W czasach, kiedy najbardziej „interesowałam się modą” (czytaj: najczęściej chodziłam na zakupy), najmniej uwagi poświęcałam swoim ubraniom. To jeden z wielu powodów, dla których nigdy nie czułam się w nich naprawdę dobrze. Raczej nie zdarzało mi się czytać metek w sklepach, a już tym bardziej rezygnować z zakupu wystrzałowej sukienki czy bluzki ze względu na nieodpowiedni dla mnie skład – nigdy w życiu!
Bardzo wiele osób funkcjonuje w ten sposób. Z jednej strony ma potrzebę ciągłego uzupełniania garderoby, z drugiej zupełnie nie dba o to, co już ma. Ta pokręcona relacja z własną szafą jest tak naprawdę całkiem zrozumiała. Kiedy mamy nadmiar rzeczy, zajmowanie się każdą z nich zabiera mnóstwo energii, a często i pieniędzy. Podejrzewam, że na pastowanie pięćdziesięciu par butów schodzi kilka tubek pasty na sezon. Czytaj dalej