Wróciłam właśnie z Peru – zdjęć i historii mam tyle, że nie jestem pewna, czy uwinę się ze wszystkim do końca roku. Najbardziej logiczna wydała mi się chronologiczna kolejność relacji, zaczynamy więc od początku. Nasz lot był dość skomplikowany, bo z Londynu przemieściłam się do Madrytu, stamtąd do Sao Paulo i w końcu do Limy. W stolicy spędziliśmy jedno popołudnie, a następnego ranka wsiedliśmy w najmniejszy samolot świata, który dostarczył nas na najmniejsze lotnisko świata – w Puerto Maldonado, miasteczku w środku amazońskiego lasu deszczowego.
Znaleźliśmy się tam, bo postanowiliśmy naszą przygodę w Peru zacząć od kilkudniowej ekspedycji nad rzeką Tambopata, będącą częścią dorzecza Amazonki. Żeby dostać się do miejsca naszego tymczasowego dżunglowego zamieszkania, musieliśmy kilka dobrych godzin płynąć łodzią w górę rzeki. Podczas tej krótkiej podróży ani na chwilę nie przestało lać (to w końcu las deszczowy), za to wypatrzyliśmy leniuchujące na brzegu kapibary, więc z ekscytacji prawie udało mi się wywalić na siebie i współpasażerów arroz chaufa, czyli ryż z warzywami i jajkiem, który podano nam w ramach lunchu na liściu bananowca.
Słońce w Peru zachodzi dość wcześnie, w okolicach szóstej, kiedy dotarliśmy na miejsce, było więc już zupełnie ciemno. I właśnie w tych ciemnościach po krótkim marszu wyłoniła się nam oświetlona polana z drewnianą konstrukcją, o której najbardziej rozochoconym Pinterestowiczom i Tumblrowcom się nawet nie śniło. Okazała się być głównym lobby, jadalnią, barem i biblioteką naszego obozu. Po zobaczeniu jej byliśmy już w solidnym szoku, ale gdy stanęliśmy w progu naszego domku, dostaliśmy ataku śmiechu, ku zaskoczeniu naszego przewodnika. W związku z tym, że bookowaliśmy trekking w ostatniej chwili, trafił się nam tzw. niespodziewany upgrade i zamiast w namiociku czy zgrzebnej chatce z bambusa, których oczekiwaliśmy, znaleźliśmy się w komnacie godnej prawdziwego króla dżungli albo co najmniej gwiazdy rocka.
Porozkładane wokół obozu repelenty dość skutecznie odstraszały insekty i chociaż zdarzyło się, że jakiś dziwny stwór przeszedł po podłodze, któregoś dnia zapomnieliśmy też schować zostawiony na stoliku owoc, co naraziło nas na abordaż oposa (rano znaleźliśmy porozrzucane po całym pokoju szczątku owocu, wyglądał jakby eksplodował), to żadne anakondy nam przez balkon nie wpełzały i obyło się bez większych przygód w tym temacie.
Zazwyczaj wychodziliśmy przed wschodem słońca i wracaliśmy, kiedy już było ciemno, nie udało mi się więc sfotografować większości peruwiańskich pyszności, którymi nas tam karmiono. Poniżej jeden z nielicznych wyjątków, wieprzowina marynowana w przyprawach, warzywach i chichi de chora, podana z kabaczkiem i maniokiem.
Dziadek do orzechów brazylijskich, które wcześniej i tak trzeba wydostać z twardej, okrągłej skorupki za pomocą (tak jest!) maczety. Nigdy specjalnie ich nie lubiłam, ale jedzone świeżo po opadnięciu z drzewa smakują rewelacyjnie.
Dnie (a często i noce) spędzaliśmy na chodzeniu po błotnistym i gęstym lesie deszczowym. Pisząc „gęsty” nie mam bynajmniej na myśli egzotycznego odpowiednika polskiego gęstego lasu. Tam po prostu nie dało się zejść ze ścieżki, bo na każdym wolnym centymetrze coś rosło. W górę, w dół lub na boki – bez maczety ani rusz. Katherina, nasza leśna przewodniczka, opowiadała nam o wszystkich dziwnych roślinach i zwierzętach zamieszkujących amazońskie lasy, o zwyczajach miejscowej ludności i o wysiłkach organizacji, w której pracuje i jej podobnych, mających na celu zatrzymanie ekologicznej degradacji tych okolic.
Na jednym ze zdjęć widzicie na przykład chodzącą palmę, która przemieszcza się w poszukiwaniu najlepszych dla siebie warunków – nie wygląda to co prawda tak, że spaceruje popołudniami po lesie, czy goni przechodzących ludzi, ale i tak jest ekstra. Peru ma też chyba największe natężenie najbardziej zajawkowych zwierząt na Ziemi – oprócz flagowych lam i alpak są tapiry, pancerniki, leniwce i cała gama świnek morskich różnej maści, od wielkich kapibar po te zupełnie malutkie, które często kończą jako przysmak na peruwiańskich stołach. I o ile wspomnianego tapira czy pumę zobaczyć jest dość trudno, to mieliśmy okazję spotkać komiczne aguti, różne rodzaje małp, dzikie świnie, kajmany, piranie (jednak nie odgryzają włożonej do wody ręki), całą masę kolorowych ptaków z wielkimi arami i dziwacznym hoatzin ze szponami na skrzydłach na czele, mnóstwo najróżniejszych insektów (m.in. zabójcze bullet ants) i jaszczurek czy włochatą tarantulę z korpusem wielkości mojej dłoni.
To właśnie Katherina, a zdjęcie nieźle obrazuje jak olbrzymie są drzewa w lesie deszczowym. Orzech brazylijski czy drzewo kapokowe potrafią spokojnie osiągnąć wysokość ponad 70 metrów, a ich pnie to skomplikowane konstrukcje, dodatkowo ozdobione różnego rodzaju lianami, kwiatami i wszelkimi innymi wyzyskiwaczami świata roślin. Dawno nic mi tak nie zaimponowało jak wiedza Katheriny – potrafiła rozpoznać rośliny po kawałku liścia, dostrzegała zwierzęta, na których ja mogłabym stanąć i dalej ich nie zauważyć i znała setki ciekawostek o właściwościach drzew czy krzewów czy zachowaniach zwierząt, których mogłabym słuchać godzinami. Zrobiło mi się głupio, że mimo że pół życia mieszkałam niemalże w lesie, to gdyby ktoś mnie tam zostawił i kazał przeżyć, to poza podstawówkową wiedzą na poziomie „jedz jagody, nie jedz muchomorów” i opanowaną głównie w teorii umiejętnością rozpalenia ogniska nie bardzo wiedziałabym, co ze sobą zrobić. Wpisałam więc podszkolenie się w tej dziedzinie na listę rzeczy do zrobienia i w ciągu lata zamierzam wprowadzić mój plan w życie.
Sam pobyt w dżungli, z całym jej przytłaczającym bogactwem, ogromem świeżych owoców i innych pyszności i mnóstwem wrażeń, których zupełnie się nie spodziewałam, zaliczam do najlepszych punktów wyjazdu. Dodatkowym plusem było zrównoważone, ekologiczne podejście organizatora ekspedycji, którego wybraliśmy i ich praca z lokalną społecznością – całość przeszła moje najśmielsze oczekiwania, jakbyście wybierali się do Peru, dajcie znać, to podam Wam namiary. A w kolejnym odcinku (s01e02!) nasza długa droga na Machu Picchu.
Nudzi Ci się w podróży? Mam idealne rozwiązanie!
[sc name=”Banner”]
106 thoughts on “Peru: Amazoński Las Deszczowy”
brak mi słów <3
Spełniło Ci się własnie moje marzenie. Ale za kilka lat spełni się na pewno i mnie. ;)
Wooooooooooooooow!
Robi wrażenie. A ta tarantula chyba mi się będzie po nocach śniła. Zazdroszczę wrażeń i czekamy na kolejny odcinek :D
bajka!
xoxo from rome
K.
kcomekarolina.com
swietny post, zazdroszcze wyprawy! <3
*.* Cudowna wycieczka! Fenomenalne zdjęcia! Pięknie, bardzo zazdroszczę. Pozdrawiam!
Nie rozumiem połowy słów. Chyba zwierzątek i jedzeniów :).
nie wiem czy często tak jest, ale na facebooku szybciej ktoś inny poleca Twój post niż ty dajesz znać na swoim fanpage ;p. Świetna relacja, zdjęcia i wszystko, mega zazdrość.
Ciekawa relacja i piękne zdjęcia! Tylko małe sprostowanie: „chicha de jora”.
Stylé !!!
Zazdroszczę takiej wyprawy – mam nadzieję, że też kiedyś będę mogła podziwiać takie widoki ;)
Świetnie :D też chcę :D Czekam na więcej relacji :D Pozdrawiam.
Piękna relacja i piękne zdjęcia, ale… halo halo gdzie LAMY!!! :D
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego co robisz :) Poznałam Cię jako jedną z pierwszych polskich bloggerek – „szafiarek”, a podczas gdy reszta dziewczyn nadal robi to samo, Ty rozwinęłam sie także w całkiem innym kierunku. Wchodzę tu czasem zeby po prostu pooglądać zdjęcia. Twoje sprawozdania z wojaży są tak wciągające, zdjęcia tak czyste, tak piękne, że az chce sie byc wszędzie! Podziwiam Cię za pasję i za to, że nie dałaś się stłamsić i poszłaś swoją drogą :) Gratulacje
oo, dziękuję bardzo za tak miłe słowa!
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego co robisz :) Poznałam Cię jako jedną z pierwszych polskich bloggerek – „szafiarek”, a podczas gdy reszta dziewczyn nadal robi to samo, Ty rozwinęłam sie także w całkiem innym kierunku. Wchodzę tu czasem zeby po prostu pooglądać zdjęcia. Twoje sprawozdania z wojaży są tak wciągające, zdjęcia tak czyste, tak piękne, że az chce sie byc wszędzie! Podziwiam Cię za pasję i za to, że nie dałaś się stłamsić i poszłaś swoją drogą :) Gratulacje
super, zazdroszczę! :-) Asia, Ty powinnaś zostać jakąś recenzentką podróży w czasopiśmie/magazynie, świetnie się czyta Twoje teksty ;-)
dokładnie o tym samym pomyślałam:)
generalnie nie przepadam za tego typu tekstami, a u Ciebie wręcz czekam na kolejne relacje z podróży, na opisy ciekawych miejsc i ogólnie na każdego kolejnego posta, bo nawet o zwykłych ubraniach potrafisz napisać w ciekawy sposób:) a do tego zdjęcia są cudowne, zawsze świetnie uzupełniają tekst (lub tekst zdjęcia w przypadku wpisów z serii 'co dzisiaj mam na sobie’). i nie mogę się już doczekać kolejnych odcinków!
Asia, mogłabym Cię czytać i oglądać całymi dniami.
Marzenie! <3
Niesamowite! Czytałam z zapartym tchem. Piękne zdjęcia, piękna relacja. Akurat kończą się wszystkie moje seriale, więc na kolejne odcinki „Styledigger w Peru” będę czekać z niecierpliwością :D
kurczę, marzenie życia! jeśli to nie jest wielka tajemnica, mogłabyś powiedzieć ile wyniósł cię cały pobyt w Peru? Był to całkowicie zorganizowany wyjazd? Z góry dziękuję i gorąco pozdrawiam! :)
Raczej całkowicie niezorganizowany:) Od biur podróży i tym podobnych raczej trzymam się z daleka i zawsze sama układam i organizuję wszystkie wyjazdy. Postanowiłam dla spokoju ducha nie sumować wydatków, więc nie wiem dokładnie jak z kosztami. Bilety kupiliśmy wyjątkowo tanio w promocji znalezionej na fly4free (ok.1200 zł/osobę w dwie strony), drugim największym wydatkiem był trekking w dżungli, a reszta już bardzo zależy od tego co i w jakich warunkach chcemy robić, jakimi autobusami się przemieszczać, jak spać itp. Peru jest ogólnie dość niedrogim krajem, trochę tańszym niż Polska pod wieloma względami (np. jedzenia) i można taki wyjazd dość niedrogo zaplanować, trzeba tylko poświęcić trochę czasu na organizację. Jak masz jakieś konkretne pytania to chętnie odpowiem, jak tylko będę umiała, pozdrowienia!
dzięki :) pytam z czystej ciekawości, gdyż sama jeżdżę po prostu „na dziko” i po taniości, a jak na razie organizacja tak poważnej eskapady napawa mnie pewnym niepokojem :D jestem więc pełna podziwu i liczę, że kiedyś odwiedzę tak egzotyczne miejsca :) niestety na razie moje niewielkie nakłady finansowe nie pozwalają mi na szaleństwa. jednak jak już będę zarabiać grube miliony to wszystko przepuszczę na podróże :D pozdrawiam i czekam na kolejne historie:) btw, uwielbiam twojego bloga tak bardzo, że kilka razy dziennie szukam tu nowej notki! :D
Super wyjazd! Tylko pomarzyć, no ale chociaż te zdjęcia i Twoje opisy przybliżają trochę tamtejszą rzeczywistość.:)
tekst świetny, zdjęcia również, przygoda na pewno jeszcze lepsza, ja pewnie za każdym drzewem szukałabym odruchowo Cejrowskiego (uwielbiam go!)
tylko jedna poprawka: zdanie „zacząć od kilkudniowej ekspedycji nad rzeką Tambopata, będącej częścią dorzecza Amazonki” brzmi, jakby to ekspedycja była częścią dorzecza, powinno być „nad rzeką Tambopata, będącą częścią dorzecza Amazonki”
pozdrowienia :*
Weronika
a faktycznie, poprawione! dziękuję!
A napisałabyś jak to z kosztami? Ile kosztuje lot, nocleg, przewodnik i jakie rzeczy trzeba jeszcze uwzględnić w kosztorysie? Sama planowałaś cały pobyt, czy robi to jakaś firma?
Odpowiadałam przed chwilką na podobne pytanie kilka komentarzy wyżej. Zawsze sama planuję swoje wyjazdy, nie korzystaliśmy też poza dżunglą z usług przewodników. Za lot płacililiśmy niedużo (1200zł), ale był dość skomplikowany, nocleg może kosztować i dużo, i mało, zależy co się wybierze, a kosztorys może wyglądać równie rozbieżnie w zależności co i jak chcemy w tym Peru zrobić – to bardzo subiektywna sprawa, zależy od konkretnego planu i tego w jak chcemy mieszkać czy przemieszczać się po kraju. Generalnie Peru nie jest drogie i można się zmieścić w rozsądnych kwotach.
Świetne zdjęcia. Podziwiam za odwagę, ja bym z takimi pajakami i innymi brzydkimi stworzeniami nie wytrzymała ;)
Kiedy przeczytałam słowo 'TAPIR’ reszta nie miała już znaczenia.
wprost nie mogę się doczekać kolejnych odcinków! ;) Zazdroszczę mega!!
Super się czytało :D
A co do przeżycia w lesie… Mnie zainspirował do podszkolenia się w tym temacie kierowca ciężarówki, z którym jechałam na stopa w NZ. Opowiadał jak regularnie na kilka dni odcina się od świata i siedzi w buszu. Sam zdobywa pożywienie i robi rzeczy, o których przeciętny człowiek nie ma pojęcia. Jesteśmy tacy do przodu w mieście i tym nowoczesnym świecie, ale gdyby wrócić do korzeni, zostawić nas w lesie i kazać przeżyć, bylibyśmy totalnie zagubieni;)
cudowne!!! :)
Naprawdę świetny post, gratulacje. Piękne zdjęcia.
Asia! jak miło patrzeć jak twój blog się rozwija i jak rozwijają się też twoje zdolności fotograficzne ;) zawsze widać było, że masz do tego smykałkę ale kolejne zdjęcia potwierdzają, że po prostu kochasz to co robisz i właśnie to widać na zdjęciach! :) P.S. po Twoim cyklu wpisów o budowaniu szafy zawierającej małą ilość ale „naszych” rzeczy sama właśnie wprowadzam rewolucję w życie i już nie czuję kompleksów kiedy zakładam ulubioną koszulę kolejny raz w tygodniu! Buziaki!:)))
Bardzo ciekawa relacja! zwłaszcza że też myślę o wyprawie w te strony
Asiu,mogłabyś podać również praktyczne wskazówki dotyczące wyjazdu? Jak „komponowaliście”przelot-jest może jakaś dobra strona? również jakieś tanie linie?
i poproszę namiary dotyczące ekspedycji:) jeśli możesz to napisz proszę jak to dokładnie wyglada-tzn co zawiera,ile trwa i jakie są koszty, będę bardzo wdzięczna!:)
pozdrawiam,
viv
Dziękuję bardzo! Lecieliśmy brazylisjkimi liniami TAM, a informację o promocji znalazłam na fly4free.pl. To nie są tanie linie, ale ta kombinacja połączeń wychodziła w tym okresie niedrogo – warto śledzić fly4free, ostatnio często pojawia się tam Ameryka Południowa. Co do ekspedycji, to wybraliśmy Rainforest Expeditions i Refugio Lodge, można o nich poczytać tutaj
Niesamowita opowieść, czekam na więcej!
Asiu, nieprzerwanie dostarczasz różnorodnych inspiracji :)
Ale czad! Jesteś najlepszym zaprzeczeniem moich nastoletnich wyobrażeń na temat podróży. Okazuje się, że nie trzeba być Cejrowskim, ani sprzedawać lodówki by udać się w busz ;)
Twoje relacje z podróży to moja ulubiona część bloga :) niezwykle mnie inspiruje!
Superancko to wszystko się czyta i ogląda! Bardzo mi się podoba cała wyprawa, przewodnik, nowa wiedza. Pozostaje czekać na następnego posta :))!
Świetne zdjęcia! Wciągnęłam się w Twoją relację, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
zdjęcia w wodzie są przedobre.
Jestem oczarowana relacją i zdjęciami. Przeżycia godne pozazdroszczenia – przeżywaj więcej przygód, niech nam się nie nudzi!
ale zazdroszczę Ci takiej przygody, oglądając zdjęcia i czytając czułam się prawie jak z książką Cejrowskiego w ręku, super!
Wow, zazdroszcze :D
http://badzprozna.blogspot.com/
REWELACJA! Asia, niezmiennie Cię uwielbiam. Chcemy-więcej! Chcemy-więcej!
Podpisano: Pazerna
Kot Lama
czy szczepiliście się przed wyjazdem?
tak, ale tylko na te obowiązkowe choroby, zalecane sobie odpuściłam, bo ryzyko jest w miejscach, w których byliśmy, znikome
Zazdrość mnie zżera, ale nie tyle ze względu na wycieczkę, co na to, że PRZEŻYŁAŚ! Chyba bym umarła w dżungli, sama myśl o tych wszystkich robalach skapujących z drzew mnie przeraża. Zdecydowanie jestem zwierzęciem miejskim, co nie przeszkadza mi pożerać z przyjemnością Twoich zdjęć :-)
Czekam na więcej!
Mam pytanie o zdjęcia – pisałaś że narobiłas ich dużo, czy miałaś kilka kart sd (ile GB?) czy w miarę możliwości zgrywalas na laptopa? i czy w ogóle robiaś jakiś backup tych zdjęć? i czy robisz w rawach??
natłok pytań, ale tak mnie jakoś ciekawi to z tej strony, bo o całą resztę można się dowiedzieć z pytan innych czytelników;)
Nie, rzadko robię zdjęcia w rawach, tylko jak naprawdę muszę i prawie nigdy w podróży. Miałam jedną kartę 16GB i drugą, zapasową, której nie użyłam, laptopa do zgrywania zdjęć i dysk zewnętrzny do robienia kopii zapasowej. Nie jest to rozwiązanie idealne, bo trzeba ze sobą taszczyć laptopa, ale i tak go używałam do odpisywania na maile itp., więc wybrałam tę właśnie opcję.
Super relacja ! Tak jak wszyscy zazdroszczę, ja na razie poruszam się po Bałkanach-również polecam! Chciałam dodać, że zmiana na Twoim blogu bardzo przypadła mi do gustu, od jakiegoś czasu przestałam śledzić blogi modowe ze względu na brak oryginalności i powtarzalność, ale nadal chętnie przeglądam Twój. Byle tak dalej! Pozdrawiam!
dziękuję bardzo!!
Masz świetnego bloga:) Oprócz tego piszesz bardzo ciekawie
Życzę jeszcze więcej ciekawych podróży:)
W tym momencie nie ma na świecie osoby, która zazdrości Ci bardziej niż ja:) Biorę popcorn i czekam na epizod drugi!
Padłam z zazdrości! Od dawien dawna marzę o Peru i o amazońskim lesie deszczowym, więc jeśli zrezygnujesz z opisania całej relacji do końca to będę Cię nękać! :D Kiedyś w końcu napewno ruszę w tamtym kierunku :)
Jestem pod wrażeniem!
I zazdroszczę wypadu… mi też już mocno marzy się dalsza podróż, oby się udało w tm roku
Naprawde Cię podziwiam , jesteś bardzo odważna , ja bym nie miała odwagi zbliżyć się do takiej dżungli…brrrrrr a te mrówki , straszne..!
Od dzisiaj koniec z ciastkami, gazetami i kuponami Lotto – zbieram na bilet!
Jak zwykle niesamowite zdjęcia. Zazdroszczę podróży i super przygody, już czekam na post o Machu Picchu.
Asiu, a nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia: czy oprócz przedstawionej tarantuli, spotkałaś na swej drodze jeszcze jakieś pająki? Czy na całą wyprawę tylko ten jeden się trafił??
tak, inną tarantulę i parę pomniejszych, już takich bardziej zwyczajnych
chyba bym wpadła w panikę, brr
Uwielbiam i czekam na więcej! To się nazywa przygoda:):):)
Wow, przedzieranie się przez las deszczowy, to jest dopiero coś! :D
Świetna relacja – jak zwykle zresztą, Twoje posty podróżnicze śmiało można by oznaczyć jakimś certyfikatem jakości :) Tak swoją drogą, może pomyślałabyś kiedyś o poście dotyczącym planowania podróży (jeśli w ogóle da się to jakoś „wypunktować”) bo o ile nie widzę problemu w zorganizowaniu kilkudniowego wypadu do jednego z europejskich miast – kto zresztą widzi? samolot -> booking.com -> plan miasta :) to nie wyobrażam sobie jak zaplanować wycieczkę na innym kontynencie, a nawet w europie, ale taką zawierającą w sobie zwiedzanie dużego, mniej popularnego obszaru, a nie głównych, znanych wszystkim zabytków w jednym mieście. Pozdrawiam! Ala
Dziękuję! Pomyślę o tym, ale nie wiem czy coś specjalnie ciekawego mam do powiedzenia, bo proces wygląda właściwie tak samo, z tym trzeba wybrac punkty, które nas interesują i wykombinować jak się między nimi najlepiej przemieścić:)
Pomimo mojego strachu przed pająkami to marze o takiej wyprawie. Na prawdę WOOW! Czekam na kolejne odcinki;)
Super! Będę bardzo wdzięczna za wplecenie (?) w kolejne posty informacji o tym, jak wyszukujesz takie wycieczki, jak wyglądają cenowo i w ogóle jakieś porady dla początkujących podróżników :) Amazońska dżungla – marzenie dzieciństwa i czasów, kiedy namiętnie oglądałam każdy możliwy program przyrodniczy:)
Kurde, nie dodało mi komentarza, a był taki długi i ładny! Streszczam się więc i proszę, żebyś w kolejnych wpisach dodała coś a propos organizacji takiej wycieczki (jak wyszukujesz takie perełki?) i ceny :) Nie tylko w kontekście amazońskiej dżungli (zazdraszczam anyway) :)
Czytałam ten tekst jak jakiś genialny przewodnik! Nawet zachciałam pojechać do Peru, aż do chwili gdy zaczęłaś wyliczać te wszystkie groźne zwierzęta, owady, pająki. Wtedy zdecydowałam, że taka wyprawa jednak nie jest dla mnie. :D Powiedz mi, nie bałaś się tych zwierząt? Szczepiłaś się przed wyjazdem?
Czekam na kolejne części relacji! :)
Dziękuję bardzo! Większość szczepień miałam zrobioną przed podróżą do Azji kilka lat temu, więc musiałam tylko zaktualizować chyba szczepionkę na wściekliznę i którąś z żółtaczek. Żółtą gorączkę, która teoretycznie jest zalecana, postanowiłam sobie odpuścić, bo od 20 lat nie było w tym rejonie żadnych zachorowań. A wszelkie pająki, jaszczurki i oposy nie robią na mnie wrażenia, może dlatego że zawsze miałam koty, które notorycznie znosiły do domu najróżniejsze stworzenia, od żab , przez szczury, po krety i wiewiórki, jakoś zupełnie mnie to nie przeraża czy odrzuca. Nie lubię za to być w pobliżu gołębi:)
to musiało być niesamowite przeżycie, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy..
Niesamowite zdjęcia i świetny warsztat pisarski. Nie tylko świetne zdjęcia, ale przyjemna lektura ;) Czekam na więcej ;)
Serdecznie pozdrawiam ;)
Jesteś odważna! Nie wiem, czy ja dałabym radę wybrać się na taką eskapadę do dżungli. Relację świetnie się czyta i ogląda. Inwestowanie w ducha i intelekt i wyobraźnię, a nie tylko w fatałaszki, daje efekt wow i inspiruje.
Fajnie, że dzielisz się z nami tym co widziałaś.
byłaś może w Brukseli i Amsterdamie? Jeśli tak, bardzo bym prosiła o jakieś wskazówki !
Pająk na zdjęciu to nie tarantula, a ptasznik – to nie tylko dwie zupełnie różne rodziny (tarantule należą do Lycosidae, ptasznikowate do Theraphosidae), ale nawet dwa różne podrzędy w obrębie rzędu pająków. „Tarantula” na określenie ptasznika jest paskudną, bo wprowadzającą w błąd kalką z angielskiego.
Asiu, masz jakieś zdjęcia świnek morskich? Jeśli tak, to błagam, wrzuć je w następnej relacji. Zawsze chciałam zobaczyć, jak prezentują się te cudowne zwierzątka w środowisku naturalnym :)
PS Czy to Twoje majtki suszą się za tym chłopakiem leżącym na hamaku? Uroczy widok :)
Relacja oczywiście świetna!
Pozdrawiam,
Ania
Twojego bloga śledzę od niemalże samego początku. Dość regularnie przeglądam kilka modowych blogów (w celu raczej pooglądania ładnych ciuszków i sprawdzenia, co też sieciówki aktualnie oferują), jednak tylko na Twoje wpisy czekam z utęsknieniem! Będąc tu pobieram same korzyści :) Piękne zdjęcia (szczególnie te ze wszelakich wojaży i ciekawych miejsc), wartościowe teksty (zawsze dowiem się czegoś nowego/interesującego), świetne relacje (a’la przewodniki), inspirujące stroje (co prawda w zupełnie innym stylu niż mój, ale nie ma to nic do rzeczy), no i teksty po angielsku (dzięki, którym szlifuję, poduczam się i oswajam z tym językiem:)). Twój blog, obok podróżniczego bloga Uli, jest moim ulubionym.
Relacja z Peru robi wrażenie (aż chce się w tej chwili tam być!), czekam z niecierpliwością na kolejne i jeśli Ci się chce chętnie obejrzałabym cały sezon (s01e24) :)
Pozdrawiam
Gosia
Niesamowity post. Widziałam lasy deszczowe na zdjęciach, w telewizji, ale pewnie nic nie równa się zobaczeniu ich na żywo. A kapibary są świetne ;D
Jeśli to możliwe to proszę o więcej zdjęć :)
Nic tylko zazdrościć! Świetny trip, super zdjęcia, ach!
Bardzo podoba mi się Twój styl pisania i kierunek, w jakim rozwija się Twój blog. Tak trzymać! Dla mnie jesteś jedną z oryginalniejszych i ciekawszych postaci blogsfery :)
Tarantula mnie przeraziła!!!
Wiem, że jesteś teraz zajęta, ale chciałabym Cię prosić o pomoc. Pisałam o tym pod poprzednią notką, ale spróbuję jeszcze raz. Wydaje mi się, że kiedyś pisałaś, w jaki sposób pozbyłaś się nieprzyjemnego zapachu ze swojej marokańskiej torby. Dostałam skórzaną torbę z Maroka i śmierdzi dosłownie jak krowa. Mogłabyś wskazać mi ten post albo napisać, co zrobić? :)
Przeczekać:) Przynajmniej ja żadnego skutecznego sposobu nie odkryłam, po prostu wrzuciłam ją na kilka miesięcy w przewiewne miejsce, wystatwiałam co jakiś czas na powietrze, a jak już osiągnęła znośny poziom, to zaczęłam ją po prostu nosić i resztki zapachu szybko zniknęły.
Kilka… miesięcy? Miałam nadzieję, że tydzień na balkonie załatwi sprawę. No trudno, w takim razie poczekam, bo torba jest tego warta, a w tej chwili dotknięcie jej sprawia, że muszę pędzić umyć ręce. Dziękuję za odpowiedź :)
Trochę nie na temat, ale mam do Ciebie wielką prośbę. Wiem, że opisywałaś już studia na Goldsmith, ale czy mogłabyś poświęcić wpis lub odpisać mi w komentarzu, jak wyglądają studia konkretnie na Twoim kierunku. Obecnie studiuję socjologię w Polsce i myślę nad studiami w Londynie. Sądząc po tym, co pisałaś i po tym, co znalazłam na stronie uczelni, kierunek wygląda ciekawie. Mam jednak kilka wątpliwości. Czy napisałabyś jak przebiegała rekrutacja, czy rzeczywiście trzeba wykazać wysoki poziom fotograficznych umiejętności? Jak wyglądają zajęcia – czy jest dużo czytania teoretycznych tekstów, pisania esejów? Na czym polegają zaliczenia, egzaminy? Czy na uczelni spędzasz dużo czasu i czy dużo też musisz poświęcić nauce po zajęciach? I czy zdarzają Ci się, lub innym studentem spoza UK, kłopoty ze zrozumieniem/pisaniem/mówieniem? Będę wdzięczna za odpowiedź. Przepraszam za chaotyczność.
Jasne! O rekrutacji pisałam w komentarzach pod postem poświęconym uczelni, bo kilka osób mnie o to pytało, jest też dokładnie opisana na stronie kierunku. Co do poziomu to trudno mi powiedzieć, bo tutaj podejście do tego czy zdjęcie jest dobre czy nie jest zupełnie inne niż to, do którego byłam przyzwyczajona i jak tylko masz dobrą teorię na poparcie swojej części wizualnej i umiesz się obronić, to powinno być okej, zakładając oczywiście że zdjęcie nie jest po prostu słabe czy dramatyczne techniczne. Jest sporo tekstów do przeczytania, 2 duże eseje plus zdjęcia na semestr, a na niektórych przedmiotach także prace w ciągu semestru – to zależy od opcji, które wybierzesz. Nie ma egzaminów (na moim kierunku, na niektórych jak najbardziej są), ale eseje są oceniane zupełnie inaczej niż np. na UJ, ich pisanie zabiera dużo więcej czasu (i to wcale nie ze względu na kwestie językowe, ale na fakt, że muszą być dużo bardziej rozbudowane i są mniej sztampowe, co jest jak dla mnie plusem) i bardzo rzadko zdarza się, żeby ktoś dostał ocenę powyżej 80%, nawet klasowi wymiatacze. Na uczelni miałam mniej zajęć niż na UJ, ale za to więcej czasu spędzałam w bibliotece. Dużo bardziej stawia się tutaj na pracę własną studenta i nikt Cię raczej kolokwiami nie sprawdza. Nie mam problemów z mówieniem czy czytaniem po angielsku. Mam nadzieję że chociaż trochę rozwiałam Twoje wątpliwości:)
super, wielkie dzięki za odpowiedź : )
Oj tak, zgadzam się co do tych 80%, dla mnie to był lekki szok na początku studiów w UK;)
Wooooo! Też się chcę tam kiedyś zaleźć! Ten dom jest nieziemski! Może uda mi się kiedyś postawić taki w swoim ogrodzie :D Zazdroszczę wyprawy :)
Pozdrawiam :)
Twoje posty są niesamowite! Czyta się je z taką lekkością. Codziennie zaglądam na Twojego bloga w poszukiwaniu nowej notatki. Zazdroszczę takiej podróży. Mam nadzieję, że kiedyś tez uda mi się pojechać do Peru :)
http://img703.imageshack.us/img703/542/va211a04605311.jpg które butki byś wybrała? :)
ja bym wzięła czerwone:P
ja też, czerwone zdecydowanie!
Och matko… to dlatego jesteś moją ulubioną blogerką od lat. Nie no, co ja mam tutaj pisać, umieram z zazdrości przy każdej kolejnej relacji z Twojej podróży… To mi tylko uświadamia jak bardzo marnuję swoją młodość i mobilizuje mnie do spięcia tyłka i w końcu uruchomienia własnej działalności, żeby na takie podróże zarobić (bo bloga nie planuję i nie planowałam nigdy zakładać;). Chciałabym, żeby każdy (no dobra, może nie 100% ale tak chociaż z 85!) młody w Polsce brał z ciebie przykład: zwiedzał świat, uczył się, brał życie w swoje ręce i działał działał i jeszcze raz działał… Takie posty dodają młodzieży odwagi i ducha, bo pokazują, że jeśli bardzo się chce to można… pozdrawiam serdecznie i przyłączam się do prośby o nowego posta o Twoich studiach na Goldsmith, jeszcze niedawno sam byłam na wymianie rocznej na uczelni w Londynie i jestem szalenie ciekawa podobieństw? różnic? vs Goldsmith.
Serdeczne pozdrowienia,
B.
Ale mi miło, dziękuję bardzo! Myślę że jak najbardziej takiego posta napiszę za jakiś czas:)
Po prostu zazdroszczę ;o
Mogłabyś napisać jakiegoś posta w stylu poradnika jak zorganizować taką eskapadę ;d? Interesuje mnie co trzeba wziąć pod uwagę planując wycieczkę w taką odległą i egzotyczą część świata. Przeczytałam w jednym z komentarzy, że nie korzystałaś z żadnego biura podróży (co w 100% rozumiem ;) ) Ciekawie było by coś takiego przeczytać i czekam na dalsze części opowieści z Peru ;)
Jejuu… moje marzenie od wielu lat… studiuje biologię i taka eskapada to dla mnie spełnienie najskrytszych marzeń… może kiedyś uda mi się uzbierać pieniądze, ale tak jak innych mnie również przeraża perspektywa samodzielnego planowania podróży… może Cię zatrudnię? ;) dziękuję za cudowny post :)
Peru to moje marzenie! Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je spełnić ;) Świetna relacja!
Twoje zdjęcia i relacje są rewelacyjne ! Zwłaszcza fotografie widoków przeróżnych wychodzą Ci świetnie :) Zazdroszczę podróży, ale jednocześnie czekam na więcej relacji :D
Czytam własnie ze jestes jadna z popularniejszych polskich blogerek :) a ja trafilam do ciebie dopiero dzisiaj…ehhh…to pewno dlatego, ze ja dopiero od niedawna zaczelam blogowac :) przeczytalam twoja relacje z zapartym tchem, wybieramy sie do Peru w przyszlym roku, i tez tak jak ty wszystko orgaznizujemy sami. Mam pytanie odnosnie pory roku, kiedy tam byliscie? Wnioskuje ze na przelomie kwietnia i maja, ale prosilabym o informacje, kiedy dokladnie i jaka byla pogoda. Ile dni trwala wasza podroz?
Czekam z niecierpliwie na kolejne posty z wyprawy, a tymczasem zapraszam do siebie na relacje dzien po dniu z wyprawy po Tajlandii :)
Czytam ioglądam już zdj chyba po raz setny. Z zadrości skręca mnie, ale tak pozytywne. Czuję jakbym tam z Tobą była.
Wybieramy sie z kolezankami do Peru i chetnie dowiedzialybysmy sie jakie biuro trekkingowe zorganizowało wam taka wyprawe.
Peru Nature:)