Kiedyś nie znosiłam prowadzenia samochodu. Potem pojawiły się nawigacje w telefonach i to był pierwszy przełom – wcześniej ciągle się gubiłam i doprowadzało mnie to do szału. Drugi punkt zwrotny w mojej karierze kierowcy nastąpił całkiem niedawno. Kupiłam samochód z możliwością podłączenia telefonu do radia przez Bluetooth i nagle jeżdżenie samochodem z totalnej nudy stało się miłym czasem dla siebie. I dzisiaj chciałam się z Wami podzielić moimi ulubionymi sposobami na zabicie nudy w samochodzie. A właściwie w ogóle w podróży! Bo choć nie pałam już do prowadzenia samochodu taką nienawiścią, to jeśli mogę, to wybieram pociąg i tam też z powodzeniem te sposoby stosuję.
Po pierwsze, podcasty
Odkąd mogę wygodnie słuchać w drodze ulubionych podcastów, moje życie się zmieniło. Przed podróżą zawsze przygotowuję sobie playlistę, tak żebym nie musiała w nic klikać podczas jazdy. Do słuchania podcastów używam aplikacji Podcast Addict.
Moje ulubione biznesowe podcasty to Mała Wielka Firma i podcast Amy Porterfield. Z takich bardziej życiowych lubię James Altucher Show – James rozmawia z komikami, pisarzami, ludźmi biznesu, pozwala swoim gościom się wygadać, a rozmowy nierzadko toczą się przez półtorej godziny albo i więcej. Na mojej liście „do posłuchania” jest też podcast Hurry Slowly Jocelyn K. Glei – bardzo lubię jej newsletter, więc i z podcastem wiążę duże nadzieję.
Przy okazji – może nie wiecie, ale ja też mam swój podcast o biznesie online. Znajdziecie go w iTunes i innych programach do podcastów pod nazwą „Podcast Joanna Glogaza”, na blogu znajdziecie go tutaj, a kolejne odcinki już się przygotowują!
Po drugie, audiobooki
Moja miłość do audiobooków zaczęła się, gdy odkryłam aplikację Librivox, z darmowymi audiobookami starych tytułów, którym wygasły już prawa autorskie. Pamiętam, że mieszkałam wtedy w Londynie i biegałam po Greenwich Park z Anią z Zielonego Wzgórza w słuchawkach. Od tego czasu zawsze zamawiam na święta voucher do Audible, sama też w zeszłym roku kupiłam mojej mamie bon do Audioteki (gdzie można znaleźć audiobooki po polsku). Moja ulubiona książka w wersji audio to The Art of Asking Amandy Palmer, czytana przez samą autorkę, a na drugim miejscu jest Mała Księżniczka, którą można znaleźć za darmo w Librivox.
Po trzecie, gry
Nie lubiłam jeździć samochodem sama… ale jeżdżenie w towarzystwie to już zupełnie inna sprawa! Od dziecka byłam zapalonym graczem w różne samochodowe gry. Najlepiej pamiętam długie, rodzinne rozgrywki w „Dwadzieścia pytań” – najczęściej graliśmy jeżdżąc do babci, która mieszka w okolicach Monachium, więc możecie sobie wyobrazić, jak poziom mistrzostwa osiągnęliśmy przez te wszystkie godziny.
Między innymi te samochodowe gry z rodzicami, które zamieniały nudną podróż w fajne wspomnienie i sprawiały, że czas leciał dużo szybciej, zainspirowały mnie do napisania „W to mi graj”. Jest tam cały rozdział poświęcony grom do samochodu, pociągu czy autobusu, dla małych i dużych. „20 pytań” to klasyk, ale mam w zanadrzu jeszcze wiele innych pomysłów. Dzisiaj chciałabym Wam pokazać kilka z nich. Zobaczcie na video poniżej, jak rozwalam chłopaków w „Piosenki o” i jak gramy w „Liczbową wyliczankę”. Spisane zasady gier znajdziecie poniżej!
Tutaj możecie obejrzeć więcej moich filmów. Zachęcam Was do subskrypcji kanału, wtedy Was nie ominą!
Piosenki o…
Liczba graczy: od 2 w górę
Zasady: pierwszy krok to decyzja dotycząca motywu przewodniego – bo gra może mieć różne odmiany. Na początek proponuję coś prostego: zwierzęta, imiona, nazwiska czy miasta.
Następnie gracze po kolei śpiewają fragmenty piosenek, w których pojawia się dowolne zwierzę (lub dowolne miasto, jeśli miasta są motywem przewodnim). Wystarczą dwie linijki, ale oczywiście można śpiewać dłużej.
Tekst piosenki może być w dowolnym języku, byle znała go przynajmniej jedna osoba poza śpiewającym.
Na wymyślenie piosenki jest maksymalnie półtorej minuty. Kto nie wymyśli, odpada, a ostatnia osoba wygrywa.
Skojarzenia liczbowe
Liczba graczy: od 2 w górę
Zasady: osoba rozpoczynająca grę podaje osobie po swojej lewej stronie dowolną liczbę od 1 do 12. Gracz po lewej ma teraz 30 sekund na wymyślenie popularnego skojarzenia z podaną liczbą.
To może być tytuł filmu (7 – Siedem lat w Tybecie, 12 – Dwunastu gniewnych ludzi), książki (5 – Rzeźnia numer pięć, 3 – Trzej muszkieterowie), powiedzenie (2, 3 – „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”) czy jakakolwiek inna powszechnie znana zbitka słów.
Następnie gracz wybiera liczbę dla kolejnej osoby i rozgrywka toczy się dalej.
Kto nie wymyśli odpowiedzi na czas lub powtórzy odpowiedź, która już padła, odpada. Liczby oczywiście mogą się powtarzać – w końcu jest ich tylko 12. Osoba, która pozostanie sama na placu boju, wygrywa.
I teraz uwaga: żeby zapobiec męczeniu kogoś jedną liczbą, tak jak zrobił to Michał na filmie, można ustalić, że nie można zadawać tej samej liczby dwa razy pod rząd lub że osoba, która zadaje komuś liczbę, sama musi znać odpowiedź i podać ją na żądanie, gdy druga osoba się podda.
Jeśli macie ochotę poznać więcej gier, moją książkę wciąż można zamówić wyłącznie tutaj, na joanna.altenberg.pl. A ja jestem bardzo ciekawa Waszych ulubionych podcastów, audiobooków, gier i wszystkiego innego, co sprawdza się w podróży. Dajcie znać!
58 thoughts on “Moje 3 sposoby na nudę w podróży”
Dziękuję, Joasiu! Bycie Twoim jazdoumilaczem to czysta przyjemność :)
To ja dziękuję!
Czy naprawdę każdy Twój kolejny wpis na blogu musi być reklamą Twojej książki? Rozumiem, że nakład musi się sprzedać , a Ty chcesz zarobić ale to jest już naprawdę nudne. Lubię Twojego bloga ale nie wchodzę tutaj po to, aby szukać informacji o grach i książce, która jest do tego niezbędna. Nachalna promocja pod pretekstami wpisów jest zwyczajnie wkurzająca.
niestety coś w tym jest
Nieprawda! Są jeszcze posty promujące Lunaby i takie, które promują kursy.
Niestety mam podobne wrażenia… Czytam bloga Asi od dawna, jeszcze z czasów licznych postów szafiarskich, ale ostatnimi czasy nie dość, że rzadko pojawiają się tu nowe posty, to jak już są to dotyczą albo reklamy książki/piżam/kursu, albo są postem sponsorowanym Śnieżki z remontu mieszkania. Coraz mniej treści znajduję tu dla siebie. Szkoda, szkoda.. Ale oczywiście Asiu życzę powodzenia w rozwijaniu swoich biznesów :)
Tak samo u mnie, obserwuję od 2012, ale chyba pora na rozstanie.
Niestety ma podobne wrażenia :/ kiedyś można było znaleźć super ciekawostki o ubraniach, modzie, triki, podpowiedzi. Ostatnio nawet jeśli post zaczyna się w miarę obiecująco, choć nie wchodzę na bolga style digger po to żeby poczytać o kolorze ścian w mieszkaniu (ale niech już będzie raz na czas), to w każdym wpisie następuje mniej lub bardziej karkołomne przejście na promocję któregoś z biznesów autorki.
zgadzam się w 100 procentach.. tez już sobie dam spokój z tym blogiem, wpisy rzadko a jak juz cos sie pojawia to jakies oczywiste oczywistosci plus lokowanie produktu.
I ja niestety odczuwam podobnie…
Pewnej podróży, kiedy utknęliśmy w potężnym korku na autostradzie zaczęliśmy grać w grę „Zgadnij kogo mam na myśli”. Gra polegała na tym, że jedna osoba myślała o jakiejś znanej postaci w wybranej kategorii (aktor/ka, piosenkarz, literatura, itp.). Pozostali uczestnicy gry zadawali pytania zamknięte (odpowiedź tak lub nie) i na podstawie tych pytań odgadywaliśmy postać z myśli. Inną grą, która umilała nam czas była „jaka to melodia” – ktoś zaczynał nucić motyw z piosenki i trzeba było odgadnąć. Szkopuł w tej grze polegał na tym, że jak ktoś podał błędną odpowiedź musiał dośpiewać swoją piosenkę do końca. Fajny sposób na upływający czas w aucie.
Ja bym jednak nie promowała grania podczas jazdy autem, zwłaszcza gry z kierowcą (?!)
Kurde trochę ta jazda autem pokazywana jest zbyt beztrosko moim zdaniem. A co tam porozmawiam przez telefon, pogram w coś, pogadam, odwrócę się, wszytko tylko nie skupienie na prowadzeniu auta.
A potem kolejny 20latek wjechał w rodzinę..
Tak ja wiem, że są korki, jakieś dłuższe przerwy itd. ale litości promujmy bezpieczną jazdę. I tak piszę z doświadczenia, bo ktoś wjechał w moją rodzinę
Dokładnie… zgadzam się.
Czy mozemy prosic o wiecej postów sponsorowanych? Są takie autentyczne <3
Gry i zabawy w trakcie jazdy to chyba nie jest najlepszy pomysł, lepiej żeby kierowca skupił się na drodze a nie na wymyślaniu odpowiedzi na zagadki czy inne pierdoły, nawet na tym zdjęciu widać że kierowca próbuje zachować koncentrację, ale jest rozpraszany. Pora dorosnąć Joanno a wymyślać na siłę zabawy tam gdzie nie ma do tego okoliczności.
Fajne gry, ale bez kierowcy! Pan Michał przez wciąganie do tej zabawy, był naprawdę rozpraszany podczas tej jazdy!
Uwielbiam podróżować, to taki czas gdy mogę rozmawiać z mężem bez końca i nikt nam nie przeszkadza :)
Blog o modzie
Cześć,
Jeśli podróżujemy nie po autostradzie, to polecam po prostu podziwiać widoki. Podczas podróży za oknem jest tyle pieknych miejsc, że warto po prostu chłonąć piękno przyrody :)
Pozdrawiam,
Kasia
Najlepiej. <3
Nie potrzebne nawet nowe radio ;) wystarczy kabel usb za kilka zł lub (jeśli radio ma tylko odtwarzacz kaset) taki kabel, ktory ma usb po stronie telefonu, a od strony samochodu coś w kształcie kastety, co wklada sie do radia w tradycyjny sposób .
Dzięki za podpowiedź! Zastanawiałam się czy mogę z moim radiem to jakoś ogarnac
Ja wymyśliłam kiedyś wersję zaawansowaną tej gry — piosenki ze wszystkimi 50 stanami USA. Wbrew pozorom najtrudniejszy był stan New York, bo piosenek o tym mieście są setki, ale o stanie już nie (nas uratował New York state of mind).
W ogóle nie zrozumiałam w czym był problem z NY
Niestety, podpisuję się pod głosami poprzedników. Bardzo Cię lubię i bloga śledzę od początku, ale ostatnio treści są nakierowane na promowanie różnych Twoich produktów. Być może wynika to z nałożenia się na siebie kilku różnych przedsięwzięć – książki, kursu i pidżam, ale widzę, że nie tylko ja jestem już zmęczona tymi tematami. Brakuje mi innych treści. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek odwołam się do Fashionelki jako do pozytywnego przykładu, ale ona naprawdę zachowuje równowagę w swoich kanałach między promowaniem własnych produktów (foodbook i szkolenia, które robi) a innymi treściami. Do tego wszystkiego film na YouTube z jazdą samochodem też niezbyt wyszedł – widać, że Wy bawiliście się świetnie, ale ja np. nie byłam w stanie tego w całości obejrzeć, mimo sympatii. Ten komentarz miał być konstruktywną krytyką, mam nadzieję, że nie sprawił przykrości. Trzymam kciuki za wszystkie Twoje przedsięwzięcia i wyobrażam sobie, że trudno może być złapać balans między nimi oraz – najzwyczajniej w świecie – znaleźć czas i pomysł na działalność poza nimi.
Przy całej sympatii do Ciebie i sposobu w jaki eksperymentujesz ostatnio z formami (filmy, podcast) w pełni zgadzam się z uwagami osób powyżej. Zarówno wciąganie do gry kierowcy, jak i „biznesowe” podejście do bloga wywołuje na mnie złe wrażenie. Mogłabym się powstrzymać od komentarza, ale myślę że warto pokazać, że to nie pojedyncza opinia, tylko coś co warto przemyśleć. Przy okazji, Oren – jestem pod wrażeniem, jak można w sposób absolutnie neutralny i przyjazny zwrócić komuś uwagę w komentarzu. Nawet jak ma się dobre chęci, słowo pisane potrafi brzmieć surowo i złośliwe. Brawo!
Podobnie jak poprzednicy, mam problem z przypomnieniem sobie posta na tym blogu, który niczego nie promował. Czuję się trochę tak, jak czytając Szafę Sztywniary jakiś czas temu: długie czekanie na post – ojeju, znowu promocja i niesmak (to się jakby skończyło, ale Ryfka już praktycznie nie pisze). Szkoda, bo Styledigger był kiedyś jednym z trzech polskich blogów, które czytałam, i który dawał mi wiele przyjemności.
