Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Zawodowe Dziewczyny: projektantka wnętrz. Wywiad z Magdaleną Milejską

Dziś mam dla Was długo wyczekiwany wywiad z projektantką wnętrz. To zawód, który najczęściej pojawiał się w Waszych propozycjach dotyczących kolejnych odcinków Zawodowych Dziewczyn.

Przemaglowałam Magdę Milejską, która zasłynęła prostym, autentycznym stylem i wkomponowywaniem w nowoczesne wnętrza mebli z epoki mid-century – wtedy kiedy wcale nie było to jeszcze popularne. Mnie również zachwyciły jej realizacje, więc Odwzorowanie, studio projektowe Magdy, było pierwszym miejscem, w które skierowałam swoje kroki po zakupie mieszkania. Pomiędzy wybieraniem kafelków a projektowaniem kuchni udało nam się usiąść i porozmawiać o ciekawym i wciąż trochę niedocenianym zawodzie projektanta wnętrz.

Opowiedz, czym się zajmujesz.

Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna, szukałam jej przez cały rok. Odkąd do niej doszłam, mówię o sobie, że jestem twórczynią marki Odwzorowanie. Wolę, by kojarzono mnie nie z konkretnym zawodem, ale raczej z konkretnymi zajęciami.

Odwzorowanie jest przede wszystkim studiem projektowania wnętrz. To moja pierwsza autorska działalność. Gdybym miała koniecznie określić, kim jestem, to wykoncypowałam sobie, że najbliżej mi do bycia szpiegiem. Projektowanie wnętrz to jest takie trochę szpiegostwo, ponieważ próbuję się dowiedzieć, czego ludzie potrzebują. To jest punkt wyjścia do reszty mojej pracy.

Odwzorowanie wzięło się stąd, że wyszukiwałam meble z okresu mid-century na Allegro i wrzucałam je na stronę internetową. Sama akurat potrzebowałam takich mebli do swojego mieszkania. Zauważyłam, że na Allegro jest ich mnóstwo i nie chciałam zachowywać tego dla siebie. Wiedziałam też, że mam pomysł, jak je prezentować, pokazywać, wybierać.

Dziś nie zajmuję się już wyszukiwaniem mebli, za to oprócz projektowania wnętrz znalałazm sposób na pomaganie ludziom w planowaniu kuchni. Praca projektancka jest łatwiejsza – można zaproponować konkretną wizję kuchni i znaleźć stolarza, który ją wykona na zamówienie. Natomiast gdy ktoś chce zaplanować kuchnię samodzielnie, często nie wie, gdzie szukać rozwiązań. Zostaje IKEA – której jestem wielką fanką, ale nie zawsze ostateczny wygląd kuchni ikeowskiej może nam odpowiadać; albo oldschool – czyli jedziemy gdzieś pod Kraków, pod Warszawę i szukamy kogoś, kto nam zrobi kuchnię.

Wymyśliłam więc kolejny projekt. Razem ze wspólniczką stworzyłam FRØPT – firmę, która robi autorskie fronty kuchenne do bazy kuchennej z IKEA. Takie rozwiązanie jest ekonomiczniejsze niż kuchnia w całości zamówiana u stolarza, ale przede wszystkim łatwe w realizacji dzięki usystematyzowaną ofertę i dostępność w postaci sklepu online.Podsumowując – czym się zajmuję? Po pierwsze, prowadzę Odwzorowanie, w którym projektujemy wnętrza, a po drugie, mam markę FRØPT której produktami są fronty kuchenne.

zdjęcia z materiałów prasowych FRØPT

Co było Twoim pierwszym projektem? Czy to było twoje mieszkanie?

Tak, tak się właśnie zaczęło.

Skąd to mieszkanie się wzięło i skąd wiedziałaś, jak je urządzić? To dość nietypowa historia…

Tak, do tego długa. Mieszkanie jest w mojej rodzinnej kamienicy. To świetnie brzmi, ale rodzina ma to do siebie, że co pokolenie jest coraz liczniejsza, więc powierzchni do podziału zostaje coraz mniej. No i mnie przypadł strych.

Ale to nie był problem, ja ten strych wybrałam już chyba jako siedmiolatka. Po prostu wiedziałam, że chcę tu mieszkać. Wszyscy spoglądali na mnie pobłażliwie, może wiedzieli, na co się niechcący piszę. Ale mój plan nie zmienił się przez te wszystkie lata. Wiedziałam, że będzie wysoko, że będzie cegła, trochę jak w Nowym Jorku.

Plan wymagał natomiast realizacji, a ta wymagała środków finansowych. I w końcu przyszedł taki moment w moim życiu, że się za to zabrałam.

W bryłę obecnego mieszkania lata temu wbudowano mniejsze, tymczasowe, w którym mieszkałam w trakcie studiów. Wyglądało inaczej, było niższe i bardziej „krakowskie”, w sensie studenckim. W końcu jednak porwałam się na remont, a mieszkanie wygląda dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałam. Kiedy się rozejrzysz, nie zauważysz żadnych szczególnych zabiegów stylistycznych. Cała przestrzeń przykuwa uwagę, ale nie musiałam wymyślać stylu, kolorów, połączenia płytek. Bo to mieszkanie to „samograj”. Urządzając je, śmiałam się, że mogę tu wstawić tak naprawdę wszystko, a projekt wciąż się obroni. Zatrzymałam się zatem na minimum wyposażenia.

No dobrze, ale skąd w ogóle wiedziałaś, jak to zrobić, żeby nic się nie zawaliło?

Wiedziałam po prostu, że są ludzie, którzy to wiedzą. Sama nie byłam jeszcze wtedy projektantką wnętrz, choć i tak tu potrzebni byli fachowcy z uprawnieniami, większymi niż projektant, jak architekt czy konstruktor. Ten ostatni był niezbędny, by na przykład zaplanować, jak wyciąć wystającą belkę, żeby cały dach się utrzymał. Naprawialiśmy też skutki dawniejszych przeróbek, bo na przykład konstruktor stwierdził, że coś zostało tak podcięte, że właściwie ten budynek nie ma prawa stać. Takie kompetencje są bardzo istotne. Nie wszystko trzeba samemu rozumieć, ale trzeba wiedzieć, do kogo się zgłosić.

Czyli projektantką stałaś się dopiero potem – jak to się właściwie odbywa? Jak wyglądała twoja ścieżka edukacji do zawodu?

Spróbuję odpowiedzieć obiektywnie. Nie jestem standardową projektantką wnętrz ani nie stałam się nią w standardowy sposób. Weszłam do branży „od kuchni”, trochę nieproszona, i przez długi czas czułam się jak intruz. Muszę natomiast przyznać, że im dłużej w niej jestem, tym częściej spotykam takie osoby jak ja.

To się nazywa syndrom oszusta.

Jestem tego świadoma i staram się nad tym pracować. Gdybyś pół roku wcześniej zapytała mnie, kim jestem, zaczęłabym kręcić, że projektuję wnętrza, ale nie jestem projektantką, że nie jestem po studiach, nie mam dyplomu. Ale przez dwa lata urządziłam dwadzieścia mieszkań. I skoro moi klienci uważają, że mieszkają w zgodnym ze swoimi założeniami wnętrzu, to chyba jednak jestem projektantką.

Tak jak wspomniałam, moja ścieżka nie była typowa, nie twierdzę też, że jest najlepsza. Nie zachęcam ludzi: rzućcie teraz pracę i stańcie się, kim chcecie. Czy może – zachęcam, ale po dokładnym przemyśleniu i po bardzo wnikliwym zbadaniu możliwości.

Przez pięć lat pracowałam w agencji reklamowej jako strateg, czyli właśnie osoba, która bada, obserwuje, także szpieguje i wyciąga z tego wnioski. I potrafi rozwiązywać problemy. Wiedza, którą wtedy zdobyłam, jest więc bardzo przydatna podczas mojej aktualnej pracy.

A co studiowałaś?

Stosunki międzynarodowe.

Oraz prognozowanie trendów – razem ze mną!

Tak jest. Bardzo dobrze wspominam te drugie studia. Nie oczekiwałam, że znajdę po nich pracę, ale myślę, że to był dobrze spędzony czas.Jak wyglądał proces projektowania Twojego mieszkania?

Któregoś roku uznałam, że jestem już na tyle dorosła, aby zrealizować ten plan. Remont trwał znacznie dłużej niż typowe wykończenie mieszkania. Trzeba było wyburzyć i zbudować tę część budynku na nowo, więc miałam pół roku, żeby wpadać na pomysły i z nich rezygnować…

Pół roku to nie tak długo…

Teraz też mi się tak wydaje. Przy okazji tego remontu powstało Odwzorowanie. Choć zaczęłam wtedy odczuwać potrzebę odpoczęcia od mojej pracy, to nie zaczynałam tego projektu z myślą o wejściu w branżę projektowania wnętrz. W pierwszej formie ono nie miało tak naprawdę modelu biznesowego.

Czyli po prostu wyszukiwałaś na Allegro ładne meble bez profitu dla siebie, pro bono?

Tak. Oczywiście miałam nadzieję, że może coś z tego wyniknie, ale to nie był biznesplan. Natomiast w celu promocji zrobiłam zdjęcia swojego mieszkania. W tym samym czasie moi znajomi, którzy akurat kupili mieszkanie, ale nie chcieli, aby pochłonął ich remont, zaproponowali mi, żebym im pomogła w urządzaniu.

zaprojektowane przez Magdę mieszkanie na Podgórzu

Czy to było to mieszkanie z antresolą, które można obejrzeć na Twojej stronie?

Tak, dwupoziomowe. Po sesji wysłałam zdjęcia do prasy. Już wtedy wiązałam z tym pewne nadzieje.

Miałaś doświadczenie z agencji, jak takie PR-owe rzeczy robić.

Tak, i takie doświadczenie powinno cechować projektanta. Ten moment jest bardzo ciężki, trzeba przełamać wstyd. Wydaje się, że to prasa powinna być zainteresowana tobą. Tymczasem trzeba wysłać zdjęcia, ładnie zaprezentować i opisać, tak żeby dziennikarz miał gotowy materiał. W moim przypadku okazało się, że zdjęcia się bardzo spodobały i magazyny chciały je publikować.

Podobnie jest z konceptem Odwzorowania – staram się, żeby jako marka było ono, jak to mówimy w branży reklamowej, sexy. Doskonale wiedziałam, że koncept wyszukiwania starych mebli sprawdzi się w mojej grupie docelowej, że to się ludziom spodoba. To, co mnie inspirowało, czyli portale typu Freunde von Freunden, jest popularne do teraz.

W komunikacji stawiam też mocno na autentyczność. To brzmi jak zwrot marketingowy, ale jest szczerą prawdą. Wnętrza, które projektuje są spójne z moją komunikacją. Jeśli wierzymy w to, co robimy, to nie ma w tym sztuczności. I ludzie to czują.

Czasem gdy mam jakieś przemyślenie, piszę o tym na Facebooku. Ale staram się nie wrzucać zdjęć z podpisami typu „Fajne mieszkanie w Sztokholmie, zakochacie się w tym wielkim stole”. To nie jest mój cel, żeby ludzie interesowali się fajnymi stołami. Jako projektantka nie mam z tego żadnej korzyści. Natomiast ważne jest, aby nawiązać relację, prowadzić konwersację z moimi potencjalnymi klientami.

