Cześć! Wybaczcie małą przerwę, miałam ostatnio dużo pozablogowej pracy, nie tylko w piżamach, i mało czasu na Internet. Dobrze jest czasem trochę odetchnąć od sieci, mam wrażenie że w ciągłym mailowo-facebookowym kołowrotku i przy nieustannym ogarnianiu bieżących spraw trudno jest mi czasem znaleźć czas i chęci na zastanowienie się nad bardziej długofalowymi zmianami, kierunkiem, w którym chciałabym zmierzać, czy to z blogiem, czy z piżamami. Spodobało mi się też dawkowanie sobie czasu na Internet – genialnie wpływa na produktywność.
W międzyczasie przeczytałam kilka książek i złapałam się na tym, że cztery ostatnie pozycje, do których zajrzałam, zostały napisane przez blogerów – niesamowite, zwłaszcza jeżeli pomyśli się, że jeszcze kilka lat temu nikomu się to nie śniło. Szczególne wrażenie zrobiło na mnie „Mniej” Marty Sapały, ale do niej jeszcze wrócę, jak skończę czytać, na razie jestem w połowie.
Dzisiaj chciałabym się skupić na fragmencie, który dał mi do myślenia podczas lektury „Minimalizmu po polsku” Anny Mularczyk-Meyer, autorki Prostego Bloga. Kupiłam e-booka po bardzo udanym wieczorze autorskim w Stacji Muranów. Jakbym miała opisać tę książkę jak najkrócej, nazwałabym ją „wstępem do minimalizmu”. Autorka opisuje w nim swoją drogę do dobrowolnej prostoty, wypytuje też o nią kilka innych osób – żyjącą w minimalizmie rodzinę, mieszkającego w klasztornej celi księdza. Inspiruje i skłania do dalszych poszukiwań, świetnie że historia jest osadzona w naszych polskich realiach, nieco brakuje mi jednak głębszej analizy samego procesu przechodzenia od nadmiernej konsumpcji do dobrowolnej prostoty. Może to dlatego, że zaglądam na minimalistyczne blogi – tam już wszystko, co ogólnikowe i teoretyczne, zostało powiedziane i najbardziej interesują mnie osobiste historie, opisy problemów i ich rozwiązań. Mniej zaznajomiony z tematem czytelnik może to odbierać zupełnie inaczej.
Akapit, który zrobił na mnie duże wrażenie, brzmiał tak:
„Urok dziecięcych rozrywek polega na ich bezpretensjonalności i dostępności. I na tym, iż dziecko nie wstydzi się, że lubi chleb z keczupem albo zwisanie z trzepaka. Sprawia mu to przyjemność i tyle. Dlaczego miałoby robić coś innego?”.
Jak często my, dorośli, zastanawiamy się nad tym co lubimy? Jak często deklarujemy, że coś lubimy, tylko dlatego, że wydaje nam się, że tak wypada? Albo odwrotnie – wstydzimy się do czegoś przyznać, nawet przed sobą? Mnie lektura tego fragmentu sprawiła taką zagwozdkę, że postanowiłam spisać rzeczy, które naprawdę sprawiają mi przyjemność. W takich momentach cieszę się że mam bloga – znam siebie i wiem, że lenistwo nie pozwoliłoby mi usiąść nad zwykłą kartką papieru. Takie podsumowanie to dobra wskazówka przed podejmowaniem ważnych decyzji. Co chwilę migają mi w Internecie hasła w rodzaju „rób to, co kochasz”, „do more of what makes you happy”. Czy wklejając je na tablice zastanawiamy się, co to konkretnie dla nas oznacza?
To jedziemy! Kolejność przypadkowa.
1) Czytanie książek. Pamiętam, że moja nauczycielka polskiego z liceum, którą wyjątkowo miło wspominam, lubiła mówić że w życiu najbardziej lubi leżeć na kanapie, jeść ser i czytać książki. U mnie jest podobnie – kiedy wciągnie mnie książka, cały świat mógłby dla mnie nie istnieć i najchętniej nie wychodziłabym z domu. Często zresztą tak robię, szczerze mówiąc – zaczynam czytać przy śniadaniu i wciągam się na długie godziny, zamiast zająć się zadaniami, które danego dnia na mnie czekają. Mam niestety strasznie krótką pamięć do rzeczy, które przeczytałam, albo mielę za dużo historii i informacji, dlatego rzeczy, które wydają mi się szczególnie ważne, staram się notować – czasem powstaje z tego mini-recenzja na blogu, czasem krótka notatka w Google Keep. Nie traktuję książek ze specjalnym nabożeństwem – dopóki nie przerzuciłam się na Kindla, zawsze miałam je pochlapane zupą pomidorową albo powyginane od wilgoci.
2) Pisanie. Zwykle nie chce mi się zacząć (jak sobie z tym radzę, pisałam tutaj), ale kiedy już zacznę na poważnie, zwykle czuję tak zwany flow. Bardzo lubię moment, w którym z chaosu zaczyna wyłaniać się sensowna historia z początkiem, końcem i klejącymi się ze sobą akapitami. Kiedy zbiór luźno spisanych myśli, haseł, zagadnień, układa się w spójną całość. Nigdy jeszcze nie stworzyłam nic do szuflady, bo przynajmniej połową przyjemności jest dla mnie czytanie reakcji innych osób na to, co napisałam.
3) Dobre jedzenie. Dobre nie oznacza drogie i w modnej knajpie. Dobre oznacza dobre. Na szczęście mój gust jedzeniowy idzie w raczej zdrową stronę, chociaż na liście hitów mam też białą bułkę moczoną w sosie z pieczonego mięcha, którą zawsze serwowała mi mama i do teraz czasem uda mi się na nią załapać. Staram się o tym pamiętać, bo w wyjątkowo zajętych okresach zdarza mi się jeść co popadnie, najczęściej poza domem i wydawać dużo kasy na jedzenie, które nawet nie jest dobre, tylko dlatego, że nie chciało mi się pomyśleć wcześniej. Dlatego opracowujemy z Szymkiem system szybkich, dobrych i w miarę zdrowych dań, mamy ambitny plan rozpisania ich na składniki, żeby większe zakupy szły nam sprawniej – dobre planowanie to podstawa. Wolę gotować nawet proste dania w domu i od czasu do czasu wyjść na coś naprawdę pysznego niż jeść chaotycznie i byle jak. Zupełnie inną kategorią są słodycze – mam do nich ogromną słabość, ale rzadko kiedy czuję się szczęśliwsza po ich zjedzeniu, dlatego staram się przestawić na domowe desery i wypieki, które dają mi dużo większą satysfakcję.
4) Zdjęcia. Dużą przyjemność sprawia mi robienie zdjęć, złapanie tego jednego, wyjątkowego ujęcia. Jestem w stanie wstać o 5 rano na wakacjach, żeby sfotografować nadmorski meczet o wschodzie słońca, przejść pół miasta za wyjątkowo fotogenicznym kotem albo wynieść ciężki sprzęt pod sporą górę, w koszmarnym upale. Mam jednak dwa warunki: muszą to być zdjęcia robione przy okazji, reportażowo, pozowane sesje ani mi nie wychodzą, ani ich robienie nie sprawia mi radości. Po drugie, lubię fotografowanie tak długo, jak długo robię to hobbystycznie, na własne potrzeby, na bloga albo dla kogoś znajomego. Jak tylko pojawia się wizja konkretnego zlecenia, cały proces zamienia się dla mnie w uciążliwy obowiązek, dlatego już dawno pożegnałam się z pomysłem zarabiania na fotografii w klasyczny sposób. Było to też dla mnie ważną lekcją – zdałam sobie sprawę, że nawet jeżeli coś lubimy, chcemy być w tym coraz lepsi, to wcale nie oznacza że musimy zajmować się tym profesjonalnie. Niby oczywiste, a ja jakoś o tym zapominałam.
5) Futrzaki. Uwielbiam zwierzęta, przebywanie z nimi to dla mnie jedna z najlepszych rzeczy na świecie. Bardzo się cieszę, że zdobyłam się na odwagę, żeby wziąć Chrupka – jakość mojego życia zdecydowanie na tym zyskała. Trudno mi sobie przypomnieć, jak właściwie żyłam bez jego mokrego nosa wciskającego mi się pod rękę i tańca radości po każdym powrocie do domu. Ostatnio miałam naprawdę ciężki dzień i odpoczywałam wieczorem z wisielczym humorem. Chrupek niespodziewanie załapał o co chodzi w zabawie kulą-smakulą i cały mój zły nastrój zniknął w sekundę. Widok schroniskowego psiaka, który nie wie, do czego służą zabawki naprawdę łamie serce, ale obserwowanie jego stopniowego przełamywania się daje niesamowitą satysfakcję. Uwielbiam też uczyć go nowych rzeczy i patrzeć, jak dobrze się przy tym bawi.
6) Podróże, dalekie i bliskie, lokalne i egzotyczne. Wiem, że nie sprawdza się u mnie tryb „byle więcej, byle taniej”, a zorganizowane wycieczki to dla mnie najgorsza kara. Nie lubię też plażowania i mocno zatłoczonych miejsc. Mam listę miejsc, które bardzo chciałabym zobaczyć (na przykład Japonia czy Szkocja) i trochę takich, które nie bardzo mnie pociągają (na przykład Indie). Lubię pojechać raz na jakiś czas w miejsce, które naprawdę mnie interesuje i robić tam rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Nie mam parcia na podróżowanie określoną ilość razy w roku, lubię też po intensywnej podróży wrócić do domu i ponapawać się codziennością, rutyną.
7) Rozmowy z inspirującymi ludźmi. Bardzo bliskimi albo takimi dopiero co poznanymi. Nie jestem jakoś wyjątkowo uzależniona od towarzystwa, lubię spędzać czas sama i zawsze mam się czym zająć. Ale ciekawa rozmowa sprawia, że przychodzi mi do głowy mnóstwo pomysłów, mam lepszy humor i generalnie bardziej mi się chce. Wolę spotykać się w małym gronie i raczej w ciągu dnia niż późno wieczorem – wtedy już zazwyczaj przysypiam, odzywa się mój wewnętrzny emeryt.
8) Estetyczne otoczenie – lubię otaczać się pięknymi przedmiotami, które coś dla mnie znaczą, lepiej się wtedy czuję i lepiej pracuję. Jednocześnie jestem straszna bałaganiarą i muszę stale przypominać sobie o tym, że nawet najładniej oprawiona grafika nie będzie widoczna spod sterty ubrań „za brudnych do szafy, za czystych do prania”. Wiem jak przyjemne jest obudzenie się w sobotni poranek w czystym domu i jedzenie śniadania bez sterty naczyń w zlewie i staram się przypominać sobie to uczucie, kiedy bardzo nie chce mi się sprzątać.
9) Moja praca – mimo tego, że obecnie robię trzy duże rzeczy na raz, jestem pełna energii i nie mogę się doczekać realizacji kolejnych pomysłów. Mimo, że to tylko mały blog czy przyziemne piżamy. Lubię większość moich codziennych obowiązków, a te, za którymi nie przepadam, staram się komuś zlecać. Bardzo doceniam też to, że mam wiele okazji do współpracy z naprawdę utalentowanymi ludźmi – ostatnio zrobiłam piękną sesję z Anitą i nie mogę się doczekać publikacji. Staram się o tym myśleć za każdym razem, kiedy mam ochotę ponarzekać i zamiast marudzić, próbuję wyeliminować elementy, które mi nie pasują.
Tak naprawdę tych rzeczy jest dużo więcej. Lubię chodzić na zakupy do second handów i przejść się po sklepach podczas podróży, lubię seriale (Mad Men! Twin Peaks! Gossip Girl!) i wszelkiego rodzaju SPA, masaże, może być nawet wizyta u fryzjera. Lubię grać w Baldurs Gate i w Pokemony na Game Boyu, do tego stopnia, że nawet nie próbuję znaleźć jakichś nowych gier, bo wydaje mi się, że nic lepszego nie może istnieć. Lubię gry miejskie, fajne kawiarnie i odkrywanie miasta kawałek po kawałku. Lubię uczyć się nietypowych umiejętności, jak rozpoznawanie śladów zwierząt i zagłębiać się w jakiś temat po tym, jak zainteresował mnie w rozmowie, książce czy filmie. Lubię biegać, żeglować po Mazurach i jeździć na nartach w świeżym puchu. Lubię chodzić do kina. Lubię dziesiątki innych rzeczy, których z różnych powodów (głównie z lenistwa!) nie będę tutaj wymieniać.
Zastanówcie się przez weekend, co dla Was jest największą frajdą. Takie osobiste podsumowanie i przypomnienie sobie emocji, które budzą się w nas podczas ulubionych aktywności, to najlepsza motywacja do zebrania się w sobie. Mnie pomogło bardzo. Jestem pewna, że scrollowanie Facebooka w trybie zombie raczej nie pojawi się na niczyjej liście, na pewno nie na mojej – a jednak łapałam się na tym, że zabierało mi to sporo czasu. No i koniecznie dajcie znać, co to za czynności, jestem bardzo ciekawa!
[sc name=”Banner”]
57 thoughts on “To lubię”
Szkocja jest naprawdę piękna i ma swój, trochę mroczny i surowy klimat. Gdy napisałaś, że chciałabyś ją zwiedzić, od razu pomyślałam, że to miejsce jest w Twoim stylu :)
Moja ulubiona blogerka! jak miło patrzeć jak się rozwijasz i móc to robić razem z Tobą. Twoje teksty są pełne inspiracji i niejednokrotnie skłaniają do refleksji. Dziękuje i trzymam za Ciebie kciuki. Czekam na książkę ;)
podpisuję się pod każdym zdaniem! ogromną przyjemność sprawia mi śledzenie Joanny, równie dużą słabość mam do Radzki i od tygodnia przebieram nogami na dzisiejsze podpisywanie książki! mój chłopak śmieje się, że dawno skończyłam 16 lat i nie przystoi mi taki entuzjazm, ale mam to gdzieś, to moja mała radość :D
poza tym wymienione przez Ciebie książki, piękne przedmioty, gotowanie, polskie kino i muzyka, a także podróże – to sprawia mi największą radość i zawsze poprawia humor, tyle, że moją miłością są Indie. pamiętam pierwszy kupiony bilet do Bombaju, mimo 24 lat popłakałam się jak dziecko, na samo wspomnienie kręci mi się łezka w oku :)
Na mnie też książka zrobiła duże wrażenie, bardzo inspirująca i faktycznie daje do myślenia. Twój wpis również Asiu:) Mi ostatnio olbrzymią przyjemność sprawia wyszukiwanie ładnych, starych przedmiotów (wystarczy nawet jak je tylko oglądam). A od zawsze to – nic oryginalnego – gotowanie i jedzenie:) I to uczucie po przebiegnięciu 10 lub, jeszcze lepiej, 20 kilometrów:)
Większość rzeczy, które wymieniłaś zamieściłabym na mojej liście! Moi znajomi śmieją się ze mnie, że tak wcześnie chodzę spać, teraz będę im mówić, że mam wewnętrznego emeryta :D
Tez podpisuje sie pod lista obiema rekoma. Po prostu w „pewnym wieku” doszlam do tego, ze bardziej cenie sobie sen i pobudke o wczesnej porze tak, zeby dzien byl odpowiednio dlugi, a ja rano moge zrobic najwiecej rzeczy.
Moja przyjaciolka, ktora wrecz przeciwnie, zostaje najdluzej, wychodzi jako ostatnia, nie jest w stanie tego zrozumiec.
Na wyjatkowa lub ciekawa okazje lubie zrobic wyjatek, ale tak, zeby zawsze siedziec az Ci oczy sie same zamykaja…??
Preferuje sie wyspac i wypoczac i czuje roznice samopoczucia w ciagu dnia.
Niektorzy sa sowami, a inni skowronkami.
Świetny pomysł z taką listą, już przy pierwszym punkcie uświadomiłam sobie, że też zawsze uwielbiałam czytać (od ciekawych, wyczekanych książek potrafiłam się nie oderwać przez 2-3 dni i czytać je non stop!), a obecnie traktuję to trochę po macoszemu – ot, książka dla zabicia nudy podczas jazdy metrem czy tramwajem, a skoro od roku mieszkam sporo bliżej centrum, to i czasu na czytanie automatycznie jest mniej. Zapomniałam już, czym jest popołudnie pod kocem, z herbatą i lekturą – chyba najwyższy czas wykorzystać jesienną aurę i sobie przypomnieć o tej przyjemności (ale najpierw naprawię oświetlenie w pokoju, bo jest dosyć kiepskie :D).
Co do reszty przyjemności też się zastanowię, może wyjść całkiem ciekawa lista. :)
Książki, podróże,jedzenie i ciepłe skarpety – lubię najbardziej. A książka Marty Sapały jest świetna!
– Kiedyś powiedziałaś że lubisz śledzić trendy i całe zagadnienie z tym związane jest interesujące. Czy to zainteresowanie umarło?
– Ostatnio wyszła nieco odświeżona wersja Baldur’s Gate (Enhanced Edition) dostępna również na tablety…?
Nie do końca śledzić, ale przewidywać – studiowałam prognozowanie trendów i zrobiłam staż w The Future Laboratory, londyńskiej agencji prognozowania trendów. To naprawdę ciekawa sprawa, ale przeszkadzała mi olbrzymia ilość informacji, które trzeba prześledzić, dużo lepiej się czuję na informacyjnej diecie, trzymanie ręki na pulsie non stop, w wielu różnych dziedzinach, jest dla mnie bardzo męczące. Poza tym, ze względu na problemy z weryfikacją takich prognoz, miałam wrażenie, że pracuję w lekko naciąganym biznesie, wiele firm jest nierzetelnych, a stawki za trendbooki i konsultacje są olbrzymie – źle się z tym czułam i nie miałam ochoty rozwijać swojej kariery w tym kierunku, może kiedyś mi to wróci. BG – oo, to muszę sprawdzić:)
Wiem co lubię, co sprawia mi przyjemność, a jednocześnie nie czuję, żeby przypomnienie sobie tego czy spisanie mogłoby pomóc mi zebrać się w sobie i zmotywować. Do gotowania więcej? Robienia zdjęć? Podróżowania? Chyba jestem w takim momencie, że widzę, że do niczego to nie prowadzi. Do poprawienia humoru i chwilowej satysfakcji owszem, ale potem mi się przypomina, że nie mogę znaleźć nawet najbardziej banalnej pracy i nie mam za co żyć. Może jak zmieni się sytuacja, to i wróci dawne podejście.
P.S. Czasami przeraża mnie Twoje zorganizowanie i proszę, nie pisz, że jesteś leniem, bo to ostatnie w co mogę uwierzyć.
Poza tym szacunek za podejście do każdej czynności, którą wykonujesz.
Ula, jestem największym leniem jakiego znam, i jakbym się chociaż trochę nie zorganizowała, to spędziłabym życie leżąc na kanapie z batonikiem w ręce. Trudno mi coś poradzić, bo to brzmi poważnie, ale a propos pracy to wydaje mi się, że spokojnie dałabyś radę utrzymywać się z bloga – warsztaty (foto? jedzenie?), ebooki, może organizacja tripów? Wtedy nie jesteś od nikogo zależna, nie musisz czekać na propozycję agencji.
Nadal nie wierzę! ;)
Co do utrzymywania się z bloga, to temat przemyślany tysiąc razy i nigdy żadnych efektywnych wniosków.
Akurat w przypadku jakichkolwiek warsztatów trzeba być zlokalizowanym w PL, a zresztą nawet nie czuję, żebym w którymkolwiek temacie miała wystarczającą wiedzę, żeby uczuć innych. Sama ciągle douczam się podstaw.
A ja rozumiem lenistwo Asi. Sam jestem okropnym bałaganiarzem, więc mnóstwo spraw mam zawalonych, papierów zagubionych, sytuacji niezorganizowanych. Ale poważnie traktuje swoja pracę, więc służbowe papierki mam powpinane w segregatory, segregatory poustawiane na półkach alfabetycznie, każde spotkanie i zadanie wpisane w przynajmniej 3 terminarze, ustawione alarmy itp. Jak człowiek jest świadomy swoich wad, to potrafi się z nimi zaprzyjaźnić.
Pedant – amator
Rossi
Haha, w ogóle weszłam do Ciebie w dobrym nastroju, miałam za chwilę siadać do pisania pracy, a wychodzę zapłakana, bo przypomniało mi się wszystko co złe :D
Ula i Asia – jedne z moich ulubionych blogerek – mają jakieś wady, wątpliwości i słabości? Niemożliwe! :D A tak serio, to również podziwiam Joasię za organizację i jeśli faktycznie jest tak, że musisz sporo czasu poświęcić na planowanie i „jesteś leniwa”, to nic, tylko brać z Ciebie przykład:) Ula, jeśli mogę się również tutaj do Ciebie zwrócić – Twój blog naprawdę zasługuje na to, żebyś nie musiała się przejmować inną pracą, trzymam za to kciuki, to pewnie tylko kwestia czasu albo jakiegoś pomysłu.
Pozdrowienia, dziewczyny!
Ależ mnie wewnętrznie ucieszył ten post :) ja też zwróciłam uwagę na ten fragment książki, zwłaszcza że ostatnio staram się częściej zastanawiać nad tym co właściwie lubię. Takie maksymy jak przytoczyłaś są dla mnie trochę straszne – bo ja nigdy w życiu nie miałam tak, że wiedziałam jaka jest ta jedna rzec którą najbardziej kocham robić… a jak już wiedziałam to wstydziłam się że to takie zwykłe albo słabe… ale szukam!
Po tym przydługim wstępie moja lista (kilka rzeczy pokrywa się z twoimi):
czytanie, dobre jedzenie (a także jego przygotowywanie), rozmowy z ludźmi o ciekawych rzeczach (ostatnio np. dowiedziałam się że istnieje kilka rodzajów klarnetów! tu w ogóle taka uwaga: lubię rozmawiać z ludźmi o sprawach na których oni się znają czy które lubią, słuchać o zupełnie nieodkrytych przeze mnie rejonach rzeczywistości), gorąca herbata, podróże małe i duże (lubię nawet przygotowania ;) , wystąpienia publiczne i granie w teatrze (lubię mówić do ludzi, o tak!), gry miejskie (które lubię i tworzyć i w nich uczestniczyć), kontakt z przyrodą w każdej postaci.
Całkiem nieźle mi poszło jak na moje ogólne niezdecydowanie, yupi! :)
Zaintrygowałaś mnie tą książką, i mimo, że mi do minimalizmu bardzo daleko, to chyba po nią sięgnę. Przytoczony przez Ciebie fragment jest świetny i taki prawdziwy! Kanapki z keczupem <3
Podobnie jak Ty mam masę rzeczy, które sprawiają mi ogromną przyjemność. Kiedyś od razu odpowiedziałabym, że najbardziej lubię czytać książki, leżąc na łóżku i jedząc pestki dyni. Dziś niestety czytam mniej, ale ciągle sobie obiecuję, że w końcu wrócę do czytania tak naprawdęnaprawdę. Teraz największą radość sprawiają mi wieczorne spacery nad toruńską Wisłą i siedzenie na wielkiej huśtawce na placu zabaw, gdy nie ma już tam dzieci, samotne chodzenie do wszelkich herbaciarni, kawiarni, z gazetą/książką/notesem, to takie mój sposób na wyciszenie i relaks. I najważniejsza rzecz – uwielbiam wąchać! Jako wielka pasjonatka świata zapachów i perfum, ciągle coś wącham, albo na potrzeby mojego bloga, albo tak zwyczajnie zachwycam się np. zapachem ciasta na pierniki. Lubię lubić takie rzeczy.
Aż się uśmiechnęłam czytając, takie introwertyczne skłonności. Co do moich bardzo podobne, domator łasuch kontrolowany w szlafroku z herbatą, książką i czekoladą, a że studia książki o wszystkim zastąpić musi anatomia i tomy Bochenka to mimo wszystko działa (ciekawostek w bród!), ale mimo domatorstwa wycieczki w jakieś mniej oblegane, mniej sezonowe miejsca otwierają i inspirują to stuprocentowa prawda. Dorzuciłabym jeszcze do listy pod którą się podpisuję koncerty i przejażdżki rowerowe do lasu w jakieś miejsca gdzie wrony zawracają, a diabeł mówi dobranoc. ;)
Pozdrowienia!
Urzekł mnie punkt 2 – widać, że nawet w pisaniu o swoim pisaniu kierujesz się prostotą i szczerością. Ja, jako czytelnik, bardzo to sobie cenię. Dlatego, po długim czasie czytania Twojego bloga, zaczynam go komentować – skoro internet pozwala na dialog, to dlaczego tego nie wykorzystać?
Pozdrowienia z nad morza!
Bardzo się cieszę, naprawdę:) Dziękuję, pozdrowienia!
Jestem powściągliwa w publikowaniu komentarzy pod wieloma postami które czytam, właściwie nie robię tego wcale, ale dziś poczułam, że muszę się wypowiedzieć.
Asiu, trafiłaś we mnie tym tekstem jak nikt inny wcześniej. Często nachodzą mnie myśli, ze jestem jakaś taka przezroczysta, nieciekawa, ze lubię rzeczy najprostsze i przyziemne i często wstydziłam się do tego przyznać. Prawda jest jednak taka, widząc po Twoim tekście, ze większości z nas to własnie te prozaiczne, proste rzeczy sprawiają największą przyjemność:)
Od dziś nie będę wstydzić się moich lajków w realnym niefacebookowym świecie:)
Świetny blog:) Oby tak dalej:)
Cieszę się i bardzo dziękuję, pozdrowienia!
Piękne, dobre, proste rzeczy. Lubię to :-)
ja również w ostatnim czasie płynę w kierunku minimalizmu.
i to mi sprawia ogromną frajdę porządkowanie mojej przestrzeni. Również wewnętrznego świata – dlatego testy silnych cech, dlatego rozważania na temat konsumpcjonizmu. Będę wdzięczna równiez za Twoją opinię na ten temat, ponieważ widzę, że masz już bardzo „dojrzały” stosunek na ten temat (gdy będziesz miała chwilkę, oto moje dylematy: http://pieknajakmiranda.blogspot.cz/2014/11/jakosc-marka-prawdziwa-wartosc.html; przeczytałam już Twoje wpisy na temat jakości i powiązane i nadal mam dylemat) dzięki
Na pewno masz rację w wielu aspektach, sięgnij po książkę Dany Thomas „Dlaczego luksus stracił blask”, jeżeli jeszcze nie czytałaś, na pewno Cię zainteresuje.
dziękuję.
Lubię znajdować rzeczy, które mogę polubić :) Często mi się wydaje, że ktoś ma fajne zainteresowania, ale dopiero gdy sama spróbuję szydełkować albo piec ciasta, mogę przekonać się czy to dobre zajęcie dla mnie. I nie chodzi tu wcale o talent, ale o to, że nawet mimo marnych efektów, mam poczucie fajnie spędzonego czasu.
Noo, to jest super uczucie:)
masz świetne pióro i dlatego miło tu zaglądać :)
poradnik modowy: http://youbeefashion.blogspot.com/
ale super. ostatnio bylam na spotkaniu z The Minimalists w Edynburgu, mowili wlasnie o prostych przyjemnosciach, o tym zeby w koncu przestac sie usprawiedliwac przed soba i innymi. ja uwielbiam poranki, cisze i spokoj, i kubek goracej kawy w reku. moglaym tak siedziec i patrzec na horyzont, bylo blisko natury. a Szkocja by ci sie bardzo spodobala. mieszkam tu od dawna i kocham zwlaszcza polnoc, Hebrydy i gory. Isle of Skye jest przepiekne.
Zazdroszczę bardzo i Szkocji, i spotkania. Zgłoszę się po wskazówki, jak będę się wybierać:)
daj znac koniecznie jak bedziesz planowala wyjazd, mieszkam w Edynburgu ale na polnoc dosc czesto jezdzimy. mam w zamiarze subiektywny przewodnik po Szkocji, ale jak zawsze brakuje czasu. ps. gratuluje ci bardzo pomyslu i wykonania koszulek nocnych, sa moim numerem 1 prezentem pod choinke.
Wewnętrzny emeryt – wreszcie określenie, którego mi brakowało :) Moja lista podobna jak u Ciebie; czytanie, pisanie (choć to zawód, więc miewam słowowstręt) i przede wszystkim futrzaki. Mokry nos dobry na wszystko! Joasiu, czy bywasz z Chrupkiem na psich wybiegach? My planujemy przetestować Park Krasińskich. Podobno to świetne miejsce, żeby psiak się wybawił z innymi.
Właśnie raczej nie, bo Chrupek się tam strasznie stresuje, biega w okół moich nóg i „broni” mnie przed innymi psami. I co chwilę podbiega do śluzy podrapać łapką w kraty, żeby go wypuścić – ewidentnie się tam dobrze nie czuję, może to otoczenie kojarzy mu się ze schroniskiem? Ale sam pomysł jest super i myślę, że większość psów świetnie się tam bawi. Minusem jest dość niskie ogrodzenie, które większe psy pewnie byłoby w stanie przeskoczyć. Solidną recenzję parku pisała autorka bloga Trend z seterem, polecam zerknąć:)
Czuję sie TAK SAMO! To chyba wiek przedemerytalny, albo po prostu dorosłyśmy. Czas myśleć o przyszłosci i emeryturze, a pomysł z mlodości są jakoś mniej wazne:) Śledze cie od początku, czasami z przerwami ( zwlaszcza kiedy zaczęłaś nosić ogromne futra i szpilki:) ) ale teraz bardzo lubię cię czytać. Ja lubię piękne zdania i choć sama takich nie ukladam, doceniam kiedy przekaz jest prosty. Świetnie się czyta, tak dobrze, że zamiast przygotowywac się do egzaminu ze skał i procesów wulkanicznych, zostałam tutaj.
Pozdrawiam.
Beata
Dziękuję Ci bardzo, chociaż nie do końca to próbowałam przekazać – ja klasycznej emerytury chyba w ogóle nawet nie planuję, a już na pewno o niej nie myślę, pomysły z młodości – to mogą być równie dobrze pomysły z zeszłego tygodnia? Skały i wulkany brzmią super, chociaż na dłuższą metę też by mi się pewnie nie chciało ich uczyć;)
Czy otoczenie za Tobą to Polna Zdroj?
Tak, to Polna!
Och, czytanie i pisanie to także i moje ulubione przyjemności. Choć, w przeciwieństwie do Ciebie, piszę sporo dla siebie samej i nie publikuję wielu z tych przemyśleń. Uwielbiam też psy i gdy tylko moja sytuacja się ustatkuje, będę miała psa!
A rzeczy takich moich bardzo, to lubię poranną jogę, zwłaszcza w weekendy, gdy wiem, że po praktyce nie będę musiała gonić do pracy, tylko będę miała czas by spokojnie wrócić do domu, po drodze zajść na targ i zjeść leniwe śniadanie.
W końcu mniej więcej coś, co powtarzam też innym ludziom. Jak wiele rzeczy nie ma znaczenia, a najważniejsze jest po prostu „być”, czyli właśnie robić, co naprawdę lubimy. Ja otwarcie mówię o tym, co lubię. Czasem przyznaję się nawet do własnych wad, bo zaakceptowanie siebie, nawet jeśli jest się strasznie pokręconym i odmiennym od innych, pozwala żyć bez stresu, ponieważ zawsze mogę być sobą. Ale właśnie może dlatego mam tak wielu znajomych, bo jestem po prostu szczera – w sposób, w jaki wiele osób nie ma odwagi być.
Dobrze jest się czasem tak zatrzymać. Szczególnie wtedy, gdy dużo się dzieje. Ja często myślę o tym, co lubię i staram się właśnie to robić, choć nie zawsze się udaje. A pod wewnętrznym emerytem też mogę się podpisać!
Oh dobry moment na refleksję.. myślę że dogadałybyśmy się w wielu aspektach jak choćby książki czy pisanie, no i oczywiście dobre jedzenie dla niego jestem w stanie poświęcić wiele !
Zdjęcie Aife?
Zdjęcie mojej mamy:)
Zastanawiam się, które książki napisane przez blogerów wpadły Ci w ręce (prócz „Mniej” i „Minimalizm po polsku”). Możesz zdradzić?
Radzka i Charlize podesłały mi w prezencie swoje książki:)
A ja się długo nie musiałam zastanawiać. Najbardziej na świecie – choć to oczywiście nie jest lista zamknięta – lubię:
– rozmowy z moim mężem – bo mąż to jedyna osoba, z którą tak dobrze mi się rozmawia, z którym mogę rozmawiać na każdy temat i kiedy dłużej nie mówimy ze sobą o rzeczach ważnych i o swoich przemyśleniach to tęsknię za rozmowami z Nim
– się myć. Wiem, że to błahe, ale jednak bardzo lubię się myć. To mnie niesamowicie odpręża i relaksuje. Lubię wziąć ciepły prysznic. Od razu czuję się lepiej. I piękniej. Bo wodą zmywam całodzienny brud, pot i zmęczenie.
– spać. Zawsze lubiłam spać. Chociaż nie – nie jestem śpiochem. Uważam się za rannego ptaszka, ale zawsze z miłą chęcią chodzę spać. Wolę nie zarywać nocy i wysypiać się. Od momentu kiedy zostałam mamą, jeszcze bardziej doceniam takie niezarwane noce.
Mam nadzieję, że uda Ci się zobaczyć Japonię, bo to doprawdy niesamowity kraj :)
A ja chyba usiądę z kartką papieru i zastanowię się poważniej nad tym, co naprawdę lubię, ale gdybym miała zapisać swoje pierwsze myśli, to część punktów pokrywa się z Twoimi – podróże, pisanie i dobre jedzenie. Poza tym bardzo lubię rozmawiać z moją mama, otrzymywać i wypisywać pocztówki, pić kawę, słuchać muzyki… Podobnie jak Ty, Asiu, lubię też czytać i przeklinam siebie w duchu za każdym razem, gdy uświadamiam sobie, jak długo już nic nie czytałam albo gdy wreszcie sięgam po książkę i czuję się jak w niebie (myślę wówczas jak mogłam tak długo nie czytać…).
Urzekł mnie ten tekst. Dziś czytam go drugi raz, pierwszy zaraz po publikacji. Już wtedy wiedziałam, że napiszę odpowiedź na Twoje pytanie do czytelników, bo to dobrze na spokojnie pomyśleć, co się lubi. Lubię jeździć na rowerze – po łąkach i lasach, najbardziej gdy jestem w moim rodzinnym domu, ale w Katowicach też nie jest źle. Lubię roić dla siebie i innych nowe naszyjniki, tworzyć – obserwować ten proces jakby z zewnątrz, od wyklucia się pomysłu po jego realizację. Lubię robić zdjęcia – moim najtańszym na świecie nikonem co ledwo już dysze. I choć daleko im do ideału to lubię myśleć, że czasem uchwycę jakiś dobry kadr :) Lubię poezję Poświatowskiej, literaturę Elif Shafak i Salmana Rushdiego. Lubię chodzić do muzeów, na wystawy fotografii i do empiku pooglądać książki. Lubię też kupować nowe i czytać. Lubię weekendowe śniadania z mężem, a potem wylegiwanie się na kanapie z kawą i radiową trójką w tle. Lubię układać kwiaty. No i lubię siebie i Twój blog :)
A słyszałaś o grze Botanicula ???? Efekt kocham kocham kocham – murowany
Przepraszam, ale jak zwykle gadanie o niczym. już lepiej wstawiaj same zdjęcia bo chyba tylko je się przyjemnie ogląda.
Genialny refleksyjny wpis!
Pięknie zdjęcie na topie :)
Też zastanawiałam się ostatnio, zupełnie niezależnie od Ciebie ( ale ewidentnie równolegle :) co mi sprawia przyjemność i moja lista jest bardzo podobna do twojej, tylko zawiera jeszcze pływanie. Kocham to i uważam za wspaniały sposób na relaks. Jak napisał (ponoć) Plato’inteligentny człowiek powinien umieć czytać i pływać’ :D
Lubimy te same rzeczy ;) ja jeszcze do moich „lubię” dodam czytanie ciekawych artykułów, siadanie w sobotę przy kawie z nowym numerem „Wysokich Obcasów” i trafianie na ciekawe blogi jak Twój, w których link po linku się zaczytuję ;) a wszystko zaczęło niedawno od kupienia Twojej książki i poznania Slow Fashion. Robisz świetną robotę! Tak trzymaj ;) Pozdrawiam serdecznie