Przez kilka tygodni kwarantanny wkręciłam się w pielęgnację, czyli tak zwany WŁOSING i TWARZING. Swoją drogą, uwielbiam te nazwy i systematyzowanie podejścia do ubrań nazywam sobie teraz w głowie ODZIEŻING. Wracając do tematu – nie testowałam nawet jakiejś niesamowitej liczby nowości, bardziej o przyjrzałam się temu, co się u mnie sprawdza, a co nie i starałam się dowiedzieć dlaczego.
Pomyślałam, że dla wielu osób podobnie mogło się stać z ubraniami. Zamknięci w domach, ograniczeni do kręgu najbliższych osób, ubieramy się pewnie bardziej dla siebie i dla wygody. A jeśli do tego ze względu na niepewność dochodów ograniczyliśmy zakupy, to robi nam się taki detoks z automatu – czyli coś, co zawsze polecam na początek przygody ze slow fashion.
Warto to wykorzystać i przyjrzeć się temu, co wisi nam w szafie nienoszone. Jeśli to na przykład materiałowe spodnie na gumce, które teoretycznie idealnie by się sprawdziły, to co sprawia, że nigdy po nie nie sięgamy? Gumka wpija się w ciało? Rozcięcia na dole nogawek sprawiają, że nie da się ich podwinąć, a tak najbardziej lubimy nosić spodnie? A może materiał jest stuprocentowym poliestrem, z którego aż lecą iskry, kiedy przesuwamy się na kanapie? Albo wiskozą, która po praniu wygląda jak psu z gardła wyjęta, a nam nie chce się siłować z deską do prasowania? Czytaj dalej →