Kilka dni temu z okazji przecen wybrałam się na Oxford Street. Chciałam zajrzeć do COSa, Muji, &Other Stories (byłam tam pierwszy raz, mają genialnie urządzony sklep!) i paru innych miejsc, ale z ciekawości zatrzymałam się też w Zarze. Duży błąd – ubrania strzępiące się już na wieszakach, a w ekstremalnych przypadkach podziurawione skutecznie odebrały mi ochotę na jakiekolwiek zakupy. Droga Zaro, naprawdę pora się ogarnąć, bo za kilka sezonów nawet najwierniejsi klienci w końcu będą mieli dość. Przy okazji przypomniałam sobie jednak o obiecanej praktycznej części poradnika z kategorii “jak żyć”, a dokładniej jak żyć i nie kupować kiepskich ubrań. Oto więc druga część, pierwszą możecie znaleźć tutaj.
- Najbardziej oczywistą poradą wydaję się być “nie czytać blogów czy magazynów o modzie”. Doszłam jednak do wniosku, że równie dobrze, ba, lepiej, jest zrobić dokładnie odwrotnie. Po pierwsze, naszym celem nie jest odwyk, ale zasadnicza zmiana myślenia. Dlatego warto czytać blogi prowadzone przez panów, bardzo polecam na przykład Mr.Vintage. Męska część blogosfery mocno stąpa po ziemi i nie dość, że proponuje sensowne, praktyczne rozwiązania, przydatne także dla osób, które nie zajmują się wyłącznie bieganiem z pokazu na premierę, to jeszcze wiedzą na temat materiałów bije na głowę większość modowych blogerek razem wziętych. Po drugie, jest spora szansa, że kiedy zobaczymy buty, które “musimy mieć” na siedmiu kolejnych blogach, okaże się że tak nam się opatrzyły, że wcale ich już nie chcemy.
- Warto dokładnie posprzątać szafę i przejrzeć wszystkie zakamarki, w których mogą czaić się ubrania. Robimy trzy stosiki – ubrania które regularnie nosimy, ubrania których nie nosiliśmy od kilku miesięcy i stosik “brak decyzji”. Dwóch ostatnich natychmiast się pozbywamy, w najrozsądniejszy możliwy sposób. Do tego drastycznego ruchu najłatwiej się przekonać przymierzając te wszystkie ubrania, które mieliśmy na sobie raz albo wcale. Gwarantuję, że ani przez chwilę nie zatęsknicie za tymi wszystkimi ciuchami, w końcu i tak ich nie nosiliście. To jak wchodzenie do Bałtyku, trzeba po prostu odważyć się zamoczyć brzuch, potem jest już tylko lepiej. A luksus domykających się drzwi do szafy jest nie do przecenienia i nigdy nie będziecie chcieli wrócić do czasów zawalonej garderoby – obiecuję.
- Test prasowania (uwaga, działa tylko w przypadku, gdy robimy to prasowanie sami). Kiedy miałam za dużo ubrań, strasznie nie chciało mi się tych zalegających gór prasować, więc najczęściej przejeżdżałam żelazkiem tylko najpotrzebniejsze (czytaj: ulubione) rzeczy, z myślą że resztę mogę przecież uprasować bezpośrednio przed wyjściem. Przed wyjściem najczęściej okazywało się że nie mam czasu tego zrobić, albo zwyczajnie mi się nie chce, w efekcie chodziłam więc ciągle w tych samych, ulubionych ubraniach. Dokładnie tak samo jak teraz, tyle że z masą niepotrzebnych ciuchów zawalających mi dom. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy są tak leniwi jak ja, ale ta zasada tyczy się też zanoszenia butów do szewca, doszywania guzików i wszystkich tego typu czynności.
- Warto znaleźć sobie inne rozrywki niż chodzenie po sklepach. Po prostu. Przez kilka lat studiów w Krakowie codziennie mijałam na swojej drodze na uczelnię Galerię Krakowską i często zdarzało mi się tam zajrzeć “z ciekawości”, co w wielu przypadkach kończyło się niepotrzebnymi zakupami. Teraz sama idea bezcelowego włóczenia się po sklepach jest mi obca, a jak już wybieram się na zakupy, to robię to raz na kilka miesięcy, z konkretną lista, która nie wyklucza oczywiście spontanicznych znalezisk. Cały proces jest swego rodzaju małą celebracją. Staram się nie mieć w tej części dnia żadnych innych planów i bez pośpiechu odwiedzam kilka ulubionych sklepów, bez stosu książek w torbie i ciężkiego aparatu w ręce. I naprawdę uwielbiam Londyn za flagowe sklepy marek na ulicach, nie w centrach handlowych.
- Z zakupami jest jak z jedzeniem słodyczy – im częściej je robimy, tym częściej mamy na to ochotę. Jedne nowe nabytki pociągają drugie, zawsze okazuje się że to tej jasnej, letniej sukienki przydałaby się jeszcze beżowe ramoneska, no a z tymi sandałami (przecenione!) już w ogóle wyglądałaby szałowo. Łatwo wpaść wtedy w zakupowy ciąg, podczas gdy dłuższe przerwy nie tylko pozwalają nam zastanowić się, czego naprawdę chcemy czy potrzebujemy, ale i uświadamiają nam, że bez nowych ciuchów co dwa tygodnie życie wcale nie jest smutniejsze – wręcz przeciwnie.
- Przeczekiwanie zachcianek – zdarza się, że zobaczymy coś absolutnie szałowego, co koniecznie musimy natychmiast mieć. W takich sytuacjach, jeżeli tylko nie jest to moment “jeden na milion”, zawsze staram się odwlec moment zakupu przynajmniej o kilka dni. W dziewięciu przypadkach na dziesięć zupełnie o tej rzeczy zapominam. Jasne, w czasach szybkiej mody jest spora szansa, że wypatrzony ciuch nie tyle zostanie wykupiony, co zniknie ze sklepu, zastąpiony świeższym towarem, ale wtedy po prostu należy założyć że nie był nam on pisany. I uwaga – nic nam się nie stanie. Chyba nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktoś pod koniec życia żałował, że nie kupił tej super kurtki czy butów, kiedy miał okazję. O tym, czego ludzie naprawdę żałują, możecie przeczytać tutaj.
- Odkrycie (lub odkrywanie) własnego stylu sprawia, ze sezonowe trendy mocno obojętnieją, a zdobycie białej, asymetrycznej spódniczki czy t-shirtu z numerkiem przestaje być sprawą życia i śmierci. Własny styl to trudniejsza sprawa niż skrupulatne podążanie za sezonowymi trendami, ale daje niepomiernie więcej satysfakcji. Dużo lepszą zabawą niż wykupywanie trendów z listy jest odkrywanie własnych inspiracji, pochodzących z najdziwniejszych źródeł, podążanie za małymi zajawkami, zastanawianie się jak książkę, która nas zachwyciła albo ulubiony film przełożyć na grunt ubraniowy. Warto też pamiętać, że tam gdzie jest trendy i modnie, tam jest tłum – to przecież główna zasada działania modowej maszyny. A nigdy nie warto pchać się tam, gdzie pchają się wszyscy – nawet jeśli z narażeniem życia dorwiemy drukowane w kosmos legginsy jako pierwsi, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma dłuższe nogi i wygląda w nich trzy razy lepiej. Normalnie nie miałoby to żadnego znaczenia, jednak kiedy ludzie zaczynają wyglądać tak samo w nietypowy sposób (połączenie dżinsów i białego t-shirtu i inne tego typu klasyki nie wliczają się do tej kategorii), nie da się uniknąć porównań. Moda daje nam tyle możliwości, korzystajmy z nich! A że w związku z brakiem obowiązującego mundurka mogą na nas krzywo patrzeć wyznawcy zarowego szyku? Patrz punkt kolejny.
- Nie myślmy tak jak wszyscy. Jak mówi znana reklama Apple, to Ci myślący “poza pudełkiem” popychają świat do przodu. Oczywiście, że przeciętność na krótką metę dobrze się sprzedaje, jednak warto mieć szersze spojrzenie i myśleć w dłuższej perspektywie, a przede wszystkim – w zgodzie ze sobą. A co pomyślą inni? Ja zawsze mam poczucie, że osobom, na których mi zależy, nie robi absolutnie żadnej różnicy czy mam pięć czy sto pięć sukienek, a z kolei zdanie całej reszty nie robi żadnej różnicy mnie.
