Tak jak pisałam już na Facebooku i na Instagramie, wpadł mi niedawno do głowy pomysł robienia comiesięcznych prasówek. Sama bardzo lubię, kiedy ktoś, na przykład radiowa Trójka, poleca mi dobre artykuły i często odkrywam w ten sposób nowe magazyny. Pomyślałam więc, że sama bym chętnie taki post na którymś z ulubionych blogów przeczytała, a że to moje główne kryterium przy tworzeniu nowych wpisów, to postanowiłam dać prasówce szansę. Jeżeli okaże się, że pomysł działa, będę starać się sprawdzać i dorzucać nowe tytuły.
MONITOR Magazine
To pierwszy numer Monitora, który kiedykolwiek miałam w ręce. Kupiłam go, idąc za sugestiami, które pojawiły się pod zajawką wpisu na Facebooku. Okazał się strzałem w dziesiątkę – mnóstwo ciekawych artykułów o biznesie i designie, czyli o rzeczach, o których naprawdę lubię czytać. Do tego dobrze poprowadzone wywiady z ciekawymi ludźmi, ładna szata graficzna i piękne zdjęcia. To taka kopalnia świetnych treści, że bez zastanowienia wybaczam im sporadyczne literówki i błędy w tekstach. Jestem bardzo zaskoczona, że magazyn ukazuje się już dwa lata i jakoś zupełnie mnie do tej pory omijał, myślałam, że to całkiem nowa rzecz.
Po pierwsze, spodobały mi się dobre wywiady o biznesie z polskimi artystami i przedsiębiorcami. Moja ulubiona rozmowa to ta z Janem Lutykiem, projektantem mebli i fotografem. Rzadko widuję w wywiadach ciekawą odpowiedź na pytanie o inspiracje. Lutyk z kolei opowiada o mechanizmie „zaplanowanego przypadku”, czyli o tym, jak inspiracje mogą przyjść skąd tylko nam się wymarzy, o ile będziemy odpowiednio ciekawi świata. Bardzo spodobała mi się też jego odpowiedź na pytanie o jego rolę jako projektanta:
„Chcę wpływać na świat poprzez projektowanie dobrych, potrzebnych rzeczy. Zależy mi na porządnym, solidnym i szczerym projektowaniu. Chodzi o to, żeby to, co robię, było dobrze wykonane i przemyślane. Projektowanie to proces, w którym występuje wiele czynników. Jest inwestor, są użytkownicy, produkcja, koszty, dystrybucja itd. Im więcej tych czynników uda się pogodzić, tym lepszy jest efekt końcowy.”
Wciągnęła mnie też rozmowa z Justyną Kosmalą, współwłaścicielką Charlotte i zamkniętych niedawno Koszyków. Równie ciekawie opowiadają o swojej pracy Gunia Nowik i Patrick Komorowski, założyciele galerii Pole Magnetyczne. Pochodzący z Francji Patrick mówi coś, co mnie samej od dawna chodziło po głowie:
„Jak pójdziesz do dzielnicowej kawiarni w Paryżu, to możesz spotkać rzeźnika, starszą panią mieszkającą po sąsiedzku, popijających czarną kawę lub kieliszek czerwonego wina. W Warszawie, w miejscach, które są jej odpowiednikami, wszystko jest jakby nad wyraz wyszukane i do pewnego stopnia sformatowane. Będzie zestaw latte, cappuccino, duże, średnie, małe, kanapeczki z kiełkami, zbożowe ciasteczka i małe prawdopodobieństwo, by spotkało się okolicznych mieszkańców, nie widać przepływu społeczeństwa.”
I faktycznie, coś w tym jest. Pewnie wynika to w jakimś stopniu z faktu, że w Polsce dużo mniej jesteśmy przyzwyczajeni do celebrowania posiłków czy przekąsek poza domem i lokalnych, niedrogich miejsc z tradycjami jest niewiele. Oprócz, oczywiście, genialnych barów mlecznych – wystarczy zajrzeć do Bambino na Kruczej, gdzie pierogi wsuwają ramię w ramię emeryci, studenci i biznesmeni z okolicznych biur. Ostatnio rozmawiałam nawet ze znajomymi, że brakuje mi w Warszawie „ulubionego baru za rogiem”, bezpretensjonalnego miejsca, gdzie mogę przyjść, spokojnie porozmawiać, wypić i zjeść coś dobrego. Zamiast tego ciągle trafiam do super modnych, zatłoczonych knajp, gdzie szum w okół nowego miejsca maskuje często niestety zwyczajnie kiepskie jedzenie i nawet we wtorkowe popołudnie trudno jest znaleźć miejsce. Muszę zrobić lepsze rozpoznanie. Na razie znalazłam swoją hitową włoską restaurację, Kotłownię na Żoliborzu, gdzie jedzenie jest zawsze naprawdę pyszne, obsługa miła bez zachowywania się jak automaty i nawet goście jacyś tacy wyjątkowo fajni.
Świetna jest też rozmowa z Anią Kuczyńską, która podkreśla, że im więcej umie, tym bardziej zauważa jak wiele musi się jeszcze nauczyć. Opowiada też o pracy nad swoją marką od podszewki.Tak naprawdę, wszystkie rozmowy z tego numeru można spiąć klamrą „pochwała solidności”, która jest dla mnie wyjątkowo inspirująca.
Jest też raport o jakości mody, stworzony we współpracy z QElement, związanym z H&M portalem o jakości. Bardzo go byłam ciekawa, ale muszę przyznać, że nieco mnie rozczarował. Bardzo obiecujący zakupowy poradnik Harel i Tobiasza Kujawy mieści się właściwie na jednej stronie, a autorzy poruszają w nim i sprawy związane ze strategią robienia zakupów, i z rodzajami materiałów, i z kwestią zwrotów. Rozumiem, że miejsce w magazynie jest ograniczone i autorzy nic na to nie mogą poradzić, ale mam wrażenie niedosytu, tym bardziej że i Harel, i Tobiasz na pewno mają o wiele więcej do powiedzenia. Jak dobrze, że mają blogi!
Zastanawiałam się, czy o tym wspominać, ale stwierdziłam, że to chyba temat, który warto poruszyć. Joanna Bojańczyk w swoim felietonie o starych i nowych mediach związanych z modą wiele miejsca poświęca „blogom mody”. Wiem, że używany często przymiotnik „modowy” nie istnieje w słownikach, ale „blog mody” brzmi jeszcze dziwniej. Ale nie o tym chciałam napisać. Już nie raz czytałam mocno negatywne opinie pani Bojańczyk na temat „panien z szaf” (to cytat z artykułu). Rozumiem, mnie też wiele rzeczy w blogosferze dziwi i naprawdę jestem w stanie sobie wyobrazić, że ich zbiorowy wizerunek docierający do osób spoza blogowej branży może nie być szczególnie zachęcający, zwłaszcza dla solidnie wykształconych i doświadczonych dziennikarzy. Pani Bojańczyk jako przykład „siedzenia blogerek w kieszeniach sponsorów” przywołuje jednak Garance Dore, jak sama pisze, swoją niegdyś ulubioną blogerkę:
„Ta historia dobrze ilustruje rozwój tego medium w ciągu ostatnich pięciu lat. Utalentowana francuska rysowniczka rozśmieszała mnie do łez historyjkami z życia tzw. zwyczajnej dziewczyny, własnoręcznie ilustrowanymi. Jednak w miarę, jak sukces jej bloga stawał się większy, ona stawała się coraz mnie zwyczajną dziewczyną. Zwyczajność skończyła się ostatecznie, kiedy została narzeczoną gwiazdorskiego Scotta Schumana (Sartorialist). Zaczęła przyjmować wszystkie możliwe propozycje reklamowe, weszła do kręgu fashion celebrities. Ostatecznie rozstałam się z jej blogiem.”
Tak jak pisałam, rozumiem, że każdy ma prawo do własnej opinii. To, że ja lubię bloga Garance, że podoba mi się, jak opisuje branżę mody od środka, z bardzo przyziemnego, dowcipnego punktu widzenia, nie znaczy że wszyscy muszą myśleć tak samo. Wiem też, że nie wszyscy akceptują rozwój autorów treści, nie raz widzę zarzuty czytelników pod adresem blogerów czy vlogerów, że nie stoją w miejscu.
Nie podoba mi się jednak naciąganie faktów czy zwyczajne pisanie nieprawdy. Niektóre z tych rzeczy nie mają większego znaczenia, jak na przykład fakt, że Garance i Scott nigdy nie wspomnieli o żadnych zaręczynach. Dużo poważniejsze jest zarzucanie Garance przyjmowania „wszystkich możliwych propozycji reklamowych”, podczas gdy na jej blogu nie ma żadnych sponsorowanych treści. Żadnych. Blogerka ma bardzo otwarcie komunikuje się z czytelnikami i nie raz wyjaśniała, w jaki sposób zarabia – na przykład tu czy tu. Garance pracuje jako grafik i fotograf dla wielu światowych marek i czasem z chęci pochwalenia się sukcesem i dobrym projektem dzieli się tymi pracami na blogu. Nie ma u niej jednak żadnych postów sponsorowanych, a gdyby chciała przyjmować „wszystkie możliwe propozycje reklamowe” to prawdopodobnie nie starczyłoby jej doby na ich publikację. Wiem, bo sama jestem blogerką i mogę sobie wyobrazić jak to wygląda przy blogu o tak dużej skali. Zrobiło mi się zwyczajnie smutno, kiedy to przeczytałam, bo transparentna postawa Garance może być wzorcem dla wielu blogerów.
Przypuszczam, że cała sprawa wynika z niedoinformowania, postanowiłam więc wykorzystać swój kawałek Internetu do jej sprostowania. Ta sytuacja pokazuje też, jak bardzo nieuporządkowana jest kwestia reklamy w Internecie – gdyby nie było blogerów, którzy ukrywają działania reklamowe i próbują je przemycić niezauważone, nikogo nie nachodziłyby podobne wątpliwości.
Żeby nie kończyć tym niezbyt optymistycznym akcentem, na koniec zostawiłam sobie wyjątkowo ciekawe niusy i krótkie zajawki, dzięki którym dowiedziałam się o kolorowych plecakach YKRA i pięknych torbach (tak, tak!) na narzędzia marki Klein Tools.
Naprawdę się cieszę, że zdałam sobie sprawę z istnienia Monitora, na pewno kupię kolejny numer tego kwartalnika, który ma się ukazać pod koniec czerwca.
VIVA Moda
Jedyny magazyn o modzie, który kupuję naprawdę regularnie (czyli co kwartał). Lubię go, bo serwuje faktycznie to, co obiecuje tytuł, żadnej pseudo-psychologicznej papki czy innych zapychaczy. No i spełnia moje najważniejsze kryterium, którym kieruję się kupując gazety – prawie z każdego numeru dowiaduję się czegoś nowego.
Tym razem moją uwagę zwrócił artykuł Barbary Hoff o twórczości Andre Courregesa. Jest krótki i mało wyczerpujący, ale wyjątkowo podoba mi się idea współpracy magazynu z legendą polskiej mody. Mam nadzieję, że będzie kontynuowana w kolejnych numerach.
Nieco dalej znajdziemy wywiad z Victorem Kochetovem, twórcą niszowej perfumerii Mood Scent Bar, o której pisałam kilka miesięcy temu. Rozmowa poprowadzona jest naprawdę ciekawie i mimo, że perfumy, z którymi wyszłam z Mood Scent Baru ostatnio, nawet nie zbliżają się do końca, pewnie wybiorę się niebawem na ulicę Tamka, żeby sprawdzić, jak pachnie „kwiat paproci, który nie istnieje”. Wam też bardzo polecam – i wizytę, i artykuł.
Warto zerknąć też na stronę 110. i przeczytać dyskusję o Shanzai Biennial, tajemniczym projekcie eksplorującym świat chińskich podróbek. Wypytuje Krzysztof Stróżyna, odpowiadają Babak Radboy i Avena Gallagher. Chiny są pod tym względem naprawdę fascynujące – już nie raz trafiałam na opisy całych dzielnic poświęconych podróbkom czy produktów jak „HiPhone” czy kopia Myszki Miki, których popularność bije na głowę oryginał.
Zainteresował mnie też tekst o modzie i przestrzeni miejskiej, opisujący powolną odbudowę kultury zakupów „ulicznych” w Warszawie, Łodzi czy innych polskich miastach. Jak słusznie zauważa autorka tekstu, wiele marek podkreśla swój miejski charakter, jednak znalezienie ich w mieście wcale nie jest takie proste. Galerie skutecznie zabiły wiele dawnych ulic handlowych, w moim rodzinnym Bielsku-Białej najlepszym przykładem jest niemal wymarła ulica 11 Listopada. Na szczęście, sklepów czy butików ciekawych marek, do których można wejść prosto z ulicy, jest coraz więcej. Często powstają one w mocno nieoczywistych miejscach, ze względu na cięcie kosztów – i bardzo dobrze, bo prowadzi do do ożywienia coraz to nowych obszarów. Jako wielka fanka zakupów „z ulicy” mocno trzymam kciuki i wspieram, regularnie wpadając chociażby na Mysią 3.
FUTU Paper
Futu to kolejny tytuł, którego raczej nie przegapiam. Lekturę kończę zawsze dużo bogatsza w wiedzę – a to odkryję nową niszową markę czy aplikację, która ułatwi mi życie, a to dowiem się jak działają ekologiczne domy czy alternatywne metody płatności. Nic w tym zresztą dziwnego – wiem jak pracuje redakcja, nie zdarza im się opuszczać żadnych ważnych targów designu i są nie tylko niesamowicie pracowici, ale i bardzo otwarcie (i często!) myślący.
Kolejnym numerom zawsze towarzyszy motyw przewodni. Aktualny poświęcony jest finansom, jest więc dość „techniczny”, ale Futu ma tę świetną właściwość, że trudne rzeczy są zwykle doskonale wytłumaczone, tak że nawet ja, mająca z finansami naprawdę niewiele wspólnego, nie tylko zrozumiem, ale i porządnie się wciągnę.
Temat mody w mieście przewinął się w tym miesiącu i przez Futu. Na stronie 42. znajdziemy spis adresów butików, do których warto zajrzeć, redakcja przygotowała też papierową mapkę, na której rozmieszczone są warte uwagi sklepy. Można ją kupić w niektórych księgarniach i restauracjach, zainteresowanym proponuję jednak dopytać w jakich, jest też dołączona do prenumeraty. Nie miałam jej w ręce, ale Ryfka mówi że fajna, mimo że kilka adresów zostało pominiętych.
Edit: Właśnie wyszedł nowy numer Futu, pomyliłam miesiące! Obiecuję poprawę:)
ELLE
Przez jakiś czas nie mogłam znaleźć w Elle nic dla siebie, jednak ostatnio kilka rzeczy mnie zainteresowało. Przede wszystkim, w majowym numerze znajdziemy dobry wywiad z Bohoboco, w którym projektanci odpowiadają o swoim planie podbicia świata. Brzmią naprawdę ciekawię i żałuję, że rozmowa nie jest bardziej rozwinięta.
Po drugie, warto zerknąć na rozmowę z uroczym Alberem Elbazem na stronie 42. Przy okazji, za każdym razem kiedy widzę zdjęcie Albera, przypomina mi się jego fantastyczny taniec. Nie wiedziałam na przykład, że jest Marokańczykiem i pochodzi z Casablanki. Elbaz dzieli się też refleksją na temat branży mody, która daje sporo do myślenia:
„Widzę coraz mniej uśmiechów na ustach klientów, dziennikarzy i stylistów. A przecież moda wymaga rodzinnej atmosfery, bycia na luzie. Mam jednak wrażenie, że dzisiaj wszystko rozgrywa się w wielkich hotelach, gdzie nikt nie je kolacji, tylko nosi duży zegarek, który błyszczy i wyróżnia jego właściciela. Tak więc my błyszczymy, ale nie błyszczą się nasze oczy. To niebezpieczne. Trzeba by powrócić do czegoś intymniejszego, bardziej emocjonalnego. Trzeba powrócić do tworzenia. Modowy biznes zubaża proces tworzenia. Nie ma prawa do błędu. I żeby nie popełnić błędu, zadowalamy się tym co znamy i potrafimy robić. Nie ryzykujemy. A przecież największe wynalazki i najpiękniejsze kreacje powstawały drogą prób i błędów.”
Trudno się nie zgodzić, że coś w tym jest – w związku z modą na modę zwiększyła się presja i nacisk na budowanie biznesowego imperium. O zmęczeniu tą sytuacją czytam jednak coraz częściej, po nowojorskim tygodniu mody rozpisywały się o tym media, a wielu projektantów, z Anią Kuczyńską na czele, zdecydowało się ostatnio na bardzo kameralne pokazy dla znajomych dziennikarzy i faktycznych klientów.
Harper’s Bazaar
To mój pierwszy numer polskiego HB, ale w przeciwieństwie do Monitora, magazyn jakoś mnie nie porwał i raczej do niego nie wrócę. Mimo tego, udało mi się znaleźć kilka ciekawostek.
Po pierwsze, dzięki krótkiemu artykułowi o właśnie otwartej wystawie w nowojorskim MET, przypomniałam sobie o istnieniu Charlesa Jamesa, amerykańskiego projektanta haute couture. Jego nazwisko mignęło mi kiedyś przed oczami, chyba w związku z Billem Cunninghamem, z którym się przyjaźnił, ale zupełnie zapomniałam o jego istnieniu, podobnie jak mnóstwo innych osób – wystawa ma za zadanie przypomnieć jego dokonania.
Po drugie, wyjątkowo spodobał mi się materiał fotografa Kuby Dąbrowskiego, pokazujący światowe tygodnie mody od podszewki. Kuba pracował za kulisami pokazów dla WWD i zrobił coś, czego brakuje mi w blogowych relacjach z fashion weeków. zwykle straszliwie nudnych – nie próbował naśladować pracy portali z dużo większym doświadczeniem i budżetem, ale podzielił się swoimi spostrzeżeniami, czasem zupełnie przyziemnymi, wyłapał szczególne momenty, o których rzadko się wspomina, tworząc materiał wyjątkowo interesujący dla osób z zewnątrz.
Ujęła mnie też sesja, zrealizowana w żyrafim hotelu. Choć ubrania nie są zupełnie w moim stylu, kupuję piękną, naturalną modelkę, no i zwierzaki, wiadomo.
Zwykłe Życie
Zwykłe Życie w słowach i pięknych zdjęciach opisuje pracę nieco zapomnianych ostatnio rzemieślników – zdunów, zegarmistrzów, fryzjerów męskich. Starego i młodego pokolenia. Taka lektura to doskonała odskocznia od internetowego szumu.
W tym miesiącu motywem przewodnim ZŻ jest sen i marzenia senne, temat, który od dawna mnie fascynuje. Zaciekawił i rozbawił mnie reportaż Agaty Napiórskiej, która przetestowała na sobie usługi przeróżnych wróżek i przepowiadaczy przyszłości. Z przyjemnością przeczytałam też, jak gdańscy artyści pięknie opowiadają o swoim mieście – aż nabrałam ochoty, żeby spakować walizkę i wyruszyć nad morze. No i interesujący wywiad z Rillą (co za piękne imię!) Pawlaczyk, twórczynią bieliźnianej marki Rilke.
Tak naprawdę trudno mi jednak wymieniać konkretne artykuły, bo czytanie Zwykłego Życia to raczej całościowe doświadczenie, swobodnie przepływa się od jednej treści do drugiej. W odświeżonym, pomniejszonym wydaniu lubię je jeszcze bardziej. Zawsze się boję, że niszowe, niebłyszczące magazyny, na które trzeba polować, okażą się pretensjonalną nudą z kategorii „hipster plus”. Zwykłe Życie się broni i wnosi powiew świeżości na rynek wydawniczy.
A, a jeżeli macie jakieś wyjątkowo ciekawe magazyny do polecenia, koniecznie dajcie znać – jak pokazuje przykład Monitora, na półkach w kioskach mogą czaić się nieodkryte skarby!
71 thoughts on “Prasówka”
Asia, przybywaj nad morze! :-)
jakbym po lekturze tego artykułu teleportowała się do kiosku, jedyny magazyn który ewentualnie bym kupiła to Zwykłe Życie. z całym szacunkiem, ale spodziewałam się jakieś bardziej inspirującej treści jak na artykuł tworzony solidnie przez trzy dni ;)
To już czepialstwo;) W porównaniu z przeglądami prasy Mai w Trójce (których też słucham), ten jest bardzo wyczerpujący;) A z czasopism, które czytam, mogę polecić „Książki. Magazyn do czytania”, z odjechanymi recenzjami-esejami Janusza Rudnickiego oraz Pressa (w każdym wydaniu zawsze znajdę coś ciekawego). Kiedyś lubiłam też Gagę, ale po abdykacji Ziomeckiej nie da się już tego czytać:( No i w każdy czwartek Duży Format Wyborczej, obowiązkowo:)
Ekstra, dzięki!
Brakowało mi ostatnio takich postów u Ciebie! Uważam, że pomysł jest świetny, a że pisanie zajęło 3 dni – naprawdę mogę sobie to wyobrazić :) Przeczytać, opracować, zebrać w jedną całość sporo rozproszonych myśli wcale nie jest tak łatwo. Pozdrawiam i będę czekać na kolejne prasówki.
Co do blogerskich relacji z pokazów mody (chodzi mi głownie o fashion weeki) – to zgadzam się z Tobą w 100%. Są bardzo powierzchowne, pełne błędów, zrobione na szybko i w sumie niepotrzebne, bo przecież są specjalistyczne portale, gdzie wszystko jest udokumentowane i profesjonalnie opisane. Brakuje na pewno jakichś relacji na gorąco, zza kulis, albo z samych pokazów, ale oddających atmosferę, nastrój, całą otoczkę, czy chociażby wrażenia samej blogerki.. Coraz więcej osób zwracana to uwagę, ale to raczej jak grochem o ścianę – najważniejsze i tak okazują się mniej lub bardziej udane stylizacje danej blogerki, to co jadła, co piła i co kupiła (łącznie z bielizną osobistą).
A co do Charlesa Jamesa, to popełniłam też ostatnio o nim krótki post – bo w końcu to on był prawdziwym bohaterem ostatniej Gali Met:)
Mnie nie przeszkadzają niczyje ubrania i majtki:), jeżeli ktoś ma bloga o takim właśnie formacie, ale recenzje pokazów na tego typu blogach to jest zwykle koszmarna nuda, nic dziwnego zresztą, podobnie kiepskie byłyby pewnie sweet focie zawodowych krytyków/dziennikarzy.
mnie też bardzo interesuje temat marzeń sennych, mogłabyś może polecić jakiś ciekawy artykuł/książkę/film:) na ten temat?
Jasne, jak nazbiera się odpowiednio dużo fajnych rzeczy, to poświęcę im post:)
super, dzięki za odpowiedź!
Ja chyba dzięki Tobie sięgnę po Monitor.. ;) a w zamian mogę polecić Trendy Art of Living. Ma w sobie naprawdę (za?)dużą ilość reklam, ale wynagradza treścią.
Trendy jest jedynym magazynem, który regularnie kupuję od lat, kazdy numer. Przeżywałam wiele fascynacji innymi (bo jestem prasomaniaczką odkąd tylko zaczęłam czytać, a było to wiele, wiele lat temu!), pamiętam jeszcze czasy świetności Glamour i Elle (kiedy były do czytania, a nie oglądania i prezentowały naprawdę ciekawe treści), i każdy po jakimś czasie ostatecznie mnie rozczarowywał- coś się zmieniało, zazwyczaj na gorsze i czar pryskał. Natomiast Trendy wciąż trzyma poziom! I jest o wszystkim. Asiu- w każdym numerze, w dziale „Fashion” przedstawiana jest sylwetka jednego fotografa mody, i to w wyczerpującej formie- to powinno Cię zainteresować :)
Monitor też lubię, ale kupuję sporadycznie (pierwszy numer, jaki wpadł mi w ręce, traktował o blogerach :) min o Schumannie).
Viva- świetne, i uczta dla oka.
Natomiast Harper’s mam- pierwszy numer w Polsce, ogromne rozczarowanie. Więcej się nie skusiłam.
Jest jeszcze taki magazyn- Trendy Kultury, tam też czasem można znaleźć coś ciekawego, także również polecam.
Monitor to również i moje odkrycie, świetna lektura i genialny zapach papieru. Bardzo ciekawa prasówka, czekam na więcej.
Ja polecam:
F5 (polski magazyn prognozujący trendy), FreundevonFreunden (niemiecki magazyn o kreatywnych ludziach) oraz Best Wishes Magazine (dopiero raczkują, ale myślę, że mają potencjał) :)
Uwielbiam Cię czytać, świetna prasówka. Mimo, że sama nie kupuję żadnych czasopism przeczytałam z zainteresowaniem i zaciekawieniem. Może w przyszłości sięgnę po Monitor i FUTU paper, chociaż tego drugiego nigdy nie widziałam w okolicznych sklepikach z czasopismami.
Swietny post!!! Bardzo wartosciowy, i niestety nie mieszkam w Polsce, ale jakbym mogla to bym pobiegla po Monitora i Futu. Jednak fajnie, ze mam Ciebie i mozesz mi przyblizyc kilka ciekawych smaczkow, o ktorych istnieniu nie mialam pojecia :) Wiecej wiecej!
A ja polecam: http://oneminutewonder.tv/, może nie prasówka, ale myślę, że też może Ci się spodobać :)
Bardzo w klimacie Freundevonfreunden, ale w formie pięknych wideo.
Bardzo dobry pomysł z tą Prasówką!Odkryłam dzięki Tobie ciekawe tytuły do poczytania.Od siebie polecam stare jak świat Wysokie Obcasy-czyta się je od deski do deski :)
Cieszę się! Wiem i też tak właśnie WO czytam:)
ja polecam Usta, ładnie graficznie i ciekawie piszą o jedzeniu:)
Właśnie bardzo mi się spodobała okładka, wciągam ich na listę:)
W ubiegłym roku „MONITOR” mignął mi w jakimś małym saloniku prasowym. Bardzo się spieszyłam i zrezygnowałam z kupna. Żałuję, bo nie mogę go teraz znaleźć (no dobrze, nie urządzam 'polowań’, ale w miejscach, które odwiedzam nie mogę go spotkać :) ).
Z prasy czytam regularnie jedynie „Forum Dziennikarzy” i gazety wydawane przez młodych dziennikarzy ( głównie moi znajomych). Trudno jest mi znaleźć w powszechnej ofercie czegoś, co naprawdę mnie zainteresuje. Niektóre czasopisma albo zalewają mnie psychologiczną papką, albo zdjęciami zwykłych zestawów ubrań. Jedynie od czasu do czasu sięgam po „Zwierciadło”, głównie po wywiady.
Troszkę inaczej patrzę na dzienniki. Traktuję je bardziej jako źródło informacji niż gazetę do poczytania. Jednak dla poczytania” zawsze kupuje czwartkowe i sobotnie wydanie „Gazety Wyborczej” („Duży Format” i „Wysokie Szpilki”).
Bardzo cienię sobie Twojego bloga. Widać, że wkładasz w niego nie tylko wiele serca, ale i zwykłej rzetelnej pracy. Tak samo jest z tym artykułem. :)
Mam tylko pytanie. „Zwykłe życie” jest dostępne w jakiś specjalnych miejscach? Podobnie jak z „MONITOREM” spotkać się nie możemy…
A próbowałaś pytać? U mnie też leżał w jakim dziwnym miejscu i w życiu bym go nie znalazła, gdybym nie zapytała sprzedawcy, właśnie w takim małym, sieciowym saloniku. ZŻ podobno już dostępne w Empikach – ja dotychczas zamawiałam je online albo kupowałam w Super Salonie na Chmielnej w Warszawie.
Świetny, świetny tekst. Aż jestem troszkę zazdrosna, że sama na ten pomysł nie wpadłam. Ale tylko troszkę i w pozytywnym sensie. Dziękuję za komentarz odnośnie raportu w Monitorze. Dodam od siebie krótko: też się cieszę, że mam bloga. Zainspirowałaś mnie też do stworzenia pewnego wpisu, który chodzi za mną i chodzi, ale wciąż wygrywa coś innego. Z pewnością dam w nim znać, dzięki komu wreszcie ujrzał światło dzienne.
P.S. Chodźmy na gofry niedługo!
Oo no to czekam! Pewnie, z przyjemnością, tym bardziej, że słyszałam, że w Sklepie z Goframi mają dobre!
Gdzie można dostać Zwykłe Życie i Monitora? Zachęciłaś mnie do przyjrzenia się tym tytułom.
Zwykłe Życie od niedawna w Empikach
Monitor kupiłam w zwykłym kiosku z prasą, Zwykłe Życie podobno weszło właśnie do Empików:)
ja polecam Ci Kukbuk – sama odkryłam niedawno i zamierzam włączyć w moja listę ( już dosyć spora) czasopism :) Co do HB to osobiście bardzo lubię to pismo, od czasu do czasu pokuszę się o edycje brytyjska ( oczywiście w celu nauki języka ;)
Chętnie Kukbuka sprawdzę, bo nigdy nie przeczytałam żadnego numeru w całości, a słyszałam że skręcają też w stronę kulturalną. Dzięki!
Ze swojej strony polecam:
* 2+3d- kwartalnik poświecony (jak sama nazwa wskazuje ;) ) grafice i produktowi. Moimi ulubionymi numerami są te, w których przedstawiają dyplomy studentów ASP z krajów Wyszechradzkich, niezwykle inspirujące.
* AREA- magazyn wloski, dwujęzyczny. Niestety, miłam w ręku tylko dwa numery i nie mogę nigdzie go dopaść. Architektura i urbanistyka na wysoki poziomie, plus dobra grafika.
* FUTU
*Autoportret- miesięcznik, zawsze miesiąc na konkreny temat. Maksimum treści, minimum (a nawet brak) reklam. Mam kilka numerów i wszystkie b.dobre. No i dodatkowo ciekawy format i gruby papier!
Kiedyś czytałam jeszcze Architekturę Murator i A&B, ale im dłużej studiuję tym bardziej zaczynaja mnie te gazety odrzucać. Dobre na początek wzbogacania swojej wiedzy architektonicznej.
Z magazynów tematycznie zwiazanych z modą przegladam Harpes Bazaara i KMAGa, choć w tym ostatnim trzeba mocno się znieczulić na szaleństwo reklamowe, żeby wychwycić wartościowa treść.
Na koniec dodam malutki miesięcznik ULRAMARYNA, wydawany na Ślasku- kompendium wiedzy o wydarzeniach kulturalnych z krótkimi artykułami na poszczególne tematy (muzyka, sztuka, scena itd.). Akcent połozony na Ślaską twórczość, co dla mnie jest ogromnym plusem. Do zabrania za darmo z wielu punktów dystrybutorskich. Jak tylko mam okazję to łapię jeszcze NOTES z fundacji Bęc Zmiana, ale rozdaja go głównie w warszawie, do nas niewiele już dociera.
Pozdraiwam serdecznie!
Uuuuu ekstra, ekstra, tyle nowych odkryć, dziękuję! Będę polować!!
podbijam 2+3D! Jako grafik bardzo w moim konkreptnym polu zainteresowań, ale nie jest to taki typowo „branżowy” magazyn, np. w kwestiach technicznych itp. Bardzo fajny i (i ładny papier! :D)
A ja mam dwa takie miejsca w Warszawie, gdzie mogę zjeść, czuć się dobrze, pogadać z super obsługą, a wokół i studenci i chłopaki „na rapie” i starszyzna, a nawet czasem para policjantów;) pierwszym miejscem jest wietnamczyk w pawilonach („Co Tu”) – wiem, kawy się tam nie napijesz, ale jedzenie jest naprawdę smaczne, odbiega od typowych chamskich 'chińczyków’, szczególnie polecam Bun z wołowiną – pycha! a klimat miejsca naprawdę zachęca, obsługa jest przemiła, zawsze zagadają, na luzie, a cudowna właścicielka czyli Ciocia (Co Tu to z wietnamskiego – u Cioci) czasem nawet dorzuci w prezencie banana w cieście dla stałych klientów:) Jeśli jednak masz zastrzeżenia co do takiego „szybkiego” jedzenia polecam kolejne miejsce – Drugim takim bezpretensjonalnym miejscem, aczkolwiek z naprawdę super jedzeniem jest Parnik na Wolskiej. Najlepsze chińskie pierożki dim sum jakie jadłam w Warszawie, obsługa też jest przemiła, chętnie odpowiada na pytania i luźniej pogawędzić też można. Małe miejsce w nienajciekawszej okolicy, ale dzięki temu jedzą tam nawet panie z pobliskiej poczty oczarowane smakiem pierożków. Ze szpinakiem i serem przepyszne! + zupa miso, pycha!
+ Też ubolewam nad
(sorry, kliknęłó mi się 'opublikuj’ zanim dokonczylam pisać;))
+ też ubolewam nad tym, że handel przenosi się do galerii, jednak wg mnie przykład Mysiej 3 jako sklepu przy ulicy nie jest do końca trafiony. Z racji zawodu, jaki wykonuję bywam tam często na różnego rodzaju prezentacjach, pokazach itp. i mam wrażenie, że jest to właśnie mniejsza, ale wciąż galeria handlowa. Dużo sklepów, pięter, w dodatku jest tam dość pretensjonalnie a obsługa w sklepach też raczej nie podchodzi do klienta indywidualnie, tylko na zasadzie „tacy zajęci jesteśmy, to ty sobie pooglądaj a my pobiegamy po sklepie zajmując się sobą”. Nie wiem, być może to tylko moje odczucie, ale dla mnie nie jest to sklep, za jakimi mi tęskno.
No i przede wszystkim, świetny tekst! Apeluję o regularne prasówki!
Pozdrawiam ciepło
Cześć Paulina! To pewnie zależy od tego, kto co lubi – ja lubię na przykład mieć w sklepie spokój, nie lubię dopytujących o wszystko sprzedawców, jakoś czuję wtedy presję, chociaż są oczywiście wyjątki.
A za oba azjatyckie polecenia bardzo dziękuję, sprawdzę na sto procent i dam znać jak było:) Miłego weekendu!
O, ja też uwielbiam Co Tu! Jeżdżę tam na obiadki od lat i uwielbiam tą atmosferę, kilka razy zasłużyliśmy też na banana w cieście od Właścicielki :). Genialna wołowina 5 smaków.
Asiu, świetny wpis! Wyobrażam sobie, ile czasu i pracy musiałaś na niego poświęcić więc tym bardziej chylę czoła i zazdroszczę również w taki pozytywny sposób, że sama na to nie wpadłam :)). Ciekawa jestem też jak idzie z testowaniem koszulek?
Może spróbuj Thisispaper? http://thisispapershop.com/collections/magazines/products/thisispaper-inaugural-issue
nie miałam go w rękach ale od dawna czytam artykuły na ich stronie i są naprawdę godne polecenia! Być może w Warszawie jest dostępny stacjonarnie :)
Taaak, właśnie widzę, że ich magazyn i sklep jest wszędzie chwalony, chyba nawet u Miss Moss mi mignął. Spróbuję, dziękuję bardzo!
Świetny cykl, na pewno będę śledzić te Twoje prasówki! Najbardziej zainteresował mnie FUTU i mam nadzieję, że uda mi się go gdzieś dorwać. Monitor też brzmi nieźle, zobaczę, może się skuszę. Co do Harper’s Bazaar to mam dwa numery i oba bardzo mnie zawiodły. Treści jak na lekarstwo niestety.
Monitor to od dzisiaj mój faworyt! W ogóle uwielbiam takie pisma. Jakość przede wszystkim.
Super wpis, bardzo się ucieszyłam jak go zapowiedziałaś. Zdecydowanie liczę na cykliczność!:)
Z magazynów, które polecam – oczywiście Wysokie Obcasy. Zarówno tygodnik jak i miesięcznik. Są moim absolutnym no1. i ogromnym źródłem wiedzy. Oczywiście ze wszystkich artykułów silnie przebija ideologia/filozofia/poglądy autorów , ale w większości się z nimi zgadzam więc mi to nie przeszkadza. Ale Ty przecież też je czytasz, prawda?:)
Kolejnym magazynem , który uważam za rewelacyjny są Książki Magazyn do Czytania.
Wiele osób myśli, że pisanie o książkach to nuda i po co czytać o książkach, skoro można po prostu czytać książki. Otóż, nie:)
Książki , ich fabuły czy autorzy to często punkt wyjścia do ciekawego artykułu. Wachlarz jest naprawdę szeroki. Bardzo często najbardziej wciąga mnie artykuł odnoszący się do książki, której na pewno nigdy bym nie przeczytała (i nie przeczytam). Np. o twórcach Amazona, o radzieckim polityku czy metodach wychowawczych. No i oczywiście- często można znaleźć tam po prostu fajne tytuły , po które chcemy sięgnąć.
Gorąco polecam:)
M.
Tak, też bardzo lubię WO, w obu wersjach. W ubiegłym numerze WO extra bardzo spodobał mi się wywiad o sprawiedliwości z wieloletnią sędzią. O Książkach właśnie już nie raz czytałam, myślę że dam im szansę w przyszłym miesiącu! Dziękuję Ci bardzo za polecenie, pozdrowienia!!!
Przekonałaś mnie do Vivy Moda! Nie sądziłam, że to kwartalnik, kiedyś widziałam na półce i myślałam, że to jakieś wydanie okolicznościowe(?), w każdym razie na pewno zerknę i zobaczę czy warto kupić!
A co do pozostałych mniej lub bardziej mi znanych… Elle kupuję co miesiąc i czytam w miarę „od deski do deski”. A Harper’s Bazaar niestety robi sobie jakąś kpinę z czytelników. I nie wiem czy mam być zła, cz ma mnie smucić ten fakt, bo z numeru na numer jest coraz gorzej (przekładanie wydania miesięcznika z okolic 15. każdego miesiąca do 27.-28. tego miesiąca!). Wydaje mi się też, że jeden temat przekopiowali z Elle. Szkoda.
A ja do swojej prasówki dołożyłabym jeszcze Burdę, choć tam ciężko o jakiekolwiek artykuły ;)
Ja też kupuję regularnie ELLE, ale ostatni numer mnie rozczarował. Wydaje mi się, że zaczyna się powolny upadek, tak jak każdej innej gazety, jaką czytałam. Ostatni numer ma aż 8 stron mniej niż ostatni, opracowanie trendów ubogie, rubryka kulinarna kiedyś była o wiele lepsza, szkoda też, że wywalili te artykuły o podróżach. Postanowiłam przerzucić się na francuską wersję. Ponieważ nie będę miała w najbliższych dniach czasu wybrać się do empiku, zapytam tutaj – czy ktoś ma styczność z francuskim ELLE? Czy jest lepsze niż polskie, ile ma stron? No i ogólne wrażenia :) A wracając do polskiego ELLE – zaciekawiło mnie reklamowane pismo tam Sielskie życie. Ktoś czyta? :)
A fanom muzyki (szczególnie rockowej) polecam Lizard Magazine.
Oo, w ogóle tego sielskiego nie kojarzę, ale sprawdzę, dzięki! Z francuskim Elle nie pomogę, bo nie mówię po francuski w ogóle:)
Francuskie elle różni się przede wszystkim tym, że jest tygodnikiem! Moim zdaniem, to zupełnie zmienia gazetę.
Francuskie elle jest takim magazynem o wszystkim. Jest w nim trochę mody i trendów, ale raczej tych z sieciówek. O ile polskie elle jest tzw. pismem o modzie, to francuskie zdecydowanie tzw. magazynem dla kobiet.
Trendy i Duży Format są obowiązkowe. Kupuję na bieżąco. :)
A co sądzisz o K magu? I powiedz jeszcze gdzie można dostać Zwykle Życie, bo jeszcze się z tym tytułem nie spotkałam w kioskach…
Ja od początku prowadzenia bloga polecam wszystkim TRENDY art of living i spotkałam się tylko z opinią, że jest zbyt… ambitny. Za dużo tekstu, za dobre fotografie – czyli to, co lubię najbardziej ;-) Gorąco polecam i mam nadzieję, że i Tobie się spodoba. Co prawda nie ma tam zbyt wiele o modzie, ale za to jest sporo o architekturze, kulturze…
PS: Monitora nie znam i chętnie poznam.
PS 2 : Podziwiam, że zabrałaś się za coś tak trudnego jak prasówka. Sama kiedyś próbowałam i osobiście mnie to przerosło, szczególnie w czasie.
Odkąd Polska doczekała się swojej wersji Harper’s Bazaar nagle większość blogerek modowych oszalało na jego punkcie. Mnie osobiście magazyn rozczarował. Zaczęłam od jednego artykułu, który był naprawdę bardzo przeciętnie napisany i po przemęczeniu go do końca odechciało mi się dalszej lektury. Moim gazetowym faworytem jest zdecydowanie ELLE, w zeszłym roku kupowałam go regularnie, w tym jakoś zaprzestałam, ale zamierzam powrócić. Ten magazyn zawsze czytałam od deski do deski i bardzo lubiłam zakręcone artykuły Izy Kuny :)
A ja moge z czystym sumieniem polecic Maleman’a. Wbrew pozorom to nie tylko gazeta dla facetow :) Fajne wywiady, super zdjecia i dobry papier. Niedawno zmienil sie naczelny i zastanawiam sie w jakim kierunku Maleman pojdzie, chociaz moze wiele zmian nie bedzie. Warto zagladnac. Pozdrowienia.
So It Goes jest przepiękne i ciekawe!
http://soitgoesmag.com/
Dzięki Asiu za takie inspiracje. Jezeli jeszcze nie znasz, to warto siegnąć po magazyn COS, bezplatny kwartalnik dostepny w sklepach sieci COS (mojej ulubionej;). Świetne wywiady, duzo treści z pogranicza wzornictwa (nie lubie słowa design w polskim kontekście;), kultury, czasem muzyki i mody. Co do ELLE, to czasem rozczarowuje, czasem coś ciekawego sie znajdzie, ale mam wrażenie że odkąd czytam blogi a zwlaczcza Harel:) to niczego nowego ELLE nie wnosi, a szkoda. Pozdrawiam z Pszczyny
Zauważyłam, że w prasie coraz częściej mimochodem pokazuje się coś co ma być modne, a tak naprawdę nie jest i nie będzie, bo się nie przyjęło.
Bardzo mi się podoba taki post :) miesięczna wiedza w pigułce ! W sam raz by zorientować się co w trawie piszczy :)
http://www.madameblossom.blogspot.com
Nie miałam jeszcze w rękach, ale z opisu wydaje mi się szalenie ciekawy – magazyn „Ładnie Naprawię” – (http://www.ladnienaprawie.pl/) – bardzo SLOW :)
Ooo, sprawdzam, dzięki!!!
W końcu muszę dorwać FUTU i ciekawa jestem Zwykłego Życia. Harper’s Bazar niestety za każdym razem mnie rozczarowywał
charaktery – bo lubię psychologię (:
poczytalabym
Pozwolę sobie uzupełnić nieco to, co piszesz o Garance Dore. Zaglądam na jej bloga prawie codziennie od wielu lat, stąd wiem, że niedawno zaczęły jednak pojawiać się posty sponsorowane (jak dotąd dwa). Ona sama wyjaśniała czytelnikom tę zmianę i przygotowała ich na to. Posty te są bardzo jasno oznaczone; wyróżniają się niemal jak banery reklamowe.
Uwielbiam bloga Garance Dore i jej estetykę. Doceniam jej pracę, bo jej efekty są najczęściej warte uwagi. Podziwiam ją za to, ile osiągnęła (najprawdopodobniej zawdzięcza to jednak głównie sobie). Ale trzeba też przyznać, że ona sama bardzo się zmieniła. Mieszka w Nowym Jorku i weszła do świata wielkiej mody – naprawdę nie jest już tą zwykłą zabawną Francuzką, a chyba to przyciągnęło do niej tak wielu ludzi. Publikuje coraz mniej tych śmiesznych historyjek z życia, własnoręcznie ilustrowanych. Jej blog stał się dobrze prosperującą firmą i niektórym to nie odpowiada. Czytałam nawet kilka poważnych, bardzo interesujących artykułów z prasy amerykańskiej o jej profilu biznesowym.
I ja mam największy problem z nazywaniem jej strony „blogiem”. To jest już cały portal, nad którym pracuje jej Studio.
Ale ona przecież nie jest jedyna. Tę samą drogę przeszedł chociażby blog Man Repeller.
Pozdrawiam serdecznie:)
PS. Prasówka super!:)
Alicja, które to posty? Nie mylisz czasem postów sponsorowanych z afiliacją?
Bardzo możliwe, że mylę; nie mam rozeznania w tej Waszej blogowej terminologii;)
Chętnie czegoś się dowiem na ten temat:)
Chodzi mi o dwa posty związane z Whistles i Prada Candy. Autorka wyjaśniała swoje dotychczasowe doświadczenia z reklamą na blogu (tylko w formie banerów z boku strony) i pisała, że długo nie mogła się zdecydować na reklamę zawartą w jego zasadniczej treści. W końcu do tego doszło, ale autorka postarała się, aby takie posty różniły się od innych pod każdym względem. Tak jak pisałam, w rezultacie bardziej przypominają one reklamy niż regularne posty. Ja jednak dla uproszczenia nazwałam je postami sponsorowanymi, być może błędnie. Trochę też było to umotywowane tym, co sama autorka pisała na ten temat.
Bardzo podoba mi się pomysł tej serii. Zastanawiam się tylko, czy mogłabyś podać ile w przybliżeniu kosztują te czasopisma? Byłabym bardzo wdzięczna.
Dzięki! Nie pamiętam, ale cenę na pewno można łatwo sprawdzić w sieci czy w kiosku.
Dzięki za podsunięcie MONITOR Magazine! wstyd mi się przyznać ale nie spotkałam się z nim. Świetny pomysł z prasówkami:)
Zwykłe Życie to mój ulubiony magazyn. I cieszę się, że wprowadzili w końcu sprzedaż w sieci Empik, bo w trójmieście był stacjonarnie nie do zdobycia :) Chłonięcie ZŻ to czysta przyjemność, czytam od deski do deski, mimo że na pierwszy rzut oka nie wszystkie tamaty mnie interesują (np. niektóre historie rzemieślników, w życiu nie pomyślałabym by czytać o fabryce płytek).
Też mi się wyjątkowo podobał artykuł o pani z fabryki płytek:)
Asia,
Polecam Ci 'Intelligent Life’ – miesięcznik lifestylowy Economista. Wersja papierowa jest okrutnie droga, ale na iPada można pobrać za darmo. Zdecydowanie najlepszy magazyn tego typu, jaki znam. Szkoda, że nie polski. Pozdrawiam.
Ooo, dziękuję!!!