Nie ma tygodnia, żebym nie dostała maila o warsztatach, kolekcji czy targach w duchu świadomej konsumpcji. Zero waste, ruch dążący do minimalizowania produkowanych przez nas śmieci, atakuje z okładki każdej gazety. Czy to dobrze? A może to nadmuchana bańka, która zaraz pęknie, chwilowy trend, który przeminie, a my jak głupi zostaniemy z tymi bawełnianymi torbami? Najpierw cała polska tańczyła, potem interesowała się modą, potem fitnessem, a teraz jest eko? Nawet jeśli tak jest, to ja za Taco Hemingwayem mówię: bardzo proszę!
To trochę jak z pomocą charytatywną. Jakiś czas temu mignęło mi na Facebooku, jak znana blogerka zbierała krytykę za wrzucenie w social media informacji, że pomogła chorej osobie charytatywnie i zachęca do tego samego. Pewnie się nie spodziewała, że przeczyta, że robi to na pokaz, że się chwali, że lans na bycie dobrą panią. Nie sądzę, żeby to był to ten przypadek, ale nawet jeśli ktoś pomaga na pokaz, to…wciąż pomaga. Osobie, która pomoc otrzymała z pewnością pomogła bardziej, niż krytykujący, którzy nie zrobili nic.
Jeśli więc ktoś rezygnuje z kupowania co weekend w sieciówkach, bo mu głupio, że tak wychodzi z galerii z siatami, a tu znajomi na Instagramie pokazują, jak buszują w second handach, albo porzuca kawę na wynos w papierowych kubkach na rzecz modnego keepcupa z korkową opaską, to fantastycznie! Planecie jest wszystko jedno, jakie ktoś ma motywacje.
Im więcej ludzi tak robi, i im bardziej znane osoby tak robią, tym większa szansa, że efektem kuli śnieżnej kolejne osoby uznają, że bycie eko jest fajne i warte naśladowania. Oczywiście warto pamiętać, że Instagram i ogólnie internety to bańka. Wydaje nam się, że eko kubki są wszędzie, a tak naprawdę jest masa ludzi, dla których problem kawy na wynos jest kompletnie abstrakcyjny, bo najbliższą kawową sieciówkę mają 100 km od domu.
Pamiętajmy też, że bycie less waste, slow, hygge czy cokolwiek w tym stylu to przywilej. A kupowanie w second handach jest przyjemne, jeśli to nasz wybór, a nie smutna konieczność. Ostatnio, wyciągając ze śmietnika piękne gięte krzesło z fabryki Thoneta zastanowiłam się, czy pozwoliłabym sobie na tego beztroskiego nura w kontener (no dobra, stało po prostu obok altany śmietnikowej, ale nur brzmi bardziej spektakularnie), gdyby nie było mnie stać na nowe meble. Myślę że odpowiedź brzmi “nie”, pewnie bym się wstydziła. I jeśli pomyślimy o tym, że komuś brakuje pieniędzy na podręczniki dla dzieci, to fakt, że pali w piecu starym kaloszem, zaczyna dziwić jakby mniej.
Z drugiej strony, w czasach PRLu nie przelewało się nikomu, wielu rzeczy brakowało i pewnie każda rodzina miała swoje sztuczki, które zawstydziłyby instagramowe królowe zero waste. Żeby nie szukać daleko – moja babcia ostatnio zapakowała mi zupę pomidorową w słoik, a ten z kolei w reklamówkę z nadrukiem Kopalni Węgla Kamiennego Piast, w której pracował mój tata… jakieś 35 lat temu.
Problem w tym, że kapitalizm przyniósł nie tylko obfitość towarów, ale też znacznie większe nierówności społeczne. Do tego cały czas jesteśmy uczeni grania głównie na siebie – wspólne to wciąż takie trochę niczyje. To wszystko raczej nie sprzyja dobru planety i myślę, że potrzeba jeszcze sporo czasu, żebyśmy najzwyczajniej w świecie dojrzeli i pozbyli się konsumpcyjnego FOMO.
To, co na pewno tego momentu nie przyspiesza, to agresywna krytyka. To trudna lekcja, bo jak to możliwe, że my mamy dobre intencje, a ktoś nas nie słucha. Ale zdecydowanie najskuteczniejszą metodą przekonywania kogoś do swoich racji i walki o lepsze jutro jest świecenie przykładem. Bez marudzenia, bez przekonywania na siłę. Czyli zamiast krytykowania kogoś, że zjada w pracy wyrób dżemopodobny z malutkich plastikowych pojemniczków, dumnie zjadamy swój dżemor ze słoika, ewentualnie zapraszamy tę osobę na “robimy dżemy party”, żeby zobaczyła jak fajnie jest przygotowywać swoje przetwory.
Pamiętam, że kiedy mięso było jeszcze regularnie obecne w moim jadłospisie, ostatnią rzeczą, która byłaby w stanie przekonać do zmiany diety, były marudzące mi nad talerzem wegetarianki czy wegetarianie, dosłownie lub internetowo. To jest naprawdę bardzo proste – nikt nie lubi być do niczego zmuszany. Ale jednocześnie bardzo trudne – bo mamy dobre intencje i wydaje nam się, że wiemy najlepiej, co jest dla kogoś innego właściwe.
Trzeba też pamiętać, że każdy krok w dobrą stronę jest godny pochwały. Jeśli ktoś wrzuca zdjęcie sałatki z kurczakiem, kupionej do własnego pojemnika na wynos, to pochwalmy pojemnik, zamiast ganić za kurczaka. Każdy z nas ma swoją granicę gdzie indziej, każdy idzie swoją drogą, szybciej lub wolniej. I nie u wszystkich celem jest konsumpcyjna asceza. Czasem najzwyczajniej w świecie nie chcemy z czegoś rezygnować, a czasem nie pozwala nam na to na przykład zdrowie. Tutaj możecie posłuchać youtuberki z niepełnosprawnościami, Jessiki, którą mówi o ciemniejszej stronie zakazu używania plastikowych słomek, których pozbywają się kawiarnie, linie lotnicze , a nawet całe miasta – jak Seattle czy San Francisco. Dla mnie akurat rurki to żaden problem, bo w ogóle ich nie używam, ani jedno-, ani wielorazowych, ale już na przykład z okazjonalnego poruszania się samochodem nie chciałabym w tym momencie rezygnować.
No i jeszcze jedna ważna rzecz – dzięki rosnącej popularności ruchów zero waste, wegańskich i tak dalej, dużo prościej jest być trochę bardziej eko. Po pierwsze ze względu na dostępność różnych zamienników (płatki drożdżowe zamieniające ziemniaka w ser to magia!), po drugie z powodu masy krążących po sieci pomysłów na proste zmiany. Wymiana plastikowej szczoteczki na bambusową nie wymaga żadnego wysiłku, a jakoś nie wpadłam na to przez całe swoje dotychczasowe życie.
Najbardziej kontrowersyjna kwestią związaną z modą na bycie eko jest tak zwany greenwashing, czyli wykorzystywanie około-ekologicznych ruchów w celach czysto marketingowych. Problem w tym, że często sprawa nie jest tak oczywista jak w przypadku Martyny Wojciechowskiej chwalącej plastikowe butelki z wodą. Kilka razy słyszałam jak ktoś się zżymał, że H&M, najbardziej sieciówkowa sieciówka z sieciówkowych sieciówek, zapewnia, że sprawy środowiska są dla niej ważne i ma linię Conscious, w której ubrania uszyte są z włókien pozyskanych z recyklingu, przynajmniej częściowo. Niby trochę hipokryzja, ale z drugiej strony działa efekt skali. H&M w ciągu tygodnia sprzeda więcej eko t-shirtów niż wszystkie polskie eko marki razem wzięte przez rok. Wymyśliłam tę statystykę, ale brzmi prawdopodobnie. Ich ubrania są też łatwiej dostępne i tańsze niż te niszowych marek. I jasne, że najlepiej byłoby, gdyby każdy z nas udał się po nowy t-shirt do second handu, a wcześniej zastanowił się, czy w ogóle go potrzebuje, ale nie każdy ma na to czas ani ochotę. I wtedy eko linia z H&M jest całkiem niezłym wyborem.
Podsumowując – wkurza mnie, jak biorę do ręki kolejną książkę wydmuszkę, która na grubym papierze niby promuje sadzenie pomidorów i spacery po lesie, ale tak naprawdę jest powierzchowna, napisana po łebkach i jej jedyną zaletą jest wygląd. Wkurza mnie też, jak żyjąca w rozbuchanej konsumpcji osoba nieudolnie promuje jakąś eko inicjatywę, powielając szkodliwe mity, tylko dlatego że ktoś jej za to zapłacił. Ale staram się nie zwracać na to uwagi i robić swoje – w takim zakresie, w jakim jestem gotowa. I rośnie we mnie cicha nadzieja, że to nie jednorazowy zryw, że w końcu zdaliśmy sobie sprawę, że to ostatni dzwonek, żeby choć trochę przestać demolować ten wózek, na którym wszyscy razem jedziemy.
PS Wróciłam właśnie z wakacji, na których ani razu nie użyłam Internetu – bardzo odświeżające uczucie, polecam! Uczyłam się pisania skeczy, improwizowałam, pływałam w jeziorze i wypiłam morze herbaty przy ognisku. Oczywiście w wielorazowym, porcelanowym kubku – organizator wyjazdu, czyli Szkoła Impro, kilka razy przypominała o wyposażeniu się w kubki czy bidony, żeby ograniczyć ilość śmieci. To takie super! Można się śmiać z hipsterów z wielorazowymi woreczkami na bułki, ale tak właśnie dzieje się zmiana i tworzą nowe standardy. Przypomnijcie sobie, że kiedyś bawełniane torby na zakupy też były dziwną nowością, podobnie jak zakaz palenia w restauracjach czy kawiarniach.
195 thoughts on “Moda na zero waste – fajne czy naciągane?”
Moda na ograniczanie śmieci jest super, ale mam z tym też mały problem. Uważam, że to inicjatywa, która jest nam potrzebna w wymiarze wręcz globalnym, a ograniczając się do Polski powinna obejmować też zwiększanie świadomości na wsiach i w małych miejscowościach. I tutaj zaczynają się według mnie schody, bo to wszystko jest ostatnio świetnym biznesem, którego owoce są dostępne wyłącznie dla osób uprzywilejowanych. Wiele cen produktów zero waste to kosmos, na przykład chciałam ostatnio kupić woreczki na owoce i warzywa, ceny w stylu kilkanaście złotych za woreczek z firanki jednak mnie zabiły, a nie narzekam na swoje finanse. Jeśli będziemy z tego robić wyłącznie zabawę dla bogatych nie przekonamy ludzi gorzej sytuowanych, którzy zarabiają najniższa krajową, albo niewiele więcej. Dla takich osób to wszystko zawsze będzie wielkomiejską fanaberią. I pewnie, można uszyć swój woreczek z firanki, ale to też nie jest według mnie rozwiązanie, bo nie każdy ma czas, siłę i zdrowie do takich robótek. Nie wiem też jak ugryźć ten problem, żeby twórcy takich rzeczy mimo wszystko zarabiali na tym normalne pieniądze. To jest dla mnie spora rozkmina, bo jednak dla większości Polaków to spora różnica czy kupują szczoteczkę do zębów za 5 zł czy bambusową za 15 zł.
A no właśnie właśnie – dlatego ja bym na kolekcję zero waste w Tesco spojrzała przychylnym okiem, zamiast się zżymać, że jak to Tesco taki gigant chce się podczepić pod trend i zarobić. Inna sprawa, że wcale można robić dużo bez żadnych gadżetów – tak samo jak nie potrzeba kaszmirowego swetra, żeby mieć minimalistyczną szafę.
@Rosaline, masz absolutnie rację! Tylko to, że jesteśmy przekonywani, że do prowadzenia stylu życia „zero waste” konieczne jest kupowanie nowych rzeczy, to też w ogóle taki greenwashing. Ja warzywa i owoce wrzucam luzem do torby lub plecaka, na rzeczy, których nie da wziąć się luzem, noszę słoiki lub stare papierowe/plastikowe woreczki, których używam wiele razy, a na chleb użyłam sobie moimi dwiema lewym rękami woreczek ze starej poszewki, ale bawełniana torba na pewno zdałaby świetnie egzamin :)
*uszyłam ?
Nie pomyślałam, żeby tak wykorzystać papierowe woreczki, które dostaje się choćby w piekarni, dzięki. Z wykorzystywaniem słoików czy swoich pojemników wiadomo, też super pomysł. Ale jak pisała Asia, tu dochodzi kwestia czy robimy to bo możemy, czy musimy z biedy. Gdy jest to alternatywa ze względu na niskie zarobki przestaje brzmieć atrakcyjnie i o ile starsze osoby się tym nie przejmują, to bardzo młodzi bedą się zwyczajnie wstydzić, że nie maja fancy woreczków czy torby. Dlatego też cieszę się, że czasami markety wprowadzają na przykład eko torby, jak teraz Biedronka za 6 zł. ?
Na jednym instagramie ktoś podrzucił pomysł prowadzącej o spinaniu np. fasolki szparagowej gumkami recepturkami :) Myślę że można wymyślać naprawdę przeróżne sposoby :D
A odnosząc się do całego wpisu Asi, myślę, że dobrze, że jest taka moda. Lepiej jak ktoś coś robi dobrego na pokaz niż w ogóle. Mam nadzieję, że to szybko nie przeminie. Z drugiej strony nie dajmy się też całkowicie zwariować. Pozdrawiam :*
Wydziwiasz woreczek z firanki kupionej w lumpeksie za 2.50 uszyjesz sobie sam bez problemu a co do świadomości na wsiach to może jest mniejsza ale za to poziom konsumpcji u starszych ludzi sięga jeszcze komuny + dostępność produktów własnych robienie przetworów i częśćowy recykling od zawsze i tak powoduje że wieś plasuje się dużo wyżej w ekologii niż miasto moim zdaniem
A ja mam woreczek na warzywa z starych woreczków do prania delikatnej bielizny-wyprułam niedziałający już suwak, przeplotłam tasiemkę, 5-7 minut pracy, całkowite zero waste.
I to jest super podejście, bo najbardziej eko jest właśnie wykorzystywanie rzeczy które już mamy wiele razy i na wiele sposobów. Mniej produktów, mniej śmieci.
Zobaczyłam tytuł i pomyślałam – ło matko, kolejny wpis o zero waste. A w trakcie czytania okazało się że to naprawde wartościowy, mądry, rzucający światło na inną perspektywę teskt. Brawo!
Dziękuję Ci bardzo:)
Bardzo podobnie pomyślałam, a tu super artykuł! Dzięki Asia! :)
Mam bawełniane woreczki na zakupy i robią zawsze furorę wśród pań kasjerek—twarze im się wręcz rozjaśniają jak je widzą, haha! Pytają mnie gdzie je kupiłam, mówię wtedy, że w Ikei, ale zawsze podkreślam, że można też zrobić samemu ze starej poszewki. Sama na początku zaciekawienia zero waste uległam takiemu przeświadczeniu, że trzeba mieć nowe i piękne pudełka itd. A wychodzi na to, że bardziej zirołejstowa jest moja babcia, która delikatnie otwiera jogurty, tak żeby nie uszkodzić sreberka i potem myje te kubki, żeby w nich coś zamrozić. Myślę, że jeśli chodzi o modę na zero waste i biorący się z tego elityzm (zwykły termos vs Keepcup z korkową opaską—skądinąd for shame, sama mam taki, ale pocieszam się myślą, że kupiony zanim były strasznie modne ;D) to jest jedna rzecz, którą może zrobić taki zwykły eko-człowiek, który dba o planetę, a nie o lajki: wykorzystać tę modę do tego, żeby szerzyć świadomość. Pokazywać, że nie robimy zero waste, bo to takie fajne i trendy, tylko dlatego, że to po prostu potrzebne planecie. I że to zupełnie nie ma znaczenia, czy woreczek jest bawełniany z pięknym wzorkiem czy też plastikowy sprzed 30 lat.
Zapomniałam jeszcze wspomnieć o weganizmie. Przestałam jeść mięso w zeszłym roku, ale na razie jeszcze jem ryby i niektóre owoce morza. Używam głównie mlek roślinnych, ale jeśli chodzi o inny nabiał to nie jest wegański. Nie wykluczam, że się to kiedyś zmieni i wyeliminuję więcej produktów, ale przypuszczam, że stanie się to metodą drobnych kroków, a na pewno nie pod wpływem postów od jednego z takich wojujących wegan, którzy pokazują zrobione z daleka zdjęcie pięciolatki jedzącej loda na ulicy podpisując je „ingesting cruelty”… Nikt nie lubi, kiedy jego wybory są agresywnie krytykowane, przyjmuje się w takich sytuacjach pozycję obronną i w efekcie zamyka na nowe idee.
właśnie, całkowicie się z Tobą zgadzam:)
Nie wszystkie plastiki nadają się do ponownego użycia, można sobie tym bardzo zaszkodzić. Nie będę się wymądrzać bo ani nie jestem chemikiem ani lekarzem. Proponuje samemu poszukać wiedzy na temat, jakie oznaczenia na plastikowych opakowaniach gwarantują,że ich ponowne użytkowanie nie szkodzi naszemu zdrowiu.
Ha, fajnie to napisałaś, zgadzam się nie można do niczego zmuszać. Sama się o tym przekonałam jak jakiś czas temu były u mnie koleżanki a ja piekłam chleb, bo od kiedy upiekłam pierwszy, teraz jem tylko taki domowy (to było moje tegoroczne postanowienie – upiec chleb), jak ja je namawiałam żeby przyszły się nauczyć, trochę była nachalna, wiem że nie ładnie wyszło, ogólnie zakończyło się pozytywnie jedna z nich już na drugi dzień poprosiła o zakwas :-) Do czego zmierzam nie da się zrobić nić na siłę sam fakt, że ktoś widzi, że można inaczej to już sukces, zasiane ziarenko. Pozdrawiam Asiu
Ah, zapomniałam a propos słomek mam fajny patent na słomki, może przydać się Jessice. Byłam ostatnio z dziećmi na soczku, nie dostaliśmy słomek, ale miałam przy sobie butelkę na wodę z dziubkiem. Odkręciłam nakrętkę wyjęłam z niej tę gumową rurkę i była rurka do soczku. Fajny prosty pomysł, ale trzeba mieć na stanie wycior, żeby rurkę wyczyścić „-)
Ona w filmiku dokładnie opisuje, dlaczego to nie jest patent dla wszystkich.
Faktycznie nie dla wszystkich, ale chociaż dla części jak słomki nie dostaną :-)
Tyle że najpierw trzeba mieć taką butelkę, więc trochę bez sensu.
Moi rodzice od kilkunastu lat zawsze na zakupy jeżdżą przygotowani: koszyk na warzywa i owoce, materiałowa torba na pieczywo. Prawdziwi hipsterzy ;)
Bardzo mądry post, brawo Joanno. Mam tylko jedną uwagę co do szczoteczek bambusowych – poczytaj trochę o lasach bambusowych i pandach – to, że coś jest z materiału naturalnego nie znaczy, że jest eko.
Aga, nie obraź się, ale właśnie trochę się wpisałaś w sytuację z sałatką z kurczakiem ;) Może szczoteczki bambusowe nie są eko, ale w takim razie czym lepiej myć zęby? Plastikową czy bambusową? Co jest mniejszym złem? Czy jest alternatywa, która w 100% rozwiązuje problem?
O ile częścią zero/less waste jest kupowanie mniej, tak są przedmioty, z których się nie da zrezygnować, a trudno je wytworzyć w domu.
Akurat w przypadku pand problemem nie jest wykorzystanie bambusa na przedmioty, tylko drastyczne ograniczenie ich terytorium połączone z słabą rozrodczościa i cyklicznym obumieraniem lasów bambusowych, które nie było problemem dopóki pandy miały gdzie migrowac. Bambus jest jednym z bardziej efektywnych surowców i rośnie nie tylko w Chinach.
Kojarzę, że wiele firm produkujących szczoteczki bambusowe podkreśla, że bambus nie pochodzi z terenów zamieszkanych przez pandy… Zagubiony omułek i Aga, możecie rzucić jakieś światło czy to ma znaczenie, czy to tylko greenwashing?
Aniu, pandy jedzą inne gatunki bambusa niż te wykorzystywane do produkcji bambusowych szczoteczek i innych przedmiotów i nie rosną one również na terytorium pand; pandy stały się gatunkiem zagrożonym przez wycinanie lasów bambusowych pod pola uprawne, co znacznie ograniczyło ich terytorium i w połączeniu z naturalnym cyklem obumierania bambusa sprawiło że nie miały co jeść – normalnie w takiej sytuacji przemieszczały się w inne rejony. Do tego dodajmy jeszcze kłusownictwo i to, że panda nie rozmnaza się jakoś wyjątkowo intensywnie. Całe szczęście dzięki rezerwatom pandy mają się dobrze i status gatunku zmienił się z zagrożonego na narażony na wyginięcie, więc jest coraz lepiej.
Dzięki za informację!
Hmm…czasem warto pomyśleć przyszłościowo i skalkulować ile kosztuje przyrodę wyprodukowanie plastikowej szczoteczki, a później jej utylizacja…
Ale czy na szczoteczki to się bierze bambus z rezerwatów gdzie żyją pandy ? Zawsze myślaĺam że z hodowli bo przecież bambus mega szybko rośnie
Moim zdaniem fajnie, jak każdy zrobi jakiś krok na miarę swoich możliwości. Piję wodę z kranu (nie kupuję do domu butelkowanej), ograniczam foliowe torebki, ale mięso ciągle jem i nie mam zamiaru z niego rezygnować. Nie jem go może nie wiadomo ile, ale jednak jem. I uważam, że nie jest tak, że wegetarianizm/weganizm jest dobry dla każdego i w każdym miejscu na świecie. Np. w krajach Północy lokalnie łatwiej o mięso niż o rośliny. Chyba po prostu uważam, że lepszym krokiem na początek byłoby niemarnowanie jedzenie (tu idzie mi naprawdę dobrze) niż przechodzenie na dietę wyłącznie roślinną.
Byłoby łatwiej o rośliny dla ludzi, gdyby nie trzeba było wykarmić stada zwierząt. Weganizm wszystkim by pomógł. Ja właśnie podjęłam decyzje, ze stopniowo, ale na niego przechodzę.
Weganizm nie jest lekarstwem na wszystko. Niestety są choroby przewodu pokarmowego, np. zespół jelita drażliwego (IBS), gdzie nie są tolerowane rośliny strączkowe, masa warzyw i owoców. I co ma zrobić taka osoba, która przeżywa katusze po zjedzeniu soczewicy, kalafiora a nie chce świadomie nabawić się niedoborów? Mówię tu o sobie, przez 8 lat byłam wegeterianką, ale gdy zaczęły się problemy gastryczne, wróciłam do mięsa, bo dla idei nie poświęce swojego zdrowia. Nadal jestem za roślinnym jedzeniem i bardzo się cieszę, że jest to obecnie popularne, modne i fajnie!
Michalino, wiem dokładnie co masz na myśli i jestem z tobą! Podoba mi się koncept diety wegetariańskiej ale moje IBD bardzo szybko dało by mi się we znaki i konsekwencje mogłyby być poważne :( Ograniczam mięso jak mogę i (gdy tylko mnie na to stać) staram się wybierać mięso ze zwierząt trzymanych w lepszych warunkach, wolnobiegowych, lub na malych, lokalnych, ekologicznych farmach. Myślę, że mimo wysiłków wojujących wegetarian i wegan, większość ludzi nie
porzuci jedzenia mięsa z takich lub innych powodów i szczerze mówiąc nic nam do tego. Natomiast uważam, że zdecydowanie można i trzeba walczyć o jak najlepsze warunki hodowli i uboju zwierząt. Karać hodowców, którzy trzymają zwierzęta w ciasnych, brudnych pomieszczeniach bez dostępu do świeżego powietrza, światła i swobody ruchu, a już szczególnie tych, którzy fizycznie znęcają się nad zwierzętami. Wyróżniać tych, którzy dbają o zdrowie i dobrobyt zwierząt, którymi się zajmują.
Pozdrawiam ciepło!
Dodamy do tego alergików, którzy mają uczulenie na większość owoców i warzyw (a są tacy). Mają umrzeć z głodu byle tylko nie jeść mięsa?
Wczoraj kupiłam szczoteczkę bambusową i trochę dziwnie myło mi się nią zęby, jakbym zabrała szczoteczkę dziecku. Nie wiem czy to kwestia źle dopasowanej szczoteczki czy po prostu muszę się przyzwyczaić. Jakieś porady?
Roślina-zwierzę-człowiek, to zamknięty cykl od wieków. Jeśli nie będzie zwierząt to niestety roślin eko też w końcu nie będzie. Jeśli jednak pójdziemy Twoim tokiem myślenia to zacznij konsumować trawę nawożoną sztucznymi nawozami. Smacznego.
Ja z kolei mam wrażenie, że z plastikowych butelek robi się potwory. Czytałam, że w technologii przetwarzania, plastik z butelki jest najłatwiej przetworzyć, w największym procencie, o ile nie jest na nim folia przylepna, która może zanieczyścić butelkę (więc dochodzimy do nieekologicznych nalepek, które beztrosko naklejają firmy na materiał, który możemy łatwo przetworzyć). Gdybyśmy tak, jak w Niemczech mieli dodatkową opłatę za butelki z plastiku i specjalne maszyny, w których można je zwrócić i odebrać kaucję, sytuacja na pewno byłaby postrzegana inaczej. Tak samo jest w Szwecji i tam jakoś nie ma paniki na plastikowe butelki. Kwestią jest wysokość kaucji i dostępność maszyn odbierających butelki.
Poza tym w butelkach plastikowych są sprzedawane wody mineralne, które pije się często w celach zdrowotnych. Ciężko zastąpić to kranówką, choć to fajny pomysł. Nie zapominajmy też, że czystość wody z kranu to jedno, ale stan rur, przez które ona przechodzi to już inna para kaloszy. W wielu miejscach nie były ruszane przez dziesiątki lat, więc nie każdy ma taką samą sytuację.
A gdzie czytałaś o tym plastiku? Bo z tego co mi wiadomo to plastik nadaje się głównie do downcyclingu, a produkty z przetworzonego plastiku np odzież są mało stabilne i uwalniają do środowiska mikrocząsteczki, które potem są połykane przez żywe organizmy, w tym nas, ludzi. Już dawno powinniśmy odejść do przekonania 'przecież to można zrecyklingowac’ bo to, że coś zostało przetworzone to nie znaczy, że zniknęło, a jednocześnie ciągle przybywa nowych śmieci.
Piję wodę z kranu (ja, mąż i dwójka dzieci) od ponad roku. Woda kranówka jest zdatna do picia. Jeśli ktoś ma wątpliwości, może próbkę zanieść do SANEPIDU, który zbada jej skład. Nie kupuję więc plastikowych butelek. W starym opakowaniu PET moja córka nosiła do szkoły kranówkę, a ja wodę na zajęcia fitness. O dziwo, nie potrzebowałyśmy fancy termosów, kubków itd. Po prostu wykorzystałyśmy to, co mamy.
Bardzo podoba mi się idea, jaka stoi za ruchem zero waste, ale promowana jest to w tak obrzydliwie hipsterski sposób, że obawiam się, iż sporo osób z tego tylko powodu się zniechęci.
Wiele osób tu komentujących opisało swoje doświadczenia jako po prostu działanie zdroworozsądkowe, wyniesione jeszcze z rodzinnego domu (zwłaszcza, gdy ktoś pamięta lata 80. lub wcześniejsze to wie, na czym polega gospodarność). Podpisuję się pod tymi postami.
Katarzyna B niestety za fancy kubkami nie stoi tylko to, że są ładne i fancy. Butelki PET nie nadają się do ponownego użycia, w kontakcie z ciepłem czy słońcem wydzielają toksyczne substancje. Sprawdź też czy butelka z której korzystasz nie ma w składzie BPA, ten związek jest bardzo szkodliwy oddziaływuje na układ hormonalny.
Najbezpieczniejsze będzie szkło, ceramika albo metal (nie aluminium) szczególnie dla twojego dziecka.
nie odwazyłabym sie pic wody z kranu. owszem mozna zaniesc próbkę do sanepidu ale co oni zbadają? to co przyniosłam – za 2 dni moze juz mi leciec z kranu co innego. juz było u mnie pare przypadków ze woda nie nadawała sie do picia z tym ze władze ogłosiły to nie od razu i bynajmniej nie w takiej formie zeby to do wszystkich trafiło
W pazdzierniku jednorazowe woreczki zamienilam na te takie z zipem. Kupilam jedna paczke, 30 torebek i używam ich do tej pory, a to juz prawie rok! Wczesniej codziennie nawet trzy woreczki wyrzucałam. Niby mała rzecz, w swoich przyzwyczajeniach prawie nic nie zmieniłam, a jednak ile mniej śmieci!
Bardzo fajny artykuł, prawdziwy. Dzieki:)
Muszę zrobić to samo <3
Gratuluję świetnego tekstu! Cieszę się, że taki się tutaj pojawił.
Jestem wkręcona w zero waste już od dłuższego czasu, ale wcale nie mam poczucia, że temat jest modny na poziomie trendów, które wymieniłaś jak taniec czy gotowanie, które przetoczyły się przez Polskę. Przeciwnie – mam wrażenie, że świadomość na temat przerażającej ilości śmieci zanieczyszczających nasza planetę (i co każdy z nas może z tym zrobić) jest w naszym społeczeństwie ciągle baaardzo mała. Jak ktoś jest w temacie, to może rzeczywiście zna wszystkie zero waste tricki i każdy wpis na blogach/filmik na youtubie w jego odczuciu to tylko powielanie znanych prawd.
Jednak dopóki moje woreczki na warzywa będą wzbudzały zaciekawienie w supermarkecie i będę ciągle jedyną osobą w kolejce, która nie zabrała żadnej foliówki, to każda forma zwrócenia uwagi na problem będzie cenna.
Też jestem zwolenniczką dawania dobrego przykładu i generalnie pozytywnego przekazu zamiast pouczania, narzucania, zmuszania i innych karcących form przekazywania wiedzy na ten temat. Chętnie rozprawiam w sklepie z kasjerami na temat moich woreczków, żeby ludzie za mną na nie zerknęli, pokazuję na instagramie, jak unikam śmieci itd. Nie przyszłoby mi do głowy kogoś oskarżać, krytykować albo obrażać, bo na przykład pije wodę z plastikowych butelek – a to się dzieje. Ta osoba najprawdopodobniej nie wie, co się dzieje w oceanach, a tym bardziej, jak może pomóc matce ziemi i potrzebny jest jej pozytywny, zachęcejący przekaz.
I przede wszystkim małe kroki. To jedyna skuteczna forma wprowadzania trwałych zmian. Nie wierzę, że ograniczenie ilości produkowanych śmieci w jeden tydzień do słoika Bei Johnson jest możliwe, a tym bardziej rozsądne i nie zniechęca do zero waste. Myślę, że trzeba sobie analizować stopniowo każdą sferę życia i każdego tygodnia robić jedną rzecz w kierunku ograniczenia odpadów – przynajmniej u mnie się to sprawdza. Chwilę mi zajęło znalezienie różnych sklepów, w których dostanę pożądane produkty na wagę, nie od razu znalazłam szampon w kostce, a nawyk odmawiania słomki nie przychodzi od razu – na to po prostu trzeba czasu.
Cześć,
Twój wpis jest bardzo bardzo mądry. U nas w domu mamy starszą, chorą osobę, która korzysta z pieluch. Czy ktoś gdziekolwiek pisał jak sobie z tym poradzić i ich nie używać? A kawy na wynos nie piję w ogóle, bo najbliższą sieciowka jak piszesz – 50 km od domu :)
Ten świat jest dziwny. Moi dziadkowie segregują śmieci, większość idzie na kompostownik i jest świetnym nawozem pod nasze ziemniaki, co się da sprzedać w skupie to sprzedajemy i jeszcze są z tego pieniądze :) naprawdę nie trzeba niewiadomo czego. Czy da się zrobić więcej? Pewnie. Ale nic na siłę i można to robić powoli, ale z głową.
Dzięki Asia za takie wpisy, naprawdę!
Pozdrawiam,
Kasia
My używamy dla dzieci pieluch wielorazowych, nie tylko starej, dobrrj tetry, ale też pieluszek które kształtem przypominają Pampersy, ale są dużo zdrowsze i piękniejsze :) zaklada siebie jak jednorazowe, potem pierze i używa znów, mogą sluzyc kolejnym dzieciom :)
dla dorosłych też są takie pieluchy, choc mniej popularne i trudniej dostępne.
Spodziewam się dziecka i w wielu miejscach czytam pochwały dla wielorazowych pieluch. Sama zaczęłam rozważać ten pomysł, tym bardziej, że tak jak piszesz, są fajne alternatywy dla tetry, które prawie niczym nie różnią się od pampersów, prócz wielorazowości. Jednakże, z czasów, gdy moje rodzeństwo było malutkie, pamiętam wiecznie chodzącą pralkę i wannę pełną odmaczających się, brudnych pieluch tetrowych i tak się zastanawiam – czy pod względem ekonomicznym i ekologicznym gorsze są tony jednorazowych pieluch czy hektolitry wody użytej do prania tych wielorazowych?
Nie piszę tego po to, by atakować wielorazowe cokolwiek, ale jestem ciekawa, czy są gdzieś jakiekolwiek bezstronne dane na ten temat.
Ja nie wiem nic na temat pieluch, ale stawiałabym że pranie wciąż jest lepsze niż plastik – tym bardziej, że przy małym dziecku i tak się chyba non stop pierze. Ale to moje „wydaje-mi-się” tylko:) No i szacun dla wszystkich, którzy mają tyle samozaparcia!
Z punktu widzenia osoby używającej pieluch wielorazowych- nie wydaje mi się, że wody idzie jakoś strasznie dużo. Jeżeli przytrafi się grubsza sprawa to wiadomo, przepieram od razu w rękach, a plamę traktuję mydłem odplamiającym i tak pielucha czeka na pranie zbiorcze. Pranie mam co dwa dni, na połowę pralki. Żadnych pieluch moczących się w wannie czy wiadrze u mnie nie uświadczysz, jedynie co, to mam dodatkowy kolorowy pojemnik z pokrywką na użyte „skarby”.
Istnieje jeszcze inna alternatywa dla popularnych Pampersów- pieluchy jednorazowe w wersji bardziej eko, np. Naty, Bambiboo. Przy poprzednim dziecku nawet o tej opcji nie wiedziałam, a dziś można je kupić nawet stacjonarnie w Rossmanie. (Ale szczerze przyznam, nie znam obecnych możliwości kompostowania takich odpadów w Polsce.)
Super że o tym piszesz! Tą idee trzeba promować, niedługo to będzie nasza codzienność :).
Ja zawsze kupowałam w SH bo nie było mnie stać na ciuchy ze sklepu, ale nigdy się tego nie wstydzilam bo przynosiłam naprawdę zacne łupy. Teraz mimo że mogę już sobie raz na jakiś czas pozwolić na ciuch ze sklepu- nie robię tego. Nadal ubieram się w SH, jedynie bieliznę i buty kupuję w zwykłym sklepie. Mieszkanie mam całkowicie urządzone z wystawek, śmietników albo meblami po babci. Jasne mogę kupić fotel w ikea…ale przygarniając taki ze śmietnika daję też prace tapicerowi w mojej okolicy, ratuję stara rzecz od zapomnienia i mogę wybrac taki kolor na jaki mam ochotę.
Pamiętajmy ze ZW to tez wybór lokalnych produktów i usług :), zdala od sieciówek.
I to właśnie jest coś, co mi się podoba. Też marzą mi się meble ze śmietnika albo zwyczajnie z odzysku. Ludzie mają w mieszkaniach cudowne rzeczy, których chcą się pozbyć, bo są tak dalece różne od tego, co można otrzymać w ikei, a tymczasem większość tych 'niepotrzebnych i niemodnych gratów’ to niesamowite perełki, które mogą zmienić wygląd całego wnętrza. W dodatku za grosze lub koszt transportu.
Tak samo jak z niejedzeniem mięsa, tak samo z byciem „more less waste/more zero waste”, najbardziej pomaga mi ta myśl – „to nie tak, że już nigdy w życiu nie zjem mięsa/nie skorzystam z plastikowej torby. Ale teraz, w tym momencie z tego zrezygnuję i zobaczę, dokąd mnie to zaprowadzi”.
Działa jak nic innego! Przez lata wmawiałam sobie, że nie potrafiłabym zrezygnować z mięsa. Nigdy w życiu nie zjeść szynki na pizzy? Mielonego z mizerią? Jakiś koszmar! Aż któregoś dnia postanowiłam po prostu spróbować, ale bez narzucania sobie, że to już na zawsze, że nie ma odwrotu. Bo zawsze jest odwrót. I dokładnie tak samo robię z drobnymi zmianami w moim codziennym życiu, które kierują mnie w stronę bycia bardziej zero waste. To nie tak, że nigdy nie wezmę już foliówki kupując owoce, ale dzisiaj, w tym momencie postaram się pamiętać o wzięciu woreczka z domu. I tak kroczek po kroczku, zrezygnowałam z foliówki raz, drugi, trzeci… To o kilka milionów lat rozkładania się mniej!
Moje ogólne wrażenie o popularności nurtu zero waste, jak i wielu innych tematów (wspomniana przez Ciebie działalność charytatywna, wegetarianizm itp.), jest takie, że najważniejsze, że się o tym mówi głośno, bo wtedy ludzie zaczynają się nad tym zastanawiać, a to pierwszy i najważniejszy zalążek prawdziwej świadomości. Nadal zdarza mi się nie pamiętać o wzięciu worka z domu, ale gdy proszę sprzedawczynię o foliówkę, to teraz ZAWSZE, za każdym razem mam z tyłu głowy myśl: „to nie jest dobre, następnym razem muszę się lepiej przygotować”. Kiedyś brałam siatki bez zastanowienia, dzisiaj wiem, ile szkód to przynosi. A wszystko dzięki temu, że są ludzie (np. Ryfka), którzy mówią o tym głośno. W ten sposób świat naprawdę staje się nieco lepszym miejscem!
To jest super pomysł. Nie mówić sobie że to już na stałe. wytrzymać codziennie tylko dzień :)
Zero waste może teraz zostało nazwane, ale tak jak wspomniałaś istnieje od wielu lat. Moja babcia używa wielokrotnie praktycznie wszystkich opakowań- nawet papierki z masła czy twarogu myje, suszy i dalej z nich korzyta.
Ja niestety z domu już tego nie wyniosłam i dopiero teraz powoli się uczę jak żyć trochę bardziej ekologicznie. Dzisiaj kupiłam swoją pierwszą torbę materiałowa na zakupy- są właśnie w Biedronce za 6 zł, bardzo pojemne, polecam
Czytam ten post kolejny raz z rzędu. Jest tak dobry i przede wszystkim nie jest napisany po łebkach. Od pewnego czasu w internetach ciężko przeczytać coś dłuższego. Trochę tak jakby wszyscy się zafiksowali, że jak zaczynają post i zaraz go kończą to lepiej, niż rozpisywanie się. Cieszę się, że jesteś jedną z tych nielicznych osób, które wyczerpują temat i pozwalają sobie, żeby w obrębie jednego tekstu ugryźć problem z różnych stron. Bardzo mi tego brakuje w obecnej blogosferze. Rozumiem, że kogoś może odstraszyć długość tekstu, ale jeśli jest dobrze napisany to pochłania się go raz dwa i długość staje się atutem, a nie wadą.
Co do dawania nura do śmietnika – też ostatnio o tym myślałam, bo im więcej mamy, im więcej możliwości do dyspozycji, tym jakoś wstydu mniej. W głowie odblokowują się różne drogi, które wcześniej tak bardzo uniemożliwiały nam podjęcie pewnych działań. Dużo o tym ostatnio myślałam, w kontekście zakupów w lumpeksie, które opisałaś. Gdy nie miałam pieniędzy zupełnie to lumpeksy były naprawdę przykrą koniecznością. Teraz są wyborem. Świadomym i przyjemnym, ale może żeby to zrozumieć musiałam spróbować kupowania w lepszych i gorszych sieciówkach, poszerzyć ubraniowe horyzonty, spróbować różnych opcji, zanim wybrałam tę, która mi odpowiada i zanim dotarłam do etapu, w którym mam wybór. Posiadanie wyboru to ogromny luksus, którego nie doceniamy. Spłyciliśmy to do hasła – zawsze jest wybór, ale to właśnie mnogość opcji stanowi luksus obecnego świata. To niesamowite ile decyzji możemy podjąć na każdym kroku. Jaki ogrom opcji mamy.
Dziękuję Ci za świetny tekst : *
Bardzo Ci dziękuję, meeeega miło mi to czytać:)
Ładnie to napisałaś :-)
Asiu świetny wpis!
W ostatnim czasie obserwuję szerzący się na każdym kroku tych zeto waste i jestem przeszczęśliwa. Jednak nie są to dla mnie nowe zasady, ponieważ moja mama wpajała mi tę filozofię od małego. Zawsze miała w samochodzie worek z workami na zakupy, segregowaliśmy śmieci, używaliśmy wielorazowych pojemników, zalecaliśmy wodę szorując np patelnię, czy też namydlając się pod prysznicem. Pamietam gdy na studiach zostałam gromko wyśmiana, sugerując ze można zakręcić wodę gdy długo szoruje się garnek, a ona hektolitrami leci obok ;) Chciałam w tym miejscu zwrócić uwagę na to, że od małego możemy wychowywać dzieciaki w duchu poszanowania środowiska, dając im przykład na każdym kroku. A swoją małą – wielką misję szerzyć wśród znajomych nienachalnie, pokazując swoją postawą i czynem co można zrobić, nie nawracając nikogo na siłę :)
Pozdrawiam najcieplej!
Halo halo! Płatki drożdżowe które zmieniają ziemniaki w ser?! Link do przepisu poproszę !!!
Nie wiem, czy to ten sam, o którym wspomina Asia, ale na pewno przepis na ser z ziemniaka jest u Wegan Nerd :)
https://wegannerd.blogspot.com/search/label/ser
To jest mój ulubiony przepis na wegański mac&cheese: http://veganyumminess.com/creamy-vegan-mac-and-cheese/ :)
Myślę sobie, że z tym nurtem zero waste mam podobnie jak z skórzanymi butami i torebkami.. z jednej strony nie jestem fanką zabijania zwierząt dla mody z drugiej strony jak kupię sztuczną jej trwałość pozostawia wiele do życzenia i będzie śmieciem parę tysięcy lat.. przeprowadziłam się niedawno do domu ilość produkowanego plastiku mnie przeraziła ( w bloku mniej to czułam) próbując zamienić waciki do zmywania makijażu na ściereczkę z mikrofibry zamowiłam je i przyszły w plastiku.. :(
Ja mam tak samo, kupiłam torebkę ze skóry eko i po 2 latach odlazła farba, wskutek czego musiałam kupić nową :(
Z butami nie próbowałam, bo koleżanka już zrobiła to przede mną i zrezygnowała ze względu na odparzenia.
Wydaje mi się, że gdy pojawia się jakaś idea, to przestajemy trochę myśleć racjonalnie, a stajemy się ogromnie radykalni i krytyczni wobec ludzi, którzy nie są jacyś w 100%.
Prawdą jest, że produkty skórzane mogą posłużyć wiele lat, jeśli się prawidłowo o nie dba, co ma wpływ na zmniejszenie liczby śmieci, często też jakąś ideę traktujemy jednostronnie, bez świadomości, że istnieje inny aspekt danej sprawy i może mieć znaczenie. Strasznie mnie to zasmuca :/
Kinga mam tak samo z tymi ubraniami i dodatkami z naturalnych materiałów. Jak głośno o tym mówię, to jestem klasyfikowana jako zabójczyni zwierząt, a mnie na prawdę wkurza kupowanie butów na jesień/zimę co dwa lata czy torebki, która po sezonie jest tak zniszczona że wstyd ją nosić (jak kupię torebkę to noszę jedną do zajechania jej). No i te opisy produktów na stronach internetowych „Z eko skóry” jakie to jest eko skoro po wyrzuceniu zanieczyszcza środowisko.
Ja tego typu rzeczy szukam w lumpeksie. Na razie tylko torebek, nie znalazłam jeszcze lumpeksu z ciekawymi butami, ale torebki w lumpeksie są naprawdę warte uwagi. Co prawda trzeba je dokładnie obejrzeć, bo możliwe są różne uszkodzenia, ale za kilka/kilkanaście złotych można mieć coś naprawdę fajnego. To przemawia do mnie znacznie bardziej niż kupowanie nowej torebki ze skóry. Wolę przywrócić do obiegu coś, co u kogoś z tego obiegu wypadło, niż wprowadzać do obiegu coś ze sklepowej półki.
Zero/less waste fajnie brzmi. Ale tak naprawdę osoby mieszkające w Polsce z pokolenia naszych rodziców lub dziadków nazywali to po prostu koniecznością.
U mnie w domu zawsze na zakupy jeździło się z wielorazowymi, dużymi torbami. Owoce czy warzywa od dawna kupuję luzem, choć zaopatrzyłam się w kilka fancy woreczków wielorazowych. Stare szczoteczki do zębów wykańczam jako myjki do fug lub małych kątów w łazience, gdzie ciężko dotrzeć czymś większym. Pod prysznicem zakręcam wodę, a kubeczek menstruacyjny to najlepszy wynalazek ever.
Natomiast moi dziadkowie po każdych świętach odzyskują papier z prezentów i czasem przez kilka lat dostaję co roku paczkę w tym samym papierze :) To co dla nas jest modą, dla nich jest oczywistością. Nie trzeba kupować szamponu w kostce z Lusha za blisko 70 zł, bo do większości włosów nada się też szare mydło + odpowiednia płukanka. A do włosów specjalnej troski (np. kręcone) szampony w kostce niezależnie od składu i firmy mogą być nieodpowiednie…
U mnie w domu też jest system wymiennych opakowań do prezentów, niektóre mają po kilkanaście lat i największą frajdę mi zawsze sprawia, jak znajdę takie, które pasuje rozmiarem i jeszcze jest dobrze podpisane – na przykład „Mama”. Inna rzecz, że to niekoniecznie musiała być rok temu moja mama, może to torebka z prezentu mamy dla babci – uwielbiam to:) A, a z szamponami to mój przypadek – mydła używam w kostce bez problemu, ale z włosami mam już większy problem, bo jestem w trakcie trychologicznej kuracji i mam ze 3 różne, konkretne szampony, odżywki, wcierki i póki co nie mam jak tego zastąpić – a dokładniej, nie chcę tego robić, bo widzę super efekty.
No właśnie – sama się napaliłam na te kostki, ale okazało się, że jednak nie jest to opcja na wyłączność. Natomiast jako część pielęgnacji albo na wyjazd – bardzo spoko.
Podobnie kiedyś Ula z Adamant Wanderer opowiadała, że w domu ma szczoteczkę elektryczną do zębów. Ja również, bo o wiele mniej zbiera się wtedy kamienia. I wiem, że plastik, ale to dla mnie kwestia higieny. Na wyjazdy zabieram bambusową, ale w domu wolę elektryczną.
Asiu, czy możesz polecić trychologa? Mam ogromny problem z włosami.
Marta Klowan, bardzo polecam:)
Marta jest czarodziejka jesli chodzi o wlosy! Szczegolnie jesli chodzi o krecone :) warto czasem czekac kilka miesiecy na wizyte.
Asiu, a czy nie wspomniałaś kiedyś na Instagramie o dobrym trychologu w okolicach Bielska? Czy źle kojarzę? Ja właśnie szukam czegoś w pobliżu Śląska, bo włosy wychodzą mi garściami…
Asiu,
Do Marty ciężko się dostać, czekam cierpliwie, ale czy polecasz kogoś jeszcze? Potrzebuję pomocy na gwałt !
U mnie też torby na prezenty od 10 lat takie same :)
Można też zagotować sobie orzechów piorących zrobić płyn do prania który nada się też jako mydło/szampon
Czasem ogromny wplyw na to, jak zyjemy ma miejsce, gdzie pracujemy. Moim miejscem pracy jest szpital dzieciecy – maxymalnie nie zero waste – nie da sie obejsc kwestii odpadow medycznych, jednorazowosc jest wpisana w bezpieczenstwo. Dlatego chociaz w domu probuje roznych patentow: skrawki materialow (po szyciu) wykorzystuje pozniej jako szmatki, zbieram doniczki po supermarketowych ziolach, sniadanie do pracy tylko w wielorazowych woreczkach strunowych, szczoteczka do zebow elektryczna z wymiennymi glowkami, karme dla kota robie sama z miesa i suplementow, zwirek dla kota tylko biodegradowalny, kukurydziany. Te rozwiazania nie sa idealne i raczej less waste, ale i tak sie ciesze i poszukuje dalej ;)
Dziekuje za rzeczowy i rozsadny wpis – nie ma nic gorszego niz grozenie palcem i okazywanie wyzszosci innym.
To, o czym Pani i propagatorzy zero waste piszecie, to dla mnie kosmos. Problemy pierwszego świata. Powiedzcie mi ludzie, po co Wam w ogóle kawa na wynos? Słomki, obojętne z czego? To, że plastikowy woreczek można wykorzystać wielokrotnie (można go umyć, wysuszyć) wie chyba każdy w miarę rozsądny człowiek i tak właśnie robi. Kto kupuje dżem w plastiku? Ja robię własne, słoiki wykorzystuje wielokrotnie, nakrętki też, póki się nadają. I robiłam tak zanim o zero waste usłyszałam. Nie kupuje setnej koszulki, bo to po prostu głupie jest. Mam 40 lat, dwójkę Dzieci, dom z ogrodem i firme: to gwoli wyjaśnienia dla tych, którzy mi odpiszą, że na pewno mam mnóstwo czasu wolnego. Nie. Jako rodzic i dorosły muszę żyć rozsądnie, a więc nie marnotrawic tego, co mam.
No to świetnie! Ale dla różnych osób różne rzeczy są trudne. Mamy różne style życia, na różne rzeczy zwracamy uwagę i ocenianie tego raczej nie pomoże we wspólnej sprawie:)
Tak tak. Po prostu mam wrażenie, że sytuacje, które Pani opisuje, dotyczą promila naszego społeczeństwa. Po prostu nazwaliscie to, co my robimy od zawsze.
Pozdrawiam serdecznie!
Myślę, że niestety jakby to był problem promila społeczeństwa, to nie tonęlibyśmy w plastiku:) Ale przyszło mi teraz do głowy, że faktycznie przydałoby się większe podkreślenie tego, że nie trzeba żadnych specjalnych gadżetów i wiele zmian da się wprowadzić „przy okazji”. Jeśli ktoś ma ochotę kupić kubeczek menstruacyjny – super, ale jak poprzestanie na piciu kranówki zamiast wody w butelkach, to też ekstra.
Niestety, nie promila. To widać na codzien, w sklepach chociażby- te tony toreb plasikowych w których osobno się pakuje zakupy-mnie to przeraża! I mam ochotę krzyknąć na tych wszystkich ludzi i pokazac im ze ja wrzucam zakupy do mojej dużej torby luzem i nosze dodatkowa płocienna torbę na zakupy. Ale nie mogę na ludzi krzyczeć;) W moim odczuciu pomogłoby w jakim stopniu zakazanie przez państwo używania plastikowych jednorazówek (da się- np tak jest np w Ekwadorze!) pozostaje mi zmiana własnych przyzwyczajeń (bo czasy zakupoholizmu w Zarze przeżyłam:) i uczenia mojego dziecka od małego stylu zycia zero waste. Pozdrawiam
I dobrze, że Pani tak robi. Ale chodzi o te osoby które mają po naście lat czy dwadzieścia i wychowani zostali w konsumpcjonizmie. W dobie nadmiaru. Ja też mam 40 lat, używam wielorazówek i kupuje z wyboru w second handach i czasem też śmieszy mnie moda na eko w takim duchu jakby to było coś nowego i faktycznie nieco wydumanego. Ale powtarzam, dobrze, że się o zero waste mówi coraz więcej, bo co z tego że ja sama noszę herbatę w termosie, skoro dla nastolatków jest to mało cool, bo jeszcze ich ulubiony youtuber tego nie pokazał;)
Za less waste jestem całym sercem, ale to co mnie irytuje to to, że sami siebie wpędzamy w pułapkę. Ostatnio spędziłam masę czasu szukając modnego kubka na wodę, żeby przestać używać tej butelkowanej. Jednocześnie irytowałam się, że wciąż zużywam plastik, bo ten idealny kubek jakoś nie chciał wpaść w moje ręce. Najprostszym rozwiązaniem okazało się wykorzystanie pół litrowych butelek po wodzie. Zamiast wyrzucać po prostu wlewam do nich przefiltrowaną wodę i wrzucam do torebki. Wiem, że taka butelka nie będzie mi służyła lata, ale kilka tygodni spokojnie da radę. Koszt – zerowy, wysiłek – minimalny. Może to nie jest idealne rozwiązanie, ale u mnie działa lepiej i szybciej niż długotrwałe szukanie idealnego kubka/bidonu który byłby najpiękniejszy i najmniej szkodliwy dla planety.
Moja koleżanka używa szklanej butelki, takiej po passacie pomidorowej, z przyklejonym plastrem ze swoim imieniem:)
Butelka po passacie z lidla jest najlepsza. Też chciałam sobie kupić taką ładną, modną, ale zabrakło funduszy. I myślę, że bardzo dobrze się stało, bo ta moja z odzysku jest bardzo wygodna :)
Kto pije wodę w butelkach skorobmany zdalna do picia wodę z kraju?
W dyskusji wyżej chodzi o zabieranie tej wody na wynos:) Na przykład na siłownię:)
Rozumiem. Na zajęcia fitness nosiłam kranówkę w starym opakowaniu PET (ten sam sposób wybrała córka, nalewała kranówkę do PETu i do plecaka). Potem, gdy w końcu butelka się wygniotła, lałam wodę z kranu do bidonu rowerowego, który sto lat temu kupiłam.
A czy zastanawiała się Pani, czy na pewno wszędzie nieprzegotowana woda jest zdatna do picia?
Projektowanie swojej sytuacji na wszystkich jest błędem :)
Nigdzie tego nie napisałam, ale gwoli ścisłości: wszędzie w Polsce woda powinna być zdatna do picia: http://pijewodezkranu.org/
W praktyce mnie tylko raz, niedawno, zdarzyło się trafić na wodę, która się do tego nie nadawała, bo była rdzawa i dość obrzydliwa, w domkach kempingowych na Mazurach – pewnie bym od niej nie umarła, ale wyglądała i pachniała nienajlepiej, więc jej po prostu nie piłam:)
@Joanna Glogaza, to było akurat nawiązanie do komentarza KatarzynyB, coś struktura komentarzy chyba zawodzi, ale odpowiem.
Przejrzałam stronę, którą podałaś i tam właśnie jest podana różnica, o której trzeba pamiętać.
Cytuję:
„Jeśli mieszkasz w dużym lub średnim mieście, Twoja woda jest z pewnością bardzo często kontrolowana. Jest badana zarówno przed wpuszczeniem, jak i podczas transportu siecią wodociągową. Jedynym i zarazem najkrótszym odcinkiem, na którym za wodę nie odpowiada jej producent, jest instalacja wodociągowa w budynku. Za jej stan odpowiada zarządca.
Jeśli mieszkasz na wsi lub w małym mieście i nie masz zaufania do swojej wody, możesz zadzwonić i zapytać o jej jakość w zaopatrującym cię zakładzie wodociągowym, lokalnej stacji sanepidu albo zlecić dodatkowe badanie we własnym zakresie”.
No więc właśnie – w dużym mieście wygląda to inaczej niż w małym. Oczywiście może być wszystko ok, ale nie można generalizować. Tak samo kwestia instalacji wodociągowej została przytoczona jako elementu, za który oczyszczalnia nie odpowiada. Fajnie, że można sprawdzić stan wody w sanepidzie, ale wystarczy też, że instalacja zostanie rozkopana na jakimś odcinku, czy remont u sąsiada, który ma połączenie z naszym systemem i sytuacja wtedy może się zmienić, bo np. zostaną poruszone jakieś złogi. Dlatego wg mnie to nie jest takie proste i nawet jak ktoś sam sprawdza stan wody w Sanepidzie, to powinien chyba to robić częściej niż jeden jedyny raz.
Może uważacie, że przesadzam, ale wydaje mi się, że to kwestia zdrowia. No i zauważcie, że zostało użyte wyrażenie „z pewnością”, a nie po prostu „jest”, wg mnie to świadczy o optymistycznym założeniu, które nie zawsze ma rację bytu :) To jest taki marketingowy sposób, żeby się do niczego nie zobowiązywać, ale żeby czytelnik miał wrażenie, że jest na 100% pewny.
Oczywiście nie mam nic złego na myśli. Sama idea jest fajna, tworzy się mniej śmieci, ludzie oszczędzają, ale trzeba mieć świadomość, że woda nie wszędzie jest taka sama. To chciałam powiedzieć, może nie wybrzmiało to jasno.
podpisuje sie pod Pani postem rekami nogami i wszystkim innym:-D co prawda wyraziłam swoje zdanie wyzej ale bardzo skrócone- to naisze jeszcze tutaj-w moim miasteczku woda juz pare razy nie nadawała sie do picia- co było podane do publicznej wiadomosci po paru dniach ( ale w sumie nikt konkretnie nie powiedział po ilu) z fatalnym przekazem .sanepid mi nic nie da bo co z tego ze ja dzisiaj zbadam wode jak zawioze poranną próbkę a wieczorem juz cos bedzie nie tak
Tak jak napisała autorka artykułu: z założenia woda w polskich wodociągach jest zdatna do picia. gdyby tak nie było, nie mogłaby się Pani np. w niej kąpać (trochę wody dostaje się niekiedy do ust, gdyby była szkodliwa to byłaby sytuacja zagrażająca zdrowiu). Jeśli ma Pani wątpliwości wystarczy zanieść próbkę wody do SANEPIDU. Wykonają badanie. I tak, sprawdzałam to osobiście. Od ponad roku ja, maż i moje dzieci pijemy tylko kranówkę.
Mieszkałam w bloku, w którym woda była strasznie twarda (czterdziestoletnie rury) – nie stać mnie było na montaż stacji uzdatniania (czy jak się te filtry montowane na rurach w mieszkaniach nazywają), ale filtrowałam do dzbanka, bo takiej z kranu bym nie piła – zlew i prysznic były wiecznie szorstkie od kamienia.
Co do zdatności do picia – tak, o ile akurat nie mamy wyjątkowej sytuacji typu remont, awaria, prace konserwacyjne w obrębie rur wodociągowych oraz kanalizacyjnych – kiedyś w pracy wymiana kibelków zakończyła się tym, że woda w kranie była przez jakiś czas zanieczyszczona, jak ścieki (słowa osoby, która ją badała w Sanepidzie). Na szczęście po jakichś 2 tygodniach to minęło ;)
Np. kobiety w ciąży, które potrzebują w takie upały wody mineralnej/wysoko i średnio zmineralizowanej, zeby nawodnić organizm i uzupełnić mikroelementy. I u których woda z kranu śmierdzi metalem (Poznań) i smakuje bardzo źle. A filtry do wody też złe, bo to siedlisko bakterii. O ile dbając o samą siebie przymykałam na to oko i od lat piłam wodę z filtra, to będąc w ciąży po prostu nie mogę sobie na to pozwolić.
Mieszkam w Poznaniu. Raz napiłam się kranówki, smakowała źle, ale mniejsza z tym, wyszłam po chwili z domu. Nigdy nic tak mnie nie przeczyściło, niemal biegłam do najbliższego centrum handlowego do toalety. Poza tym tylko pijąc wodę mineralną czuję, że naprawdę gaszę pragnienie.
Nie mieszkam w Poznaniu, ale dołączam do grona osób, którym woda z kranu w innym miejscu niż zamieszkanie wyrządziła sporo złego ;-(. Dlatego w domu pije z kranu przepuszczoną przez filtr , ale w pracy pije z butelki mineralną . I jest mi z tym dobrze.
Masz na myśli ze filtry do wody takie jak Brita uwalniają bakterie do wody?
no niestety, cąle mnóstwo ludzi. JA piję kranówę od lat, ale wcia zjestem w mniejszości. Inna sprawa to jakośc naszych rur.
Ja się zastanawiam jaka drogą niektórzy blogerzy zajmujący się tematyką zero waste doszli do posiadania swoich gadżetów bo na zdjęciach na insta same piękne eko przedmioty, woreczki, stalowe pudełeczka, fancy kubeczki i tym podobne – czy nie przypadkiem poprzez wywalenie wszystkich dotychczas posiadanych rzeczy, które nie wyglądają tak dobrze na zdjęciach? Ja mam w domu pełno plastikowych pojemników wszelkiej maści, woreczkow z zipem, reklamowek uzbieranych po różnych zakupach, które będą mi jeszcze służyć latami, więc nie wierzę, że ktoś kto prezentuje swoje super zerowastowe przedmioty nie miał wcześniej w domu niczego innego, czego mógłby użyć. Żeby nie było tak negatywnie, oczywiście doceniam propagowanie takich idei i fajnie, że coraz więcej ludzi się nimi dzieli :)
Butelek pet nie powinno sie napelniac ponownie, plastyfikatory w nich zawarte staja sie wtedy szkodliwe dla zdrowia. Lepiej ich wcale nie uzywac, o ile to mozliwe.
Be, możesz podrzucić jakiś artykuł?
Ostatnio natknęłam się na Butelki Retap, co prawda szkło przez to że jest wzmocnione nie nadaje się do recyklingu, ale gwarancja na bezpłatną wymianę wydaje się przekonująca o ich solidności. Na stronie sklepu biore są też butelki z trzciny cukrowej. Cały problem z gadżetami zerowaste polega na tym, że ich mała popularność, podwyższa cenę. Gdyby woreczki na warzywa wyprodukowała biedronka, albo Lidl to cena byłaby niższa niż od polskiego projektanta. Woreczki można także kupić w lumeksie, albo wykorzystać siatki z poprzednich zakupów. Ja z tymi cienkimi plastikami chodzę przez ostatnie dwa miesiące na zakupy i czuję się lepiej bo i tak zalegają one tylko w domu.
Każdy krok do przodu jest krokiem w dobra stronę :)
Ja np zaczęłam followac profil @szafasztywniary – po tym jak wspomniałaś o nim na instastory, a tam eureka!! plastikowe woreczki z ikei są wielorazowe. Niby taka oczywista oczywistość a zawsze po użyciu odruchowo je wyrzucałam… już tego nie robię, już jestem świadoma, ze mogę użyć ich kilka razy ;)
A ja uważam, że to kolejna moda i czysty marketing. Te same firmy, które kilka lat temu wykreowały modę na kawę na wynos, teraz obniżają cenę za kawę jak ktoś przyjdzie z własnym kubkiem. No litości…. Naprawdę trzeba dorabiać ideologię do tego, że się kawę czy herbatę robi w termos i bierze ze sobą?
Drugą sprawą jest jedzenie wege. Że niby jest zdrowe i dobre dla środowiska. Tak się składa, że warzywa i owoce w sposób naturalny w naszej szerokości geograficznej występują przez 3-4 miesiące w roku. Przez pozostałe miesiące trzeba je importować nie wiadomo skąd. Wiemy kiedy zostały zerwane i ile chemii wchłonęły , żeby w ogóle przetrwały podróż? Nie sądzę :) Że nie wspomnę o tym, że aby je przetransportować trzeba było spalić bardzo dużo paliwa i wyemitować wiele spalin do środowiska. Czy zjedzenie sałatki z nasionami chia, melonem i granatem w miesiącach zimowych jest bardziej korzystne dla środowiska, niż zjedzenie schabowego, który teoretycznie mógł być „wyhodowany” za płotem u sąsiada?
Nie wiem czy trzeba dorabiać ideologię, ale jeśli dzięki niej robi tak więcej osób, to czemu nie? Co do jedzenia wege – jasne, że lepiej zjeść jesienią jabłko niż truskawkę, ale i tak zanieczyszczenie byłoby mniejsze, gdyby wszyscy jedli truskawki zamiast schabowych:)
najbardziej eko i zerowaste będzie wtedy jak przestaniemy się rozmnażać. Nas jest po prostu o wiele za dużo na tej planecie. Przy jednym miliardzie hodowla mięsa nie byłaby tak agresywna bo agresywna jest tylko hodowla przemysłowa na wielką skalę.
Od kilku lat w wielu miejscach zadaję to pytanie i jeszcze nikt mi nie odpowiedział: w czym osoby chodzące na zakupy z własną siatką wyrzucają śmieci? Bo ja bez wstydu pakuję zakupy w foliowe reklamówki i te reklamówki służą mi za worki na śmieci.
Cześć, no to ja będę pierwsza:) Jeśli chodzi o szklane śmieci, to wyrzucamy je z mężem je na bieżąco bezpośrednio do kontenera na szkło. Jeśli chodzi o śmieci określone u mnie we wspólnocie jako segregowanie suche (papier, plastik, metal) to mamy oddzielny kosz na te odpady, wrzucamy bezpośrednio do kosza, a gdy kosz się napełni – to z tym koszem idziemy do właściwego kontenera. Jeśli chodzi o odpady organiczne, to używamy zapasów reklamówek po zakupach (np. ubraniowych), worków, w które pakowane są zakupy internetowe (ostatnio ze względu na większe tego typu zakupy trochę się tego uzbierało), foliówek, które trafiają do nas np. od rodziców przekazujących jedzonko oraz tych, które wciąż jeszcze czasami trafiają do domu z zakupów (ale unikam ich jak ognia, więc to już rzadko się zdarza). Gdy te zapasy nam się skończą, to zapewne pomyślę o workach na śmieci, chociaż myślałam też o bezpośrednim wyrzucaniu odpadków organicznych do kosza i z kosza do kontenera (małżonek trochę się krzywi, ale wizja zanieczyszczonych oceanów i cierpiących zwierząt zapewne podziała, bo kocha przyrodę:) Ogólnie jak najbardziej rozumiem używanie foliówek jako worków na śmieci, jeśli dana osoba i tak miałaby kupować i używać foliowych worków, to nie ma przecież żadnej różnicy, czy w tym celu wykorzysta siatki na zakupy. Jeśli te foliówki są w sensowny sposób wykorzystywane, to pół biedy, gorzej, gdy ludzie biorą ich bez sensu całe mnóstwo, a oprócz tego i tak kupują dodatkowo worki na śmieci, grubsze reklamówki itd. – wtedy bezrefleksyjne branie w sklepie foliówek ile wlezie tylko niepotrzebnie przyczynia się do zanieczyszczenia środowiska, bo większość z nich i tak trafi rychło do kosza.
Właśnie nie wiem, czy jest to tak oczywiste. Kilka miesięcy temu niemiecka „Die Zeit” („Das Mädchen von der gluten Avocado“, E. RAETHER) pisała o awokado importowanych do Europy z RPA. Produkcja pochłania 1000 litrów wody na kilogram, do tego dochodzi transport (tysiące kilometrów w ładowaniach statków, z kontrolowaną temperaturą i wilgotnością) i dojrzewanie w europejskich dojrzewalniach. Do tego moda na awokado czy jakikolwiek inny produkt napędza monouprawy w krajach rozwijających się, co też nie jest obojętne dla środowiska i w skrajnych przypadkach dla gospodarek (uzależnienie od wahań cen na rynkach światowych itp.). Więc wątpliwości są uzasadnione. Niezależnie od tego doceniam wysiłki wszystkich, którzy chcą jak najmniej obciążać planetę!
Gdyby nie trzeba było karmić tysięcy zwierząt hodowlanych to warzyw i owoców starczyłoby dla wszystkich. Można jeść tylko te polskie, nie z importu.
1. Nie widzę w tym wielkiego marketingu, bo skoro zero waste zakłada ograniczenie odpadów, to zakłada też ograniczenie kupowania. Chyba żadnej firmie nie zależy na mniejszej sprzedaży. Ja, od kiedy staram się mocno być less waste, kupuje dużo mniej i wydaję dużo mniej. Gdzie tu marketing?
2. Pomijając moralne aspekty jedzenia mięsa, hodowla zwierząt jest skrajnie nieekologiczna, zabiera miejsce na uprawę roślin, wykorzystuje ogromne zasoby wody. Świetnie o tym napisał Caparros, jak hodowla zwierząt dokłada się do głodu na świecie.
3. W zimie można wspomagać się mrożonkami i swoimi przetworami zrobionymi w lecie. To wciąż może być fasolka szparagowa, to nie musi być marakuja :)
Są warzywa i owoce które mogą w chłodni przeleżeć prawie całą zimę, np marchew,pietruszka,jabłko,buraczki. Nie trzeba kupować tych z marketów.
Nie trzeba jeść koniecznie mięsa żeby jeść lokalnie(wegetarianie i weganie nie żywią się samymi importowanych warzywami i owocami, i ich brak zimą nie jest aż tak uciążliwy, nie bardziej niż dla osoby wszystkozernej, bo im też brakuje pomidora na kanapce i plaster boczku go nie zastąpi ;)) , i tak, koszt 'wyhodowania schabowego u sąsiada za płotem’ dla środowiska nadal będzie większy niż importowane warzywa. Bo ten schabowy tylko teoretycznie jest wyhodowany za płotem, ludzie jedzą zbyt dużo mięsa, małe hodowle nie są w stanie sprostać potrzebom rynku i mięso w sklepach pochodzi z hodowli przemysłowej. Oczywiście można kupować mięso z małych lokalnych hodowli ale jak ktoś się za to weźmie na poważnie to szybko odkryje, że finansowo lepiej żeby jego dieta była głównie roślinna :D
a kiedyś w restauracji dostawało słomkę ze złomy,z fragmentu łodygi pszenicy czy żyta.
Jak w dzieciach z Bullerbyn:)
Podoba mi się Twój sposób myślenia, wydaje mi się taki rozsądny :) Skojarzył mi się ten artykuł z działaniami Szymona Hołowni, który prowadzi swoje fundacje charytatywne i często nawołuje do tego, by zamiast krytykować innych, po prostu zrobić coś samemu. Nie lubisz Owsiaka? Twoje prawo, nikt Ci nie każe wrzucać do skarbonki Wielkiej Orkiestry, ale zamiast strzępić na niego język/klawiaturę, lepiej wrzuć do skarbonki innej fundacji. Liczy się każde działanie niosące jakieś dobro, samo krytykowanie zaś nie wnosi niczego dobrego. :)
Przy okazji rozważań na temat zero waste zawsze przychodzi mi na myśl freeganism – niestety większość ludzi ciągle nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ogromny jest problem marnowania żywności; plus prawo także nie sprzyja (sklepy nie mogą oddawać za darmo przeterminowanych produktów itd.)
Za każdym razem jestem przerażona, jak widzę, ile pełnowartościowych produktów ląduje w koszach. Ale i tak fajnie, że są osoby, które chcą się zaopiekować takim jedzeniem i zrobić z niego użytek :) chociaż to już jest opcja 'hard’ dla większości, wiadomo.
Wiele osób nawet nie wie co jest przez sklepy wyrzucane, ostatnio jak opowiadałam koleżance o freeganizmie to nie chciała mi uwierzyć że na sklepowych śmietnikach lądują przydatne do spożycia rzeczy…i znam mnóstwo osób, które zbyt dosłownie traktują terminy przydatności do spożycia i np jak coś ma termin do 24 a jest 23 to już tego nie zjedzą i wyrzucają :/
Freeganie są super <3 w Polsce jest nawet wioska freeganska <3 można wpaść do nich na wakacje.
O tak, poruszyłaś ważny problem. Ale może jest jakiś sposób by ominąć ten zakaz? Tak się zastanawiam…W UK jest wspaniała sieć Pret-a -Manger, taki eko fastfood. Oni codziennie produkują określone ilości jedzenia, a codziennie wieczorem oddają bezdomnym to co się nie sprzedało-ponieważ jest to wciąż świeże, wiec nie ma problemu niejako. Ale Pret w ogole jest cudny, bo nie tylko ze mają dobre jedzenie wysokiej jakości to np maja program zatrudniania do swoich sklepów ludzi bezdomnych.
Niestety to o czym piszesz jest nagminne. Pracowałam lata temu w 5 gwiazdkowym hotelu w Indiach. Póki był indyjski dyrektor, jedzenie z restauracji które normalnie poszłoby do kosza rozdawano wieczorem biedakom. Potem przyszedł francuski dyrektor i zakazał. Wiem to od samych pracowników, którzy mieli dużo żalu o to.
W PL są bodajże jakieś oplaty czy podatki od darowizn. Było jakiś czas temu o facecie, który ze swojej piekarni oddawał chleb, który się nie sprzedał. Dostał do zapłacenia jakieś gigantyczne pieniądze za to.
„Konsumpcyjne FOMO” – cudne :). Cóż, jestem ździebko starsza i pamiętam nieco inny jego rodzaj. Kiedy byłam dzieckiem, w sklepach niczego nie było. Do dziś pamiętam te zrywy, kiedy nagle całe podwórko pustoszało, bo wszyscy biegli do jedynego na osiedlu większego sklepu, do którego „rzucili” pomarańcze, kawę, albo papier toaletowy, żeby zająć kolejkę. To było dopiero konsumpcyjne FOMO! Jak dziś nie kupisz, nie wiadomo, kiedy będzie znowu okazja. Teraz wolny rynek rozpieścił konsumentów i może dlatego ludzie w Polsce, w większości pamiętający wspomniany przez Asię PRL, tak zachłannie korzystają z możliwości „bezstresowego” kupowania, bez oglądania się na konsekwencje. Z drugiej strony, w czasach poprzedniego systemu wszyscy byli zdecydowanie bardziej ekologiczni – żywność w sklepach pakowana była w papier lub tekturowe pudełka, warzywa kupowało się na targu, wkładając je do płóciennych toreb lub wiklinowych koszyków, butelki na mleko były zwrotne, zresztą jak większość szklanych opakowań, a skupy butelek i makulatury były na każdym kroku. Z kolei opakowania typu puszki po piwie lub złotka od czekolad zbierało się niczym trofea. Dzieci też nie potrzebowały super sprzętów do zabawy – miały piłkę, gumę do skakania, czy po prostu patyki lub piasek i wodę, do budowania wspaniałych budowli z błotka :)
Jedno się natomiast nie zmieniło – ludzka miłość do rzeczy. Zarówno kiedyś, jak i teraz, ludzie nie potrafią się powstrzymać od ich gromadzenia, tyle że obecnie łączy się to z kupowaniem nadmiernym, a dodatkowo mnóstwo towarów opakowanych jest w plastik, bądź same są plastikiem. Do tego dochodzi marnotrawstwo, w tym jedzenia, tworzymy góry śmieci etc, etc. Myślę, że w naszym kraju brakuje porządnej edukacji w zakresie dbałości o środowisko, racjonalnego korzystania z dóbr naturalnych, recyklingu. Dlatego wszelkie przykłady proekologicznych działań są pożyteczne, choćby były tylko modą, bo w końcu kropla drąży skałę.
amen
ja tez pamietam tamte czasy tylko widze zasadnicza róznice w gromadzeniu- wtedy kupowało sie na zapas bo nikt nie mogł przewidziec kiedy dana rzecz będzie znowu w sklepach.
Jak zawsze w punkt :). Już mnie zaczęło drażnić to zero waste wyskakujące w każdym miejscu na instagramie czy blogach. Sama zaczęłam jednak powoli się z tym oswajać, bo to kolejny pozytywny trend i warto o tym mówić dużo nawet jeśli robimy ciągle trochę za mało, ale less waste to już każdy może być :).
Z klawiatury mi ten post zabrałaś :) A poważnie – zgadzam się z Tobą w stu procentach. Nic na siłę, nic ponad nasze granice. Jeśli oczywiście „zero-waste” ma być w naszym wykonaniu czymś więcej niż ślepym podążaniem za modą.
Również jestem za tym że moda na ograniczanie śmieci jest jak najbardziej na plus. Sama dopiero raczkuję w tym temacie. Mimo że ze 2-3 razy w roku może korzystam z „kawy na mieście” i czy kupię w tym celu taki gumowy kubek, ale wiem, że już samo to, że piję kranówkę- dosłownie- bez filtrowania( i kiedy widzę twarze kobiet w wc w centrum handlowym jak nalewam do zwykłej butelki to w głowie się uśmiecham;) i jeszcze to, że wyjmuję zawsze ładowarki z kontaktów, chodzę z własnymi torebkami na warzywa – a jak zapominam torebki to nie kupuję ich :D Od niedawna wyprowadziłam się z domu i zauważyłam że z początku powielałam to co moja mama robi, czyli kupuję bo promocja, bo pewnie już jej nigdy nie będzie, bo 2+3 bo 2+84 :D i tak pewnego dnia zaglądam do szafki i sobie myślę- kurde, po cholerę ja mam 4 paczki makaronów- robię się taka sama jak moja matula. Więc już 2 miesiąc wpierw staram się wyjadać wszystko co mam, a dopiero potem iść do sklepu i zrobić kolejny zapas, na tydzień, bądź 2. I już zauważyłam, że nie mam potrzeby odwiedzania sklepu tak często – chyba że jest to chleb na kanapki do pracy to już inaczej, choć są piekarnie :) Gdyby każdy z nas choć takie małe kroki poczynił i nie traktował zero waste, życia eko i eko produktów jako szaleństwo, totalną bzdurę bo i tak będzie zawsze więcej tych co tego nie robią- zupełnie jak w przypadku kiedy się mówi ludziom że chodzi się na terapię (bo to też szamaństwo i sekta) – na prawdę, nasza planeta dłużej będzie funkcjonalna i służyła młodemu pokoleniu, czy jeszcze tym nienarodzonym :)
Świetny artykuł, praktycznie zgadzam się w 100 procentach z tym co napisałaś :) Jak dla mnie jest to krok w dobrą stronę, warto być eko i uświadamiać w tym ludzi :) Czekam na więcej wpisów, pozdrawiam.
Bardzo mądry tekst Asiu. Chciałbym napisać co szczególnie zwróciło moją uwagę, ale w sumie to wszystko.
<3
Ja jestem wlasnie na wakacjach w Bulgari i przyznam, że ta świadomość szczególnie w pakiecie all inclusive jest bardzo nikła. Marnuje się tony jedzenia. To naprawdę jest demotywujące i boli Myślę że w praktykę zero Waste powinny się również zaangażować sieci hoteli na całym świecie ponieważ to tam nie ma ani odrobiny idei zero Waste W tym momencie na każdym kroku staram się nie marnować niczego, jedzenia, ciuchów, czegokolwiek, ale do tego jeszcze jest daleka droga..
Zmiany klimatyczne to fakt. Niestety, ani nasza przyszłość ani planety nie maluje się w kolorowych barwach. Powstało na ten temat wiele dokumentów i rozpraw naukowych. Od dawna naukowcy, co bardziej postępowi politycy i gwiazdy (Leo Di Caprio) apelują o natychmiastowe działanie. Ale zmiana potrzebna jest też na poziomie najprostszym – codziennych ludzkich wyborów. Tych wszystkich małych decyzji, które podejmujemy, często automatycznie i bez zastanowienia, każdego dnia. To o czym pisze Joanna to nie moda.To konieczność. Niestety, nie ma Planety B.
Świetnie napisane! Wiele z tych rzeczy to tematy które ostatnio często się u mnie przewijają.
Widziałam na YT filmik dziewczyny która była zerowaste, o tym, że wg niej to ściema, że ten osławiony słoik śmieci przez rok to niemożliwe i mało kto może sobie na takie życie pozwolić. Stwierdziła, że bedzie lesswaste, bo to ma sens, i woli się skupić na innych kwestiach, jak np. to ile wody zużywa.
To dla mnie tylko potwierdzenie, że to kolejna moda, a nie faktyczna próba zaszczepienia sensownych nawyków, a raczej skutek uboczny.
Bardzo mi się podoba to co napisałaś „Do tego cały czas jesteśmy uczeni grania głównie na siebie – wspólne to wciąż takie trochę niczyje.” Nie dalej, jak kilka dni temu, zauważyłam na klatce informację, aby dobrze zabezpieczać worki ze śmieciami bo brudzą się korytarze i śmietnik. Nie rozumiem jak kogoś może nie ruszyć to, że zachlapał korytarz po którym przecież niedługo będzie szedł i jest potrzeba mówienia tego ludziom :(
Mi się wydaje, że ten słoik śmieci to są rzeczy, których nie można poddać recyklingowi, a nie wszystkie śmieci tych osób jakie w ogóle wyprodukowały (bo przecież pokazują, że kupiły coś w kartonowym opakowaniu czy szkle) i w takiej perspektywie ten słoik nie wydaje się aż tak niemożliwy, oczywiście w zależności od osoby, bo często są to młodzi, zdrowi single żyjący w dużych miastach, którzy na pewno mają łatwiej, bo już sama osoba chorująca na cokolwiek wytworzy więcej niż słoik (strzykawki, opatrunki, blistry po tabletkach itp). Nie można dać się zwariować ;)
Proponuję byś napisała post o nowomodzie dotyczącej używania angielskich słów, pojęć, zwrotów w języku polskim. Praktycznie nie można już znaleźć tekstu w którym nie było by angielskiego zwrotu (patrz wyżej). Co ciekawe, taki zwrot jest zawsze przetłumaczony na polski, tak by ktoś nie zorientowany wiedział o co chodzi. Dowodzi to tego że jednak można napisać lub powiedzieć coś po polsku bez posiłkowania się angielskim. Co więcej: WSZYSTKO można powiedzieć po polsku jeśli się tylko chce. Może jesteś za młoda by pamiętać język polski 30 lat temu, ale ręczę ci że jeszcze wtedy ludzie mówili po polsku i nie mieli problemu z wyrażeniem tego co chcieli.
Pewnie można:) Ale nie przeszkadzają mi obce słowa wtrącone w polski czy jakikolwiek inny język, więc nie mam w planach pisania na ten temat.
Myślę, że wszyscy jesteśmy tutaj za młodzi żeby pamiętać XVI wiek, kiedy to w języku polskim zaczęły pojawiać się na większą skalę makaronizmy, ale tak, to zjawisko trwa do dziś ;)
Trochę nie rozumiem tego czepialstwa się podszytego, w najlepszym wypadki patriotyzmem, w najgorszym chęcią wbicia szpilki. Owszem, wiele zwrotów da się zastąpić i da się je wyrazić po polski za każdym razem, ale po co? W imię zasady, z którą się nie identyfikujemy? Bo ktoś chce w Polsce czytać tylko po polsku? Całe nasze życie przesycone jest zwyczajami, zasadami, zachowaniami, rzeczami, które swój początek miały poza granicami Polski i czy to jest powód, any od teraz przestać z tego korzystać? Korzystajmy z dobra świata w każdej dziedzinie zamiast zamykać się i barykadowac się tylko na swoje.
Dieta roślinna, nieposiadanie samochodu i dzieci. Tyle wystarczy, żeby znacząco ulżyć planecie. :)
Poniekąd się zgadzam:) Dlugo bylam przekonana że nie bede mieć dzieci albo adoptuję jedno właśnie z takich powodów. No ale potem niespodziewanie przydarzył mi się syn;). Żeby to jakoś wynagrodzić planecie ubranka dla niego mam głównie po dzieciach kuzynów, wózek piękny dostałam też używany no a teraz gdy już jest starszy ograniczam mu zabawki;) a bardziej poważnie mówiąc, cos w tym jest. Jak widzę na Instagramie zwłaszcza te mamy celebrytki pokazujące milionowe ślimtaśne ubranka od projektantów dla swoich niemowlaków tudzież wypasione wózki za średnią krajową brutto, to mam ochotę nimi potrząsnąć. Ale cóż, zagryzam zęby;))
A co będzie, jeśli syn kiedyś zechce mieć samochód? To dopiero będzie nieekologiczne…
W punkt! Nie można było tego lepiej napisać :-*
U swoich znajomych w ogóle nie widzę zainteresowania modą na zero waste. Może dlatego, że większość z nich nie ma kont na Instagramie. Nie znaczy to, że nie starają się dbać o środowisko. Noszenie własnych toreb na zakupy, picie wody prosto z kranu lub filtrowanej, wielokrotne używanie torebek na prezenty to coś co towarzyszyło mi od dziecka. Wiele osób to praktykuje, bo przy okazji można w ten sposób zaoszczędzić trochę pieniędzy. Oprócz tego staram się oddawać innym ubrania, których już nie noszę, nigdy nie wyrzucam ich prosto do śmietnika. Sama jednak nie kupuję w lumpeksach, próbowałam wiele razy i nigdy nie mogłam znaleźć czegoś fajnego dla siebie. Uważam też, że trzeba mieć na to sporo wolnego czasu. Na pewno warto jest robić przemyślane zakupy.
Coś co od dłuższego czasu trochę nie daje mi spokoju, to noszenie ubrań, butów i dodatków ze skóry naturalnej. Niewiele jest marek, zwłaszcza w Polsce, które oferowałyby wygodne i dobrej jakości buty ze sztucznej skóry. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
O kurczę, ja chyba jestem zacofana bo pierwsze słyszę o takiej modzie, a dodam, ze mieszkam w dużym mieście. Myślę, że jest to fancy nazwa dla czynności, które robi większość z nas, czyli picie wody z kranu, zabieranie ze sobą toreb do marketu. Myślę też, że większość z nas robi to po prostu z oszczędności. Ale super, jeśli pociągnie się pod to dbanie o środowisko. Jestem za.
Pracowałam w Biedronce i widziałam pakowanie jednego pomidora czy cytryny w woreczek foliowy. Do tego podwójne pakowanie pieczywa w torebkę papierową z foliowym okienkiem i w woreczek, nierzadko uniemożliwiające identyfikację rodzaju chleba czy bułki. Albo poskąpienie 25 gr na mocną torbę foliową wielokrotnego użytku i wynoszenie zakupów w tysiącu bezpłatnych siateczek, nierzadko połączone z próbą podprowadzenia całej rolki zrywek.
Ja też czesto pakuje zakupy w darmowe foliówki, gdy nie mam przy sobie torby materiałowej i nie widzę w tym nic niewłaściwego, są to korzystam, a przez Twój komentarz poczułam do Ciebie niechęć. Żyj i daj żyć innym, jeśli swym życiem nie robią nikomu krzywdy.
Serio nie widzisz nic w tym niewłaściwego? Uważasz, że super jest wziąć dziesięć foliówek, bo to jest ZA DARMO, zamiast kupić jedną wielokrotnego użytku za 25groszy? I jeszcze mówisz o swojej niechęci do osoby, która zwraca na to uwagę? Mnie ręce właśnie opadły. Bo nijak się to ma do less waste. A raczej mi przypomina, jak ktoś brał ze standu w fast foodzie garść slomek i chusteczek – „bo przecież za darmo”. „Wspólne” nie znaczy „niczyje”.
Ja, podobnie jak Dorota, także nie rozumiem skąd niechęć do dziewczyny, która jest zdegustowana próbami wynoszenia ze sklepu całych rolek foliówek albo pakowaniem sporych zakupów właśnie w duże ilości tychże foliówek, „bo za darmo” w miejsce rozsądnego podejścia do sprawy i zakupu mocnej torby wielokrotnego użytku za grosze. Jest różnica między takim zachowaniem a okazjonalnym pakowaniem zakupów w darmowe siatki ze względu na to, że zapomniało się torby materiałowej albo pomysł zakupów wpadł do głowy nagle, po drodze z pracy i nie mamy przy sobie własnej torby. Z Twojego komentarza wywnioskowałam, że piszesz o tej ostatniej grupie sytuacji, a z kolei Yu pisała o tej pierwszej grupie, stanowiącej jak dla mnie przykład bezmyślności, pazerności i zwykłej nieuczciwości – bo jak inaczej nazwać próby wyniesienia ze sklepu całych opakowań darmowych reklamówek? Chyba każdy uczciwy człowiek czułby się tym zniesmaczony:/ To tak jakby wynosić z toalet w kinie/centrum handlowym/kawiarni papier toaletowy – owszem, mogą z niego korzystać wszyscy, ale w zakresie, w jakim jest to naprawdę potrzebne, a wynoszenie całych rolek to po prostu zwykła kradzież.
Inna sprawa to pakowanie pojedynczych warzyw/owoców w foliowe siatki. Jako stała klientka Biedronki regularnie obserwuję coś takiego, przykładowo nie dalej jak dwa dni temu jedna pani zapakowała w siateczkę JEDNĄ pomarańczę, a następnie w kolejną siateczkę JEDNĄ cytrynę. Po co, po co, po co? Aż mnie serce zabolało, ale nie będę przecież zwracać uwagi obcej osobie, nie jestem fanatyczką. Po prostu robię swoje i biorę luzem nie tylko pojedyncze sztuki, ale i 4 pomidory, 3 ogórki, 3 sztuki awokado itd. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, aby kasjer(ka) zwrócił(a) mi na to uwagę, że niby nie da się tego zważyć czy coś w tym stylu. Może obcym ludziom stojącym za mną w kolejce da to do myślenia; z kolei ze znajomymi rozmawiam na różne tematy, w tym także kwestię dbałości o środowisko i dzielę się swoimi działaniami w tym przedmiocie, ale nienachalnie i bez atakowania kogokolwiek.
Myślę także, że to pakowanie pojedynczych warzyw czy owoców w foliówki czy generalnie zużywanie ogromnej ich ilości, gdy jest to zupełnie zbędne nie wynika ze złej woli, bo raczej nikt celowo i świadomie nie dąży do tego, żeby Ziemia utonęła w plastiku. To wynika raczej po pierwsze z nieświadomości – za mało mówi się o tym, jakim problemem dla środowiska są ogromne ilości produkowanych śmieci, w szkołach nie ma edukacji na ten temat; po drugie – z mentalności pt. „wspólne to znaczy nikogo, ja dbam o swój ogródek, a reszta mnie nie obchodzi”. Może będzie się to powoli zmieniać i stopniowe uświadamianie ludziom, że stan środowiska to jest realny problem nas wszystkich przełoży się na zmianę tych zachowań…
No wlasnie, niestety gdyby Twoje działanie nie miało wpływu na moje życie a ma, bo zyjemy na jednej planecie, która coraz bardziej niszczeje- mogłabyś napisać ze to nic niewłaściwego. A tak nie jest
Szczerze mówiąc – choćby brali całe te rolki i wynosili, to dalej nie widzę w tym nic złego pod względem śmieci, BO NIE WIEMY co ktoś dalej z tą foliówką robi. Może w jakiś sposób ją wykorzystuje, może do czegoś mu służy. Dla mnie bez różnicy czy ktoś bierze jedną foliówkę czy piećdziesiąt. Ważne co potem z nią robi. A zrobić może sporo. Nie jesyt powiedziane, że trafia od razu do kosza.
Foliówki są po to, by brać tyle, ile jest niezbędne. Jeśli potrzeba mi dużo (pomijam tu kwestie less waste) to kupuję je sobie. W żadnym razie nie wynoszę ze sklepu. Zgadzam się w pełni z Gonzo – to tak, jakby z kina zabrać do domu całą rolkę papieru toaletowego…
Naprawdę nie czuję problemu foliówek. Przyznaję się. Kompletnie tego nie czuję, dlatego też kończę tę dyskusję, bo nigdzie nie dojdziemy. Szczególnie, że pojawił się już w rozmowie foliówkowy savoir vivre, który leży daleko od mojego życia. Bardzo daleko. Nie przeskoczymy tego.
o jejku, nie chciałabym Cię spotkać.
Po pierwsze, jak prawie wszędzie działa tu prawo popytu i podaży. Im większe zapotrzebowanie na foliówki, tym większa ich produkcja. Gdyby każdy z nas ograniczył ilość branych za darmo czy też nawet i kupowanych foliówek chociażby o połowę, to o połowę mniej sklepy by ich kupowały w hurtowniach, hurtownie u producentów, a producenci o tyle mniej by produkowali.
Po drugie za foliówki leżące w sklepie w określonym celu (aby zapakować to co niezbędne, a nie brać ich ponad miarę) ktoś zapłacił – zapłacił za nie właściciel sklepu. Branie ich po kilkanaście czy kilkadziesiąt jest po prostu nie fair. Moi rodzice prowadzą niewielki sklepik spożywczy (naprawdę niewielki osiedlowy) i na opakowania foliowe wydawali co m-c około 500 zł netto. Po wprowadzeniu obowiązkowej opłaty za woreczki foliowe, kwota ta zmniejszyła się do około 90-100 zł netto. I co? Okazało się, że Klientom nie były one niezbędne. Poza tym dokładnie widzimy tutaj, że na niektórych działają tylko ich własne pieniądze, a to że ich zachowanie powoduje koszty u kogoś innego zupełnie ich nie interesuje.
I jeszcze tylko dodam, że to co ktoś zrobi z foliówką -czy ją wyrzuci na śmietnik teraz czy za kilka lat ma niewielkie znaczenie. Została ona wyprodukowana i planeta będzie na nią skazana przez kolejnych kilkaset lat (nawet do 400).
No cóż, moja mama np. w takie foliówki zbiera kupy po swoim psie, by je wrzucić do kontenera. Tyle że do głowy by jej nie przyszło zabrać ze sklepu całą rolkę. Pomijając aspekty ekologiczne (Crissy ma rację – taka foliówka istnieje potem przez 400 lat), to jest przecież wykroczenie, czyli działanie sprzeczne z prawem.
Joasiu ja uwielbiam Twoje podejście, moje jest takie same, couldn’t agree more ;) Nie daję się zwariować i od roku interesuje się zero waste, które w moim przypadku jest bardziej less waste. I tak robię to dopiero od roku, nie byłam tak świadoma jak Bea Johnson od lat. Ścigam się ze sobą, nie z internetem ;)
I zauważyłam Twoją nieobecność w sieci i pomyślałam od razu, że pewnie super bawisz się na warsztatach impro – których Ci zazdroszczę, bo u mnie w okolicy nic takiego nie znalazłam. I czekam na kolejny filmik na YT, dzięki Tobie zaczęłam używać (słuchać?) ASMR Darling i bardzo mi to pomaga, bo jestem niesamowicie spięta fizycznie i psychicznie.
Dzięki Marcelina! Tak tak, byłam na wakacjach i było super, ale już wróciłam i działam, nowy film się montuje, a z ASMR Darling polecam ASMR 90’s Video Game Store Roleplay, plus na uspokojenie ASMR for Anxious Times Emmy z WhispersRed:) Pozdrowienia!!!
Kiedyś przeglądałam polską książkę o zero waste i autorka we wstępie otwarcie mówiła, że nigdy nie miała kłopotów finansowych – trochę mnie to zniechęciło do całej idei.
Kupuję wodę w butelkach, bo ta z kranu jest niesmaczna. Noszenie bidonów to dobry pomysł, ale nie wyobrażam noszenia z sobą ciężkiego, ceramicznego kubka
Muszę z przykrością stwierdzić, że wraz z mężem generujemy zdecydowanie za dużo odpadów. Szczególnie torebki po zakupach, mam ich całe mnóstwo. Ale zacznę od zainwestowania w fajny kosz na zakupy.
Hej Daria,
Strasznie fajnie, że tak po prostu się zreflektowałaś, co do torebek zakupowych! I to jeszcze na forum :). Tak sobie myślę, że kosz to fajna sprawa, ale kiedy jeździsz na zakupy samochodem. Dla mnie jest po prostu zbyt ciężki i nieporęczny. Osobiście preferuję torbę, którą mogę zawiesić na ramieniu. Mam kilka bawełnianych z fajnymi nadrukami. W Rosmanie też są całkiem wygodne składne siatki. Wprawdzie z poliestru, ale bardzo trwałe.
Tak sobie (Tobie) tylko radzę, chociaż nikt nie prosił ;)…
Wychowałam się w domu, w którym jedynymi śmieciami były te organiczne, papier zawsze oddawało się na zbiórki makulatury, mleko odbieraliśmy od gospodarza we własnej „bańce”, z tego mleka robiło się nabiał, chleb kupowało się w całości z taką śmieszną papierową naklejką, którą trzeba było odkrajać od skórki, owoce i warzywa z własnego ogrodu lub od dziadków, a mimo to żyło się bardzo skromnie. Plastik zaczął się wkradać do naszego domu razem z pojawieniem się pierwszych supermarketów w mieście, ale mimo to widzę po rodzicach, że ograniczają go jak tylko się da, chyba z przyzwyczajenia.
Niestety ja po wyprowadzce z domu na studia nie do końca zwracałam na to uwagę, denerwowało mnie to domowe „zero waste”, skoro wszystko co chciałam mogłam mieć na wyciągnięcie ręki, jak się zepsuje wyrzucić i kupić nowe… pomijam już aspekt ekonomiczny ehhh…
Dopiero jak zamieszkałam na swoim i zaczęłam zastanawiać się na co wydaje własne pieniądze, czytać o tym jak zmienia się nasza planeta, obserwować wiecznie przepełnione śmietniki na osiedlu i tony plastiku w sklepach, ludzi palących śmieci w piecach, zaczęło do mnie docierać, że chyba trzeba wrócić do korzeni, nawet po to, żeby być fair wobec siebie :)
A torbę bawełnianą zawsze mam przy sobie, bo pokonanie 1.5 km pieszo z zakupami jest po prostu wygodniejsze z jedną torbą na ramieniu niż kilkoma plastikowymi wżynającymi się w palce :D
Prawda, te sklepowe reklamóweczki są niewygodne przy większych zakupach i grożą zbieraniem pomidorów z chodnika;)
Świetny tekst. Tęskniłem za Twoimi treściami, Asiu. Lektura komentarzy też była ciekawa. Sama jestem gdzieś po środku, czyli ograniczanie, a z ciekawości podglądam życie domowych kompostownikow i rozwiązania dla biur. Mając okazję zaproponować gadżety dla nowych pracowników wybrałam wielorazowe opakowanie na jedzenie, bidony z filtrem węglowym oraz torby materiałowe. Mamy też filtry i karafki zamiast plastikowych butelek z wodą. Powoli do przodu. Jak to się u mnie mówi: progres over perfection.
Super super super:) I dziękuję Ci za miłe słowa:)
Cześć! Ja trochę z innej beczki,ale zastanawiam się jak można zostać modelką Twoich piżam? :D Mam takie marzenie ;-)
Ślij zdjęcia na czesc@joannaglogaza.stronaob.pl :)
a moja Mama ma tak ze nic nie wyrzuci bez wczesniejszego upewnienia sie czy ta rzecz nie przyda sie komus z połowy jej licznych znajomych i znajomych tychze znajomych.druga połowa tych znajomych tez nie wyrzuca nic tylko wie zeby to przywiesc do mojej mamy bo ona na pewno znajdzie kogos kto bedzie tych rzeczy potrzebował. Troche to upierdliwe bo dom bez mała zamieniony na magazyn. No ale a nóż ktos tego bedzie potrzebował? a nawet jak ktos bedzie potrzebował czegos co moja mama akurat „na stanie nie ma” to tez nie problem-spod ziemi wygrzebie a załatwi:-P
a nuż miało byc.
Przepraszam za komentarz nie na temat, ale nie za bardzo wiem, gdzie indziej można napisać, tak żebyś zobaczyła ;) Chciałabym spytać, dlaczego szlafroki, które produkujesz są akurat z poliamidu? Ma on jakieś ukryte właściwości poza trwałością? Nie naraża noszącego na pocenie? Czemu nie lepiej wykonywać je z bawełny? Ich funkcja nie różni się chyba tak bardzo od piżamy.
Pozdrawiam i z góry dziękuję za odpowiedź ;*
Mamy też bawełniane szlafroki, ale te koronkowe są z poliamidu, bo z tego włókna produkuje się koronki:)
Asiu ja mam takie pytanie z innej beczki. Szukam mieszkania w Warszawie, a ostatnio Ty pisałaś o swoich perypetiach z tym związanych. Rozważam zakup mieszkania na Pradze Północ, co myślisz o tej lokalizacji. Pisałaś, że również rozważałaś taką miejscówkę.
Praga jest super – właśnie dlatego ją rozważałam:) Mam znajomych, którzy tam mieszkają i sobie chwalą, sama w sobie bardzo mi się podoba, no i blisko do centrum, a ceny niższe niż gdzie indziej.
Potwierdzam, że Praga Północ jest super – jednak odnośnie cen polemizowałabym;-) Za ten wyjątkowy klimat coraz więcej trzeba zapłacić:-P
Próbowaliśmy żyć jak najbardziej zero waste. Segregowalismy z pietyzmem śmieci. Oddawalismy butelki do sklepu, słoiki wykorzystywalismy wielokrotnie. I przyjechała śmieciarka. I zebrała WSZYSTKIE SEGREGOWANE smieci na raz. A potem widzieliśmy to znowu I jeszcze raz i kolejny. Ja dalej segreguje, ale już mój Mąż nie jest po tym przekonany czy ta nasza segregacja, 3 różne kosze na śmieci w domu ma sens.
Pamiętamy o torbie na zakupy, jednorazowe woreczki, które i tak się skądś znajdą wykorzystujemy jako psie-woreczki albo etui na wyjątkowo aromatycznego pampersa. Kolekcjonujemy puste słoiki i napełniamy je przewodami, w kuchni wykorzystujemy produkty do końca, nie kupujemy ponad to co zużywamy.
I tylko przykro, że człowiek chce i się stara i i tak nie ma to absolutnie żadnego znaczenia ?
Czytałam o tym parę razy, bo temat się przewija na grupach na FB często – podobno niektóre śmieciarki mają różne komory, a nawet jeśli nie, to nawet taka wstępna selekcja ułatwia pracę sortowni, więc nie jest to tak zupełnie bez sensu:)
Wydaje mi sie, ze segregowniaa smieci nie zalatwia sprawy, niestety. Skro mozna segregowac 2 kg smieci, to mozna i 4kg, jak 4 kg to i 8 kg. Chodzi o to, ze NIE PRODUKOWAC ich, kupujac po prostu mniej rzeczy…..
Dokładnie tak. Nic dodać, nic ująć.
Wydziwiasz woreczek z firanki kupionej w lumpeksie za 2.50 uszyjesz sobie sam bez problemu a co do świadomości na wsiach to może jest mniejsza ale za to poziom konsumpcji u starszych ludzi sięga jeszcze komuny + dostępność produktów własnych robienie przetworów i częśćowy recykling od zawsze i tak powoduje że wieś plasuje się dużo wyżej w ekologii niż miasto moim zdaniem
Pani, Pani Joanno musi byc zupelnie zjawiskowa. chcialabym pania poznac. Magdalena Hafciarka (na FB Haft reczny haft craft)
Asia,jestem w trakcie czytania Twojej książki „slow fashion-modowa rewolucja” …jestem zachwycona,nie mogę(i nie chcę)oderwać sie od jej czytania.Wspaniała,ciekawa książka,tego było mi trzeba,pozdrawiam
Od pewnego czasu, kieruję się w życiu i podejściu do innych osób maksymą „bądź tym, kim chcesz być…”. Dzięki temu wyzbyłam się wszelkiej krytyki. Wiadomo, że mogę danych zachowań nie rozumieć, ale wierzę w to, że ta osoba ma taką wizję siebie i mi nic do tego. Tak samo postępuję jeśli chodzi o sprawy eko, tak samo podchodzę do matki, która w idealnym makijażu, szpilkach i garsonce spaceruje pod blokiem z dzieckiem w wózku. Łatwo jest krytykować, ale tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile wysiłku kosztuje te osoby, by były one takie, jakie chcą być. Ktoś, kto kieruje się zero-waste zapewne wiele razy musiał naginać po schodach na któreś piętro, bo zapomniał swoich woreczków. Mama z dzieckiem zapewne musiała wstać bardzo wcześnie, by móc poświęcić czas dla siebie itd. I to jest ŁAŁ! I to się chwali! Każdy ma swój sposób na życie i tak naprawdę, druga osoba nie ma prawa podejmować tych kwestii. No chyba, że są one niszczące, ale jak widzimy, zero-waste chyba jeszcze nie ma żadnych ofiar? :)
Jeśli chodzi o kampanię H&M, to mam z nią trochę problem… bo rozumiem, że płaszcz przeciwdeszczowy czy kosmetyczki, ale ta kolekcja obejmuje wszystkie części garderoby, łącznie z bielizną. To, jaki wpływ na nasz organizm mają ubrania wykonane z poliestru, jest szokujące. Skóra nie oddycha i czuje się jak zapakowana w plastikową torebkę. Pocimy się i nie zapewniamy odpowiedniej cyrkulacji. Może lepiej zatem w inny sposób ratować świat – nie ze szkodą dla nas samych? Ponadto powiem jeszcze tyle, że plastik z butelek, jest chyba najtańszym tworzywem z którego można coś stworzyć, a fabryki, które zajmują się przetapianiem, są nie mniejszym zagrożeniem dla środowiska, niż … sam plastik.
Ściskam! :)
Jest taka fajna grupa na facebooku – uwaga smieciarka jedzie. Ostatnio wrzucilam tam wszystkie meble, dodatki i inne rzeczy po remoncie zanim je wyrzucilismy. Wszystkie znalazly nowy dom, a my nie musielismy ich znosic sami po schodach i wywozic.
I zamiast dodatkowej sterty smieci na wysypisku mamy pare zadowolonych osob :) To tez jest dobra eko-inicjatywa!
Ciekawe zagadnienie poruszyłaś. Myślę, że to pakowanie pojedynczych warzyw czy owoców czy generalnie zużywanie ogromnej ich ilości, nie wynika ze złej woli, bo chyba nikt celowo i świadomie nie dąży do tego. To wynika raczej z nieświadomości bądź dawnych złych nawyków nauczonych przez starsze pokolenia.
Świetnie, że poruszyłaś tak ważny temat! Moim zdaniem powinno to być rozpowszechniane na jak największą skalę!!! Ja po raz pierwszy o zero waste usłyszałam całkiem niedawno, oglądając filmik Arleny Witt o byciu eko. Sądzę, że trzeba o tym głośno mówić ludziom i uświadamiać ich m.in. poprzez różne akcje społeczne itp.
Straszne jest to ile produkujemy na codzień śmieci… Wszystkie kosmetyki, jedzenie, ubrania, meble… Trzeba zacząć najpierw od siebie i dawać przykład innym.
A ja uważam, że to kolejna moda i czysty marketing. Te same firmy, które kilka lat temu wykreowały modę na kawę na wynos, teraz obniżają cenę za kawę jak ktoś przyjdzie z własnym kubkiem. Zastanawia mnie jaki będzie ich kolejnym pomysł. ;)
Nasuwa mi się jednak jeszcze jedna i chyba najważniejsza kwestia w całej tej dyskusji o plastiku zamiast się tylko zastanawiać jak go ograniczyć poprostu trzeba wymóc na producentach zastąpienie go innymi materiałami skoro można sprzedawać mleko w kredowym opakowaniu to dlaczego nie można wszystkich innych produktów??? poprostu lobby koncernów paliwowych jest tak silne że narzuciło nam plastik tak jak koncerny farmaceutyczne narzucają leki i suplementy a przecież mamy inicjatywę ustawodawczą musimy zacząć się organizować by wymóc na rządach większą troskę o nas czy to w kwestii plastiku czy reklamy lekòw, pestycydów w żywności , gmo, braku statystyk poszczepiennych, rozwalających się po jednym praniu ubrań czy sprzętów nie nadających się do naprawy już nie mówiąc o wmawianie nam na siłę że mamy się ekscytować piłką nożną czy też oglądać wiadomości sportowe po każdych wiadomościach chociaż dużo ciekawsze i rozwojowe dla ludzkości byłyby wiadomości naukowe i przede wszystkim zacznijmy myśleć jeżeli ktoś nam mówi że tego sprzętu nie da się naprawić to nie wyrżyczymy od razu tylko sprawdźmy sami czy faktycznie tak jest
Jeżeli coś może tylko pomóc środowisku to ja jestem jak najbardziej na TAK. Nawet jeżeli jest to moda, nawet jeżeli na chwilę i nawet jeżeli jest na pokaz. Nikomu to nie zaszkodzi a może tylko pomóc naszemu otoczeniu. Popieram tego typu inicjatywy, bo to są bardzo dobre pomysły!
Bardzo fajnie piszesz. Będę częściej zaglądać!
Pozdrawiam
Dziękuję:)
Ja się teraz trochę śmieję, że ten minimalizm i zero waste to jest doskonała przykrywka dla mojego skąpstwa i dziwactw, bo nie lubię robić zakupów, a masę rzeczy (np. kartki z zeszytów szkolnych) zawsze próbowałam przerobić na coś lub wykorzystać (te kartki na „wkłady” do segregatorów). Oczywiście nie ze wszystkim idzie mi doskonale i nadal daleka jestem od bycia zero czy wege, ale też moim zdaniem w ostatnim czasie mocno się przestawiłam. Niby sama z siebie, ale wydaje mi się, że natykanie się na to z każdej strony trochę w tym pomogło. W końcu bez wege super przepisów nie zmniejszyłabym ilości zjadanego mięsa ;-)
super post, naprawdę masz fantazję. ja staram się kupować w second handach dzięki czemu nie zwiększam śladu węglowego ubrań i mogę je wykorzystać :)
Mysle ze naciagane jak zmarszczi operacyjnie na twoim glupim ryju HAHAHA XD
W duchu zero waste może być także moda, a w tym też wyszukane akcesoria – na przykład kolczyki z naturalnych ptasich piór w stylu boho, albo muszki z naturalnych ptasich piór – bardzo eleganckie i doskonałe na formalne okazje – na przykład na śluby i wesela.
W Polsce specjalizuje się w tym firma Zuzzo (www.zuzzo.pl).
Zachęcam do obejrzenia jak może to doskonale wyglądać. Co tu najważniejsze – wpasowuje się to w pełni w koncept nie marnowania naturalnych, pięknych darów przyrody – pióra oczywiście muszą być pozyskiwane wyłącznie z legalnych źródeł i pochodzić jedynie z naturalnych procesów pierzenia się ptaków. Dlatego to ważne, żeby wybierać pewne firmy rzemieślnicze, a nie chińskie i masowe produkty.
Aż nie chce się wierzyć, że pióra naturalnie gubione przez najpiękniejsze ptaki w Polsce są po prostu wyrzucane. Dlatego Zuzzo postanowiło zrobić z nich eleganckie, wytrzymałe, ponadczasowe akcesoria modowe. Zachęcam do ich obejrzenia.
Świetnie, że poruszyłaś taki temat. Przerażające jest to ile produkujemy na codzień śmieci… Trzeba zacząć najpierw od siebie i propagować dobre nawyki.