Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Jak wygląda praca w salonie sukien ślubnych? Zawodowe Dziewczyny z Basią Kwintą

Nie oglądam telewizji, a jeśli oglądam, to tylko po to, żeby zobaczyć Say Yes to the Dress. Z jakiegoś powodu ten przesłodzony, głupiutki program o amerykańskich pannach młodych szukających swoich idealnych sukni zawsze mnie niesamowicie ekscytuje.

Nie mogę uwierzyć, że w tej sytuacji nie wpadło mi od razu do głowy zaproszenie do Zawodowych Dziewczyn kogoś, kto pracuje w salonie sukni ślubnych. Na szczęście napisała do mnie Basia Kwinta, stylistka ślubna i menadżerka rodzinnego salonu.

Jak tylko przeczytałam maila (i w trzy sekundy wysłałam w odpowiedzi entuzjastyczne TAK!), od razu wiedziałam, że to będzie fajne spotkanie. Ale jak już dotarłam do Wieliczki, zakochałam się totalnie – w opanowanej i kompetentej Basi, w szarlotce upieczonej przez jej mamę, w subtelnej, eleganckiej atmosferze salonu i przepięknych sukniach.

Sabe to salon bardzo w stylu slow – wszystkie suknie projektuje mama Basi, szyje je na miejscu zespół pań krawcowych. Działanie tej całej machiny jest fascynujące, ale w naszej rozmowie skupiłyśmy się na fachu stylistki ślubnej, czyli osoby, która obsługuje klientki.

Jeśli więc marzycie o pracy wśród tiulów, koronek i tasiemek, chciałybyście pomagać dziewczynom znaleźć tę jedną jedyną suknię, albo po prostu ciekawi Was, jak to wszystko wygląda od kuchni, zapraszam do lektury! Basia ma ogromną wiedzę i fascynująco opowiada, więc tym bardziej polecam.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-8s

Czym właściwie zajmuje się stylistka ślubna w salonie?

Dobre pytanie! Bardzo często dziewczyny marzą o zawodzie stylistki ślubnej, chcą podawać sukienki, jak panie w telewizji, a nie wiedzą z czym to się tak naprawdę wiąże.

To zawód podobny do “zwykłej” stylistki, ale ukierunkowany na sukienki i dobór dodatków. Stylistka ślubna musi znać się na fasonach, dekoltach, proporcjach, musi wiedzieć, jak kolory ze sobą grają – nawet mimo tego, że suknie ślubne to głównie śmietanka i biel.

Musi umieć sprawić, żeby panna młoda wyglądała jak najkorzystniej, ale zrobić to tak, żeby dziewczynie faktycznie się to podobało i żeby dobrze się w tym czuła. To częsty problem tradycyjnych stylistek – ubierają klientkę tak jak im się podoba. Może i profesjonalnie, ale co z tego, jeśli dziewczyna czuję się sztucznie?

Co w takim razie robisz, kiedy dziewczyna upiera się przy sukni, która ewidentnie nie jest korzystna dla jej figury czy typu urody?

Najlepiej, jak ktoś sam się przekona. Bardzo nie lubię podejścia typu “niech Pani nawet tego nie mierzy, bo to na pewno nie jest dla Pani!”.

W 90% przypadków klientka sama dochodzi do wniosku, że to jednak nie suknia dla niej, mimo że to właśnie taki fason sobie wymyśliła. Szczególnie kiedy zejdzie z podestu w przymierzalni i zobaczy, że suknia rzeczywiście skraca jej nogi czy robi inne tego typu rzeczy.

Ale zdarza się też tak, że klientka ma silną wizję konkretnego typu sukienki, mimo że wie że to nie najlepsza opcja dla niej. I wtedy trzeba to jakoś wypośrodkować, żeby wyglądała możliwie najlepiej.

Nie może być tak, że dziewczyna, która uwielbia błyskotki, idzie do ślubu w całkowicie matowej sukience, bo my tak zdecydowałyśmy. Tak nie można zrobić. Trzeba coś wymyślić, zaproponować jakieś nowe rozwiązanie, może podsunąć błyszczącą biżuterię?

Nie można iść na łatwiznę. Każda dziewczyna jest inna i każdą trzeba poznać, i to właśnie jest fajne w tej pracy. Nie można działać na prostym schemacie typu “jest Pani gruszką, wrzucamy wymiary do maszyny i wychodzi nam że dla Pani to ten i tylko ten model”. Niestety często tak się w salonach zdarza, klientki nam potem o tym opowiadają.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-11s

No właśnie, naczytałam się na forach, że wizyta w salonie ślubnym bywa stresującym doświadczeniem – niemiłe panie, wciskanie w niepasujące sukienki i tak dalej. Jak nauczyć się być dobrą stylistką ślubną?

Niestety nie da się tego dowiedzieć z książki.

Dlatego najlepszą drogą jest zatrudnienie się do pomocy w salonie ślubnym na kilka miesięcy, choćby na bezpłatny staż. Najlepiej go szukać w wakacje, wtedy w salonach jest największy ruch.

Dopiero wtedy zaczyna się łapać o co w tym wszystkim chodzi i jak to się dzieje, że panna młoda, niezależnie od rozmiaru, nagle odkrywa u siebie talię, ładny dekolt i w końcu widzi w sobie kobietę.

Ja jestem w tym od dziecka, ale mamy też panie, które świetnie obsługują klientki, bo przyszły do pracy i po prostu chciały się tego nauczyć. Można wcześniej uczyć się na “zwykłą” stylistkę, można pracować w sklepie, ale to może też być dziewczyna od razu po liceum czy innej szkole, musi tylko znaleźć sobie dobry salon i przez parę miesięcy pomagać, obserwować, uczyć się. Również po to, żeby sama się przekonała, czy naprawdę się jej ten świat podoba, czy nie odbiega od jej wyobrażeń.

Przykładowo – dziewczyny są często zdziwione, że to praca, która wymaga choćby podstaw kroju i szycia. Nie trzeba być krawcową, ale trzeba mieć pojęcie o tym, jak sukienka jest skrojona, co można łatwo zmienić. Klientki często pytają, czy mogą wyciąć tył czy dorobić tren i nie można wtedy tego nie wiedzieć.

Zdziwienie często budzi też fakt, że w salonie ślubnym trzeba też posprzątać!

praca-w-salonie-sukien-slubnych-20

A jakie inne mylne wyobrażenia o tym zawodzie pokutują?

Ostatnio szukałyśmy nowej pani i w sumie przewinęło się nam kilkanaście osób. I bardzo często słyszałyśmy, że ktoś chce sobie w salonie odpocząć albo poprzymierzać sukienki, poprzechadzać się między manekinami, napić się kawy z klientką.

Oczywiście, przymierzyć też czasem trzeba – ja też to robię i to nie dlatego, że jestem jakąś maniaczką, ale zwyczajnie potrzebuję wiedzieć, czy sukienka jest wygodna, czy nie gryzie.

To jednak bardzo mały wycinek tego, czym musisz się zajmować i co musisz wiedzieć.

Dziewczynom się wydaje, że to taka praca, która nie męczy. A tu trzeba się i nachodzić, i napodnosić. Czasem trzeba coś szybko przenieść, manekina czy materiał, więc naprawdę można się w ciągu dnia nabiegać.

Do tego zawsze musi być porządek, suknie nie mogą leżeć porozwalane, trzeba je pięknie pozapinać. Pilnować, czy coś się nie odpruwa, czy nie odstaje jakaś nitka.

No i jeszcze jedno – w wakacje nie ma wakacji. Sezon ślubny trwa od czerwca do września. Mało który salon daje wtedy dwa tygodnie urlopu, dlatego lepiej nastawić się na wakacje w listopadzie.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-6s

Na co zwracacie uwagę, kiedy przyjmujecie kogoś do pomocy?

Przede wszystkim patrzymy na to, czy dziewczyna chce pracować. Dużo mniej obchodzi nas papier czy nawet umiejętności niż to, czy ktoś rzeczywiście jest chętny.

I nie chodzi o takie marzycielskie wyobrażenie tej pracy, tylko czy ktoś faktycznie chce zobaczyć, jak to wygląda, czy się interesuje, potrafi nauczyć się nazw sukienek.

I zwykle po paru dniach już widać, czy taka osoba się nadaje, czy nie.

Czasem się śmiejemy z mamą, że patrzymy na to, czy ktoś potrafi szybko chodzić. Jak ktoś idzie powoli, to często nam się później sprawdza, że niestety nie będzie sobie radzić.

Bo są momenty odpoczynku, są chwile, kiedy się śmiejemy, ale są i chwile, kiedy trzeba się skupić i ogarnąć wiele rzeczy na raz, zapanować nad chaosem.

A czy bywa tak, że ktoś się bardzo stara, ale zwyczajnie brakuje mu talentu?

Tak. Miałyśmy w tym sezonie dziewczynę, która strasznie chciała i strasznie mi jej było szkoda, ale nie miała zupełnie zdolności manualnych. Ja też absolutnie nie jestem jakimś wybitnym talentem, ale trzeba mieć pojęcie o tym, jak trzymać igłę i nitkę, bo to też pokazuje klientce, że jest w dobrych rękach.

Dlatego warto sobie poćwiczyć w domu, wziąć kawałek szmatki i poprzyszywać do niej równo rząd guziczków.

Trzeba mieć też swego rodzaju zmysł w palcach, wyczucie – żeby na przykład nie założyć sukni za wysoko albo za nisko. Częściowo można to wyćwiczyć, ale częściowo trzeba mieć to w sobie.

Stylistka musi też umieć zauważyć, że jak skróci trochę rękawek, to dłoń nagle wyda się zgrabniejsza, ramię smuklejsze. Potrafić pokazać klientce, że po zmianie paska na węższy o kilka centymentrów talia wydaje się mniejsza, a wcześniej wyglądała topornie.

Dlatego jeśli ktoś szył, albo nawet malował, choćby i w podstawówce, to to się później przydaje.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-18

I udało Wam się kogoś w końcu zatrudnić?

Tak, jak już straciłyśmy nadzieję! I chyba nie miałyśmy jeszcze pani, która tak szybko by się wszystkiego nauczyła. To dziewczyna, która pracowała wcześniej w sklepach odzieżowych – nie jest jakąś mega krawcową, ale ma podejście do ludzi i widać, że bardzo chce tutaj być. Po prostu widziałam to w jej oczach, już po kilku dniach. Mogła przyjść wcześniej, mogła zostać dłużej, i to nie dlatego, że my od niej tego wymagaliśmy, tylko że sama chciała.

