Cześć! Dziś startujemy z obiecanym konkursem w ramach kampanii Orange Open. Do wygrania jest roczny pakiet usług Orange i smartfon Sony Xperia Z Compact, to nagroda główna, a na kolejną osobę czeka nagroda specjalna – Sony Xperia Z Compact. Co trzeba zrobić, żeby je zgarnąć? Skoro na blogu tak często podkreślam rolę własnego stylu, to spróbujmy do niego nawiązać!
Wiemy już, że konwergencja to łączenie wielu elementów w jedno, w przypadku Orange Open zapewnia wygodę i oszczędność. Jak to jednak wygląda w przypadku stylu ubierania się? Ja zawsze podziwiam ludzi, którzy z żelazną konsekwencją trzymają się zawsze tej samej estetyki, jak Dita von Teese i burleskowy styl retro. Jednak najbardziej inspirują mnie osoby, które łącząc wiele elementów, często pozornie wcale do siebie niepasujących, potrafią stworzyć świeżą i unikatową całość, jedyną w swoim rodzaju. Wyjątkową. Coś mi podpowiada, że takich osób jest sporo wśród moich Czytelników.
Chciałabym Was więc poprosić o opisanie elementów swojego codziennego stylu – dajcie znać jakie połączenia ubrań najbardziej lubicie, jakie są Wasze stylowe nawyki i charakterystyczne detale. Nagrodzimy najbardziej inspirujące odpowiedzi.
Odpowiedź zostawcie w komentarzu, pamiętając o podaniu aktualnego adresu mailowego, pod którym będzie można się z Wami skontaktować w razie wygranej. Regulamin znajdziecie tutaj. Na nadesłanie odpowiedzi macie czas do 30 maja do końca dnia. Wyniki ukażą się 2 czerwca. Powodzenia, trzymam kciuki!
Dodatkowo, jest już gotowy filmik, który realizowaliśmy razem z Iloną Patro i Krzysiem Gonciarzem. Wypytywali mnie o codzienną pracę blogera (muszę przygotować na ten temat osobny post, myślę że wiele rzeczy może okazać się ciekawych i zaskakujących), odwiedziliśmy też kilka miejsc w Warszawie, do których często zaglądam, m.in. Muji na Mysiej czy Sam na Lipowej.
Jeszcze raz powodzenia, nie mogę się doczekać czytania Waszych opisów!
214 thoughts on “Opisz swój styl i zgarnij smartfony i usługi Orange”
Ja najbardziej lubię połączenie szarości lub srebra z niebieskim i błękitnym. Ważne jest dopasowanie stylu do swojej urody i uważam, że takie połączenie właśnie najbardziej podkreśla to, co w sobie lubię. Moim charakterystycznym detalem jest zawsze męski zegarek i 2-3 delikatne łańcuszki na szyi. Niby nic specjalnego, ale zawsze działa i wiem, że pozostawiam po sobie niezłe wrażenie.
Piżama party 24 godziny na dobę! Kocham nosić przykładowo satynowe szorty, wykończone koronką (część starej piżamy mojej mamy) do czarnych rajstop i grubego swetra. Moim hitem ostatnio jest halka nocna mojej mamy również w czerni. Zimną nosiłam pod nią czarny prążkowany golf, czarne rajstopy, teraz pod spód zakładam biały t-shirt, do tego conversy i obowiązkowo lenonki. Idealnie czułam się także na imprezie u znajomej w owej 'halce’, która pełniła rolę eleganckiej sukienki zestawionej ze złotymi sandałkami i delikatnym naszyjnikiem :)
Juliaaa, prowadzisz może bloga? Bardzo przypadł mi do gustu opisany przez Ciebie styl i było fajnie móc pooglądać Twoje stylizacje :) pozdrawiam!
Niee, według mnie za dużo tego w sieci, ale myślę nad lookbookiem :)
Dziękuję bardzo! :*
zapomniałabym! email: juliaaa.kowalskaa@gmail.com
Ulubione połączenia: Lubię zawsze dorzucić coś z historią. Latem na sukienki zakładam jeansową kurtkę, którą w latach 90. tata przywiózł siostrze z delegacji do Niemiec – nie spiera się, ma super głęboki kolor i zero przetarć! Z kolei w chłodniejsze wieczory nie wychodzę bez krótkiej brązowej kurtki z zamszu z piękną atłasową podszewką. Jej historia łączy sąsiadów, rodziny i pokolenia!
Stylowe nawyki: nie lubię wyglądać zbyt glamour. I zbyt lumpowato. Jak cekinowa sukienka, to z ciężkami botkami. Luźne spodnie haremki? Jasne, ale to tego przyzwoita koszula z dobrego materiału!
Charakterystyczne detale: prawie nie noszę biżuterii, lubię delikatne bransoletki i nakrycia głowy. Nie uznaję malutkich torebek na paczkę mentosów i szminkę. Dla mnie bez sensu.
Styl prawdziwie konwergentny! :)
Z pozdrowieniami,
langhaarige@autograf.pl
Zawsze z przyjemnością czytam Joasiu Twoje posty dotyczące slow life, a szczególnie slow fashion i to chyba dzięki Tobie i Twoim wypowiedziom mogę nieco zdefiniować swój styl. Wcześniej sądziłam, że mój ubiór jest przeciętny, niczym się nie wyróżnia, ale teraz dostrzegam pewne zasady – nawyki (?). To co mam ubrane na sobie zależy od pory roku.. Zimą stawiam na szarości, czerń, ewentualnie beż, to jeśli chodzi o paletę barw, jeśli w ogóle może te odcienie może nazwać kolorami..a jeśli chodzi o materiały, fason, to stawiam na wełnę, gruby splot, oversize..zdarzają się też wyjątki jak zakupiona tej zimy tunika z nici metalicznej..istne szaleństwo..natomiast latem zdecydowanie rządzi w moje szafie len..uwielbiam jego strukturę, przewiewność. Z chęcią sięgam także po jedwab, szczególnie jeśli uszyte są z niego luźne spodnie – na rower – idealne. Rezygnuję właściwie zupełnie z czerni, zastępuję ją wówczas..o! jakże zaskakujące…bielą:)) Nadal jednak wybieram szarości i beże, często jednak stawiam na granat albo zupełną mieszankę kolorów – kwieciste spódnice, sukienki idealnie zgrywają się ze słomkowym kapeluszem, espadrylami.. Właściwie jak to piszę to wracam do początku mojej wypowiedzi i nasuwa mi się myśl, że ubraniowa nuda króluje u mnie cały rok..ale to właśnie jestem ja i mój styl – wygoda, komfort, jakość, może monotonia..bądź bezpieczeństwo? niezależnie jak zostanie to nazwane to czuję się świetnie w wyżej opisanych fasonach, barwach, rodzajach materiałów… a może dzięki temu, że czuję się świetnie i zawsze z dodatków wybieram uśmiech, słyszę od innych częściej niż wcześniej, że dobrze wyglądam?
Do określenia i wyzwolenia mojego stylu musiałam dojrzewać dość długo. Jestem dość nieśmiałą osobą, więc to co najbardziej mi się podobało i do czego ciągnęła moja intuicja, przez długi czas pozostawało tylko w głowie. Od kilku lat jest inaczej, również dzięki Twojemu blogowi! :-) Jeśli miałabym nazwać swój styl, to jest on rockowym boho-folkiem. Każdą codzienną stylizację zaczynam od… butów. Jestem nałogowym kolekcjonerem wszelkiego rodzaju kowbojek, schodzonych motocyklówek, czasem własnoręcznie przerabianych czy postarzanych. Moimi ukochanymi ubraniami, które noszę w różnych konfiguracjach, są przede wszystkim spodnie dzwony, skórzane kurtki, kwieciste sukienki i haftowane bluzki. Do tego nieodłącznie duża ilość ciężkiej biżuterii i włosy uczesane wiatrem. Uwielbiam też kapelusze i chyba wszystko, co ma frędzle. Najważniejsze w moich ubraniach jest to, aby były wykonane w jak największej ilości z naturalnych materiałów. Mimo, że czasami nie stać mnie na wszystkie te rzeczy, o których marzę albo nie mogę ich znaleźć w żadnym sklepie, ani second handzie, to cierpliwie i konsekwentnie czekam na te idealne rzeczy, nie chodząc na kompromisy dla czegoś prawie takiego, jak wymyśliłam. Inspirację dla strojów czerpię głównie z bloga Bohemian Diesel i od marki Free People, w której przy odpowiednich finansach, mogłabym się ubierać od stóp do głów.
Nie mam swojego stylu. Swój styl określiłabym jako jeden wielki „misz-masz”, którego wspólną cechą są kolory…. Jestem „Panią Jesień”, gustuję w brązach, złocie, zieleni, fiolecie. Czasem dorzucę coś do kolorystki od „Pani Zimy”, czyli trochę niebieskiego, granatowego, białego, szarego czy czarnego.
Gdyby spojrzeć w głąb mojej szafy znalazły by się tam ubrania rodem z Bollywoodu, ale też bardziej casual. Mój styl określa mój humor. Jeżeli jest dobry do czarnych leginsów, założę kolorową tunikę z cekinami, jakieś wielkie kolczyki i buty/sandałki na koturnie, koniecznie w czarnym kolorze. Jeżeli mój humor jest nieco mniej kolorowy i nie przypomina indyjskiego filmu zakładam wygodne bawełniane spodnie, lekko upięte na łydkach, lekko poszerzane na udach (w odcieniach szarości) i do tego klasyczną białą lub granatową koszulę…
Dużą rolę przywiązuję do dodatków… Moje stylizacje mogą być w szarościach, brązach, czy granatach, ale kolczyki zawsze dobiorę odpowiednio duże i kolorowe.
Pozdrawiam
hasita86
hasita86@gmail.com
Jedna z najbardziej charakterystycznych rzeczy mojego ubioru są sukienki i spódniczki. Naprawdę ciężko mnie spotkać w spodniach nawet w mroźną zimę nie mogę się oprzeć sukienką i wkładam grube rajty i zakolanówki i śmigam. Przez to mam jedną modową słabość… nie przejdę obojętne koło stoiska z rajstopami, zakolanówkami, podkolanówkami, pończochami… Potem chomikuje dziurawe bo przecież szkoda je wyrzucić bo są takie ładne:>. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest do że do końca gimnazjum uważałam, że bycie kobiecą jest okropne, wstrętne i w ogóle po co to? Bo przecież dzielna harcerka nie będzie delikatna i urocza, całe szczęście po głupotach zostały mi ciągoty do włóczykija i kolorów natury.
A najlepsze ubrania zawsze kupuje mi tata! naprawdę nie wiem jak on to robi ale zawsze znajdzie super jakość, krój i kolor.
przy okazji chciałam Ci podziękować za bloga, chyba pierwszy raz w życiu piszę komentarz, a bywam tu od bardzo dawna. Dzięki Tobie odkryłam życie slow i przez to nie wariuje na studiach, które wymuszają wyścig szczurów i ciągłe napięcie.
Dziękuję Ci bardzo:)
Ooo, to bardzo, bardzo się cieszę, dzięki!
i wypadało by podać maila…
weronika.mehr@gmail.com
Odkąd dostałam maszynę do szycia większość ubrań szyję sobie sama. Według mnie bardzo ważnym elementem jest dobrze skrojona marynarka. Ostatnio wybieram, jasne, pastelowe tkaniny, różnego rodzaju dzianiny, chociaż muszę przyznać, że mam słabość do granatów i odcieni szarości. Bardzo lubię nosić dwurzędowe marynarki w stylu Chanel, lub bardziej w marynarskim kroju w związku z nadchodzącym latem. Ważne jest dla mnie wykończenie marynarki dlatego używam bardzo zdobionych guzików „mundurowych” lub zapięcie stanowią haftki, wtedy design stwarzają postrzępione brzegi marynarki. Bardzo lubię zwykłe t-shirty z dżerseju bawełnianego, które są teraz dostępne w każdym sklepie. Osobiście posiadam ich bardzo dużo, szczególnie o oversizeowym kroju. Są według mnie idealnym wykończeniem każdego stroju i pewnego rodzaju bazą na podstawie której mogę zbudować strój na każdą okazję. Cenię sobie dobrze skrojone spódnice, ostatnio dość często noszę te z kontrafałdami i z piankowych tkanin. Lubię spodnie cygaretki, szczególnie o jakiejś fajnej wzorzystej teksturze. Ważne są dla mnie dodatki, szczególnie biżuteria, ostatnio mierze w złoto, w geometrycznych kształtach, według mnie tworzenie biżuterii jest pewnego rodzaju architekta, który buduje ciekawe konstrukcje. Fajnym elementem wykańczającym strój są kopertówki, o różnych rozmiarach, fakturach i wzorach jednak zazwyczaj w dobrze znanej klasycznej formie. Do tego mokasyny, lub koturny na korkowej podeszwie.
Pozdrawiam, Dorota ;)
kiedyś (choć było to bardzo dawne kiedyś) bardzo chciałam mieć swój styl. Szukałam, próbowałam, podglądałam. Śledziłam trendy i ulegałam na zakupach radom koleżanek. Tak było kiedyś. Dziś wiem, że swój styl się ma. ze wystarczy posłuchać siebie, zacząć nosić to w czym dobrze się czujemy. i to jest podstawa. Nie mówię oczywiście, że zrezygnowałam z inspirowania się ale zrezygnowałam z wciskania się w cudzą skórę. Jaki jest mój styl?
maksymalnie prosty i bardzo uniwersalny. Noszę właściwie tylko sukienki i spódnice. W spodniach czuję się źle to też całe dwie pary leżą głęboko w szafie. Uwielbiam takie ciuchy które można założyć i latem i zimą (sukienki które zakładam zarówno z kryjącymi rajstopami jak i do sandałów). w mojej szafie są dwa sezony – wiosenno/letni to ten kiedy w klepie kupuję właściwie tylko to co białe i sezon jesienno-zimowy który rozpoczyna się „szarymi” zakupami. Moja szafa kipi od tunik. Całość jest ogólnie dość przemyślana – sukienki uzupełniają marynarki, sweterki i długie grube swetry. Pozwalam sobie czasem na coś extra np wyraziste rajstopy, różową marynarkę, odjazdową torebkę. Ciągnie mnie w styl etno ale zbyt mocno odpycha mnie od żelazka żeby w mojej szafie gościło dużo lnu. Mam słabość do kotów – tych dwóch w domu i tych na koszulkach. Nie mogę przejść obok nich obojętnie a później leżą w szafie, są piżamą lub na rower – do niczego innego nie pasują. Dobrze znać swoje słabości a z tą nie mam zamiaru walczyć;)
Gorzej z dodatkami. O ile z torebkami radzę sobie świetnie – muszą być duże i skórzane. Tak już z butami gorzej – proste sandałki, baleriny bez żadnych dodatków i płaskie kozaki właściwie mogłyby wystarczyć. Ale muszę raz na jakiś czas kupić sobie piękne buty na obcasie. No muszę no. Później oczywiście ze względów praktycznych i biorąc pod uwagę własną wygodę leżą one w szafie no ale co zrobić „czasami człowiek musi inaczej się udusi”
Z biżuterią idzie mi najgorzej. i to nie to, że nie potrafię wybrać, że nie mam. Mam i to dużo ale zapominam zakładać. Nie wiem jak to się dzieje, ale przypominam sobie w windzie. Zawsze za to mam na sobie dwa pierścionki. Oba złote gdzie złota nie lubię,. Ale to pamiątki od babci. jeden od jednej, drugi od drugiej. Tak z sentymentu.
Dopełniając całość. właściwie się nie maluję ale za to bez perfum nie wyjdę nawet wyrzucić śmieci.
bardzo przyjemny filmik :)
Dziewczęce sukienki z lumpeksów i armia czarnych, skórzanych botków. Do tego satynowe kimona i – obowiązkowo – nieład na głowie i bardzo minimalistyczny makijaż. Nie lubię tracić czasu na zbędne rzeczy – zamiast stać godzinę przed szafą, wolę dłużej pospać albo obudzić sąsiadów grą na ukulele. Liczy się także wygoda – wysokie szpilki odpadają! – nie wejdę w nich na drzewo, ani nie dobiegnę na przystanek tramwajowy. Oversizowe swetry także odgrywają kluczową rolę w mojej garderobie – latem można używać ich jako koca, gdy najdzie ochona na spontaniczny piknik. No i biżuteria – pochodząca z india shop’ów albo kolekcji mamy i babci. Nie rozstaję się ze swoimi złotymi pierścionkami – mój ulubiony należał kiedyś do babci mojej prababci (!) i nie wymieniłabym go na żadne skarby tego świata!
Biżuteria babci prababci – wow:)
Wygoda i błysk. Najczęściej sukienki, bazowe albo wieczorowe, chociaż z przewagą tych drugich (w dzień, oczywiście), błyszcząca i wyraźna biżuteria. Złoty i wyraźny makijaż, lekko pokręcone włosy, na których mam melonik. Oczy pod okularami przeciwsłonecznymi, nawet jak pada deszcz. Taki outfit łączę z… prostymi balerinkami albo creepersami. Nie noszę szpilek, są niewygodne. Na ramię satchel, albo nawet ekologiczna torba na zakupy. I jestem gotowa.
Mój styl dojrzewał razem ze mną. Od kolorowych bluz z kapturem, przez hippisowską feerię barw (tuniki, długie cygańskie spódnice) aż do w pełni autorskiej, eklektycznej mieszanki stylów. Najbardziej na moje ubrania wpłynął wypadek, który przeżyłam z pewnym małym uszczerbkiem. Według co niektórych powinnam teraz ukrywać się pod workowatymi spodniami i spódnicami do ziemi. Właśnie takie podejście zmusiło mnie do przedefiniowania swojej kobiecości w ogóle, a już w szczególności stylu ubierania. Paradoksalnie, kierunek, w którym od jakiegoś czasu zmierzałam wcale się nie zmienił, wręcz dążyłam do celu z jeszcze większą determinacją. Zaczęłam ubierać się jeszcze bardziej dziewczęco niż wcześniej. Teraz na co dzień noszę krótkie, rozkloszowane spódnice, sukienki przed kolana. Bezwzględnie pilnuję, żeby nie stracić „pazura”, zazwyczaj narzucam na to wszystko czarną, skórzaną ramoneskę. Trzymam się minimalizmu – zarówno w modzie, jak i w życiu. Unikam zbędnych ozdób, krzykliwych deseniów, przerostu formy nad treścią. Uwielbiam mocne kolory, zazwyczaj w postaci jednej konkretnej plamy (bluzki, swetra, sukienki), dominującej cały strój.
Jak na prawdziwą minimalistkę przystało, mam w szafie tylko niezbędne minimum dodatków – zawsze jednak przykładam ogromną wagę do ich jakości. Skórzane torebki, fantastyczne baleriny, delikatne chusty i – przede wszystkim – ukochana biżuteria. Mam wielki szacunek do sztuki jubilerskiej, moja kolekcja jest ponadczasowa, kocham srebro i naturalne kamienie.
Wydaje mi się, że mojej szafy nie powstydziłaby się żadna elegantka. Jest jednak coś, co odróżnia mnie od każdej nastolatki zafascynowanej „paryskim szykiem”, jeden dodatek, całkowicie bespoke, jedyny w swoim rodzaju – i nie jest to pierścionek po prababci, ani sweterek vintage wygrzebany w second handzie. Mianowicie, w zeszłym roku straciłam nogę (poniżej kolana) w wyniku wypadku. Noszę protezę, ostatnio bez pokrycia kosmetycznego, więc częścią mnie jest metalowa rurka. Industrialna surowość mojej nowej, wspaniałej nogi w zestawieniu z dość dziecięcą twarzą oraz subtelnym i dziewczęcym stylem ubierania dają piorunujący efekt, będący chyba najlepszym przykładem konwergencji. Łączę w swoim stylu dwa zasadniczo przeciwstawne sobie typy piękna: łagodną kobiecość i futurystyczną prostotę. Jestem uzbrojona po zęby w najnowsze technologie lepiej niż niejeden bloger technologiczny. Kto wie, może kiedyś właśnie osoby po amputacjach będą miały w protezach zainstalowane moduły WiFi :)
Pozdrawiam,
Asia
asia_p13@wp.pl
To była naprawdę inspirująca wypowiedź!
Znam chłopaka, który nie ma lewego podudzia, w letnie dni jego proteza robi wrażenie. Taki Robocop :D
Pięknie i inspirująco:) Twój komentarz skojarzył mi się z postem Tattwy, zainspirowanym podobną historią: http://tattwa.pl/2013/04/priorytety-sila-hart-ducha.html
Mój styl określają 3 słowa:
– prostota- zakładam zazwyczaj czarne jeansy, do tego luźny sweter lub koszula, może nic szałowego, ale w prostocie siła!
– minimalizm- nie lubię dodatków, nigdy nie noszę biżuterii, jedyną moją perełką wśród akcesoriów jest torebka sowa, która dodaje zawsze smaczku mojemu lookowi i wywołuje podziw wśród ludzi
– wygoda- na co dzień zakładam buty sportowe, idealnie sprawdzają się w mojej pracy, w której dużo biegam po korytarzach :)
Może i mój styl nie jest zachwycający, ale to jestem cała ja, w tym najlepiej się czuję :)
ewelina.orlowska1@gmail.com
Myślę, że każda z dziewczyn przechodzi przez pewne etapy nazwijmy je modowymi… Najpierw jest dziewczęco: różowe koszulki, mnóstwo motylków, kiczykowate zestawy wybrane przez nasze mamy. Następnie w okresie buntu przerzucamy się na chłopięce rzeczy i stajemy się małymi chłopczycami, trampy, luźne bluzy, t-shirty które nie nadają się na pokazanie na rodzinnym obiadku :). Przychodzi do nas jednak opanowanie i chcemy zaimponować swoją kobiecością przed chłopcami, tak więc wracają spódniczki, ale dużo krótsze niż być powinny i bluzki z dekoltem „do pępka”. Potem znowu następuje moment otrzeźwienia i stajemy się bardziej praktyczne i eleganckie. A w międzyczasie w poszukiwaniu własnego stylu eksperymentujemy z takimi jak goth, boho, dandysa czy militarnym…
A mój? Wzięłam po trochu z każdego wymienionego przeze mnie etapu i miksuje to w bardzo nieoczekiwane połączenia… :)
Moim ulubionym jest chyba szara, rozkloszowana midi spódnica w stylu lat ’60, do t-shirtu z nadrukiem (kupionym na dziale męskim) i militarnej kurtki, która wisi u mnie w szafie od prawie 10 lat, a do tego wszystkiego zakręcone i niestety kompletnie niepraktyczne buty na 12 centymetrowym obcasie… :)
Wiem, że nie wszystkie moje „zestawy” są zawsze udane, prawdopodobnie jak zobaczę swoje zdjęcia za 5-10 lat to popłaczę się ze śmiechu, jak mogłam nosić takie rzeczy razem, ale teraz czuję się super komfortowo jednego dnia nosząc haremki z tuniką a następnego chodząc w garsonce.
A elementem, który łączy cały ten misz-masz to zegarek i niezmiennie nieład na głowie (i w zasadzie w głowie też) :)
Pozdrawiam serdecznie!
a w razie czego mój mail to: ciastkowapotworzyca@gmail.com
Już od pół roku nie rozstaję się z jedną rzeczą, małą srebrną bransoletką. Kochanym prezentem od chłopaka. Znak nieskończoności towarzyszy mi w w każdy słoneczny i deszczowy dzień. Często rano leniwie snuje się gdzieś obok białej szafy, a mój ukochany bacznie przygląda się mojemu porannemu rytuałowi ubioru. Śmieje się ze mnie przeokrutnie, a ja zrozpaczona przeglądam swoją garderobę. Po dobrych pięciu minutach mojej bieganiny słyszę : załóż, co tylko chcesz, we wszystkim wyglądasz pięknie, ale…. gdybyś mogła to może ta spódniczka?- wskazuje na czarną rozkloszowaną. To jego ulubiona. Śmieję się, ale często jego słowa działają. Jednak zawsze w tym całym ubieraniu jest jakiś ład i dziwna lecz piękna prostota, a i zapomniałabym nigdzie nie ruszam się bez pierścionka po mamie. Jest śliczny. Klasycznie, kobieco, a za razem z nutką młodzieńczej świeżości. Tak wygląda mój „codzienny styl”.
Pozdrawiam
Karolina Przybył ( karolina86p@gmail.com)
Może powinnam urodzić się chłopakiem… Mój styl to oversize i oszczędna forma. Luźne, gładkie tiszerty, koszule o męskim kroju, dżinsy boyfriendy, przyduże płaszcze, marynarki, oxfordki, płaskie espadryle, trampki i czasem botki na niewielkim obcasie. Duże, proste, skórzane torby. Biżuteria: męski zegarek i dwie bransoletki. Jakiś kobiecy akcent? Długie włosy i okazyjnie czerwone, matowe usta. Pozdrawiam:)
O kurczę, zapomniałam, że biorę udział w konkursie, więc jeszcze mail: makkabi@tlen.pl
W podstawówce była nieśmiałą szarą myszką w przydużych ciuchach „po kimś”, w liceum nastąpiła zmiana o 180 stopni i wcieliłam się w zbuntowaną punkówę, na studiach stwierdziłam, że chyba jednak chcę być kobieca i seksi, obecnie- w wieku 30 lat mój styl to…konwergencja wyżej wymienionych czyli tzw. ekskluzywna menelka ;)
:D
Ciekawy konkurs. Rzadko zastanawiam się nad tym, czy i jak mój styl jest spójny – po prostu się ubieram. A jednak po refleksji stwierdzam, że mam kluczowe elementy, a mój styl jest raczej prosty. Gdybym miała określić mój ulubiony i typowy strój, to byłyby to spodnie, jednolity T-shirt, marynarka lub sweter, męskie w stylu półbuty i koniecznie chustka albo szalik. Najbardziej charakterystyczne elementy to właśnie marynarki i szaliki, których mam w szafie odpowiednio kilka i kilkanaście, a najczęstszy dodatek to prosty, minimalistyczny zegarek – mam dwa bliźniacze z paskami w różnych kolorach. Znamienne jest też moje zamiłowanie do jednolitych rzeczy – głównie szaliki mam wzorzyste lub różnokolorowe, poza tym preferuję raczej teksturę (fakturę materiału) niż wzór. Jeśli zaś chodzi o barwy, to może to być najłatwiejsza sprawa: ubieram się niemal wyłącznie w ulubione kolory, czyli czerń, biel, odcienie szarości, brązu, beżu, bordowego, ceglastego, granatu i z rzadka zieleni, wszystkie raczej przygaszone. Sumuje się to w raczej jednolity, klasyczny i chyba dość minimalistyczny styl. Noszę też raczej skromny makijaż, bazujący na podkreśleniu oprawy oka, czasem dodaję kroplę koloru na ustach. Co śmieszne, żadnej z tych rzeczy nie wskazałabym jednak jako NAJWAŻNIEJSZEGO elementu mojego wyglądu, bo są nim… włosy. Mam bujną czuprynę w naturalnie ciemnobrązowym odcieniu i ostatecznie to ona „tworzy” mój look, w zależności od tego, czy je rozpuszczę, czy zwiążę, czy podkręcę, czy rozprostuję. Bardzo to lubię, bo dzięki temu mam wrażenie, że moje stroje są po prostu tłem dla mnie samej, a nie „stylizacjami”. Czuję, że jestem sobą i że pierwsze skrzypce gram ja, a nie moje ciuchy. Pewnie nie to miałaś na myśli, mówiąc u „unikatowej całości”, jednak tak wygląda to u mnie :-)
Jak każdy mam jakieś tam poczucie estetyki, ale refleksje nad moim (to bardzo robocza nazwa) „stylem” nachodzą mnie tylko wtedy, gdy Mama albo koleżanki marudzą, że ubieram się za bardzo jak chłopak, że mogłabym w końcu kupić sobie coś kolorowego…
Nie przepadam za ubraniowymi zakupami, nigdy też podczas jednej sesji szopingowej (głównie z powodu ograniczeń finansowych:)) nie kupiłam więcej niż trzy rzeczy, dlatego raczej nie miewam problemu z zakupami nieprzemyślanymi, a już na pewno nie z wypchaną szafą. W sumie to dzięki Tobie dowiedziałam się, że ubieram się slow – sama nigdy bym nie wpadła, że rozsądek można tak ładnie określić :)
Ubieram się przede wszystkim prosto – w mojej szafie oprócz mojej ukochanej szmizjerki w grochy jedynym wzorem, jaki można dostrzec, są kwiaty (w 99% przypadków ten motyw zdobi spódnice) i krata (koszule!). Wszystkie t-shirty, które posiadam, to od początku gimnazjum w zasadzie wyłącznie gładkie H&M-owe basiki (dzięki temu zauważam, jak z roku na rok od jakichś 6 lat pogarsza się ich jakość).
Często kupuję ubrania na zasadzie skojarzeń – mam zielone drelichowe spodnie, namiastka marzeń o harcerstwie, flanelową koszulę, niemal identyczną jak ta, którą nosił mój ulubiony licealny woźny i biały sweter, w którym czuję się jak Króliczek Tuptuś z „Bambi”.
W zasadzie nie noszę biżuterii, chyba żeby wliczyć prościutki zegarek po babci. Lubię stare rzeczy – noszę zresztą sporo panieńskich spódnic mojej Mamy, wbrew pozorom są uszyte ze wspaniałych materiałów, w ogóle się nie starzeją nawet pomimo częstego prania, co mogłabym zarzucić wielu „współczesnym” ubraniom.
Ulubiony dodatek? Wianek z mleczy na głowie. Uplotłam taki w jeden z ostatnim dni liceum, wracając do domu zauważyłam, jak wielu ludzi się uśmiecha na jego widok. I to może być celna wskazówka dla mody. Jako jedna z błahych części życia, niech po prostu przynosi radość :)
Aż sobie pobiegnę zrobić wianek chyba:)
Mój styl to artystyczny miszmasz, ogranicza go jedynie moja wyobraźnia i kształtowane przez lata wyczucie estetyki. Lubię łączyć ubrania kwalfikujące się do skrajnie różnych stylów. Elementy retro zestawiam z nowoczesnymi, geometrycznymi krojami. Jednokolorowe total looki przełamuje printem, czy jaskrawym kolorem. Uwielbiam rzucające się w oczy, kolorowe kopertówki – całe w brokacie, cekinach i z cyrkoniami. Dobieram je jako dodatek do minimalistycznych, klasycznych looków. W mojej elegancji zawsze jest element nonszalancji. Nie boję się ubrać trampek do eleganckiego płaszcza, czy zestawić klasycznej koszuli z podartymi boyfriendami i szpilkami. Mój ubiór odzwierciedla moją osobowość. Bo jak każda kobieta jestem pełna sprzeczności.
Mój styl to zupełne pomieszanie z poplątaniem :) W większości nosze wzorzyste spodnie i spódnice (kwiaty,wężowe, dywanowe :), gładkie w jakimś ciekawym kolorze też ), często z wysokim stanem, bluzki raczej gładkie oversize i trochę jedwabnych, a do tego charakterystyczne dodatki. Moim znakiem rozpoznawczym stały się szare wężowe botki – kowbojki (piękne i praktyczne, choć wiem jak to brzmi), ciekawe paski, jak np ostatnio upolowany pasek – wąż w postaci „łamanych” blaszek na prawdziwej skórze. Wszystko okraszam tonami biżuterii :) uwielbiam tę trochę w stylu hippie: rzemyki, kamienie i metal (np pierścień – orzeł czy naszyjniki na rzemieniach duże i małe, noszone po kilka na raz), a także tę po babci: pierścionki i bransolety, te drugie z międzykontynentalną i z lekka sprośną historią, bardzo prawdobodobne, że nawet ponad stuletnią.
Do tego zawsze rozpuszone, ciut rozwichrzone włosy i oszczędny make-up no make-up lub czerwona szminka.
I podobno dobrze się prezentuję :)
Może zacznę od tego, że uwielbiam ramoneski! Skórzaną kurtkę noszę prawie do każdego zestawu, nawet latem (moi znajomi się ze mnie nabijają jeśli któregoś dnia jej nie założę;) ). Kiedy nie mam się w co ubrać ratują mnie ulubione boyfriendy z lumpeksu, biały t-shirt, kolorowe sneakersy i oczywiście ramoneska. Na co dzień staram się wybierać wygodne buty i ubrania głównie dlatego, że wszędzie jeżdżę na rowerze razem ze swoim synkiem, którego trudno utrzymać w miejscu. Jednak to, że jestem stałą bywalczynią piaskownicy nie oznacza, że nie lubię szpilek, sukienek i innych bardziej eleganckich elementów garderoby. W mojej szafie zdecydowanie króluje kolor czarny, większość ciuchów pochodzi z second hand’ów – uwielbiam przewalać tony ubrań poszukując czegoś specjalnego! Mam też kilka zasad jeśli chodzi o ubiór a najważniejszą z nich jest przestrzegać dress code’u i zawsze ubierać się odpowiednio do miejsca – nie wyobrażam sobie na przykład iść na uczelnię w szortach. Jeśli miałabym się podsumować to myślę, że mój styl to mieszanka lumpeksowo-rockowo-sportowych elementów. ;)
eermakoo@tlen.pl :)
A to ciekawe i trudne pytanie! Przede wszystkim myślę, że mój styl zarówno odzwierciedla moją złożoną naturę, jak i zawsze oddaje obecny nastrój w danym dniu. Zazwyczaj łączę styl hippie-hobo z seksownymi dodatkami. Nieodłącznymi elementami moich stylizacji są ogromne etniczne kolczyki i buty na wysokich obcasach. Do tego zazwyczaj wybieram sportowe spodnie – jeansy lub spodnie dresowe. Na górę zakładam luźne bluzki-nietoperze, pelerynki, kolorowe swetry. Najważniejsze, żebym czuła się ubrana, a nie przebrana!
Jeśli miałabym nazwać swój styl ubierania to chyba było by to: „brak stylu, ale kolor musi być”. W mojej szafie jest tylko jedna biała bluzka, jedna czarna koszulka i dwie pary jeansów, które mozna zakwalifikować do stonowanych ubrań. Reszta… to masa kolorów. Jestem meteopatą i chyba, o ile takie coś w ogóle istnieje, koloropatką. Pomarańczowy, limonkowy, malinowy – ubieram i czuję, ze mogę wszystko. Cieszę sie, ze wybrałam tryb życia, który nigdy nie zamknie mnie w przymusie bycia czarno – białym korposzczurkiem i że jak umrę, to będą mnie musieli pochować w pomarańczowej marynarce, bo z czarna będę wyglądać jak… trup ;)
Opisywanie zarówno siebie, jak i swojego stylu zawsze było dla mnie rzeczą skomplikowaną. Mimo że wiem, co chciałabym powiedzieć, boję się, że dla odbiorcy będzie to zbyt zagmatwane i niezrozumiałe, przecież jak wyrazić to, co się czuje. Sprawa stylu jest ściśle połączona z osobowością, to jak się ubieramy, pomaga nam odzwierciedlić nasze wnętrze, pokazać swoje własne poczucie estetyki, wyżyć się artystycznie. Właśnie za to kocham modę. Mój styl najlepiej oddają słowa „luźna elegancja” lub „sportowa elegancja”, brzmi prosto i tak właśnie jest, ale prosto nie znaczy nieoryginalnie i nudno. Minimalistyczne sukienki w połączeniu z trampkami i plecakiem, koszule, jeansy lub czarne rurki. Często są to rzeczy z second handów, ponieważ ubrania z sieciówek gwarantują bycie jedną z wielu w tłumie podobnie ubranych ludzi, a przecież nie o to chodzi. Kolory, które mam na sobie są najczęściej stonowane, chociaż przytrafić może się również mocno niebieski element lub intensywnie czerwona szminka. Biżuteria zawsze była dla mnie idealnym podkreśleniem stroju, a także dodaniem do tego czegoś niezwykłego. Dlatego tak bardzo lubię przywozić biżuterię z podróży, a potem, nosząc ją, mieć ze sobą wspomnienia. Bransoletka z hamsami z niebieskimi oczkami zawsze przypomina mi upalne dni w Jerozolimie, a srebrna kocia broszka czas spędzony nad Bałtykiem. Myślę, że właśnie o to chodzi w modzie i stylu – wyrazić to, co siedzi w naszej duszy i zachować wspomnienia cennych chwil.
Nie będę ukrywała. Nigdy nie uważałam się za osobę posiadającą jasno, sprecyzowany styl. Przez wiele lat uważałam się za osobę o dość przeciętnym poczuciu gustu. Inspirowałam się popularnymi sklepowymi wystawami, koleżankami, telewizją, mamą. Nie wiele miało to wspólnego ze mną. Był okres, w którym ceniłam sobie nade wszystko kobiecość. Ponoć jako dziecko nie rozstawałam się ze wstążkami i sukienkami. Pamiętam, że w rodzinnym domu mieliśmy jedną parę szpilek. Czarnych, skórzanych z czerwoną podeszwą. Pamiątka po mojej babci. Uwielbiałam je przymierzać. Do dzisiaj zresztą są dla mnie symbolem pewnej elegancji. Z pewnością dodają mi pewności siebie.
Z kolei wiek nastoletni był dla mnie okresem buntu. Niebieskie włosy, czarne paznokcie i długie bawełniane suknie. Artystyczne środowisko, praca w teatrze. Kreowanie indywidualizmu było wtedy niczym innym, jak naśladowaniem wszelakiej alternatywności.
W liceum starałam się ukryć swoją chorobę zbyt dużymi swetrami.
Wiele czasu potrzebowałam do tego, by zminimalizować swoją garderobę i odkryć w czym tak naprawdę czuję się komfortowo. Jeszcze kilka miesięcy temu posiadałam własną garderobę. Nieskończone ilości ubrań i butów. Z przyczyn osobistych postanowiłam zmienić swoje życie. Z dnia na dzień spakowałam walizkę ubrań i ruszyłam przed siebie. Odkryłam wtedy, że cenię sobie prostotę, spójność, klasykę, ale przede wszystkim wygodę. Lubię minimalizm. Posiadanie niewielu rzeczy, ale za to uniwersalnych, jest dla mnie fantastyczną opcją. Moja garderoba to teraz średniej wielkości walizka na kołkach. Odzwierciedleniu mojego stylu życia i kierunku, który wybrałam w kwestii doboru ubrań. Białe, klasyczne conversy, które pamiętają pracę sezonową w Irlandii i wolontariat z osobami starszymi w Hiszpanii. Wysłużoną parę klasycznych Levisów. 501 i 507. Obydwie pary kupiłam na eurogarage w Barcelonie. Poczucie kobiecości zapewniają mi delikatne, białe sukienki. Przypominają mi gorące dni w Extremadurze. Długie kardigany oversize to mój charakterystyczny znak. Zwłaszcza jeden, szary, prawie do kostek. Dostałam go od przyjaciela. Stwierdził, że po prostu będzie do mnie pasował. Oczywiście klasyczna, mała czarna. Długa parka. Lniana sukienka, w której moja mama tańczyła na studniówce. Bawełniane, kolorowe bluzki, materiałowe spodnie w śmiałe wzory oraz biżuteria, to rzeczy, z którymi nie rozstaję się od mojego pobytu w Indiach. Tam kobiety nauczyły mnie, że od samych ubrań, ważniejszy jest ich sposób noszenia. Swoista delikatność, elegancja, sposób poruszania się. To wszystko może nadać wyjątkowy charakter nawet najbardziej wysłużonym ubraniom. Nie rozstaję się z bransoletkami, które podarowały mi nastoletnie matki z ośrodka, w którym pracowałam. Mają dla mnie symboliczny charakter. Z pewnością większość moich znajomych przyzwyczaiło się od ich delikatnego brzęczenia na moich kostkach.
Jeśli miałabym się utożsamić z wybranym stylem, to rzeczywiście postawiłabym na Normcore. Podoba mi się to niewymuszone podejście. Swoisty ascetyzm i estetyka, która skupia się na ubraniu, a nie przebraniu. Odrzucając jedno sezonowe trendy. Stawiając na uniwersalność i kompatybilność.
Przeczytałam komentarze powyżej i chciałam być równie stylowa, ale kiedy zaczęłam opisywać swój „styl”, wstrząsnęły mną salwy śmiechu:) Jestem bowiem pełnoetatową matką i czynną zawodowo „doktórką”, która już dawno porzuciła zwyczaj porannego dopasowywania biżuterii do stroju, malowania paznokci (chirurgom nie wolno), albo pakowania się w śliczne małe torebusie na łańcuszku. Dziś jestem zachwycona kiedy cudem upchnę pieluchy, teczkę z dokumentami, fartuch i tysiąc gratów do:zabawy , jedzenia, przebrania itd., w jedna z moich toreb gigantów. Czasem mnie to denerwuje, ale zwykle śmieje się sama z siebie , że jestem jednocześnie lodówką, szafą na nogach, archiwum szpitalnym i Bóg jeden wie czym jeszcze (to jest dopiero konwergencja!). Ale żeby nie było, nie jestem typem Matki Polki upapranej mlekiem i w pidżamie przez cały dzień. O nie! Opanowałam kilka zasad, które powodują, że uważam swój styl maskowania rzeczywistości za idelany, a oto one: 1. Jeśli masz na sobie ekstra szpilki powyżej może być nawet rzeczona pidżama i i tak nikt jej nie zauważy, 2. Unikaj stylu” starej baby” tzn. nigdy, przenigdy nie noś kompletów, 3. Jeśli masz 3 minuty na ubranie się, to zestaw biały top+ niebieskie jeansy, ratuje życie i ostatnie, najważniejsze 4. Jeśli nie czujesz się w czymś dobrze, z jakiegokolwiek powodu, to oddaj to komuś, sprzedaj, przerób, ale nie noś, bo wyglądasz w tym fatalnie! Pozdrawiam
Gdyby to był mój konkurs, to Ty byś wygrała :) No, ale nie jest, heh.
Zwłaszcza punkt drugi jest super, czyli unikanie stylu „starej baby” – ja też stosuję!
Twoja imienniczka pozdrawia
Dzieki;)
Haha, super:)
Mój styl jest bardzo sezonowy. Zimą wyglądam jak gimnazjalistka, mam kilka sprawdzonych połączeń ubraniowych, ukochane buty, które chyba nie przetrwają ze mną trzeciego roku, i bogaty wybór swetrów. Bardzo cenię sobie naturalne tkaniny i ciekawe, uniwersalne fasony, przy których nie trzeba się wysilać, żeby wyglądać chociaż trochę bardziej intrygująco. :) Im tak to wygląda do momentu, kiedy temperatura osiąga 20 stopni na plusie. Wtedy dopiero zaczynam eksperymentować. Dopiero jakieś dwa lata temu w końcu dorosłam do tego, żeby ubierać się tak, jak mi się podoba, a nie tak, jak uważałam, że powinnam. Dlatego w ciepłych miesiącach z radością sięgam po kobiece sukienki i spódnice – najbardziej podobam się sobie jako mieszanka stylu boho, hipisowskiego i etno. Lubię zwiewne spódnice i sukienki łączone z kamizelkami. Biżuterię noszę rzadko, ale jak już, to jest na ogół duża i wyraźna. Ostatnia zdobycz – długa, czarno kremowa, spódnica w słoniki z indyjskiej bawełny. :)
Podsumowując – latem wyglądam jak uciekinierka z planu „Hair”, a zimą jak takie opatulone coś. Stany pośrednie obejmują koszulki z nadrukami, które nie licują z moim poważnym wiekiem i klasyczny prochowiec ekshibicjonisty.
Acha, jestem chorobliwie uzależniona od jedwabiu. :D
Klasyczny prochowiec ekshibicjonisty – <3 <3 <3
Mówiąc o stylu wiele z nas myśli o tym, co widzimy patrząc na kogoś – ubranie, dodatki, fryzura. Czasem dorzucamy zapach, make up i voila! Ja myśląc o swoim stylu zaczynam pod spodem – sięgam pod koszulkę i znajduję dobrze dopasowany biustonosz. Taki, który nie jeździ po ciele kiedy wykonuję ruchy, którego druty nie wpijają się niemiłosiernie w pachy, którego nie chcę ściągnąć kiedy tylko wrócę do domu. Od kiedy odkryłam swój prawdziwy rozmiar uważam, że dobra bielizna to podstawa. Bluzki, które do tej pory „nie leżały”, nagle wyglądają na mnie super. Nie muszę się co chwilę poprawiać, czuję się pewnie i wiem, że dobrze wyglądam. Twierdzisz, że jesteś niewymiarowa i nic Ci nie pomoże? Wystarczy udać się do sklepu z profesjonalną usługą brafittingu. Wolę wydać stówkę na dobrze skrojony stanik niż na nową kieckę.
Kiedy mam już na sobie dobrą bieliznę (a, niech będzie z koronki! Podobno jeśli taką się nosi, jest się pewniejszym siebie.) zakładam gładki t-shirt i spódnicę 'z koła’/proste spodnie. Wybieram zwykle materiały, których nie trzeba prasować. Doskonale wiem jak to jest kupić jakiś superciuch i wcale go nie nosić, bo nie ma czasu na zabawę z żelazkiem. Ileż to razy obiecywałam sobie regularne prasowanie, albo myślałam: „ALE SUPER KOSZULA (marynarka, spodnie) – jest taka fajna, że na pewno będę ją prasować i nosić!”. Na szczęście potrafię teraz ze sobą polemizować i na takie myślenie odpowiadam: „Nie, nie będę. Wychodzimy z tego lokalu”. Staram się zbalansować pomiędzy stylem męskim i kobiecym – do spódnicy (mój ulubiony krój to spódnica 'z koła’ – przecudownie się układa, wiruje przy obrocie, a do tego wyszczupla nogi!) zakładam proste t-shirty, do spodni bluzki z jakimiś ciekawymi detalami.
Moje ulubione buty to czarne czółenka z zaokrąglonymi noskami. Mają tylko 3/4-centymetrowy obcas i dziś uważam tę wysokość za perfekcyjną (choć kiedyś akceptowałam tylko skrajności – albo na płasko, albo 10cm). Wyszperane w lokalnym lumpeksie służą mi już 3 lata.
Biżuterię ograniczam – nie lubię czuć się jak wieszak, ale odczuwam brak kiedy zapomnę o kolczykach. Nie noszę bransoletek, mam za to ulubiony wisior (kolejna zdobycz – zielony kamień na długim łańcuchu, razem z paskiem z dużą klamrą świetnie ożywia dni męskiego stylu).
W makijażu mam żelazną zasadę: tusz plus kredka lub tusz plus szminka. Na paznokciach blady róż lub czerwień (tu też nie pozwalam sobie na odstępstwa).
We wszystkim utrzymuję umiar, szukam rzeczy uniwersalnych, czegoś co nie jest supermodne – w końcu moda zmienia się tak szybko, że za rok nowa sukienka powędruje na dno szafy, a na takie wpadki nie mam ochoty (bo potem ani wyrzucić, bo szkoda, ani sprzedać, bo nikt tego już nie chce – w końcu to zeszły sezon!).
Trzymam się tego wszystkiego od kilku lat, mogę więc śmiało powiedzieć, że to naprawdę „mój styl”. I cieszę się, że mam już za sobą okresy buntu i podartych dżinsów oraz rozkwitu tandety (solarium + ostry make-up, mini i szpile) i w końcu mogę nosić coś dłużej niż sezon (a nawet kilka sezonów) i wciąż czuję się w tym świetnie!
cykada@poczta.onet.eu
Bardzo dobra uwaga z tym żelazkiem:)
Gdybym miała sprecyzować mój styl ubioru myślę, że byłoby to połączenie surferskiego-collegowego stylu z klasycznymi dziewczęcymi ubraniami i dodatkami (często uznawanych nawet za 'babcine’ :s) z dominującymi odcieniami czerni, bieli, granatu, szarości oraz beżu. Uwielbiam chodzić w rozkloszowanych spódniczkach, eleganckich spodenkach, delikatnej biżuterii, oraz ładnie zdobionych koszulach, ale z równym zapałem noszę jeansy, luźne tshirty, oraz rozciągnięte swetry. Dodajmy do tego, że uwielbiam wzór palm i nie przepadam za chodzeniem w eleganckich butach; znacznie chętniej sięgam po jednokolorowe conversy, klasyczne vansy czy moje ukochane slip-ony w palmy. Brzmi to chaotycznie i zupełnie niepasująco, ale myślę że nawet powszechnie uznawany za męski i niedbały surferski styl może wyglądać swietnie w połączeniu z odrobiną dziewczęcego uroku. A co do spodniczek to przy moich małych stópkach nawet slipony wyglądają dobrze połączone ze spódniczką! Pozdrawiam cieplutko (:
Nieczęsto myślę o tym, co noszę i dlaczego – dla mnie wszystko sprowadza się raczej do tego jak. Lubię nonszalancję, u siebie i u innych. Ponadczasowość rzeczy vintage i lekkość towarzyszącą noszeniu najbardziej eleganckich rzeczy. Nie lubię prasowania, zapinania koszul na ostatni guzik i zastanawiania się każdego ranka, w co się ubrać.
Mieszkając na walizkach właściwie nie mam większego wyboru. I nie żałuje. Koszulka w paski, granatowa marynarka ze złotymi guzikami, podwinięte dżinsy, espadryle i kapelusz Madeleine. Nie wiem, czy tak chodzę najczęściej ubrana, ale wiem, że mogę w tym stroju pojechać do pracy (nawet na rowerze), wyjść na kawę, a wieczorem iść na kolację, czy imprezę. I nigdzie nie będę się czuła śmiesznie, czy nie na miejscu, nawet jeśli wrócę do domu nad ranem, lekko zataczając się na boki. I nawet jeśli w pracy miałabym spotkanie na szczycie.
Poza tym ubrania ubraniami, a styl (choć jako słowo strasznie wyeksploatowany) to raczej wypadkowa tego kim jesteś i kim byłeś, kogo spotkałeś i co zostawiło na tobie ślad.
annbi@op.pl
super cute babe x
natalieoffduty.com
Natalie Off Duty
Mój styl w zasadzie niewiele zmienił się przez ostatnie 10 lat;) (nie wiem, czy powinnam się do tego przyznawać;) ). Kiedyś nie założyłabym szpilek, dziś lubię je na równi z płaskimi butami, choć na co dzień, odkąd w zeszłym roku zostałam mamą, górę bierze wygoda. Zresztą wygoda właśnie od zawsze była jednym z moich najważniejszych kryteriów w doborze ubrań. Mój styl charakteryzuje prostota i dobre, naturalne materiały. Kocham len, choć to niewdzięcznik przy prasowaniu , bawełnę, wełnę merino i kaszmir. Duży wpływ na mój styl miał roczny pobyt w Indiach, gdzie nauczyłam się odważnie łączyć kolory (ku aprobacie miejscowych;), często jaskrawe, zakochałam się na zabój w wełnie kaszmirowej i srebrnej biżuterii folkowej. Właśnie biżuteria jest trochę takim moim małym konikiem. Z podróży , które uwielbiam, zawsze staram się przywieźć w ramach pamiątki jakiś element biżuterii, najlepiej naszyjnik albo kolczyki. Niemal każda sztuka biżuterii ma swoją historię i potem długo przypomina mi o niezwykłych spotkaniach z miejscowymi ludźmi, mocno słodkiej herbacie z nimi wypitej i wszystkich uśmiechach, które wymieniliśmy…
Inne elementy mojego stylu to na pewno sukienki, zwłaszcza wiosną i latem, a także spódnice, raczej te krótsze;) (w liceum na odwrót;). Lubie też wielkie kolorowe szale, a na ręce duży zegarek w męskim stylu (od kilku lat ukochany Michael Kors w kolorze srebrnym, do którego chciałabym dołożyć taki sam w złocie, ale to może jak się kiedyś wzbogacę). Ten wielki zegarek zawsze robi wrażenie,może dlatego, że ręce mam małe;). Od jakiegoś czasu namiętnie noszę też białe dżinsy (cóż, ewidentny przykład papugowania mistrzyni czyli Emmanuelle Alt;). Ogólnie lubię modę, ale wiem że tylko niektóre rzeczy mi pasują i staram się ich trzymać. Pozdrawiam serdecznie!
Mój styl nie łatwo zdefiniować. Jestem osobą o pełniejszych kształtach wiec posiadanie własnego stylu przy naszym ograniczonym polskim rynku „plus size” jest bardzo trudne, ale moda to moja wielka pasja wiec nie daje za wygraną. Uwielbiam minimalizm, proste formy, choć wciąż uciekam jeszcze w elegancję stylu chanel a czasem oversizowy męski look. W dodatkach wyznaje zasadę im mniej tym lepiej wiec noszę tylko 15-letni zegarek po mojej mamie, delikatną bransoletkę i klasyczne skórzane obuwie jak sztyblety czy baleriny. Torebki to już inna bajka. Kocham piękne torebki jako mocny akcent a także marynarki i ramoneski. W mojej garderobie prym wiodą szarości, blade róże, błękity, biel i czerń bo jestem delikatnym latem jak się niedawno dowiedziałam ;) Lubie ubrania, które mają charakter ale dają się łączyć z różnymi stylami, tak by tylko zmienić marynarkę na kurteczkę, buty i już mamy całkiem nowy look.
Makijażowo też mam swój ulubiony zestaw, naturalne usta i mocna kreska na oku w stylu Adele. Mam jeden lakier do paznokci, którego zawsze używam i jest w odcieniu bladego zgaszonego różu. Do tego kilka kropel ulubionych perfum Chloe, mój ulubiony notatnik pełny szkiców, książka i ogromne okulary w stylu lat 60. Oto cała ja.
Wszyscy patrze starają się zrobić jak najlepsze wrażenie , opisując jacy to oni są ciekawi i oryginalni.
Ja jestem zwyczajną dziewczyną , uwielbiam t-shirty z ciekawym nadrukiem, wygodne dżinsy w rożnych kolorach. Lubie kwiatki i ćwieki. Moją ulubioną rzeczą jest ramoneska z Zary kupiona w outlecie za 100 zł oraz trampki w miętowym kolorze z Croppa , do tego noszę plecak czarny z ćwiekami. Nie staram się robić wrażenia na innych tylko być sobą , w ubraniach czuć się swobodnie i wygodnie. Lubie nosić dresy, trampki i t-shirt. Lubie też nosić ciekawe sukienki mam dwie ulubione : długą czarną bez rękawów i krotką czarną na ramiączka w różowe koniki :D lubię biżuterie ze sztucznego złota szczególnie naszyjniki i kolorowe małe kolczyki na sztyfty. Kupuje w rożnych miejscach w zależności od stanu mojego portfela, zazwyczaj są to jednak tańsze sklepy, Outlety i Lumpeksy. Jednak nie przywiązuje nadmiernej uwagi do tego co zakładam. Nie lubię być banalna ale nie lubię tez się wyróżniać. Mój styl nie ma nazwy jest po prostu MÓJ
czarnoka@wp.pl
Pozdrówka Asia ;)
Styl to przede wszystkim wygoda, ale też w pewnym wyrażenie własnej osoby…
u mnie królują przeciwności :)
I tak latem nie rozstaję się z wielokolorowymi pumpami- idealnie przewiewne, etnicznie kolorowe, nie widać żadnych plam od lodów (a to bardzo ważna cecha ;p)
Wiosną i jesienią królują stare kurtki dżinsowe, kraciasta kurtka mamy z czasów przed erą bycia mamą ;p i dużo za dużo chust i apaszek
Wreszcie zima to nic innego jak swetry, swetry i ukochany szalik w szkocką kratę…. czasami żałuję, że nie urodziłam się mężczyzną i nie mogę paradować w kilcie ;/
ae628@york.ac.uk
Plamy od lodów :D Kilt – no pewnie, że możesz, go for it!!!
Hej! Nie będę pisała o swoim stylu, że jest wyjątkowy (bo myślę, że to nie on tworzy moją osobowość). Moja filozofia nie kłóci się jednak z modowym „ja”, dlatego łatwiej mi będzie, kiedy skupię się na tym, jak wybieram ubrania i czym kieruję się dobierając swój codzienny strój.
Zacznę od najtrudniejszego etapu, czyli zdobycia pieniędzy (w wieku 16 lat to jednak nie tak oczywiste ;)). Kiedy już nadejdą cudowne dni urodzin, świąt lub czegokolwiek gdzie rodzina zasila moje wiecznie wyzerowane konto, mam listę rzeczy które z chęcią ugościłam bym w swojej szafie.
Etap drugi- nie mniej banalny! Idąc do jedynych ubraniowych sklepów w moim małym mieście, mijam cudowną księgarnię, sklepik z herbatami i jeszcze jedną „galerię” handmade. Kiedy czuję zapach książek, mojej ulubionej truskawkowej herbaty i widzę kolejną pięknie zdobioną misę…
Etap trzeci- zostaję z 20 złotymi w portfelu. A co jest najlepsze kiedy chcemy wprowadzić coś nowego, a funduszy nadal brak? Ciuchlandy! Miejsca, gdzie cała moja kreatywność ma szansę na swoje 5 minut. Szukam, przebieram i znajduję! Po prostu. Nie ma w tym nic niezwykłego? Dla mnie to istne szaleństwo, że znajduję tak cudowne perełki, które leżą tam i są wystawione na ręce krwiożerczych starszych pań, a jeszcze jakimś cudem nie zostały schwytane.
Moje stałe elementy? Biała koszula, czarna marynarka, sztyblety, rurki i czarna, klasyczna torebka. Nie braknie też etnicznych elementów (mojej ukochanej indyjskiej torby ze słoniem- jestem zakochana w Indiach!) i oczywiście książek, które w połączeniu z okularami sprawiają, że nawet ubrana za 10 zł, czuję się niezwykle szczęśliwa i wolna od jakiejkolwiek przypadkowości :)
Jestem kobietą.
Jestem kobietą, więc noszę sukienki i spódnice. Nic innego nie podkreśli atutów figury i nie zamaskuje mankamentów w tak doskonały sposób. Oczywiście, dobieram fasony adekwatne do siebie – ołówkowe spódnice do pracy, coś zwiewniejszego na lużny dzień, i zupełnie luźna płocienna kiecka na wakacyjną włóczęgę.
Jestem kobietą, więc noszę obcasy, aby czuć się dostojniej i ładniej chodzić – ale na przedzieranie się przez miejską dżunglę zakładam czarne trampki.
Jestem kobietą, więc elegancja to moje drugie imię; ale potrafię ubrać coś swobodniejszego, dżinsową koszulę czy skórzaną kurtkę, aby moja młodsza siostra nie myślała, że dorosłość to brak luzu.
Jestem kobietą, więc nie eksponuję nadmiernie swojego ciała, ale staram się nosić w sobie nutę tajemnicy. Chcę być intrygująca i zapadająca w pamięć.
Jestem kobietą, więc pachnę Chanelem. Bo czym innym?
Jestem kobietą, więc co rano wyciągam nad okiem misterną kreśkę eyelinerem – chyba że mi się nie chce. Bo wiem, że moje piękno, to nie makijaż, tylko zdrowa cera i promienny uśmiech.
Jestem kobietą, więc noszę długie włosy. Mogę robić z nimi wszystko – wzbudzać zazdrość bujną czupryną albo upinać je wysoko, dodając sobie tego nieuchwytnego „czegoś”.
Jestem kobietą, wyglądam zatem kobieco.
Ubranie najlepiej się nosi gdy ma historię. Nie koniecznie poprzedniego właściciela, ale choćby jakieś odległe skojarzenia, zapachy, smaki, które uwalniają się gdy je wkładasz. I tak różowa bluza z lumpeksu (made in Canada), wspaniała do biegania, służąca nie raz przy ognisku w jesienne wieczory, przenosi mnie do wielobarwnych lasów klonowych i parku Yellowstone, które są celem podróży marzeń. Czarny ciut za duży workowaty płaszcz przypomina o dwóch tygodniach wolontariatu w Szwecji. Kojarzy się z uroczym Lund, poczuciem swobody i otaczającej mnie serdeczności. Mówi o zwyczaju Szwedów do buszowania po pchlich targach nie tylko w celu znalezienia okazji, ale też ucięcia ciekawej pogawędki i uraczenia się domowymi wypiekami. Również stamtąd pochodzi różowa koszula kupiona za grosze od sympatycznej Japonki sprzedającej nadmiar rzeczy uzbieranych w czasie erazmusowego roku. „Paryskiego szyku” dodaje mi beżowa bluzka z domieszką jedwabiu. I co z tego ze kupiona w sieciówce dostępnej również w Polsce, zawsze będzie mi przypominać truskawki pod wieżą Eiffla. W czarnej w chuście w kwiaty nucę Mumfordów, myśląc o spontanicznym koncercie w irlandzkim pubie i spacerze podczas pełni wzdłuż murów celtyckiego cmentarza. Często noszę stary maminy pasek zuchowy: „czuj, czuj czuwaj”, który mówi o przygodzie trwającej tu i teraz, i tej która czeka tuż za rogiem.
Od pewnego czasu jestem zakochana w męskich dodatkach, postanowiłam więc zrobić kilka swoich własnych, inspirowanych klasycznymi męskimi, muszek. I tak powstały muszki skórzane, z łańcuszkami lub bez, muszki wielokolorowe z taśm krawieckich, muszka z metalowego suwaka (niezbyt wygodna, ale jaka efektowna!). Wszystkie są na zapięciach broszkowych, więc noszę je we wszystkich możliwych konfiguracjach – pod szyją, jako broszki, czy gdzie mi akurat się przywidzi. Najchętniej jednak przy koszulach w kratę właśnie jako muszki.
Kiedy mam ochotę jeszcze bardziej „wejść”w ten mój wymyślony styl – zakładam szelki. Również zrobione własnoręcznie bo niestety wszystkie które znalazłam były zbyt masywne dla mnie.
Uwielbiam też chusty na włosach. Jedwabną chustkę luźno zwijam lub składam w skos, wysoko związuję włosy i jestem wtedy taką panią wiosną, bo z chustą zawsze najlepiej mi w spódnicy z wysokim stanem, uwielbiam te w kwiaty!
Niby to wszystko do siebie pasuje jak pięść do nosa, ale czasem i pięść z nosem łączą się całkiem nieźle i raz na jakiś czas wszystkie te moje ulubione elementy (no może minus szelki… jeszcze nie wymyśliłam jak połączyć moje ukochane spódnice z szelkami, które się nie regulują… Taki urok samoróbek, chyba zrobię drugie) zakładam na siebie i jakimś cudem ze sobą grają.
Mój styl to jak najbardziej konwergencja….
znana jestem z tego, że zawsze mam coś 'swojego’. Jak klasyczny outfit to charakterystyczny szal, oryginalna gumka do włosów, pasek lub nietuzinkowa torba. Idąc do hipermarketu po mąkę zrobię z apaszki kokardę, dopnę broszkę do zwykłej koszulki, założę długi łańcuszek do spodni dresowych. Lubię tak się bawić wizerunkiem. Jednakże zawsze są to akcenty a nie jakaś stylizacja od stóp do głów – nie szaleję odważniej w stylu Macademian Girl – notabene uwielbiam na Nią patrzeć. Iście barwny ptak.
Uwielbiam uniwersalność ubrania czy akcesoriów. Na zakupach kieruję się jakością materiału, miejscem produkcji danej rzeczy oraz unikalnością lub dużym potencjałem. To znaczy, że gdy wybieram sukienkę to chciałabym założyć ją na spacer z dziećmi do parku jak i randkę z narzeczonym w ekskluzywnej restauracji. Szal służy mi jako szal, narzutka, spódnica, pasek, opaska, góra od kostiumu. Lubię torebki wielofunkcyjne, które mogę trzymać w ręce albo zawiesić na ramieniu. Takie, które zmieniają się w plecak też. Mam duże portfele, które często używam jako kopertówki do ręki lub dodaję łańcuszek i mogę nosić na ramieniu. Łańcuszki jako bransoletki, pierścionki jako zawieszki, spódnice jako topy lub małe czarne (nie zawsze czarne)…mogłabym tak długo ;-) to mój świat
Marlena.marta.kopec@gmail.com
W codziennych stylizacjach stawiam na wygodę. Są to przede wszystkim leginsy lub jeansy, buty na płaskim obcasie i proste bluzki uzupełnione szalonymi dodatkami: czasem jest to neonowa torebka, innym razem wielkie korale (w których nawiasem mówiąc czasem się gubię) a czasem wielkie okulary, które sprawiają, że wyglądam jak mucha. Lubię taki styl i nie zamieniłabym go na nic innego. Co w tym wszystkim lubię najbardziej? Podkradanie pasków młodszej siostrze, podbieranie biżuterii z pudełek mamy i kombinowanie z kolorami, które czasem jest naprawdę trudne!
Hej.
Mój styl ulega ciągłej ewolucji. Kiedy poszłam na studia zaczęłam mieć straszną zajawkę na eleganckie ciuchy- pokupowałam masę żakietów, butki na obcasach itp. Zależało mi też żeby wszystko było „seksi”- jak bluzka to z dekoltem, jak spodnie- to obcisłe. Natomiast potem (wraz z chłopakiem) przyszła faza chillu- nadal lubię się czasem wystroić, ale też częściej wybieram stylówkę na dziecko z podstawówki- koszulki, krótkie spodenki, adidaski (czas zacząć się odmładzać :). Nie akceptuję natomiast więcej niż 2-3 kolorów w jednym stroju- czuję się wtedy jak idiota. Bardzo lubię też chodzić ubrana cała na czarno (bez metalowo-mrocznego kontekstu)- co wywołuje regularne zatroskane pytania pt ” Ktoś Ci zmarł?”. Moim ubraniowym marzeniem są butki emu, natomiast całe otoczenie jest do nich tak negatywnie nastawione (Mama- „ale po dworzu byś w nich chodziła?”) , że dla świego spokoju nigdy ich nie kupiłam.
Witam ciepło! :D Dla mnie ubrania odzwierciedlają często mój nastrój a ogólnie osobowość. Natchnieniem są dla mnie takie pojęcia jak: sny, Salvador Dali, Woodstock, sztuka.. a to tylko kilka. Mój styl jest bardzo fantazyjny, nie mam gotowych kompletów. Uwielbiam czasem ubrać się cała na koronkową biel i roztaczać wokół aurę świeżości i delikatnego aniołka, dopasowuję wtedy jedną rzecz na drugą, szukam prześwitów, błądzę wśród koronek i czuję się jak królowa śniegu latem. Kolejnego dnia mogę ubrać spódnicę w grochy, czerwoną narzutkę i prostą białą koszulkę i hej tańczyć rock&rolla na ulicy :D Tak samo lubię styl z lekkim 'pazurem’ na przykład wkładając ukochane creepersy, ciekawe podkolanówki, krótkie czarne spodenki i rockowe koszulki, do tego cowboyski kapelusz, kilka a’la skórzanych bransoletek i gotowe :) Nie pogardzę kwiecistą tuniką, rajstopami z kolorze fuksji, niebieskim kapeluszem, zielone buty, kilka bransoletek i tylko biec do ogniska z hipisami :)) Mam wrażenie, że jest za mało dni na wszystkie stylizacje, które chciałabym wypróbować.. Lubię rzeczy długie, krótkie, spodnie, spódniczki, sukienki, kocham kapelusze, kolory są dla mnie magią, oryginalność sobie cenię najbardziej. Nie boję się eksperymentować i chodź nie zawsze się wszystko każdemu podoba, ważne, że czuję się ubrana a nie przebrana. Strojem ożywiam swoją codzienność i nadrabiam tym z pozoru cichy i spokojny charakter.
Przesyłam miłe myśli :)
msupernak154@gmail.com
Jeszcze do niedawna mój styl nie był tak jednolity i prosty, tak jak jest teraz. Nie potrafiłam odnaleźć się w jednej formie i charakterze. I choć pomieszanie trendów, kolorów, klasyki z nowoczesnością jest jak najbardziej w porządku, to jednak czułam się „przebrana”, a nie „ubrana”. Teraz, będąc na studiach, czuję, że wreszcie odnajduję siebie. Stawiam na klasykę, stonowane kolory i fasony. Zmieniłam również swoje podejście do biżuterii – dawniej złota kojarzyła mi się z tandetnym stylem. Teraz wiem, że nic piękniej nie dopełnia naszego stylu niż delikatny złoty pierścionek na środkowym palcu. Myślę, że mój styl nie jest najbardziej oryginalny, najbardziej modny i najbardziej nietuzinkowy. Jest po prostu mój. I wydaje mi się, że właśnie to, właśnie to poczucie niezwykłości w najbardziej zwykłych, przyziemnych sytuacjach jest gwarancją naszego dobrego samopoczucia. Czuję się najpiękniej i najlepiej w dobrej jakościowo koszuli bądź sweterku, w dobrze skrojonych jeansach, Conversach, w naturalnym makijażu i delikatnie ułożonych włosach i ze złotym pierścionkiem, z którym staram się nie rozstawać. Być może to dziwne, ale myślę, że jest on swego rodzaju moim amuletem. Wierzę, że jego obecność przynosi mi szczęście. Myślę, że nasz styl to nie tylko połączenie ubrań, ale nasz styl to my. Nasza przeszłość, teraźniejszość i być może przyszłość. Nasze poczucie własnej wartości, poczucie własnego komfortu i piękna. Gdy to jest zachwiane, nawet najpiękniejsze i najdroższe ubranie nie wydobędzie z nas „tego czegoś”. Bardzo podoba mi się Twoje podejście do mody. Połączenie klasyki z nietuzinkowością. Myślę, że klasyczne podejście do naszego własnego stylu jest gwarantem sukcesu. Sama, nie czuję się dobrze w ferii barw i kształtów, ale wiem, że jest mnóstwo osób, którym taki styl bardzo pasuje. Myślę, że każdy z nas powinien odnaleźć własną drogę i umiejętnie nią kroczyć tak, by nawet wychodząc do sklepu czuć się najpiękniej na całym świecie. To poczucie komfortu i własnego wewnętrznego i zewnętrznego piękna jest wartością, której nie warto oddać nawet za milion sukienek.
Pozdrawiam Cię serdecznie i chociaż wiem, że wśród tylu komentarzy, mój przejdzie raczej bez echa – ale dobrze było to wszystko z siebie wyrzucić. Miłego wieczoru!
A tam bez echa, przecież czytam je wszystkie:) Pozdrowienia!
Jak kolorowe koraliki i geometryczne figurki w kalejdoskopie, tak samo często zmienia się mój styl. Parę dobrych lat temu uważałam to za ogromną wadę. Znajomi i przyjaciele wykształcili swój gust wcześnie. Jedni pozostali wierni mrocznym, rockowym ubraniom, odzwierciedlającym upodobania muzyczne. Inni ukochali sobie orientalne wzory i biżuterię. Pozostali oparli się na klasycznej elegancji, lub za podstawę ubioru uznali bluzy, dresowe spodnie i adidasy. A ja? Misz-masz. Ciągły i nieustający misz-masz. A winą za taki stan rzeczy mogę obarczyć jedynie filmy, muzykę, książki, podróże i obrazy, z którymi miałam styczność. Dajmy na to…obejrzę -Marię Antoninę- i co? Ano już sięgam do szafy po koronki, pastele, a twarz zanurzam w tonie pudru, podkreślając mocno brwi i usta. Gdy zasłucham się w brzmienia Erdem Ergun, automatycznie owijam się pięknymi, wyszywanymi chustami z lumpeksów, podkreślam mocno oczy, obwieszam się biżuterią, a dłonie maluje we wzory henną, po to aby poczuć się choć na chwilę jak księżniczka Orientu. A jeżeli w ręce wpadnie mi książka Anne Rice? No cóż, wtedy przyciągam uwagę bordowymi ustami, czarnymi i szarymi ubraniami, nakładanymi warstwowo, oraz lakierem – mieszanką bezbarwnego i granatowego, dającym efekt transparentnych, błękitnych paznokci, niczym z opisów wampirycznych bohaterów Rice. Są jednak dwa stałe elementy, które zawsze królują ponad tymczasową fascynacją, a mianowicie buty na płaskiej podeszwie, oraz torby z długim paskiem, które można przewiesić przez ramię i dwoma rękami trzymać się tramwajowych rurek, co w przypadku słabego zmysłu równowagi bardzo się przydaje. Tak zatem przedstawia się mój styl. Mieszanka, ot co!
Też tak mam, że po obejrzeniu filmu czy przeczytaniu książki, chcę wyglądać jak bohaterki:)
Mój styl? jest po prostu mój :) Moim nawykiem jest wkładanie każdych koszul i bluzek do spódnic czy spodni. Znajomi śmieją się, że wyglądam jak „uciśnięty krupniok” ale ja to kocham :) I wygodnie (nie wieje w plecy) i niesamowicie wydłuża nogi :) Charakterystyczny detal? W makijażu to czarna kreska i kolorowe usta. Spodnie konieczne na gumce!
Kolory lubię każde (oprócz szarego, bo wyglądam w nim jak”mysz francuska”)
Biżuteria dodaje uroku, dlatego wybieram naszyjniki – kolorowe, które „robią” każdą stylizację.
Wygodnie, ale z klasą!
Usiśnięty krupniok <3
Czasami nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo mój styl ewoluował na przestrzeni kilku lat. Fascynacja kolorami i printami zeszła zdecydowanie na drugi plan, staram się też bardziej zwracać uwagę na jakość, co ma swoje odzwierciedlenie w mojej obecnej garderobie. Najbliższy jest mi minimalistyczny styl – wybieram jednokolorowe, bardzo proste rzeczy, które zwracają na siebie uwagę właśnie wspomnianą wcześniej jakością. Nie zaglądam już do sieciówek tak często jak kiedyś. Staram się inwestować również w talent innych osób, dlatego coraz częściej wybieram rzeczy od młodych polskich projektantów ( naoglądałam się podczas ostatniego Fashion Week Poland tylu pięknych rzeczy, że moja lista must have nie ma końca ) – takie metki ostatnio mają dla mnie większe znaczenie. Uwielbiam czerń, pod każdą postacią, szarości, beże – to właśnie w tych kolorach znajdzie się najwięcej rzeczy w mojej szafie. Może dla kogoś powieje nudą, kiedy napisze, że kiedy nie mam totalnie pomysłu jak się ubrać, wybieram total look – właśnie najczęściej czarny. Jeśli nie miałam czasu na przemyślenie mojej stylizacji, skłaniam się właśnie ku takim wyborom, co wcale nie znaczy, że czuję się gorzej, wręcz przeciwnie! Jestem również zdecydowaną kolekcjonerką spodni, choć ostatnimi czasy przekonałam się również do sukienek – im bardziej prosta i kobieca, tym lepiej! Kuszą mnie również overise’owe fasony, choć jestem drobną i niewysoką osobą, to czasem mam ogromną potrzebę ubrania rzeczy właśnie o takim kroju. Gdybym miała jednoznacznie, w kilku słowach określić mój styl na koniec, napiszę: prostota, jakość, detal.
Swój styl odkryłam dość niedawno. Nigdy nie próbowałam go nazywać, ale myślę, że jest to połączenie klasyki ze stylem rustykalnym. Bardzo lubię tego typu niekonwencjonalne połączenia, pozornie zupełnie różne, jednak efekt bywa bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Moja szafa jest dość duża, ale w większości pusta, mimo to nieczęsto narzekam, że nie mam się w co ubrać. Świadomie kontroluje zawartość szafy. Nie mam problemu z wyrzucaniem lub oddawaniem ubrań, dlatego nie narzekam na bałagan. Lubię nowatorskie połączenia, dlatego często odważam się na połączenie skrajnie różnych elementów. Najbardziej cenię sobie ubrania zakupione na targach lub bazarach, najlepiej za granicą- wtedy mam prawie stuprocentową pewność, że mój nabytek jest unikatowy i z pewnością nikogo w nim nie spotkam. Oprócz tego zaletą jest fakt, że te bazarowe ubrania są najczęściej komplementowane. Czasem wiążą się z nimi ciekawe historie, co jedynie zwiększa ich wartość. Podobno najlepiej mi w kolorach: czarnym, białym, szarym i burgundowym – dlatego tych kolorów mam w szafie najwięcej. Jestem dość wysoka (174) więc nieczęsto zakładam szpilki lub buty na jakimkolwiek obcasie. Najczęściej noszę botki, espadryle, trampki lub kalosze.
Bardzo dobrze, czuję się w sukienkach, dlatego zajmują dość dużą część mojej szafy. Od niedawna jestem zakochana w spódnicach maxi. Mam już czarną, a w planach jest jeszcze szara i granatowa lub bordowa. Latem niemal codziennie noszę sukienki, są sto razy bardziej dziewczęce i wygodniejsze niż szorty. Zakupy nie należą do moich ulubionych zajęć, dlatego staram się chodzić na nie z bardzo sprecyzowanym celem w głowie. Lubię spędzać aktywnie czas, dlatego ubrania muszą być wygodne. Bardzo lubię dodatki i uważam, że to one nadają charakter całej stylizacji. Najbardziej lubię kapelusze, chustki, szaliki, torby i plecaki. Nie noszę zbyt wiele biżuterii, czuję się w niej niekomfortowo, dlatego ograniczam się do pierścionków , najlepiej dużych.
Co do ceny ubrań, raczej nie wydaje dużo. Cenię jakość, jednak uważam, że nie trzeba wydać ogromnych pieniędzy, by ubranie przetrwało dłużej niż pare miesięcy. Często również zaglądam do second-handów. Zakupy w tym miejscu dają mi chyba najwięcej satysfakcji.
Gorąco pozdrawiam, Ola.
aleksandra.maciak@gmail.com
kolorowe włosy, bo od małego fascynacja baśniowymi, odrealnionymi klimatami nie opuszcza mnie
przeważnie różowe (działają lepiej niż różowe okulary!), aktualnie lawendowe, krótkie i bardzo pin up
w uszach małe wieże Eiffla, bohema paryska i artystyczne aspiracje
na nogach ciężkie porządne skórzane buty – mocniejsza muzyka jest stałym gościem w moim życiu
piękne rajstopy – koronkowe, ażurkowe, wzorkowe
minimalistyczne sukienki, kobiece koszule, trochę białych tshirtów niszowych marek z napisami i spódniczek z wysokim stanem
plecak lub aktówka noszona na ramieniu, by pomieścić dobrą książkę i jakieś zdrowe pyszności
delikatny makijaż i dobre perfumy
oraz uśmiech, niezależnie od humoru – gdy się uśmiechamy nasz mózg interpretuje to jakbyśmy byli szczęśliwi i dostajemy darmową porcję pysznych endorfin ( i bezkalorycznych w porównaniu z tymi odczekoladowymi!), więc UŚMIECHNIJ SIĘ ;)
beatlemanka066@gmail.com
Ubrania nigdy nie były dla mnie tylko rzeczami, zawsze znaczyła coś więcej. Ubiór może zmienić nastrój, dodać pewności siebie, a nawet zmienić charakter, pozwolić na to, że wejdzie się w zupełnie inną rolę. Ja zawsze traktowałam to bardzo emocjonalnie. Mój styl zmienia się powoli i wiem że kiedyś nadejdzie ten czas, że będzie pełen, taki jakim zawsze powinien być. Kierując się moim typem urody, porzuciłam wieczną czerń na rzecz granatowego i ciemnoszarego. Te kolory stały się moim nowym czarnym. Ubieram się dość klasycznie wplatając w cały strój małą nutkę szaleństwa albo zaskoczenia – granatowe spodnie rurki, do tego buty na obcasie, granatowa bluzka z maleńkie kropki, moja ukochana kurtka ze stójka i falbaną przy zapięciu w kolorze czarnym oraz… krwiście czerwone paznokcie. Czerwony to kolor, który w ubraniach wcale do mnie nie pasuje, ale potrafię go wpleść do mojej codziennej gamy barw. Kocham kolory i mam sposób na każdy z nich. Często też nosze kapelusze, szczególnie kiedy słonce mocno świeci – dbam o jasną cerę. Mój styl określiłabym jako połączeniu luzu [granatowe trampki:D], klasyki [doskonałe kroje, stonowane kolory], arystokracji [kapelusze, stójki, dyskretna elegancja] oraz szaleństwa czyli kolory które kocham wplecione w niestandardowy sposób:)
violet_te@o2.pl
„O moim stylu”
Jestem z tych osób, których nie można konkretnie i na stałe skategoryzować. To, co na siebie założę dzisiaj, jutro czy za tydzień zależy od wielu, często nakładających się na siebie czynników, m.in od zaistniałej sytuacji, zwyczajnych zachcianek, ale także od tego, „którą nogą wstanę z łóżka”. Garderobę tworzę sama i dla siebie. Liczy się dla mnie przede wszystkim funkcjonalność – podkreślana również przez autorkę bloga. Wybieram ubrania, dodatki czy buty, które będą pasowały do różnych stylizacji. A teraz już moja kreatywność pozwala mi tak dobrać pozostałe elementy, żeby zwykły t-shirt stał się eleganckim t-shirtem lub sportową koszulką. Co mnie wyróżnia? Po pierwsze kolczyki, które starannie dobieram do każdego zestawu i w ten sposób, są bardzo charakterystyczne dla mojej osoby. A po drugie skarpetki. Rezerwuję dla nich całą jesień, zimę i wczesną wiosnę. Lubię je, bo ich kolorystyka i faktura dodają mi wyrazistości. Podsumowując jestem za oryginalnymi rozwiązaniami, niezbyt wymyślnymi,które dają poczucie dobrego „smaku”. Inspiruje mnie prowansalski styl wnętrz oraz kwiaty. I na koniec słowa klucz o moim stylu: funkcjonalność, oryginalność, wygoda, wyrazistość.
Mój styl, jak i ja, ma dwie twarze, które jednak się wzajemnie uzupełniają. jednego dnia wygrywa proste wzornictwo ( okraszone dodatkami w postaci wielkich, trudnych do przegapienia kolczyków i starych torebek), drugiego to, co dziś popularnie nazywa się vintage, już bez tych dodatków. Jestem strasznym zbieraczem i mam ogromną słabość do starej skóry, zwłaszcza jeśli idzie o torebki, stale powiększam ich kolekcję (ech, to Vinted, jestem uzależniona). Moja szafa jest mała, ale dosyć funkcjonalna (no, nikt nie jest idealny, a ja to już w szczególności), te same rzeczy wykorzystuję tak do najprostszych możliwych zestawów (nie cierpię słowa „stylizacja”, ja tam wolę wszystko na czuja robić, nie zastanawiać się godzinami nad tym, co jak gdzie kiedy i tak dalej). Moje rzeczy są przyjazne (mnie, jestem zbyt przywiązana do skóry żeby móc napisać, że środowisku ;), wnętrze szafy uporządkowane bardzo intuicyjne i czasem to fajna zabawa, coś wylosować z niej po prostu, i tak będzie cudnie. Tylko buty mi nigdy do reszty nie pasują, mam talent do ich niszczenia, pod tym względem to jestem postacią wręcz legendarną, bo moje buty po jednym czy dwóch wyjściu wyglądają jakbym pół życia je miała.
Co jeszcze oprócz wiecznie dziurawych butów i starych torebek jest dla mnie charakterystyczne? Motywy zwierzęce – mam pełno koszulek ze zwierzętami, kolczyków, wisiorów (mam nawet jeden z drutu i modeliny, wspaniale imituje czaszkę jelenia) i geometryczne, proste wzory, dzięki którym moja ukochana czerń nigdy nie jest nudna.
Tak przy okazji – szanowna Autorko, cudowną osobą jesteś, uwielbiam Cię czytać ;).
Ja swój styl opiszę krótko. Mój styl to ORANGE. Kocham kolor pomarańczowy i zawsze staram się mieć każdego dnia coś pomarańczowego na sobie. Czasem są to nawet skarpetki, ale zawsze ORANGE :)
Jestem młodą (ekhem, duchem przynajmniej :P) mamą dwójki synów i to właśnie oni inspirują mój codzienny styl. Oni i popkultura. Buty muszą być przede wszystkim wygodne, na nogach spędzam większość dnia, ostatnio na topie są mokasyny w kolorze TARDIS blue. Do tego legginsy ( z Avengersami, strasznie pstrokate, ale i ja, i dzieci uwielbiamy zdecydowane kolory) i dłuższy T-shirt z komiksową grafiką. Albo, by przełamać styl, biała tunika z koronkowym dekoltem, w końcu jestem kobietą! Kocham dziewczęce sukienki i to głównie one wypełniają w tej chwili moją szafę, są idealne na gorące, letnie dni – staram się jednak, by były w stylu retro (inspirują mnie ostatnio lata 40-te, no bo Kapitam Ameryka). Uwielbiane przez mnie ogromne kolczyki chwilowo czekają na lepsze czasy – młodszy syn z podziwu godną ciekawością życia usiłuje je chwycić, oseski potrafią być zadziwiająco silne. Całość uzupełnia skórzany plecaczek – oryginalny vintage upolowany na allegro – bo przecież ręce muszę mieć wolne, a wszystkie niezbędne na placu zabaw rzeczy gdzieś trzeba schować. :P
alex_s9@poczta.onet.pl
Zdecydowanie stawiam na wygodę! Nie ma nic lepszego, niż poczucie komfortu, dlatego często chodzę w dżinsach, lub innych spodniach, które są na tyle wygodne, że w oczach mojej mamy są już tylko „podartymi portkami”. Do tego t-shirt z fajnym nadrukiem, nike core flex (aa co mi tam, nie wszyscy muszą mieć roshe run’y! :)) i mogę podbijać świat! Jestem zbyt energiczną osobą, żeby pozwolić sobie na glamour i klasykę. Często robię zdjęcia, co wymaga ode mnie nieraz nie lada poświęcenia, a spódniczki nie sprawdzą się w takich warunkach, no way! Do tego dochodzi rower, kolejna „fajna rzecz” w moim życiu, która przerodziła się w niemałe uzależnienie, do którego właśnie potrzebne są moje wygodne dżinsy. No cóż, mój codzienny styl na pewno nie jest na tyle niekonwencjonalny, żeby mógł się w jakiś sposób wyróżnić. Jednak kiedy nadchodzi wieczór zakładam małą czarną, najlepsze beżowe szpilki, ultra różowa szmina i zamieniam się w prawdziwą czikę! Co prawda jedynie w weekendy mam okazję rzeczywiście ukazać swoją kobiecość, jednak w moich ukochanych dżinsach, dobranym makijażu i sportowych butach myślę, że można wyglądać również hot. Głównym wyznacznikiem mojego stylu jest przede wszystkim wygoda połączona z nutką kobiecości, jednak są również dni, kiedy potrafię zupełnie z niej zrezygnować i postawić na klasykę i glamour. Cóż mogę dodać, w dzień wyglądam czasem jak zabiegana sportsmenka, ale za to wieczorem zamieniam się w Audrey Hepburn :) Jednak ciągle jestem tą samą zakręconą Sylwią, dla której ubrania to jedynie dodatek i upiększenie, bo wiadome, że nie wszystko jest widoczne dla oczu :)
Mój styl w dużej mierze definiuje muzyka, której słucham. Dwie dziedziny sztuki – moda i muzyka w moim życiu wiążą się bardzo mocno. Choć nie opowiadam się za jednym, konkretnym stylem to sądzę, że buduję spójną całość. Uwielbiam kolor czarny, choć to takie banalne. Skórzane spodnie wyglądające jak zdjęte z Axla Rose, klasyczne ramoneski, krótkie, proste czarne glany, martensy. Zwiewne, długie, nieco gotyckie sukienki i spódnice a la Florence Welch, grunge’owe koszule i luźne, bawełniane koszulki (tak bardzo menelsko) w stonowanych kolorach w stylu wielkiej czwórki z Seattle, podarte jeansy (tylko w rurkach czuję się komfortowo), staram się wprowadzać elementy klasyki i elegancji w stylu Hurts. Wielką miłość żywię do muzycznych koszulek, ćwieków – nie przepadam za cekinami czy kamieniami na ubraniach. Nie zawsze inspiruje mnie styl danego artysty pojmowany dosłownie – czasami to po prostu klimat, który buduje, coś nieuchwytnego co próbuję zmaterializować poprzez ubrania. Co jeszcze o moim stylu? Cechuje go prostota, stonowane, przygaszone kolory (biel, szarość, czerń, wszelkie pastelowe róże, kremowy itp., czerwienie – od intensywnej do ciemnych wiśni, bordo, ciemne, butelkowe zielenie, turkus, brąz, złoty, srebrny). Efektowne pierścionki, duże bransoletki, perełki, kamienie, proste torebki, kurtki w stylu militarnym czy klasyczne dżinsowe łączę z moimi ulubionymi chustami zachowanymi przez moją babcię – uwielbiam takie folkowe elementy (tak samo jak uwielbiam wszelkie zespoły folkowe – zespół Mazowsze czy Żywiołaka). To chyba tyle.
Ktoś mi kiedyś zarzucił, że nie mam własnego stylu, że brak mi konsekwencji. Zmieniam się jak rękawiczka na wietrze i jednego dnia jestem elegancka, niczym wzorowa bizneswoman, innego słodka i dziewczęca, a jeszcze następnego idę przez miasto w wytartych jeansach i koszulce z Wonder Woman. Ale czy nie o to chodzi w modzie? Aby eksperymentować – mój styl polega na tym, że odzwierciedla mój nastrój, to jak się czuję danego dnia i kim chcę być. Jednego dnia jestem superbohaterka, a innego tą perfekcyjnie wystylizowaną kobietą, za którą faceci oglądają się na ulicy. Ale kiedy tylko zechcę mogę ukryć się w połach długiego swetra i wtopić w tłum. Moda to bowiem kamuflaż, a ja lubię malować.
Witaj Asiu,
Długo szukałam własnego stylu popełniając po drodze mnóstwo błędów. Dorastałam w małym mieście, gdzie wyróżnianie się z tłumu nie było zbyt dobrze postrzegane. Jako dorastająca buntowniczka tworzyłam na sobie istny misz-masz na przekór wszystkim, nie do końca w zgodzie z sama sobą. Dopiero po pójściu na studia zdałam sobie sprawę, że mniej znaczy więcej. Stałam się bardziej świadomym konsumentem i zaczęłam doceniać to, co zawsze próbowali przekazać mi rodzice( Lepiej mieć mniej, a dobrej jakości). Tą zasadę stosuje we wszystkich dziedzinach życia. Trochę to trwało, ale zmieniłam swoją garderobę zachowując tę odrobinę szaleństwa, która towarzyszyła mi od zawsze. Moja szafa jest zatem uboga, ale brak problemu pt: ” nie mam się w co ubrać” sprawia, że nie mam ochoty wracać do tego co było :). Bazowe topy w paski, kropki, gładkie białe biorę wszystkie w ciemno. Noszę je na przemian z koszulami, jeśli chce osiągnąć bardziej oficjalny wygląd. Uwielbiam odsłaniać nogi w spódnice z koła i jeansowe szorty to mój znak rozpoznawczy. Zdradziłam je ostatnio dla długich jeansowych ogrodniczek, które na myśl przywodzą mi te które nosiłam jako przedszkolak :) Diabeł tkwi w szczegółach dlatego na nich się skupiam najbardziej. Aktualna moda na wielkie naszyjniki sprawiła, że moja kolekcja dość mocno się powiększyła dzięki czemu moje bluzki za każdym razem mają inny charakter. Na stopach klasyczne baleriny, które czasem zamieniam na szpilki (są one moją ogromną słabością i jestem w stanie wydać na nie ostatnie pieniądze). Z torebkami też nie szaleje jak „wejdę” w jedną noszę ja, aż do znudzenia( Ostatnio w lumpeksie znalazłam piękny skórzany shopper więc myślę, że po renowacji mam godnego następce mojej aktualnej torby). Z wiekiem zaczęłam bardziej stawiać na pielęgnację skóry, już nie potrzebuje kilogramów makijażu, aby poczuć się dobrze szminka w mocnym kolorze i lekko podkreślone kości policzkowe wystarczą. Podsumowując mój styl jest klasyczny z nutką eklektyzmu ze względu na nietypowe połączenia.
Pozdrawiam ciepło,
Klaudia
Stankowska.klaudia@gmail.com
Kiedyś byłam gotką. Czarne gorsety. Dusik. Tiulowe i koronkowe suknie. Jednakże dorosłam, a dawny styl przestał mnie bawić. Teraz uwielbiam kolczyki w stylu sutasz, pióra lub fragmenty muszli, kamienie (najczęściej na naszyjnikach. Teraz pracuję nad wisiorkiem z oszlifowanego przez morze zielonego (pewnie od butelki piwa:) szkła) do tego lekka bluzka najchętniej biała lub w pudrowym różu, a uzupełnieniem kreacji spódnica długa,długa, aż do kostek. I balerinki. Ostatnio w moim stylu jest dużo przyrody, bo i ja staram się być blisko natury.
bialatetis@o2.pl
Mój styl… mój styl jest taki, że gdy się już zbiorę do wyjścia, mama spogąda na nie z politowaniem „no skoro musisz”. Sukienki, spódniczki, falbanki, rózyczki, koronka, pastele i kolczyki w złote króliczki. Uwielbiam to, co dorosłe mamy przypisują bardziej dziesięciolatkom niż córkom, które na dniach zdobędą tytuł magistra. Włosy kręcone, upiete, ozdobione wiankami, złoto pod oczami, koszulki oversize z których spoglądają olbrzymie, błyszczące, zamglone oczęta. Krótkie spodenki z podwyższonym stanem by czasem jakoś ukryć brzuszek, co pojawia się i znika (no bo tak to jest jak się je ciasto zamiast chleba, ale tak nas uczyła Maria Antonina przecież : D ) Mój styl to połączenie różnych stylów z japońskiego street fashion. Kwieciste wzory na skarpetkach, kolorowe tenisówki, malinowa tinta na ustach i czarne kreski, długie rzęsy, róż na policzkach, a czasem granaty i bordo, ciemna szminka, czarne sukienki. Spełniam swoje marzenia o delikatności z dziecińtwa, i jestem odważna, pewniejsza siebie.
Ale super:)
Powieści obyczajowe opisujące życie angielskiej bądź francuskiej arystokracji w XVII / XVIII wieku to mój nałóg. Spędzam godziny wczytując się w kulturę tychże ludzi, ich zachowania, ale przede wszystkim stroje. Koronka, muślin, batyst, jak również gorset czy krynolina – mój ideał piękna. Jednakże mamy XXI wiek, a wymienione przeze mnie cuda są już jedynie inspiracją. Lubię podkreślać swoją kobiecość poprzez zwiewne materiały, sukienki wyszczuplające talię, wysmuklające szyję, ale również szaleję na punkcie szortów z wysokim stanem, mini gorsetów w kwiaty, dwurzędowych marynarek. Mam w szafie mnóstwo apaszek, kapeluszy, broszek, wstążek, opasek, toczków. Ale ,aby nie było zbyt „słodko” to lubię też nieco „zabałaganić”. Do tych delikatnych kompozycji lubię wziąć ze sobą ogromną skórzaną torbę w stylu country bądź nałożyć ciężką biżuterię (duże wisiory). Ah,no i też stawiam na pewnego rodzaju minimalizm. Nie lubię u siebie przekombinowania. Połączenie koronek,wstążek,falbanek plus wszelka biżuteria,apaszki i tego typu rzeczy na raz- to nie dla mnie. W moim ubiorze staram się robić tak,aby każdego dnia, co raz to inny dodatek przykuwał uwagę, a reszta stanowiła dopełniające się tło. Bo przecież muszę czuć się dobrze w tym, co noszę. :)
Bardzo jestem ciekawa jak to wygląda na żywo, super!!!
Cygański minimalizm. To jest to! Jestem Ciorna (przydomek z pracy), tzn mam ciemną karnacje, włosy, oprawę oczu, więc często jestem mylona z Cyganką i nie dziwota. Uwielbiam kolorowe ubrania, ale ostatnio praca nauczyła mnie kochać czerń. Przykładowy ubiór Anuli? Legginsy w Mickey Mouse ( cytat mojej Mamuli ” masz 24 lata i nosisz legginsy w Myszkę Mickey… Kogo ja wychowałam…?” powiedziane z uśmiechem :D ) czarna bluzka, Conversy i dżinsowa koszula. Albo porwane dżinsy, koszulka z Batmanem i Conversy. Conversy i „kocie” okulary to podstawa! I wszystko musi być kolorowe! I zawsze coś na nadgarstkach – czy to zegarek, gumka do włosów czy bransoletka. I płócienna torba. I milion innych szczególików :) Ale idzie lato to pewnie będzie „rzygam tęczą” style ( różowe szorty, czerwona koszulka, granatowe conversy albo zielone japonki i płócienna torba z Zubrem <3 )
W szafie mam kilka swoich „must have” i z większości moi przyjaciele mają niezły ubaw. Właściwie wszystkie te rzeczy niosą ze sobą jakąś historię. I mam takie trzy. Po pierwsze: różowe trampki z Nike, które niestety mają więcej niż mniej dziur… :( Byłam w nich pierwszego dnia liceum, jak również zostałam obrzucona w nich jajkiem (wciąż nie wiem dlaczego; może taka forma zalotów?) w moich pięknych Tychach. Po drugie: złoty łańcuch, który mój tata podarował mojej mamie. To świetna pamiątka po tacie i powód do wielu żartów moich przyjaciół (-Andżela!Tylko nie zapomnij łańcucha do zdjęcia do CV; poznają,że ty to ty!) i trzecia ukochana rzecz: granatowa koszula w kratę, którą noszę na każdą galę KSW (Konfrontacja Sztuk Walki), bo choć jestem blondi kobitką całkiem nieźle odnajduję się w roli fana wszechstylowej walki wręcz! Te trzy rzeczy to pewnego rodzaju talizmany; łańcuch, znoszone trampki, koszula – to takie „cosie”, po których pozna mnie każdy! W swojej szafie mam jeszcze kilka swoich tajemniczych talizmanów, ale zdecydowanie te trzy świadczą o mnie, o moim stylu.
Pozdrawiam,
uwielbiam Twojego bloga Asiu :)
Świetnie się czytało:) Dziękuję!
właśnie dopiero zdałam sobie sprawę, że choć czuję się kobieco i lubię swoje ciało (mimo, że moje uda mogłyby zastąpić słupy podporowe molo w sopocie), to raczej zasłaniam moje mankamenty, przemycając męskie elementy, np w postaci najlepszych jeansów męskich za 3,80 z podwiniętymi nogawicami.
ale nieskończona miłość do natury, folku i kolorów, każe mi nosić haftowaną w ludowe wzory marynarę, a na nogi najbrzydsze i zarazem najukochańsze, najwygodniejsze buty świata- kierpce. do tego najzwyklejszy biały tiszert, obowiązkowy kajdan na szyję lub mikrokropki w uszach) i rudy bobek na małą mi. i tak czuję się sobą.
i lubię podkradać bratu ubrania z szafy (ale nie lubię jak mnie później spotyka na imprezie) :)
Ooo, takie prawdziwe kierpce?!
prawdziwe, trzeszczące kierpce, chyba nikt nie zna tak moich stóp jak one :)
Białe, kremowe, dziewczęce koszule, koszulki w paski, najlepiej biało-granatowe z długim rękawem, ciemne spodnie, szorty, brązowe, szare i kremowe dodatki, srebrna biżuteria. Mój styl określiłabym słowem spokój. Włosy mam zawsze rozpuszczone, ale zbieram dwa malutkie pasma do tylu spinką. Na lewej ręce codziennie noszę pierścionek z czarną perłą od rodziców, który dostałam dwa lata temu, przed maturą, Lubię mieć jaskółki na powiekach i pudrowo różowy lakier na paznokciach. Nawet kiedy jest ciepło noszę przy sobie miękką apaszkę, na rowerze mocno wieje. :) Inspiruje mnie Joanna z la petite mignionette, Audrey Hepburn, architektura Paryża, zwłaszcza kolory kamienic.
Oo, dzięki za La Mignionette, nie znałam tego bloga!
Muszę przyznać, że jestem typową sentymentalistką. Ubrania traktuję jako zmaterializowanie nastroju, nośnik stanu ducha. Toteż często mogę patrząc na swoją szafę, a raczej w jej głąb, przypomnieć sobie miejsca, emocje, atmosferę danego dnia lub wielu dni, (zwłaszcza na mój sentyment do niektórych części garderoby), ktore towarzyszyły mi w dniu noszenia mojego ulubionego żakietu w czerwoną kratkę przypominającego górę szkockiego kiltu, niezniszczalnej flanelowej koszuli, która choć eksplotowana w nadmiarze, wciąż nie odmawia posłuszeństwa czy butów z klamrą niczym u Ludwika XIV. Kocham dodatki, które nawet w szare dni przy bawełnianej koszulce i jeansach potrafią mimo pluchy i senności atmosfery ożywić i dodać energii. Zegarek, niezmiennie ten sam, a’la dziadkowy z dużą okrągłą tarczą kupiony na targu staroci w lecie, 5 minut do przodu. Tez od zawsze. Coby te 5 minut mieć na zapas w roztargnieniu spiesząc się gdzieś.
Nie nazwałabym swojego stylu kobiecym, marynarskim, boho czy innym zweryfikowanym, choć pewnie znalazłoby się coś pasującego i do nich. Lubię prostotę z elementami tej tak zwanej dziwności, czegoś niepasującego, dysonansu w względnej harmonii. Cała ja. Człowiek spokojny z natury, cały czas w podziwnie dla małych dziwności świata, którego urok tkwi w zgoła niezauważalnych detalach.
Pięknie:)
Codziennie rano obijam się o framugę w kuchni, odsłaniając niedbale kosmyk złotawych loków. Kto walczy z naturą, często na tym traci, dlatego pozwalam moim włosom na pełną dowolność. Zawsze niedbale rozwiane równoważą swoją (jak dla mnie za bardzo) lalkowo-księżniczkowatą linię. Niewyspanymi myślami przeczesuję wieszaki. Prawdę mówiąc nie mam ich zbyt wiele, sądzę, że gromadzenie zbyt dużej ilości rzeczy działa na człowieka ograniczająco. Proste fasony, przydmione kolory, żadnego zbędnego błysku. Koszula, niezbyt wyprasowana, za to z podwiniętymi rękawami, na nadgarstek obowiązkowo męski zegarek z chronografami, który służy już dzielnie 5 lat i nic nie zapowiada rozstania. Uwielbiam cygaretki, świetnie podkreślają nogi, ostatnio nawet burząc bury wygląd mojej szafy, poszalałam z kolorem i poszłam w czerwone. Buty mam zawsze souvenirowe, a to jakieś tureckie skórzane przeplatańce, marokańskie mokasyny, zawsze wyróżniają się z plastykowego tłumu stóp w porannym tramwaju. Biżuteria skromna, ze względu na pracę mogę tylko kolczyki, zazwyczaj skusi mnie jakiś kamyk w otoczeniu ciemnego złota (w granicach 20zł oczywiście:)). Delikatne czarne kreski na powiekach i podkreślone brwi, kolejny pewniak. Sądzę, że to, co na siebie zakładamy, jest tylko częścią 'stylu’. Resztę buduje nasza postawa i sylwetka, mimika twarzy, gestykulacja, odgarnianie włosów, perfumy… Prawdziwym sukcesem jest wyglądać zjawiskowo nawet w zwykłych jeansach i białym tshircie:)
Uczucie wyróżnienia spośród tłumu plastikowych butów w porannym tramwaju – nie do przecenienia. Zawsze jestem wtedy z moich butów dumna:)
Uważam, że styl to połączenie rzeczy z minionych już epoko z czymś aktualnie modnym. Moje serce krwawi, gdy widzę dziewczyny niemal zdjęte z wieszaka jednej z wielu sieciówek. To jak wyglądamy dużo o nas mówi. Poprzez nas sposób ubierania się możemy wyrazić siebie. Przez pewien czas nosiłam klasyczne i stonowane ubrania, potem byłam wulkanem barwi i fasonów. Mam wrażenie, że w pewnym momencie udało mi się połączyć te dwa style. Podstawa większości stylizacji jest klasyczna. Zazwyczaj jest to biała, czarna bądź w jakimś innym, niekrzykliwym kolorze bluzka lub koszula. Tego typu ubrania nadają się na wszystkie okazje. W zależności od dodatków mogę włożyć się na oficjalne spotkanie lub na imprezę. Tym klasycznym ubraniom świeżości dodają wszelkiego rodzaju, kolorowe, wzorzyste lub kwieciste, lekkie i przewiewne narzutki oraz odkopana w rodzinnych szafach biżuteria. Bardzo lubię sama przerabiać ubrania. Wówczas stają się jeszcze bardziej unikatowe. Zwykłe przyszycie guzików czy napis na koszuli sprawia, że moje ubrania są jedyne w swoim rodzaju. Uważam, że stylizacje profesjonalistów są świetną inspiracją. Ludziom zajmującym się modą zawodowo, prawdopodobniej lepiej wychodzi łączenie deseni i kolorów. Można się od nich wiele nauczyć, ale warto pamiętać aby w tym podpatrywaniu nie zgubić siebie.
Mój styl nazywam roboczo „Hiszpańska Elegancja”.
Kocham Hiszpanię, ich styl życia, język i .. ubieranie się.
Najczęściej zakładam proste, klasyczne jeansy, basicową koszulkę/bluzkę/koszulę, często buty na obcasie lub skórzane baleriny. Dopełnieniem jest dla mnie zawsze torebka. To taka kropka nad „i”. Mam kilka torebek, dużych, mniejszych, kopertówek, ale to one tworzą mój styl. Mają zawsze niebanalny kształt, kolor, fakturę.. Bo to w torebce nosimy cały nasz świat, a w moim wypadku torebki mają także swoje własne historie.
A każdego dnia, niezależnie od okazji i stroju jest ze mną podwójna obrączka, dostałam ją od partnera, wygrawerowane jest „ALL FOR LOVE”.
Mój styl to przede wszystkim wygoda. Szpilki zakładam tylko na w y j ą t k o w e okazje – skończyłam 21 lat a miałam je na nogach dosłownie dwa razy: bal gimnazjalny i studniówka. Myślę,że ta jedna para będzie mi służyć do końca życia… taka tam dygresja
2/3 mojej szafy to ubrania czarne, co tu dużo pisać w tym kolorze czuje się najlepiej, najpewniej i przygotowana na każdą okoliczność tak jest po prostu najłatwiej :) Mam swoje ulubione buty: skórzane sztyblety, które gdyby nie wysokie letnie temperatury nosiłabym zapewne cały rok (latem przerzucam się na klasyczne reeboki a przy ekstremalnych temperaturach mocno już sfatygowane mokasyny – niestety nie potrafię znaleźć ich równie fajnego zamiennika). Najlepiej czuję się w prostych czarnych rurkach i t-shircie (mój bezpieczny zestaw konstruuję zawsze z pomocą No° 2 z mozcau),jedwanej koszuli lub bluzce z dekoltem na pleach Odkryte łopatki to moja słabość – latem wybieram sukienki przed kolano które mają właśnie taki dekolt na pleckach. Lub jeansowe szorty. Kocham jedwab, wiskozę i bawełne (zimą nie mogę się natomiast obejść bez krótkiego kaszmirowego szalika!) nienawidzę poliestru. Torba zazwyczaj jest w rozmiarze XXL, mimo iż wzdycham do małych puzderek i kopertówek to nie zmieściłabym do nich nawet portfela… nie mówiąc już o ksiażce, telefonie, kluczach,laptopie itp. Nie uznaję czegoś takiego jak nie -czarna torba (chyba,że jest to zwykła beżowa eco siatka z jakimś nadrukiem, swoją drogę mam ich małą kolekcję). Jeśli chodzi o dodatki to zdaża się,że są to jedyne kolorowe (przez kolor mam na myśli srebrne lub złote) elementy mojego stroju. Uwielbiam swój zegarek montana (wciąż 3 z 7 melodyjek działają!) i srebrną biżuterię od babci. Jeśli ddecyduję się na złote dodatki to jest to tylko prosta obrączka i naszyjnik z łuski po naboju od makabresque, kiedyś trenowałam strzelectwo więc miło nosić coś co przypomina mi o tamtym okresie życia.Zawsze noszę obcisłe doły i luźne góry. Z domu wybiegam zazwyczaj z wilgotnymi włosami, niewchłoniętym jeszcze do końca kremem (od lat ziaja) i obowiązkowo czerwoną szminką na ustach (wciąż szukam tej idealnej) która dodaje mi pewności siebie. Nie używam podkładów, cieni do powiek, różów i tym podobnych wolę się wyspać niż trwonić czas na ukrywanie worów pod oczyma :) Myślę,że mój styl jest bardzo prosty, czasem może wręcz nudny – ale konsekwentny a ja nigdy nie czuję się przebrana.
agg.myga@gmail.com
Super :)
Mój styl jest pełen sprzeczności, często go w jakiś sposób zaszufladkować. Jest mieszanką kolorów i wzorów, niebanalnych fasonów i nieoczekiwanych połączeń. Miszmaszem pięknych elementów, tworzących estetyczną całość. To tak w ogólności. Jeśli chodzi o szczegóły to nie boję się łączenia pozornie gryzących się stylów. Zdarza mi się nowoczesne, geometryczne fasony łączyć z elementami vintage. Total looki w jednym kolorze często przełamuje ciekawym printem. Mam zamiłowanie do przerysowanych torebek. Kocham rzucające się w oczy kopertówki – nie boję się cekinów, brokatu czy cyrkonii. Jeśli chodzi o buty granicą jest jedynie to czy mogę w nich ustać – uwielbiam te z niestandardowymi obcasami czy innym niebanalnym elementem formy. Nie boję się ubiorowych eksperymentów, ale wszystko z umiarem, bo wolę pozostać ubrana, a nie przebrana. Dlatego te moje „ekstrawagancje” najczęściej łącze z klasyką.
Styl powinien być manifestacją osobowości, nastroju, wizualizacją poczucia estetyki. Mój idealnie pokazuje co dzieje się w mojej głowie. Bo w końcu każda kobieta jest pełna sprzeczności!:)
Ja swój styl nadal wypracowuję i staram się przy tym iść za ideą slow fashion. Opieram się na prostocie, jasnych i neutralnych barwach oraz nadawaniu charakteru nie przez dodatki, a przez same ubrania, ich materiały, wzory itd. Dużo rzeczy nadal poszukuję, np. idealnych jasnych, dżinsowych szortów, wykonanych z dobrej jakości materiału; lub białej, dobrze leżącej letniej sukienki, najlepiej z lnu. Stawiam też na rzeczy praktyczne, jak wodoodporny plecak Chucky, nad którym długo się zastanawiałam, bo jest bardzo charakterystyczny przez swój żółty kolor – co nie do końca pasuje do mojej idei prostoty i neutralnych kolorów. Ale jestem z niego bardzo zadowolona, spełnia swoją funkcje i dodaje trochę szaleństwa do moich „stylizacji”.
Myślę, że mój styl trochę lepiej odda ten prosty kolaż (jeżeli zdjęcia tez są przyjmowane w konkursie): https://www.dropbox.com/s/c01r4y0ioqq48ma/slowfashion.jpg
Pozdrawiam słonecznie! :)
Chciałabym by ubrania, które wybieram reprezentowały mnie samą, odzwierciedlały to kim jestem. Uwielbiam połączenia ubrań, które są wygodne i jednocześnie pasują do sytuacji, w której się znajduję. Szalona jazda rowerem? O tak! Błękitne rybaczki i zwiewna bluzka sprawiają, że pędząc z górki czuje wszystkie najwspanialsze emocje i nie potrafię przestać się uśmiechać. Czy ubrana w ciężkie buty, obcisły top utrudniający oddychanie mogłabym być równie szczęsliwa? W żadnym wypadku! Randka w pieknej sukience ale uszytej z gryzącego materiału? Nie warto. Ubrania powinny być nie tylko ładne ale wygodne – to moja zasada. Nie wygodne ubranie potrafi pozbawić nas pewności siebie, popsuć nawet najlepszy moment.
Mój stylowy nawyk to dobieranie skarpetek do nastroju.
Zawsze stawiam na delikatne detale: opaska do włosów, wisiorek, pasek.
Super pomysł ze skarpetkami:) U mnie niestety odpada, bo kupuję same czarne – nawet jak jedna z pary tajemniczo zniknie, i tak da się ją sparować z jakąś inną osamotnioną:)
Pamiętam, jak miałam 5 lat i patrzyłam na moją Babcię, która robiła porządki w szafie i równo układała na półkach intensywnie kolorowe sweterki, eleganckie kapelusze i odkurzała przykurzone wełniane płaszcze. Powiedziałam wtedy „wiesz babciu, chciałabym być tobą, bo masz tyle fajnych kolorowych ubranek”. :-) Jak sobie o teraz przypominam, to od razu nasuwa mi się myśl, że dość wcześnie odczuwałam potrzebę „strojenia się”, choć oczywiście wówczas nie zdawałam sobie z tego sprawy. Kiedy moja Babcia zmarła, i robiłyśmy z mamą porządki w jej rzeczach, znalazłam te kapelusze i postanowiłam je zatrzymać – nie wyobrażam sobie, że coś, co tak bardzo kojarzy mi się z Babcią ma się kurzyć gdzieś na strychu lub co gorsza zostać wyrzucone. Kapelusze położyłam na półce w mojej szafie w takim miejscu, że kiedy tylko ją otwieram to na nie patrzę. Zrobiłam to celowo – mają mi przypominać, że kiedyś kobiety się stroiły, wyglądały elegancko i z klasą (oczywiście idealizuję, ale lubię myśleć, że tak właśnie było). I własnie te kapelusze (a zwłaszcza taki jeden ciemnowiśniowy z woalką) są moją codzienną inspiracją do tego, żeby klasycznie elegancko wyglądać. I choć wiem, że „klasyczna elegancja” brzmi nudno, to właśnie w niej najlepiej się czuję i najlepiej w niej wyglądam. Lubię koronkowe bluzki i sukienki, krótkie pudełkowe żakieciki i wąskie dżinsy 7/8, a do tego intensywnie kolorowe szpilki. Wyznaję dwie zasady – pierwszą, że im mniej pojedynczych sztuk ubrań mam na sobie, tym lepiej wyglądam, oraz drugą, że im intensywniejszym i odważniejszy kolor, tym prostszy krój. Niby oczywiste, ale i tak mam wrażenie, że wiekszość osób chowa się za neutralnymi barwami. To właśnie te intensywne kolory i prostota krojów mnie wyróżniają. No i kapelusze – mam już swoją małą kolekcję, i choć nie umywają się jakością do tych babcinych, to i tak jak zakładam kapleusz to czuję się taka „wyjątkowa”. Na swój ślub zamiast welonu również wybrałam kapelusz (a raczej wariację na jego temat), i oczywiście z woalką :-) k.gradowskakania@gmail.com
Cudnie:)
Oto moja praca konkursowa ;) Mój e-mail: vi__vi@wp.pl
„Wiosenna, zwiewna, oryginalnie ponętna”
Czy to słońce, czy to deszcz,
kapelusz widnieje na głowie mej.
Białe trampeczki założę dziś,
by wygodnie śmigać w nich.
T-shirt idealny na gorące dni,
lecz bluza mi pomoże
gdy pogoda nie w humorze.
Spódniczka lekka, zwiewna,
by podbijać męskie serca.
Na nosie okulary,
gdy słoneczko w plecy smaży.
Lecz gdy o elegancje zadbać chcę,
szykowny strój i podkreślić lico me
priorytetem staje się.
Przy ciele, kształty podkreśla,
jak nic tak piękna
czerwona ma sukienka.
Perfumy, od stroju nie zależnie,
na długą ulicę całą
przyciągają męskie ciało,
przystojniaka co za rogiem
ciemne interesy robi – być może.
Oryginalny akcent podkreślić ma
wszystko co ubrane mam?
Podkreśli – bo taki uśmiech
niepowtarzalnym jest,
Podkreśli – bo taki uśmiech
jeden na sto zdarza się!
Fajnie, że taki jest temat konkursu bo jest okazja do zastanowienia się nad swoim stylem i skonfrontowania tego z wizją, jak chcielibyśmy wyglądać.
Ciężko jest mi określić co się na niego składa. Ale na pewno uwielbiam wszelkiego rodzaju przeróbki, i takich przerobionych ubrań w mojej szafie nie brakuje. To mama mnie tego nauczyła, ona podarowała mi maszynę do szycia i od dziecka potrafiła mi doradzić w czym wyglądam dobrze etc. Dlatego często zaglądam po prostu do ciuchlandów, potem siadam przed maszyną i przerabiam. Uwielbiam elementy typowo kobiecych seksownych strojów, połączonych z luźnymi miejskimi elementami. Tzn. krótkie białe szorty, a do tego koronkowy top, albo kwieciste spodnie jedwabne w połączeniu z białą koszulą. Ostatnio uwielbiam mój nowy nabytek – szerokie luźne spodnie w kant, rozszerzające się ku dołowi (chociaż nawet nie wiem czy takie spodnie są modne), w połączeniu z mokasynami, albo balerinkami i dopasowanym topem bądź swetrem. No i sukienki, sukienki, sukienki, te bardziej retro, rozkloszowane, oraz te bardziej minimalistyczne, proste, industrialne. Ostatnio fryzjerka zaszalała na mojej głowie, obdarowując mnie krótkim (do połowy szyi) „bobem”, i mimo pierwszego szoku i niezadowolenia, teraz uwielbiam tą fryzurę, bo wydaje mi się fajnie uzupełniać mój styl (czyżby fryzjerka to przewidziała? ;))
Jeśli zaś chodzi o dodatki, to praktycznie ich nie noszę. Mam dziwną przypadłość, że uwielbiam biżuterię ale tylko…kolekcjonować. Nie noszę jej, chociaż potrafię się nią zachwycać. Z dodatków to tylko, ale praktycznie zawsze, zegarek (prosty srebrny zegarek, którego paski szyję sobie sama i zmieniam w zależności od humoru, stroju, pomysłu) i czerwone (przeróżne odcienie różu i czerwieni) usta.
To chyba tyle. Pozdrawiam serdecznie!
Swój styl odkryłam bardzo późno, ponieważ bardzo długo eksperymentowałam i poszukiwałam czegoś bardzo własnego, co odzwierciedli także mój charakter. Uwielbiam kolory i ciekawe dodatki. Moim zdaniem dodatki „robią” całość stylizacji. Styl, to nie tylko ubrania, styl to także sposób bycia. Moim zdaniem jedno z drugim musi być bardzo spójne, bo jeśli nie jest, to nie czujemy się w tym dobrze i nie wyglądamy dobrze. Uważam, że mój styl nie ulega trendom. Bardziej zwracam uwagę na odpowiedni fason, kolor i jakość materiału, niż na modę. Moim zdaniem dobrze ubrana i stylowa sylwetka, to przede wszystkim sylwetka, która ubrana jest także z zachowaniem odpowiednich proporcji. Staram się zawsze o tym pamiętać. Aby nie być gołosłowną, zapraszam do obejrzenia moich autorskich stylizacji, a także metamorfoz moich klientów na:http://balakier-style.pl/. Serdecznie pozdrawiam.
krystynabalakier@wp.pl
Styl…ma być wygodnie,lubię trampki,botki.Jestem znana z mega kolorwych skarpetek w śmieszne wzory :-)Najczęściej wybieram tuniki.Jeansy,szmizjerki,limitowane T-shirty od Gouda Works i nieodłączną biżuterię Gosi Chruściel-Waniek oraz szklane broszki Marty Misiuro w klapie płaszczyka.Tyle :-D
Mój styl? Nudny. Minimum biżuterii. Nie rozstaję się z bransoletką z białą stokrotką na pozłacanym łańcuszku. Buty? Trampki z balerinkami walczą o pierwsze miejsce. Gama kolorystyczna? Szary, biały i sporadycznie jakiś żywy kolor. Torebka? Faworyt to duża czarna o geometrycznej formie. Zaraz po niej nieśmiertelna nietypowa beżowa, bo z trzema identycznymi przegródkami zszytymi w jedną całość. Na mniej oficjalne wyjścia bawełnia torba z napisem: torba na kalkulator i zbiory z zadankami- sentyment do licealnego mat-fizu. Krój? Zdecydowanie luźny gładki tiszert z dekoltem w serek. The best of? Jasne jeansy z zary kupione rok temu. Garderoba marzeń? Niebotycznie wysokie szpilki, których nigdy nie założę, bo potykam sie już w dziesiątkach, trylion spódnic i spódniczek, które założe raz na miesiąc, bo za każdym razem będę miała wrażenie, że mi się podwinęły z tyłu.
Oo, a gdzie się kupuje bransoletki ze stokrotką?
Mój styl codzienny to prostota, elegancja i odrobina sportu ;) jeansy koszula/t-shirt sportowe buty pomarańczowy zegarek i lecę na miasto . Nie mam ustalonej reguły ma być modnie, fajnie i wygodnie. Do tego koniecznie kieszenie aby schować smartfona,klucze i tyle ;) Nie ma sensu ustalać co się ubierze danego dnia szkoda czasu ;) Każdy dzień, pogoda, samopoczucie ustali co ubrać i z czym to połączyć. Nie można się przecież ograniczać ;)
Ja najczęściej noszę rozkloszowaną czarną spódniczkę z czarno-złotym paskiem do której można dobrać cokolwiek w zależności od okazji – na urodziny babci mogę ubrać moją ulubioną granatową koszulę w groszki i buty na obcasie, na imprezę jakąś błyszczącą bluzkę i baleriny( żeby nie skończyć zadeptaną), a na co dzień nawet bluzkę z krótkim rękawkiem i kolorowe tenisówki. Moja ulubiona wersja tego zestawu to jednak ta z koszulą zapiętą lub nie – z bluzką na ramiączkach lub z krótkim rękawkiem pod spodem i czarnymi tenisówkami, bo tak najłatwiej się poruszać. Na zwykłe wyjścia zabieram ze sobą moją czarną torebkę ze złotymi elementami, a gdy mam więcej zajęć na uniwersytecie – granatowy plecak w gwiazdki z brązowymi elementami, który tata kupił mi w Japonii na urodziny kilka lat temu i o dziwo jeszcze się nie rozleciał biorąc pod uwagę to jak często z niego korzystam.
Email: tu.ewelina@gmail.com
witam moja codziennosc to wstac rano popijając szklaneczke naparu z pokrzywy nastepnie podłanczam sie przez smartfona poprzez router wi-fi o 9 uieram bluze z kapturem i dzinsy i ulubiona czapke z logo ford ! i teraz rozkmina jakie buty ? lakierki lub adidasy tak mija 40min !
Witam wszystkich. Mam na imię Waldemar. Rzeczy z garderoby które według mnie,mam nadzieje że nie którzy też tak uważają, które lubię najbardziej to porządne rajstopy na sexi nóżkach, pasowna szpileczka, biała pomarszczona już bluzeczka i czerwona spodniczka mini. Uwielbiam widzieć w tym zestawie moją narzeczoną. :) Pozdrawiam!
Mój styl to właściwie ciągła walka. Noszę rozmiar 48/50, dlatego czasem znalezienie odpowiedniego kroju i koloru ubrania JEDNOCZEŚNIE stanowi nie lada wyzwanie. W związku z tym bardzo lubię stawiać na dodatki i – wbrew przeciwnościom losu – odważnie łączyć kolory. Żółte spodnie z czerwoną bluzką i niebieskimi butami, może to średnio do siebie pasuje, ale w szarości, błękity i pastele dam się wsadzić najwcześniej za pół wieku. Uwielbiam też różnego rodzaju wisiorki; truskawki, ogryzki po jabłkach, zegarki, koty. Podsumowując: im weselej, tym lepiej! :)
Mój styl codzienny jest przede wszystkim odzwierciedleniem misz maszu uczuć i myśli,które plączą się przez serce i głowę. Dlatego wczoraj elegancka koszula weszła w szranki z krótkimi, farbowanymi spodenkami dresowymi, a co…
Z kolei wtorkowego poranka, pyszna, z powodu swego bogactwa spódnica hippie, stworzyła parę dla buntowniczego t-shirtu, krzyczącego o wolności 'wyboru ’ orientacji seksualnej. Całości dopełniała opaska, pilnująca niesfornych kosmyków włosów. Ich kolor kontrastował z połyskiem eleganckich klipsów, które dumnie kołysały się na uszach w rytm kawałków Kima Novaka. No i uśmiech, chyba najważniejszy dodatek :)
Mój styl to wypadkowa wielu czynników ;-) : obecnego stanu ducha czy chociażby zasobności portfela. Jak mawiają „Kobieta zmienną jest”, wraz z nastrojem, chwilą, miejscem, zmienia się mój styl. W mojej szafie gości mnóstwo perełek, które przynależą do poszczególnych, stylowych „kategorii”. Znajdziecie tam rockowe ramoneski, boho sukienki, vintage znaleziska czy grungowe kamizelki nabite ćwiekami. Dziewczęcych pasteli, męskich koszul czy wygodnych sneakers’ów również w niej pod dostatkiem ;-) Ten unikalny jak dla mnie misz masz musi spełniać pewne warunki – w mojej szafie nie ma miejsca na przypadkową, nieprzemyślaną rzecz. Otóż uwielbiam dokonywać świadomych zakupów wygodnych, niepowtarzalnych ciuszków, nie przepłacając za nie. Znajdziecie mnie zatem buszującą z rozkoszą w second handach, na ciuchowych wymianach wszelakich bądź… Pochyloną nad maszyną do szycia w domowym zaciszu, próbującą tchnąć nowe życie w zasłużonego już łaszka, który przepięknie się do mnie „uśmiechał” ze sterty lumpeksowych skarbów. Odwiedzanie takich miejsc sprawia, że moja szafa może śmiało należeć do grona tych wyjątkowych, skrywających liczne skarby ;-)
Piratka :)
Temat własnego stylu pozostawał dla mnie niewyjaśniony jeszcze do całkiem niedawna, jednak zauważyłam, że ostatnio stałam się wyjątkowo konsekwentna w swoich wyborach. Moje kolory to biel, czerń i szarości, które staram się przełamywać kolorowymi dodatkami. Uwielbiam dżins i oversize (mój chłopak musi pilnować swojej szafy), z biżuterii wybieram pierścionki, mam też ulubiony wisiorek z targu w Stambule, zegarek z dużą tarczą po tacie i plastikowe, transparentne okulary. Jakiś czas temu pokochałam baby pink na paznokciach, maxi spódnice i sneakers’y łączone z krótką sukienką, albo milion rozmiarów za dużym, camelowym płaszczem po babci.
Inspiruje mnie ulica, zarówno ludzie, jak i całe otoczenie; pomysły przychodzą mi do głowy także podczas przeglądania tumblr’a.
Staram się nigdy nie wyglądać tak samo, mimo to, nie spędzam rano, przed lustrem więcej niż 10 minut. Wygoda i dobre samopoczucie we własnych ubraniach – przede wszystkim!
taeminizm@gmail.com
Niestety mój styl (ten codzienny) jest troszkę (chociaż nie do końca) zdeterminowany przez to czym się zajmuję. Chodzi o to, że zawsze istnieje ryzyko zachlapania ubrania farbą lub jakimś środkiem chemicznym…takie studia. Więc na codzień są to najczęściej wygodne ubrania, płaskie buty, kolorowe bluzy, swetry. Wtedy gdy wiem, że nie grozi mi trwałe zabrudzenie ubrania wybieram sukienki (jednolite albo groszki), albo monochromatyczne (ale nie nudne w formie) zestawy, albo czerń od góry do dołu (uwielbiam!). Prawie całe dotychczasowe życie uwielbiałam wzorzyste ubrania, ale niedawno padłam ofiarą powszechnego zachwytu bielą i szarością (chociaż chyba spóźniłam się o kilka sezonów), ale również czernią, która do tej pory wydawała mi się smutna i nudna. A tu nagle najpiękniejsze wydają mi się gładkie, minimalistyczne zestawy monochromatyczne. Czyżbym się postarzała? :) W każdym razie zabawne jest obserwowanie ewolucji swojego stylu. Jestem też fanką dobrych jakościowo ubrań i uwielbiam mieć w swojej szafie rzeczy dobre, wygodne, trwałe i piękne, takie, w których zawsze będę się czuła i wyglądała dobrze :)
Mój własny styl ciężko jest opisać jakimikolwiek słowami. Zmienny jest jak pogoda. W tygodniu wyglądam jak kolorowy lump;) Ponieważ, wyciągam pierwsze lepsze rzeczy które leżą w szafie, bo jak zwykle zaspałam. Czasem mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, więc udaję że tak ma być. W weekendy wyglądam znacznie lepiej, bo wtedy mam czas pomyśleć o tym co chce założyć. Wtedy zaś mój pokój wygląda jakby przeszło tornado. Uwielbiam trampki, sukienki i koszule w kratę. Kocham babcine kamizelki z włóczki. Latem noszę czerń, szarość i biel. Zimą zaś wszystkie kolory tęczy. Moze i wyglądam jak dziwak, ale nie zamieniałbym swojego style na żaden inny. ;)
„Z nas wszystkich jedynie Asia wygląda na Bellas Artes” podsumowali ostatnio przyjaciele z wydziału sztuk pięknych mojej hiszpańskiej politechniki, i chyba mieli rację bo mimo iż jestem intruzem z biotechnologii jako jedyna miałam wianek na głowie. Od dłuższego czasu estetyka przeważa w moich lumpekosowo-pchlitargowych wyborach i każda rzecz musi być małym dziełem sztuki. Zawsze mówię ze moje włosy i ich pokręconość wyrażają w pełni moją osobowość. Tak samo ubrania są w moim stylu gdy są kwiecisto- wzorzyste, z ciekawą fakturą i oryginalnymi krojami. Prym wiodą sukienki bo są mniej wymagające gdy przychodzi do dopasowywania dodatków, a już najlepiej kombinezony- rowerowo-tańcowy hit. Może teatralny byłby dobrym przymiotnikiem by opisać mój styl (często zdarza się iż zaczynam notorycznie nosić coś co kupiłam specjalnie na przebieraną imprezę tematyczną).
Dodatkowo uwielbiam nosić „coś więcej niż zwykłe ubranie”- ciuchy które zdobyłam w jakiś niecodzienny sposób, czy wiąże się z nimi jakaś historia, bądź zrobiłam sama z jakichś nieoczywistych materiałów. Na przykład właśnie jestem ubrana w sukienkę, która przeleżała kilka dni na naszej klatce schodowej, aż podniosłam tą granatową szmatę w celu wyrzucenia, by odkryć że gdy potraktuję ją wybielaczem mam wzbudzającą morze komplementów nową rzecz. Do tego włożyłam naszyjnik z laski Lokiego, którą mój przyjaciel znalazł na ulicy i kolczyki z kaczych piór uzbieranych po Sylwestrze i mam out fit za 0 złotych, ale za to jaki stylowy :D
W sumie ciężko mi mówić o moim stylu jako iż moim priorytetem jest teraz „ubranie to przebranie”, zwłaszcza póki jestem młoda i nie straszne mi dress code’y. Więc czasem jestem cyganką od stóp do głów, czasem przypominam Leię albo udaję Daisy z Gatsby’ego, a kiedyś poszłam na egzamin w piżamo-dresie bo taką akurat miałam fantazję. Jednocześnie jednak mam nadzieję że tak mi zostanie i będę jedną z tych fantastycznie ekscentrycznych, kolorowych babć jak Iris Apfel.
łooo zawsze marzyłam żeby iść w dresie- śpiochach na egzamin! najlepiej różowych :D szacun ;)
Ekstra:) I popieram plan z byciem ekscentryczną babcią – ja planuję pierwszą emeryturę wydać na kapelusz ozdobiony owocami i sztucznym bażantem.
Nie pracuję w korpo, która niszczy ludziom życia i pożera czas, ale i tak obowiązuje mnie ścisła etykieta – wianki i dresy odpadają, kolory muszą być stonowane, długości grzeczne.
Po kilku latach już przyzwyczaiłam się do tego, że nawet skromne, granatowe dżinsy są nieodpowiednie, odkryte ramiona – zbyt ekstrawaganckie, sandałki latem – zbyt niestosowne.
Mimo wszystko nie chcę zginąć i pogrążyć się w szarej masie modowego niebytu :) Lubię modę, lubię ciuchy, lubię dodatki. I z tego wszystkiego postanowiłam wybrać coś do siebie, sprawić, by to ten trudny, ortodoksyjny styl dostosował się do mnie, a nie odwrotnie, bym mogła z satysfakcją patrzeć na swoje odbicie w lustrze.
Nauczyłam się chodzić na szpilkach. Dwanaście centymetrów zostawiam sobie na wesela, ale sześć towarzyszy mi na co dzień. Wyglądam i czuję się znacznie lepiej, niż w rozdeptanych baletkach, które nadawały moim łydkom nieestetyczny look a’la poznański okrąglak.
Na kolory raczej nic nie poradzę. Musi być czarno, szaro, granatowo. Ale paznokcie mam zawsze w barwie soczystej fuksji, a i włosy mam eleganckie blond niczym z opalonego Hollywood, więc nie wyglądam (chyba) jak mama Adams.
I biżuteria – to coś, czym czaruje świat każdego dnia. Nie przepadam za pierścionkami i bransoletkami, kolczyki noszę mikroskopijne i ledwo widoczne, ale naszyjniki uwielbiam. Wielkie, przykuwające spojrzenia, cudowne. Takie, których nie powstydziłaby się sama Carrie. Moim najnowszym nabytkiem jest architektoniczne dzieło marki Alessi. Połączone stalowe prostokąty naprawdę zachwycają.
Nie chcę być zwykła i nie chcę być szara.
Chyba mi jakoś wychodzi :)
„O, Pani Wiosna” powiedział mój, wówczas jeszcze, Chłopak (dziś Narzeczony), kiedy zobaczył mnie na jednej z pierwszych randek. „O co mu chodzi?” pomyślałam. Miałam na sobie długą spódnicę w kwiaty, białą koszulę z czerwonym kwiatowym motywem i opaskę z kwiatków we włosach, a na nosie czerwone lenonki. Czy to wystarczający powód, żeby być porównaną do Wiosny, którą wszyscy kochają? Okazuje się, że tak. Niedawno powiedziały tak o mnie koleżanki z uczelni. Tym razem byłam ubrana w spodnie w kwiaty, różowe buty i zieloną koszulę. Czasem, ubierając się rano, zastanawiam się, czy to namnożenie kolorów nie jest infantylne, czy nie powinnam częściej wybierać czerni, szarości, bo to takie klasyczne, bezpieczne kolory… Często przypominam sobie wówczas słowa, które przeczytałam w którymś wywiadzie z Anją Rubik: „lepiej popełnić błąd niż wyglądać nudno” – i owej nudy w sposobie ubierania się boję się jak ognia, co nie oznacza jednak, że silę się na oryginalność. Nigdy nie czułam się źle w moich ulubionych ubraniach. Zakładam je na każdą okazję. Uwielbiam je, czuję, że to moi sprzymierzeńcy, wydobywają moje piękno i osobowość. Nie czuję tego ani wobec klasycznej „małej czarnej”, ani wobec prochowca czy innych „must-have’ów”. Dla mnie must-have’m jest długa spódnica, kwiecista koszula i opaska-wianek we włosach. Czuję się w moim „uniformie” trochę jak dziecko, które uwielbia moc kolorów i miękkie, naturalne tkaniny, ale także ultra-kobieco – nie wiem czy to kwestia ubrań dobranych do mojej figury czy może pewności siebie, jaką mi one dają.
Według moich znajomych, ze wspomnianym już Narzeczonym na czele, ta cała wiosna i kolory to bardziej mój styl bycia niż tylko styl ubierania się. Kocham wiosnę, kwiaty, cieszę się z drobiazgów, nie umiem długo być smutna. Do siebie i życia staram się podchodzić z humorem. Kiedy zakładam różowe buty, czasem nachodzi mnie refleksja: „Czy przyjdzie kiedyś czas na bycie elegancką?” i szybka odpowiedź w głowie: „Jeszcze nie dziś”.
Poranne ubranie się zajmuje mi kilka minut. Kiedy już zorientowałam się w czym jest mi dobrze, co lubię nosić, wybranie zestawu na dany dzień uzależniam tylko od pogody. Ale dany rodzaj stroju w jakimś stopniu determinuje moje zachowanie, choćby sprawia, że w pewien określony się poruszam (każda kobieta, która choć raz miała na sobie spódnicę maxi na pewno wie o czym mówię), przyjmuję pewną postawę ciała. Jest w tym trochę wdzięku i dużo mnie.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym od czasu do czasu nie robiła odstępstw od mojego codziennego stylu. Wiosna jest kapryśna. Do tego stopnia, że czasem zakłada granatową spódnicę i białą koszulę. Albo czarne jeansy i szarą koszulkę. Nigdy nie żałuje swoich kaprysów, bo, jak głosi hasło z jednego z jej ulubionych blogów, „ubranie to przebranie”. I to nawet zabawne – być kimś innym przez jeden lub kilka dni.
Ale zawsze wygrywa tęsknota za wiosną.
Kontakt ze mną:
peggysue@interia.pl
Pozdrawiam serdecznie,
Ania
No i ekstra! Uniform dopasowuje się odo właściciela. PS Powiem Ryfce, ucieszy się!
Mój styl opiera się głównie na trzech kolorach – białym, szarym i beżowym. Uwielbiam łączyć ze sobą te kolory np. biały top, na to szary dłuższy (koniecznie lużny) sweterek i beżowe spodnie do tego czarne szpilki (mają 160 trzeba sobie jakoś radzić :D), żeby całość nie wyglądała ”blado” dodaje do tego kolorowe dodatki (np. w przypadku randki różowa kopertówka) i to chyba jest mój taki nawyk. Nie wyjdę z domu nie mając na sobie bransoletki/ek. Taki jest właśnie mój styl, idealnie sprawdza się do szkoły, na zakupy czy nawet na randkę. Nie mówię, że nie nosze innych kolorów, czasami lubię zaszaleć jak każda kobieta i założyć na siebie coś odważniejszego, jednak te trzy kolory królują w mojej szafie.
ada.adunia@gmail.com
Cenię przede wszystkim wygodę i to w dużej mierze determinuje mój styl. Dodatkowo trochę folkowych elementów (mieszkam w Zakopanem stąd tez głównie góralskich), trochę elementów eleganckich, oprócz ukochanych trampek (mimo swoich prawie 180 cm wzrostu) uwielbiam szpilki oraz naturalne tkaniny i proste, ponadczasowe formy. Opisany przeze mnie dość eklektyczny styl to nie tylko ubrania ale także otaczające mnie wnętrza, a nawet to co kładę na talerzu.
Mój styl w ostatnim czasie stopniowo ewaluował i nie ukrywam, że coraz lepiej czuję się w swoich ubraniach. Kiedyś dużą uwagę przywiązywałam do tego co mam na sobie, jednak tylko pod względem tego czy dana rzecz jest modna czy też nie. Teraz przywiązuję o wiele więcej uwagi do materiałów, krojów i historii firmy z jakiej kupuję ubrania. Lubię wiedzieć że to co mam na sobie prezentuje się nie tylko efektownie z daleka, ale także z bliska wygląda świetnie i tak też na mnie leży. Teraz gdy mam mniej ubrań (nie ukrywam że duży wpływ na to ma Twój blog i to że w ostatnim czasie się przeprowadzałam i przeprowadziłam super selekcje :)), paradoksalnie większą radość sprawia mi 'ubieranie się’ :) Uwielbiam to uczucie kiedy odkrywam zupełnie inne oblicze ubrania które zazwyczaj nosiłam w ograniczonej liczbie konfiguracji. A co do mojego stylu, to duży wpływ na niego ma moje samopoczucie. Równie często noszę eleganckie ubrania (przed rewolucją byłam słynna wśród znajomych ze swojej kolekcji marynarek w każdym możliwym kolorze) i buty na obcasach, jak sportowe buty i jeansy. Liczy się dla mnie to, aby ubranie pasowało do mojego nastroju, tylko wtedy czuję się dobrze w tym co mam na sobie. Może to co napisałam nie jest zbyt odkrywcze, ani ciekawe, ale dzięki temu że wiem że nie mam na sobie przypadkowych ubrań zawsze czuję się piękna, bez względu czy mam na sobie new balance’y i oversize’owy sweter czy obcisłą sukienkę. Styl to obszerny termin i moim zdaniem nie powinien odnosić się tylko do tego co na siebie zakładamy, ale również do samooceny i naszego podejścia do mody. Jeżeli lubimy siebie, bez względu na nasz styl bedziemy wyglądać dobrze w oczach każdego, bo to nie o ubrania tu chodzi a o samoakceptację i pewność siebie :)
Dzięki temu postowi miałam chwilę na bardzo ważne odkrycie.
Czas stawia nas w nowych rolach, co ma wpływ na ubranie. To samo dotyczy różnych okoliczności, sięgamy po różne przebrania. Ale styl to coś uniwersalnego, coś co się ma, co jest w tobie.
Mój styl? Zawsze uważałam, że go nie mam. To takie proste myślenie. W mojej szafie i głowie jest poplątanie: nastolatka i trzydziestolatka, singielka i żona, poważna bizeswomen na spotkaniu i matka na placu zabaw. Ale przecież to samo życie, tak właśnie może być :)
Wiele razy słyszałam w sklepie od koleżanki lub męża „to nie w twoim stylu” albo „weź to, pasuje do ciebie!”. Dopiero teraz widzę, że jednak mam to coś :) Przyglądam się bliżej i doskonale wyłapuję te niuanse, które są tak bardzo moje. :
– starannie wybieram rzeczy, muszą być bardzo dobrze zrobione. Nie lubię „taniości”, co nie ma nic wspólnego z metką, po prostu zwracam uwagę na jakość. Lubię długo cieszyć się swoimi ubraniami.
– szukam siebie w ubraniach. Brzmi dziwnie? A jednak miesiącami potrafię obejść się bez naprawdę mi potrzebnej torebki. Nie kupię przypadkowej. Muszę znaleźć tę, która będzie do mnie pasowała.
– konwergencja – fajne słowo i pasuje mi tutaj. Nie kupuję gotowych przebrań, ale łączę rzeczy w zestawienia, które fajnie się dopełniają i pozwalają połączyć moje wszystkie życiowe role i ten obłęd w głowie. W jednym zestawie jest miejsce na tenisówki, elegancką marynarkę i oldskulowy t-shirt z SH.
Nie lubię zakupów pod wpływem chwili. Uważam, że dobre zakupy to długotrwały proces i rozsądnie planowane przedsięwzięcie. Rzeczywistość zawsze jest inna :) Odkąd pamiętam zawsze na wiosnę z przerażeniem w oczach biegałam w poszukiwaniu umyślonych sobie butów. Podobnie było ze spodniami czy marynarką, bo nagle okazywało się, że czas coś wymienić w garderobie. Dopiero z czasem nauczyłam się kupować rzeczy, które po prostu spotykam i są warte uwagi. Jednak wciąż nie wszystko udaje mi się skompletować takim rozsądnym shoppingiem.
Autentyczny case z teraz. Rok temu urodziłam córeczkę. Jak się łatwo domyślić, przez okres ciąży nie kupowałam zbyt wielu rzeczy. A na urlopie macierzyńskim również niewiele było mi potrzebne. A jeśli coś kupowałam, to tylko dlatego, że potrzebny był większy rozmiar niż zwykle. Tym samym pożegnałam sporą część garderoby, którą oddałam do PCK. Obecnie jestem na etapie powrotu do pracy. Moja waga wróciła w swoje stare miejsce ;) a szafa po tak długim czasie naprawdę woła „nie mam się w co ubrać”. Ostatnie wyjście na zakupy trwało 6h i było cieżką pracą. Naprawdę tak nie da się kupować rzeczy, które mają być moje, ulubione, wyselekcjonowane, po prostu nieprzypadkowe. Z tym co mam teraz mogę przetrwać;) Ale nie mam torebki i co najgorsze wiem, że będę mogę jej szukać miesiącami, dopóki nie znajdę tej mojej, jedynej.
Ciężko mi określić w sposób jednoznaczny swój styl, jego kształt jest obecnie pośrodku tego jak chciałabym wyglądać, a jaki jest stan faktyczny, niemniej jednak staram się osiągnąć jak najlepszy efekt względnie jak najmniejszym nakładem finansowym. Co mnie inspiruje, to prostota w ubraniach Francuzek, ich nonszalancja i brak przesady, trochę włóczykijowatość (sama zresztą użyłaś kiedyś tego określenia z tego co pamiętam? :)). Jestem fanką koszul, zwłaszcza męskich, mam ich kilka w szafie i noszę naprawdę często. Uwielbiam kolorystyczne połączenia nawiązujące do marynarskiego stylu: granaty, błękity, biel, czerń i czerwień, z domieszką brązów i beżów – najczęściej wybieram właśnie te kolory. Mam absolutnie ulubioną lnianą, białą marynarkę odziedziczoną po mamie, czy zielonozgniłą dżinsową kurtkę, kupioną jeszcze w podstawówce, ale jakimś dziwnym trafem noszę ją do dziś i jest dobra :D Najłatwiej chyba mi określić swój sposób ubierania w stosunku do pory roku: wiosną i jesienią jestem włóczykijem, który w lecie zmienia się trochę w romantyczną rusałkę za sprawą zwiewnych sukienek i spódnic. W zimie za to bawię sie w naukowca ubranego w koszule zapięte pod szyję i sweterki w serek. Do tego najczęściej płaskie buty, najlepiej dobrej jakości – przy skłonnościach do ciągłych otarć nie jestem w stanie zdobyć się na bieganie przez cały dzień po mieście w wysokich szpilkach. Zakładam je jedynie od wielkiego dzwonu :) Do tego jeszcze wielka torba mieszcząca znaczne ilości tobołów i jestem gotowa :)
Pozdrawiam Cię serdecznie, jak przeczytałaś do końca – wielki szacun Asiu ;)
Całkiem zapomniałam (albo raczej kłania się moje czytanie ze zrozumieniem): dominika.lach92@gmail.com :)
Pewnie, że przeczytałam, dzięki!!!
Zegarek – należałam do nieszczęśliwych osób z tendencją do nadmiernej punktualności (byciem wszędzie za wcześnie). Odkąd pracuję i muszę rano wstawać, tendencja przechyliła się w drugą stronę. Zbliżam się więc do idealnej średniej życiowej.
Obrączka – ułatwia odpowiedź na niekoniecznie pożądane objawy pożądania.
Kolczyki – mam ich ogromną ilość, wszystkie dobrej jakości, wszystkie „jakieś”, dużo robionych ręcznie przez znajomych, nieznajomych i siebie. Zawsze ważniejsze od ubrania, bo mama mówiła, że noszenie tych samych codziennie, to jak noszenie tych samych majtek ;D
Włosy – w ciągu ostatnich 15 lat miałam 3 razy zapuszczane do połowy pleców i 3 razy ścinane do boba. Teraz znów jestem w fazie „długiej”, a nawet znający mnie od dawna uważają, że „od zawsze” mam włosy po pas. To chyba znak co mi najbardziej pasuje.
A jakby ktoś powiedział mnie 16-letniej, noszącej wyłącznie czarną odzież, że kiedyś jej ulubionym kolorem będzie pudrowy róż, otrzymał by mroczne spojrzenie podkreślone czarną kredką. Tymczasem macham do wszystkich w łososiowej bluzce i pastelowym makijażu :)
P.S. Zawsze zazdrościłam blogerkom i vlogerkom możliwości pozielenia się z kimś informacjami w odpowiedzi na tagi typu „10 faktów o mnie” i w końcu mogłam to zrobić. Dziękuję za tą możliwość, to była duża frajda :)
Haha, to ja dziękuję, super się czytało!
Słysząc słowa „twój styl” najpierw myślę o stylu bycia, dopiero dużo, dużo później pojawiają się ubrania. Pamiętam, jak w piątej klasie podstawówki dostałam od rodziców szerokie jeansy- najmodniejszy ówcześnie model- i poliestrową(!) bluzkę z siateczkowymi rękawami. To był dopiero szał! Gdy poszłam tak wystrojona na szkolną dyskotekę- strój uzupełniając oczywiście najmodniejszą fryzurą sezonu, czyli tysiącem maleńkich warkoczyków- czułam się nie mniej stylowo niż księżna Kate w czasie swojego bajkowego ślubu. Czułam na sobie spojrzenia zazdrosnych dziewcząt, których mamy tego popołudnia nie miały czasu ślęczeć czterech godzin nad wyczarowaniem warkoczykowego koszmarku na ich głowach, i zachwyconych chłopców, bez nawet minimalnych oznak dziewiczego wąsiku powyżej górnej wargi, nad którymi wtedy jeszcze znacząco górowałam centymetrami wzrostu. Ba! udało mi się nawet zatańczyć „wolnego” z DJ-gimnazjalistą (u którego wspomniany wąsik zaczynał już powolutku kiełkować) i udzielić mu swojej pierwszej w życiu uwodzicielskiej odpowiedzi na jego subtelne pytanie, które brzmiało: „Czym się tak wysmarowałaś?”. Zarzuciłam więc zalotnie burzą warkoczyków, subtelnie zatrzepotałam wymalowanymi na błękitno rzęsami i z beztroską typową dla jedenastolatki odrzekłam „Spociłam się!” (zdradziecki poliester). I to wszystko dzięki tej niezapomnianej stylówce! Dziś- całe szczęście- mój styl jest nieco mniej awangardowy, wyrzekłam się także poliestru. Nie mam specjalnej potrzeby wyróżnienia się z tłumu, czy szczególnej chęci afiszowania społeczeństwu swojej osobowości strojem. Lubię spódnice (krótkie!) i sukienki (również krótkie), czarne rajstopy (mój chłopak i brat od lat pisali petycje, by kolorowe zostały bezlitośnie spalone, a że ich bardzo kocham to w końcu uległam) , sweterki (takie, w których każdy guzik jest małym dziełem sztuki) i buty, buty, buty. Wiem, że niektóre kobiety mają bzika na punkcie torebek. Ja swoją pierwszą nabyłam w wieku 17 lat i do dziś noszę jedną do wszystkiego, aż do zdarcia i wymienienia no kolejny uniwersalny (przynajmniej w moich oczach ;d) model. Za to buty mogłabym kupować codziennie (wiem, to tak bardzo nie slow ;c ), ale na szczęście mój studencki budżet mi tego srogo zakazuje. Od jakiegoś roku najczęściej eksploatuje nike freeruny. Wiem, że to buty do biegania, ale tak bardzo lubię je za wygodę, że chęć ich założenia wygrywa niejednokrotnie z tzw. „wyczuciem stylu”- zważywszy na to, że zwykle chodzę w sukienkach. Przynajmniej patrząc na modowe blogi, sportowe obuwie zestawione z mniej sportową resztą, było swojego czasu HOT! połączeniem. Można więc uznać, że wyprzedzam trendy. Nie lubię wydawać dużo pieniędzy na ubrania ( oczywiście za wyjątkiem obuwia!), zwykle więc zaopatruje się w SH. Kiedyś udało mi się nawet kupić w jednym oryginalny sweter od Marrimeko. Mimo, że ja mam go już dość długo, i ktoś przede mną też go używał, sweter wciąż wygląda jak nowy,a kolory są bardzo żywe i wyraziste. Czasem lubię też wskoczyć w bluze i jeansy, posiadam jedną parę „wyjściowych” dresów. Nieodłącznym elementem mojego stylu są kolczyki, które dostałam od babci w dniu urodzin. Małe, złote, z niebieskimi oczkami. Mogłam je założyć dopiero jakieś cztery lata później, ale od tamtej pory się z nimi nie rozstaję. Bez nich czuję się naga. Nie mam ich na sobie tylko wtedy, gdy je zgubię. I choć było już wiele, wiele takich sytuacji zawsze cudem się odnajdują. Wybacz, że trochę zbaczałam z tematu, ale cóż- to także jest bardzo, bardzo w moim stylu ! :)
Pozdrawiam, Kot!
oczywiście jak zwykle roztargniona zapomniałam o e-mailu : venetja@tlen.pl
Kobiecość, kobiecość i jeszcze raz kobiecość. Obojętnie czy wybieram się na uczelnię, randkę czy wychodzę na rolki, staram się wyglądać kobieco i nie zaprzeczam, seksownie. Ubieram się tak dla siebie jak i mojego faceta. I nie mówię tu o wyuzdanych, przykrótkich ubraniach. Zawsze staram się podkreślić, to co we mnie najlepsze. Często zakładam sukienki, spódnice, czy dopasowane spodnie podkreślające nogi. Nie boję się zakładać zakolanówek czy pończoch pod sukienkę. Bielizna jest równie ważna, nawet gdy tylko my ją widzimy. Mimo że bardzo rzadko się maluję, a jeśli już to raczej jest to tylko pomadka czy tusz na rzęsach, to czuję się pewna siebie, właśnie dzięki ubraniom. Dlatego dziewczyny nie bójcie się podkreślać tego, co w Was piękne, a szczególnie kobiece. Dobrze dobrana biała koszula i czarna spódnica może wyglądać bardzo seksownie, tak samo jak dopasowane legginsy do biegania i luźna koszulka!
anieleczka92@gmail.com
Mój styl bywa różny, zależy od mojego humoru i pogody. Lubie koronkowe detale i zakolanówki i duże wełniane swetry. Lubie łaczyć własnie takie swetry z delikatnymi spódnicami lub sukienkami i zakolanówkami. Lubie leginsy bo sa wygodne. Lubie też biały klasyczny t-shirt z jeansami. Czesto nosze ciężkie buty do letnich sukienek.
Mój styl moze nie jest zgodny z kanonami mody.Ale lubie wyglądać dziewczęco lecz z pazurem.:)
Przepis na styl Eweliny
Składniki: (na 1 porcję)
-kolorowe czółenka na średnim obcasie (jeśli przepis sporządzany jest wieczorową porą w grę wchodzi bardzo wysoki obcas)
-spódnica (rozkloszowana/ wzorzysta/obcisła/ bardziej midi niż mini -styl Eweliny jest kobiecy, ale nie wyzywający) lub sukienka – najlepiej z zakrytymi ramionami, ostatni hit sezonu to tzw. “afrykańska sukienka” znaleziona w marokańskim sklepie – o barwach składników zupy warzywnej z hipnotyzującymi graficznymi wstawkami
-koszulka albo koszula – musi komponować się z ingredientem wymienionym wyżej – w sezonie wiosennym kucharka najczęściej decyduje się na swoją jasnobeżowa rozkloszowaną spódnicę połączoną z czarno-białą koszulą w motyw króliczy [ Styl Eweliny inspirowany jest Alicją w Krainie Czarów, dopisek redakcji]
-odzienie wierzchnie – nieodzownie, od lat, marchewkowy płaszczyk z delikatną stójką, kolor rozweseli nawet największego ponuraka lub kraciasta marynarka z szafy Babci – łudząco kojarząca się z Sherlockiem Holmes’em / na dni cieplejsze – delikatna czarna niezapinana koszula z motywem kotwic, perfekcyjnie komponuje się z szarą prostą sukienką [Styl Eweliny inspirowany jest “Moby Dickiem”, dopisek redakcji]
Zamieszać, gdy dojdzie do wrzenia doprawić pomadką w intensywnym kolorze i kroplą ulubionych perfum. Nie przesadzać z biżuterią! Dobry dobór składników bazowych w zupełności wystarczy.
Przepis sugerowany jest osobom finezyjnym i pogodnym. Styl Eweliny to przede wszystkim zabawa kolorami, łączenie “babcinego” z nowoczesnym, zabawa inspiracjami filmowymi i literackimi. Przepis ten nie uwzględnia słów takich jak : trend, fashion, look, hype, must have, sezon.
Smacznego!
ewelajner@gmail.com
Co by nie mówić, gruszkom, klepsydrom i innym tego typu „szczęśliwym” sylwetkom nie zawsze jest do śmiechu, kiedy mowa o ubiorze…
Ja osobiście uważam się za modowego oporniaka, ale jak się okazuje moje otoczenie twierdzi inaczej. Może jednak nadmiar samokrytyki nie jest dobry? W każdym razie, gdybym miała opisać w kilku zdaniach moją garderobę to muszę stwierdzić, że w 90% składa się z ubrań z SH. Jestem zatwardziałą zwolenniczką ubrań z „odzyksu”, uwielbiam sznupać i później śmiać się z miny moich koleżanek, które z niedowierzaniem pytają, w którym to znowu Skarbcu znalazłam taką Perełkę ;-) Co do elementów charakterystycznych dla mojego stylu, to ostatnimi czasy prym wiodą kolorowe żakiety, te bardziej dopasowane i te w kroju męskim. Liczy się kolor, który zawsze stanowi podstawę dalszej stylizacji. Gdyby tego było mało, jestem kolorystyczną maniaczką dodatków w postaci butów i torebek. Stąd wieczna wymówka na kolejną nową torebkę w szafie. W końcu „konwergencja” musi być. Od jakiegoś czasu bawię się również w projektantkę biżuterii, więc na każdą okazję znajdzie się w szkatułce jakaś błyskotka pasująca kolorem do butów i żakietu. Z racji mojej wspomnianej wcześniej cudownej sylwetki, nie jestem zwolenniczką obcisłych ubrań, w których czuje się jak ekspozycja sklepu mięsnego i to w złym tego słowa znaczeniu. Stąd moje zamiłowanie do luźnych mgiełek, koszul i najmodniejszych w tym sezonie bluzek oversize. Ale jak we wszystkim liczy się umiar, dobrze dobrane rurki, ewentualnie podkreślające kształty legginsy to mój „must have” niezależnie do panujących trendów. w takich zestawieniach ukrywam to, czego za dużo, a eksponuje to co mój Ukochany uważa za mój największy atut ;-)
kalinka_89@vp.pl
Prawdę mówiąc mój styl łatwo określić (choć nie wiem czy jest się czym chwalić) jest to styl: na leniwca.
Ilekroć otwieram szafę, biorę pierwszą rzecz, która znajduję się w zasięgu ręki (lub też po prostu z niej wypadnie) i do niej dopasowuje zgrabnie pozostałe części garderoby. O dziwo, wbrew pozorom – końcowy efekt zazwyczaj jest przyzwoity, przynajmniej tak twierdzi mój chłopak. (Czasem co prawda miewam podejrzenia, ze mówi tak, bo musi, ale jednak wolę wersję, że mój luzacki styl za każdym razem go oczarowuje).
Ulubiony zestaw, w którym często się bujam to sportowy, wygodny look, a więc nieśmiertelne dżinsowe rurki, top z ciekawym printem w stylu pop-art oraz trampki. Dodatki stanowią zegarek w kolorze jakże modnego pastelowego błękitu (czy tez „baby blue”) i kolczyki – wkrętki, które lubię za to, że jeszcze nigdy ich nie zgubiłam (w przeciwieństwie do wielu innych typu kolczyków, których jedna sztuka często w niewiadomych okolicznościach znika z mojego ucha). Zegarek o którym wspomniałam jest prezentem od mojej wspaniałej siostry na urodziny, tym bardziej więc stał się moim 'stylowym’ dodatkiem.
Ubieranie się „na leniwca” polecam z całego serca: nigdy nie przechodzę stresów przed szafą, sekretem jednak jest wyczucie co z czym łączyć, na szczęście mi się jakoś to udaje :)
mail: jasminajustyna@gmail.com
Mój styl to moja historia opowiedziana w kilku ubraniach, wspomnienia zaklęte w każdej z części garderoby, wiadomość, ktorą wysyłam na zewnątrz, zaproszenie do tego, byś mnie poznal. Powstaje w wyniku wsłuchiwania sie w siebie, zmienia w miarę jak dojrzewam. Każdy element jest przemyślany – styl ubierania, to sposob na wyrazenie tego, kim naprawdę jestem i przełamywania międzyludzkich barier. Bransoletka z kolorowego sznurka dodana do eleganckiej wizytowej sukienki to komunikat: „Nie boj sie, poznaj mnie, jestem normalna dziewczyna”. Sportowe buty do garnituru mówią: „Przelamuje konwencje, nie boje się wyzwań, jestem gotowa do działania”. Rozbity ekran telefonu to świadectwo tego, ze potrafię radzić sobie w najcięższych, nawet kryzysowych, sytuacjach i nie wydaje pieniedzy na zbędne rzeczy. Moj styl to coś więcej niz kilka ubrań złożonych w modelowe zestawy. Mój styl to ja.
kaluzna.roksana@gmail.com
Ja najbardziej lubię luźny, wygodny styl. Kocham sukienki i spódnice, ale ze względu na jeżdżenie rowerem do szkoły zakładam je rzadziej niż bym chciała. Lubie kolorowe, rozkloszowane kiecki, a w tym roku planuję kupić maxi spódnicę. Lubię swetry, sweterki, kardigany. Zimą noszę grube rajstopy, kozaki i ciemne sukienki. Uwielbiam połączenie bieli i czerni oraz wzory graficzne jak np. paski. Ponadto uwielbiam do wszystkiego i zawsze nosić kolorowe chusty.
mariazmuda@o2.pl
Styl, który najbardziej cenię i z którym się identyfikuję to styl KLASYCZNY. Łączy w sobie wszystkie cechy, które najbardziej w nim lubię:
C – comfortable
L – luxury
A – amazing
S – simple
S – stylish
I – imperishable
C – clear
Chyba nie muszę więcej wyjaśniać :) Jak powiedziała Coco Chanel „moda przemija styl pozostaje”. Nie staram się podążać za jednosezonowymi trendami, ponieważ, one co chwila się zmieniają. Najczęściej wybieram ubrania ponadczasowe, dobrze skrojone oraz z wysokojakościowych tkanin tj. koszule, marynarki, jeansy, sukienki czy płaszcze, które sprawdzą się w każdej sytuacji i w których zawsze będziemy wyglądać dobrze.
Lubię zarówno proste, monochromatyczne stylizacje z barwną biżuterią, torebkami czy butami jak też kolorowe, wyszukane koszule w najdziwniejsze wzory. W modzie bardzo cenię wygodę, dlatego wyobrażam sobie swojej szafy bez trampek, czarnej ramoneski w rockowym stylu, białej koszuli, swetra, kurtki jeansowej, czy torby shopper bag, która pomieści wszystkie książki i notatki potrzebne na studiach. No i ulubiony element biżuteryjny – zegarek.
Często inspiruję się męskim stylem, uwielbiam luźne męskie t-shirty, zazwyczaj te pożyczone od brata, w połączeniu z boyfrindami i conversami, a w bardziej eleganckim wydaniu koszule z muszką, cygaretki oraz oxfordy lub szpilki.
Gdy nie mogę znaleźć w sklepach ubrania, które sobie wymarzę, siadam przy komputerze, projektuję swój wzór, zamawiam tkaninę i szyję, przez co ubrania stają się wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju.
Dużą przyjemność sprawia mi poszukiwanie ubrań w second-handach, gdzie można znaleźć naprawdę wyjątkowe rzeczy za niską cenę i bardzo dobre gatunkowo. Nigdy nie zmienię zdania, że można się fajnie ubrać za małe pieniądze. To nie pieniądze są w modzie ograniczeniem tylko nasza wyobraźnia i przekonania.
Modę najbardziej kocham za to, że nie ma w niej totalnie żadnych ograniczeń!
Możemy łączyć przeróżne style, damski i męski, nowoczesny i vintage, sportowy i elegancki, ubrania drogie od największych projektantów z tańszymi wyszukanymi w second-handach, niezliczone wzory, kolory, faktury i fasony! Jedyne ograniczenia, które stają na naszej drodze, to te, które sami sobie narzucamy.
Pozdrawiam,
aga.c223@gmail.com
Witam cieplutko:)
Chętnie podzielę się z wami moim stylem , a wię tak:
Jestem osobą troche nie z tej epoki zaczynając od tego,że nie kupuję niczego w sieciówkach(no może z dwie rzeczy na rok jak akurat trafią w mój nieznośnie wybredny gust).Nie robię tam zakupów ponieważ w każdym sklepie jest to samo,ktoś sobie wymyśli że teraz modne są ćwieki i takchodzą wszyscy pooblepiani albo ta „moda”na krzyże.
Czasem uieram się w second handach ale głównie to sama sobie wymyślam ubrania i szyję je również sama.
Jestem zakochana w modzie z dawnych lat(nie jestem w stanie określić z ktorych mniej wiecej poniewaz wyciągam to co najbardziej mi odpowiada z wszystkich po trochu).To co z nich wyciągam to PRAWDZIWĄ KOBIECOŚĆ I KLASĘ,brzydzę się”stylem” „plastików”,które piękno i magię kobiecości przetwarzają w kicz,to przerażające tym bardziej dlatego,ze Mężczyźni chcac nie chca widza na ulicach takie”boginie kobiecosci”przez co maja potem zły obraz kobiecości.
Opiszę mój przykładowy strój:
Koronkowa,rozkloszowana sukienka w kolorze waniliowym,góra w kształcie gorsetu,pomarańczowe usta,loki z stylu Rity Hayworth generalnie stawiam na delikatnosc i grację.Prowadzę aktywny tryb zycia wiec moj ubior musi byc dopasowany do sytuacji,np.
babciny sweter w moim ulubionym waniliowym kolorze(mam tylko kilka takich rzeczy spokojnie-ale to chyba dlatego ze tak trudno znalezc taki material tak to czuję,że moja milosc do tego koloru zle by się dla mnie skonczyla:p)sweterekten jest w sliczne perełki gdzie niegdzie do tego kok z wypełniacza i spodenki np.białe koronkowe(nie lubię laczyc kolorow,wole jeden a druga rzecz ma zawsze jakis „niewidzialny kolor”:P)do tego jazzowki,co do bizuterii to lubię tylko bransoletki,zegarki i nie noszę drogich dodakow-są to zawsze prezenty,pamiatki z roznych miejsc-moja bizuteria nie jest ani piekna ani brzydka -sa pamiatkami z roznych chwil w moim zyciu ktore sa piekne i to one tworza piekno tej bizuterii.Zawsze mam na sobie kazda z tych sentymentalnych bransoletek.Lubię kapelusze i okulary przeciwsloneczne-taka mała obsesyjka :p mam ich mnuuustwo.I koniecznie perfum.
Mój styl to brak stylu. Noszę to co akurat jest czyste/akurat mam ochotę ubrać i pasuje do aury za oknem.
mail: karrolkie@gmail.com
Nie ubieram się. Przebieram się. Każdego dnia mogę być kim zechcę: Dziewczyną z Korpo, która z dress codem jest trochę na bakier, ale przynajmniej się stara, w małej czarnej (zawsze za krótkiej). Stylową Rowerzystką w kwiecistej sukience. Małą Córeczką w rozciągniętej piżamie, gdy wracam do rodzinnego domu na (zawsze za krótki) weekend. Wanna-Be-Hipsterką w szalonych dresowych spodniach uszytych na miarę (a więc dobrej długości). Punktów stycznych? Zero. Nada. Pomieszanie z poplątaniem.
Może więc wcale tego stylu nie ma. A może, przewrotnie, właśnie jest, jedyny w swoim rodzaju.
lulilu@op.pl
Gdy myślę o sobie, to pierwsze słowo, które mi się nasuwa, to „zagracenie”. Minimalizm to stanowczo nie moja działka! Nie oznacza to bynajmniej, że zakopuję się pod wielką stertą gratów – po prostu lubię gdy jest kolorowo, fakturowo, eklektycznie. Jest kilka elementów, bez których nie wyobrażam sobie siebie. Podstawą codziennej Justyny są (kolejność zasadniczo przypadkowa, nie umiałabym wybrać jednego elementu dominującego): trzy zegarki (dwa sprezentowane przez członków rodziny, równocześnie pokazują strefy czasowe, w których owi członkowie się znajdują, plus stara Montana, wyłączona z wyboru, żeby pamiętać, że nie wszystko muszę mieć zaplanowane), brązowy pasek i gumka do włosów na drugiej ręce (jestem chora, gdy nie mam pod ręką czegoś do spięcia mojej chmary włosów), wisiorek z kopertą (kolejny prezent, ale ma też podwójne znaczenie – od ponad 8 lat piszę i odbieram listy z moją przyjaciółką. Ciekawostka – poznałyśmy się przez internet!), trampki (wygoda przede wszystkim!) i broszki (od kilku lat jestem ich wielką miłośniczką i zawzięcie je nabywam oraz tworzę). Chociaż jako dziecko byłam chłopczycą, to teraz preferuję sukienki i spódnice, oprócz tego uwielbiam marynarki, koszule, ogromne swetry i… pidżamowe spodnie (chociaż to raczej w wersji wieczorowej). W moim codziennym stylu najważniejszy jest chyba jednak twórczy recykling. Większość rzeczy jest wtórnie przetworzona – czasami jest to tylko skrócenie bądź zwężenie danej rzeczy, często jednak zdarza się, że spódnica powstała z obrusu, a nowa sukienka z zasłony. Głównym wykonawcą tych przeróbek jest moja mama i to dla niej należą się największe podziękowania za to że, po pierwsze, nie wyrzuca mnie za drzwi, gdy przychodzę z kolejną rzeczą do przerobienia, a po drugie, że pokazała mi, że wszędzie, nie tylko w materiałach, tkwią całe masy potencjału i nieodkrytych historii!
Super motyw ze strefami czasowymi! I super mama!
Dla obserwatora z zewnątrz mój styl byłby pewnie bardziej zmienny niż pogoda w kwietniu, jednego dnia luźny sweter mający udawać sukienkę, drugiego spódniczka w romantyczne nadruki, trzeciego podarte spodnie do eleganckiej góry, ale ja sama twierdzę, że każda rzecz, która mi się spodoba na tyle by nie tylko ją kupić, ale i potem nosić dopóki się nie rozpadnie ze starości, jest właśnie w moim stylu. Przy powiększaniu garderoby, co robię równie często w lumpeksach jak w popularnych sieciówkach, bardziej niż na kolor, fason czy nadruk na ubraniu zwracam uwagę na jego jakość, materiał z którego zostało wykonane, oglądam uważnie szwy, bo kiedy już ta piękna sukienka, spodnie czy choćby zwykły t-shirt skradną moje serce, chcę mieć pewność, że zagoszczą w mojej szafie na naprawdę długo. Chociaż w moim przypadku to tylko taki zwrot, bo moje ubrania nie oglądają zbyt często szafy, a to z dwóch powodów. Po pierwsze mam tendencję do noszenia na okrągło tych samych ubrań, chociaż dzięki odpowiedniemu dobieraniu dodatków, czego nauczyłam się dopiero niedawno, za każdym razem wyglądam trochę inaczej. Dzięki Twojemu blogowi już wiem, że wpisuję się w slow modę :) No a po drugie, choć pewnie nie powinnam się tym chwalić, jestem najwyraźniej wyznawczynią teorii „krzesło to nowa szafa”, a przynajmniej tak tłumaczę niepojmowalną nawet dla mnie tendencję do odkładania/przewieszania/rzucania rzeczy na krzesło. Paradoksalnie jednak jestem zawsze doskonale zorientowana w zawartości takiej kupki, tymczasem w szafie mogę czegoś szukać dobre kilka minut, a nigdy nie dorobiłam się szafy na tyle dużej, by usprawiedliwiało to tak długie poszukiwania ;)
Wracając do samego stylu, jedną z moich naczelnych zasad jest inwestowanie w płaszcze i torebki, zawsze wybieram ponadczasowe modele, dzięki temu całość wygląda porządnie i schludnie nawet jeśli akurat mam na sobie podarte dżinsy (obowiązkowo z podwiniętymi nogawkami, taki nawyk) i koszulkę z punkowym nadrukiem. A ciągnie mnie od paru lat do takich stylizacji, oj ciągnie… Ale tak jak już wspominałam wcześniej, rzeczy muszą być świetnej jakości, szczególnie jeśli mają wyglądać na znoszone i zniszczone. Poza (celowo) za dużymi swetrami, bluzami i koszulkami z nadrukami, przetartymi dżinsami i ciężkimi butami, składającymi się na moje ulubione stylizacje „właśnie zmierzam na koncert ulubionej gwiazdy rocka”, chętnie wybieram także romantyczne spódniczki w kwiaty, często z delikatną koronką podszytą od spodu. Koronki kupuję za grosze w pasmanteriach, a potem ciocia przyszywa je na maszynie. Czasem też coś skróci, albo wytnie na przykład szeroką gumę w pasie. W ten sposób przerobiłam już całkiem sporo rzeczy, upolowanych za grosze gdzieś na dnie całej sterty ubrań z nowej dostawy w lumpeksie, bo zakochałam się w wzorze czy w jakimś detalu, choć od razu wiedziałam, że reszta będzie wymagała przeróbki. Owe delikatne spódnice czy sukienki bardzo lubię nosić z grubymi wełnianymi swetrami. A na wierzch wieeeelki wełniany płaszcz, mający talię w miejscu gdzie akurat zapnę stary skórzany pasek (podpatrzyłam kiedyś na jakimś francuskim filmie i od razu musiałam wypróbować na sobie!) lub gdy jest cieplej parka, przywieziona z Londynu, zaraz po tym jak straciłam już nadzieję na znalezienie modelu w wymarzonym przeze mnie odcieniu zieleni. Albo klasyczny trencz, w stylu Burberry. Buty staram się dobierać do pogody, choć nawet późną wiosną noszę jeszcze moje ukochane bikery. Duża torba na ramię, na drugim druga, płócienna z pięknym nadrukiem i książkami w środku, czasem mój ulubiony czarny kapelusz na głowę i w drogę! Do tego obowiązkowo biżuteria, choć nigdy za dużo, a najczęściej za wszystkie ozdoby robi stary zegarek mojej Mamy, na brązowym skórzanym pasku. A, jeszcze jedno. Niedawno zauważyłam, że im bardziej „niechlujnie” się ubieram, tym chętniej starannie maluję usta pomadką w odcieniu ciemnej czerwieni, chyba staram się w ten sposób zachować równowagę :)
Pozdrawiam :)
paulina.picinska@wp.pl
Ekstra! Pamiętasz może co to był za film?
Stałym i zdecydowanie najbardziej charakterystycznym elementem mojego codziennego stylu jest biżuteria. Nie chodzi jednak o jakiekolwiek błyskotki ale o biżuterię ze srebra. Starą i z duszą. Dla mnie to nie tylko przedmioty użytkowe, lecz też hobby, kolekcja tworzona przez lata. Każdy element oprócz wartości materialnej (bo często nie są to tanie skarby) posiada wartość sentymentalną, historię. Kiedy wychodzisz z domu w pierścionku, o którym wiesz, że ma ponad sto lat i przetrwał dwie wojny światowe, nie ma możliwości, by nie czuć się w jakiś sposób wyjątkowo czy nawet uroczyście. Nawet jeśli dopełnieniem stylizacji są jeansy i koszula. Już od pewnego czasu zauważyłam, że tym właśnie stały się dla mnie ubrania. Dopełnieniem. Ubieranie zaczynam od rytuału wyboru biżuterii. Wyjątkową biżuterię trzeba odpowiednio eksponować. Lubię proste, klasyczne ciuchy. Najczęściej jednolite, bez nadruków. Wzory pojawiają się w mojej szafie rzadko, a jeśli już to są delikatne i kwiatowe.
Minimalistką nigdy nie będę, już się z tym pogodziłam. Mimo tego coraz bardziej idę w kierunku slow fashion. Kiedy zaczęłam studia nie ominęło mnie zachłyśnięcie się sezonowymi, sieciówkowymi wyprzedażami (bliskość galerii handlowych i pierwsze własne pieniądze w większej ilości). Obecnie ubrania kupuję głównie w second handach. Mam swój absolutnie ulubiony, z rzeczami z krajów skandynawskich. Jeśli szukam czegoś konkretnego, przeszukuję vinted, szafę i allegro. Najczęściej znajduję. Nie zliczę ilości swapów, na których byłam. Duża część moich ubraniowych ulubieńców pochodzi właśnie z tego typu imprez. Właściwie w normalnych sklepach kupuję jedynie jeansy. Niesamowicie cieszy mnie fakt, że sieciówki już na mnie nie zarabiają, czuję się też idealnie niezależna od chwilowych mód. Wiem, to taki lekki snobizm :)
Pozbywam się wszystkiego, co wydaje mi się nieidealne. Ubrań, które choć piękne, nie leżą na mnie dobrze. Tych za krótkich, za długich, z materiału, który mi nie odpowiada czy też tych, w których po prostu nie czuję się sobą. Niektóre rzeczy nieidealne własnoręcznie przerabiam. Mają dla mnie dzięki temu dodatkową wartość, pamiętam o czasie, który im poświęciłam. Najczęściej noszonym przeze mnie elementem garderoby jest beżowy trencz z Bik Boka, który znalazłam niedawno w SH. Mam wrażenie, że pasuje do wszystkiego. Często noszę sukienki , najczęściej rozkloszowane. Wybieram klasyczne, kobiece kroje. Lubię dobrze skrojone koszule z jedwabiu, zestawione z jeansowymi rurkami. W szafie mam też cały stos spódnic. Buty i torebki – głównie ze skóry naturalnej, ewentualnie wygodne ekotorby.
Klasyczne ubrania uzupełniam mniej klasycznymi dodatkami. Uwielbiam wszelkie folkowe akcenty, szczególnie kwiatowe hafty (w mojej garderobie można je znaleźć na chustach, paskach czy torebkach). Na drugim miejscu są dodatki w stylu retro, takie jak bogato zdobione cekinami ozdoby do włosów, błyszcząca kopertówka, chusty obszyte koralikami czy t-bary. Ostatnią kategorią są dziwactwa. Zdarza mi się zapałać ogromną miłością do przedziwnych rzeczy, wynalezionych głównie w SH lub też na strychach czy piwnicach krewnych dalszych i bliższych. Muszę też przyznać, że zupełnie nie robi na mnie wrażenia, co świat sobie o mnie pomyśli. Może dlatego znajoma kiedyś (chyba nawet z lekkim przekąsem) stwierdziła: „Ty nie musisz się tym przejmować, jesteś przecież na zupełnie innym levelu mody”. Taki więc mój styl, inny level odporny na mody, ozdobiony niedzisiejszą biżuterią, za to bezkompromisowo mój :)
pozdrawiam!
katharsiss@vp.pl
Coś jest w tym Bik Boku, ja mam stamtąd zamszową kurtkę, którą noszę non stop od lat.
Wydaje mi się, że moje ubieranie się ma wspólny mianownik pt „spódnica”. Mam ich sporo i różnych rodzajów i tak naprawdę ubieram się pod ten element garderoby. Najpierw wybieram spódnicę, a potem przyjmuję styl, który ona narzuca. Gdy zakładam spódnicę jeansową, cała reszta jest luźna i nawet jeżeli to koszula- to oversize. Gdy zakładam spódnicę w kwiaty, cała reszta jest romantyczna, albo w bardziej hippisowskim stylu. Gdy zakładam długą gładką spódnicę- na górę również gładką bluzkę. Gdy myślę o moim stylu, nie potrafię powiedzieć słów w rodzaju elegancki/luzacki/babciowaty/wygodny/kobiecy/męski bo ubrania w każdym z tych rodzajów mam i zakładam w zależności od nastroju i potrzeby. Gdy myślę o swoim stylu, to jest to dyktatura spódnic- styl spódnicowy:)
Jaki jest mój styl ? To jedno z trudniejszych pytań na jakie kiedykolwiek musiałam odpowiedzieć. Głównie dlatego, że zawszę muszę mieć gotową odpowiedź na każde pytanie natomiast tutaj w głowie pojawia mi się tysiąc myśli. Mój styl jest bardzo niesprecyzowany. Ma na niego wpływ dosłownie każda błahostka jaka mi się przydarzy. Film, piosenka, zdjęcie, pogoda, miejsce…To wszystko wpływa na to jak danego dnia się ubiorę i jaką rzecz kupię w sklepie. Ostatnio z samego rana sprawdziłam wiadomości i znajomy podesłał mi nowy zespół – Vacationer. A ja (miłośniczka muzyki rockowej od wielu wielu lat) zakochałam się w nim (te długie wakacje dziwnie na mnie wpływają) i doszłam do wniosku, że tworzy on tak pozytywną muzykę, że od razu świat stał się o wiele piękniejszy. Jak i mój ubiór gdyż wśród tej bijącej czerni w mojej szafie udało mi się znaleźć białą sukienkę (co wiązało sie z ogromnym wyzwaniem ukazania równie rażącej bieli moich nóg, ale co tam!), jasne trampki i urocze okulary w kształcie serduszek. Natomiast historia oglądania filmu Submarine sprzed dwóch tygodni nie jest już tak wesoła i spowodowała u mnie natychmiastowe przygnębienie i odszukanie mojej ukochanej czarnej koszuli oraz jeansów. Jednak niezależnie od mojego humoru i docierających do mnie bodźców w mojej szafie jest kilka rzeczy które mają swoje honorowe miejsce i są podstawą każdego mojego stroju. I oczywiście mówię tu o moich kochanych trampkach za które dziękuję każdego dnia. Krótkie, długie, czarne, białe, czerwone, niebieskie – bez różnicy, trampki to trampki czyli najlepsze, najwygodniejsze i najpiękniejsze obuwie na całym świecie! A nic nie potrafi wydobyć z nich całego piękna tak jak kurtka skórzana i ciekawe okulary. Chodź swojej szafie mam tylko dwie skórzane kurteczki są one niezastąpione. Natomiast okulary to już inna półka cenowa wiec możemy poszaleć i tych mam już siedem. Całość mojego stroju dopełnia makijaż w którym stawiam zazwyczaj na ciemniejsze oczy i lżejsze usta ( chyba, ze dotyka mnie moje lenistwo i nie mam siły na wykonanie tej ciężkiej czynności jaka jest rysowanie kresek – wtedy stawiam na usta bo to nie wymaga wysiłku ) oraz burza sięgających 3/4 pleców ciemnobrązowych włosów. uwielbiam ubrania z sh, zwłaszcza te które uda mi się upolować z metką, nowiutkie po zdecydowanie niższej cenie. A możemy tam znaleźć naprawdę przepiękne rzeczy które zawsze wpasują się w mój nastrój. Bo tak jak już mówiłam (pisałam) , często oglądam przeróżne filmy i wywołują one u mnie naprawdę różne reakcje…. DZIWNE reakcje. Chodź nigdy jeszcze nie miałam ochoty na przebranie się w średniowieczną suknie. Gdy byłam młodsza uważałam, ze świat jest zły i ubierałam się na czarno ( i miłość do tego koloru pozostała mi do dziś), chodziłam w martensach i koszulach. Dzięki Bogu trochę podrosłam, zmieniłam się i na początku klasy maturalnej doszłam do wniosku, ze powinnam ubierać się bardziej klasycznie. Ale i to było niewykonalne… A dlaczego? Pewnie dlatego, ze jestem kobietą. Do tego bardzo nieuporządkowaną, leniwą, czerpiąca inspirację z wieeelu rzeczy. I to sprawia, ze mój styl jest bardzo niesprecyzowany. Ale myślę, że to właśnie jest dopełnieniem mojej osoby. Bo każdego dnia mogę zaskoczyć świat czymś nowym i to mi się podoba.
* Bardzo przepraszam za wszelkie wstawki i dopowiedzenia. Nie potrafię się bez tego obejść. ;)
Witam..jaki styl pytacie?
Odpowiadam wygodny…taki dopasowany do figury, lat, temperamentu…taki, który można zestawiać z sobą w rożne formy, na rożne okazje..taki, w którym nie brakuje czerni i bieli i kolorów, tych ulubionych…taki jak ORANGE…wciąż ten sam..a wydaje się być ulepszony…:-)
Jestem chłopakiem więc mój styl jest bardzo prosty. Chociaż wiem że z drugiej strony chłopaki dbają o swój wygląd bardziej niż kobiety. Nie jestem typem dresiarza lub kogoś innego. Jestem po prostu sobą.
Uwielbiam ubrania w których czuję się dobrze. Najbardziej to jeansy jakaś koszula lub koszulka. Lubię luźne bluzy. Nie pogardzę też spodenkami ;) (Dobrze też się czuję w garniturach)
Lubię się czuć swobodnie w tym co mam na sobie. Nie noszę żadnych dodatków bo ich nie lubię. Rzadko zakładam zegarki chyba że mi pasują do ubrania. Moja „stylówa” jest dla mnie i nikomu nie muszę się podobać. Może z wyjątkiem dziewczyn :)
Uwaga! Pilnie poszukiwana groźna złodziejka rzeczy nietypowych! Po braku konsekwencji w dobieraniu ofiar należy sądzić, iż jest osobą szaloną, zaleca się więc szczególną ostrożność.
Lista jej ofiar oraz skradzionych od nich przedmiotów:
• szykowny starszy pan: szelki, tweedowe okrycia wierzchnie, muchy oraz krawaty sztuk kilka (ponoć stosuje je zamiast długich pasków na ramię w torebkach)
• brytyjska dżokejka-tradycjonalistka: frak, sztyblety
• Simza (Sherlock Holmes): pół szafy z zawartością
• wiktoriańska sofa: całe żakardowe obicie, które skończyło jako jej kamizelka (i nie tylko)
• Oscar Wilde: aksamitne marynarki i fraki, zamiłowanie do mody, tulipan z butonierki
• Hinduska-zmarzluch: spory zapas grubych tłoczonych chust
Jeśli gdziekolwiek widziałeś kobietę, która konwergentnie połączyła ze sobą kilka z wyżej wymienionych łupów, jak gdyby nigdy nic na siebie wkładając – zgłoś to niezwłocznie na adres janoszukula@gmail.com
„Masz bardzo konsekwentny styl” – rzekła koleżanka z roku, pochwaliwszy uprzednio moją długą, powłóczystą sukienkę. „Bo mam konsekwentnie grube nogi” – odpowiedziałam.
Ta krótka wymiana zdań dość dobrze ilustruje problem mojego stylu. Ubrania mają mi służyć , sprawiać że ładnie wyglądam i komfortowo się czuję. Noszę więc długie przynajmniej do kostek spódnice i sukienki z miłych w dotyku materiałów. Zakrywają mankamenty mojej figury, pozwalając jednocześnie czuć się kobieco. Przyzwyczaiłam się do miękko opadających na nogi tkanin i już prawie nie chodzę w spodniach. Jakoś mi niewygodnie.
Poza tym płaskie buty, bo mam terenową pracę, która wymaga szybkiego przemieszczania się. Wysokie obcasy byłyby niepraktyczne, a w połączeniu z długą spódnicą mogłyby nawet okazać się zabójcze.
Lubię skóry, skórzane torebki, worki, plecaki. Nigdy nie kupuję dodatków z tzw. skóry eko, kojarzy mi się z ceratą i zawsze mam wrażenie, że psuje cały efekt, czyni go tandetnym. Często poluję na torby w serwisach aukcyjnych i lumpeksach. Naprawa starej skórzanej torby i nadanie jej nowego blasku często kosztuje więcej, niż sama torba, nierzadko i tak zbyt wysoko wyceniona przez różnych „handlarzy vintage”. Jestem jednak próżna i poczucie, że moja rzecz jest wyjątkowa sprawia mi przyjemność. Moje rzeczy są ze mną długo. Nie lubię zbieractwa, ale część z nich na pewno zachowam, nawet kiedy przestanę ich używać. Może za kilkadziesiąt lat trafią w gust mojej córki i wnuczki?
W końcu moje najlepsze spódnice to te, w które nie mieści się już moja własna babcia.
Mój styl to melanż! I niemyśle tu o wiecznej imprezie, bo jestem zagorzałą domatorką, która uwielbia śniadania w gronie przyjaciół, a na imprezach czuję się raczej nieswojo. Myślę bardziej o typie tkaniny lub wełny, który łączy różne kolory nitki w jedną całość. Mój styl to właśnie taka mieszanka: nitka sportowa- szara, nitka różowa – dziewczęca, nitka błękitna-casualowa. Moja nienawiść do różu w dzieciństwie, przerodziła się w silne uwielbienie w okresie studiów. Kolor Barbie towarzyszy mi głównie w akcesoriach (różowe, platikowe buty w kolorze gumy balonowej) i ożywia szare bluzy i jasne dżinsowe boyfriendy (liczba par: 4 sic!). Moja szafa nie ma zorganiwowanej struktury, nie kupuję must have, kupuję must wear – kiedy czuję, że przyjemność z noszenia danej rzeczy będzie powodowała, że przeglądanie się w witrynie sklepu w biegu na autobus wywoła uśmiech. Taka zbieranina wygodnych rzeczy w połączeniu z kilkoma uroczo-słodkimi dodatkami, fuksjową szminką i wysokim niechlujnym kokiem – to kwintesencja mojego stylu. I tak myślę teraz że, z tej różowo-szaro- błękitnej włóczki w byłby całkiem ładny sweter.
Na co dzień pilnuję swoich kiecek ;-)
I panuje u mnie oficjalna dress-codowa sukienkowość i spódnicowość wielka.
Jednak, kiedy mam tylko chwilę dla siebie, kiedy zamykam za sobą drzwi biura, staram się jak najszybciej wskoczyć w moje ulubione jeansy.
I jak tylko pogoda na to pozwala- dołączam do nich sznureczkowe japonki.
W każdym razie, dla mnie, mimo tego, że już nie jestem ryczącą dwudziestką ;-) najważniejszy jest akcent marynarski.
Po prostu love marinara! Pod każdą postacią.
Niezależnie od pory roku- musi być coś, co będzie stanowiło akcent marynarski- czy to koszulka w paski, czy torba stylizowana na worek, czy bransoletki z kotwicą, albo z szeklą jako zapięciem.
Lubię dzięki temu- choćby sprawdzając godzinę na zegarku- spojrzeć sobie właśnie choćby na bransoletkę z jakąś marynarską przywieszką.
Dzięki temu od razu przypominam sobie ten najlepszy czas spędzony na wodzie, i od razu też planuję kolejne wyprawy do Beauforta wrót, by zdobyć North-westowe przejście.
By wyznaczyć sobie własny szlak, własną drogę pośród różnych zdarzeń, by do swojego portu kiedyś zawinąć.
veronica.szd@gmail.com
Od lat mam swój styl. Nigdy nie założę rzeczy, która jest szalenie modna, ale do mnie nie pasuje lub mi się nie podoba. Kieruję się tylko i wyłącznie własnym gustem, bo uważam, że najważniejsze jest to, abym świetnie się czuła w swoich stylizacjach, a nie to, żebym podobała się innym, a miała wrażenie, że jestem przebrana za kogoś, kim nie jestem.
Lubię się wyróżniać z tłumu, więc w mojej szafie królują intensywne kolory, w których jest mi do twarzy, bo mam jasną karnację. Uwielbiam dżins, bo jest wygodny i pasuje do wszystkiego. Wybieram niebanalne, zwracające uwagę dodatki. Jeśli bluzka jest jednokolorowa pozwalam sobie na coś krzykliwego, a jeśli nie, idę w kierunku minimalizmu, bo staram się być ubrana z klasą, a przesada z góry ją przekreśla.
Niedawno widziałam dziewczynę, która miała gęste, jasne włosy zwinięte w niedbały kok, bardzo delikatny makijaż, zwykły biały podkoszulek i dżinsy, z których jedną nogawkę podwinęła. Na stopach miała trampki. Jej stylizacja mówiła, że kocha wolność, swobodę i luz. Wyglądała tak fantastycznie, że aż się za nią obejrzałam.
Też lubię, gdy moje ubranie właśnie to o mnie mówi, bo taki mam charakter. Ciuchy powinny go wyrażać i opowiadać poprzez najmniejsze detale o tym kim jesteśmy. Napis na t-shircie, bransoletka, torebka… Wszystko powinno być idealnie dopasowane do naszej osobowości. Mam nadzieję, że udaje mi się wyrazić moją poprzez stylizacje.
W Każdym dniu czuje się inaczej, potrzebuje ciągłych zmian i odrobiny szaleństwa. Dlatego swój styl oparłam na palcie kolorów. Mieszając i nakładając barwy i faktury tworze ciekawe połączenia wywołujące różnorodne emocje. Począwszy od bieli przechodząc do turkusu po kobalt, purpurę i granat wybieram i kreuję swoje codzienne ubraniowe zabawy. A gdy nie mam ochoty na kolorowe zestawiania bo dopada mnie melancholia to na szczęście są fantastyczne broszki i nietuzinkowe nakrycia głowy, które poprawiają mi nastrój, dodają czerni lub szarości nowego życia. Z prawie każdą częścią garderoby wiąże się ciekawa historia lub zdarzenie z mojej codzienności, a moja artystyczna dusza lubiąca bujać w obłokach jest integralną częścią mojego stylu…
Moim charakterystycznym znakiem są czapki, niegdy nie wychodze z domu bez czapki, mam ją albo od razu na głowie, albo w sportowej torbie. Na początku robiłam to z powodów czyto zdrowotnych, ale teraz stało się to nieodłącznym elementem mojego ubioru, każda moja czapka jest zrobiona z innego materiału na każdą pore dnia i daną porę roku. Ale wszyscy moi znajomi kojarzą mnie po mojej piżdzącej, można żec żulerskiej zielonej czapce. Gdy tylko taką widzą od razu wiedzą że to ja :)
Mój styl określiła bym jako sportowy i przede wszystkim wygodny, czasem dodaje elementy rockowe lub glamour. Ale udaje mi sie zazwyczaj że wszystko współgra :D Ciągle eksperymentuje, bawie się i kombinuję. Moim ulubionym połączeniem są męskie koszule w kratkę z skurzaną kurtką. Lubię mieć na sobie coś z męskiej garderoby, dzięki temu czuje się silniejsza. Pełno na mnie czerni, ale nigdy nie brakuje chociaż jednego kolorowyego akcentu. Zazwyczaj wyglądam lekko dziwnie, ale to dlatego że czuje się tak także w środku ;)
Mój styl jest takim dokładnym odzwierciedleniem mnie – dwóch zupełnych rozbieżności, które jakimś cudem zupełnie mi nieznanym spotykają się gdzieś w środku. Bo widzisz to tak, że kocham muzykę poważną, a z drugiej strony słucham właśnie jakiegoś dziwnego miksu indie i elektro, nigdy nie wiem czy mam większą ochotę na pastę z suszonymi pomidorami czy muffiny czekoladowe z kremem, jestem absolutnie zakochana w jedynym w swoim rodzaju klimacie filmów Woodego Allena, ale nie wyobrażam sobie nie zobaczyć najnowszych X-menów, którzy właśnie są w kinach. Kocham taką pawią kolorystykę – szmaragdową zieleń, głęboki granat i fiolet, ale też uwielbiam czystość połączenia czerni, bieli i czerwieni. Nigdy nie umiałabym zdecydować kawa czy herbata. Zatem mój styl jest taki trochę elegancki – jak na przykład mój czarno-beżowy trencz, w którym czuję się trochę jak Sherlock Holmes i za to kocham go tak bardzo, z drugiej zupełnie na luzie – nie ma butów wygodniejszych niż conversy zakładanych nawet do sukienek. Czasem kocham koronki, piękne hafty, najlepiej te uczynione przez babcię albo mamę, czasem T-shirty z Batmanem. Czuję się lekko naga jeśli nie mam na sobie mojego klasycznego srebrnego zegarka i kilku srebrnych pierścionków z którymi łączy się oczywiście milion historii, ale lubię łączyć to z jakimiś zwariowanymi kolczykami, które często są pamiątkami z różnych wyjazdów. Oczywiście cała reszta zależy jak najbardziej od humoru w jakim się obudzę, jeśli strój cały ciemny to pewnie jakiś większy naszyjnik, cudowna bransoletka z pirackiego (!) miasteczka we Francji albo chustka kolorowa, o tak chustki jak najbardziej pożądane są zawsze. Jeśli jednak poszaleję z kolorowymi ubraniami to biżuteria staje się zbędna, jako dodatek pozostają może czerwone usta? Jedna zdecydowanie niezmienna sprawa to moje szalone długie włosy, które nigdy nie jestem pewna czy postanowią być lekko falowane czy może nagle całkiem proste, ja się do tego nie mieszam, zostawiam im tę wolność, a co. No dobra fajnie to brzmiało, że jedna niezmienna, ale pominęłabym jakże ważne czarne kreski i perfumy, których psiknięcie kończy każdą stylizację, nawet te tworzone w pośpiechu, gdy biegam z kawą od pokoju do łazienki.
Podzieliłabym to na akapity jakieś, ale jakiś taki rozpisany bezdech mi wyszedł, że nie znalazłam miejsca dobrego, zatem zostawiam Cię z tym potokiem słów, a sama idę na moją spóźnioną 5 o’clock tea :) Miłego czytania, dobrego weekendu!
P.S. Dzięki za odkrycie Escape Roomu w Warszawie! teraz już wiem, że muszę się tam wybrać koniecznie i natchnęło mnie to do zorganizowania czegoś takiego w moim mieście, na razie w formie mobilnej, ale zobaczymy co będzie dalej ;)
O super! To trzymam kciuki, daj znać jak ruszysz:) Co to za pirackie miasteczko?
Mój strój musi przede wszystkim reprezentować mnie – najlepiej, żeby nie było w nim elementów, które noszą wszyscy. Uwielbiam lato, bo wtedy mogę sobie pozwolić na noszenie moich ulubionych brązowo-czarnych wzorzystych pumpów. W zimie jest mi baaardzo zimno, więc cały czas chodzę w grubych swetrach. Lubię elementy punkowo-rockowo jak arafatka czy trampki. Lubię zabawne rzeczy na przykład czarną koszulkę z dinozaurem. Mam już 20 lat, więc nie wszystkie dziecinno-zabawne rzeczy mi pasują, ale lubię, kiedy koszulka wyraża moje myśli. Jednego dnia jestem chłopczycą, drugiego dziewczyną. Mój strój to moje emocje. Nie potrafiłabym iść do sieciówki i zapłacić za ciuch, który mają wszyscy. Poza tym, nie wyobrażam sobie dać tak dużo pieniądzy za beznadziejną jakość i cierpienie ludzi, którzy to uszyli. To straszne, że ktoś daleko od nas tak bardzo cierpi, a my tu w Europie robimy z kilku szmatek wielką modę. Ubieram się tylko w lumpeksie (nową kupuję tylko bieliznę itp.) i prawdą jest, że są tam też rzeczy z sieciówek, ale wybieram mniejsze zło. Poza tym często znajduje tam rzeczy z Włoch czy Anglii. Czasem można też znaleźć ciuchy od projektantów. Nie chodzi o to, że patrzę na metkę, ale wiem, że ciuchy uszyte w dobrych warunkach, ze starannie dobranych materiałów, starczą na o wiele dłużej, niż chińskie rzeczy z bazarku. Nie mam jasno określonego stylu. Lubię po prostu rzeczy, które są inne, Ostatnio moimi faworytami są: wspomniane pumpy połączone z dżinsową koszulą bez rękawów, lużny warkocz pleciony na jedną stronę, bransoletki w tym jedna wielkokolorowa wygrzebana po jakichś 12 latach, koszulka z Johnnem Lennonem i Yoko Ono, kolorowa torba, która wygląda jak bransoletki zrobione ze sznurków.
nk_wwb@interia.pl
Mój styl to przede wszystkim prostota, ale też dobre jakościowo ubrania i dodatki. Nie rozstaje się z moją skórzaną kurtką z Mango, która wypłukała mój portfel, ale jest genialna. Moja szafa jest pełna białych t-shirtów, które pasują do wszystkiego i są mega uniwersalne oraz koszul w ciekawe wzory (najnowsza w motylki jest genialna). Z dolnej części garderoby: klasyczne czarne rurki, boyfriend Levis 501 lub szorty. Dobrze sie czuje w takim wydaniu, ale jednak zawsze wszystko przełamuje ciekawymi dodatkami. nigdy nie rozstanę się z moją torebką od Margiela, która jest już troche zniszczona, ale to działa na plus. Wymieniam ją czasami na czarną skórzaną torebkę Vagabond lub szaloną w panterkę z Reserved. Na nogi: conversy, lordsy, workery lub szpilki, wszystko w klasycznym czarnym wydaniu. Z innych dodatków: moje uzależnienie okulary :serduszko: i biżuteria (srebrna, może jestem dziwna, ale złota nie lubię). Czasami zaglądam do vintage shopów lub do ubrań mojej mamy z lat ’80. Najbardziej marzy mi się, żeby ktoś szył wszystko specjalnie dla mnie, byłoby niepowtarzalnie i w 100% po mojemu. Myślę, że najważniejszym elementem mojego stroju jest UŚMIECH, bo to on sprawia, że każda stylizacja wygląda genialnie. Chyba wyglądam ok, bo na ulicy co chwile ktoś się za mną ogląda (i to nie tylko faceci). A ta cała moja prostota, przełamana czymś oryginalnym jest całkowitym zaprzeczeniem mnie – szalonej artystki, ciekawej świata dziewczyny, która uwielbia fotografować i… jeździć quadem po błocie.
Mój styl jest w chwili obecnej dosyć mocno ograniczony finansowo, ale to nie znaczy, że jest nudny, czy brzydki :) od zawsze uwielbiam kupować ciuchy w ciucholandach i nawet, gdybym miała teraz więcej pieniędzy, to bym z tego w życiu nie zrezygnowała! Moja szafa to w 90% procentach rzeczy z ciuchów. nic mnie tak nie cieszy, jak super rzecz kupiona za śmieszne pieniądze. Do tego oczywiście te rzeczy są dużo lepsze jakościowo, niż nowe. Zazwyczaj. Bo kupuje tylko takie, które wyglądają jak nowe i mam sporo sprawdzonych miejsc w Krakowie, a nawet zaprzyjaźnione Panie sprzedawczynie. Mój styl się zmienia. Cały czas. Pod wpływem wielu blogów, internetu, czytania różnego rodzaju tekstów i oglądania zdjęć, wciąż ewoluuje. Opróżniłam szafę znacznie, chciałam mieć tylko to, co naprawdę lubię i w czym chodzę i to fakt, że czuję się z tym dużo lepiej, spokojniej i szczęśliwej. Nauczyłam się kupować tylko takie rzeczy, które naprawdę mi się podobają i naprawdę wiem, że będę je nosić i są to zakupy tanie, acz przemyślane :D a buty kupuje już tylko skórzane :) zmienił mi się trochę styl, bo zostałam mamą. Muszę się póki co wciąż nosić trochę luźniej, ale to mi się spodobało i przy tym zostanę. Obcisłym rzeczom mówię już nie. No chyba, że mała czarna, o taka to mi się marzy, dopasowana, bardzo seksowna mała czarna… ale musi trochę czasu najpierw upłynąć i trochę nadmiaru skóry z mojego brzucha odejść ;) zmieniłam styl odrobinę, bo zmieniłam styl życia i pracę. Nie jestem już kelnerką, muszę się ubrać bardziej elegancko ;) kocham najbardziej długie spódnice, ażurkowe rzeczy, koronki, sukienki, mój styl to mieszanka stylu hipisowskiego (z miłości do tych czasów i tej muzyki), retro i rustykalności, a to wszystko łączę tak, żeby było całkiem elegancko :) mój styl to kobiecość, zwiewność, ale taka bardziej romantyczna kobiecość, nie wyzywająca, lecz delikatna. Lubię mój styl :) lubię dobrze wyglądać! I bardzo lubię mieć rzeczy, które coś dla mnie znaczą, które są skądś przywiezione, które są od kogoś. Taki jest mój styl :)
Mój styl jest taki jak ja. Cichy i spokojny. Zakrada się niepostrzeżenie do rzeczywistości czernią, szarością, granatem. Zimą bezpiecznie i przytulnie okrywa się wełną. Latem łapie oddech lekką bawełną i wymagającym lnem. Jesień kocha najbardziej, jak ja, więc pozwala sobie na szaleństwo szalikowo-rękawiczkowo-czapkowo-kapeluszowe. Wiosna każe mu nieco wysubtelnieć, dlatego flirtuje z seledynem i kwiatami, ale nieśmiało, bo wciąż kocha czerń i szarości. Czasem coś głośniej powie kobaltową koszulą albo pudrowym płaszczem. Krzyknie od czasu do czasu czerwonymi szpilkami i miedzianozłotą torebką. Pozwala czerni błyszczeć wieczorami i od zawsze kocha się w małych czarnych. Które zostają również po nocy, na śniadanie i obiad… Lubi mi czasem przypomnieć, że siła jest kobietą i ukrywa gdzieś szare, obszerne swetry, wyciąga porzuconą małą… niebieską i maluje mi usta czerwoną pomadką. Jest stały w uczuciach, więc rzadko ulega powabom nowości. Przeciwnie, chętnie sięga pamięcią wstecz i z łezką w oku dotyka lenonek z lat 70. i dżinsów z młodości mamy. Czy chciałby się zmienić? Pytam go czasem. Tylko po co? Przecież się lubimy.
Mój e-mail: gornikowska.j@gmail.com
Witam! Joasiu gratuluję Ci świetnych wpisów na blogu. Chociaż nie komentuję to jestem stałym bywalcem i muszę przyznać, że można naprawdę wiele ciekawych rzeczy przeczytać. Bardzo fajny pomysł na prasówki. Być może ktoś stwierdzi, że to jest wazelina lub coś, bo konkurs. To nieprawda! Nie ma w tym co piszę ani grama kurtuazji! Mój komentarz do konkursu opisujący mnie będzie długi i nie wiem czy go przeczytasz do końca, ale nadzieja umiera ostatnia. Nie udzielam się tutaj, bo widzę głównie kobiece grono. Nie myślcie sobie, że jestem kimś w stylu Conchity Wurst lub innych osób (z całym szacunkiem). Jestem normalnym człowiekiem, ale bawiącym się swoim stylem ubierania.
Uwielbiam każdego dnia o poranku wstawać i wymyślać swoje męskie stylizacje na dany dzień do pracy, spotkanie, chilloucik lub na zakupy. Lubię przełamywać stereotypy i łączyć ze sobą oryginalnie kolory. Jestem również osobą wyznającą tą samą zasadę co Joasia, czyli wolę mniej ubrań kupić, ale doskonałej jakości, by nie zniszczyły się za chwilę. W sumie to znam się trochę na tym, bo miałem do czynienia z krawiectwem, więc łatwo mi podczas zakupów wyhaczyć niedoskonałości. Ale nie schodzę z myśli przewodniej tego komentarza, bo wtedy powieść powstałaby. Niemniej jednak moim stałym elementem/detalem jest zegarek lub bransoletka męska, która jest dopełnieniem całej stylizacji. Moim stylowym nawykiem jest zawsze dobieranie kompozycji od t-shirtów/koszuli następnie spodni aż dochodząc do obuwia i dodatków. Zawsze pory roku wiosna/lato napawają mnie ogromną pozytywną energią i pozwalają całkowicie zaszaleć w „lekkich ubraniach”, gdzie mogę naprawdę zaszaleć z kolorami. Lubię być awangardowym i tworzyć swój nurt w ubiorze. Mimo, że jestem młodym człowiekiem kocham iść własną ścieżką i bawić się modą, a nie kopiować jak wiele innych osób kompozycje z telewizji, internetu lub gazet. Nie chcę kłamać, że nie inspiruję się nimi, ale do tworzenia własnych. Zawsze staram się dobierać maksymalnie trzy kolory w stylizacji, by była schludna i przejrzysta. W okresie wiosennym uwielbiam nosić lekkie koszule ze świetnymi kolorowymi jeansami i do tego kolorowym obuwiem. Spodnie to z reguły męskie rurki, a koszule typu „slim”. Latem zaś są to spodenki również kolorowe, koszula i bardzo stylowe okulary przeciwsłoneczne i kapelusz. Często do tworzenia własnego stylu kieruję się tym co jest w danym sezonie modne, jeśli chodzi o kolory, ale czasami od tego zupełnie odbiegam i unowocześniam np. styl ubierania się z lat 80-90 i jakby to powiedzieć „przeformatowuję” na współczesne. Uważam, że tak naprawdę w komponowaniu ubrań ogranicza nas własna wyobraźnia. Można mieć miliony pomysłów i komponować jak muzyk piosenkę swój odmienny styl. Zawsze staram się być kreatywny, a każdego poranka budzę się pełen pomysłów jak się ubrać na dziś. W strojach wizytowych lub na specjalne okazje również staram się nieprzesadnie dodawać kolory i tworzyć modną elegancję. Często staram się przeglądać w internecie, co jest aktualnie na topie i próbować czasem ( jeśli mi się podobają) wkomponowywać do swoich stylizacji pewne elementy. Czasem mówię, że to jest trochę jak puzzle – żeby ułożyć obrazek to trzeba połączyć ze sobą pasujące do siebie fragmenty. Tak samo jest z ubiorem, każda część (spodnie, koszula, nakrycie, obuwie, dodatki) muszą do siebie pasować, a nie gryźć się. Jeśli myślicie, że jestem osobą przeciętną typu dżinsowiec i koszulka, to mylicie się. Może na co dzień bywa, że tak chodzę, to często staram się nie tylko od święta zakładać coś zupełnie innego. Uwielbiam nosić marynarki i mam ich wiele w różnych kolorach i krojach plus do tego fajna koszula lub t-shirt i extra spodnie materiałowe i że tak powiem słitaśne buty. To moje najbardziej ulubione połączenie, ale to nie znaczy, że chodzę tak codziennie. Trudno określić mój styl, chyba że jest taki, który określa się „szalony”. Każdego dnia noszę inne połączenie, choć nie myślcie sobie, że mam miliony ubrań, bo tak nie jest. Po prostu staram się każdego dnia inaczej dobierać, że raz dany element jest gwiazdą, a raz dopełnieniem. Czasami kupuję t-shirty z pięknymi sentencjami opisującymi mnie dokładając do tego ciekawego kroju spodnie i buty pokazując jaki jestem. Pewnie nieład w mojej wypowiedzi, ale naprawdę mógłbym napisać wiele o sobie i jestem naprawdę człowiekiem (nie chwaląc się, bo tego nie lubię robić, gdyż wyznaję zasadę, że niech inni Cię pochwalą) pełnym pomysłów i tak naprawdę trudno za mną nadążyć. Jedno wiem, że nie lubię męskich rzeczy w kolorze różowym, bo dla mnie jest bardzo tandetny. Czerń? Zakładam jak muszę lub wymaga tego okazja. Na co dzień zdarza się, że jest jeden element czarny lub szary, ale nie dominuje, gdyż po prostu byłoby za smutno. Lubię dawać/zarażać nie tylko poprzez słowa/osobowość, ale też przez stylizacje dużo pozytywnej energii. Bardzo zwracam uwagę na szczegóły i dodatki w swoich kompozycjach, bo uważam że one czasami zmieniają bardzo wiele. Rodzaje kołnierzyków w koszuli (stójka, kent, wykładany, włoski itd.), odpowiedni zegarek, czasem nawet portfel (bo kiedy wyjmuję kartę czy płacę to nie może on być passe i psuć wszystkiego, dlatego jest taki u mnie uniwersalny), poszetka, torba (u mnie też często jest niestandardowa) itd. Nie staram się dążyć do tego co pokazują kolorowe czasopisma, lecz torować własną ścieżkę i łączyć pewne rzeczy, które na pozór wydają się niemożliwe do zrobienia w sposób bardzo niekonwencjonalny. Zdarza mi się samemu też coś przerabiać, by niektóre ciuszki wyglądały jeszcze lepiej. Uwielbiam też nosić fajne sweterki w kolorze jasnego brązu, fioletu lub innych, byle nie czerwone i dość ostre kolory. Staram się zawsze ukrywać swoje niedoskonałości i odwracać od nich uwagę. Dobieram ubrania takie, które pasują do mojej sylwetki, która jest trójkątna. Po prostu mówię, że moda to jest dobry sposób na pokazanie siebie – swojego wnętrza.
Mam nadzieję, że moim komentarzem zainspiruję wielu mężczyzn, choć tutaj nie jest chyba ich zbyt dużo, ale także kobiety do tego by wyrażały siebie i bawiły się w takie modowe puzzle, bo to jest nie tylko dobra zabawa, ale także mnóstwo zadowolenia z tego, że się doskonale wygląda, szczególnie kiedy słyszycie te słowa od bliskich dla Was osób.
Pozdrawiam autorkę bloga i wszystkich czytelników, a szczególnie czytelniczki :)
Mam 21 lat i mam poczucie harmonii w sposobie mojego ubierania się. Takiej „kompatybilności”(a może nawet konwergencji? ;)) z moim organizmem, potrzebami i charakterem. Intuicyjnie skompletowałam garderobę w niekrzykliwych barwach – w nich najbardziej komfortowo i bezpiecznie się czuję. Biel, czerń i szarość dominują w mojej szafie. Ostatnio zaintrygował mnie tutejszy wpis o analizie kolorystycznej. I co się okazało? Jestem Zimą – czy to nie takie kolory najbardziej mi pasują? :) Co definiuje mój styl? Gdy wychodzę z domu, czuję się dobrze w tym, co mam na sobie. Tak, kupuję na wyprzedażach. Ale nie jestem typowym „łowcą promocji”. Zawsze dokładnie analizuję, robię przegląd szafy, sprawdzam, co będzie mi potrzebne w nadchodzącym sezonie. Szukam na metkach napisu 100% cotton. I wiecie co? To działa. :) Dziś jestem w stanie ubrać się na każdą okazję spośród tego, co mam w szafie. Krótkie spodenki? OK, ale z powiewającą na wietrze koszulą i sandałkami. Luźne, wzorzyste, czarno-białe spodnie? Dobra, ale zwężane w łydce, bo jestem szczupła i wysoka, a w większości wyglądam jak w rozciągniętej piżamie. :) Do nich dobieram biały T-shirt z ćwiekami na ramionach, który wpuszczony w spodnie i lekko zbluzowany choć trochę podkreśli figurę i dodatkowo nie wychudzi:) Nie przeginam jednak z kolorami, jeden akcent kolorystyczny mi wystarczy, tak samo mam z wzorami. Nie pomyślcie sobie jednak, że nie noszę sukienek. A i owszem, nie pogardzę. A jak wyglądam dziś? Jest pochmurno i pada, więc mam czarne rurki, czarne sportowe półbuty, biały wcześniej wspomniany T-shirt i pikowaną, szarą marynarkę w fasonie a la Chanel z lamówką z sztucznej skóry. Do tego ukochany wisior z grafiką kota (upolowany na targach rękodzieła) – trochę taki z niego (czytaj Kota) czarno-biały introwertyk, podobnie jak ze mnie. :) Co jeszcze? Kolorowe, delikatne bransoletki – sama je robię! Poza tym, długo wyszukiwane okulary z brązowymi grubymi oprawkami, delikatny makijaż, obowiązkowo zadbane, dzisiaj winnoczerwone, paznokcie, no i rozpuszczone, długie, naturalne włosy. Ktoś powie: „nudno”, a ja wolę powiedzieć, że przemyślanie i „po mojemu”. Ważne, że ja czuję się ubrana, a nie przebrana. A komplementy najbliższych i nie tylko, utwierdzają mnie w przekonaniu, że inni też dobrze czują się w moim towarzystwie. A spotkanie najlepszej przyjaciółki, która na mój widok drze się przez cały uczelniany kampus, że ładnie wyglądam – bezcenne. :)
Pozdrawiam,
Magda
Mój styl zmieniał się razem ze mną i zmienia się nadal. Uwielbiam blogi modowe i bardzo się nimi inspiruje. Nie mam jednego ulubionego, jedne cenię za minimalizm, a w drugich podoba mi się przepych i bogactwo. Jedyne co utkwiło mi w głowie, to zawsze chciałam się wyróżniać strojem. W podstawówce wyglądałam jak kolorowy ptak rodem z lat hipisowskich z mnóstwem bransoletek i koralików na rękach i szyi. W gimnazjum wyróżniałam się typowym stylem pensjonarki. W liceum stawiałam na klasykę – biała koszula, jeansy, i kolorowe swetry. Na studiach zaraziłam się cięższym stylem, który łączyłam z klimatem boho i tak mi zostało do dzisiaj. Z biżuterii prawie zrezygnowałam. Zawsze noszę kolczyki, które nie pamiętam skąd mam i wisiorek handmade od Aife z merrymeet.me. Lubię mieć na sobie ubrania, które są unikatowe i tutaj chcę podziękować mojej mamie, która od małego ubierała mnie w ciucholandzie, co czynię teraz ja. Wtedy wiem, że nie zobaczę na ulicy dziewczyny w identycznej sukience niż moja. Mój codzienny styl też zazwyczaj jest przypadkowy, w sensie, że przeważnie rano się śpieszę, ubieram na siebie przesłowiowe 'byle co’, a podobno wyglądam jak milion dolarów ;) To czysty przypadek. Mam po prostu wyczucie smaku ;) Widzę też (po miejscu w którym pracuje), że niektóre osoby 'naśladują’ mój styl i otwarcie o tym mówią. To naprawdę fajne uczucie :)
jeszcze mail – dominika_r@interia.eu
Wychodzę z założenia, że styl powinien poniekąd odzwierciedlać duszę/charakter/osobowość, stąd moje stylizacje są różne – zależnie od nastroju. Jestem osobą żywiołową, słucham metalu ( choć, nikt mi w to nie wierzy patrząc na mój styl, bo nie jestem typowym metalowcem ;) ), miewam też melancholijne nastroje, jak i lubię od czasu do czasu postawić na wygodę i przejść się w dresie. W szafie mam dużo eleganckich ubrań, znajdzie się w niej również kilkanaście z pazurem jak i zwyczajnych dresów. Ciężko mi opisać mój styl, w każdej stylizacji musi być coś charakterystycznego, i tak na przykład do małej czarnej zakładam trampki i skórzaną czarną ramoneskę, czy do szarych spodni dresowych dobieram krótki czarny bądź neonowy top i złoty łańcuch na szyję. Bywa też tak, że jestem przykładną elegancką bizneswoman w szpilkach, spódniczce i szykownej bluzce / bądź w damskim garniturze. Stawiam na różnorodność, bo utarte trzymanie się jednego schematu jest wg mnie nudne. Co prawda patrząc na idealną Ditę, jej styl nigdy mi się nie znudzi, jest kobiecy, a ona sama z wiekiem kwitnie. Tymczasem ja lubię eksperymentować, bawić się stylizacjami, podpatrywać innych i wcielać swoje często oryginalne pomysły w życie. Moda to temat rzeka, można tutaj puścić wodze fantazji i bawić się, a fakt, że sprawia mi przyjemność zgłębianie tajników, podążanie za trendami, przerabianie ubrań i strojenie się czyni ze mnie osobę żywiołową i pełną pasji, która poświęca się swojemu hobby i pasji :)
Zapewne będę mało oryginalna, ale moim ukochanym kolorem jest czerń, a nauczyła mnie tego moja mama, która odkąd pamiętam była moją inspiracją. Zawsze jej szafie znaleźć można było wszystko co czarne, co łączyła z bielą i od święta z fioletem. I to właśnie przekazała mnie, cała moja szafa to wielka czarna dziura z kilkoma plamami bieli, musztardowego i kobaltu, kolory które wydają mi się najodpowiedniejsze, a po za tym to moje ulubione kolory! Nic szczególnego ale moje oko zawsze cieszy. ;) Myślę, że takie klasyczne i proste rozwiązania są najlepsze!
pat.michalska93@gmail.com
Joasiu, myślę, że mój styl można określić jednym słowem jako „kobiecy”. W mojej szafie nie znajdziesz zbyt wielu par spodni, przeważnie noszę je aż do zdarcia (co trwa dość długo), po prostu nie czuję się w nich dobrze i szczerze mówiąc to katorga jeśli jestem zmuszona je założyć na jakieś wyjście. Za to kocham spódnice. Mam mini,midi,maxi, jasne i ciemne, ołówkowe i takie z koła (te najbardziej lubię nosić). Do tego zwiewne koszule lub obcisłe, basic’owe bluzki. Mam też masę sukienek, przeważają te szerokie, oversize’owe lub po prostu z szerokim dołem. Takie ubrania są dla mnie wygodne i nie muszę myśleć co ubiore, jak co dopasować itd. mogę wrzucić na siebie którąś z sukienek, rajty, płaszczyk, ulubione buty i gotowe. W sumie mój styl zmienił się po pójściu na studia (wcześniej często chodziłam latem w obcisłych szortach z wysokim stanem, leginsach, dłuższych swetrach czy koszulkach ze street’owymi nadrukami), zrobiłam wtedy szaloną jak dla mnie rzecz – czyli obciełam moje długie włosy na tzw. pixie cut i po prostu dopasowałam styl do fryzury (wiem, że być może śmiesznie to brzmi, ale tak to było). Nie ukrywam, że czuję się teraz dużo lepiej i pewniej, a co jest fajne i miłe – zauważyli to też moi znajomi. Dużą inspiracją i pomocą był też videoblog Radzkiej – dzięki niej dowiedziałam się, że jestem figurą typu „gruszka” i dopasowałam do siebie takie ubrania (głównie sukienki i spódnice właśnie), w których nie wstydzę się wyjść, czuję się dobrze sama ze sobą :) i po prostu jestem szczęśliwa. Też blog Radzkiej – zainspirował mnie do noszenia wzorów i kolorów innych niż czarny, już się tego nie boje, dlatego znajdziesz w mojej szafie i paski, i kratę oraz pełno kwiatowych wzorów (mam do nich słabość, w sumie to myślę, że już ich za dużo w mojej szafie). Na większe wyjścia noszę też opaski do włosów (pewnie przez zmianę fryzury i licealną fascynację Blair Waldorf), a co do biżuterii jestem trochę sroką i lubię złoto, głównie na szyi (no, ale wiadomo- co za dużo to niezdrowo!). Co do butów to oczywiście lubię obcasy, ale ostatnio, gdy dość dużo chodzę pieszo – doceniam sportowe obuwie, ale najlepiej czarne i niekrzykliwe. No i kończąc.. zawsze jest ze mną wielka torba, bo fotografia to moja pasja, więc muszę mieć miejsce żeby zabrać aparat. Naprawdę, tak jak wcześniej napisałam – słowo kobiecy (czasem też dziewczęcy) wydaje mi się idealne do opisania mojego stylu, no i jego podstawą jest moja fryzura oraz to, że czuję się teraz zdecydowanie bardziej atrakcyjnie i komfortowo!
Pozdrowienia :)
Ostatnimi czasy stałam się fanką szycia i tak sobie kombinuję, co by tu uszyć (a potem ubrać). Wymaga to troszkę więcej wysiłku niż zakupy, ale później rozpiera mnie taka duma, że coś sobie sama „wyprodukowałam”. Oczywiście nie zawsze jest to idealne. Często jakaś nitka wystaje, coś się układa inaczej niż to było pierwotnie w moich planach, ale za to jest oryginalnie. Poza tym uwielbiam mieć w swojej szafie coś niepowtarzalnego, coś co wyróżni mnie z tłumu. Najczęściej wygląda to tak, że dopiero kiedy zobaczę materiał w sklepie pojawia się jakaś inspiracja. A później po prostu daję się ponieść!
Czasem w pędzie codzienności gubię gdzieś potrzebę „wyglądania” – ciekawie, atrakcyjnie, interesująco. Myślę jednak, że niezależnie od tego, zawsze jestem sobą w tym, co na sobie noszę; nawet jeśli nie zainspirowałabym nikogo do ubrania się w podobny sposób. Koszula z niedbale podwiniętymi rękawami, dopasowane dżinsy, czarny luźny materiałowy komin na szyi (z czułością nazywam go „łachem”) długie proste włosy. Wiem, że nie brzmi to spektakularnie, ale to cała ja. W szafie mam kaszmirowy sweter z ciuchlandu i i poliestrową bluzkę z poliestru – nie jestem doskonała, ale gdzieś w tym zalewie ubrań, szmat i świecidełek znajduję siebie i te parę rzeczy, które mam w szafie. Największą przyjemność sprawia mi myśl, że nie przychodzi mi do głowy żadna osoba, z którą chciałabym zamienić się na szafy.
sowulla@gmail.com
„poliestrową bluzkę z sieciówki” miało być. niby wcześnie, a już chyba zmęczona jestem : )
:)
Ubiór – zazwyczaj jak najprostszy. Teraz: jasne dżinsy, biała koszula, żółte, skórzane marynarskie buty (uwielbiam je! niby klasyk, ale tą słoneczną żółcią przełamany), opalenizna (naturalna :)), luźno związane włosy. I mogłoby to być nudne i nijakie gdyby nie pewien szczegół, coś, bez czego czuję się 'goła’ i po prostu muszę mieć: pierścionek z rubinem, który dostałam od Mamy na 18-te urodziny. Ona dostała go od swojej babci na swoje 18-te urodziny. Co było wcześniej – nie wiem. Ale ten pierścionek daje mi +100 do poczucia siły, pewności siebie, spokoju, wyjątkowej stałości. Prosty, elegancki, wyjątkowy dla mnie. Od przedszkolaka za nim wzdychałam :)
Narzucam bordową pikowaną kurtkę i idę na spacer :)
Ooo, cudnie, też taki skarb mam i wiem jak działa!
Pytanie o mój „styl” sprowokowało mnie do wyciągnięcia starych albumów ze zdjęciami, żeby przejrzeć jaką drogę ( po fakcie stwierdzam- przez mękę:P) przeszłam wraz z moimi ubraniami. Sto lat temu w podstawówce, jako małej grubasce, było mi wszystko jedno co wciągnę zarówno do zjedzenia jak i do ubrania, niestety:P więc mamy tam żółtsze niż słońce rybaczki elastyczne, które i tak w kościele pękły mi na tyłku (to akurat prawdziwa historia..), pomarańcze, zielenie, normalny szał krojów i kolorów. Do pewnego czasu było mi to obojętne, aż wyszło na jaw, że jestem gruba:P po tej obserwacji (ciekawe czemu tyle czasu mi to zajęło!) przyodziałam worki! Dieta, dieta, prawie wychudzenie, wtedy nadszedł czas na czarności i czerwienie, jak na prawdziwą anorektyczną anarchistkę przystało (największe poczucie zażenowania do dziś? Top siatkowy czary a pod nim czerwony stanik, że też mama tak mnie z domu wypuszczała!). To było w gimnazjum. W międzyczasie byłam jeszcze hipisem z megaaa szerokimi dzwonami, które dodatkowo poszerzała mi babcia materiałem w kwiaty oczywiście. Chwilowa fascynacja hip-hopem po obejrzeniu „8mili” z dresami z tak szerokimi nogawkami, że trzy nogi w jedną to za mało. Potem studia, kiedy to za bardzo chciałam być na bieżąco ze wszystkim, przez co zagubiłam gdzieś to co mnie kręci, a nie co kręci się na wybiegach.
A teraz? Jako dojrzała dziewczyna (:P) mogłabym powiedzieć: CZARNO to widzę! Uwielbiam wszystko co czarne, długie, luźne, wiszące. Taki trochę mroczny boho-hipisowy styl:P Lubię jak warstwy materiału (razem z moimi włosami:D) powiewają na wietrze! Uwielbiam frędzle, bo czuję się w nich jak na wiecznych wakacjach. Więc poza tym, że zazwyczaj łączę czarny z czarnym ( w porywach szaleństwa szarym, a już jak chcę być ekstrawagancka- białym), pozwalam sobie na wszystko w kwestii biżuterii! Mieszam przypadkowo wszystkie bransoletki o różnych kolorach i z różnych materiałów, więc kokardki, wstążki, rzemyki, koraliki, wszystko, razem i oddzielnie, prawie do łokcia albo pojedynczo. Totalny chaos, ale uporządkowany przeze mnie:D Kamienie i pióra też kocham! W ozdobach oczywiście :D Buty to zazwyczaj botki, a jak upał nie pozwala to trampki albo baleriny. Raczej prosto, bez wyskoków. A najchętniej to cały rok bym chodziła w ogromnym, grubym czarnym swetrze, legginsach i grubych skarpetach, ale niestety wychodzi słońce i zbliża się lato. Trochę się rozpisałam, a mogłabym jeszcze to ciągnąć bez końca, ale mam litość dla Twoich oczu, tyle tych komentarzy, ale wiele fajnie się czyta!
Ściskam gorąco i życzę powodzenia w czytaniu! <3
Karolina (zdjeciopisze@gmail.com)
PS dzięki temu, że coś sobie popisałam poznałam jak się pisze słowo hipis! zawsze myślałam, że przez dwa pe!
Ha! :)
Na co dzień liczy się wygoda i prostota, więc moje ubrania często przypominają te, skradzione z szafy chłopaka. Nie ma miejsca na sztuczne materiały, dlatego w lato można zobaczyć na mnie szlachetnie pomięty len, a zimą wtulić się w kaszmir upolowany w lumpeksie. Jeśli ma się pojawić jakaś biżuteria, to musi być ona masywna i surowa w zestawieniu z ubraniem typu „druga skóra”, bezlitośnie podkreślającym moją niechęć do cukru.
kazik_kazik@o2.pl
Jaki jest mój styl? Chyba taki, jak ja sama. Nieokreślony, nieprzewidywalny, bywa chaotyczny. Moja codzienność to wąskie jeansy, proste koszulki i marynarki. Taki biurowy mundurek. Do tego koniecznie dobrej jakości, skórzane buty. Koturny, baleriny i botki. Lubię buty, bardzo :) Lubię też torebki i to mnie wyróżnia. Duże i małe, kolorowe jak ptaki i te minimalistyczne, na łańcuszku i do ręki, wszystkie je uwielbiam, co widać i słychać, gdy nagle zachwycę się jakąś :) Zimą i jesienią noszę obszerne swetry, najlepiej rozpinane kardigany. Latem długie sukienki i spódnice. Nie lubię siebie w krótkich i takich nie noszę. Wszędzie zabieram ze sobą, moją skórzaną, krótką kurteczkę, najlepszy zakup lumpeksowy :) Ponieważ jest w pięknym, głęboko szarym kolorze pasuje mi do wszystkiego. Unikam czerni, wyglądam w niej blado, dlatego to właśnie szary stał się moją bazą. Poza tym lubię granatowy, szmaragdowy i lawendowy. Wszystkie przydymione odcienie. Mój makijaż też jest raczej minimalny. Korektor, puder i tusz do rzęs. Ale bywa, że eksperymentuję – teraz to matowa szminka w pięknym, różanym odcieniu. Jednak najczęściej to zmieniam uczesania. Moje włosy przeszły już chyba wszystko. Byłam blondynką, brunetką i rudzielcem. Miałam wygolone włosy i takie po pas. Teraz przyszedł etap zapuszczania, więc moja obecna fryzura to „właśnie wstałam”. Taka jestem,taki jest mój styl. Czy to się komuś podoba, czy nie. Mam 31 lat i tak naprawdę, dopiero od niedawna akceptuję siebie, to jak wyglądam i to kim jestem. Pozdrawiam ciepło, Łucja
Zapomniałam o adresie lulu_brown29@o2.pl :)
Kolorowo na okrągło. Czerń? Szarość? Nie! To nie dla mnie :) W swoim codziennym ubiorze stawiam na kolory. Czerwień, pomarańcz czy niebieski są u mnie na porządku dziennym. Stawiam na zasadę – coś kolorowego i coś stonowanego. Dajmy na przykład biały t-shirt, pomarańczowa spódniczka,a do kompeltu kolorowe trampki. W dodatkach stawiam na minimalizm. W torebce zawsze mam żółtą parasolkę. Kiedy pada deszcze jest zazwyczaj szaro, buro i ponuro żółta parasolka dodaje jakiegoś koloru i od razu chce mi się uśmiechać, a nie wkurzać się, że znowu pada.
Nie jestem typem eleganckiej kobiety, hipster też ze mnie żaden, ale mam swój styl, który określić mogę jednym słowem: WEGANIZM. Tak, dokładnie! Weganka, niejedząca mięsa, ani żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego! Na dodatek dbająca o to, by ubrania nie były ze skóry, wełny, broń boże jakiekolwiek futra! I to jest mój styl. Styl zgodny z filozofią mojego życia. Styl, który jest częścią mnie i przez który uzewnętrzniam moje zasady i reguły. Chcę ubierać się eko, chcę dawać przykład. Wolę mniej, ale tak, by mieć pewność, że to co noszę nie jest częścią cierpienia ani zwierząt, ani człowieka. To naprawdę proste. I to naprawdę daje ogromną satysfakcję. Styl ubierania się to nasza osobowość, często myśli i pasje. Chcę by nie tylko to co robię, ale również to co noszę, było zgodne z moją filozofią życia. Warto czasem się zatrzymać i pomyśleć, czy to co mam w szafie jest faitrade :) wbrew pozorom to naprawdę proste! To kilka moich zasad :) (może ktoś skorzysta:)) :
– nie kupuj ciuchów z prawdziwej skóry, wełny, nie ma sensu być częścią cierpienia zwierząt, serio!
– kupuj w secondhandach!
– polub DIY, to naprawdę wspaniała sprawa, pomyśl, że tę sukienkę masz tylko ty i na dodatek to ty ją stworzyłaś!
– poszukaj lokalnych sklepików z odzieżą, wspieraj naszą polską gospodarkę i małych przedsiębiorców :)
– nie wyrzucaj ciuchów, w których już nie chodzisz, przekaż je dalej :)
– ale przede wszystkich wrzuć na luz i baw się modą :)
Jestem dojrzałym mężczyzną, a swoje lata świetności już raczej mam za sobą. Ale pomimo upływającego czasu moje zamiłowanie do mody nie mija. Wręcz przeciwnie codziennie rano staram się wyglądać lepiej niż wczoraj. Robię to dla mojej żony, chce cały czas być dla niej atrakcyjny, aby co dzień zakochiwała się we mnie od nowa. Chyba nieźle mi to wychodzi, bo od 30 lat jesteśmy razem.
Jeżeli chodzi o styl to zdefiniowałbym go jako elegancki, trochę wyróżniam się na tle młodziaków w spodniach z krokiem w kolanach.
Odkąd pamiętam fascynowała mnie moda męska lat 20 i tak od lat też się stylizuję. Dobrze skrojony garnitur,koszula, kamizelka, mokasyny, kapelusz i świeży kwiat w butonierce to rzeczy, które składają się na mój dzienny strój. Moje wnuczki śmieją się, że wyglądam czasami jak szpieg, w moim długim ciemnym płaszczu. Dostałem od nich na urodziny sportowe buty i spodnie z bardzo wąskimi nogawkami. Jako, że nie chciałem im sprawiać przykrości z ciężkim sercem porzuciłem na chwile moje garniturowe spodnie i mokasyny. Na początku czułem się nieswojo, ale teraz nie wyobrażam sobie, jak mogłem spędzić całe życie w garniturze. Połączenie elegancko- sportowego stylu bardzo mi pasuje, a wnuczki powiedziały, że gdybym nie był ich dziadkiem, to zapewne by się za mną obróciły na ulicy. Stwierdzam, że czasem warto poeksperymentować ze swoim stylem i wpuścić do niego jakiś powiew świeżości.
Pozdrawiam,
Jan
Cudnie:)
Bardzo często, gdy tworzę codzienną stylizację inspiruję się obrazami. Dla przykładu w zeszły wtorek moją stylizacja odnosiła się do „Pocałunku” Klimta. Ubrałam luźną sukienkę przed kalano z krótkimi rękawami w kolorze cynamonowym z tłoczonymi złotymi i czarnymi „maziakami”. Do tego szmaragdowe buty na słupku w drobne czerwone i fiołkowe kwiatuszki i torebka w kolorze nude na złotym łańcuszku. Swoje rude fale związałam luźno nad karkiem, a makijaż ograniczyłam do koralowego błyszczyka. Całość zwieńczył co prawda nie tak sensualny, aczkolwiek soczysty buziak mojego mężczyzny :)
Zwykle inspiruje się właśnie obrazami secesyjnymi, ponieważ interesuje się sztuką tego okresu. Jednak dopiero od niedawna łącze swoja pasję z codziennym stylem. Zainspirowała mnie do tego pewna aplikacja znaleziona na czyimś blogu, dzięki której możemy na podstawie zdjęcia lub obrazu tworzyć własną paletę kolorystyczną.
Ponad to jeśli chodzi o mój styl to w dodatkach i biżuterii jestem raczej minimalistką. Często mówi się, że to właśnie te elementy podkreślają kwintesencję naszego ubrania. Ja jednak tak nie uważam. Jeżeli coś jest dobre, obroni się samo. Dlatego też rezygnuje ze zbędnych ozdób.
Oo, a jak się ta aplikacja nazywa?
proszę bardzo :) http://www.colourlovers.com/photocopa
na tej stronie jest też wiele innych ciekawych możliwości, ale ta jest dla mnie najciekawsza
Ułożyłem nawet krótki wierszyk o moim stylu specjalnie dla Joasi – blogerki, żeby było troszeczkę przyjemniej czytać komentarze i jako wytchnienie dla oka umęczonego, bo dotrwało do tej pory:
Mój styl prosty nie jest,
ale dla mnie jest „the best”
Kocham minimalizm i prostotę,
bogactwo kolorów i ubrań noszenia swobodę.
Uwielbiam stereotypy łamać,
zakrywać wady i energię w stylizacjach oddawać.
Często inspiruję się kolorami natury,
latem w ubiorze dawać lazury.
Dopasowuję do swojej ubrania sylwetki,
dbam o najmniejsze dodatki i zakrywam metki.
Moim największym nawykiem jest łamanie kolorów,
detalem stały w stylizacjach to zegarki różnych wzorów.
Uwielbiam łączyć elegancję z ogromną prostotą ,
dbam, by każda kompozycja dla mnie była swobodą.
Mieszam różne style i kreuję nowe ścieżki,
staram się nie przesadzać, żeby kompozycje miały wdzięki.
Na co dzień noszę dużo różnych rzeczy,
bo moda moje wszelkie smutki leczy.
Raz marynarki, a raz t-shirty,
raz materiałowe, a raz jeansy.
Wszystko powiewające ogromną świeżością,
odznaczające się najlepszą jakością.
Staram się, żeby mój strój pasowała do mnie, do mojej osobowości, charakteru, nastroju. Na pewno nie chcę za wszelką cenę podporządkować się jakimś regułom, czy ślepo podążać za panującymi trendami. Korzystam z nich z nich, ale rozsądnie. Z mody wybieram tylko to, co mi się naprawdę podoba, a czasem trochę przekornie sięgam po elementy, które mogą wydawać się już nieatrakcyjne.
Kluczem do mojego stylu są ciekawe, może czasem nieoczywiste połączenia. Jaki sposób ubierania może być odpowiedni dla pani inżynier z artystycznym wnętrzem, chyba tylko oparty na nieoczywistych zestawieniach.
Zawsze było mi bliżej do minimalizmu niż baroku, więc chętnie sięgam po proste fasony, o ciekawych formach z dopracowanymi detalami. Przykładam dużą wagę do jakości ubrań, tkanin, uwielbiam też połączenia różnych faktur. Uważam, że starannie dopracowane i piękne wykończenie stroju jest jego najlepszą ozdobą, więc biżuterię staram się ograniczać. Prosty, dobrze skrojony zestaw może dopełnić piękna, porządna torebka i to naprawdę wystarczy. Jedyna słabość to duże pierścionki, bez których praktycznie nie ruszam się z domu. Wybieram bardzo proste kształty lub te w klimatach retro – są ciekawym akcentem i pięknym wykończeniem całości. Czasem jednak do głosu dochodzi moja „artystyczna strona” i wtedy „grzeczny strój” i proste formy przełamuję jakimś ciuchem o szalonym nadruku czy intensywnym kolorze. Uwielbiam geometryczne wzory (noszone w umiarze) a ostatnio największą inspiracja jest dla mnie styl Art deco i jego proste, geometryczne formy (architektura, sztuka czy wzornictwo z tamtych lat, to prawdziwa kopalnia pomysłów). Zdarza mi się również buszować po rodzinnej szafie (co uwielbiam) w poszukiwaniu prawdziwych perełek sprzed kilku dekad, które też świetnie uzupełniają prostą bazę, a kiedy nie jestem w stanie znaleźć nigdzie niczego odpowiedniego sama coś przerabiam albo szyje ( choć zawsze więcej jest pomysłów niż czasu na ich realizację) .
Tak naprawdę mój strój cały czas wraz zemną ewoluuje – to jest w tym chyba najlepsze. W szafie lądują tylko te elementy, które naprawdę mi się podobają, może wszystko nie jest w niej idealne, pewnie jeszcze sporo niepotrzebnych elementów, może kilka szaleństw, parę braków, ale naprawdę ją lubię i podoba mi się kierunek w jakim zmierza.
Uwielbiam moje połączania prostych form z ciekawym detalem, nowych ubrań z tymi vintage, gładkich tkanin z kontrastującym wzorem, skromnej całości z mocnym detalem.
ps. przepraszam, że tak długo, łatwiej pokazać niż krótko i sprawnie opisać,
gorąco pozdrawiam :)
Mój styl jest w sumie dość prosty. Lubię ładne rzeczy. Nie te z, publikowanych co miesiąc w kolorowych czasopismach, list „hot” i „must have”. Cenię sobie estetykę- wartość ostatnimi czasy coraz częściej pomijaną. A wypieraną, o dziwo, przez współczesną modę. Słowo „estetyka” jest tutaj kluczowe. To właśnie ona sprawia, że nasze babcie i dziadkowie na zdjęciach z młodości nie wyglądają śmiesznie, tylko wciąż aktualnie. A rzeczy „vintage” są w (wysokiej) cenie. Poczucie estetyki mija się z szerokim rozumieniem „bycia modnym”. Nie chodzi przecież o to, żeby założyć brzydką, w gruncie rzeczy, czapkę z napisem „bad hair day”, czy piekielnie drogi szaliczek Burberry. Punktem wyjścia jest dobry gust, a celem- uzyskanie schludnego, dobrego wyglądu. Takiego, którym się nie epatuje. Cały proces autokreacji, na który składa się między innymi ubiór, ma prowadzić do całościowego przedstawienia naszej osoby- istoty składającej się zarówno z materii, jak i ducha. Mówi się, że jeżeli kobieta usłyszy komplement na temat swojego makijażu, to znaczy, że powinna go natychmiast zmyć. Można dostrzec pewną analogię odnośnie stroju. Nie chcę, żeby poszczególne elementy mojej garderoby odciągały uwagę ode mnie. W czasach już i tak wysokiej konkurencji między ludźmi, nie musimy przecież rywalizować jeszcze z własnym ubiorem! Mój styl zasadza się więc na klasycznych rzeczach, które mają przede wszystkim „pochlebiać” mojej urodzie i sylwetce. Staram się kupować ubrania, z których jestem w stu procentach zadowolona. Mają dobrze leżeć, być wykonane z naturalnych materiałów i mieć cenę adekwatną do jakości. Jestem jedną z tych osób, które przywiązują się do przedmiotów. Z reguły im dłużej coś posiadam, tym bardziej to lubię. Zanim oswoję nowe ubrania, są obce i nie pozwalają mi się czuć zupełnie swobodnie. Dlatego zakupy robię z myślą o długim terminie przydatności. Posiadam także kilka rzeczy, bez których nie ruszam się z domu. Nie rozstaję się z moim zegarkiem, który kupiłam podczas swojej pierwszej w życiu pracy.Choć nie jestem osobą przesądną, myślę, że każdy powinien posiadać, na codzienny użytek, takie prywatne talizmany. Nie dla ich magicznych właściwości, a poczuciu integracji, które dają, wynikającym z rutyny noszenia dzień w dzień znajomych przedmiotów. Na koniec chciałabym jeszcze powiedzieć parę słów na temat moich modowych inspiracji. Nie wierzę w ikony mody. W postmodernistycznej epoce, w której żyjemy, takowe już nie istnieją. Za to bardzo często przy codziennej „autokreacji” mniej lub bardziej świadomie powołuję się na ulubionych bohaterów filmowych i telewizyjnych Inspirują mnie oni nie tylko na poziomie dobrego stylu. Wygląd zewnętrzny łączy się z wewnętrznymi cechami, tworząc całość- inspirującą osobowość, która z jakiegoś powodu do mnie przemawia. Obecnie źródło inspiracji, także wizualnej, stanowią dla mnie filmy Woody’ego Allena. Są one zawsze bardzo wysmakowane. A kobieta autora- błyskotliwa intelektualistka posiada bezbłędny i bezpretensjonalny styl.
Mój styl jest bardziej taki vintage, czyli stonowane kolory i elegancja powiewająca z każdej strony. Choć trudno to tak określić, więc powiem jaki jest mój ubiór jako codzienny styl. Noszę często zwiewne bluzki, lub dopasowane tuniki lub sukienki. Często są to kolory, ciemne, szare, brązowe, beżowe. Do tego odpowiednie buty. Często moim dodatkiem jest ładny wisiorek i kolczyki lub naszyjnik, który dopełnia i dodaje charakteru mojej stylizacji. Często do tego dodaję kapelusz lub inne nakrycie głowy, które świetnie wpasowuje się w ten styl. Często przeglądam blogi modowe i serwisy internetowe, gdzie czerpię inspiracje do tworzenia nowych połączeń. Uwielbiam stonowane kolory, które pasują do mojej urody i ładnie podkreślają moją sylwetkę, a oto chodzi, żeby być atrakcyjną.
uwielbiam bawić się swoim wizerunkiem, często słyszę, że mam wiele twarzy i… nie powiem, taki komplement sprawia mi największą satysfakcję. Najpiękniejsza w nas kobietach jest umiejętność zaskakiwania, to ona sprawia że jesteśmy pociągające, wciąż nieodkryte, że wzbudzamy ciekawość. Najzabawniejszym przypadkiem „nie poznania mnie” było przedstawienie mi się mojego własnego dyrektora na imprezie firmowej. Przyszedł powitać gości, z którymi rozmawiałam i jakaż była jego konsternacja kiedy ściskając mi dłoń zorientował się z kim się wita. Rozpuszczone włosy, soczewki zamiast okularów, sukienka koktajlowa-nowa ja. Myslę, że trochę pomaga mi moja dość uniwersalna uroda. Potrafię zrobić się na grzeczną dziewczynkę, panią prezes, luzarę na koncert rockowy. Czasem wydaje mi się, że mam w sobie coś z „Marusi” tudzież innych sanitariuszek czy łączniczek, bo mam niezwykłe powodzenie wśród (o zgrozo!) starszych panów. Zresztą styl retro również bardzo mi pasuje, nie wyglądam w nim jak własna ciocia, choć specjalnie go nie lubię, rzadko do niego sięgam. Oczywiście trzeba mieć i w tym zaskakiwaniu umiar, nie przebierać się na siłę. Strój zawsze musi pasować do okoliczności. Na co dzień do pracy wybieram więc business casual, uwielbiam sukienki, koszule z zaokrąglanymi kołnierzykami i rękawami do łokcia, spodnie 7/8 na kant a do nich koniecznie buty na wysokim obcasie. Lubię też marynarki pięknie wykonane, i takie w wersji letniej krótsze, w szaleńczym kolorze (jaskrawa brzoskwinia). Długie, kasztanowe, lekko rudawe włosy upinam w… co mi tam do głowy przyjdzie: koki, sploty, które dodają centymetr lub dwa i sprawiają, że twarz staje się bardziej pociągła, czasem kręcę z nich fale, czasem pozostawiam proste i wiążę w koński ogon, by wyeksponować ich grubość. Makijaż na ogół lekki, zaznaczone kosci policzkowe i tusz, czasami kreska, a kiedy jadę na ważniejsze spotkanie -cudowny patent na dodanie pewności siebie – szminka w wyrazistym kolorze – ceglasto czerwonym . A po pracy luz, skórzane sandały, spodenki dzinsowe przed kolano, bluzki zwiewne często z koronką, bransoletki skórzane lub metaliczne, długie kolczyki, okulary przeciwsłoneczne, oranżowa szminka. Przepadam za chustami, oczywiście nie z powodu problemów z gardłem. Kiedy strój jest jakiś nijaki, chusta w pasującym kolorze zmienia wszystko. Lubię wciąż siebie poznawać, odkrywać kolory, w których wcześniej się nie widziałam, fasony, których nie umiałam łączyć by dobrze wyglądały na mojej sylwetce. Lubię dopasowywać do siebie różne elementy stroju, tak bym była w nim całością, by się nie przebrać, ale by wyeksponować najlepsze ze swojej sylwetki, aktualnego nastroju i okoliczności w jakich wystąpię. To nieprawda, że mam wiele twarzy, mam jedną twarz, i tylko dzięki różnym stylom, które mnie inspirują, wciąż słyszę: „wow, to Ty?”
pozdrawiam ciepło
lenka2505@gmail.com
Dlaczego ograniczać się i grzecznie nie wyróżniając z tłumu nosić ubrania komponujące się w jedną spokojną i pasującą do siebie całość?
Dlaczego nie zaszaleć trochę i wyglądać świeżo, rockowo, czasem oldskulowo i sportowo jednocześnie?
Zawsze staram łączyć w tym co zakładam na siebie, wygodę, kolory i pokazać pazur.
Jestem przeogromną fanką ubierania zwiewnych kwiatowych sukienek z ciężkimi butami, workerami i skórzaną kurtką.
Innego dnia wskakuje w luźne dresy, adidasy zwieńczając wszystko odrobiną elegancji w postaci czerwonych ust i luźno upiętego koka.
W każdym moim „wcieleniu” cały czas jestem sobą, nigdy nie stosuje się do narzuconych z blogowych czy portali „trendów” ale staram słuchać się swojego wewnętrznego głosiku, mówiącego w czym dziewczynie trochę zwariowanej i jednocześnie poważnej będzie dobrze.
Nie raz spotykam się z twierdzeniem, ze adidasy nie pasują do obcisłej mini, z czym zupełnie sie nie zgadzam, łączenie różnych stylów może być świetną zabawą i pomysłem na siebie, trzeba znać umiar, ale przede wszystkim trzeba znać siebie.
Uważam, że kobieta jak kameleon, zmienną jest, ale w każdej z nas jest coś indywidualnego, ja staram się eksponować za pomocą stroju moje prawdziwe JA.
Jeśli mam ochotę wpiąć kwiat we włosy, robię to, jeśli mam ochotę założyć kozaki do spódniczki wiosną robię to.
Bądźmy indywidualistkami, korzystajmy z życia, pokazujmy siebie i nie bójmy się opinii innych.
Naprawdę współczuję Pani Joasi dokonać tak trudnego wyboru. Jest tak wiele wspaniałych odpowiedzi. Niemniej jednak uważam, że jest to na tyle mądra osoba, że będzie w stanie dokonać słusznego wyboru. Życzę Pani dużo pozytywnej energii, bo naprawdę trzeba mieć wiele optymizmu i powera, żeby wybrać. Mi to po przeczytaniu 30 komentarzy wszystko myliło się i nie wiedziałbym co jest najlepsze, najbardziej kreatywne, oryginalne, a 209 to już kosmos. Tak apropos to bardzo podoba mi się Pani ostatni wpis o książkach z dzieciństwa i to, że pisała Pani w nocy ten wpis. Musi być to dla Pani bardzo ważne ten blog i dużo determinacji. Myślę, że wielu zrezygnowałoby w połowie drogi. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru! :)
Moglabys napisać gdzie kupiłać ten piekny pokrowiec ze zdjecia?
Moim podstawowym stylowym nawykiem jest niestety „nie mam się w co ubrać”. Niezmiennie, od lat, przeszło ze mną różne mody, zmiany, przeobrażenia, dojrzewania. To trudny moment, kiedy kobieta uświadamia sobie to swoje nieustające rozdarcie w kwestii ubioru. I to już tyle lat ze mną! Ale oczywiście jest w nim trochę chimeryczności i potrzeby adoracji. Kiedy jednak już pokonam to swoje wrodzone niezdecydowanie (czasami inspirując się jakimś kolorem zza okna, czasem nagle wyciągniętą, a dawno zapomnianą bluzką, albo smakiem kanapek przygotowanych na śniadanie), oszacuję nastrój i pogodę to z uśmiechem błądzę między półkami szafy. Muszę się w swoim stroju dobrze czuć. Niezależnie czy akurat potrzebuję być elegancka, na luzie czy ozdobna. Muszę wiedzieć, że żaden element mojego stroju nie zrobi mi psikusa – nie okaże się za krótki, zbyt gryzący, za bardzo jaskrawy lub zbyt nudny, albo co gorsza – niedopasowany do mojego nastroju. Dlatego zazwyczaj to co mam na sobie to przełamywane fale – często koloru, fasonu, tkaniny. Wiem już, że moja twarz lubi wokół siebie ciemne barwy. Toteż często czerń, granat, zieleń, bordo przełamuję fikuśnym kolorowym dołem. Uwielbiam sukienki, ale ze spódnicami bywa więcej zabawy. I chyba na górze częściej króluje klasyka, a na dole szaleją resztki młodości.
Niech będzie klasyczna mała czarna. Z długimi kieszeniami po bokach opadającymi na kolana. Do tego wyraziste turkusowe, jednolite rajstopy. Delikatne półbuty w dwóch odcieniach brązu. Duża, długa, gruba, charakterystyczna dżinsowa torba. A na palcu mosiężny pierścionek w kształcie obręczy. I mgiełka perfum. I mogę nie mieć nic więcej. I nagle moja zgarbiona sylwetka samoistnie się prostuje. A jak wrócę wieczorem to wskoczę w proste dżinsy i w zieloną kwiecistą dziewczęcą bluzę z kapturem, a stopy wsunę w najzwyklejsze białe trampki. I też będę szła przez park prosta jak strzała. Powoli oswajam się też ze stałą obecnoscią czerwonej szminki. I właśnie do tych dżinsów jej bliżej. A inne nawyki? Mam dwa – pierwszy to nieodłączne dołeczki w policzkach :-), drugi – broszki! Czasami ceramiczne, czasami kolorowe i dowcipne, zdarzają się eleganckie albo bardzo plastyczne. Są cudowne. A w razie awarii potrafią zamienić się w agrafkę. (Praktyczność ! – a tak chciałam to ukryć;).
Pozdrawiam Serdecznie,
Kalbea