Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Moje ulubione gadżety z dzieciństwa

Dzieciństwo to czas łażenia po drzewach, wiszenia na trzepakach, budowania tam na leśnych strumykach czy osiedlowych kałużach. Nie da się jednak ukryć, że istotną rolę odkrywały też wszelkiego rodzaju gadżety, zmieniające się w zależności do akurat panujących mód. Dzisiaj patrzymy na nie sentymentem, ale wtedy była to niemal sprawa życia i śmierci. Do dziś pamiętam uczucie straty po podkradzionej przez koleżankę z bloku kolekcji karteczek czy niesamowitego triumfu, kiedy w paczce kart z Pokemonami trafiłam na Charizarda. Byłam po tym najpopularniejszą osobą w klasie chyba przez tydzień!

Dzisiejszy wpis dedykuję więc wszystkim dziecięcym gadżetom – i tym dawnym, i tym obecnym. Strasznie ciekawa jestem Waszych, często porównuję swoje doświadczenia ze znajomymi w podobnym wieku i okazuje się, że nasze wspomnienia mocno się różnią.


Karteczki


Bezdyskusyjnie pierwsze miejsce zajmują karteczki. Najpierw takie małe, wyrywane z notatników, potem te wpinane do segregatora, większe. Mniejsze też były, ale to jednak nisza, w której mało kto się specjalizował. Można było powiększyć swoją kolekcję przez zakup karteczek w papierniczym (rzadziej) albo podwórkową czy szkolną wymianę (częściej). Pamiętając oczywiście, że karteczka karteczce nierówna. Za moich czasów najbardziej cenione były te z Królem Lwem i z Titaniciem.

Kiedy karteczkowy szał minął, a trzymał się długo, pełne segregatory można było z powodzeniem wykorzystać jako bazę do „Złotych Myśli”, czyli oflajnowego odpowiednika dzisiejszego ask.fm.


Guma do skakania


Letnie popołudnie na podwórku bez gumy do skakania nie miało prawa bytu, podobnie jak przerwa w szkole. W razie braku odpowiednich zasobów ludzkich, zaczepiało się gumę o drzewo czy krzesło. Ja najczęściej grałam w „dziesiątkę”. Siódemki były najgorsze!


Chodaki


Wbrew pozorom, mocno połączone z poprzednim punktem – dowodem na opanowanie chodzenia w chodakach w stopniu mistrzowskim było skakanie w nich w gumę. Chodaki to obuwie letnie składające się z drewnianej podeszwy i kawałka skóry zakrywającego palce, dziś widywane głównie w szpitalach. W okolicach 2000 roku podbiły polskie ulice i były absolutnym hitem w mojej podstawówce. Ja miałam czerwone w żółte kwiatki, obtarły mi stopy do krwi, pomogła dopiero kreatywność babci, która rozbiła je tłuczkiem do ziemniaków i od tamtej pory pasowały idealnie.


Jojo


Czyli tradycyjna zabawka na sznurku, która przeżywała drugą młodość w czasie, kiedy byłam w podstawówce. Powstawały zaawansowane jojo, którymi można było wykonywać trudne sztuczki i szpanować na przerwach. Ja byłam skazana na tani, plastikowy model, bo moja prośba o super profesjonalne jojo za 70 zł została skwitowana przez mamę wymownym podniesieniem brwi – czemu zupełnie się nie dziwię.


Zestaw plastyczny


Czyli plastikowa walizeczka mieszcząca w sobie farby, kredki, pastele, gumki, temperówki i mazaki, a wszystko w jednym, totalnie niepraktycznym, opakowaniu. Emocji dodawał fakt, że nie można jej było nigdzie kupić, a jedynie wymienić za punkty na stacji benzynowej. Terroryzowałam więc rodziców, by tankowali na jednym w mieście BP i po jakimś czasie (wydawało mi się, że to wieczność!) w końcu się doczekałam. Podejrzewam, że po pierwszym użyciu rzuciłam ten wynalazek w kąt, ale oczekiwanie i radość pamiętam do dziś.


Magia i Miecz


Mój brat miał pierwsze, oryginalne wydanie ikonicznej planszówki fantasy. Ostatnio doliczyliśmy się, że musiałam w nią grać, zanim jeszcze nauczyłam się czytać – na pewno byłam trudnym przeciwnikiem. Więcej o historii naszej gry pisałam w poście o planszówkach.


Kaczor Donald – komiks


Co tydzień z ekscytacją biegłam do kiosku po nowy numer Kaczora Donalda. Najbardziej lubiłam komiksy z Siostrzeńcami, pamiętam że potem kupowałam też Przewodniki Młodego Skauta z ich udziałem. No i środkowa wkładka, czyli Figle Figlarzy. Do dziś pamiętam, jak razem z koleżanką namówiłyśmy naszych starszych braci do udziału w teście, który miał wykazać ich umiejętność skupiania się, koordynacji czy czegoś podobnego. Nalałyśmy do wielkich szklanek wodę, kazałyśmy im położyć dłonie na stole, na każdej ręce postawiłyśmy po szklance z wodą i…poszłyśmy na podwórko się pobawić. Wydawało nam się to wtedy tak strasznie przebiegłe i śmieszne, że byłyśmy z siebie dumne przez następny tydzień.


Karty


Ale nie takie zwykłe, do grania. Mówię o karciankach tematycznych. U mnie były to karty auta, w które ciupałam z koleżankami i kolegami przez kilka wakacji z rzędu. Nie pamiętam, jak mi szło, ale do dziś, obudzona w środku nocy, jestem w stanie podać pojemność skokową Lamborgini Diablo. Potem pojawiły się Pokemony, o których pisałam we wstępie, z tym że je się raczej zbierało, niż używało do gry. Zrobiłam sobie na nie specjalne ozdobne pudełko, jestem pewna, że gdzieś jeszcze leży w domu.


Gry komputerowe/na GameBoya


Komputer miałam z automatu, bo mój starszy brat, obecnie programista, dbał o to, żeby zawsze był u nas w domu jakiś w miarę aktualny model. Przysługiwała mi godzina grania dziennie, najczęściej wybierałam Baldurs Gate (moja miłość!), Black&White („Oood lądu nas suszy, już czas w mooorze ruszyć” do dziś siedzi mi w głowie), Anno 1410, Heroesów, Pizzę Syndicate albo Theme Park World. Zdecydowanie była to ważna część mojego dzieciństwa, gry pozwoliły mi też szybko podszkolić angielski.

O GameBoya trzeba było trochę powalczyć, o ile dobrze pamiętam, to musiałam przez jakiś czas codziennie czesać psa. Kilka lat wcześniej oblałam ten sam test, przeprowadzany bo chciałam chomika, ale z GameBoyem na szczęście się udało. Parę miesięcy temu ponownie przeszłam całą GameBoyową grę (pierwsze Pokemony) i wciągnęłam się totalnie – w ogóle się więc nie dziwię, że tak mi wtedy zależało.

Żeby nie było, czytałam też książki! Pisałam o nich w zeszłym roku.

To wszystko, co przyszło mi do głowy, jestem pewna, że o masie rzeczy zapomniałam – tym bardziej czekam więc na Wasze wspomnienia!


Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

84 thoughts on “Moje ulubione gadżety z dzieciństwa”

  1. Karteczki, taaak! Miałam ich na tony pochowane w segregatorach – i u mnie w przedszkolu też za najcenniejsze uznawano te z Królem Lwem (czy może szerzej, te z filmów Disneya).

  2. U mnie był „Uśmiech numeru” (taka gazetka poświęcona dowcipom), rolki, karteczki też (plus krótki okres kolekcjonowania zapachowych karteczek z perfumerii – wtedy szczyt luksusu:)) oraz zeszyt ze złotymi myślami – taki samodzielnie pisany formularz z pytaniami o ulubione kolory, jedzenie, itd., ale najważniejsze było: kto jest Twoim najlepszym przyjacielem/przyjaciółką.

  3. U mnie też był szał na karteczki! Ja jestem ’92, najfajniejszy były albo te z Kubusia Puchatka , albo te z zespołami (Spice Girls i obowiązkowo Just 5 – kochałam się w blondynie, był tylko mój, bo wszystkie inne koleżanki wolały Bartka Wronę).

    Z gier na kompyter pamiętam też Króla Lwa albo Alladyna grane u rodziców w biurze. Giganty raczejogarniał mój brat, za to ja lubiłam potem gazetkę Kaczor Donalnd z różnymi gadżetami (pierdzące poduszki <3). Z czasopism jeszcze koniecznie taka o sztuce (na ostatniej stronie był zawsze obrazek – złudzenie optyczne, trzeba było kombinować oczami, żeby coś zobaczy) i Zwierzęta z Zielonego Lasu! Wszystko tam było, opowiadania, kolorowanki, gry, i wszystko takie ładne!

      1. Masz na mysli Wiedza i Zycie? Bylo takie czasopismo, co sie wpinalo do segregatora, z roznymi dziedzinami w nauce. Mam kilka tych segregatorow :P

    1. ’Przygoda ze sztuką’… mimo, że totalnie nie umiem rysować, naciagałam babcię tylko dla tych optycznych cudów…. Zbieraliśmy też z bratem 'Gdzie jest Wally?’ Poza tym karteczki (ja głównie Pocahontas i Disney) , Just 5 (w Poznaniu można ich było czasami spotkać w Jumbo- markecie z parkingiem na dachu i ruchomymi schodami!!!!!- totalny szał) i kasety z Majką Jeżowską, Smerfnymi Hitami i historiami o słoniu o imieniu Benjamin Blumchen :)
      #tosenevrati ♥

      1. Zbierałam „Wally zwiedza świat?” i „Przygoda ze sztuką”. Segregatory od „Wally…” jeszcze mam, choć puste bo gazetki mocno były powycinane (przydawały się, zwłaszcza jak jeszcze nie miałam komputera żeby sobie coś ściągnąć i wydrukować, a obrazki były potrzebne do szkoły).
        Just 5 – ulubiony zespół z czasów podstawówki. Pamiętam jak układy tańczyłyśmy do ich piosenek na przerwach. Smerfne hity, Majka Jeżowska i „wszystkie dzieci nasze są” :)

        1. Wally, o tak! Kiedyś przekopując piasek na plaży znalazłam piątaka :) Jeszcze tego samego dnia wymieniłam w kiosku Ruchu na Wally zwiedza świat :)

  4. Tak, karteczki to byl hit i za moich czasow, choc jestem kilka lat starsza. Mialam ich sporo, ale kolejcja nie umywala sie do tej zgromadzonej przez kuzynki, ktore chodzily do duzej szkoly w niescie ( a ja do malej na wsi wiec nie bylo tak wielu osob aby sie wymieniac). Guma, gry telewizyjne tez. Ale chyba tych gadzetow jednak tak wielu nie mialam, czesciej bawilysmy sie z dziewczynami w lesie, w tzw. Domki,a urzadzanie bylo naklepsze. Dywan z mchu, kepy trawy jako kwiaty doniczkowe, powierzchnia domku wyznaczona przez patyki. To byly cudne czasy :)

    1. ja mialam ok 500 karteczek „pachnacych” i niedawno za kilkadziesiat złotych sprzedalam je na allegro :D podobnie jak historyjki z gum turbo, donald, karty telefoniczne, a za rzutnik ANIA na kliszowe bajki zgarnelam 200 zl :D:D czasami warto trzymac takie skarby :D

  5. Ach, karteczki, karteczki zdecydowanie! Dwa pełne segregatory z naklejkami z witcha na honorowym miejscu! Nigdy też nie zapomnę gdy w przedszkolu wychodziliśmy na podwórko i razem z koleżankami zadzierałyśmy małe nóżki zdobywając kolejne poziomy. Samodzielne ćwiczenie było bardzo trudne, ale – jak wspominasz – krzesła i szafki szły w ruch :). Zestawy plastyczne zawsze były moim obiektem zazdrości ;).

    Jeśli chodzi o gazetki to uwielbiałam księżniczki i witcha (zrobiło się „dziewczyńsko” ;) ) a zamiast kart pamiętam tazosy z pokemonami z cheetosów. Na komputerze (podczas przyzwolonych 2h w tygodniu) grałam w Harry’ego Pottera, to były emocje! Pamiętam że nawet moja mama się wciagnęła… Dodatkowo zawsze nie mogłam się oprzeć gumie „huba buba” w rolce. A zamiast game boya miałam takie śmieszne srebrne małe urządzonko (coś takiego http://www.img.chh.pl/large_size/079f211d10f2dab20fef18d899d770aa.jpg ) z kilkoma grami, w tym tetrisem, snejkiem i czołgami. Wydawało z siebie wyjątkowo irytujące dźwięki.

    Dziękuję, dzięki Tobie mogłam z uśmiechem powspominać dawne czasy :).

  6. pstra matrona

    Pierwsza! Wszystko co napisałaś pamiętam poza grami komputerowymi. W moim przedszkolu najfajniejsze były karteczki z Herkulesem i NBA ale byłam jedyną dziewczyną w swoim roczniku, więc siłą rzeczy miałam bardziej chłopięce niż dziewczyńskie dzieciństo. Dlatego dla mnie gadżetem numer jeden był pistolet na kulki. Każdy o nim marzył i zbierał na niego bardzo długo. Ja na swój „zarobiłam” nosząc remontującym łazienkę sąsiadom płytki na 4 piętro. Potem straż miejska zabrała nam te pistolety, bo jakieś dziecko gdzieś zrobiło sobie tym krzywdę i dali w zamian kredę. Byliśmy wściekli. Na szczęście jeden kolega ukrył swój i po pewnym czasie wyjął, ale wtedy nie było już w sklepie kulek do tych pistoletów, więc całe wakacje szukaliśmy ich po osiedlu. To był prawdziwy gadżet- artefakt.

  7. Karteczki to był prawdziwy hit! I granie w gumę, ja grałam w kokardę bodajże ;) Ale nie w drewniakach, tylko takich plastikowych / gumowych sandałkach :D To były czasy!!! Wysmarowałam na dniach wspomnienia z mojego dzieciństwa, zapraszam do czytania ;) Taki dzień dziecka i człowiek na starość zrobił się sentymentalny ;)

  8. Karteczki to był prawdziwy hit! I granie w gumę, ja grałam w kokardę bodajże ;) Ale nie w drewniakach, tylko takich plastikowych / gumowych sandałkach :D To były czasy!!! Wysmarowałam na dniach u siebie na blogu wspomnienia z mojego dzieciństwa, zapraszam do czytania ;) Taki dzień dziecka i człowiek na starość zrobił się sentymentalny ;)

  9. Kolekcjonerskie to puszki po napojach, historyjki obrazkowe z gum do żucia, opakowania po czekoladach, zagraniczne znaczki. Lavalampa (uwielbiam do dziś!), kolorowa kreda, guma i skakanka, kapsle (do Wyścigu Pokoju), nóż (do rzucania. Kto by dzisiaj dziecku dał nóż do zabawy?). I WSZYTSKO co zagraniczne:)

  10. Flirt towarzyski, tamagotchi i „wrapsy” na włosach z muliny :-)

    Jestem parę lat od Ciebie starsza, więc na karteczkowy szał się nie załapałam.
    Za to zbierała je moja siostra (urodzona na początku lat 90) – do teraz pamiętam, że na segregatorze miała napis „Happy Cat’s”. Do teraz mnie wkurzają apostrof’y w niewłaściw’ych miejsc’ach ;-)

  11. Tamagotchi kupione na odpuście po mszy (w ogóle wszystkie te odpusty i stragany :)), zwierzaki Furby, oczywiście Pokemony w każdej postaci, gazetki Witch i wisienka na torcie – karteczki, gadżety, piórniki i maskotki Diddl! Do dzisiaj nie umiem pozbyć się segregatora, karteczek i innych rzeczy z motywem tej niemieckiej myszki – to wszystko odziedziczyła teraz moja młodsza siostra i zadaje teraz szału w szkole, bo dzieci mają już teraz raczej inne zajawki niż Diddl :)

    1. Diddl mnie jakoś nie ruszała, ale Nici to co innego! Miałam gigantyczny piórnik/kosmetyczkę w żyrafę i żałowałam, że nie mogę mieć torebki. Do teraz pamiętam jak wyglądała, dżinsowa z futrzanym serduszkiem.

  12. Ooood lądu nas suszy
    Już czas w morze ruszyć
    Przynieś więc trochę drewna
    I juz płyniem w dal!

    Piosenka dzieciństwa <3

  13. Jezu, aż nie mogę uwierzyć że to wszystko też dotyczyło mojego dzieciństwa! Jeszcze się do tego zaliczam… karteczki, chodaki i flamastry to momenty z życia które zapadają idealnie w pamięci! Pamiętam jeszcze jak kiedyś podbierałam cioci takie karteczki z segregatora, bo miała ich dużo na studiach!
    Kaczor donald i te nieziemskie gadżety: mazaki, do pisania niewidzialnych listów albo takie UFO ludki z gumy, które się przyklejały do ścian i zostawiały plamy! łojoj! Niesamowite wspomnienia.
    Dzisiaj właśnie kupiłam sobie gumę : Hubba Bubba ta jakby z 1m w takim okrągłym pojemniczku, którym się ją ucina. :D Myślałam, że znowu mi wykrzywi twarz, tak jak kiedyś! Ale smak jest inny :(
    Ah.. dobrze być urodzonym w latach ’90. Oczywiście całą resztę gadżetów też pamiętam :)

  14. O tak, karteczki! Miałam cały segregator, zbierałam i wymieniałam się na potęgę z koleżankami. I chodaki miałam, białe. W gumę też grałam :) I pamiętam te wszystkie zabawy w sklep, gdzie liście to była kapusta, trawa to szczypiorek itd. A propos trawy przypomniało mi się jak koleżanka uczyła mnie gwizdać na źdźble trawy – taka tam umiejętność ;)
    Kaczory Donaldy to uwielbiał mój kuzyn, zawsze jak u niego byłam albo on do nas przyjeżdżał to jakieś komiksy mi pożyczał. Lubiłam też pamiętam taką gazetę Filipinka i jeszcze jakaś jedna była, ale nie mogę sobie przypomnieć teraz co to było… Miło tak powspominać. Fajnie, że wrzuciłaś takiego posta na Dzień Dziecka :)

  15. Chodaki tez poranily me dziecięce nóżki. Pamiętam jeszcze grę w skoble (takie metalowe cosie do podrzucania i zbierania ) i szał na The Kelly Family ;P

  16. Foster Marine

    Z moim młodszym bratem (nota bene Twój rocznik) do teraz twierdzimy, że zawsze rozpoznamy osobę, która w dzieciństwie czytała „Kaczora Donalda” – to było nasze totalne uzależnienie :)

    Generalnie wspomnienia mam niemalże identyczne. Dodałabym jeszcze może „tamagoczi” – marzyłam o nim strasznie, ale wstydziłam się poprosić „bo to przecież takie drogie”. Mój brat codziennie po szkole opowiadał mamie, kto z jego znajomych je ma i jakie jest super. Aż w końcu przed Świętami, kiedy rodzice wyjechali po zakupy czy coś takiego, a my robiliśmy tradycyjne przeszukanie domu (ach, te emocje!), obczailiśmy dwie sztuki, które później znaleźliśmy „zaskoczeni” pod choinką – ale to była radość :)

    Twoje zdjęcia z dzieciństwa dosłownie miażdżą system :D

  17. Ja co prawda jestem młodsza, ale dużą część pamiętam z tego ;) i szkoda że już teraz coraz mniej dzieci będzie miało tak przyziemne pasje jak wymienianie się karteczkami czy jakieś pokemonowe żetony ;D był tego typu fajny profil na facebooku, ale już nic nie dodają.. „Rzeczy, które każdy miał w dzieciństwie ale o nich zapomniał”

  18. Mi utkwiło, że z koleżankami wymieniałyśmy się pamiętnikami, trzeba było odpowiedzieć na dużą ilość pytań (czy masz psa, jak się nazywa, czy masz drugie imię, jeśli tak to jakie itd. ;)) i odpowiedzi pisało się na oddzielnych kartkach, wkładało do przyklejonych kopert w zeszycie. To była frajda! Jeszcze doszła rywalizacja, kto będzie miał najwięcej wypełnionych kopert ;)

  19. Karteczki oczywiście, ale pamiętam jeszcze tamagotchi – mama nie pozwalala mi zabierać jajka do przedszkola, więc sama w pracy musiała podkarmiać dinozaura. A w Heroesów gram do dzisiaj, o dziwo jestem sporo lepsza od połowy moich kolegów :D, lata 90. to jeszcze zręcznościówka Jazz Jack Rabbit, a ’00 już Simsy. Miałam jeszcze farbki, które zasychały i rysunek można było nakleić na szybę – całe okna miałam w tych malunkach, byłam naprawdę niezła, nawet Legolasa potrafiłam namalować :D.

  20. Z niewspomnianych sławę absolutną miały komiksy z papierków gum do żucia :)
    A poza tym to karteczki rządziły. Pamiętam, że dorobiłam się największej kolekcji w przedszkolu, małych i dużych. Ale w którym momencie zgubił mi je tata(bo kto inny pilnuje rzeczy dzieci przewożąc je z punktu A do B??). Był tydzień żalu i szlochania a do zakładania kolejnej kolekcji nie miałam już serca.
    Hitem była też guma i rzeczone dziesiątki. Kiedyś z koleżanką z braku trzeciej osoby zahaczyłyśmy ją o prawie półtorametrowy gliniany wazon ogrodowy mojej mamy. Do dziś ma niespełna metr.

    PS. Czytam od dawna ale to wspomnienie karteczek rozczuliło mnie tak, że musiałam napisać.

  21. Aż mi się łezka w oku zakręciła po przeczytaniu tego postu, bowiem jestem jednym z ostatnich pokoleń, które zaznało dzieciństwa bez Internetu i większość czasu spędzałam na podwórku, wymieniając się karteczkami czy bawiąc niełatwo zdobytymi lalkami Barbie.
    Pamiętam jaką obsesję miałam na pkt chodaków i jak sobie teraz o nich pomyślę, to z chęcią bym jedną, kolorową parę nabyła! Może powrócą do mody.
    XX

  22. GENIALNY TEMAT NA POSTA!!! To były cudowne czasy!!!

    – HITY DZIECIŃSTWA: karteczki – podobnie jak u Ciebie, najcenniejsze były te z Królem Lwem i Titanikiem (myślę, że na strychu znalazłby się jeszcze cały segregator) + bransoletki z muliny – kilkanaście wzorów miałam tak wyćwiczone, że nawet wiążąc supełki z zamkniętymi oczami wychodziy perfekcyjnie!
    – eurobiznes, gameboy, tamagotchi i konsola pegasus+żółte dyskietki+pistolet do zabijania kaczek <3 trochę później pojawiły się Simsy i Rollercoaster Tycoon
    – czasopisma: : Easy English, Świat Wiedzy (czyli ówczesna Wikipedia :p ), Kaczor Donald
    – skakanie w gumę, gra w podchody, rolki!, "kluby", czyli zebrania w a) domkach na drzewie, b) garażach c) piwnicach d) na strychach podczas których obmyślało się wszelkiego rodzaju próby zawładnięcia światem dorosłych, a oprócz tego weekendowe wyprawy do remizy i ogniska (patrząc na to z perspektywy czasu, rodzice mieli do nas naprawdę dużo zaufania, wystarczyło żeby towarzyszył nam starszy brat/kuzyn/kolega i z organizacją ogniska dla dzieci/młodzieży nie było żadnych problemów… ahhh same plusy dzieciństwa na wsi)
    – smakołyki: orenżada w proszku, guma turbo, wodniste lody, strzelające cukierki i dumle!
    – pachnące pamiętniki na kłódkę i złote myśli – swego czasu ilość pytań mieściła się w przedziale 45-50, im bardziej wymyślne tym lepiej!

    Dużo się tego nazbierało, chociaż temat jak rzeka, a wspomnień tyle, że można by pisać i pisać. Może nie wszystko mieści się dokładnie w kategorii gadżety, ale tak bardzo kojarzą mi się z dzieciństwem, że nie mogłam o nich nie wspomnieć!

  23. Mi sie jeszcze przypomnialy takie gumki do mazania w ksztalcie dinozaurow z kakao Cola Cao, no i w ogole caly dinozaurowy szal wczesnych lat 90 :)

  24. I jeszcze taka gra ze sznurka na rękach! Grało się parami, trzeba było z jednej „pajęczynki” tak wpleść palce i przenieść sznurek na swoje ręce z nowym wzorem – im więcej kroków tym większe propsy w klasie! :D

  25. Haha rzeczywiście karteczki były marzeniem! Ale jeszcze piórnik! Posiadanie przepastnego piórnika z kilkoma kieszonkami na suwak to było coś!

  26. o matko, ile wspomnień! moim wielkim marzeniem był Furby, śnił mi się po nocach, wręcz modliłam się o niego – dostałam jedynie od kolegi mini wersję z McDonalda :D
    co do zestawów plastycznych to miałam ich kilka, kupowało je się w supermarketach

  27. a nikt z was nie grał w „klasy”? takim „szkiełkiem” zrobionym z metalowego opakowania po paście do butów, wypełnionego piaskiem? albo w „zbijaka”? ta gra jednoczyła podwórko! :-)

  28. Karteczki! Nie pamiętam jakie były najcenniejsze, ale pamiętam, że każdy chciał mieć „komplet” – małą i dużą z tym samym obrazkiem. Miałam takie z bajek, z Titanica, z Boysbandami (których swoją drogą nigdy nie słuchałam), ze zwierzątkami… :D W sumie nie wiem czy gdzieś jeszcze nie leży mój segregator :P Przypomnieliście mi o „Przygodzie ze sztuką”! Miałam chyba wszystkie numery i z ciężkim sercem pozwoliłam w końcu mamie to wyrzucić, tak samo z resztą było z Kaczorem Donaldem :D Z gier podwórkowych to pamiętam jeszcze, że grało się w podchody – dzieliliśmy się na drużyny i jedna przed drugą uciekała po okolicy, zostawiając na chodniku albo ścianach znaki, rysowane kredą, albo częściej kawałkiem cegły :D

    W szkole przez jakiś czas hitem były takie linki plastikowe… filofun? Robiło się z tego kolorowe breloczki i bransoletki!

    Miałam tamagochi i chciałam mieć Furby’ego. Ostatnio widziałam go w reklamie jakiegoś sklepu i zastanawiam się co ja w nim widziałam… ;)

  29. podpisuję się pod tym obiema rękami!
    jako rocznik ’92 mogę tylko powiedzieć, że tylko 'Magia i Miecz’ i gry komputerowe były mi obce..
    za to uważam że miałam absolutnie niesamowite dzieciństwo i zrobię co w mojej mocy, żeby moje przyszłe dzieci też takie miały :)

  30. o matko karteczki! Pamietam jak kolega w podstawowce dla zartu schowal mi moj segregator. Godzine ryczalam u Pani Pedagog zdruzgotana tym co mnie wlasnie spotkalo -_- :D

  31. Ja pamiętam jeszcze taką plastikową sprężynę która dobrze popchnięta sama „schodziła” ze schodów i tamagochi i Czarodziejka z Księżyca, tetris, i gry na dyskietkach i w ogóle było cudnie

  32. Karteczki, o tak! :) Pamiętam, że były „jasne” (takie blade) i „ciemne” (z nasyconymi kolorami, te „jasne” były pierwsze, jak notesiki miały chyba jeszcze służyć rzeczywiście jako notesiki, można było notować na tych obrazkach) – ciemne oczywiście cenniejsze :-) I guma do skakania, skakanka zresztą też i taka zabawka „riki tiki” – dwie kulki na sznurku, robiło się tym nieziemski hałas :D I jeszcze takie sprężyny chodzące po schodach pamiętam, ale na to aż tak wielkiego szału chyba nie było.. :)

  33. Karteczki rzeczywiście robiły furorę- u nas najbardziej cenne były okładki notesikow. Poza tym zbierało sie tez figurki z jajek Kinder niespodzianka- były całe serie- krokodyle, hipopotamy… Kto miał wszystkie, ten był królem podwórka. Co do obuwia, to królowały plastikowe sandałki, w podeszwę których wkładało sie kamyki, tak żeby stukały jak prawdziwe obcasy :)

  34. Ja pamiętam, że koło roku ’97 miałam adidasy, które z boku podeszwy miały mini akwarium a w nim zdjęcie Spice Girls :D wszystkie dziewczyny chciały je mieć, były w różnych kolorach i chyba nawet świeciły w ciemności :) robiły większą furorę niż moje trepy (chodaki) w kolorze błękitnym w słoniki o ile dobrze pamiętam :D
    Za to moim marzeniem w wieku 5 lat było mieć zabawkową stolnicę do ciasta wraz z wałkiem – dostałam to na gwiazdkę i do tej pory pamiętam jak się wtedy czułam :)
    Jak ktoś już wyżej wspomniał: hitem był zestaw karteczek tzn mała plus duża. W mojej szkole najlepsze branie miały karteczki z pieskami lub kociakami. Raz babcia obiecała mi, że kupi mi karteczki jak będę grzeczna i po szkole tak wyczekiwałam, aż babcia wróci ze sklepu a ona zamiast karteczek psiaków, postaci z bajek albo ewentualnie Just 5 przyniosła karteczki z grupą Oasis… Jak ja wtedy płakałam!

    1. Też miałam niebieskie chodaki w słoniki! A o świecących butach zawsze marzyłam, choć Spice Girls były mi akurat wybitnie obojętne :D.

      1. Moje żółte chodaki zostały skonfiskowane przez rodziców po tym, jak użyłam ich jako broni przed młodszym bratem… Miałam też drugie, później, na wakacjach, ale nieopatrznie weszłam w nich na sianach i zgubiłam tamże jednego. Do dziś się nie znalazł ;)

  35. U mnie najcenniejsze były karteczki z Diddla. Guma do skakania też była. Fenomenem jest to, że jako paczka z bloku złożyliśmy się na piłkę do siatkówki, siatkę oraz kij i piłeczki do palanta. Grywaliśmy też w podchody. Rewelka! Fajnie tak sobie powspominać :)

  36. Karteczki – o tak! U mnie w mieście najcenniejsze były chyba z Kubusiem Puchatkiem :) Z „prasy” udało mi się uzbierać wszystkie segregatory, każdy numer „Gdzie jest Wally” , a z dziewczynami namiętnie kupowałyśmy BRAVO i ryczałyśmy ze śmiechu nad fotostory ;) Zaś jako kilkulatka, moim marzeniem było Tamagotchi. Rodzice w końcu zmiękli i kupili nam z siostrą na spółkę. Wtedy to kosztowało 80 zł, krocie! No i gra telewizyjna na te żółte kasety i gra w TANK :)

  37. Hej, pierwszy raz tu pisze komentarz, ale nie mogłam się powstrzymać, kiedy przeczytałam, że Ty też pamiętasz tę piosenkę z Black&White! Byłam przekonana, że tylko mi chodzi wciąż po głowie :P od razu zaczęłam jej szukać i proszę bardzo, jeśli chcesz sobie odświeżyć cały tekst https://www.youtube.com/watch?v=uELZ6Uk5l-U
    Pozdrawiam! :)

  38. Od czego tu zacząć?…

    U nas w przedszkolu karteczki były o tyle cenniejsze, jeśli miało się parę – małą i dużą taką samą. Titanic był wtedy baaardzo popularny, mi się czasem te karteczki trafiały, ale szybko wymieniałam na jakieś z Czarodziejką z Księżyca. Bo te były dla mnie najważniejsze (kilka lat temu znalazłam kilka moich starych czarodziejkowych karteczek i się okropnie cieszyłam!). Później, w gimnazjum, gdy miałam fazę na komiksy WITCH, kupowałam sobie też karteczki z WITCH z nadzieją na powrót mody, ale nie wyszło. Za to mam parę całych zestawów WITCH :).

    Pokemony zbierałam, ale nie karty tylko tazosy.

    Nie można zapomnieć o Pegasusie! Do dziś mam oryginalnego ze „złotą piątką” gier. I tak najbardziej lubiłam strzelać do kaczek, choć dziś to niepoprawne politycznie ;P. Na komputerze grałam w Mario :).

    A tatuaże w gumach do żucia?! Wciąż pamiętam smak tych gum. Ale mieć dużo tatuaży to był szpan… Tak samo jak mieć spodnie dzwony. I tamagotchi.

    A co do zestawu plastycznego to bez problemu można było taki kupić. Ja sama miałam kilka na przestrzeni lat.

    Gumę kochałam z całego serca :). Z krzesłami był jednak ten problem, że w „Tydzień ma siedem dni” nie można było dojść do wyższych faz, bo krzesła były za niskie :D.

    Dziękuję Ci za podróż w czasie!

  39. Dziękuję, że tworzysz takie posty. Uruchomiłaś we mnie prawdziwą lawinę wspomnień!

    Karteczki; najpierw z małych notesików, później do segregatora. Albo odwrotnie? Pamiętam, że pożądanym prezentem urodzinowym od kolegów i koleżanek ze szkoły były segregatory, porządkujące zbiory :)
    O drewniakach zupełnie niedawno sobie przypomniałam i to właśnie w kontekście grania w nich w gumę. Nie byłam tylko pewna, czy pamięć mnie nie oszukuje; wszak dziś trudno mi sobie wyobrazić, że było to wykonalne.
    Karty do gry – miałam podwójny zestaw małych kart „pasjansowych”. Nie pamiętam, czy częściej służyły do gry, czy układania pasjansa (teraz pasjans kojarzy mi się głównie z komputerową aplikacją dla znudzonych swą pracą…).
    Popularna była też gra „Flirt towarzyski”, szczególnie na koloniach, na które jeździłam rokrocznie.
    Kolekcjonowałam również kapsle z napojów Tymbark (najbardziej można się było obłowić uczestnicząc w rodzinnej imprezie pod tytułem wesele) i naklejki z Koukou Roukou (nie znając nikogo, kto zebrał by komplet).
    No i kredki. I inne przybory plastyczne. Uwielbiałam je mieć, choć nie marzyłam o zestawie. Za to teraz zdarza mi się rozdawać fajne zestawy dzieciom koleżanek, podpisane moim imieniem i nazwiskiem plus na przykład „klasa Vc” :)

  40. Nie mogę się powstrzymać. Jestem rocznik ’77. Taaak, jesteście tu obrzydliwie młode ;)
    Moje hity są jeszcze bardziej oldschoolowe:
    Jedzenie: ryż dmuchany kolorowy, napoje w woreczkach, do których trzeba było wbić słomkę i oczywiście niemożebnie się oblać, kolorowa wata cukrowa w woreczkach, jedzenie galaretki w proszku, Vibowitu i Visolvitu (oczywiście bez rozpuszczania).
    Zabawki: guma, guma i jeszcze raz guma (egzaminek, kto pamięta?), kapsle z flagami, zeszyty ze złotymi myślami, zbieranie opakowań po czekoladach, naklejek z wafelków Kukuruku,
    potem gierki, komputer Comodore oczywiście.
    Już więcej grzechów nie pamiętam, w ogóle za nie nie żałuje, może ktoś doda coś z tych czasów?
    Pozdrawiam
    Marta

    1. ja jestem 83 ale rowniez pamietam wiekszosc rzeczy o ktorych wspominasz min oranzady w woreczkach-pilam ja chyba tylko raz bo moja matka miala obsesje zatrucia sie nia :/ dlatego smaku nie pamietam, ale doskonale pamietam ja ze sklepowych polek i to, ze mialy kolor pomaranczowy :D ryż dmuchany ale bialy, jedzenie vibovitu i visolvitu, naklejki z kukuruku – mam je do dzis :) swoją drogą kukuruku powróciło, widzialam niedawno w gazetce reklamowej jakiegos marketu :):) Comodore i dlugie wgrywanie gierek z kaset ale jaka radocha pozniej, moja najulubiensza i chyba najpopularniejsza byl lot samolotem nad rzeka, strzelanie do obiektow,zbieranie paliwa i nie uderzenie w granice rzeki:D pozniej byl szal na Atari :) Nie wiem jak inni ale u mnie w roku okolo 90-93 -mialam wtedy 7-9 lat panowal szal na zbieranie zabawek z kinder jajek. Plastiki-buty z platiko-gumy-dzis znow w modzie,w CCC sa modele jak z koncowki lat 80tych :) Jeżyki na długopisy – zdobyte w długasnych kolejkach sklepu papierniczego, jednego na cale miasto, mam go do dzis :)

  41. Zupełnie zapomniałam o tych karteczkach :) Aż dziwne bo miałam ich mnóstwo i też te z Titanica to był hit :) Gra w gumę była obowiązkowa. Natomiast taką plastyczną walizkę też miałam, babcia z Niemiec mi ją z prezentowała i ostatnio niemal kompletną znalazłam ją na strychu. A co najlepsze te mazaki prawie wszystkie nadal ładnie piszą choć mają ze 20 lat i teraz używa ich moja 5 letnia córka :)

  42. A ja pamiętam jeszcze, że była jakaś gazeta z konkursem na rysunki z bajek cartoon network. Oczywiście rodzice nigdy nie wysłali moich rysunków, a że produkowałam je jeden za drugim, to po chwili odezwała się moja smykałka do interesów i zaczęłam je sprzedawać w parku po 5, 10 groszy :) Nawet kilka sprzedałam! :D
    Karteczki, ach, kto tego nie pamięta, ja do dziś mam gdzieś mój segregator, który dostałam od zębowej wróżki za pierwszy ząb :D
    I lody lulki, i lody pałeczki, guma turbo i wszystko to. Jakie cudowne wspomnienia!
    Chodaki też miałam, oczywiście klasyczne – białe. W końcu moja mam jest pielęgniarką, to musiało być klasycznie!
    My w gumę graliśmy nałogowo, chociaż u nas to były jakieś angielskie, bałtyckie, rzymskie – światowo. I na samo wspomnienie, że byłam w stanie przeskoczyć gumę na wysokości szyi, to czuję, że się serio zastałam.
    I oczywiście pegasus, moja wersja nieoryginalna oczywiście, nosiła dumną nazwę mortal kombat :)
    Dziękuję za przypomnienie mi tych wszystkich cudownych wspomnień, dzieciństwo to wspaniały czas :)
    Pozdrawiam :)

  43. cudny post :) ode mnie jeszcze kilka propozycji:
    – kolekcje: zabawki z kinderków (<3) i z mcdonald's; z gazet "naucz mnie, mamo" i "przyjaciele z zielonego lasu", a także.. świat wiedzy ;d u kuzynki zawsze czytałam jej zbiór "gdzie jest wally?" – historie o duchach, mumiach i innych potworach <3
    – gry: w krawężniki, kapsle, studnię; z komputerowych oprócz wymienionych zdecydowanie settlersi III i IV oraz simsy.. do dziś pamiętam, że jak kuzynka podała mi kod na nabijanie pieniędzy, to następnego dnia w szkole cały czas myślałam tylko o tym, jak będę grać po powrocie i za nic nie mogłam się skupić na niczym innym ;d
    – kolorowe plastikowe żyłki, z których wyplatało się breloczki do kluczy i podobne rzeczy
    – rytuał wybierania nowego tornistra do szkoły, a razem z tornistrem oczywiście obowiązkowo jęczenie o nowy piórnik, pamiętam jeden, granatowy z trzema przegródkami (! wypas) i okładkami w barbie, i drugi, maskotkową żyrafę z nici, którą próbowałam sobie sama kupić, ale przy kasie okazało się, że cena którą wzięłam za cenę w złotówkach, była w euro.. rozpacz i niedowierzanie, ale potem dostałam go na święta od babci :)

    (a tak w ogóle to czytam Cię prawie od początku, pamiętam jeszcze pierwsze szafiarskie wpisy ;d pozdrawiam bardzo!)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *