Psy towarzyszyły mi odkąd pamiętam, ale dopiero od kiedy mam Chrupka, mogę powiedzieć, że jestem świadomym psim opiekunem. Pierwszy raz mam psa w mieście, pierwszy raz jest to stuprocentowo mój pies, nie ogólnorodzinny, no i bardzo dużo się nauczyłam.
Wiedzę czerpałam z jednej strony z książek i szkolenia, z drugiej z psich blogów, których jest w sieci naprawdę sporo i wiele z nich jest bardzo rzetelnie prowadzonych. Jeżeli chodzi o te z zacięciem edukacyjnym warto zajrzeć na blogi Biały Jack i Trend z Seterem.
Dzisiaj postanowiłam wykorzystać fakt, że mój blog dociera nie tylko do miłośników psów, którzy i tak dużo wiedzą w temacie, ale i do zupełnie niezwiązanych z psim środowiskiem osób i wspomnieć o paru sprawach, które wydają mi się bardzo ważne i mogą ułatwić życie tak właścicielom psów, jak i osobom, które zwierząt nie mają.
Po psie się sprząta
Wydaje się to totalną oczywistością, ale dużo chodzę po warszawskich trawnikach i widzę, że większość osób nie zaprząta sobie tym głowy. Jest do tego stopnia brudno, że mam specjalne buty przeznaczone na spacery z psem, bo po wielokrotnym praniu do niczego innego się już nie nadają. Schylenie się z foliową torebką naprawdę nie zabiera dużo czasu i nie jest poniżej niczyjej godności – nawet, jeśli do najbliższego kosza jest kilkaset metrów. Nie miałabym odwagi zwrócić komuś uwagi na ulicy, to sobie napiszę na blogu, a co.
Nie wszystkie psy chcą się bawić z innymi psami
Bardzo często spotyka mnie sytuacja, kiedy idę po ulicy z Chrupkiem na smyczy, podbiega do nas inny pies i skacze na Chrupka, zachęcając do zabawy. Chrupek tymczasem nie bawi się z innymi psami w ogóle i takie sytuacje go stresują, zwłaszcza kiedy jest na smyczy.
Kiedy proszę właściciela o zawołanie psa, najczęściej słyszę „ale on się mnie nie słucha”. I tu kolejna sprawa – jeśli nie nauczyliśmy psa wracać na komendę, dla bezpieczeństwa jego i otoczenia nie spuszczajmy go ze smyczy, przynajmniej w uczęszczanych miejscach.
Pies tak samo jak człowiek ma prawo do przestrzeni – te, które szczególnie jej potrzebują, często oznaczane są przez właścicieli żółtymi wstążeczkami przy smyczy czy obroży.. Jeśli psy mijają się na chodniku, opcją domyślną powinno być obejście się w pewnej odległości i dopiero po zgodzie obu stron ewentualne pozwolenie na bliższy kontakt.
Przed pogłaskaniem psa trzeba zapytać
Są chwilę, w których marzę, żeby Chrupek miał wygląd bulterriera, a nie gigantycznego pluszaka. Dość często zdarzają nam się sytuacje, w których ktoś bez pytania o zgodę energicznie podchodzi czy nawołuje i zaczyna tarmosić psa, albo co gorsza klepać go po głowie – najczęściej w komunikacji miejskiej.
Po pierwsze wiele psów to stresuje, zwykle takie osoby pochylają się nad psem i zupełnie nie przestrzegają psiego savoir vivre. Po drugie, psy są różne i mają różne lęki, właściciele z kolei bywają zupełnie nieodpowiedzialni i dla własnego bezpieczeństwa warto zapytać – ze zgrozą patrzę na mamy, które zachęcają małe dzieci do pogłaskania obcego pieska bez zwracania uwagi na właściciela.
Chrupek jest na szczęście na tyle nietuzinkowej urody, że takie sytuacje nie zdarzają nam się codziennie, ale mam znajomych z rasowymi psami albo szczeniakami, dla których jest to naprawdę duży problem. Chrupek to przyjacielski zwierzak i zawsze chętnie się przywita, ale nie lubi być nachalnie nagabywany – tak przez psy, jak i przez ludzi (chyba, że mają kanapki).
Jeśli chce się psa poczęstować jedzeniem, trzeba zapytać
Chrupek to straszny żebrak i z radością przyjmuje wszystkie bułki i kebaby, którymi częstowany jest w parkach, zanim zdążę dobiec do przywołującego go delikwenta. Psi żołądek to nie śmietnik, do którego można wrzucać wszystko, co popadnie, Chrupek często te swoje zdobycze odchorowuje. Nie mówiąc już o tym, że ciągle boryka się z lekką nadwagą, nigdy też nie wiemy czy pies nie ma na dany produkt alergii.
Przy okazji, odpowiadając na liczne pytania o to, co je Chrupek – od kilku miesięcy je Fitmin Solution Salmon&Potato, suchą karmę o niezłym składzie (wbrew powszechnej opinii Pedigree i Chappi to nie są dobre karmy dla psa) i w przyzwoitej cenie. Zamawiam ją w dużych opakowaniach online, w zooplus.pl, a kurier przynosi mi paczkę pod drzwi, a ja przesypuję ją do szczelnie zamykanego pojemnika. Kupuję tam też wszystkie inne psie gadżety typu zabawki, szczotka czy chrupkowa kraciasta apaszka i zawsze jestem zadowolona, więc z czystym sumieniem polecam, jedynym mankamentem jest brak szybkich płatności. Powyżej użyłam linku afiliacyjnego, testuję to po raz pierwszy na blogu (nie licząc próby z Amazonem, gdzie poniosłam techniczną klęskę) – oznacza to, że jeśli po skorzystaniu z niego zrobicie zakupy w Zooplus, trafi do mnie drobny procent wartości zamówienia.
Wracając do sprawy, to samo dotyczy dawania jedzenia psu przy stole, jeśli właściciel sobie tego nie życzy. „Ale on tak smutno na mnie patrzy” nie świadczy o dobrym sercu, ale o krótkowzroczności, wiele osób stara się nie uczyć psa żebrania przy stole. I jak poprzednio – jeśli będąc w gościach mamy ochotę dać coś psu, zapytajmy najpierw właściciela.
Rzucanie jedzenia na trawnik nikomu nie pomaga
Zanim nie zamieszkałam w centrum miasta, nie miałam pojęcia, że wyrzucanie jedzenia na trawnik (często przez okno) to tak powszechna praktyka. Zakładam, że ludzie robią to z dobrego serca i chęci pomocy bezdomnym zwierzakom, ale to ten rodzaj pomocy, który czyni więcej złego niż dobrego.
Tak jak pisałam, zwierzęce żołądki to nie śmietniki i trzydniowa sałatka z majonezem na pewno nie będzie im służyć. Zamiast pomóc, można doprowadzić zwierzę do ostrego zatrucia, a jeśli jest bezdomne, nie będzie miał kto go uratować. Często widzę też wyrzucone gotowane kości, które mogą być dla zwierząt naprawdę groźnie, nie raz słyszałam o skórkach od kiełbasy z metalowymi elementami.
Jeśli więc chcemy pomóc bezdomnym kotom, uchylmy im zimą okienko w piwnicy, nalejmy wody do miski w upalny dzień, wystawiajmy regularnie suchą karmę (nie mleko!) w miejscu, do którego nie dosięgną psy. No i sterylizujmy swoje zwierzaki.
Psa nie zostawia się przywiązanego pod sklepem
Pod pobliskim sklepem spożywczym, w którym często bywam, niemal za każdym razem widzę pozostawione przez właścicieli psy, w różnych konfiguracjach. Na smyczy, bez smyczy, przypięte po kilka do tych samych słupków albo przywiązane do krat okiennych. W głowie mi się nie mieści, że niektóre sklepy montują specjalne haki, które mają tę czynność klientom ułatwiać – to klasyczna niedźwiedzia przysługa.
Zostawianie psa samego pod sklepem niesie za sobą tyle zagrożeń, że nawet nie wiem gdzie zacząć. Po pierwsze, co rusz widzę ogłoszenia o psach ukradzionych spod sklepów – dotyczy to głównie psów rasowych, ale nie tylko. Nic nie usprawiedliwia kradzieży zwierzaka, ale przywiązanie psa pod sklepem to jak zostawienie wypchanego banknotami portfela na przednim siedzeniu samochodu i dziwienie się, że zniknął.
Po drugie, dla psów to najczęściej duże źródło stresu – wiele z nich piszczy, szczeka, albo się trzęsie. Wystraszony pies może ugryźć przechodzącego człowieka albo innego psa. Może zostać zaatakowany i nie mieć jak uciec. Może się też zerwać się z uwięzi albo wyślizgnąć z obroży, uciec i wpaść pod samochód albo się zgubić.
Po trzecie, psy często stoją na mrozie albo w ostrym słońcu, a ludzie zostawiają je nawet na kilkadziesiąt minut – może im to poważnie zaszkodzić i na pewno nie jest przyjemne.
Podsumowując – pozostawianie psa samego pod sklepem to bardzo, bardzo zły pomysł.
To chyba wszystkie najważniejsze kwestie, które przychodzą mi do głowy – czy Waszym zdaniem warto dodać coś jeszcze? Będę wdzięczna za udostępnienie przy użyciu przycisku poniżej albo po prostu pokazanie znajomym właścicielom psów – mam nadzieję, że chociaż jeden futrzak na tym skorzysta. Miłego wieczoru!
117 thoughts on “6 zasad psiej etykiety”
W sumie i się zgadzam i nie, ale ja w małym miasteczku w ogóle mam do tego bardziej luzackie podejście, bo praktycznie większość mijanych na spacerach psów i właścicieli znam. A oni znają mnie i moją Norę. Bardzo Ci jednak dziękuje, że podzieliłaś się linkami tych dwóch blogów, bo ostatnio czułam sporą potrzebę uzupełnienia wiedzy, nawet jestem w trakcie czytania „Oczami psa”.
Ja zgadzam się z większością, tylko co do drugiego punktu mam pewne wątpliwości… Spotykam na osiedlowych „wybiegach” tyle psów, że nie wyobrażam sobie abym przy każdym brała swojego psa na smycz i pytała właściciela czy jego pies nie będzie miał nic przeciwko aby się obwąchali. Też mam do tego luźniejsze podejście – z doświadczenia wiem, że psy same sobie radzą w takiej sytuacji, jak nie chcą się bawić to po prostu tego nie robią, obwąchają się i idą każdy w swoją stronę. Oczywiście co innego kiedy jakiś pies jest agresywny, ale to zazwyczaj właściciel z góry sygnalizuje i takiego psa faktycznie omija się łukiem. Ale to jednostkowe przypadki, a w pozostałych funkcjonuje zasada, że psy same decydują czy chcą się ze sobą kumplować czy nie. Kontakt z innymi psami wydaje mi się ważnym elementem socjalizacji. Moja Luna od jakiegoś czasu jest bardzo nietowarzyska i trochę nawet nas to martwi, bo może być związane z traumą po ugryzieniu, którego kiedyś doświadczyła.
Też Chrupka nie biorę na smycz, jak biega luzem i biega inny pies, ale na smyczy inne psy omijamy – takie wpadanie na siebie paszczą w paszczę nie leży w psiej naturze (zwykle podchodzą łukiem) i wiele psów stresuje, Chrupka na pewno. W pierwszej części pisałam o sytuacji, kiedy inny pies zaczepia mojego, który ewidentnie sobie tego nie życzy (Chrupek zwykle bez problemu się wita, ale nie lubi skakania i zaczepiania, a jest mnóstwo psów, które nie odpuszczają nawet gdy pies odchodzi) i sygnalizuje to jasno, drugi pies nic sobie z tego nie robi, a właściciel nie chce/nie potrafi go odwołać.
Dlatego uważam, że właściwie pies wie co i jak i on najlepiej wyczuwa czy coś się święci. Jak wychodzę z moim psem to spuszczam ze smyczy w lesie i wtedy czasem napotykam inne psy, ale idąca z naprzeciwka osoba wie czy powinna swojego psa zapiąć na ten moment czy też nie ma takiej potrzeby, bo wie że jej pies jest nieszkodliwy. I zazwyczaj właściciele psa zapinają i ja sama też to robię. Idąc na smyczy poza lasem/łąką/innym odosobnionym miejscem, oczywiście pod żadnego psa mojego nie podkładam i zazwyczaj zbieram Norę bliżej nogi, mijając innego psa. Ale bardzo, bardzo lubię gdy Nora ma kontakt z innymi pieskami, bo uważam, że jest jej to bardzo potrzebne. Co niestety zdarza się dosyć rzadko, bo ludzie teraz często traktują wyprowadzanie psa bardzo mechanicznie, na 10 minut i szybko do domu. Ja jestem za wybieganiem się i zabawą.
No właśnie nie do końca – my mamy często sytuacje, w których pies podbiega do Chrupka, który jest na smyczy czy bez smyczy, obojętne, Chrupek się obwącha, ale nie chce się bawić – bo nie bawi się z innymi psami. A pies nie odpuszcza, skacze na niego itp. i kompletnie nie czyta sygnałów Chrupka, że nie ma na to ochoty, nawet jeśli są to warknięcia. Też bym wolała, żeby się bawił z psami, ale na tym etapie się nie bawi, i takie sytuacje go bardzo stresują – a właściciele nie potrafią uszanować tego, że proszę ich żeby przywołali psa, który za nami idzie. Ćwiczymy z zaufanymi psimi kolegami, mam nadzieję że kiedyś się przełamie.
No i pewnie że wybieganie jest psom potrzebne, zabawa też, ale nie wszystkie psy są takie same i nie wszystkie muszą się lubić.
Już teraz rozumiem sytuacje dotyczącą Chrupka i jego obecne lub też w ogóle podejście. I tak, no masz rację na pewno z tym, że jednak znasz swojego psa lepiej niż te osoby, które uważają swoje psiaki za bardzo przyjazne i towarzyskie, pozwalające swoim w ten sposób zaczepiać inne psy. Myślę, że tutaj nie ma już więcej miejsca na dyskusję, bo każdy pies jest ewidentnie całkiem inny i nie można ich podzielić po prostu na przyjazne i agresywne, bo istnieją też szarości. Tak jak z ludźmi – to że ktoś jest uprzejmy i niewywrotowy nie oznacza od razu, że jest duszą towarzystwa i ekstrawertykiem.
I jeszcze chciałam dodać, że mam podobne właśnie doświadczenia obecnie z Norą. Zawsze mieliśmy w domu psy, ale właśnie takie ogólnorodzinne. Teraz od kiedy mam Norę to jest ona moja prywatna i faktycznie ta więź jest silniejsza, ale także bardziej ciekawa. Poza tym wcześniejsze psy to były biedne, często zahukane znajdy i dosyć ciężko z nimi było pod wieloma względami, spacery to był ciężki kawałek chleba. Albo nie dały się prowadzić na smyczy albo spuszczone z niej uciekały i wracały po paru godzinach. Dopiero Nora, choć jest niewielkim yorkiem terrierem, pokazała mi radość posiadania psa.
” spuszczam ze smyczy w lesie „- no jasne, niech pogoni albo zapoluje na inne zwierzęta! Tyle razy widziałam przerażone sarny uciekające przed kundlami i rozbawionego właściciela… Co za bezmyślność… Może jak raz dzik staranuje Twojego pupila to zaczniesz myśleć. Psa można spuszczać tylko na zamkniętych wybiegach, las to nie Twój ogródek. Podobnie w parkach.TO PRZESTRZEŃ PUBLICZNA NA KTÓREJ OBOWIĄZUJĄ PEWNE ZASADY I KAŻDY POWINIEN JE USZANOWAĆ. Właściciele psów to nie święte krowy, dla których należy robić wyjątki.
Nie mam słów :O Tak, ten mój maluch zeżre w całości nawet dzika, sarnę będzie miał na ząb, a królika przełknie bez gryzienia.
Mam gdzies takich społeczników. Ja tez spuszczam w lesie i wielu moich znajomych tak robi. Las to dobre miejsce na chodzenie z psem bez smyczy. Jest dużo miejsca i zawsze jak ktoś idzie to można zejść na bok.
A czy pies nie powinien byc, zgodnie z prawem na smyczy na takim „osiedlowym” wybiegu? Chyba, ze przez to okreslenie masz na mysli oznaczony i ogrodzony teren przeznaczony na psi park, gdzie psy moga byc luzem puszczone.
Nie wiem czy to było skierowane do mnie, ale ja spuszczam psa ze smyczy jedynie w dość głębokim lesie, gdzie jeśli mamy szczęście spotykamy kogoś co maksymalnie 10-15 minut. Ale to też musi być piękny, słoneczny, weekendowy dzień. I wtedy także często znów ją przywołuję i zapinam, aż tej osoby(biegacza,spacerowicza czy psiarza) nie miniemy. A jeśli chodzi o takie wyprowadzanie osiedlowe, gdzie napisałam, że szkoda że na tak krótko ludzie wyprowadzają, to także miałam na myśli dłuższe spacery w lesie na przykład.
Kocham psy. Teraz nie mogę sobie na żadnego pozwolić, ale jeśli tylko moja sytuacja się zmieni to na pewno przygarnę jakąś puchatą kulkę : )
Hej hej, link do sklepu chyba nie działa (?)
Dobre wskazówki, przydadzą się, gdy przyjdzie właściwy czas na adopcję mojego wymarzonego pupila :)
Już naprawiłam, jestem afiliacyjnym technologicznym beztalenciem. Dzięki!
Pies puszczony luzem a właściciel stojący w kapciach przy drzwiach do domu (klatki schodowej) i niecierpliwie czekający aż piesek zrobi sikupkę. Nie dość, że nie posprząta, to jeszcze pies luzem… Niefajnie
:)
przyanajmniej się pofatygował, żeby z pieskiem wyjść. U mojej mamy na klatce jest taka rodzina, że nawet nie wyjdą psu klatki otworzyć i piesek załatwia swoje potrzeby na wycieraczkach sąsaidów
Bardzo dobry i przydatny post Joasiu. Powinni przeczytać go w szczególności Ci, którzy swoimi zwierzakami kompletnie się nie interesują. Jak czasem widzę zabiedzone lub zatuczone psy to serce mi pęka na milion części. Uważam również, że zawarte rady przydałyby się tym, którzy zwierzaka chcieliby mieć w przyszłości nie wiedząc jaki to obowiązek. Każdy z nas powinien zdawać sobie sprawę, że przyjmując zwierzaka pod swój dach jesteśmy zobowiązani do sprzątania po nim, odżywiania we właściwy sposób oraz zachowania podstawowych zasad bezpieczeństwa. Przytoczyłaś bardzo dobre przykłady. Jak dla mnie, nic dodać nic ująć :-)
http://blogwspodnicy.blogspot.com/
Zabiedzone, maltretowane przez właścicieli psy to jednak ekstremum, które podchodzi pod znęcanie się nad zwierzętami i jest karane przez prawo, dlatego mnie często bardziej martwi ta codzienna, niedostrzegalna, często wynikająca z nieświadomości krzywda, jaką ludzie wyrządzają swoim zwierzętom. Chodzi mi właśnie o takie rzeczy, jak narażanie psy na nadmierny stres poprzez pozostawienie przed sklepem, podawanie bezwartościowego jedzenia, czy przekarmianie, prowadzące do patologicznej nadwagi – ta druga kwestia stała się już do tego stopnia normą, że w polskich miastach trudno jest dostrzec psy o poprawnej figurze. Ja na przykład często słyszę, że głodzę psa, bo po prostu nie jest on spasiony i nie przypomina kiełbaski na czterech łapach.
Święta prawda to co napisałaś! Niby wszystko oczywiste, ale ileż nerwów kosztuje czasami zwykły spacer :) Przez kilka lat miałam owczarka niemieckiego, niestety zachorował i nie ma go już z nami, ale to co wtedy wyprowadzało mnie z równowagi to drażnienie się z psem przez obce osoby i prowokowanie go. Nasz psiak był wyjątkowo cierpliwy, ale kilka razy udało się go zdenerwować i wtedy słyszałam komentarze, że jest groźny i niebezpieczny, a przecież ci ludzie sami się prosili o waknięcie. Sporym problemem jest też wyprowadzanie psów bez smyczy i kagańca w miejscach kompletnie się do tego nie nadających.
Najbardziej denerwują mnie psy zostawiane samopas pod sklepami, bądź biegające po ulicach bez smyczy. Zawsze sobie myślę, a co by było gdybym szła z kotem na szelkach a z naprzeciwka biegłby pies bez smyczy? Dlatego z kotem nie mogę wyjść nigdzie, nawet jeśli kot ma ochotę, bo wszędzie są psy bez smyczy i kagańca, małe, duże, wyglądające groźnie i przyjaźnie, dosłownie wszelakie.
A co do zostawiania psów pod sklepem jeszcze mała refleksja, niektórzy ludzie mają dystans do psów na przykład ja. Czasami widzę pod moją pobliską Biedronką wielkie psy przywiązane tak, że stoją dosłownie przy drzwiach wyjściowych lub na chodniku, zaraz przy nich. Nie raz miałam problem, gdy wielki pies leżał właśnie na tym chodniku, a ja nie wiedziałam co zrobić, bo nie wyglądał przyjaźnie i dziwnie się zachowywał. W takiej sytuacji nie wiem czy iść dalej czy nie, bo boję się, że reakcja psa w stosunku do mnie będzie negatywna i wszystko skończy się źle. I stoję czasami jak głupia, bo boje się przejść koło psa zasłaniającego mi ten kawałek chodnika, którym zawsze wracam.
Oo, problem kotów na szelkach w ogóle nie przyszedł mi do głowy. Na pewno to strasznie stresujące. Przypomniało mi się, że niedawno mijaliśmy się na chodniku z panem wyprowadzającym kota i Chrupek się totalnie nie zorientował że to kot:)
Niestety (?) Polacy to straszni psiarze i nie rozumieją, że po świecie mogą chodzić osoby, które za tymi zwierzętami nieszczególnie przepadają. Np. ja boję się psów od dziecka. Jedno z moich pierwszych wspomnień wiąże się z klatką schodową w kamienicy, w której dawniej mieszkałam. Czasami chciałam wyjść na podwórko, ale nie mogłam, bo po klatce biegał puszczony samopas wielki owczarek sąsiadów. I w druga stronę – wracałam do domu, ale nie mogłam wejść na klatkę, bo bałam się tego większego ode mnie stwora. A to było w samym centrum Gdańska! Później zamieszkaliśmy na osiedlu domków jednorodzinnych, które w tamtych czasach było otoczone łąkami. Ludzie wypuszczali psy z domów, które nie były ogrodzone i w efekcie wszystkie psiaki latały, gdzie chciały. Raz jeden owczarek na mnie skoczył, przewracając mnie na ziemię, „bo tylko chciał się pobawić moją opaską do włosów”, innym razem jeden z mniejszych psów szarpał mnie za nogawkę. Mój sąsiad do teraz ma ogromną bliznę na twarzy po tym, jak goniła go straszna suka pewnej rodziny. Tak więc boję się psów i nie rozumiem, dlaczego „przecież on nie gryzie” miałoby mnie uspokajać podczas obwąchiwania mojej osoby przez obcego psa. Właściciele, zrozumcie to wreszcie! Jeśli z naprzeciwka idzie obca osoba, a Wasz pies nie ma kagańca, to trzymajcie go bliżej siebie – to nic nie kosztuje ;)
Druga sprawa to odchody. Mieszkam w narożnym domku z dużym ogrodem i wiele osób przychodzi wyprowadzać swojego psa, żeby załatwiał swoje potrzeby pod moim płotem, na przylegającym do mojego domu chodniku itd. Kiedyś na wycieczce w jakimś europejskim mieście, możliwe że było to w Belgii, zszokowało mnie, że idąca ze swoim pieskiem elegancka kobieta, na wysokich szpilkach, z super drogą torebką w ręku i te sprawy, kiedy jej psiak się załatwił, stanęła i ino w mig posprzątała. U nas to wciąż dla wielu osób straszna ujma.
Cieszą mnie dlatego takie posty jak ten, bo dają nadzieję, że może kiedyś nierozsądni i burakowaci właściciele znajdą się w mniejszości. Ale żeby nie było – i tak już jest dużo lepiej niż te 10 czy 20 lat temu :)
Ja też się pod tym podpisuję. Nie każdy chował się od dziecka ze zwierzakami, nie każdy ma takie super wspomnienia związane z luźno latającymi psami po wioskach te dziesięć czy dwadzieścia lat temu i można by to uszanować.
Dla mnie największym problemem jest teraz bieganie, praktycznie biegam dookoła parku, a nie „po”, bo niestety wszystkie psy są spuszczane luzem, zaczynają ganiać albo obszczekiwać biegaczy, a właściciele nic sobie z tego nie robią, to ja muszę omijać je szerokim łukiem (dlaczego smycze mają po trzydzieści metrów?) mimo, że pies widać nieprzyzwyczajony jest, reaguje i wyraźnie mi przeszkadza.
Ja również mam ten sam problem- bardzo boję się psów, boję się i nie wiem, jak mam się zachować, gdy podbiega do mnie pies bez smyczy, wszędzie noszę ze sobą gaz pieprzowy. Boję się sama biegać, bo wszędzie napotykam biegające luzem psy i chamskich właścicieli, którzy potrafią wyśmiać prośbę o zabranie psa. Często dzwonię z tego powodu na straż miejską, ale niestety widzę, że nie jest to skutecznie i prędko się u nas podejście nie zmieni.
Może warto wybrać się na leczenie
Można dodać, że tak samo jak z głaskaniem powinno być przy gwizdaniu cmokaniu i wołaniu.
Ja mieszkam w miejscu, któe w tej chwili jest chyba na pograniczy wsi i małej miejscowości, i mamy tu innego rodzaju problem: są tu wciąż psy, które biegają sobie luzeum wokół domu , na ulicy (bo np. dom ma wiecznie otwartą furtkę czy po prostu dziury w płotach). Sama mam małego psa, który przyznam bez bicia nie do końca dał się okiełznać (dobra, ja nie umiałam go ogarnąć), zawsze spaceruję na smyczy i na szczęście w momencie, gdy wolno biegającego psa widzę mogę wziąć go na ręcę. Niestety sama boję się dużych, biegających luzem psów, więc niejednokrotnie zmieniałam trasę, albo zastygałam sparaliżowowana.
Są jeszcze psy na łańcuchach z otwartą bramą na podwórko, które wyrywają się tak, że zawsze mi się wydaje, że za chwilę się wyrwą – w moją stronę oczywiście. Zresztą nic dziwnego, że jest agresywny, skoro całe życie na łańcuchu. Na szczęście mój pieści się pod pachą, ale i tak się boję i to kłopot.
O, mam podobne problemy jak ty – też niezbyt umiem ogarnąć mojego psa, mimo że ma już ROK, a w obcym otoczeniu nie reaguje na „Astor, noga” czy jakąkolwiek inną komendę, bo wszystko jest ciekawsze ode mnie, bo przecież mnie ma cały czas w domu. Też często spotykam inne psy, na szczęście zwykle są na smyczy ale mój i tak się wyrywa do nich, że mało szelek od smyczy nie urwie. Przeważnie chodzi na maksymalnie skróconej, jeśli idziemy w ruchliwej okolicy, bo zwyczajnie boję się, że się wyrwie i coś mu się stanie. Więcej luzu mana bocznych ścieżkach, ale i tak jeszcze przez bardzo długo czas nie odważę się puścić go luzem, bo wiem, ze nie wróci do mnie. Sama nie wiem już za bardzo co robić, na ogrodzie słucha 8 na 10 razy, ale na spacerze wcale.
Bardzo dziękuję Ci za polecenie (kolejny raz!) mojego bloga Twoim czytelnikom! Czuję się ogromnie doceniona! <3
Zgadzam się w zasadzie ze wszystkim, co napisałaś i uważam, że gdyby wszyscy właściciele psów postępowali zgodnie z Twoimi wskazówkami życie było by łatwiejsze. Nie każdy musi uprawiać ze swoim psem sporty kynologiczne, jeździć na seminaria, zawody, czy warsztaty tropowe, ale każdy powinien ogarniać swojego zwierzaka w takim minimalnym, podstawowym stopniu. Może trochę rozwinęłabym punkt drugi. Oczywiście, nie powinno się pozwalać swojemu psu na witanie się z każdym napotkanym czworonogiem i należy respektować przestrzeń cudzych psów, zwłaszcza w przypadku mijania się z nimi podczas spacerów, kiedy psy są na smyczach. Są jednak sytuacje, kiedy psa można spuścić ze smyczy bezkarnie i wysłać do kolegów: na wybiegu, czy też na lokalnej psiej łączce. Oczywiście, w takich miejscach nie powinny znaleźć się psy agresywne, czy skrajnie aspołeczne, bo cały psi spęd może się źle skończyć.
Od siebie dodatkowo mogę dorzucić jeszcze jedną rzecz w kwestii punktu drugiego, mianowicie nie znoszę, kiedy ktoś wypuszcza na mnie swojego psa, gdy ja z moim psem coś robię. Nie mam nic przeciwko temu, aby T. bawiła się z innymi psami, ale gdy robię np. trening chodzenia przy nodze (to trudne, wymagające od psa sprawę wiele skupienia ćwiczenie) i nagle podbiega do nas pies "bo on się chce pobawić", czy "bo on się chce tylko przywitać" to chce m się wyć.
Dobra, zedytowałam dwójkę, bo faktycznie niejasno się wyraziłam:)
Widząc zdjęcie Chrupka w aucie zastanawiałam się, czy poruszysz też temat wożenia psów w samochodach. Sama psa nie posiadam, za to autem jeżdżę często i przeraża mnie nagminny widok zwierzaków skaczących po całym samochodzie i beztroski ich właścicieli. Przy ostrym hamowaniu nawet mały York zmienia się w kilkunastokrotnie cięższy, lecący bezwładnie z ostrą siłą pocisk, zagrażający życiu i zdrowiu pasażerów. Nie mówiąc już o tym, że przeważnie w solidniejszym zderzeniu niezabezpieczony specjalnymi pasami, czy odpowiednim transporterem pies nie ma szans- wypada przez szybę, lub rozbija się o karoserię samochodu. Mam wrażenie, że w Polsce kierowcy w ogóle o tym nie myślą. I zastanawiam się, jak to jest u Was. Pozdrawiam!
Przy jakimkolwiek wypadku komunikacyjnym pies, który nie podróżuje w transporterze ma małe szanse na wyjście cało ze zdarzenia – tak naprawdę samochodowe pasy dla zwierząt niezbyt wiele dają, a popularne maty, czy hamaki to jedynie ochrona tapicerki. Niestety, transportery są dość drogie i nieporęczne, przez co niewiele osób z nich korzysta. :(
Serio pasy nie działają? Przed chwilą oglądałam takie, które wyglądały na całkiem porządne, czemu u zwierząt działają gorzej niż u ludzi? Tfu tfu, oby nigdy nikomu nie były tak naprawdę potrzebne.
Tu można poczytać o bezpiecznym przewożeniu psa w samochodzie: https://talkwithdog.wordpress.com/2015/04/29/zyczymy-panstwu-bezpiecznej-podrozy/
W skrócie: muszę sobie kupić nowy samochód;)
U mnie tak to się właśnie skończyło – kupnem samochodu pod psa :P czyż nie za to kochamy je najbardziej? :D
Pozdrawiam!
Mag :)
Dziękuję za polecenie mojego posta :) Starałam się podejść do tematu jak najrzetelniej. Mam nadzieję, że wiele osób po przeczytaniu tego posta będzie bezpieczniej podróżować ze swoimi pupilami. Pozdrawiam!
A niby jak transporter ochroni psa w wypadku? zatrzyma na miejscu- jasne, ale bywa, że zniszczony transporter może zabić psa. Z drugiej strony pies luzem może wybiec samodzielnie z np. płonącego samochodu- kij ma dwa końce.
Nie zgodzę się z nie zostawianiem psa pod sklepem- pies nauczony zostawania nie ma lęków i nie jest agresywny- co do kradzieży- no cóż z parku też można psa podprowadzić.
A co jak zaczepi go inny, agresywny pies? Albo pijany człowiek? Ludzie potrafią być straszni. I w parku jednak ma się na psa oko, pod sklepem – nie.
Pamiętam, że kiedyś czytałam gdzieś jakiś obszerny wywiad na ten temat, z którego wynikało, że ogólnie transportery są najbezpieczniejszą opcją. Oczywiście, są szelki dla psów z atestem, które też dają jakąś ochronę, ale to jednak nie to samo. Jak znajdę ten wywiad to porzucę linka. Mogę też dodać, że nie tak dawno temu mój psi guru opowiadał mi o wypadku komunikacyjnym swoich znajomych, którzy wracali z psami z jakichś zawodów i mieli dość poważny wypadek – zdaje się, że cała sprawa skończyła się szczęśliwie (no, samochód do kasacji) tylko dlatego, że psy podróżowały w odpowiednich transporterach.
Co do zostawiania psa przed sklepem – to jest to po prostu rażący brak odpowiedzialności. Nie chodzi o to, czy pies jest dobrze ułożony i spokojny, czy nie. Chodzi o to, że zostawiając psa bez jakiegokolwiek nadzoru narażamy go na działanie środowiska, którego nie jesteśmy w stanie kontrolować. Mając swoje zwierzę przy sobie możemy je ochronić, wyprowadzić z niebezpiecznej sytuacji – pies pozostawiony sam sobie może liczyć tylko na siebie, a często to naprawdę niewiele. Niedawno czytałam w Internecie, że pijak skatował na śmierć psa pozostawionego przed sklepem bez opieki, ot tak, dla zabawy. To, czy pies był spokojny, czy nie było w tej sytuacji ostatnią liczącą się rzeczą. Były również przypadki dowcipów – ktoś zabierał psa przywiązanego przed sklepem i zostawiał przed innym kilka ulic dalej. Kradzieże psów rasowych lub w typie rasy w celu wykorzystywania do rozmnażania ich w pseudohodowlach są po prostu normą. Naprawdę, pozostawienie swojego ukochanego zwierzaka bez opieki to jest bardzo zły pomysł.
To też ważny temat. Chrupek zwykle nie prowadzi, oczywiście:) Ma klatkę, ale źle wymierzyłam i najmniejszy pasujący na Chrupka rozmiar jest za duży do mojego samochodu i klatka służy mu jako domowa buda. Jeździ w psim hamaku/pokrowcu (nie wiem jak to nazwać?) na tylnym siedzeniu, ale faktycznie pasy to ważna rzecz i poszukam ich przy następnych zakupach.
Nasz jeździ samochodem bardzo spokojnie, ale oczywiście jest przypięty – ma założone szelki i smycz owiniętą wokół zagłówka. tak, że może wstać i się wyprostować, siedzieć albo leżeć na tylnym siedzeniu. Wygodny transporter na psa tej wielkości chyba by nam się do samochodu nie zmieścił :)
Jestem w klubie cierpiących na syndrom zbyt pięknego psa, mam polskiego owczarka nizinnego, który wygląda jak puchata przytulanka i wszystkim rwą się do niego ręce. I często słyszę oburzone „ależ ten pies jest źle wychowany!” gdy mu się warknie na jakiegoś szczególnie natarczywego typa. Rozumiem, że są jednostki, i ludzkie, i psie, które uwielbiają być macane z zaskoczenia przez nieznajomych, ale to jednak jednostki.
Nasza Kora jest z „odzysku”. Rodzice zaryzykowali biorąc do domu dwuletnia suczkę rasy bokser. Kora ma dosyć trudną przeszłość. Jej poprzedni właściciel do świętych nie należał. Po prawie 6 latach ona nadal agresywnie reaguje na jakiekolwiek kije czy chociaż by kule rehabilitacyjne. Była bita i prawdopodobnie głodzona. Jednak u nas zaznała miłości. Teraz jest zdrowym i szczęśliwym psem. Mimo to pewne zachowania jej pozostały.
1. Nie lubi obcych. Nie istnieje szansa by ktoś obcy wszedł do domu. Najpierw trzeba jej wytłumaczyć, że ma być grzeczna i ten ktoś jest gościem. Przez pewien czas mój chłopak podczas odwiedzin był stale przez nią obserwowany. NIENAWIDZĘ więc gdy ktoś podchodzi i wita się z Korą. Nie mam pewności jak zareaguje, a te osoby nie potrafią często zrozumieć tłumaczeń.
2. Sytuacja podobnie tyczy się innych zwierząt. Nie próbowaliśmy nawet zaprzyjaźniać jej z innymi psami. Za duży stres dla nas i dla niej również. Denerwuję się więc gdy na spacerze (chodzimy na smyczy, bez kagańca) podlatują do nas małe rozszczekane pieski. Ich właściciele uważają, że mając yorka nie obowiązują ich żadne zasady tym bardziej smycz. Kora wie, że ma być 'grzeczna’, ale widzę że w takich sytuacjach się cała spina. Uwagi i prośby nie pomagają. Przecież to tylko pieski.
Może jestem przewrażliwiona, ale bezpieczeństwo jest dla mnie bardzo ważne. Nawet jak idę po ulicy sama nie lubię jak psy bez smyczy (bez względu na wielkość) podbiegają. Nie wiem co mam w takich sytuacjach robić. Omijać? Ignorować? Zawsze słyszę: Nie ugryzie. Boję się psów dużych i tych małych, więc biegające samopas czworonogi pośrodku blokowiska nie są niczym przyjemnym.
Ja mam wątpliwości co do głaskania bez pozwolenia w następującej sytuacji – jakoś psy mnie lubią, więc całkiem często mam sytuację, że czyjaś psinka sama podejdzie i domaga się pieszczoty. Nie mówię tutaj o namiętnym głaskaniu, ale o muśnięciu dłonią: takiego zdarzenia nie zaliczałabym do zbrodni. Jednak gdy sama chcę się z pieskiem pobawić (zazwyczaj małym labradorem/goldenem) to pytam. Swoją drogą, dużo bardziej irytuje mnie zaczepianie psów przewodników w komunikacji miejskiej, mimo że ma napis „nie głaskaj, ja pracuję”. To już jest kompletna bezmyślność.
Jej, jak często pojawiają się nowe posty! :)
Sama nie mam psa, ale mimo to Twój tekst mnie zainteresował. Szczególnie zgadzam się z pierwszym punktem – naprawdę często odnoszę wrażenie, że właściciele psów nie uważają za swój obowiązek sprzątania po swoim zwierzaku…
A wracając jeszcze do poprzedniego postu, widziałam komentarze o kieszeniach w spodenkach/spodniach i w pełni się pod nimi podpisuję. Mogą być nawet najprostsze, schowane w szwach, ale kieszenie w piżamie są naprawdę dużym plusem. A co do opasek do spania, piękne by były takie w zielarsko – kwiecisty wzór, jak ten materiał, który ostatnio dodałaś na instagramie ;) Pozdrawiam! :)
Co do trzeciego punktu, to o dziwo (!!!) gdy jestem z Gafą np. na przystanku autobusowym wszyscy dookoła zawsze pytają czy MOGĄ ją pogłaskać. Nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby ktoś wyciągnął do niej rękę bez pytania (oprócz starego pijaka w autobusie co oczywiście skończyło się szczekaniem na cały regulator i agresywnym powarkiwaniem :((( – no ale tego nie liczę bo mówiłam mu żeby tego nie robił, ale nie posłuchał), chociaż nie powiem, jej słodki wygląd może zmylić. Bardzo się z tego cieszę, bo właśnie mimo jej postury i ślicznej mordki jest to bardzo (delikatnie mówiąc) wściekły i nieprzewidywalny piesek! Dlatego uważam ten punkt za niezwykle ważny i cieszę się, że przynajmniej u mnie na osiedlu jest przestrzegany.
na zooplus wchodzę ostatnio ze strony karmimypsiaki.pl wpada im wtedy 4% kwoty zakupów
Dodałabym jeszcze, że pies potrzebuje ruchu. Codziennie. Niektóre rasy więcej, inne mniej, ale żadnemu psu nie wystarczy trzyminutowe wyjście przed blok dwa razy dziennie.
Na moim osiedlu jest wielu ludzi, którzy pakują na cały dzień beagle, teriery czy nawet husky na cały dzień do mieszkań. Jest też jedna staruszka z hartem. Te psy są albo otyłe i osowiałe, albo zabiedzone od braku ruchu. Przesmutny widok.
Dla mnie sprawa jest prosta: 10 godzin dziennie w mieszkaniu nikogo nie ma = brak warunków na psa. Koniec kwestii.
Co ja piszę… Przepraszam za powtórzenia :-(
Psa trzeba nauczyć spokojnego pozostawania samemu w mieszkaniu pod nieobecność właściciela. Wymaga to pewna wysiłku, ale procentuje w przyszłości – pies nie męczy się samotnością, nie niszczy domowych sprzętów, tylko przesypia czas, kiedy jego ludzi nie ma w domu. Lepsze 10 godzin na kanapie do góry brzuchem przez 5 dni w tygodniu, niż cały tydzień po 24 godziny dziennie w schroniskowym boksie.
D., piszesz o zupełnie innej sprawie :-)
Mój komentarz dotyczył zapewniania zwierzęciu ruchu PO tych 10 godzinach w domu. Samo zostawianie jest ok, pod warunkiem, że po powrocie właścicieli pies zostanie wyprowadzony, wybiegany i ogólnie dostanie porcję aktywności fizycznej. To, co obserwuję, to niestety taktyka „wyjdę przed klatkę, sierściuch opróżni pęcherz, do domu, sierściuchu”. Tym samym psy są albo otyłe, albo cierpią na zanik mięśni. Według mnie to główny grzech ludzi, którzy mają psy.
Mnie nie ma w domu 10 godzin, a jakoś pies nauczony jest spokojnego pozostawania samemu. Nie gryzie i nie niszczy mi całego domu. Za to jak wracam z pracy zawija się w precla i cieszy się niemiłosiernie. Pozdrawiamy z Pedro wszystkich psiarzy.
Catalina, proszę Cię, przeczytaj uważnie, bo piszesz o zupełnie innej sprawie :-)
bardzo fajny pieskowo-ludzki poradnik :) Ja mam największy problem z luźno biegającymi psami. Mieszkam na przedmieściach i jak to zwykle bywa sporo ludzi wyprowadza psy bez smyczy. Mój ma taki luksus tylko w lesie i jeśli nie ma nikogo w pobliżu. I są ludzie którzy już z daleka przywołują swoje psiaki do nogi, zapinają na smycz (nawet w lesie) żebyśmy mogli się kulturalnie minąć a są tacy co zostawiają bramę otwartą „a niech sobie pies pobiega”. Już nieraz stałam 20 metrów od swojego domu i mogłam tylko wołać sąsiadów z ulicy żeby zabrali swoje psy bo nie mam chęci zastanawiać się co mogą mojemu zrobić. A już miały przygody z gryzieniem innych psiaków. Innym razem właściciel psa po totalnym zlaniu mnie gdy prosiłam o przywołanie psa do nogi stwierdził że „po jego psa łatwiej przyjść niż zawołać”. I nijak nie idzie niektórym ludziom wytłumaczyć że po pierwsze mój pies może nie lubić gdy podchodzi do niego inny bez smyczy i właściciela w pobliżu a po drugie… ja jako człowiek sama mogę nie mieć na to chęci i mam do tego prawo. Tłumaczenie „pies nie ugryzie” można w bajki włożyć. Mój jest łagodny, a i tak raczej nikogo bym nie zapewniła w 100% że on nic nie zrobi. W końcu człowiek ma większy mózg… też żeby myśleć za swoje zwierzę i używać wyobraźni.
Super post, mam nadzieje, że trafi do jak największej liczby osób bo ujmuje wszystkie moje problemy :)
Taki ulotki z psią etykietą powinny być chyba dołączane do karmy :)
Ja sama jestem właścicielką bydlaka mojej wagi i wielkości, który na dodatek nie znosi innych psów i za obcymi ludźmi też nie przepada. Na szczęście nie zdarzają się desperaci, chcący się z nim zaprzyjaźnić :) Inna sprawa to biegające psy. Zwykle wołam, żeby zabrać pieska i na stwierdzenia typu „Ale on chce się tylko bawić” – odpowiadam, że po zabawie z pieska nawet kostka nie zostanie. Działa bardzo skutecznie :)
Z różnymi fobiami bydlątka walczymy już kilka lat i to naprawdę jest mozolna praca, a agresja przypadkowo napotkanego psa potrafi cofnąć wszystkie uzyskane efekty. Także nie mam skrupułów i straszę nieodpowiedzialnych właścicieli :)
Witaj :) Czyżbyś była właścicielką doga niemieckiego? :)
Trzymanie pupili na smyczy, czy też zapewnianie bezpiecznego ogrodzenia gdy mieszkamy w mniejszych miejscowościach jest bardzo ważne, szczególnie w przypadku mało przyjaznych zwierząt. Mój piesek został kiedyś pogryziony przez innego, teraz ma uraz i w odruchu obronnym szczeka na zbliżające się zwierzęta, nawet gdy mają dobre intencje :(
A ja z kolei nie jestem, ani nigdy nie byłam posiadaczką jakiegokolwiek psa, ale z chęcią przeczytałam Twój post – sama jestem wielką fanką chartów, więc mam ochotę każdego wyprzytulać, gdy tylko jakiegoś mijam (co w Krakowie jednak jest dość częste), ale dzięki dużej świadomości piszczę z zachwytu dopiero za zakrętem, gdy wiem, że moje zachowanie nie zirytuje ani psa, ani jego właściciela. Ale tak, jak ja szanuję psy i ich właścicieli, chciałabym tego samego w zamian – miałam miliony sytuacji, gdy podbiegał do mnie pies bez kagańca, kiedy na przykład spacerowałam po parku. Kilka razy było to przyjemne, ale kiedyś jeden rottweiler „szczeniaczek” – bo był już pokaźnych rozmiarów, podbiegł i ugryzł mnie dość boleśnie w udo, pomimo że stałam nieruchomo (bo w takich wypadkach zazwyczaj stoję sparaliżowana strachem, biorąc pod uwagę, że nigdy nie miałam do czynienia z psami dłużej niż kilkanaście minut) co najlepsze, właścicielka stała kilkanaście metrów dalej i umierała ze śmiechu, bo jej Dyzio był taki figlarny. Dlatego myślę, że do psiej etykiety warto byłoby jednak dopisać, by dbać o bezpieczeństwo innych w miejscach publicznych i jeżeli nie jest w stanie się odpowiednio wychować swoich pupili, to zakładać im ten nieszczęsny kaganiec, lub nie puszczać ich ze smyczy.
O głaskaniu:
Kiedy przeczytałam tego posta, przypomniało mi się sporo scen z dzieciństwa i zupełnie przez przypadek, zupełnie niezamierzenie, kolejna sprawa uporządkowała się w mojej głowie – głowie osoby, która nigdy nie miała psa. :)
Pamiętam psy cioci, wujków, znajomych, itd., kiedy słyszałam „podejdź, pogłaskaj”, albo nawet „idź pobawić się z psem” (dorośli siedzą przy stole, dzieci idą się bawić; jak jest pies, to naturalnie siedzi z dziećmi). Przyjęło się nieładnie, że jak jest pies (gdziekolwiek), a ja jestem małą dziewczynką, to trzeba go pogłaskać, a pies powinien mnie polubić („on lubi dzieci”). No i nakręcona przez rodziców, ale też nieraz przez właścicieli podchodziłam, radosna i przyjacielsko nastawiona, a psy reagowały bardzo różnie: oczywiście część z nich cieszyła się i wesoło podskakiwała, ale zdarzały się też sytuacje kiedy uciekałam przerażona warczeniem albo próbą ugryzienia („nieładnie, rozzłościłaś psa, co zrobiłaś!”), albo widziałam że pies nie chce być głaskany („o rany, nie lubi mnie?”). Czułam się wtedy trochę winna, wyrobiłam w sobie przekonanie że nie mam podejścia do zwierząt, a później przy kontaktach z psami (bardzo bardzo rzadkich – po prostu nie wychowywałam się w pobliżu żadnego) często bałam się, że coś zrobię źle. Tymczasem teraz wszystko stało się proste, jasne i logiczne!
Tak właściwie to powinno być oczywiste (a nie jest!), że pies to nie jest tylko i wyłącznie jeden jedyny model przyjaznego Reksia, że nie musi być w nastroju, że nie musi lubić (!) i że tak jak małe dziecko nie jest zobowiązane do przytulania obcych osób albo nawet ciotek i wujków z których towarzystwem jeszcze się nie oswoiło, tak samo pies nie musi pozwalać głaskać się każdemu i jest to absolutnie naturalne, a nawet zdrowe! No i że (oczywiście jeżeli właściciel się zgodzi!) nie trzeba na siłę (a często nawet nie wolno) bardzo energicznie czochrać zwierzaka tak jak robi to dobrze znany mu właściciel („bo on tak lubi, Pani się nie boi!”), ale można (trzeba) podejść do niego z ładną, subtelną rezerwą i pozwolić się sobie nawzajem oswoić!
Fajnie! Dzięki!
Wiem że post raczej porusza problem natrętnych przechodniów, ale przez przypadek zwrócił moją uwagę na to, że jest kilka mikro-mitów, które sprzyjają takiemu zachowaniu i są właściciele, którzy do niego zachęcają. No i podejrzewam że wielu niekulturalnie głaskających to niegdysiejsze małe, nieśmiałe i rozczulające dzieci, którym nie zwracało się uwagi na to że nie zapytały.
Co do sprzatania po psie to nie wyobrażam sobie innej opcji. Może ma to coś wspólnego z ponad 10-letnim mieszkaniem w UK :) Jeżeli ktoś nie czuje sie zmobilizowany do zdjęcia korony z głowy i kucnięcia by zebrać kupę to £50 mandatu ma szansę go naklonić do zmiany podejścia :) sama nie potrafilabym zwrócić komuś uwagi, ale Brytyjczycy nie mają oporów i chwała im za to. Wychodzę z zalożenia, że jeśli ktoś ma pieska to go kocha i sprzątanie po nim nie jest ujmą ani obrzydliwością. Dzieciom przecież też zmieniamy pieluszki :)
Wyrzucane jedzenie to zmora mojego życia. Bruno to labrador, czyli wszystkożerny wiecznie głodny żebrak spożywczy. Nie funkcjonuje w wersji „nie jestem już głodny.” To co wydzieram mu z zębów to pół biedy. Gorzej jeśli biega luzem… Bywa, że zjada równowartość swoich dwóch posilków na spacerze a potem cierpi za te przewinienia spożywcze pochłaniając stare i na wpół zepsute „niewiadomoco”. No i traci z oczu świat i głuchnie na wołanie na widok byle pajdki chleba tostowego typu trocina :( ach, jak dobrze jest się wyżalić i wiedzieć, że tu wszyscy zrozumieją! :)
W pełni się pod tym wszystkim podpisuję. Mój owczarek szetlandzki dla wszystkich wygląda jak „śliczne, puchate, małe lessi” i ludzie nie rozumieją, że pies wcale nie jest zbyt towarzyski i mimo że uroczy, potrafi być wredny.
A propos zostawiania psów przed sklepami to w Gdynii przed największym centrum handlowym postawiono specjalne haczyki na smycze i miski z wodą. Całe szczęście ludzie mają na tyle rozsądku, że nigdy nie widziałam, żeby ktoś z nich korzystał, chyba, że tylko do napojenia psa podczas spaceru.
Szczególnie ważne jest wg mnie właśnie to, żeby ludzie trzymali swoje psy na smyczach. Moja sytuacja obrazuje to wyjątkowo dobrze:
Upalny letni dzień, wybrałam się na spacer wokół jeziora. Co kilka metrów rozłożeni plażowicze. Mój pies grzecznie biega na smyczy. Zbliżam się do pana około 40stki z dwoma dobermanami. Luzem. Czuję się niepewnie, proszę go o uwiązanie psów, pan odpowiada, że nic nie zrobią, spokojnie mogę przechodzić. Wyczuwając napięcie starałam się odgrodzić swojego psa od dobermanów samą sobą, niestety okazało się, że to nie wystarczyło. Jeden z psów tego pana rzucił się na mojego, złapał go za gardło i zaczął szarpać. Okazało się, że Pan przez dobre kilkanaście sekund nie mógł zmusić swojego zwierzaka do rozwarcia szczęki, a ja widząc krew na białym „krawacie” mojego psa miałam już najczarniejsze myśli. Kiedy w końcu mu się udało (po uderzeniu psa w pysk) okazało się, że mojego owczarka uratowała tylko wielka ilość futra i gruba skórzana obroża, a krew pochodziła z dziąseł dobermana. Z naszej strony skończyło się na strachu i moim i psa, oraz popękanych naczynkach krwionośnych w jego oczach. Nad jeziorem było też mnóstwo dzieci, do tej pory sądzę, że powinnam była wezwać policję, ale w tamtej chwili chciałam jak najszybciej zabrać psa do domu i gruntownie obejrzeć, czy na pewno nic się nie stało.
Puchate małe lessi – współczuję:) I dobrze, że nic poważnego się nie stało, historia naprawdę okropna:/
Świetne zasady, mogłabym wywiesić na drzwiach w bloku :) Ciekawi mnie kwestia psiego jedzenia. Dlaczego popularne karmy są szkodliwe? I czy są gorsze niż jedzenie domowe, takie ludzkie? Całe życie miałam w domu zwykłe podwórkowe kundle, które były karmione tym co my, sklepową suchą i mokrą karmą, czasami resztkami z obiadu, grubszymi kośćmi. Jedzenie zawsze świeże, przynajmniej na tyle, że sami byśmy zjedli. Żyły długo i szczęśliwie, nie miały alergii, nie bolał ich brzuch (chyba że zjadły gorszej jakości karmę. Mówię tu o tańszych odpowiednikach tych popularnych). Dlatego zastanawiam się co jest nie tak z takim jedzeniem. Rozumiem, że rasowe psiaki mogą mieć specjalne wymagania, jakoś uwarunkowane genetycznie, ale poza tym – co jest złego w karmieniu psa schabowym? ;)
Zawierają bardzo mało (zwykle koło 4%) mięsa czy raczej „produktów pochodzenia zwierzęcego”, mnóstwo zapychaczy i ulepszaczy smaków – to taki psi McDonalds. A schabowy przyrządzany dla ludzi ma pewnie za dużo przypraw. I pewnie że w domu można ugotować psu zdrowe dla niego jedzenie, ale trzeba się zastanowić nad proporcjami składników, witamin itp., trochę o tym poczytać – i nie ma większego znaczenia czy to pies rasowy czy nie. Jasne że na Chappi pies przeżyje i lepiej żeby jadł Chappi niż nic, ale to nie jest zdrowa opcja.
Psy słabo przyswajają tłuszcze roślinne, czyli większość naszej smażeniny. Niekoniecznie służą im używane przez nas przyprawy. Popularne karmy sklepowe to głownie zboża, ze śladową ilością mięsa lub wręcz odpadów pochodzenia zwierzęcego – czyli masz odpowiednik żywienia wyłącznie w fastfoodach. Gotowane kości i kości surowe w kiepskiej diecie często są przyczyną wręcz absurdalnie kłopotliwych zaparć – żelują się i mamy korek, nieraz do interwencji weterynaryjnej. Poza tym kości gotowane często pękają w drzazgi zamiast kruszyć się tak, jak surowizna – zaszkodzić nie musi, ale może i znów może to być stan na tyle poważny, że zobaczymy się z wetem i pustką w portfelu.
Rozdział na podwórkowe kundle i rasowe to błąd – owszem, jest pewna pula tak udziwnionych rasowców, że potrzebują bardzo specjalnego traktowania, ale większość psów niewiele różni się od siebie w kwestii podstawowych wymagań żywieniowych i bytowych ogólnie.
Dzięki, nie patrzyłam na to w ten sposób. Poczytam o tym trochę więcej :)
Zwróciłabym także uwagę na inną, niezwykle ważną rzecz, którą najczęściej się pomija. Mam na myśli żółte oznaczenie przy smyczy psa. Oznacza to, że pies potrzebuje więcej przestrzeni i niestety jest nagminnie ignorowanie. Posiadam niesamowitego owczarka niemieckiego, którego problem polega na tym, że źle reaguje na osoby, które się do nas zbliżają. Niestety robią to namiętnie! Szczególnie matki z dziećmi, bądź osoby starsze. Ja w tej chwili najczęściej muszę dosłownie uciekać, zanim wyjaśnię z zaciśniętymi zębami, że nie, dziecko nie może pogłaskać psa. Poza tym także denerwują mnie sytuację, w których inne psy zbliżają się do mojego. Dla mnie często jest to zwyczajna bezmyślność. Dwa samce, które przeszłyby obok siebie spokojnie? Nigdy nie mamy co do tego pewności.
Kwestia żółtych kokardek/oznaczeń jest w ogóle w Polsce nieznana niestety. Zaraz dopiszę.
Dzięki! Niestety ogólnie edukacja względem zachowań wobec psa nie istnieje. Czytałam także niektóre komentarze i nasuwa mi się jedno spostrzeżenie- tak, pies to problem właściciela. Jednak sami także nie możemy prowokować sytuacji, które poprzez nasze zachowanie mogą doprowadzić do nieszczęścia. W moim przypadku są to osoby, które albo zakradają się za moimi plecami, bądź zrywają się do biegu tuż obok mojego psa. Oczywiście nikt nie robi tego naumyślnie, ale należy myśleć. Są psy, które reagują w różny sposób na chaotyczne zachowania. Osobną kwestią jest to, że najczęściej absolutnie nikt nie przesunie się, gdy ktoś idzie z większym psem. Ja najczęściej robię uniki odskakując na bok.
Nie chcę, żeby to zabrzmiało obcesowo ale to naprawdę nie jest mój problem, żeby zwracać uwagę na wszystkie psy na ulicy, żeby nie „prowokować”. Nie mówiąc już o dzieciach, dla których takie zachowanie, jakie opisujesz jest naturalne. Pies powinien być maksymalnie zabezpieczony i właściciel ma obowiązek go utrzymać w ryzach. A jak jest to takie bydlę, że się nie daje to nie powinien żyć w mieście. To psy żyją w środowisku ludzi, a nie na odwrót. Nie dajmy się zwariować bo zaczynam się czuć jak zwierzyna łowna w środku miasta, która może paść ofiarą czyjegoś „milusińskiego”.
Psy powinny chodzić w kagańcu. Wtedy nawet zaniepokojony nie zrobi krzywdy. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce prawie nikt z nich nie korzysta… Niestety, może zabrzmię jak uprzedzona, ale właściciele psów patrzą zazwyczaj tylko na swój interes (wspomniane nie sprzątanie, „mój fafik nie gryzie” itd…). Raz zostałam zaatakowana przez jamnika jadąc na rowerze, po ścieżce rowerowej. Uczepił się mojej kostki i dopiero srogie kopnięcie pomogło mi się uwolnić (ku oburzeniu właściciela: „przecież piesek chciał się pobawić”).
Proponuje wprowadzenie wielkich banerow przy „psich trawniko-toaletach” np.
„TWÓJ PIES,
TWOJA KUPA”
Moze zadziala bo to zmora szczegolnie rodzicow z dziecmi na spacerze…
Ok, ale co jeśli musisz zostawić psa na chwilę niedaleko sklepu (sytuacja tego wymaga) i nie ma kto inny zostać przy tym psie – jesteś sama?
Nie chodzę z psem do sklepu – chodzę z nim na spacer, a kiedy potrzebuję czegoś ze sklepu, idę osobno.
dokładnie :)
Myślę i myślę, i kompletnie nie umiem sobie wyobrazić sytuacji, która wymaga zostawienia psa pod sklepem. Możesz podać przykład?
Doskonale ujęte. Podpisuje się pod każdym z tych punktów. Moimi rękami i łapami Nayo.
PIES- MÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL!
♡
Całusy:*
Ola
FASHIONDOLL.PL
Generalnie zgadzam się z postem, ale u właścicieli psów życzyłabym sobie, żeby na spacerach po ulicy trzymali je na smyczy. Ja akurat z tych, co to psy traktują z rezerwą i potrafię się zestresować, gdy któryś do mnie podbiega, skacze i szczeka. Zapewnienia, że „on nie gryzie” średnio mnie pocieszają. Gdybym miała własnego zwierzaka, to bym tak za niego beztrosko nie ręczyła.
Szczerze mówiąc, także w parkach nie podoba mi się, gdy właściciele tracą kontakt ze swoimi psami. Wiosną i latem w tych miejscach jest dużo piskląt, podlotów, jajek, które pies może stratować lub… upolować.
Pytanie do psiarzy: jeżeli wiecie, że wasze zwierzęta potrafią zjeść coś z trawnika albo mogą ugryźć, dlaczego nie zakładacie im kagańców?
Kilka dni temu, na porannym spacerze z psem, podeszła do nas mama z jakoś 3 letnim chłopcem. Nie zapytała o nic, tylko od razu: Adasiu chodź pogłaskaj pieska. Odciągnęłam psa i powiedziałam, że przepraszam, ale pies nie lubi być dotykany przez obcych. Na co o na do mnie, że zna tą rasę – buldog francuski – i że się mylę bo to przyjazne psy, zaczęła się rzucać jakbym jej zrobiła nie wiadomo jaką krzywdę :/ Moja Figa na takie wyciąganie rąk obcych robi unik i odskakuje gwałtownie, i mogę się założyć, że przestraszyłaby tego chłopca i oczywiście pretensje były by do mnie, że jak ja psa wychowałam :/
To nie pierwsza taka sytuacja i czasami żałuję, że moja bulwa nie jest amstafem :p
A co do przywiązywania psa pod sklepami itp, to mi się nóż w kieszenie otwiera, zwłaszcza jak widzę takie biedoty na mrozie czy w deszczu.
A i jeszcze przypomniała mi się sytuacja, jaką widziała moja teściowa. Ktoś przywiązał pod lidlem psa, na tyle debilnie, że pies został przejechany przez wyjeżdżający zza roku samochód. Piesek coś w typie yorka. Ponoć kierowca miał ochotę zabić właścicielkę tego biedaka, w sumie mu się nie dziwię.
A propos sprzątania. U nas o poranku: Gdzie są torebki na kupy, bo muszę kanapkę zapakować? :)
Wszyscy mamy tymi foliowymi torebkami powypychane kieszenie kurtek i spodni, bo nigdy nie wiadomo, w czym się akurat wyjdzie.
Co do zostawiania pod sklepem to jedna uwaga: oczywiście, że nie zostawia się psa lękliwego czy agresywnego. Nie zostawia się też psa pod supermarketem i nie robi zakupów na cały tydzień. Ale pod osiedlowym spożywczym, gdzie wszyscy się znają, a rano wpada się po bułki to dlaczego nie? Mój futrzak podchodzi do tego zupełnie bezstresowo, bo doskonale zna to miejsce. Dodatkowo sklep mu się dobrze kojarzy, bo czasem wychodzi właścicielka lub jedna z ekspedientek go wymiziać i poczęstować czymś smacznym. Zresztą znikam w sklepie na chwilę – biorę kilka drobiazgów i już.
Akurat mój daje się głaskać każdemu, ale wolę, jak ktoś zapyta, bo to po prostu kwestia kultury. Szczególnie u dzieci lepiej wyrabiać taki nawyk – do mojego wyciągnie łapki i nic się nie stanie, ale inny pies może zareagować gorzej. Niestety mój pies jest duży, przez co część ludzi się go boi. Chodzi na smyczy oczywiście, ale wkurzają mnie ludzie, którzy mają pretensje, że w ogóle odwrócił za nimi głowę, spojrzał czy powąchał.
Chyba człowiek ma prawo mieć pretensje jak obwąchuje go obcy pies, nieważne czy wielki, czy mały. Nie jest moim obowiązkiem wierzyć w zapewnienia, że pies „nie gryzie” jakiejś obcej osobie na ulicy. Nie wspominając, że nie życzę sobie być smyraną zaślinionym pyskiem po spodniach. Zawsze z obrzydzeniem zastanawiam się co taki pies obwachiwał przede mną. Nie wspominając o tym, że mnie to poprostu stresuje.
Witaj :) Zgadzam się z tym co napisałaś, niestety zbyt wiele osób uważa, że wszystko wie lepiej. Nawet wśród rodziny, a nie obcych na spacerze. Co do karmy Chrupka, dziękuję za przybliżenie oferty Fitmin, znalazłam coś ciekawego dla mojego psiaka, mam nadzieję, że mu zasmakuje. Niestety obecna karma (Brit Premium Junior L) nie spełnia naszych wymagań w 100%. Pozdrawiamy Chrupka :)
Bardzo wartościowy wpis, zgadzam się z każdym punktem a zwłaszcza z wyrzucaniem jedzenia, jest to bezmyślne i bardzo niebezpieczne!
Ja mam taki problem, moi sąsiedzi z klatki przygarnęli psa po zmarłym dziadku. Pies jest ułożony, jednak strasznie szczeka. Zwłaszcza gdy zostaje sam w mieszkaniu. Jednak w dzień przymykamy na to oko, bo zazwyczaj jesteśmy w pracy. Ale od kilku dni, o 6 rano budzi mnie szczekanie. Pies jest nauczony przez dziadka, że to jest jego pora spaceru. Nowi właściciele nie reagują, czekają aż pies się przyzwyczai do nowych warunków. I co teraz zrobić? Pies może się kiedyś zaaklimatyzuje, jednak nie od razu. Każdy ma prawo do posiadania psa, tak samo jak każdy ma prawo do wysypiania się :) I co na to psia etykieta?
Prosze Pani od 6:00 cisza nocna sie konczy i pies moze szczekac. Denerwuja mnie tacy ludzie ktorym przeszkadza szczekanie psa, a sami imprezuja do 2-3 nad ranem co piatek I sobota i nie widza w tym nic zlego.
Stopery. Kilka złotych w aptece.
Wydaje mi się (z tego, co piszesz), że tu nie tyle o psią etykietę chodzi, ale o zdrowie psychiczne zwierzaka – szczekanie, wycie, niszczenie domowych sprzętów mogą oznaczać lęk separacyjny, przypadłość z jednej strony bardzo problematyczną dla właścicieli, z drugiej natomiast często ogromnie trudną do przepracowania. Zaczęłabym po pierwsze od zrobienia szczekania na komendę i nagradzania spokojnych zachowań, następnie od wprowadzenia klatki kennelowej i nauczenia psa spokojnego pozostawania w niej pod nieobecność właścicieli. Pory spacerów można przesunąć dość łatwo, opóźniając wyjście o 5 minut. I, oczywiście, nie wychodzimy, ani nawet nie bierzemy do ręki smyczy kiedy pies jest niespokojny i szczeka, a dopiero wtedy, kiedy się uspokoi i np. zawaruje lub usiądzie.
Rozumiem, że szczekanie może być bardzo męczące dla Ciebie – myślę, że powinnaś porozmawiać z sąsiadami zachęcić ich do pracy z psem.
Bardzo na czasie wpis. Wraz z ładniejszą z dnia na dzień pogodą każdy pragnie zaczerpnąć powietrza, piesiarze też. Ja należę do kociar i nie mam doświadczenia z eyprowadzaniem, edukowaniem itd. piesków, piesieczków i po prostu psów. Myślę, że to trudne zadanie i jak tak patrzę na właścicieli wokół, to myślę, że często pojemność ich umysłów jest na poziomie zwierzaka. Zwłaszcza tych małych , „sympatycznych” piesków. Ci, którzy mają te większe ” groźniejsze” są chyba bardziej świadomi. Ale może to tulko moje złudzenie. A piszę o sytuacji, która mnie spotyka nagminnie. Rano…pora wyprowadzania lub też po prostu puszczania luzem swoich pupili, ja wychodzę, a raczej truchtem do samochodu i do pracy, a tu co? Co chwilę pod nogami mały zwierzak. Bez smyczy i bez właściciela na widoku, a on podbiega do mnie, skacze, ślini itd, itp. Wyobrażacie sobie, co w takiej chwili czuję?! Uwielbiam zwierzaki i one chyba to czują, ale kiedy rano lub nie rano, śpieszę się to nie mam ochoty na zabawy, głaskanie, tarmoszenie. Mam za to ochotę powiesić właściciela, który jak już się pojawi, jest wniebowzięty, że piesek taki towarzyski. Ale ja niekoniecznie… i kolejne parę minut w plecy, nie raz zdarzyło mi się wracać i przebierać. Zwłaszcza, kiedy jest ciepło i nosimy częściej jasne doły. Podrawiam wszystkich
Nie do końca zgadzam się z punktem dotyczącym psa uwiązanego pod sklepem. Mój pies to uwielbia, jest bardzo grzeczny (obserwowałam go ukradkiem kilka razy), pozostałe psy czekające nieopodal również. Inna kwestia, że Trójmiasto jest dużo bardziej pro-psie niż inne znane mi doskonale rejony Polski (zwłaszcza Południe) i naprawdę nikt się nie czepia o takie bzdety. w UK psy często LUZEM czekają pod sklepem i też nie jest to jakimś problemem. Problem kradzieży to już inna kwestia.
Ja z kolei nie nazwałabym zostawiania psa pod sklepem ani bzdetem, ani pro-psim podejściem, cieszę się że Twojemu psu do tej pory nic się nie stało, ale nie robiłabym tak na przyszłość po prostu dla jego bezpieczeństwa.
Witam!
Dodałabym jeszcze, że nie każdy ma ochotę głaskać,czy bawić się z cudzym psem gdy właściciel jest zajęty czym innym . Czasem jak biegam,czy jeżdzę na rowerze to podbiega do mnie pies który albo biegnie za mną i szczeka a właściciel albo z kimś rozmawia w tym czasie i nie jest zianteresowany swoim psem, albo mi krzyczy „Pani się nie boi,on nie gryzie, jest potulny jak baranek itp. itd”. OK, może i jest potulny jak baranek ale ludzie różnie np. jeżdżą na rowerze i może się komuś stac krzywda .
I nie uważam ża zabawę sytuacji kiedy biegę a pies próbuje mi pogryżć łydki niezależnie jak jest mały.
Jak widze kogoś z psem luzem na smyczy albo takim coż już na mnie szczeka to o ile mogę – omijam. Bo zazwyczja właściciel nie kwapi sie żeby przytrzymać zwierzaka.
Kolejna sytuacja która mnie trochę bawi bo lepiej sobie z nią radze to gdy idę ze swoim żółwiem na dwór.
Zawsze chodze tylko na takie trawniki gdzie jest zakaz wyprowadzania psów bo na nich jest mniej psich odchodów…
Oczywiscie psy czesto podbiegają do żółwia ,próbując go lizac i trącać łapami – często słysze wtedy od właściciela zapewniania o potulnośći psa .
Wtedy ja mówią że mój żółw nie jest potulny , gryzie psy w nos a ja nie życzę sobie żeby jakiekolwiek zwierze miało z nim kontakt. . Nie jest to miłe,ale spokojny wypas gada gwarantowany ;) .
Ps. ale mamy z dzieciakami zawsze pytają czy ich dzieci moga żółwia pogłasać.
I wtedy ja mówię, że oczywiście, mój żółwik jest potulny jak baranek ;)
Ja zgadzam się ze wszystkim, choć z ostatnim tylko częściowo: mam brzydką znajdkę ze schroniska, która nie ma nic przeciwko zostawaniu pod sklepem i choć pod supermarket bym jej oczywiście nie zabrała, to pod osiedlowy sklepik (do którego wchodzę tylko po bułkę albo jogurt) zdarza mi się. Z drugiej strony, o tym że ktoś mógłby ją zaatakować nigdy nie pomyślałam i nie upieram się, że moje podejście jest słuszne – będę musiała to jeszcze przemyśleć.
Natomiast co do sprzątania, to my kupiliśmy specjalną łopatkę do podnoszenia kup jeszcze zanim pies zjawił się w domu ;) I nawet tej zimy zdarzyło mi się wziąć Atwę na wieczorny spacer po osiedlu, gdy postanowiła sobie ulżyć. Ja schylam się, podnoszę, i nagle słyszę skądś męski głos:
– No nie wierzę!
Styczeń, godzina dwudziesta – ciemno choć oko wykol, nie byłam nawet pewna czy dobrze usłyszałam, nie mówiąc już o namierzeniu autora wypowiedzi. Rozglądam się w sumie dosyć przestraszona, nagle słyszę ponownie – z jednego z balkonów otaczającego trawnik:
– Pani kochana, ja tu sobie na papieroska codziennie wychodzę i oglądam tych psów od metra… I pierwszy raz widzę, żeby ktoś po nim posprzątał!
w pełni sie zgadzam! uważam rozpowszechnianie takich informacji za bardzo przydatne, bo wielu jest nieświadomych właścicieli psów, którzy mają swoje zwierzaki za zabawki. sama od kilku dni jestem właścicielką takiej porzuconej przez kogoś zabawki. osoba, która znalazła Roxy (to imie wydaje mi sie najbardziej adekwatne do jej wariackiego szczenięcego zachowania ;D) prawie ją przejechała po tym jak ktoś wyrzucił ją z jadącego auta. ludzie są czasem naprawde nieodpowiedzialni!
Ostatnio robiłam pierwsze w życiu zakupy w zooplusie, jednak przebiegły dość mało sympatycznie, bo dostałam mniej kocich puszek niż zamówiłam, a po mojej wiadomości, kazali mi je przeliczyć, bo „im się waga zgadza” – tak jakbym tego nie przeliczyła przed odezwaniem się do nich ;) W końcu jednak dobrze się skończyło i zwrócili mi kasę za brakujące produkty. Ogólnie mają duży wybór i dobre ceny, jednak nie spełniają mojego wymogu „slow” – są niemiecką siecią, a raczej staram się robić zakupy w polskich sklepach i w miarę możliwości decydować na polskie produkty. Także nie wiem, czy do nich wrócę. Fajnie jednak, że poruszasz temat dobrych karm. Sama mam kota i dopiero po kastracji dowiedziałam się, że te reklamowane jak Royal Canin itp. wcale nie są najlepsze. Przeważnie ludzie dowiadują się takich rzeczy dopiero kiedy zwierzę zachoruje.
rany jaki potrzebny tekst, dzięki Ci za niego! borykam się z większością problemów. najgorsze są dla mnie inne psy i dzieci – mam dalmatyńczyka, wobec którego wszyscy zakładają, że to słodka maskotka. a moja suka ma charakterek i z innymi psami chętnie wszczyna awantury (szczególnie jeśli jest na smyczy). Piszczących dzieci z kolei się boi i zaczyna na nie szczekać, na co dziecko w płacz, a rodzic w krzyk. i bądź tu mądry.
podsumowując – jak zawsze i wszędzie myślmy, myślmy, potem róbmy! :)
Chrupek też się bardziej denerwuje na smyczy, podobno wiele psów tak ma. PS Wyobraź sobie, co musiało się dziać, jak hitem było 101 dalmatyńczyków;)
Smutno mi, gdy czytam o psiej sytuacji w Polsce. Chyba nigdy nie wezmę swojego psa w odwiedziny do rodziny. Mieszkam w Szwajcarii i tutaj każdy właściciel musi przejść szkolenia. Dzięki temu kagańce nie są potrzebne, wystarczy smycz — nawet w komunikacji publicznej. Rzeczy, o których piszesz, są dla mnie oczywistością (ale szczerze mówiąc, tutaj także zdarzają się nieodpowiedzialni ludzie, ale nie w takiej skali). Trzymam kciuki, aby sytuacja zaczęła zmierzać ku lepszemu i posty takie, jak Twoje nie były już potrzebne.
Hehe, napisałam poniżej o Szwajcarii, nie czytając wcześniej Twojego komentarza, ale domyślam się, że nie mieszkamy w tej samej części kraju (jak wiadomo, są różnice). Nie wiem, jak to jest z tymi szkoleniami dla właścicieli, ale z obserwacji moich wynika, że nie na wiele się one zdają, bo psy (i ludzie) i tak sobie robią, co chcą. Mieszkam w Lozannie. I jestem na to szczególnie wyczulona odkąd mam dziecko, bo jednak trzeba bardziej uważać.
Psy pod sklepem też zostawiają i to byle jak przywiązane, na długo, wyjące i piszczące, czasem aż strach przejść obok. Jedyne co, to jak napisałam poniżej, że na ogół się sprząta kupy, choć akurat na mojej ulicy jest kilku takich właścicieli, którzy to mają gdzieś, a nwet jedna pół-gorliwa, która pakuje co prawda w foliowe woreczki, ale potem zostawia tak na trawniku. To już lepiej by zostawiła samą kupę, prędziej się rozłoży…
Ok, od dzisiaj zacznę dodawać „w niemieckiej części” ;). Też zauważyłam, że im bardziej na zachód, tym większy luz w wielu aspektach.
No wiadomo, te łacińskie wpływy… ;)
Jedyne co bym dodał to że karmienie psa samą suchą karmą przynosi mu więcej szkód niż pożytku, sucha karma to tylko dodatek, a że lekarze weterynarii mają często działkę od producentów karmy to polecają. Pies to zwierze przede wszystkim mięsożerne :)
A tu się nie zgodzę, skąd takie wnioski? Wiadomo, że karma musi być dobra, a weterynarze często polecają tą niekoniecznie najlepszą, ale nie widzę żadnego powodu, dla którego miałaby przynosić więcej szkód niż pożytku.
O zachowaniu ludzi w stosunku do psów w mieście można by tomy pisać, ale powiem Ci, że w Polsce i tak nie jest najgorzej. Mam wspomnienia z Krakowa, gdzie mieszkałam prawie nad Wisłą, więc wielu ludzi chodziło tam na spacery z psami, i trzeba przyznać, że na ogół postępowali zgodnie z przepisami, tzn. pies na smyczy, czasem nawet w kagańcu. Podobnie w komunikacji miejskiej, gdzie bardzo rzadko zdarzało się widywać psa bez kagańca, a już bez smyczy, to w ogóle sobie nie przypominam. Inna kwestia to sprzątanie po psie, tutaj rzeczywiście jest jeszcze dużo do zrobienia. Ale teraz mieszkam w Lozannie, w Szwajcarii, i tutaj w ogóle nikt się psami nie przejmuje, tzn. chodzą sobie bez smyczy, nawet w miejscach, gdzie przepisy tego wymagają, podobnie w komunikacji miejskiej – nigdy jeszcze nie widziałam psa w kagańcu, na smyczy baaaardzo rzadko. No i to idiotyczne przekonanie, że pies dziecku krzywdy nie zrobi i ci rodzice/dziadkowie, którzy pozwalają dzieciom głaskać obce psy, nie pytając nikogo o zdanie… tutaj to nagminne. Co innego, że na ogół sprzątają po psach (choć to też zależy od okolicy), no ale w końcu to Szwajcaria, Ordnung muss sein.
Swoją drogą bardzo dobrze, że piszesz o tym wszystkim, bo pies w mieście to nie jest sprawa oczywista i edukacja na ten temat prawie nie istnieje, a przecież jeśli chcemy, żeby psy nam towarzyszyły, to trzeba wiedzieć, jak do nich podejść.
Bardzo cieszy mnie Twój post i podpisuje się pod nim z całego serca. Co do sprzatania po psie mam pewien patent kiedy widzę że mój psiak juz szuka miejsca a po chwili kuca podkladam mu pod tyłek kawałek gazety, pies robi na ta gazetę i zwijam do reklamowki i do śmietnika :-). Nie mam przy tym odruchów wymiotnych, nie muszę brać tego w reke , co dla niektórych jest obrzydliwe (ciekawe ze juz pozostawiona kupa obrzydliwa nie jest) i ułatwia sprzątanie nawet jak pies ma rozwolnienie :-) mam nadzieje ze patent komuś ułatwi sprawę pozdrawiam :-)
Bardzo pomocna i przydatna lista, zupełnie nie miałam pojęcia o tych żółtych wstążeczkach na znak, że nasz pies nie chce towarzystwa innych psów. Aż zacznę się przyglądać, czy spotykane przeze mnie psy miewają takie. Chociaż pisałaś na warunki miejskie. Ja jak kilka poprzedzających mnie osób mieszkam na wsi, gdzie można i sobie i psu pozwolić na więcej luzu. Dużo przestrzeni, a miało dróg i ludzi wokół pozwala na inne zachowania. Ale też w wielu miejscach doskonale rozumiem o czym piszesz, bo moi rodzice mają psa, który śmiertelnie boi się dzieci. A, że owy pies jest mały, kudłaty i puchaty to niejednokrotnie trzeba go bronić przed nalotem hordy nieletnich :/
Jeśli chodzi o kradzieże, mojej babci zdarzyła się kiedyś niezbyt przyjemna sytuacja. Wieczorem, gdy była na spacerze z naszym jamnikiem Kajtkiem, zostawiła go przywiązanego przed sklepem na dosłownie półtorej minuty! (też nie popieram przypinania psa pod sklepem, ale babcia jest przecież starsza, mądrzejsza……). Przez te półtorej minuty ktoś zdążył ukraść nie samego psa, ale jego smycz! Nie była nowa ani jakaś wyjątkowa, ale najwyraźniej się komuś spodobała :)
Mnie bardzo irytuje, jak w parkach wielkie psy są spuszczone ze smyczy, bez żadnego kagańca. Ja rozumiem że może pies nie jest agresywny i chce się bawić, ale ja jako właścicielka yorka, nie mogę na to pozwolić. Mój maluch też się lubi bawić, ale już nie raz była sytuacja że taki duży pies na niego nadepnął i Mike potem kulał. A właściciel psa nawet nie widzi, bo jest na drugiej stronie parku… a jego pies po mnie skacze, kiedy zabieram mojego na ręce.
Bo nie bierze się psa na ręce
Przed sklepami jest miejsce dla psów i wiele lat jakoś nie było głosów że psów się nie zostawia. A teraz na wszystkich forach o psach o tym trąbią. Może dlatego że duzo ludzi ma psy rasowe (np takie małe jak Yorki) i często psy sa porywane dla okupu. A jak chodzi o te wstążki to mam nadzieję że będą używane wtedy kiedy to pies nie będzie chciał zbytniego kontaktu z innymi psami a nie właściciel który zabrania kontaktów. Błędy takie jak samotne spacery z młodym psem „procentują” tym że taki pies nie będzie umiał zachować się przy innych psach
Pingback: 3 sekretne składniki afiliacji, które musi znać każdy bloger
Bardzo cenne porady. Ja jednak mam problem z natrętnym szczeniakiem Seter Szkocki Gordon. Mieszkając na obrzeżach dwutysięcznego miasteczka, często wychodzę z moim piętnastoletnim kundlem na pola czy znajdujące się niespełna sto metrów boisko z dużym stawem. Tam spotykam mieszkającą naprzeciw przyjaciółkę. Jej młody seter jest zawsze spuszczany ze smyczy i na nic nie patrząc biegnie do mojego staruszka, który nie ma ochoty na zabawę. Szczeniak niestety nie reaguje na zawołanie i wręcz molestuje Misia. Jest dwa razy większy przez co mój pies może dostał kilka obrażeń przez tę „zabawę”. Misio boi się go, więc zdarza się, że przed intruzem ucieknie do domu. Przyjaciółka mnie w ogóle nie słucha i nie zamierza chodzić z psem na smyczy. Nawet przeniesienia miejsca na spacery nic nie dało :((((
Mnie z kolei denerwuje to jak ludzie są nieświadomi zachowania przy psie. Pamiętam, jak chciałam pokazać psa dwóm koleżankom. Poprosiłam jedną żeby je zawołała, bo nie chciałam stresować psa, który w dodatku był dość aspołeczny i bał się nowych osób. Zaraz za nimi przybiegła cała klasa i zaczęła się drzeć. Otoczyli psa ciasnym kółkiem, bez możliwości ucieczki, suczka była mała więc zaczęli ją też głaskać. Była chyba bliska zawału, bo nawet w tunelach muszę ją brać na ręce, więc wtedy zrobiłam to samo. I zaraz zaczęły się wyrzuty w stylu 'Czemu ją zabierasz, przecież wszystko jest dobrze!’. Dodam, że byliśmy nie tacy mali, było to pod koniec gimnazjum…