Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Projektantka odzieży i właścicielka Bodymaps, marki szyjącej kostiumy kąpielowe, opowiada o swojej pracy – Zawodowe Dziewczyny z Ewą Stepnowską

Parę tygodni dostałam maila od Ady. Ada pracuje w mokotowskim butiku Bodymaps, polskiej marki szyjącej stylowe kostiumy kąpielowe. Pisała o Ewie, właścicielce marki, że jest super zdolna i super skromna, nigdy się do mnie sama nie odezwie, a ma o projektowaniu i tworzeniu własnej marki odzieżowej naprawdę dużo do powiedzenia. Wysłałam więc odpowiedź z pytaniem o datę i kilka dni później siedziałam już na pięknym, odrestaurowanym fotelu z PRLu, popijając herbatę z równie stylowego serwisu i wypytując dziewczyny o wszystko. Nie obyło się też bez mierzenia kostiumów!

Ewa, jak wyglądała Twoja droga do Bodymaps?

Ewa: Od zawsze marzyłam, aby pracować w modzie, tkwiło to we mnie od dziecka. Miałam zacięcie do rzeczy rzemieślniczych – lubiłam pleść, już jako nastolatka miałam styczność z maszyną do szycia. Ale marzenia o byciu projektantką mody są na tyle realne, co marzenia o byciu księżniczką czy piosenkarką. Plany o projektowaniu pozostawały więc bardziej w sferze marzeń. Tym bardziej, że cała moja rodzina to umysły ścisłe. Dopiero przed maturą stwierdziłam, że trzeba spróbować, i dostałam się na ASP. Nie planowałem tego zbyt długo, życie samo się tak potoczyło.

Na studiach bardzo wciągnęłam się w modę. Interesowałam się pokazami, tym, jak działa cały ten system. Tworzyliśmy na studiach zgraną grupę, choć na początku było nas dwanaście osób, a na drugim roku – już tylko osiem. Katedra mody jest bardzo wymagająca i weryfikuje umiejętności studentów. Ale studia utwierdziły mnie, że mam do tego predyspozycje, i pozwoliły mi się sprawdzić. Bardzo się zaangażowałam i miałam realny plan, aby skupić na tym swoją karierę zawodową.

Czy studia przygotowują tylko do bycia projektantem, czy dotyczą też kwestii związanych z otwarciem własnej marki?

Ewa: Studia z założenia były wielotorowe i dotyczyły wielu aspektów, bo oprócz zajęć projektowych mieliśmy także całą teoretyczną podstawę na ASP, na poszczególnych latach proporcje zajęć rozkładały się też inaczej. U nas największy nacisk położono na przedmioty projektowe, na których zadania często były bardzo abstrakcyjne i koncentrowały się na ćwiczeniu wyobraźni. Robiliśmy swoje projekty samodzielnie,  mieliśmy zajęcia z  konstrukcji, uczyliśmy się szyć.

Jeśli chodzi o część przygotowującą do prowadzenia własnej marki, to mieliśmy na przykład zajęcia prowadzone przez Mamastudio, na których dobieraliśmy do projektów studentów z grafiki, oni robili dla nas identyfikację wizualną, a my uczyliśmy się współpracy i przekazywania im swojej wizji. To było super doświadczenie, z którego teraz korzystam.

Ale odkąd prowadzę firmę, widzę, jak wielu rzeczy trzeba się jeszcze nauczyć w praniu. Myślę, że one najszybciej przychodzą z doświadczeniem, wiedza zdobyta w szkole to jednak coś zupełnie innego – szkoła ma głównie przygotowywać Cię projektowo.

Gdy skończyłaś studia, wiedziałaś, że chcesz robić kostiumy kąpielowe?

Ewa: Nie, wtedy tego jeszcze nie wiedziałam. W czasie studiów pojechałam na staż do Nowego Jorku u Marca Jacobsa. Wbrew pozorom dostanie się na praktyki było dosyć proste – wysłałam po prostu aplikację mailowo i miałam szczęście. Wtedy wydawało mi się, że po skończeniu studiów wrócę do Nowego Jorku i będę dalej robić staże, a potem szukać pracy, że to jest moja droga. Ale kariera w wielkich studiach ma swoje plusy i minusy. Plusy są ogromne, ale drugiej strony presja też jest ogromna, a praca bardzo intensywna. Jest też ogromna konkurencja, i żeby pracować na kreatywnych stanowiskach trzeba być świetnym, mieć szczęście i silny charakter.

A czym się tam zajmowałaś?

Ewa:  Jako stażyści pomagaliśmy we wszystkim, co się działo w studiu – od tworzenia moodboardów, przez szukanie materiałów i robienie próbników, aż do przyszywania guzików, ale – wiadomo – czasami trzeba było po prostu pójść po kawę albo coś skserować. Ale przy okazji poznałam wielu fajnych stażystów z różnych szkół i nawiązałam znajomości, które trwają do dziś.

Po stażu wróciłam do Warszawy, skończyłam studia. Co ważne, studia licencjackie są w zupełności wystarczające, by móc zacząć pracę w dużych studiach – chociaż nie znam nikogo, kto po ukończeniu studiów na polskich uczelniach zrobiłby spektakularną karierę zagraniczną.

Zawsze mi się wydawało, że od strony technicznej polskie studia są na dobrym poziomie.

Ewa: Bo myślę, że są. Ale za granicą w znanych szkołach które słyną z kierunków modowych to działa trochę inaczej – już na studiach nawiązuje się kontakty, studenci przedstawiani są różnym ludziom z zewnątrz – i to jest bardzo duży plus tych uczelni. Są osadzone w konkretnym środowisku, a polskie uczelnie ograniczają się do środowiska krajowego. Dzięki temu wydaje mi się, że osoby studiujące za granicą mają większe szanse na staż i więcej propozycji pracy. Ucząc się w kraju, który nie ma zbyt dużego backgroundu, startuje się od zera.

Czy twoją kolekcją dyplomową były kostiumy?

Ewa: Nie, wręcz przeciwnie – to były wielkie plecione kurtki i płaszcze. Ale o projektowaniu kostiumów myślałam od zawsze i dużo wcześniej miałam plan, żeby kiedyś się tym zająć. Wiedziałam, że jeżeli chcę projektować, to muszę skupić się na jednym produkcie, bo to będzie miało największy sens. Poza tym, gdy zaczynałam, autorskich kostiumów prawie nie było na polskim rynku. Widziałam, że jest na nie zapotrzebowanie, i to się sprawdziło.

Czyli miałaś pomysł – i jak to się dalej potoczyło?

Ewa: Zaczęłam nad nim pracować dosyć krótko po studiach. Powoli robiłam pierwsze projekty, nie mając w zasadzie doświadczenia. Nie wiedziałam, że projekty trzeba przygotowywać sporo wcześniej, bo inaczej będzie obsuwa. W efekcie pierwsza kolekcja ukazała się bardzo późno, ale wolałam zrobić to rok wcześniej i zyskać feedback, by na przyszły rok przygotować się lepiej i wystartować bardziej profesjonalnie.

Nie wiem, jak u Was w Lunaby wygląda przygotowywanie sezonów, ale ja już teraz, wczesną jesienią, muszę przygotowywać letnią kolekcję, żeby wyrobić się na spokojnie ze stopniowaniem rozmiarów, przygotowywaniem do produkcji, ściąganiem materiałów, testami, zdjęciami.. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem – ale teraz wiem, że zawsze są jakieś obsuwy. Ostatnią kolekcję letnią szyliśmy jeszcze w marcu. Gdy zaczyna się odpowiednio wcześniej, jest więcej przestrzeni i czasu na podejmowanie decyzji.

To prawda, choć jest to też trudniejsze finansowo, bo dopóki poprzednia kolekcja się nie sprzeda, trzeba samemu płacić za szycie i materiały. Od czego zaczęłaś tworzenie Bodymaps?

Ewa: Najpierw zaczęłam projektować na kartce. Robiłam setki różnych projektów, trochę jak na studiach, na których tworzyliśmy mnóstwo skomplikowanych szkiców, których szycie w większych ilościach kosztuje miliony albo jest kompletnie niemożliwe. Gdyby pokazać taki projekt komuś, kto prowadzi szwalnię, powiedziałby ze śmiechem: „Proszę pani, możemy to zrobić, ale za tyle i tyle” albo w ogóle nikt by się tego nie podjął. Przeszłam więc przez etap bardzo skomplikowanych projektów, które później upraszczałam, aż doszłam do form prostszych, ale wciąż ciekawych.

W pierwszej kolekcji drukowaliśmy print, który sama rysowałam. To była taka mozaikowa kolekcja, spotkała się z bardzo miłym odbiorem. Na tyle, na ile mogło się to wszystko udać, to się udało, zwłaszcza biorąc pod uwagę opóźnienie, które miałam. Pierwsza kolekcja była bardzo odważna, jeśli chodzi o wzory. Znam je od dwóch lat i dziś mam wrażenie, że się ograły, wydają mi się dużo mniej ekstrawaganckie niż wtedy. Następna kolekcja była bardziej zachowawcza.

Pierwszą kolekcję sprzedawałaś w swoim sklepie on-line?

Ewa: Tak, miałam sklep on-line, ale też regularnie przyjmowałam klientów w pracowani, która de facto była moim mieszkaniem. Premiera pierwszej kolekcji miała miejsce na targach mody HUSH.

Jak to się stało, że pojawiłaś się tam ze swoją pierwszą kolekcją?

Ewa: Wiedziałam, że HUSH jest dobrym miejscem na początek, i udało mi się tam dostać. Bardzo żałuję, że w tym roku nie było letniego HUSH-a. Hush był stworzony z myślą o grupie kobiet, która okazała się także naszą grupą docelową, zainteresowanie kostiumami zawsze więc było duże.

Co byś doradziła osobie, która chciałaby zacząć projektować, a martwi się, że trzeba mieć nie wiadomo jakie kontakty?

Ewa:  Przyznaję, że nam było łatwiej, bo mieliśmy szkołę, która wprowadziła nas w środowisko i na którą mogłyśmy się powoływać. Ale wiele osób prowadzących swoje marki zaczyna w inny sposób – np jako styliści lub blogerzy. Myślę że efekt jest podobny. Wiadomo, że kontakty się przydają, ale myślę że sam dobry produkt też się obroni.

Czyli gdybym chciała mieć swoją markę w Polsce, to sensowniejsze byłyby studia w Warszawie niż na prestiżowej uczelni za granicą?

Ewa: Fakt studiowania za granicą bardzo dobrze działa też w Polsce PR-owo. Wydaje mi się jednak, że najlepiej studiować tam, gdzie później będzie się funkcjonować i robić karierę lub zakładać markę. Wtedy masz więcej czasu na poznanie rynku i na więcej osób możesz liczyć – z dziewczynami ze studiów bardzo często sobie pomagamy i to jest bardzo wartościowa pomoc.

A jak trafiały do Ciebie klientki? Wspomniałaś, że sesja na basenie, zorganizowana z dużym rozmachem, przyciągnęła klientki do Bodymaps?

Ewa: Tak, Bodymaps bardzo mocno oparło się na sesji Zuzy Krajewskiej na basenie w PKiN. NIe dziwię się – uważam, że to naprawdę piękna kampania. Podczas projektowania drugiej kolekcji korzystałam z doświadczenia z poprzedniego sezonu i stwierdziłam, że chcę pójść w stronę kostiumów basenowych. Stworzyłam bardzo małą kolekcję – zaledwie cztery kostiumy. Poznałam wówczas Roberta Kiełba i chwilę pracowałam jako jego asystentka, a on postanowił, że chce mi pomóc wyprodukować sesję zdjęciową dla Bodymaps – był też jej dyrektorem artystycznym. Powstał pomysł na sesję w Pałacu Kultury. Długo przygotowaliśmy tę sesję, z myślą o niej uszyłam też kilka zdobionych kostiumów, które nigdy nie weszły do sprzedaży, były częścią artystyczną kolekcji. Ale sesja faktycznie dała nam duży rozgłos.

Ada: Klientki do dzisiaj zagadują nas o te zdjęcia.

A dlaczego zrobiłaś tylko cztery modele w drugiej kolekcji?

Ewa: Doszłam do wniosku, że tak będzie najlepiej. Wiem, że miałaś podobne przemyślenia, gdy pisałaś o błędach, które popełniłaś na początku prowadzenia własnego biznesu. Ja też odnosiłam wrażenie, że mam za dużo wszystkiego. Postanowiłam, że ograniczę liczbę opcji kolorystycznych i modeli, bo lepiej robić to powoli i wprowadzać kostiumy w mniejszych ilościach, ale częściej. Widzę, że inne marki postępują podobnie. Tylko na początku wydaje się, że trzeba wejść z przytupem.

Czy pamiętasz, kto kupił u Ciebie pierwszy kostium?

Ewa: To była jakaś pani na HUSH-u, nie znałam jej osobiście. Pamiętam, że ręce mi się strasznie trzęsły, gdy pakowałam jej kostium.

Jak doszło do tego, że powstał sklep stacjonarny?

Ewa: Na początku przez rok kierowałam całym projektem ze swojego mieszkania. Kolejnego lata mieliśmy pop-up w Galerii Kuratorium na Siennej. Tam od czerwca do sierpnia dostępne były wszystkie nasze projekty. Wtedy zauważyłam, że muszę mieć taki punkt, bo przyjście do czyjegoś mieszkania stanowi barierę dla klienta – trzeba wcześniej się umówić, przyjść, zadzwonić domofonem. To wymaga dużego zaangażowania i dodatkowo powoduje presję, że trzeba coś kupić, a nigdy nie chciałam takiej presji wywierać.

Chciałam więc stworzyć komfortowe warunki do tego, by można było na spokojnie obejrzeć kostiumy, poprzymierzać je, napić się kawy i miło spędzić czas. Mieszkanie, w którym wcześniej przyjmowałam klientki, mieści się na Mokotowie i wiele pań mówiło, że mieszka niedaleko. W związku z tym znalazłam miejsce na Mokotowie, choć było totalną ruiną i pół roku zajął remont.

Mówiłaś wcześniej, że wynajmujesz niedrogo lokal od miasta?

Ewa: Tak.

Gdzie można się dowiedzieć, że są takie lokale?

Ewa: Każda dzielnica ma swój zakład gospodarowania nieruchomościami – ZGN. Każdy z nich ma też swoją stroną internetową, np. ZGN Mokotów, i tam można dowiedzieć się o dostępnych lokalach do wynajęcia. Najczęściej wynajmuje się je w drodze licytacji, czasem ustnej, czasem pisemnej – wygrywa ten, kto z góry zaproponuje najwyższą sumę. Akurat na Mokotowie odbywają się licytacje ustne. Najpierw trzeba złożyć odpowiednie dokumenty, by potwierdzić, że chce się prowadzić działalność w wybranym lokalu, a później jest się zapraszanym na licytację.

Czy dużo osób pojawia się na takiej licytacji?

Ewa: W moim przypadku byłem jedyną chętną do wynajęcia tego lokalu. To kompletna zagadka i nigdy nie wiadomo, ile będzie osób. Nasz lokal jest malutki i wymagał generalnego remontu, więc mógł nie wzbudzić wielkiego zainteresowania.

Czyli jeśli powiedziałabyś, że oferujesz 200 zł, to oni musieliby ci go wynająć?

Ewa: Zawsze obowiązuje cena minimalna, ale ona jest dosyć niska. Można trafić na świetny lokal w bardzo niskiej cenie, ale bywa i tak, że na licytacji są 3–4 osoby, które mają duży budżet, i licytują do skutku, bo zależy im na danym miejscu.

Czego nauczyłaś się dzięki prowadzeniu firmy?

Ewa: Przede wszystkim wielu umiejętności miękkich. Żeby biznes dobrze prosperował, trzeba utrzymywać z innymi dobre relacje. Jeżeli nie dogadujesz się ze szwalnią, to nie ma opcji, żeby ze sobą współpracować. Jeśli nie dogadujesz się ze współpracownikiem, to też nie będzie wam dobrze ze sobą. Najważniejsze, aby panowała bardzo dobra atmosfera, nie było napięć. Jeśli jesteś małą marką i produkujesz małe ilości, to nie jesteś najbardziej priorytetowym klientem dla podwykonawców.

Kolejna rzecz, której się nauczyłam, to dbałość o kwestie finansowo – organizacyjne, mam tu sporo pomocy mam ze strony rodziny, nadal cały czas się uczę. Kolejne kwestie to planowanie produkcji i planowanie sprzedaży. Trudno zdobyć jakąkolwiek wiedzę na ten temat, bo dopiero na podstawie własnych doświadczeń można stwierdzić, co się opłaca, a co nie, jakie ilości, rozmiary mają sens.

Powiedziałaś kiedyś, że kostium jest trochę jak bielizna, kobieta musi czuć się w nim dobrze i trzeba dobrze doradzić podczas przymiarek. Jakie miałaś pierwsze doświadczenia z klientkami, gdy doradzałaś podczas przymiarek?

Ewa: Tego też się dopiero nauczyłam! Teraz nie mam z tym żadnych problemów i bardzo to lubię. Nie wyobrażam sobie, żeby nie doradzać, bo dzięki temu mam feedback i mogę dopracować produkty. Muszę mieć informację zwrotną, a najłatwiej na własne oczy zobaczyć, jak leżą kostiumy, i pomagać je wybierać.

Co robicie, by klientki dobrze się czuły w salonie?

Ada: Myślę, że bardzo dobrze działa na klientki klimat tego miejsca. Jest u nas naprawdę miło, Ewa za każdym razem zza biurka krzyczy, czy ma pani ochotę na kawę lub herbatę [śmiech].

Ewa: Prawda jest też taka, że klientki najczęściej już następnego dnia wyjeżdżają na wakacje i przychodzą do nas podekscytowane samą myślą o urlopie. Mają w sobie mnóstwo pozytywnej energii i wybór kostiumu to dla nich jedna z ostatnich rzeczy do zrobienia przed wyjazdem. Potem wystarczy się spakować i pojechać na lotnisko lub pociąg.

Ada: Lubimy rozmowy o wakacjach.

Ewa: Ale nie mamy żadnych konkretnych trików, żeby kogoś przekonywać do zakupu

Ada: Kostium Dinah zawsze działa! [śmiech]

Dlatego że każdy dobrze w nim wygląda?

Ada: Tak! Widziałam w nim mnóstwo klientek i gdybym miała polecić jeden kostium, to wybrałabym właśnie ten. Zarówno dziewczyny, które są bardzo szczupłe i mają mały biust, jak i te z większym biustem i o obfitszych kształtach wyglądają w nim świetnie. Dinah to kostium, który jest naprawdę dla wszystkich.

Ewa: W istocie kluczem do sukcesu są pracownicy, którzy wierzą w produkt. [śmiech]

Widziałam, że prowadzicie konto na Instagramie. Kto się nim zajmuje?

Ewa: Ja sama je prowadzę. Na początku wszystkim zajmowałam się sama, teraz uczę się dzielić pracę, ale z Instagramem cały czas nie mogę się rozstać.

W jaki sposób zdobywacie najwięcej nowych klientek?

Ewa: Ostatniego lata miałyśmy parę klientek, które okazały się instagramowymi influencerkami. To były przepiękne młode mamy, które pociągnęły potem inne młode mamy – promocja na Instagramie wśród tej grupy jest bardzo duża. Staramy się prowadzić regularnie nasze konta w mediach społecznościowych i wydaje mi się, że wszystko działa po trochu. Często też wypożyczamy kostiumy do sesji zdjęciowych w prasie.

A kim są Wasze klientki?

Ewa: Są bardzo różne, najmłodsza miała 12 lat, a najstarsza to chyba moja babcia, która wybrała dwuczęściowy, wzorzysty kostium. Jest odważna! Zdecydowała się na wysokie majtki i bardotkę. W każdym razie rozstrzał wiekowy wśród klientek jest bardzo duży, choć zdecydowanie najwięcej dziewczyn jest między 25. a 40 rokiem życia. Są to często młode mamy. Większość klientek mieszka w dużych miastach – taki wniosek mamy po analizie sprzedaży internetowej

Zauważyłam, że macie wyjątkowo dużo modeli jednoczęściowych. W sklepach zwykle są same dwuczęściowe, a pojedyncze jednoczęściowe rzucane są w kąt…

Ewa: Mamy takie zapotrzebowanie. Bardzo możliwe, że jesteśmy kojarzone z kostiumami jednoczęściowymi z powodu sesji z Zuzą Krajewską w PKiN, która była naszą najmocniejszą kampanią. Staramy się mu sprostać.

A jak wygląda Twój typowy dzień pracy? Wstajesz rano i co robisz?

Ewa: Staram się wstawać jak najwcześniej, chociaż przyznaję, że to nie jest moja najmocniejsza strona. Z reguły przychodzę na Wiktorską, i z Adą pracujemy nad różnymi rzeczami, które są akurat bardzo zmienne w czasie. Na przykład obecnie pracujemy nad dodatkowymi opisami produktów, które musimy je zmodyfikować, jednocześnie pracujemy już nad kolejną kolekcją. Zawsze jest coś, co trzeba zrobić, co wymaga poprawek – ta lista się nie kończy.

I w międzyczasie przychodzą klientki.

Ewa: Latem jest ich sporo, choć wydaje mi się, że jesteśmy też zależne od pogody. Mam wrażenie, że najwięcej kobiet przychodzi, gdy wychodzi słońce i oczywiście dzień przed wyjazdem na wakacje. Na jesieni naturalnie sprzedaż spada. Z reguły mamy jednak całą listę rzeczy do zrobienia i po kolei przez nie przechodzimy.

A czy posty w social mediach planujecie sobie do przodu, czy wrzucacie je na bieżąco?

Ewa: Wrzucamy na bieżąco. Mamy listę rzeczy, które nadają się do publikacji, i wybieramy z niej to, co pasuje nam danego dnia.

Jaki jest Twój najmniej ulubiony element w prowadzeniu marki odzieżowej?

Ewa: Księgowość. Mam panią księgową, która zawsze mi to robi, ale i tak muszę dla niej przygotować wszystkie dokumenty. Jest to frustrujące, bo zakładam, że zrobię to w godzinę, a zajmuje mi to cztery albo i więcej, zawsze też strasznie to odwekam i rozwlekam. Poza tym jednak muszę przyznać, że moja praca jest bardzo ekscytująca. Gdy wkłada się w to tyle energii i zaangażowania, to każda mała rzecz cieszy.

Co było dla Ciebie najtrudniejsze przy zakładaniu Bodymaps?

Ewa: Początkowo najtrudniejsze było znalezienie współpracowników: szwalni i konstruktora. Zmieniałam i jedno, i drugie. Było wiele rzeczy, z którymi nie czułam się komfortowo, i czułam, że muszę to zmienić, żeby wszystko pracowało dobrze. Myślę, że początkowo każdy musi przejść przez ten etap, i to bez względu na to, ile dobrych porad i kontaktów się dostanie. To samo dotyczyło szukania sprzedawców, pracowników czy innych ludzi, z którymi współpracuję. Świetnie dogadujemy się z Adą, chociaż wiem, że akurat zarządzanie nie jest moim powołaniem.

To trudne, bo trzeba połączyć wiele ról, do których nikt nie przygotowuje.

Ewa: Rola menedżera jest zupełnie nie dla mnie, ale jest wpisana w prowadzenie firmy. Wiem, że są ludzie, którzy mają do tego lepsze predyspozycje. Ale wiadomo, na początku wszystko robi się samemu.

Czy miałaś jakieś założenia co do samej sprzedaży – co będzie miało wzięcie, a co nie? Czy coś Cię zaskoczyło w wyborach dokonywanych przez klientki?

Ewa: Zaskoczyło mnie, że nieważne, jak piękne kolory się zrobi, i tak najlepiej sprzeda się czarny. Gdy zakłada się swoją markę, wydaje nam się, że nasz koncept jest na tyle wyjątkowy, że sprzedadzą się najbardziej charakterystyczne projekty, ale zawsze dobrze zrobić też “bezpieczne” projekty. Jest kilka kolorów, które są piękne, na przykład ten koralowy pomarańcz, a jednak dziewczyny często wolą bardziej zachowawcze opcje. To przykład na to, że można robić coś, co w założeniu ma być „wow i w ogóle super”, a potem to wcale nie cieszy się zainteresowaniem. Ale działa to też w drugą stronę, np. nasz najlepiej sprzedający się kostium to ten, w który na początku zupełnie nie wierzyłam. Okazał się popularny, bo jest w kolorach, które pasują do różnych cer.

Jest podobno taka złota zasada, że jak coś się słabo sprzedaje, to najlepiej zrobić nowe zdjęcia. Gdy robiłam jeszcze zakupy w dużych sieciówkach on-line, w pewnym momencie zauważyłam, że ja sama wybieram rzeczy prezentowane na modelkach z którymi wizualnie mam coś wspólnego – ale wiadomo, zawsze były wyższe, szczuplejsze i z ułożonymi włosami. Czasem zdjęcie może mieć kluczową rolę.

A potem klientki piszą, że wybieracie zawsze modelki blond, wysokie i szczupłe. Ale inne nie sprzedają.

Ewa: Nie ma na to dobrej rady. Widocznie trzeba robić sesje z udziałem i takich, i takich osób.

Prowadzenie własnej marki wymaga zajmowania się rzeczami kreatywnymi – wymyślanie projektów, tworzenie wzorów, a jednocześnie trzeba zająć się pozostałymi obowiązkami, które są bardziej sprzedażowe. Jak to ze sobą godzisz?

Ewa: To jest bardzo trudne. Gdy byłam sama, dzieliłam sobie rok na poszczególne etapy: we wrześniu był czas na odpoczynek po lecie czyli naszym najbardziej intensywnym okresie, potem czas na projektowanie i produkcję. Kostiumy wchodzą do sieciówek w już marcu, mimo że wtedy w Polsce jest jeszcze zima i śnieg na ulicach. Ale musimy też być już przygotowani na sezon. Przez to rok bardzo się skraca.

Kiedy zaczyna się u Was sezon?

Ewa: W lutym są ferie zimowe i wiele osób wyjeżdża za granicę. Na przełomie marca i kwietnia też mamy klientki, które albo wyjeżdżają na wakacje, albo chcą już sobie kupić strój, żeby przygotować się na lato. Później mamy mniejszy ruch, a raczej uzależniony od pogody, bo w Polsce często ciągle jest jeszcze zimno i dopiero od maja, gdy zaczyna się majówka, sprzedaż zaczyna hulać. Najwięcej naszych klientek kupuje kostium tuż przed wyjazdem i dlatego letnie miesiące są najlepsze pod kątem sprzedaży.

Prowadzisz Bodymaps już trzeci rok. Co byś poleciła Ewie sprzed dwóch lat, co zrobiłabyś inaczej?

Ewa: Wiem, że i tak bym nie posłuchała samej siebie, ale myślę, że powiedziałabym sobie, żeby zaplanować najpierw sposoby dystrybucji, jeszcze przed rozpoczęciem projektów; żeby zacząć od spraw biznesowych, sprzedażowych, od wyznaczenia grupy docelowej i dopasować do niej produkt. Myślę, że to jest dość uniwersalna rada dla różnych branż: gdy się wie, jak będzie sprzedawany produkt i kto jest klientem, dużo łatwiej sprawić, by produkt się przyjął. W przeciwnym razie trzeba prowadzić biznes metodą prób i błędów.

Jak oddzielasz czas pracy od czasu odpoczynku? Czy masz zajęcia, które Cię relaksują?

Ewa: Ważnym krokiem w stronę relaksu było oddzielenie miejsca pracy od spraw osobistych. Prowadzenie biznesu z domu rujnuje higienę pracy. Gdy pracowałam w domu, kompletnie nie radziłam sobie z rozdzielaniem jednego od drugiego. Potrafiłam siedzieć non stop w pracy, choć było to zupełnie nieproduktywne. Warto mieć miejsce do pracy poza domem.

Druga sprawa to regularne odrywanie się od pracy. Ja chodzę na ceramikę. Lepiłam z gliny kiedy byłam dzieckiem – dwa lata temu zapisałam się na zajęcia do Domu Kultury Śródmieście i jest naprawdę wspaniale, polecam! Od dziecka miałam rzemieślnicze hobby. Trzy miesiące temu adoptowałam też drugiego, małego kotka, co ekstremalnie pochłania mój czas. Ale daje mi masę szczęścia!

 

Jak zwykle wielkie dzięki dla Vichy za sponsorowanie serii wywiadów. A do Was mam pytanie, a właściwie prośbę – jeśli znacie jakąś lubiącą swoją pracę, chętną do rozmów leśniczkę, dajcie mi koniecznie znać. Bardzo chciałabym z taką zawodową dziewczyną porozmawiać. Oczywiście ciągle też czekam na Wasze pozostałe propozycje.

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

50 thoughts on “Projektantka odzieży i właścicielka Bodymaps, marki szyjącej kostiumy kąpielowe, opowiada o swojej pracy – Zawodowe Dziewczyny z Ewą Stepnowską”

  1. Ja jak zwykle polecam się jako digital marketing ninja która udowadnia, że można żyć slow i minimalistycznie nawet pracując w komercyjnych projektach i „mieszkając” w Internecie :)

    Super wywiad, lecę oglądać kostiumy bo są BOSKIE.

  2. Sama chetnie poczytalabym wywiad z ”pania lesnicza” :). W ogole z kims kto zyje blisko natury. Taka praca musi byc swietna i nie wyobrazam sobie jakichkolwiek stresow z nia zwiazanych, choc pewnie roznie to bywa…

  3. Cześć,
    Jeśli pani Ewa to czyta, to bardzo chciałbym jej podziękować za udzielenie tego wywiadu. Jest bardzo motywujacy i pokazuje, że jeśli się chcę i ma odpowiednie samozaparcie, to można osiągnąć wszystko.
    Pozdrawiam,
    Kasia

  4. Świetne są te kostiumy i dobrze jest się dowiedzieć o tak ciekawej polskiej marce. Chętnie bym poczytała też o innych polskich firmach, bo jednak one nie mają dobrej reklamy, a ja nigdy nie wiem gdzie szukać. Jestem w stanie sporo zapłacić za produkt o ile stoją za nim fajni, świadomi ludzie, dobra jakość i nietuzinkowe wzornictwo.

  5. Bardzo ciekawy wywiad! Bycie projektantką mody to też moje wczesnodziecięce marzenie, rozbudzone oglądaniem Twojego Stylu, rozwijane rysunkami w bloku i szyciem maleńkich ubranek dla lalek Barbie. Marzenie niespełnione, ale sentyment pozostał :) Super poczytać o kimś, kto zrealizował ten plan w dorosłym życiu! <3

  6. Cześć Joanno,

    mogłabyś proszę polecić materiały związane z marketingiem internetowym (książki/blogi itd) przeznaczone dla osób początkujących?
    Zaintrygowałaś mnie tym tematem podczas Twojego wywiadu u Michała Szafrańskiego.
    Pozdrawiam

  7. A może po wywiadzie z panią leśnik mógłby się pojawić wywiad z panią pracującą w wojsku? Jak kobieta radzi sobie w takim środowisku z kwestią autorytetu, z ewentualnymi buntowniczymi podwładnymi? No i w jaki sposób wyglądają początki drogi zawodowej?

  8. A może wywiad z panią pracująca naukowo? Mam wrażenie, że zawód wykładowcy jest sprowadzany do roli nauczyciela dorosłych ludzi, a tak naprawdę wiąże się z ciągłym dokształcaniem, pisaniem artykułów, wyjazdami na różne konferencje czy staże.

  9. Świetny wywiad. W czasach liceum po cichu bardzo chciałam zostać projektantką, ale wyszło trochę inaczej. Dzisiaj szyję trochę dla siebie i znajomych. Strasznie fajnie patrzeć na osobę która mierzy gotową sukienkę i ma takie iskierki zadowolenia w oczach.
    Z nieskrywaną radością przeczytałam wywiad z osobą która lubi to co robi i może się z tego utrzymać.
    Cieplutkie pozdrowienia Asiu.
    Ela

  10. Super post, dzięki!

    Nawet nie wiedziałam, że istnieje taka marka. A kostiumy są po prostu super!
    Dziewczyny z Bodymaps, jeśli to czytacie, to wiedzcie, że robicie niesamowitą robotę!

  11. Hmm wiesz, teraz strajkują lekarze rezydenci- i bynajmniej nie tylko o to, żeby „hajs się zgadzał”. Może warto by było zaprosić do zawodowych dziewczyn lekarkę?

  12. A może mgr farmacji? Typowo kobiecy zawód, z długą historią – pierwsze kobiety z tytułem magistra w Polsce to właśnie farmaceutki (dlatego w aptece zwracamy się „Pani Magister”, żeby to podkreślić). Kostiumy przepiękne! Cieszę się, że jest taki cykl na blogu, bo można poznać nowe marki.

  13. Świetny wywiad. Długo zwklekalam z jego przeczytanie, żeby nasycić się nim w całości.
    Znam bodymaps z kampanii na kobieta.pl sprzed dwoch lat. Uwielbiam te kolory, faktycznie pasują się wielu cer. Dziękuję za wspólne super wakacje Bodymaps:) czuje się pewniej w moim jednoczęściowy stroju na plaży, aqua aerobiku i na torze.

  14. Jak zwykle świetny wywiad. Projekty bodymaps też świetne, ale z doborem rozmiaru – nawet dla modelek, do zdjęć – nie jest najlepiej. Stroje z usztywnianymi miskami wyglądają jak skorupki z bardzo wąskimi fiszbinami, które ledwo przykrywają biust (vide np. brązowa Chaka). W rzeczywistości podtrzymanie będzie zerowe, a na plaży czy basenie przecież nie tylko się leży. Miękkie wyglądają lepiej, ale chciałabym w nich zobaczyć modelkę z biustem 70F/FF/G obok tej z 75B/C (która w rzeczywistości pewnie powinna nosić 70DD lub 65E, ale kto by się tym przejmował). Niechby nawet pozowała w górze rozmiar XL/85E, która, jak widzę, jest w ofercie. Wtedy można by lepiej ocenić konstrukcje. Bo taki biust, jak ma modelka, to w zasadzie można ubrać w cokolwiek i będzie wyglądał dobrze (a tu na kilku zdjęciach jednak nie wygląda).

  15. Kolejny świetny wywiad z interesującymi osobami. Choć jak wiadomo gusta są bardzo różne i mi akurat większość ich kostiumów się nie podoba. Chyba jestem jedyną tu osobą, która tak sądzi, albo najmniej taktowną ;)

      1. a to ciekawe, bo mnie najbardziej podobały się wlasnie plecy, te skrzyżowane ramiączka :) mam model Mick Storm i czuje się bardzo stylowo:) jak widać o gustach się nie dyskutuje, każdy musi znaleźć coś co jemu odpowiada:)

  16. Niestety, ale kostium dla mnie to sprawa poboczna bo jak się nie ma ładnej sylwetki to czego by się nie założyło to i tak klops :) Najpierw dieta, ruch, a dopiero można rozglądać się za kostiumem. Polecam zobaczyć jak ewoluowały stroje kąpielowe z czasem. Ja chętnie bym się cofnęła o kilkadziesiąt lat w tył :)

  17. Dla mnie absolutnie zawodową dziewczyną jest moja mama. W wieku 40 lat, z dosłownie niczego stworzyła sukienkowe imperium, dążąc do sukcesu krok po kroku, uparcie i wytrwale spełniając swoje marzenie. Pamiętam te czasy kiedy po nocach szyła kolejne projekty a swoje klientki przyjmowała w naszym domu. Teraz zatrudnia krawcowe, asystentkę, a klientki przyjmuje już w stworzonym przez siebie studio. Nikt jej tego nie dał , wszystko co ma zawdzięcza swojej ciężkiej pracy, kreatywności i przede wszystkim miłości do krawiectwa. Jest dla mnie inspiracją jako cudowna matka, ale przede wszystkim jako przedsiębiorcza kobieta, która wie czego chce od życia.

    https://www.facebook.com/baronetka/

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.