To co byś napisała, gdyby chodziło o twoje mieszkanie ze stołem, przy którym siedzimy?

Napisałabym właśnie to, że przy nim siedzimy! Przecież najfajniejsza jest rozmowa, którą przy nim prowadzimy, a nie deski, z których jest wykonany.

Kiedyś wrzucałam bardzo dużo zdjęć mieszkań, na których były rzeczy vintage. Na przykład żeby pokazać jakieś super połączenie IKEA ze starymi meblami – bo ludzie często myślą, że na wystrój trzeba wydać bardzo dużo. Przez to moim zdaniem inwestują niekoniecznie w te rzeczy, w które powinni. IKEA to wcale nie miejsce, dzięki któremu wszyscy urządzamy się tak samo. Gdyby tak było, każdy z nas miałby ładne mieszkanie. Ważne jest po prostu, jak wykorzystamy kupione tam meble.

A czym się właściwi różni projektant wnętrz od architekta wnętrz?

Nie wiem, czy istnieje taka różnica. Standardowo projektantem wnętrz zostaje się po skończeniu takiego kierunku na ASP lub architektury na politechnice wybierając branżę projektowania. Po tych drugich studiach ma się dodatkowo uprawnienia architektoniczne.

Czyli mogą coś zbudować kamienicę, a potem w niej urządzić mieszkanie.

Mogą, ale najczęściej nie zajmują się jednym i drugim. W praktyce byłoby pewnie ciężko. Bez wątpienia natomiast różnią się zawody projektanta wnętrz i klasycznego architekta.

Chcę nawiązać jeszcze do mieszkania, które urządziłaś dla znajomych. Jeśli to nie tajemnica – czy to było pierwsze twoje płatne zlecenie?

Nie.

Czyli w którym momencie odważyłaś się wziąć pieniądze za swoją pracę?

W agencji skończyłam pracować w maju i już przed wakacjami zajmowałam się mieszkaniami – najpierw tym, potem za wynagrodzeniem, ale na koleżeńskich zasadach. Pierwsze w całości niezależnie płatne zlecenie pojawiło się jakoś we wrześniu.

Czy to mieszkanie można obejrzeć na twojej stronie?

Tak, to stumetrowe mieszkanie na Wilanowskiej.

Oo, ono dopiero niedawno pojawiło się w Twoim portfolio.

Tak, po wielu innych mieszkaniach. Ludziom często się wydaje, że jak zaczynam projekt, to efekty pojawią się po kilku miesiącach. A od samego początku do momentu, kiedy ktoś udomowi wnętrze po swojemu, mija około roku. A potem muszę się jeszcze umówić na zdjęcia.

W każdym razie tym pierwszym projektem byłam przerażona. W pierwszym odruchu od razu uznałam, że nie biorę tego zlecenia, bo mnie przerasta. Potrzebny był zaprzyjaźniony głos z zewnątrz: bierzesz, oczywiście, że umiesz.

Mieszkanie przy Wilanowskiej w Warszawie, pierwsze płatne zlecenie Magdy

I miał rację.

Miał rację. Choć asekuracyjnie i z poczucia odpowiedzialności to zlecenie zrealizowałam z doświadczoną projektantką. To była bardzo dobra decyzja, nie tylko pod kątem tego zlecenia, ale dlatego, że nauczyłam się od niej wielu rzeczy, choćby jak wyglądają dokumenty, które powinnam wydawać klientowi.

To jest bardzo ciekawe – gdy rozmawiałam z Anitą Suchocką, fotografką ślubną, również polecała innym, żeby zaczynali jako drugi fotograf.

Tak. Na pytanie, czy warto się uczyć, także odpowiem ci, że oczywiście warto. Mnie na przykład brakuje technicznej wiedzy…

Co to znaczy „techniczna wiedza”?

Nie obsługuję na przykład żadnych programów branżowych.

Na przykład takich do robienia wizualizacji?

Tak. Nawet tych do robienia rzutów, co jest zarazem dobre i niedobre.

A mi zrobiłaś rzuty.

Zrobiłam, bo wychodzę z założenia, że nie narzędzie jest ważne, tylko wynik pracy. Więc przygotowałam ci je w Keynote, to jest program do prezentacji.

Jako była pracowniczka agencji reklamowej prezentacje robię na propsie. Dlatego wszystkie moje projekty powstają w Keynote. Ale to kosztuje mnie znacznie więcej pracy. Muszę robić ręcznie to, do czego specjalne programy mają określone funkcje. Oczywiście wykonałam kilka podejść, żeby się tego nauczyć, i pewnie w końcu dałabym radę, to kwestia chęci.

Tu znów nasuwa się temat ścieżki kariery. Ja pominęłam bardzo ważną i tak naprawdę fajną fazę – stażu po studiach. Często myślimy, że stażysta to jest taka gorsza praca, że będą nas wykorzystywać, a to jest niesamowicie istotny moment. Nie mamy jeszcze dużej odpowiedzialności, a mamy niepowtarzalną okazję, żeby się po prostu pouczyć, żeby popełniać błędy, które ktoś pomoże nam naprawić.

Ja od razu stałam się osobą odpowiedzialną za dostarczenie całej koncepcji i kiedy próbowałam się nauczyć programów, uznawałam, że to jest za dużo, kiedy na horyzoncie mam przekazanie całego projektu. Za dużo musiałabym inwestować w tę naukę, podczas gdy musiałam wykonywać docelową pracę.

Może byłoby Ci łatwiej komuś to zlecać?

Przez długi czas to w ogóle nie wchodziło w grę, ale teraz staram się to robić.

mieszkanie na krakowskim Borku Fałęckim, które podbiło Pinteresta

Jakie jeszcze umiejętności musi mieć projektant wnętrz?

To jest dobre pytanie. Mnie było trudniej, na początku wiedziałam, jaki efekt chce uzyskać, ale nie zawsze wiedziałam jak. Chodzi o wiedzę o tym, że okap może pełnić funkcję wyciągu kominowego lub pochłaniacza, czyli potrzebuje rury lub nie. Że odpływ liniowy w podłodze możemy zrobić, jeżeli mamy odpowiednią wysokość wylewki, a dowiemy się tego dopiero, jak ją rozkujemy. Że jak planujemy szafę, to nie możemy drzwi planować od ściany do ściany, bo muszą się otworzyć. Ja te detale znam z praktyki. A są to rzeczy, których można nauczyć się na studiach. Kiedy część tych zasad znam… często je łamię. Ale żeby je łamać trzeba, wiedzieć, z czego wynikają.

A czy istnieje jakiś kompletny podręcznik, takie „Projektowanie wnętrz 101”?

Ja na taki nie trafiłam. Ale pewnie istnieje, bo w Internecie jest wszystko – a jeżeli go nie ma, to spotkajmy się za dwa lata…

Ile kosztuje remont mieszkania Twojego przeciętnego klienta, jeśli to nie jest tajne?

To nie jest tajne i ja też się staram uprzedzać klientów, na co się powinni nastawić. Jeśli ktoś kupuje mieszkanie deweloperskie, prawdopodobnie ekipie za samo wykończenie zapłaci około dwudziestu tysięcy – mówimy o około sześćdziesięciu metrach kwadratowych.

Do tego na samo wykończenie, czyli budżet, którym dysponuje ja, należy przeznaczyć ok 1,500 zł/m2, i jest to raczej niższa granica.

W mieszkaniach z rynku wtórnego czasem niewiele trzeba zrobić, na przykład jest podłoga, którą wystarczy wyremontować. Ale okazuje się z kolei, że instalacja elektryczna jest w zasadzie cała do wymiany.Czyli właściwie mówimy o moim mieszkaniu.

Dokładnie. Mieszkanie, które się wydaje prawie gotowe i że niby będzie z nim łatwiej, niż gdyby było w stanie deweloperskim. A to kwestia trzydziestu, trzydziestu paru tysięcy.

Właśnie. A kiedy mi to powiedziałaś, myślałam sobie: dobra, dobra, co tu można robić za trzydzieści tysięcy.

To wcale nie jest górna granica. Jeżeli ktoś kupuje mieszkanie w starej kamienicy, w której będzie docierał do stropu i przenosił ściany nośne czy zmieniał konstrukcję, to ekipie zapłaci około stu tysięcy.

A kiedy warto zatrudnić projektanta? I dlaczego? Ludzie myślą: „Pójdę do IKEA, wybiorę sobie ładne meble, po co wydawać pieniądze na jakiegoś projektanta?”.

Kiedy jeszcze uważałam, że jestem uzurpatorką, głupio mi było brać pieniądze za to, że urządzam mieszkanie, bo to przecież sama przyjemność! A klienci mogliby sobie sami to wszystko zrobić. Tymczasem okazuje się, że nie każdy z nas ma czas na to, żeby poznać wszystkie płytki dostępne na rynku.

Ja ogromnie doceniam, że przeglądać tysiąc stron płytek, dostaję od Ciebie trzy wzory do wyboru.

Czyli odpowiedziałaś sobie na pytanie, dlaczego warto zatrudnić projektanta wnętrz.

Czasem klienci chcą też, żeby im pomóc w ogarnięciu ekipy, bo po prostu się boją z nią współpracować. Czują, że nie będą wiedzieli, co powiedzieć o jakiejś rurze, bo ktoś ich przyłapie na niekompetencji.

Projektant pozwala zaoszczędzić pieniądze, które się na niego na początku wydaje. Ja wiem, ile co mniej więcej będzie kosztowało. I że można szukać jakiejś alternatywy dla szafy, bo nie zmieści się w danym budżecie. A gdyby ktoś przeznaczył pieniądze na początku na tę szafę, to potem musiałby się ograniczać.

Oprócz tego projektant pomaga w podejmowaniu decyzji. To dla wielu osób ogromny problem, zwłaszcza jeśli urządzają wymarzone mieszkanie i mają czternaście pomysłów na kuchnię. Wtedy potrzebny jest drugi głos, który mówi, że ten jeden pomysł jest dobry.Uwielbiam kiedy zwalniasz mnie z decyzji i mówisz: „Postanowione, dodajemy barwnik do parkietu!”.

Jest coś, czego nie powinnam mówić, choć niektórym klientom można. Nie ma co tracić dwóch tygodni na rozkminianie niektórych rzeczy. I nie mówię tego dlatego, że jestem leniem, tylko naprawdę nikt nie będzie na tę rzecz zwracał uwagi, ważne jest za to, by była dobrze zrobiona.

Trochę inaczej działa to też w przypadku par, a inaczej ludzi, którzy sami się urządzają. Pary mnie potrzebują i zawsze śmieję się, że to rodzaj psychoterapii. Szukam pomiędzy nimi kompromisu albo mówię, że któreś ma rację. Jestem w stanie być głosem rozsądku.

Czyli strzeżesz związków podczas remontów.

Też. Z kolei osoby, które będą mieszkać same, potrzebują kogoś, kto im potwierdzi, że coś jest OK, nie chcą zawracać co chwilę głowy koleżance z pracy. To po prostu ujmuje stresu.

Czy zdarza się, że przychodzą do ciebie ludzie, którzy chcą czegoś zupełnie niezgodnego z Twoim poczuciem estetyki?

Mogłabyś po prostu zapytać: a co jeśli ludzie mają inny gust? Ja bardzo nie lubię tego słowa, kojarzy się w języku polskim z powiedzeniem, że o gustach się nie dyskutuje. I w zasadzie wszystkim wolno wszystko. A nie do końca o to chodzi.

Nie mam konkretnego przepisu na wnętrze, moje wnętrza nie są zawsze retro, kamieniczne czy loftowe. One są dokładnie takie, jacy są moi klienci. Zbudowałam sobie jednak na tyle spójny wizerunek, że przychodzą do mnie ludzie, z którymi bywamy w podobnych miejscach, słuchamy podobnej muzyki. Z którymi po prostu poszłabym na kawę. Dlatego najczęściej dobrze się rozumiemy na wielu poziomiach.Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się powiedzieć: „Nie ma bata, nie zrobię tego”?

Najczęściej podejmuję się projektów, gdy wiem, że ktoś szukał konkretnie Odwzorowania. Są też ludzie, którzy piszą, że po prostu szukają projektanta, w szerokim sensie tego słowa. Nie myślą: „To zadzwonię do pani z Odwzorowania”, tylko: „Moja koleżanka remontowała mieszkanie, zapytam o namiar do jej projektantki, pokażę jej jakieś mieszkanie z gazety i powiem, że takie chcę mieć”. To nie zadziała, bo jednak wzajemne zrozumienie jest bardzo ważne.

Masz jakieś rady dotyczące obsługi klienta?

Trudno o uniwersalne rady. Ale moim zdaniem bardzo ważne są rzeczy, których nauczyłam się w agencji reklamowej.

Na przykład trzeba odpowiadać na maile. Gdy zawalam terminy – co się zdarza każdemu – to bardzo ważne, żeby napisać, że działam i nie zapomniałam o projekcie, a nie po prostu milczeć. Bo klient zauważy, że się spóźniam. Warto coś podesłać, żeby pokazać, że myślimy o projekcie. Ciężko mi sobie wyobrazić jakiegokolwiek projektanta, który uzna, że poogląda sobie teraz seriale i nie będzie nad czymś pracował. Nikt nie zaniedbuje spraw z lenistwa, raczej dlatego, że czegoś jest dużo, że ciężko się wyrobić. Ale takie rzeczy trzeba komunikować klientowi.

Po drugie, konkretne odpowiadanie na pytania klientów o ceny. Ludzie często chcą, żebym podała jakiś wstępny budżet. To nie jest trudne. Mogę podać widełki, bo cena jest zawsze za metr kwadratowy. To istotne, żeby zrobić sobie cennik.

Ale na Twojej stronie nie ma podanych cen.

W sumie już bym mogła je podać. Zasadniczo moja stawka to około 200 złotych za metr kwadratowy. Ta cena może oczywiście trochę widełkować – na przykład w mieszkaniach powyżej siedemdziesięciu metrów są już dwie łazienki. W bardzo małych mieszkaniach z kolei podstawowe funkcje są stłoczone i trudniej je urządzić.

Nie mogę z każdym mailem zastanawiać się na nowo, co odpisać, bo nie mam na to czasu. Więc stałe ceny to też komfort dla mnie, nie muszę nikomu tłumaczyć, co i dlaczego.

Masz też kompetencje w określaniu, ile co może kosztować.

Tak, w kosztorysie dla ciebie wpisałam szacunkowe ceny mebli na zamówienie i osiągnęłam prawie stuprocentową zgodność.

Istotny jest również sposób rozliczania się z klientem. Mam to rozpisane w umowie. I nie rozumiem historii ludzi, którzy borykają się znieuregulowanymi płatnościami, staram się rozliczać na bieżąco i uprzedzam o tym.

Staram się też być konkretna, dzieląc projekt na etapy.Dla mnie świetne było to, że czułam się jak dziecko we mgle, ale wiedziałam, że jest ktoś, kto mnie prowadzi za rękę. Że gdzieś dojdziemy. Nie zginiemy.

Rzeczywiście bardzo się o to staram, podobnie jak o to, żebyś też każdą opcję zrozumiała. Wiedziała, co się stanie, jeśli zrobimy ten korpus i te drzwi.

Tak, choć myślę, że to zależy od człowieka. Ja na przykład nie muszę nic wiedzieć o odpływach, chcę po prostu, żeby działały. Ale już chętnie posłucham o szafie.

Tak, istotna jest transparentność różnych rzeczy.

Wyobrażam sobie, że projektowanie wnętrza to jest proces, który może się ciągnąć w nieskończoność. Ludzi trzeba jednak trochę zdyscyplinować i powiedzieć: „Wybierz pan w końcu te kafle”. Jak się to robi?

Z tym właśnie mam problem i jeszcze nie znam odpowiedzi. Najczęściej dyscyplinuje sam remont, który wymaga podjęcia decyzji. Ale zdarzają się takie sytuacje, że klient bez końca wybrzydza. Poznał już różne możliwości, jest zadowolony, ale zaczyna czuć, że jest jeszcze milion opcji. Ja z kolei wtedy mam poczucie, że kręcimy się w kółko. Myślę, że warto zapisać sobie w umowie liczbę poprawek projektu.

Ty masz to w umowie?

Nie mam, ale będę mieć. Do tej pory pracowałam do momentu, kiedy wszyscy byli zadowoleni.

Dla mnie to jest niesamowita ulga, że dostaję linki do czterech stołów, a nie do trzydziestu pięciu.

Tak, to kolejny argument za zatrudnieniem projektanta. Wybiorę jeden czy dwa kierunki, nie musisz się zastanawiać czy łazienka kamienna, czy skandynawska, czy włoska, czy paryska. A potem pokażę Ci rzeczy, z których możesz wybierać.

Ale ja i tak czasem mówię: „A może jeszcze poszukajmy”.

Ale nie mówisz tak, bo mimo że projekt Ci się podoba, nagle wystraszyłaś się, że jest milion innych wariantów, ale dlatego, że akurat żadna z moich trzech propozycji ci nie pasuje. Więc szukam czwartej. Ale piątej już szukasz sama.

To teraz pytanie z cyklu „mniej uchwytne umiejętności” – o ten tajemniczy dobry gust, poczucie estetyki. Jak to rozwijać? Czy to jest coś, co się ma lub nie ma?

To bardzo ciężkie pytanie. Na pewno ma się predyspozycje w danym kierunku. Nie jest jednak tak, że się jednoznacznie je ma albo nie i nie warto czegoś rozwijać. Ja od zawsze byłam umysłem ścisłym, nie miałam żadnego artystycznego talentu. Dlatego w moim przypadku pójście na studia związane z projektowaniem teoretycznie nie wchodziło w grę. Teraz wiem, że to było błędne myślenie, powinnam była pójść na takie studia, skoro byłam w stanie nauczyć się tego sama. Zmarnowałam potencjał na szlifowanie tych umiejętności. Na pewno można rozwijać swoją kreatywność, bo każdy ją w obie ma.Jak?                                              

Pracą i ciągłym próbowaniem, jakkolwiek niekreatywnie to brzmi. Każdy może nauczyć się rysować. Bardzo często jest tak, że próbując coś zrobić, mamy w głowie już gotowy efekt. Po czym od razu odpadamy, poddajemy się kiedy nasza pierwsza próba jest znacznie gorsza niż ten założony efekt. A to przecież oczywiste, trzeba po prostu ćwiczyć, żeby go osiągnąć.

Jest też coś takiego jak dobry smak i wyczucie stylu. Ja mam oko do detali. I znów wydaje mi się, że nie jest to kwestia wrodzonych zdolności, tylko ciekawości, chęci ciągłej analizy. Kiedy coś mi się podoba, na przykład granatowe sofy, to nie kończę na tej myśli, tylko zastanawiam się, z czym mi się kojarzą. I dochodzę gdzieś głębiej, finalnie oglądam jardin majorelle blue, który też jest granatowy.

Rozmawiałyśmy o tym nieszczęśliwym przekonaniu, że o gustach się nie dyskutuje – w związku z tym blokowiska w Polsce mają prawo być cytrynowe, bo wspólnocie mieszkaniowej smutno w szarym. Tymczasem gusta można mieć różne, ale decyzje tego typu powinny być podejmowane przez osoby, które mają bardzo dużą świadomość. Nie dlatego, że urodziły się z przekonaniem, że bloki powinny być szare, ale prawdopodobnie dużo studiowały, potrafią przetworzyć informację, znają szerszy kontekst. To nie jest kwestia gustu, a zrozumienia, dlaczego pewne decyzje należy podjąć w ten a nie inny sposób. Wtedy przestrzeń wokół nas robi się spójna.

A masz jakieś swoje top 3, jeśli chodzi o źródła inspiracji estetycznej?

Po pierwsze – choć to nie jest konkretne źródło – Instagram, nawet nie Pinterest, ale Instagram.

To musisz mi powiedzieć, co trzeba na Instagramie śledzić.

To nawet nie zawsze są konta związane z projektowaniem, tam się śledzi ludzi. Dlatego wolę Instagrama niż Pinterest, na tym drugim zanim zapiszę ładny obrazek, przeklikuję się do artykułu, z którego się wziął.

Na Instagramie oglądam konkretne osoby. Patrzę w jak spędzają czas, jak wyglądają miejsca, w które chodzą. To też bardzo ważny element kultury. Przykładowo: Daniella WitteNina_bruunLotta Agaton InteriorsTherese Sennerholt, SeptembereditIda LaugaFRAMASimon SchmidtPark & Cube, Alice GaoRobbie Lawrence, Rosalia Park.

Kiedy gdzieś jadę, mam spisane miejsca, które chcę odwiedzić. Także restauracje – nie tylko dlatego, że chcę tam zjeść, ale też je obejrzeć. Domy, w których mieszkał ktoś kogo dorobek cenię. Czasem muzea sztuki współczesnej, bo są fajnie zaprojektowane. Nawet w Krakowie czasem zdarza mi się gdzieś wybrać, żeby zobaczyć budynek, który podejrzałam u kogoś na Facebooku.

Kiedy ktoś chce z tobą pracować, na jakim etapie powinien się zgłosić?

Powinien przyjść minimum dwa miesiące przed wpuszczeniem ekipy, to bardzo ważne.

Ale trzeba mieć już mieszkanie czy można przyjść i zapytać, które jest najlepsze?

Są pewnie różne szkoły, ja uważam, że nie ma mieszkań dobrych i złych, tylko takie, które komuś pasują lub nie. Aby odpowiedzieć na pytanie, czy kupić to czy to mieszkanie, musiałabym dobrze poznać czyjeś preferencje, oczekiwania co do funkcji, potrzeby.

Czyli najlepiej mieć już swoje mieszkanie?

Tak. Jeśli miałabym doradzać przy kupnie mieszkania, przestałabym być projektantką. Bo przecież tu chodzi też o inwestycję.A zdarzyło się mieszkanie, o którym pomyślałaś: „Co za nora, tu się nic nie da zrobić”?

Nie, wszystkie mieszkania są super.

Czyli nie ma mieszkań spisanych na straty.

Może się okazać, że coś jest norą, więc ekstra się sprawdzi w ciemnej stylistyce. Ale ktoś chce, aby to była oaza światła. Tu powstaje zgrzyt.

Idziemy dalej. Przychodzę do Ciebie i mówię, żebyś zrobiła mi ładne mieszkanie. Co się dzieje potem?

Chcę obejrzeć mieszkanie, bo nie lubię pracować z mieszkaniami, które widzę tylko na rzutach bądź na wizualizacjach dewelopera. I chcę się umówić na wywiad z inwestorem, w którym sprecyzuje on wszystkie swoje oczekiwania.

Później projekt dzieli się na etapy. Pierwszy z nich to to układ funkcjonalny. Pokazuję na rzutach, jaki jest mniej więcej rozkład funkcji w mieszkaniu. Nie chodzi tylko o to, jak sobie ustawimy sofę i stół, bo wiadomo, że tym będziemy manipulować, ale o pewne rzeczy, które zostają na dłużej. O układ w łazience: jak ma wyglądać przechowywanie, prysznic, toaleta – czy ze stelażem czy bez, czy umywalka musi mieć szuflady; podobnie jest z kuchnią. Tych projektów przygotowuję najczęściej kilka, ze szczegółowymi wariantami.

Kolejna rzecz to koncepcje stylistyczne. Ja zaczynam zwykle od kuchni i łazienek, bo są zazwyczaj najbardziej wymagające, trzeba najwcześniej zamawiać materiały i najszybciej podejmować decyzje.

Następne są koncepcje stylistyczne reszty pomieszczeń. Przygotowuję je, ale zakładam tu dużą elastyczność.

A potem dochodzimy do rzeczy bardziej praktycznych: rysunków wykonawczych na podstawie tego, co ustaliliśmy wcześniej. Przygotowuję rysunki elektryki, instalacji wodnokanalizacyjnej, dobudowań, ścian z rozkładem płytek w łazience czy w kuchni, jeżeli takie mamy. I te rysunki przekazuję ekipie, najlepiej osobiście na budowie.

Więc jesteś też łączniczką pomiędzy inwestorem a ekipą budowlaną. Ekipa z wszystkimi pytaniami przychodzi już do Ciebie?

Tak, tak powinno być. Projektanci oferują często usługę nadzoru, za którą płaci się ekstra. Ja takiej usługi nie mam, natomiast naturalną częścią projektu jest dla mnie kontakt z ekipą. Nie chodzi o sprawdzanie, czy poprawnie położono kafelki, tylko przekazanie projektu, bycie do dyspozycji, rozwiewanie wątpliwości. Przyjeżdżam raz na jakiś czas, żeby zobaczyć, jak tam idzie.

zdjęcia z materiałów prasowych FRØPT

Zaskoczyło mnie, że dostałam od Ciebie wielki plik w Excelu z linkami do konkretnych rzeczy: kup sobie to i to. Była nawet szczotka do toalety i kosz na pranie. Budżet i lista zakupów – to było świetne, sama zapomniałabym o połowie rzeczy.

Często ludzie o to pytają, bojąc się, że mogę tego nie robić.

Istnieje też problem: robić wizualizacje czy nie. Ponieważ moja firma się rozrasta, być może dojdę do momentu, w którym będę robiła wizualizacje. Bo to jest prostsze: ja ci daję wizualizację i moja praca wykonana. A co ty z tym zrobisz, to twoja sprawa.

Ale często jest tak, że w wizualizacji pojawia się „jakaś biała lampa”, a potem dopiero szuka się takiego produktu. I lampa nie do końca jest taka, jak była na wizualizacji – „prawie” robi różnicę. Albo na przykład blat na wizualizacji był z marmuru, a tu mamy IKEA.

Ja bym się tego bała. Często mam w głowie jakąś lampę i myślę, że ona będzie super, i od tej lampy lecę z całą resztą. Zanim zaproponuję jakąś szafę, mocno kombinuję, skąd ją

weźmiemy, a nie na odwrót. Albo kafelki – to konkretne kafelki, a nie po prostu jakieś wyszukane na Pintereście. Bo potem podobne do nich mogą nie być odpowiednie. Chyba że mamy budżet z gumy.

Wyposażenie kupione, remont się powoli kończy – co potem? Który moment jest ostatecznym pożegnaniem?

Nie ma takiego momentu. Będę musiała kiedyś zastanowić się nad wprowadzeniem tego typu procedur. Ale najczęściej jest tak, że klient nie wykańcza mieszkania od razu całkowicie. Bo budżet zawsze gdzieś się kończy. Jest też taki moment psychologicznego przeciążenia tematem mieszkania, wtedy inwestor na chwilę zawiesza urządzanie wnętrza.

Wtedy jeszcze dopytuję o postępy, ale już czuję, że na chwilę trzeba zwolnić tempo. A po jakimś pół roku klient wraca, bo chciałby sobie kupić w końcu te półki.

Jak wygląda twój typowy dzień pracy?

Staram się wstawać wcześnie. Ale zwykle zaczynam dzień pracy o 10:00, bo zaczynam dzień przyjemnością dla siebie – pysznym śniadaniem. Jem bataty zapiekane z jajkiem, tosty z awokado albo naleśniki z serem pleśniowym.

Jeśli chodzi o pracę, to w pierwszej kolejności odpowiadam na maile, które sobie wcześniej odłożyłam. To bardzo często zapytania o współpracę – dostaję ich dość dużo, więc odpowiadanie pochłania wiele czasu. Oczywiście, piszę sobie jakieś formatki, ale pytania są skonstruowane w różny sposób i różnie na nie muszę odpowiedzieć.Poza tym na każdy dzień mam przewidziane prace wynikające z harmonogramu danego projektu. Czyli muszę przygotować rysunki szaf dla tego klienta albo kosztorys dla innego. Bardzo się staram, aby nic mi tego nie zaburzało, ale w międzyczasie dostaję wiadomości, telefony, i niestety wtedy te duże rzeczy przekładam.

To trudne, gdy prowadzisz firmę w pojedynkę. Wyobrażam sobie, że często wyskakują nagłe rzeczy typu „Rozkuliśmy odpływ, co robić?”. I pewnie wtedy ludziom zależy, żeby to w miarę szybko załatwić…

No właśnie. „Dzwonił pan Leszek, że potrzebuje na jutro kolorów, prosi, żeby mu przesłać to SMS-em…”. Takie rzeczy zdarzają się cały czas, szczególnie gdy toczy się remont.

Czyli możesz planować, ile chcesz, a później coś się pojawi i trzeba zmieniać…

Tak, musisz zadzwonić do jednej ekipy, do podwykonawcy, ktoś do ciebie, i nagle minęło 40 minut.

O i tu mamy kolejną cechę dobrego projektantka, którą u Ciebie podziwiam – zachowujesz stoicki spokój. Dzwonię do Ciebie, coś mi się wydaje wielkim problemem, a Ty mi spokojnie wszystko tłumaczysz.

Tak, to jest bardzo ważne. Projektant powinien dawać poczucie, że panuje nad sytuacją: sama prywatnie jestem osobą, która szybko ulega histerii, ale to jest moja praca i jestem pewna tego, że problem się rozwiąże.

Wróćmy do twojego typowego dnia pracy. Co się dzieje potem? Ludzie ciągle dzwonią i…

Tak, dzwonią klienci, osoby, które chcą zapytać o moją dostępność i tak dalej. Sytuacje dzielą się na nagłe i zwykłe, czyli te, w których robię to, co robić miałam. Najczęściej wszyscy dzwonią w ciągu dnia i mogę pracować dopiero po południu. Dlatego jestem fanką długich weekendów. Wtedy inni wyjeżdżają na wakacje i czuję, że zamroził się dla mnie czas. Mogę coś robić, mam trzy dni gratis.A oprócz tego jeździsz…

Tak, znaczną część mojego czasu pracy pochłaniają spotkania z klientami. W tym tygodniu chyba nie miałam dnia bez spotkań. Może to błąd, że mój stół jest taki zapraszający, bo te spotkania trwają godzinami, tu się wszystkim dobrze siedzi. A bardzo często są to spotkania po godzinie 17:00 lub w weekendy. Klienci wtedy mają czas, a ja się muszę dostosować. Zdaję sobie sprawę, że nikt nie weźmie urlopu, żeby porozmawiać ze mną o kolorze ścian.

Spotkania mam nie tylko z klientami, ale też z ekipami, na budowie. Duża część moich projektów jest w Warszawie, więc często tam bywam.

Czyli podsumowując – musisz być dobrze zorganizowana, a jednocześnie świadoma, że wszystkiego sobie nie zaplanujesz. No i masz jeszcze FRØPT.

Tak, mam jeszcze FRØPT, gdzie też jest dużo telefonów z zapytaniami. To nowa firma, więc wymaga rozwoju. Nie traktuję też Odwzorowania i FRØPT do końca oddzielnie.

Muszę też dbać o grupę moich potencjalnych przyszłych klientów, są jeszcze działania wizerunkowe, promocyjne, piszą do mnie dziennikarze, którzy potrzebują materiałów, odpowiedzi na pytania…

zdjęcie z materiałów prasowych FRØPT

Ktoś, kto tego nie robił, nie zdaje sobie sprawy z tego, ile to czasu zajmuje.

Mnóstwo. I ja cały czas staram się znaleźć jakiś klucz, jak nadawać rzeczom priorytety. Ogromnie ważne jest dla mnie odpisywanie w miarę szybko na pytania – chociażby zapowiadając, że odezwę się co do szczegółów za kilka dni.

To taki sygnał „Nie olewam cię”.

Tak. Pisanie postów na Facebooka też zajmuje czas, podziwiam osoby, które są w stanie je pisać i jeszcze nagrywać snapy w trakcie pracy. Ja nie umiem robić dwóch rzeczy naraz. Nie mogę rozmawiać z Tobą i skupić się na jakimś mailu.

Ale dzięki temu dobrze się z Tobą przebywa, czuję, że spędzamy czas ze sobą, a nie robimy rzeczy dookoła. A który etap projektowania lubisz najmniej?

Przekładanie projektu na wykonanie – już mam wszystko w głowie, a muszę jeszcze to ułożyć, opisać tak, żeby było jasne i czytelne dla wykonawcy.

To rzeczywiście brzmi jak żmudna robota.

Wymaga też skupienia i męczy oczy.

Nie lubię również wybierać detali, które są mniej istotne dla danego projektu. Zwykle projekt opiera się o kilka ważnych elementów: na przykład najważniejsze są uchwyty i właściwie nieważne, jaka będzie szafa; albo żeby tu była lampa, a już nieistotne, jaki będzie stolik nocny. Ja wiem, że te elementy nie będą ważne w tym przypadku, ale klient wszystko chciałby mieć wyjątkowe. Więc wyszukiwanie tych dodatków jest niewdzięczne.

Poza tym przerażają mnie sklepy, w których jest mnóstwo rzeczy. Gdy oglądam czterdziestą złotą lampę, która nie jest złota i myślę o tej ilości plastiku, to zaczynam źle się czuć z tym, że tyle tego wyprodukowano. Paradoksalnie dla mnie w urządzaniu mieszkania najgorsze jest to, że ludzie muszą kupić naprawdę ogrom rzeczy. Ale kiedyś to rozwiążę! Nie wiem jeszcze jak. Jeśli mam natomiast powiedzieć, kim jest projektant wnętrz, kim jestem ja – to właśnie osobą od rozwiązywania takich problemów.

Widziałam rozmaite pomysły, takie jak stolik zamieniający się w kanapę, która zmienia się w łóżko, a ono w stół kuchenny. Tylko że to jest w zasadzie zawsze bardzo brzydkie.

Ja sądzę, że można to jeszcze inaczej rozwiązać. Może mieszkaniami, które ludzie współdzielą albo czymś równie kontrowersyjnym.

A jakie ludzie popełniają błędy przy urządzaniu mieszkania?

Wybierają rzeczy, które ciężko przełożyć na ich wnętrze. Zawsze proszę klientów o jakieś inspiracje sprzed momentu, gdy zaczęli szukać mieszkania. Zapisywali wtedy to, co im się ogólnie podobało, miejsca, w których chcieliby się znaleźć, a nie takie rzeczy, które można by odtworzyć w mieszkaniu tak, żeby było nieźle. Bo w ten sposób klonują rozwiązania, które niekoniecznie pasują do ich mieszkania.

Jest też problem z decyzją. Podobają nam się różne rzeczy i chcemy mieć wszystkiego po trochu.

minimalistyczne mieszkanie na krakowskim Zabłociu, najnowsza realizacja Magdy

To jest trochę jak z ubraniami. Ludziom się wydaje, że żeby być na bieżąco z modą, muszą wszystko sobie kupić.

Dokładnie, a nie trzeba mieć wszystkiego, nic się nie stanie, gdy z czegoś zrezygnujemy.

Czy są jakieś mity związane z projektowaniem?

Ktoś kiedyś powiedział, że projektant to złodziej gustu. „Ja mam swoje pomysły i nie potrzebuję do nich projektanta”. Dobrze jeśli inwestor ma swoje pomysły, ale projektant przyjdzie i od zupełnie innej strony ugryzie temat. I naprawdę nie narzuci swojego gustu. Gdy widzę człowieka, który ma swój styl, to tym bardziej cieszę się na projekt. Jeśli ktoś ma rozmyte wizje, praca będzie cięższa.

Bo niektórym się wydaje, że tak jak psychoterapia jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie w życiu, tak projektant dla tych, którzy nie mają gustu i nie potrafią urządzić sobie mieszkania.

A tymczasem to zupełnie co innego. Zdarzało mi się słyszeć o projektantach – co prawda nie od moich klientów – że byli „od szlifowania naszych pomysłów”. To jest bardzo krzywdzące. Albo „ja miałam wizję, a  on był mi potrzebny do tych technicznych rzeczy”. Ludzie bywają przekonani, że projektant to ktoś, kto wykona to, czego oni chcą. Nie wiem, jak pracują inni, ale według mnie takie ujęcie sprawy nie jest w porządku.

Inna rzecz: ktoś do mnie pisze i odpowiadam, że nie mam czasu. I dostaję odpowiedź, że na razie chodzi tylko o zmianę instalacji elektrycznej w stanie deweloperskim, a potem wrócimy do całego projektu. Dla mnie nie ma czegoś takiego. Rysunki elektryki pojawiają się na końcu projektu, bo potem choćby drobne przesunięcie blatu spowoduje, że gniazdko będzie nad płytą, a nie nad częścią roboczą.

Projekty traktuję całościowo. Nie chodzi tylko o wykończenie i dobranie dodatków. Nie lubię urządzać tylko nimi i wydaje mi się to marnowaniem pieniędzy.

Co będzie teraz popularne?

Zamiast dotychczasowej szarej sofy i białych krzeseł – granatowa kuchnia i zielona welurowa sofa. Albo na odwrót. Wydaje mi się, że to będzie krótka moda. Jest za to mocna, widać ją wszędzie.

W dłuższej perspektywie, wnętrza robią się takie bardziej jaskiniowe, wchodzą szarości i beże, przecierane, zniszczone ściany, lampy skorupki. Bardzo mocnym trendem będzie rzeźba czy rzeczy, które są wypełnione w środku. Wszystkie takie materiały jak kamienie, kamionki, gliny – wszystko naturalne.

Idzie dość solidna zmiana, ludzie chcą się tak otulić jak w kokonie, w pajęczynie, bo czasy są niepewne. Kiedyś królowała biel, a to taki transparentny kolor, wszystko na nim widać. Około roku 2010 ludzie byli zadowoleni z siebie, optymistyczni, teraz są zaniepokojeni.

Czyli budujemy sobie bezpieczną jaskinię.

No chyba że czujemy się bezpiecznie, wtedy zostajemy przy stylu paryskim. Paryskie elementy też są w modzie – wracają jodełki, zdobienia na sufitach. Na bogato.

A jak najlepiej odpoczywasz?

Mam z tym problem, więc nie jestem najlepsza w doradzaniu. Oczywiście, trzeba o siebie dbać. Ale work-life balance nie musi oznaczać pracy od 9:00 do 17:00, a potem zapominania o niej.Od ubiegłego roku zaczęłam wprowadzać pozytywne zmiany do mojego życia, więc zaczęłam zdrowiej jeść. Okazało się, że nie tyle lepiej się czuję fizycznie, ile psychicznie. Przez to w ostatnich miesiącach stałam się freakiem – uruchamiam piekarnik trzy razy dziennie, bo czasami zapiekam sobie śniadanie, potem z piekarnika wyciągam obiad, a wieczorem w ramach rozrywki piekę granolę.

Normalnie bym się pewnie relaksowała, oglądając serial, ale spędzam cały dzień przed komputerem. Nie miałabym więc poczucia przerwy. Dlatego zaczęłam bardzo dużo gotować, w międzyczasie też trochę eliminując mięso ze swojej diety. To jest ta moja odprężająca czynność.

A twoja ulubiona książka kucharska albo blog?

Nieprzerwanie korzystam z Kwestii Smaku, to taka druga mama. Zaglądam też na Jadłonomię.

Podziękowania dla Vichy za stałe wsparcie mojej ulubionej serii. Jeśli macie jakieś pytania dotyczące pracy projektanta czy samych wnętrz, piszcie śmiało w komentarzu, poproszę Magdę, żeby na nie zerknęła. 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

63 thoughts on “Zawodowe Dziewczyny: projektantka wnętrz. Wywiad z Magdaleną Milejską”

  1. Zaraz, zaraz – czy tu się nie wkradł jakiś błąd? Budżet na wykończenie – 1,5zł/m2? ;) Chyba tam zabrakło dwóch zer :D

  2. Joanno, gratuluję wspaniałego wywiadu – dla mnie był to najciekawszy odcinek z serii „Zawodowe dziewczyny”. Sama mam zupełnie inną pracę, która dla osób z nią niezwiązanych może wydawać się fascynująca, ale od około dwóch lat cierpię na zupełne wypalenie i, coraz bardziej histerycznie, szukam dla siebie czegoś innego. Projektowanie wnętrz byłoby prawie idealną opcją. Zaczęłam je rozważać, podobnie jak bohaterka wywiadu, po remoncie własnego mieszkania. Też jestem umysłem ścisłym, przy moim stopniu naukowym widnieje nawet „inż.” :) Pozostaje jednak to „prawie”. Czuję, że nie nadaję się do pracy, w której tak istotnym elementem jest kontakt z klientem. Jestem na to zbyt introwertyczna, za mało przebojowa, zbyt niepewna swoich decyzji. Twój tekst utwierdził mnie w tym przekonaniu. Niemniej uważam, że obserwowanie Magdaleny przy pracy byłoby dla mnie czymś fascynującym. Czasem wystarczy mi patrzenie, jak ktoś inny spełnia moje marzenia – to też może być źródłem radości i satysfakcji. I dać na przyszłość wiedzę i umiejętności, które można wykorzystać niekoniecznie na polu zawodowym (albo niekoniecznie w tym samym zawodzie).

  3. Świetny wywiad, podoba mi się, że Magda weszła do branży – jak sama pisze – „od kuchni”. To pokazuje, że można przy odrobinie odwagi spełniać swoje marzenia.

  4. Dziwi mnie tak mała ilość komentarzy pod tak wyczekiwanym artykułem.
    Dużo prawdy jest w tym co mówi Magda, dużo dobrych wskazówek w jej biznesowym podejściu do pracy.
    Jedno do czego chciałabym się „przyczepić” to fakt, że praca większości wnętrzarzy wygląda niego inaczej niż inspirowanie się lampą. A przynajmniej tych po szkołach. W takim wypadku najważniejszym aspektem projektu jest rzut i funkcje – dopiero później pinterestowe wnętrze i ta nieszczęsna lampa. Bo stylistyka stylistyką, każdy ma swoją – ja, klient, inny projektant. To co najczęściej jednak sprowadza ludzi do architekta wnętrz to chęć żeby wszystko było dobrze przemyślane. Przeciętny człowiek nie zdaje sobie sprawy, że w małej kuchni nie upchnie wyspy bo zostanie mu 80 cm na przeciskanie się między szafkami i ile miejsca musi mieć żeby wyciągnąć wygodnie pranie z pralki itp. o czym boleśnie dowiaduje się już po remoncie.
    Ogarnięta estetyka i wygoda ograniczonego wyboru są na pewno bardzo dużymi plusami ale żałuję, że nie pojawiła się w tym wywiadzie żadna wzmianka o technicznych aspektach bycia projektantem i istotności tej technicznej wiedzy.

    1. O tym samym myslalam, czytajac. Wydaje mi sie, ze mimo wszystko w pracy projektanta/architekta najwazniejsze jest szukanie rozwiazan (istniejacych lub mozliwych problemow), a stylistka te sprawy tylko dopelnia – „form follows function”. Niepracowanie na rysunkach technicznych tez mnie troche zdziwilo, ale przy dobrej ekipie budowlanej to zapewne mozliwe.

    2. Mam identyczne spostrzeżenia – patrzę z perspektywy klienta. Architekt wnętrz jest mi potrzebny właśnie po to, by racjonalnie zaplanować przestrzeń, tak, aby była funkcjonalna, ale jednocześnie nie przytłaczała wnętrza. Wg mnie taka osoba to skarbnica sprytnych rozwiązań, podpowiadacz. Lampa i kolory dywanu to już drugorzędna sprawa…

      1. Macie rację dziewczyny, chociaż nie wiem czy jakakolwiek szkoła z zakresu AW przygotowuje do tej pracy. Raczej nie. Funkcja, rzuty, wymiary, rozmieszczenie mebli w proporcjach, zaplanowanie oświetlenia, elektryki, to jest najważniejsze w projekcie, bo już podczas realizacji ciężko to zmienić.
        W każdym razie jakiś motyw, mebel, element wyposażenia, który nas zainspiruje to dobry start. Reasumując wywiad świetny. Obala wiele mitów i wątpliwości.

  5. Asiu, przepraszam, że komentarz nie na temat, ale ciągle siedzi mi w głowie Twoje zeszłoroczne postanowienie nie kupowania nowych ubrań. Sama chciałabym wykrzesać z siebie motywację na takie wyzwanie, powiedzmy na najbliższe pół roku. Myślałaś może o jakimś tekście opisującym/podsumowującym to przedsięwzięcie? :) Twoje doświadczenia i rady są zawsze bardzo budujące :)
    Pozdrawiam i dziękuję.

      1. Super, dziękuję za odpowiedź :)
        Nawet jeśli nie są przełomowe, to miło będzie przeczytać i złapać dobre nastawienie :)
        Pozdrawiam!

  6. Bardzo inspirujący wywiad. Zabawne jest to, że również skończyłam stosunki międzynarodowe przed wybraniem ścieżki architekta wnętrz. Sama jednak zdecydowałam się na rozpoczęcie nowych studiów by poznać kwestie techniczne i wiedzieć jak ugryźć temat od kuchni. Projektowanie wnętrz jest jednak branżą, w której bardziej liczą się umiejętności i doświadczenie niż skończone studia czy szkoły, choć te wiele ułatwiają. Z moich obserwacji wynika, że coraz więcej osób decyduje się na korzystanie z usług projektantów, przede wszystkim z powodu oszczędności czasu i stresu, ale też dlatego, że dobry projektant jest wstanie zaproponować nam rozwiązania, które będą dla nas najbardziej praktyczne. Mało osób urządzając mieszkania samodzielnie myśli o ergonomii czy właściwościach różnych materiałów, o tym jak to się będzie myć, sprzątać lub czy wygodnie będzie nam korzystać z danego rozwiązania. Kwestie estetyki często odchodzą na dalszy plan i dalsze etapy projektowania. Wywiad pokazuje mi jak ważna w projektowaniu jest wiara we własne możliwość i że zazwyczaj się się czegoś bardzo chce to z odrobiną wysiłku można to osiągnąć :) Życzę dalszych sukcesów!

  7. Zawodowe dziewczyny to super seria, można naprawdę dowiedzieć się interesujących rzeczy. Czekałam z niecierpilowością na ten wywiad, jestem inz. architektem z wykształcenia, zawodowo również zajumję się projektami wnetrz i byłam poprostu ciekawa jak o mojej pracy opowie ktoś z branży. Przykro mi to pisać ale się rozczarowałam. I nie chodzi o to jak się kto tytułuj, albo jak praca wyglada. To bardzo często zależy poprostu od człowieka. Niestety ale cały wywiad rozjechał się o kwestie merytoryczne, o których pewnie większość czytelników nie ma pojęcia. Po pierwsze wykształcenie, architekt wnetrz nie może zaprojektować budynku. Po ukończeniu studiów nawet na politechnice ma tytuł magistra sztuki, który nie daje odpowiednich uprawnień. Aby projektować budynki trzeba ukończyć odpowiednie studia czyli architekturę/ budownictwo, odbyć odpowiednie praktyki i zdobyć odpowiednie uprawnienia zdając odpowiednie egzaminy państwowe. Kolejna rzecz to ceny dotyczące remontów i prac wykończeniowych. W zdecydowanej większości przypadków remont w mieszkaniu z rynku wtórnego będzie droższy. Im budynek starszy tym raczej będzie drożej. Cena prsc remontowych będzie się bardzo różnic w zależności od zakresu 30 tys. przy 60 m2 to raczej średni zakres prac, w kierunku niższego. Do tego wszystkie materiały wykończeniowe i wyposażenie. Wywiad niestety ujawnia braki w wiedzy technicznej np. nie da się przesuwać ścian nośnych w kamieniach! I nie tylko w kamienicach oczywiście. Można w nie ingerować w różnym stopniu ale nie da się przesunąć ściany nośnej w inne miejsce. Myśle, ze mogłabym skonfrontować jeszcze kilka innych punktów. Jestem rozczarowana wywiadem. Niestety podtrzymuje on błędny mit o pracy architekta wnetrz. Nie można zaplanować tylko dwóch elementów w pomieszczeniu a reszty olać, to już nie jest projekt. Bardziej takie działania nazwałabym dekorowaniem albo personalizacja przestrzeni. Jestem ciekawa jak wywiad odebrały inne osoby zajmujące się projektowaniem wnetrz czy architektura.

    1. Jestem architektka – z wyksztalcenia i z zawodu. Wywiad tez mnie rozczarowal. Czytajac, mialam wrazenie ze faktycznym projektowaniem zajmuja sie tu specjalisci od remontow, a Magda czuwa tylko nad estetyka. I jesli specjalisci sa super, to mozliwe, ze to dziala (no i fajnie!), ale unikalabym nazywania siebie w tej sytuacji projektantka. Zdjecia na stronie Odwzorowania sa piekne; ciezko jednak powiedziec o tych wnetrzach cos wiecej niz to, ze sa ladne, bo ani w wywiadzie, ani na stronie nie ma o nich zbyt wielu informacji. Mimo wszystko, jesli Magda robi to, co ja uszczesliwia, a klienci sa zadowoleni to nie widze w tym nic zlego.

    2. Ktoś ma tu ból du…. bo skończył studia, wiele lat zdobywał papierki, a tu ktoś bez wykształcenia robi piękne projekty.

      1. A czy ktoś po prostu nie może mieć własnego zdania, tylko od razu musi być posądzany o zazdrość i złośliwość? Chyba osoby z tej samej branży wiedzą najlepiej, co i jak. Pani z wywiadu jest amatorem i absolutnie nic w tym złego – ma klientów, robi piękne rzeczy, a przy tym realizuje swoje marzenia. Jednak sama przyznaje, że ma braki techniczne. Architekci po studiach, którzy się wypowiedzieli, dopełnili ten wywiad i dobrze, skoro jakieś informacje były nieścisłe.

        1. Ten wywiad to nie podręcznik Neuferta. Myślę, że ten tekst z ruszeniem ściany nośnej był potocznym „chlapnięciem”. Ścianę nośną można usunąć ewentualnie wstawiając podciąg, o ile konstruktor wyrazi zgodę. Itd. Nie czepiajmy się za bardzo. Ciężko w jednym wywiadzie wyjaśnić WSZYSTKO. Ja też skończyłam 2 szkoły. Poświęciłam ogrom pieniędzy i 7 lat życia, i 2 lata pracy za półdarmo, żeby być w miejscu w którym jestem teraz. I stawki mam niższe niż bohaterka wywiadu. Takie jest życie. Mamy taki zawód jaki sobie wybierzemy i system pracy jaki sobie stworzymy. Jak widać usługi Magdy mają powodzenie, tworzy coś ciekawego i to się chwali.

      2. Każdy ma prawo robić to co chce i do czego czuje powołanie. Ja nie mam z tym najmniejszego problemu. Nie oceniam też jakości pracy Pani Magdy. Rynek jest duży i myślę, że dla każdego znajdzie się na nim miejsce i każdy znajdzie swoich klientów. To wszystko i tak weryfikuje czas.

        Ten wywiad przeczyta pewnie wiele osób, które albo chcą zostać architektami wnętrz albo chcą skorzystać z takich usług. Później niestety się rozczarują dlatego zależało mi jak już wspomniano, na uzupełnieniu informacji i sprostowaniu niektórych z nich.

      3. Tu nie chodzi o ból d*** . Jestem studentką architektury i tak jak by projektować wnętrza rzeczywiście nie potrzeba studiów, tak rzeczywiście są wymienione wyżej nieścisłości – z którymi się całkowicie zgadzam, mimo że jeszcze nie pracuję w zawodzie, dopiero się uczę. Poza tym jest wiele aspektów bardzo ważnych dla wygody użytkowania które są kluczowe, ergonomia i wiele innych aspektów projektowania.

    3. Podbijam. Też jestem rozczarowana wywiadem. Jeżeli ktoś nie jest w stanie się określić jaki zawód wykonuje nie powinien uczestniczyć w wywiadzie „zawodowe dziewczyny”…
      Jako mgr inż. arch. (czynna zawodowo, bez kompleksów i bólu dupy) uważam, że taki wywiad uniża trud naszego zawodu (oprócz bycia architektem jestem też urbanistą i przy okazji projektujemy w biurze wnętrza). Jest wiele aspektów, techniczna strona naszego zawodu jest BARDZO ważna. Współczuję 'wnętrzarzom’, że każdy po byle kursie może wykonywać ich zawód. Estetyka się zmienia, za kilka lat projektowane przez nich wnętrza oparte na bieżących trendach będą pasee, za to funkcjonalność i ergonomia jest długoterminowa.
      Mogłabym wiele napisać na ten temat, jednak oszczędzę panią projektant. Proszę cię tylko Asiu, następnym razem zaproś do wywiadu profesjonalistę.
      Pozdrawiam.

  8. Muszę się, niestety, zgodzić z komentarzem powyżej, chociaż życzę bohaterce wywiadu wielu sukcesów.
    Obawiam się jednak,ze nie skorzystalabym z jej usług- wolałabym kogoś z większą wiedza techniczną oraz dotyczącą
    materiałów i ergonomii. Chyba rzeczywiście działania powyżej to bardziej dekoracja wnętrz (nie umniejszajac,to też ważna rola).
    Jednakże w tym zabieganym swlecie znajdzie się jednak mnóstwo osób,które z chęcią zapłacą,by zaoszczędzić czas na wyborze armatury czy lampy ☺
    Pozdrawiam najserdeczniej i życzę wszystkim najlepszego dnia!

    1. Jestem na kilku forach i grupach zawodowych architektów i czasem jak patrzę na ich prace z których są dumni, to mam wrażenie, że minęli się z powołaniem i kompletnie nie czują tematu, choć teoretycznie wszystko robią „poprawnie” tzw. książkowo. Dla mnie w tej branży znacznie ważniejsze jest to „coś”, ale tego bez wątpienia bohaterce wywiadu nie brakuje. Ergonomia i inne podstawy są ważne, ale to oczywiste.

  9. A mnie z kolei rozczarowaly zdjecia wnetrz,spodziewalam sie wiecej koloru i mid century.Rozumiem jednak,ze projektantka dzialala zgodnie z zyczeniami klientow. Szkoda,ze w wywiadzie Asiu nie ma zdjec Twojego mieszkania,bo wydaje sie byc cudowne i z polotem.Jesli chodzi o sprawy techniczne to nie znam sie jednak nie wyobrazam sobie zaplacic niemalej kwoty za projekt mieszkania i nie otrzymac jego rzutu.Troche przerazila mnie tez wizja pracy w weekendy,ale w sumie jesli sie lubi swoja prace to nie przepracuje sie ani jednego dnia.

    1. W kwestii rzutów – właśnie rozmawiamy o tym, że są, nie ma wizualizacji. A moje mieszkanie – jak będzie gotowe, to je pokażę, ale na razie jeszcze nie wszystko mam skończone:)

  10. Tym komentarzem chcialam odpowiedziec rowniez na Twoj poprzedni post o remoncie mieszkania, poniewaz wiele kwesti zazebia sie z wywiadem.
    1. KOSZTORYS
    Dla kazdej inwestycji, nawet jesli ma to byc tylko malowanie – odswiezenie pokoju, przygotujemy kosztorys! Zawodowo mam do czynienia z kosztorysami do wiekszych inwestycji niz mieszkania i moge wyjasnic jak to wyglada: zawarte tam mamy koszty materialow (i tutaj poza np. farba i materialem na podloge znajduje sie podklad do farby i listwy podlogowe lub profile i gniazdka o ktorych zapominamy), robocizny (czesto jest tak, ze za pewne prace musimy zaplacic ekstra lub zlecic osobnych fachowcow, np. od elektryki lub hydrauliki), transportu (takze ewentualnej przeprowadzki), koszty zabezpieczenia przy remoncie i sprzatania (jesli sprzatamy sami musimy zadbac i srodki czystosci i narzedzia) ale rowniez tego, co juz kilkukrotnie pojawilo sie w tekscie i komentarzach: wyposazenia wnetrz (szczotka klozetowa tez tu sie wlicza).
    Jesli chodzi o ceny, to ceny materialow mozemy przeciez znalecz w internecie, a robocizny – musimy zapytac ekip. Przy duzych inwestycjach wysyla sie po prostu oferte- zapytanie do roznych firm ktore robia nam wycene i mozemy wybrac najkorzystniejsza dla nas.
    Jak juz mamy wszystko, doliczamy 5-10% nieprzewidzianych kosztow i mamy koszty remontu :) Oczywiscie przy malych remontach nie musimy robic wszystkiego az tak szczegolowo, wiele ekip remontowych oferuje tez wycene remontu w ktorej mamy wszystko zawarte.

    2. Zawod architekt
    Zazwyczaj architekture wnetrz mozna studiowac na ASP, a architekture (z roznymi specjalnosciami – architektura i urbanistyka, ochrona zabytkow) na politechnikach, chociaz istnieja rowniez wyzsze szkoly zawodowe. Nie wybiera sie tam branzy projektowania :) I po studiach nie dostaje sie uprawnien, do tego porzebna jest praktyka zawodowa i zdany egzamin, po ktorych stajemy sie czlonkami SARPu.

    Studia nie polegaja rowniez na uczeniu sie programow technicznych (zapewne chodzi o kreslarskie typu CAD, chociaz jest duuuzo wiecej). Mozna rowniez kreslic recznie, jesli ktos lubi i ma do tego cierpliwosc, nie o narzedzie tutaj chodzi.
    Na studiach ma sie wiele zajec, zarowno plastycznych (rysunek, rzezba, malarstwo), z historii sztuki, architektury lub etyki, z konstrukcji i fizyki budowli ale w kazdym semestrze najwazniejsze sa przedmioty projektowe. Uczymy sie, jak zaprojektowac budynek wielorodzinny, szkole, fabryke, hotel, jest rowniez projektowanie urbanistyczne. Zeby cokolwiek zaprojektowac nalezy nie tylko znac odpowiednie przepisy ale rowniez rozumiec, jak dany objekt lub przestrzen ma dzialac, jak bedzie oddzialywac na otoczenie, jak bedzie funkcjonowac w przyszlosci i wiele innych aspektow. Trudno przekazac w jednym komentarzu 5 lat studiow :)

    W pracy zawodowej okazuje sie, ze poza projektowaniem architektonicznym dochodzi jeszcze calosciowe planowanie z innymi branzami, kosztorysowanie, planowanie inwestycji, nadzor itd.

    Tutaj odniose sie do wywiadu – architekt lub projektant musi miec spojrzenie calosciowe i wspolpracowac zarowno z inwestorem, urzednikami jak i z innymi projektantami (konstruktorem, branzystami), a pozniej wykonawcami. Czesto samej pracy stricte projektowej jest duzo mniej niz ustalen i zalatwiania formalnosci.

    3. Zawod projektant wnetrz
    To co robi pani Magdalena jest wlasciwie tym, co opisalam wyzej, czyli do remontu mieszkania nie zawsze potrzebujemy osoby z wyksztalceniem architektonicznym, jesli mamy dobry projekt oraz dobrze zgrane ekipy. Jesli jednak chcemy wprowadzic duze zmiany (np. otwory w scianach nosnych, powiekszenie okien i co za tym idzie, zmiane fasady, rozbudowe poddasza) potrzebujemy projektu osoby z uprawnieniami, w zaleznosci od sytuacji architekta lub konstruktora.

    Ja osobiscie nie bardzo lubie zajmowac sie wnetrzami, nie kazdy musi orientowac sie dobrze w kazdym temacie :) I przy projektach chetnie wspolpracowalabym z projektantem wnetrz – taka kooperacja moze byc o wiele bardziej owocna niz osobne dzialania.

    Smuci mnie jednak troche, ze czesto ludzie myla oba te zawody, lub lekcewaza ktorys z nich. Bez dobrze zaprojektowanego budynku nie byloby dobrego wnetrza. W kazdej przestrzeni mozna zaprojektowac ladne wnetrze, ale nie zawsze bedzie ono wygodne lub ergonomiczne – sama mam zbyt waska kuchnie, i jak pieknie i pomyslowo bym jej nie urzadzila i ilu trikow optycznie powiekszajaych bym nie zastosowala – kosztuje to wiecej niz rozwiazania typowe, a kuchnia jest nadal mala i niewygodna, niestety scian nie moge przesunac.

    Sama znam kilka osob, ktore maja niesamowity dar do aranzacji, doboru faktur i kolorow, ogolnie kreacji atmosfery wnetrza, mimo braku wyksztalcenia kierunkowego, i w razie potrzeby sama skorzystalabym z ich uslug, ale wlasnie w tym zakresie. Powinnismy sie uzupelniac, a nie zastepowac.

    1. Po egzaminie na uprawnienia stajemy się członkami Izby Architektów a nie SARPu ;) Do SARP możesz wstąpić już po studiach inżynierskich. Takie małe sprostowanie, to jednak istotne, że te dwie instytucje się od siebie różnią.

  11. Projektowanie wnętrz i architektura wnętrz to wbrew pozorom trudna branża. Bo oprócz oczywistych kwestii, które dotyczą spraw technicznych, budowlanych czy ergonomii cała reszta rozbija się o gust. Trudno jednoznacznie stwierdzić czy coś jest dobre czy nie, ponieważ jednym się to spodoba, a innym nie. Można tylko powiedzieć, że zostało wykonane np. zgodnie z zasadami jakiegoś stylu, bo to, że mnie się niepodoba kolor żółty oznacza, że wszystkie wnętrza gdzie on występuje są złe, brzydkie itp.? Najważniejsze jest zadowolenie klienta to dla niego pracujemy, to on będzie mieszkał czy pracował w danej przestrzeni i to jego oczekiwania ma ona spełniać.

  12. Świetny wywiad! Wiele kwestii z pewnością mi się przyda przy projektowaniu własnego mieszkania. No i fajnie obalacie mity na temat tego, po co właściwie jest projektant/architekt wnętrz!

    Asiu, nie myślałaś, żeby przeprowadzić wywiad z Ux/UI designerem? Myśle, ze to fajny zawód, o którym nie każdy jeszcze wie i wokół którego kryje się wiele wątpliwości i pytań. To mogłoby być bardzo inspirujące!

    Pozdrawiam!

  13. Jako doradca zawodowy (z wykształcenia;) powiem, że nie każdy pracujący w danym zawodzie jest przedstawicielem tego zawodu. Część osób zatrudnionych w filmach, teatrach lub serialach jest po prostu wykonawcami, bo zawód aktora jest zawodem skodyfikowanym tak samo jak absolwenci psychologii nie są psychologami zgodnie z ustawą o zawodzie psychologa. Nie wiem czy Joanna identyfukuje się z zawodem pisarki, choć książki napisała i wydała. To jest płynna rzecz. Warto na pewno dążyć do profesjonalizacji swoich działań i z czasem je formalizować bo obiektywne kryteria przyjęcia do zawodu mimo swoich wad mają też zalety np. standaryzację uslug – klient wie czego może oczekiwać gdy wchodzi np. do salonu fryzjerskiego czy stomatologicznego.

    1. Droga doradco zawodowa! Ustawa o psychologach jeszcze nie weszła w życie więc absolwent psychologii psychologiem raczej jest ?

      1. Aż musiałam sprawdzić na stronie sejmu – z tego co tam jest napisane, to ustawa z 2001r. o zawodzie psychologa ciągle obowiązuje :)

        1. Ustawa z 2001 jest martwa i czym wie w Polsce każdy psycholog (doradcy zawodowi może niekoniecznie). nie utworzono M.in. regionalnych izb psychologów. Dokładnie utworzono jedną ale ona i tak już nie dziala☺

  14. Joanno, czy masz w planach przeprowadzenia wywiadu z prawniczką ? Ciekawe byłoby poznanie tego zawodu od kuchni. Pozdrawiam.

  15. Hej:) Przeczytałam cały wywiad i większość komentarzy i nasunęło mi się kilka wniosków.

    Sama jestem studentką Architektury Wnętrz na ASP, obecnie robię dyplom magisterski.
    Magdzie na pewno nie można odmówić poczucia estetyki, znajomości rynku (mam na myśli orientowanie się w dostępnych materiałach i wyposażeniu, cenach) oraz sprawnego prowadzenia firmy. Jestem pewna,że potrafi tworzyć mieszkania z duszą i nie mam wątpliwości, że studia nie były jej do tego potrzebne i wielu osobom chcącym zajmować się podobnymi rzeczami po prostu nie będą.
    To błędne przekonanie,że na studiach nauczyłaby się tych wszystkich wspomnianych remontowych zagwostek typu okap/wentylacja czy margines przy otweiraniu się szafy.To nie jest wiedza, którą zdobywa się na ASP czy Politechnice.
    To często problem dla studentów, bo potem często zostają z poczuciem,że ,no jak to, „wszystkiego” muszą nauczyć się sami i że przecież takie uczelnie powinny przede wszystkim stawiac na praktykę.

    Myślę,że nie zaszkodziłoby, gdyby takie niuanse były nam „sprzedawane” , jednak dochodzimy tu bardzo istotnej kwestii – co zatem dają studia, a co cięzko jest samemu posiąść chcąc zostać ARHCITEKTEM WNĘTRZ ?
    Otóż jest to umiejętność PROJEKTOWANIA KAŻDEJ przestrzeni, nie tylko MIESZKALNEJ i nie tylko za pomocą GOTOWYCH elementów wyposażenia.
    I nie chodzi tu o zaplanowanie indywidualnych frontów do szafy,czy zamówienie stołu u stolarza. Uważam,że Pani Magda wykonuje swój zawód świetnie i myślę,że z całą pewnością może nazywać się projektantką wnętrz, jednak nie wydaje mi się,żeby była chętna czy gotowa zrealizować projekt wnętrza kina, galerii handlowej czy wystawienniczej.
    nie jest to z mojej strony przytyk, ani nie twierdzę,że za jakiś czas nie nie rozwinie swych umiejętności i się w tym nie sprawdzi :) Chciałam po prostu wskazać na różnicę pomiędzy aranżacją i planowaniem mieszakań, a architekturą wnętrz.

    Myślę,że chodzi też często o kontekst ideologiczny. Na studiach uczymy się wyrażać pewne zjawiska,emocje,a także je wywoływać za pomocą róznych zabiegów – zwykle nie stylistycznych. Podejrzewam,że może to być trudne do wychwycenia,ale zwróćcie uwagę np, na wnętrza nowoczesnych muzeów sztuki – często są to białe, ogromne przestrzenie, w których najważniejszą rolę odgrywają kształty i układy ścian i przepierzeń, schody, świetliki, otwory etc. Nie ma tam mowy o ładnych fotelach czy stołach. Jest za to klimat oraz często pewna intencja ze strony projektanta,żeby widza prowadzić np, najpierw w to, a nie inne miejsce.

    I tu kolejny punkt – takim czymś mogą zajmowac się zarówno architekci (wiecej uprawnień) jak i architekci wnętrz (jeśli chodzi o stronę projektową,ideologiczną,jednak wykonanie musi zostać zrealizowane z uprawnioną osobą) . Jednak projektant, w potocznym tego słowa rozumieniu ( czyli osoba odpowiedzialna za wygląd meiszkania i to,zeby wygodnie się w nim żyło) w takim zadaniu się już nie sprawdzi. No i to też wprowadza pewien mętlik, bo niestety zleceń na mieszkania jest dużo więcej,niż na nietypowe przestrzrenie, więc architekci po studiach też czesto wykonują tą samą robotę co Pani Magda, więc moze sie wydawac, ze przeciez studia byly im niepotrzebne,ale tu prowadzę do kilku linijek wyżej. I na sam koniec – jeśli ktoś ma się zajmować tylko mieszkaniówką, to bez wyczucia stylu i tego , co właśnie Pani Magda posiada, to żadne ASP czy Politechnika tego w ludziach nie zakorzenią – zatem wcale nie musi być tak,że ktoś po studiach, będzie tworzył ładniejsze czy wygdoniejsze mieszkania.
    Z założenia będzie posiadał jednak szerszy ogląd na całą architekturę, znał konteksty kulturowe oraz potrafił wykorzystywać arhcitekturę (nie tylko tę jak to mówię „elewacyjną” i „kubaturową” ale i jej wnętrze) jako narzędzie do tworzenia sztuki i doświadczeń, oraz podejmie się zaprojektowania znacznie trudniejszych przestrzeni.

    Funkcjonalność to też sposób, w jaki dana przestzreń jest uzywana, a w przypadku np. biblotek czy centrów kultury jest to już spore wyzwanie projektowe. Pragnę też zauważyć, że architekci po politechnice zwykle skupiają się na na podziale pomieszczeń, elewacji i ogólnym odbiorze budyku, jednak nie tworzą już wnętrza i nie analizują tego,jak będzie ono odbierane przez użytkowniów. Przez to często mamy sytuację,w której budynek z zewnątrz zachwyca, a środku jest nijakim,szarym zlepkiem najtańszych materiałów wykończeniowych i wielkim rozczarowaniem. Architekt wnętrz jest w tym momencie niezbędny i takie osoby często dostają pracę nad takim obiektem poniekąd „w spadku” po paru latach od wybudowania inwestycji, kiedy to nagle ludzie orientują się,że coś tu jest nie tak i że sam projekt archcitektoniczny nie wystarczył.

    Ze swojej strony mogę tylko dodać,że jako studentka Architektury Wnętrz też mam spory problem z tym jak siebie postrzegać i tym jak inni postrzegają mój przyszły zawód. Myślę,że jest potrzebna jakaś różnica w nazewnictwie. Choć naprawdę podziwiam i szanuję pracę Pani Magdy (widać,że jest mądrą osobą, projekty wykonuje kompleksowo oraz ma poczucie estetyki) , to jednak sama nie chciałabym być sprowadzana do roli stylsty, czy nawet projektanta wnętrz i nauka o dostępnych produktach na rynku nie jest czymś,co mnie pociąga i w czym chciałabym się rozwijać.
    Chodzi mi o różnicę w tym, na czym skupiamy się przy projekcie i w tym,że wiedza w jakiej będziemy się specjalizować jest po prostu inna. Nie lepsza czy gorsza, inna. Pani Magda zna się świetnie na cenach i rozwiązaniach (jak szafy, monataż kuchni etc). Znacznie przewyższa mnie tą wiedzą. Myślę,że jest to trochę praca z kategorii biurowych, trochę organizacyjnych czy anwet, jak sama nazwała „szpiegowskich” ;) . Ja natomiast czuję się artystką i naukowcem – chcę, by projekty, które bedę tworzyć odpowiadały na pewne problemy,czy mówiły poprzez siebie o czymś więcej. Projektując szkołę, chcę mysleć o tym, jak poprzez architekturę mogę wspomóc proces uczenia się i zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki do rozwoju. Nie zrobię tego jedynie poprzez zakup wygodnych,koloryowych krzeseł i zaplanowanie odpowiedniej ilosci toalet. Jest to wbrew pozorom spore wyzwanie intelktualne i to właśnie wiedza, jakiej uczę się na studiach pomaga mi takie tematy realizować. Jest cały szereg czynników wpływających na naszą percepcję,samopoczucie i nasze działania. Proszę,nie spłycajmy architektury wnętrz do ładnych mieszkań, a zawód projektanta/stylisty również szanujmy, ale traktujmy jako odrębną,choć pewnie bardzo pokrewną jednostkę :)

    Dzięki!

  16. P.S Z tym różnicowaniem zawodów i zastanawianiem się,czy studia są konieczne, to trochę tak jak z porównywaniem pracy kosmetyczki,kosmetologa i lekarza medycyny estetycznej. Każdy może zrobić ładny manicure i nałożyć maseczkę dobraną do potrzeb skóry… Ale kosmetyczka nie stworzy kremu, a kosmetolog nie zrobi zastrzyków. A że Panie najczęściej zgłaszają się na zabieg manicure’u … ;))) oczywiscie w dużym uproszczeniu , ale wiecie o co mi chodzi :)

  17. Magda swoją pracę wykonuje świetnie, ale jest to raczej dekoracja / stylizacja niż projektowanie czy architektura wnętrz.
    Trochę jakby porównywać układanie puzzli z malowaniem obrazu.

  18. a jeszcze tak mi przyszło do głowy – może teraz powinien się pojawić też wywiad z architektem? ;) żeby pokazać różnicę pomiedzy tymi zawodami.

  19. Projektanta wnętrz od architekta wnętrz nie różni to, że architekt wnętrz posiada uprawnienia, a projektant nie. Żaden architekt wnętrz nie może posiadać uprawnieć (chyba, że skończył dwa kierunki i ma uprawenia architektoniczne budowlane z tytułu innych studiów). Achitekta wnętrz odróżnia od projektanta to, że skończył 5-letnie studia, podczas których nauczył się podstaw budownictwa, konstrukcji, mechaniki, materiałoznawstwa itp, a projektant wnętrz skończyć w najlepszym przypadku kilkumiesięczny kurs. Sama jestem architektem wnętrz, dlatego byłabym wdzięczna za sprostowanie bo p. Magda może wprowada laików w bląd.

    1. Ja z tego co widzę i słyszę, to ludzie nazywają osobę zajmującą się projektowaniem wnętrz albo architekt wnętrz albo projektant wnętrz, niezależnie od tego czy szkołę skończył, czy nie. Większość moich klientów przez rok, półtora wspólnej pracy ani razu nie zapytała jaką szkołę skończyłam i czy w ogóle. Grunt żeby szanowali moją pracę i mi ufali, to mi wystarczy. Nie będę się legitymować indeksem i wymachiwać pracami licencjackimi i magisterskimi zaliczonymi celująco. Na nikim to wrażenia nie robi. Czasy się zmieniły.
      Po co cokolwiek sprostowywać? Czemu wszyscy są przewrażliwieni na swoim punkcie? Mamy takie czasy, że bloggerki zajmują się dziennikarstwem, występują w tv, piszą książki, projektują wnętrza, jeżdżą po świecie itd. Większość z nich nie skończyła szkoły pod danym kierunkiem, a odnoszą sukcesy (zależnie od indywidualnej miary sukces może być materialny, zasięgi, lajki itd.), i nie słyszałam żeby któraś wyjaśniała takie sprawy. Nie wiem jaką szkołę skończyłaś, ale z tego co wiem, żadna nie uczy tego, czego powinna ( mam na myśli AW).

      Mnie tylko dziwi i zastanawia kilka kwestii którymi Asia musiała się zajmować sama, chociaż z doświadczenia wiem, że normalnie jest to zadanie architekta.
      Reasumując wywiad jest bardzo pozytywny i szkoda, że czytelnicy nie podchodzą do odbioru takich treści bardziej na luzie. Każdy chce zabłysnąć swoją wiedzą i wytknąć nieprawidłowości. Każdy chce być ekspertem. Przykre.

      1. A ja zapytałabym. Ludzie są różni. Jednych to nie obchodzi, drugich jak najbardziej. Zauważ, że nikt nie krytykuje pracy tej dziewczyny. To prawda, że czasy się trochę zmieniły, ale pewne rzeczy nie. Idziesz do lekarza czy zielarki ; )? Posyłasz dziecko na korepetycje do nauczyciela czy licealisty który ma 6 z angielskiego? Trochę skrajne przykłady, wiem : ). Chodzi o to, że w większości przypadków po coś kończy się te studia. Co innego smykałka do czegoś, co innego dość szeroka wiedza na dany temat. To tak jak ktoś kiedyś powiedział mojej koleżance, że każdy zna angielski ; ), serio? Ja być, ja robić? ? (takie nawiązanie, ponieważ sama jestem/byłam nauczycielką angielskiego). Mnie ciekawią te różnice i spostrzeżenia innych specjalistów. Zawsze lepiej wiedzieć, niż nie. To dotyczy każdej dziedziny (nie mylić z pseudoekspertami). Ja np. interesuję się składami kosmetyków. Warto być zorientowanym w różnych tematach. A dziewczynie z wywiadu gratuluję determinacji i sukcesów.

        Pozdrawiam,
        Aleksandra

      2. ” Nie będę się legitymować indeksem i wymachiwać pracami licencjackimi i magisterskimi zaliczonymi celująco. Na nikim to wrażenia nie robi. Czasy się zmieniły.” – no raczej, bo ten dyplom ze stosunków międzynarodowych ma się nijak do projektowania. Co do przewrażliwienia, dokładnie, zamiast przyznać, że nie ma się kierunkowego lepiej rzucac tekstami, ze 'na nikim nie robi to wrazenia’….

  20. Realizacje może i ładne, ale nie ma nic w nich super szczególnego. I niestety, ale po zdaniu 'Jako była pracowniczka agencji reklamowej prezentacje robię na propsie.’ odechciało mi się czytać. Pani po stosunkach międzynarodowych, robiących coś 'na propsie’, nie korzystająca z programów i dopisująca do tego tego wielką otoczkę, żeby ukryć BRAK profesjonalizmu to chyba nie jest ktoś o kim chce czytać. Idealna warszawska bańka mydlana, która coraz częściej mnie razi, mimo że warszawski adres mam w dowodzie juz od dawna.
    Asiu, czekam na nowe wywiady!

  21. __wywiadowi brakuje redakcjii, troche zagadany, jak to u bab bywa. Co do meritum, zaden profesjonalista nie lubi jak mu sie amatorzy wtracaja i nie ma sie co dziwic. Stare jak swiat. Do tego kwiestia konkurencji i rynku. A na nim jest tyle kiepskich prokektantow, ze amator ale z zacieciem moze ich bic na glowe i tu moze byc klasyczny bol dpy Zeby sobie wyrobic zdanie trzeba by bylo wiecej zdjec. A wiec pomine ocene. Mysle ze siegniecie po meble retro zawsze “zrobi wnetrze”, bo to za rzeczy z charakterem. Jakbym wstawil “ludwika” to zrobilby mi caly salon, bo za tym stoi smak i jakosc. Proste. Jesli ta Pania to bawi, jesli ktos tego chce i tak chce, to czemu nie? ! I o czym tu gadac. Jest na to rynek, to jedziemy. Reszta jest milczeniem. Natomiast trzeba pamietac, ze projektowanie to nie tylko “przesuwanie mebli” i ja osobiscie potrzebuje zawodowca. Mysle ze jest miejsce na jednych i drugich.

  22. Świetny wywiad. Nie da się wszystkiego wiedzieć i przeżyć, wiec czyjeś doświadczenie jest bardzo ciekawe. Ten kokon i czasy w których jesteśmy zaniepokojeni, dają do myślenia.
    Gdybyś potrzebowała kobiety kierowcy ciężarówki „tira” na międzynarodówce, to się zgłaszam ;)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *