Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Jak napisać dobry poradnik? 9 kroków do tekstu, który zainspiruje

Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, to pewnie wiecie, że piszę nową książkę o slow fashion – o tym, dlaczego kupujemy za dużo i jak temu zaradzić. Możecie zostawić swojego maila tutaj, to dam Wam znać, jak będzie gotowa.

Piszę i piszę i piszę, a w przerwach czytam i czytam i czytam. Głównie opracowania dotyczące przyszłości zakupów, ekonomii, mody, ale też lepsze i gorsze poradniki. I doszłam do wniosku, że o ile o pisaniu powieści czy innej fikcji trochę się mówi, są miejsca, gdzie można się tego nauczyć, to z non fiction jest dużo gorzej. No chyba, że chodzi o reportaże – tu jest dużo szkół i kursów. Pomyślałam więc, że zbiorę w tym poście wszystkie te rzeczy, których się nauczyłam, pisząc bloga i książki o poradnikowym charakterze.

Jak napisać dobry poradnik, ebooka czy instruktażowy post na Instagramie?


W czytelniku musi zajść zmiana – musisz przeprowadzić go z punktu A do punktu B


Zamieściłam ten punkt na samym początku, bo jest absolutnie kluczowy – i często pomijany. Widziałam już masę poradników typu “powiedział co wiedział”. Autor wyrzuca z siebie wszystko, co mu przyjdzie do głowy na dany temat, jakoś tam opakowuje w rozdziały i gotowe. A my, czytając, mamy wrażenie miałkości i niedosytu. Całość nie układa się w spójny i jasny system. Nie wiemy co robić po zamknięciu książki, jakie kroki podjąć i jak właściwie zabrać się za to robienie przetworów, zakładanie bloga czy trening siłowy w domu.

Mam wrażenie że często wynika to nie tylko z braku kunsztu pisarskiego autora, ale też z pośpiechu i braku porządnej redakcji. Takiej, która skupia się na dopracowaniu merytoryki, a nie tylko sprawia, że zdania brzmią trochę mniej topornie.


Dobry konspekt to ¾ sukcesu


Aby uniknąć sytuacji z punktu powyżej, potrzebna nam dobra struktura. Mówiąc najprościej: trzeba usiąść i zastanowić się, co my tak naprawdę chcemy powiedzieć, w jaką podróż zabieramy czytelnika i jakie będą jej kolejne przystanki. Rozdziały powinny logicznie z siebie wynikać i wprowadzać w następne stopnie wtajemniczenia w zrozumiały i zorganizowany sposób.

To może zająć masę czasu. U mnie tworzenie planu książki trwa zwykle kilka dobrych tygodni. Chętnie korzystam z techniki “Feel, know, do” Alexandry Franzen. Zastanawiam się, co chciałabym żeby czytelnik poczuł, czego się dowiedział i w końcu jakie działanie podjął – w kontekście całej książki, poszczególnych rozdziałów, podrozdziałów i pojedynczych akapitów. Potem rozpisuję tytuły rozdziałów i w punktach zaznaczam, co chciałabym w nich ująć. Sprawdzam, czy proces, przez który przejdzie Czytelnik, jest spójny i sensowny, czy niczego nie brakuje. Zastanawiam się też, czy kolejność jest dobra i często coś przestawiam. Oczywiście wprowadzam też zmiany później, już podczas pisania – przestawiam rozdziały miejscami czy zmieniam cały wstęp. To normalne i dobre – im bardziej wgłębiamy się w tekst, tym więcej o nim wiemy, nikt przecież nie ma całej książki w głowie, co do ostatniego słówka, zanim w ogóle siądzie do pisania.

Ale mimo tych nieuniknionych zmian warto stworzyć pełen, zamknięty koncept już na samym początku. Pozwoli nam to pracować sprawniej i szybciej. U mnie 99% kryzysów bierze się z tego, że nie wiem co robić dalej. Konspekt w prosty sposób rozwiązuje te dylematy.

Poza tym, tak samo jak pisanie i redagowanie to dwa osobne rodzaje pracy i absolutnie nie powinno się ich łączyć przy jednym posiedzeniu, planowanie struktury i pisanie też są od siebie bardzo różne i powinny odbywać się w osobnych sesjach pracy. I mimo że często serce rwie się do pisania i człowiek sobie myśli “dobra, później się zastanowię”, to jednak warto przycisnąć i doprowadzić ten kluczowy punkt do końca.


Każde zdanie musi być po coś


Konspekt nie tylko wyznacza nam ścieżkę, ale też pilnuje, żebyśmy z tej ścieżki nie zbaczali. Drugą największą poradnikową bolączką jest tak zwany “fluff” czyli przegadanie. Niepotrzebne słowa, zdania i akapity, które nic nie wnoszą i niczemu nie służą. No może tylko temu, żeby autor szybciej dobrnął do tych ośmiu arkuszy wydawniczych, narzuconych przez wydawnictwo.

