Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Czy można nauczyć się pisać lepiej, czyli moja relacja z kursu pisania powieści

kurs-pisania

Za każdym razem, kiedy mówię komuś, że zapisałam się na kurs pisania powieści, widzę podnoszącą się delikatnie brew. Kiedy napisałam o tym na blogu, przeczytałam z pięć komentarzy o tym, że Dostojewski na żadnym kursie pisania na pewno nie był i że takie kursy tylko szkodą i budują przekonanie o własnej wspaniałości.

Myślę, że chodzi tu głównie o podejście do pisania. Wielu ludzi jest przekonanych, że pisarzem człowiek się rodzi i sam z siebie wie, jak zapisywać kolejne karty porywającej opowieści. Nie ma u nas studiów, na których można się uczyć kreatywnego pisania, kursy i warsztaty da się policzyć na palcach jednej ręki.

Ja traktuję pisanie bardzo przyziemnie, przynajmniej jeżeli chodzi o literaturę popularną, która najbardziej mnie interesuje. Owszem, zdarzają się pisarskie objawienia, tak samo jak zdarzają się urodzeni biegacze, którzy bez większego przygotowania wchodzą na światowy poziom, ale cała reszta musi po prostu nauczyć się rzemiosła i konsekwentnie pracować. I pewnie, talent, dryg się przydaje, ale jeśli nie ma się warsztatu, efekt końcowy będzie nierówny albo opowieść z dużym potencjałem zmarnuje swoją szansę przez szkolne błędy.

Na pewno można dojść do wielu rzeczy samemu, ale ja, zamiast na własnych błędach, wolę uczyć się na cudzych. Zamiast krążyć po omacku, zapłacić za wiedzę kompetentnego nauczyciela. Oczywiście, to nie jest tak, że ktoś odwali za nas całą robotę. „Wiedzieć” nie znaczy jeszcze „potrafić zastosować w praktyce”. Dla mnie ogromną wartością było to, że mogłam poznać główne zasady konstruowania opowieści, dowiedzieć się, jak się do tego zabrać, a przede wszystkim, zobaczyć swoje własne teksty pokreślone uwagami i pacnąć się w czoło z „no tak, jak mogłam tego nie zauważyć”. Żeby dojść do przyzwoitego poziomu, na pewno trzeba dużo pisać, ale praktyka czyni mistrza tylko wtedy, gdy jest przemyślana – bardzo ciekawie pisał o tym ostatnio Jacek Kłosiński.


Jak wygląda kurs pisania powieści?


Opowiem Wam, jak to wyglądało u mnie, ale podejrzewam, że wiele kursów ma podobny przebieg. Zapisałam się na kurs „Podstawy pisania” w Maszynie do Pisania, prowadzony przez Alinę Krzywiec. Trafiłam na niego dzięki książkowemu poradnikowi Katarzyny Bondy o tym samym tytule. Spodobał mi się i postanowiłam pójść też na kurs stacjonarny, który okazał się znacznie bardziej przydatny. Po raz kolejny przekonałam się, że klucz leży nie w ilości informacji, ale w przetestowaniu ich w praktyce.

Może zastanawiacie się teraz, kto normalny po ośmiu latach pisania bloga i dwóch opublikowanych książkach zapisuje się na kurs podstawowy. Przypominam jednak, że kurs uczy pisania fikcji, z którą do tej pory stykałam się wyłącznie jako czytelnik.

kurs-pisania-warszawa

Kurs składał się z czterech cotygodniowych spotkań, każde trwało około czterech godzin. Na pierwszym dowiedzieliśmy się, jak wybrać temat naszej opowieści i jak wprowadzić czytelnika w jej świat – i to tak, żeby chciał czytać dalej.

Drugie było o bohaterze i konflikcie. O tym jak budować postać ciekawą, ale wiarygodną i czym się różnią cele od pragnień bohatera. Rozmawialiśmy też o typach narracji, ich zastosowaniach, wadach i zaletach.

Trzecie spotkanie poświęcone było dialogom i konstrukcji opowieści. Uczyliśmy się, jak budować napięcie, a jak odpuszczać, jakie środki pomagają przyspieszyć akcję, a jakie ją uspokoić.

Na czwartym rozmawialiśmy o rynku wydawniczym, o tym jak znaleźć wydawcę i na co zwrócić uwagę w negocjacjach. Nie wszystkie informacje były dla mnie nowe, ale wyniosłam z tych zajęć dużo więcej, niż się spodziewałam – ciekawie było skonfrontować swoje doświadczenia.

Podczas całego kursu bardzo dużo pisaliśmy – czasem na zajęciach, ale głównie w domu. Jestem z siebie dumna, bo udało mi się zrobić prawie wszystkie zadania. Na pewno nie jestem akademickim typem, mijając wystrojonych na egzaminy studentów dziękuję losowi, że ten etap życia mam już za sobą, ale kiedy coś mnie interesuje, to się nie obijam i wyciągam jak najwięcej dla siebie. Żadna teoria nie popchnie nas do przodu tak, jak pisanie i oddawanie tekstów do analizy komuś kompetentnemu. Oczywiście warto też ufać sobie i nie zmieniać wszystkiego jak leci, tylko dlatego, że ktoś tak powiedział, ale opinia kogoś, kto się zna, jest zawsze bardzo cenna, zwłaszcza na początku pisarskiej drogi.

Jeśli chodzi o organizację, zajęcia najczęściej wyglądały tak: najpierw trochę teorii, potem pisanie albo wymyślanie rozwiązań, potem znowu teoria, a na końcu wspólne omawianie naszych tekstów.


Czy warto?


Wersja TLDR – tak! Jeśli chcielibyście napisać powieść czy opowiadanie, ale nie wiecie z której strony się za to zabrać, to jeśli tylko możecie sobie na taki kurs pozwolić, warto się wybrać. Nie oczekujcie jednak, że ktoś zrobi coś za Was, znajdzie Wam temat na powieść czy sprawi, że nagle poczujecie swój styl. To tak nie działa. Kurs daje Wam skrzyneczkę z narzędziami, ale sami musicie ich używać, najlepiej często i regularnie. Czyli siadać i pisać, nie czekając na wenę (jak już kiedyś mówiłam, wena nie istnieje!).

Nie obawiajcie się wepchnięcia w schemat czy narzucania konkretnej stylistyki. Z drugiej strony, jeśli macie ambicję tworzenia eksperymentalnych dzieł z dużą dozą artyzmu i jesteście przekonani, że akcja to przeżytek, to możecie być rozczarowani, bo kurs skupia się raczej na konkretach. Z trzeciej – jestem zdania, że jeśli chcemy łamać zasady, to warto je najpierw poznać.

Nie ma się też co bać wysyłania swoich prac czy czytania tekstów głośno. Ja parę razy biłam się z myślami, czułam się niekomfortowo, wysyłając niedopracowany czy nawet nieskończony tekst (czasu jest naprawdę mało), ale zawsze okazywało się, że po pierwsze nie jest tak źle, jak myślałam, po drugie dużo z tego wynosiłam. Zdarzyło mi się za to wysłać całkiem niezły w moim przekonaniu tekst, który okazał się kompletnie nie trzymać się kupy – i po przemyśleniu w stu procentach się z tą oceną zgodziłam.

Nikt na takim kursie nie przychodzi oceniać innych, każdy jest tam dla siebie. A nawet jeśli by przychodził, to to jego problem.

U mnie dodatkową wartością było to, że miałam w grupie ludzi z różnych branż, z bardzo różnym podejściem do pisania i każdy wnosił zupełnie inny punkt widzenia. Oprócz tego, że dużo się nauczyłam, to po każdych zajęciach miałam też poczucie naprawdę fajnie spędzonego czasu.

Czy zamierzam zostać drugim Dostojewskim? Nie zamierzam. Ale mam poczucie, że mogę się teraz pewniej stawiać kolejne kroki w pisaniu. I że może uda mi się stworzyć książkę, której czytanie sprawi czytelnikowi frajdę.

 


 

Ciekawa jestem, jakie są Wasze doświadczenia z pisaniem fikcji? Próbowaliście, a może mieliście okazję być na jakichś warsztatach albo kursie?

PS Jeśli jesteście z Poznania i macie ochotę się ze mną zobaczyć, to wpadnijcie w poniedziałek na spotkanie autorskie!


[sc name=”Banner”]

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

52 thoughts on “Czy można nauczyć się pisać lepiej, czyli moja relacja z kursu pisania powieści”

  1. Sama piszę od wielu lat, ale mam właśnie problem z powieścią. Mam dużo pomysłów, ale nie potrafię tego ułożyć w całość. Taki kurs wydaje się ciekawy, ale wolę na razie wydać pieniądze na kurs musicalu, a pisania uczyć się sama :) Ale zobaczymy.

  2. Świetna sprawa, taki kurs! W szkole dużo pisałam, ale z tworzeniem fikcji „literackiej” pożegnałam się na etapie gimnazjum – nie wiem, dlaczego. To znaczy wiem – uważałam, że nic, co wymyśliłam, nie było dobre. Teraz, po maturze, staram się nie odchodzić od pisania, bo sprawia mi ono ogromną przyjemność i wierzę, że jestem w tym dobra. Teraz stawiam pierwsze kroki w blogosferze (walcząc z niechęcią do publikowania tego, co napiszę), ale kto wie, może i ja kiedyś zapiszę się na takie zajęcia.
    Joasiu, niezmiennie od bodajże dwóch lat jesteś moją inspiracją, a Twoja strona najczęściej odświeżaną przeze mnie witryną internetową. Tak trzymaj!
    Pozdrawiam! :)

  3. Powieść kojarzy mi się zwykle z opasłym tomiszczem, zawsze zastanawiam się skąd autor ma tyle pomysłów, żeby zapisać kilkaset stron! Może w ramach treningu pokusisz się na przykład od jakieś krótsze opowiadanie typu „fikcja”, specjalnie na bloga? :) Pozdrawiam!

  4. Studiowialam filologię polską z nadzieją, że właśnie tam dowiem się czegoś więcej o pisaniu, że będę mieć okazję pisać, pisać i pisać. I… Baaaardzo się pomyliłam, bo z całych 5 lat pamiętam tylko jedna sytuację, kiedy można było wykazać się fantazją i umiejętnością pisania fikcji. Od tamtej pory napisałam tylko bajkę dla chrzesniaka i scenariusze przedstawień teatralnych dla moich podopiecznych… tak zostały zabite moje marzenia o napisaniu świetnej książki :-)

  5. Mysle, ze taki kurs to swietny pomysl. Jestem ogromna zwolenniczka uczenia sie od profesjonalistow. Sama w tym momencie rozwijam biznes i musze podemowac decyzje, ktore nie naleza do strefy znanej mi do tej pory :) Dlatego zapisalam sie na kurs business development i musze powiedziec, ze otwarl mi oczy. Na kurs pisania fikcji chetnie tez bym poszla. Pisze od lat ale niestety moje dialogi sa kompetnie drewniane i nie wprowadzaja nic do akcji, pisze wiec do szuflady :)
    Ana

  6. Pani Lawenda

    Pamiętam, jak w gimnazjum podeszłam do polonistki z prośbą o zadawanie mi dodatkowych prac pisemnych, rozwijających umiejętność pisania fikcji: opowiadań, baśni, itd. Pani zdziwiła się, zamrugała niepewnie oczętami i obśmiała pomysł, mówiąc „przecież to zadania dla szkoły podstawowej!” Poczułam się dziwnie, ale z perspektywy czasu myślę, że po prostu nie chciało jej się sprawdzać nadprogramowych wypracowań ;-)

    1. Nie wydaje mi się, by pisanie prac rozwijających umiejętność pisania fikcji to były zadania dla szkoły podstawowej – gdyby tak było, wszyscy po podstawówce umieliby pisać powieści. Pani polonistka chyba się z Księżyca urwała, choć bardziej prawdopodobne jest to, co piszesz, że nie chciało jej się sprawdzać dodatkowych prac.

    1. Na Uniwersytecie Śląskim również (na pewno od ok. 2 lat) są studia licencjackie na kierunku Sztuka Pisania, ale nie wiem, czy magisterskie też:)

  7. Super sprawa! Mialam na studiach koleżankę, która studiowała kierunek kultura i praktyka tekstu – twórcze pisanie (jako 3 – letnie studia) i zawsze byłam zafascynowana jak wyglądają jej przedmioty – czysta przyjemność (bo ja niestety mimo humanistycznych upodobań, studiowałam ścisły kierunek :(). Nie wiem jednak czy okres 3 lat to nie za dużo na taki temat, wydaje mi się właśnie, że kurs jest bardziej efektywny, a na pewno jest świetną przygodą!

  8. Kurs pisania powieści – super sprawa i bardzo dobry pomysł. Chociażby z pracy w środowisku akademickim wiem, że nie każdy kto dużo publikuje umie pisać dobrze i ciekawie. A przecież naukowiec też człowiek i też chciałby czytać ciekawe rzeczy a nie nudną rzeczownikozę. Na szczęscie powoli powstają poradniki pisania w każdej dziedzinie (np. academic storytelling!).

    A skoro planujesz pisać powieść – Może w tym roku weźmiesz udział w NaNoWriMo? Super zabawa i gigantyczna motywacja do pisania.
    http://nanowrimo.org

  9. Dla mnie fikcja to, to co uwielbiam pisać :)
    Mam rozpoczętych kilka opowiadań, kilka zakończonych. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale od kiedy znalazłam świetnego bloga na temat pisania, pisze mi się o wiele lepiej.
    Najczęściej zaglądam na spisek pisarz (http://spisekpisarzy.pl/) , http://scrivania.blog.onet.pl/ , i piszę bo chcę (http://piszebochce.pl/pisze-2/) . Niestety w moim mieście nie ma takich warsztatów :( a z całą pewnością bym na nie poszła :) Kiedy jeszcze chodziłam do liceum (kilka lat temu :) ) miałyśmy zajęcia dodatkowe z pisania dziennikarskiego, ale wątek powieści, tez tam się często przewijał i wiele wyniosłam z tych zajęć, szczególnie, że moje polonistki były otwarte na tego typu rzeczy :)

    Ja się zawsze śmieję, że chodzenia na takie kursy, czytanie książek o tym i w ogóle doszkalanie się w pisaniu to jak praca w ogródku. Ogródkiem jest nasz talent (bądź go brak) a takie „wspomagacze” to podlewanie swojego talentu, szkolenie umiejętności. :)

  10. Ja również byłam na kursie w „Maszynie do pisania” i tez u p. Aliny Krzywiec. :) Tyle że na wersji dla młodzieży. Bardzo miło wspominam te 4 spotkania i nieustannie odkrywam, że pisania rzeczywiście można się nauczyć, jak każdej innej czynności. Trzeba tylko wykonywać konkretne ćwiczenia i praktykować. :) Czytam książki od zawsze i często miałam tak, że jakaś książka mi się bardzo podobała, a inna już nie, ale bardzo często nie wiedziałam właściwie CO dokładnie mi się podobało/nie podobało. Po prostu, książka była fajna lub nie. Na kursie odkryłam, co wpływa na atrakcyjność (lub jej brak) czytanego tekstu, bez względu na jego rodzaj.

    1. Dodam jeszcze, że jedna z 5ciu uczestniczek naszych warsztatów dojeżdżała na nie do Warszawy aż z Wrocławia! Tego typu kursy niestety nadal są rzadkością, a ja mam ogromne szczęście, że mieszkam tam, gdzie dzieje się najwięcej takich nietypowych rzeczy…

  11. Zgadzam się z Tobą, że warto chodzić na kursy pisania. I że sami uczestnicy dużo wnoszą do zajęć. Sama jestem po kilku warsztatach, byłam też na kursie „Maszyny do Pisania”. Z tym że akurat z „Maszyny” byłam niezadowolona zwłaszcza że impreza była dosyć kosztowna. Nie pisaliśmy w domu, a informacje zwrotne sprowadzały się do wzruszania ramionami przez prowadzącą, w porywach do jednego słowa komentarza: „dobrze”. Po tym co piszesz, ciekawa jestem jak prowadzone są kursy w Warszawie, ale trudno byłoby mi się zdecydować jeszcze raz na „Maszynę”. Dlatego też w ogóle mnie nie dziwi komentarz Valerie, że jedna z uczestniczek dojeżdżała z Wrocławia do Warszawy.

  12. Jako ćwiczenie polecam pisanie fanfików, taka fikcja o fikcji ;) Chyba największa strona to fanfiction.net, mają polską podstronę, ale można też poćwiczyć angielski czy inne języki ;) Dużo zależy od kategorii, ale można trafić na zaangażowane osoby, które będą komentować, pomagać, krytykować (mniej lub bardziej konstruktywnie), a czytając opowiadania innych można znaleźć i fajne rozwiązania, i całkowite niewypały (do zanotowania, by unikać).

  13. Bardzo spodobał mi się Twój pomysł na kurs pisania. Masz rację, że w Polsce się tego nie uczy. Mamy po prostu pisać i samo się zadzieje. A tu są zasady, przetestowane schematy, które się sprawdzają.

    Na anglistyce kurs pisania zaczynał się od łączenia wyrazów, potem cały wykład o prawidłowej konstrukcji zdań itd przez 3 lata. Na studiach biadoliłam dlaczego maturzystka ma się uczyć takich podstaw, a teraz dziękuję mojemu wykładowcy, że tak nas zamęczał :)

  14. Najdziwniejsze w stygmatyzacji tego rodzaju kursów jest to, że dla wszystkich innych dziedzin sztuki istnieją normalnie wyższe uczelnie jak i wiele prywatnych kursów. Jakoś nikt nie wątpi w talent kogoś kto studiuje malarstwo, albo chodzi na kurs rysunku. Za to pisarz ma niby przejawiać jakiś ogromny promieniejący z głębi talent, który nie wymaga żadnych studiów i kursów. Sama jestem na studiach artystycznych i uważam takie podejście za bardzo głupie. Aż ciekawe dlaczego dotyczy właśnie pisania. W innych dziedzinach to bycie artystą bez szkoły jest nieco degradujące.

  15. Ja wzięłam udział w podobnym kursie, w Anglii. I miałam podobne wnioski do twoich: ten kurs naprawdę uporządkował moje podejście do warsztatu. A znasz NaNoWriMo? To fajna społeczność, dająca motywację, by się nie zniechęcać i pisać, pisać, pisać :)

  16. Asiu. Z innej beczki. Ostatnio posiałaś o książkach które chciałabyś przeczytać i była tam Księga Cmentarna. Przeczytałam to coś przez ostatnie dni i uważam że to straszne badziewie. Szkoda czasu. Historia zarysowana po łebkach, drugi plan mniej niż po łebkach a cały czas miałam wrażenie, że pisze to jakiś dzieciak. Było to strasznie kiepskie. Szkoda czasu

    1. Właśnie jestem gdzieś w połowie audiobooka i wolno mi idzie, bo ciągle zapominam słuchać – jakoś mnie nie wciągnęła za bardzo. Ale może to też dlatego, że to książka dla dzieci jednak i wszystko musi być trochę uproszczone?

  17. „Klucz leży nie w ilości informacji, ale w ich przetestowaniu w praktyce”. Otóż to! Powieszę to sobie na ścianie. Otaczam się książkami, mądrościami i wiedzą, od której głowa aż kipi, a tak na prawdę na lata zostają we mnie tylko te rzeczy, które PRZEPRAKTYKOWAŁAM :)

  18. Bardzo ciekawa sprawa, sądziłem dotąd, że jedyną metodą na autorozwój pisarza jest samodoskonalenie się poprzez stałą modyfikację tego czym się zajmuje – poprawienie fabuły, zmiany w rozwoju wydarzeń, w końcu kolejne książki po prostu. Cóż, dziś każdy może pisać, ale prawdziwym problemem wydaje się być etap wydawniczy. Tutaj zaczyna się prawdziwa selekcja. Moim zdaniem jednak inicjatywa bardzo ciekawa, nawet jeżeli ktoś twórczo nie wykorzysta tego warsztatu do swojej powieści, zawsze może nakręcić swoją kreatywność i wykorzystać to w inny sposób :)

  19. Gdyby kursy kreatywnego pisania były zbędne, nie byłyby tak popularne na Zachodzie – tam mnóstwo osób uczęszcza na takie kursy i pewnie znaczna liczba z nich coś udanego opublikowała (przykładem może być wiele skandynawskich kryminałów). Zgadzam się tu ze zdaniem,że skoro uczy się malowania czy śpiewu, to niby czemu nie miałoby się uczyć pisania. Zupełnie nie rozumiem takiego podejścia do pisania, jakie u nas pokutuje, że albo masz talent, albo nie, a jak masz, to żadne szkoły ci nie są potrzebne. Przecież talent to jedno, a warsztat to drugie.

  20. Też bardzo mi się podobał poradnik Bondy i rozważam kurs. Fajnie, że to się sprawdza! Chociaż oczywiście mam opory przed upublicznianiem efektów ćwiczeń ;) Planujesz kontynuację nauki na innych kursach?

    PS. Zaczęłam czytać „Slow life”, zapowiada się cudownie <3

  21. aleksandrak16

    Piszę tutaj, bo nie wiem czy odpowiadasz pod poprzednimi postami – czy jest jeszcze możliwość zakupienia Twojego poradnika o prowadzeniu bloga? Link w poscie o nim nie działa ; (

    1. Oprócz dzisiejszego spotkania są jeszcze Katowice w kolejną środę i Łódź i Kraków na przełomie czerwca i lipca. W Warszawie nic więcej na razie nie planuję:)

  22. Nie wiedziałem, że istnieją nawet takie kursy ;) Taki kurs musi być na prawdę fajną sprawą, gdyż nawet zwykła rozmowa z inną osobą może nas natknąć na odpowiednią myśl, która się będziemy inspirować przy pisaniu danego dzieła. Ale trochę prawdy jest również w tym, że pisarzem trzeba się urodzić, gdyż wszystkiego nie da się nauczyć.

  23. Ja dopiero napisałam Zolytowy Poradnik Randkowy. Jestem swatką …Pisałam z doświadczenia.Książkę Bondy przeczytałam .Czytałam o tym kursie i może kiedyś …Pozdrawiam

  24. Ja od lat marzyłam, żeby zostać pisarką. Problem w tym, że swoją pasję odczuwam jako „guilty pleasure”, więc na takim kursie pewnie spaliłabym się ze wstydu. Kompletnie nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Zwłaszcza, że napisałam już prawie dwie powieści.

  25. Jeszcze jakiś czas temu też miałam dosyć podejrzliwe podejście do tego typu kursów pisania, ale dzisiaj myślę, że to mogłoby być ciekawe i przydatne doświadczenie. Super, że się zdecydowałaś, może wkrótce będziemy mogli przeczytać jakąś Twoją powieść. :)

  26. Dziękuję za wpis. Sama zastanawiam się nad kursem jesiennym. :)
    ps. Twój blog jest jednym z moich ulubionych. Twoje książki mam obydwie :) pozdrawiam cieplutko.

  27. Napisałaś „„Wiedzieć” nie znaczy jeszcze „potrafić zastosować w praktyce””. No właśnie, tego się boję. Lubię pisać, dlatego też zaczęłam prowadzić bloga, ale piszę nie tylko to. Czy to nie jest tak, że czytamy książki i sami widzimy jak one są skonstruowane? Jak zastosować rady przekazywane przez nauczycieli tej „sztuki”? Może później masz nagle pustkę w głowie i zapominasz od czego zacząć. Głównie to powstrzymuje mnie przed podjęciem się kursu pisania.

  28. Witaj Asiu. Dzięki Twojemu wpisowi, do którego wracałam przez kilka lat, chcę w końcu kupić ten kurs bliskiej osobie. Widzę na stronie, że zmieniła się osoba prowadzącej, nie jest to już Alina Krzywiec. Czy orientujesz się, czy mimo zmiany kurs zachowuje swoją jakość? Myślisz, że sama osoba prowadząca ma tu w ogóle kluczowe znaczenie? Będę wdzięczna za Twoją opinię.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.