- Jeżeli mamy wrażenie, że wszystkie nasze ubrania wyglądają średnio, a szafa nadaje się do wymiany, to być może jest to znak że jesteśmy ogólnie niezadowoleni z własnego wyglądu, a nowe ciuchy niewiele tutaj pomogą, a na pewno nie rozwiążą problemu. Za to trochę sportu dla poprawy sylwetki, odświeżona fryzura czy zdrowsze jedzenie mogą nam wyjść tylko na dobre. A jeżeli już wybieramy się na zakupy, to warto jest przymierzyć fasony, których zwykle nie nosimy i metodą prób i błędów znaleźć to, w czym czujemy się najlepiej. Co jeżeli najbardziej sobą czujemy się w takim kroju spódnicy, którego próżno szukać w tegorocznym katalogu trendów? Możemy a) po prostu to zignorować lub b) pomyśleć, że jeżeli coś nie jest super modne teraz, to będzie za dwa sezony – plus 10 do trendsettingu!
- Mam nieodparte wrażenie, że błyskawiczny system kopiuj-sprzedaj-zapomnij to najgorsze, co mogło się modzie przytrafić. Szybkie oblicze mody przyczynia się do takich niekorzystnych zjawisk jak nagminne mylenie zainteresowania modą z zamiłowaniem do shoppingu czy przekonanie o płytkości wszystkiego, co z ciuchami jest związane (a propos: wszystkich, którzy chcą się przekonać, że płytko wcale być nie musi, zapraszam na Modologię). Wypłukuje też modę z całego jej tajemniczego uroku – gdzie porozrzucanym po podłodze przymierzalni poliestrowym szmatkom do szelestu jedwabi w garderobach przedwojennych dam i jak ma się plastikowy but z wyłażącym na łączeniach klejem do całego rytuału powstawania butów u szewca, zapachu skóry i długich godzin poświęconych doprowadzaniu dzieła do perfekcji. Dobra wiadomość jest taka, że po pierwszym zachłyśnięciu się fast fashion zaczynamy dostrzegać jej liczne wady, a rzemiosło powoli przebija się z powrotem.
135 thoughts on “Jak kupować mniej ubrań – praktyczne wskazówki”
To ja mam pytanie odnośnie dzielenia tych ciuchów na kupki – co proponujesz zrobić z niepotrzebnymi ciuchami? Jasne, są pojemniki PCK i inne takie, ale nie wszystkie szmatki nadają się do wrzucenia ich tam i czasem trzeba coś najzwyczajniej w świecie wyrzucić. Jaka jest przyjazna dla środowiska metoda utylizacji ciuchów?
Ja moje zniszczone (podarte, poplamione na amen i wytarte) ciuchy zanoszę do salonów H&M, gdzie zostaną przetworzone na nowe rzeczy. H&M Conscious
BRAWO ASIA …bardzo dobrze napisane !!!
oddac znajomym :) ja tak robie i mysle, ze wszyscz na tym koryzstaja. Problem jest taki, ze nie wszyscy sa w stanie oddac za darmo swoje "cenne" ubrania :)pozdrawiam,Kasia
Joanno, jak zwykle zresztą trafiłaś w samo sedno! Ale ja dopisałabym jeszcze jeden punkt, mianowicie szycie na miarę. Wiem, że kosztować to może więcej niż w sieciówkach (piszę "może", bo są krawcy/ krawcowe, którzy nie zajmują się już szyciem na miarę, a mają spore doświadczenie i cena za usługę jest symboliczna), ale sam proces doboru tkaniny i kroju będzie w 100% przemyślany, a dobry krawiec jest jak osobisty stylista ;) A odnośnie sieciówek, polecam film http://tvnplayer.pl/programy-online/tajemnice-korporacji-odcinki,1323/odcinek-1,toksyczne-metki,S00E01,21175.htmlSmutne, ale prawdziwe ;((
Aa, to jest bardzo dobre pytanie, dzięki! Pojemniki organizacji charytatywnych mają ten minus, że nie wiadomo tak naprawdę co się z tymi ubraniami później dzieje. Trafiają do potrzebujących, czy są sprzedawane i dopiero pieniądze ze sprzedaży są przekazywane potrzebującym? Kto dokładnie je dostaje? Dużym problemem jest to, że np. Afryka staje się trochę śmietniskiem rozkonsumpcjonizowanej Europy – trafiają tam rzeczy kompletnie niepotrzebne jak grube zimowe kurtki, a olbrzymi rynek ubrań z drugiej ręki zabija lokalny rynek odzieżowy. To takie trochę zamiatanie problemu pod dywan. Jest z tym związane mnóstwo kontrowersji, wiec ja staram się trzymać rozwiązań bliżej mnie, gdzie łatwiej jest cały proces może nie kontrolować, ale po prostu widzieć. Jak robiłam wielką czystkę w szafie, to najbardziej "trendy" i najmniej używaną część ubrań sprzedałam (głównie ciuchy z Zary albo jakieś hity Internetu, oba rodzaje mają jakąś magiczną moc zwracania się niemal w całości), pozostałe ubrania, które były w dobrej kondycji (w tej kategorii była większość ubrań, których się pozbywałam), spakowałam i podrzuciłam znajomej rodzinie, która zawsze bardzo chętnie przyjmuje ubrania, a cała reszta zwykle idzie na szmatki do wycierania laptopa/czegokolwiek innego – ten system przejęłam od babci, która ma zapas szmatek na najbliższe 150 lat, a te zrobione z moich śpioszków dopiero wchodzą w użycie:)
To coś jak u nas :-) Już myślałam, że takie szmatkowe zapasy na czarną godzinę to tylko w mojej rodzinie ;-) Ufff …
kilka miesięcy temu przeczytałam Twojego posta o slow fashion i ujrzałam tam siebie. Szafa się nie domykała, non stop chodziałam po ciuchach i kupowałam – a bo to modne, a bo w gazecie zobaczyłam, a to podobne miała dziewczyna na entym blogu. Od niedawna udało mi się zapanować nad szafa. Jakiś czas temu kupiłam też ksiązkę Osy Osobistej Stylistki. Teraz moja szafa składa się głównie z podstaw, trendy traktuję jako ciekawostkę. Wiem w czym mi dobrze i nie idę już na żadne kompromisy. Przykład? Pół roku szukałam idealnego swetra, miałam w glowie jego obrazek i w końcu udało mi go dostać. Do tego przeceniony :) Wiem, że będę go nosić dopóki mi sił starczy :)
jak zawsze świetnie napisane, najlepsze ubrania to te które są absolutnie wynoszone i widziały niejedno…
Bardzo dobry post. Uwielbiam, jak piszesz o slow fashion, już dużo się od Ciebie nauczyłam, naprawdę. Dzięki! :)Poza tym, mam takie pytanie, trochę nie na temat postu… byłaś może w Avignon, albo w okolicach? Wyjeżdżam na dwa tygodnie do rodziny do Francji i się zastanawiam, co byś mi poleciła – lubię w Tobie to, że podróżując, odkrywasz miejsca, o których nie jest napisane w żadnych przewodnikach.Pozdrawiam ciepło :) -AdaPS och, zamieściłaś może tutaj kiedyś posta na temat pakowania? A jak nie, to masz taki zamiar? Albo kilka praktycznych rad? Byłabym bardzo, ale to bardzo wdzięczna!
Haha, Babcia Mistrz :)no właśnie, z oddawaniem ciuchów jest różnie, ale można też poszukać na lokalnym serwisach z ogłoszeniami i oddać rzeczy potrzebującej rodzinie jeśli będzie chętna. ale urządzić z koleżankami wielką wymianę ciuchów.
Czytając Twoje teksty czuję się jak oporny uczeń. Dociera, że nadmiar w szafie wręcz szkodzi, ale tak ciężko wyobrazić sobie bez niego szafę. Ostatnio dostałam do recenzji książkę "Lekcje Madame Chic" Jennifer L. Scott. Część książki obejmuje podobną tematykę, pomimo natury poradnika, czyta się ją dość przyjemnie. I też można dostrzec ile da się zrobić, aby było nam z urbraniami (i odwrotnie) lepiej. A ja ciągle mam opory…Hm, do Bałtyku rzucałam sie na 3-4. Inaczej w życiu bym nie weszła. Może to jest myśl ;)
Dopiero zaczynam przygodę z myśleniem slow w kwestii ubrań, ale cieszy mnie jedno: takie sposób przyszedł mi w zasadzie sam z siebie. Niestety na razie tylko w połowie. Ograniczam zakupy, ale nie bardzo mam ochotę na porządkowanie szafy – przez ostatni rok mocno przytyłam, głównie z powodu leków. Gdybym pozbyła się wszystkich za małych ubrań, chyba już na zawsze byłabym dla siebie wielorybem. Na razie odłożone w jednym miejscu czekają, aż będę mogła do ich wrócić – po mału, ale wierzę, że mi się uda. Jeżeli wtedy okaże się, że ich nie chcę – trudno. Może to nie najmądrzejsze, ale na razie nie potrafię inaczej.Natomiast do dobrych rad dodać mogę jedno: nigdy nie wyrzucam swetrów, szalików itp. Wszystko, co można spruć przerabiam – druty, szydełko, wyszywanie. Zwłaszcza, że wtedy można poduczyć się nowych technik albo zaszaleć z wzorami, bo nie ma się poczucia zmarnowanej włóczki :)
Może użyć jako ścierek do podłogi? :P Popieram Asię, też przestawiam myślenie (tyle że powoli :P) bo źle mi z wypchaną po brzegi ale byle jaką szafą…
To chyba mój pierwszy komentarz tutaj ale muszę to napisać. Ten post jest świetny! Ten blog jest cudowny! Obserwuję go od (prawie) początku i to w jakim kierunku zmierza bardzo mi odpowiada. Wydoroślałaś! ;)
Jestem niemodna. I dobrze mi z tym. Uwielbiam nosić kwieciste sukienki i kokardy we włosach. Zakupy robię kilka razy w roku, nie czekam na wyprzedażowy szał. Nie biję się z innymi o rzeczy, które nosi co druga osoba. Wyróżniam się w tłumie klonów. I nie mam zamiaru tego zmieniać.PS Uwielbiam czytać Twoje posty ;)
wykorzystam.
Uważam, że Twoje podejście jest bardzo rozsądne. Fajnie widzieć tak młodą, a jednocześnie na tyle dojrzałą osobę, by nie dawała się wkręcić w to beznadziejne podążanie za kolejnymi trendami, które przecież zmieniają się jak w kalejdoskopie. Ja osobiście mam już dosyć blogerek, które w każdym sezonie zmieniają wielokrotnie swój styl, by dopasować się do tego, co jest aktualnie w modzie. Niestety poza blogosferą nie da się odpocząć od tego zjawiska, bo zwykłe dziewczyny również ślepo podążają za modą, co widać bardzo dobrze nawet na polskich ulicach. Wszystkie kobiety (głównie te młode) wyglądają niestety tak samo. Świat, w którym każdy ubiera się według własnego uznania (a nie według tego, co wyznaczą media) to niestety utopia. Jeśli jednak chociaż parę osób zastanowi się nad takim podejściem do mody, jakie przedstawiasz Ty, to może nie zginiemy pod stosami beznadziejnej jakości ubrań i świat stanie się kolorowy, a nie monotonny. Pozdrawiam, Magda :)
Jak zwykle Twój post zostawiam sobie "na deser" i nigdy nie sprawiasz mi zawodu :) Ja z moją wypchaną szafą miałam inny problem – niechęć do wyrzucania (co w efekcie spowodowało, że połowa ciuchów była do chodzenia "po domu" a nigdy się nie przebieram przychodząc do domu) i chęć oszczędzania najlepszych ciuchów i założenia ich 3 razy – jak sobie z tym radzisz? Mimo, że udało mi się odchudzić moją szafę do momentu, w którym szuflady otwierają sie swobodnie i mogę przejrzeć wiszące na wieszakach sukienki wciąż z tym mam największy problem – oszczędzam na później – masz taki problem? Ev.
oddać do oddziału PCK (nie do pojemników, które należą do firm komercyjnych, które te ubrania najzwyczajniej sprzedają a nie oddają potrzebującym) lub do Caritasu (przy większości parafii jest Koło Caritas i chętnie przyjmują takie rzeczy i rozdysponowują wśród ubogich rodzin w okolicy)
Świetnie napisane!
ja wiążę stare bluzki w węzły i daję psom do przeciągania – niedawno sprzątałam w szafie, psy przeszczęśliwe :P
Dziękuję Ci za ten post :) ostatnio mam bardzo podobne przemyślenia :)
Dziękuję ci za ten post :)
Post świetnie napisany i daje dużo do myślenia. Udowadnia, że warto być innym i patrzyć niekoniecznie na innych, a na siebie. Pozdrawiam :)
Świetny post dający dużo do myślenia :) Udowadnia,że warto patrzeć nie na innych, a na siebie. Pozdrawiam :)
"Chyba nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktoś pod koniec życia żałował, że nie kupił tej super kurtki czy butów, kiedy miał okazję." – tak właściwie to w wieku dziesięciu lat byłam z mamą w sklepie i powiedziałam, że nie, nie chcę tej szarej spódnicy! Po czym po paru dniach zmieniłam zdanie, wróciłyśmy do sklepu, a spódnicy nie było. I do dziś ubolewam nad faktem, że jej wtedy nie kupiłyśmy ;). A skoro jestem tak konsekwentna od nastu lat, to pewnie i przed śmiercią sobie o niej przypomnę…
Chyba powoli zaczynam wprowadzać twoje rady w życie. Nie dałam się ponieść na ostatnich wyprzedażach. Jeżeli do czegoś nie byłam przekonana to nie brałam… I tak jak piszesz, teraz nawet nie pamiętam co to było. Ba! O niektórych zapominałam po wyjściu z danego sklepu. Dzisiaj natomiast zrobiłam porządki w szafie i byłam bezwzględna! ;) Ciuchów jest ponad połowę mniej i aż dziwnie się czuję zaglądając do szafki, z której nic mi już nie wypada, a leży kilka małych zgrabnych kupek ubrań ;)Pozdrawiam, Justi
Jak dobrze, że mamy jeszcze mądrą głowę Styledigger! Dzięki Asiu, nareszcie zaczęłam patrzeć na swoją szafę pod bardziej pragmatycznym kątem! :)
ha, ja bym się trochę bała, że mój pies może nie odróżnić ciuchów do pożarcia od tych, w których wolałabym jeszcze trochę pochodzić:)
Bardzo lubię do Ciebie zaglądać, przelewa się na mnie pewien spokój i staję się dla siebie łaskawsza, to dobre.Pozdrawiam
Zdecydowanie prawda, m.in właśnie dlatego wspomniałam o męskich blogach, które często mocno promują ideę szycia na miarę. Planuję wprowadzić w życie we własnym przypadku jak tylko będę miała chwilę czasu.
Hurra! Super:)
Ja na przykład dzielę niepotrzebne ubrania na 2 części – te "znośniejsze" oddaję do takiego lumpeksu prowadzonego przez siostry zakonne dla potrzebujących, a te które nie nadają się już raczej do wykorzystania zawożę do znajomego mechanika – tam przydaje im się każda ilość na szmatki. Ostatnio też część zabrał mój wujek stolarz do polerowania czy czegoś tam… Także zawsze można znaleźć kogoś, kto z chęcią takie ubrania przyjmie.K.
Nie byłam niestety i bardzo zazdroszczę! A o pakowaniu na pewno napiszę!
Super tekst! Ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że przez jakiś czas miałam objawy zakupoholizmu (jakkolwiek to brzmi…), ale odkąd zaczęłam się interesować polską modą… po prostu mi przeszło. Lubię mieć coś od osoby, którą znam, lubię, cenię jej pracę. Nie dość, że wiem, jak to ubranie powstało, to jeszcze nosząc je, mam w sobie jakąś dodatkową pozytywną energię i to jest naprawdę super! Do zwykłych sklepów prawie nie zaglądam, a jeśli tak to staram się dowiedzieć o nim czegoś więcej (duży plus np. dla polskich marek szyjących w kraju!),a ubrania sprawdzić (jak zachowuje się materiał i czy na pewno do mnie pasuje?). Zwykle kończy się na tym, ze zamawiam coś u znajomego projektanta i czuję się z tym tysiąc razy lepiej.Większy problem mam z wyrzucaniem ubrań, bo po prostu lubię patrzeć na ładne rzeczy – taka sobie słabość :) Chociaż czytanie Twoich postów trochę pomaga ;) A co do wyrzucania ubrań – jakiś czas temu H&M miał akcję z oddawaniem ubrań (za wór ciuchów można było odebrać kartę podarunkową – o ile dobrze pamiętam, o wartości 5 zł) – w ich ulotce znalazłam informacje, że ubrania są segregowane i w sumie każde jest na coś konkretnego przeznaczone. Nie do końca ufam w kwestiach etycznych tej marce, ale wszystko było rozpisane na tyle dokładnie, że coś chyba w tym jest ;)
Bałtyk – dokładnie:) A o książce coś słyszałam, dziękuję za przypomnienie, zaraz o niej poczytam!
oo, ale fajnie, ja się zatrzymałam na etapie prostego szalika w kwestii drutów i szydełka, ale może tej jesieni ruszę do przodu:)
Ale mi miło, dziękuję!
Aa to prawda, 'zaprzyjaźnianie' się z lokalnymi markami to super lekarstwo na bylejakość w szafie. A o akcji H&Mu słyszałam, z jednej strony fajnie, tym bardziej skoro tak dokładnie to wytłumaczyli, z drugiej to ciągle jest pomysł "przynieś nam swoje stare ciuchy, to damy Ci zniżkę żebyś kupił sobie jeszcze więcej":)
Miło słyszeć, pozdrowienia!
Od jakiegoś czasu systematycznie "czyszczę" swoją szafę. To, co jest nowe lub raz użyte sprzedaję na różnych portalach albo na facebooku, gdzie utworzyło się wiele grup, gdzie można sprzedać ubrania. Pozostałe rzeczy, nie tylko ubrania, ale też niepotrzebne gadżety, sprzęty domowe, właściwie wszystko, czego już nie potrzebuję, zanoszę do MOPSu lub dzwonię do znajomej, która tam pracuje i po to przyjeżdża. Nieraz jest tak, że sama dostaję od niej namiary na potrzebującą rodzinę, z którą się umawiam i oddaję rzeczy :) Te rzeczy, które się nie nadają do oddania wystawiam na śmietnik (stawiam gdzieś obok kosza) i zawsze znajdzie się ktoś, kto sobie to zabierze :)
ja żałuję czerwonej sukienki, którą widziałam dwa lata temu, a nie kupiłam :(ale prawda jest taka, że często nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć co nosiłam np w zeszłym roku, a co dopiero co mi się wtedy podobało, a nie zakupiłam :Pzamierzasz wrócić do Polski po studiach? czy zostaniesz w Londynie?
Ja mam inny problem, ciężko mi sie pozbyć rzeczy które kupuje mi moja mama z podroży – nie są to kroje czy materiały trafione. Nie chce jej tez sprawiać przykrości. Nie wyrzucę, nie założę – szafa sie nie domyka, raczkujący styl sie zaciera pod sterta tych ciuchów. Czasami zdarzy sie coś fajnego, ale to dalej nie jestem JA. Dziewczyny, Czytelniczki – jakieś rady?Jak powiedzieć dość nie raniąc mamy?
Świetny tekst, to po pierwsze. Po drugie, staram się podążać drogą slow fashion od jakiegoś czasu i Twoja w tym też zasługa. Rzadko kupuję ubrania, a jeśli już coś wybieram to musi to być dobrej jakości. Teraz częściej zwracam uwagę np. na materiał. Unikam galerii, szczególnie w okresie wyprzedaży. W tym sezonie kupiłam tylko jedne szorty. Upatrzyłam je sobie wcześniej w Zarze, przymierzyłam i poczekałam aż przecenią o połowę. Wyczekałam i kupiłam przez internet. W ten sposób unikam tłumów i nic innego mnie nie kusi. Nooo prawie, bo dzisiaj o mały włos bym uległa panterkowym adidasom. Ale zastanowiłam się dwa razy i doszłam do wniosku, że to nie mój styl :)- Kasia, która czyta Twojego bloga od samego początku
Pomyślałam, że swap to dobry pomysł – ale chyba nie, jeśli nie chcemy skończyć jak stryjek, który zamienił siekierkę na kijek ;-) Też wynoszę na śmietnik, z kartką "ubrania damskie, czyste, rozmiar 38/40" – zazwyczaj po godzinie nie ma po torbie śladu. Te bardziej charakterystyczne ciuchy, które kiedyś lubiłam, po prostu wynoszę do piwnicy. Niech leżą, może za parę lat do nich wrócę?
Punkt 6 – strzał w 10! Stosuję od lat, nauczyła mnie tego Mama. Jak dotąd tylko raz żałowałam decyzji. To był żakiet w kwiaty, który leżał na mnie idealnie (a to się wyjątkowo rzadko zdarza). To samo robię z zakupami w sieci. Przestałam kupować to, czego nie mogę pomacać i przymierzyć, a jeśli nie widzę wyszczególnionego składu, to w ogóle odpada. Dodaję sobie rzeczy z lookbooków do Pinteresta, później konfrontuję z rzeczywistością i prawie ZAWSZE okazuje się, że dobrze zrobiłam nie kupując w sieci pod wpływem impulsu.
wolałabym żeby tekst po polsku był po prawej stronie :)
Kobieto:) dziękuję Ci baaardzo:) rano przy kawie przeczytałam ten post i stwierdziłam – dobra, to jest ten moment. Już od dłuższego czasu zbieram się do uporządkowania nadmiaru ubrań, ale cały czas miałam jakieś wymówki. Po tym co przeczytałam nie było litości – część do wywalenia, reszta na aukcje, właśnie kończę robić zdjęcia i chyba jeszcze dzisiaj wszystko wystawię :) ale wstyd ile się tego nazbierało :) pozdrawiam i dziękuję za mobilizację :):):)!
Najłatwiej zanieść np do Kościoła w okolicy, bo wiadomo, że tam najszybciej wiedzą kto potrzebuje pomocy. Ja tak robię. No albo oddaję biedniejszym s ąsiadom – oczywiście z wyczuciem i w ogole.
Ada,ja nie byłam akurat w Avignon, ale w okolicach tak i polecam Ci Arles oraz Aix-en-Provence. Pewnie najlepiej doradzi Ci Mademoiselle Kier, która prowadzi bloga o Prowansji. Ja z kolei przygotowuję praktyczny post dla osób wybierających się do Francji na wakacje, zapraszam już niebawem. :)
Porady bardzo przydatne :D Myślę,że najgorsze mimo wszystko są przeceny – wtedy kupuje się wiele niepotrzebnych ubrań, bo jest okazja ;)
Zawsze musi być jakiś haczyk ;) Chociaż zawsze można komuś podarować taką "naładowaną" kartę, albo kupić coś niewinnego..jak skarpetki ;)
Ojojoj! Strasznie mnie ciekawi, co sobie zaprojektujesz! A jak będziesz w rodzinnych stronach, to zaglądnij do sklepu z tkaninami na 3-go maja.
Hm, dzięki, ale chodzi mi o to, że niektóre ciuchy są w tak złym stanie, że wstyd je oddawać. Zastanawiałam się, czy jest jakiś sposób na szmaty analogiczny do kubłów na metal i plastik ;-)
ubrania nie nadające się do noszenia/sprzedania, zarządzający pojemnikami PCK (oryginalne PCK) przerabiają na czyściwo.
Szycie na miarę wcale nie musi być drogie, ja szyłam moją sukienkę na studniówkę, dobre kilka lat temu. Za samo uszycie dałam 80zł! + ok.40zł materiał. Ceny sukienek w sklepach, w tamtych czasach oscylowały wokół tych samych wartości. Wydałam więc tyle ile bym musiała, a miałam niepowtarzalną sukienkę, dopasowaną do mnie i zdecydowanie lepszej jakości. Niestety moja krawcowa "uciekła" za granicę :(
Asiu, czytam Twojego bloga mniej-więcej od trzech lat i jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak bardzo dojrzałaś przez ten czas w kwestii mody. Wypracowałaś sobie swój własny niepowtarzalny styl, za który bardzo Cię cenię, podobnie jak za profesjonalne podejście do prowadzenia bloga (czyt. zamieszczasz dobre zdjęcia i znasz się na temacie). :) Bardzo serdecznie Ci dziękuję za pracę, którą w to wkładasz! M.in. dzięki Tobie ostatnią rzecz z poliestru kupiłam prawie rok temu! :)
Moniko, bardzo dobrze zrobiłaś wybierając szycie na miarę. Przynajmniej miałaś pewność, że żadna dziewczyna nie będzie miała takiej samej sukienki jak Ty. Wcale się Twojej krawcowej szczerze powiem nie dziwie, bo wiesz, ja krawców dzielę na dwie kategorie, na tych którzy kochają szyć i robią to z pasją i tych, którzy szyją, bo mają w domu maszynę do szycia i szyją właściwie z przymusu. Ci drudzy niestety psują rynek… Trudny temat ;(
Może poprosić ją, żeby robiła tym rzeczom zdjęcia przed kupnem, wysyłała ci i jeśli ci się spodobają to dopiero potem je dla ciebie kupowała. Wytłumaczyć jej co najbardziej trafia w twój gust, wybierz ze swojej szafy ulubione ubrania i na ich przykładzie wytłumacz mamie swoje upodobania. Moja mama też mi kiedyś kupowała ubrania w prezencie, ale ani razi mi się nie podobały i ani razu ich nie włożyłam, dość oschle mówiłam jej wprost, że są nieładne, więc przestała mi je kupować i już nie ma problemu. Wiem, że martwisz się o uczucia mamy, ale czasami warto powiedzieć wprost co się ma na wątrobie. Tym bardziej ciekawi mnie, że twoja mama do tej pory nie zauważyła, że nie chodzisz u obraniach od niej…
Koło Awinionu jest Pont du Gard (klasyk), również polecam Arles i idąc dalej tropem zabytków z czasów starorzymskich to podobno Orange i Nimes są ciekawe. Prócz tego pewnie będziesz w okresie kwitnącej lawendy :D Poza tym to bardzo blisko morza i jeśli tylko Ci się uda to koniecznie zobacz calanques (zarówno ze statku jak i ze skał warto). Tam jest tyle wspaniałych miejsc i w tylu mnie jeszcze nie było, że aż chciałabym rozciągnąć ten komentarz w nieskończoność :) Camargue, Marsylia, mnóstwo uroczych miasteczek…
Fakt Asiu, kiedyś interesowałam się rynkiem ubraniowym w Afryce i od kiedy dowiedziałam się, że 95% ubrań z tych pojemników na ubrania trafia na handel w Afryce (na bazary mówiąc wprost) i że właściciel kontenerów dobrze na tym zarabia tak samo jak kupcy, to od tego czasu trzymam się z daleka od tych pojemników.
Mam to samo, z tym,ze mieszkam za granicá i w domu jestem raz-dwa w roku, mama wysyla mi od czasu paczki, a w nich czésto rózne bluzki, nieraz od chinczyków. czasami sá to fajne rzeczy, ale bardzo rzadko. przewaznie lezá w szafie, w której i tak malo miejsca. I tez nie wiem jak jej powiedziec, aby nie kupowala.
Bardzo fachowy poziom bloga :) zapraszam: http://youbeefashion.blogspot.com/
i byl po prawej
mówisz – masz! z tym że od początku tam był:)
Wszystkie rady są oczywiście bardzo rozsądne ale nie wolno zapominać ze czasem warto na moment przestać być rozsądnym i po prostu cieszyć się z zakupów nawet jak potem będzie nam się nimi odbijało. Nie traktujmy wszystkiego tak poważne ;)
Ale przecież i o tym jest ten post – o cieszeniu się z zakupów, bez żadnych wyrzutów sumienia. A co do poważnego traktowania wszystkiego, nie wiem co przez to rozumiesz, mam wrażenie że jestem od postawy "wszystko śmiertelnie serio" tak daleka, jak to tylko możliwe, jednak nie wyklucza to myślenia o konsekwencjach tego, co robię.
Świetny post,masz wyczucie w pisaniu. Bardzo dobrze mi się czyta Twoje teksty. Mam pytanie odnośnie torebek z pracowni Zosi Górskiej. Wiem,że u niej się zaopatrujesz. Proszę napisz jak Ci się użytkuje taka torebka/plecak? Czy jest wytrzymała/y? Bardzo mi się podobają torebki Pani Zuzi Górskiej, skórzane torebki to podstawa u mnie. Proszę Cię bardzo o radę jak z jakością tych torebek/plecaków. Z góry Ci bardzo dziękuję. Pozdrowienia z Krakowa! A.
chodzi mi o to ze jeśli np. zrobie liste potrzebnych rzeczy, przeczekam moje zachcianki a wcześniej będę musiala posprzatac cała szafe to już mi się nie będzie chciało na te zakupy iść :(.Inna sprawa, że jak się idzie z listą zakupów(chodzi tylko o ciuchy) to niestety bardzo często nie ma np. bilego tshirtu z listy ale jest fioletowy fajny którego wcale nie chcialysmu kupować… nie da się wszystkiego przemyslec
Jestem urzeczona!!! Jest to wspaniały post. Z tekstu na tekst piszesz co raz lepiej!!!
Dodatkowo ciuchy można oddać do recyklingu. Jakiś czas temu była taka akcja H&M, dzięki której za torbę oddanych ciuchów można było dostać do nich jakiś bon/rabat. Widziałam, że pojemniki nadal stoją w większych sklepach, można spróbować i tak, jeśli inny sposób nie wchodzi w grę. Zgodnie z tym, co było opisywane- ubrania są potem sortowane i dzielone na kategorie- drugie życie (czyli pewnie second hand lub przytułki dla potrzebujących) i total recykling, ubrania się jakoś rozdrabnia, przerabia i powstają z nich nowe ubrania :)
sledze twojego bloga juz od bardzo dawna, chyba ponad 4 lata i uwazam, ze okres przed wprowadzeniem minimalizmu do stylu zycia, twoj blog mnie bardzo nudzil. jednak tearz sadze ze jest z dnia na dzien lepszy i ciessze sie ze ktos w koncu promuje slow fashion zamiast pokazywac stylizacje z sieciowek!!
U mnie trwało to dwa lata. Najpierw miałam bardzo mało ubrań, później po liceum, na początku studiów zaczęła się faza zbieractwa. A od IV roku wychodzenie z tej fazy i porządkowanie szafy tak, by pasowały mi fasony i kolory.Od wczoraj (tak, w niedzielę staram się wyglądać szczególnie wyjściowo) doszła mi jeszcze jedna reguła – nie mieć rzeczy, których nie można zestawić z wieloma (min. 3 innymi).
Zdecydowanie mój ulubiony blog! Jest rzetelny, przemyślany, ewoluuje. Wnosi pewne wartości i przedstawia – mi laikowi – nowe, ciekawe idee. Pięknie opisujesz świat mody. Mądrze i obiektywnie. Do tego masz rzadki dar operowania słowem. Ah, rozpływając się w zachwytach powiem, że uświadamiasz mi, iż świat mody wcale nie musi być płytki.Pozdrawiam Asiu !
Ubrania nadające się tylko na szmaty można wrzucać właśnie do tych pojemników. U mnie na osiedlu wiele jest pojemników z firmy Wtórpol i oni fakt, część sprzedają, ale te w gorszym stanie przerabiają na czyściwo, czyli na szmaty. To taki recycling, lepsze niż wrzucanie do śmietnika.Teraz mało jest pojemników organizacji charytatywnych, widziałam tylko Fundacji Dzieci Niczyje, ale na nim jest wyraźnie napisane, że ubrania sprzedają, a część dochodu idzie na cele fundacji.
No ale to przecież właśnie o to chodzi. Bo idąc na zakupy de facto dokładasz sobie kilka następnych rzeczy (ubrań, butów, torebek etc.) do nieuporządkowanej szafy, której później i znów nie będzie Ci się chciało ogarnąć więc prostszym rozwiązaniem będzie zakup nowej rzeczy. Taka kwadratura koła. A może gdzieś w tej szafie leży jakaś zapomniana, zwinięta w kłębek rzecz, która jest praktycznie taka sama jak ta świeżo zakupiona? Dodatkowo, poszukiwanie idealnej rzeczy w dłuższej perspektywie jest dużo bardziej efektywne. Bo skoro na półce w sklepie znajdujesz fioletowy a nie biały podkoszulek to go po prostu nie kupujesz i czekasz na ten biały idealnie wymarzony, który będzie pasował do wszystkiego. I w ten sposób nie zapychasz swojej szafy pseudo potrzebnymi ubraniami. Bo przecież warta jesteś czegoś idealnego a nie byle jakiego substytutu.. Nie twierdzę, że zakupowa asceza jest idealnym rozwiązaniem dla wszystkich, uważam po prostu że rozsądek na każdym polu (również zakupów) jest wskazany. Tu nie chodzi o bycie w stosunku do siebie samego surowym tylko raczej o nieuleganie nagłym impulsom, potrzebie zakupu.Pozdrawiam,Kinga :)
Co do sieciówek denerwują mnie te sklepy. Ubrania złej jakości, na każdej metce "made in china" i tylko logo sieciówki. Te ubrania spierają się, kosztują dużo a są na kilka razy. Już od dłuższego czasu nie kupuję w sieciówkach (kilka razy weszłam do reserved ubrania miały dziury) od tamtej pory unikam sieciówek jak ognia. Swetry kupuję z jak najlepszej tkaniny, mam kilka z wełny i angory dzięki czemu moja szafa dopina się a ja nie mam problemu z wyborem,który założyć:) Służą mi już kilka lat i nie ma na nich oznak zużycia.Co do obuwia stosuję zasadę,że tylko skóra. Najbardziej chwalę sobie polskie marki, są wytrzymałe i solidne.Mieszkam w Krakowie odkryłam na bocznych uliczkach od rynku wiele sklepów, które oferują ubrania na których nie ma "made in china". A ceny są takie same jak w sieciówkach. Fajnym pomysłem jest też zamawianie swetrów, szalików czy rękawiczek robionych ręcznie na szydełku czy drutach. Mam kilka takich rzeczy w szafie i jestem zadowolona, są wyjątkowe:) Dziewczyny jest tyle innych miejsc w których można zaopatrzyć się w dobrą jakość ubrań, sieciówki to nie wszystko trzeba mieć szeroko oczy otwarte na to co wyjątkowe a zarazem piękne:) Pozdrawiam serdecznie.A.
Też miałam z tym problem, mama chciała kupować mi ciuchy chyba przez całe życie i ubierać pod siebie. W okolicach drugiej gimnazjum miarka się przebrała i chciałam zacząć sama decydować o tym jak wyglądam. Powiedziałam jej wprost, że rzeczy, które kupuje, są ładne ale JA źle się w nich czuję. Trochę się poobrażała, przez jakiś czas miałyśmy lekką spinę między sobą, ale teraz po tych ośmiu latach czasem idziemy razem w miasto pooglądać ciuchy i powymieniać się poglądami co jest fajne a co nie.Jedynym lekarstwem jest rozmowa. Zarówno w relacjach z rodzicami, przyjaciółmi jak i mężem/chłopakiem. Pozdrawiam i powodzenia!
Jeśli mogłabyś zdradzić – jakie sklepy w Krakowie oferują takie ubrania? Przeprowadzam się od października tam na studia – chciałabym znaleźć właśnie sklepy, które oferują dość dobrej jakości ubrania, ale nie za horrendalne ceny (student, jak to student, nie ma zbyt dużego budżetu:). Co do sieciówek, to prawda – szczególnie teraz, w okresie wyprzedaży widać gołym okiem, jak te ciuchy na wieszakach wyglądają po kilkukrotnym przymierzeniu czy nawet obracaniu w inne ręce. Czytanie metek jest podstawą, bo dla mnie to śmiech na sali aby kupić t-shirt z 70%poliesteru i 30% wiskozy za 80zł… Pozdrawiam, świetny artykuł :)Kornelia
tak! 4 lata temu w sh był idealny kapelusz. po godzinie już go nie było. :(
Dziekuje bardzo! Jak zwykle staram sie unikac takich stwierdzen o jakosci, tak Zuzie Gorska naprawde polecam z czystym sumieniem, mam od niej dwie torby, obie niezniszczalne, przy czym z jedna chodze niemal codziennie.
możesz więc polecić jakieś miejsca ze sklepami nie-galeriowymi? prócz ulicy Karmelickiej chyba nie znam, a od dwóch lat mieszkam na stałe w Krakowie :(
Dokladnie, swietnym lekarstwem jest wlasnie sledzenie blogow. Mimo iz sama prowadze bloga, to – przepraszam za zwrot – zygac mi sie chce jak widze na 20 blogach takie same buty. Skutecznie mnie to od nich odstrasza i nawet na przecenie ich nie tkne. Generalnie nie gonie za trendami, kupuje rzeczy na przecenach i to takie w ktorych wiem ze bede sie dobrze czula. Niestety jeszcze nie dojrzalam do wyeliminowanie tych dwoch nieuzywanych stosow reczy o ktorych piszesz ale dziekuje za inspiracje i rady :)Shadow Of Style
To też blisko do Lyonu, polecam serdecznie!
Jak zawsze jestem pod wrażeniem. A poza tym Asiu, dzięki tym wartościowym postom, masz naprawdę wartościowe komentarze, które też się przyjemnie czyta! Osobiście ciągle jestem na etapie "po czystce" (przy przeprowadzce:) Byłam też w takim momencie, że mnóstwo ukochanych ciuchów się mocno zeszmaciła i tych też się pozbyłam,no i od tego czasu trochę niestety tkwię w marazmie, ciągle nei wiem, jak teraz ma wyglądac mój styl, bardzo pomału sobie tworzę moja "szafę idealną", szukam dobrych jakościowo,ale nie powalających ceną rzeczy. ale ciągle brakuje mi konsekwencji…pozdrawiam Cię serdecznie
Obszerny post, uwagi i spostrzeżenia celne! Niestety, większość blogów propaguje konsumpcyjny styl życia. Sama zaczęłam prowadzić bloga, ale nie chcę nakłaniać ludzi do kolejnych zakupów i wydawania kasy na sezonowe must have'y, raczej chcę zainspirować do tworzenia outfitów z tego, co już znajdziemy w swojej szafie. Kiedy się przeprowadzałam, dźwigałam ciężkie wory z ubraniami, a potem nie miałam miejsca, żeby to wszystko jakoś uporządkować, więc zaczęłam się pozbywać ubrań, w których nie chodziłam przez ostatnie 2 lata. I pomogło. Nie żałuję.
Polecam książkę 'No logo'. Ubrania w Zarze, H&M i innych popularnych sieciówkach wytwarzane są przez tanie siły robocze. A jakoś materiałów budzi zgrozę. Poliester jest wszędzie! Trudno dziś nawet kupić bawełniane skarpetki!
Niestety dzisiaj nawet tak luksusowe marki jak D&G, Armani, Prada ecc wykorzystuja tania sile robocza (przede wszystkim Chinczykow) tyle, ze odbywa sie to wewnatrz panstwa z ktorego pochodzi marka, wtedy legalnie mozna uzyc zwrotu "Made in Italy" . Np we Wloszech luksusowe torebki produkowane sa w "fabrykach" gdzie pracownicy pracuja po kilkanascie godzin dziennie, nie widzac swiatla dziennego a co ciekawsze za torebke, ktora wyprodukuja dostaja maksymalnie do 40 euro. Serce boli, ze pozniej ktos ja kupi za tysiac euro… Wiem to z bardzo ciekawego programu Reporter, odcinek jest w sieci jesli ktos zna wloski to polecam.
dodam może jeszcze, że czasami rzeczy, które nam wydają się takie "że wstyd nawet oddać" dla kogoś innego mogą stanowić spełnienie marzeń – miałam taką sytuację z meblami, które dla mnie nadawały się tylko i wyłącznie na śmietnik, a mój wujek zawiózł je jakiejś biednej rodzinie, która się ponoć z nich strasznie ucieszyła. myślę, że czasami nie zdajemy sobie sprawy, jaka bieda istnieje nawet całkiem niedaleko nas.sama oddaję ubrania, których już nie chcę mojej mamie, która z kolei wozi je do mojej pracującej z biednymi ludźmi cioci i tam znajdują nowych właścicieli. z kolei te, które są dziurawe etc. rozcinam i robię z nich szmatki. a że powierzchnię do sprzątania mam sporą, to bardzo mi się zawsze przydają:)
Ev, kiedyś miałam problem pod tytułem "wszystko się jeszcze kiedyś przyda", a jak wiadomo owe "kiedyś" nigdy nie następowało;)Mnie leczy zawsze myśl o radości osoby, która z danej rzeczy skorzysta i jak sobie myślę, że ja w tej koszulce będę tylko sprzątać, a ktoś może uważać ją za najlepszy ciuch świata, to od razu łatwiej przychodzi pozbycie się jej:)
To prawda o męskich blogach. Sama jestem fanką bloga Macaroni Tomato, dzięki któremu odkryłam, że poza sieciówkami itd. istnieje jeszcze inny świat ubrań:)Dziewczyny, a może któraś z Was kojarzy jakieś miejsce, gdzie można zamówić damskie buty "szyte na miarę"? Mam taką starą parę butów, zniszczoną totalnie, ale były świetne, do wszystkiego pasujące i marzy mi się zlecenie komuś wykonania ich repliki…
Ja nie umiem sobie ostatnio poradzić z zakupoholizmem second-handowym :/ W mojej okolicy otwarło się kilka nowych, wartych uwagi i oczywiście wszystko jest tam w super-okazyjnych cenach i naprawdę dobrej jakości. Jasne – trafiają się perełki jak ostatnio upolowany kaszmirowy sweterek w kolorze pudrowego różu za całe 6 (!) złotych, jednak większość moich łupów trafia do szafy i tam zostaje. Letnich sukienek mam już chyba ze 20 i musiałabym przeprowadzić się do jakiegoś ciepłego kraju, żeby je wszystkie wykorzystać. Masz może jakąś radę?
Uwielbiam Twojego bloga! A swoją drogą, to rozbraja mnie, jak bezmyślne zakupy robią niektórzy, skoro dopiero po Twoich postach zaczęli się zastanawiać, czy to ma sens. ;-) Ja sama nigdy nie przeznaczałam dużo na ubrania, dlatego przed każdym zakupem się zastanawiałam i z każdej kupionej rzeczy się cieszyłam i nie mogłam się doczekać, jak będę mogła ją założyć. No i w sieciówkach można sporo fajnych rzeczy kupić, mam dużo ubrań, które noszę kilka lat i wcale po nich tego nie widać. ;)
Nigdy nie byłam zakupoholiczką, ale nie powiem, nie raz kupiłam jakiś ciuch zupełnie bez sensu, który nie pasował do niczego, ani właściwie też na mnie, co gorsza, miałam tendencję do niewyrzucania niczego "bo przecież moze się przydać/moda wróci, itp." Mój wyjazd na erasmusa podziałał dość leczniczo, bo po pierwsze musiałam ograniczyć liczbę zabieranych ubrań (oczywiście nie brakowało mi żadnej pozostawionej w kraju rzeczy, nawet nie pamiętałam co tam mam w szafie, a wręcz żałowałam, że wzięłam kilka bluzek, które przez pół roku włożyłam raz czy dwa, głównie dlatego, żeby nie było, że wiozłam ciuch i go nie używałam), po drugie szkoda mi tam było wydawać kasę na ciuchy, bo w Szwecji wszystko jest drogie i wolałam przeznaczyć pieniądze na wycieczki czy imprezy, po trzecie, nawet jak czasem coś mi się w sklepie podobało, to miałam świadomość, że niekoniecznie będę mieć miejsce w walizce, by przywieźć to z powrotem, więc musiało to być coś naprawdę super, żebym to kupiła. W ogóle przeszła mi od tej pory ochota na chodzenie po sklepach,kupowanie ciuchów. Pomógł mi w tym Twój pomysł zaplanowania "idealnej garderoby" – mam teraz krótką listę rzeczy i od pół roku nie kupiłam chyba niczego, co by się na niej nie znalazło.
Mam wrazenie, ze wszystkie te porady juz sie pojawialy wczesniej na blogu, a ten post nie wnosi niczego nowego. Co nie znaczy, ze post jest zly. Wrecz przeciwnie- caly cykl o zakupowym minimalizmie jest fantastyczny. Czekam jednak na cos nowego :)
Brawo za 10. punkt. Szoping a nie moda – oto nasz problem
Tak jak powyżej dziewczyny piszą, chyba nie ma innej rady niż delikatnie wytłumaczyć, że to nie Twoja bajka. Trzymam kciuki:)
Taak, Pinterest dobra rzecz, można się napatrzeć i jakoś się odechciewa kupować jak się przeczeka ten moment impuslu.
Ale mi miło, dziękuję bardzo, pozdrowienia!
Paulina, żeby ubranie miało metkę made in Italy, nie musi tam być nawet za bardzo produkowane – bardzo często zdarza się że marki postrzegane jako luksusowe szyją fragmenty ubrań na Dalekim Wschodzie i dopiero składanie wszystkiego razem odbywa się we Włoszech czy we Francji.
Chyba żadnej innej niż wymienione w dotychczasowych postach, mechanizm działania jest właściwie ten sam, czy wydajemy 500 czy 5 zł.
ale super:)
Nie mam, chyba najlepiej zastanowić się w czym jest później lepsze niż teraz (domyślna odpowiedź: w niczym:))? To takie trochę ubraniowe zawieszenie, dużo łatwiej się skupić na tym co tu i teraz. Ja swoje ulubione ciuchy lubię tak bardzo, że mam je ochotę nosić non stop, a jak się zniszczą, to ratuję póki się da – moje czarne zimowe botki chyba już cztery razy były u szewca:)
Foster Marine, może Aga Prus?
Dzięki bardzo – już obczajam!:)
Bardzo dobry wpis.Strasznie przyjemnie czyta się Twojego bloga, masz dar zgrabnego operowania słowem. :)Fajnie, że są osoby "w opozycji" do wszędobylskiego zafascynowania sieciówkami i konsumpcyjnym stylem życia.Ja od jakiegoś czasu ubieram się głównie w lumpeksach. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że 70% mojej szafy, to ubrania z SH. Tylko jeszcze muszę popracować nad odpowiednią selekcją ubrań. ;)Pozdrawiam. :)
Bardzo cenię sobie Twojego bloga odkąd poszłaś w kierunku przemyślanych zakupów i slow fashion. Cieszę się, kiedy widzę nowy post, bo wiem, że nie będzie tylko i wyłącznie listą ubrań, które masz na sobie. Nie mówiąc o tym, że inspiruje to do zastanowienia się nad tym, co ma się w szafie i jak to się odnosi do tego, co ma się w sobie (a co za tym idzie oddania potrzebującym 3 wielkich worów wypełnionych odzieżą, obuwiem i torebkami, jak to się stało w moim przypadku) Tak trzymać! :)
Ja swego czasu bardzo duzo chodzilam po lumpeksach i zaczelam kupowac wszystko co mi sie podobala, bo tanie i ladne, zupelnie nie myslac o tym, czy mi sie przyda. Teraz wiekszosc zakupionych w sh ubran staram sie sprzedac..
Anegdota do punktu 5 – w zeszłym tygodniu udałam się z Rodzicielką na zakupy i w wyniku tego posiadam nową sukienkę. Podczas dzisiejszej wizyty u Rodzicielki 5 razy usłyszałam, że ABSOLUTNIE KONIECZNA jest nowa marynarka do tejże sukienki. Uroki pokoleniowej czkawki po gospodarce niedoboru ?
Przyjemnie się czyta, pomimo że długie :)http://mlovelinessm.blogspot.com/ zaczynamy dopiero, ale zapraszamy :)
Uwielbiam jak piszesz o minimalizmie! Ostatnio trochę mi tego brakowało, więc podskoczyłam z radości jak zobaczyłam nowy wpis :). Zainspirowałaś mnie i bardzo Ci za to dziękuję. Pomimo, że mam jeszcze wielkie braki w szafie i dużo rzeczy niepotrzebnych to jednak idę do przodu. Czekam na kolejne wpisy z tego cyklu :)
długo piszesz, ale ciekawie ;)zapraszam: http://youbeefashion.blogspot.com/
Zmieniłam rozmiar garderoby z 44 na 38.Poradź mi proszę co powinnam kupić, aby móc cieszyć się tą zmianą i spotykać z ludźmi, a nie wpaść w wir nieopanowanych zakupów.
Jesteś świetna! bardzo miła odmiana gdy człowiek jest zarzucany blogami pełnymi "idealnych" osób, które robią "idealne" rzeczy. pozdrawiam!
dziękuję za te wpisy :) moze zabrzmi to patetycznie, ale w sobote spedzilam dzieki twoim wpisom pol dnia w mojej szafie podejmujac radykalne decyzje i podzialalo – zawartosc zminimalizowana bez sentymentow :)
mam to samo! :D Rodzicielka koniecznie chce kupowac mi cos nowego, mimo ze tego nie potrzebuje, jestem wielka fanka sh i od jakiegos czasu kupuje ubrania w wiekszosci w sh – wymaga to czasu oczywiscie – chodzenie, szukanie, czytanie metek, sprawdzanie jakis dziwnych marek, ktore czasami okazuja sie calkiem niezle ;)Rodzicielka na haslo wyprzedaze juz zaplanowala trip po galeriach, a mnie na mysl o szmatach z zary czy nedznych marynarkach i koszulach spod znaku LPP robi sie slabo – 100% polyester za 100 zł O_o
hmm, najlepszym rozwiązaniem jest po prostu brak kasy, mnie to skutecznie hamuje ;]
Asiu,Mój komentarz będzie znacznie różniący się od powyższych. Błagam, poradz co zrobić, gdy jest się zakupoholiczką. Nie nadużywając tego słowa, mam problem z kupowaniem ubrań i tak naprawdę wszystkiego. Łapię się na tym, że jeśli nie kupię czegoś w danym dniu (gazety, lakieru do paznokci, ciucha) to chodze struta. Mam z tym poważny problem. Wiem , że nie jesteś psychologiem, ale błagam powiedz, od czego zacząć, bo niedługo zwariuję. Nie muszę mówić już o tym ,że gdy wracam do domu, dana rzecz staje się niepotrzebna….Moja szafa pęka w szwach a i tak nie mam za bardzo w czym chodzić. Wydaję pieniądze na ubrania w których ktoś wygląda dobrze, niekoniecznie ja.Będę wdzięczna za wszelkie rady.uściski,emma
Bardzo dobre rady :)Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, ubrania kupowała mi mama na lokalnym targu. Mieć coś ze sklepu – łał, to było coś! Zawsze jednak cieszyłam się z nowych rzeczy – szybko rosłam, więc rodzice nigdy nie kupowali ich zbyt dużo. W liceum rozpoczął się u mnie okres zakupów w galeriach handlowych. Jeździłyśmy z przyjaciółką do innego miasta z odłożonymi wcześniej pieniędzmi i "szalałyśmy" na wyprzedażach. Pamiętam jakąś letnią, na której wzbogaciłam się o szorty, t-shirt i strój kąpielowy. Wszystko założyłam na siebie po powrocie do domu i paradowałam w tym przez cały dzień. Każda nowa rzecz wciąż cieszyła, szafa była uboga, ale wystarczająca.Pojawiła się era lumpeksów z niezłymi, markowymi rzeczami za 5zł/sztuka. Szło się w dzień dostawy i nigdy nie wracało z pustymi rękami. Dostawa była co tydzień, szafa rosła… Do tego doszły jakieś zakupy w galerii, przeceny, podejście "co z tego że mam już 5 białych t-shirtów, ten jest przeceniony, więc na pewno się przyda" i ostatecznie mam stertę rzeczy niepotrzebnych. Najmniej służy mi kupowanie pod presją "bo jest promocja", choć ostatnio udało mi się sobie przetłumaczyć, że promocja jest właściwie CIĄGLE, zawsze sie jakaś zdarzy, więc mogę kupić daną rzecz za miesiąc czy rok, kiedy naprawdę będzie mi potrzebna i naprawdę mnie ucieszy. I to bez poczucia winy, że znów wydałam pieniądze na coś, czego nie będę w najbliższym czasie używać. W "leczeniu" mojego lekkiego zakupoholizmu pomaga mi też właśnie "test prasowania". Jakiś czas temu kupiłam sobie kilka sukienek. Mieszkam w akademiku i mam dość ograniczoną przestrzeń na ubrania, więc nawet jeśli wiszą na wieszakach, trochę się jednak gniotą. Spostrzegłam, że rzadko kiedy chce mi się prasować coś przed wyjściem, więc wybieram tę kieckę, która najmniej się wygniotła. Zwykle mam wybór spośród 2 sukienek, które nie są pogniecione, mimo, że dysponuję dziesięcioma. Jakis czas temu niemal kupiłam jedenastą, zrezygnowałam dlatego, że wiedziałam, że i tym razem nie uda mi się dotrzymać obietnicy dawanej samej sobie: "jest tak śliczna, że na pewno będę wolała wyprasować ją i założyć, niż ubrać to co zwykle". Wcale nie, wcale mi sie nie będzie chciało nawet patrzeć na żelazko. Nie chodźmy po galeriach z nudów, nie prowokujmy się :) Jest tyle ciekawych rzeczy, które mogą pomóc nam się "wyleczyć" – rower, książki, przyjaciele :)PozdrawiamMarta
Bardzo podoba mi się kierunek jaki obrał Twój blog, posty i spójność z Twoim obecnym stylem życia. W związku z ciuchowym detoksem i rewolucja w szafie, która masz za sobą, a w której jestem trakcie, chciałam Cię zapytać i się poradzić:co zrobiłaś zatem w tymi wszystkimi rzeczami, które zalegały i które stwierdziłaś ze do Ciebie nie pasują? Wiem, ze opcji jest wiele:aukcje internetowe, komisy, swapy, oddanie po rodzinie i wśród przyjaciół, wreszcie wrzucenie do pojemników na odzież. Posta chyba o tym nie było, a w sumie fajny temat;)choć swap to fajna akcja-jednak ja nie potrzebuje nowych "Szmat" w zamian za swoje stare, a o ciuchach z pojemników słyszałam ze wcale nie trafiają tam gdzie rzekomo maja i potem zalegają na wysypiskach śmieciMam naprawdę sporo rzeczy, nierzadko nowych, z metkami, które nie ukrywam chciałabym upłynnić, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na zgoła zupełnie niezakupowe i nieubraniowe cele, ale przygotowanie aukcji internetowych wymaga sporo nakładów czasu i pracy i nie wiem czy warta jest skórka za wyprawkę?Najfajniejsza byłaby forma wyprzedaży garażowej, tak popularnej w USA czy Europie Zachodniej. Jest klient, dogadujemy cenę, jest realny i szybki zysk i pozbycie się niepotrzebnej rzeczy-znalezienie jej nowego właściciela i danie jej drugiego życia. Próbowałam nawet namówić parę osób, i zapytać o radę celem organizacji takiej akcji, ale pozostało to bez odzewu:/ Będę wdzięczna za Twoje porady i doświadczenia w tym temacie. Pozdrawiam serdecznie Lena
Mądre i rozsądne. Sama wiem po sobie jak jeszcze w czasie studiów nie było chyba tygodnia, żebym co najmniej ze dwa razy nie odwiedziła galerii handlowej i nie kupiła jakiegoś gówna. Teraz o wiele rzadziej robie zakupy, bo po prostu nie mam czasu ale i potrzeby. Ale aż się prosi spytać, które blogerki Twoim zdaniem absolutnie nie spełniją Twoich zasad :) pozdrawiam Martyna
przeglądając blogi, których właścicielki mają ciągle nowe ciuchy stwierdziłam, że to nudne przecież nie mają nawet czasu na to, żeby nacieszyć się konkretnym strojem. i czym im się to wogóle podoba? czy one wogóle mają własny styl? to co dawniej sprawiało mi przykrosć, bo nie moge sobie pozwolić na 10 nowych bluzek, 5 spódniczek i 2 pary butów w miesiącu teraz przyprawia mnie o obrzydzenie. czytanie modowych blogów i magazynów może wyleczyć z szybkiej mody.
Jest jeszcze jedna zaleta unikania hast hashion – ekologia. Nie produkuje się tyle śmieci w postaci niemodnych ubrań i przy okazji zamiast kilku poliestrowych ciuchów można sprawić swojej skórze niespodziankę kupując np. coś lnianego. Swoją drogą kocham len. :P
Świetny, bardzo przydatny artykuł. Miałam dokładnie to co opisałaś w pierwszym punkcie. Od kiedy zaczęłam czytac blogi, czuję obrzydzenie do sezonowych trendów. Nie ma w mojej szafie pasiakow, pasteli itp.
Kolejny post, w którym mądrze prawisz ;) Tyle się mówi, że slow to tylko kolejna moda, ale oby więcej takich trendów! Ten zrozumie, kto pozbył się nadmiaru i kto bardziej cieszy się, kiedy sobie czegoś odmówi, a nie kiedy to kupi. To nie jest sztywny slow bez zastosowania w życiu, tylko konkretne porady! Bardzo mnie cieszy, że mam w tej kwestii podobne przemyślenia. I to rozgraniczenie na interesowanie się modą „na serio” a shoppingiem. Ktoś interesujący się ubraniami nie musi być głupi, może mieć wysoką inteligencję estetyczną :)
„Wyglądać tak samo w nietypowy sposób” – świetnie to ujęłaś. Pokazuje się nam, że oryginalność jest tylko jedna, do tego tak brzydka i antykobieca, że zastanawiam się, kiedy patrzę na te wszystkie rzeczy, czy to ja jestem sztywniarą, czy ktoś próbuje mi coś wmówić.
Do testu prasowania można dodać też test prania ręcznego – ale odpada, jeżeli pralka jest z tych nowszych i ma taki program.
nie zgodzę się w paru punktach ale co tam
ja do tej pory nie mogę przeżałować jak kilka lat temu nie kupiłąm pewnej torebki i spodni oraz pary butów
Kurcze, znalazłam Twojego bloga dość niedawno, zaczęłam czytać, gdy pisałaś o swojej wycieczce na Podkarpacie, a teraz siedzę i czytam prawie wszystkie Twoje posty po kolei i jestem zachwycona! Głównie faktem, że udało mi się na Twojego bloga trafić, ale również tym, że to co piszesz tak bardzo do mnie przemawia i znajduję w tym tak dużo sensu, że wiem, że z pewnością wprowadzę w swoje życie wiele zmian. Już jakiś czas temu myślałam o tym jak bardzo chaotycznie robię zakupy, jak to wszystko jest jednak głupie i sama zaczęłam sobie coś tam myśleć o tym, że muszę kupować ciuchy w sposób bardzo przemyślany i nie w ilościach hurtowych. To działa! Teraz jednak jeszcze bardziej się do tego przyłożę i do 'akcji’ włączam również kupowanie książek! Prowadzę bloga książkowego i odkąd go mam, kupowanie książek dosłownie stało się moją chorobą! Wczoraj po czytaniu Twojego bloga podjęłam pierwszą ważną decyzję w tej sprawie. Żadnych nowych książek do końca tego roku! Na półkach i e-booku mam spokojnie ponad 100 nieprzeczytanych, a ja myślałam o następnych… Super, że jesteś, od teraz jestem Twoją stałą czytelniczką :)
Ooo, to bardzo się cieszę i będę do Ciebie wpadać po książkowe polecenia:)
Hej! Znalazłam Twojego bloga kilka dni temu i jestem zachwycona! Przekopuję Twoje archiwum, znalazłam dla siebie wiele inspiracji i powoli zaczynam dojrzewać do zmian. Ten wpis jest świetny i mimo że nie zdarza mi się niczym zombie biegać bo galeriach, to w mojej szafie jest zbyt wiele „niewyraźnych” ciuchów, których wcale nie lubię, a które czekają na „lepszy czas”, bo kiedyś na pewno je włożę. Zaczynam zmiany od dziś, zaraz otwieram szafę!
Super, powodzenia:)
nie umiem kupować mniej – mam wrażenie, że umiem kupować jedynie więcej i więcej! jak odwiedzam galerię Nico pod Poznaniem to aż ne sposób się obejść bez kupienia wiecej – takiej jakościu ciuchyw tak niskich cenach? u nas tego nie ma! a tam jest!
Test prasowania jest genialny w swojej prostocie! Genialnie weryfikuje co jest nam niezbędne, a bez czego można się obejść. Ja co jakiś czas zmuszona brakiem miejsca na wieszakach robię selekcję, ale przychodzi mi to z trudem bo żal mi się pozbywać dobrych ciuchów. Jednak zamiast gromadzić je po piwnicach lub co gorsza wyrzucać, wolę oddać niepotrzebne rzeczy na akcje charytatywne, np. Pomaganie przez ubranie.
Jeżeli ktoś chce mniej kupować to wystarczy brać mniej pieniędzy. Prosta zasada,ale czasami ciężka do zrealizowania. Najlepiej jednak żeby mnie wydawać warto zrobić sobie listę tego czego najbardziej potrzebujemy i starać się jej trzymać. I małymi kroczkami ograniczać dzięki temu wydatki.