Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Co zrobić, kiedy nie wiadomo, w co włożyć ręce, czyli 8 wskazówek, które przydadzą się w natłoku zadań

Od czasu do czasu zaliczam stresujący czas – jak każdy. Kumulują mi się zadania, nie wiem w co ręce włożyć i moja pierwsza, automatyczna reakcja to bieganie w kółko i machanie rękami.

Nie robię tego oczywiście dosłownie (chociaż czasem jestem blisko!), ale niepotrzebnie się nakręcam, chodzę i opowiadam, ile rzeczy mam do zrobienia, nie śpię w nocy i marzę o tym, żeby ktoś napisał mi usprawiedliwienie, jak w podstawówce.

Jak się pewnie domyślacie, nie jest to najlepsza strategia wychodzenia z takiej sytuacji. Od pewnego czasu przyglądam się więc uważnie swoim reakcjom i zamiast panikować, staram się spokojnie robić to, co faktycznie pozwoli mi jak najszybciej wrócić do normy. Wkładam też wtedy dużo wysiłku w dbanie o siebie.

Oto rzeczy, które do tej pory wypracowałam. U mnie działają, więc mam nadzieję, że przydadzą się i Wam.


Naucz się mówić “nie” i nie doprowadzaj do przeciążenia


Lepiej zapobiegać, niż leczyć! Wiem, że skoro czytasz tego posta, to być może jest już za późno, ale warto się o to postarać na przyszłość. Jeśli wiesz, że i tak masz dużo pracy, bądź asertywna i nie przyjmuj kolejnych zobowiązań.

Nie narzucaj ich też sobie sama. Jak pisałam w recenzji książki Decide, większość z nas zmaga się z problemem “bycia rozsmarowanym zbyt cienko na zbyt dużej kromce”. Planując dany miesiąc, często bierzemy pod uwagę tylko zobowiązania związane z pracą czy nauką. Nie myślimy o tym, że czeka nas też remont, kilkudniowa wizyta rodziny czy tournee po lekarzach – a to też bardzo angażujące sprawy.

Sumienne skupianie się na małej ilości rzeczy na raz naprawdę działa. Przypomnij sobie bajkę o lisie i zającu. Ja wolę zaplanować jedną czy dwie duże rzeczy w miesiącu i spokojnie je zrealizować, powoli posuwając się do przodu, niż zarzucić się zadaniami i w kółko przesuwać terminy. To niepotrzebnie stresuje, buduje też złe nawyki. Bardzo więc tego u siebie w firmie pilnuję i pracuje nam się w ten sposób dużo lepiej.


Zatrzymaj się, wypisz rzeczy, które masz do zrobienia i nadaj im priorytety


Często martwimy się o natłok zadań, nie zastanawiając się, co tak naprawdę mamy do zrobienia. Skubniemy trochę tego, trochę tamtego, co jest wyczerpujące i nieszczególnie posuwa nas do przodu.

W takiej sytuacji spokojny moment poświęcony na zrobienie kawy czy herbaty i zaplanowanie działań wydaje się niepotrzebną stratą czasu. To błąd, porządne zaplanowanie działań pozwoli nam sporo czasu zaoszczędzić i przede wszystkim pracować mądrzej, a nie ciężej.

Wypisz więc rzeczy, które muszą zostać zrobione. Wybierz kluczowe zadania – te, których ukończenie zrobi największą różnicę.

Zastanów się też, czy z niczego nie możesz zrezygnować. Najczęściej da się coś takiego znaleźć.


Rozsądnie rozplanuj działania


Zastanów się, ile czasu potrzebujesz na wykonanie najważniejszych zadań. Od razu pomnóż wynik razy 1,5, zwykle nie doszacowujemy czasu, który jest nam potrzebny na wykonanie danej rzeczy.

A potem rozpisz zadania na małe kroczki i zaplanuj je w kalendarzu na kolejne dni.

Rozsądnie, wszyscy wiemy, że nie napiszesz trzech rozdziałów pracy magisterskiej, referatu i prezentacji w jeden dzień, zwłaszcza jeśli zwlekasz z tym od dwóch miesięcy.


Bierz się do roboty, ale rób tylko jedną rzecz na raz


Możesz planować, ile chcesz, ale bez działania nie posuniesz się do przodu. Nie ma też żadnej magicznej metody, która pozwoli Ci uniknąć zwykłego zabrania się do pracy.

Zamiast zajmować się wszystkim na raz (i niczym dobrze), skup się na jednym aspekcie jednej sprawy. Rozpisanie zadania na części bardzo w tym pomaga.

Jeśli masz do napisania tekst, najpierw zrób dokładny plan, potem wypełnij konspekt treścią, następnie zredaguj całość i w końcu wymyśl dobry lead i tytuł – po kolei!

Zajmując się tylko jedną rzeczą na raz masz szansę wpaść w stan “flow”, który pozwoli Ci pracować dużo wydajniej, z dużo lepszymi efektami.


Wyeliminuj rozpraszacze


Wyłącz powiadomienia. Jeśli możesz, to wycisz telefon.

Jeżeli nie potrzebujesz do pracy Internetu, odłącz się od sieci. Jeśli jest Ci niezbędny, użyj wtyczki StayFcsd, która zablokuje wszystkie strony poza tymi, które oznaczyłaś jako potrzebne.

Kiedy masz coś do zrobienia na Facebooku, a ciągle odświeżające się treści Cię rozpraszają, użyj wtyczki News Feed Eradicator, która usunie funkcję ściany. Wciąż możesz zarządzać stronami, wysyłać i odbierać wiadomości, a nawet wchodzić na konkretne profile, ale kończy się nieustanny przemiał treści.

Ja używam obu tych wtyczek na co dzień (w Google Chrome) i pracuje mi się z nimi znacznie sprawniej i przyjemniej.


Zadbaj o siebie


W momentach kryzysu bardzo często zupełnie zapominamy o sobie. Wydaje nam się, że zdrowe odżywanie czy ćwiczenia to kompletna strata czasu i żywimy się pizzą i coca-colą. A do tego śpimy po cztery godziny. Wielokrotnie robiłam tak podczas sesji na studiach i nie były to dobre okresy.

Pomyśl o tym w ten sposób – jeśli skrócisz swój standardowy sen choćby o dwie godziny, to przez cały dzień, czyli kolejne dwanaście, będziesz działać na dużo niższych obrotach. Zdecydowanie nie warto.

Wyjątkowo intensywne okresy to czas, w którym powinnaś dbać o siebie szczególnie, a nie zupełnie o tym zapominać! Jeśli masz kupę roboty, faktycznie szkoda czasu na spędzanie długich godzin w kuchni, ale krem z dyni czy z brokuła robi się w dwadzieścia minut, można go ugotować cały gar i zamrozić.

Dobrze wykorzystuj też przerwy i czas odpoczynku. On też jest ważny – jeśli wydaje Ci się, że możesz wydajnie pracować przez osiemnaście godzin na dobę, to jesteś w dużym błędzie.

Jeśli pracujesz przy komputerze, to poruszaj się w przerwach, wyjdź na spacer (polecam psa!), zrób krótką sekwencję jogi. Na czas odpoczynku wyłącz go zupełnie i zrób coś, co naprawdę Cię relaksuje. Ja polecam niezastąpiony ASMR, pisałam o nim tutaj. Super sprawdza się też medytacja (fajna jest aplikacja Calm) czy najzwyklejsze robienie na drutach.


Odmawiaj, ale czasem powiedz tak


Jeśli masz przed sobą ważny egzamin, do którego nie jesteś przygotowana, a znajomi namawiają Cię na kilkudniowy wyjazd, to rozsądniej będzie powiedzieć “nie”.

Nie bunkruj się jednak w swojej jaskini na dnie i noce. Wieczorne wyjście do kina czy na szybka kawa z koleżanką może zabierze Ci trochę czasu, ale też pozwoli się wyrwać ze stresującego cyklu i odświeży umysł.


Jeśli wiesz, że sobie nie poradzisz, jak najszybciej poszukaj pomocy


Kiedy zadań jest zbyt wiele, albo coś Cię przerasta, po prostu poproś o pomoc! Może ktoś bliski będzie mógł Cię wesprzeć swoimi umiejętnościami, może będziesz musiała skorzystać z pomocy profesjonalisty.

W każdej z tych opcji ważne jest, żeby zrobić to jak najszybciej, nie zamierać w pozycji przerażonej jaszczurki. Znalezienie retuszera, który z dnia na dzień obrobi Ci sto zdjęć, może być nie tylko trudne, ale i bardzo kosztowne.

To samo dotyczy dotrzymywania terminów – jeśli wiesz, że nie zdążysz, bądź w porządku i daj o tym znać jak najwcześniej. Na pewno uda się wypracować jakiś kompromis. Najgorsze, co możesz zrobić, to udawać do ostatniej chwili, że wszystko jest okej.

Patrząc na wszystkie moje sesje na studiach, stresujące okresy w pracy i inne mniejsze i większe kryzysy, widzę że mniejsze znaczenie ma sam ciężki okres, większe moje nastawienie.

Co więcej, jeśli odpowiednio się przygotuję, mogę przejść przez cięższy czas całkiem gładko. Niestety nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć i nie zawsze da się to zrobić, ale warto próbować.


Dajcie znać, czy Wam zdarzają się takie momenty (nie wierzę, że nie!) i jak sobie wtedy radzicie. Konkretne, praktyczne sposoby bardzo mile widziane.

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

44 thoughts on “Co zrobić, kiedy nie wiadomo, w co włożyć ręce, czyli 8 wskazówek, które przydadzą się w natłoku zadań”

  1. Bardzo trafne wskazówki. Myślę, że w dzisiejszych czasach wielu ludzi bierze na siebie zdecydowanie za dużo obowiązków, a ich ambicja nie pozwala im z niczego zrezygnować, nawet jeśli mają przypłacić za to kolejną nieprzespaną nocą, czy opuszczonym spotkaniem z kimś dla siebie ważnym. Pisałam u siebie o radzeniu sobie w podobnych sytuacjach: http://inspiringsessions.blogspot.com/search?updated-max=2016-09-29T11:53:00-07:00&max-results=5&start=5&by-date=false
    Zapraszam!

  2. Ja nauczyłam się gotować na dwa dni. Zrobienie obiadu w ilości dla 1 osoby czy 2-3 zajmuje tyle samo czasu, więc gotuję „dwie pieczenie na jednym ogniu” ;)
    Dwa – na sport chodzę z przyjaciółką dzięki czemu wzajemnie się motywujemy i pilnujemy. Nawet w największym natłoku pracy nie rezygnuję z zajęć. Dzięki nim często mam później nowe pokłady energii.

  3. To o mnie! Zwłaszcza punkt pierwszy :/
    Za dużo projektów a ja potulnie przyjmuję od szefa kolejny na JUŻ! bo przecież jak odmówić…
    A w efekcie – przeciążenie. Tyle, że u mnie to już chyba specyfika biura, w którym pracuję i wiele nie zmienię.
    Ale! Moje przeciążenie osiągnęło właśnie taki etap, że chyba zmobilizuje mnie do zmiany pracy.
    To też wyjście jeśli nie można inaczej. Pewnie nawet mi na dobre wyjdzie ;)

    1. Emko, obawiam się że zmiana pracy nic nie da dopóki nie zmienisz nastawienia. Spróbuj odmówić chociaż raz, a zobaczysz że świat się nie zawali i nikt Cię nie zwolni. Albo powiedz szefowi że masz do zrobienia x, y, z i żeby sam określił co jest najpilniejsze. Paradoksalnie, stałam się lepszym pracownikiem częściej odmawiając – bo zaczęłam dotrzymywać terminów i jakość mojej pracy się poprawiła.

  4. Właśnie się zastanawiam co ja robię ze swoim życiem, bo tak nadałam priorytety, że idę zaraz potańczyć na mieście zamiast siedzieć na tyłku w domu i się uczyć, ale uznałam, że myśląc o tym jak reszta znajomych się dobrze bawi i tak mi nic do głowy nie wejdzie. To trochę tak pół żartem, pół serio, bo naprawdę zaraz wychodzę, ale wpis bardzo przydatny na te momenty jak obowiązków jest aż za dużo :)

  5. Masz świetną roślinę. Ostatnio też mi się spodobała i okazało się, że takie sagowce (łac. Cycas) występują na Ziemi od czasów dewonu :) To jeden z najstarszych typów roślin, jakie przetrwały w niezmienionej postaci.

  6. Mam tak teraz – batłok zadań i jeszcze podróż (Islandia!) w planie. I oczywiście, musiałam z czegoś zrezygnować. Odrzuciłam fajną robotę związaną z konstrukcją ubioru, żeby resztą (ważniejszych dla mnie teraz) zadań zająć się na całego. Nie można chwytać miliarda srok za ogon, tyle ;)

  7. Asiu, bardzo dziękuję Ci za napisanie o News Feed Eradicator! Gdzieś o niej czytałam i ostatnio próbowałam wyszukać, ale nijak google nie rozumiało o co pytam. Niestety, mam tendencje do panikowania w natłoku zadań i zamiast działać narzekam jak dużo mam do zrobienia. Po przeczytaniu tytułu posta skojarzyła mi się odpowiedź: „obejrzeć serial”. Ale walczę z tym podejściem!

  8. Te rady byłyby mi bardzo potrzebne jeszcze dwa lata temu. Dziś mam najlepszą wtyczke do ustalania priorytetów i nie marnowaniaczasu- dziecko. Chcąc pracować i mieć dla niej czas nie ma wyjścia- wszystko sie układa raz dwa

    1. Potwierdzam – połączenie dziecko i praca znakomicie ustawia priorytety, tylko trzeba nie zapominac o odrobinie odpoczynku i czasu dla siebie :)

  9. Pracowite okresy czasami się zdarzają.
    Najlepiej zaplanować plan pracy z zapasem czasowym 20%, sprawdziłam w boju :)
    W moim przypadku najlepiej pracuje się pod presją czasu. Jeżeli mam za dużo czasu to wszystko schodzi mi o wiele dłużej.
    Bardzo ważnym punktem wydajnej pracy jest chwila przerwy, najlepiej na świeżym powietrzu. Bardzo sprawdzał się krótki spacer po parku, wystarczyło 15 minut a umysł był odświeżony i pracowałam o wiele bardziej wydajnie.

    http://www.themomentsbyela.pl

  10. Bardzo mądry post!
    U mnie sprawdza się taka dość ogólna metoda, która opisuje się jako „Nie wiesz, jak zjeść słonia? Po kawałku.” Nie patrzę na ogrom zadań do wykonania, na całość, że łojesu ile jeszcze przede mną. Tylko ustalam małe cele i robię małe kroczki. Nie planuję tego co zrobię w ciągu roku (chociaż takie listy marzeń i aspiracji lubię sobie robić, ale nie są dla mnie takie wiążące), raczej konkretne dni, a nawet godziny. Nastawiam stoper – na godzinę czy dwie, że teraz tylko pracuję, a potem w pełni zasłużona przerwa.

    Jak nie mogę się zebrać, pomaga mi tez posprzątanie. Zaczynam zawsze od pokoju dzieci, tam się najłatwiej sprząta klocki do jednego pudełka, samochodziki do garażu, itd, proste, i szybko są efekty). To nie zajmuje dużo czasu, fajnie włącza w tryb „robię przydatne rzeczy” no i zdecydowanie lepiej się pracuje, i nie rozprasza w takiej ogarniętej przestrzeni. (oczywiście tu też można popłynąć, znam trochę osób, które mając do wykonania projekty i egzaminy, biorą się za szorowanie wanny, odkurzanie pod łóżkami i mycie okien;)

    Pomaga mi jeszcze odpowiednia muzyka:)
    Pozdrawiam

  11. Przede wszystkim nie nakręcać się. Trudno o to, kiedy mieszka się z panikarzem w jednym pokoju (ach te studia i współlokatorzy… książki można o tym pisać!), ale warto umieć odcinać się od wszelakich bodźców zewnętrznych ;) Ja mam swój sposób na uspokojenie, piszę go jako katoliczka, ale z pewności da się to „przerobić” na ateistyczna wersję.
    Zawierzając swoje życie woli Boga wychodzę z założenia, że wszystko co się dzieje ma jakiś sens, ma mnie czegoś nauczyć i jest dla mnie dobre (nawet jeżeli teraz wydaje mi się, że jest inaczej). To wszystko przyniesie coś dobrego. Bóg chce dla mnie dobra, więc nawet chwilowo trudna sytuacja dobrze się zakończy. Wystarczy mu zaufać. Dla mnie uświadomienie sobie tego faktu momentalnie mnie uspokoiło, o wiele lepiej znoszę stres. Kiedyś miałam ostre bóle brzucha i inne reakcje stresowe, dzisiaj wystarczy modlitwa, żeby wejść na właściwe tory rozumowania.
    To jedno. A drugie to warto sobie uzmysłowić, że większość sytuacji, którymi się przejmujemy to nie jest koniec świata. Nie zdasz egzaminu i będziesz mieć sesje poprawkowa albo dziekankę? No trudno, rok w plecy, ale to przecież nie oznacza, że od raz zmarnowany. Od ciebie zależy jak go wykorzystasz. To, że stracisz jednego klienta nie oznacza, że od razu będziesz zamykać firmę. A jak firma splajtuje to nie znaczy, że nigdy innej nie założysz i nie odniesiesz sukcesu (przykład milionerów, którzy kilkakrotnie bankrutowali a teraz są na szczycie). Zdaję sobie sprawę, że są kwestie na ostrzu noża (jak chociażby urząd skarbowy), ale generalnie takie podejście pozwala trochę zluzować. To z kolei przynosi większy spokój, który jest niezbędny do wykonania zadań krok po kroku, tak jak to Asiu napisałaś.
    Takie jest moje podejście, dzięki niemu żyje mi się o wiele łatwiej. Kiedyś bardzo się stresowałam, miałam raz nawet z tego powodu zaburzenia rytmu serca. Na szczęście szybko mi przeszło, ale z perspektywy czasu widzę, jak to wszystko było niepotrzebne.
    Pozdrawiam!

  12. Obecnie jestem podczas miesiąca przymusowego wolnego po skończeniu stażu podyplomowego, a przed zaczęciem specjalizacji – takoż na natłok obowiązków nie narzekam, za to „nic-nie-robienie” w postaci destrukcyjnej, tzn. wpatrywania się w monitor ;-) aby nie przespać tego okresu relaksu wprowadziłam sobie „ban na internet” i staram się spędzać w sieci mniej niż 1,5 h dziennie. Jak mi idzie to inna sprawa, ale jedno wiem, że zarówno podczas jak i poza natłokiem obowiązków internet potrafi nieźle skurczyć nasz czas :)
    Pozdrawiam i ślę wyrazy sympatii i uwielbienia i sympatii dla Twojego bloga i Twojego sklepu (jak troszkę odłożę zaopatrzę się w Lunaby <3)

  13. Killa tygodni temu wzięłam na siebie tak dużo i tak przyspieszyłam tempo życia, bo przecież wszystko jest taaakie ważne, że skończyłam w szpitalu, bo zaslablam ze zmęczenia, odwodnienia, braku witamin, z okropnie niskim ciśnieniem. Przelezalam kilka dni w łóżku kompletnie bez życia. Od tamtego czasu nie mogę dojść do siebie, mimo że minął prawie miesiąc, ale mój organizm dalej się buntuje. Po prostu narzuca mi odpoczynek i ochotę na warzywa i zdrowe jedzenie. Nie wiem ile jeszcze potrwa taki martwy stan i ile będę się regenerowac, ale mam nadzieję, że nikogo nie spotka to, co mnie. Takie doświadczenie bardzo otwiera oczy na priorytety i to, co faktycznie jest ważne, ale cena jest zbyt wysoka.

  14. Zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami, a szczególnie z tym, że w stresujących okresach dbanie o siebie to podstawa! Większość ludzi myśli tak, jak to opisałaś – że ćwiczenia czy sen kiedy i tak jesteśmy z czymś spóźnieni to strata czasu, ale ja popieram Twoje podejście, bo również je na sobie przetestowałam. Zauważyłam to zwłaszcza w czasie nauki do dużych egzaminów na studiach – czasami zarywałam dwie noce z rzędu i niby przerobiłam dużo materiału, ale jak przyszło do pisania, to mało co pamiętałam. Kiedyś zrobiłam eksperyment i, również mając dwa dni na naukę, uczyłam się tylko w dzień, a w nocy spałam pełne 8 godzin. Najciekawsze jest to, że policzyłam, że łącznie uczyłam się mniej godzin, niż zarywając noce, a jednak ta nauka była o wiele bardziej efektywna i więcej zostało mi w głowie, przez co bardzo dobrze zdałam egzamin.

    Jeśli chodzi o moją radę na stresujące okresy, to przede wszystkim jest to maksymalne wykorzystanie czasu, który mamy. Czyli zero narzekania, zwlekania i zajmowania się pierdołami, a zamiast tego – solidny plan działania, rozpisany, jeśli trzeba, co do godziny. Zazwyczaj po prostu spisuję sobie listę rzeczy do zrobienia w danym dniu, ale kiedy czas mnie goni, wolę mieć szczegółowy plan, co mam robić w jakich godzinach – pomaga mi to nie zbaczać z kursu i utrzymać maksymalne skupienie.

    1. Sen jest nieodzowny, jeśli chcemy, by mózg pracował na pełnych obrotach. U mnie świetnie sprawdzają się drzemki – po kilku godzinach nauki kładę się na 30 minut – w tym czasie umysł porządkuje sobie wiedzę (często śnię o tym, o czym się uczyłam) i odpoczywa. Potem znowu wracam do nauki. W czasie sesji, kiedy uczę się od rana do wieczora, robię sobie nawet 3-4 takie przerwy i bardzo mi to służy :-)

  15. Oj takie praktyczne sposoby są mile widziane, czasem nie potrafimy sami wpaść na proste rzeczy, a ktoś zrobi to za nas. Wspólnota wiedzy, to jest jednak to :).
    Ja często miewam taki czas, że nie wiem, czy mam rzucać się w wir sprzątania, siadać do pracy, czy wykonać zaległe telefony, emaile itd. Jedno już wypracowałam, nie mogę zrobić wszystkiego po troszeczkę, bo tak naprawdę nie zrobię nic i będę miała poczucie rozmemłania i straconego czasu. Muszę ustalić priorytet. Zrobić jedną rzecz od A do Z. Wtedy głowa jest odciążona i poczucie satysfakcji gwarantowane :).

    Pozdrawiam.

  16. Jeszcze z czasów studenckich pamiętam malowanie paznokci, „tylko” sprawdzenie poczty, „tylko” małą herbatkę, gdy akurat wielki egzamin przede mną,hihi. Właśnie wtedy MUSIAŁAM sprawdzić, co w pokoju obok, obejrzeć „tylko” kawałeczek „M jak miłość”, zjeść „tylko” małą kanapeczkę…itd… Piękne i nieśmiertelne „tylko”! Niemniej jednak jak już się z tego ogarnęłam, robilam dokładny plan, co i w jakim czasie mam przyswoić. I wychodziło:-) Na liście odhaczałam rzeczy już wykonane, więc na papierze już widziałam, ile zrobiłam. To budowało. I nigdy nie zarywałam nocy. Nie umiem uczyć się w nocy. Po prostu chce mi się spać i już:-D
    Tak więc dobry (=realny) plan, brak zainteresowania mediami, skreślanie z listy rzeczy wykonanych. To moje metody:-)
    I jeszcze jedna wg mnie ważna uwaga. Doszłam do tego już później… Jeśli masz coś do zrobienia i masz na to np.dwa dni, a dziś jesteś wolna, to zrób to jak najszybciej, już dziś. Z doświadczenia wiem, że gdy zostawiłam coś na ostatni dzień (bo to jeszcze tyle czasu, bo przecież bez problemu zdążę), akurat wtedy coś wypadało i był klops. Taka złośliwość natury wobec leniwych lub…cwanych;-)

    1. Tak tak tak:) Ostatnio rozmawiałam o tym z koleżanką i mówiła, że ją robienia rzeczy od razu skutecznie nauczyło dziecko – nigdy nie wiesz, czy później przypadkiem się nie rozchoruje itp.

      1. Haha, mnie też tego nauczyło dziecko! Bo choćby wyjście gdzieś z dzieckiem… Choćby do lekarza. To tak pięknie i sielankowo wygląda, gdy widzimy na dworze mamusie z wózeczkami:-D Ale w takich sytuacjach dziecko zawsze dłużej śpi(a przecież jesteś umówiona na godzinę),albo się czymś zaleje, albo zaistnieje pięć miliardów innych sytuacji z serii „unexpected”… A w tym ostatnim momencie jest tyle rzeczy do ogarnięcia – przewinąć, posmarować kremem, wziąć coś do picia, potem ubrać- buty, czapka, szalik, kurtka. Dziecko ucieka. Gonisz. Jeszcze sama nie jesteś ubrana. W końcu udaje Ci się złapać dziecko. Kończysz ubieranie. Sama szybko zakładasz buty, kurtka w rękę, żeby szybciej, bo dziecko się spoci. A jeszcze pielucha na zmianę, chusteczki, może jakaś zabawka, picie musi być w opakowaniu termoizolacyjnym, więc przekladasz picie…i masz dość. Orka na ugorze,hehe. Wystarczyło wcześniej się spakować. Ale myślałaś wtedy, że zajmie to chwilkę:-D Naiwna…
        Jak widać dzieci nie tylko przewracają życie do góry nogami, w ogólnym rozrachunku je porządkują:-D

  17. Dziewczyny, nie wiem czy ze mną coś nie tak ale kila razy próbowałam tych technik ASMR i dla mnie te szeptane filmiki są po prostu creepy :( sprawiają, że czuję się niekomfortowo zamniast mnie relaksować …

    1. Moja mama od dzieciństwa mi powtarzała, że jeśli mnie wyrzucą z pracy bo poszłam na L4 albo powiedziałam prawdę (np. że czegoś nie dam rady fizycznie zrobić) to tym lepiej dla mnie, bo nie chcę mieć takiego szefa i pracy. I to były wielkie słowa.

      Wiem, że żeby mieć taką postawę, by szczerze i ze spokojem powiedzieć „nie”, trzeba najpierw zadbać o finanse. Mieć jakąś poduszkę finansową, bo inaczej będziesz się czuła jak skacząc z bungee bez bungee.

      To taki dwustopniowy proces odrzucania bycia niewolnikiem: oszczędności + umiejętność powiedzenia nie. I ja sobie doskonale zdaję sprawę, że osoby z rodzin z dużym zapleczem finansowym mają po prostu łatwiej. Niemniej, jest to dostępne dla wszystkich.

      Mnie to trochę zajęło, a najlepsze jest to, że w momencie gdy powiedziałam szefowi „nie” on po prostu przyjął to do wiadomości. ;-)

      1. Aga, masz rację i ja to wiem i już to przerabiałam, problem w tym że trudno mieć tą poduszkę – mimo ciężkiej, wzmożonej pracy. Eh.

  18. Akurat w takich sytuacjach jestem mistrzem świata, moja optymalizacja wykorzystania czasu osiąga magiczne możliwości. Pracuje kreatywnie, więc potrafię nawet narzucić sobie dyscyplinę nie myślenia o niczym poza pracą w sensie twórczym. W momentach nagromadzenia strsu bardzo polecam dużo płakać, wydala się kortyzol i napięcie spada diametralnie. Znacznie gorzej radzę sobie w sytuacjach mniejszego napięcia i nagromadzenia obowiązków, staram się do nich nie dopuszczać ale czasami muszę też trochę odpocząć, a wtedy jest bardzo bardzo źle. Mam paskudny nastrój, robię niewiele a czas przecieka mi przez palce. W związku z tym bardzo mało ruszam te swoje obowiązki, które powinnam ogarnąć w mniej napiętym momencie i zostaję z nimi na kolejny ciężki okres i śpię znowu tygodniami po 4 godziny. Nie jestem też dobra w pracy w domu, a są okresy kiedy muszę tak robić i zazwyczaj wtedy funkcjonuje w zupełnie nocnym trybie, bo w nocy lepiej mi się myśli, ale po kilku dniach bez słońca czuję się okropnie, a ciężko przestawić się z powrotem. Ponarzekałam sobie, ale właśnie jem śniadanie i jest już ciemno.

    1. Nie wiedziałam, że płakanie tak działa. A miałam kilka sytuacji, kiedy podczas projektowania zablokowałam się na jakimś poziomie, wszystko co rysowałam było do kitu. Po kilku takich próbach ruszenia tematu finalnie się rozryczałam i po kwadransie ogarniał mnie błogi spokój, myśli same wracały na właściwe tory i powstawał dobry projekt. Nawet się śmiałam czasem na studiach, że im więcej nad czymś ryczałam, tym lepsze efekty miałam na koniec :D

    2. Potwierdzam metodę z płaczem! :D Ja od małego jestem straszną beksą i bardzo łatwo doprowadzić mnie do płaczu – czy to ze śmiechu, szczęścia czy też smutku lub zdenerwowania i nagromadzenia stresu – i płacz naprawdę daje mi ulgę, czuję jak wszystkie złe emocje (w przypadku płaczu wywołanym czymś negatywnym) ze mnie „schodzą” i od razu lżej na duszy :)

  19. Ja jako ktoś kto kuje całe życie mogę powiedzieć, ze jeżeli o uczenie się chodzi – zawsze sprawdza się rozplanowanie nauki. Jeszcze na pierwszym roku studiów rysowałam sobie kalendarze (a teraz w internecie tyle pięknych planerów!) i rozpisywałam co którego dnia zrobię. Zazwyczaj przewidywałam czas na 2 powtórki całego materiału. W ciągu dnia miałam wyznaczone godziny w których się uczę. I zasadniczy trick – uczyć się przy zegarku! Najlepiej postawić przed sobą budzik i pilnować czy nie spędzamy nad jedną stroną zbyt wiele czasu (to pomaga uniknąć nagłego myślenia o „niebieskich migdałach”). Mnie zawsze motywowało aby faktycznie powtarzać w pamięci materiał a nie bezmyślnie patrzeć przez okno. Stosuję też metodę „na Króla Juliana” – tj. „prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu”: siadam do nauki od razu. Jeśli mam wolne: od razu po śniadaniu, jeśli pracuję: od razu po pracy. Zbyt wiele myślenia o obowiązkach sprzyja ich odkładaniu w czasie ;)

  20. „Bierz się do roboty” działa u mnie najlepiej.. im dłużej analizuje i zastanawiam się za co się zabrać, tym dłużej nie robię nic. Trzeba zacząć i pójdzie z górki – w moim przypadku tak to działa :)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.