę mocno zaangażowani, łatwiej nam wypracować sobie dobry smak, bo automatycznie przywiązujemy dużą wagę do detali, a to one często odróżniają rzeczy przeciętne od tych bardzo dobrych. Miłośnik klasycznej męskiej elegancji będzie wiedział, jaki kształt kołnierzyka koszuli wybrać, by wyglądać naprawdę dobrze, zauważy drobne różnice w rodzajach nosków butów, które zadecydują o odbiorze całości stroju. Wbrew pozorom nie są to proste umiejętności. Ostatnio przeczytałam gdzieś, że dopracowanie jakiegoś przedsięwzięcia od 90 do 100% wymaga często tyle samo energii co doprowadzenie go od 0 do 90%. Zdarzało mi się to nie raz i tak naprawdę nie jest to nowy koncept – to po prostu nieco bardziej restrykcyjna wersja zasady Pareto, ujęta z odwrotnej strony.
Trudno być jednak wybitnym na wszystkich możliwych polach. Jeśli z jakiegoś powodu zależy nam na byciu postrzeganym jako osoba z wszechstronnym dobrym smakiem, w mniej interesujących nas dziedzinach najbezpieczniej (najbezpieczniej nie znaczy najciekawiej!) jest trzymać się klasyki. Prostota i dobra jakość obronią się zawsze.
Co jeszcze?
Co jeszcze pozwala nam wyrobić sobie wrażliwość estetyczną? Dla mnie są to przede wszystkim:
- Podróże – aby naprawdę wzbogacały, powinny być jak najbardziej osadzone w lokalnej kulturze i najlepiej możliwie długie. Tygodniowy pobyt all inclusive, podczas którego nie wychylimy nosa z hotelu, nieszczególnie poszerzy nasze horyzonty.
- Celebrowanie chwil – jeśli nie będziemy smakować życia, to nawet najwspanialszy posiłek potraktujemy jako okazję do zaspokojenia głodu. Jeśli nie doceniamy pięknych chwil na co dzień, będzie nam bardzo trudno wyrobić sobie autentyczny dobry smak w czymkolwiek.
- Obcowanie z kulturą – im szersze spektrum, tym lepiej. Książki, filmy, muzea, warto później przeanalizować swoje odczucia i porównać je z opiniami krytyków, których cenimy.
- Śledzenie rozwoju – jeśli spodoba mi się jakaś książka, czepiam się autora jak rzep psiego ogona i czytam tyle pozostałych jego dzieł, ile dam radę. Dzięki temu, że z jednej strony uczę się rozpoznawać mechanizmy, które tak mnie ujęły, z drugiej zauważam zmiany, zwykle uczę się z takich maratonów najwięcej.
- Mentor – jeśli zależy nam na szybkim rozwoju w jakiejś dziedzinie, znajdźmy kogoś, kogo podziwiamy, bo jest dużo lepszy od nas i przekonajmy go, że nasze plątanie mu się pod nogami będzie dla niego wartościowe. Jeśli ktoś nie potrzebuje naszej pomocy albo nie ma czasu z nami rozmawiać, może będzie mógł podsunąć chociaż listę lektur/magazynów czy innych źródeł, które jego zdaniem warto znać.
- Naśladownictwo – jeśli nie odpowiada nam opcja z mentorem, zawsze możemy po prostu odgapiać czyjeś wybory – o ile nie będziemy mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. To nie jest dobra długoterminowa strategia, ale krótkofalowo możemy szybko podskoczyć o kilka oczek w jakiejś dziedzinie.
Jestem niesamowicie ciekawa, co Wy o tym sądzicie. Uważacie się za osoby z dobrym gustem w jakichś dziedzinach? Może macie takie osoby w swoim otoczeniu? Co Waszym zdaniem świadczy o dobrym smaku, jak można go sobie wyrobić?
89 thoughts on “Skąd się bierze dobry gust?”
Ze wszystkim się zgadzam, bardzo trafne spostrzeżenia :)
Racja w każdym środowisku można znaleźć kogoś z poczuciem smaku i gustu to nie ma nic wspólnego z posiadaniem pieniędzy statusu,najlepsi projektanci byli biedni mieli ciężkie życie,wiadomo że mając fundusze można sobie pozwolić na więcej ale nie ma w tym nic kreatywnego,najwięcej frajdy sprawia znajdywanie perełek pośród antyków czy ciuchów z drugiej ręki. Też jestem DDA,
Co do teorii „czym skorupka za młodu nasiąknie”, to tłumaczyłaby ona ogólnie dobry gust Włochów czy Francuzów… Ja z kolei uważam, że dobry gust dziedziczy się genetycznie, ale w co drugim pokoleniu:) Nieskromnie uważam, że mam dobry gust i odziedziczyłam go ewidentne po babci, bo niestety moja mama preferuje całkiem odmienną stylistykę i ma całkiem inne upodobania estetyczne (piszę to oczywiście z całą sympatią do niej:)) Nic sobie z tego nie robi i jest szczęśliwa ze swoim poczuciem piękna i dla mnie to ok:) Tutaj niestety częściowo obaliłabym też dwie z powyższych teorii, bo z wielkim zaangażowaniem i z dbałością o szczegóły brnie w swoje kanony:) Za młodu oczywiście byłam wpatrzona w nią jak w obrazek i mimo woli chłonęłam jej wybory, ale w pewnym momencie nasze definicje dobrego stylu totalnie się rozjechały. Zastanawiam się właśnie, co spowodowało u mnie tą zmianę i w którym momencie to nastąpiło – dochodzę do wniosku, że to się zaczęło chyba kiedy zaczęłam czytać „Filipinkę” z jej kolumną modową (oczywiście starą, dobrą „Filipinkę”)..
Nie zgadzam się absolutnie ze stwierdzeniem, że dobry gust się dziedziczy, albo, że „czym skorupka za młodu” itp. Wychowałem się w patologicznym środowisku i bardzo skromnym i problematycznym domu. Gdybym był taka skorupką, która za młodu… to bym bezrobotnym alkoholikiem i ojcem kilkoro dzieci różnych matek, który chodzi w roboczych ubrudzonych ciuchach i ostatnią rzeczą jaka go obchodzi jest jego styl. Dobry gust i dążenie do niego jest uwarunkowane indywidualnymi predyspozycjami, które w moim przypadku ujawniły się po wyrwaniu z patologicznego środowiska, w którym dorastałem. Z pozdrowieniami DDA
Ogólnie to myślę tak, jak Ty i wyklikałam długi komentarz poparcia. No i jak tak klikałam, to moje poglądy zaczęły się nieco modyfikować ;) Sama mam od strony mamy korzenie chłopskie, a w pokoleniu dziadków – robotnicze. Mama już za młodu wyrwała się z pracy robotniczej i przez to mogła pozwolić sobie na to, aby wystrojowi wnętrz i ubiorowi poświęcić uwagę, na co moi dziadkowie czasu nie poświęcali zbyt wiele. No i – kurcze felek – ta moja mama ma gust całkiem inny niż ja, ale chyba całkiem dobry. A rozwiązań estetycznych na pewno z domu nie czerpała! Tata mój z kolei pochodzi z mieszczańskiej rodziny o artystycznych zapędach, ale gust ma (trochę mi głupio, bo o własnym ojcu w końcu piszę) po prostu straszliwy! Siostra moja z kolei gust ma dobry, ale inny niż mama, a oczywiście całkiem inny niż ojciec, który ku naszemu utrapieniu na estetyczny kształt domu i ogólny klimat wychowu wpływ miał większy niż mama. O guście w wystroju wnętrz taty aż strach pisać, ale mama skłania się ku rustykalnemu, siostra stawia na industrialny, a ja skandynawski. Czyli z jednej strony wychów się nie do końca udał, ale z drugiej wszystkie te style mają jakiś taki prosty rys. Tak sobie jednak myślę, że mama moja i siostra obie potrafią to, czego na przykład ja nie umiem. Oko mają bardziej wyczulone na kolory, załamania światła potrafią we wnętrzu przewidzieć, w ogóle potrafią sobie obie wyobrazić jak zestawienie kolorów będzie ze sobą wyglądało. Ja tego po prostu nie umiem. Mam za sobą kursy z historii sztuki i estetyki. Na pewno mnie to estetycznie wyrobiło. Wiem jednak, że to, iż lubię prostotę ratuje mnie wizualnie. Gdybym miała nosić na sobie więcej kolorów niż 3 to bym się w tym w życiu nie połapała. Tak więc odziedziczyłam brak estetycznych predyspozycji od strony taty, ale ratuje mnie wrodzona pokora i wiedzą te moje braki jakoś sobie kompensuję.
Nie wydaje mi sie, zeby Asia miala na mysli, ze absolutnie kazdy zostal uksztaltowany przez swoje srodowisko. Jednak w wiekszosci wypadkow srodowisko ma wplyw na czlowieka, rowniez na ksztaltowanie sie jego gustu. W wiekszosci nie znaczy wszyscy, a wyjatki potwierdzaja reguly. Wiec nie ma co sie oburzac, bo swiat nie jest ani czarny ani bialy.
Pozdrawiam,
rowniez DDA
Też się z tym stwierdzeniem nie zgadzam, ani z tym, że to genetyczne. Moja rodzina, chociaż szczęśliwa to kompletne bezguscie, a ja co i rusz jestem komplementowana za gust. Estetyka poprostu mnie interesuje, chociaż rodzice od dawna się ze mnie nasmiewali, że poświęcam jej tyle uwagi.
DDA, możnaby mnożyć przykłady, ale myślę, że jest jeden dosyć obrazowy – COCO CHANEL.
A co do zamartwiania się co włożyć do garnka, czym innym jest gust, a czym innym jest możliwość okazywania go. Mam za sobą bardzo ciężki rok pełen pracy, kiedy nie miałam energii,żeby o siebie dbać, nie wynikało to z braku gustu, lecz z braku czasu.
Myślę, że pielęgnowanie gustu jest bardziej pasywne, w szczególności w dobie internetu o wiele łatwiej znaleźć źródła i porównywać. Natomiast manifestowanie go wymaga mnóstwo energii i/lub pieniędzy, odnalezienie w prawdziwym życiu formy wyobrazonej w głowie. Jest w tym coś twórczego, bo trzeba tą wizję stworzyć fizycznie.
Moją pasją jest fotografia, w szczególności w tej dziedzinie zauważyłam ogromny rozwój gustu na przestrzeni lat. Dużo podpatruję I w miarę rozwoju moich własnych umiejętności w stosunku do których jestem krytyczna coraz więcej wymagam od innych również. Skoro ja potrafię lepiej, jak mogę zachwycać się czymś co mi nie dorównuje. Zachwycają tylko dzieła lepsze. Myślę więc, że gust kształtuje głównie inspiracja, rozwój i konstruktywny krytycyzm, które wiadomo są napędzane poprzez zainteresowanie. Kategorycznie nie zgadzam się aby dobry gust był efektem uprzywilejowanej pozycji.
Byłam w bardzo podobnej sytuacji, więc w stu procentach się zgadzam.
Ale uważam, że gdyby nie ojciec alkoholik – nie zaczęłabym uciekać w piękną muzykę i książki, a to pewnie dzięki nim ukształtowało mi się poczucie estetyki.
Tak. Masz racje. Zgadzam sie z Toba. Ty sama jako czlowiek wybierasz swoj gust styl. Czasem trzeba czasu zanim
Trafisz na To co naprawde lubisz. Nic nie ma wspolnego twoje wychowanie. Srodowisko. Wreck przeciwnie. Uwazam
Ze To czasem przeszkadza w odnalezieniu siebie samego. Pieniadze pomagaja. Ale Nie trzeba miec milionow zeby dobrze wygladac czy ladnie elegancko mieszkac. Trzeba tylko chciec.
A jednak chyba każdy z nas może wskazać wśród swoich znajomych osoby, które wyróżniają się dobrym gustem, niezależnie od miejsca i czasu. Wyglądają świetnie, niezależnie od typu urody, mają pięknie urządzone mieszkania albo zawsze mają rewelacyjną muzykę do polecenia
nie rozumiem Cię kompletnie. Bo co znaczy dobry gust? i dla kogo dobry? ja moge kochac skandynawskie biele i antyki a moja kolezanka sztuczne róze w wazonie i kazdy pokoj na inny kolor. I o kim powiesz ze ma dobry gust? o mnie czy o niej? dla czesci ludzi to moj dom bedzie urzadzony z „gustem” dla drugiej czesci bedzie to dom mojej kolezanki. w takim razie która z nas nie ma gustu? dobrego?
No jasne, różni ludzie lubią różne rzeczy, ale i w grupie „biel i antyki” i w grupie „róże w wazonie” znajdą się osoby, którym urządzanie tego wnętrza przyjdzie z większą łatwością niż innym:)
styl to nie to samo co gust, a u nas (tzn w Polsce) się karygodnie myli te pojęcia. wszechobecne krytykanctwo sprawia, że coś, co nie „leży w naszym klimacie stylistycznym” potrafimy obalić słowem „bezguście”. A tymczasem potrafi to być tylko styl odmienny od naszego ulubionego. Mam z tym do czynienia na co dzień jako architektka. Mnóstwo ludzi określa jakieś przykłady architektury słowami „okropne” lub „piękne” a tymczasem w 90% w ogóle nie ma wyrobionego gustu w tej dziedzinie, a ma na myśli styl jaki lubi/nie lubi, do jakiego jest przyzwyczajona/nie jest przyzwyczajona (edukacja architektoniczna nie istnieje w naszym kraju).
W związku z tym osoby oceniające Wasze mieszkania nie są wyroczniami. Myślę, że osoby które naprawdę znają się na temacie i nie mają wrodzonej złośliwości w temacie potrafiłyby docenić oba ze wskazaniem tylko w którym same czują się lepiej.
Znając się na rzeczy można naprawdę ocenić, kto ma gust a kto nie w urządzaniu mieszkania.
Powiedziałabym że gust to coś co łączy w sobie wiedzę i zmysł. Zmysł może być jednak wynikiem wiedzy i wieloletnich doświadczeń, myślenia o temacie, prób i błędów.
Styl to tylko ramy wyznaczone przez jakieś autorytety. Ramy pomocne dla osób, które nie do końca wiedzą jak pewne rzeczy łączyć. Dzięki temu określając że lubi styl skandynawski może urządzić wnętrze z większym smakiem, niż gdyby nie odwołała się do jakiejś stylistyki.
Katieest, jako historyk sztuki (in spe:-)) podpisuję się pod tym co napisałaś dwiema rękami i nogami :-). Pozdrawiam
To samo można odnieść do filmów i muzyki i książek. Niektórym się wydaje, że tylko słuchanie jednego rodzaju muzyki lub oglądanie tylko niszowych filmów świadczy o dobrym guście a to nie prawda, to zwykły snobizm. Zarówno w muzyce rockowej, popowej, elektronicznej, hip-hopowej itp. znajdziemy i wyjątkowe i wspaniałe technicznie zespoły / utwory jak i te najgorsze, wtórne i zupełnie nieciekawe. Nie trzeba skreślać dobrego filmu akcji bo jest on taką samą perełką jak dobre kino „ambitne”. Piszę „ambitne” bo tu najczęściej widzę takie naiwne, pozbawione głębi filmy sprzedawane jako alternatywne i wyjątkowe. Dobrą i złą książkę książkę można znaleźć i wśród kryminałów, fantasy i popularnonaukowych.
Nie, to nie snobizm. A przynajmniej – nie zawsze. Ludzie poszukują rzeczy innych, niebanalnych, bo chcą czegoś interesującego. Jak jest się fanem kina to trudno oglądać tysięczną komedię romantyczną z tym samym schematem scenariuszowym, ponieważ to po prostu NUDNE. A ciekawe okazuje się węgierskie „Szatańskie tango”. Druga sprawa to taka, że prawdziwi kinofile oglądają w zasadzie wszystko (gatunki, kino niezależne, filmy autorskie) i mają ogromną wiedzę dotyczącą filmów, a i tak nie zawsze się zgadzają, co do oceny jakiegoś dzieła. I jak tu jednoznacznie zdefiniować „dobry gust filmowy”?
W książce Stanisława Tekieliego „Burdubasta albo skapcaniały osioł, czyli łacina dla snobów” znajdują się wyjaśnienia łacińskich sentencji – ich pochodzenie, kontekst kulturowo-historyczny. Otóż wyrażenie „o gustach się nie dyskutuje” – odnosiło się jedynie do warstwy wykształconych obywateli (mężczyzn, oczywiście). Ponieważ oni posiadali wiedzę, wykształcenie, obycie itp. to jakby automatycznie mieli gust, który zapewne jakoś różnił się między nimi (stąd te ewentualne dyskusje, wg sentencji – niepotrzebne), ale jednak był cechą nadaną. Ważne, żeby pamiętać, że oni mieli także władzę! Więc mogli ten swój gust narzucać innym. Tak niszczono wiele „dzikich” kultur odmawiając im prawa piękna.
Współcześnie ta zasada ma dla mnie trochę inne przesłanie, aby nie przekonywać innych do NASZEJ racji, NASZEJ opinii, NASZEGO gustu. Oczywiście jak się jest krytykiem mody, sztuki, filmu, muzyki to w jakiś sposób bierze się na swoje barki rolę przewodnika, ale zawsze musi iść za tym w parze argumentacja. I nadal wielką niewiadomą pozostaje czy inni się z tą argumentacją zgodzą.
Np. slow fashion zaczyna być postrzegane jako działanie świadczące o dobrym guście – nie liczy się już sama harmonia czy estetyka stroju, ale cała nadbudowa intelektualno-społeczna. Argumenty, które przemawiają za slow fashion trafiają na swój czas, mają ten pożądany „smak”, „harmonię” już nie na poziomie ubrań, ale na płaszczyźnie stylu życia oraz stosunku do mody i przemysłu.
Ja sama nie umiem zdefiniować „dobrego gustu”. Nic w tym wypadku nie jest jakąś „stałą” mogącą świadczyć o posiadaniu gustu – znam wspaniałych, wykształconych ludzi (tak, również architektów) bez najmniejszego poczucia estetyki, znam eleganckie osoby szczycące się uznaniem i wysoką pozycją zawodową, którzy wyrzucają śmieci do lasu (!!!), znam też krnąbrne, niezbyt sympatyczne, ledwo zdające z klasy do klasy, dziewczyny, od których bije harmonia i smak.
Taaaa, „dobry gust” to jakaś wielka niewiadoma… nie ma to przepisu.
Też się zgadzam z przedmówczynią. To prawda, ze w naszym kraju edukacja architektoniczna nie istnieje, ba, w ogóle edukacja estetyczna nie istnieje (bo gdyby była to nasze chociażby ulice nie byłyby zaśmiecane wielością potwornych banerów i szyldów na przykład). Nie demonizowalabym tematu, ale zgadzam się ze zdaniem „W związku z tym osoby oceniające Wasze mieszkania nie są wyroczniami. Myślę, że osoby które naprawdę znają się na temacie i nie mają wrodzonej złośliwości w temacie potrafiłyby docenić oba ze wskazaniem tylko w którym same czują się lepiej.” Nic dodac, nic ująć.
A ja się nie zgadzam trochę z Katieest. W sensie rozumiem, że są różne style – ja niestety jestem tego przykładem, bo lubię różne style i czasem coś kupuję (do domu, z ubrań), co jest z jednego stylu, a później coś, co jest ewidentnie z przeciwnego stylu – ale prawda jest taka, że każdy taki styl jest robiony albo „w dobrym guście” albo „bez gustu”. Wydaje mi się, że z jednej strony to bardzo subiektywne odczucie, czy coś jest w „dobrym guście” (i w tym się zgadzam z Katieest) – bo to w ogóle jest tak naprawdę niefortunne sformułowanie, ale jak z każdą rzeczą trzeba po prostu przyjąć pewną uśrednioną, przeciętną normę. Wiem, że są ludzie, którzy zachwycają się kransalami i innymi tego typu figurami w ogrodzie, ale jednak dla większości ludzi ogrody z takimi niespodziankami nie są „w dobrym guście”. Choć muszę przyznać, chociaż nie widziałam nigdy takiego ogrodu, ale mogę sobie wyobrazić, że ktoś w taki sposób tego krasnala postawił, że nadaje to jakiś sens temu ogrodowi i dodaje pewnej wartości. Po czym zatem poznać ten „dobry gust”? Przykład, który przychodzi mi z głowy to wnętrza wypełnione meblami z Ikea – znam wnętrza, które są całkowicie tworzone z mebli z Ikea i są naprawdę świetne, goście pytają, skąd to jest, gdzie to kupiliście – czyli odczucia są takie, że wnętrze jest urządzone „w dobrym guście”, a znam takie mieszkania, do których się wchodzi i po prostu się w nich jest, a które mogłabym nazwać przeciętnymi. Ja jestem przekonana, że istnieje coś takiego jak „dobry gust” – ale jest ciężki do zdefiniowania. Czasem mówimy: świetna sukienka, ale zupełnie nie w moim guście. Akceptujemy, że coś nie jest w naszej stylistyce. Dodatkowo, znam mnóstwo osób, które w ogóle nie zważają na takie rzeczy jak „dobry gust” – i też im się żyje dobrze. Ale wolałabym jednak, żeby ubrania, dodatki do mieszkań, moje otoczenie, generalnie wszystko co nas otacza było jednak projektowane przez osoby „z dobrym gustem”.
Kurcze, też się zgadzam. Ja na przykład funkcjonuje zadowalająco estetycznie tylko dlatego, że sobie takie ramy wyznaczam i edukuje się dodatkowo. Sama z siebie tego wszystkiego po prostu nie czuję.
O to to! Czytam to i czytam, i właśnie to się ciśnie na usta. Gust skandynawski? No nie! A co do gustu to znam ludzi, którzy ordynarne róże i brokaty zestawią tak, że bedzie to wyglądało świetnie, ale znam tez takich, którzy położyli by skandynawskie wnętrze. Raczej o ten dobry smak chodzi. I sądzę, że da się to po prostu wypracować :)
Wśród moich znajomych uchodzę za osobę, która zna się na wnętrzach i ma w tej dziedzinie dobry gust. Nie było jeszcze osoby, której nie podobałoby się moje mieszkanie, które urządziłam sama od A do Z i też wiele osób prosi mnie o rady przy urządzaniu swoich miejsc. Natomiast z ubraniami nie idzie mi zbyt dobrze. Nierzadko nie jestem zadowolona z tego, co noszę i nie zawsze potrafię dobrać do siebie strój. Dziwi mnie to, bo w końcu i w przypadku wnętrz, jak i strojów, chodzi o kształty, kolory i układ elementów, a jednocześnie te dziedziny są tak odległe od siebie…
Asiu, co dla Ciebie oznacza mieć „dobry gust”?
Bardzo lubię cytować Sztuczne Fiołki (fb):
„- dlaczego w Polsce jest tak wyjątkowo brzydko?
– bo Polacy, a zwłaszcza polskie władze, wzięli sobie głęboko do serca tę łacińską głupotę, że o gustach się nie dyskutuje”
Powinniśmy dyskutować i edukować się.
Według mnie gust można podzielić na pięć grup: brak gustu, gust naiwny (determinuje on proste, często modne wybory), gust wyrobiony (nabyty poprzez kontakt z pięknem, może prowadzić na manowce), dobry gust (instynktowny), gust wysublimowany (połączenie dwóch ostatnich i samorozwoju).
Nasze społeczeństwo oscyluje gdzieś między naiwnym a wyrobionym. Dlatego pamiętajmy, zwodnicze mogą być pochwały znajomych :)
Myślę, czytając poprzednie komentarze, że tak, genetykę też można tu dołączyć. Wydaje mi się, że z gustem ma dużo wspólnego świadomość tego co się lubi i lubi naprawdę, a nie tylko dlatego, że coś podoba się innym, albo, że inni to mają lub wręcz uznane jest to powszechnie w dobrym guście. Wydaje mi się, że taka swiadomość daje tą zdolność łączenia kolorów, kształtów, tekstur. Taka świadomość tworzy pewien styl (co z resztą pisałaś w swojej książce odnośnie ubrań). Może trzeba mieć też chociaż namiastkę „artystycznej duszy”. Niektórzy poprostu to czują. Moja mama zawsze się śmieje, że potrafię wyczarować coś z niczego, lub z rzeczy z pozoru niepasujących do siebie. Sporo swego czasu podróżowałyśmy razem i all inclusive nie ma z tym nic wspólnego – wsiadałyśmy w samochód z namiotem i ruszałyśmy zwiedzać Europę. Mnie średnio to interesowało (poza Norwegią, bo wolę oglądać przyrodę niż zabytki) Może i podróże ułatwiają, ale zwiedziłam dużo mniej niż moja mama, a jednak mówi mi, że ja mam lepszy gust i często pyta mnie o rady (i mimo, że mamy kompletnie różny gust to potrafię poprawić parę, rzeczy tak by jej się podobało jeszcze bardziej, a mnie to nie razi estetycznie, ale nie koniecznie chciłabym tak sama mieć, czy wyglądać). Ja modą się praktycznie nie interesuję, ale wnętrzami jak najbardziej (po Twoją książkę sięgnęłam z ciekawości i by zmotywować się w końcu do wyrzucenia rzeczy z czystym sumieniem, w których nie chodzę). Myślę, że oglądanie rzeczy, które nam się podobają i przede wszystkim zwracanie uwagi na całość kompozycji pomaga wyrobić gust. Gust jest chyba w pewnym stopniu szerszym spojrzeniem. Na całość a nie na jeden przedmiot. Piękny przedmiot dołożony do reszty innych pięknych przedmiotów, ale kompletnie z innych światów sprawi, że straci on swój blask jak i reszta. To jest właśnie chyba takie patrzenie całościowe czyli „podoba mi się ten przedmiot i idealnie będzie pasował tu” lub „podoba mi się ten przedmiot, ale kompletnie nie mam co z nim zrobić”. Dużą rolę odgrywa też właśnie skromność i znanie umiaru. Zbieranina pięknych rzeczy bez umiejętności wyeksponowania ich jest tylko zbieraniną.
zgadzam sie w 100% ;)
nie wiem czy mam gust? ale umiem zestawiac ,pozornie nie pasujaca do siebie ubrania ,meble ,tkaniny
Poprostu tak mam;) moje corki zwlaszcza jedna ,ma dokladnie taki sam dar
Tak,tak jestem babcia:) ,co wcale nie przeszkadza mi w czytaniu blogow ,sledzeniu nowinek i ciaglym szukaniu inspiracji.
To szukanie inspiracji moze mniej na blogach a wiecej w tym co nas otacza ,zwlaszcza naturze.
Dla mnie wazne w ubiorze jest wszystko,lacznie z dodatkami ,butami i torebka.
Czesto kupuje w lumpeksach ,wyszukajac perelki na ktore nie zawsze ktos zwroci uwage ,widze w ubranich potencjal ,faktura ,kolor ,material ,wykonczenie;) Tu sie skroci ,tam obetnie itd
Moja znajoma (chociaz to za duze slowo),bedac zaproszona do programu TV ,poszla do sklepu w W-wie ubrac sie;)
kazda czesc ubrania z widocznym logo,tak to wazne ,najmniej wazne ,ze nic do siebie nie pasowalo no ale bylo „widac”
Meble sama odnawiam ,moje mieszkanie jest inne ,nie ma w nim gotowcow;) zawsze tak bylo.
Dzis ludzie gonia za tym co ma sasiad ,pozbywajac sie naprawde pieknych przedmiotow
Mieszkania sa do siebie podobne
Tak sie sklada ,ze corka jest architektem wnetrz ,a maz robi meble na wymiar…….wiem czego szukaja klienci…podobienstwa do tego co widzieli u kogos ,schematu ..tego co w danej chwili modne ,kolory ktore sa na topie..
Oczywicie ,ze nie wszyscy tacy sa ale z przykroscia stwierdzam ,ze duza czesc.Popatrzcie na ulice ,sa kolorowe ale indywidualistow za ktorymi sie mozna obejrzec niewielu;)
Moze za duzo sie wzorujemy na kims ? nie biorac pod uwage naszych indywidualnych cech ,dotyczy to ubioru
ale rowniez i mieszkan ,bo majac duze przestrzenie mozna poszalec ,natomiast na malej powierzchni zgromadzenie i ustawienie tego co chcemy powoduje chaos …nie znam odpowiedzi ,i mysle ,ze trudno znalesc jednoznaczna odpowiedz .
Pewnie trzeba miec to cos;) ktos ubierze zwykle niczym nie wyrozniajace sie ubranie ,doda dodatki ,cos tam zawinie ,podwinie i bedzie prezentowal sie jak milion dolarow;) to samo ubranie na innej osobie nie przyciagnie wzroku !
Myślę, że żeby wyrobić sobie dobry gust musimy najpierw mieć odwagę przyznać, że go nie mamy :) Większość z nas uważa się za znawców tematu i osoby, które dokonują doskonałych wyborów, więc trzeba zacząć od przyznania samemu sobie, że kurcze, mogłoby być lepiej :) A potem to już pozostaje pogłębiać wiedzę, szukać inspiracji, zastanowić się nad tym, co tak w ogóle nam się podoba…
To ja się przyznam;) mój gust jest znikomy. Obserwuję, naśladuję, podróżuję, ciągle się uczę i może jest trochę lepiej, ale wciąż widzę zachwycające osoby i ich lekkość w tworzeniu, komponowaniu i dobieraniu. I zgodzę się z faktem, że styl a gust to dwie odmienne rzeczy. Pewien styl ma każdy z nas, a gust to perfekcja w danym stylu i pewność siebie. Moja siostra ma znakomity gust, jest architektem i bez problemu przychodzi jej tworzenie swego rodzaju projektów, aranżacja wnętrz i dbanie o swój wizerunek. Jako młodsza siostra (z syndromem młodszej siostry;D) od zawsze staram się ją naśladować, i mimo, że pare rzeczy mamy takich samych na niej wyglądaja sto razy lepiej, a przecież pasują do mojej sylwetki, stylu życia itp. Dodam też, że jesteśmy do siebie całkiem podobne. Ja rzadko dostaję komplementy, ona natomiast cały czas. I tu rodzi się pytanie z czego to wynika? Wydaje mi się, że TO COŚ niestety jest wrodzone. Niestety, bo ile by się co poniktórzy starali to i tak nie będą chwaleni za dobry gust. A w dobrym guście właśnie chodzi o tą lekkość, łatwość w tworzeniu. Weźmy pod lupę znaną nam osobę z dobrym gustem, czy pomyślimy: wygląda świetnie ale tylko dlatego że spędzała długie godziny na ubieraniu się, malowaniu itp? Nie. Pomyślimy raczej: łał, jak ona to robi, co by nie założyła wygląda świetnie! Pewnie 5 min szykowania w zupełności jej wystarcza!! A jeszcze zmieniając temat i nawiązując do poruszanego tematu o książkach i filmach. Ktoś wcześniej napisał w komentarzu że w każdym gatunku znajdą się te lepsze i te gorsze produkcje, a dobry gust to umiejętność wyłapywania tych niezwykłych i oryginalnych. A ten snobizm… Czasem to i racja:D niektórzy chcą być na siłę fajni i szukają niecodziennych rzeczy tak aby ludzie ich chwalili. Według mnie rezultat jest zupełnie odwrotny. To nie dobry gust, to ucieczka przed własnymi kompleksami.
Dobry temat!
Jako pierwsze faktycznie wymieniłabym „czym skorupka za młodu nasiąknie”. Od dziecka ciągana byłam po wystawach, galeriach, muzeach. W domu było pełno sztuki, w domach ciotek i wujków tak samo. Mieszkałam w samym centrum Gdańska, który uważam za naprawdę piękne miasto (choć chyba zgodzę z się z moją mamą, że jest lekko „makietowaty”). W wolnych chwilach uwielbiałam przeglądać albumy z dziełami mistrzów, z dizajnem, z pięknymi wnętrzami. Uważam się za osobę, która nie ma problemów z tworzeniem „obrazów z rzeczy” – bez względu czy z ubrań, czy z mebli i dodatków. Wszystko co wizualne jest mi niezwykle bliskie.
Więcej problemów sprawia mi muzyka, z którą mam zdecydowanie mniejsze obycie. Nie mam ulubionego wykonania danego utworu kompozytora X. Nie zawsze jestem w stanie określić też świetne aktorstwo. To są sztuki, z którymi mam zdecydowanie mniejsze obycie i nie jestem tak chętna do wydawania przy nich osądów.
I właśnie – obycie! Wiele lat temu, siostra, pracująca wtedy jako fotograf w Irlandii, poleciła mi bloga ze zdjęciami ślubnymi, którego od tamtej pory regularnie „czytam”. Niedługo będę musiała wybrać własnego fotografa ślubnego i… nic mi się nie podoba. A przynajmniej nie na tyle, żebym stwierdziła „tak, chcę Cię zatrudnić – na pewno zrobisz piękny reportaż”. Stety-niestety naoglądałam się tylu pięknych zdjęć, że teraz u każdego polskiego fotografa znajduję choć jeden szczegół, który jest dla mnie „be”.
Fajnie jeszcze, że wspominasz o obyciu np. w kuchni. Nie jestem w stanie przełknąć seropodobnego sera, czekolady w stylu Milka i wielu tym podobnych rzeczy. Zbyt dużo pysznych potraw zjadłam, zbyt dobre jedzenie jem na co dzień. Co jakiś czas staramy się z moim Ł. gdzieś wyskoczyć i praktycznie nigdy nas nie zachwyca. Większość zachwalanych knajpek, restauracji etc. jest dla mnie po prostu okej i tylko okej. To jest straszne, że człowiek tak przyzwyczaja się do luksusu, do dobrych rzeczy.
Sama nieraz się nad tym zastanawiałam i dochodzę do wniosku, że jest to niemożliwe do stwierdzenia. Przede wszystkim trudności stwarza zdefiniowanie tego, co oznacza „dobry gust” – co już zostało tu podniesione w komentarzach. Najogólniej rzecz biorąc jest to pewne poczucie estetyki, no ale problem polega na tym, że osoby, które go nie posiadają są kompletnie tego nieświadome. Przecież im też coś tam się podoba i też będą twierdzić, że jest to gustowne (to nieszczęsne „o gustach się nie dyskutuje”): czy spotkałaś się kiedyś z osobą, która niegustownie się ubiera, nie ma kompletnie wyczucia smaku i wie o tym? I twierdzi, że nie podobają jej się ciuchy, które nosi? Przecież gdyby o tym wiedziała, ubierałaby się inaczej. Sama uważam, że mam gust, ale nie wziął się on u mnie z żadnych czynników, które wymieniłaś: nie wyniosłam go z domu, bo w moim domu na estetykę się uwagi nie zwracało, nie mam milionów na koncie, nie miałam żadnych mentorów, ani nie mam wykształcenia artystycznego. Można wypracować sobie styl, można się nauczyć pewnych rzeczy, ale poczucie estetyki na takim głębszym poziomie się po prostu ma (lub nie ma).
Nie znam się na sztuce/filmach/modzie, ale…
Nie, nie, nie, jak się nie znasz to się wyedukuj. Usiądź w domu, poczytaj, posłuchaj, pooglądaj.
Dobry gust to głównie kwestia odpowiedniej edukacji. Zgadzam się z poprzedniczkami, że w Polsce niestety jest to zaniedbywane. Nauka o estetyce przydaje się w życiu bez względu na to czym się zajmujemy.
To też nie do końca jest takie proste. Ja jak jedna z przedmówczyń długo byłam zapatrzona w moją mamę, stawiałam ją sobie jako wzorzec, ale z czasem nasze style/gusta się rozjechały. Myślę, że wynika to głównie z tego, że prowadzimy zupełnie inny styl życia i ona nie ma rozmyślań „jak wyglądać stylowo na rowerze”, bo do pracy jeździ autem. Natomiast z zaskoczeniem odkrywam, że mój ojciec ma styl i co raz częściej doceniam jego wybory czy to w ubraniach czy jedzeniu.
Natomiast co nie jest proste to „doedukowanie” się. U mnie w domu bardzo dużo się czytało: prasy i książek. I ja też obecnie bardzo dużo czytam. Ale niemal w ogóle nie oglądało się telewizji i nie chodziło do kina. Ja nie wykształciłam w sobie ani potrzeby oglądanie a tym bardziej gustu w kinematografii, ale nie powstrzymuje mnie to przed powiedzeniem, że jakiś film mi się podobał, a jakiś inny nie (generalnie to mi się prawie żadne filmy nie podobają, ale to inny temat). Problem leży tylko w tym, że z kimś kto na sztuce filmowej się zna raczej nie pogadam. Za to chętnie wymienię się opiniami na temat literatury i kulinariów, bo w tym czuję się mocna i mam duże doświadczenie.
Czy komuś kto nie zna się na kuchni, komuś kto nie odróżnia oleju słonecznikowego od rzepakowego można odebrać prawo do mówienia, że mu coś smakuje/nie smakuje?
A ja odnoszę wrażenie, że do każdej stylistyki można podejść tak, by ostatecznie osiągnąć „gustowny” efekt. Jeśli kiczowate elementy stroju czy wyposażenia potraktujemy z widocznym przymrużeniem oka, nie sposób będzie odmówić nam gustu. Dla mnie idealnym przykładem takiej osoby jest Macademian Girl – dziewczyna ze świetnym gustem, mnóstwem fantazji i wielką odwagą, choć bez wątpienia większość rzeczy, które nosi same w sobie nie byłyby… w najlepszym guście. Trochę idem per idem, ale mam nadzieję, że zrozumiałe. :)
Z mojego najbliższego otoczenia osobą z wyjątkowym gustem jest moja mama. Pięknie urządza wnętrza, choćbym się starała w stu procentach osiągnę tylko nikłą część efektu, który ona ma już na samym początku. Największy problem mam właśnie z wystrojem wnętrz, za dużo elementów mi się podoba i nie umiem zgrać ich w spójną całość, zwłaszcza z przedmiotami stałymi, takimi jak zabudowa kuchni, które muszą się skomponować z dodatkami…
Wydaje mi się, że najłatwiej rozróżnić styl od gustu w ubraniach właśnie. Wielokrotnie mówimy, że ktoś ma dobry gust, choć jego ubrania są nie w naszym stylu – i tutaj nie odmawiamy komuś gustu, w przeciwieństwie do wspomnianych już wnętrz, architektury, smaku, książek, muzyki…
Bardzo fajny temat, pozdrawiam ciepło! :)
Istnieje taka dziedzina filozofii jak estetyka i ona od zawsze zajmuje się kategoriami piękna. Uważam, że w tej dziedzinie nie ma żadnych „o gustach się nie dyskutuje” ani „każdy ma swój styl” coś jest piękne albo nie jest i to niezależnie od szerokości geograficznej czy czasu. Jesteśmy w stanie podziwiać piękno paleolitycznych malowideł jaskiniowych, masek Dogonów i japońskich drzeworytów. Do posiadania gustu niezbędna jest wiedza i obycie w danej dziedzinie, po prostu praca nad sobą. Nie jesteśmy w stanie ocenić czy teatr No był dobry czy nie jeśli nie znamy kodu jego gestów. W żadnej dziedzinie naiwność w niczym nie pomaga. Podobał mi się komentarz Sylwii, żeby przejść z gustu wyrobionego na dalsze poziomy trzeba przede wszystkim podjąć wysiłek pracy nad sobą. Łatwo jest poruszać się w obrębie swojego stylu i tego co nam się podoba- nawet jeśli jest to faktycznie piękne. Jednak, żeby rozwinąć swoje wyczucie estetyki poza operowanie w kółko tym co dobrze znamy i przychodzi nam z łatwością (nie jest to wtedy gust obiektywny, ale umiejętność poruszania się z stylu) w stronę obiektywnego gustu i szerszych horyzontów należy podjąć wysiłek zrozumienia tego co nam się nie podoba, a obiektywnie uznane jest za piękne. Nie chodzi oczywiście o decyzje większości ludzi, ta zazwyczaj schlebia wszelkiej tandecie, ale opinię tych, którzy gustem zajmują się zawodowo czyli krytyków, historyków kultury, literaturoznawców itp. Jeśli nas coś boli, sprawdzanie tego w Internecie czy pytanie znajomych nie zaprowadzi nas do niczego dobrego- należy iść do lekarza- człowieka, który zajmuje się tym zawodowo. Tak samo jest z gustem- są osoby, które całe swoje życie poświęciły odnajdywaniu dobrego smaku i to ich należy pytać po co sięgnąć, żeby swoje poczucie estetyki rozwijać. Uważam, że szczególnie sięganie w tych kategoriach po to co dla nas nieprzyjemne, ciężkie i trudne, zupełnie odmienne od lubianej przez nas estetyki otwiera najbardziej. Jeśli coś jest obiektywnie piękne, po podjęciu odpowiedniego odbiorczego wysiłku zacznie nas zachwycać- wtedy dostrzegamy pewne powiązania, pomiędzy tym co podobało nam się wcześniej, a tym co właśnie odkryliśmy mimo przeciwności- te powiązania to piękno. Istnieją też pewne obszary konieczne, w które musimy się zagłębić, żeby mieć gust w danej dziedzinie- powstały wspaniałe dzieła muzyki rockowej, czy jazzowej, a nawet hip-hopowej, ale nie można powiedzieć, że ma się gust muzyczny nie znając na wylot muzyki poważnej. Można zaś mieć gust muzyczny nie odróżniając Rolling Stonesów od Beatlesów. Taki kanon istnieje w każdej dziedzinie i poszukiwanie dobrych książek fantasy, utworów hip-hopowych czy piękna w rysunkach dzieci jest zawsze dodatkową aktywnością i drugim krokiem.
Bardzo trafene spostrzezenia ! Fajnie ze nie przemawia tu retoryka 'masz zly gust- jestes skonczony’ ale motywujace 'moze I masz zly gust ale mozesz otworzyc umysl I cos z tym zrobic’.Dziekuje Ci za ten tekst :)
Znowu trafiłaś w punkt! :) Jak to w życiu bywa, jednym jest łatwiej, a drugim trudniej i ciężko doszukiwać powodu tego stanu rzeczy. Na szczęście przy odrobinie chęci i samozaparcia łapie się bakcyla i można wkroczyć do grupy, która ma ciekawy, inspirujący gust.
Bardzo ciekawy post. Moim zdaniem bezguście jest brakiem indywidualności, wyraźnym kopiowaniem innych stylów, albo jeśli chodzi o ubiór to mam na myśli typowy uniform stereotypowej Rosjanki i tym podobne kwiatki. Chyba że ktoś jest prawdziwy w tym jak wygląda i czym się otacza.
Ale można obiektywnie ocenić czy ktoś gust posiada czy nie. Potrafię docenić czyjąś estetykę nawet jeśli sama preferuję coś zupełnie innego, ale jeśli jest to zrobione przemyślanie i ze znajomością tematu. Mówię głownie o wnętrzach teraz, ale do stroju tez się to odnosi jak najbardziej.
Zgadzam się, że niestety pieniądze też grają tu rolę, ja wiem jaką chciałabym mieć szafę, ale przy wielu innych wydatkach nie będę jej mieć jeszcze długo. Małe kroczki :)
Dorzuciłabym talent plastyczny, wyczucie barw i proporcji. Może to przypadek, ale w moim otoczeniu gust widzę u osób, które potrafią rysować, a nie bazgrolić, albo chociaż śpiewać czy grać (co często idzie w parze jako tzw. wrażliwość artystyczna). Ja, dzięki środowisku, w którym dorastałam, dzięki rodzicom i ich przyjaciołom o takiej wrażliwości, dzięki podróżom, dzięki dobrej muzyce i sztuce, potrafię ocenić strój, wystrój wnętrza, design, rozwiązania urbanistyczne, obraz, utwór. Ba, czasem nawet wiedza techniczna pozwala mi stwierdzić, który element nie pasuje i co zrobić, żeby coś „zagrało”. Ale skomponowanie czegoś samodzielnie, zwłaszcza od ręki, bez metody prób i błędów? Odpada. Dla ułatwienia dodam, że fałszuję i nie potrafię rysować. Taki przykład sytuacji artysta vs krytyk sztuki ;) koleżanka, gra, śpiewa, maluje, rysuje, i to już półamatorsko. W sklepie wyciąga jakiś paskudnawy ciuch czy nijaką biżuterię. Parę dni później wkomponowuje te nabytki w swój styl, a ja natychmiast żałuję, że sama tego nie kupiłam.
Aha, jeszcze zdolności manualne. Niektórzy – surprise, surprise, przy okazji obdarzeni talentem plastycznym – zawiążą szal czy apaszkę na tysiąc sposobów. Ja zawsze zrobię bezkształtne chomąto :/
Przybijam piątkę za brak zdolności manualnych, też wszystkie rzeczy które cudownie wyglądają jeśli zrobione są od niechcenia, w moim wykonaniu przypominają misterną budowlę robioną przez pijanego architekta. ;)
Dopowiem z przypadku osoby, która ma gust, w tej chwili już ukierunkowany na studiach artystycznych – ale co ciekawe, zdolności manualne miałam (i w sumie wciąż mam) raczej marne. I nie mówię tego w kontekście znajomcyh ze studiów, którzy totalnie umieją malowac czy rysować – dostałam sie na rozmowie kwalifikacyjnej ze względu „na oko” po zdjęciach (skończyłam projektowanie graficzne) – i ta dziedzina wydaje mi się świetnym potwierdzeniem tego, że nie trzeba mieć zawsze zdolnośni stricte, nauczonej ręki – owszem, i tak sie ją ćwiczy, ale ja np. nie umiem zawiązać ładnie szalika, jestem raczej mało precyzyjna i „estetyczna” – ale projektowaniu graficznym jestem dobra i coraz lepsza, gust wizualny mam na pewno :)
Apropo jeszcze wykształcenia – też nie do końca się zgodzę, uważam żemoi rodzice mają dobry gust (powiedzmy że z małymi wpadkami ;) ) – ale wykształcenia artystycznego nie mają w ogóle, podejrzewam że mogliby nie poznać klasyków klasyków, dzieł i epok – myślę że nie oni jedyni ;)
Mysle, ze dobrego stylu mozna sie nauczyc. Nawet czasem wydaje mi sr ze sama sie go ucze !
Nigdy wczesniej nie bylam ani gustownie ubrana ani nawet nie mialam swojego stylu bycia czy nawet stylu muzycznego. W wiekszosci spraw chodzilam na skroty i robilam wszystko c
Co inni wiec wszystko bylo doslownie byle jakie. Nie potrafie okreslic od kiedy i jak to sie stalo ale zmienilam totalnie tok myslenia. Moze jestem poczatkujaca ale znam rodzaj muzyki ktora lubie wiem co lubie czytac kupuje ubrania te ktore mi najbardziej odpowiadaja i c
Powiedzenie „o gustach się nie dyskutuje” jest absurdalne. Właśnie ogromna część rozmów opiera się na wymienianiu się poglądami na temat tego, co się komu podoba lub nie. Czyż nie rozmawiamy o tym, co sądzimy o nowym filmie Allena, nowej kolekcji Zary, mieszkaniu koleżanki, zespołach na festiwalu w naszym mieście? Dzięki rozmowom o „gustach” możemy lepiej kogoś poznać; ileż znajomości się pogłębia dzięki temu, że stwierdzimy, że lubimy takie same rzeczy. Uważam, że stwierdzenie „o gustach się nie dyskutuje” jest przejawem przesadnej poprawności i braku odwagi, żeby przyznać, że ktoś jest w czymś od nas lepszy. Ciężko uchwycić dobry gust, ale z pewnością on istnieje. Musimy mieć narzędzia do tego, żeby ocenić, czy jakiś przejaw działalności artystycznej, obiekt, dom itp. jest lepszy od innego. Nie możemy powiesić wszystkich obrazów na świecie w muzeach i się nimi zachwycać. Jednocześnie absolutnie nie popieram bezmyślnego i prześmiewczego krytykowania ubioru czy wystroju wnętrz innych osób. Sama uważam się za osobę z dobrym gustem, ale kompletnie nie obchodzi mnie, że ktoś ma mieszkanie zawalone „durnostojkami”, albo nie ubiera się w stylu „paris chic” i nie interesuje go sztuka. Marzy mi się jedynie, żeby ludzie mieli do siebie szacunek, tymczasem powszechne jest np. hejtowanie osób publicznych w internecie przez osoby, które same niewiele sobą prezentują. Nie możemy zrównać opinii kogoś, kto jest wyedukowany w kwestii historii sztuki i designu ze zdaniem osoby, która nigdy nie przeczytała ani jednego artykułu na ten temat.
Trochę snobizmu nie zaszkodzi, ale żadne skrajności nie są dobre. Niedawno Asia pisała o „guilty pleasures” – nie ma nic złego w tym, że lubimy posłuchać komercyjnego popu, a nasze życie nie musi wyglądać jak Instagram Make life easier.
Bardzo trudno jest jednak określić z czego się ten dobry gust bierze – po prostu to trzeba mieć w sobie i potem jakoś to rozwinąć na zewnątrz (za sprawą ludzi, wiedzy, obycia, okoliczności). Może być też tak, że ani my same, ani nasze otoczenie nie prezentuje się jakoś szczególnie, bo niespecjalnie chcemy czy też możemy się uzewnętrzniać, ale zawsze docenimy piękno, harmonię, smak w czymś co spotykamy na zewnątrz,albo właśnie ten dobry gust u kogoś innego.
Dobry gust to też odnajdywanie się w różnych stylach, bo nie ma tak, że tylko jeden styl jest w dobrym guście. Jeśli mamy poczucie piękna, to znajdziemy je w różnych okolicznościach.
Nie zgodzę się z punktem „Czym skorupka za młodu nasiąknie”. Nigdy nie podobało mi się to, co z kolei bardzo podobało się mojej mamie, babci … Zawsze wiem czego chcę, nawet gdy nie wiem. ;) To właśnie intuicja mną kieruje. I jeszcze charakter, moim zdaniem typ charakteru również ma duże znaczenie. Możliwe też, że to co napisała Mag (we wcześniejszym komentarzu) jest prawdą. Mnie jako jedyną w rodzinie bardzo ciągnie do sztuki.
Sądzę też, że wyczucie gustu można wyrobić. Kiedy przypominam sobie moje wcześniejsze wybory, czasami mam ochotę parsknąć śmiechem. Teraz zresztą też czasami dokonuję złych wyborów, ale uczę się na błędach – własnych, a także cudzych. Obserwuję otaczających mnie ludzi, w ogóle świat. Media społecznościowe też bardzo ułatwiają sprawę. Zatem naśladownictwo to nie jest zły pomysł, tylko wszystko trzeba robić z głową.
I jeszcze w zupełności zgadzam się z punktem „Jeśli nie wiadomo, o co chodzi…”.
„(…) Że jedna osoba połączy pozornie nie pasujące do siebie ubrania i wygląda fantastycznie, a inna po prostu kiepsko?” – w tym przypadku naturalnie znaczenie ma nasza sylwetka itp., ale ogromną rolę odgrywa także pewność siebie. Dobrym przykładem jest Rihanna, która potrafi 'sprzedać’ praktycznie wszystko.
Wydaje mi się, że czynników jest naprawdę sporo, ale wszystko wynika z predyspozycji danej osoby. Żeby określić to czemu niektóre osoby mają gust a inne nie musielibyśmy najpierw dotrzeć do odpowiedzi na pytanie „co sprawia, że jesteśmy tym kim jesteśmy? ” a to już rozważanie typowo filozoficzne, na które nigdy nie będzie jednej prawidłowej odpowiedzi. W wielu przypadkach jest to wychowanie i sztuka (niska lub wysoka) z którą obcujemy. Z drugiej jednak strony co sprawia, że jedna osoba czymś się zainspiruje, a druga biernie przejdzie obok? Bliżej nieznane osobiste predyspozycje wynikające z naszego wychowania, preferencji i tego kim jesteśmy.
Bardzo ciekawy temat poruszyłaś. Często się nad nim zastanawiam. To tak jak kobieta zakłada białą bluzkę a pod nią czarny stanik, to jest raczej lenistwo bo nie wierzę w to że zadbana kobieta, która wygląda na taką co pracuje w biurze i na pewno ma biały stanik ale po co sobie zadawać trud. Do wielu rzeczy trzeba mieć chęć. Ja osobiście bym się źle czuła w takim stroju, że zapewne wolałabym nie iść do pracy, ale jak widać tak kobieta poszła. Po drugie obok lenistwa i nie chce mi się, nie mam czasu jest jeszcze poczucie estetyki, która się najwidoczniej u niektórych osobników nie wykształciła. Ale wtedy świat by był nudny, a tak to mamy urozmaicenie. Gdyby wszyscy byli takimi estetami i potrafili idealnie dobierać rzeczy, robić świetne zdjęcia to by dla nas wszystkich nie było miejsca na świecie :)
No właśnie to cały urok spraw związanych z tzw. gustem. Tak oto pięknie się różnimy. Dla mnie połączenie czarnego stanika i białej bluzki jest arcypiękne i wysmakowane. I znów zależy to od tego jaki stanik, jaka bluzka, kto i jak będzie to nosił. Nieuchwytne to. A mówienie o gustach jest rzeczą trudną jak łapanie motyli.
Bardzo lubię to połączenie i często się tak noszę i mam wrażenie, że tym strojem wzbudzam oburzenie wśród koleżanek, bawi mnie to, czarne proste spodnie i eleganckie buty i reszta nie wie jak ten strój traktować
Gust skrótowo opisałabym jako coś, co niekoniecznie musi mi się podobać, ale jednocześnie wiem, że „jest na swoim miejscu”, pasuje do osoby która to prezentuje. To tak tytułem jednozdaniowego wstępu. A skąd on się bierze? Hm, myślę, że przede wszystkim osoby o dobrym guście, to takie, które potrafią zaznaczyć we wszystkim swoje „ja” i nie dają się zalać trendom, nie muszą nikomu niczemu udowadniać. Czyli, mówiąc bardziej życiowo, nigdy nie uda mi się urządzić/ubrać gustownie jeśli obwieszę siebie i swoje otoczenie milionem rzeczy, które akurat teraz uznane są za stylowe i pożądane. Albo jeśli ktoś właśnie się wzbogacił i topi wszystko w złocie i marmurach żeby to zaznaczyć – nie ma on wtedy szans na bycie nazwanym człowiekiem z gustem. Jeśli coś jest zrobione „pod publiczkę” to nie wiem, czy może być naprawdę gustowne. Można to też ująć skrótowo jako umiar. Osoby z umiarem wiedzą kiedy powiedzieć stop i nie dać się zwariować.
Poza tym wydaje mi się, że nie tylko wspomniane przez Ciebie szczegóły są istotne, ale właśnie przede wszystkim ogólne tło tego co prezentujemy. Czyste, wyremontowane mieszkanie, zadbane ciało etc. Tak więc osoby z gustem to zazwyczaj po prostu te, którym „się chciało”. Na dobrym tle łatwiej przemycić im rzeczy pozornie niepasujące do siebie, które w mniej sprzyjających warunkach wyglądałyby źle. Swoją drogą to „chcenie” często wynosi się z domu, a co istotne, nie musi być ono zależne od grubości portfela.
Podsumowując, trzeba wiedzieć czego się samemu chce i umieć to zaprezentować :)
Hej, a ja mimo wszystko mam problem z mówieniem, że ktoś ma gust/ubiera się ze smakiem. Pisałam o tym ostatnio u siebie. Nie sądzę, żebyśmy wszyscy razem chórem, zapytani o najbardziej stylowe osoby z naszego otoczenia/z show-biznesu wskazali dokładnie tych samych ludzi. Tak samo z wskazywaniem tych bez stylu i gustu. Każdy z nas inaczej to postrzega. Wolę mówić „to mój kierunek”, albo „tego bym nie nosiła, bo to nie „moje””, zamiast: to jest stylowe, a tamto bez gustu.
Wydaje mi się, że nie o guście i smaku warto dyskutować, a o poziomie samoświadomości, z jaką ubiera się dana osoba. Im ta świadomość siebie, własnego ciała, potrzeb, upodobań jest większa, tym lepiej, konsekwentniej, „stylowiej” w moim rozumieniu. Po prostu.
Ostatnio czytałam w Newsweeku (chyba) Twoją wypowiedź o O Bagach, które ja uznaję za gustowne (mimo, że nie mam skłonności do ślepego ulegania modzie). Są w moim minimalistycznym klimacie i są funkcjonalne, co cenię.
Która z nas ma rację?
Moim zdaniem żadna. Po prostu mamy inne kierunki.
Nie do końca się z tym zgodzę. Według mnie nie można mylić dwóch pojęć: stylu i gustu. Styl jest dla mnie subiektywny a gust obiektywny. Więc mogę powiedzieć o osobie, która ubiera się kompletnie nie w moim stylu, że robi to z gustem, mimo, że to kompletnie nie moja estetyka.
Rozumiem o co Ci chodzi, może trochę inaczej definiujemy :)
W ogóle chyba mam problem z definicją gustu. Poniżej ktoś wkleił definicję „poczucie piękna, harmonii, elegancja”. Są style (typy estetyki), które wykluczają te trzy słowa, bo nie cechują się ani harmonią, ani elegancją, ani pięknem, o ile przyjąć, że piękno jest wartością obiektywną (moim zdaniem nie jest). Czyli są style, które od razu z miejsca są niegustowne?
Chodziło mi o to, że wydaje mi się, że gust można by było określić jako coś obiektywnego tylko wtedy jeśli każdy człowiek byłby w stanie zgodzić się co do gustowności danego ubioru, bądź jej braku. Wydaje mi się, że nie jest to możliwe i zawsze będą różne opinie.
Rzeczywiście gust to nie to samo, co styl. Gust jest pojęciem wartościującym (ale w mojej opinii nie obiektywnym), a styl nie (a przynajmniej nie powinien być). Ja styl rozumiem jako konsekwencję w ubieraniu się, spójność i autentyczność. Gust w powszechnym rozumieniu jest albo dobry albo zły (albo: jest, lub go nie ma), i to jest rzecz totalnie subiektywna.
Ja unikam mówienia o kimś, że ma gust, albo go nie ma; albo, że jest stylowy, lub nie. Bo nie czuję się do tego upoważniona, mimo, że pewne zestawienia do mnie trafiają, a inne nie (bez względu na to, czy reprezentują moją estetykę (styl), czy nie).
I niestety wbrew większości z Was tutaj, muszę powiedzieć, że moim zdaniem o gustach się nie dyskutuje. To znaczy dyskutować można i warto, ale nie na zasadzie dzielenia ludzi na dwie grupy, wkładania ich do dwóch obiektywnych szuflad: „bez gustu” i „gustowni”.
Myślę tak może dlatego, że kilka razy już pomyślałam sobie o danej osobie ze świata mody, która uznawana jest za gustownie ubraną, że ubiera się bez gustu. I kto ma racje? Ja czy wszyscy znawcy?
Bardzo ciekawy wpis! A co do gustu, według mnie każdy ma jakiś. Jeden jest bardziej wyrafinowany inny mniej. Pytanie, czy jest on zgodny z obowiązującym kanonem – pełna akceptacja otoczenia, czy też różni się on od obowiązujących norm – brak akceptacji. Jednak każdy z nas ma prawo do tego, aby czuć się swobodnie i pewnie we własnej skórze. Niezależnie od stylu jaki posiada :) (Oczywiście bez szkody dla otoczenia :) ) Pozdrawiam
Myślę, że dobry gust generalnie jest kwestią świadomości – czy to wynikającej z zainteresowania i edukacji, czy obycia (za młodu, wśród rówieśników, w pracy – to już kwestia drugorzędna). Wiadomo, każdy coś lubi, coś mu się podoba. Ale czy wie dlaczego? Wie co mu się w tym podoba? Potrafi, jakkolwiek prosto i ogólnikowo, uzasadnić podjęty wybór? I nie, „moim zdaniem to jest ładne” to nie uzasadnienie. Wydaje mi się, że niektórym ludziom przychodzi to naturalnie, tak jak niektórzy doskonale wiedzą, co i jak chcą osiągnąć albo co jest dla nich bezkompromisowo najważniejsze. Inni, jeżeli zauważą (uświadomią sobie) własne braki, mogą je uzupełnić – z tego punktu to już w zasadzie prosta droga. Dobry gust to też zdecydowanie, konsekwencja, brak zgody na bylejakość. I trochę trzymanie się własnego podwórka – w końcu najgłośniej o złym guście krzyczą ci, którzy tak naprawdę poza „to mi się nie podoba” nie potrafią powiedzieć nic więcej.
Po czym poznać, że ktoś ma gust? Oceniamy przecież kogoś przez pryzmat naszej własnej estetyki, a co jeśli my sami tego gustu nie mamy? Czy osoba, która nie ma gustu jest tego świadoma? Jeśli ktoś ma styl dyskotekowej barbie to kobieta ubrana minimalistycznie będzie okazem nudnym i bezbarwnym. A co z całą masą poprzebieranych (jak dla mnie dziwacznie) blogerow modowych pojawiających się na zagranicznych fashion weekach – mają gust czy już przekroczyli granicę dobrego smaku? Przyznam, że pytanie o gust jest pytaniem trudnym i mocno filozoficznym. Fantastycznie :)
Pozdrawiam,
MAGDA
To są dobre pytania! Jak człowiek postara się sobie samemu na nie odpowiedzieć, dojdzie szybko do ściany. Okaże się, że gust jest subiektywny, że nie można z całą pewnością stwierdzić, że ktoś ma gust lub go nie ma (bo ktoś inny mógłby twierdzić coś dokładnie przeciwnego; i co wtedy? kto ma racje?). Okaże się też, że nie warto oceniać niczyjego gustu, tylko skupić się na własnej szafie – żeby była świadoma, żeby odzwierciedlała to, co chcemy żeby odzwierciedlała. I nieważne wtedy, czy dla kogoś będziemy gustowni, czy nie, co to za różnica. Ważne, że będziemy w ubraniach czuć się jak w drugiej skórze. I wtedy będziemy wyglądać dobrze, bo widać będzie spójność, autentyczność i świadomość.
Moim zdaniem to, czy coś jest w dobrym czy złym guście, zależy w dużym stopniu od autentyczności danej rzeczy. Takie mam skojarzenie.
Na jednej ze stron internetowych prezentowane są wnętrza, ludzie umieszczają tam zdjęcia wystroju swojego po gruntownym remoncie czy po zmianie aranżacji. Obejrzałam jedną z takich galerii zdjęć. Wszystko w domu nowe, widać, że włożono w remont dużo pieniędzy, ale wnętrze wydało mi się w złym guście ponieważ wiele elementów było sztucznych, udawanych. Zrezygnowano z dużego starego oryginalnego pieca kaflowego, w zamian zbudowano sztuczny kominek, nowy fotel udawał stary itd. Nie przekonuje mnie to.
Podobnie z ubraniami i innymi elementami wyglądu: ubrania ze sztucznej skóry, akryl zamiast wełny, sztuczna biżuteria udająca złoto czy srebro, sztuczne paznokcie, rzęsy, włosy – to w moim odczuciu nie jest w dobrym guście. Chociaż myślę, ze nie każdy by się z tym zgodził, dla mnie podstawą gustu jest autentyczność.
PS. Jestem nową czytelniaczką bloga. Trafiłam tu dzięki książce, która jest bardzo przydatna!
Widzisz, dla mnie na przykład wybór sztucznej skóry zamiast naturalnej jest kwestią etyki, a nie estetyki. Nie jem zwierząt, więc też nie noszę ich skór. Oczywiście nie oceniam i nie krytykuję ludzi, którzy obie te rzeczy robią (np. mój mąż, rodzice, bracia), jeżeli to jest zgodne z ich sumieniem, światopoglądem itd. Jednak nie chciałabym, aby mój światopogląd rzutował na to czy jestem postrzegana jako osoba z dobrym gustem czy też bez gustu.
Pozdrawiam!
gust
1. «poczucie piękna, harmonii, elegancji»
2. daw. «zamiłowanie do czegoś lub ochota na coś»
3. pot. «styl lub moda»
styl
1. «zespół cech charakterystycznych dla sztuki jakiejś epoki, jakiegoś regionu lub twórcy»
2. «sposób wyrażania się i stała tendencja w wyborze środków językowych, charakterystyczna dla autora, kierunku, gatunku literackiego, dzieła lub okresu»
3. «sposób postępowania, zachowania się i myślenia charakterystyczny dla jakiejś osoby lub środowiska»
To tak na marginesie.
Ja gustownie jestem czarną owcą rodziny. Szczególnie gdy przychodzi do wyborów związanych z kulturą i sztuką. W jakiś tajemniczy sposób zostałam obdarzona pasją do literackiej klasyki, niekonwrncjonalbego teatru, muzyki alternatywnej, kolażu…
Myślę, że oprócz pochodzenia dużą rolę odgrywa to, jakim wpływom będziemy ulegać, szczególnie w dzieciństwie, ale – może najbardziej – procesor dojrzewania. Rzeczywiście możemy mieć stylową ciocię i jako małe dziewczynki podziwiać jej kostiumy czy wspaniałe mieszkanie, ale równie dobrze możemy zaprzyjaźnić się w gimnazjum z ludźmi, którzy uwielbiają muzykę offową i co raz podsyłają nam ciekawe pozycje.
Gust kształtuje się przez całe nasze życie. Jeśli dostaniemy szansę by zainspirować się rzeczami ogólnie pojetymi za „stylowe” i umiejętnie ją wykorzystamy pogłębiając te zainteresowania, mamy dużą szansę na to, że to, czym będziemy się otaczać zyska miano „gustownego” :).
Czy gust może być w ogóle obiektywnie dobry? Doceniam wartość estetyczną pewnych rzeczy, lubię np. proste formy, geometrię, tak modny minimalizm, ale kocham też kicz, jestem fanką kampu, konsekwentnie doceniam urok ostentacyjnie paskudnych rzeczy. Ogólnie twierdzę, że gust mam estetyczny (w kontekście przedmiotów) mam raczej przeciętny, bo dziwny, raczej nie wpisujący się w powszechną estetykę. I to nie dlatego, że jestem tak szalenie oryginalna i inna niż wszyscy, ja po prostu lubię przerysowane formy i wypaczone sensy :)
Gust na pewno kształtuje się pod wpływem obycia z danym zagadnieniem. Wychodząc poza estetykę – bez fałszywej skromności wiem, że mam niezłe rozeznanie w literaturze, muzyce i kinie. Jasne, że w obrębie pewnych gatunków poruszam się swobodniej, inne są dla mnie nieco bardziej tajemnicze, ale potrafię obiektywnie ocenić dzieło kultury pod względem jakości języka, konstrukcji fabuły, środków artystycznych, tego, jak bardzo jest (lub nie) nowatorskie i stwierdzić, że jest np. bardzo dobre. Wiem też, kiedy coś nie jest aż tak wybitne, ale mimo to trafia do mnie z pewnych personalnych powodów. I tak np. mogę powiedzieć (i argumentować), że „Mr Nobody” jest filmem potwornie tandetnym, a literatura Murakamiego niebezpiecznie balansuje na granicy kiczu (chociaż sama jego książki kocham). Tak samo widzę słabe punkty mojego najukochańszego „Wielkiego piękna” i bez bicia przyznaję się, że lubię nierzadko rzeczy, które z dobrym gustem nie mają nic wspólnego.
W kontekście tego powiedziałabym, że wiedza i skala porównawcza są podstawą do wyrobienia sobie gustu – być może niektórzy się z tym rodzą, ale w większości przypadków tak jak bycie oczytanym i posiadanie dobrego gustu literackiego wymaga setek przeczytanych książek, tak samo jest w innych przypadkach. Dochodzi do tego na pewno (nie wiem na ile wrodzona, na ile nabywana) zdolność do tworzenia kompozycji. Może to po prostu kwestia wyobraźni? kiedy widzę ładny wazon w sklepie, po prostu mi się on podoba – nie jestem w stanie w głowie stworzyć aranżacji z jego użyciem i nie wiem, co do niego dokupić, bo nie potrafię myśleć obrazami, wyobrażam sobie rzeczy tylko za pomocą słów :) Nie wiem, czy coś takiego można w sobie wytrenować :)
Myślę, że w przypadku gustu kluczowa jest wspomniana przez warpaint słownikowa elegancja i harmonia. I to poczucie harmonii jest czymś takim jak talent. Ma się to, lub nie ma. Można się obyć, wyedukować – ale znowu do pewnego stopnia, zależnego od predyspozycji. Warto też dodać, że poza poczuciem gustu osobną sprawą są praktyczne umiejętności.
Najlepszym przykładem jest muzyka. Są ludzie, którzy nie mają ani głosu, ani słuchu. Jak się zawezmą to będą ćwiczyć rytm i rozwijać możliwości. Mimo wszystko – nie wystąpią w operze.
Urządzając wnętrze można w zakresie każdego stylu stworzyć harmonijne piękno albo o prostu zbiór rzeczy niebrzydkich.
Dobrym przykładem jest też wspomniany wyżej styl i gust Macademiangirl. Dla Tamary harmonijne i eleganckie łączenie jest naturalne i proste. Wielu ludzi to doceni, z różnych perspektyw. Niewielu natomiast będzie umiało WYKONAĆ tak szalony a przy tym elegancki strój. Będą też tacy, którzy powiedzą, że to kicz, a elegancka jest tylko prostota i klasyka. Tylko to już jest kwestia UPODOBAŃ a nie gustu. Takich „lubię to, wolę tamto, czy widzi mi się lepiej to”. Upodobania są jak wybór lodów – wolisz truskawkowe czy czekoladowe?
Martwi mnie edukacja estetyczna – kto, jak i dlaczego powinien uczyć. W kwestii prostego ziemskiego ubierania się, ale z gustem, przeglądałam kilka dni temu poradniki modowe i szukałam w Internecie ich autorów. Radzka – Magdalena kanoniak, ma nieco szalony, barwny styl a jej książka prezentuje w mojej opinii dobry gust. U Moniki Jurczyk – Osy, gust na poziomie podłogi. To taki przykład zbieraniny rzeczy ładnych i markowych. Ale kurczę, harmonii brak. Albo gust jest ale nie ma praktycznych umiejętności, tego talentu o którym pisałam na początku. I tu czuję niesmak. Może uważam tak bo sama nie mam gustu? Może to radzka i ja jesteśmy jarmarczne baby? ;)
I myślę sobie:
O upodobaniach się nie dyskutuje. O gustach powinno się dyskutować.
Bardzo lubię takie posty jak ten – takie niby lekkie rozważania o „szmatkach” ale połączone z czymś głebszym i znacznie bardziej fascynującym. Co do gustu to wydaje mi się, że to można go postrzegać jako umiejętność znalezienia się „tu i teraz” i hm, uczciwości wobec siebie i innych. Przykład na najbardziej oczywistym poziomie: najelegantsza XIX-wieczna dama wyglądałaby jak przebieraniec gdyby przenieść ją w dzisiejsze czasy. Mała czarna i szpilki Audrey Hepburn ze Śniadania u Tiffany’ego wyglądałyby strasznie na wycieczce w górach, itd. Poziom nieco mniej oczywisty – pięknie odszyta i ze szlachetnego materiału, ale odrobinkę zbyt wydekoltowana bluzka w pracy – nosząca ją kobieta chce się „pokazać” i odrobinę nagina granice tego co w sytuacji biurowej jest odpowiednie. I ostatni poziom, który pewnie czasem da się wychwycić tylko intuicyjnie – na przykład pięknie urządzona biblioteka ze skórzanymi fotelami i pozłacanymi grzbietami książek. W domu mola książkowego, kogoś kto tworzył takie miejsce z pasji i potrzeby będzie to pewnie wyglądało pięknie i naturalnie. U kogoś kto nie czyta i stworzył sobie takie miejsce na pokaz będzie w tym coś fałszywego i tandetnego – choćby nawet obydwie biblioteki były bliźniaczo podobne. A przynajmniej tak mi się wydaje. Chodziłam kiedyś na zajęcia z projektowania mody i była tam dziewczyna – nastolatka – zafascynowana latami 80-tymi. Zrobiła kiedyś super prezentację na temat tego okresu i chociaż do tamtej pory uważałam tą dekadę za jedną wielką pomyłkę, to zmieniłam zdanie. Styl ubioru i makijażu tej dziewczyny harmonizował z nią, jej pasją i jej wnętrzem, był prawdziwy. Dokładnie to samo na mnie wyglądałoby jak przypadkowa zbieranina szmat. Więc chyba – dobry gust bierze się ze znajomości samego siebie, umiejętności ubierania się zgodnie z okazją no i robienia tego przede wszystkim dla siamej siebie.
Gustu się na pewno nie dziedziczy – nieważne: dobrego czy złego. Argument „czym skorupka za młodu…” wydaje mi się zupełnie nietrafiony. Nawet jeśli maluch jest prowadzany przez rodziców po wernisażach, jest ubierany modnie i ma pokoik jak z żurnala to nie ma pewności, że tak już będzie zawsze. Nastolatki się buntują, a dorosłe dzieci często mają inny gust niż rodzice.
Kluczem jest samorozwój. Pewnych rzeczy jesteśmy w stanie się wyuczyć, poznając różne estetyki i zasady rządzące stylami w różnych epokach. Są też przypadki genialnych samorodków – ktoś po prostu rodzi się z naturalnym wyczuciem stylu. Niestety większość ludzi ma się za takie właśnie genialne samorodki i potem możemy to oglądać i podziwiać na różnych stronach internetowych i blogach ;)
Pytanko ( nie prowokacja): czy, Autorko bloga, uważasz SIEBIE za osobę z dobrym gustem? Jeśli tak, to na jakiej podstawie?
Rozmawiałam o tym z koleżanką dokładnie wczoraj:) Myślę, że w pewnych kwestiach tak, w pewnych nie. Np wiem dużo o ubraniach, umiem rozpoznać te dobrze zrobione, docenić harmonijnie skomponowany strój, spokojnie mogę więc powiedzieć, że mam w tej kwestii dobry gust, chociaż oczywiście mój styl ubierania się nie wszystkim musi się podobać – to jasne. Ale na przykład o winach nie wiem zbyt dużo, mimo że teoretycznie powinnam się znać (mój tata bardzo interesuje się winami), bo prawie ich nie piję – ale jak już muszę jakieś wybrać, to trzymam się kilku klasyków, które znam. O, albo bardzo mało wiem o teatrze, więc pewnie nie umiałabym nic mądrego o obejrzanej sztuce powiedzieć – ale z drugiej strony nie wiem, czy niewiedza jest jednoznaczna z brakiem gustu?
To mnie zaciekawiło! Jakie klasyki warto wybierać, jeśli chodzi o wina? Jestem laikiem, a taką wiedzę warto mieć :)
Podpisuję się rękami i nogami pod tym postem.
Wiele razy widziałam osoby, które miały bardzo dużo pieniędzy i zero gustu, a także te, które pieniędzy nie miały za wiele, a gust miały we krwi.
U mnie styl ma bardzo dużo wspólnego z gustem muzycznym. Tata w dzieciństwie faktycznie dużo puszczał mi starych dobrych perełek, które częściowo (ale w mniejszym ułamku) pokrywają się z moimi upodobaniami. Natomiast w swoim otoczeniu nie miałam nikogo, komu podobałby się taki sam styl. Po prostu podświadomie go wybrałam, tak samo jak kolory, które mi pasują. Dopiero niedawno dokonałam analizy kolorystycznej (tak, dzięki Twojej książce) i okazało się, że nie jestem taką zagubioną owieczką :) przemawia do mnie bardzo poszukiwanie własnej muzy, której styl i gust mogłabym śledzić. Muszę poświęcić temu więcej uwagi :)
Ostatnio staję przed lustrem i myślę: kurczę, te szorty kupiłam, kiedy robiłam licencjat (jestem 3 lata po ukończeniu magistra), w połączeniu z tą koszulą miałem je na sobie w kwietniu w Turcji i w lipcu w Porto. No, troszkę się „znosiły”. Ale jest mi w tym zestawieniu tak dobrze i myślę, że to już jest styl:)
Myślę, że dobrego gustu nie dziedziczy się, lecz nabywa. W pełni zgadzam się z tym, że wpływ na to ma posiadanie zainteresowań. Osoba, która spędza długie godziny na przeglądaniu zdjęć wnętrz na Pintereście prawdopodobnie będzie w stanie urządzić gustowne i harmonijne wnętrze lepiej niż ktoś, kto uważa to za stratę czasu. Takie hobbystyczne czynności, niektóre robione z nudów, mają wpływ na rozwój naszego poczucia estetyki. Sama po sobie widzę, jak bardzo w kwestii gustu rozwinęła mnie gra na gitarze, fotografia, czytanie blogów, czy chociażby pozornie głupie oglądanie internetowych inspiracji.
Uważam, że dobry gust można sobie wyrobić. Po pozbyciu się dużej ilości ubrań zaczynam mieć wizję tego jaki chcę mieć styl. Moje środowisko raczej tego procesu nie ułatwiało.
Skąd się bierze dobry gust? No właśnie… Do mnie najbardziej przemawia argument „czym skorupka za młodu nasiąknie”. Wychowanie ma naprawdę OGROMNE znaczenie i rodzice nie powinni poprzestawać na nauce kultury osobistej i poprawnego zachowania. W końcu człowiek jest najbardziej chłonny w najwcześniejszych latach swojego życia dlatego też rodzice powinni zarażać nas miłością do piękna. Nie bez powodu francuski model wychowania zakłada zabieranie dzieci do teatrów, muzeów, do galerii artystycznych, uczy się je korzystania z atrakcji miasta jak np. targi śniadaniowe, koncerty. Nie mogę powiedzieć, że polscy rodzice uczą dzieciaki ignorancji, bo obraziłabym niesłusznie własnych rodziców i gro zaangażowanych opiekunów, ale niestety zarażanie dzieci pięknem i miłością do kultury jest w Polsce nadal czymś nowym i niestety rzadkim. Rodzicom dużo wygodniej jest posadzić dziecko przed telewizorem albo wypuścić je na plac zabaw. W porządku kultura jest droga, ale wystarczy trochę poszperać w Internecie by znaleźć tańsze atrakcje albo w ogóle darmowe. To samo tyczy się podróży, zabierają dziecko na wakacje do Hiszpanii, najpewniej słynne Lloret de mar, opcja all inclusive i tak siedzą nad basenem tydzień, dwa, od czasu do czasu wyjdą na plażę, nawet nie zainteresują się by pokazać dziecku odległą o kawałek Barcelonę. No i jak później wychowanek wakacji all inclusive i programów typu reality show ma wyrobić sobie dobry gust?
Widziałam też, że pojawiają się komentarze, że dobry gust to pojęcie względne. Coś w tym jest, ale to o czym pisałaś można także określić słowami „obycie w świecie”, a istnienie tego rodzaju zjawiska będzie już trudniej obalić :)
Świetny materiał, poczytałam z przyjemnością :)
A co to jest dobry gust? Kto decyduje co jest w dobrym guscie, a co w zlym? Jak wiadomo nie to jest ladne co jest ladne, ale to co sie komu podoba. Jak ktos mowi, ze cos jest w dobrym guscie, to oznacza, ze jest w jego guscie.
Wyobraźcie sobie jednak sytuację, gdy (ach, ja dalej w temacie mieszkań i wzornictwa (; ) wasza ukochana druga połówka, ma ten gust odmienny od waszego. Urządzaniu mieszkania towarzyszy stres o wybory kogoś innego, a kompromisy mogą też okazywać się zupełnie odbiegającymi od „widełek” jakie możemy sobie obrać w stosunku do wymagań z naszej strony. I jakkolwiek „snobistycznie” ( ;) ) nie zabrzmię, nie pytam już „skąd się bierze dobry gust?”, a „jak dobrego gustu nauczyć?”.
Serdecznie pozdrawiam
To kwestia edukacji i naleciałości kulturowych – w przypadku Polski to niestety wyziewy tandety i kiczu ze wschodu. Polecam wycieczkę pod Kijów by zobaczyć co się tam buduje i nie będą dziwić nawet największe straszydła polskiej architektury z katalogów. Dokłada się do tego brak kompleksowej edukacji estetycznej w szkołach i przedszkolach. W porównaniu ze Skandynawią i Holandią to nie mamy jej wcale, mazianie kredkami na plastyce i śpiewanie ze śpiewniczka piosenek w podstawówce nie wystarcza. O polskim bezguściu było masę dobrych programów i reportaży, ale niestety nie zapisałam linków, więc nie mam czym się podzielić… Warto śledzić TVP Kultura, w programie „hala odlotów” są ciekawe dyskusje na podobne tematy.
Dodatkowo na gust działają:
– polskie poczucie „jestem ekspertem od wszystkiego”: sam zaprojektuję dom, najlepiej się ubiorę i udekoruję swój świat. Nie docenia się wiedzy fachowej, zdobywanej latami… bo „ja wiem najlepiej”. Jeżeli ktoś nie przyjmuje do wiadomości że są lepiej obyci w danej dziedzinie od niego i nie chce się uczyć to nic nie pomoże. Spotykam się z tym na co dzień, wiem jak trudno przewalczyć tą materię.
– brak pieniędzy – to co napisałaś. Jak ledwo starcza na chleb to w dziurawych rajstopach z domu wyjdziesz (a jak masz farta to trafisz akurat na taki trend, kilka lat temu w blogosferze ;).
– … albo nadmiar pieniędzy zdobyty w stosunkowo krótkim czasie. Tak zwany nowobogacki chce mieć wszystko co kojarzyło mu się przez lata biedy jako luksus. Wszystko na raz oczywiście. I dotyczy to zarówno wyglądu osobistego jak i swojego domu, samochodu… Błysk, cekiny, dżety, tatuaże, przetarcia na ubraniach, aplikacje – możliwości do zarżnięcia stroju jest wiele. Z kategorii domowych: ozdabianie okien. Pozwolę sobie wkleić link do przykładu, do tego nie potrzeba słów:
http://panoramafirm.pl/images/9/0/019627990.jpg
– głupie, bezrefleksyjne naśladowanie. Skoro coś jest modne a ja chcę być przecież modna/y to będę to nosić. Co z tego, że masz rozmiar 42 a legginsy bezlitośnie wrzynają się w każdą faldę. Z kategorii architektura: w Grecji widziałem kolumny, sąsiad ma już dwie przed domem na ganku to ja dowalę cztery, bo w castoramie promocja a do tego kapitele zdobione dorzucają. Widziałem jeszcze wykusze w Anglii i podjazdy z rondem na filmach, zmieści się to wcisnę.
Jak wygląda sprawa gustu za granicą? Tego nie wiem bo nie mieszkałam nigdzie przez dłuższy czas, a pobyty chwilowe moim zdaniem nie dają obrazu całości zjawiska.
Mam jeszcze jedną refleksję dotyczącą ubioru. Czasem ktoś jest ogólnie ubrany dobrze, gustownie, ale nadal wygląda źle. I tu wkracza kwestia noszenia ubrań, postawy ciała i pewności siebie, które to wielokrotnie poruszałaś przy okazji omawiania stylu.
I ostatnia kwestia, obiecuję, że ostatnia. Osobiście uważam, że mało jest osób mających na prawdę dobry gust i wyczucie stylu wynikające z ich wewnętrznych przekonań i doświadczeń. Większość jest podatna na modę i trendy, płynie wraz z masą innych osób w danym nurcie. I to zarówno z ciuchami jak i wnętrzami. Spójrzcie na knajpy: tablica z napisanym kredą manu, palety i skrzynki po owocach, biel, żarówki bez kloszy… Ja już nie mogę na to patrzeć :)
Pozdrawiam!
Zapomniałam dodać jeszcze jedna ważna kwestię: przez lata gust kształtowany był w kościele. W przypadku Polski jest to Kościół Katolicki. Niestety nie jest on najlepszym źródłem dobrych przykładów, stąd mamy taka a nie inna estetykę panującą w kraju. Dla porównania kraje w których dominował protestantyzm cechuje większa elegancja i prostota, uznajemy je za dobrze zaprojektowane (wspomniana Holandia i Skandynawia…).
Ooooj muszę zaprotestować. Wystarczy spojrzeć na Kościół Mariacki w Krakowie. Jasne, ten przepych nie każdemu odpowiada, ale nie można nazwać tego brakiem gustu. A przykłady wspaniałych obiektów sakralnych można mnożyć.
Kościół Mariacki to kawał dobrej architektury, ale już jego wystrój, przeniesiony żywcem do wnętrz mieszkalnych, to katastrofa. Rzymski katolicyzm, tak jak prawosławie, to estetyka kapiąca od złota, na zasadzie „im więcej, tym lepiej”, a to się nie sprawdza zarówno w urządzaniu wnętrz, jak i w szafie. Cotygodniowe patrzenie na barokowy ołtarz trudno nazwać lekcją dobrego gustu ;-)
Ja się z tobą nie zgadzam w kwestii tego że Polacy nie mają stylu ani gustu. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka. Myślę że jak najbardziej mają a Polki są jednymi z najlepiej ubranych wg mnie. Są piękne, zadbane, eleganckie i nie przesadzają. Nie są męskie jak Francuski, nie są przesadnie seksowne jak Włoszki, nie mają zbyt mocnego makijażu jak chociażby kobiety że strony wschodniej. To co opisałaś to jest po prostu bezguscie które się trafia w każdym społeczeństwie. Po za tym przez lata środki na pewne rzeczy były mocno ograniczone, a i tak kobiety dawały radę.
A u mnie jest tak: dobry gust miałam zawsze, ale styl musiałam sobie wyrobić. I tak, uważam, że mam dobry gust (w moim rozumieniu tego słowa), uprzedzając pytania. : ) A tak w ogóle: czy taka dyskusja ma sens? Gust jest czymś tak subiektywnym, że właściwie jest to chyba bezcelowe. Bo panie w białych kozaczkach są pewnie święcie przekonane, że mają dobry gust. No i w sumie mają do tego prawo, bo to ich gust. Zawsze mój gust = dobry gust, logiczne (a przynajmniej tak mi się wydaje). A ten uniwersalny „dobry gust”, hmm… Istnieje toto w ogóle? : )
Człowiek się z tym rodzi, dziedziczy pewne predyspozycje po przodkach. Najlepiej można zaobserwować to na rodzeństwie, czasami każde dziecko jest inne od urodzenia, mimo że wychowane w tym samym środowisku przez tych samych ludzi. Dziedziczymy geny po przodkach, zmieszane w taki i inny sposób i pewnych rzeczy się nie wypracuje bo i tak nie będzie to naturalne.
W moim przypadku największy wpływ miało otoczenie, jednak raczej przyjaciele niż rodzina. Czas spędzaliśmy na słuchaniu muzyki, oglądaniu filmów, jeżdżeniu na koncerty. A były to czasy, kiedy internet był na minuty :) Trzeba było włożyć trochę wysiłku, żeby zdobyć uznanie grupy znalezieniem nowego, fajnego zespołu. Jednak nie o szpanowanie chodziło, a bardziej o dodanie własnej cegiełki w budowaniu naszego wspólnego świata. Im więcej obejrzanych filmów, przesłuchanych albumów, tym bardziej mój styl się wyrabiał. Czym mam dobry gust? Mi się podoba :) Na pewno mam swój wyrobiony styl. Często ludzie, którzy mnie znają mówią, że jakaś rzecz czy piosenka im się ze mną kojarzy, bo wiedzą, że mi by się to spodobało. A to bardzo fajne uczucie znaleźć swój znak firmowy :)
ale „de gustibus.. ” i tak dalej ;-)
ja robię rozgraniczenie między rzeczami gustownymi a estetycznymi.
niekiedy coś jest po prostu ładne, chociaż totalnie nie z „mojej bajki”, a jednak doceniam ładność danej rzeczy/stylówy/wystroju.
Moim zdaniem to wzorce decydują o guście. Do głównych czynników wpływających na gust danej osoby zaliczyłbym środowisko, w którym przebywa, jak i to, do którego docelowo dąży. Nie wszystko u każdego wygląda dobrze, bo powinno współgrać z jego osobowością.
Pingback: #3 W Waszym rytmie | W rytmie slow
Jestem osobą wierzącą, żyjącąw prawdzie.. a raczej staram się żyć w ten sposób, co nie jest wcale takie proste. Chore jest dla mnie to, że to właśnie gusty są przyczyną zainteresowania się drugim człowiekiem. Tak jakby rozwój dalszych relacji składował się na potrzebach fizjologicznych z pewną analizą moralną (filtrem) jakim są gusty. Czym dla mnie są gusty? Wszedłem tu, żeby poczytać inne zdanie, nie ukrywam, że dodaliście mi skrzydeł. Gusty to potrzeba bycia szczęśliwym w oparciu o bycie nieszczęśliwym. Słowo: gusty wydają się mieć inną nazwę Rozsądek, o tym samym znaczeniu. Natomiast rozsądek sam w sobie szybko jest kojarzony z jakąś hierarchią wartości, a to jest już domeną podświadomości człowieka. Człowiek nie ma świadomości do własnej wartości, co nie znaczy, że go nie posiada. Według mnie wystarczy pomyśleć co dla mnie ważne i już weszliśmy w obszar naszego systemu wartości. Ale podobno szczęście nie jest podstawą czy logicznego myślenia, co jest bardzo trudno określać je z rozumem. Najwidoczniej podczas rozwoju intelektu, nauczyliśmy się wiązać przyjemniści z oceną, w ten sposób potrafimy wybrzydzać, oceniać co jest dobre i zdrowe dla ciała i duszy. Podsumujmy to co przed chwilą powiedziałem. Rozsąek i potrzeba bycia szczęśliwym. Czy to jest ostateczną forma znaczenia jakim jest słowo Gust. Czy może jest coś więcej? Co to znaczy mieć gust? Co to znaczy go nie mieć? Człowiek bez gustu często nie wie czego chce, a człowiek z gustami najczęściej żyje życiem innych ludzi, zbierając coś dla siebie z tej tacy. Czasem są to niewielkie potrzeby akceptacji, a czasem sami jesteśmy na widelcu konsumenta/tki, gdzie stanowimy status dominującej osoby, która prowadzi innych do zwycięstwa. Hmm. Gusty jako akceptacja społeczna? Po co być trendy? Dziwne. Musze być taki i taki, bo wtedy nie będą mnie lubić, tym bardziej będą źle gadać, a tego bym nie chciał. Przewodnictwo ma swój udział w każdej epoce, czy to wiara i kościół czy to król i poddani. Sumując gusty są jakaś częścią wychowania ludzkiego umysłu, na potrzeby swoje i innych osób. Gusty można porównać z siłą, ambicją, głupotą, mądrością, słabością, a nawet ze śmiałością. Oddaniem, wiernością, spokojem, muzykalnością./ Ciekawostka: Jeśli wierzyć w to, że karma tego świata jest wzajemna i sprawiedliwa, każde życie jest warte śmierci. Dobrze jest się w takim razie zastanowić ile warte jest dla drugiego człowieka szczęście. Filozofia odkryła, że śmierć nie jest tragedią w żadnym sensie i śmierć jest piękna. Według uznania.. póki sięga naszych ust, względem pokory, piękny jest świat patrząc na niego oczami boga. Pozdrawiam i powodzenia. :)
Nie wiem czy mam dobry gust, ale u mnie zawsze jeśli chodzi o urządzanie wnętrz było mniej niż więcej. Jeden detal np. rzeźba potrafi zrobić całą robotę. Od dawna lubię biele, beże, złoto, srebro ale wszystko w umiarze, naturalne materiały i tym się kieruje w urzadzaniu wnętrz. I w zasadzie podobnie mam z ubieraniem się. Dodatki najwyższej jakości na jakie mogę sobie pozwolić. Skórzana torebka jedna zamiast 10, porządne buty, złota biżuteria (minimalistyczna albo w stylu wiktoriańskim). Proste kroje, jednolita paleta barw taka jak biele, beże, granaty, róże (czasem zielenie). Jeden oryginalny dodatek wystarczy (torebka, buty, apaszka). Bardzo podoba mi się styl francuski w urzadzaniu domów ale łączę go z minimalizmem i stylem skandynawskim. Mój styl wziął się z licznie odwiedzanych galerii sztuki, miłości do teatru i licznych podróży. Nie uważam żeby dobry gust szedł w parze z dużą ilością pieniedzy(na pewno jest łatwiej), ale sztuka jest urządzić dom czy ubrać się w mniejszym budżecie a osiągnąć spektakularny efekt. Da się i ja jestem tego przykladem? Meble można kupować z drugiej ręki i przerabiać, a z ubraniami jest tak samo ☺️ Po za tym jeśli przywozu się z różnych stron świata ciekawe rzeczy do domu to będzie on nietypowy i miał duszę, a nie kopiowany z gazet i to samo dotyczy ubrań ?
Jwdnym z moich zadan w pracy jest kobtrolowanie estetyki, bardzo to lubie i w zyciu rowniez zwracam uwage na te sprawy. Dzieki 'zmyslowi estetycznemu’ udalo mi sie sporo zarobic, zyskac niezaleznosc. Pochodze z biednej rodziny – nie obcowalam za dzieciaka z wysoka sztuka, a dom urzadzoby byl raczej w stylu kakofonicznym. Podobnie z ciuchami. Od dziecka jednak pociagalo mnie malarstwo, kino, muzyka (moja rzexzywistosc to koszmarne smerfne hity i disco relax niedziele), wiec zaczelam poszukiwania piekna na wlasna reke (filmy z chomika, ksiazki z bibioleki, darmowe wystawy i wernisaze). Od zawsze duzo ludzi mowilo, ze mam dobry gust. Nawet na najvardziej tandetnym bazarze potrafilam znalezc cos gustownego. I tak zostalo do dzis. Czesto w pracy pytaja mnie co za kamienie szlachetne mam w bizuterii (sztuczne z sieciowki) lub szal z jakiego domu mody (bazar). Wydaje mi sie, ze gust to cos z czym sie rodzisz lub wypracowujesz. Albo jedno i drugie :)
Moja sąsiadka jest tak ograniczona, że kupuje takie ubrania jak ja. Jest to idiotyczne, zwłaszcza, że jest tyle magazynów i stron w necie. Nie idździe tym tropem mamy z nej niezłą polewę.