I to jest chyba taka uniwersalna zasada, w każdym zawodzie. Żeby chcieć, i chcieć tak naprawdę – ze wszystkimi trudniejszymi rzeczami, nie tylko tak, jak to sobie w głowie wymyśliliśmy.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-2s

W salonach sukni ślubnych pracują tylko kobiety?

W naszym tak, ale nie mamy nic przeciwko temu, żeby pracował facet! Kiedyś nawet zgłosił się do nas młody chłopak, ale ostatecznie został projektantem – czyli poszedł w zupełnie inną stronę, myślę że nie czułby się u nas szczęśliwy, nosząc manekiny.

Myślę, że paniom młodym by to w ogóle nie przeszkadzało, czasem mamy nawet wrażenie, że część z nich nie ufa na początku innej kobiecie.

Bo myślą, że nie chce, żeby wyglądała ładnie?

Tak, to zresztą częsty problem – nawet w sklepach odzieżowych patrzymy na podchodzące ekspedientki nieufnie. Bo może ta pani wcale nie chce dla nas dobrze? Może swoją sukienkę miała najładniejszą i teraz nie chce nikomu nic dobrego podpowiedzieć?

Co musi umieć dobra stylistka ślubna?

Musi się interesować modą. Nie trzeba być jakąś totalną fashion victim, ale dobrze jest się interesować trendami, niekoniecznie tylko ślubnymi. Warto jest podpatrywać tendencje w “zwykłej” modzie, bo można to później ciekawie wykorzystać przy sukniach ślubnych, no i człowiek nie zamyka się tylko na te pięć fasonów.

Z typowo ślubnych źródeł warto znać polski magazyn “Wedding” czy najpopularniejszy amerykański “Brides”, mają też dobrą stronę internetową. Tylko nie trzeba brać wszystkiego bezkrytycznie, bo tam wszystko jest takie polukrowane, jak w “Say Yes to The Dress”.

Ja bardzo lubię francuski “Vogue”, jest bardziej wyluzowany. Mają też świetną stronę internetową, gdzie w zakładce ślubnej można poczytać o historii sukienek. Potem może to zaowocować w rozmowie z klientką – widziałaś coś na starym zdjęciu i stwierdzasz, że idealnie by pasowało.

Musi być też dobrą obserwatorką. Ja czasem na ulicy widzę, w czym mijanej kobiecie byłoby dobrze.

I musi być cierpliwa, umieć pracować z ludźmi – niezależnie od tego, czy potrzebuje się potem po pracy wyciszyć, czy bycie wśród ludzi dodaje jej energii.

Czasem klientka potrafi wybierać sukienkę trzy godziny. I nieważne, czy jesteś zmęczona, czy właśnie się z kimś pokłóciłaś albo bolą Cię nogi (przy okazji – trzeba mieć wygodne buty!) – musisz poświęcić jej czas i zawsze pamiętać, że ona przyszła tu pierwszy raz i pierwszy raz wybiera sukienkę. To nie jest zakup nowych dżinsów!

Więc nawet jak masz najgorszy humor świata, to nie możesz tego po sobie pokazać. Trzeba być opanowanym i empatycznym.

Ja zawsze staram się podchodzić do klientek trochę jak koleżanka, nie stwarzać dystansu typu “ja tu jestem wielka pani i powiem Ci, w czym masz iść do ślubu”.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-19

Jak wygląda typowy dzień pracy stylistki?

Zaczyna się dość wcześnie. My otwieramy o 9, trzeba być pół godziny wcześniej.

U nas – i myślę, że w większości salonów jest podobnie – dzień zaczyna się organizacją pracy. Spotyka się cały zespół, patrzymy w terminarz i sprawdzamy, co mamy na dany dzień, czy na przykład klientka, która jest umówiona, była już u nas wcześniej.

Czyli trzeba się umawiać, nie wchodzi się z ulicy?

Przychodzą też klientki z ulicy i staramy się być na nie otwarci, ale to bardzo porządkuje pracę, jeśli wiesz kto o której godzinie przychodzi. Dlatego co rano się spotykamy i wszystko ustalamy – wiele rzeczy często się później zmienia, ale dobrze mieć wstępne ramy,

Potem dobrze jest sobie zrobić jakąś kawę, żeby postawić się na nogi i pozytywnie nastroić na cały dzień.

A o 9 zaczynają przychodzić klientki. Poświęca się klientce tyle czasu, ile potrzebuje. Przynosisz sukienki, doradzasz, dobierasz dodatki – jeśli to pierwsza przymiarka. Bo później są jeszcze drugie i trzecie, jeśli ktoś już się zdecyduje na dany model.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-16s

I pomagasz też włożyć sukienkę? Bo to chyba dość skomplikowane?

Tak, chyba że masz do pomocy osobę, która się uczy. Wtedy ona pomaga zakładać sukienkę, a Ty proponujesz kolejne fasony.

Bo nie tylko klientka wybiera sukienki. Jest bardzo różnie. Niektóre klientki oczekują od Ciebie, że to Ty im wskażesz wszystkie pasujące modele, a one nie będą się angażować, bo ufają, że znasz się na tym najlepiej.

Ale najczęściej jest tak, że panie wybierają sobie kilka sukienek, które im się podobają, a Ty możesz im delikatnie zasugerować: “ja bym Panią jeszcze widziała w tym”. Większość klientek jest na to otwarta, bo przecież co im szkodzi założyć jeszcze tę suknię. Najwyżej będziemy szybko ściągać, jak się nie spodoba.

Później donosi się jeszcze dodatki, żeby klientka mogła sobie wszystko razem wyobrazić.

A na koniec trzeba sukienkę z powrotem rozsznurować, ściągnąć i znów włożyć na manekina.

A jak to wygląda technicznie? Manekiny wyglądają mi na rozmiar 38, wyobrażam sobie, że jak przychodzi drobniejsza dziewczyna, to można sukienkę jakoś poupinać, ale co się robi w przypadku klientek o większym rozmiarze?

Wszystko zależy od tego, o ile większy to rozmiar. Robimy sukienki tak, że dziewczyny do rozmiaru 44 są w nie w stanie wejść – są sznurowania, guziczki, długie zamki, specjalnie po to, żeby dało się je przymierzyć.

Mamy też kilka modeli w większych rozmiarach.

A jeśli klientce w rozmiarze 50 podoba się sukienka w rozmiarze 38, to moim zadaniem jest zrobić wszystko, żeby mogła sobie w niej siebie wyobrazić. Przykładam wtedy sukienkę, zapinam czymś z tyłu, tak żeby wyglądało to jak najbardziej realistycznie. Trzeba sobie wtedy trochę dowyobrażać, ale trudno byłoby nam mieć sukienki w każdym rozmiarze, modele z manekinów najczęściej idą na straty.

No właśnie, myśląc o pannie młodej, najczęściej mamy przed oczami dwudziestopięcioletnią dziewczynę w rozmiarze 36, a przecież klientki muszą być różne!

No jasne, są przecież drugie małżeństwa, czasem panie decydują się na ślub dopiero w starszym wieku – najstarszą klientkę mieliśmy chyba w okolicach sześćdziesiątki. Czasem klientki przychodzą już z dziećmi.

Zwykle decydują się wtedy na prostsze sukienki, chociaż są wyjątki. Miałyśmy panią młodą, która brała drugi ślub i zażyczyła sobie princeskę wyszywaną kamieniami, z wielkim białym dołem. Oczywiście o nic nie pytałyśmy, ale sama chyba uznała, że musi się wytłumaczyć i powiedziała nam: “wiedzą panie, ja na pierwszy ślub miałam taką prostą sukienkę, to były lata osiemdziesiąte i nie było żadnych materiałów, niczego… no to teraz bym chciała zaszaleć!”.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-5s

Super! Mam wrażenie, że powoli znika też piętno ciążące nad ślubami cywilnymi, do których to tylko w garsonce albo w prostej sukience.

Tak, nie ma już teraz różnicy. Chociaż jest dużo ślubów cywilnych w ogrodach i dziewczyny wybierają lekkie, zwiewne sukienki. Od początku marzyłam, żeby pozbyć się gorsetów i w końcu moje marzenie się spełniło!

Czyli faktycznie są już passe?

W większości przypadków tak, przynajmniej te typowe, sznurowane, sztywne. Dziewczyny chcą się czuć wygodnie.

Chociaż wiadomo, że zdarzają się też klientki, które mówią “pocierpię trochę, ale będę miała talię jak Marilyn Monroe”. Więc można czasem dołożyć gorset tam, gdzie go nie ma, ale będzie wtedy mniej komfortowo.

U nas bardzo dużo modeli powstaje właśnie w ten sposób. Klientki mówią: “ja to bym tutaj zmieniła”, albo “może tutaj coś takiego”. Nie trzeba się inspirować nie wiadomo czym, wystarczy ich słuchać.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-15s

Ile czasu poświęca się przeciętnie jednej klientce?

Średnio około godziny. Są panie, które od razu mówią “to ta sukienka, jestem zdecydowana,  proszę mi tu czasu nie zabierać”. Ale są i takie, które spędzają u nas 2-3 godziny i tyle czasu trzeba im poświęcić.

Dlatego staramy się, żeby każda pani miała chwilę odpoczynku po kolejnej klientce. Bo zwykle ma się w głowie daną dziewczynę z jej wymiarami, oczekiwaniami, pytaniami i trudno jest po minucie przeskoczyć do kolejnej. Dlatego najlepiej jest zrobić sobie małą przerwę, przejść się po pracowni, i dopiero wrócić do kolejnej klientki.

W ciągu jednego dnia pracy spotyka się nawet 5-6 kobiet. Jedna jest spokojna i cicha, druga wybuchowa, płacze, a trzecia ma gorszy dzień i niekoniecznie jest dla Ciebie miła. I z każdą z nich trzeba sobie poradzić.

Wybieraniu sukni ślubnej na pewno towarzyszą ogromne emocje. Jak sobie z tym radzicie?

Nie mam z tym jakiegoś strasznego problemu, chociaż wiadomo, te emocje są przeróżne i często poruszają. Czasem widać bardzo mocną relację mama-córka, innym razem widać, że dziewczyna ma wątpliwości, czy ona w ogóle chce iść do tego ślubu.

Rozmyślił się Wam kiedyś ktoś w przymierzalni?

W przymierzalni nie, ale zdarzyło mi się kilka razy widzieć, że dziewczyna się potwornie wahała i dopiero kiedy włożyła na siebie tę sukienkę, to docierało do niej to “Boże, co ja robię!”. Może to i lepiej, że tę sukienkę trzeba tyle wcześniej wybrać, przynajmniej jest czas, żeby się dziewczyna jeszcze opamiętała.

A wracając do emocji – ja zawsze staram się wzbudzić zaufanie. Tak, żeby klientka wiedziała, że jest w dobrych rękach, że nam się nie spieszy ani że nie chcę jej niczego wcisnąć. Nie miałoby sensu, żeby poszła do ślubu w czymś, co jej się nie będzie podobać, bo jak jej się nie będzie podobać, to dla mnie to też później żadna reklama.

Jak się rozpłacze, to podbiegam z tą chusteczką, jak w tych wszystkich programach telewizyjnych. Podchodzę, pomagam się wyciszyć, czasem dziewczyna musi wyjść na chwilę, bo cała jest poryczana. Dopiero wtedy człowiek zdaje sobie sprawę, jaki to jest ważny moment.

Może się wydawać, że to w końcu tylko kupowanie sukienki – wiele dziewczyn o tym marzy, ale ostatecznie to nic takiego. A są osoby, dla których to prawdziwy rytuał przejścia, najważniejsza na ten moment sprawa w życiu. Cały czas przecież zdarzają się dziewczyny, które dopiero po ślubie wyprowadzają się od rodziców, zaczynają mieszkać z partnerem. Bardzo często słyszę od klientek, że po założeniu sukienki “w końcu poczuły się takie dorosłe”.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-1s

Wyobrażam sobie, że wiele dziewczyn ma wizję idealnego ślubu, bez jednego odstającego włoska, wszystko musi być perfekcyjnie.

Tak, i to często wiąże się z wieloma negatywnymi emocjami. Dziewczyny wyobrażają sobie, że wejdą do salonu i my sprawimy, że nagle zaczną wyglądać jak z żurnala. A przecież niekoniecznie mają wygląd modelki z Berty, obrobionej na piątą stronę.

To chyba jest najgorsze w pracy stylistki – poczucie, że klientka Cię w ogóle nie słucha i traktuje z góry. Ale zawsze sobie wtedy myślę, że kurczę, może mnie by też tak odbiło, i staram się to za wszelką cenę zrozumieć. I niektóre dziewczyny po początkowym dystansie się wtedy otwierają, więc może jest to jakaś recepta?

Są jakieś klientki albo sukienki, które zapamiętałaś szczególnie?

No pewnie! Pamiętam klientkę, która nie była umówiona, po prostu wpadła po drodze. Miała już wybraną inną sukienkę. Była drobną blondynką, taka dziewczyneczka. Przyjechała z siostrą.

Weszła do salonu i najbardziej spodobała jej się dopasowana sukienka z gipiury. Nazywała się chyba “Matra” – bo u nas wszystkie sukienki mają nazwy.

Pamiętam, że nie obsługiwałam jeszcze wtedy klientek, tylko byłam obserwatorem, pomocnikiem Św. Mikołaja.

I kiedy założyła tę sukienkę, wszyscy stanęli, cały salon, łącznie ze mną – a każdy coś robił, coś gdzieś przenosił. Nie mogliśmy oderwać od niej wzroku, a ona się tak pięknie popłakała.

Wiem jak to brzmi, ale jak przytuliła się do siostry ze “szkoda, że mama teraz tego nie widzi”, to naprawdę był to poruszający moment. Widać było, że poczuła się nagle kobietą, właśnie w tamtej chwili.

A dla mnie to był jeden z pierwszych momentów, w którym poczułam że ta praca absolutnie nie jest nudna.

I wzięła tę sukienkę?

Wzięła. Mnóstwo mam takich historii, była na przykład klientka, która brała u nas już drugi ślub. To była tak smutna historia, że nie mogła nie zapaść mi w pamięć. Jak z filmu.

Dziewczyna była mniej więcej w naszym wieku i została wdową, a swojego drugiego męża poznała na cmentarzu – stał przy grobie swojej pierwszej żony.

Chyba zażyczyła sobie, żeby sukienka miała liliowy paseczek. Wyszło piękne, ale to te historie, które stoją za sukienkami, pokazują na czym naprawdę polega ta praca.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-4s

I sporo jest takich osób, które opowiadają w salonie swoje historie? Czy raczej wchodzą, kupują, wychodzą?

Różnie, ale mam wrażenie że u nas sporo dziewczyn się otwiera, to jednak nie jest szybka wizyta w sieciówce. Spędzasz z klientką przynajmniej godzinę, cały czas jesteś blisko niej. Dobierasz, ściągasz, pomagasz, szybko się wytwarza intymna atmosfera i od razu człowiek ma skłonność do zwierzeń.

Najczęściej to jakieś historie związkowe, czasem pytania typu “poznaliśmy się dwa miesiące temu, czy Pani uważa, że to za wcześnie na ślub”?

A co jest dla Ciebie w tym zawodzie najtrudniejsze?

Okres ścisłego sezonu ślubnego, bo działa się wtedy pod dużą presją czasu. Bardzo dużo sukienek, bardzo dużo odbiorów, bardzo dużo panien młodych.

Musisz każdej klientce poświęcić uwagę, a dziennie masz ich po dwanaście czy piętnaście. Wszystkie za moment mają ślub i sukienka musi być gotowa, choćby dziewczyna zgrubła czy schudła. Często w ostatniej chwili, już przy odbiorze, okazuje się, że klientka zrzuciła pięć kilo. I choćby się zarzekała, że nie, to widać to po sukience.

Trzeba wtedy prosić panie w pracowni o szybkie zwężenie, szczególnie jak ktoś przyjechał z daleka. I robi się kolejka klientek, które przecież też czekają!

Jak ktoś ma dwa tygodnie do ślubu, to może się przecież zdarzyć że puszczą mu nerwy i na Ciebie nakrzyczy. I nie możesz sobie wtedy pozwolić, żeby się rozpłakać czy niemiło odpowiedzieć. Trzeba poukładać sobie w głowie, że dla klientki to ogromne emocje i niekoniecznie jest tak, że Cię nienawidzi. Uspokoić i ją, i siebie.

Czasem trzeba się też nanosić, to fizycznie bardzo męczące. I nie zawsze jest możliwość, żeby poprosić kogoś, żeby Cię na chwilkę zmienił, bo masz gorszy dzień.

To też jest bardzo ważne – w salonie pracujesz nie tylko z klientkami, ale też z całą załogą. Musisz się dogadywać z paniami krawcowymi (to anielskie dusze!) i z innymi dziewczynami, które z Tobą pracują.

My mamy ten komfort, że możemy sobie dobierać osoby do współpracy, bardzo nam zależy, żeby atmosfera była miła. Ale założę się, że są salony, gdzie ta atmosfera niekoniecznie taka jest, jest prowizja od sprzedaży, dziewczyny między sobą rywalizują, więc nie zawsze można liczyć na przyjaźnie w pracy.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-12s

Jak praca stylistki wygląda od strony formalnej? Można liczyć na etat?

Myślę że jak najbardziej, przynajmniej tutaj, na południu Polski. To ciągle bardzo poszukiwana profesja, tak samo jak panie krawcowe. Jest więcej szukających salonów, niż chętnych osób.

To nadal pewna nisza – do niedawna były tylko ekspedientki, które po prostu podawały sukienki, teraz klientki oczekują od takiej osoby dużo więcej.

Co mogę jako klientka zrobić, żeby ułatwić pracę salonowi ślubnemu i usprawnić cały proces? Tak żebym nie rozpłakała się w przymierzalni w tym złym sensie?

Fajnie, żeby dziewczyna się zastanowiła, czego szuka. Czy woli jak coś błyszczy, czy ma być gładko? Zazwyczaj pytamy, co nosi na co dzień i co by chciała mieć w tej sukni, więc dobrze jest umieć na te pytania odpowiedzieć.

Poza tym warto jest być pozytywnie nastawionym. Zawsze mówię, że jak ktoś czuje, że ma gorszy dzień, to najlepiej zadzwonić i przełożyć wizytę. I nawet nie chodzi o to, że dla nas to będzie ciężkie, ale dla klientki byłaby to męczarnia. Na pewno tej sukni nie wybierze, a jak wybierze, to wybierze źle.

Dobrze jest też mieć porządnie dobraną bieliznę, najlepiej w kolorze cielistym albo śmietankowym. I w miarę naturalny makijaż, żeby widzieć się w swojej karnacji i kolorach, żeby nie było później szoku, że w dniu ślubu sukienka wygląda inaczej, niż wyglądała z czerwoną szminką. Jak ktoś ma długie włosy, to warto zabrać ze sobą frotkę, żeby móc je spiąć i odsłonić plecy.

W przymierzalni jest podest, więc buty na obcasie nie są konieczne, ale warto je mieć, jeśli mierzy się krótką sukienkę – nogi zupełnie inaczej wtedy wyglądają. No chyba, że ktoś planuje założyć baleriny.

A jak ktoś już ma buty, to ja uważam, że lepiej je zabrać i przejść się kawałek. Bo jak tylko stoisz, to nie wiesz do końca, jak sukienka będzie się układać w ruchu, w tańcu, czy będzie Ci wygodnie.

Dlatego zawsze proszę też klientki, żeby podniosły ręce do góry, usiadły, uklękły. Słynny jest “test makareny” – jak potrafisz zatańczyć w sukience makarenę, to już jest dobrze.

Trzeba też uważać, z kim się przychodzi. Często dziewczyny biorą kogoś, bo wypada i potem się przy tej ciotce, kuzynce, teściowej nie czują swobodnie. Jeśli to nie są najbliższe osoby, czasem po prostu źle doradzają, a czasem niekoniecznie chcą dla tej dziewczyny najlepiej. I na końcu ona sama już nie wie, czy wybrała tę sukienkę dla siebie, czy żeby kogoś zadowolić, bo na przykład babcia życzyła sobie długi rękaw, a nie odkryte ramiona.

To jaka jest optymalna liczba doradców?

Trudno powiedzieć, pięć dobrych osób może być lepszych niż jedna zawistna pseudo-przyjaciółka. Ale zazwyczaj fajnie się pracuje jak są dwie, trzy osoby. I to właśnie najczęściej wtedy, kiedy dziewczyna jest z kimś, przy kim czuje się swobodnie – z mamą, z siostrą. Warto zabrać kogoś, kto Cię zna, z kim możesz się powygłupiać, kto wie że tu Ci coś wisi, tu masz za dużo, tam za mało, i nie będziesz skrępowana.

Czasem zdarzają się też takie dziewczyny, i ja bym się pewnie do nich zaliczała, które wolą przyjść same. I to często dobre rozwiązanie – przecież sama najlepiej wiesz, jaką chcesz suknię.

Są też klientki, które przychodzą ze swoimi facetami, bo to ich najlepszy przyjaciel i przecież musi w tej chwili przy nich być. Niektórych to wciąż szokuje, ale dla mnie to świetne rozwiązanie, kiedy widzę, że para się dobrze dogaduje, to ich wspólny wybór i dziewczyna jest spokojna, że sukienka na pewno się partnerowi spodoba. A do tego jeszcze fajnie spędzą czas.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-7s

A dlaczego w salonach nie można robić zdjęć? Przecież jakbym chciała odgapić i uszyć sobie dany model, to dużo bardziej szczegółowe zdjęcia mam na stronie?

Nie o to chodzi. Zwykle nie pozwalamy robić zdjęć, chyba że to już ostatnie przymiarki, bo działa tzw. “czarny PR”. Dziewczyny robią zdjęcia w przymierzalni, zwykłym aparatem. I znajdowałyśmy później na forach nasze piękne sukienki, zupełnie niedopasowane, wyglądające po prostu koszmarnie.

Jeśli ktoś chce sobie dokładnie przypomnieć sukienkę, to są właśnie zdjęcia na stronie. Wiem, że to trudne, bo inaczej wygląda na Tobie, a inaczej na modelce, ale musimy z tego jakoś wybrnąć.

Wróćmy jeszcze do rad dla klientek. Sukienkę wybiera się dużo wcześniej, co zrobić, żeby po wyborze się nią nie znudzić, albo nie zakochać w pięciu innych?

Trzeba po prostu dobrze wybrać. Najlepiej, jeśli wybierzesz sukienkę, w której po prostu czujesz, że to jest to. Rzadko się wtedy zdarza, żeby dziewczyna trafiła potem na coś fajniejszego.

Ale jeśli będzie to wybór w pośpiechu, albo posłuchasz jakiejś cioci Frani, to będziesz potem miała wątpliwości.

Jeśli jeszcze w trakcie przymiarek zobaczysz coś, co Ci się podoba, to po prostu o tym powiedz. Często da się jeszcze coś zrobić, na przykład przemycić zdobienie, które spodobało się na innej sukience.

Czasem wystarczy zmierzyć sukienkę, która teoretycznie podoba Ci się bardziej. Bardzo często po przymierzeniu okazuje się, że tak Ci się tylko wydawało – dlatego dobrze to sprawdzić i się uspokoić.

Ale jeśli się zakochasz, to trzeba zrobić tak, żebyś miała tę wymarzoną, bo później będziesz żałować.

praca-w-salonie-sukien-slubnych-13s

Jak sobie radzisz z oddzielaniem czasu pracy od czasu odpoczynku? To chyba wyjątkowo trudne w przypadku rodzinnej firmy?

Trzeba się bardzo pilnować, żeby salon i suknie nie były jedynym tematem, żeby nie oduczyć się tego zwykłego, rodzinnego “co tam u Ciebie słychać?”.

Dobrze jest wyjść, napić się kawy, porozmawiać o książce, o zakupach o głupim programie w telewizji.

Warto też doceniać, kiedy ktoś robi coś poza tą pracą, ma jakąś pasję.

I ogród, dobrze że jest ogród! Można na chwilę wyjść, odpocząć od tego wszystkiego.

No i jemy wspólnie obiady, które robi mój tata – dopiero teraz zaczynam doceniać, jaka to rzadkość!

A masz jakieś rytuały, które szczególnie Cię relaksują?

U mnie to zwykle najprostsze rzeczy – lubię na przykład pójść do księgarni i… wąchać książki. Wyjść na świeże powietrze, pójść na spacer.

Robię sobie też wieczorne mini-spa – przygotowuję kąpiel, zapalam świeczkę, potem wchodzę pod kocyk.

Może to płytkie, ale lubię też sobie kupić kolorową gazetę, poczuć jej zapach, pooglądać obrazki. Mój mąż mnie pyta co ja w tym widzę, tam przecież nie ma żadnej treści, a ja po prostu lubię nacieszyć oczy.

Może to nie jest wybitnie ambitny sposób relaksu, ale są osoby, które zupełnie nie potrafią wypoczywać, więc sukces jest już wtedy, jak umiesz się wyłączyć i nie czujesz się winna. Miałam tak przez jakiś czas, bardzo trudno jest się odciąć, kiedy masz dzień wolny i wiesz, że w firmie jest sajgon, dzieje się mnóstwo rzeczy na raz.

Ale trzeba nad tym popracować – inaczej to wszystko przestaje cieszyć.

 

2016_11_17-belka-vichy-wlasciwa

 

I jak dwa Was brzmi praca w salonie sukien ślubnych? Ja Basi zazdroszczę okrutnie i dopisuję stylistkę ślubną do listy zawodów, które mogłabym wykonywać, gdybym nie robiła tego, co robię. Jeśli ciekawi Was tematyka ślubna, zerknijcie na bloga Basi, niedawno wydała też książkę o tym, jak dobrze wybrać suknię. Niestety w salonie jej w najbliższym czasie nie spotkacie, bo niedługo zostanie mamą.

Jeśli macie propozycję kolejnych zawodów, dajcie mi znać w komentarzu. A ja ogromnie dziękuję marce Vichy za wsparcie dla tego cyklu – to jedne z moich ulubionych postów na blogu!

 

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

111 thoughts on “Jak wygląda praca w salonie sukien ślubnych? Zawodowe Dziewczyny z Basią Kwintą”

  1. Fajny artykuł ja właśnie jestem w trakcie poszukiwać i bywały różne panie „doradzające” jedna nawet poradziła żebym troszkę zeszła z wagi … ale nawet w sposób delikatny :) Przy innej zaś miałam wrażenie że każda suknia do mnie pasuje byle bym kupiła. byłam w salonie gdzie spodobała mi się suknia jak z marzeń tyle że tak jak piszesz kategorycznie zakaz był zdjęć bardzo chciałam zdjecie na potrzeby swoje by pokazaj swojej chorej mamie sukienkę bo nie ma możliwośći aby mogła być przy mnie w wyborze sukni niestety pani potraktowała mnie dość chłodno twierdząć że przyszłam tylko po to by zciągnąć wzór dla krawcowej…niestety ciezko trafić na profesjonalizm (przynajmniej w miejscowosci gdzie mieszkam na podbeskidziu)

  2. Bardzo ciekawy artykuł :). Sama szukałam z przyjaciółką sukni ślubnej w salonach, więc teraz sobie „przyklejam” to, co czytam z tym, co mnie spotkało :).

    Argument ze zdjęciami do mnie absolutnie nie przemawia i uważam, że sporą krzywdę salony robią nie pozwalając robić fotografii. Zupełnie inaczej czasem człowiek na siebie patrzy i się widzi, gdy ma się na zdjęciach. Sama wielokrotnie ubierałam się w coś, co wydawało mi się super, a na zdjęciach wyglądałam okropnie. W wielu poradnikach czytałam, by panna młoda zrobiła sobie zdjęcia, a nawet filmy, w wybranej sukni, bo może jej się zmienić percepcja. Nadal nie rozumiem, czemu to jest zabronione.

    1. Dokładnie tak. Ostatnio wybierałam suknię i nie byłam w stanie po przymiarkach przypomnieć sobie jak w tych sukniach wyglądałam. Potem już przy ostatecznym wyborze mogłam zrobić zdjecia i przyznam, że dużo mi to dało- zobaczyć siebie na fotografii. Zupełnie inaczej wtedy na siebie spojrzałam. A tak trochę to wygłada jak kupowanie kota w worku.
      Przez to ludzie robią zdjęcia 'z ukrycia’. Widziałam wielokrotnie. Nie jest to może najlepszy zwyczaj, ale rozumiem bo sama też chciałbym mieć swoje zdjęcie gdy w domu na chłodno analizuję co faktycznie mi pasuje. W salonie mimo wszystko są jakieś emocje, presja, próbujemy czegoś nowego albo inni nas namiają do kupna czegoś innego niż planowaliśmy. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś zmieni ten zakaz.

      1. Dla mnie to też trudne do zrozumienia, taki trochę relikt przedinternetowych czasów i obstawiałabym, że salon, który pozwoli dziewczynom robić zdjęcia do woli, zrobi sobie tym super promocję w social mediach – ale możliwe też, że czegoś do końca nie rozumiem, bo nie znam branży. W końcu salony chyba nie mają masowej zmowy działania na swoją szkodę:)

        1. Suknie przepiękne :) aż trochę żałuję, że ja już po ślubie ;) myślę, że te zdjęcia to też polityka poszczególnych salonów. W moim przypadku nie było żadnego problemu ze zdjęciami! wręcz przeciwnie – mogłam pstrykać ile chciałam :) wydaje mi się, że to jednak obawa żeby nie pójść ze zdjęciami do innej krawcowej… (choć to bezsensu skoro i tak foty są na www)

      2. Dziewczyny, świetnie rozumiem te emocje związane ze zdjęciami :). Nie wiem jak w innych salonach, ale my pracujemy nad tym by i wilk był syty i owca cała :). Pomijając wszystkie (często dziwne) tłumaczenia różnych salonów, moim zdaniem najważniejsze jest zdrowe podejście obu stron, trochę empatii i sprawę zawsze da się jakoś załatwić.

        1. Gdy ja kupowałam swoją suknię byłam tylko w jednym salonie we Wrocławiu i w ogóle nie doświadczyłam tych kłopotów z robieniem zdjęć. Projektantka, która była właścicielką salonu i która pomagała mi dobrać suknię w ogóle nie miała problemu z tym, że mama i przyjaciółka robiły mi ciągle zdjęcia w sukniach, wręcz sama też mi robiła zdjęcia żebym miała, a potem w mojej wybranej robiła mi zdjęcia żeby wrzucić na swój profil na facebooku:) A jest to naprawdę znana projektantka w całej Polsce i projektuje cudowne suknie:) Także wydaje mi się, że projektanci ślubni także zdają sobie sprawę z tego jak się świat zmienia. Ale np. za granicą w salonach mody ślubnej nadal jest zabronione w ogóle robienie zdjęć i filmowanie.

        2. A ja zastanawiam się nad tym, żeby w salonie zrobić mini studio i przeszkolić stylistyki do robienia zdjęć? Dzięki temu powstawałyby fotki pod Waszą kontrolą, lepsze niż z telefonu, a i klientki miałyby to upragnione zdjęcie do podglądania czy pochwalenia się ;)

        3. Wiem, że to już starawy wątek, ale zachęcona artykułem wybrałam się do salonu Basi. Sukienki, ładne, ale moje doświadczenie nie miało nic wspólnego z tym co napisano powyżej..i mam takie poczucie dysonansu poznawczego… Wszystko było na szybko, zakaz robienia zdjęć, po kilku sukienkach Pani , która mnie obsługiwała byla już chyba mną lekko zmęczona. Nie czułam się wyjątkowo. Mocno czułam za to, że decyzję trzeba podjac. Brak terminów bardzo ogranicza. A komentarz na dobry początek „panna młoda zapewne w toalecie” bezcenny :p. …

    2. Tym bardziej, ze juz spotkalam sie z tym, ze dany salon nie pozwala robic zdjec a podrobka sukienki (dokladna kopia wizualna, ale nie materialna :) i tak wystepuje w innym salonie. To tak, jakbysmy wszystkich klientow traktowali z gory jak zlodziei, a przeciez nie na tym polega handel. Caly powyzszy wywiad super ale odpowiedz na to pytanie bardzo lakoniczna i nie dajaca rozsadnych argumentow.

  3. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam kiedy zobaczyłam ten post! Sabe jest moim wymarzonym salonem, w którym zamierzam kupić swoją suknię ślubną. Mają przepiękne suknie ślubne, często przyjeżdżam koło ich salonu i nie mogę oderwać od nich wzroku, każda jest absolutnie fenomelna!

  4. Koordynacja ślubnych przgotowań to moje marzenie, póki co, koordynje tylko wystawy w muzeum sztuki. Tez ciekawe zajęcie ale jednak emocje na innym poziomie. zdecydowanie bardziej wolałabym nawet najgorszą bridezille od sfochowanego artysty ;)
    pozdrawiam i życzę powodzenia w nowym roku!

  5. Właśnie niedawno zamówiłam wymarzoną suknie w Sabe, wszystko co piszesz jest prawdą. Panie są bardzo miłe i pomocne, sama wybrałam kilka sukienek, a panie zaproponowały dodatkowych kilka modeli. Jak się okazało wybrałam model z ich propozycji i wiem że to „moja” sukienka :) Ogromnym plusem w Sabe jest także możliwość personalizacji sukienki. W wybranej przeze mnie robimy dekolt na plecach i dobrałyśmy dół z innego modelu bo lepiej się układał na mojej figurze. Wszystkim życzę tak przyjemnych wizyt jak w Sabe :)

  6. Wow, super ciekawy tekst – nie sądziłam, że z tą pracą wiąże się aż taki ładunek emocjonalny. Czytając opowieści Basi aż mam ochotę na własnej skórze sprawdzić, jak to jest wybierać sukienkę na taki ważny dzień… chociaż ślub raczej już nigdy nie będzie mi grozić. ;)

  7. och, och, ja Say yes to the dress tez ogladam zawsze z ekscytacja, to takie moje guilty pleasure:). Mysle ze to nie jest latwy zawod, bo oczekiwania pań sa bardzo wysokie, wiec tu chodzi poniekad o spelnienie czyjegos marzenia. I przełożenia gustu klientki nad swoim. No chyba ze sie pracuje w takim miejscu jak to opisane, gdzie nie ma brzydkich sukien;):)). Pozdrawiam i zabieram sie do czytania

  8. Świetny wywiad, który przeczytałam z przyjemnością i zaciekawieniem tym bardziej że właśnie w przeciągu najbliższych miesięcy czeka mnie poszukiwanie sukni ślubnej.
    Nie rozumiem tylko wcale – i mimo przeczytania wywiadu nadal – zakazu fotografowania przymierzanych sukienek. Nie każda z Nas ma mamę czy przyjaciółki „pod ręką”, której można się poradzić, ja mieszkam poza Polską więc o ile nie przemycę ukradkiem zdjęcia z przymierzalni, moja mama nie będzie miała okazji mnie zobaczyć przed dniem ślubu w sukience.

    1. Najgorsze jest to jak się wahasz pomiędzy dwoma czy trzema. I chcesz na spokojnie rozważyć za i przeciw w domu. Realnie ocenić to, jak w nich wyglądasz. A jak jeszcze każda kosztuje koło 5 tys. to naprawdę jest słabo, że nie możesz tego przemyśleć.

  9. Mogłybyście dziewczyny polecić jakiś fajny salon sukien ślubnych w Krakowie/Lublinie/Rzeszowie? Powoli zbliża się ten dzień i trzeba się rozejrzeć :D

    1. Karolina na ul. Filipa. Weszłam tam „z ulicy” po wizytach w kilku salonach i… mam moją wymarzoną! :) Super ludzie tam pracują!

    2. Niedawno zaliczyłam kilka takich „maratonów” w Krk z przyjaciółką wychodzącą w tym roku za mąż- najładniejsze w swojej cenie były w Kaldedoni (ul. Długa), w Karolinie i w Karolina Nova czy jakoś tak- też na ul. Długiej. Na ulicy Długiej jest dosłownie salon na salonie, ale mnóstwo tam kiczu : ( Bardzo ładne były też suknie w salonie Fulara&Żywczyk, okolice miasteczka AGH.
      Dla mnie przepiękne są suknie Anny Kary : ) salon jest na Dietla. W Sabe też byłyśmy i chociaż projekty były faktycznie bardzo ładne, to uważam, że jak na jakość użytych materiałów były trochę za drogie. Sama pracowałam przez rok w firmie szyjącej w Polsce suknie ślubne, dlatego zostało mi trochę takie czepialstwo jeśli chodzi o to ; )

  10. Świetny artykuł! Ślub jeszcze przede mną, więc na pewno skorzystam ze wskazówek w nim zawartych.

    Jeśli chodzi o propozycje ciekawych zawodów, to proponuję zawód florysty. Sama jestem florystką z kilkuletnim stażem i często spotykam się ze stwierdzeniem, ze moj zawód jest przyjemny i lekki. Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że to nie tylko układanie kwiatów, ale również ciężka praca fizyczna, która zaczyna się w nocy, kilka godzin przed otwarciem drzwi kwiaciarni dla klientów.

  11. Przyznam, że program „Say Yes to the Dress” również uwielbiam. Wersję amerykańską, oczywiście, bo ta nasza polska jest dla mnie zbyt nadęta, sztuczna, a panien młodych, takich zwyczajnych, to chyba nigdy tam nie widziałam. Swoją drogą, obejrzałam może ze dwa odcinki, i to w dodatku same fragmenty, więc nie do końca chyba mogę na ten temat się wypowiadać. Poza tym, nigdy jakoś nie widziałam się w roli panny młodej w takiej białej sukni. Aż do teraz. Bo od razu jak tylko przejrzałam zdjęcia, które umieściłaś na stronie, weszłam na stronę salonu i zakochałam się. Ich suknie są cudowne, lekkie, piękne. I teraz już wiem, że jakikolwiek to ślub by nie był, widzę siebie w jednym z ich modeli. Sam zawód wydaje mi się być takim, o jakim ludzie jak pomyślą, to nie powiedzą, że kurczę, to jednak ciężki kawał roboty. Przykładowo – podobnie myslałam o pacy kelnerki. Co w tym takiego ciężkiego, dlaczego niektórzy tak narzekają. Do czasu, gdy sama nie popracowałam jakiegoś czasu w tym zawodzie. Trzeba być zawsze uśmiechniętym i miłym, pamiętać, że „klient ma zawsze rację”, nawet jeśli wiemy, że jest zupełnie odwrotnie. I buty. Bez wygodnych butów można w ogóle nie zaczynać ;)
    Pozdrawiam

  12. Bardzo ciekawy artykuł, który przeczytałam „od deski do deski”! :) Niedawno sama wybierałam suknię ślubną, oglądałam mnóstwo kreacji online. Ostatecznie byłam umówiona do najlepszych salonów w Krakowie i okolicach i co? I kupiłam piękną, romantyczną suknię w „przypadkowym” salonie, do którego weszłam z ulicy. Nie rozumiem tego umawiania się. W jednym z salonów odbiłam się od klamki. Widzę ludzi w środku salonu, oni patrzą na mnie, ale drzwi są zamknięte. Dopiero jakaś kobieta, która czekała przed salonem na swoją kolej przymierzania powiedziała mi, że trzeba się umawiać. Nie wróciłam tam. Jak mam się umawiać do miejsca, które nie wiem co oferuje? To oczywiste, że najpierw chcę obejrzeć modele, dotknąć tkanin… Byłam też u Anny Kary. Na wizytę trochę się czeka, ale trudno. Suknie, które widziałam w internecie tak mnie oczarowały, że postanowiłam czekać. I pojechałam. I wahałam się pomiędzy dwoma w zupełnie innym stylu. Suknie po 5 tys. jedna, a ja nie mogę zrobić zdjęcia! To absurd! Rozumiem wymienione wyżej powody, ale bez przesady. Nie podejmę tak ważnej decyzji w minutę. Moja wymarzona suknia, którą już zamówiłam czekała na mnie kilka dni. Na szczęście w tym przyjaznym moim zdaniem salonie pozwolili mi zrobić zdjęcie. Kreacja też nie była idealnie dopasowana, bo była akurat za mała. Nie rozumiem argumentacji, że ktoś wrzuci fotę do internetu. Jeśli suknie są dobrej jakości i mają piękny krój, który ktoś obejrzy na stronie i w salonie to same się obronią. Zdjęcie w sieci tego nie zmieni. Widziałam mnóstwo paskudnych przez kogoś wrzuconych, które na mnie wyglądały super. Chyba tylko niedojrzałe osoby mogą się tym sugerować. Polecam salon sukien ślubnych Karolina w Krakowie na ul. Filipa. Przyjazna atmosfera, duża wyrozumiałość, otwartość i poczucie humoru. I co najważniejsze – piękne, miękkie tkaniny i nie drapiące koronki. :) Pozdrawiam zwłaszcza panią Smutek, która mnie osobiście bardzo pomogła.

  13. Ja uważam, że dobry salon powinien mieć aparat nawet ustawiony jak w parkach rozrywki, i po wyjściu każda panna powinna dostawac na maila zestaw swoich zdjęć w każdej sukni, z nazwą i cenami. Wtedy zdjęcia byłyby dobre, nie z ukrycia, i można się spokojnie zastanowić.

      1. Ewentualnie zdjęcia z tego małego, błyskawicznie wywołującego aparatu. Oczywiście w dobrym oświetleniu (jakiś kącik z mini-tłem i lampami?). Klientka dostaje do ręki dwa lub trzy papierowe, nie cyfrowe, zdjęcia najlepszych sukienek. Na odwrocie ma zapisaną cenę, nazwę modelu, ewentualne porady w kwestii dodatków czy stylizacji, np. „rozpuszczone włosy”, „potrzebna bielizna z wysokim stanem”, „złote pantofelki”, „kwiat we włosach”.
        Dodatkowo zapisane imię stylistki i pieczątka firmy (może być nawet stempelek z logo na froncie).
        Myślę, że taka koperta ze zdjęciami byłaby miłym dodatkiem i przypominajką, zwłaszcza, dla klientek, które odwiedzają po kilka salonów.

  14. Świetna jest ta seria postów!

    A patrząc na te piękne suknie, żałuję trochę, że ślub mój był prawie 10 lat temu;) Ale w sumie tylko trochę, bo teraz, mając taki wybór i tyle przepięknych inspiracji w internecie, ciężko byłoby mi podjąć decyzję:D
    A moja kieca była ładna i prosta – tylko źle dopasowana niestety, co zaowocowało nieplanowanym striptizem w trakcie naszego efektownego pierwszego tańca:D:D A potem wszyscy dyskretnie podchodzili i mówili, że generalnie pewnie nikt więcej nic nie zobaczył, ale żeby uważała z sukienką;) A to nie jedyna nasza wpadka ślubna;)
    Aha, i jak najbardziej mogłam robić zdjęcia sobie w salonie:)

  15. Wychodzę za mąż w przyszłym roku i coś czuję, że przy wybieraniu sukni będę tą rozryczaną histeryczką :P
    W sumie mam na to duże szanse skoro chlipię w trakcie czytania tego posta… Po prostu nie mogę się już doczekać :)

    1. Klawdia, nic się nie przejmuj, to właśnie takie Panny Młode najdłużej zostają w pamięci ślubnych stylistek. Poza tym kiedy się wzruszać jak nie w takiej chwili? :D

  16. Bardzo interesujące masz te wywiady! Poproszę takich więcej!

    Sama chciałabym żebyś przeprowadziła wywiad z kimś kto pracuje w zawodzie projektanta form przemysłowych. Cała masa dziewczyn kończy ten kierunek, ale z tego co widzę głównie mężczyźni odnoszą finansowe sukcesy. Może znasz / znajdziesz kobietę, która się w tym spełnia? Może ta osoba opowiedziałaby o powstawaniu produktów codziennego użytku, od szkicu, koncepcji przez zderzenie z technologią oraz produkcją.

    Pozdrawiam :)

  17. Przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem! A na jednym ze zdjęć zobaczyłam nawet sukienkę, która mi się marzy.. I wydaje mi się, że jak ten dzień kiedyś nadejdzie, to polecę właśnie do salonu Basi :) Dziękuję za ten ciekawy wpis!

  18. Ja akurat jestem już po ślubie i niestety kilka razy miałam niezbyt przyjemne odczucia po wizycie w salonach. Przede wszystkim nie rozumiem umawiania się – oczywiście, jeśli panie są zajęte, inna klientka przymierza suknię, to wiadomo, przyjdę później. W salonie nie było nikogo, ale pani stwierdziła, że do ICH SALONU trzeba się umówić przynajmniej 2 tygodnie wcześniej. Innym razem prosiłam o sprawdzenie dostępności i ceny sukienki, która spodobała mi się na stronie producenta. Pomimo wielu telefonów i dwóch wizyt w salonie do tej pory nie uzyskałam informacji. Swoją drogą czy zauważyłyście, że cena sukni ślubnej to swoisty temat tabu? W internecie tego nie znajdziesz, w salonach podają ją bardzo niechętnie, raz nawet zdarzyło się, że jedna z pań z salonu powiedziała, że poda mi cenę dopiero gdy zdecyduję się na kupno.
    Koniec końców suknię znalazłam w miejscu, do którego weszłam przypadkiem, bo spodobała mi się suknia na wystawie. Wspaniała stylistka zgodziła się na przymiarkę między klientkami, była naprawdę przemiła, a suknia oczarowała wszystkich gości na weselu.
    Podsumowując, wydaje mi się, że czarny PR robią niewłaściwe osoby na niewłaściwym miejscu, a pozwolenie na zrobienie zdjęcia czy nieukrywanie istotnych informacji wyszłoby na dobre właścicielom sklepów.

  19. Świetny tekst, bardzo miło się czyta! Ja też jestem już po wyborze własnej sukni ślubnej i to się czuję, kiedy wybierasz 'tą jedyną’! :)

  20. A czy może ktoś polecić jakiś salon bez nadecia z Poznania, Do którego nie trzeba się umawiać na 1 wizytę? Zupełnie do mnie nie przemawia ten cały patos i krolewska otoczka :P

    1. Mogę polecić salon bez nadęcia, ale jednak trzeba się umawiać – Cameoo na Głogowskiej. Z terminami raczej nie ma problemu, ja odezwałam się pod koniec grudnia i wymyśliłam sobie wizytę w jakąkolwiek sobotę w styczniu – w każdą mieli wolne godziny. Wejść z ulicy też można, ale naprawdę lepiej mieć pewność, że jak się już przyjdzie, to przez powiedzmy godzinę przymierzalnia będzie cała Twoja i nikt nie będzie Ci sterczał nad głową czy w kolejce (no i Ty też nie musisz stać w kolejce ;)) . Panie są bardzo miłe, w szczególności Pani Justyna, sprzedadzą nawet info gdzie kupić najlepszą bieliznę pod dany model sukni (co uratowało mi życie!). No i absolutnie bez żadnego problemu można robić zdjęcia. Non stop ;) I jeszcze Ci Panie pomogą „ja Pani rozepnę ten stanik i schowam i tu przytrzymam, bo będzie lepiej na zdjęciu wyglądało, po co ma to Pani wystawać” :D

      1. z Poznania zdecydowanie najlepiej wybrać się do atelier Fanfaronada w Szczecinie! :D tylko 2-2.5 h drogi, byłam z przyjaciółką wybierać suknię.
        Piękne suknie i komplety (gorset+spódnica, bluzka+spódnica) itp, miła obsługa, krótkie terminu realizacji, atrakcyjne ceny (zdaje sie od 1000-1500 zł?) a jeśli nic z gotowych modeli nie wpadnie w oko – projektantka stworzy nowy projekt zgodnie z Twoimi wymaganiami. i też bez problemu można robić zdjęcia, Panie nawet same to proponują.
        Zdecydowanie warto!

  21. Ojjjj… Ja mam super pomysł! Nie wiem czy chcesz jechać do Poznania robić wywiad, ale na Jeżycach jest super miejsce, gdzie cudowna Agnieszka wypieka chleb. Codziennie wstaje o 3 żeby na 7 mieć gotowy chleb dla pierwszych kupujących.

    Koniecznie sprawdź Zakwas i historię Agnieszki.

    Z tego co wiem to dla wypiekania chleba rzuciła pracę w korpo.

    1. W Bielsku na targu na Grunwaldzkim tez jest taka mloda dziewczyna z wlasna piekarnia, tylko nie pamietam teraz jej imienia ani nazwy piekarni :(

  22. Wchodzę sobię tu, z założeniem, posprzątania w swoich internetowych czeluściach, w poszukiwaniu jakiegoś pomocniczego materiału, patrzę, a tu salon w którym kupiłam moją wymarzoną suknię ślubną i który polecam każdemu na każdym kroku :)
    Pani Basiu i Pani Mamo Basi raz jeszczę podkreślę, że była to czysta przyjemność <3

  23. Chętnie poczytałabym właśnie bez zadęcia o bohaterce Lokal Bakery na Koszutce w Katowicach. W pt odwiedziłam ich pierwszy raz, po tym, jak natkelam sie na historie w mediach i na lifetrampie. Cudowne doswiadcznie, troszkę taka Charlotte, ale na Slasku z przemilymi ludźmi!

  24. Świetny wywiad! ;) swoją wizytę w salonie wspominam bardzo miło. To bardzo ważne, by pracownicy salonu dodawali swoją cegiełkę do budowania atmosfery ślubnej- przyjemnej i trochę filmowej, ale bez przesady;p
    Jestem ciekawa jak można fajnie zmienić suknię ślubną, żeby niepotrzebnie nie wisiała w szafie – w tym momencie mam cichą nadzieję na inspirujący post/artykuł: )

  25. W przesądy nie wierzę, ale przed zanim wyszłam za mąz w wieku 26 lat, nigdy nie zakładałam żadnej sukni slubnej, nie mierzyłam, nie próbowałam nawet ot tak ….zresztą nie wiedziałabym po co mam to zrobić, wystarczy że popatrzyłam na manekin z suknią….
    Podobno to przynosi pecha, tak samo jak nie nalezy przymierzać obraczek ślubnych kogoś…
    Także, Joasiu , suknie załozyłaś, ale obraczki już nie mierz, tak na wszelki wypadek :))))

    1. Moje ulubione „W przesądy nie wierzę, ALE…” – czyli chyba troszkę wierzysz ;) Przesad ślubne są naprawdę śmieszne, tak samo jak ciążowe :D

      1. Nie wiem:), nie kuszę losu…. wiem, że nie przymierzałam nigdy sukni slubnej przed slubem, ani obraczek i mam super udane malżeństwo od 12 lat! coś w tym jest :PPPPP

  26. Piękny post, mimo że wzięłam ślub w maju tego roku, to nadal kocham patrzeć na suknie ślubne. Swoją sukienkę kupiłam w Krakowie,na ul.Długiej ,w salonie Mendelsson. Była to piąta suknia jaka mierzyłam, w dodatku w stylu księżniczki czyli zupełnie inna od moich skromnych wyobrażeń, a przymierzylam ja tylko po to żeby zobaczyć jak wyglądają sukienki z filmów. Kiedy pani założyła mi welon do ziemi po prostu czułam jak mi serce rośnie, od razu powiedziałam ze to to.I mimo że mama ze łzami w oczach nalegala żebym się zastanowila bo to dopiero drugi sklep, to ja juz wiedziałam :-) a w dzień ślubu usłyszałam od mamy ze to był najlepszy wybór :-) życzę Wam dziewczyny żeby z ta suknia było jak z mężem – wiesz ze to to :-) ciekawi mnie z kolei bardzo zawód wedding planerki, to dopiero musi być ekscytujące!

  27. Świetny tekst (i w ogóle cały ten cykl) :) Wynika z niego, ze całkiem nieźle nadaję się na stylistkę ślubną – no, może kiedyś ;) Podłączam się do oburzenia zakazem robienia zdjęć. Kiedy człowiek się waha między 2-3 sukienkami, dobrze jest zerknąć na zdjęcie, nawet jeśli suknia nie jest do końca dopasowana, itd. Ja na swoją zdecydowałam się bardzo szybko, ale leciutko żałuję, że decyzja była podyktowana raczej względami finansowymi… Gdybym miała dzisiaj wybierać suknię, kupiłabym coś wygodniejszego (i używanego) w podobnym przedziale cenowym :)

  28. Na szczęście w Poznaniu chyba zmieniła się już mentalność fotografowania sukni – miałam przyjemność jako fotograf być ze „swoją” Panną Młodą i robić jej zdjęcia – właścicielka salonu wręcz sama doradzała jakie ujęcia mam robić ;)
    Jestem zafascynowana tym wywiadem i tak sobie myślę, że może kiedyś, kiedy już nie będę fotografem ślubnym, zmienię profesję właśnie na taką. Podejrzewam, że ciężko będzie mi odejść z branży ślubnej, więc praca w salonie sukien ślubnych byłaby ciekawą odmianą!
    Świetna jest ta seria – wyczekuję kolejnych artykułów :)

  29. Super artykuł q ja coraz bardziej zastanawiam się nad współpraca z takimi salonami jako projektant i stylista…
    Uwielbiam doradzać innym i sprawiać aby sje super poczuli <3

  30. Uwielbiam 'Say yes…’:D
    Świetny post Asiu! Ten cykl to prawdziwa perełka:-)
    Niestety przyłączam się do opinii czytelniczek o fotografowaniu się w sukni… Powiem na swoim przykładzie. Mierzylam kilka sukienek. W dwóch się zakochałam. Obie były w różnych salonach. W jednym mogłam zrobić zdjęcia, w drugim nie. Aparat w telefonie, czasy, kiedy telefony nawet nie były dotykowe! Tak więc wiadomo, jaka jakość tego zdjęcia była… Zastanawiając się w domu już na spokojnie, którą wziąć, na jedną mogłam spojrzeć w każdej chwili, drugą musiałam sobie ciągle przypominać. Stanęło oczywiście na tej z fotografii. Widziałam czarno na bialym, jak leży. Tamtej drugiej z czasem byłam coraz mniej pewna, choć pewnie też była idealna. No ale cóż. Salon sam sobie zaszkodził i stracił zysk. Kto wie,ike dziewczyn pomyślało podobnie…
    Pozdrawiam i życzę bohaterce wywiadu szczęśliwego rozwiązania!

  31. Super się czyta ten artykuł. Wychodziłam za mąż prawie dwadzieścia lat temu i wciąż doskonale pamiętam, że byłam zachwycona suknią.Miałam dwadzieścia dwa lata, byłam drobna i żywa, a sukienki nie zdjęłam do rana, bo mi było szkoda. Ostatecznie nie da się chodzić w takich kiecach na co dzień, a mnie by się akurat podobało. Wtedy była moda na dodatkowe osobne halki i to było niewygodne, ale mnie się udało znaleźć taką z lekką sztywną firaną zamiast halki (w każdym razie tak wyglądała suknia pod spodem). Była wszyta na stałe i dało się w tym przetańczyć do rana, nie odmawiając sobie żadnej karkołomnej sztuczki. Wybawiłam się na swoim weselu, jak na żadnej innej zabawie. Sukienka była ładna i wygodna, chociaż następnego dnia po przebudzeniu byłam zdziwiona, że tak „ubłocona” na dole, a ona po prostu od tego wywijania nogami zakurzyła się dokumentnie. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłych wspomnień ślubnych oraz trochę szaleństwa. Czasem nie warto silić się na doskonałość.

  32. Bawi mnie to, że na świecie jest takie szaleństwo, gdy bierze się ślub… hm… a jednocześnie budzi się taka tęsknota- cóż, choćbyśmy chciały zaprzeczać, to matki wychowały nas w kulcie księżniczek, zresztą, czy chciałybyśmy? Ostatnio trafiłam na program, który bardzo mi się spodobał- włoskie spojrzenie na pannę młodą Enzo Missione Spose- moim zdaniem rewelacyjne wyczucie mody, ale to, co urzekło mnie najbardziej całkowite skupienie na dobraniu sukni dla panny młodej, a suknie… mniam!… i do tego taki włoski rys, pazur, krzyk. Tak, jak piszesz w artykule: najważniejsze jest to nieuchwytne coś, co sprawia, że suknia wyróżnia nas, w tym dniu szczególnie, ale i na co dzień, bo moda już taka jest, że chce się patrzeć. Pozdrawiam i sukcesów w 2017.

  33. Naprawdę ciekawy cykl wywiadów. Miło się czyta. Czy można się jeszcze zgłaszać do Ciebie w sprawie przeprowadzenia wywiadu? Czy interesują Cię tylko nietypowe zawody?

  34. hej dziewczyny, co zrobiłyście ze swoimi sukniami po ślubie? pytam, bo jakoś nie mam serca sprzedać swojej i zastanawiam się nad przerobieniem (obszyciem gorsetu na granatowo, żebym mogła ją jeszcze gdzieś założyć). w sumie trochę mnie dziwi moje podejście, bo skłaniam się ku minimalizmowi, a tu mam zagwostkę… :)

  35. ja bardzo nie rozumiem tego szału na suknie i wydawania kosmicznych pieniędzy na jednorazowe ubranie.
    no ale, każdemu wg potrzeb. my z partnerką bierzemy ślub w sierpniu w Kopenhadze. na fali wyprzedaży kupiłam pasujące do siebie złotą bluzkę i spódnicę, które razem wyglądają obłędnie, zapłaciłam śmieszne pieniądze i będę je nosiła też na inne okazje poza własnym ślubem, a czuję się w tym stroju jak milion dolarów (albo dukatów, biorąc pod uwagę kolor ubrania ;) )
    Gdybym miała zainwestować, to pewnie zgodnie z sugestią którejś z pań powyżej, kupiłabym coś od Fanfaronady albo kieckę z Riska, ale szczerze mówiąc trochę mi żal pieniędzy, skoro inwestujemy w bilety lotnicze i inne takie, żeby w ogóle móc wziąć ślub.
    no ale – najważniejsze, żeby czuć się najlepszą wersją siebie, nieważne czy w sukni za 5 tys. czy w spódnicy z sieciówki.
    pozdrawiam wszystkie osoby w ślubnej gorączce!

  36. Uwielbiam ten cykl z wywiadami! Jak zwykle bardzo ciekawie, aż chce się więcej :).
    Ja mam nienajlepsze doświadczenia z salonów. Ślub to nie była dla mnie okazja do spełniania marzeń z dzieciństwa, więc nieświadoma tych wszystkich ceregieli z umawianiem wybrałam się pewnego dnia z moją przyjaciółką na Długą w Krakowie. W kilku miejscach było nawet w porządku, ktoś do nas podszedł, podał jakieś modele. Jednak było kilka miejsc, gdzie obsługa totalnie nas olała, a jedna pani w jednym z bardziej eleganckich salonów potraktowała nas jak małolaty, które przyszły się pobawić. Ja poprosiłam o sukienkę za kolano, bez połysku, brokatu, diamencików i podobnych ozdobników, bez sznurowań, z płytkim dekoltem i krótkim rękawkiem, rozmiar 38. Dostałam suknię długości 7/8, z haftami i diamencikami, sznurowanym gorsetem, dekoltem w serce, bez ramion i rękawków, rozmiar 34 :D. Jak już zdejmowałam to cudo, wypatrzyłam na manekinie obok coś bardzo zgodnego z moim opisem. Ale juź straciłam chęć do dalszych przymiarek.

    Ostatecznie kupiłam sukienkę wiztową za 400zł, szytą w Krakowie, w sklepiku Inspiration Boutique. Zaczęło się od pistacjowej, koronkowej sukienki, która obłędnie leżała. Przemiła pani zgodziła się uszyć dokładnie taką samą, tylko białą. Pomogła mi dobrać rodzaj i kolor koronki, zmieniła po uzgodnieniu ze mną kilka istotnych detali… po prostu wprowadziła takie czary-mary, że z niepozornej sukieneczki zrobiła piękną i elegancką, ale też lekką sukienkę ślubną, trochę w stylu lat 50. Babcia mojego męża do ślubu szła w podobnej :).
    Wyglądałam lepiej, niż sobie to mogłam wyobrazić, było mi bardzo wygodnie i chętnie ją jeszcze założę.

    Wiem, że to nie jest rozwiązanie dla wszystkich, bo wiele dziewczyn marzy o sukni do ziemi i planuje ten dzień od przedszkola. Ale jeśli ktoś ma podejście luźne do tego typu konwenansów, nie jest wkręcony w dziewczyńskie fascynacje oprawą ślubów i chce przede wszystkim czuć się swobodnie, to pieczołowicie dobrana sukienka wizytowa jest jakimś wyjściem :).

  37. Bardzo fajny i profesjonalny artykuł. Jestem księgową, ale aż zamarzyłam o takiej pracy, choć z igłą i nitką nie jest mi po drodze…;) Ps. Kiedy blogi szafiarskie zaczynały być popularne, obserwowałam. tego bloga, jak i kilkanaście innych. Później nastąpił przesyt i przez kilka dobrych lat w ogóle nie zaglądałam do szafiarek. Teraz wracam do niektórych. Jedne blogi mnie zawodzą, a inne ( właściwie dwa) mile zaskakują. Twój blog należy do drugiej grupy, bardzo mi się podoba kierunek, w którym poszedł. Plan na najbliżesze tygodnie-kupić Twoje książki i nadrobić zaległe wpisy?

  38. Brałam ślub 3 lata temu i w tym salonie, w którym moglam.zrobić zdjęcie kupilam sukienkę. W kilku salonach zostałam olana do tego stopnia, że pani nie chciała zdjąć sukienki z manekina, bo stwierdziła, że jest za droga. Aż mi szczęka opadła o tylko zapytałam, czy się nie przesłyszałam. Chodziłam od rana i w tygodniu, dzięki temu nie musiałam się specjalnie umawiać, tzn. tam, gdzie było ok. Z moją siostrą było podobnie, choć tu magia zaczynała się w chwili założenia welonu. Szukaliśmy do niej sukni 8h i każda była taka sobie, po założeniu welonu każda była piękna… I bądź tu człowieku mądry ;) Ostatecznie kupiła piękna koronkową suknię, której zabraliśmy kilka drobiazgów, żeby była delikatniejsza i bardziej dopasowana do urody siostry. Ja miałam maksymalnie prostą, wiec nie ma się nad czym rozpisywać. Obie były kupione w Łodzi, moja na Sienkiewicza na przeciwko komendy, a siostry na Zachodniej obok Teatru Nowego /wejście po schodach na taki wyższy parter/. Obsługa i jakość sukienek na 5+ a obie w cenie szokująco niskiej ;) Zauważyłam, że część panien młodych licytuje się, która ile wydala na sukienkę, ale ja nie widzę specjalnie różnicy pomiędzy dwoma dobrze uszytymi i z dobrego materiału.

  39. Joasiu, wydawało mi się, że gdy opublikowałaś ten post, było w nim zdjęcie jak Ty przymierzasz sukienkę? Teraz go nie ma…
    Ciekawe, dlaczego :P

  40. Ja miałam zupełnie inne wyobrażenie, jak powinna wyglądać moja suknia ślubna. Przymierzyłam wszystko co wyglądało podobnie i okazało się, że wyglądam w tym koszmarnie. W ostatnim salonie który miałyśmy z mamą w planach, zauważyłyśmy sukienkę na manekinie zupełnie nie w moim stylu. Mama poprosiła, żebym przymierzyła. Pamiętam moją odpowiedź – „Ale ona jest brzydka ;)”. Przymierzyłam i wtedy pierwszy raz poczułam się jak panna młoda. To było to :) Panie z salonu też były bardzo pomocne, kolejnych przymiarek wręcz nie mogłam się doczekać. Mówiły, że jestem jedyną panną młodą która tak się cieszy na przymiarkach, że widać po mnie że jestem szczęśliwa. Podobno reszta panien młodych zachowuje się zupełnie odwrotnie, aż zdołować się można :)

    Ślub brałam w czerwcu a sukienki szukałam już rok wcześniej w sierpniu. W niektórych salonach nas wręcz wyganiano, „bo to za wcześnie, co my tu w ogóle robimy!”, albo „eee rozmyśli się pani”, albo poświęcano nam 10 minut, byle przymierzyć i się nas pozbyć, mimo umawianych wizyt.

    Salon w którym kupiłam suknię był bardzo elegancki, a okazało się, że panie są mega wyluzowane i pomocne. Poświęciły mi tyle czasu ile trzeba. Nie czułam się poganiana. No i nie przeszkadzało mi, że chcę kupić suknię tak wcześnie, nawet mówiły, że akurat trafiłam na początek wyprzedaży i na pewno uda mi się coś znaleźć taniej :)

  41. Oh, jaki wspaniały wywiad i… salon! Przypominam sobie poszukiwania sukni ślubnej dla siostry oraz niedługo potem dla mnie. Jak trudno było wtedy znaleźć tak piękne fasony, a to zaledwie dwa lata! Nie mówiąc o fachowej doradzie… Pozdrawiam najgoręcej!

  42. I to jest coś, co zdecydowanie mogłabym robić jeszcze poza moim zawodem osobistej stylistki! :)

    Cieszę się, że Basia ma tak wspaniałe podejście do swoich Klientek, bo z tego co doświadczyłam i co czytam w komentarzach, niestety jest to rzadkość… A przecież one są tego warte! Często niepewne, podekscytowane, przerażone, zniechęcone Panie poszukują kogoś, kto oprócz tego, że dobrze doradzi, to jeszcze mniej więcej zrozumie i zaakceptuje, co one teraz czują.

    Od siebie dodam jeszcze, że stylistka, która otwarcie mówi o tym, że na szersze biodra, czy duży brzuch pasuje nie jeden, a kilka fasonów sukienek (ale nie wszystkie!) zasługuje na uznanie. Bo wykuć na pamięć A = prosta, Y = kloszowana, H = taliowana to nie filozofia ;)

    Co do zdjęć, to również myślę, że najlepszym sposobem byłoby znaleźć jakieś pośrednie rozwiązanie np. zdjęcie wykonywane przez stylistkę i po nałożeniu dużego znaku wodnego wysyłamy na podany adres e-mail. W efekcie mamy zadowoloną klientkę i zbieramy bazę e-mailową – 2w1 :D

    Świetny cykl! Czekam na kolejne <3

  43. Ja chciałabym przeczytać wywiad z doradczynią kariery : ) Albo z kimś, kto czuwa nad rozwojem zawodowym młodych ludzi. Jest bardzo mało takich (dostępnych) osób, tak by nie były horrendalnie drogie. A problem niewiedzy „co dalej ze sobą” wśród młodych ludzi jest…

  44. Mam pytanie a generalnie jaka szkole trzeba skonczyc by zostac stylistka ślubna? Marzy mi sie taka praca a za niedługo przyjdzie pora na wybranie szkoły.

    1. Możesz skończyć szkołę wizażu i stylizacji, projektowania odzieży albo kierunki kulturalno -artystyczne. To jeden z tych zawodów, w których trzeba być dosyć wszechstronnym :). Dobrze też „zahaczyć” o kurs kroju i szycia.

  45. Mnie ciekawi w zasadzie każdy zawód! No może poza własnym, bo ten znam od podszewki:D Ale wywiad ze stewardessą faktycznie byłby super. Podobnie pani kwiaciarka, pani fryzjerka, pani szef kuchni, pani przedszkolanka (albo lepiej pani w żłobku!), pani położna… Można wymieniać i wymieniać… Najważniejsze, żeby była to osoba z pasją i powołaniem:-)

  46. Trafiłam tutaj przypadkowo, jednak bardzo się z tego cieszę!
    Blog mnie hipnotyzuje, a powyższy post jest wspaniały! Delikatny, świeży, kobiecy… klimaty, jakie lubię najbardziej! :)

    jeśli chciałabyś przeprowadzic wywiad z Panią ze żłobka polecam moją szefową! Gdybyś chciała namiary – odezwij się! :D

    Oby więcej takich postów, kochana!

  47. wszystko super byłam w salonie mierzyłam :) suknie piękne spodobały mi się 3 niestety kategoryczny zakaz zdjęć ciężko się zdecydować gdy koszt suknie to 4000zł! może panie myślą że każdego stać, prosiłam grzecznie czy mogę się „przespać” z zdjęciami bo nie wiem co wybrać i mi odmówiono. coż znalazłam inny salon gdzie zdjęcia nie raziły. P.S Pani szefowo Sabe proponuję zastanowić się nad możliwością zdjęć…

  48. Bardzo, bardzo mi się ten wpis spodobał, nawet łezka mi się w oku zakręciła. Ja co prawda wybierałam suknię w komisie sukien (salon niestety nie na moją kieszeń), ale Pani była bardzo pomocna i wyrozumiała. W zasadzie wybrałam sukienkę w 45 minut, będąc zupełnie sama (nie chciałam nikogo ciągnąć ze sobą) i to jeszcze zupełnie nie taką, jak planowałam, bo faktycznie źle mi było w uprzednio zaplanowanych fasonach. Pani zaproponowała mi inną i to był strzał w 10 :) Fajnie, że Pani Basia podchodzi tak profesjonalnie do tematu, aż chciałoby się wpaść w jej ręce :)

  49. Świetny wywiad z Panią Barbarą, oddający wiernie atmosferę pracy w salonie sukien ślubnych i w kontaktach z klientkami. Wiem coś o tym, ponieważ jestem chyba jednym z bardzo nielicznych facetów , pracujących w tej branży. Od ponad 20 lat szyję suknie ślubne i po prostu jestem zakochany w tej pracy. Uwielbiam szycie, materiały, a najbardziej kontakt z klientkami, które są szczęśliwe, że trafiły na na tą jedną , jedyną suknię swojego życia.
    I tak jak zostało napisane w tym wywiadzie, przeważająca większość klientek nie ma żadnych zastrzeżeń, aby suknię ślubną szył dla nich facet, niektóre są wręcz zachwycone. To bardzo jest budujące i za żadne skarby nie zamienił bym tej profesji na inną. Salon sukien ślubnych ma swoją specyfikę, dużo inną od zwykłej pracowni krawieckiej, gdzie szyje się zwykłe sukienki, spódniczki czy bluzki. A mam tu pewne porównanie , bo przedtem szyłem właśnie sukienki w pracowni, a potem przypadek zrządził, że znalazłem się wśród sukien ślubnych i tak już zostało.

  50. Wracam do tego postu po raz drugi, poniewaz ostanio mialam okazje byc w salonie Sabe i przymierzyc tam kilkanascie sukien. Niestety nie trafilam na Basie, a na inna pania, dla ktorej praca jako stylistka nie jest chyba powolaniem. Gdy placisz ponad 4000zl za suknie slubna oczekujesz, profesjonalnego, pelnego zaangazowania podejscia, dobrej rady, usmiechu na twarzy mimo ze dla asystentki jestes pewnie kolejna,niezdecydowana klientka. Pani, ktora mnie obslugiwala byla mila, ale tylko tyle. Na twarzy malowalo sie jedynie znudzenie i beznamietne 'przepraszam ze zyje’.

  51. Przyznaję, że nie jestem obiektywny, jako że od jakiegoś czasu jestem absolutnie rozczulony (zwłaszcza w takiej bajecznej białej, tiulowej pricesce) i taka praca wśród tych materiałowych cudów stanowiłaby dla mnie spełnienie, marzeń, wiem jednak, że przez wzgląd na płeć jestem z góry przegrany. Stać mnie w tym wszystkim na pewien obiektywizm: mimo odczuwanych emocji potrafię się wczuć w sytuację przyszłej panny młodej, którą w jakiś sposób musi dotykać mężczyzna (a wydaje mi się, że przymiarka bez tego nie jest możliwa) i która to czuje się nieswojo poza tym ponoć w tym zawodzie trzeba znać się na szyciu a to już nie jest takie oczywiste. To, co mnie w tym tylko dziwi to to, że przecież wśród projektantów mody byl/jest niejeden mężczyzna czemuż więc nie tu? I właśnie dlatego zawód ten na zawsze pozostaje sfeminizowany (nie piszę tego chamsko, zaznaczam)..cóż…trzeba się pogodzić…choć niełatwo ;-).

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.