Lata temu czytałam “The Millionaire Fastlane”, książkę która w Polsce ukazała się pod niezwykle wdzięcznym tytułem “Fastlane Milionera”. Jej główna myśl jest taka, że mamy dużo większą szansę szybko się wzbogacić, kiedy prowadzimy własną działalność, a pieniądze, które zarabiamy, nie są bezpośrednio związane z czasem, który spędzamy w pracy. Ale zanim doszłam do sedna, musiałam przebić się przez niezliczone rozdziały, w których autor pisał, że “zaraz zdradzi mi niesamowity sposób, który zmieni moje życie”. I tak przez jakieś 200 stron. Wstępy są często dramatycznie nudne i większość książek zyskałaby, gdyby wyrwać im te kilkanaście pierwszych kartek.

Dobrze jest przejść od razu do sedna albo zastąpić klasyczny wstęp jakąś chwytliwą anegdotą. Ale później też trzeba uważać. Czy nie powtarzamy w kółko tego samego? Jeśli chcemy, żeby coś wybrzmiało i zapadło czytelnikowi w pamięć, dużo lepsze będzie opowiedzenie osobistej historii związanej z tym tematem, celna, niewyświechtana metafora albo wyróżnienie danego fragmentu w tekście, choćby za pomocą wypunktowania.

Sprawdzi się też wprawienie czytelnika w stupor. Czytam teraz książkę o okładce bardzo podobnej do mojej, nazywa się A Life Less Throwaway. Autorka nawołuje w niej do kupowania rzeczy dobrej jakości, takich, które będą nam służyć przez lata. Opowiada też o zjawisku planowanego postarzania produktu i pogarszającej się jakości, która wynika z cięcia kosztów. Jako ilustracji tego problemu użyła spotkania biznesowego w sprawie projektu żyrafy – możecie sobie przeczytać poniżej.

Dobry tekst to nie taki, do którego nie można już nic dodać, tylko taki, z którego nie można już nic odjąć. Często wydaje mi się, że to, co napisałam, jest już idealnie precyzyjne i pozbawione nadmiaru słów. A kiedy po kilku dniach wracam do tekstu, zawsze znajdę jeszcze jakiś akapit, który można wywalić bez żadnej szkody dla całości, niepotrzebny zaimek dzierżawczy (“pogładziła SWOJĄ dłonią gęste futro psa” – a czyją miałaby gładzić w innym scenariuszu?) albo słowo-wydmuszkę, które nic nie znaczy (moim faworytem jest “swoisty”). Świadome posługiwanie się językiem to potężna moc, którą warto opanować i wykorzystywać.

Więcej wskazówek dotyczących języka i samego procesu pisania przygotowałam na Youtube. 


Opowiadaj historie…


… bo to właśnie je najlepiej zapamiętujemy. Książkę “Lekcje Madame Chic” czytałam ponad 5 lat temu. Utknęło mi w pamięci ogólne przesłanie oraz scena, w której autorka, Amerykanka na wymianie studenckiej w Paryżu, pomaga piec tartę Francuzce, u której mieszka – tytułowej Madame Chic. Jennifer, nie nawykła do paryskiego wysublimowania, po prostu wysypuje truskawki do formy z ciastem. Madame Chic zamiera, przerażona, i tłumaczy, że o wiele milej jest jeść tartę, na której owoce są równo ułożone. Śmieszny drobiazg, ale zapadający w pamięć dużo bardziej niż zestawienia nakazów i zakazów.

Tak właśnie działa nasz mózg. Od początku świata kochamy historie i zawsze będziemy je kochać. Dlatego często najbardziej inspirujące są książki, które wcale nie są poradnikami. Dla mnie takim motorem do działania był zbiór reportaży Marty Sapały “Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków”. Najmocniej wbiło mi się w mózg zdanie o tym, że gospodarstwa domowe najczęściej nic już dzisiaj nie produkują. Swoją drogą – niebawem wychodzi nowa książka Marty o marnowaniu jedzenia, już nie mogę się jej doczekać!

Możemy to też wykorzystywać na poziomie języka. Niedawno wróciłam z warsztatów pisania na Korfu. Było super! Prowadząca, Maria Kula, powtarzała nam, że czytelnikowi dużo łatwiej jest przyswoić obrazowe określenia niż suche fakty. I rzeczywiście, prościej jest sobie wyobrazić “stadion, który pomieściłby powiatowe miasteczko” niż “stadion na 15 tysięcy widzów”.

Jeśli możesz gdzie przywołać jakąś historię lub anegdotę – zrób to. Nigdy nie wiadomo, co przemówi do tego konkretnego czytelnika, co poruszy w nim czułą strunę albo przywoła wspomnienie z dzieciństwa.

Główne założenia większości poradników da się streścić na połowie strony. Albo i nawet na ćwiartce, jak w przypadku bestsellerowej “Magii sprzątania” Marie Kondo. To, co odpowiada za magię i inspirację, to konkretny plan kroków, które czytelnik powinien wykonać i właśnie historie.


Nie bądź szewcem bez butów


Jeśli radzisz coś czytelnikowi, a sam się do tych rad nie stosujesz, wiedz że można to wyczuć w tekście. Będzie suchy, powierzchowny i nikogo nie zainspiruje. Jeśli nie piszesz książki na podstawie własnych przeżyć, doświadczeń, pracy z ludźmi z krwi i kości, a jedynie syntezujesz to, co przeczytałeś gdzie indziej, będzie Ci ciężko skłonić odbiorcę do działania. Przede wszystkim dlatego, że nie będziesz mieć zasobów potrzebnych do przedstawienia potencjalnych zagrożeń i pułapek czyhających na czytelnika na poszczególnych etapach podróży – i sposobów na ich ominięcie. Czytelnikowi będzie trudno się z Tobą (lub opisywaną bohaterką, jak w przypadku Madame Chic) utożsamić i uwierzyć, że zmiana jest możliwa.

Nie oznacza to jednak, że żeby napisać dobry poradnik, musisz być mistrzem wszystkich mistrzów w swojej dziedzinie. Mistrzowie wszystkich mistrzów często nie pamiętają już, jak to było na początku drogi. Albo zaczynali w zupełnie innych okolicznościach. Ale dobrze byłoby, gdybyś miał za sobą jakąś przemianę lub przemiany swoich podopiecznych, i potrafił wydedukować na ich podstawie konkretne, sprawdzone na różnych przypadkach wskazówki.


Zanim zaczniesz pisać, zastanów się, kim jest Twój czytelnik…


… a potem znajdź takie osoby i wypytaj je o problemy i oczekiwania, najlepiej twarzą w twarz. Poskładana naprędce ankieta lub parę pytań w mailu nie załatwią sprawy. “Mniej” Marty Sapały jest tak wciągające, bo autorka przez rok regularnie rozmawiała ze swoimi bohaterami. A więc pytaj, rozmawiaj, konsultuj w trakcie pisania. Uchroni Cię to też przed bardzo smutną dla autora sytuacją, w której okazuje się, że napisał poradnik, który nikomu nie jest potrzebny.


Pisz wyczerpująco


Rozmowy z potencjalnymi czytelnikami i pisanie na podstawie prawdziwych doświadczeń mają też tę zaletę, że pomagają nam postawić sobie pytania, na które pewnie byśmy nie wpadli, trzymając się suchej teorii.

Dobrze jest mieć mniej ubrań lepszej jakości, wiadomo. Ale co, jeśli mamy w domu niemowlaka, który dwa razy dziennie pluje na nas marchewką? A co, jeśli nasza waga często się zmienia, bo mamy zaburzenia hormonalne, albo lubimy przypakować na zimę i zredukować tkankę tłuszczową na lato? A jak jesteśmy w ciąży? Sama pewnie bym o tych zagwozdkach nie pomyślała, bo te sytuacje są mi obce. A dzięki temu, że ciągle rozmawiam z potencjalnymi czytelniczkami, mogę je wziąć pod uwagę i poszukać rozwiązań.

Przy pisaniu instruktażowych treści często zdarzają się też momenty, w których pojawia się jakaś nieścisłość. Taka, z którą sami nie do końca wiemy co zrobić, więc staramy się zatuszować problem okrągłym zdaniem albo zbywamy go milczeniem. Proszę tak nie robić! Wiadomo, że to denerwujące i trudne, ale autor jest właśnie od tego, żeby mozolnie odsuwać czytelnikowi kłody spod nóg. Bo jeśli my się w tym momencie zacięliśmy, to czytelnik pewnie też się zatnie i rzuci to całe robienie przetworów w kąt.

To nie oznacza, że masz mieć odpowiedzi na wszystkie pytania. Jest wiele problemów, które nie są czarno-białe i nie da się ich jednoznacznie rozstrzygnąć. Czy lepsza jest organiczna bawełna, pod której uprawę wycina się kolejne hektary dżungli, czy może wiskoza, którą co prawda można pozyskiwać z błyskawicznie rosnącego bambusa, tak odpornego, że nie potrzeba mu żadnego chemicznego wsparcia, ale za to obróbka włókien jest wyjątkowo toksyczna?  Jest też wiele pytań, na które można udzielić tylko bardzo nielubianej odpowiedzi “to zależy”. Nie znaczy to jednak, że należy zostawiać czytelnika w ciemnościach, zawsze warto go przeprowadzić przez dostępne opcje.

Nie wypychaj swojej książki watą niepotrzebnych słów, ale jeśli już poruszasz dany temat, to upewnij się, że robisz to wyczerpująco i domykasz wszystkie rozpoczęte wątki. W przeciwnym razie jest spora szansa, że twój tekst wyląduje w kategorii “powiedział, co wiedział” z pierwszego punktu.


Żyj swoim tekstem


Pisz codziennie, albo prawie codziennie. To pozwoli Ci ciągle pozostawać w świecie tekstu, a świetne pomysły będą Ci wpadać do głowy nawet pod prysznicem. I tutaj uwaga – od razu zapisz je sobie w dokumencie z tekstem, inaczej wylecą Ci z głowy. A nie ma nic bardziej wkurzającego!

Powrót do pisania po przerwie jest dużo trudniejszy niż utrzymanie regularności. Musimy na nowo się wdrażać i przypominać sobie, o czym tak właściwie ma być ta książka i co dokładnie już napisaliśmy. Ja zwykle piszę między 1000 a 2000 słów dziennie. Jeśli mi nie idzie, to po prostu piszę mniej – ale staram się nie odpuszczać.

Opowiadaj znajomym o tym, co piszesz, pytaj sąsiadkę o jej doświadczenia, konsultuj problematyczne fragmenty przy rodzinnym obiedzie. W ten sposób nie tylko poznajesz nowe punkty widzenia, ale też lepiej układasz sobie w głowie to, co chcesz powiedzieć.

Trzeba tylko uważnie dobierać osoby. Nie polecam proszenia o pomoc złośliwców, ale czytanie fragmentów babci, która rozpływa się w zachwytach, też za wiele Ci nie pomoże. Ja bardzo cenię sobie zdanie mojego brata. Kompletnie nie interesują go tematy, które poruszam, i nigdy nie chce mu się czytać moich tekstów, więc kiedy chcę coś skonsultować, muszę mu to interesująco i zwięźle opowiedzieć. A potem odpowiedzieć na milion dociekliwych pytań, które są co prawda bardzo irytujące, ale pomagają mi dostrzec dziury i nieścisłości, na które nie zwróciłam uwagi. Każdy autor potrzebuje swojego podręcznego programisty!


Ćwiczenia tylko z głową


Ostatnio bardzo modne są wszelkiego rodzaju planery, checklisty i inne narzędzia do samodzielnej pracy. Warto je stosować, ale tylko wtedy, kiedy są dobrze przemyślane, przetestowane na różnych osobach i – przede wszystkim – potrzebne. Niestety, bardzo często to zwykłe zapchajdziury.

A jeśli ćwiczeń będzie za dużo, to nawet jeśli będą najlepsze, też nikt ich nie zrobi. Powinny być mało skomplikowane i niezbyt czasochłonne – albo przynajmniej rozbite na etapy. Lepsze jedno lub dwa trafne zadania dla czytelnika, które dadzą do mu do myślenia, niż potrójny arkusz maturalny, za który nigdy się nie weźmie.


To tyle! Trzymajcie proszę kciuki za moje pisanie, a jeśli interesuje Was temat slow fashion, to zostawcie swojego maila tutaj, żebym mogła dać Wam znać, jak książka będzie gotowa. Możliwe też, że będę chciała wcześniej skonsultować z Wami parę tematów – będziecie mieć więc wpływ na ostateczny kształt książki.

I na koniec – jaki jest najlepszy poradnik, jaki czytaliście?

PS Jeśli potrzebujecie inspiracji, to świetne poradnikowe treści piszą Ryfka z Szafy Sztywniary, Mr. Vintage i Michał Szafrański.

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

47 thoughts on “Jak napisać dobry poradnik? 9 kroków do tekstu, który zainspiruje”

  1. Joasiu, wszystkie porady bardzo cenne. Podpisuję się pod nimi. Mniej więcej tego się trzymałam, gdy pisałam swój poradnik dla małżeństw w kryzysie. Poza tym jestem dziennikarką prawno-medyczną. I nawet w tak wydawałoby się suchych tekstach jak pisanie o prawie, historie, kazusy są bardzo pożądane. A niech jeszcze bohaterem tej historii będzie celebryta, który sądzi się z kimś o naruszenie dóbr osobistych, to gwarancja, że na na taki artykuł zamieszczony np. na stronie Rzeczpospolitej klikalność będzie ogromna.?Ludzie kochają historie. Od czasów Homera nic się w nas nie zmieniło?

  2. Super tekst:) Esencja.
    Już byłam tak bliska spójnej, minimalistycznej i dobrej jakościowo szafy i zaszlam w ciążę.. i wszystkie dobre zasady pojechaly na wakacje. Nie wydam przecież miliona monet na nowe ciuchy potrzebne tylko na 3 trymestr.. ani nie kupię tylko jednego – dwóch zestawów ciuchów bo znienawidzilabym je w 2 tygodnie. Na tym rozdrożu przeprosiłam się z najtańszymi sieciowkami i lumpami. Tak samo teraz – przy rozszerzaniu diety córeczki mam do wyboru a) ubrać siebie i ją w jakieś szmatki z lumpa lub ekonomiczniej- oszczędzając na praniu- w worki na śmieci; b) wskoczyć w strój kąpielowy i wraz z małą w stroju Adama (btw. ciekawe ze nie ma żeńskiego odpowiednika tej metafory – w stroju Ewy?) wskoczyć na obiad do wanny. P.S. słowo znajomym się zdublowało w punkcie „żyj swoim tekstem”:)

    1. Ojej, też miałam to samo, w którymś momencie przysięgam sobie, że jeszcze jedna wypluta zupa, i młoda następny posiłek je w wannie… I zaczęła jeść:-)

  3. „Magia słów” Joanna Wrycza-Bekier. Najpierw przesluchałam audiobook, jako wzrokowiec musialam wrócić do wersji papierowej. Jestem zauroczona jej stylem pisania. Dziękuję Ci Joanna za bardso ważny i przydatny tekst!

  4. Blue JOANNA

    Wspaniały wpis! Gratuluję wytrwałości i konsekwencji w działaniu. Mam apetyt na Twoje poradniki. Przeszła mi przez głowę myśl, jaką ucztą byłaby Twoja powieść. Już czuję z jaką przyjemnością przewracam kartki… A temat? Jest tyle historii…

  5. Co prawda nie planuje pisać żadnego poradnika, ale post przeczytałam z przyjemnością. Swoją drogą Asiu, polecisz może jakiś kurs kreatywnego pisania? Skąd brać historie do opowiadania? (Obstawiam, że łuskanie ich z życia po prostu jest wyuczalne ale jak to wyćwiczyć)
    Pozdrawiam!!

  6. Jako osoba myśląca w większości obrazami, daję tylko znać, że dużo łatwiej mi wyobrazić sobie stadion na 15 tysięcy osób niż, taki co może pomieścić powiatowe miasteczko :) 15 tysięcy to proste, mamy stadion i piętnaście sektorów 20 rzędów po 50 krzeseł, między sektorami białe betonowe filary, rzędy krzeseł czerwone i niebieskie. Układa się w głowie jak w animacji komputerowej, najpierw blueprint i owalny zarys dachu, za chwilę każdy sektor ląduje w odpowiednim miejscu z porządnym łupnięciem.

    Przy stadionie mogącym pomieścić powiatowe miasteczko, najpierw próbuję sobie wyobrazić pusty stadion i zarys miasteczka (z wieżą kościoła, dużą szkołą i trójkątnymi dachami domków) i nijak mi się to nie chce nałożyć na siebie.
    Próbuję sobie wyobrazić, ilu jest tych ludzi i widzę najpierw ludzi wychodzących z domków a za chwilę ryneczek w dzień targowy, ktoś przyjechał niebieską Nysą i ma na niej worki ziemniaków. Próbuję więc od innej strony, i widzę stadion z zewnątrz i wielkie kolejki mieszkańców, ginące gdzieś przy horyzoncie – a w tle wyludnione miasteczko. Wracam do pierwszej wizji :)

  7. „Il semble que la perfection soit atteinte non quand il n’y a plus rien à ajouter, mais quand il n’y a plus rien à retrancher.”
    A designer knows he has achieved perfection not when there is nothing left to add, but when there is nothing left to take away.
    Antoine de Saint – Exupery
    Przypuszczam, że zdanie dotyczące dobrego tekstu może być parafrazą tego cytatu dotyczącego projektu. Notabene poety, pisarza i pilota.

    Interesujący tekst Joanno.

    Moją uwagę zwróciły i zastanawiają mnie elementy wydające się być w sprzeczności – do sedna, zebranie na jednej stronie istoty zawartości vs opowiadanie historii – jaki z tego można wyciągnąć wniosek?
    Niejedna książka jest napisana w podobny sposób do “Fastlane Milionera”. Czasami autorzy, zwykle amerykańskich opowiadań/powieści/poradników, opierają układ treści (ściśle bądź lużno) na cyklu The Hero’s journey Campbell’a. Właśnie zabierając w podróż. Opowiadając o własnych doświadczeniach.

    Wyciąganiu kwintesencji z tekstu pomaga robienie notatek. W moim odczuciu i doświadczeniu z własnych notatek wyłania się schemat czy plan działania. Przystępnie skonstruawana narracja i właściwie dobrany układ mają na celu pomóc w przejściu drogi – to właśnie prowadzi do zajścia zmiany w czytelniku – „musisz przeprowadzić go z punktu A do punktu B”. Dokładnie – przeprowadzić, nie przenieść. Takie przejście wymaga odrobiny wysiłku od osoby, podróżnika, czytelnika.

    Może droga na około, zamiast na skróty, w takich wypadkach czemuś ma służyć?

    Nie neguję twojego założenia. Próbuję je zgłębić. Poparcie go konkretnym przykładem mogłoby pomóc, bo trudno mi zobaczyć do czego konkretnie się odnosisz. Jeśli do zbędnych słów – zgoda. Obrazowe przymiotniki nie wszędzie są potrzebne, a nawet wskazane. Jeśli do płytkiego ujęcia zagadnień – też zgoda, tyle że kwestia płytkiego lub głębokiego ujęcia zagadnień może wiązać się z dostosowaniem poziomów.

    „Tak właśnie działa nasz mózg. Od początku świata kochamy historie i zawsze będziemy je kochać.” – tak, czyli jak?
    I z czego to wynika? Czemu służy? Od kiedy?
    „Przy pisaniu instruktażowych treści często zdarzają się też momenty, w których pojawia się jakaś nieścisłość. Taka, z którą sami nie do końca wiemy co zrobić, więc staramy się zatuszować problem okrągłym zdaniem albo zbywamy go milczeniem. Proszę tak nie robić!”

    „Dlatego często najbardziej inspirujące są książki, które wcale nie są poradnikami.” – być może inny jest cel opowieści i poradnika?
    Na podstawie tego zdania trudno ustalić czy (z założenia) poradnik ma inspirować czy radzić?

    „Świadome posługiwanie się językiem to potężna moc, którą warto opanować i wykorzystywać.” – wykorzystywać? A może ćwiczyć i używać?

    Wybacz jeśli się „czepiałam słówek”. Nie jest moją intencją nieprzyjemne wytykanie czegokolwiek. Zastanawiam się nad tym co czytam i czy rozumiem „co autor miał na myśli”. Na pisaniu się nie znam. Na czytaniu i neurolingwistyce trochę.

    Powodzenia w pisaniu.

    Paulina

    1. Oo, na pewno, nie znałam tego cytatu! To znaczy nie wiedziałam, czyjego jest autorstwa. Nie odpowiem niestety nie pozostałe Twoje pytania, bo zwyczajnie nie potrafię. Otworzyłam słownik i wykorzystać = użyć do osiągnięcia jakiegoś celu – i właśnie o to mi chodziło i Tobie chyba zresztą też:)

  8. Asiu, lubię Twój blog i czytam go od bardzo dawna, ale brakuje mi tu bardzo takich postów jak kiedyś. Takich po prostu zwykłych, u codzienności, ciuchach, fajnych miejscach w necie. O tym jak pisać czy pokonywać kryzys twórczy może też poczytałabym chętnie, ale po 1,5 miesiąca czekania na coś nowego te tematy są po prostu rozczarowujące, niszowe. Myślę, że wiele osób się ze mną zgodzi. Piszesz o tym, jak pisać, a tymczasem publikujesz po prostu mało. Wiem, że jesteś w trakcie pisania książki, prowadzisz firmę i na pewno nie masz wiele czasu. Mimo wszystko szkoda, że po tak długim czasie, gdy nic nowego się tu nie pojawiło, widzę temat który dotyczy pewnie małej liczby osób. Ale może się mylę.

    1. Hej! Przykro mi, że post Cię nie zainteresował. O fajnych miejscach w necie nie piszę, bo jak tylko mogę nie siedzieć przed komputerem, to nie siedzę, więc po prostu dużo mniej tego internetu przeglądam. Codzienne rzeczy pojawiają się na Instagramie, ale na blogu pewnie też się pojawią – w następnym poście mam w planach napisać o warsztatach na Korfu. Tylko to też były warsztaty pisania, ostrzegam;)

    2. Ja też czuję pewne rozczarowanie tematyką ostatnich wpisów i ich rzadkim pojawianiem się. Zawsze czytam z przyjemnością, ale to już nie to, co kiedyś.
      A instagram to już w ogóle nie ta energia :(

    3. Ja też się muszę zgodzić z Lidią. Wydaje mi się, że warto byłoby wziąć pod uwagę, że są ludzie, którzy nie korzystają z instagrama i czekają po prostu na nowe posty na blogu. A te pojawiają się bardzo rzadko i mam wrażenie, nie obraź się Asiu, że w znacznej części ich tematyka jest około-firmowa i około-książkowa. Dla mnie blog stał się trochę dodatkiem i miejscem reklamowym dla twoich innych działalności, jakimi są firma, kursy i pisanie książek, to niestety da się odczuć. Tylko warto pamiętać, że kolejność była raczej taka, że piżamy , kursy i książki ewoluowały z bloga, a nie blog z piżam, kursów i książek. Teraz odczuwam, że „ważność” przedsięwzięć jest niestety odwrotna. Tęsknię za czasami, kiedy punktem wyjścia był blog, a po inne twoje produkty sięgało się, bo po prostu lubiło się czytać bloga i to zachęcało. Asiu to od Ciebie oczywiście zależy, jak prowadzisz swoją ścieżkę, ale fajnie byłoby pamiętać, że „siłą napędową” są właśnie czytelnicy bloga. A zaglądając tutaj tydzień po tygodniu, nie widząc nic, czuje się raczej rozczarowanie.

      1. Asiu, czytam Cię od początku i z radością obserwowałam jak Twój blog ewoluował. Z niecierpliwością czekałam na kolejne posty dotyczące slow fashion, slow life, życia codziennego, zawodowych dziewczyn (super cykl!). Niestety, ale muszę zgodzić się z Kasią – ta dawna energia zaczyna zanikać. Mam wrażenie, że im więcej piszesz o pisaniu i różnych technikach, tym gorzej się to czyta i osiągasz odwrotny skutek. Tracisz szczerość i lekkość, która kiedyś charakteryzowała Twoje posty.
        Zachęcasz do mniejszego korzystania z social media, natomiast wspominasz, że codziennie aktualizujesz swój Instagram. Ja tutaj widzę pewną sprzeczność, sama nie mam tam konta i jak sporo czytelniczek, czekam na posty właśnie tutaj.
        Przez ostatnie dwa lata zauważyłam, że wiele się zmieniło u Ciebie, włącznie z modelem biznesowym, prowadzeniem firmy, kursów. Masz inne podejście, nie chcesz spędzać czasu przed komputerem – wszystko rozumiem. Każdy ma prawo żyć jak chce i stawiać sobie odpowiednie priorytety, ale muszę przyznać, że z łezką w oku, będę tu rzadziej zaglądać. Przez ostatnie pół roku zainteresował mnie może jeden post, reszta faktycznie zbudowana jest wokół Twojej działalności okołoblogowej. Niemniej życzę Ci powodzenia i nowych czytelników – na pewno znajdą sie tacy, dla których podejmowane przez Ciebie tematy będą ciekawe i inspirujące :)

        1. Przykro mi, ale muszę się zgodzić z poprzedniczkami. Uwielbiałam Twój blog i komentarze, jakie się pojawiały pod postami. Teraz nowych wpisów jest coraz mniej i, tak jak napisały moje poprzedniczki, dotyczą one dość specyficznych tematów. Ja też nie śledzę mediów społecznościowych, więc trochę mi smutno, że kolejny blog zaczyna przegrywać z instastories i wpisami na fb :(

          1. Asiu, nie wszystkie my tutaj mamy instagrama. Jako stała czytelniczka i fanka czuje się rozczarowana, że czeka się na wpis dwa miesiące, bo wszystko jest na insta. Super, że piszesz nowa książkę, na pewno będę jedna z pierwszych które ją kupią, ale tutaj znów mam wrażenie, ze zaprzeczasz temu co mówiłaś jeszcze niedawno, że wyczerpalas temat slow fashion i nie będziesz sie nim zajmować. A tu wychodzi książka o slow fashion…Mnie brakuje tych starych, dobrych wpisów, kiedy był to mój sposób na ucieczke od korpo-światka. Moim lekarstwem był właśnie ten blog i Aśka, taka normalna, a pozytywnie zakrecona, taka slow…

            1. Hej Anika! Przykro mi, że czujesz się rozczarowana. Też mi się wydawało, że powiedziałam już o sf wszystko, co mam do powiedzenia, a potem zaczęłam przeglądać książkę, żeby ją uaktualnić i odkryłam, że napisałabym to zupełnie inaczej i że rzeczy do uzupełnienia mam tyle, że równie dobrze mogłabym napisać nową ksiażkę. Więc tak zrobiłam. I super mi się pisze, bo analizuję głównie to, dlaczego kupujemy za dużo i czuję, że nareszcie się mogę socjologiczne wyżyć :D Ale podsumowując – internet się zmienił, ja się zmieniłam, tematy które poruszam się zmieniły (przynajmniej niektóre) i na pewno będą się zmieniać w przyszłości. Nie wyobrażam sobie tworzenia ciągle takich samych treści, w ciągle ten sam sposób i w tych samych mediach. Robię to już 10 lat i działając w ten sposób wypaliłabym się po dwóch. Nie zawsze czuję się na siłach, żeby dużo pisać na blogu, ostatnio miałam bardzo ciężkie miesiące. Teraz jest lepiej, więc postów pewnie będzie się pojawiać więcej.

      2. Trochę muszę się zgodzić! :) Ale zauważyłam podobną tendencję też na innych blogach. Oczywiście to Twój blog i rozumiem, że wszystko się zmienia, ale czasem brakuje treści jak kiedyś, takich bardziej od serca. Pozdrawiam serdecznie!

  9. Mój ulubiony poradnik to „Plan ratunkowy dla tarczycy i nadnerczy”. Jest w nim dokładnie to o czym piszesz – prowadzenie czytelnika za rękę ku przemianie, ku zdrowiu, odpowiedzi na niewygodne pytania i rady w sedno, no. Jak rozmawiać z lekarzem, który nie chce wystawić skierowania na badania. W sumie to nie tylko mój ulubiony, ale i najlepszy poradnik jaki czytałam.

  10. Rzeczywiście poradniki to śliska sprawa. Przeczytałam ich wiele, ale tylko 2-3 zrobily na mnie pozytywne wrażenie. Nawiązując do tego co napisałaś w tekście. Kupiłam kiedyś poradnik Karoliny Cwaliny „Wszystko zaczyna się w głowie”. Pomyślałam, że tematyka dość istotna, autorka wydaje się być kompetentna ( skończyła prawo), więc kupiłam. Miałam dość po 50-60 str. Ciągle czytałam „w tej ksiazce nauczysz sie tego i tego…..zaraz ci napisze co robic….” i tak co chwilę. Treści merytorycznej brak. Zdanie w stylu „przestać pier…..ić, weż sie w garść i do roboty” przelalo czare goryczy. To ma być poradnik? Od tego momentu zanim kupię książkę tego typu przemyślę 10 razy.

  11. Z ulubionych poradników:
    „Mniej” Marta Sapała
    „Królowa oszczędzania” Cait Flanders oraz pierwsze poradniki jakie przeczytałam „Slow fashion” i „Slow life” twojego autorstwa Asiu :-)

  12. Bardzo przydatny, konkretny tekst, dziękuję!

    Najlepszym poradnikiem EVER, jaki czytałam, jest „The Way to Write for Children: An Introduction to the Craft of Writing Children’s Literature” Joan Aiken – autorka z wdziękiem, konkretnie i bezlitośnie rozprawia się z przekonaniem, że pisać dla dzieci każdy może. Serdecznie polecam:-)

    Bardzo lubię książki Victorii Moran, za atmosferę, to nie są takie konkretne książki od-do; najlepszym poradnikiem psychologicznym, jaki czytałam, jest „Nigdy dość dobra” Karyl McBride. Najlepszym poradnikiem modowym, jaki czytałam, jest wydana w 1964 „Elegance” Genevieve Dariaux (mam pierwsze wydanie, było anglojęzyczne wznowienie, ale pocięte) – pani jest bardzo konkretna, bardzo kostyczna, a realia modowe Francji przełomu lat 50 i 60 to niewiarygodnie odległy świat.

  13. A na mnie stadion na 15 tysięcy widzów działa bardziej niż stadion, który pomieści powiatowe miasteczko. Bo zaraz zaczynam się zastanawiać, jak które i ile mieszka w nim osób, zamiast skupić się na tekście ;)

  14. Ta, z tym powiatowym miasteczkiem to zły przykład. Albo nie wiem, o co chodzi (jakoś niezbyt to odbieram jako metonimie, wiec ze miasteczko w srodku?), albo nie wiem, ilu ma mieszkańców (najbardziej mi znane miasto powiatowe ma 70 tys). Liczby dużo bardziej przemawiają do wyobraźni w tym wypadku.

  15. Przeczytałam mój komentarz jeszcze raz i zabrzmiał strasznie sucho!
    Pozdrawiam i czekam na tekst z rodzaju „najlepiej wydane pieniądze w tym roku” :) Pozdrawiam!

  16. Przeczytałam mój drugi komentarz jeszcze raz i stwierdziłam, że przydałby mi się poradnik, jak pisać komentarze :D :D
    (tego na wszelki wypadek nie będę już czytać, bo ten ciąg się nie skończy!)

  17. Witam. Pisanie to bardzo indywidualna sprawa. Indywidualny styl i pomysł. Pisanie jest proste…Ale, ale to co proste jest najtrudniejsze… Pisanie jest naturalną sztuką. pozdrawiam asia

  18. Witam, Pani Joanno, ale ja nie mogę otworzyć Pani instgrama…. proszę o podanie adresu tutaj.
    dziekuję ipozdrawiam
    Dorota

  19. Bardzo przydatne informacje. Chociaż nie planuję pisać poradników to zainteresowałaś mnie tematem pisania ogólnie :) Dlatego bardzo chętnie poczytam więcej takich wpisów, zwłaszcza z poradami jak pisać krótsze teksty :)

  20. A mnie się bardzo podoba temat, sama doszłam do podobnych wniosków, a jednak wiele się od Ciebie nauczyłam. Świetnie napisane, trafia do mnie, potrafisz też płynnie i bardzo ciekawie mówić. Cieszę się, że odkryłam Twój blog, a skoro przedmówczynie żałują wcześniejszych tematów, to ja z przyjemnością je poznam. Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu książki.

  21. Świetny tekst. Bardzo doceniam twoje rady dotyczące pisania. Dzieki tobie odkryłam też Marię Kulę! Zgadzam się z przedmówcami twoj blog zmienia się. Myślę że właśnie w tym tkwi jego siła. Wracam tu bo jesteś autenytyczna i piszesz o tym co jest ci bliskie.
    Keep going girl!

  22. Dorota Perkins

    Cześć
    Piszę poradnik i muszę przyznać, że wszystkie Twoje wskazowki są niesamowite. Egoistycznie cieszy mnie, że właśnie podobnie myślę i dlategopo przeczytaniu Twojego tekstu czuję się upewniona, że podążam dobrym śladem. Zaskoczyła mnie w tekście wzmianka o osobistym programiscie bo mam szczęście mieć taką osobę. Gdybym interesowała się modą to z pewnością kupilabym Twoją książkę bo pięknie piszesz. Dziękuję za ten artykuł ☺? pozdrawiam Dorota Perkins

  23. Stworzenie poradnika to mim zdaniem ogromne wyzwanie. Najgorszą opcją jest pisanie tekstów w stylu ” zrób to”, „zmień to” – to mnie totalnie zniechęca… Kluczem w poradnikach jest stawianie pytań, które powinien sobie postawić czytelnik. To tak jak terapia u psychologa – nikt nie da nam gotowej recepty na dobre życie, musimy szukać tego, co dla nas najlepsze i mieć odwagę po to sięgnąć. Poszukiwanie to poniekąd stawianie pytań i wydaje mi się, że poradniki, które w ten sposób nakłaniają nas do myślenia, są najcenniejsze.

    Ja też średnio lubię, gdy w poradnikach znajduje się wiele nawiązań do statystyk… wówczas mam wrażenie, że są bardzo powierzchowne i nie trafiają tak mocno do jednostki.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *