Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Marsylia, Francja, część 2

Dzisiaj chcę pokazać Wam drugą część relacji z Marsylii, pierwszą znajdziecie tutaj. Postanowiłam zacząć od kilku zdjęć z kawiarni, bo z racji niesprzyjającej pogody odgrywały one sporą rolę w trakcie naszej małej wyprawy. W Londynie tęsknię za przestronnymi, trochę leniwymi lokalami, w których można spokojnie poczytać gazetę nad filiżanką herbaty, gdzie nie mamy wyrzutów sumienia patrząc na tłoczącą się przed wejściem kolejkę, a z lodówki nie straszą zapakowane w plastik ciastka. Niekoniecznie tęsknię natomiast za fondant au chocolat, deserem, który widzicie na ostatnim zdjęciu. Pierwszy kęs był świetny, ale zaraz potem stężenie czekolady i słodkości mnie pokonało – a pisze to osoba, która bez problemu mogłaby poradzić sobie z dużą tabliczką mlecznej czekolady naraz.

 

 

Jedną z moich ulubionych części miasta jest bez wątpienia Noailles, multikulturowa dzielnica, w której czułam się jak na marokańskim targu. Stragany ze świeżymi owocami i warzywami, dziesiątki sklepików ze wszystkim i pyszne północnoafrykańskie jedzenie sprzedawane na ulicach. Moim osobistym hitem okazała się marokańska maakouda, pulchny ziemniaczany placek doprawiony kurkumą i kuminem sprzedawany za 1 euro. Pycha!

 

 

Kolejnym odkryciem w dzielnicy Noailles był Saladin Epices du Monde, siedemdziesięcioletni sklep z przyprawami z całego świata, jakby wyjęty z jakiejś orientalnej bajki. Trochę przypominał mi też sklep ze składnikami do eliksirów rodem z Harry’ego Pottera. Mówiąc krótko, ciężko mnie było stamtąd wyciągnąć. Oprócz pachnących przypraw, wielkich bloków czekolady czy czarnego mydła było tam mnóstwo rzeczy, których nawet nie umiałam rozpoznać. Gdyby nie ograniczenia bagażowe (ach, to podróżowanie z podręcznym), chętnie zrobiłabym zakupy-niespodziankę. W końcu z żalem ograniczyłyśmy się z Anną do harissy i chałwy (była genialna!), ale jak jeszcze kiedyś odwiedzę Marsylię, będzie to pierwsze miejsce, do którego się skieruję.

 

 

 

 

 

 

 

 

Saladin Epices du Monde, 10 Rue Longue des Capucins, 13008 Marseille
Przez cały wyjazd miałam ochotę na prawdziwy kuskus, którego nie jadłam od czasu wyjazdu do Maroka. Podpytałyśmy o dobre miejsca właściciela mieszkania, w którym się zatrzymałyśmy, i na nasz ostatni posiłek przed opuszczeniem Marsylii udałyśmy się do La Goulette, tunezyjskiej restauracji na obrzeżach dzielnicy Noailles, specjalizującej się właśnie w kuskusie. Dziewczyny wybrały wersję z pikantnymi kiełbaskami merguez, ja zdecydowałam się na ulubioną jagnięcinę. Jedzenie było pyszne, a atmosfera w restauracji ujmująca – Chantal zrobiła furrorę swoim wielkim średnioformatowym aparatem, i obsługa, i goście chętnie pozowali jej do zdjęć, zebrała też pokaźną ilość serwetek z numerami telefonów.

 

 

 

 

 

La Goulette, 1 Rue Pavillon, 13001 Marseille
Jednym z ciekawszych momentów była też wyprawa do północnej części miasta, gdzie znalazłyśmy się właściwie przez przypadek – ktoś ze znajomych z roku podesłał nam artykuł w The Guardian, opisujący działania francuskich alternatywnych przewodników miejskich. Tym sposobem trafiłyśmy na The Greeters i zdecydowałyśmy się odkryć z nimi północną dzielnicę, źródło wielu problemów miasta, słynącą z wojen narkotykowych gangów i płonących samochodów.

Spodziewałyśmy się przechadzki po blokowisku, a trafiłyśmy na wspaniały, kilkugodzinny spacer z Julie i Fabienne, które oprowadziły nad po wysokim wzgórzu, pełnym domów o dziwnych kształtach. budowanych z kawałków dachówek przez osiedlających się tam początkiem XX wieku emigrantów. Historia tej dzielnicy jest naprawdę fascynująca i opowiadanie o niej zajęłoby naprawdę sporo – wiem co mówię, bo w zeszły czwartek piętnastominutowa prezentacja na zajęciach rozciągnęła się nam do dwugodzinnej dyskusji.

Nie będę Wam więc psuć niespodzianki, ale jeżeli będzie mieli okazję być w Marsylii, koniecznie skontaktujcie się z Greetersami i wybierzcie na północ. Kiedy słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem, postanowiłyśmy wrócić na skróty, w poprzek dzikiej części wzgórza, fundując sobie godzinne przedzieranie się przez środziemnomorski busz, skakanie przez mury i przechodzenie przez płoty. Jak się pewnie domyślacie, ta część podobała mi się chyba jeszcze bardziej niż sam spacer.

 

 

 

 

And three Anna’s pictures (thank you for letting me use them!), taken with her film camera:
 

 

A na koniec dwa moje chyba ulubione zdjęcia z wyjazdu. Zrobiłam je w małej kawiarence przy dworcu w północnej części miasta, prowadzonej przez armeńskie małżeństwo Marcela i Margueritę. Dobrze znają się z Julie, a i nas potraktowali jak starych znajomych – nie obyło się bez pamiątkowego zdjęcia, obowiązkowej zabawy z psem w ogrodzie i twardej odmowy przyjęcia zapłaty za kawę i herbatę. W przeciwległym kącie siedziała spora grupa mieszkających w sąsiedztwie Turków, rozgrywających popołudniową partyjkę okeya. Gdyby nie nasz napięty plan, nie mieliby ze mną szans – połowę dzieciństwa spędziłam grając z dziadkiem w Rummikuba.

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

42 thoughts on “Marsylia, Francja, część 2”

  1. świetny klimatyczny post no i wspaniałe zdjęcia :) cudnie się czytało i oglądało!

    A jeśli chodzi o Londyn, to o ile jeszcze tam nie trafiłaś, polecam kawiarnie Notes na Trafalgar Square (31 St Martin’s Lane) mają wspaniałą kawę i najlepsze brownie jakie kiedykolwiek jadłam :) no i cudowny klimat!

  2. ponawiam swoją prośbę – czy moglabys polecić jakieś warte zobaczenia miejsca w Bielsku?

    pozdrawiam, Zosia.

    1. Hm, właściwie to nie mam jakiś sprecyzowanych planów, ale chodziłoby mi o miejsce gdzie można smacznie zjeść, poza tym jakieś ciekawe obiekty lub muzea i second-handy! :)

  3. Kocham twoje posty o podróżach (czyli zdecydowaną większość, lucky me!) – jestem typem podróżnika i uwielbiam niespodziewane sytuacje podczas nich. To są właśnie moje najlepsze wspomnienia :)

  4. Lubię modę jest coś w niej kreatywnego sposób podkreślenia swojej indywidualności w pewnym sensie, lecz poznawanie życia poprzez podróże obcowanie z inną kulturą spędzanie czasu z przyjaciółmi uczenie sie nowych rzeczy od nich i od samej siebie moim skromnym zdaniem jest równie ważne. Pozdrawiam Cie ciepło fajny post.

    1. aha , to cos pomieszalam zdaje mi sie ze kupilas gdzies bilety do pod.Ameryki ,a poniewaz mi sie sni podroz do Argentyny i to napislam Argentya ..podobno jedne z najpiekniejszych miejsc swiata .

  5. jesteś pewna, że to było ormiańskie małżeństwo i grający Turcy? bo nawet daleko od ojczyzn (a może nawet tym bardziej) takie sytuacje raczej się nie zdarzają.

    1. Jestem pewna, to jedna z niesamowitości dzielnicy. na poziomie lokalnym wszystko wydaje się tam działać wbrew konfliktom i niechęciom, przynajmniej w starej części dzielnicy.

  6. Zazdroszczę podróży :) Od przynajmniej czterech lat co roku mam już zaplanowaną trasę po południowej Francji, ale jak na razie ciągle byłam jedynie w okolicach Paryża. No i następny rok znowu się nie zapowiada.

    ______
    ja piszę tu:

    mycupofhotchoc.blogspot.com

  7. po 3 latach znowu chcę powrócić do Londynu. próbuję zorganizować wycieczkę stąd prośba o pomoc mieszkanki, na ile dni warto pojechać żeby poznać wiele rzeczy, wystarczą 3-4 czy raczej 6? nie zamierzam oglądać wszystkich „obowiązkowych” ponieważ część już „zaliczyłam” i nie mam ochoty znowu poznawać. jaka jest twoja opinia? pozdrawiam.

  8. Uwielbiam Twoje wpisy z podróży. Piszesz o takich „nieturystycznych” miejscach, co działa na mnie jak magnez. Od razu mam ochotę przejrzeć tanie loty, spakować się i wyruszyć w drogę:)
    Czekam na następne relacje!

  9. O proszę, a ja od miesiąca w Lyonie:D
    Znam troche Francję, ale na południu nigdy nie bylam, mam nadzieję, że tym razem się uda (chociaż sama Marsylia jakoś straszliwie mnie nie pociąga)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *