Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Ale tam jest ładnie, czyli relacja z Podkarpacia

Zacznę od wstydliwego wyznania: nigdy w życiu nie byłam w Bieszczadach. Dlatego kiedy województwo Podkarpackie odezwało się do mnie z zaproszeniem na kilkudniowy wyjazd, zareagowałam dzikim entuzjazmem. Naprawdę lubię odkrywać nieznane mi jeszcze zakątki Polski, do tego plan wyprawy zakładał to, czego szukam w wyjazdach: nieoklepane szlaki, dużo lokalnego jedzenia i aktywności, których nie mam okazji doświadczać na co dzień.

Naszą podróż rozpoczęliśmy od jedzenia. Jak się później okazało, to właśnie konsumpcja wszelkich możliwych pyszności towarzyszyła nam non stop, przez cały wyjazd. Chyba w żadne święta nie zjadłam tyle, co podczas trzech dni na Podkarpaciu. Poruszaliśmy się szlakiem kulinarnym Podkarpackie Smaki, promującym różnorodną kuchnię regionu. Powstała specjalna mapa, wyróżniająca nie tylko miejsca, w których możemy zjeść czy wypić, ale i różne inne atrakcje kulturowo-historyczne. Bardzo przydatna rzecz, pamiętam że po Islandii poruszaliśmy się z mapą z zaznaczonymi duchami, trollami i innymi atrakcjami i nie tylko ułatwiła nam poruszanie się po wyspie, ale też uczyniła je jeszcze przyjemniejszym. Zawsze brakowało mi czegoś takiego w Polsce, w zeszłym roku miałam wrażenie że po okolicach Biebrzy poruszałyśmy się trochę po omacku, być może wiele przegapiając.

Dość tego wstępu, czas zacząć relację! Prosto z lotniska ruszyliśmy do Karczmy pod Semaforem w Bachórzu, położonej przy torach kolejki wąskotorowej, o której będę jeszcze wspominać. Jeszcze przed śniadaniem miałam okazję wykreślić jedną pozycję z mojej długiej listy marzeń i przejechać się najprawdziwszą drezyną. Nigdy bym się nie spodziewała, że można się nią rozpędzić do całkiem sporej prędkości, używając przy tym stosunkowo niedużo siły. Filmik z naszego dzikiego pędu możecie zobaczyć na moim Instagramie.

podk3

 

Śniadanie na świeżym powietrzu było dobrą okazją, żeby poznać bliżej innych uczestników wypadu. Oprócz czwórki blogerów, Doroty z bloga Dorota Smakuje, Pauliny z From Movie to the Kitchen, Janka ze Stay Fly i mnie, było też kilkoro dziennikarzy z kulinarnych i lifestyle’owych magazynów.

Nawet najciekawsze rozmowy przegrywają jednak z jedzeniem, kiedy wstało się o 5 rano i ruszyło w podróż bez śniadania. W pierwszej kolejności na stół wjechały proziaki – tradycyjne podkarpackie mączne placki, pieczone z dodatkiem sody oczyszczonej. W połączeniu ze świeżo przygotowanym masłem czosnkowym smakowały tak dobrze, że gdyby nie perspektywa kolejnych dań, pewnie pożarłabym pół koszyka. Wygląda na to, że przygotowanie ich to nic trudnego, na pewno podejmę więc próbę w domu.

 

podk4

 

Pewnie śmiesznie było patrzeć z boku na całą naszą grupę – bez słów porozumieliśmy się co do głównej zasady wyjazdu, według której nikt nie rusza jedzenia, dopóki wszyscy dokładnie go nie obfotografowali, a prośby typu „podaj proszę wazę, nie nie, już jadłam, chciałam zdjęcie zrobić” nikogo nie dziwiły.

 

podk2

Oprócz proziaków zachwyciłam się Pod Semaforem pierogami, dość nietypowymi, bo z białym serem i młodą (nie kiszoną!) kapustą. Były pyszne.

podk1

Najedzeni do granic możliwości (jak nam się wtedy wydawało!) ruszyliśmy do Sanoka, gdzie oglądaliśmy skansen, rekonstrukcję galicyjskiej wsi. Podkarpacie to region wielokulturowy, do dziś widać ślady wpływów ukraińskich, bojkowskich, łemkowskich czy żydowskich, zwłaszcza w kuchni.

podk9

Jeżeli chodzi o skanseny, to zatrzymałam się na etapie dziecka na wycieczce szkolnej i mimo dobrych chęci zawsze trochę się nudzę – jakoś wolę poczytać książkę na interesujący mnie temat i wyobrażać sobie jak coś mogło wyglądać, niż oglądać rekonstrukcję. Z drugiej strony, fajnie jest zobaczyć wnętrza starych sklepów czy domów – można zdać sobie sprawę, że z jednym płaszczem czy jedną parą butów też się dało żyć.

podk11

podk12

Skansen jest pięknie położony, drewniane domki wyglądają niezwykle na tle drzew – wyobrażam sobie, jak ładnie musiały wyglądać kiedyś podkarpackie wioski. Sporo starych domów przetrwało, nasz przewodnik, pan Krzysztof, wspominał że wciąż można odkupić je za grosze.

2014-07-02 02.55.56 1_resized_2

podk13

Później przyszedł czas na…obiad, a jakże! Znów było bardzo tradycyjnie, wybraliśmy się do Karczmy Jadło Karpackie w Sanoku. Przez stół przewinęły się niezliczone ilości potraw o niewiele mówiących mi nazwach: fuczki (ciasto naleśnikowe z kapustą, smażone na patelni), hreczanyki (to kotlety z kaszy gryczanej, są na zdjęciu poniżej), stolniki (gołąbki z ziemniakami (?!), też na zdjęciu), kilka rodzajów pierogów, wyśmienity bób (spróbujcie koniecznie, jak będziecie w okolicy) i sporo innych rzeczy.

podk14

podk15

podk16

podk17

Wyjątkowo zaciekawiły mnie lokalne trunki – wina i piwa z regionu Karpat. Smakowało mi kilka węgierskich win, świetne było też owocowo-kwiatowe piwo z browaru Ursa Maior w pobliskich Uhercach, o wdzięcznej nazwie Ursa Rosa z Kremenarosa. To naprawdę mocny komplement, bo normalnie piwa właściwie nigdy nie piję, bo nie lubię.

podk18

Po długim pożegnaniu z ujmująco przejętą całą sytuacją właścicielką restauracji, ruszyliśmy w stronę pięknie położonej Wetliny, w pobliskim Smereku zaplanowaliśmy nocleg. Chyba nikogo już nie zaskoczę, pisząc że właściciele imponującego hotelu Carpatia Bieszczadzki Gościniec powitali nas poczęstunkiem, składającym się z pysznego owczego sera i licznych lokalnych win do degustacji.

podk20

Sam hotel był naprawdę duży, ale nie stracił przy tym przytulnego charakteru. Żałowałam, że nie starczyło mi sił na wizytę w SPA czy dłuższy odpoczynek w idealnie cichym ogrodzie z kotami. Swoją drogą, nigdy bym się nie spodziewała, że pierwszy raz w Bieszczady wybiorę się nie z plecakiem i śpiworem (no dobra, może nie dramatyzujmy, nie pamiętam kiedy ostatni raz spałam w śpiworze, wyjątkowo tego nie lubię), ale do hotelu, który zadba o mój relaks w każdym możliwym wymiarze. Shabby chic to nie mój styl, ale niesamowicie przyjemnie było rzucić się po podróży na konstrukcję z poduszek i odpisywać na maile z szerokiego parapetu z widokiem na góry.

ppp1

podk26pierwsze zdjęcie hotelu podkradzione stąd

Dzień zakończyliśmy oczywiście obfitą kolacją. Wygospodarowałam miejsce wyłącznie na wędzonego pstrąga i był to doskonały ruch.

podk21

podk24

podk23

Następnego dnia w końcu mieliśmy okazję zobaczyć słynne bieszczadzkie połoniny, co prawda tylko z punktu widokowego, do którego szliśmy dosłownie kilka minut, ale wystarczyło, żebym postanowiła wybrać się na wędrówkę w Bieszczady jeszcze w tym roku.

podk27

Nie mogłam się też przestać uśmiechać, patrząc na ogromne ilości najpiękniejszych dla mnie, polnych kwiatów. Chabry, dzwonki, mnóstwo innych, których nazw nie kojarzę i w końcu moja najulubieńsza dzika róża.

podk28

Mieliśmy też okazję przejechać się malowniczo położoną Bieszczadzką Kolejką Leśną. To wybudowana na pod koniec XIX w. wąskotorowa kolej, używana pierwotnie do transportu drewna. To właśnie po jej torze jeździliśmy dzień wcześniej drezyną.

podk29

podk30

podk31

Żeby nabrać sił, zatrzymaliśmy się w Chacie Wędrowca w Wetlinie. Wszyscy zgodnie zamówiliśmy słynny naleśnik gigant z jagodami, certyfikowany jako Bieszczadzki Produkt Lokalny, który już od miesięcy prześladował mnie wieczorami, polecając się na Facebooku. Rzeczywiście był gigantyczny, jednym najedliśmy się w czwórkę i wyobrażam sobie, jaką musi być przyjemnością po długiej, górskiej wędrówce. A, i nie nastawiajcie się na tradycyjnego naleśnika, gigant przesuwa się raczej w stronę racucha.

podk32

O ile w pierwszym dniu głównie toczyliśmy się od stołu do stołu, o tyle drugi był dużo bardziej aktywny. Zaraz po naleśnikowej przekąsce ruszyliśmy do stadniny koni huculskich, żeby choć trochę liznąć i tej odsłony Bieszczad.

Od kilku miesięcy planuję wybrać się z moim bratem na rajd konny w jakieś piękne miejsce. Początkowo myśleliśmy o Ukrainie, ale z wiadomych względów odpadła, później stanęło na Gruzji. Przed wyprawą chcielibyśmy jednak sprawdzić, czy taka forma spędzania wakacji nam odpowiada, czy damy radę wytrzymać cały dzień w siodle i już wiem, gdzie wybierzemy się na kilkudniową „jazdę próbną”.

podk33

podk34

podk35

podk37

Jazda konna może się jednak wydać nudna i zwyczajna w porównaniu do innych aktywności, oferowanych przez Bieszczady. Są psie zaprzęgi (zimą i latem), które podobno uzależniają i mało kto schodzi z sań bez silnego postanowienia kupienia sobie ośmiu psów husky. Są wyciągi, a więc zimą są narty, latem downhill. Są kajaki i inne sporty wodne, przy co gwałtowniejszych roztopach można nawet próbować raftingu. Niezliczone ilości pieszych szlaków umożliwiają wędrówki, a zimą wycieczki na biegówkach czy rakietach śnieżnych – te ostatnie brzmią bardzo kusząco i pewnie będę się starała zimą kogoś w tamte strony wyciągnąć. Bieszczady są też celem fanów astroturystyki – wciąż jest tam na tyle odludnie, że niskie „zanieczyszczenie świetlne” umożliwia obserwację nocnego nieba.

W międzyczasie wstąpiliśmy na obiad do agroturystyki Szymkówka. Jej gospodarzem jest Krzysztof Antoniszczak, znający miliony lokalnych historii i mający niezwykłe hobby. Pasją pana Antoniszczaka jest odzyskiwanie starych przepisów i ratowanie potraw regionalnej kuchni Podkarpacia przed zapomnieniem. To zwykle proste, chłopskie jedzenie i po raz kolejny zadziałała się tu zasada, że prostota zawsze się sprawdza. Jedliśmy pyszną zupę z warzyw i prawdziwków i uczyliśmy się przyrządzać cegłę – danie z posiekanych warzyw i mięsa z dodatkiem ziół, pieczone w tradycyjnym piecu w glinianym naczyniu. Była pyszna i trochę przypominała mi marokański tajin, choć dobór ziół był oczywiście zupełnie inny.

podk36

Resztę naszych przygód pokażę Wam za kilka dni w kolejnej części relacji – opowiem Wam, dlaczego Podkarpacie jest jak Twin Peaks, będą kozy i specjalna podkarpacka niespodzianka dla moich Czytelników.  

 


Nudzi Ci się w podróży? Mam idealne rozwiązanie!

[sc name=”Banner”]

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

81 thoughts on “Ale tam jest ładnie, czyli relacja z Podkarpacia”

  1. Czytałam z olbrzymią przyjemnością. Uwielbiam Bieszczady. Początkowo jeździłam głównie pokonywać kolejne kilometry szlaków pieszych; tymczasem gdy moje nogi schodziły już niemal wszystkie trasy, odkryłam rower i zakochałam się w Bieszczadach ponownie. I zakochuję za każdym razem, gdy tam jestem (tylko w zeszłym roku 3 kilkudniowe wypady). Relację z ostatniego, zimowego umieściłam na blogu, zapraszam by zerknąć na sanocki skansen w szacie zimowej: http://emodia.blogspot.com/2014/01/czas-zaklety-w-drewnie-bieszczady.html
    Znam zaledwie kilka miejsc z Twojego posta! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy…

  2. Co rok odwiedzam Bieszczady na przełomie sierpnia i września – nie ma lepszego miejsca żeby odpocząć, uciec od cywilizacji – to taki wymarzony „koniec świata” :) A gwiazdy w Bieszczadach są przepiękne! :)

  3. Niezmiernie mi się podoba przede wszystkim sam pomysł na zorganizowanie takiego wyjazdu, ogromne brawa dla Urzędu Marszałkowskiego!! A samo Podkarpacie przepiękne, nogi aż się same rwą na taki wyjazd :).
    A propos wstydliwych turystycznych pominięć: urodziłam się i większość życia spędziłam w Jeleniej Górze, uwielbiam góry, ale jakimś dziwnym trafem nie byłam jeszcze nigdy na Śnieżce…

    1. Ha! Na Śnieżce też nie byłam i też się planuję kiedyś wybrać. A Urząd – wieeeem, jestem pod mega wrażeniem ich działań, mam nadzieję, że inne województwa wezmą przykład.

  4. Uwielbiam Bieszczady! Ale tylko z perspektywy schroniska i szlaku z plecakiem na plecach. Muszę się tam wybrać i wypróbować tych miejscowych specjałów. Naleśnik oczywiście nie jeden zjedzony i zachwalany. ;)

  5. Bieszczady koniecznie trzeba odwiedzić kilkukrotnie. Ja zatrzymałam się w niewielkim pensjonacie w Bóbrce, niedaleko Soliny. Nie sposób było się tam nudzić. Właściciele dzielili się swoimi pasjami, żona garncarstwem, a mąż wyrobem papierowych kwiatów z których słynie okolica. Sam nauczył się tego od babci, która zwykła tak spędzać długie zimowe wieczory. Okazuje się, że zrobienie takiego cacka nie jest takie proste, o czym mógł przekonać się każdy z gości. Równie ciekawe były spotkania z przewodnikiem czy pszczelarzem, który całe życie poświęcił zawodowi, a królowe dla swoich pszczół zamawia aż z zagranicy.
    No i cudowna połonina wetlińska z niezmiennie sterczącym na szczycie jeleniem Filipem, który jest już legendą. Kiedy ma dobry humor to nawet zapozuje do zdjęcia ze swoimi wiernymi fanami, ale przez większość czasu siedzi w którejś z kęp trawy, tyłem do szlaku, zmęczony sławą, ukazując tylko głowę i piękne poroże.
    Bieszczady i dolny śląsk to moje dwa numery jeden wycieczek w Polsce, więc tym bardziej cieszę się, że moja ulubiona blogerka zawitała w jedno z nich.

  6. urodziłam się na Podkarpaciu i wiem jakie jest piękne. W te wakacje chciałabym znaleźć czas na Bieszczady bo jak się tam już raz pojedzie to koniec :)

  7. Jestem nieobiektywna, bo pochodzę z Podkarpacia, więc jest dla mnie jakby domem, powroty w rodzinne podkarpackie strony są rewelacyjne. Ale oprócz Bieszczad – które są przepiękne, polecam jeszcze też podkarpacki Beskid Niski i Magurski Park Narodowy! I schronisko Hajstra, idealne miejsce na idealny wypoczynek :) już się cieszę, że za trzy tygodnie tam wybywam :)

  8. Ja Bieszczady znam i kocham (chyba nie można inaczej) dlatego jak tylko dowiedziałam się o tej wyprawie, westchnęłam z zachwytem i… zazdrością! :)

  9. Urodziłam się i mieszkam na Podkarpaciu (okolice Krosna). Kocham ten region :) Bardzo się cieszę, że ulubionej blogerce też się tu spodobało :)

  10. Piękna relacja z moich stron :) Przez tą relację widzę już dlaczego tyle osób głównie z innych krańców Polski uważa, że Podkarpacie to dziura zabita dechami, a niedźwiedzie chodzą po ulicach. Nie zaprzeczam, że Bieszczady są piękne, ale szkoda, że nie spędziliście trochę czasu w miejskich okolicznościach, bo mamy naprawdę ładne miasta, a może to trochę zmieniłoby wizerunek Podkarpacia ;)
    A tak poza tym to wciąż zadziwia mnie to jak ludziom smakują proziaki :) Może dlatego, że ja jestem do nich przyzwyczajona bo moja mama przygotowywała je odkąd pamiętam :)

    1. Masz rację! Przecież Podkarpacie to nie tylko Bieszczady! A gdzie choćby Łańcut czy Krasiczyn ze swoimi wspaniałymi zamkami? Nawet i w samym Rzeszowie można znaleźć kilka ładnych miejsc…

  11. Ja byłam w Bieszczadach w tym roku po raz pierwszy od kilkunastu lat i też byłam zachwycona. Zazdroszczę wizyty w Chacie Wędrowca, my chcieliśmy tam zajrzeć, ale bez rezerwacji nie było szans.

    Świetne są również kirkuty w okolicy, bardzo malownicze i takie opuszczone wioski (chyba huculskie) zagubione w górach. Dopiero jak o tym trochę się poczyta, to można sobie uświadomić ile osób „zniknęło” z tego regionu i że Podkarpacie kiedyś tętniło życiem i wielokulturowością a nie że się kojarzy jak ktoś napisał powyżej z „wiochą zabitą dechami”.

  12. Jej też odkryłam Bieszczady dopiero w tym roku i mam bardzo podobne do twoich wrażenia włącznie z zakochaniem się w miejscowym piwie (ale w maju tego akurat kwiatowego nie było), choć podobnie piwa nie lubię, miałam tez okazję próbować fuczek i hreczyniaków… Teraz narobiłaś mi smaka na proziaki i jagody… w maju tle ich tam kwitło a wszystko z jagodami pochłaniam :)

  13. Jak myślicie, czy na taką wycieczkę trzeba jechać samochodem, czy też uda się przemieszczać po okolicy bez większych problemów jakąś formą transportu publicznego/nogami/rowerami?

      1. zdecydowanie da się dużo zobaczyć bez samochodu, jeżdżą lokalne autobusy i prywatne busiki, tylko trzeba brać po uwagę pewne niedogodności i dość elastycznie podchodzić do własnych planów. No i oczywiście jak to w górskich okolicach zawsze można liczyć na kierowców, którzy chętnie pomagają strudzonym wędrowcom. Spędziłam tam poprzedni tydzień właśnie bez samochodu, więc wiem co mówię :)

  14. Sama jestem z Podkarpacie i tym milej czytało mi się Twój wpis, bo to rzeczywiście piękny, choć przez niektórych jakby niezauważany region Polski. Galicyjskość ludzi odstrasza, kojarzy się z biedą i zacofaniem, niestety ciągle tak jest i mam tego świadomość…
    Wracając jednak do jedzenie, proziaki to mój smak dzieciństwa, rzeczywiście najlepsze są z samym masełkiem, choć ze świeżymi pomidorami z ogródka też pycha! :)

    Ps. Chciałam Cię zapytać skąd miałaś mapę Islandii o której piszesz? Wybieramy się tam w czerwcu z mężem i synkiem i chętnie stałabym się właścicielką takowej :)

    Pozdrawiam,
    Paula

    1. Cześć Paula:) Mapę zdobyliśmy chyba w hostelu przy lotnisku, w którym spędziliśmy pierwszą noc, jak nie to, to pewnie jakiś punkt informacji turystycznej – może na lotnisku właśnie? Zazdroszczę wyjazdu, na pewno będziecie zachwyceni:)

      1. Dzięki :) Z pewnością jej poszukam jak już będziemy na miejscu i nie w czerwcu jak napisałam tylko w sierpniu już za ponad miesiąc! (nie wiem skąd ten czerwiec mi się wziął). A Islandii sama sobie zazdroszczę i doczekać się już z mężem nie możemy tego wyjazdu! Wiem, że się nie rozczarujemy :D Pozdrawiam!

  15. Niesamowicie napisana relacja :))
    Aż chce się rzucić wszystko i jechać! Jeśli nie dziś, to chociaż w tym roku. Zachęciłaś mnie do zorganizowania wreszcie wciąż odkładanego wyjazdu w Bieszczady :) i choć planowałabym raczej włóczęgę z plecakiem, to teraz myślę – może chociaż jeden dzień poświęcić na wędrówkę kulinarną? zrobiłam się głodna :D

  16. Niesamowicie miło jest przeczytać o zakątkach, które odwiedziłam 3 lata temu :) Zakochałam się w Bieszczadach, które mają magiczny i trudny do opisania klimat. Wiem na pewno, że jeszcze tam wrócę :) Czekam z niecierpliwością na kolejną część Twojej relacji z przepięknego Podkarpacia!

  17. Black Alcea

    Asiu, pomyliłaś się. Leśna kolejka wąskotorowa to całkiem inna kolejka niż wąskotorówka Dynów – Przeworsk ze stacją w Bachórzu. Pierwszego dnia jeździliście drezyną po Kolejce Wąskotorowej Pogórzanin – dynówką (drugiego dnia po kolejce leśnej w okolicach Cisnej – to całkiem różne rejony i odległość między nimi jakieś 75km) powstałą w 1902-4r – wybudowano ją pod nowo powstałą cukrownię w Przeworsku, – dowożono nią węgiel, buraki cukrowe. Po upadku wielu zakładów pracy w Przeworsku (w tym cukrowni – początkiem lat 2000) kolejka podupadła, obecnie kursuje tylko od wiosny do wczesnej jesieni, na trasie jest najdłuższy tunel wąskotorowy (około 600m) w naszej części Europy. Ma naprawdę malowniczą trasę z ciekawą architekturą.. Następnego dnia byliście już w Bieszczadach a nie na Pogórzu Dynowskim. A karczma Semafor jest na Podkarpaciu kultowa i powszechnie znana z dobrego jedzenia. Ogólnie Podkarpacie i Bieszczady są jakoś tak po macoszemu traktowane, takie piękne, naturalne – nie zapchane komercją jak Tatry. A mało kto tam był i widział, a szkoda.

    A w Sanoku byliście w galerii Beksińskiego ? Bez tego zwiedzanie Bieszczadów się nie liczy że tak powiem. Mają tam też zabytkowe drewniane fragmenty wyposażenia wnętrz z nie istniejących już cerkwi. Warto zobaczyć. A skansen polecam zwiedzać wiosną, nie zapomniane widoki.

    Pozdrawiam, Weronika.

    1. Uuuu, dzięki za obszerne wyjaśnienie, zaraz poprawiam!!! W galerii właśnie nie byliśmy, chociaż był taki plan – teraz to już ogóle muszę wrócić:) Dzięki jeszcze raz, pozdrowienia:)

  18. Właśnie jestem na etapie rozważanie kierunku urlopowego wyjazdu i myślałam o dreptaniu „pod prąd” Czerwonym Szlakiem Beskidzkim od Wołosatego w Bieszczadach na zachód ile damy radę w ciągu tygodnia. Zaserwowałaś taką relację, że rozważam by jechać tam jeść! Czekam na kolejną część ;)))

  19. Pytanie z niezwiązanej z postem beczki. Widziałam, że masz legginsy na zdjęciu (tak mi się zdawało). Czy mogłabyś polecić jakieś dobre jakościowo legginsy? (Nie wiem czy nosisz tę część garderoby, ale jeśli tak będę wdzięczna za jakąś radę, ponieważ nie mam szczęścia do legginsów i zazwyczaj szybko robią mi się z nich…szmatki)

    1. To są takie spodnio-leggisy z H&M, materiałowe grubsze legginsy ze wzmocnionym pasem, które były już ze mną nad Biebrzą i sprawdziły się super. Zwykłych legginsów nie noszę, właśnie dlatego że zawsze mi się wypychają albo dziurawią:)

  20. Hej Asiu, mam do Ciebie prośbę. Mogłabyś powiedzieć jak wygląda rozmiarówka w COSie? Zamierzam kupić parę rzeczy (głównie topów) w ich sklepie internetowym, ale nigdy nie miałam do czynienia z ich ubraniami. Będę bardzo wdzięczna :)

        1. Wydaje mi się, że jest bardzo podobna, z drugiej strony trudno powiedzieć, bo tam wszystko jest workowate:) Ale celowałabym w te same rozmiary, a w razie wątpliwości brała mniejszy.

          1. Jeśli mogę, chciałabym Ciebie jeszcze prosić o polecenie sklepów z fajnymi kostiumami kąpielowymi. Szykując się na wyjazd na morze (po kilku latach przerwy), zauważyłam, że nie mam dobrego kostiumu na plażę. W sklepach niestety nie widzę porządnych, dobrze leżących i do tego jeszcze ładnych! A kupowanie w internecie raczej nie wchodzi w grę…
            Przychodzi Ci coś na myśl?

  21. Bardzo prawdopodobne, że w te wakacje wybiorę się w Bieszczady na 10 dni – choć początkowo ta myśl nie wywoływała we mnie tyle entuzjazmu (choć generalnie kocham góry!), co na przykład perspektywa wyjazdu do Chorwacji na dwa tygodnie, teraz zdecydowanie zachęciłaś mnie do tego wyjazdu! Cóż, poza tym jestem pewna, że z wielką chęcią spróbuję tych wszystkich lokalnych potraw, bo jestem wielkim łasuchem i uwielbiam próbować nowych rzeczy :)

  22. Aj kochana zazdroszczę wyjazdu i gratuluję ! Nigdy nie byłam w tamtych okolicach , całe moje dziecinstwo spędzalam w Karpaczu, bo mialam najblizej :-) W Zakopanym dopiero pierwszy raz bylam rok temu. W Polsce jest tyle pięknych miejsc ,żal :-) Cudowna relacja i jak zawsze przepiękne zdjęcia , ściskam :-*

  23. uwielbiam relacje w których tyle miejsca jest poświęcone posiłkom, zwłaszcza tak tradycyjnym posiłkom. Nie byłem głodny ale już jestem. Dzięki za przybliżenie trochę Podkarpacia :)

  24. Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy, pochodzę z Podkarpacia i miło jest zobaczyć te strony oczami innej osoby :-) Ten region jest wciąż niedoceniany, a ma tyle do zaoferowania. Pięknie to wszystko opisałaś!

  25. Ja też z Podkarpacia i w Bieszczadach staram się być co najmniej raz w roku, polecam też Beskid Niski, jest naprawdę pięknie, zwłaszcza jesienią :) studenci Uniwersytetu Rzeszowskiego otworzyli tam nawet chyba ze dwa lata temu trasę „Jaga-Kora” – śladami kurierów beskidzkich, co prawda jest łatwa do przejścia, ale organizują też rajdy rowerowe i narciarskie (zimą), przy tym można liznąć trochę historii, naprawdę polecam te tereny, warto :)

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalszy ciąg relacji, radosna z powodu działań Urzędu Marszałkowskiego i pełna zaciekawienia o istnieniu jakich miejsc na Podkarpaciu jeszcze nie wiem… :)

  26. Fajnie że pokazujesz w bardzo atrakcyjny sposób Polskę, obecnie panuje raczej trend na zdawanie relacji z zagranicznych wyjazdów, a przecież w naszym kraju ( co widać swoją drogą na Twoim blogu) jest masa pięknych i wartych zobaczenia miejsc i „rzeczy”.

  27. We wtorek wybieram się z przyjaciółmi do Wetliny na górska przygodę :)
    To już drugi raz, Bieszczady są niesamowicie magnetyczne. Bardzo się ciesze, ze miałaś okazję je zobaczyć i ze chcesz do nich powrocic.

  28. Asiu, czy mogłabyś napisać w jakim programie i w jaki sposób przerabiasz zdjęcia, są naprawdę piękne. Twoja relacja jest cudowna i bardzo zachęca do odwiedzenia tamtych rejonów :)

  29. Świetna relacja! Jestem ogromną fanką odkrywania polskich zakątków, obłędnie zakochaną w Dolnym Śląsku. Widzę, że Podkarpacie też może mi się bardzo spodobać. Czekam na więcej!

  30. Super wycieczka, szczególnie podobał mi się pomysł kulinarny. Sama pochodzę z Sanoka to wiem o jakich przysmakach piszesz. Gołąbki z ziemniakami to wlaściwie normalka u mojej mamusi a smakują bosko! Jeśli chodzi o jazdę konną i rajdy po Bieszczadach polecam gorąco Sosnowy Dwór w Małej miejscowości Krzywe. (niedaleko Cisnej) prowadzony przez cudowne małżeństwo :) Żona cudownie gotuje z własnych warzyw, a mąż właśnie pasjonat koni organizuje rajdy konne. tutaj więcej info: https://www.facebook.com/sosnowydwor?fref=ts

  31. Wszystkie pięknie i wspaniale, szkoda tylko, że to wszystko tylko „pod publikę”, bo o ile Podkarpacie jest piękne, to dla przeciętnego podróżnika takie atrakcje są zupełnie niewidoczne… Jestem rodowitą podkarpacianką, a nigdy w życiu nie słyszałam o takich potrawach. A szkoda, bo to naprawdę niezwykłe miejsce na mapie Polski, a w ogóle nie reklamowane… :(

    P.S. Jeśli chcesz liznąć trochę naszych wschodnich sąsiadów, zapraszam do Przemyśla, naszej „małej Ukrainy” :) (Przemyśl ma miastem z największą liczbą zabytków w Polsce)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.