Od kilku miesięcy częściej pokazuję się na blogu, najczęściej prezentując ubrania, o których opowiadam we wpisie. Nie ma posta, pod którym nie przeczytałabym, co jest nie tak z moim wyglądem – a to włosy za cienkie i ułożone niezgodnie z wolą komentującej, a to nos za duży, a to kolano obwisa, nie spełniając oczekiwań.
Najczęściej to ten najgorszy rodzaj, czyli szpila pod płaszczykiem pozornej troski. “Masz strasznie zaniedbane włosy, myślałaś o tym żeby je na przykład umyć albo jakoś ułożyć?”. “Jesteś strasznie niska, twojemu chłopakowi nie przeszkadza to, że jesteś taka mała?”.
I za każdym razem robi mi się smutno. Nie dlatego, że mam coś do swojego nosa, włosów czy kolana. Wiem, że jedno jest cienkie, drugie duże (nie jestem pewna, czy kiedykolwiek zastanawiałam się nad stopniem obwisłości czyichkolwiek kolan), ale nie przeszkadza mi to – może dlatego, że miałam prawie dwadzieścia siedem lat, żeby się przyzwyczaić. Lubię je, bo są moje i jak do tej pory bez większych zarzutów mi służą. Pewnie, że wolałabym mieć włosy jak syrenka Ariel, ale wiem że to nie zależy ode mnie, więc grubość włosa nie spędza mi snu z powiek.
Nie zawsze tak było. Jako nastolatka często przeżywałam dramaty, że nie udało mi się schudnąć określonej liczby kilogramów do określonej daty. A bez tego wszystko jest bez sensu, co to za wakacje, kiedy człowiek waży 53 kilogramy zamiast 51! Do niczego dobrego mnie to nie doprowadziło i to chyba wyciągnięte lekcje nauczyły mnie nie hejtować swojego ciała. A może po prostu to kwestia dojrzałości, mądrego otoczenia, girlpowerowych lektur? Najpewniej wszystkiego po trochu.
W każdym razie, robi mi się smutno, bo choć kobietom wciąż nie jest łatwo, jeśli chodzi o ocenę wyglądu, to same sobie jeszcze dokładamy.
I nie piszę tego z troski o siebie czy inne blogerki – jasne, czytanie pojazdu po sobie nigdy nie jest miłe, ale obstawiam, że każdy, kto ma doświadczenie z tworzeniem w internecie, zdążył już sobie wyrobić grubą skórę.
Mam po prostu nieodparte wrażenie, że takie zachowanie ma dużo większy wpływ na oceniającego niż na ocenianego.
Wiecie, kiedy robię awanturę swojemu chłopakowi, że przynosi do domu słodzone płatki? Kiedy wiem, że sama nie jadłam tak zdrowo, jakbym chciała. Jeśli oglądasz filmik dziewczyny, która opowiada o swoich wakacjach, i pędzisz jej napisać, że jej ramiona kiepsko wyglądają w bluzce bez rękawów, to jasny znak, że z równym krytykanctwem postrzegasz siebie. Nie wierzę, że ktokolwiek z poukładanym obrazem siebie i dobrą relacją z własnym ciałem traciłby czas na takie ataki.
Na traktowanie kobiet jak towaru na wystawie wciąż jest przyzwolenie. Gazety zastanawiają się, czy czterdziestoletnia aktorka może sobie jeszcze pozwolić na pokazanie się na plaży albo serwują nam artykuły o tym, jak ważna jest wiara w siebie i swoją wartość, by dwie strony później podsunąć artykuł sponsorowany o tytule “Nie zdążyłaś przygotować się do lata? Przetestowałyśmy dla ciebie dziesięć zabiegów medycyny estetycznej!”. Nie dokładajmy do tego swojej cegiełki. Każdym takim zachowaniem nie tylko sobie uwłaczamy, ale też dajemy zły przykład i nakręcamy spiralę wymuszonej perfekcyjności.
Wiem, łatwo mówić. Z każdej strony wtłacza się nam do głów przekonanie, że istnieją jedynie słuszne wzorce, do których powinnyśmy dążyć. Że superatrakcyjny wygląd dwadzieścia cztery godziny na dobę to nasz obowiązek wobec świata. Że jeśli nasze włosy nie są długie i błyszczące, twarz wykonturowana, a paznokcie pomalowane, to jesteśmy zaniedbane i nieprofesjonalne.
Wyrwanie się z tego myślenia nie jest proste, w końcu nikomu nie zależy na tym, żeby kobiety były szczęśliwe w swoim ciele. Kto by wtedy wykupywał te wszystkie must have’y sezonu, cudowne zabiegi i inne nakręcające gospodarkę dobra?
Ale warto. Bo kiedy człowiek uświadamia sobie, że jest z nim wszystko w porządku, że dużo fajniej zająć się rzeczami, które są ciekawe i sprawiają nam frajdę, niż pomstować na swoje czy czyjeś defekty, to żyje się dużo lżej. No i paradoksalnie, dużo łatwiej i przyjemniej jest wtedy o siebie zadbać. Z szacunkiem i z miłością.
Ten post nie ma na celu wywołania kontrataku na osoby piszące tego typu komentarze. To byłoby kompletnie bez sensu. Jest tylko przypomnieniem, że w momencie, w którym nachodzi nas ochota na skrytykowanie czyjejś fryzury czy szczęki, dostajemy sygnał, że coś nie działa u nas tak jak powinno. I mamy dwie możliwości. Albo pławimy się w hejciuku, szkodząc przede wszystkim sobie, albo wykorzystujemy ten impuls do zastanowienia się, co jest nie tak i co możemy z tym zrobić.
Co wybierasz?
PS Argument “pokazujesz coś w internecie, to licz się z krytyką” ma zastosowanie wtedy, kiedy krytyka dotyczy twórczości, nie czyjegoś wyglądu.
PS2 Przeczytajcie sobie post Aliny z Design Your Life o dniu, w którym (prawie) została hejterką – jeden z moich ulubionych blogowych tekstów. I jeszcze mój o porównywaniu kobiet.
146 thoughts on “Krytykując czyjeś ciało, najbardziej krzywdzisz siebie”
Hej, bardzo mnie zainteresowalas tymi 'girlpowerowymi lekturami’. Moglabys polecic jakies pozycje?
PS Twoja druga ksiazke zdecydowanie zaliczylabym do takiej kategorii! :) Swietna lektura!
dołączam się do prośby:)
ja również!
i ja też :)
Napiszę jutro dziewczyny:)
I jak, Asiu? Gdzieś pominęłam spis? Też jestem bardzo ciekawa :)
Tak, mnie też! Asia, zdradź tytuły :)
Może tu: http://www.jaskolczarnia.pl/ :)
Swietny blog. Dzieki!
Super jest ten blog, dzięki za wklejenie!
Dzięki za ten post! Jest świetny, prześwietny, fantastyczny i napisałaś w nim wszystko, co myślę od dawna! Super :)
Jak jeszcze rozumiem (no może bardziej nie dziwią mnie) tego typu komentarze pod treściami typowo nastawionymi na ocenianie innych np. pod artykułami na pudelku albo szafiarskimi postami, zwłaszcza blogerek celebrytek, to na prawdę nie wiem jak ktoś może wpaść na pomysł skrytykowania wyglądu tutaj. Przecież od dawna większość postów nie jest o stylizacjach. Tekst np. o tym jak wybrać ubrania dobrej jakości, a ktoś musiał napisać, że mu się włosy nie podobają. Gdzie tu logika? Zgodzę się, że to musi wynikać z własnych kompleksów, bo innym wyjaśnieniem byłaby czysta złośliwość, a nie chcę wierzyć, że aż tylu ludzi jest z natury złośliwych. A chłopakom na prawdę może przeszkadzać niski wzrost? Ja to zawsze myślałam, że to wysokie w tej kwestii mają gorzej, ale to pewnie właśnie patrzenie przez własny pryzmat ;)
Korzystam z internetu od kilkunastu lat i jedno wiem na pewno: nie jest istotne, jaka jesteś – ZAWSZE znajdzie się ktoś, kto to skrytykuje. Niskie dziewczyny są nazywane karłami, a wysokie tykami; szczupłe kościotrupami, a te grubsze opasłymi świniakami. Jeśli napiszesz, że lubisz słodycze, koty czy język francuski, to od razu znajdą się tacy, którzy poczują się w obowiązku poinformować Cię, że cukier uzależnia, koty są fałszywe, a frankofile zazwyczaj umierają na syfilis. W tym samym czasie osoby, które trzymają dietę, lubią psy czy mówią płynnie po japońsku będą zbierać cięgi za swoje upodobania.
Ale „nikomu nie zależy na tym, żebyśmy czuły się dobrze w swoim ciele”. Media nakręcają tę spiralę wobec celebrytów, a my przyzwyczajamy się, że jest ok powiedzieć komuś „co za beznadziejna sukienka, wyglądasz fatalnie”.
Wydaje mi się, że warto też wspomnieć o „osobie trzeciej”, w którą uderzają hejterskie komentarze dotyczące wyglądu np. blogerki. Kiedy my, czytelniczki, przeglądamy bloga i widzimy na nim zdjęcia jakiejś dziewczyny, co do której nie mamy żadnych zarzutów i naszym zdaniem jest ładna, ale nagle czytamy jeden, drugi, dziesiąty krytyczny komentarz – to czasem jest jak zderzenie się ze ścianą. Jasne, że wiele z nas wierzy w siebie i jest z siebie zadowolonych, ale w takiej sytuacji czasem zaczynamy się zastanawiać: „Skoro blogerka X ma zdaniem jakichś czytelników brzydkie włosy/nogi/nos/cokolwiek, to co w takim pomyśleliby o mnie? Przecież ona jest taka piękna, ja mam sto razy gorsze włosy/nogi/nos…!”. W tej sytuacji bloger ma nawet lepiej, bo w dziesięciu komentarzach zostanie skrytykowany, ale w stu innych pochwalony. A taka przeciętna czytelniczka siedzi sobie przed komputerem w dresach, z nieuczesanymi włosami, potem patrzy w lustro, a sama w domu i nikt jej w tym momencie nie powie, że jest śliczna taka rozczochrana – i z czasem naprawdę zacznie sobie wkręcać, że jest brzydka i okropna.
Może to się nie dzieje często, ale sama pamiętam, że zdarzało mi się tak myśleć, kiedy byłam nastolatką. I właśnie we mnie ten hejt na blogera też jakoś uderzał. Na szczęście nie lubię sobie zawracać głowy za długo takimi rzeczami, ale wiem, że są dziewczyny, które na prawdę boli, kiedy ktoś krytykuje osobę, która dla nich może być jakimś wzorem np. w kwestii wyglądu. A skoro ktoś nie wierzy nawet w ich idola, to może im się wydawać, że w nie tym bardziej nikt nigdy nie uwierzy.
Takie moje spostrzeżenie ;)
o to to właśnie! jestem jedną z tych lasek, niestety
Słuszne spostrzeżenie na wiecznych krytykantów :)
Zawsze uważałam, że „zasada palca w oku” jest tym co powinno się ludziom szuflą do głowy wkładać, zasada jest banalnie prosta dopóki to co robisz nei robi krzywdy nikomu rób sobei co chcesz.. jednak keidy Twoj palec ląduje w moim lub czyimś oku trzeba reagować ! Kierownaie sie ta zasadą powoduje, że nei przeszkadzają mi ludzie inaczej ubrani, inaczej: pracujący, żyjący, wierzacy, kochajacy po prostu inni :) Dopóki nie narzucają mi swojego sposóbu ja nie narzucam im swoich wyborów i ich nie krytykuje :)
Mega przydatna również gdy człowiek staje się rodzicem !
Ostatnio miałam dokładnie takie samo przemyślenie odnośnie gazet. Czytałam Wysokie Obcasy Extra, gdzie najpierw był artykuł o docenianiu swojej wartości, nie patrzeniu na wygląd itp. a chwilę później „Nie zdążyłaś schudnąć do wakacji? oto 4 zabiegi odsysające tłuszcz last minute”. Lubię WO Extra, uważam że jest tam sporo mądrych, ciekawych, wartościowych tekstów ale takimi zabiegami bardzo u mnie tracą. Mimo, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zapewne artykuł o chudnięciu był w 100% sponsorowany.
Czytałam dokładnie ten sam numer i też mi się strasznie smutno zrobiło, bo zasadniczo bardzo ich cenię. Tak, to był artykuł wprowadzający reklamę zabiegów stronę później. Rynek wydawniczy to ciężka sprawa i jestem ostatnią osobą, która pomstowałaby na reklamy, ale jakieś granice rozsądku warto jednak mieć – szczególnie jeśli kilka stron wcześniej piszę się o czymś dokładnie odwrotnym.
Kilka miesięcy temu wkurzyli mnie tym samym odnośnie do tekstu o botoksie. Nie warto się szprycować, ALE! jeśli chcesz to zrobić, to my powiemy gdzie i za ile. Obrzydliwa obłuda. Nie kupuję i nie czytam – internet jest moją kobiecą prasą – trochę Styledigger, troche Ryfka, trochę Mike & Mary i nagle się robi całkiem ciekawy numer.
:)
PS Jesteś świetna, podziwiam Cię za studia w Londynie, firmę, książki i to, jak z bloga maturzystki przekształciłaś tę stronę w porządny blog lajfstajlowy. Z tymi wszystkimi zaletami już nie trzeba dobrze wyglądać, a Ty wyglądasz. To z hejterami jest coś nie tak.
Och, a parę miesięcy temu podobna sprawa w WO sobotnim dodatku. Najpierw tekst o tym, że cellulit jest wszechobecny i nie ma się co nim przejmować, a stronę później reklama środka antycellulitowego.. Przestałam po tym kupować :|
Ja juz oddawna nie kupuje magazynow dla kobiet i od kiedy zaprzestalam tego nawyku czuje sie wyzwolona – nie wiem co sie nosi, co sie naklada na twarz, jak sie obcina wlosy w tym sezonie i dobrze mi z tym. Moge sie wsluchac we wlasne potrzeby i odkryc co naprawde sprawia przyjemnosc mnie samej. (Miedzy innymi) dzieki temu jestem szczesliwsza i bardziej pewna siebie osoba, odporna na wscibskie komentarze (aczkolwiek nie prowadze bloga i nie jestem pod obstrzalem krytykanctwa). Babskie magazyny zawsze wprowadzaly mnie w zly nastroj, szczegolnie serwowanie kosmetykow i ciuchow na ktore nie byloby mnie stac. Zdawalo mi sie, ze musze do czegos aspirowac – totalna glupota – teraz z przyjemnoscia wydaje pieniadze na inne, bardziej wartosciowe rzeczy/doznania. Przyznam, ze lubilam swego czasu artykuly w WO i zdarza mi sie trafiac na nie w internecie, ale czytuje tylko co niektore.
Bardzo ciekawe zdanie w temacie hejtu w internecie. W sumie nigdy nie przyszło mi do głowy, że motywacją dla tego typu wpisów może być to, że dana osoba nie lubi u siebie tej konkretnie cechy/ części ciała, którą krytykuje, a raczej wydawało mi się, że wynika to z ogólnych kompleksów czy niezadowolenia ze swojego życia. Swoją drogą ciekawe jest to, że różni twórcy przyciągają inną publiczność i że poziom dyskusji w komentarzach oraz to czy hejtu jest dużo czy mało jest widocznie różne na poszczególnych blogach, kanałach youtube czy w mediach społecznościowych. Jest to dla mnie trochę fascynujące bo nie mogę rozgryźć czy zależy to od osobowości i energii osoby prowadzącej danego bloga/kanal na youtube czy też od czegoś innego.
Nie dawałabym takiego przełożenia 1:1 tutaj, że jak nie lubię swojego nosa, to hejtuję inne, może mało jasne to napisałam:) A poziom hejtu zależy z moich obserwacji od wieku odbiorców, masowości medium i podejścia twórcy do krytyki, no i od wizerunku – osobie, która przedstawia się jako idealną, chyba bardziej chce się dowalić.
Co do poziomu hejtu to mam takie spostrzeżenia, że niektórzy są dla hejterów zbyt nudni ;). Ty Asiu chyba też kiedyś podzieliłaś się taką opinią, o ile dobrze pamiętam (kojarzę, bo wtedy utożsamiłam się z tym). Mam wrażenie, że najwięcej tego typu komentarzy jest pod dość płytkimi wpisami np. o nowej torebce, albo ogólnie u osób, u których takie wpisy można znaleźć. Kiedy na jakimś blogu stawia się na nieco głębsze i bardziej rozwinięte treści, większości hejterów nie chce się przez to przebijać. Wydaje mi się, że tematyka i styl pisania działa na hejterów jak najlepsze sito.
Mam jedną zasadę komentowania kogokolwiek w internercie: czy powiedziałabyś tej osobie w twarz?
Mam wrażenie, że wiele osób komentujących niby sobie zdaje sprawę, że ocenia „prawdziwego” człowieka, ale przez tę wirtualną barierę nie liczy się z jego uczuciami zupełnie, dając upust swoim frustracjom (o których piszesz powyżej).
Dlatego zdarza mi się zadawać to moje pytanie pod najbardziej hejterskimi albo podszytymi hejtem komentarzami :)
Dzisiaj obejrzałam Justynę Steczkowską w jakiejś tam galerii osób, które pojawiły się na jakiejś tam imprezie. Ją zapamiętałam, bo spodobała mi się jej sukienka i ona sama. Inne osoby były spoko, albo takie tam. Inspiracją, podkreślam, inspiracją była dla mnie Steczkowska. I co? Komentarze – negatywne. Za chwilę zauważyłam artykuł, że ze Steczkowską coś nie tak. Normalnie świat oszalał. Fajna kobieta, zadbana, nikomu nie ubliża, a tu po niej jadą.
Lubię czasem oglądać galerie z imprez, bo ci wszyscy celebryci prezentują ciuchy w różnych zestawieniach i jakoś tak dają mi pewien pogląd, a czasu niewiele tracę. I zupełnie nie rozumiem tej fali krytyki, która za tym idzie. Fakt, nie każdemu akurat przypadnie dobry dzień, ale kto z nas nie ma na sumieniu kiepskich pomysłów ubraniowych.
Fajnie to napisałaś. Masz rację. Ludzie całkiem oszaleli, żeby tak wszystko krytykować.
Też się nad tym zastanawiałam ostatnio. Dziwne jest to, że chyba niewiele osób powie o sobie, że sa hejterami. Każdy myśli, że to on jest tym dobrym. Raczej ich komentarze to źle pojęte „jestem po prostu szczera”, a może jeszcze rodzaj powykrzywianej troski o to, żeby komuś sodówa nie uderzyła do głowy…
W każdym razie, podobno hejt to podatek od sukcesu.
Lubię Twojego bloga właśnie za to, że jesteś taka, a nie inna. Prawdziwa, bez tych wszystkich „sztucznych rzeczy”. Dlatego też Twój blog jest taki. Uważam, że jak komuś to nie odpowiada to nie musi wcale czytać Twoich wpisów. Tyle, że tacy ludzie czytają i komentują właśnie dlatego, żeby hejtować. Nie potrafię zrozumieć po co oni to robią. To coś w rodzaju jak ludzie do Ciebie mówią np: w pracy, że jesteś taka chuda (nie, nie jestem chuda, tylko szczupła) i wytykają Ci to pod każdym względem. Ja to po prostu olałam i przestałam odpowiadać na tego typu głupoty. Tylko, że internet rządzi się trochę innymi prawami. Ważne, żeby być sobą i tyle w tym temacie.
Tez to znam – „ales ty chuda!”, ” chyba nic nie jesz”, etc….A ja po prostu jestem szczupla z natury i to od zawsze.^^
Ja rowniez uwazam Asiu ze jestes super kobietka, ladna, naturalna i prawdziwa w tym co robisz. Nie przejmuj sie glupimi komentarzami, rob woje, za to Cie lubimy i dlatego czytamy :)
A gdybyś była nie szczupła tylko chuda i nie z natury, tylko dlatego, że tak postanowiłaś ukształtować swoje ciało to też ok, masz do tego prawo.
Pewnie, ze tak! ;)
Na takie komentarze odpowiadam bardzo stanowczo, np. „to nieprofesjonalne, komentować czyjś wygląd w pracy”. Jak nie pomogło to zdarzyło mi się odciąć: ja jestem chuda, ty gruba, ludzie są różni. I co? Rzekomo jestem chamska. Bo oczywiście ktoś kto mnie zaczepia takimi uwagami to aniołeczek i wzór kultury. Mam to w głębokim poważaniu, wolę uchodzić za chamkę i przynajmniej mieć spokój z takimi uwagami.
Powiem tak: takie rzeczy to chyba tylko w Polsce, przynajmniej w takim natezeniu nienawisci, szczegolnie na forach internetowych .Cos w tym musi byc, ze np. Francuzki sa dla siebie duzo bardziej poblazliwe, wystepuje wieksza tolerancja na niedoskonalosci urody, wrecz w cenie sa takie „smaczki” jak charakterystyczny nos czy bardzo male, lecz wyeksponowane piersi, na forach internetowych nikt nikogo az tak nie krytykuje czy wrecz wyszydza jak na polskich. Jesli chodzi o tzw. dbanie o siebie to nikogo nie razi odprysniety lakier czy oczko lecace w ponczosze – ja musialam sie do tego przyzwyczaic. Ogolnie jest duzo mniejsza presja na bycie „idealna”, Francuzki daja sobie przyzwolenie na bycie wlasnie taka troche niedopracowana, naturalnosc jest bardziej w cenie niz nalakierowane loki i perfekcyjny look – stad tez moze mniejsze czepianie sie innych na forach.
Przepraszam, Wiosno, ale nie podoba mi się początek Twojego komentarza cyt. „takie rzeczy to chyba tylko w Polsce”. Być może nasza przestrzeń wirtualna jest specyficzna, ale po co przeceniać wagę tego faktu.
Hejt w internecie występuje wszędzie, w różnych krajach możemy spotkać inne standardy oceny i inny punkt widzenia. I to wszystko. I jako Polka wcale nie czuję presji na bycie idealną, uważam , że jestem naturalna i zdarzają sie dni kiedy jestem „niedopracowana”, ale nie mam z tego powodu kompleksów.
Podoba mi sie ten wpis Styledigger. Ja również nie rozumiem jak ktoś może krytykować czyjkolwiek wygląd albo co gorzej, delikatnie, niby „przypadkiem” napomknąć o jakim felerze, przecież jest to przeciw normom dobrego wychowania. Podobnie jak u wielu dziewczyn wywołuje to u mnie smutek. Zastanawiam się jak to jest , ze osoba pisząca te słowa ani przez moment nie pomyśli, ze moze kogoś zranić. Czy te osoby potrafiłyby powiedzieć te wszystkie rzeczy bezpośrednio , patrzac komuś w oczy ?
Nie zgadzam sie, ze takie rzeczy I w takim stopniu tylko w Polsce. Zupelnie nie.
Moze to tylko moje odczucie, mam porownanie bo mieszkalam w Polsce i teraz we Francji, i naprawde wydaje sie ze tutaj ludzie po prostu sa kulturalniejsi, rowniez na forach internetowych.Ale to tylko moje zdanie, mozna sie z nim nie zgadzac :)
Zgadzam sie z Wiosna. Za granica jest mniejsza presja na bycie zawsze idealnym I ogarnietym. Moze nie w internecie ale na pewno w realu, w zyciu codziennym widzi sie kobiety w biurach z odprysnietym lakierem badz ubrane w 'gryzace ’ sie kolory I zupelnie bez makijazu. Albo ludzie w pizamach wyskakuja do sklepu po bulki;) wyobrazacie sobie takie cos w Polsce ? zaraz byloby mnostwo szeptania za plecami, za granica (UK na przyklad) nikogo to nie obchodzi.
Ja uważam podobnie jak Ty. Mieszkam w Finlandii i nie pamiętam żeby ktoś komentował moje tatuaże na nogach. Raczej dostawałam przybitą piątkę, bo tutaj ludzie lubią tatuaże. Natomiast w Polsce na urlopie słyszałam za sobą „fuj” i „ochyda” a uważam się za atrakcyjną kobietę i lubię moje róże. Wiem, że nie każdemu musi się podobać, ale ja nawet bym nie pomyślała żeby w taki sposób wyrażać swoją opinię. Doszło do tego, że chodziłam w getrach na urlopie.
Świetny tekst! Akurat dzisiaj spotkała mnie sytuacja, gdzie ktoś koniecznie czuł potrzebę skomentowania, a nie miał tym, co komentował zielonego pojęcia. A sytuacja bardzo trywialna… Pilnuję diety i jem 6 razy dziennie, co za tym idzie, do pracy zabieram 3 pudełka jedzenia ze sobą, a dzisiaj poszła plota po całej firmie że nic nie jem (bo osoba, która komentowała nie widzi, więc uważa że nie jem) i że jestem jakąś bulimiczką. Podobno też nic nie piję. Ludziom łatwo przychodzi komentowanie rzeczywistości, o której nic nie wiedzą. Moja sytuacja akurat jest bardzo błaha, ale zastanówmy się ile razy ktoś mógł zostać skrzywdzony.
Żeby sie dobrze czuć w swoim ciele trzeba być trochę egocentrycznym. No dobra, trochę bardzo. :) Kiedy widzę obrazki typu „on my way to get my summer body” z dziewczyną na siłce albo coś, to myślę, ze fajnie, róbcie sobie swoje letnie ciała, a ja nie muszę, bo już jestem zajebista. Podobam sie sobie, szerokie uda rownowaze tym, ze mam brzuch płaski i wąski jak przecinek, problematyczną cerę rownowaze tym, ze mam swietne włosy i tak dalej :) Trochę pewności siebie jeszcze nikogo nie zabiło ^^
Zaryzykuję stwierdzenie, że wielu blogerów jest współodpowiedzialnych za wytworzenie się kultury, gdzie jedni bezpardonowo oceniają wygląd innych. Jeśli na blogu (lub instagramowym koncie) nie ma innej treści oprócz prezentacji tego jak dana osoba akurat wygląda i jest prośba o komentowanie, ludzie będą komentować to, co jest zaprezentowane- czyli wygląd. Tutaj wypięłam pupę- skomentuj. Tutaj z kolei zbliżenie na moje usta- skomentuj. Oto mój brzuch-skomentuj. Tutaj pokazuję włosy- skomentuj. Niejako taki bloger sam się wrzuca w szkodliwy schemat, w którym jego osoba jest zredukowana wyłącznie do tego w jaki sposób wygląda. I zawsze jest to okraszone linkiem: Skomentuj. Komentowanie cudzego wyglądu zawsze wydawało mi się niegrzeczne, a w dzisiejszych czasach tyle osób się tego rozpaczliwie domaga w internecie. Dobrze, że są takie miejsca jak Twój blog Asiu, gdzie jest dużo inteligentnych i wartościowych treści. Nawet w Twoich postach szafiarskich chodzi o coś więcej- mają one często formę funkcjonalnych porad, których celem jest pomoc czytelnikowi. Bardzo Cię za to cenię. Wydaje mi się, że i tak statystycznie mało masz tutaj hejterów, (z ciekawości zajrzałam pod dwa ostatnie szafiarskie posty i znalazłam jeden niepochlebny komentarz). Ale w takiej a nie innej „kulturze obrazkowej” może się czasem jakiś zaplątać.
ano właśnie. Publikuje taka blogerka posta pod tytułem: to i to sobie kupiłam, tak to zestawiłam, piszcie jak wam się podoba. I co? A jak się nie podoba? Przecież sama prosiła o opinię. A słowo komentarz nie jest synonimem słowa pochwała.
Asia, szacun za ten tekst. Jak Cię kiedyś dojrzę w Pendolino, w strefie ciszy rzecz jasna to podejdę przybić piątkę.
Wspaniały post. Ilu takich ludzi spotkamy codziennie wokół siebie? Całą masę, sama posiadam takową w rodzinie – każdy jej unika. Ci ludzie mają w sobie coś takiego złego, że zdrowy, akceptujący siebie rozum od razu w nich to wyczuje.
Tym gorzej w sieci, bo tutaj każdy jest nieco anonimowy i może być toksyczny do woli.
Szczerze mówiąc, to ciężko mi ogarnąć rozumem fakt, że ktokolwiek mógłby komukolwiek coś narzucać, jakiś jeden ideał nóg, włosów, makijażu, krytykować go z tego powodu… Przyprawia mnie to o mdłości i bardzo mi smutno, że są na świecie ludzie którzy nie potrafią zapanować nad swoimi kompleksami i muszą innym wbijać „szpile”…
Jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć w to, że ktoś śmiałby krytykować Ciebie – jesteś dla mnie wzorcem piękna! Jeśli ktokolwiek zapytałby mnie o kobietę, jakiej uroda mi się podoba, to powiedziałabym: StyleDigger – szczególnie, że to piękno coraz rzadziej spotykane w czasach, kiedy przesadzamy z makijażem permanentnym i kwasem hialuronowym… Jednak wszystko jest dla ludzi – jeśli ktoś się i w takim wydaniu czuje dobrze – mi nic do tego.
PS no z chrupkami i awanturą z chłopakiem mam podobnie, jędze jesteśmy trochę ;-)
Właśnie ostatnio jest jakiś wylew hejtu wszędzie, pisałam o tym nawet u siebie. Najgorsza jest moim zdaniem ta obłuda, kiedy pod płaszczykiem „troski” przemyca się szpile wbijane (oczywiście anonimowo) w czyjś wygląd/sposób spędzania czasu/ życiowe wybory. Przeraża mnie powszechność tego zjawiska. I nie wiem, czy bardziej wkurza, czy bardziej smuci..
Rewelacyjny post! :)
______________________
PERSONAL STYLE BLOG
http://evdaily.blogspot.com
To takie mądre i dobre, i budujące, tak bardzo Ci dziękuję! :)
Po pierwsze: święte słowa. Tak cały post, jak i postcriptum, które zasługuje na wyróżnienie.
Po drugie: zmartwiłaś mnie. Czytam Twojego bloga dla Twoich wpisów, nie komentarzy, i tych drugich nie śledzę jakoś niewolniczo. Myślałam, że na Twój blog to miejsce wolne od szpileczek.
Po trzecie, przeraża mnie to, ze sa ludzie, którzy autentycznie myślą kategoriami „Ziemia zboczy z orbity, jeśli nie będę moim najlepszym ja co dzień” – przypomina mi to moją byłą uczennicę, która na poważnie zapewniała mnie, że studniówka to najważniejszy dzień w jej życiu. Nie dotychczasowym. W jej życiu. Ludzie, miejcie jakiekolwiek wyczucie proporcji.
*sarcasm alert*
Po czwarte – to chyba częściowo jest tak, że sporo osób myśli, że mogłoby być gwiazdą internetu, gdyby TYLKO miały warunki, a na popularne w sieci dziewczyny takie jak Ty – w sensie, normalnie, nieperfekcyjnie ładne – patrzą z niechęcią. Bo oni, ci pierwsi, wyglądając porównywalnie czy gorzej, MAJĄ POCZUCIE PRZYZWOITOŚCI, które nie pozwala im TAK pokazywac się ludziom. I Ty osiągasz coś tylko dlatego, że tego poczucia przyzwoitości nie masz.
*end of sarcasm alert*
Po piąte – kiedy patrzę na Twoje zdjęcia, widzę przede wszystkim to, że masz bardzo ładną twarz i piękne oczy, a jeśli, dużo później widzę coś nieperfekcyjnego, to zmilczam – bo sama jestem świadoma wszystkich swoich gorszych kawałków, i tego, że bozia nas robi różnych.
I moc girlpower dla Ciebie.
Niektórzy zapominają, że każdy jest inny, a większość osób nie ma wpływu na swój wygląd, figurę itd. Nie wiem do końca jaki ma być skótek tych komentarzy – przecież jeśli nagle wszyscy stali by się tak samo „piękni”, to i tak ktoś miałby jakieś „ale”. Tak czy tak trzeba się z tym chyba pogodzić, bo pewni ludzie i tak się nie zmienią :/
Hej!Asiu śledzę Twojego bloga od 5 lat!I uważam że masz najlepsze kolana,pokręcone włosy i co tam jeszcze w całej blogosferze! A ponadto uważam, że jesteś niezwykla i bardzo interesujaca osoba i mam nadzieje,ze kiedyś uda mi się Ciebie poznać osobiście. Bardzo lubię czyta Twoje teksty – są interesujące,nie bagatelizuja podjętych tematów i zawsze znajduje się w nich ogrom inspiracji Czytanie Twoich wpisów naprawdę mnie relaksuje!Trzymam za Ciebie kciuki i życzę jak najlepiej!
P.S mam nadzieje,ze nie brzmi jak stalker:P
Magda
Świetny tekst!
Bardzo aktualny, szczególnie u mnie. Myślę, że wiele dziewcząt nie do końca zdaje sobie sprawę z wagi problemu.. Usłyszałam ostatnio od przyszłej Panny Młodej że w tym najpiękniejszym dniu swojego życia „makijaż nie jest najważniejszy” – pomyślałam „ok, rzeczywiście masz rację”, po czym w dwa dni po ślubie „chyba sobie jednak przedłużę te rzęsy, tak ładnie mi je zrobiła ta pani Ania”, a na pytanie „a po co? masz jeszcze jakąś okazję?” odparła „tak o”. I ręce mi opadły, taka byłam rozczarowana.
Powtarzam więc sobie i wszystkim którym mam okazję, że wolę imponować ludziom czymś więcej niż sztucznymi rzęsami, cyckami, włosami i całą tą woalką za którą kryją się przepiękne kobiety! [świetnie poruszają ten temat również dziewczyny z elementzenski.pl]
I Ty też Asiu imponujesz mi przede wszystkim swoimi tekstami, światopoglądem i tym wszystkim co robisz! To o wiele ważniejsze niż sam dobry wygląd ;)
Dziękuję Ci bardzo! Ale nie jestem pewna, czy zrozumiałam problem rzęs – nie wyłapałam o co chodziło.
Wiele osób w ogóle nie zauważa problemu, zacietrzewiejąc się, że przecież mają prawo do opinii. Krytyka jest opinią, tego nie wykluczam, ale po co posyłać zło w świat? Za każdym razem, kiedy miałabym nawet ochotę powiedzieć coś niemiłego (i to zazwyczaj nie na temat czyjegoś nosa!) uświadamiam sobie, że ta zła emocja zepsuje humor przede wszystkim mnie. I na odwrót: komplement poprawia nastrój obu stronom! Toksyczne osoby z uporem godnym lepszej sprawy bronią swojego prawa do psucia humoru sobie i innym. Za karę wystarczy sam fakt, ze same chyba nigdy nie są z siebie zadowolone, co sama zauważyłaś…
Trochę na temat, ale jednak trochę obok tematu: aniamaluje jakiś czas temu wrzuciła ten link do swojego przeglądu tygodnia i to bardzo wpłynęło na moje postrzeganie kobiet i kobiecej krytyki. Może kogoś to zainteresuje, ja szczerze polecam ten tekst oraz oryginalny, angielski
https://kaczazupa.wordpress.com/2013/06/10/bo-ja-nie-jestem-jak-inne/
Oczywiście zupełnie się zgadzam i to bardzo ważne, że podejmujesz ten temat. Z drugiej strony też nie rozumiem jak można szczerze uważać, że ktoś jest brzydki, dla mnie ludzie ogólnie nie mogą być brzydcy tak jak inne zwierzęta, a już żeby mieć potrzebę mówić mu o tym, że się tak uważa to już totalny odlot. Wydaje mi się też, że warto tego rodzaju treści po prostu usuwać z Internetu, bo mogą mieć bardzo złe skutki dla innych, albo wywołać ich kompleksy jak dziewczyny pisały wyżej, albo wyhodować kolejnego hejtera, bo skoro inni tak robią to to jest fajne i ja też mogę. Przykład idzie z tego co już jest.
Nie rozumiem jednak tej strasznej krytyki zabiegów medycyny estetycznej, dlaczego robienie makijażu jest fajnym zdrowym dbaniem o siebie, a powiększenie piersi jest chore i puste i wynika z komplelsów? Oba te zabiegi mogą mieć zarówno chore powody (kompleks na punkcie cery lub biustu), albo zupełnie zdrowe (ktoś lubi mieć bardziej rozświetloną buzię lub fajniej czuje się z rozmiarem D niż A i bardziej mu to pasuje do ulubionego kroju sukienki).
Nie krytykuję zabiegów medycyny estetycznej, krytykuję gazetę, która mówi kobietom, że mają uwierzyć w siebie i swoje piękno, a dwie strony potem sugeruje, że jeśli nie zdążyły schudnąć do lata, to tutaj jest dziesięć zabiegów, które im w tym pomogą – w domyśle: no bo jak bez tego pokazać się na plaży. I makijaż, i medycyna estetyczna i jakiekolwiek inne zabiegi nie są dobre albo złe same w sobie, dobre albo złe są powody, z których się na nie decydujemy, tak jak napisałaś:)
Odruch krytykowania cudzego wyglądu jest jednym z najbardziej destrukcyjnych. Nie dość, że człowiek marynuje się w jadzie własnej małoduszności, to jeszcze sam się utwierdza w przekonaniu, iż Standardy Wyglądu są jakąś świętością niepodważalna, za której naruszenie przysługuje kolektywnie wymierzana kara. tymczasem owe święte Standardy są tylko w naszych głowach. Przejechałam ostatnio przez całe miasto z nieogolonymi nogami na widoku. To nie była żadna manifestacja, zwyczajnie tak wypadło. Czy niebo zawaliło mi się na głowę? Nie. :)
Społeczeństwo i media wciąż usiłują wmawiać kobietom jak powinny się zachowywać, wyglądać i myśleć – trudno o poczucie samoakceptacji w warunkach, kiedy cały świat ma wobec ciebie określone oczekiwania. Z drugiej strony czasem same nie pozwalamy sobie na szczęście bo „co ludzie pomyślą/to nie wypada dziewczynie”. Tak było w moim przypadku. Łatwo wyżywać się na obcych w internecie i winić wszystkich dookoła za niepowodzenia, kiedy nie akceptujesz siebie a jednocześnie próbujesz opanować rosnącą frustrację. Straciłam mnóstwo czasu na bezsensownych nerwach… A wystarczyłoby przekierować tę energię na olewanie otoczenia i skupienie się na MOICH potrzebach.
Dlatego tym bardziej cieszę się, że powstają takie wpisy. To ważne, żeby lubić siebie :)
O właśnie, zgadzam się w 100%! pięknie wyraziłaś to co sama chciałam napisać podając niżej swój przykład:P pozdrawiam
Cóż… Głupota jest uniwersalna i szaleje wszędzie, niestety. To smutne, w sensie głupota ludzka ;)
Dobrą robotę robisz. wiesz? i fajnie ewoluował twój blog. Życzę szczęścia i sukcesów. Przesyłam czochrańca dla Chrupka :)
Nie wiem czemu ale przypomniało mi to pewien wpis blogerki o imieniu Helena z bloga którego nazwy nie pamiętam (a szkoda, może ktoś pamięta?), a którego autorka kasowała i przywracała namiętnie co kilka miesięcy. Napisała tam kilka zdań o tym, jak jej koleżanka rozważała nad jakąś gazetą czy rzeczywiście wszystkie kobiety robią sobie depilację brazylijską i co jeśli ona jest w rzeczywistości jedyną kobietą w otoczeniu, która tego nie robi? (Taki piękny przykład jak na naszą podświadomość działają te wszystkie bzdurne teksty w gazetach czy internecie).
Niestety czasami to całe girl power odbija się czkawką i wpada w kolejną skrajność. Np. temat wielkości biustu. Małe jest piękne, wszechobecność pięknych staników/topów z delikatnych koronek, modelki o niewielkich biustach, duże dekolty wyglądające ślicznie tylko na mniej obdarzonych przez naturę i nagle w zalewie tego wszystkiego to kobieta z dużym biustem z kolei może czuć się poszkodowana, bo ona w tych wszechobecnych produktach wygląda źle i zaczyna roić sobie, że jej duży biust sprawia, że wygląda tanio. Mówię to na własnym przykładzie, bo bardzo poważnie zastanawiałam się nad operacją zmniejszenia biustu tylko dlatego, że chciałabym nosić te wszystkie urocze letnie sukienki ze „spaghetti straps” i miękkie biustonosze bez fiszbin. Ludzie bardzo łatwo popadają w skrajności. I to chyba z tego wynika wszechobecność hejtu. Nie potrafimy płynąć środkiem nurtu. Czujemy się z nieznanych przyczyn zobowiązani do opowiedzenia się po konkretnej stronie i posiadania zdania na każdy temat. Bo inni to zdanie mają.
Coś mi się kojarzy ta Helena, ale nie mogę sobie przypomnieć nazwy, teraz mi to będzie chodzić po głowie cały weekend:) A mały biust jako jedyny słuszny to nie przypadkiem bardzo mainstreamowa sprawa, promowana przez babskie magazyny, marki odzieżowe itp? Mnie się tak zawsze wydawało, a z girl power raczej kojarzy mi się całe lobby biuściastych, dbanie o odpowiedni rozmiar stanika itp. – niezależne od jego wielkości.
Czy to nie Helena z the-wearability?
Heh, jednym z gorszych doświadczeń zakupowych była dla mnie uwaga sprzedawczyni w sklepie z bielizną: no nie, TAKICH MAŁYCH rozmiarów to nie mamy, proszę w kolekcji młodzieżowej poszukać. Więc niekoniecznie tak fajnie jest.
Dokładnie! Te wszystkie modne obecnie nieusztywniane koronki to dobrze wyglądają na średniej wielkości biuście, jako posiadaczka naprawdę małego mogę potwierdzić z ręką na sercu, że nie dla mnie spaghetti straps ani głębokie dekolty, z których ma wystawać koronka, bo w staniku bez żadnego usztywnienia wyglądam na absolutnie płaską, wcale nie jak te dziewczyny z reklamy. A często powtarzane zdanie, że posiadaczki małych biustów mają dobrze, bo mogą latem chodzić bez stanika to taka sama ściema. Mogą, owszem, wygodne to jest, ale muszą się liczyć ze smutną pustką w okolicach dekoltu.
Tl;dr: J, nic nie zmniejszaj, ciesz się tym, co masz!
Ja właśnie po Twoich postach (kilku ostatnich gdzie pojawiły się stylizacje) miałam autorefleksję (czyli w sumie chyba to odwrotnosc hejtowania?). Od czasu kiedy rok temu przeczytalam Twoją książkę zaglądam tutaj co jakiś czas, bo urzekło mnie to, że jesteś normalną i inteligentną dziewczyną (z czym w sieci chyba coraz gorzej). I tak spojrzałam na Ciebie – normalną dziewczynę lat 26 – i myślę „kurczę, naprawdę nauczyła się żyć w zgodzie sama ze sobą. Wrzuca zdjęcia w sukience i jednoczesnie w plaskich butach (wiadomo – napiszą, że nóg nie ma idealnych); robi sobie kitke na srodku glowy (a pewnie napiszą, ze wlosy nie takie bo przeciez trzeba mieć grube pukle do pasa). Dlaczego do cholery ja się zadreczam, ze moje nogi nie takie jak bym chciala, a uszy jakieś takie trochę jakby odstające?!”
Myślę że hejt to efekt narastającej ludzkiej frustracji. „Nie mogę nic zrobic ze swoim zyciem, wiec przynajmniej innym dowalę.” Tylko tyle i az tyle.
Mysle, ze akceptacja siebie przychodzi z wiekiem. U mnie trudno z tym bylo do trzydziestki a teraz, kiedy stuknelo mi trzydziesci piec- woo hoo check me out! Looking good girl :))) Decade temu bylam bardzo krytyczna wiec siebie i innych kobiet „no bo jak mozna sie tak zauscic” a teraz widze fajne babki zmagajace sie tymi samymi problemami co ja.
Ana
http://www.champagnegirlsabouttown.co.uk
Mnie najbardziej bawią komentarze osób, które piszą, że kochają mojego bloga, a w następnym zdaniu wytykają mi duży nos, a ostatnio nawet brak sumienia, bo nie jestem wegetarianką. :) Cieszę się, że poruszyłaś u siebie taką tematykę, mam nadzieję, że będzie więcej takich tekstów w przyszłości.
Z przykrością stwierdzam, że najgorsze są… kobiety. Jedna drugiej potrafi wytknąć nawet najdrobniejszy szczegół (obwisłe kolana, wtf?!) Nie mówię, niektóre opinie są przydatne i może rzeczywiście wniosą coś do naszego życia. Jednak komentowanie dla samego faktu „wbicia szpili” to dla mnie dno.
Zawiść, zazdrość – negatywne emocje, które zdominowały relacje międzyludzkie.
Może czas najwyższy zacząć wysyłać pozytywny komunikat w kierunku drugiej osoby? W końcu wszystko, co nam się przytrafia w życiu zależy od tego, jaką energię wysyłamy w świat :)
Nie kontratakujesz osób piszących tego typu komentarze, bo jesteś zbyt dojrzała i mądra by zniżać się do ich poziomu ;-) Hejterzy to najbardziej zakompleksione i rozczarowane życiem osoby na świecie- takie jest moje zdanie na ten temat :-)
Bardzo interesujący wpis.
Swoją drogą, to chyba taki problem Polek, że jak włosy nie układają się w miękkie fale na plecach, a paznokcie nie są idealnie pomalowane bez żadnych odprysków, to czują się mniej profesjonalne, zaniedbane, gorsze…
Rok temu przeprowadziłam się do Niemiec i odkryłam, że kobiety tutaj zupełnie inaczej postrzegają siebie. I ich otoczenie inaczej postrzega kobiety.
Zasada nr 1: Ubieraj się wygodnie.
Nikomu nie zaimponujesz przez chodzenie na szpilkach i w wąskich spódnicach. Co najwyżej dostaniesz kilka zdziwionych spojrzeń, bo kto, bez super specjalnej okazji, ubierałby się tak elegancko? I po co? Nic nie zyskujesz, a tracisz, bo kiedy Ty przez cały dzień męczysz się w tym super eleganckim/modnym stroju, w którym się wcale dobrze nie czujesz, mogłabyś po protu… get stuff done! Ubranie nie jest po to, żeby być Twoim wrogiem, tylko Twoim sprzymierzeńcem…. zawsze.
Zasada nr 2: Jeżeli masz ochotę coś założyć, to zakładasz to, bez względu na okoliczności.
Szybko nauczyłam się, że jeżeli będę nosiła mój ukochany, wygodny zestaw workowatego T-shirtu i luźnych dżinsów nawet pięć dni pod rząd, nikogo to nie odejdzie. Za to ja będę się czuła super i zupełnie nie będę musiała martwić tym, co mam na sobie i jak inni to odbierają. Uwaga: nijak. Liczy się to, co mówię, to, co robię…. To jak wyglądam? Też. Ale nikt nie zakfalifikuje mnie z tego powodu do grupy: nie wygląda na co dzień jak sto dolarów, więc na pewno nie jest dobra, w tym co robi.
Zasada nr 3: Mniej makijażu. Zdecydowanie mniej.
Z piętnastu kosmetyków do makijażu twarzy, zostały mi trzy: podkład, puder, tusz do rzęs. Przestałam konturować twarz i malować usta na codzienne wyjścia. Zaczęłam stosować suche szampony i myć włosy wtedy, kiedy tego potrzebują, a nie co dzień rano, aby były zawsze idealnie ułożone. Po kilku tygodniach dotarło do mnie, że:
a) zyskałam ok 60 min dziennie
b) ludzie, z którymi mam styczność, wydają się traktować mnie dużo bardziej przyjaźnie, kiedy widzą mnie bez cięższego makijażu
c) czuję się ładniejsza. I zaczynam postrzegać się jako ładniejszą. Przestałam się martwić idealnym łukiem brwi – zaczęłam zauważać, jak miło otaczają moje oczy. Przestałam martwić się krótkimi rzęsami i bladymi ustami – teraz myślę, że bez makijażu błysk moich oczu jest dużo bardziej widoczny, a usta są ładne i pełnie. Sama siebie lubię dużo bardziej.
Jasne, że trochę wyolbrzymiam. Lubię czuć się zadbana, lubię zakładać śliczne sukienki i mieć umalowane paznokcie, ale… przestałam przesadzać. Nauczyłam się, że można związać włosy w kucyk i wyjść na spacer w dresie. Że jeżeli nie nałożę na siebie makijażu, nadal mogę myśleć o sobie „ładna dziewczyna”. Że jeżeli nie wyglądam na co dzień stuprocentowo elegancko, to mnie w żaden sposób negatywnie nie klasyfikuje.
Co ciekawe, nie doszłabym do tych wniosków, gdyby nie to, że zmieniło się moje otoczenie. Musiałam zobaczyć masy dziewczyn, które są inteligentne, pewne siebie i… zupełnie przeciętnie ubrane, żeby przekonać się, że to zupełnie nie o to chodzi, żeby wyglądać idealnie. Społeczeństwo przestało mówić mi: „Wyglądaj ładnie, albo wszyscy sobie pomyślą, że jesteś nieprofesjonalny flejtuch, który nie może sobie poradzić ze swoim życiem”.
No i, ze studenki noszącej codziennie obcasy, spódniczki i masę makijążu przeobraziłam się w pewną siebie kobietę w luźnym t-shircie i addidasach. I w sumie czuję się o wiele, wiele lepiej.
Podpisuję się, przede wszystkim pod zasadą nr 1. Ostatnio byłam na jubileuszu firmy X. Długo zastanawiałam się w co się ubrać. Wiedziałam, że wszyscy panowie będą w garniturach a panie raczej w sukienkach. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mi myśl, że też powinnam wcisnąć się w sukienkę i szpilki – choć bardzo tego nie lubię (czuję się wtedy za bardzo „odstawiona”). Po długich pertraktacjach z samą sobą, założyłam ulubione spodnie (3/4), ulubioną marynarkę i (oczywiście) ulubioną koszulę. Czułam się w tym o niebo lepiej i z dużym współczuciem patrzyłam na moje równolatki (26), które chciały zrobić wrażenie tak bardzo, że na głowie ułożone miały misterne koki, na stopach niebotyczne szpile, a sukienki były zdecydowanie za krótkie, żeby móc w nich wygodnie chodzić. Co ważne, wcale nie czułam, żebym na ich tle wypadła źle, czy też nieprofesjonalnie. Wręcz przeciwnie, mogłam pewnym i swobodnym krokiem (a nie drobiąc jak gejsza) przejść przez salę, a rozmawiając z innymi gośćmi, nie musiałam obawiać się o stan mojej garderoby.
I sprawdziło się to, co gdzieś napisała Joanna – najpiękniej wyglądamy, gdy czujemy się swobodnie. Odebrałam tego dnia bardzo dużo komplementów ;)
Zazwyczaj unikam takich uogólnień typu „a Polki to są takie owakie”, ale akurat sama mam podobne spostrzeżenia po wizytach w zachodnich stolicach. Zanim po raz pierwszy odwiedziłam Berlin spodziewałam się zobaczyć tam na ulicach nie wiadomo jak ubranych ludzi w super ciuchach itp. O jak bardzo się zdziwiłam, bo berlińczycy ubierają się tak przeciętnie i na luzie, że nawet ja się czasem tam czułam trochę odstawiona, mimo, że nie mam tendencji to przesadnego strojenia się czy malowania :) I strasznie mi się ten luz spodobał. Za każdym razem jak stamtąd wracam, dostrzegam u nas jak bardzo Polki się starają jeśli chodzi o wygląd. Nie mówię, że to coś złego, po prostu rzuca mi się to w oczy, że wiele kobiet, także bardzo młodych na co dzień nosi mocny, staranny makijaż, czy obrania wyglądające na pierwszy rzut oka na niezbyt wygodne i funkcjonalne. Ciekawa jestem w sumie skąd takie różnice w podejściu do tych kwestii.
Widze, ze jednak nie tylko ja mam takie spostrzezenia na temat polskich dziewczyn.Nie wiem, czy bylas w Paryzu, ja tu mieszkam od kilkunastu lat, i wlasnie doszlam do takich samych wnioskow. Co roku gdy przyjezdzam do Polski, doslownie zaskakuje mnie jak bardzo zadbane sa Polki – moze wlasnie wrecz ZA bardzo, nie ma tego luzu, tej francuskiej nonszalancji, ktora sprawia, ze nawet ” niedopracowana” Paryzanka wyglada swietnie,bo najwyrazniej dobrze sie czuje, chociaz ma niepomalowane paznokcie, odprysniety lakier albo lekko poczochrane wlosy.To jest to, co chcialabym zeby zakielkowalo na polskim gruncie, wszystkim przyjemniej chyba by sie zylo.
Czy to opaska na oczy do spania? z jakiego to sklepu?
Ja dziś mam okropny dzień. I w sumie jest to doskonały powód do wyżycia się na kimś innym. Jeżeli nie ma nikogo bliskiego pod ręką, to frustracje tak łatwo ukierunkować na kogoś innego i wpisać w komentarz nieprzychylne opinie o wyglądzie, ubraniu, rozumie itp. I oczywiście blogując, człowiek stara się zaprzyjaźnić z dużą grupą nieznanych sobie osób, po czym może być właśnie tym kimś „pod ręką”. Nie ulega kwestii, że pilnowanie się w złych dniach to podstawa – żeby jednak nie zrobić mega awantury w domu i nie napisać czegoś idiotycznego w internecie.
Ja jestem jak się okazuje z tych starszych przeglądających blogi bo mam ponad 40 lat – odkryłam to niedawno, że powinnam siebie zaliczać do tej kategorii, bo taka jest stworzona! Jakoś wcześniej mi to nie przyszło do głowy, że wiek mnie w jakiś sposób wyróżnia/dyskryminuje (słowo do wyboru w zależności od poglądu). Okazuje się, że zadaniem każdej kobiety jest być atrakcyjną (patrz młodą). Można więc fantastycznie wyglądać – jak wspomniana powyżej w komentarzu Justyna Steczkowska – ale jak się ma więcej lat (choć bez przesady – 40 to statystycznie to dopiero połowa życia, a po odjęciu dziecięctwa to jedynie 1/3), to już zasługuję na hejt z powodu samego wieku (który przecież jest nie do uniknięcia, no chyba że po 30 sznur i pętla). Kolana opadną, a zmarszczki się pojawią, choćby wmasowywać w skórę tony kosmetyków, co zresztą akurat mnie nigdy nie pasowało. I co? To że nie oglądają się za mną młodzi mężczyźni na ulicy, to nawet pewna ulga w życiu. Ale to, że moje młodsze koleżanki są bezlitosne – mnie cały czas zadziwia. Przecież im się to też zdarzy.
Nie wiem czy zauważyłaś – pewnie nie, bo 27 lat to jednak mniej niż 40+, ale są właśnie takie strony internetowe, który próbują udowodnić, że po 40 życie kobiety się nie kończy, choć w domyśle powinno. Właśnie te były dla mnie niezłym zadziwieniem – jak w ogóle można tak stawiać sprawę. Samo prezentowanie kwestii w ten sposób wydało mi się takim zbiorowym hejtem. No bo to jest w skrócie powiedzenie – zobaczcie – jest stara, czyli skazana na niebyt – a jednak daje radę i dzięki pazurom/obciskającym gaciom/ laserowi/ ciuchom – i jeszcze jako tako wygląda. A wygląd to jedyne co w życiu kobiety ma znaczenie (to oczywiste, tautologia po prostu). Tylko może ja wcale nie chcę wyglądać na młodszą? Może mnie się podoba to, że jestem znacznie mądrzejsza niż kiedyś i widać to również z moich oczu? I tak jak wspomniałaś – jednak miałam sporo czasu żeby się do siebie przyzwyczaić ?
Backlash s.faludi
No cóż, zawsze najgłośniej krytykują ci, którzy są niezadowoleni ze swojego życia i przyjmują w nim postawę, aby komu można dowalić. Smutne…
Czasem jak czytam te wszystkie zgryźliwe i obraźliwe komentarze mam wrażenie, że co niektórym brakuje solidnej terapii, aby nauczyć się żyć w zgodzie ze sobą i otaczającym światem. O szacunku już nie wspomnę. Pozdrawiam!
A ja się nie zgadzam, z teza postawiona w poście i większością komentarzy. Dbam o siebie i robie to bo lubię i sprawia mi to przyjemność.
Media kształtują obraz kobiety idealnej jednak kompleksy i dążenie do ideału to nie wina mediow, a braku pewności siebie u osob, które przekaz medialny postrzegają jako przymus.
Kiedy zobaczyłam twoje zdjęcie w sukience i płaskich butach nie pomyslam, że wyglądasz dobrze. Pomyślałam, że łydki wyglądaja niekorzystnie i sama nigdy bym się tak nie ubrala, bo w mojej ocenie i w moim poczuciu estetyki nie wygląda to dobrze. Nie mam potrzeby krytykanctwa, bo skoro ty czujesz się tak dobrze, to ok.
Natomiast mówienie, ze osoba, która chodzi codziennie na szpilkach i w olowkowej spodnicy jest niewolnica kolorowych pism, to też gruba przesada. Po domu też nie chodzę w starym dresie i rozciągniętej koszulce. Bo nie czulabym się w nich dobrze. Tak samo nie chciabym, żeby mój chłopak chodził po domu w podkoszulku i frotowych skarpetach. Nie dlatego, że w takich skarpetach kocham go mniej, ale dlatego, że lubię dbać o piękno i estetykę wokół siebie.
Jeśli pokazujesz śliczne wnetrza, urocze dodatki, notesy i całe mnóstwo innych słodkich drobiazgów to zaniedbane pięty kłócą się z tym obrazem.
Jesli dbam o swoje otoczenie, to przede wszystkim dbam tez o siebie.
I rozumiem ze są tutaj różne skalę. I dla mnie zabiegi za miliony monet mogą być zbędne a dla kogoś innego będą to zawsze zadbane piety.
Jednak ogolnienie w druga stronę tez nie jest fajne. Nie każdy chodzi na szpilkach i przedłuża rzęsy i konturuje twarz bo czuję przymus, chce być kopia zdjęć z instagrama i jest nieszczesliwych. Wielu dziewczynom robienie tych rzeczy sprawia przyjemność i nie wynika w kompleksów.
Mam wrażenie, że wyczytałaś z tego tekstu coś, czego zupełnie tutaj nie napisałam – nie ma tu żadnej krytyki osób, które lubią ładnie wyglądać/dbają o siebie etc. Z jaką tezą konkretnie się nie zgadzasz?
Moze sprobuje na przykladzie, chodzi mi o to, że płaskie buty do sukienki przy niskim wzroście wyglądają wedlug mnie zle. I to, ze tak uważam nie wynika z moich kompleksów, braku pewności siebie, porównan do instagrama, czy tego ze sama mam grube lydki. I jeśli wrzucasz takie zdjęcie do sieci, to musisz liczyć się z tym, że część ludzi którzy je zobacza pomysla, ze im sie to nie podoba i jakis procent z nich poświęci 10 sekund żeby to napisac. Tak samo jak cześć poświęci 10 sekund żeby napisać, że jest super.
Nie zgadzam sie, że „w momencie, w którym nachodzi nas ochota na skrytykowanie czyjejś fryzury czy szczęki, dostajemy sygnał, że coś nie działa u nas tak jak powinno”.
Oczywiście nie mowie tu o wulgarnych komentarzach, bo to jest po prostu chamstwo niezależnie od tego czy dotyczy wygląda czy jakiegokolwiek innego aspektu.
No tak, pomyślenie że coś Ci się nie podoba, jest zupełnie normalne. Ale decyzja, że postanawiasz się z tym podzielić z osobą na zdjęciu, która bynajmniej nie prosiła o opinię na temat swojej nogi/ręki/czegokolwiek, jest dla mnie jasnym sygnałem, że warto się nad sobą zastanowić:)
Jeśli można wtrącić… Popieram to co mówisz, że jeśli coś mi się nie podoba to nie musi wynikać z moich kompleksów albo dlatego, że instagram kreuje coś zupełnie innego itd. Ale wydaje mi się że krytyka cudzego wyglądu jak by nie patrzeć jest czymś podłym. W porządku, może mi się nie podobać jak ktoś jest ubrany ma fryzurę itd., ale dlaczego zaraz mam mu o tym pisać? Przecież nie podchodzę do nikogo w autobusie mówiąc, że przydałoby się zafarbować odrost, bo to zostałoby uznane za brak kultury i zwykłą okrutność, więc dlaczego mamy sobie pozwalać na to w internecie? Sama jestem niska, uwielbiam sukienki, ale nie uśmiecha mi się latać na obcasach przez całą dobę czy to oznacza, że nie mogę wrzucić zdjęcia na własny profil na instagramie, a jeśli się na to zdecyduję to muszę być gotowa na krytykę…? Strasznie to przykre co piszesz. Komentarz nie musi być zaraz wulgarny by sprawić komuś ból.
Jasne nie można bronić się przed krytyką, na nią może zasługiwać kiepska twórczość – źle wykonane zdjęcie, słaby tekst itd (nie mówię tu oczywiście w odniesieniu do bloga Asi tylko ogólnie), ale nie czyjś wygląd… No litości!
Bardzo dobry tekst! Dziś kupiłam książkę i przepadłam na całe popołudnie. Gratuluję. Myślę, że trzeba robić swoje bo jest świetne i pomaga innym, a o to przecież chodzi:) Dojrzała kobiecość to empatia, chęć pomagania i chęć objęcia wszystkich dobrym słowem i uczuciem. Pozdrawiam serdecznie
Bardzo się cieszę, dziękuję!
W powyższych komentarzach i tych na facebooku pojawiło się bardzo dużo pięknych i dogłębnych analiz psychologicznych nad nędznym bytem internetowego hejtera. Aż chciałoby się napisać coś w kontrze i zwrócić uwagę na to, że nawet naszym blogerkom (zupełnie nie anonimowym przecież) zdarza się niechcący popuścić jadu, pomimo sukcesów, markowych kosmetyków i ubrań, podróży, urody, smukłej lub kobiecej sylwetki i jakże godnego pozazdroszczenia sukcesu życiowego, tym samym generując i nakręcają spiralę niekończącej się niechęci.
Dlaczego słowna agresja (wymierzona przecież w kogoś, jakąś grupę społeczną, zjawisko lub konkretna osobę) w internecie podpisana imieniem i nazwiskiem (szczególnie jeżeli to bloger) to „subiektywna opinia” (zbywana słowami „bo ja już taka jestem kontrowersyjna, lubię zamieszać i za to mnie kochacie” oraz chroniona prawem do wolności słowa), a taka sama uwaga bez podpisu to szczyty chamstwa i przejaw głębokiej frustracji życiowej żałosnego zawistnika, który powinien poddać się wieloletniej terapii, aby móc na powrót funkcjonować w społeczeństwie i która powinna być z urzędu tępiona?
Wiem, że hejterzy to najczystsze zło, ale czy którakolwiek z was, czytelniczek potrafi zwrócić uwagę osobie (np. blogerowi), która atakuje drugą nie będąc przy tym anonimowym? Czy zwracacie uwagę kiedy takie sytuacje maja miejsce w waszym otoczeniu?
Hejt w internecie jest bardzo wdzięcznym tematem. Niby wszyscy się zgadzają, że ktoś powinien się tym zając, a w efekcie jedynie czekamy na ktosia.
Szkoda, że w dzisiejszym świecie tak wielką wagę przykłada się do fizyczności. Zapomina się często o tym, że człowiek to coś więcej. To właśnie fizyczne cechy, na które często nie mamy wpływu, są pod ostrzałem hejterów. A przecież to ani moja wina, że nie wyglądam jak modelka, ani tej modelki zasługa, że tak wygląda (pisząc w uproszczeniu). Ale jak to mówią słowa pewnej mądrej piosenki: „głupotę ci każdy wybaczy, brzydoty nie daruje”. :-(
Jestem z jednej strony świadoma, co ludzie mogą pisac, ale z drugiej nadal w szoku, ze ktos napisał Ci te zacytowane rzeczy. Ja sie na blogu póki co nie pokaxuje , ale czy mam z tym czekac do operacji nosa ? Poza tym jestem szczupła – nie szkodzi, na pewno znajda sie osoby, którym to bedzie przeszkadzało. W tzw realu tez ciagle słysze przytyki fo swojej wagi. Tu ciekawostka – ludzie chyba uważają, ze jak jestem szczupła, to maja prawo mi przypieprzyć, chyba zeby sie „wyrównało”. Zawsze będziemy dla kogos nie tacy, jak trzeba. I mnie osobiście to wkurza. I wydaje mi sie, ze jak kiedys bede publikować jakies zdjecia i pojawia sie takie komentarze o nosie, o kolanach i czym tam jeszcze, to zrobię tak jak Kominek. Wytnę w pień. Nie podoba sie? To niech idą sobie hejtowac gdzie indziej, nie musza u mnie.
Dokładnie! Zgadzam się z Tobą co do szczupłej sylwetki, osobie która ma trochę więcej kilogramów nie powinno się zwracać uwagi , że wygląda tak czy tak bo przecież tak nie można, bo trzeba się akceptować, za to osobie szczupłej można ciągle dogadywać – o ludzie ty nic nie jesz! jaka jesteś chuda! łapać cię w pasie i z litościwym spojrzeniem mówić, taka chuda jesteś, biedactwo! Czasami kiedy idę do sklepu np bo banana albo wafle ryżowe, żeby sobie pochrupać między jednym a drugim posiłkiem, słyszę komentarz kasjerki okraszony uśmieszkiem ,czy to mój obiad?
Całkowicie zgadzam się z Ewą – też zauważyłam, że kiedy kobieta jest bardzo szczupła, to wielu osom wydaje się, że można ją krytykować do woli – pisząc peany na cześć kobiet z krągłościami, zawsze w końcu warto dodać jakąś pogardliwą uwagę na temat tych „okropnych wieszaków”, które w dodatku wcale nie są prawdziwymi kobietami, bo przecież prawdziwe kobiety mają duże piersi i pełne biodra. Rozumiem, że bierze się to z ogromnej presji mediów na zachowywanie szczupłej sylwetki i nieustanne odchudzanie, ale wydaje mi się, że kierowanie fali nienawiści na kobiety w rozmiarze XS też jest bardzo nie w porządku. Zauważyłam, że nawet na żywo ludziom, którzy nigdy nie skrytykowaliby kogoś w związku z jego otyłością, bardzo łatwo przychodzi krytyka kobiet z powodu ich szczupłej sylwetki – doskonale pamiętam takie sytuacje ze spotkań rodzinnych, a nawet ze spotkań ze znajomymi.
Całkowicie zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś Asiu! Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, po co ludzie piszą te wszystkie negatywne komentarze w rodzaju, „może umyjesz włosy?”, „zauważyłaś, że masz trądzik?”, „masz taki duży nos, kiedy operacyjka?” – nie wierzę, że napisanie czegoś takiego naprawdę może poprawić komuś humor!
Asiu, wysyłam Ci serduszko <3 i dziękuję za ten post. Żyjemy w okrutnym świecie, gdzie hejt i brak empatii są na porządku dziennym. Cieszę się, że coraz więcej osób zwraca na to uwagę i dąży do tego, by zmienić ten przykry stan rzeczy.
Też bolą mnie słowa krytyki, bo w ogóle nie dotyczą one treści i odwracają uwagę od od sedna sprawy:(
Kolejny dowód na to, że internet, ze zwględu na swoją specyfikę, budzi nasze najniższe instynkty. Czego człowiekowi nie powiesz w realu, to w internecie jasne, że tak i to sto razy gorzej, i taka się robi z tego kloaka. Trzeba uważać. Podziwiam zresztą wszystkich blogerów, że to znoszą, a nawet dobrowolnie się na to wystawiają, ja bym nie dała rady.
Pingback: MORTYCJA POLECA #78 - PRZEGLĄD INTERNETÓW | M O R T Y C J A
Już wcześniej pisałaś, że właśnie z taką postawą podchodzisz do kwestii wyglądu. Jak najbardziej się z tym zgadzam i fajnie, że masz taką filozofię :)
Jeżeli chodzi o hejty pod Twoimi postami, to, jak sama wiesz, nie powinnaś się przejmować ani zasmucać. Jednak każdy jest człowiekiem i komentarz na temat wyglądu może zaboleć, dlatego na pewno będę zawsze to miała na uwadze komentując. Ale wynika to jedynie z tego, ze jesteśmy w internecie – tu panuje anonimowość. Dlatego myślę, że każdy czuje się swobodnie komentując, nawet w uprzejmy sposób, różne aspekty Twoich zdjęć. To można zobaczyć nie tylko na Twoim blogu, ale wszędzie, więc myślę, że nie ma się o co obrażać (bo też nie da się nic z tym zrobić… taka jest specyfika tego miejsca), jedynie, jeżeli Ci to nie odpowiada – olać lub usunąć komentarz (nie widzę w tym nic złego, jeżeli ktoś jest otwarcie chamski – po co publikować takie komentarze)
Nie obrażam się zupełnie, nie o tym jest ten post:) Ale to moim zdaniem zjawisko o którym warto mówić i z którym warto walczyć.
Aśka, jesteś fajną, ładną i przede wszystkim mądrą dziewczyną! Taką kumpelą, z którą chciałoby się wybrać na kawę ;) Bardzo dobrze, że nie dajesz się hejterom, bo niestety oni zawsze byli i będą – czy to w życiu „realnym” czy tym internetowym. Nikt z nas nie jest idealny, zwłaszcza Ci, co piszą o obwisłych kolanach, zbyt cienkich włosach, itp. Niestety wszechobecny Photoshop ma wciąż na nas ogromny wpływ…
Uważam, że nikt nie ma prawa krytykować wyglądu innej osoby. Inaczej sprawa ma się, gdy kobieta (lub mężczyzna oczywiście) pyta się kogoś np. o sposoby na zrzucenie wagi itp., nie na miejscu jest jednak stwierdzanie, iż ktoś jest „za gruby” lub „za chudy”.
Według mnie każdy powinien przede wszystkim pracować nad sobą, a nie szukać wad u innych. :) W dzisiejszych czasach wielu z nas myli pojęcie konstruktywnej krytyki ze zwykłymi przytykami w kierunku osób, których obecność nie jest nam na rękę.
Cześć,
Bardzo fajny tekst, ale wydaje mi się, że za tymi zjadliwymi komentarzami kryje się coś więcej niż tylko niska samoocena komentującego. Ja sama nie mogę zaliczyć się do osób w 100% zadowolonych ze swojego wyglądu. Mam kompleksy. Zazdroszczę osobom, które mają to coś, czego mi właśnie brakuje. Z szeroko otwartymi oczami oglądam piękne instagramowe dziewczyny i zastanawiam się JAK ONE TO ROBIĄ. Wydawać by się mogło, że jestem gotowa do eksplorowania internetu i wyrzucania swojego jadu pod zdjęciem każdej babki, która ma czelność być szczęśliwa mimo, że nie wygląda jak Gigi Hadid i reszta składu. ALE! nigdy, przenigdy nie napisała(by)m komentarza krytykującego czyjś wygląd. To po prostu coś co nigdy nie przeszło mi przez myśl. Zamiast szukać dziury w całym, widzę te lepsze, piękniejsze elementy człowieka, które sprawiają, że on cały jest jakiś taki przyjemny dla oczu. ;) Owszem Asia, jesteś niska (sic! – nie wierzę, że ktoś Ci to wypomniał…) ale zawsze zadbana, dobrze ubrana i uczesana, a przy tym mądra i ogarnięta. To chyba trochę ważniejsze niż jakiś tam określony wygląd kolan (sic po raz kolejny; zaraz idę popatrzeć na swoje;P)…
Mam na myśli to, że samo niezadowolenie z własnego wyglądu to za mało żeby iść w internety i hejtować. Do tego trzeba doliczyć też inne czynniki – poziom empatii komentującego, iloraz jego inteligencji emocjonalnej, zdrowy ogląd świata, pokora i świadomość, że to co podoba się mnie samej niekoniecznie jest wyznacznikiem tego, jak mają wyglądać inni.
Pozdrawiam Ciebie i Twoje kolana!
Nie rozumiem ludzi, ktorzy krytykuja wyglad innych osob. Od dziecinstwa bylam narazona na przykre kmentarze i epitety, nie bylam zbyt ladnym dzieckiem i za to mi sie dostawalo. Nie tylko dziewczyny mi zarzucaly brzydki wyglad ale i chlopcy. Takie wieloletnie sluchanie komentarzy na swoj temat zmienilo calkowicie moja psychike, wpadlam w depresje, anoreksje. Od roku lecze sie i chodze na psychoterapie, bo czuje ze jestem zerem, nikim, nie jestem ani ladna (tak uwazam, chociaz inni mowia zuepnie inaczej), uwazam ze jestem gruba (53kg przy 172cm), nie zarabiam tyle ile znajomi ze studiow wiec jestem na pewno glupia (to moje myslenie). Mam bardzo krytyczny obraz siebie, ktory wymagal leczenia nawet farmakologicznego, ale nie jestem w stanie krytykowac innych, zupelnie nie patrze na wyglad ludzi, nie oceniam. Moze dlatego, ze wiem jak to boli i jak takie slowa moga zmienic zycie, a nawet w niektorych przypadkach (skrajnych) do samobojstwa krytykowanego. Nie przejmuj sie zlymi komentarzami, wygladasz i jestes super :). Chcialabym tak postrzegac siebie jak ty! Pozdrawiam :)
Pewnie było więcej inspiracji, niż jedna, ale pod postem o sukience rzucił mi się w oczy komentarz o piętach i przyznam, że aż coś się we mnie zagotowało. Aż zerknęłam na zdjęcia, żeby zobaczyć, o czym komentatorka w ogóle pisze, ale zobaczyłam tylko zupełnie normalne pięty. Komentarz głosił, że ktoś mający takie „nie może dawać pięknych rad”. Nie wiem, jak działa świat w oczach takiej osoby: żeby wypowiadać się na jakikolwiek temat, trzeba być idealnym pod absolutnie każdym względem? Wydaje mi się, że panicznie stawiając fasady i starając się za wszelką cenę sprawiać takie wrażenie, żeby nikt się nie mógł do niczego przyczepić, nie zostaje już ani energii ani czasu na pielęgnowanie prawdziwych i głębokich zainteresowań, które dadzą wiedzę, doświadczenie i przemyślenia, którymi warto się w ogóle podzielić. Chyba, że to poradnik na temat „jak sprawiać wrażenie osoby idealnej, ale w środku być sfrustrowanym i nieszczęśliwym”.
mnie też wkurzyły te „pięty” i też spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie, żeby zobaczyć o co chodzi – a ich nawet dokładnie nie widać! to jest dopiero absurd!
Asiu, jesteś cudowną, młoda kobietą, masz dużo zdrowego rozsądku i sporo wiedzy. Zawsze powtarzam, że tylko stu dolarówka podoba się każdemu i każdemu odpowiada. Ani Ty, ani Ja, ani nikt inny nie spełnia oczekiwań wszystkich, i dobrze, jesteśmy różni i to jest wspaniałe. Nie przejmuj się krytycznymi, złośliwymi i przykrymi uwagami, myślę, ze są podszyte zwykłą zawiścią, czasami nawet przez osobę, która je pisze, nie do końca uświadomioną. To te osoby mają problem ze sobą, a nie Ty. Trzymam kciuki za Twój dalszy rozwój i chętnie na Twój blog zaglądam.
Jesteś super dziewczyną. Twoje ciało nie jest idealne, ale moje też nie jest i właśnie dlatego uwielbiam oglądać Twoje stylizacje. Bo są takie normalne. Modelka wygląda pięknie w każdym ubraniu! Czytam Twoje teksy bo są tak prawdziwe, jak Ty jesteś prawdziwa. Każdy ma wady i zalety, i w życiu nie przypuszczałam że można wylewać swój jad na kogoś kto robi coś tak fajnego w sieci!
Wspieram Cie w tej sile aby się nie poddać i nie zwątpić we własne piękno pod wpływem hejtu!
Wydaje mi się, że takie złośliwe komentarze dają chwilowe poczucie triumfu. Poczucie się lepiej czyimś kosztem. I wydaje mi się, że to dość częste, bo to bardzo łatwe rozwiązanie. O wiele trudniej zastanowić się nad sobą i poszukać jakiegoś bardziej wartościowego sposobu na lepsze samopoczucie.
Wiem coś o tym, bo to też mój problem. Mam straszne kompleksy i zaniżone poczucie własnej wartości. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem ani brzydka, ani gruba, ani głupia. Jednak są momenty, gdy nie mogę na siebie patrzeć, bo widzę te wszystkie drobne felery (które ma każdy), które urastają do rangi największego życiowego problemu. Walczę z tym, jest coraz lepiej, ale nadal mocne łydki, ślady po trądziku czy nieznajomość wszystkich języków programowania czasami nie pozwalają mi cieszyć się życiem. I wtedy widok dziewczyny nieodpowiednio ubranej do swojej tuszy, czy osoba, która myśli, że słowo „trzcina” zaczyna się na literę c, jest jak plaster na zranioną duszę. A więc są gorsi.
Ale za chwilę przychodzi wyrzut sumienia, że to nie fair. I refleksja, że ja bym nie chciała, by ktoś w podobny sposób myślał o mnie, więc czemu ja tak pomyślałam o kimś? Czemu się pławić w takich negatywnych, złośliwych myślach? Przecież to nie ubogaca i nie naprawia właściwego problemu. Trzeba przyjrzeć się sobie i nauczyć się cieszyć tym, co się ma. I poprawiać, co można poprawić. A innym dać spokój.
Świętnie to ujęłaś maugo
Mt 7, 1-5 Drzazga i belka
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: „Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka”, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata».
Wydaje mi się, iż to jeden z Twoich najważniejszych wpisów.
Cieszę się, że poruszyłaś ten temat, bo osobiście lubię czasami wejść w komentarze pod postem/artykułem/zdjęciem, żeby zobaczyć co inni sądzą na dany temat, albo czy polecają coś o podobnym charakterze lub właśnie w zupełnie przeciwnym klimacie, jednakże komentarzy czytam coraz mniej, gdyż coraz częściej mnie po prostu zawstydzają i peszą.
Może jestem nudna, ale jednak uważam, że jeśli ma się powiedzieć coś uszczypliwego, to lepiej w ogóle się nie odzywać.
Asiu, podsumowując, nie bierz złośliwych komentarzy do siebie, gdyż tak jak sama napisałaś, one świadczą o tym, iż to autorzy mają ze sobą pewnego rodzaju problemy, a poza tym Twoje kolana są cudne! ;)
Młode to, małe ciałem a jakie mądre, rodzice muszą być dumni z Ciebie Joasiu, pozdrawiam serdecznie
Mam dwoje szczupłych rodziców, 25 lat i figurę w rozmiarze 36 – lubię zdrowo jeść, ale nigdy nie byłam na diecie ani sobie nie żałowałam, jestem wręcz łasuchem i lekkim żarłokiem – lubię dobre jedzenie. Kika dni temu byłam na pewnym wydarzeniu, gdzie podczas był serwowany taki mały obiadek w postaci 2 zwykłych naleśników z truskawkami, a że nie spieszyło mi się po talerzyk to nieznajomy pan obok pofatygował się aby to oczywiście skomentować, podejść do mnie z włączonym filmikiem pani z anoreksją na telefonie i komentarzami, że ona to chyba myśli że jest piękna i jako przestroga dla mnie… Ale mi „troska” – zwykłe chamstwo… Opisuję te wydarzenie, bo w naszych czasach każdy myśli, że wszystko o wszystkim wie, że może sobie wszystko komentować, oceniać i każdego pouczać.To jedno. Ale to całe ocenianie i czepianie się czyjegoś ciała, figury itd jest dla mnie niepojęte, chamskie. Czasem żałuję, że żyję w takich czasach!! Moje ciało, moja sprawa! Nie będę za nie przepraszać. Mam też koleżankę, która jest gruba (gruba to zwyczajnie antagonizm chudej, prawda? a nie żadna obelga… tak samo ja mogę się obrażać za chudą, chudzielca i tak dalej, kij ma dwa końce! a nie robię tego… ) i parę razy słyszałam, jak zwyczajnie wyzywała chude dziewczyny a to chuda suka, bicz, a to jeszcze inaczej, wszystko z zazdrości. I co mam się ubierać w kaftan a nie w szorty, bo będzie jej przykro? To wszystko to paranoja.. Mówi się, że chude dziewczyny promują taki typ sylwetki… A to w takim razie grube promują otyłość? Niech ten świat trochę się opanuje. Może ktoś jest po prostu chudy i już? może za dzisięć lat ja też się roztyję po ciąży? To jest raczej nNiby jest udowodnione, że otyłość szkodzi zdrowiu, ale mówiąc o samej estetyce to każdy może mieć taki typ figury jaki lubi albo lubić taki jaki ma. i przecież to zupełnie normalne że młodzi ludzie są szczupli! A wszyscy myślą, że to jakieś czary mary albo wieczna dieta. Nie dawajmy sobie wmawiać takich bzdur, że jak chuda dziewczyna to na pewno maniaczka diety, odchudzania a i ona na pewno gardzi wszystkimi grubymi i nie zapominajmy że ta żmija to jeszcze jest zarozumiała i zadziera nosa. itd. :/ Niech każdy kurde patrzy na siebie, ja jestem ze swoim ciałem sam na sam to jestem szczęśliwa, a potem jak wyjdę w świat to nagle nie wiem skąd mam głupie myśli – a może za krótkie spodenki ubrałam, a może powinnam to albo tamto bo komuś będzie przykro, albo odwrotnie -jak siedzę to zauważą że mam wystający brzuszek? na szczęście nie zdarza mi się to często… Ale się rozpisałam, i to do tego trochę nie na temat :P sorki
Zgadzam się z Twoimi argumentami, natomiast dodałabym jeszcze jedną uwagę: widzę czyjeś niedoskonałości (cóż poradzić, że widzę? ;-), oczywiście swoje widzę przede wszystkim :-P), ale nie komentuję, ponieważ zasady dobrego wychowania i kultura mi na to nie pozwalają.
Niestety nie da się tego zmienić. Zawsze, ale to zawsze znajdzie się ktoś kto będzie chciał stworzyć komuś nowe kompleksy. Mam grubsze łydki i uda, co jest uwarunkowane genetycznie, i nigdy nie zwracałam na to uwagi, dopóki ktoś mi o tym nie powiedział. Stały się moim największym kompleksem, kiedy usłyszałam „Ale masz grubaśne nogi, zrób coś z nimi”. Co mam zrobić? Wyciąć sobie pół łydki? Bitch please. Na początku oczywiście przejmowałam się tym strasznie, ale teraz? Czuje się zajebiście w swoim ciele i nie pozwolę nikomu tego zniszczyć :)
Nawet nie za wygląd, ale za gust czy poglądy można zostać zjechanym. Nawet, gdy nie ma do tego powodu. Wtedy już ktoś ma problem z głową.
Mnie ostatnio rozwalił komentarz pod Twoim artykułem, w którym prezentujesz czerwoną sukienkę i piszesz o swojej nowej książce – ,,nie kupię Twojej książki bo masz brzydkie pięty, kto o siebie nie dba nie może dawać dobrych rad.” Jak dla mnie typowe co ma piernik do wiatraka i książkę ocenia się po jej przeczytaniu a nie piętach autorka…
W każdym razie ja czytam książkę i jest super, tak trzymaj!
Mnie od zawsze kojarzyłaś się z francuską aktorką Mélanie Laurent :-)
Tak po stokroć! Piękno i niewymuszony, naturalny wdzięk jak u Mélanie Laurent!
Cóż, nikt nie dowali tak kobiecie oceniając jej wygląd/ubiór itd., jak inna kobieta właśnie…
Kompleksiarze to wynalazek szatana. Najbardziej żałosna jest pasywna agrecha jako narzędzie porozumiewania się (?). Pasywna agrecha wymaga od skrytykowanego żelaznej dyscypliny, żeby nie odpowiedzieć na nią czymś podobnym. Więc szacun wielki za trzymanie pionu. To po pierwsze.
Po drugie – moim zdaniem mamy do czynienia – zarówno w takich pasywno-agresywnych komentarzach, jak i w tekstach w gazetach, w reklamach itd. – z kolejnymi próbami zawłaszczania ciał kobiet.
PS. Zdemaskowałam conversy i już wiem, dlaczego nie są to moje ulubione trampki.
Kurczę, nareszcie trafiłam na ciekawy, mądry blog! Będę zaglądać tu częściej.
Dla mnie najgorsza jest presja, jaką narzuca się/narzucają na siebie dziewczyny, że bez idealnego wyglądu, kosmetyczki, siłowni, zrobionych paznokci to w ogóle fujka. Do tego obowiązkowo studia i praca, chłopak i bogate życie towarzyskie. A jak tak nie masz, to z tobą coś jest nie tak. Co gorsza, wielu chłopców, którym do greckiego ideału piękna jest daleko, bezlitośnie krytykują swoje koleżanki/dziewczyny za niespełnianie narzuconych standardów. Czasami mam wrażenie, że ciężko jest być kobietą w Polsce.
Zgadzam sie z Twoim komentarzem w stu procentach, tez mam takie wrazenie! I ci polscy mezczyzni , niedoceniaja tego co maja …
Niestety muszę się z Tobą zgodzić w tym co piszesz. Mówię niestety bo smutno mi kiedy widzę ile złości i frustracji wylewa się codziennie w internecie. I nawet jeśli na sto komentarzy pod zdjęciem trzy będą złośliwe to te trzy wystarczą żeby zepsuć komuś dzień a nawet tydzień. Jak jesteś delikatnie większa niż kanon urody promowany przez media to już możesz usłyszeć, że jesteś gruba i w ogóle nie powinnaś pokazywać się w internecie. Jak jesteś szczupła to jesteś anorektyczką, wieszakiem i weź coś zjedz. Każdy ma prawo żyć tak jak chce i wyglądać tak jak chce a całej reszcie nic do tego. Takie jest moje zdanie. A piękno może być piękne nawet jeśli jest nieidealne. Wystarczy zobaczyć np. nową kampanię kostiumów kąpielowych marki Aerie.
Bardzo fajny tekst, uważam, że potrzebujemy więcej takich opinii. Trudno je znaleźć w prasie, bo zyski z reklam produktów, które mają nas przybliżyć do nieosiągalnego ideału, są zbyt ważkie, pozostaje więc internet i blogi.
Szkoda, że w Polsce presja na kobiety jest większa ze strony innych kobiet niż mężczyzn. Znany skądinąd przykład o cellulicie, który nie przeszkadza żadnemu znanemu mi faceotwi i przeszkadza niemal wszystkim znanym mi kobietom, świetnie ilustruje to zjawisko. Przywołane w tekście komentarze o włosach czy wzroście też pochodzą od dziewczyn, nie facetów. To daje do myślenia.
Z racji pracy często podróżuję do krajów skandynawskich, gdzie zupełnie przeciętne kobiety prowadzą programy telewizyjne, noszą płaskie buty niezależnie od wzrostu (a nie wszystkie są wysokie) i rzadko się malują. A mimo to są zwykle uśmiechniete i zadowolone z siebie. Lubię zagladać na Twojego bloga własnie dlatego, że mogę zobaczyć ładne bezpretensjonalne zdjęcia normalnej, ciekawej świata i akceptującej siebie dziewczyny. To krzepiące :)
I jeszcze jedno – jestem bardzo niska, nie nosze wysokich obcasów i mam bardzo wysokiego męża, a wcześniej samych wysokich chłopaków- to nie problem :)
Z uwagi na kobiecy hejting bardzo ostrożnie dobieram sobie grono koleżanek. Najzwyczajniej w świecie obawiam się nowych znajomości z kobietami,a lgnę do facetów. Zazwyczaj to kobieta kobiecie lubi dowalić bądź „niewinnie” pocieszać się tym,ze nie tylko ona ma błąd w pracy magisterskiej, problem z cellulitem,nie takie włosy,problem w pracy czy z chłopakiem. I na take egzemplarze nie da rady.Próbowałam i unikać i tłumaczyć,ze takie zachowanie szkodzi przede wszystkim tej hejtującej czy krytykującej,ale nic nie pomaga. Niestety niektóre kobiety mają zakorzenione to przez matki,ciotki,siostry,koleżanki i naprawdę ciężko. Pozostaje unikanie takich i szukanie równych babek do codziennego obcowania :)
Masz całkowitą rację Asiu, jednak ja mam trochę odwrotnie. Sama jestem bardzo niepewna siebie, mam tyle kompleksów że czasami nie starcza mi czasu na myślenie o czymś innym niż moje defekty. Mimo to, moja reakcja jest zupełnie inna niż opisalas. Mi sprawia radość gdy ktoś o widocznych defektach lub kręglej sylwetce, która jest zmora dzisiejszych kobiet jest pewny siebie, nie przejmuje się swoim wyglądem, cieszy się życiem i akceptuję siebie w pełni. Dlatego tak lubię komplementowac każda kobieta w rozmiarze większym niż L. I bardzo mnie denerwuje kiedy ktoś z moich znajomych szepcze mi pokrojomu do ucha coś w stylu „patrz jak ta Anka się spasła”. Doprowadza mnie to do wewnętrznej furii. Nie lubię jak ktoś krytykuje tak perfidnie czyjś wygląd i myślę że jest to spowodowane tym, że sama ogromnie przeżywam swoje niedoskonałości. Dziękuję za bardzo trafny post i zazdroszczę Asiu, że masz tak wspaniale podejście do siebie samej i do opinii innych w tej kwestii. Pozdrawiam serdecznie :-)
„Jeśli chcesz uniknąć krytyki:
– nic nie mów
– nic nie rób
– bądź nikim”
Arystoteles
Wiem jedno, pracuję z kobietami -faceci w mega mniejszości- i wiem, że nikt ci tak nie dowali jak druga kobieta. Niestety. I nie tylko w kwestii wyglądu, ale najpierw zachowania, charakteru a jak już nie ma argumentu to za chuda/gruba/niska/wysoka/wlosy…smutne:(
Sama mam raczej niską samoocenę wyglądu, ale dojrzewam do akceptacji siebie…może przed śmiercią będzie to pełna samoakceptacja ;) :D
A ja pracuję głównie z facetami, choć kobiet w biurze też nie brakuje i zawsze dziwią mnie takie komentarze jak twój, że kobiety to takie złe, a faceci do rany przyłóż. Z moich obserwacji wynika co innego, babki są miłe, pomocne, konkretne, a faceci… no cóż, właśnie oni potrafią ci dowalić miłym słowem, strzelić fochem czy być rozchwianymi emocjonalnie ;) Więc to tyle jeżeli chodzi o złe kobiety i superaśnych mężczyzn. Aha, w dwóch poprzednich miejscach pracy miałam tak samo, miłe babki i bucowaci faceci, ale może to specyfika branży.
Ale zastanówcie się, po co wszystko oceniać? To zastanawianie się nad takimi bzdurami przepraszam,ale jest głównie domeną kobiet,może dlatego reguły w świecie męskim są dosyć jasne? Najgorsze jest to,że najbardziej wredne są kobiety dla innych kobiet, poza tym jeśli kogoś hejtujemy to czy nie szkoda życia na napisanie czegoś przykrego na czyjś temat? Pamiętajmy :
„Gdy Jan coś mówi o Pawle, świadczy to o Janie, a nie o Pawle”
Po dodaniu komentarza, czytam teraz komentarze innych.Nie sądziłam,że tyle kobiet zauważa wzajemną wrogość … ;/ jest to przykre….. dodam tylko,że jeśli ktoś chce pomyśleć,że ktoś ma np. brzydkie nogi to niech pomyśli o tych którzy tych nóg nie mają,albo mają niesprawne
Bardzo mądrze napisane :)
Jakiś czas temu coś mnie podkusiło, żeby poczytać komentarze na jednym z plotkarskich portali pod jakimś tam artykułem o „młodej, ładnej i zamożnej”. Zdjęcie doczepione do artykułu przedstawiało jego bohaterkę w kostiumie kąpielowym, zdjęcie jak zdjęcie może trochę podkolorowane, osoba na zdjęciu ładnie opalona, uśmiechnięta, szczupła i tak dalej, ogólnie bez zarzutu. Ilość absurdalnych komentarzy z serii: „może i chuda, ale nogi ma jak dwa słupy”, „paskudny ryj”, itp. powaliła mnie na ziemię. Nie wiem jak to jest, że ludzie „muszą” coś takiego napisać. Do tej pory nie miałam pojęcia co siedzi w takiej durnej głowie (bo albo jestem naiwna, albo osoba inteligentna nie zniża się do takiego poziomu), żeby w ogóle coś podobnego napisać. Ale dziękuję, dzisiaj, po przeczytaniu tego tekstu, układanka w mózgu złożyła się wreszcie w całość :)
I jeszcze jedno mnie naszło: zawsze jak widzę na zdjęciach kogoś nie tyle „niedoskonałego” co po prostu „normalnego”, to mam w głowie myśl: „No proszę, i ona siebie akceptuje z takim a siakim mankamentem, a ja bym ten mankament wyfotoszopowała jak jakąś zarazę. Tylko chwila, kto w takiej sytuacji ma nie po kolei w głowie? Ja- opętana jakąś pierdołą, czy osoba, która się takową nie przejmuje?” No i za każdym razem wychodzi na to, że to ja mam nie po kolei :)
Boże, co tymi ludźmi kieruje, żeby krytykować za to, że jest się niskim/za grubym/za chudym… Do mnie nie dociera! Też dostaję krytykę, bo jestem za gruby tyłek i uda, że mam nos wiedźmy, za szerokie ramiona i pewnie mam lordozę. Kiedyś się tym przejmowałam, a teraz się z tego śmieję. Najśmieszniejszą krytykę usłyszałam od pewnego kolesia, który stwierdził, że mam za mocne… kości obojczyków :P
Uważam, że masz urodę lalki, śliczna z Ciebie dziewczyna i nie przejmuj się ludźmi, którzy krytykują Twoje ciało. Pewnie sami nie potrafią zaakceptować siebie. :)
Post przecudowny. Z przytupem i prezycją a także profesjonalizmem pokazałaś co myślisz o tych wszystkich 'idealnych’ ufoludkach, którzy lubią wsadzać palec między żebra i udawać, że to z troski. Cholera bierze na samą myśl. Pozdrawiam!
Bardzo wartościowy wpis. Między hejtem a krytyką jest spora różnica.
Zawsze, kiedy nachodzi nas ochota na hejterskie działanie warto zadać sovie pytanie „DLACZEGO?” Co się takiego stało, że akurat to budzi we mnie takie emocje…Zazwyczaj jest tak, że w innych denerwuje nas to, czego nie lubimy w sobie…
ale serio takie komentarze?
dziwne…skąd się biorą takie osoby? Muszą być bardzo smutne, skoro takie rzeczy piszą
Mega fajna z Ciebie dziewczyna! Jestem na tym blogu pierwszy raz i od razu wpadam w zachwyt :)
Pingback: redakcjaBB - Pierwsza randka – tylko na basenie
Prawda to. Czytając obraźliwe komentarze dotyczące czyjegoś wyglądu, lub bzdurne tytuły i porady „Jak nieodwracalnie zmienia się Twoje ciało po 25 urodzinach” zachodzę w głowę, jak to możliwe, że jeszcze żyję i chodzę w jednym kawałku??? Ukończyłam wszak 40 wiosen i chyba powinnam już położyć się do trumny i czekać na śmierć.
Być może to kwestia wieku właśnie, że mam „wywalone” (jakie młodzieżowe słowo w ustach starszej pani, o zgrozo!) na to, co ktoś myśli o mojej powierzchowności. Przyznam jednak, że nie zawsze tak było. Nie chodzi tu o wiek nastoletni, wbrew pozorom, a o czas krótko po porodzie, kiedy to ciało nie wróciło jeszcze do dawnej formy. Przyznam, że usłyszana ukradkiem uwaga jednej koleżanki do drugiej na mój temat zrobiły mi wielką przykrość. Przeżywałam wtedy jeszcze okropnie czas rozłąki z synkiem na czas powrotu do pracy i uwaga „przyjaciółki” ubodła mnie w dwójnasób.
Wiem teraz, że „życzliwa” jest pełną kompleksów kobietą, okres, kiedy nie było ze mną najlepiej wykorzystała najlepiej jak umiała, czyli skrytykowała. Dla podbudowania własnego ego.
Bardzo ciekawa dyskusja :)
Zgadzam się z tym że często krytyka jest bardzo niekonstruktywna i szkodliwa. Może też przyczynić się do depresji. Polecam do lektury: http://lepszytrener.pl/blog/depresja-sportowca-czyli-jak-przeciwdzialac-wypaleniu-treningowemu o depresji osób aktywnych
A ja bardzo lubię oglądać Ciebie w stylizacjach i lifestylowych fotkach. Jesteś piękną kobietą, podoba mi się Twoja naturalność, widać że żyjesz w zgodzie ze sobą. Jesteś naturalną perłą wśród sztucznych i idealnych kamyczków svarovskiego! :) Pozdrawiam serdecznie!
Jeśli każda kobieta zajęłaby się swoją sylwetką, swoją urodą, swoim charakterem – wszystkim byłoby lepiej!
Zero porównywania, zero obgadywania… komplementowanie i docenianie… świat idealny…
Dokładnie, najlepiej skupić się na sobie i nie komentować czyjegoś wyglądu :)
Faktycznie, najczęściej niekorzystne komentarze wpisują osoby, które same mają kompleksy. To smutne, zamiast robić komuś przykrość, weźcie się za siebie!
Dokładnie. Ja nigdy nie zrozumiem tego jak można obrażać i krytykować innych… Robią to tylko smutni i sfrustrowani ludzie. Ja nauczyłam się żyć dobrze z samą sobą, chociaż zajęło mi to naprawdę sporo czasu.