Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Ulubione książki z dzieciństwa

Dzień dobry, cześć! Z okazji Dnia Dziecka postanowiłam opowiedzieć Wam o swoich ukochanych lekturach sprzed lat. W podstawówce pochłaniałam książki w ogromnych ilościach, przeglądając dziś tytuły w różnych spisach książek dla dzieci doszłam do wniosku, że przeczytałam chyba wszystko, co tylko było dostępne. Pewnie dlatego, że rzutem na taśmę udało mi się załapać na dzieciństwo bez Internetu. Podrzucam więc skonstruowaną na szybko listę i jestem bardzo ciekawa Waszych ukochanych tytułów – ostrzegam tylko, że w procesie przypominania nie obejdzie się bez wzruszeń.

  • Bracia Lwie Serce – byłam wielką fanką Astrid Lindgren i przeczytałam większość jej książek. Uwielbiałam Dzieci z Bullerbyn (do dziś się zastanawiam, czym są ślazowe cukierki), wszystkie książki o Pippi, zbiór opowiadań o Nilsie Paluszku i innych bohaterach, serię o Czerwcowym Wzgórzu. Moim absolutnym numerem jeden są jednak Bracia Lwie Serce, bardzo piękna i bardzo smutna opowieść o odwadze, śmierci i miłości. Czytałam tę książkę przynajmniej kilka razy, zawsze płacząc jak bóbr w momentach, w których przygody Jonatana i Sucharka stawały się szczególnie dramatyczne. Pisząc posta odkryłam, że istnieje też ekranizacja. Mam nadzieję, że uda mi się ją zdobyć, jestem bardzo ciekawa jak przedstawiono krainę Nangijali. Mam nadzieję, że Dolina Wiśni czy Dolina Dzikich Róż będą wyglądać równie pięknie, jak gdy je sobie wyobrażałam podczas lektury.
  • Ania z Zielonego Wzgórza – klasyk! Czytałam mnóstwo razy i to nie tylko pierwszą część, ale i wszystkie kolejne, plus inne książki autorki. Oprócz przygód dziewczynki urzekały mnie opisy związane z codziennym życiem w gospodarstwie, a posiadanie spiżarni wciągnęłam na listę życiowych marzeń. W zeszłym roku odsłuchałam całą serię w formie audiobooków w oryginale, słuchało się cudownie – bardzo Wam polecam, są chyba nawet dostępne za darmo. A w nowych Wysokich Obcasach Extra znajdziecie bardzo ciekawy artykuł o autorce cyklu, którą podobno przez całe życie prześladowała klątwa „pokrewnych dusz”.
  • Siódme Wtajemniczenie – i znowu! Przeczytałam niemal wszystkie książki Niziurskiego, bardzo lubiłam Księgę Urwisów (elementy PRL-owskiej propagandy zupełnie mi nie przeszkadzały), Sposób na Alcybiadesa, Tajemniczego Nienzajomego z Zoo i Awanturę w Niekłaju, ale to historia Gustawa Cykorza zrobiła na mnie największe wrażenie. To idealna lektura dla miłośników tajnych stowarzyszeń, baz, szyfrów i tajemnic, czyli pewnie dla ogromnej większości dzieci. Bardziej dojrzali czytelnicy docenią za to zaskakujące, odrealnione fragmenty, nawiązujące do realizmu magicznego – nie mogłam tego wiedzieć, czytając, ten poziom dotarł do mnie do mnie dopiero dzisiaj, kiedy czytałam analizę lektury, żeby odświeżyć sobie fabułę.
kid1w zeszłym tygodniu mój strój wyglądał identycznie, tylko paski były niebieskie:)

 

  • Seria o Mary Poppins – całym sercem kochałam książki o sarkastycznej niani. Marzyłam, żeby ktoś chodził ze mną na spacer do parku (nic z tego, dookoła domu mamy same lasy) i serwował na kolację herbatniki i tajemniczo brzmiącą leguminę, zazdrościłam też drugoplanowej Noasi imienia. Miłośnikom polecam wyświetlany niedawno w kinach film „Ratując Pana Banksa”, opowiadający o przywiązaniu autorki cyklu do bohaterki jej książek.
  • Cykl o Panu Samochodziku – zagadki, tajemnice i do tego pełno ciekawych zakątków w Polsce. Mój ulubiony tom to chyba „Księga Strachów”. Od lat chodzi mi po głowie wyprawa śladami Pana Samochodzika, muszę się w końcu za nią zabrać. No i koniecznie nadrobić filmy! Uwielbiam muzykę i cały klimat w starych polskich filmach dla dzieci.
kid3kto mógł wtedy wiedzieć, że ta poza jest znacząco blogerska?
  • Tajemnica Zielonej Pieczęci – ponownie tajemnice i przygody chłopców, którzy może nie błyszczą w szkole, ale za to na pewno się nie nudzą. Autorka pisze świetnym językiem, genialnie czyta się o życiu młodzieży w czasach PRLu. Jej „Głowę na Tranzystorach” i „Za Minutę Pierwsza Miłość” lubiłam chyba równie mocno.
  • Sceny z życia smoków – książka-skarb! Odkąd przeczytałam ją jakieś piętnaście lat temu, dzielę ludzi na dwa rodzaje – tych którzy wiedzą, w czym smoki noszą zupę ogórkową i tych, którzy nie mają o tym pojęcia. Dawno jej nie czytałam, ale wydaje mi się, że ironiczny, abstrakcyjny humor może spodobać się dorosłym nawet bardziej niż dzieciom. Mała próbka:

– Gdzie wyście byli?! – jęknęła Żaba z rozpaczą. – Na bitwie czy na wycieczce?
– Dokładnie jeszcze nie wiemy – sapnął Smok Zygmunta, zdejmując z ramienia saksofon – ale mam pewne podejrzenie, że byliśmy w piekle.
– No, nie, denerwuj się – uspokajała go Żaba, zawieszając nad ogniskiem kociołek z zupą ogórkową. – Stamtąd to byście tak szybko nie wrócili. Zaraz podgrzeję zupę. Musicie najpierw coś zjeść.
Kiedy smoki zjadły zupę i odpoczęły trochę, Żaba zrobiła herbatę i przyniosła dropsy i karmelki na deser.
– Wszystko zaczęło się od tego, że nikt z nas nie wiedział, gdzie jest Kraków – zaczęła opowiadać Chenia. – Ponieważ pomysł był Rysia, więc uznaliśmy, że Rysio wie. Rysio leciał prosto przed siebie, myśmy szli prosto za nim i nikomu do głowy nie przyszło, żeby zapytać dokąd idziemy.
– A po co mieliśmy pytać? Przecież każdy wiedział, że idziemy do Krakowa – wtrącił się Tortowy.

  • Seria o Tomku Wilmowskim – mój absolutny hit, książki z cyklu czytałam tyle razy, że część z nich zupełnie się rozpadła. Przygody tytułowego Tomka, urodzonego pod koniec XIX wieku chłopca, który podróżuje po świecie razem ze swoim ojcem, bosmanem Nowickim i tajemniczym Smugą, nie tylko dostarczyły mi wielu godzin rozrywki, ale i sporo nauczyły. Do dziś zdarza mi się kogoś zaskoczyć znajomością zwyczajów okapi czy rosomaka.
  • Seria o Mikołajku – genialna seria o przygodach kilkuletniego Francuza i jego szkolnych kolegów. Moimi ukochanymi bohaterami byli Ananiasz, klasowy kujon, którego nie wolno bić, bo nosi okulary (wariat z tego Ananiasza!) i okrąglutki Alcest, wiecznie ubrudzony jedzeniem. Książeczki urzekają nie tylko cudnym humorem, ale i świetnymi ilustracjami. Jeżeli ktoś nie czytał, to koniecznie do nadrobienia!
kid4w pierwszym dniu szkoły animuszu dodawała mi ulubiona kokarda do włosów z Barbie
  • Jeżycjada – ciepła i zabawna saga o losach rodziny, zamieszkującej kamienicę z charakterystyczną wieżyczką na poznańskich Jeżycach. Teraz wszystkie tomy nieco mi się ze sobą zlewają, ale pamiętam, że miały niestety tendencję spadkową – im dalej, tym gorzej, przez te wydane stosunkowo niedawno nie mogłam już przebrnąć. Mimo tego książki Musierowicz to kawał mojego dzieciństwa i w wielu sytuacjach przypominają mi się cytaty z książek (tragiczny, krwawy kotlecik) zawsze wywołując uśmiech.
  • Wielkie zasługi – jedna z niewielu skierowanych do młodzieży książek Chmielewskiej. Szkoda, że powstało ich tak mało, bo z zachwytem śledziłam przygody Janeczki, Pawełka i ich bardzo mądrego psa Chabra. W powieści przewijają się motywy znane z „dorosłych” powieści autorki, jak choćby przekręty związane z bursztynem. Wspaniale oddany jest też klimat nadmorskiej miejscowości, aż chce mi się wsiąść w pociąg i po śniadaniu na stołówce, popitym kawą zbożową, wziąć pod pachę parawan i pomaszerować na plażę.

Wymieniłam tylko te pozycje, które miały na mnie największy wpływ. Lista właściwie nie ma końca: jak tylko nauczyłam się czytać, pokochałam Tini i Ach, jak cudowna jest Panama, później wciągnęli mnie Pożyczalscy, Karolcia, Plastusiowy Pamiętnik, Muminki, Niekończąca się opowieść, książki Bahdaja, Czarne Stopy, Znaczy Kapitan, Biały Kieł Londona (do teraz się śmieję na wspomnienie opowieści  Olgi, mojej współlokatorki z czasów studiowania w Krakowie, która pod wpływem lektury próbowała wepchnąć w krzaki w miejskim parku swojego grubego jamnika, żeby dać mu szansę poczucia „zewu krwi”), Mały Bizon Fiedlera, romansidła Siesickiej, horrory z głupawego cyklu „Szkoła przy cmentarzu”, Harry Potter i wiele, wiele innych. Cały czas plączą mi się też po głowie jakieś postacie i wątki, których nijak nie mogę dopasować do tytułów czy autorów, jak motyw energicznej babci, podróżującej z wnukami taborem czy króciutka historia mieszkającego gdzieś w tajdze rodzeństwa.

To był wyjątkowo wdzięczny temat, chociaż pisanie posta zajęło mi trzy razy więcej czasu, niż powinno, bo ciągle wciągały mnie cytaty czy fragmenty książek. Ciekawa jestem, czy dzieci sięgają dzisiaj do takich staroci…

 


[sc name=”Banner”]

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

139 thoughts on “Ulubione książki z dzieciństwa”

  1. Zawsze też mi się wydawało, że przeczytałam wszystko, ale okazuje się, że mam jeszcze kilka pozycji do nadrobienia. (:
    Czy ta energiczna babcia nie jest przypadkiem bohaterką „Naszej babci”?

  2. Do drugiej klasy podstawówki przeczytałam wszystkie książki dla dzieci, które były dostępne w bibliotece i chcąc nie chcąc musiałam się przerzucić na te „dorosłe”, ale jedną z nich polubiłam najbardziej, czytałam ją minimum 5 razy i wracam do niej co jakiś czas – ta książka to „Dzieci z Bullerbyn”. Muszę sobie kupić jakieś piękne wydanie kolekcjonerskie, kiedyś dam je swoim przyszłym niedoszłym dzieciom.
    Po obejrzeniu „Ratując Pana Banksa” mam ochotę przeczytać „Mary Poppins”.

  3. wiekszosc z tych ksiazek tez czytalam, sa swietne :D ale najbardziej chyba lubilam powiesci Curwooda o dzikich zwierzakach tajgi, wciaz stoja u mnie na polce i czekam, zeby dac je przyszlym niedoszlym dzieciom :)

  4. Miałam przygotowany wpis na ten sam temat – dobrze, że ostatecznie zmieniłam zdanie i napisałam o dziecięcych strachach :-)
    Moja lista byłaby bardzo podobna, ale chcąc umieścić na niej najważniejsze książki (nie te ulubione), okroiłam ją mocno. Na pierwszej pozycji jest „Alicja w Krainie Czarów”, a później Muminki i Narnia.

  5. Świetny post! Ja uwielbiam Karolcię i nawet dzisiaj czasem sobie marzę, że mam magiczny koralik, który spełnia moje życzenia ;-) Dodam jeszcze Kornela Makuszyńskiego, „Szatan z siódmej klasy” zrobił na mnie ogromne wrażenie :)

  6. Niziurski, Ozogowska i Musierowicz to cale moje dziecinstwo :) Do dzis wracam do ich ksiazek i jestem na etapie kompletowania calej ich tworczosci dla przyszlych pokolen :)

  7. Widzę, że czytałyśmy w dzieciństwie podobne książki. :) U mnie też na topie była Astrid Lindgren ze swoimi książkami, Ania z Zielonego Wzgórza, Pan Samochodzik, Jeżycjada i Mikołajek. Z rozrzewnieniem wspominam te lektury, dobrze się je czytało! :)

    Pozdrawiam
    Paulina
    http://in-vissible.blogspot.com/

    1. Najlepsze książki:) Ja bym dodała jeszcze Awantura o Basie, Ucho dynia 125 ! i Godzina pąsowej róży. Czytałaś? Aktualnie wróciłam do Jeżycjady i Ani:)

      1. Ja też je znam, ale super, ze je znacie!! Przechowuję od wielu lat na półce i za nic się nie pozbędę, co tam minimalizm :D
        Astrid Lindgren i L.M. Montgomery – kocham i mam w domu prawie wszystkie.
        Uwielbiałam Karola Maya, Londona, Fiedlera, Makuszyńskiego.
        A kto zna książkę „Wielka, większa, największa?” Albo Damę Kier? uwielbiałam je.

  8. Nigdy nie rozumiałam zachwytów nad Anią z Zielonego Wzgórza, ja utknełam w połowie tej ksiażki i juz dalej nie dałam rady ;) Za to Dzieci z Bulerbyn czy Robinson Crusoe to inna bajka :)

  9. Tomy o Ani z Zielonego Wzgórza i Jeżycjadę dumnie trzymam na półce i nigdy, nikomu nie oddam :) Jeszcze tylko muszę zlokalizować, kto ma moje Dzieci z Bullerbyn. Pamiętam, że wzięłam je do zerówki kiedy mieliśmy pokazać swoje ulubione książki, na tle obrazkowych wydań z tektury wyglądałam z niebieskim tomikiem jak odludek! Dzieci patrzyły na mnie jak na świra.
    Szkołę przy cmentarzu też pamiętam, przypomniała mi się też Hanna Ożogowska: Dziewczyna i chłopak czyli heca na 14 fajerek i Ucho od śledzia, w którym dziwiłam się i nieco zazdrościłam takiego wspólnego mieszkania i relacji między lokatorami. Fascynowała mnie ta powojenna rzeczywistość.

  10. Ania z Zielonego Wzgórza – tak! Moja ulubiona seria książek z dzieciństwa, jeszcze zanim poznałam Harry’ego Pottera. Również przeczytałam wszystkie części tak jak Ty. A ostatnio mam ochotę wrócić do nich ponownie…

    Pozdrawiam, Kasia :)

  11. Też pochłaniałam książki w podstawówce. Wiele z Twoich ulubionych to również moje. Jednak moją najbardziej ulubioną były „Dzieci z Bullerbyn”. Przeczytałam ją tyle razy, że aż moi rodzice musieli ją ukryć – w niedostępnym dla mnie wtedy miejscu, czyli na szafie ;)

  12. Anię z Zielonego Wzgórza i pozostałe części czytałam z wielką przyjemnością. Poszukam tych audiobooków. Do zestawienia dorzuciłabym od siebie jeszcze Pollyannę i Przygody Tomka Sawyera (którego czytam aktualnie synkowi).

  13. „Dzieci z Bullerbyn” – przeczytana przeze mnie kilkukrotnie! ;D Zdecydowany nr 1 jeśli chodzi o książki z dzieciństwa!

  14. Zdarza mi się marudzić w komentarzach, ale dzisiaj absolutnie odrzucam wszystko co negatywne i wylewam na ciebie tonę lukru – zaczarowany wpis. Odkąd nauczyłam się czytać w wieku trzech lat, jestem molem książkowym, więc zagłębiając się w twój wpis co rusz odkrywałam wspomnienia również z mojego dzieciństwa. Dziękuję!

    1. Właśnie, zapomniałam o Niekończącej się opowieści! Miałam wydanie z dwukolorowym drukiem, a po obejrzeniu filmu zakochałam się jeszcze bardziej, bo smok Falkor wyglądał jak mój pies:)

  15. Widzę, że miałyśmy prawie identyczne lektury w dzieciństwie, no oprócz Scen z życia smoków. Dla mnie najukochańsze ze wszystkich zawsze były, są i będą Bracia Lwie Serce. Z wszystkich powieści Astrid Lindgren pamiętam jeszcze Madikę z Czerwcowego Wzgórza. Ślazowe cukierki to mogą być skandynawskie cukierki z lukrecji, takie czarne o smaku, który się albo kocha albo nienawidzi ;)
    Z powieści L.M Montgomery dodałabym serię z Emilką i Dzban ciotki Becky, który zaraz po zakończonej lekturze zaczęłam czytać od początku :D. Na Tomka Wilmowskiego niestety trafiłam troszkę za późno i po przeczytaniu Londona i Karola May’a więc już mnie tak nie bawił.
    Bardzo pozytywny wpis, budzący wiele miłych wspomnień :)

        1. Kiedy tylko pierwszy raz zobaczyłam w Almie te cukierki od razu pomyślałam, ze właśnie spełnia się jedno z marzeń mojego dzieciństwa :) Niestety, jesli chodzi o smak, bardzo się rozczarowałam. Niemożliwe, żeby Dzieci z Bullerbyn zajadały się takim paskudztwem!

  16. Dzieci z Bullerbyn były moim absolutnym hitem, lubiłam też U tatusiowej mamy, też autorki ze Szwecji, nie pamiętam nazwiska. Ani nigdy nie przeczytałam (wstyd!) ale już czeka na Kindlu, będę nadrabiać. Wielkie Wędrowanie, również super książka, oraz W pustyni i w puszczy, to były emocje! No i oczywiście Harry Potter, pierwszy tom trochę mnie przeraził (miałam 9 lat i byłam strachliwa, to chyba wszystko tłumaczy) i musiałam sobie zrobić małą przerwę, ale po przerwie czytałam wszystko jak leci, po kilka razy :)

  17. Genialny post. Seria o Mikołajku chyba była moją ulubioną, ale wiele książek które wymieniasz czytałam i lubie. Jedyny uraz mam do Ani z zielonego wzgórza. Kiedy na końcu pierwszej części zginął mój ulubiony bohater, obiecałam sobie że kolejnych części nie przeczytam. Jeżeli chodzi o Musierowicz to zaczytywałam się w jej książkach w gimnazjum. I muszę się z tobą nie zgodzić. Owszem, jeżycjada ma generalnie tendencję spadkową, ale są też wyjątki. Czytałaś Żabę? To dopiero 16- sta część, a zdecydowanie moja ulubiona :)

    1. Zgadzam się. Autorka miała tendencję spadkową, ale powstała w Żabie (Zwłaszcza!), Czarnej polewce i Sprężynie:)

  18. Ooo, wiele książek z Twojej listy przeczytałam. Do Ani zdarza mi się wracać do dziś. Mam wrażenie, ze u mnie w rodzinie miłość do tej serii jest przekazywana z mlekiem matki bo i moja babcia uwielbiała Anię i mama, no i ja z siostrą. I jeśli będę miała córkę, to ona też będzie musiała kochać Anię. Nie będzie miała wyjścia. Dodaję parę książek z mojego dzieciństwa:
    Tajemnica Księżycowego Wzgórza, Tajemniczy opiekun, Kapelusz za 100 tysięcy, Klub włóczykijów, chyba wszystkie książki Edith Nesbit, Małe kobietki, Niezwykły rok bliźniaczek, Dr. Dolittle, Mała Księżniczka i wiele wiele wiele innych. Zazdroszczę sobie sprzed 15 lat, że miałam tyle czasu na czytanie książek.

    1. O tak Edith Nesbit:). A z bliźniczkami to była jeszcze taka super książka, chyba niemieckiej autorki, o rozdzielonych bliźniaczkach, które chcą żeby ich rodzice wrócili do siebie. Nie wiem, czy film, który był kilka(naście?) lat temu był na jej podstawie, czy nie, ale książka super.

      1. „Mania czy Ania”. Czytałam już po obejrzeniu filmu (były dwie ekranizacje, jedna w latach 60, druga w 90 z Lindsay Lohan w podwójnej roli), więc trochę mnie znudziła.

  19. „motyw energicznej babci, podróżującej z wnukami taborem” – „Wakacje z babcią” ! Do tej pory na mojej półce :).

  20. Ostatnio w poszukiwaniu prezentów dla dzieci dotarłam do dziecięcego działu księgarni. Czułam się jak na spotkaniu z przyjaciółmi z dzieciństwa ;) Czyli dokładnie tak samo, jak podczas czytania Twojego posta. Wspaniałe wspomnienia! Ja do listy dodałabym jeszcze „Ronjaę córkę zbójnika”, „Godzinę pąsowej róży” „Małego lorda” i obowiązkowo „Lassie wróć!”

  21. Niesamowite ile miałyśmy podobnych lektur! :)
    Ja Anię z Zielonego Wzgórza czytałam dopiero po maturze – w dzieciństwie mieliśmy piękne słuchowisko na pięciu kasetach, co sprawiło że nie chciałam sięgać do książki. Z innych książek Montgomery najbardziej urzekł mnie „Błękitny zamek”.
    Też uwielbiałam Tomka Wilmowskiego – na tych książkach narodziła się moja miłość do geografii i historii. Z gatunku „przygodowych” czytałam też namiętnie Winnetou i wszystkie książki Karola Maya.
    Jak miło wrócić myślami do tych książek…. niektórych chyba nie wymieniałabym z pamięci, ale kiedy piszesz „Pożyczalscy” od razu stają mi przed oczami :)

  22. Ania z Zielonego Wzgórza to dla mnie nadal numer jeden. Pamiętam też serie filmów które leciały w telewizji, uwielbiałam je oglądać z mamą…to były przepiękne czasy :). Achh..te wspomnienia :)

    Cudne zdjęcia z dzieciństwa Asiu :)

  23. A czy ktoś kojarzy książkę pt. „Dzika Mrówka i tam-tamy?” O braciach, których tata był marynarzem i pewnego razu zabrał ich ze sobą w rejs statkiem do Afryki bodajże? Napisał ją autor o nazwisku Perepeczko – podobno brat TEGO Perepeczki od Janosika:)
    Pytam, bo właściwie „przerobiłam” i fascynowałam się prawie wszystkimi podanymi przez Ciebie we wpisie (dorzuciłabym jeszcze Fiedlera), ale to ta mało znana, nie będąca żadną „klasyką” czy kanonem, napisana przez „autora jednego przeboju” książka zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Do dziś mam dreszcze na dźwięk słowa Marsylia:)
    Tak byłam nią zafascynowana, że oczywiście przeczytałam ją chyba kilkanaście razy, ale też „pod moim naciskiem” udało się jakoś sprowadzić autora do nas do szkoły (do malutkiej miejscowości) na spotkanie autorskie, no i zdobyłam upragnioną dedykację!:)
    Czy są może na sali inne osoby, które też spotkały się z tą książką w dzieciństwie?:)

    1. Tytuł brzmi znajomo, ale chyba jej nie czytałam. Takie książki autorów przeboju zawsze jest najtrudniej zidentyfikować, dobrze, że o niej pamiętasz:) Fiedlera już dopisałam, nie wiem jak mogłam zapomnieć o Małym Bizonie, uwielbiałam tę książkę:)

      1. Jako malutka dziewczynka słyszałam ciągle o Dzikiej Mrówce bo moja starsza kuzynka wyjątkowo pasjonowała się tą serią, coś w tym musiało być. I z tego co pamietam to tez dedykację zdobyła! : ))
        Ja niestety nie czytałam, jakoś mnie to ominęło.

  24. Chmielewskiej poza Janeczką i Pawełkiem jeszcze seria o Teresce i Okrętce! A jeszcze wczeeeśniej niedźwiedź Pafnucy :) Ale ja w ogóle szybko zaczęłam czytać te „dorosłe” Chmielewskie i młodzieżowe nadrabiałam później :D Kochałam Tomka Wilmowskiego, Ania z Zielonego Wzgórza interesowała mnie przez jakiś czas, ale po którymś kolejnym tomie mnie znudziła… Za to w szkole (gimnazjum chyba..?) zakochałam się w Sienkiewiczu i od tego czasu czytałam „Quo vadis” jakieś 10 razy, kocham tę książkę! Tak samo jak „Zemstę” Fredry :D Musierowicz mnie ominęła jakoś, ale obiecałam sobie kiedyś sprawdzić co takiego w niej jest, że wszyscy ją kochają ;) W Harrym Potterze się zaczytywałam, ale później niż wszyscy, bo kiedy było już wydanych chyba 5 części.

    1. O, Tereska i Okrętka! pamiętam nawet genezę „Okrętki”, która miała na imię Alina, ale przyjaciele uznali, ze za długie, skrócili to do Lina, potem dodali Okrętowa i wyszła Okrętka :D

  25. Ale fajny temat! Mogę się przez zagapienie przeprowadzić z jedną parą butów, ale Dzieci z Bullerbyn, seria o Madice i Święta z Anią, to z 1/3 mojego pakietu „dom instant”. Sama się sobie dziwię, że o instant piszę na takim slow blogu, ale to jednak instant w dobrym znaczeniu – jak się z mieszkania szybko zrobi namiastkę domu, to się potem już śpieszyć nie trzeba :) Z książek pani Ożogowskiej polecam jeszcze „Chłopaka na opak” – uwielbiam Jackowe podejście do higieny i oszczędzania na fryzjerze! Za to takim absolutnym klasykiem mojego dzieciństwa jest książka „Dziewczyna i chłopak” i jej serialowa ekranizacja.
    Całkiem niedawno przyjaciółka poznała mnie z Pomelo. Jak dla mnie Pomelo „zna Józefa”. Ja też często śnię o zwierzętach, które nie istnieją, nie jestem pewna czy śnią mi się kąpielówki w paski czy w groszki i zastanawiam się, jaki prezent mógłby ucieszyć kartofla. Tyle, że nie jestem zakochana w jedenastej rzodkiewce w trzecim rzędzie. No i od jakiegoś czasu nie boję się już, że deszcz zmyje kolory.

  26. Ależ mnie rozczuliłaś i poprawiłaś humor tym wpisem :)! Pierwsza lektura, która na mnie zrobiła wrażenie i zapadła w pamięć na długo to zdecydowanie „O psie, który jeździł koleją”. Potem oczywiście przyszła też pora na „Zew krwi”, po który chyba sięgnęłam troszkę za wcześnie, bo pamiętam że poraził mnie swoją brutalnością. Ania Shirley nigdy nie skradła mojego serca, w przeciwieństwie do Pollyanny (zawsze miałam za złe Eleanor Porter że napisała tylko 2 części). Lubiłam też „Spotkanie nad morzem”, w którym pierwszy raz przeczytałam zwrot „chapeau bas” powtarzany z uporem maniaka przez większą część dzieciństwa. Podczas pewnej wyjątkowo długiej grypy zabrałam się za „W pustyni i w puszczy” i momentalnie zakochałam się w Stasiu Tarkowskim. Moja przyjaciółka była natomiast zagorzałą fanką Tomka Sawyera i pamiętam, że kiedyś podczas sprzeczki o to, który z nich jest lepszy,prawie doszło między nami do rękoczynów ;). Ciepło wspominam też „Tajemniczy ogród” i „Pierścień i różę”. Jednak najważniejszą książką mojego dzieciństwa, taką do której cały czas wracam i odkrywam coś nowego jest (tu nie będę pewnie oryginalna) „Mały książę”. Aktualnie czytam oryginał, przy okazji szlifując swój francuski :).

  27. Asiu!
    Przez lata miałam ten sam problem co Ty – od dziecka zastanawiałam się, czy cukierki ślazowe istnieją, a jeśli tak, to jak właściwie smakują. Aż pewnego dnia zagadkę rozwiązałam: cukierki ślazowe MOŻNA KUPIĆ w Krakowskim Kredensie. Pakowane w metalowe pudełka przywołują na myśl dzieciństwo, a ich smak jest wyśmienity!

  28. Cześć! Cukierki ślazowe, to po prostu cukierki z prawoślazu na kaszel, bardzo popularne w krajach skandynawskich. Jak byłam mała, to z Kuzynką kolorowałyśmy czarno – białe ilustracje z książek A. Lindgren. Prócz ulubionego (i okupionego wieeeeloma łzami) „W pustyni i w puszczy”, czytałam z zapartym tchem „Tajemnicę zielonej pieczęci”, „Godzinę pąsowej róży”, „Kocie historie” (fajna historia, której narratorem jest właściciel 3 kotów. Każdy z nich ma inny charakterek i inne pomysły. Np. koty wypływają na morze – w wannie oczywiście;> ), ale też „Awanturę o Basię”, baśnie braci Grimm, czy bajki Disneya w wydaniu książkowym – rozbudowanym ;)
    Nawiązując do Twoich słów – że czytało się „rzutem na taśmę, bo nie było internetu”, nie wiem czy bym się z tym zgodziła. Moja młodsza siostra – która wychowywała się z tym wirtualnym potworem, jak tak samo „czytalska” jak ja, zaś mojego Chłopaka nie da się zmusić do czytania czegoś co nie jest literaturą branżową (chyba że są to Gwiezdne Wojny. Uff dobrze, że jestem przebiegła ;) ).
    Pozdrawiam Cię serdecznie, Maryś

    1. O super, dzięki! Kotów nie znam i chętnie nadrobię. Rzutem na taśmę załapałam się na brak Internetu w domu, nie na czytanie książek:) Pewnie, że jedno drugiego nie wyklucza, ale pewnie miałabym na książki mniej czasu. Dzięki jeszcze raz, pozdrowienia!

  29. Ja próbowałam przeczytać Pana Samochodzika, ale szybko mi się znudził tak samo jak „W pustyni i w puszczy”.

  30. Z połową się zgadzam:). Szczególnie „Bracia Lwie Serce” – do dzisiaj jak widzę jakieś sielskie miejsce to myślę właśnie o Dolinie Wiśni. Lucy Maud Montgomery uwielbiam nie tylko za „Anię”, moją ulubioną książką był „Błękitny Zamek” i „Jane z Lantern Hill” – przeczytałam je co najmniej 20 razy oraz seria o Emilce. Generalnie niezbędnik romantyczki:). I do dzisiaj marzę o wycieczce na Wyspę Księcia Edwarda. Do „niezbędnika” dorzuciłabym Jeżycjadę – do dzisiaj czasami mówię „kto mlaszcze dostaje w paszczę”.

    Z tych bardziej przygodowych to oczywiście Muminki (szczególnie podczas przeziębienia), Mikołajek i Astrid Lindgren, „Doktor Dolittle” (chociaż wspomnienia lektury zabił trochę film), „Tajemniczy ogród”, „Chłopcy z Placu Bronii” czy „Opowieści z Narnii”.

    Z bajek/baśni w szczególności „O wróżkach i czarodziejach” Natalii Gałczyńskiej – ulubiona książka dzieciństwa mojej mamy, a potem moja. Nasz egzemplarz tajemniczo zaginął, ale po to właśnie wymyślano allegro – udało mi się zdobyć 2 sztuki i podarowałam jedną mojej mamie, a do drugiego sama czasami zaglądam.

  31. Wielotomowe wydanie baśni (z pięknymi ilustracjami), w których Mała Syrenka zamienia się w morską pianę, u Sinobrodego stoją przy ścianach zamordowane żony, a trzy świnki gotują wilka w zupie ;) Z powieści to Plastusiowy Pamiętnik, Mały Bizon, Matylda :)

  32. Fantastyczny post! Z ogromnym sentymentem i wielgachnym uśmiechem wspominam większość wymienionych przez Ciebie tytułów. Nie zgadzam się jednak absolutnie w kwestii dotyczącej Jeżycjady. Postaci dojrzewają, czasy się zmieniają (oczywiście najprzyjemniej wspominam te części które działy się w latach’80 i ’90 a szczególnie Kwiat Kalafiora!), ale nie wydaje mi się żeby była tu jakaś tendencja spadkowa – chodzi o język, fabułę, osoby? Do dziś (a niebawem zbliżę się do’30:) ) lubię zakopywać się w kocyku w chłodniejsze dni i wracać do niektórych tytułów z tej sagi. Jestem całkowicie zauroczona Borejkami, ich mieszkaniem, traktowaniem gości, ciągotkami literackimi, chaosem który robią coraz to nowe dzieci i miłością do gromadzenia niezliczonej ilości książek. Myślę jednak, że każdy ma jakąś literacką ślepą miłość, gdzie nie wchodzi w grę żaden obiektywizm :)

    1. Nie pamiętam już dokładnie, ale te pokalamburkowe tomy, które czytałam, czyli chyba Czarna Polewka i Język Trolli, wydały mi się jakieś takie sztywniackie i po prostu nudne:)

      1. Ja uwielbiam pięć pierwszych części. Potem nie mogłam autorce wybaczyć tego, co zrobiła z Pyziakiem:) A tak naprawdę, to ostatnie tomy są napuszone i nieśmieszne. Bez tego ciepła, które było w pierwszych. I bez tolerancji dla innych.
        A tu znalazłam streszczenie jednej z ostatnich książek pani Musierowicz. I płakałam ze śmiechu czytając (czego o czytaniu samej książki nie mogę powiedzieć. Tam płakałam z żalu, dlaczego autorka zrobiła z rodziny Borejków nietolerancyjnych i niesympatycznych potworów.
        http://niezatapialna-armada.blogspot.com/search/label/Musierowicz

  33. Super wpis, tez jestem dzieckiem przed-internetowym wiec podobnie jak Ty czytałam bez opamiętania:) Moja lista z grubsza pokrywa się z twoja ale niepodważalnym numerem 1 były jednak opowieści z Narnii, zrobiły na mnie ogromne wrażenie i robią do dziś. Już nie pamiętam ile razy ja przeczytałam i jeszcze czasem do niej wracam jak mi jest smutno i źle.
    Pamiętam tez lekturę „Psa, który jeździł koleją”, pierwsza książka, która mnie bardzo wzruszyła.
    Nie dam tez złego słowa powiedzieć na Jeżycjade, nie uważam, ze miała tendencje spadkowa, po prostu niektóre tomy były bardziej poważne co nie znaczy, ze gorsze.

  34. „Puc, Bursztyn i goscie”, „Buleczka”, „Konik Garbusek”,”Bromba i inni”, „Kosmatek”-to chyba kilka z moich pierwszych ulubionych ksiazek… Swietny wpis, teraz kolacza mi sie w glowie watki, postacie, ktorych nie jestem w stanie uporzadkowac- chyba zwariuje! ;). Do wymienionych juz tytulow dodam jeszcze „Szalenstwa panny Ewy”, „Dzikuska”, „Tropy wiada przez prerie”.

    1. Uwielbiałam Bułeczkę! I książki Grabowskiego też lubiłam. Haha, no z tymi wątkami to jest straszne, niektóre z fragmentów, które sobie przypominam, są tak z kosmosu, że nawet wstyd mi o to pytać:) Na przykład jakiś oderwany od czegokolwiek fragment o tym, jak dziewczynka mówi mamie, że w sklepie na dole rzucili ładne golfiki z trykotu, żółte i czerwone, licząc na wspólne zakupy, a tymczasem mama kupuje tylko bluzkę dla siebie i dziewczynce jest smutno. Kosmos:)

      1. Historia z golfikiem nic mi nie mowi, tzn na 100% nie czytalam, bo takich emocji sie nie zapomina! :) Ale za to nie moze mi wyjsc z glowy pewna zwariowana ciotka(?), ktora rzekomo na WSZYSTKIM sie zna i bardzo chce uchodzic za kobiete swiatowa, a wszystko co robi konczy sie kleska, jak np wlasnorecznie przez nia wymieszany lakier do paznokci, po uzyciu ktorego robia sie jej pecherze na palcach… Ha! ;)

  35. U mnie podobne typy. Mary Poppins, Ania z Zielonego Wzgórza , Niziurski, Ożogowska, Musierowicz… I wiele innych, co tylko wpadło w ręce. Teraz zarażam czytaniem moje dzieci, mam nadzieję,że się wciągną:)

  36. Jeszcze Anaruk chłopiec z Grenlandii i mnóstwo baśni Andersena!
    Btw zdjęcia szałowe, sama Anna Wintour mogłaby ze zdjęciem z lwem iść do fryzjera jako inspiracją :)

  37. Ja uwielbiałam przygody Pana Samochodzika. Byłam bardzo smutna, kiedy okazalo sie, że przeczytałam wszystkie. Potem przeniosłam tą fascynacje na Agathę Christie, ale to już byłam starsza. Też chcę zrobić wyprawę śladami Pana Samochodzika.

    Czytałam od deski do deski grubą książę baśni Andersena, jak Królowa Śniegu ( moja ulubiona, bajkę na VHS ogladałam milion razy), Krzesiwo…

    Uwielbiałam też polskie legendy. Moja mama o tym wiedziała i kupowała mi książki zpolskimi legendami i baśniami jak, O Wandzie Co Nie Chciała Niemca, Stoliczku Nakryj Się….

  38. Pan Samochodzik! Wszystkie książki z tej serii napisane przez Nienackiego (bo później ktoś inny kontynuował tę serię) przeczytałam kilkukrotnie. Do tej pory planuję wyjazd pod namiot z butlą gazową na której będę mogła rano usmażyć jajecznicę :) No i do wszystkich amfibii mam wielki sentyment.
    A z innej beczki – Kubuś Puchatek i Chatka Puchatka,
    Oraz O psie, który jeździł koleją – pamiętam, że płakałam jak bóbr.

  39. Wszystko się zgadza. Co do joty. Dodałabym „Cudaczka Wyśmiewaczka” i opowiadania Kiplinga.

    A zupę ogórkową kiedyś nawet sama przelałam do termosu. Nie jest to tak fajne, jak mogłoby się wydawać…herbata miała przez pewien czas dziwny zapach;)

  40. Czy co z Dorotą Terakowską? „Córka czarownic”, „Lustro pana Grymsa”, „Władca Lewawu” „W Krainie Kota”, „Samotność bogów”, „Tam, gdzie spadają anioły”… Te książki mają w sobie taką magię jak „Opowieści z Narnii”, miałam po nich i najstraszniejsze i najpiękniejsze sny.
    W ogóle, ta cała literatura dziecięca to coś niesamowitego, wydaje mi się, że o wiele trudniej jest wymyślić mądrą i czarującą opowieść dla dzieci niż taką dla dorosłych.
    Dzięki za ten post, pozdrowienia z deszczowego Wrocławia!

  41. Ooooj, zgadza się wszystko. Tylko, że ja jeszcze wyróżniłabym „Emilkę z Księżycowego Nowiu” (zaczytana do opłakanego stanu, wpłynęła dosłownie na całe moje życie, bez tej książki mój świat nie byłby nawet w połowie tak poetyczny, jak jest) i „Ronję, córkę zbójnika” (bo kto nie chciałby hulać nad przepaściami?). Bardzo mocno zapadła mi w serce też cała seria o Narnii! Oj, magiczne czasy :)

    1. Moja Emilka też jest zaczytana i czytam ją raz w roku na pewno. Mnie ona nauczyła poezji życia jak żadna inna. Obok niej stawiam na równi Błękitny zamek.

  42. U mnie do dziś „Ania z Zielonego Wzgórza” i „Dzieci z Bullerbyn” królują jako najpiękniejsze książki z dzieciństwa, które, jak myślę, całkiem poważnie mnie ukształtowały (pokrewne dusze, ciągoty ku Skandynawii i jej czerwonym domkom – kiedy pierwszy raz je zobaczyłam na żywo w gardle urosła mi wielka gula ze wzruszenia). We wczesnym nastolęctwie zaczytywałam się w Montgomery i tych wszystkich ślicznych, stylowych romansidełkach, a już „Błękitny zamek” czytałam chyba ze dwadzieścia razy. Lindgren urzekła mnie też serią o Lottcie z Ulicy Awanturników i opowieścią o Ronji, oczywiście. Ale najbardziej uwielbiałam te wszystkie powieści pensjonarskie – 'Małą Księżniczkę”, „Patty” no i oczywiście „Tajemniczego opiekuna”, którego też przerobiłam kilkanaście razy i nigdy mi się chyba nie znudzi. Czytałam też polskie powieści, najbardziej lubiłam te młodzieżowo wojenne, nie mam pojęcia czemu, i chlipałam potem nad powstańczymi mogiłami. Czytałam też maniakalnie Jeżycjadę (między innymi przez nią wylądowałam w Poznaniu ;) Snopkiewicz, uwielbiałam Pana Kleksa no i mój absolutny hicior czyli „Mój księżycowy pech” :D No a potem nadszedł Czas Pottera…
    Bardzo, bardzo fajny wpis, przywołuje takie dobre wspomnienia! Pozdrawiam

      1. Faktycznie! do tej pory znam urywki na pamięć, a potem maniakalnie pisałam pamiętnik, przez wiele lat. Mój egzemplarz jest całkiem zdezelowany, biedak.

  43. Cudowny wpis! W dużej mierze moja biblioteczka z dzieciństwa pokrywa się z Twoją, choć jestem kilka lat starsza:) Energiczna babcia była też w książce „Babcia na jabłoni”, wznowionej niedawno:) Polecam ci też książkę „Co czytali sobie, kiedy byli mali”, w podobnym duchu:)

  44. połowa książek „moja”! :) Brakuje mi tylko absolutnie mojej ulubionej serii „Przygody Trzech Detektywów” A. Hitchcocka

  45. Wszystkie wymienione przez ciebie książki wspominam z rozczuleniem, jednak moim nieprześcignionym faworytem zawsze będzie Tomek Wilmowski. Pamiętam, że pierwszy tom podsunął mi tata i z początku nie byłam zachęcona, ale zaraz po pierwszej stronie zmieniłam nastawienie, a potem nawet prawie płakałam ze złości, że autor nie żyje i nie będzie mi dane dowiedzieć się jakie były dalsze losy mojego ukochanego Tomka.
    To niesamowite jak wiele nauczyła mnie ta seria. Myśląc teraz o tym dochodzę do wniosku, że znaczna część mojej geograficznej i przyrodniczej wiedzy pochodzi właśnie stamtąd! Nigdy nie zapomnę jakich odkryć dokonał Paweł Strzelecki i o ukochanym piesku Dingo :)

  46. Kubuś Puchatek, seria o Tomku, Pippi!, takie książki o Wilczku urwisie, który pojechał do wuja na studia złośliwości, niestety tytułu nie pamiętam. Uwielbiałam też baśnie Andersena i ,,Bromba i inni”, Matylda, Chłopcy z placu Broni i wiele, wiele innych. Wszystkie praktycznie, które wypisałaś to kochałam całym sercem (prócz Ani z Zielonego Wzgórza). W podstawówie czekałam na każdy dowóz książek w bibliotece bo miałam już wszystkie stare przeczytane. Mam 10 lat młodszą siostrę i niestety czasem coś tam przeczyta ale generalnie to internet jest jej guru. Strasznie to przykre.

  47. Od czasu kiedy sama zaczęłam czytać książki moje życie było na zmianę podporządkowane Ani z Zielonego Wzgórza i Harremu Potterowi. Na okrągło czytałam te dwie serie i to już do takiego stopnia, że Mama mi kiedyś zagroziła, że zabierze mi w końcu Harrego [zabierać Ani sama nie miała serca ;)], bo 'ileż razy można czytać to samo?!’. W przypadku Pottera, to doszłam już nawet do etapu, w którym wyszukiwałam i zaznaczałam błędy w tłumaczeniu, albo drobiazgi które umknęły Rowling i do których z czasem sama się przyznała. Czytałam oczywiście jeszcze masę innych książek, do końca gimnazjum były to średnio dwie książki tygodniowo, czytywałam również Jeżycjadę, ale podobnie jak Ty nie wciągnęłam się całą serię, jedynie poszczególne części mi się podobały. Mikołajek, Pan Samochodzik, Niziurski etc, to zupełnie nie moja bajka.

    A jak już jesteśmy przy bajkach to pamiętam jeszcze taką książkę, którą czytał mi mój Tata i której tytułu sobie nie mogę przypomnieć ani nie mogę jej znaleźć nigdzie w domu/u znajomych/w internecie, może ktoś ją skojarzy[!!!]. To była bajka o rudym niedźwiedziu, który podróżował ze swoim koniem i żabą, niedźwiedź miał taką niebieską chustkę na głowie, a żaba albo koń nazywała się Gryzelda. Genialna była ta książka i z chęcią bym ją poczytała mojemu chrześniakowi, także ktokolwiek widział, kojarzy, pamięta niech da znać!

  48. „Ania” – uwielbiam! I też przypomniałam ją sobie ostatnio słuchając audiobooków. Ale też – uwaga – jest słuchowisko, które pamiętam z Polskiego Radia. Cudowne! Z Anną Romantowską, która zagrała genialnie, a jej ówczesny łos na zawsze pozostanie dla mnie głosem Ani. Z Franciszkiem Pieczką. I innymi.
    Jest dostępne na youtube. Nie wiem czy można gdziekolwiek kupić. Polecam gorąco!
    Tu część pierwsza:))
    http://www.youtube.com/watch?v=PdINWk3WBt4

  49. pierwszą książką, którą przeczytałam jednym tchem były „Przygody kota Filemona” (byłam z siebie taka dumna) – i od tamtego czasu pokochałam czytanie.
    A najmilej wspominam książkę „Bromba i inni”. Cudny przekrój bohaterów :)

    PS przeurocza Ty :))

  50. „Ani z Zielonego Wzgórza” nie byłam w stanie doczytać. Ta Ania była wyjątkowo irytująca. Musierowicz, Niziurski, Ożogowska, Chmielewska… – czytanie nigdy się nie kończyło :) ale najlepiej wspominam serię „Ulica Strachu” i „Replika”-o dziewczynce, która była doskonała we wszystkim, i o tym jak odkrywała prawdę o swoim pochodzeniu. Potem przyszedł czas na „Harry’ego Pottera” i „Hobbita”. Ta ostatnia książka jest moim numerem 1 :)

  51. Asiu, pierwszy raz piszę komentarz na Twoim blogu, chociaż czytam regularnie. Tak mnie ucieszył fakt, że ktoś zna moją ukochaną książkę z dzieciństwa „Sceny z życia smoków” i zna smocze zwyczaje:) Zwykle, gdy o niej wspominam wsród znajomych, nikt jej nie kojarzy. Mój tata czytywał mi z podziałem na głosy, modulując głos dla każdego smoka, Żaby (w pepegach), Makraucheni (w białym kołnierzyku) oraz dla żabiej miłości baletmistrza Ryśka Kapustnika:) Uwielbiam tą książkę najbardziej ze wszytskich świetnych pozycji wymienionych w Twoim poście lub komentarzach, a które czytałam. Do tej pory, gdy wracam do domu i mama zrobi zupę ogórkową, która ma odpowiedni kwaśnoogórkowy smak, mówimy jej z tatą, że jest smocza:) I to jest najlepszy komplement dla zupy ogórkowej!

  52. Nie mogę uwierzyć… Zupa ogórkowa, termosy… nie znałam tytułu, zapomniałam treści ale wciąż pod powiekami widzę smoki przy ognisku… Nie sądziłam że ktoś oprócz mnie to jeszcze czytał:))

  53. „Sceny z życia smoków”! To jedna z moich pierwszych przeczytanych samodzielnie książek, od wieków usiłuję sobie przypomnieć tytuł. Wypytywałam rodziców, szukałam jej na półkach, wszystko na nic. Zaczęłam nawet podejrzewać, że może sobie tę historię wymyśliłam. Dziękuję Ci, Asiu, za ten i inne tytuły, przypomniałaś mi cudowne czasy:-)

    PS. Te ilustracje!

  54. Zabawne: sporo książek dziecięcych mnie ominęło. Chociaż u mnie w domu był zwyczaj czytania na dobranoc (później sama czytałam młodszemu bratu i miałam powtarzania ciągle tych samych bajek oczywiście serdecznie dosyć), to jednak był czas, kiedy czytanie wydawało mi się nudne. A jak już ruszyłam z kopyta, to od razu z książkami bardziej młodzieżowymi niż dziecięcymi. Z tego względu kiedy już zaczęłam czytać namiętnie i nałogowo, lektury szkolne wydawały mi się wówczas infantylne. Z Twojego zestawienia szczególnie wspominam Pana Samochodzika oraz „Wielkie zasługi” Chmielewskiej. Później był Verne, cykl przygód Tomka nie wiedzieć czemu mnie ominął, za to z fantastyki, od przygodowej i nieco kiczowatej, po poważne antyutopie, przeczytałam chyba wszystko, co było dostępne w bibliotece.
    „Ania z Zielonego Wzgórza” jakoś mnie nie zachwyciła, raczej wolałam przygody, niż romantyczne historie. Za to miałam epizod z Francis Hudson Barnett („Tajemniczy ogród”, „Mała księżniczka”), zanim odkryłam czytadła niekoniecznie dedykowane dziewczynkom. Teraz lubię czasem poczytać coś dziecięcego. Oczywiście nadają się do tego celu „baśniowe” książki Neila Gaimana. Jest też urocza powieść Jeanette Winterson (przepiękny i bardzo oryginalny realizm magiczny, polecam jej twórczość) adresowana do młodszych czytelników, zatytułowana „Dom na krańcu czasu”. Klimat trochę wiktoriańsko-steampunkowy, do tego zagadka rozwiązywana przez dziecięcych bohaterów. To jedna z tych książek dla dzieci, które ogromną radość dorosłym czytelnikom. I mój ulubiony „Złoty kompas”… Cała trylogia Philipa Pullmana czeka na przeczytanie, sprawiłam sobie jakiś czas temu ładne jednotomowe wydanie.

  55. Pierwszą ksiażką, którą zainteresowałam się mając może 3-4 lata był Atlas Ptaków. Znałam go na pamięć! Mniej więcej w tym samym czasie zafascynowałam się przygodami słonia Babara, którymi męczyłam dziadków i rodziców nawet kilka razy dziennie. Kiedy prosiłam kogoś, aby przeczytał mi jakąś książkę, wybór byl dość oczywisty. Równie silną miłością darzyłam Przygody Kubusia Puchatka oraz baśnie braci Grimm.

  56. „Lotta z ulicy Awanturników” Astrid L.
    „Mały pingwin Pik- Pok” Adama B.
    „Jeżycjada” Małgorzaty M.
    ” Harry Potter i …” J.K.R.
    „Ala Makota” Małgorzaty Budzyńskiej
    „Diupa”, „Lina Karo”, „Lawenda w chodakach” Ewy Nowak
    „Dziewczyna i chłopak czyli heca na 14 fajerek” Hanny O.
    „Szatan z siódmej klasy” Kornela M.

  57. No jasne, że w termosie! ;-) Do wszystkich powyższych dorzuciłabym jeszcze bez zastanowienia „Macoszkę” i „Ferdynanda Wspaniałego”, a dzięki Tobie przypomni mi się ich pewnie jeszcze więcej przez następne dni. Dzięki za świetny wpis!

  58. Asiu, a książka o chłopcach z Tajgi, to nie książka o Czuku i Heku, Arkadego Gajdara? Jak pojechali z mamą na Syberię i szukali taty? Uwielbiałam ją :) Tylko gdzieś mi się straciła, teraz tak myślę, muszę jej poszukać.

  59. No proszę, po latach okazuje się że nie miałam na wyłączność moich przyjaciół z dzieciństwa.:) uwielbiam większość książek, o których pisałaś, dodam jeszcze „Chłopcy z Placu Broni” oraz „Jezioro osobliwości”- to już lektura dla nastolatki. A książka od której zaczęła się przygoda z czytaniem, to :”Oto jest Kasia”. Moi przyjaciele na razie mieszkają w piwnicy u rodziców, ale jeszcze kiedyś zajmą należne im miejsce w moim domu:)

  60. Faktycznie, nie obyło się bez wzruszeń :) Moja ulubiona książka z dzieciństwa to „Ronja, córka zbójnika” Astrid Lindgren. Strasznie przeżywałam losy tej dziewczynki i pochłaniałam kolejne strony z wypiekami na twarzy. Dokładnie pamiętam ciemnozieloną okładkę i pożółkłe kartki papieru. Ach zdecydowanie mój nr 1. Styledigger :) stworzyłaś piękną listę!

  61. Przeczytałam WSZYSTKIE wymienione przez Ciebie książki! Ale Lindgren najbardziej lubiłam Detektywa Bloomkvista ;) I wstyd, że w tak zawrotnym tempie czytałam książki jedynie w dzieciństwie…

  62. Też kochałam „Dzieci z Bullerbyn”, pamiętam że czytaliśmy je cichaczem w bibliotece na podłodze pomiędzy półkami na długiej przerwie.
    Co do „Ani”, zachłysnęłyśmy się nią z koleżanką i przeczytałyśmy kolejne tomy, a jak już nie było więcej to pani od polskiego „zdradziła nam tajemnicę” jaka jest jej ulubiona książka. Był to „Błękitny zamek” też L.M. Montgomery – w bibliotece był tylko jeden pamiętający powstanie szkoły, rozlatujący się egzemplarz! Co to była za lektura… A jakie czułyśmy się „dorosłe” to czytając. Oczywiście łezki popłynęły. Coś pięknego! Polecam :)

  63. Jest całkiem fajny film o Mary Poppins i Disney’u:) tyle że to raczej nie w temacie książek… Z dzieciństwa to „Harry Potter”, „Seria niefortunnych zdarzeń” i „Dzieci z Bulerbyn”!

  64. Ja też kochałam czytać, a teraz odkąd mam dzieci nie czytam wcale. Od rana coś muszę robić, a wieczorem padam z nóg :( Mam nadzieję, że to nadrobię jak moje córeczki podrosną.
    Ja kochałam najbardziej:
    – Anię z Zielonego Wzgórza (przeczytałam całą serię chyba z tysiąc razy) oraz inne książki L.M. Montgomery
    – „Mała księżniczka” oraz „Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnett
    – „Przygody Tomka Sawyera” Marka Twaina
    – „Jeżycjada” M. Musierowicz

    Przeczytałam też większość książek Janiny Zającówny, ale szczerze mówiąc niewiele z tego dziś pamiętam.

  65. „Pan Samochodzik”, ale film i to koniecznie „Pan Samochodzik i Templariusze”, to mój ulubiony film, a właściwie serial z dzieciństwa ever :) Za każdym razem jak pojawia się w telewizji muszę „przysiąść” choć na chwilę ;) Ale skoro mowa o książkach to: „Dzieci z Bullerbyn”, „W pustyni i w puszczy”, no i oczywiście wszystkie „tytusy” ;)

  66. O matko, czuję się jakaś głupia, nie wiedziałam, że tyle tego było! A poza tym mam strasznie słabą pamięć do tego, co czytałam, o wiele łatwiej zapamiętuje mi się filmy. Wartościowy wpis, mam nadzieję, że dzięki niemu swoim dzieciom w przyszłości będę mogła zaserwować jakąś oldschoolową lekturę:) Ja lubiłam „Alicję w Krainie Czarów”, „Muminki”, na półce nadal leży „Bella i Sebastian”, ale kompletnie nie pamiętam, o co tam chodziło – wiem, że czytałam. Niestety na mojej liście nie ma tych wszystkich wspaniałości, wiem, że jak już byłam trochę starsza to zaczytywałam się w „Stowarzyszeniu Wędrujących Dżinsów”.

  67. Moją naj książką z dzieciństwa jest „Ania z Zielonego Wzgórza”. Zaczytywałam się w niej z wypiekami na twarzy. Bardzo mile wspominam też cykl o Panu Samochodziku, a także „Wakacje z duchami”.

  68. Świetny wpis! Też przeczytałam wszystko w szkolnej bibliotece- fajnie by było wrócić do tych czasów kiedy człowiek miał całe popołudnia dla siebie :)
    Uwielbiałam Winnetou, Pana Samochodzika (może stąd kierunke studiów?!), Anię z Zielonego Wzgórza (chociaż moją ulubionym tomej jest 'Rilla ze Złotego Brzegu’- kiedyś kompletnie mokra od łez)… a poza tym w III klasie na wakacjach z dziadkami przeczytałam Krzyżaków… i to była moja ulubiona książka przez kolejne kilka lat LOL :)
    A z perełek dzieciństwa była jeszcze 'Dynastia Miziołków’ Joanny Olech; za każdym razem jak do niej wracam to bolimnie brzuch od śmiechu :P
    Mamiszon, Papiszon, Miziołek, Kaszydło i Mały Potwór byli genialni, zazwyczaj nie pamiętam cytatów… a z Dynastii pamiętam ich mnóstwo
    1. 'Mamiszon oświadczył się Papiszonowi, a ten się zgodził się zanim zrozumiał w co się pakuje’
    2. 'Mamiszon gotuje jak nieudolny dwunastolatek’
    3. 'Kaszydło ma dwa tuziny Najlepszych przyjaciółek’
    4. 'kupiła czeską wagę. Czeska waga ma to do siebie, że odejmuje 3 kilo. Mamiszon zachwycony’ ♥♥♥

        1. w sumie chyba nie pojawiało się to od pierwszego tomu, ale na pewno gdy był w zamku nad Loarą to przedstawiał się jako historyk sztuki i pracownik DepartamentuOchrony Zabytków Ministerstwa Kultury i Sztuki…. A sam Chateua Chenonceau był tematem jednego z pierwszysch eseji na studiach- bezczenne uczucie :)

  69. Jeżycjadę kocham nad życie i mam takie marzenie, że kiedyś będę miała caluśką.
    Niestety Akapit Press książki wydaje w taki sposób, że nawet jak się dba tak jak ja to po dwudziestym czytaniu (a rodzina też sięga) rozpadają się …
    Pana Samochodzika również wielbię, czytałam zresztą za dzieciaka wszystko to, co Ty :)

    „Sceny z życia Smoków” czytała mi babcia i do tej pory pamiętam jak ryczałam ze śmiechu :)
    Rodzina do dzisiaj mówi na mnie Makrauchenia :)

  70. Jeżycjada – ta miłość się nie kończy! Humor, zamiłowanie do książek, idealistyczne podejście do życia – jak ich nie kochać? :)

  71. Dzieci z Bullerbyn moja ulubiona książka, ciekawe czy gdzieś jeszcze jest w zakątkach mojego rodzinnego domu :) Miałam taką z żółtą okładką, bardzo zniszczona była ta książka. Co za wspomnienia :) Już wiem co będę robić jak pojadę do rodziców – szukać jej :) Ania z zielonego wzgórza to po Dzieciach z Bullerbyn kolejna moja ulubiona. Fajnie powspominać dzieciństwo, ah te beztroskie lata :)

  72. świetna lista!! dodałabym do tego koniecznie całą serię książek które napisał Wiesław Wernic (indianie!!!) i moje najukochansze „Puc Bursztyn i goście”, zaczytane tak, że każda strona jest osobno.

  73. „Jeżycjada” już nie ma tendencji spadkowej :) Przeczytaj koniecznie dwie ostatnie części, „Wnuczkę do orzechów” i „Feblik” – dla mnie są jak powrót do starej, dobrej Jeżycjady :)

  74. Ohhh, uwielbiam serię o Ani do tej pory i regularnie do tych książek wracam. Ja też uwielbialam Astrid, oprócz tego uwielbialam wszystkie ksiązki Frances Hodgson Burnett z Tajemniczym Ogrodem na czele. W gimnazjum zaczytywalam się w serii Felix, Net i Nika, do tej pory mam wszystkie części u rodziców w domu. No i oczywiście wisienka na torcie – Harry Potter – kocham miłością niezmienną aż po grób :D Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka! :)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *