Kwiecień był dla mnie wyjątkowo intensywnym miesiącem i wolnego czasu miałam drastycznie mało. Mimo tego udało mi się odkryć kilka ciekawych rzeczy (co to byłby za miesiąc, gdyby się nie udało!), albo przynajmniej re-odkryć już znane. Podzielcie się też koniecznie swoimi znaleziskami, zawsze z niecierpliwością na nie czekam.
Amanda Brooks „I love your style” – książka z kategorii „przewodnik po stylach”, którą mogliście zobaczyć na
zdjęciu z poprzedniego miesiąca. Czytanie jej szło mi wyjątkowo wolno, bo mniej więcej co trzy strony miałam ochotę rzucić nią o ścianę. Zwykle w ogóle nie sięgam po tego typu pozycje, ale zaciekawiła mnie
recenzja autorki bloga Minimal Plan (jak już zajrzycie ją przeczytać, to rzućcie okiem na inne posty, jak już kiedyś pisałam – warto!). I faktycznie, na pewno nie jest to typowy poradnik a’la Trinny i Susannah, jednak Amandzie Brooks też nie udaje się uciec przed generalizowaniem – nie mam jej teraz przy sobie, ale o ile dobrze pamiętam, pojawiło się tam stwierdzenie że kapelusze czy czapki nadają się wyłącznie dla osób o prostych włosach, takich uwag jest zresztą dużo więcej. Amanda sporo przykładów ilustruje używając archiwalnych zdjęć, książka ma więc formę wizualnego pamiętnika stylu, co mogłoby być bardzo ciekawe, gdyby autorka podarowała sobie wspominanie o bogatym mężu i znanych koleżankach w co drugim zdaniu. Postanowiłam ją jednak umieścić na liście, bo jest pełna ciekawych, nieoczywistych inspiracji i może być traktowana jako punkt wyjścia do dalszych poszukiwań – Amanda podaje wiele adresów, tytułów książek, filmów itd. i część z nich jest naprawdę ciekawa.
Martin Raymond „Trend Forecaster’s Handbook” – od dawna mam tę książkę na półce, była moim głównym podręcznikiem, kiedy studiowałam prognozowanie trendów w Warszawie. W tym miesiącu przeczytałam ją jeszcze raz, bo od kilku tygodni mam okazję pracować w firmie jej autora – napiszę o tym wkrótce więcej. Jeżeli ciekawi Was jak faktycznie wygląda praca „prognozowacza trendów”, to ta książka będzie doskonałym wprowadzeniem. Niestety nie została przetłumaczona na język polski, podobnie zresztą jak „I love your style”
Sugar Man– już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tyle osób polecało mi jakiś film, ba, dopytywało przy każdej możliwej okazji czy może już widziałam. Każda z tych osób zaznaczała, żebym nic przypadkiem o filmie wcześniej nie czytała, nie będę więc też psuć niespodzianki tym z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji go zobaczyć. W ogromnym skrócie – opowiada historię muzyka Sixto Rodrigueza, która wydarzyła się chyba w ostatnim możliwym momencie, w którym mogła się wydarzyć. Godna uwagi jest też cała muzyka – płyty Rodrigueza na stałe zagościły na mojej playliście. Zobaczcie!
Gra o Tron – nie jestem serialowym maniakiem i rzadko któremu udaje się przykuć moją uwagę na tyle, żebym zaczęła oglądać go regularnie. Dla nowego sezonu Gry o Tron wstaję w poniedziałki (!) godzinę wcześniej, żeby zdążyć rano obejrzeć nowy odcinek. Może to kwestia tego, że pół dzieciństwa spędziłam grając w Magię i Miecz, a później przerzuciłam się na Baldur’s Gate i od tamtej pory nie gram w gry komputerowe, bo uważam że nie można wymyślić niczego lepszego (no chyba że BG III), więc sentyment do smoków, mieczy i eliksirów robi swoje, ale poważnie rozważam umieszczenie GoT w swojej złotej trójce ulubionych seriali, zaraz obok Przystanku Alaska i That 70’s Show. Jeżeli chodzi o bohaterów, to Tyrion jest zdecydowanie super, ale i tak kibicuję Daenerys. Team Khaleesi!
The Road is Home – jedno z tych najlepszych miejsc w Internecie. Jeżeli jakimś cudem nie trafiliście tam wcześniej, wiosna to idealny moment. The Road is Home to blog/pamiętnik Nirrimi, utalentowanej dwudziestoletniej australijskiej fotografki, pokazujący robione przez nią sesję (na przykład piękną kampanię dla Billabonga –
1,
2,
3,
4,
5), ale także jej prywatne życie rodzinne, z cudowną małą Albą w centrum uwagi. Koniecznie, koniecznie tam zajrzyjcie.
Powiększenie – niedzielna audycja o modzie w radiowej Trójce, prowadzona przez Annę Gacek. Pamiętam że pierwszej słuchałam jeszcze w Polsce i nie przypadła mi go gustu – miałam wrażenie że jest jakaś taka rozmyta, o wszystkim i o niczym. Dałam jej drugą szansę kilka tygodni temu, szukając czegoś, co zajmie mi umysł przy prasowaniu, ruszyłam jednak w drugą stronę, od najnowszych odcinków, i tym razem bardzo mi się spodobała. Powiększenia można posłuchać online, szczególnie polecam Wam odcinek o Davidzie Bowie, z udziałem Poli Madej, stylistyki odpowiedzialnej za naszą sesję do Vivy Mody sprzed kilku lat.
Pole Dance, czyli taniec na rurze – mam taką (długą i ciągle rosnącą) listę z rzeczami, które chciałabym w życiu zrobić i zobaczyć, może zresztą kiedyś opublikuję tu jej fragmenty. Odkąd zobaczyłam ten filmik, pojawiła się na nim pozycja „nauczyć się tańczyć na rurze”. A ponieważ nie lubię mówienia o czymś miesiącami bez podejmowania konkretnych działań, zapisałam się miesiąc temu na lekcje i zdążyłam się już nauczyć paru sztuczek. Odkryłam też, że to dużo trudniejsza sprawa niż mi się wydawało, a już na pewno trudniejsza niż wygląda na filmach. Daruję sobie tłumaczenie, że to sport, który nie ma nic wspólnego z barami ze striptizem (gdzie rury zamontowane są zwykle w celach wizualno/wijących i mało kto faktycznie tam na nich tańczy), myślę że to dyscyplina, która na tyle się upowszechniła, że nie muszę już tego robić. Spróbujcie kiedyś sami, nie wiem czy robiłam kiedyś coś równie fizycznie wymagającego.
40 thoughts on “Diggs of the month: kwiecień”
boska!
Uwielbiam I love your style ^^
http://valentinemarierose.blogspot.com/
Uwielbiam The Road is Home. Post Nirrimi o porodzie wzbudził we mnie chęć bycia w ciąży- i to już najlepiej świadczy o tym jaką niesamowitą miał moc.
Piękne zdjęcia, wspaniały tekst, jej życiorys i życie rodzinne też.
Coś się ta nasza blogosfera uparła na promowanie Sugar Mana…nie mogę już o nim czytać, ale bardzo możliwe, że niedługo sama wtrącę w jednym zdaniu swoje trzy grosze;)). A film był oczywiście świetny.
Zaskoczył mnie dobór muzyki do tańca – nie kojarzę pole dance z tanimi barami i nawet sama chętnie nauczyłabym się tańczyć, ale zadziwiło mnie, że soundtrack nie był powolną, seksowną piosenką.
bardzo ciekawy post :)
pozdrawiam,
http://www.zabic-garsonke.blogspot.com
Ale jak to – świetny, polski „Wiedźmin”?
No dobra, w Wiedźmina też grałam, ale znudziło mi się chodzenie po bagnach – do BG się nie umywa:)
Film juz od jakiegos miesiaca czeka na liscie i pewnie obejrze go w najblizszych dniach. O serialu slyszalam wiele dobrego.. Otworzylam wlasnie strone The road is home i zatkalo mnie, wystarczylo jedno zdjecie i od razu wiedzialam ze to genialny blog.. Dziekuje za inspiracje i ide zachwycac sie dalej.
