Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Islandia: The Skyr Trip, część 2

Ten post to kontynuacja pierwszej części mojej relacji z Islandii- musiałam podzielić ją na dwie części, bo ledwo mieści się na stronie. Próbowałam jakoś się ograniczać, ale każda owca wydawała mi się istotna dla całości opowieści i wyszło, jak widać, czyli długo.

|DZIEŃ CZWARTY, WTOREK, SKYR JAGODOWY|

Po powrocie z Tortugi śpimy w Steig- gospodarstwie niedaleko Viku. Właścicielka poza prowadzeniem hotelu zajmuje się też dzierganiem islandzkich sweterków dla małych piesków, po recepcji pląta się więc kilku modeli.

 

Jest też pies pasterski, który chyba minął się z powołaniem, bo całymi dniami przesiaduje w doniczce pod oknem i tęsknie spogląda na mierzące sweterki chihuahuy. Jednak kiedy już zbierze się do zaganiania owiec, wychodzi mu to naprawdę dobrze- pierwszy raz coś takiego widziałam, niesamowity widok. Nigdy bym się nie spodziewała, że owce tak szybko biegają!

 

 

Przy wyjeździe z gospodarstwa mamy bliskie spotkanie z owcą. Udaje nam się wygrać pojedynek spojrzeń i jedziemy dalej.


Po drodze mijamy naprawdę piękną plażę, jednak ze względu na sztormowy wiatr, który prawie zwiewa nas z klifu, dość szybko ruszamy dalej.

 

 


Tego dnia chcieliśmy zobaczyć park narodowy Skaftafell z ogromnym lodowcem Vatnajokull oraz Jokusarlon, największą lagunę lodowcową na Islandii, jednak ulewny deszcz zmusza nas do zmiany planów. Na lodowiec rzucamy tylko okiem, lagunę oglądamy właściwie z samochodu i decydujemy pojechać do miasteczka Hofn, najbardziej wysuniętego na wschód punktu naszej podróży i tam przeczekać koszmarną pogodę, a do parku wrócić następnego dnia. Jak się okazuje, w Hofn nie ma zupełnie nic (przynajmniej nic, co byłoby rozrywką po dachem), zresztą większość dnia zajęła nam jazda samochodem, wieczór spędzamy więc w lokalnym barze, jedząc kanapki z homarem i śledząc najnowsze trendy trollowej mody.

 

 

|DZIEŃ PIĄTY, ŚRODA, SKYR BRZOSKWINIOWO-MORELOWY|

Tą samą drogą, którą jechaliśmy wczoraj, wracamy do laguny lodowcowej i tym razem zatrzymujemy się na dłużej. To że wracamy tą samą drogą nie jest specjalnie zaskakujące, biorąc pod uwagę że na Islandii jest właściwie tylko jedna droga. Oczywiście, istnieje wiele mniejszych dróżek, zwłaszcza w okolicach Reykjaviku, niektóre asfaltowe, inne szutrowe, ale tak naprawdę jedyna droga z prawdziwego zdarzenia to trasa nr 1, która obiega całą wyspę dookoła.Laguna Jokulsarlon może wydawać Wam się znajoma, jeżeli jesteście fanami Bonda i oglądaliście „Śmierć nadejdzie jutro” albo „Zabójczy widok” albo widzieliście Tomb Raidera czy Batman Begins. Wszystkie te filmy miały sceny kręcone właśnie w tej części Islandii- Jokulsarlon to chyba najbardziej dostępny „arktyczny” krajobraz, stąd jego popularność w  przemyśle filmowym. Niepozorne jeziorko ma aż 200 metrów głębokości, a dryfujące w nim ogromne odłamki lodu robią niesamowite wrażenie.

 

 

 

Krążąc po okolicy odkrywamy też misia na moście- bez głowy, za to w wózkiem zakupowym.

Ruszamy w stronę parku narodowego, ale po drodze zatrzymujemy się jeszcze przy wyłażącym prawie na drogę jęzorem lodowca Vatnajokull. To drugi największy lodowiec w Europie ( i trzeci na świecie) i jest tak samo groźny, jak wygląda- tuż przy granicy lodu natykamy się na tabliczkę upamiętniającą dwójkę niemieckich turystów, którzy w zeszłym roku wybrali się obejrzeć lodowiec z bliska i nigdy nie wrócili- prawdopodobnie wpadli w którąś z licznych szczelin. Na ostatnim zdjęciu glaciermobil, czyli pojazd do jeżdżenia po lodzie.

 

 

Stamtąd jedziemy prostu do parku Skaftafell, jednego z piękniejszych miejsc na Islandii. Jest pełen wzgórz, rzek i wodospadów, spędzamy tu kilka godzin, leniuchując na trawie i spacerując. Tak jak wcześniej pisałam, na Islandii prawie nie ma drzew- większość wycięli Wikingowie, resztę zjadły owce. W ostatnich latach na Islandii powstała jednak oddolna inicjatywa zalesiania wyspy i przy wielu gospodarstwach można zobaczyć malutkie zagajniki z niesamowicie gęsto posadzonymi drzewami- czasem tak gęsto, że zastanawiałam się czy ten kto je sadził, kiedykolwiek widział w ogóle las. I to właśnie w Skaftafell znajduje się najwyższe drzewo Islandii, która ma, uwaga uwaga, 14 metrów wysokości.

 

 

Już prawie wychodząc z parku, trafiamy do zupełnie pustej chatki-skansenu i spędzamy sporo czasu, próbując kępkami trawy przekonać konie, żeby odpowiednio ustawiły się do zdjęcia (nie od dziś wiadomo, że trawa zza płotu jest dużo lepsza niż ta na pastwisku)

 

 

 

Po drodze do hotelu mijamy jeszcze kilka stad owiec- to niesamowite że one zawsze, ale to zawsze patrzą w obiektyw. Kolejne zdjęcie naszego maleńkiego Hyundaia pośrodku kompletnej pustki dobrze oddaje klimat i charakter tego południowego odcinka Islandii.

 

|DZIEŃ SZÓSTY, CZWARTEK, SKYR BRZOSKWINIOWY| 

Cywilizacja! W czwartek kierujemy się już do Reykjaviku, stolicy Islandii, mijając pod drodze kilka uroczych nadmorskich miasteczek. Przejeżdżamy także koło więzienia, co przypomina nam że Islandia, choć trudno w to uwierzyć, to państwo jak każde inne i takie instytucje jak zakład karny też w nim funkcjonują.

 

 

Kiedy już nam się wydaje że jesteśmy jedną nogą w Reykjaviku i udało nam się wyjść z wszystkich spotkań z islandzką naturą bez szwanku, pojawia się ONA- owca ostrzegawcza.

Lekkomyślnie ją ignorujemy, a ona znika, lecz dość szybko wraca. W gronie koleżanek. Napięcie rosło jak w dobrym horrorze…

 

 


Pędzące prosto na samochód stado owiec to naprawdę dość poważna sprawa, chociaż nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Stado zatrzymuje się dosłownie w ostatnim momencie, przez chwilę patrzymy na siebie nawzajem (wzrok islandzkich owiec będzie śnił mi się po nocach), a potem owce nagle odwracają się i w panice uciekają. Zdecydowanie niecodzienne doświadczenie.


Dojeżdżamy do Reykjaviku, jednak nadchodzi sztorm i robi się prawie zupełnie ciemno- nie powstrzymuje nas to przed zwiedzaniem miasta (idziemy m.in. do świetnego muzeum Wikingów), ale nie robię już tego dnia więcej zdjęć.

|DZIEŃ SIÓDMY, PIĄTEK, SKYR NATURALNY|

Aż trudno uwierzyć że dopiero w ostatnim dniu wyprawy poznaję prawdziwy smak skyru. W wersji naturalnej jest naprawdę doskonały i może się z nim równać tylko wersja czekoladowo-bananowa. Piątkowe zdjęcie „skyr of the day” robione było w wyjątkowo trudnych warunkach- co prawda deszcz skończył padać w nocy, ale sztormowy wiatr pozostał. 7 w skali Beauforta zdecydowanie wystarczy, żeby zwiać komuś skyr z łyżeczki.

Reykjavik! Najbardziej wysunięta na północ stolica świata i zdecydowanie najbardziej kameralna stolica w jakiej  byłam. Mieszka tam około 100 tysięcy mieszkańców i panuje atmosfera niewielkiego miasteczka, chociaż nie można powiedzieć żeby Reykjavik był prowincjonalny. Miasto jest pełne kontrastów, tuż przy porcie stoją szklane wieżowce, a w samej marinie często pluskają się wieloryby- podobno, my odwiedziliśmy Islandię zbyt późną jesienią, by mieć jeszcze szansę je zobaczyć.Uliczki pełne kolorowych domków są przeurocze, wszędzie apetycznie pachnie jedzeniem, a na samym środku miasta, w ścisłym centrum, ni stąd ni zowąd znajduje się całkiem spory plac, po którym spokojnie pływają sobie kaczki, łabędzie i dużo innych ptaków. Mimo że zupełnie nie wyobrażam sobie mieszkania tutaj, Reykjavik bardzo mi się podoba- myślę że najlepsze słowo, którym można go opisać to „przytulny”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Szybki obiad jemy w polecanym na Lonely Planet barze Burger Joint. Burgery są pyszne, ale jeszcze bardziej zachwycił  mnie wystrój wnętrza i książki, które umazane ketchupem były rozrzucone tu i tam po całej knajpie. Jest  i akcent patriotyczny, czyli uwielbiane przez Islandczyków Prince Polo.

 

 

 

 


Odkrywamy też rewelacyjny antykwariat. Wygląda jakby ktoś do ciasnego pomieszczenia wysypał parę ciężarówek książek, książki leżą wszędzie- na półkach, krzesłach, na podłodze, w kartonach, wszędzie! Większość przejść między półkami też jest nimi zasypana. Poza pięknie oprawionymi sagami wikingów i bogatym zbiorem książek telefonicznych z różnych części świata (nie bardzo mogę sobie wyobrazić kto na Islandii może potrzebować belgijskiej książki telefonicznej sprzed siedmiu lat), jest też sporo książek napisanych w języku angielskim. Za nic mam ograniczenia bagaży islandzkich linii lotniczych i wychodzę z ilustrowaną kroniką 1954 roku, pięknie wydaną Anią z Zielonego Wzgórza, książką o D Day z dedykacją napisaną odręcznie w 1946 roku i komiksem Star Wars z lat 70.

 

 

 


No i w końcu jakiś fragment bardziej powiązany z tematyką bloga- ubrania w Reykjaviku. Mimo braku czasu nie mogę sobie odmówić rundki po sklepach przy głównej ulicy. Mój pierwszy przystanek to Kron, projektancki duet o którym pisała kilkakrotnie Susie Bubble i to u niej pierwszy raz o nich usłyszałam (przeczytałam?). Robią niesamowite buty, większość jest bardzo kolorowa, jednak mnie najbardziej spodobały się bordowe botki z kieliszkowym obcasem.Pozostałe sklepy też robią na mnie dobre wrażenie- w kilku multibrandowych butikach jest spory wybór ubrań American Apparel, butów Jeffreya Campbella, no i są przede wszystkim sklepy poświęcone wyłącznie islandzkim projektantom. Rewelacyjne jest na przykład patchworkowe body Arny Sigrun. Nie miałam za bardzo czasu nic przymierzyć, ale spodobała mi się szeroka gama kolorystyczna (zostałam wielką fanką koloru liliowego, którego wcześniej nie znosiłam) i nietypowe zestawienia kolorów- tęczowe rajstopy to zdecydowanie hit!Godne wspomnienia są też islandzkie vintage shopy- bardzo dobrze zaopatrzone, wiszą w nich na przykład całe rzędy różnokolorowych spódnic maxi, levisy we wszystkich kolorach świata czy dziesiątki wariacji na temat klasycznego trencza. Zakochałam się też w ciężkich, inkrustowanych koralikami i cekinami sukienkach a’la lata dwudzieste, ale najpiękniejszą rzeczą, jaką widziałam, była sukienka o balenciagowym kroju, wykonana z bogatego, drukowanego w kwiaty materiału. Ryzykując mandat za parkowanie, rzuciłam się ja przymierzać, niestety okazało się, że zupełnie na mnie nie pasuje.

 

 

 

 

 

 

 

 


Ostatni dzień w Reykjaviku wykorzystujemy tak intensywnie, a wieczorem musimy już zbierać się w okolice lotniska w Keflaviku. Bardzo islandzka jest jeszcze rozmowa telefoniczna z wypożyczalnią samochodów („samochód? jaki samochód? Aaa, to zostawcie go gdzieś przy lotnisku albo w okolicy, kluczyki wrzućcie do schowka”), ale później już ostatecznie żegnamy się z Islandią. A ona odpowiada nam pojawiającą się nagle podwójną teczą (double rainbow!).

Jeżeli tylko będziecie mieli okazję pojechać na Islandię, jedźcie! Nie jest tam wcale tak zimno jak sugeruje nazwa. Wyspę opływa cie latem temperatury dochodzą do dwudziestu kilku stopni, zimy są łagodniejsze niż w Polsce. Jak tylko mi się uda, na pewno wybiorę się na Islandię jeszcze przynajmniej raz- została mi do zobaczenia cała północna część. Dzięki że przez to wszystko przebrnęliście!

 


Nudzi Ci się w podróży? Mam idealne rozwiązanie!

[sc name=”Banner”]

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

69 thoughts on “Islandia: The Skyr Trip, część 2”

  1. takiej fajnej relacji z podróży jeszcze nie czytałam! Dzięki za podzielenie się wrażeniami, Twoja relacja naprawdę poszerzyła moją wiedzę na temat tego kraju i sprawiła że jeszcze bardziej pragnę go odwiedzić! Może kiedyś w przypływie gotówki się uda! Super – klimatyczne zdjęcia!

  2. „każda owca wydawała mi się istotna dla całości opowieści” hehehe
    W maju tego roku byłam w Norwegii, jestem totalnie zauroczona tamtymi krajobrazami ale jak widzę widoki na Twoich zdjęciach to wydaje mi się że Islandia jest jeszcze piękniejsza. Fajna relacja! :)

  3. Dzięki Twoim postom Islandia naprawdę mnie zaintrygowała. A sposób w jaki umieszczałaś zdjęcia i opowiadania spowodował, że(a przynajmniej tak mi się wydaje) poczułam przynajmniej odrobinę klimatu tej wyspy i jeśli będę miała taką szansę, skorzystam z Twojej rady i bez wahania się tam wybiorę!

  4. Groźne owce wyjątkowo… groźne :) to my dziękujemy za wspaniałą relację i zachętę do podróży na Islandię. Nawet mój wyjątkowo ciepłolubny chłopak po przeczytaniu Twojego 'reportażu’ stwierdził, że jedziemy!

    Konstancja

  5. jestem pod wrażeniem!! oglądam Twojego bloga, ale nigdy nie komentuję, tym razem musiałam to zrobić :) super zdjęcia, super opisane, strasznie zazdroszczę wycieczki :)

  6. Tęczowe rajstopy – super! Antykwariat wygląda obiecująco i oczywiście również tam pojawił się motyw owcy. Mam w domu psy pasterskie i jedna z moich suczek chodziła kiedyś na zawody organizowane w pasieniu owiec :)
    Rozbawił mnie „horror” z owcami w roli głównej.
    Rower pewnie też zabezpieczony wełną :)
    Piękne, piękne, piękne widoki!

  7. Dzięki postom o Islandii jesteś dla mnie „cieplejsza” , tzn nie to, żebyś kiedyś mi wyglądała na zimną zołzę, nie nie, ale jest tu tyle radości, zdjęcia ze skyrem i naprawdę, świetnie napisana relacja – aż chciałoby się powiedzieć : rzucaj te ciuchy zajmij się podróżowaniem;p….

  8. Kolejna rewelacyjna fotorelacja i opowiesc. Jestem pod wielkim wrazeniem tego malowniczego miejsca. Mam nadzieje, ze kiedys bede miala tyle szczescia i sie tam wybiore.
    Sklepy sa rownie piekne jak te owce.

    ja moge Cie jedynie zaprosic na fotorelacje z Cypru ( klimat kakze odmienny bo nieco cieplejszy)
    post pt/ MOJE MIEJSCE NA ZIEMI

    kASIA

  9. Oglądanie tych zdjęć Asiu i czytanie twoich relacji to czysta przyjemność, szczegolnie biorac pod uwagę tak piękne i urokliwe miejsce!

    Czy mogłabym mi kochana powiedzieć z czym był ten tost, który jest na zdjęciu? Wygląda smakowicie, a nigdy nie jadłam tostów w takiej wariacji. Mam nadzieję, że mi odpiszesz, bo od samego patrzenia JESTEM GŁODNA!

    H.

  10. Piękne widoki, ale najbardziej urzekły mnie te malutkie pieski… ^^ Pisz częściej relacje i rób więcej zdjeć, jesteś genialną szafiarką, ale rzeczywiście… relacje wychodzą Ci jeszcze lepiej! :)

  11. Świetny reportaż, przeczytałam z zainteresowaniem, choć dopiero w połowie mogłam zorientować się należycie, co znaczyły słowa „każda owca” :) Bardzo podobają mi się zdjęcia!

  12. Myślę, że powinnaś zająć się relacjonowaniem podróży – oba opisy są genialne! Mnie zauroczyła zwierzęca część dzisiejszej opowieści – kot w koszyku przy kasie, wzrok czarnej owcy, pies w doniczce… mega :D

  13. Zdjęcia bardzo dobre, wzdycham z każdym nowym widokiem :) Możesz zdradzić ile wyniosła Cię ta 7 dniowa wyprawa ? Rozumiem, że większość Islandczyków mówi po angielsku ? Ostatnie pytanie to czy rezerwowaliście noclegi przed wyjazdem czy są to tak zwane przypadkowe hostele „na trasie” ?
    Kasia.

  14. niesamowite miejsce,
    ogromnie wrażenie robią na mnie te lodowe „kostki” na jeziorze i lodowiec, widok aż nierealny.

    pędzące na Wasz samochód owce mnie rozbawiły, ale jednocześnie (ech, jak zwykle) pomyślałam o nich z żalem, biedne, przestraszone rozbiegały się w popłochu, pewnie o mało nie staranowały się nawzajem! :]]

    kot w koszyku <333

    turkusowe trzewiki w róże – nieziemskie :)

    pytanie: pod zdjęciem, gdzie uciekasz przed silnym wiatrem, jest zdjęcie miasta, a na nim niebo z jakąś okrąglejszą białą smugą,
    czy to jest jakieś optyczne zjawisko typu halo?
    ciekawi mnie o wiele bardziej niż podwójna tęcza (często spotykany widok).

  15. „ONA-owca ostrzegawcza” ;) Zazdroszczę ci , że byłaś w tych wszystkich vintage shopach i antykwariacie :). Patrząc na zdjęcia to stolica Islandii wydaje się być bardzo miła i kolorowa. Szczególnie spodobał mi się rower w kolorowym „ubranku” ;-) Ale owce i tak rządzą :))

  16. Owca ostrzegawcza sprawiła, że rozsypałam się jak puzzle:D W sumie… Wszystko co o owcach:D Muszę przyznać, że to zdecydowanie dwa najlepsze Twoje posty na blogu, od kiedy go czytam (czyli to już prawie kilka lat!);) I jak tylko będę mieć okazję 0 wybywam na Islandię!;)

  17. Jestem wprost oczarowana!
    Nigdy nie myślałam, że będę chciała odwiedzić Islandię, ale dzięki temu co zobaczyłam i przeczytałam absolutnie chcę!
    Niesamowite :)
    pozdrawiam,
    Klaudia B.

  18. Niezwykła relacja! Czytając Twoje opisy przyszła mi na myśl taka książka, którą kiedyś czytałam i która bardzo mi się podobała o parze, która „stopem” zwiedzała świat. Była bardzo podobnie napisana, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć tytułu…;)

    M.

  19. Śledzę Twojego bloga od dawna, ale dopiero przy tej relacji naprawdę dostałam rumieńców! :-)
    Gratuluję wyprawy i życzę Ci jak najwięcej takich wspaniałych podróży, które nam tu później pokażesz i opiszesz :-) Zdjęcia, wbrew pogodzie, takie ciepłe i magiczne, że – jak widać z komentarzy powyżej – niemal każdy marzy, żeby się tam znaleźć. Pięknie – masz talent nie tylko do dobierania ciuchów!

    A w dżinsach, swetrze, czapie i reebokach wyglądasz przeuroczo!

    Pozdrawiam serdecznie,
    Monika

  20. Nie spodziewałabym się,że masz tak lekkie i zabawne pióro. Sposób w jaki łączyłaś słowa ogromnie mi się spodobał.
    Doprowadziłaś mnie do powodującego ostry ból brzucha śmiechu.
    Dziękuję. ten dzień wydaje się być teraz o niebo lepszy :)

  21. Uwielbiam czytać Twoje „artykuły” blogowe, w tym przypadku relację.. Dzięki Tobie niesamowicie bardzo chciałabym zobaczyć Islandię. Robi wrażenie z tego co widzę:) Jak pisałaś o patchworkowym body to wyobraziłąm sobie zupełnie coś innego co niekoniecznie mi się podobało. Jednak gdy zobaczyłąm zdjęcie.. Rewelacja! Ciekawe tylko gdzie można w takim czymś chodzić:P Tzn napewno można, tylko kto ma na tyle odwagi. Bardzo podobały mi się manekiny w na witrynie:P

    A zdjęcia… nie trzeba za wiele mówić: COS PIEKNEGO Asiu:*

    Greets:**

    …alkai…

  22. Witaj! Świetne zdjęcia! Też mi się marzy Islandia pewnego dnia i właśnie z tym wiąże się moje pytanie: pamiętasz może adres tego antykwariatu? :)
    Pozdrawiam :)

  23. byłam zakochana w Islandii do tej pory bardzo ale Twoja wyprawa sprawiła że teraz jestem przekonana do tego kraju jeszcze bardziej i moim najwiekszym marzeniem stało się zwiedzenie całej pięknej wyspy:):)

  24. świetna relacja, niedawno wrociłam z córką z Islandii, fajnie powrocic do tych miejsc oglądając twoje zdjęcia. my zrobiłysmy podobny szlak na południu plus fjordy zachodnie a najbardziej smakował nam skyr jagodowy:)

  25. Natarcie owiec totalnie mnie rozbroiło! Nie mogłam przestać się śmiać.

    Wiedziałam, że wyspa jest opanowana przez te zwierzęta ale nigdy bym nie pomyślała, że może być ich tam aż tak wiele w jednym miejscu i czasie:)

  26. zdjęcia piękne, co to za aparat? i czemu nie chcialabys tam mieszkac?:) ja spedzilam tam 3 miesiace i chętnie bym wrocila na dużo dłużej.. btw byłam na jesieni 2011 wlasnie (teraz odkrylam ten post), a Wy w jakim okresie dokladnie?:)
    pozdrawiaM

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *