Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Zarabianie na blogu – jak to wygląda w praktyce? Sposoby, stawki, przykłady.

Cześć! Zainspirowana niedawnym świętem pracy pomyślałam, że opowiem Wam, jak to wygląda w przypadku zarobkowego blogowania. To temat rzeka i bardzo lubię o tym mówić, ale dzisiaj postanowiłam się skupić na stronie finansowej –  post i tak wyszedł dramatycznie długi.

Zarabianie na blogu to wciąż wylęgarnia mitów. Blogerzy zwykle niechętnie mówią o swoich zarobkach, a większość sensacyjnych artykułów na ten temat naciąga fakty. Czytelnicy dopatrują się płatnej reklamy tam, gdzie jej nie ma, albo odwrotnie – przyjmują ewidentny product placement za spontaniczną inicjatywę. Nikt tak do końca nie wie, za co blogerzy biorą pieniądze, a za co nie. I ile można na tym wszystkim zarobić.

To z jednej strony wina blogerów, którzy nie oznaczają reklam i wprowadzają czytelników w błąd. W blogosferze sporo jest też pompowania ego, stroszenia piórek, co też nie pomaga w zorientowaniu się, na czym tak naprawdę polega ta praca.

Z drugiej strony – blogowanie to wciąż bardzo młoda branża, zwłaszcza blogowanie “na pełen etat”. Mam szczęście być w tej dość pionierskiej grupie, więc pomyślałam że opowiem Wam dzisiaj tak szczerze i otwarcie, jak tylko potrafię, jak to właściwie wygląda. Wiem, że wiele osób to ciekawi, mnie też by ciekawiło!

Zanim powiem Wam, na czym tak naprawdę zarabiają blogerzy, najpierw napiszę, na czym nie zarabiają. To znaczy które działania często są postrzegane jako zarobkowe i traktowane komentarzami typu “hajs się musi zgadzać”, a wcale żadnych pieniędzy nie przynoszą.

 

Na czym nie zarabiają blogerzy

 


Dary losu


Czyli przesyłki promocyjne, które agencje i marki wysyłają do influencerów. Czasem z zapowiedzianą zawartością, czasem będące “niespodziankami”. W praktyce wygląda to tak, że marka czy agencja pisze z pytaniem o adres i informacją, że planują wysyłkę. Kiedy już ten adres ma, zdarza się, że wysyła coś bez zapowiedzi.

Marki starają się, by przesyłki były zaskakujące (wypadające z paczki balony, tajemnicze wiadomości, dmuchane krokodyle itp.) albo spersonalizowane (prostownica z logo bloga, książka z dołączonym liścikiem nawiązującym do ostatnich postów na blogu) – wszystko po to, by zwiększyć szansę publikacji.

Bo wcale nie jest powiedziane, że bloger w jakikolwiek sposób poinformuje swoich czytelników, że taką przesyłkę dostał i absolutnie nie ma obowiązku tego robić – chyba, że strony ustaliły inaczej, początkujący blogerzy często dają się wciągnąć w umowy typu “wyślemy Ci przyprawy, a Ty sfotografuj je przy trzech przepisach”.

Ja zwykle odmawiałam, również dlatego że jestem koszmarnie nudną i wybredną blogerką – nie piję kawy ani alkoholu, staram się nie jeść słodyczy, nie farbuję włosów, marudzę przy składach ubrań i tak dalej.

Od tego roku w ogóle nie przyjmuję darów losu  i jestem bardzo zadowolona z tej decyzji.


Wystąpienia w mediach


Wywiady w mniejszych i większych gazetach, główna Onetu, radio, telewizja śniadaniowa – to wszystko blogerzy robią z chęci pokazania się szerszej publiczności i promowania tego, co robią. Nie otrzymują za to jednak zapłaty.

Są jednak wyjątki. Zdarza się, że wywiad czy reportaż w jakiejś gazecie, portalu czy telewizji jest częścią współpracy z marką – na przykład bloger użycza swojej twarzy marce produkującej buty, współtworzą linię czy kolekcję i w okolicach premiery pojawia się w portalu o modzie męskiej, opowiadając o tym, jak dobrać buty do garnituru. Wtedy takie działania zwykle włączone są w całościową wycenę świadczeń na rzecz marki.

Przy okazji – ludzie zwykle bardzo przeceniają wpływ telewizji. Na konkretny ruch na blogu dużo lepiej przekładają się publikacje online, z aktywnym linkiem.

Czasem blogerzy piszą do prasy czy internetu i wtedy, jak każdemu innemu autorowi, należy im się zapłata. Tak było na przykład w przypadku mojego wakacyjnego cyklu tekstów do Gazety Wyborczej – którego, swoją drogą, (wstyd się przyznać) nie dokończyłam i który przypomniał mi jak bardzo nie lubię pisać “na zewnątrz”.

Inaczej też wygląda sprawa, kiedy bloger bierze udział w jakimś programie rozrywkowym, w roli celebryty – nie znam tajników działania telewizyjnego szołbizu, ale wyobrażam sobie, że musi to być współpraca płatna. Takich przypadków jest całkiem sporo, pierwsza przyszła mi do głowy Macademian Girl w Agencie.

 

Zarabianie na blogu – co i jak

 

Zarabianie na blogu ma mnóstwo różnych odsłon, można robić to na wiele sposobów i cały czas powstają nowe. Wszystkie te drogi można jednak pogrupować w parę kategorii.


Reklamy banerowe


Czyli banery na pasku bocznym bloga, pomiędzy postami lub gdziekolwiek indziej na stronie. To może być reklama wykupiona bezpośrednio przez daną markę za określoną kwotę (tzw. flat fee, kiedyś była to popularna forma, teraz właściwie się nie zdarza), reklama AdSense lub podobna (tu wpływ blogera na to, co wyświetla się na banerze, jest d użo mniejszy, reklamy często dopasowane są pod odbiorcę – jeśli szukaliście kiedyś butów na trening, a przez kolejne tygodnie reklamy wszelkiego rodzaju butów sportowych nękały Was w całym internecie, to właśnie tzw. remarketing), rozliczana za odsłonę lub kliknięcie, albo baner z afiliacją. O afiliacji będę jeszcze pisać szerzej, ale w skrócie – to może być baner pokazujący przecenione sandały, odsyłający do sklepu internetowego, i rozlicza się go w modeli prowizji od sprzedaży.

O ile nie mamy bardzo popularnego serwisu i nie chcemy denerwować użytkowników bardzo nachalnymi banerami, nie ma się co spodziewać z reklamy banerowej kokosów.

Ja traktuję je raczej jako dodatek, sposób na pokrycie części stałych kosztów.

W tym momencie nie mam reklam na pasku bocznych, bo poprzednie zachodziły na tekst w wersji mobilnej, a do ogarnięcia AdSense jeszcze się nie zmobilizowałam, ale kiedy je miałam, mogłam liczyć na przychody w wysokości około 600-800 zł netto miesięcznie, w zależności od statystyk bloga w danym miesiącu (zwykle to okolice 90 000 – 100 000 użytkowników miesięcznie i 350 000 – 500 000 odsłon).


Posty sponsorowane


Kiedy okazało się, że ludzi uodpornili się na reklamę banerową i przestała ona być tak skuteczna, na popularności zaczęła zyskiwać reklama zgrabnie wpleciona w treść.

Na blogach przyjmuje ona najróżniejsze formy – czasem bloger pokazuje produkt danej marki w działaniu (tutorial, jak zrobić loki, z użyciem prostownicy marki X), czasem organizuje konkurs dla czytelników, czasem zdaje relację z wydarzenia organizowanego przez daną markę. Tu przykładem może być mój wyjazd w Bieszczady, promujący serial Wataha (przy okazji – jesienią ma być drugi sezon!). To często trudna kategoria, bo wiele wydarzeń, które może są ciekawe dla blogerów, jest nudnych i wymuszonych dla czytelników – na przykład różnego rodzaju konferencje czy warsztaty.

Niestety, wciąż zdarza się że blogerzy próbują przeszmuglować takie treści jako niesponsorowane, albo na wszelkie sposoby starają się przekazać tę informację w jak najmniej rzucający się w oczy sposób.