Shadow Of Style
ja ostatnio odkrylam bloga http://www.gabifresh.com/.
swietny.
pokazuje ze nie tylko chude dziewczyny moga swietnie wygladac.
sama mam problemy z waga wiec ten blog jest dla mnie inspiracja.
halcia
o-kurcze, halciu, zaskoczyłaś mnie! generalnie uważam, że lepiej pracować nad sobą niż twierdzić 'jestem, jaki jestem i nikomu nic do tego’ (i tyczy się to każdej dziedziny życia), ale ten blog jest naprawdę ekstra! świetne wyczucie stylu, wow:)
nigdy nie zrozumiem promowania takich kształtów – żeby to jeszcze były kobiety w rozmiarach 4x… ale przecież te damy tam są zwyczajnie obleczone tłuszczem i otyłe. wiem, że każdy może przytyć, ale już chociazby dla własnego zdrowia, należy z tym walczyć, a nie przyklaskiwać…
dodam,że sama nie jestem chuda, nie uważam, ażeby (x)s było jedynym słusznym rozmiarem, ale popadanie ze skrajności w skrajność to patologia.
jako osoba otyla, ktora nad soba pracuje moge powiedziec ze takie blogi sa bardzo potrzebne. bo co zrobic jesli przytyje sie z powodu lekow i nagle trzeba szukac ubran w rozmiarze 46.taki blog dodaje nadzieji ze mozna rowniez w tym okresie przejsciowym dobrze wygladac. a dla osoby ktora ogolnie zle sie czuje w swoim ciele jest to bardzo wazne.
nie sadze ze w tym blogu chodzi o promowanie takich ksztaltow, raczej o akceptacje swoich niedoskonalosci. skad wiesz ze akurat autorka bloga nad soba nie pracuje?
halcia
the road is home to chyba najpiękniejszy blog, jaki oglądam (i czytam). tyle emocji.
Magia z Khaleesi ♥
jeśli chodzi o 'sugar man’, jestem kilka dni po seansie i uważam, że jest to absolutny 'must see’, bo historia jest wyjątkowo piękna i urzekająca. nie wiem, czy czytałaś artykuł http://www.wprost.pl/ar/390339/Filmowe-klamstwa/ ale jeśli film Ci się podobał, to myślę, że zawsze warto zgłębić trochę wiedzę na jego temat, chociaż generalnie z negatywnym wydźwiękiem tego tekstu ciężko mi się zgodzić.
i również jestem w 'team khaleesi’;) zawsze się ożywiam, kiedy historia przenosi się na drugą stronę wąskiego morza:)
Twój post przypomina mi ekskluzywny moment w poczekalni u dentysty. Na stoliku wala się góra czasopism, których w realu nie wzięłabym nawet do ręki. Na moim nakastliku usnął poraz kolejny Doktor Faustus, igła z nitką i zmemłany kupon materiału (tak, jestem designerem. Szyję coś). Telewizji nie mam. Radia słucham sporadycznie. Z laptopem na kolanach sprawdzam, kto się ostał na Ziemi. Nie wszyscy popełnili seppuku ostatniej nocy? A tu nagle Amanda. Dzięki za Amandę. Dzięki Amadzie za Blondie na jej blogu. Kawakawakawa i spróbuję rozkminić jak to się robi, żeby mieć koleżanki i bogatego męża. Proste włosy i kapelusz już mam. Cheers<3, Babette.
Books:
How the Soldier Repairs the Gramaphone, Saša Stanišić
Dukla, Adrzej Stasiuk
Film:
Fine Dead Girls, Dalibor Matanić
Shame, Steve McQueen
Internet:
Your blog…
Which I have to say is amazing. It is always great to read these posts. Though only well dressed and not expressive, I do have an interest for your topics for fashion. What interests me is your approaches to writing about it; your concerns about the industry, with consumption and personal value of clothing/daily identity building. Obviously, there are the posts where you write about other subjects, all seem to be of interest. Obviously, your photographs are well shot. More kind words, assuredly, but I’ll refrain, for my first comment, from saying more.
Best,
Nikos
hej :) Jestem Twoją czytelniczką od jakiegoś czasu i rzadko komentuję, ale dzisiejszy post jest na tyle świetny, że pomyślałam o krótkim komentarzu. Po pierwsze, uwielbiam to, że na Twoim blogu są same konkrety, nie ma postów 'śmieciowych’, które są po to, żeby po prostu były.
Z dzisiejszego posta mam ochotę spróbować wszystkie rzeczy, o których pisałaś. Książkę o stylu kupię na pewno, będzie dobra na odstresowanie się po sesji :)
O 'Grze o tron’ dużo słyszałam i też nie jestem fanką seriali, ale w końcu chyba się skuszę, ale najbardziej podoba mi się wspomnienie o tańcu na rurze. Filmik z tą tancerką jest niesamowity. Już zaczynam googlować szkoły tańca w moim mieście ;) Informuj nas o swoich wynikach w tym sporcie, to bardzo inspirujące!
Świetny blog!
xx Kaśka
Sugar mana widziałam i zgadzam się, że warto poświęcić te kilka(naście?) minut. Do Gry o tron 'zabieram się’ od dłuższego czasu, może wreszcie go znajdę :) A co do pole dance, to nigdy nie próbowałam, ale wierzę na słowo, że na pewno jest jedno z bardziej wykańczających aktywności fizycznych. A teraz lecę na 'the road is home’! Dzięki Asiu, za kolejną dawkę inspiracji.
Marta, BB
Właśnie też zabieram się powoli do Gry o Tron, bo słyszałam opinie o serialu bardzo pozytywne. Paradoksalnie książka jest podobno okropnie napisana – co dla mnie jest nowością, zawsze książki są lepsze niż seriale/filmy.
Natomiast blog, który poleciłaś – genialne fotografie, bardzo emocjonalne i jednocześnie proste formą, niezwykle inspirujące!
Jak to powiedział kiedyś Sapkowski, nie ma to jak oceniać Mona Lisę na podstawie reprodukcji w starej gazecie i mówić, że małe, niewyraźne i czarno-białe.
Gra o tron okropnie napisana? Radzę przeczytać i dopiero się wypowiedzieć.
Zawsze w takich sytuacjach przypomina mi się, co powiedział Sapkowski – że ocenianie czegoś, czego się nie zna, jest jak opisywanie Mona Lisy na podstawie reprodukcji w gazecie i narzekanie, że czarno-białe, małe, nieostre i do niczego.
Gra o tron okropnie napisana? Przeczytaj – oceń, nigdy w odwrotnej kolejności.
koniecznie zacznij oglądać serial GIRLS! jestem pewna, że Ci się sposoba;)
i niecierpliwie czekam na wieści z Peru:)
m.
dziękuję! oglądałam i podobał mi się, chociaż mam parę zastrzeżeń – teraz przyszło mi do głowy, że może zrobię kiedyś post o ulubionych serialach. dzięki jeszcze raz!
uwielbiam bloga The Road is Home, oglądanie tych zdjęć jest takie uzależniające :)
pole dance! dla mnie to jak akrobatyka, tylko zamiast na jakiejś linie to na rurze, a nie tańce w stringach, w barach przed starymi mężczyznami. Też bym sie zapisala na lekcje ale niestety nie mam kasy a wyobrażam sobie ile by bylo krzyku gdybym powiedziala rodzicom o tym ;)
Trochę marzę o pole dance, ale na razie moje mięsnie chyba by mnie za to zabiły 0 dosłownie ;) Od dawna obserwuję warszawską Oh La La i podziwiam BARDZO. Kto wie, może to jeszcze Twoje filmiki na YT będziemy podziwiać :D
Moim odkryciem miesiąca zdecydowanie była książka „Łowcy milionów” – wywiady z polskimi przedsiębiorcami, które naprawdę dają optymistycznego kopa do działania. W końcu nie ma narzekania i marudzenia, tylko rozmowy o działaniu, sukcesie. W internecie krążą pojedyncze wywiady i dla mnie są świetne, na pewno będę do nich wracać. Szkoda, ze z branży mody praktycznie nikogo nie było (np. z LPP), ale może pojawi się kiedyś część II :)
Dołączam do team khaleesi! Uwielbiam tę postać i aktorkę :-)
Ja ostatnio choruję na serial „Dr. Who”. Wciągnęłam się strasznie. Może też dlatego, że jest tak cudownie brytyjski :-)
Taniec na rurze wydaje mi się strasznie wymagający fizycznie. Mam rację? Zawsze myślałam, że jestem zbyt wielką łamagą, żeby w ogóle tego spróbować, choć też mnie zachwyca filmik, który Ciebie zainspirował :-)
uwielbiam Twojego bloga! jaka jest szansa że zaczniesz pisać częściej? Prooooszę
KHALESSI Forever <3
the road is home!!! ja ostatnio odkryłam http://www.parisdailyphoto.com/ (ah, ten paryż) i http://wolvesandbucks.blogspot.co.uk/ ładne zdjęcia.
czekam z niecierpliwością na kolejne posty!! pozdrawiam z paryża, ula
http://biftekforever.wordpress.com/
świetnie, że odkrywasz, próbujesz nowych rzeczy, taniec na rurze zawsze mi się podobał, ale mam chyba za słabe ręce na ten sport :)
Pozdrawiam :)
Też uwielbiam bloga Nirrimi! I wpadłam na niego dokładnie rok temu w maju- zgadzam się, że to idealny czas, aby go odkryć :) Przy okazji mogę polecić piosenkę Radical Face- Welcome Home, która jakoś nieodzownie się mi z The Road is Home kojarzy. A skoro już tak w temacie fotografii, to dorzucam kilka moich ostatnich odkryć z tego zakresu, może akurat coś Ci wpadnie w oko:
http://www.flickr.com/photos/greg-pths/
http://www.candacemeyer.com/
http://www.flickr.com/photos/aliscarpulla/
http://www.flickr.com/photos/maratsafin/
http://www.flickr.com/photos/25075066@N07/
http://www.flickr.com/photos/carelessedition/
Z niecierpliwością czekam na relację z Peru! :)
n.
Z seriali polecam jeszcze Mad Mena :) spróbuj :)
czytam bloga już od lat, komentować zdarzyło mi się tylko kilka razy ale poczułam silną więź i naglącą potrzebę skomentowania kiedy dotarłam do rurki :D
Sama ćwiczę pole dance od roku i jeśli nauczyłaś się czegoś w ciągu miesiąca to jesteś mistrzynią (chyba że mowa o samych spinach:) ) ja dziś zrobiłam butterfly’a. Pewnie byłoby wcześniej, gdybym wcześniej trenowała coś, co angażuje ręce bardziej niz trzymanie kijek w jeździe na nartach ;)
Nie zgodze się jednak z tym, że w klubach ze striptizem mało się tanczy- mało to ja tancze na zajeciach, głównie robie triki albo jakies sekwencje trikow ;-) zdarzylo mi sie tez byc w klubie ze striptizem (i to w Polszy) i widziałam pare inwertów ;) ale jednak nei da się ukryć, ze jest to zupełnie coś innego!
Słyszałaś o chinese pole? (nie wiem czy link się otworzy, bo pochodzi z mojej playlisty Jesse Huygh Chinese Pole http://www.youtube.com/watch?v=6iE8wvaa-Rk&list=PL99531D7BDD3A1235)
Jeśli chodzi o Jenyne to rządzi wystep z Tokyo!
W sobotę ide na kółko (hoop) i szarfy :) Trzymam kciuki za przygodę z rurką, nie zniechęcaj się- it always seems impossible, until it is done!
Ja polecam ten dokument:
http://www.edulandia.pl/studia/1,125954,13847239,_Ubierz_mnie____zaproponowala_studentka__I_wygrywa.html
„Małgorzata Goliszewska, studentka multimediów Akademii Sztuki w Szczecinie, postanowiła chodzić ubrana tak, jak chce mama, babcia czy koleżanka. Zrobiła o tym film, na który przez cały rok sypią się nagrody”.
Ciekawe, jak ci się spodoba.
Moim największym filmowym odkryciem poza „Into the wild” (ale to już pewnie wszyscy widzieli) był film „Perfect sense”- niesamowita historia, która sprawia, że zaczynamy postrzegać otaczający nas świat zupełnie inaczej. Ciężko po nim wrócić spokojnie do rzeczywistości, polecam :)
W gre o tron też sie wciągnęłam, aż przeczytaliśmy z mężem sagę (tzn te części, które już są wydane). A fanką seriali również nie jestem. Jeden z nielicznych (tych nowych), które mnie zachwyciły, był Rzym, rewelacja, i co ważne tylko dwa sezony, nie ciągneli go w nieskończoność.
Ciekawa jestem bardzo tego Sugar Man, muzyka mnei zachwyca.
I muzycznie ostatnio jeszcze UL/KR. Bardzo bardzo.
A filmowo…ubogo u mnie w tym temacie w tym miesiącu, ale polecam baaardzo pewien rewelacyjny dokument o Jamajce, widziałam go na festiwalu w Zwierzyńcu i ostatnio sobie przypomniałam, nazywa się Man free, jest do obejrzenia gdzieś w sieci.
Z innych (to dlatego ubogo filmowo;) ) wciągnęliśmy się bardzo z planszówkę Puerto Rico. Mamy ją już od jakiegoś czasu, ale teraz mieliśmy okazję grać w więcej niż dwie osoby. Fajna:)
pozdrawiam:)
Również polecam UL/KR. Nie mogę się doczekać ich koncertu na tegoroczym Onen’erze. A Rodriguez jest istnym geniuszem, film też bardzo dobry!
Dziękuję, dziękuję, dziękuję za link do The Road is Home! Przeglądałam tego bloga dawno temu i byłam zachwycona, a teraz od dlugiego czasu nie mogłam go odnaleźć : )