Oj, niestety i ja muszę się podpisać pod tymi komentarzami. O ile nie mam nic przeciwko postom promującym Lunaby, bo uwielbiam tę estetykę, to promocja książki o grach zaczyna mi już trochę wychodzić bokiem (być może także po części dlatego, że nie znajduję w niej zupełnie nic dla siebie i zwyczajnie wolałabym sięgnąć po sprawdzone planszówki). Baner reklamujący po lewej stronie w zupełności wystarczy :)
Też uważam, że promocji książki jest za dużo i w dodatku jest to taka prosta i nachalna promocja. Myślę, że byłoby lepiej, gdyby ta promocja poszła innymi torami – dostarczenie Twojej książki tam, gdzie ludzie mogą się nudzić. Wiadomo, to są koszta, ale idzie dobra opinia o Tobie – sale zabaw, szkolne świetlice, bary, dom dziecka, poczekalnie do lekarza, nawet chemio i radiologia. Tutaj chyba już trochę popłynęłam, bo wiadomo, koszta, ale taka promocja, moim zdaniem, ma większą siłę i robi dużo lepsze wrażenie. Przede wszystkim pokazuje Twoje zaangażowanie i poszukiwanie obszarów, w których czytelnik i potencjalny klient siedzi z kimś, nudzi się i nie wie co robić, bo jeżeli nuda to tylko w podróży autem, to szkoda było książkę drukować ;-) są też inne miejsca, momenty i sytuacje, gdy nuda nas pożera i chciałoby się coś porobić, ale trzeba siedzieć na tyłku.
Niestety również muszę się podpisać pod powyższymi komentarzami. Twój blog był moją ukochana odskocznia i wzorem życia slow. Już od dłuższego czasu czekam i czekam na posty i jak już przychodzą to jakoś nie mogę w nich znaleźć nic dla siebie, wciąż reklamy i biznesy. Mam wrażenie, że to wszystko przestaje być slow i po prostu zwyczajnie mi smutno. Domyślam sie, że Tobie również te komentarze sprawiają przykrość, ale odbierz je proszę jako konstruktywną krytykę. Nadal bardzo Cię podziwiam jako kobietę i wierzę w tego bloga!
Ups… Po przeczytaniu wpisu przeszłam do komentarzy i myślałam, że będę w moim wrażeniu odosobniona, ale widzę, że nie tylko ja dostrzegłam zmianę na blogu. Gdzie podziały się te fajne, dziewczyńskie wpisy, dzięki którym z niecierpliwością czekałam na kolejne posty? Teraz tylko: przecena piżam, sprzedaż kursu, nowa książka, kolejny wpis sponsorowany… Oprócz tego banery pod każdym wpisem. Naprawdę nie mam nic przeciwko, żeby bloger zarabiał na swoim blogu, ale jakaś równowaga musi być. Teraz jest tak duża konkurencja, że bardzo łatwo znaleźć dla siebie coś innego. Ale tak sobie jeszcze myślę: może my czegoś nie rozumiemy? Asiu, może to jest dobry pomysł na nowy wpis i dalszą dyskusję?
Hmmm… mieć takie czytelniczki to skarb – starają się w sposób delikatny ale szczery powiedzieć co im się podoba a co nie :)
Myślę, że to trochę przełomowy moment dla tego blogu – znów trzeba wybrać jakiś kierunek, a jestem pewna, że autorka się odnajdzie. Tak, ja też wchodzę (wchodzilam) regularnie na tą strone chcąc poczytać coś wartościowego, brakuje wpisów, no niczego więcej, tylko tych wpisów, które były takie ciekawe.
W ogóle mnóstwo świetnych blogerów jest na takim samym etapie co Joanna – wypracowało przez lata świetną markę, wartościowe miejsce w internecie, do którego warto zajrzeć, nauczyło się z korzystać z tego w sposób zarobkowy (i świetnie!) … Tylko co dalej? Jakie nowe treści można zaoferować, skoro świat blogowy jest już tak nasycony? Jak pozostać autentyczną/ym, jednocześnie zarabiać na swojej działalności i nie tracić tej niezobowiązujacej formy kontaktu z czytelnikami/odbiorcami, jaką jest blog?
Widziałam już jeden fajny pomysł na siebie w tej sytuacji, uważam że trafiony, jestem bardzo ciekawa jak to będzie wyglądało w przypadku tego bloga.
Po części zgadzam się z pozostałymi komenatrzami choć doceniam, to że w ogóle temat gier i zabaw, a co za tym idzie wspólnego spędzania czasu, w ogóle został poruszony, zwłaszcza, że idą długie jesienno- zimowe wieczory. Co innego czytac o grach czy słuchac podkastu a co innego spróbować samemu zagrać, polecam :)
A co do podkastów sama słucham podkastów codziennie i niesamowicie to mnie relaksuje, także zgadzam się z Joanną, jest to świetna rozrywka.
Czytam dziewczyny wasze komentrze i w pelni sie zgadzam. Zastanawiam sie dlaczego akurat ta ksiazka ma taki intensywny marketing choc jest zdecydowanie najslabsza ze wszystich trzech. Ile w tym jest nacisku wydawnictwa i Radka Kotarskiego?
Wydawnictwo chwali sie, ze „Altenberg to wydawnictwo publikujące wyłącznie książki, które naszym nieskromnym zdaniem mają prawdziwą wartość” i „Zwyczajnie mają zmieniać świat na lepsze!” ale ksiazka o paznopckach czy „Sucharbook” jakos srednio mi do tego motta pasuja.
Mam wraznenie ze Joanna podpisaa srednio korzystny kontrakt i teraz musi jakos podbic sprzedaz. Szkoda, bo blog byl kiedys bardzo wartosciowy, a teraz zmiania sie powoli w wielki baner reklamowy.
Ciekawa uwaga! To swoją drogą pierwsza książka Joanny, której nie czuję potrzeby kupić, więc może coś w tym jest…
Co do polityki wydawnictwa i ew. nacisków – z jednej strony, weszłam kiedyś na ich stronę i trochę mnie zdziwiły inne tytuły oraz model dystrybucji; z drugiej – konieczność promocji nie oznacza, że musimy przestać pisać o innych sprawach. Jennifer z The Daily Connoisseur też umieszcza promocję w każdym poście, ale robi to zgrabniej, neutralnej, bardziej do zaakceptowania.
I jeszcze jedna myśl odnośnie zmian na blogu: jest to na tyle potencjalnie niefajne, że z tego, co wiem, Joanna jest wzorem/ modelem sukcesu dla wielu blogerów. Nie chciałabym, żeby chcieli podążyć tą samą drogą czy uznali to za akceptowalne (przypomina mi się to, co Joanna pisała kiedyś o odpowiedzialności blogera). W związku z powyższym dobrze, że się pod tym postem wypowiadamy, i bardzo dobrze, że bez hejtu.
Może faktycznie coś w tym jest… Wydaje mi się, że żadnego swojego produktu Asia nie reklamowała równie długo i intensywnie :(
Weszłam na stronę wydawnictwa i dosyć trudno zakwalifikować jakąkolwiek książkę z ich oferty jako „zmieniającej świat na lepsze” i „mających prawdziwą wartość” z całym szacunkiem do Red Lipstick Monster i panów z Suchara Codziennego.
A wrażenia mam niestety bardzo podobne do pozostałych czytelników… A filmiku nie zdołałam obejrzeć, rozumiem, że kręcenie go było świetną zabawą, ale trudno się to ogląda. Mam nadzieję, że nie odbierzesz to jako hejt.
”A filmiku nie zdołałam obejrzeć, rozumiem, że kręcenie go było świetną zabawą, ale trudno się to ogląda”
To obejrzalas czy nie? :P
Pierwsze parę minut :) więc mogę doprecyzować: pierwsze parę minut filmiku trudno się ogląda.
O tak, gry to doskonaly zabijacz czasu :D
Myślałam, że jestem w moim wrażeniu odosobniona, ale poprzednie komentarze mówią same za siebie i utwierdzają mnie w mojej opinii. Kiedyś czekałam z niecierpliwością na posty, które były długie i pełne treści. A teraz mam wrażenie, że nowe posty tworzone są tylko i wyłącznie na zasadzie autopromocji jako punktu wyjścia i źródła inspiracji.
Chyba czas na przemyślenie bloga – jestem zdania, że jeżeli treści są wartościowe, to ludzie znajdą na Twoim blogu zakładkę „Sklep”. Dobrym przykładem jest blog MamyGinekolog.
Mam także nadzieję, że odniesiesz się w jakiś sposób do tych wszystkich komentarzy – jestem ciekawa czy też zauważyłaś, że dzieje się coś niedobrego.
Wiele blogów założonych lata temu poszło w złą stronę. Kiedyś uwielbiałam polskie blogi, dziewczyny wydawały się tak autentyczne, można się było z nimi utożsamiać i czerpać inspiracje. Wpisy choć nie oferowały wysokiej jakości zdjęć, pojawiały się często, były spontaniczne, a nie sztywne i pełne reklam. Teraz nie znam już takich blogów. Blogi które kiedyś odwiedzałam bardzo się zmieniły, obecnie reklamują ubrania i kosmetyki premium, może przez to że zarobki blogerek poszły w górę, a może dlatego że takie reklamy są bardziej opłacalne. Nigdy nie kupiłam niczego reklamowanego na blogach. Gdy widzę, że co miesiąc blogerka reklamuje nowy idealny krem do twarzy, który od tej pory jest jej ulubionym, to zastanawiam się czy w ogóle ktoś daje się na to nabrać. Swojego czasu z okazji otwarcia nowego sklepu internetowego na wielu blogach dziewczyny pozowały w dokładnie tej samej sukience z tego sklepu. Czy wszystkie dziewczyny zaczęły mieć identyczny gust? Podobnie z reklamami perfum, nagle wszystkim dziewczynom podoba się ten sam zapach. To oczywiste, że jeśli dostajemy coś za darmo, jesteśmy mniej wybredni. A co dopiero jeśli jeszcze nam do tego dopłacą. Wchodząc na blogi szukam czegoś dla siebie, ale na pewno nie jest to sukienka z wiskozy za 600 zł albo krem z całą listą zapychaczy w składzie. Chcę mieć pewność, że osoba która to reklamuje faktycznie uważa produkt za najlepszy i sama wydałaby na to pieniądze.
Wspomniane przeze mnie przykłady nie pochodzą z bloga Joanny, to moje ogólne obserwacje. Wiem, że dziewczyny odwiedzające tego bloga szukają tu często artykułów o slow fashion, a Asia chyba sama wspomniała, że wyczerpała temat. Faktycznie, książka o grach czy artykuły o własnej firmie to raczej niszowe tematy, ale może to jest właśnie to czym interesuje się teraz Asia. Przynajmniej reklamuje swoje produkty, a na pewno stara się by były jak najlepsze.
Również zgadzam się z dziewczynami, że granie z kierowcą w trakcie jazdy jest niedozwolone. W ogóle rozpraszanie go czymkolwiek. Na filmiku wstawka z Radkiem Kotarskim też niezbyt udana, wszystkie takie wyreżyserowane za bardzo. Tak samo gdy jego zdjęcie pojawiło się z Chrupkiem na instagramie, też dla mnie przegięcie, i pisanie, że gość poprosił o zdjęcie z psem, mimo że wcześniej to było ustawione.
Bardzo lubiłam czytać posty Joanny, ale teraz wydają się być sztuczne i tylko dla zysku i reklamy.
Jak widać chyba tylko nie Ja odniosłam takie wrażenie po przeczytaniu wpisu, że to w dużej mierze reklama :( Ostatnio jest trochę mniej treści, mniej postów i głównie wpisy sponsorowane, a szkoda :( Nie spodziewałam się trochę, że dojdzie do tego na TYM blogu :(
Niestety, ale coraz więcej miejsc w sieci: blogów, kanałów na yt, profili na ig zaczyna się robić głównie słupami reklamowymi, a pomysłów na treści jakby mniej. Co post to reklamy, że naprawdę trochę odechciewa się tego oglądać, a po drugie i ważniejsze, że człowiek już nie wie czy serio wierzyć tym poleceniom – czy one są faktycznie z serca, czy bardziej dla pieniędzy…
Gry są świetne, mam takie grono znajomych z którymi pół nocy można grać w gry przeróżne i to się nie nudzi. Jest świetna zabawa :)
Odpowiem zbiorczo – bardzo Wam dziękuję za Wasze opinie, na pewno je przemyślę. Dziękuję, że poświęciliście czas, żeby wyrazić swoje zdanie.
Jeśli chodzi o lekkie treści, to warto też zaglądać na Insta, jeśli macie tam konto, wrzucam ich tam sporo.
Co do nazwy bloga, to nie nazywa się Style Digger już od ponad roku, właśnie dlatego że nazwa przestała pasować, bo nie piszę już prawie wcale o ubraniach – dla mnie slow fashion było raczej narzędziem i teraz nie poświęcam ubraniom za dużo uwagi. Też mnie to dziwi, ale tak jest:) Jeśli szukacie analiz, poradników zakupowych itp, to polecam blog Marii z Ubieraj się klasycznie, która ma smykałkę do pisania o modzie i ubraniach, ma fajne, metodyczne podejście i jest tam masa wartościowych treści. U mnie taki temat to raczej naprawdę okazjonalnie, jak mi coś nowego wpadnie do głowy – a to nie zdarza się często. Mam na liście wpis o ubraniach po domu/do pracy w domu, haul lumpeksowy i poza tym nic innego na ten moment:) Ale oczywiście polecam też zerknąć do archiwum, bo starałam się pisać tak, żeby teksty nie traciły na ważności – w stopce bloga podlinkowane są te, od których warto zacząć przygodę ze slow fashion.
Można się za to na blogu spodziewać slowlife’owych tematów dotyczących balansu praca/życie prywatne, wartościowego spędzania czasu offline, życia po swojemu itp. I z pewnością będą wśród tych wpisów takie, które promują moje książki czy kursy. Mówię o tym otwarcie, tak samo jak otwarcie oznaczam współpracę, do których podchodzę zresztą wyjątkowo selektywnie i nie robię żadnego ukrytego lokowania produktów na insta, ani innych niefajnych, niejawnych rzeczy, które zostały wyżej opisane.
Postaram się, żeby wpisów jesienią było więcej, właśnie pojawił się nowy, ważny dla mnie, więc zapraszam i dzięki jeszcze raz:)
Joasiu plus do Ciebie za odniesienie się to komentarzy. To mało co spotykane zachowanie zwłaszcza gdy komentarze zawierają konstruktywna krytykę. Wogole plus za to, że można zamieścić pod postem swoje zdanie i nie usuwa się tu takich treści. Gdy obserwuje się blogi komentarze które nie są po myśli autorów są usuwane i widnieją przeważnie oh i ach… Bardzo należy Ci się szacunek za takie zachowanie.
Niby się odniosła, ale nie do końca.. :) Bardzo zręcznie przemilczane zostały główne zarzuty czytelników dotyczące beztroskiej jazdy samochodem i rozpraszania kierowcy. Ale to tylko do przemyślenia. Pozdrawiam
Rzeczywiście, nie odniosłam się, bo mam wrażenie że to jedna z tych sytuacji, gdzie każdy uważa inaczej i nikt nikogo nie przekona. Nie porównywałabym rozmowy przez telefon, która jest niezgodna z przepisami, z rozmową, w trakcie gry czy bez. Gdyby było inaczej, nie powstawałyby takie programy jak Onet Rano czy Carpool Karaoke. Myślę, że każdy kierowca dobrze wie, co go rozprasza, a co nie – i że to się zmienia w czasie. Jak 10 lat temu dostałam prawo jazdy, nikt nie mógł nic do mnie mówić, bo potrzebowałam całej swojej uwagi do ogarnięcia nowych dla mnie rzeczy. Teraz nie wyobrażam sobie, że miałabym milczeć całą drogę tylko dlatego, że jestem kierowcą. Ale rozumiem, że możesz mieć inne zdanie i jest mi naprawdę bardzo przykro z powodu wypadku, który spotkał Twoją rodzinę.
Odnośnie gry zgłaszam piosenkę o moim mieście Bo Tarnobrzeg to jednak Tarnobrzeg
https://youtu.be/hIiLEQKQIb4
Hej,
chciałabym odnieść się do fali krytyki promocji książki… Szczerze mówiąc, to rzeczywiście, komentarze są wyważone i trudno odmówić im dość wysokiego poziomu kulturalnego, ale wiecie co? Nie podobają mi się. Przyznaję, że sama przeczytałam artykuł tylko częściowo, filmik odpaliłam na moment i gdy zorientowałam się, że dalej to reklama, to straciłam zainteresowanie i przestałam czytać i oglądać. Przewinęłam do komentarzy, bo u Joanny w komentarzach często jest wręcz ciekawiej niż w samym artykule. Przyznacie chyba, że Asia jest mistrzynią w aktywizacji czytelników:) I powiem Wam, że o ile artykuł nie chwycił, o ile w mojej głowie pojawiły się myśli podobne do tych wielokrotnie wyartykułowanych w komentarzach, to jestem nimi mocno rozczarowana. I było mi przykro, czytając je nawet pobieżnie.
Coś Wam się nie podoba – piszecie to i ok. Dajecie wskazówki blogerowi, które mogą mu pomóc rozwijać blog. Ale gdy już pojawiło się to samo kilkukrotnie, to po co pisać dalej? Zaczyna to przypominać po prostu lincz… „Tak, tak, mi też się nie podoba”, „Tak, tak, blog jest coraz słabszy”, „Też tak uważam, już tu nie będę zaglądać!”, „Tak, spalmy ją na stosie!”, „Asia, nie miej pretensji, to tylko <> krytyka”, „Tak, konstruktywna!”.
Blog jest własnością Joanny. To ona decyduje, co tu będzie. Gdy statystyki się zachwieją, ona to zobaczy. Pisanie w komentarzu, że nie podoba Ci się, i więcej tu nie zajrzysz nie jest jak wyjście klienta ze sklepu, tylko wyjście z trzaśnięciem drzwiami. Możesz udawać, że krytyka jest konstruktywna, możesz mówić, że to wiatr. Ale, jak to mówią, niesmak pozostaje.
Asia ma wiele czytelniczek, które potrafią zostawić fantastyczne komentarze, bez śmierdzącej gównoburzy (… i od razu przepraszam za słownictwo;)), nie ma tu tylko grzecznościowych formułek, jest mnóstwo cennych wiadomości, wymiana opinii. A tym razem – krytyka w myśl stanowiska „płacę – wymagam”. No a właśnie nie płacisz. Czytasz darmową treść, nierzadko unikalnej jakości. Jej autor ostatnio częściej jednak przy okazji tych treści promuje sprzedaż swoich płatnych produktów, których nie musisz kupować – nadal bezpłatnie możesz czytać wszystko, co pojawiało się na blogu przez lata. Nie chcesz – nie czytaj. Chcesz dać znać autorowi, to napisz, ale nie powielaj tej krytyki. Po co ona komu? Konstruktywna jest tylko w minimalnej dawce, potem jest bezsensowna i krzywdząca. Czy nie lepiej, jeśli nie podoba Ci się już treść, wyjść z bloga po angielsku?
Jasne, że krytyka nie jest czymś przyjemnym, ja ciągle uczę się ją przyjmować. Uważam jednak, że jak się kogoś lubi i życzy mu dobrze to trzeba mówić / pisać także o tym, co się nie podoba. Spadek statystyk łatwo zauważyć, ale znaleźć przyczynę już nie tak prosto: odchodzą, bo przynudzam? Za rzadko publikuję? Piszę o tym samym co wszyscy? Powodów może być mnóstwo i są one ważne jeśli ktoś utrzymuje się z bloga. A po angielsku wychodzę właśnie z tych blogów, na których mi nie zależy.
Nie, bo wychodzenie z bloga po angielsku to taki bardzo pożądany w Polsce zwyczaj. Nie podoba się? Wyjdź. Dlaczego? Jesteśmy tacy słabi, że nie wolno nas zniechęcać krytyką? Rozpadniemy się pod wpływem złego slowa? Poddamy i usuniemy bloga? A może podjedziemy do problemu jak dorosły, dojrzały człowiek – przyjmiemy to na klatę, przeczytamy w skupieniu i wyciągnięmy lekcje?
Jestem ogromnym przeciwkiniem zachowania, które wiąże się z wychodzeniem po angielsku i milczeniem, gdy trzeba mi coś powiedzieć oraz gdy trzeba powtarzać, bo nie dotarło do mojego prostego mózgu na tyle bardzo abym wdrożyła jakieś zmiany w życie. Nie bez powodu najbardziej lubię, cenię i szanuję ludzi, którzy mają odwagę mówić zawsze szczerze, zawsze wprost, na bieżąco i bez owijania w bawełnę oraz milczenia 'bo za często to lincz’.
Ponadto, Kasiu P., używasz BARDZO mocnych słów i nie jestem pewna czy masz świadomość ich znaczenia oraz mocy wydźwięku, która jest nieadekwatna do sytuacji w komentarzach. Myślę, że to komentarze takiej treści jak Twoja – o słowach nieadekwatnych oraz zbyt mocno nacechowanych negatywnie, robią więcej szkody niż pożytku.
A ja uważam, że każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie… I od razu zaznaczę, że ja akurat nie komentowałam. Ale – gdyby to była tylko jedna osoba, to mogłoby to zostać odebrane właśnie jako zwykły hejt. A przedstawienie przez tak wielu czytelników swojej opinii dało wyraźny sygnał, że coś jest nie tak. Mało tego – odebrałam to nawet jako formę walki(!) o dawnego bloga – bynajmniej nie o ciuchach – bo chyba wszystkim się temat przejadł i wszyscy już go znamy od podszewki, a jeśli nie, to bez problemu można odnaleźć w archiwach.
I tutaj moje słowo do Joanny odnośnie jej zbiorczej odpowiedzi: nikt nie oczekuje tu już postów o zakupach i ubraniach. My też już uważamy, że temat się wyczerpał. Mowa tu raczej o zawodowych dziewczynach, wizycie w warsztacie jubilerskim, diy w domu, relacji z podróży, tematów 'hot’ jak ostatnio o less waste. Nie mam konta na insta, ale zaglądam tam. Jakie piękne historie, jak się ludzie poznali! Albo jak ludzie wzięli zwierzę pod swój dach! Twoją wielką siłą są naprawdę ciekawi czytelnicy, stworzylas niesamowitą społeczność i miło tu zaglądać. Twoje posty gromadzą świetne osoby i szkoda by bylo, by się to rozpadlo i rozproszylo. A jeśli się tak stanie, to na pewno nie przez brak postów o ciuchach czy slow fashion. My też uczymy się i wyrastamy z pewnych tematów:) Pozdrawiam!
Dokladnie tak:) Podpisuje sie pod powyzszym, a odwolujac sie do komentarza Asi na temat prowadzenia samochodu i grania w gry – nie uwazam aby bylo to, to samo co zwykla rozmowa podczas jazdy. Ponadto argument ze istnieja programy takie jak OnetRano, nie jest dla mnie osobiscie zadnym argumentem. I moze faktycznie wiele zalezy od kierowcy, ale osobiscie nie wsiadlabym do samochodu kierowanego przez osobe, ktora grajac w gre towarzyska musi skupiac uwage na wszystkim innym tylko nie na drodze i stresowac sie tym ze zaraz przegra.
Ciekawa jestem Hurry Slowly Jocelyn K. Glei :). Twój podcast też bardzo lubię i czekam na kolejne odcinki. Podcasty to moja miłość, tak ja twoja książka, ale po audiobooki jeszcze nie sięgałam. W sumie dopiero niedawno odkryłam e-booki :).
Pierwszy raz tak bardzo wciągnęły mnie komentarze. Faktycznie wysoka kultura wypowiedzi. I do tego wiele Czytelniczek ma taką łatwość formułowania myśli, że same z powodzeniem mogłyby pisać swojego bloga.
Jeśli, ktoś z komentujących pisze bloga, to chętnie zajrzę.
jakim cudem udalo ci się upolować takiego przystojniaka? wow, nie wierzę!
W podróży z ludźmi raczej nigdy nie dochodzi u mnie do momentu, gdzie wskakuje nuda. Czasami tylko jak jeżdżę solo i to raczej chodzi o transport „dzienny”. Podczas wakacji, wyjazdów szybkich, zawsze jest lekka ekscytacja, plan do zrealizowania itp., ale to może wynikać też ze sposobu planowania. A tak na co dzień to słuchawki na uszy, mam wygodne noisecomforty lamax z redukcja szumów, i cyk ulubione słuchańsko. Często jednak pojawia się książka, bo czasu mało na ich czytanie :(