Pamiętam nawet, że w okolicach 2010 roku była moda na wrzucanie posta sponsorowanego, a zaraz potem publikowanie zwykłego posta, by tamten zjechał na stronie w dół – co jest nie w porządku nie tylko wobec czytelników, ale i wobec marki, taka reklama do nikogo zainteresowanego przecież nie dotrze.

Były to też czasy, w których post sponsorowany oznaczał tekst skopiowany z informacji prasowej marki. Teraz na pewno już bym takiego posta nie wrzuciła na bloga, ale pisanie angażujących i ciekawych dla wszystkich stron treści to umiejętność jak każda inna, trzeba ją po prostu wyćwiczyć. Również marki i agencje inaczej podchodzą dziś do współpracy z blogerami i w większości przypadków pozwalają im samodzielnie robić to, co robią najlepiej.

Zawsze jasno oznaczam sponsorowane treści, bo wychodzę z założenia, że jeśli ktoś się reklamowanego produktu czy usługi wstydzi, to znaczy że w ogóle nie powinien podejmować się jego reklamowania.

Przyjmuję tylko te propozycje, które są zgodne z moją wizją bloga i pasują do mojego stylu życia – przykładowo, dostaję mnóstwo propozycji reklamowania kawy czy słodzonych napojów i wszystkie z automatu odrzucam, bo to produkty których sama nie używam.

Zresztą ostatnio raczej rzadko kiedy przyjmuję propozycje składane przez agencje, bo zwyczajnie nie mam na nie czasu – skupiam się na realizacji własnych projektów, dojdziemy do tego w dalszej części tekstu.

Technicznie zwykle wygląda to tak – agencja lub marka pisze maila ze swoją propozycją projektu i prosi o wycenę. Jeśli propozycja wyda się blogerowi fajna, odsyła swoją stawkę, często razem ze statystykami (tu najważniejsza jest nie liczba unikalnych użytkowników na blogu w ogóle, ale w poszczególnych wpisach) oraz ewentualne modyfikacje do pomysłu. Mnie zdarza się je wnosić bardzo często, bo staram się żeby posty sponsorowane były postami, które i tak chciałam napisać.

Wolę też mieć mniej postów sponsorowanych z bardzo wyselekcjonowanymi klientami, dlatego oprócz tego że jestem marudna, to moje jeszcze stawki są dość wysokie – w tym momencie standardowy pakiet post na blogu + posty na Instagramie i FB promujące wpis na blogu kosztuje 7800 zł netto.

Skłaniam się raczej ku dłuższym projektom, najchętniej inicjowanym przeze mnie. To na przykład cykl Zawodowe Dziewczyny, który wspiera Vichy.

W praktyce wyglądało to tak, że wymyśliłam sobie cykl, stworzyłam pierwszy post, użyłam go jako przykładu w prezentacji, którą planowałam wysłać potencjalnym partnerom, którzy moim zdaniem pasowaliby do projektu, ale nie zdążyłam, bo od razu trafiłam na Vichy, które napisało do mnie z inną propozycją, ale spodobał im się mój pomysł.

Innym przykładem jest cykl metamorfoz mieszkania ze Śnieżką i Magnatem, to jedne z moich najulubieńszych postów na blogu.


Afiliacja


Kolejnym sposobem na zarabianie na blogu jest polecanie produktów w zamian za procent od sprzedaży. To na przykład często spotykane przewodniki zakupowe czy poradniki prezentowe.

Bloger odsyła czytelników do sklepu internetowego i otrzymuje prowizję od każdego dokonanego z jego linku zakupu – zwykle to 5-10%.

Wbrew pozorom nie działa to na zasadzie “czytelnik musi lecieć do sklepu natychmiast i kupić dokładnie tę patelnię”. W większości programów afiliacyjnych jest tak, że jeśli tylko ktoś kliknął wcześniej w link na stronie bloga, może wrócić po dwóch tygodniach i kupić sitko, a prowizja dla blogera wciąż zostanie naliczona – zwykle ciasteczka są przechowywane przez 30 dni.

Sprawa komplikuje się jednak, kiedy pomiędzy przeczytaniem posta na blogu X, a zakupem, dana osoba odwiedzi jeszcze blog Y z podobnym przewodnikiem i kliknie link do tego samego sklepu, albo odwiedzi serwis z kodami rabatowymi i przejdzie do sklepu przez ich link. Działa wtedy zasada “kto pierwszy, ten ma pecha” i prowizja naliczana jest ostatniemu wydawcy, który odesłał klienta do sklepu – czyli na przykład kodom rabatowym.

W praktyce – jeśli na ulubionym blogu kulinarnym przeczytacie o super blenderze, wejdziecie do sklepu, zdecydujecie się na zakup, a potem wejdziecie na stronę kodów rabatowych i tam klikniecie w link prowadzący do sklepu, prowizja trafia do kodów, nie do blogera.

Na zasadzie afiliacji działają też wszelkiego rodzaju kolaże produktowe na pudelkach, kozaczkach i serwisach urodowo-modowych, strony agregujące produkty z różnych sklepów i tak dalej.

Jeśli chodzi o zarobki, trudno jest to chociażby oszacować. Na pewno łatwiej jest w ten sposób zarabiać blogerom eksperckim (Michał Szafrański zarabia kupę kasy na polecanych produktach bankowych) i z dobrze płatnych branż z wysokimi prowizjami – czyli właśnie na przykład finansowej.

U mnie afiliacja też bardzo dobrze działa, bo czytelnicy polegają na mojej opinii w kwestii składów ubrań – przekopywanie kolejnych sklepów w poszukiwaniu czapki, która nie będzie zrobiona z akrylu, bywa zniechęcające, jest więc wiele osób które chętnie skorzystają z okazji, że ktoś to odbębnił za nich.

Lubię afiliację, bo pozwala mi polecać dokładnie te produkty, które sama bym w swojej szafie widziała, w wybranym przez siebie terminie i formacie. Z nikim nic nie muszę ustalać, po prostu wybieram produkty, tworzę kolaże (a raczej robi to super uzdolniona Klaudia), generuję linki i wrzucam posta.

Dzięki regularnym przychodom z afiliacji mogę pokryć stałe koszty prowadzenia bloga, zapłacić osobom, które wspierają mnie w pracy nad blogiem, i wybrzydzać przy postach sponsorowanych.

Czasem czytam pod postami z afiliacją opinie, że pojawiają się zbyt często jak na czyjś gust. Wynika to z tego, że żeby zarabiać na afiliacji, trzeba ją stosować regularnie – prawie każdy portal i wiele blogów ma linki afiliacyjne, więc bardzo łatwo stracić swoją prowizję.

Kolejna kontrowersja dotyczy kreowania sztucznej potrzeby zakupowej. Dlatego zawsze staram się podkreślać, że zakup zawsze warto przemyśleć, zastanowić się czy faktycznie tego czegoś potrzebujemy, nie mogę jednak odpowiadać za czyjeś decyzje. Zrobiłam więc sobie małą przerwę, żeby to przemyśleć i myślę że afiliacja ubraniowa wróci, ale raczej w formie sezonowych przewodników, na które sporo osób zawsze czekało.

Jeżeli chodzi o zarobki, to u mnie przy regularnie wrzucanych postach z afiliacją (na przykład 2 w miesiącu + posty na FB) mogłam liczyć na kilka tysięcy złotych miesięcznie.


Własne produkty (fizyczne i elektronicze) lub usługi


Tutaj możliwości są ogromne. Blogerzy tworzą swoje marki odzieżowe, papiernicze, kosmetyczne, sprzedają ebooki i kursy, oferują konsultacje, organizują warsztaty. Sama niedawno byłam na weekendzie z jogą organizowanym przez Agatę Ucińską.

Mam spory wachlarz doświadczeń również na tym polu, bo mam na swoim koncie i produkt fizyczny (piżamy Lunaby), i książki wydawane w tradycyjnym wydawnictwie, i produkty elektroniczne.

Te ostatnie to dla mnie ostatnio temat numer jeden, bo w przyszłym tygodniu rusza sprzedaż mojego kursu online “Jak założyć własną markę odzieżową”. To jeszcze nieoficjalne info, ale najprawdopodobniej będzie go można kupić od 9 do 19 maja. 

Trudno tutaj podawać jakieś widełki zarobków, bo to niezwykle różnorodna kategoria. Na pewno warto pamiętać, że własne produkty to naprawdę czasochłonna sprawa. Zwłaszcza te fizyczne, które wymagają też sporo obsługi na co dzień. To jak druga praca – trudno mi sobie wyobrazić jednoczesne prowadzenie zarobkowego bloga i sklepu online samodzielnie, nie obędzie się raczej bez kogoś do pomocy. Do tego, i do kosztów zarabiania na blogu zaraz przejdziemy, ale wcześniej mam dodatkowy materiał dla tych z Was, którzy są zainteresowani stworzeniem własnej marki odzieżowej.


Lista 9 błędów, które popełniłam, tworząc swoją markę – do pobrania za darmo


To lista 9 błędów, które popełniłam przy tworzeniu Lunaby. Spisałam rzeczy, które dziś zrobiłabym inaczej i mam nadzieje, że pozwoli to wielu osobom uniknąć moich wpadek. Nauka na błędach innych to najsprytniejsza nauka. Możecie go pobrać, klikając w grafikę poniżej.


Koszty prowadzenia bloga


Na koniec chciałam jeszcze krótko napisać o kosztach prowadzenia bloga. Bo po przeczytaniu o tych sypiących się z każdej strony grubych tysiącach można sobie pomyśleć, że to najprostsza robota na świecie. Niestety to wcale takie proste nie jest (niedowiarków zapraszam do spróbowania), wymaga wielu miesięcy, a najczęściej lat, systematycznej i przemyślanej pracy.

Zarabianie na blogowaniu i sprawach około-blogowych wymaga też konkretnych cech charakteru, czy może raczej umiejętności. Wbrew temu, co może się wydawać, nie chodzi nawet o wybitne posługiwanie się słowem pisanym, ale przede wszystkim chęć próbowania nowych rzeczy i ciągłego uczenia się.

No dobra, to teraz koszty. O ile koszty prowadzenia hobbystycznego bloga mogą być naprawdę niewielkie albo nawet bliskie zeru, o tyle jeśli chcemy na blogu zarabiać, musimy liczyć się z wydatkami.

Tak mniej więcej wyglądają miesięczne koszty prowadzenia bloga w moim przypadku. Do tego dochodzą koszty sprzętu – od czasu do czasu trzeba kupić jakiś obiektyw, statyw czy mikrofon, do tego sprzęty lubią się psuć, zwłaszcza aparaty i laptopy (tfu, tfu!). Nie ma tutaj też kosztów dodatkowych projektów – przykładowo, przygotowanie mojego kursu online kosztowało mnie prawie 9000 złotych. 

 


Oczywiście, część z tych narzędzi nie jest konieczna, jeśli ktoś dopiero zaczyna, abonamenty czy koszty hostingu są też dużo niższe, jeśli ma się mniej czytelników czy subskrybentów. Do tego u mnie niektóre koszty trudno rozgraniczyć między blogiem a Lunaby. Na przykład Marcela pomaga mi i tu, i tu, a koszt obsługi księgowej byłby zdecydowanie niższy, gdyby nie góry paragonów z Lunaby.


Podsumowując – na blogu da się zarabiać i wcale nie trzeba do tego być celebrytą, ani robić jakichś śliskich, podejrzanych biznesów. Wcale nie trzeba spędzać też długich lat na pisaniu, zanim zarobi się pierwszą złotówkę, trzeba tylko działać mądrze i mieć jakąś strategię. Michał Szafrański, Ola Budzyńska czy Agnieszka Skupieńska są przykładami osób, które zaczęły relatywnie niedawno i szybko zaczęły dobrze zarabiać na swojej blogowej pracy.

To, co naprawdę jest potrzebne, to umiejętność tworzenia treści, które przydają się jakiejś grupie ludzi – uczą, inspirują albo po prostu bawią. To jest właśnie ten sekret, który przynosi pieniądze – czy to w formie przychodów z reklam, afiliacji czy z własnych produktów.

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

125 thoughts on “Zarabianie na blogu – jak to wygląda w praktyce? Sposoby, stawki, przykłady.”

  1. Dzięki za tak szczere podejście do tematu! Mam wrażenie, że wielu blogerów, sama nie wiem, wstydzi się albo uważa za niestosowne (?) mówić o zarabianiu na blogu, a to przecież praca jak każda inna, tym bardziej wartościowa jeśli realizuje się swoją pasję, tworzone treści są przydatne i potrzebne, a do tego dobrze się na tym zarabia!

    1. Ola (Pani swojego Czasu)

      Judyta ja myślę, że to nie dotyczy tylko blogerów. Ludzie w Polsce generalnie nie poruszają tematu zarobków ?

      1. Ola, ludzie w Polsce nie poruszają tematu zarobków, bo niestety, ale większość z nas nie potrafi się pogodzić z tym, ze ktoś ma lepiej. Że ktoś zasługuje aby tyle zarabiać, bo całe liceum, studia a czasami i podstawówkę/gimnazjum dążył do takich zarobków ciągle się ucząc, dokształcając oraz pracując za grosze. Najlepszym przykładem są programiści – większość tych najlepszych zaczyna bardzo często rozwijać swoje zainteresowania, dzięki czemu po wkroczeniu na rynek pracy mogą zarabiać całkiem sporo. Znam takich co potrafią miesięcznie wyciągnąć 3 tysiące jak i takich, dla których te 3000 są na przysłowiowe waciki (i nie, nie jestem programistką :). Aktualnie pracuję w korporacji, zarabiam przyzwoicie, ale się nie chwalę, bo wiem jaka byłaby reakcja otoczenia bliższego oraz dalszego. Niestety, te same osoby nie wiedzą ile czasu poświęciłam aby dostać się do tej konkretnej firmy, ile się nauczyłam w trakcie pierwszych lat pracy oraz w jak spore projekty się angażowałam, aby być w tym miejscu, w którym aktualnie jestem. Dodatkowo, niestety, na swojej drodze poznałam sporo osób z podejściem „zarabiasz więcej ode mnie to na pewno kradniesz” (smutne).
        Musi się zmienić mentalność polaków zanim będziemy mogli zacząć rozmawiać otwarcie o naszych zarobkach,

        1. A ja podejrzewam że innym powodem milczenia na temat zarobków jest fakt że w Polsce jest bardzo duża szara strefa i zarobki oficjalne nijak się mają do prawdziwych.

        2. Dużo dobrze zarabiających osób nie mówi też o swoich finansach przez to, że same w takich sytuacjach czują się jak chwalipięty. Nieprzyjemne doświadczenia z osobami, ktore mają podejście, o jakimi pisałaś, na pewno potęgują takie odczucia, ale wydaje mi się, że opór przed dzieleniem się zestawieniami finansowymi z innymi wynika bardzo często z uprzedzeń samego zarabiającego, nie tylko jego rozmówcy. Ja na przykład w dzieciństwie zawsze słyszałam, że „o zarobkach się nie dyskutuje, bo można tym sprawić przykrość osobie, która zarabia mniej”. W dalszym ciągu jednak nie zgadzam sie z takim podejściem, bo wychodzę z założenia, że jawne pensje sprzyjają większej sprawiedliwości w miejscach pracy i w społeczeństwie. Co nie jest łatwe do osiągnięcia, bo pracodawcy bardzo pilnują, żeby pracownicy nie mówili zbyt otwarcie o swoich zarobkach.

          1. Też zostałam nauczona, że nie należy rozmawiać o zarobkach, bo to może być dla kogoś niezręczne. Tylko, że teraz obserwuję inny trend – nie liczy się zarabianie, tylko wydawanie. Przypuszczam, że zarabiam dużo więcej niż sąsiedzi, ale to oni mają dużo droższe samochody (oczywiście, jeśli jeździ się 15-letnią skodą, to nie trudno być pobitym w tych zawodach), telefony i tak dalej. W związku z tym nie mam problemów z tym, ile zarabiam, bo co to za zarabianie, gdy tego nie widać.

    2. Ela - themomentsbyela.pl

      Praca na blogu to taki sam wkład czasu i zaangażowania jak praca nad jakimkolwiek innym projektem. O zarobkach raczej się nie rozmawia, bo to niby w złym tonie, nie chodzi o przechwalanie się, ale rzetelną informację czy punkt odniesienia. Szkoda, że jest tak mało szczerych osób jak Asia, która pomaga tak naprawdę w wycenianiu swojej wartości. Kilka propozycji współprac za przysłowiowe 25 zł odrzuciłam bo nie były spójne z przedstawianymi przeze treściami, a wymagania za te pieniądze były naprawdę spore. Lepszym rozwiązaniem jest być szczerym w stosunku do czytelników, niż identyfikować się z produktami, które w ogóle do nas nie pasują i trochę zarobić. Mam nadzieję, że za jakiś czas mój projekt również będzie doceniany, nie koniecznie chodzi mi o wymiar finansowy, ale przede wszystkim lubiany przez czytelniczki.
      Dzięki Asiu za ten post. Pozdrawiam serdecznie.

      1. Może to zabrzmi paranoicznie, ale ja nie chwaliłabym się swoimi wysokimi zarobkami (nawet gdybym mogła), bo… bałabym się o bezpieczeństwo swoje i rodziny. Istnieją porwania dla okupu, a wielu zaginionych w Polsce zniknęło w skutek działań osób trzecich.

  2. Ale się wpasowałaś z tematem tekstu – właśnie po wielu miesiącach mijania jej na półce, czytam książkę Tomka Tomczyka Bloger i social media, w której kasa jest jednym z ważniejszych tematów. Zarabianie na blogu interesuje wiele osób, blogerów dlatego, że każdy na blogowaniu chciałby zarabiać ;) nie byłam w tym względzie żadnym wyjątkiem, chociaż ostatnio zaczęło do mnie docierać, że trudno jest mi sobie wyobrazić współpracę, którą teraz chętnie, z czystym sumieniem bym przyjęła. Osiągnełam taki poziom pisania i tworzenia, że w tej chwili na pewno nie podjęłabym się pierwszej lepszej współpracy. Nie, żebym miała w czym wybierać, bo nie mam, ale musiałoby to być coś naprawdę wyją tkowego i tak jak sama to określiłaś – coś, co sama chciałabym zrobić we własnym zakresie. Wtedy chętnie zrobiłabym to z marką.

    Podoba mi się to, jak dobierasz swoich partnerów i widać, że robisz to z głową i wizją, taką wielką wizją, która obejmuje wieloletni plan. I to jest fajne. W blogosferze brakuje takich osób i takiego podejścia. Inna sprawa, że jak sama napisałaś jesteś w gronie pionierów. Ciekawi mnie, jak swoją drogę do komercjalizacji bloga opisaliby młodsi stażem blogerzy :)

    1. Dzięki za komentarz! A pisząc o pionierach nie miałam na myśli, że wcześniej zaczęłam blogować (choć to też), tylko że jestem we wciąż stosunkowo niewielkiej grupie osób, które się z blogowania pełnoetatowo utrzymują:)

    2. Czytałam „Social Media Start” Tomczyka i bardzo się zawiodłam. Tacy jak on traktują blog jak machinę robiącą pieniądze. Przeczytałam jego książkę dwa razy, ulegając jego autorytetowi, ale potem zrozumiałam, że on radzi, jak być pospolitym blogerem, a wszyscy ci, którzy osiągnęli sukces, odstają od reguł, które on proponuje. Dlatego postanowiłam zaufać własnej intuicji! Nie mówię, że wszystko, co Tomczyk twierdzi jest złe, ale zdecydowanie schowałam jego książkę głęboko do szuflady.

      1. Wiesz co, „Bloger i social media” czytam głównie dlatego, że nie ma innych książek-poradników o blogowaniu ;) I przyznam szczerze, że pozostałe jego lektury łykałam jak pelikan, ta jakoś oporniej mi idzie, co mnie mocno zaskoczyło – wszyscy mi zawsze mówili, że „Bloger…” jest największy, najlepszy, najważniejszy. No, cóż – dla mnie nie. Social Media Start było spoko, ale motyw wyspy trochę mnie męczył. Chyba „Blog” zrobił na mnie największe wrażenie, ale być może wynika to z faktu, że czytałam go na początku blogowania i wtedy łatwiej chłonęłam informacje serwowane w książce.

        I nie jest tak, jak piszesz, że uważam Tomczyka za guru i ślepo wdrażam w życie jego idee, zresztą nie sądzę, aby do końca o to chodziło. Ale czego by nie mówić o jego samozwańczym królowaniu w blogosferze (co przypomina mi samozwańczego króla TVN… :D), to ma facet na to wszystko pomysł, tak samo jak Asia Glogaza. Inny, ale ma i tego nie można mu odmówić. A ja lubię słuchać ludzi, którzy taki pomysł mają i myślę, że warto ich opinie poznawać, nawet jeśli jedynym skutkiem ma być na koniec głośne WETO! z naszej strony.

  3. A czy można zapytać, dlaczego nie pijesz kawy i alkoholu? Ja też nie piję alkoholu, a o rzuceniu kawy myślę, a mało jest osób w moim otoczeniu, które podejmują podobne decyzje.

    1. Głównie dlatego, że nie lubię:) Ale mam też potwornie słabą głowę (pewnie dlatego, że nie piję alkoholu), umieram potem na ból głowy po kieliszku wina. Cała moja rodzina już się przyzwyczaiła, że jestem dziwakiem i nikt mi już nawet alkoholu nie proponuje:)

      1. Moja przyjaciółka ma takie same objawy – przy okazji różnych badań wyszło jej że ma uczulenie na alkohol do tego stopnia, że wiecznie poszukuje perfum/wód nie utrwalanych alkoholem.
        Pozdrowienia

  4. Dzięki za ten bardzo przydatny post! Ciągle myślę nad stworzeniem własnego miejsca w sieci, twój wpis poukładała mi kilka kolejnych spraw w głowie.
    Jeśli chodzi o linki afiliacyjne to jakoś się nie zastanawiałam jak dokładnie one działają. Teraz już wiem, że jak będę kupowała ponownie coś z twojego polecenie to muszę przed zakupem ponownie wejść na stronę sklepu przez twojego bloga. Dzięki!

  5. Joasiu ten fragment o wystąpieniach w mediach powinni przeczytać przedstawiciele mediów ?
    Wielu z nich kontaktuje się w taki sposób i przedstawiaj swoją propozycję tak jakby to było największe szczęście świata blogera znaleźć się w jakimś programie, czy gazecie. Tymczasem ruch na blogu nie jest z tego oszałamiający ?

    1. To prawda, ale tak jak Asia wspominała telewizja ma swoje, inne atuty. Możliwość dotarcia do znacznie szerszego grona obiorców, dla których internet nie jest „miejscem bytowania” i nie trafiliby do nas gdyby nie DDTVN etc. No i wzrost rozpoznawalności marki i „twarzy”. Niby kwestia mało istotna, a jednak nadal ważna przy podejmowaniu decyzji o wyborze influencera w kampaniach. Powiedziałbym nawet, że równie ważna jak zasięgi :)

  6. Bardzo inspirujący tekst! Fajnie, że podzieliłaś się zarobkami. Wielu początkujacych blogerów działa trochę po omacku i na porządku dziennym dochodzi do reklamowania czegoś „za 50 zł”. Ostatnio czytałam artykuł o tych wszystkich Maffashion i Fashionellkach i ponoć na jednej reklamie zarabiają 30 tys. zł. Zastanawiam się, ile w tym prawdy.

    W każdym razie dzięki za tekst. Jestem w trakcie majówkowego rozmemłania (może gdybym nie była chora byłoby łatwiej) i dużo myślę nad swoim blogiem – jak chcę, żeby wyglądał, jakie treści ma sobą reprezentować itp. I po tym poście utwierdziłam się w swoich przekonaniach!

    1. o udało się, więc pisałam wcześniej:
      Wow, za taką otwartość lubię Cię najbardziej!!! Jesteś taka produktywna Asiu, kurs i taki post w tym samym czasie :O zazdro!! Ten temat szczególnie mnie interesuje, bo chcę założyć blog, ale wystartować tak porządnie z sukces-planem! :) wiem, że się da: przykłady – workshop albo ubierajsieklasycznie, ale nie wiem jeszcze jak :) Nie wymieniłam Twojego bloga, bo wiem, jak długo już nad nim pracujesz! Czasu sobie nie podwoję ;P Bardzo bym chciała zarabiać tak nowocześnie :)
      Ps. Cieszę się, że postanowiłaś przemyśleć formę postów z linkami afiliacyjnymi. Byłam jedną z osób, które były zawiedzione ich częstotliwością. Na pewno wymyślisz coś fajnego na ten temat :)
      Poza tym myślę, że jesteś bardzo kreatywna biznesowo!
      super post, dzięki :)

  7. A ja mam pytanie o to czy na początku swojej kariery blogowej sama szukałaś reklamodawców poprzez Agencje reklamowe czy Agencje same Cię znajdowały.
    Ciekawy jest pomysł , który odpisałaś dotyczący stworzenia cyklu. Czy z tą propozycją wyszłaś do wybranych przez Ciebie firm .
    Napisz proszę jak to było w twoim przypadku ?

    1. Na początku pracowałam tylko z reklamodawcami, którzy sami się zgłaszali, najczęściej przez agencje, teraz częściej sama szukam kogoś do swoich projektów, a na większość przychodzących propozycji kręcę nosem;)

  8. Fajnie, gdyby takich wpisów zaczęło pojawiać się więcej, albo gdyby twórcy internetowi chętniej dzielili się swoimi stawkami np. w zakładkach pt. współpraca. Zdecydowanie ułatwiłoby to początkującym blogerom, a szczególnie tym, którzy otrzymują już jakieś propozycje, wycenianie działań i kampanii na swoich blogach. Z doświadczenia wiem, że to nie łatwe i obserwując środowisko małych i początkujących blogów widzę też, jak bardzo te stawki są zaniżane. Ale w sumie żeby się wycenić, trzeba zacząć się cenić :-)

    Sama niedawno dostałam kopniaka w dupę za to, że podaję za niskie stawki, a jak zaczęłam podawać wyższe to oczywiście co? Za niskie statystyki, za mały FB i takie tam gadanie. Zdecydowanie tego nie lubię i powoli zaczynam myśleć właśnie nad tym, żeby wychodzić do reklamodawców ze swoimi propozycjami. Pomysłów mam dużo, tylko wciąż gdzieś z tyłu głowy jest ta obawa, że wszędzie odeślą mnie z kwitkiem, co niestety podcina skrzydła.

    1. Popatrz na to z tej strony – jak wyślesz i odeślą z kwitkiem, to masz dokładnie tak sam efekt jak nie wyślesz, a jak nie odeślą, to możecie zrobić coś fajnego! Tylko posiedź nad ofertą, skup się w niej na korzyściach dla reklamodawcy:)

  9. A jak blogowanie poszerza horyzonty. Ile ja się nowych rzeczy dowiaduje. Niesamowite. Teraz wiem juz po co są te strony z kodami rabatowymi, na których rabatów nie ma na ogół…;) Fajny, rzeczowy wpis. Lubię takie z liczbami.

  10. Asiu gratuluje otwartości! Faktycznie jesteś niesamowita. Mam wrażenie, że mówienie o swoich finansach i zarobkach to jedno z największych tabu. Wśród blogerów podobny wpis widziałam chyba tylko u właśnie Michała Szafrańskiego. Większość blogerów ma jednak duży problem nawet z samym traktowaniem bloga jako pracy i otwartym przyznawaniu tego przed czytelnikami, co jest moim zdaniem nie do końca zrozumiałe i szkodliwe. To właśnie przez brak informacji zawód bloger jest postrzegany jako łatwa kasa za nie wiadomo co, a przecież to tak nie wygląda.

  11. Asiu, jesteś niesamowitą osobą. Od miesięcy czytam Twoje wpisy w social mediach, ostatnio oglądam relacje na Instagramie. Podziwiam Cię za Twoją pracę, tym bardziej, że od dawna myślę o robieniu coś na własny rachunek. Brakuje mi jednak odwagi. Pomysły mam. W końcu nie będzie już miejsca na moje pomysły.
    Póki co, po raz któryś tam czytam Slow Life i próbuje żyć slow. Na tę chwilę Twoje minimalistyczne życie daje mi sporo sily by się nie poddawać w codziennym życiu i cieszyć się z tego co mam, i nie nakręcać się myśleniem, że jeszcze nie mam tego czy tamtego.
    Pozdrawiam i życzę sukcesów.

  12. No wlaśnie co do afiliacji – brakuje mi Twoich postów z ubraniami – idzie lato, przydałyby się jakieś sukienki, a ja wszędzie widzę poliester i to w dodatku 100% :( a po co mi sukienka na ramiączkach w której się ugotuję :( Ale rozumiem że miałaś dużo pracy w związku z przygotowywaniem kursu(trzymam kciuki za powodzenie! ). Fajnie że piszesz szczerze o sprawach które nie są znane ludziom którzy blogerami nie są- może nieco ryzykowne, może ktoś się niemiło odniesie, ale cieszę się, że poruszyłaś temat – i jak zwykle z klasą!

  13. Swietny wpis! Bardzo lubię, kiedy poruszasz blogowe tematy :) od siebie chciałabym zadać dwa pytania:

    1. Czy w Twoim odczuciu jest sens zakładać jeszcze bloga? Patrząc na ilość juz prowadzonych blogów

    2. Mam nadzieje, ze nie będzie to zbyt osobiste pytanie i nie chodzi mi tu o żadne konkretne liczby :) ale czy w obecnym momencie (kiedy Lunaby jest juz parę lat rynku) większe dochody udaje Ci osiągnąć z prowadzenia własnej linii odzieżowej, czy jednak z bloga?

    Pozdrawiam Cie serdecznie i po cichu licze, ze uda Ci sie Odpowiedzieć :)

  14. Ja także jestem ciekawa odpowiedzi na pytanie Agi. „czy w obecnym momencie (kiedy Lunaby jest juz parę lat rynku) większe dochody udaje Ci osiągnąć z prowadzenia własnej linii odzieżowej, czy jednak z bloga?”

    A Twoich poradników zakupowych mi brakuje. Mam podobny gust i lubiłam zawsze Twoją serię sukienkową.

    1. potwierdzam, niech wrócą sukienki! Szczególnie że zaczyna się sezon na śluby i wesela (a ja jeszcze nie mam żadnej odpowiedniej sukienki) :)

      1. Przyłączam się do prośby!!! Idą wesela, śluby…jakiś gotowiec by się przydał:-P
        P.S. ja akurat jestem fanką takiego polecania ubrań – napiszę wprost: nie chce mi się przegrzebywać sieci w poszukiwaniu danego ubrania. Ponadto nie mam czasu. Dla mnie to istne wybawienie! A jak ktoś nie ma potrzeby kupowania, to myślę, że jako osoba dorosła jest w stanie od zakupu się powstrzymać:-)

  15. Dzięki za tekst! I wcale nie przydługi, przeczytało mi się samo, nawet nie wiem kiedy ;)
    Super, że poruszasz temat zarobków, bo tak, jak piszą dziewczyny w komentarzach, zarobki to w Polsce temat tabu. A wg mnie zupełnie nie potrzebnie. Bo nie ma niczego wstydliwego w zarabianiu pieniędzy.

  16. Super, że o tym napisałaś. Bo ja mam wrażenie, że jest tak dużo mitów, że niewiadomo komu wierzyć. Mnie w sumie też denerwują trochę posty u blogerów / youtuberów, króre nie są oznaczane jako lokowanie produktu itp. U yt to chyba jeszcze częściej się zdarza. Ciekawi mnie bardzo Twój kurs natomiast, bo może nie mam śmiałości myśleć o czymś takim jak swoje ubrania, ale o modzie i ubrania h z rozsądkiem chętnie czytam, żeby zmieniać swoje nastawienie :)
    Tak sobie myślę, że ogólnie takie przemyślane blogowanie z przemyślanym planowaniem wydatków prywatnych to super sprawa i wtedy chyba ciężko nawet myśleć o tym, żeby kiedyś wrócić do abstrakcyjnej pracy na etacie?

    1. Pewnie tak, ale ja nie mam porównania, bo nigdy na etacie nie pracowałam. Moje całe doświadczenie zawodowe poza własną firmą, to trzymiesięczny staż, na którym czułam się jak w pułapce, mimo że robiłam całkiem ciekawe rzeczy:)

  17. Dzięki za ten post. Szczególnie za akapit o wydatkach przy prowadzeniu bloga. Bo faktycznie jak się człowiek nasłucha ile to można nie zarobić z reklam itd. to aż się ręce palą do pisania :D ale widząc prawie 6 tys. przeznaczanych na utrzymanie bloga można zejść na ziemię ;)
    no nic, miałam w życiu mnóstwo blogów, wszystkie pisane tak po prostu, dla siebie. Teraz chciałabym się trochę rozwinąć pod nowym adresem, połączyć to jakoś też z publikowaniem na YT. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Niestety sama jestem sobie na tym etapie kulą u nogi bo nie potrafię tworzyć regularnie, a wszędzie czytam, że to klucz do sukcesu :D Jeszcze raz dzięki za wpis, idę obmyślać plan działania!

  18. Super post. Bardzo długo czekałam na taki wpis w sieci, szczery i konstruktywny. Sama piszę bloga więc to post z kręgu moich zainteresowań :) dowiedziałam się wielu interesujących mnie rzeczy :) pozdrawiam

  19. Bardzo dobry post – jestem od Ciebie starsza pewnie o kilkanaście lat, ale jesteś jednym z nielicznych blogów, na które jeszcze lubię zaglądać. Mądra z Ciebie dziewczyna, z zdrowym podejście do wszechobecnej mega konsumpcji i nachalnych reklam.

    To co mnie bardzo razi w całej blogosferze, to powolne przeistaczanie się większości blogów w tablice reklamowe. Rozumiem , że każdy chce żyć i zarabiać ale w dłuższej perspektywie więcej się na tym traci niż zyskuje. Jak tyko widzę odnośniki do jakiegoś sklepu, bardzo rzadko w nie klikam, nie mówiąc o zakupach.

    Lubię jak bloger szanuje mój czas i przekazuje mi sensowne informacje. W zamian, jako czytelniczka, jestem w stanie zaakceptować kilka wpisów zarobkowych – oczywiście wszystko w zdrowych proporcjach. Na szczęście Tobie udaje się te proporcję zachować, za co jestem Ci niezmiernie wdzięczna.

    1. Dziękuję bardzo! Ja właśnie dlatego realizuję głównie swoje projekty, że nie chcę na to patrzeć z perspektywy – kilka ciekawych postów niereklamowych i bach, nudny reklamowy, tylko pisać tylko takie posty, które i tak chciałabym napisać (czy przeczytać jako czytelnik) – niezależnie od tego, czy są realizowane ze sponsorem czy samodzielnie:)

  20. Bardzo ciekawy tekst. Mogę coś dorzucić z perspektywy klienta/agencji i o samej współpracy, i o zarobkach, bo osobiście współpracowałam z wieloma twórcami (pewnie razem z kilkadziesiąt osób). Zresztą z Tobą też raz współpracowałam, a raz mi odmówiłaś (bo to były słodkości) i prawdę mówiąc bardzo to doceniłam, bo wciąż za rzadko się zdarza, że twórca ma przemyślaną strategię, wiec co i jak chce reklamować, a czego nie chce :) Najczęściej jeżeli ktoś odmawiał współpracy, to dlatego, że miał umowę z konkurencyjną marką. Zdarzało mi się jednak też, że w jednym miesiącu reklamował produkty mojej marki, a w następnym konkurencyjnej. Na pewno był to także mój błąd, że nie było takich zabezpieczeń w umowach, ale także blogerów, którzy liczą na szybki zysk, a nie myślą perspektywicznie i strategicznie (dużo taniej jest utrzymać klienta niż pozyskać nowego, więc jeśli już udało się z kimś nawiązać fajną relację warto to pielęgnować). Sama zresztą jako klient najczęściej wybierałam tych twórców, z którymi marka już była jakoś związana (nawet jeśli zaczęło się od płatnej współpracy) – np. widziałam, że mimo, że w danym okresie nie współpracujemy to bloger jest nam lojalny, spontanicznie sięga po nasze produktu. Wtedy każda kolejna współpraca była naturalna.

    Zarówno twórcy, jak i marki muszą się jeszcze dużo w kwestii współpracy – także pod względem wynagrodzeń nauczyć. Dobre jest jednak to, że im klient dojrzalszy i mądrzejszy tym bardziej docenia, jeżeli po drugiej stronie ma partnera, zaangażowanego, świadomego oraz jakościowego. Wtedy przestają się liczyć tylko cyferki, a wrzucenie zdjęcia z produktem na IG to nie jest efekt, na którym mu zależy. Jesteśmy bardziej wymagający, ale też coraz bardziej doceniamy takich partnerów. Raz nawet zdarzyło mi się samej zaproponować blogerce wyższe wynagrodzenie niż proponowała, bo udało nam się wspólnie stworzyć bardzo fajną kampanię. Mam jednak wrażenie, że zarówno po stronie klientów, jak i blogerów, nadal bardzo dużo jest osób, które stawiają na ilość, a nie jakość. Stawki są horrendalne, wyprodukowane materiały po łebkach i bez pomysłu. Myślę, że i marki rozpuściły twórców, bo godzą się na takie stawki oraz materiały, i czytelnicy, którzy akceptują, oglądają i lajkują treści, które nie mają żadnej wartości. Ale ogólnie to jest problem content marketingu jako takiego, więc to grubszy temat :)

    1. M., miło jest czytać, że ktoś po tej drugiej stronie również nie przepadała za blogerami-chorągiewkami. Bardzo mnie irytuje gdy w jednym miesiącu bloger poleca markę kosmetyków A , w drugim B a w trzecim C. Oczywiście przy każdej takiej kampanii wyjeżdża na konferencje na których dowiaduje się wiele ciekawych i inspirujących informacji, z każdą z tych marek się identyfikuje i ich filozofia jest nagle taka sama jak blogera/blogerki. Coś straszne, przez takie podejście porzuciłam czytanie kilku blogów, które lubiłam. Nie mam nic przeciwko temu aby były reklamy na blogach, ale z głową!

      1. Ewelina, bo moim zdaniem tacy blogerzy chcą wykorzystać swoje 5 minut na maksa. Nałapać się i zarobić ile się da, bo nie liczą, że ta fala, na której są aktualnie długo będzie wznosząca (i pewnie przy takim podejściu mają rację). Sama uważam, że jest coraz mniej miejsc, gdzie można znaleźć wartościowy, mądry content. Osobiście odwiedzam raptem kilka polskich blogów, reszta to tylko zdjęcia i reklamy.

  21. Świetny wpis, dzięki za szczerość i odczarowywanie pewnych mitów. Sama jako wieloletnia blogerka i jednocześnie czytelniczka czytałam go z prawdziwą przyjemnością!

  22. Jesteś naprawdę super dziewczyną! Podoba mi się w Tobie, że to co mówisz – to robisz. Promujesz od dawna ideę przejrzystości w zarobkach, łamania tabu zarabiania, namawiasz do jasnego stawiania wymagań finansowych – i sama to robisz! Powodzenia z kursem i innymi projektami. Sama jestem szczęśliwym etatowcem (nie, nie marzę o własnej firmie :D ) ale Twoje racjonalne podejście do finansów jest dla mnie inspiracją.

  23. Dziękuję Ci za ten post :) Naprawdę bardzo mi się przyda w planowaniu dalszych działań. Mój blog dopiero się rozkręca i zarabianie na nim to raczej odległa sprawa, ale zawsze warto wiedzieć na co zwrócić uwagę i jakie są możliwości :)

  24. Bardzo podoba mi się ten post. W życiu nie pomyslałabym, że można zarobić 7800 na cyklu reklamowym, jak i tego, że na co innego trzeba wydać 9000.

  25. Nie mogę uwierzyć że czytam Cię już tyle lat, nie pamiętam od kiedy ale to były same początki i nawet kręciłaś ciekawe video, niestety nie pamiętam o czym. Mega widać że się rozwijasz i stajesz się pewna siebie, co przekłada się na świetne teksty.
    Nigdy nie komentowała, zawsze czytam ale milczę, a teraz żałuje bo oglądam mnóstwo blogów od czasu gdy to nie było jeszcze modne a fotki ubrań wrzucało się na stylio.pl :P

    Pozdrawiam :)

  26. Wydaje się, że jest bardzo dużo możliwości zarabiania na blogu, chociaż (poza pozyskaniem współpracowników) widzę tu jedną zasadniczą trudność – myślę, że potrzeba niezwykłego wyczucia, by nie przesycić bloga treściami sponsorowanymi. W przeciwnym razie czytelnicy mogą się zniechęcić, bo przecież nie wchodzą na czyjegoś bloga po to, żeby przeglądać darmową gazetkę reklamową jakiejś marki. Dlatego czapki z głów dla wszystkich blogerów, którzy, mimo niewątpliwej pokusy finansowej, jednak potrafią znaleźć równowagę między aspektem finansowym a wartościowym charakterem ich blogów :) Bardzo przydatny wpis, chociaż w moim przypadku o zarabianiu na blogu będę mogła mówić chyba dopiero w następnym stuleciu.

    1. Ogromnie się z Tobą zgadzam. Bardzo nie lubię blogów na których posty sponsorowane pojawiają się zbyt często, czasem odnoszę wrażenie, że nie ma żadnych innych! Super, że ktoś zarabia na blogu, ale fajnie byłoby, gdyby treści sponsorowane przeplatały się z innymi.

      Łączę się w zarabianiu na blogu w przyszłym stuleciu :D Haha :D

  27. Asiu, bardzo fajny I szczery tekst! Dziekujemy. To dobrze ze z prowadzenia bloga da sie wyzyc, to w koncu praca tworcza I skoro pisarze czy dziennikarze moga liczyc na pieniezne wynagrodzenie to czemu nie blogerzy? W koncu wszystko sprowadza sie do tego, ze ludzie chca to czytac bo gdyby tak nie bylo to nie byloby mowy o zarobkach! Ale I tak masz absolutna racje co do tego ze trzeba miec cos ciekawego do przekazania zeby miec czytelnikow. Domyslam sie ze wiaze sie to z ciagla nauka I poszerzaniem swoich horyzontow ale to raczej dobra rzecz!

  28. Strasznie drogą masz księgowość, trochę polecę spamem ale może pozwoli ci to zaoszczędzić kilka stówek :) Polecam ifirma – udostępniają panel do wystawiania faktur i sami też ogarniają księgowość (ja mam pakiet za 89 zł netto).

  29. Bardzo dobry tekst. Jeżeli ktoś zakłada blog z myślą o szybkim zarobkowaniu, to raczej nie wróżę mu sukcesu. Cierpliwość, kreatywność i pogodzenie się z tym, że trzeba poświęcić dużo czasu całkowicie za darmo, to fundament przedsiębiorczego blogera.

    Pozdrawiam,
    Paweł

  30. Blogosfera od jakiegoś czasu jest wybitnie płytka. Posty mające wzbudzić zainteresowanie wokół „ja” autora, komentarze mające skierować innych czytelników na inne blogi. Promocja, marketing, sprzedaż. Sztuczne kadry pokazujące kubek kawy obok butów na podłodze, stopy na tle plaży i uśmiechy powtarzane 50 razy zanim wyjdzie ten jeden prawidłowy.

    Eseiści i filozofowie zastępowani 20-letnimi specjalistami od tego jak żyć. Odwiedź mojego bloga, mój patent jest najmojszy! Przerywam milczenie na temat zarobków! 7 prostych trików jak napisać chwytliwy tytuł z liczbą na początku! Przeczytaj mojego bloga o tym jak mieć własnego bloga o blogowaniu!

    I don’t want to live on this planet anymore.

    1. Z blogosferą jest jak z innymi mediami. Możesz sięgnąć po czasopismo naukowe, możesz poczytać Tygdonik Powszechny, a możesz kupić Chwilę dla ciebie i zżymać się na poziom prasy. Tak jak nie istnieje „prasa w ogóle” tak nie istnieje „blogosfera w ogóle”. To tylko forma, treści są różnorodne.

  31. Widzę, że korzystasz z CoSchedule. Jak Ci się z nim pracuje? Ja zniechęciłam się, kiedy zauważyłam, że wszystkie posty, nawet te na fb muszę planować przez CoSchedule, żeby znalazły się w statystykach – fajnie by było, gdyby posty opublikowane spontanicznie na fanpage również trafiały do kalendarza… Daj znać, jak tobie się pracuje z tym narzędziem!

  32. Świetny artykuł :) Daje do myślenia i podsuwa wiele ciekawych pomysłów. Po przeczytaniu zacząłem się zastanawiać nad wieloma rzeczami, ale przede wszystkim nad strategią działania na dłuższą metę.

    Pozdrawia mega pozytywnie

  33. Fajny post, dzięki :) Ale ja zastanawiam się, jak zarabiać na blogowaniu gdy nie ma się działalności gospodarczej… Umowy zlecenia/o dzieło? Na razie to myślę nad powrotem do blogowania, co nie jest łatwe jak się już tak wypadło z rytmu… Plus jak widzę tyle fajnych blogów to podupada moja wiara w siebie, że potrafię stworzyć coś interesującego dla innych… Muszę przemyśleć strategię i ruszyć z kopyta.
    Pozdrawiam, Yenn

  34. zastanawiam się nad kupnem porządnej książki o materiałach. Chciałabym bardzo dokładnie wgłębić się w ten temat. Jaka książka jest godna uwagi?

    1. Nie znam żadnej godnej uwagi niestety – ale nie mówię, że nie istnieją, po prostu ja takiej nie spotkałam. Myślę, że jakieś włókiennicze podręczniki będą najlepszym tropem, ale pewnie nie są najbardziej przyjazną odbiorcy lekturą.

  35. Bardzo mi się podoba to, że w końcu gdzieś można zobaczyć dokładne kwoty tych zarobków! Zwykle jak ludzie zabierają się za pisanie takich postów to podają bliżej nieokreślone sumy, w przedziale od kilkuset to kilku tysięcy złotych ale tak na prawdę to nadal nie wiadomo ile :D
    Co do kosztów prowadzenia bloga – to koszty miesięczne czy roczne?

  36. Ciekawy post. ;) Mam pytanie dotyczące pakietu Adobe. Skąd taka niska kwota za cały pakiet (50zł miesięcznie)?

  37. Bardzo fajny, świadomy wpis :-)
    Przyznam szczerze, że według moich stawek jesteś droga :-) Bo ja wyceniam mniej więcej 1,5 g za 1 uu. Ale mam też mniej czytelników, i ogólnie jestem do tył w porównaniu z Styledigger. Jednak rozumiem tę stawkę, bo płaci się za wiele czynników. Jednocześnie gratuluję sukcesu, bo prowadzisz bardzo fajną działalność. To, ze Ci się udało, niech będzie motywacją dla innych.

    Nadal są blogerzy którzy pracują za produkty, może w końcu dzięki takim wpisom otworzą oczy, że reklama swoje kosztuje i jest warta.

  38. www.wNaszejBajce.pl

    Świetny wpis. Tyle konkretów znacznie ułatwi ludziom podejście do blogerów, a samym blokującym podpowie jak się zorganizować ?

  39. A ja jakoś nie mogę przekonać się do afiliacji. Bardzo chętnie z niej korzystam, ale nadal nie udoskonaliłam metody jak dobrze na niej zarobić. Póki co, są to cały czas groszowe sprawy.
    Bardzo ciekawy i przydatny wpis, zgadzam się – trzeba się cenić i czasem lepiej zrezygnować z propozycji, niż przyjmować byle co :)

  40. Tak czytałam i czytałam, z każdą chwilą się załamując – mnie tam nikt nie wysyła paczek z prezentami. Mam swojego bloga podróżniczego, ale prowadzę go włącznie hobbystycznie. Nawet nie wiem czy udałoby mi się ogarnąć zarabianie na nim. Ale bardzo fajny i rzeczowy wpis, na pewno mobilizujący i dający kopa! ;)

    1. Spróbuj ściągnąć na tego bloga więcej osób – gdybyś podlinkowała swoje imię, już bym tam była :) Na większość nowych dla mnie blogów trafiam właśnie dzięki komentarzom ich autorów na innych blogach – ale takich, które coś ciekawego wnoszą i od razu po nich widać, że ktoś ma coś do powiedzenia, a nie „fajny wpis, zapraszam do mnie”.

  41. Bardzo konkretnie, pomocnie, fachowo. I chociaż wiele z tych rzeczy może i wydaje się banalnych, to dobrze mieć je zebrane w jednym miejscu i fajnie poczytać o Twoim punkcie widzenia :-). Pozdrawiam!

  42. Wspaniały artykuł! Rozjaśnił mi pewnie kwestie. Dopiero zaczynam z blogowaniem, niektóre zagadnienia są dla mnie totalną nowością.
    Będę zaglądać :)

  43. Cześć!
    Domyślam się, że nie odpowiesz na ten komentarz – czytałam Slow Life ;)
    Niemniej zastanawiam się, czy start z blogiem zarobkowym teraz ma sens. Czy rynek nie jest już zamknięty, a szansę mają jedynie twórcy wideo. Ty i wiele innych blogerek i blogerów, których cenię, zaczynaliście w czasach, gdy taki segment dopiero raczkował. Nie chcę przez to powiedzieć, że było Wam łatwiej, bo ciężko jest przecierać szlaki, ale wydaje mi się, że kolejny blog podróżniczy, lifestylowy czy poświęcony zdrowej kuchni nie bardzo ma szanse na zaistnienie. Wiem, że podstawę powinna stanowić treść – zaprezentowanie rejsu po Mazurach, remontu altanki i przepisu na wegańskie babeczki w sposób, w jaki nikt tego jeszcze nie zrobił, ale to ciągle Mazury, drewniana chatka na działce i ciastka bez jajek… Jak myślisz?
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa sukcesów – inspiruj jak zawsze!

    1. To niedokładnie widać, bo nic tam o odpowiadaniu na komentarze nie pisałam;) Pewnie, że ma, popatrz na osoby które wymieniłam w ostatnim akapicie, czy nawet Jadłonomię – ona zaczęła całkiem niedawno. To nie jest tak, że video cokolwiek gwarantuje, wcale nie trzeba też robić czegoś zupełnie nowego, czego jeszcze nikt nie zrobił, wystarczy robić swoje naprawdę dobrze. Popatrz na Psie Sucharki – fanjpejdży o psach jest mnóstwo, a oni prościutkimi rysuneczkami roznieśli system:)

  44. Bardzo mięsisty wpis i bogaty w treści, których często szukają początkujący lub Ci którzy chcą zmienić charakter bloga z hobby na pracę. W kosztach zabrakło mi wydatków na promocję wpisów ma FB? Jaki to jest koszt miesięczny u Ciebie? Bo jak wiadomo FB ogranicza zasięgi naszych wpisów i czasem informacja o nowym poście na blogu dociera do niewielkiej grupy bez promowania. Gdybyś mogła napisać ile wydajesz na promowanie jeden posta (z wpisem sponsorowanym, afiliacja czy postem własnym) oraz jakie są Twoje miesięczne koszty promowania?

  45. A ja jak czytałam tą notkę to widziałam tylko w głowie kulisy powstawania tego zdjęcia które wrzucałaś na stories haha:)

  46. Martyna Kubicka

    Super wpis, bardzo potrzebny. Jestes jedną z najbardziej rzetelnych i konkretnych osób w polskiej blogosferze – chwała Ci.

    Kilka uwag – afiliacja w Twoim wydaniu jest bardzo ok – zwłaszcza sezonowe poradniki. Co do skuteczności ciasteczek jednak nie jestem pewna. Nie wiem, na ile to normalna praktyka, ale ja w pracy robię wielogodzinne researche i czyszczenie ciastek codziennie to konieczność, by mój komputer był na chodzie :)

    Michał Szafrański, Ola Budzyńska, Agnieszka Skupieńska – to nie są dinozaury, ale nie powiedziałabym też, że nowicjusze. Cała trójka ma duże doświadczenie zawodowe, które dało im przewagę na starcie. Z takim potencjałem łatwiej. No i.. to tytani pracy, podziwiam i podglądam.

    Powodzenia z kursem!

  47. Fajnie, że zdecydowałaś się na takie otwarte podejście jeśli chodzi o kwestie finansowe. Wiadomo, stawki są indywidualne, ale z drugiej strony pewnie i tak dostajesz mnóstwo pytań odnośnie pieniędzy, więc postawienie sprawy jasno może coś pomoże. Ciężko tu znaleźć ten złoty środek, bo z jednej strony milczenie przyczynia się do legend i mitów, ale z drugiej strony nikt nie lubi, kiedy mu się przysłowiowo zagląda do portfela i to tylko w poszukiwaniu przychodów…

  48. jako poczatkujace blogerki, bardzo dziekujemy za taki rzeczowy wpis! trudno znalezc rzetelne informacje na ten temat!
    a tak prywatnie, to naprawde jeden z lepszych blogow i jeden z niewielu, ktore sledzimy regularnie :) pozdrawiamy!!!

  49. Trafne spostrzeżenie. Rzeczywiście, ludzie z mediów nierzadko traktują nas jak baranki, które powinny być szczęśliwe że ktoś sie nimi zainteresował. Wkurza mnie takie traktowanie

  50. Bardzo rzetelny, ciekawy i przede wszystkim prawdziwy artykuł. Fajnie, że przełamujesz to stare polskie tabu, zwane: ile zarabiasz. Nie wiem czemu ludzie mają jakieś wielkie problemy z rozmawianiem o tym, ile się na danej rzeczy zarabia. Jakby to była jakaś wielka tajemnica, a rozmowa o tym była skandalem. Nie ważne, czy prowadzi się bloga czy pracuje na budowie, nie rozumiem dlaczego większość ludzi ma takie opory przed rozmawianiem o kwestiach finansowych.

  51. Hej, jestem pozytywnie zaskoczony Twoim podejściem do zarabiania. Dziwią mnie jednak tak duże koszty opisane w tabelce, np. 550 zł za narzędzie do email marketingu. Czy korzystanie z tych wszystkich narzędzi jest niezbędne do profesjonalnego blogowania? :)

  52. Nie wiem jak mogłam przegapić tę notkę. o_O

    Jak super, że o tym napisałaś! Brawo za szczerość, odwagę, przełamywanie tabu.

    Napiszę Ci też, że dla mnie z perspektywy czytelniczki, notki sponsorowane z udziałem farb też czytało się świetnie! :)

  53. Jest jeszcze 10. błąd. Największy. Związałaś swoje nazwisko z Gazetą Wyborczą. Upadającą obecnie, choć bardziej pasuje upadłą. Tak będziesz kojarzona.

    1. To zalerzy od tego, ile masz wejść na swoim blogu i ile ktoś kliknie w reklamę na twoim blogu(radzę tego samemu nie robić i nie zlecać znajomym, bo istnieje coś takiego jak statystyka). Mając czterysta wejść dziennie dużo na tym nie zarobisz. Szczeże mówiąc na swoim blogu zarobiłem 14 zł, ale się wcale temu nie dziwię z uwagi, iż byłem prawie pięć lat wykluczony cyfrowo, a wójek Google olewa tagi znajdujące się w kodzie mojej strony, tak iż szypciej odnajdę swojego bloga pod „intervojager” za pomocą dophile, hotbota, czy crawlera, a nawet yandex.ru niż google. A aby było ciekawiej, mam swojego bloga na blogspocie z ustawionymi reklamami AdSens. Z resztą mam pewne doświadczenie w prowadzeniu kampanii reklamowych AdSens wraz z certyfikatem ukończenia szkolenia dla zawansowanych. Stawki, jakie musiałbym zapłacić dla Google za wejście na stronę docelową uzależnione są od miejsca docelowego reklamy, oraz popularności danego słowa kluczowego może to być 1zł, a może być 10 9 więcej. By uzyskać 100000 wyświetleń reklamy, można taki wynik uzyskać w ciągu 2-4 minut trwania akcji reklamowej w internecie i to niewielkim kosztem. Napisałbym coś więcej, ale nikt mi za to nawet piwa nie postawi. Dobrze iż przez ostaynie dziesięć lat usługi hostingowe wraz kosztamy utrzymania domeny staniały dziesięciokrotnie. Ale martwi mnie to, iż młode pokolenie po za FB i YT nie zna internetu.

  54. Bardzo ciekawy artykuł. Prowadzenie bloga to ciężka praca, zarabiać można poprzez afiliacje, ja mogę ze swojej strony polecić sieć Solutions4ad.

  55. Bardzo ciekawie napisany artykuł. Dzięki. Na blogu można zarobić, ale według mnie tylko wtedy, jak podchodzi się do niego jak do pracy i poświęca stosowny wkład czasowy. Na napisanie artykułu trzeba mieć czas, wenę etc. Nic nie dzieje się na pstryknięcie palca. Pozdrawiam

  56. Świetna sprawa tym blogowaniem, ale jeśli ktoś nie ma czasu lub zacięcia, aby systematyczne pisać na blogu? Czy rozwiązaniem może być zlecanie prowadzenia bloga agencjom lub copywriterom?

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.