Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Rzeczy, których zwykle mamy za dużo, czyli lekcje z przeprowadzki

na zdjęciu nasza motylkowa opaska, a niedługo w Lunaby kolekcja walentynkowa

W weekend się przeprowadziłam. Z dużym żalem opuszczałam mieszkanie na warszawskim Muranowie, z kwiatową tapetą sprzed pięćdziesięciu lat i starym, drewnianym parkietem. Zwłaszcza, że ostatnio okolica się mocno ożywiła i zaroiło się od fajnych miejsc.

Kiedy wprowadzałam się tam półtora roku temu z bemowskiej kawalerki, wszystkie moje rzeczy zmieściły się do małego garbusa, wystarczył mi jeden kurs. Byłam przekonana, że wcale mi ich nie przybyło… dopóki nie zgromadziłam wszystkich toreb w jednym miejscu. Szafa – łatwa do rozłożenia i lekka, ale jednak spory mebel. Chrupkowa klatka, kocyki, zabawki, akcesoria – kolejny solidny kawał przestrzeni zajęty.

Postanowiłam więc wykorzystać pakowanie do przeprowadzenia przeglądu rzeczy, które posiadam – może niektórych z nich wcale nie używam i nie są mi potrzebne? Lubię przeprowadzki, bo uświadamiają nam, co tak naprawdę posiadamy. I weryfikują, czy lubimy naszą kolekcję przeczytanych gazet tak bardzo, żeby znosić je karton za kartonem z drugiego piętra.

To ciekawe, jak zmienia się w naszych oczach wartość rzeczy, kiedy okazuje się, że nasza walizka jest za ciężka, a samolot odlatuje za kwadrans albo że skończyły się pudła do przeprowadzki, a wynajęty samochód już czeka.

Jestem z siebie całkiem dumna, bo wszystkie moje ubrania zmieściły się do niebieskiej torby z Ikei. Minus okrycia wierzchnie – te zajmują mnóstwo miejsca, więc potrzebowały swojej własnej torby.

Gorzej poszło mi jednak z torebkami i butami – okazało się, że mam ich więcej, niż faktycznie noszę, tylko nieużywane egzemplarze gdzieś się zaczaiły z tyłu szafki.

Znalazłam grę planszową, której od dwóch lat nawet nie odpakowałam.

Naszyjnik, którego nigdy jeszcze nie włożyłam, a mam go już całkiem długo.

Kilka ledwo nadpalonych świeczek, które stały i zbierały kurz.

Książki, które od wielu tygodni chciałam zanieść do biblioteki, ale jakoś się nie zebrałam.

Tak naprawdę nic wielkiego, ale po zsumowaniu wyszło tego całkiem sporo.

Zrobiłam więc porządki, pooddawałam, powystawiałam na podwórko (książki zniknęły w minutę, lubię Muranów również za to, że kultywuje znany chociażby z Londynu zwyczaj nieoficjalnej międzysąsiedzkiej wymiany – grupa Uwaga, śmieciarka jedzie działa w tym rejonie wyjątkowo prężnie), powyrzucałam sporo niepotrzebnych już papierów. W tym chrupkowy dyplom ukończenia szkoły – miły drobiazg, ale tak naprawdę do niczego mi niepotrzebny, a takie rzeczy lubią się gromadzić.

Czuję się lżejsza, lepiej zorganizowana, dokładnie wiem co mam i gdzie to mam. Nie myślcie, że moje życie jest przez to pozbawione niespodzianek – wczoraj znalazłam 10 zł w kieszeni letnich szortów.

Lubię nie mieć nadmiaru. Po pierwsze dlatego, że czuję się bardziej niezależna i mobilna. Brzmi to zupełnie niewiarygodnie (i dużo mówi o naszej relacji z przedmiotami!), ale znam osobę, która odwlekała rozstanie z zupełnie nieodpowiednim partnerem ze względu na ogrom posiadanych przedmiotów i trudy przeprowadzki.

Po drugie, mam wtedy mniejszy bałagan – pięcioma torebkami trudniej zabałaganić pół pokoju, niż całym pudłem.

Rzeczy są jednak podstępne i lubią się gromadzić zupełnie niezauważenie. Co to dokładnie jest, zależy od osoby, ale jest kilka kategorii rzeczy, których niemal wszyscy mamy zbyt wiele i moglibyśmy skorzystać na solidnym ich przetrzepaniu.


Rzeczy, których (prawie) wszyscy mamy za dużo


  1. Ubrania i dodatki – temat wałkowany u mnie na blogu setki razy. Wszyscy mamy w szafach ubrania, których nie potrzebujemy. Jeśli to Wasz problem, tutaj znajdziecie najważniejsze praktyczne artykuły, możecie też zajrzeć do mojej książki, która przeprowadza czytelnika przez cały proces organizowania garderoby.
  2. Wszelkiego rodzaju papiery i pudełka – dawno nieważne gwarancje, instrukcje obsługi, których nigdy nie przeczytamy (a nawet, jakbyśmy chcieli, to na pewno są w Internecie), umowy i potwierdzenia dawno zakończonych spraw. Przeczytane gazety, hipsterskie magazyny, do których nigdy nie zajrzymy, bo są nudne jak flaki z olejem. Ja starałam się pozbywać ich regularnie, ale zgromadziło mi się trochę babskich gazet w których były artykuły o moim blogu albo książce. Wpadłam na pomysł genialny w swej prostocie i po prostu powycinałam artykuły, włożyłam do płaskiej teczki, a stosu gazet się pozbyłam. O wiele więcej miejsca, o wiele mniej noszenia.
  3. Ręczniki i pościel – zamiast stosu wysłużonych tekstyliów, lepiej posłużą nam dwa-trzy komplety pościeli i ręczników, które naprawdę nam się podobają, a ich używanie sprawia nam przyjemność.
  4. Kubki i szklanki – to samo! Po co nam morze obdrapanych kubków z infantylnymi nadrukami albo logo firm, które nic dla nas nie znaczą? Kiedy zostawimy sobie kilka ulubionych, czeka nas nie tylko poprawa jakości kuchennego życia, ale i mniej zmywania.
  5. Kosmetyki. Buteleczki z podeschniętymi lakierami do paznokci, cienie w intensywnych kolorach, których zupełnie nie mamy gdzie nosić, niezliczone spraye, odżywki, balsamy. Gwarancja bałaganu w łazience.
  6. Książki! Kontrowersyjna sprawa, bo wiele osób otacza je szczególną czcią. Książki? Mam oddać książki? Tymczasem to przedmioty jak każde inne – jeśli nie planujemy ich przeczytać ani do nich wracać, lepiej posłużą komuś innemu. Zwłaszcza, że bardzo często zalegają u nas podręczniki do nauki języków, do których nigdy już nie wrócimy, nieaktualne książki biznesowe, słowniki albo encyklopedie, które wyszły z użycia – wszystkie najczęściej grube i ciężkie. To punkt, o który stoczyłam z moim chłopakiem ciężką walkę. W końcu stanęło na tym, że musi nam wystarczyć spory, trzy-skrzydłowy regał z Ikei (w sumie sześć dużych półek), a kiedy książki przestają się na nim mieścić, robimy selekcję. PS Jestem wielką fanką książek w formie elektronicznej, Kindle to mój ulubiony gadżet – czytam w ten sposób dużo więcej, dużo wygodniej i nie czuję, żeby cokolwiek z magii czytanych historii mnie omijało.
  7. Wieszaki – nadłamane plastikowe, gigantyczne drewniane, albo, o zgrozo, druciane z pralni. Wieszaki każdy z innej parafii nie tylko sprawiają, że szafa wygląda na zabałaganioną, ale przede wszystkim nie służą naszym ubraniom. Ja przez wiele miesięcy z powodzeniem używałam zaokrąglonych wieszaków z grubego plastiku z Ikei, ale musiałam zostawić je w starym mieszkaniu, więc kupiłam sobie klasyczne, drewniane wieszaki, w białym kolorze. 24 sztuki kosztowały mnie około 60 złotych i w zupełności mi wystarczają.
  8. Artykuły papiernicze – notesy, notesiki, terminarze, zeszyty, bruliony, kołonotatniki, karteczki. Gorzej niż w plecaku ucznia podstawówki. Jeśli nie zaczęliśmy notatnika używać od kilku lat, to znaczy że z jakiegoś powodu nam nie pasuje i nigdy nie zaczniemy. Ważne informacje z zapełnionego notesu, które na pewno kiedyś przepiszemy do telefonu, przepiszmy od razu, bo to kiedyś nigdy nie nastąpi. A może wcale nie są jednak takie ważne?
  9. Bielizna – te skarpety, które zsuwają nam się z pięt, ale trzymamy je na wszelki wypadek, gdyby nie było innych czystych. Niewygodne majtki, których nigdy nie zakładamy. Rajstopy w szalonym kolorze, które od lat leżą w szufladzie. Może być ciężko, ale jakoś bez tego wszystkiego przeżyjemy.
  10. Rupiecie – guzik nie wiadomo od czego, śrubka nieznanego pochodzenia, małe, niewygodne reklamówki, które nigdy się do niczego nie przydają. To trudna kategoria, ale zwykle spokojnie możemy zredukować jej zawartość o połowę i cieszyć się bezproblemowo zamykającą się szufladą.

Co u Was lubi się gromadzić? Zróbcie sobie przysługę i odgruzujcie jedno takie miejsce dziś wieczorem. Najlepiej bardzo niewielkie – zajmie Wam to kwadrans, a zapewni poczucie lekkości i dobrze spełnionego obowiązku. Ja zabieram się za przegródki portfela.

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

128 thoughts on “Rzeczy, których zwykle mamy za dużo, czyli lekcje z przeprowadzki”

  1. Ha, znam to, przeprowadzałam się w niedzielę :( na szczęście nie jest ze mna tak najgorzej i robię postępy, z każda kolejną idzie mi coraz lepiej.

  2. podziwiam Cię za konsekwencję w działaniu!
    u mnie problemem też są książki, ale nigdy niestety nie zmieściłyby się na 6 półkach mimo selekcji i pozbywania się tych, do których nie będę wracać :) wprowadzam u siebie zmiany po przeczytaniu Twojej książki, ale jeszcze do jednej torby z Ikei nie dotarłam! to jeszcze przede mną!

  3. Przeprawadzałam się niedawno z jednej wyspy na drugą i, by nie komplikować sprawy, cały swój dobytek postanowiłam spakować do jednego samochodu. Nie mogłam uwierzyć ilu rzeczy się pozbyłam, a ciągle tonęłam w morzu pozostałych. Zaczęłam od ciuchów – najpierw aucja na ebayu, potem sześć czy osiem reklamówek wyniesionych do sklepów charytatywnych. Potem zaczęły się zbiórki dla uchodźców. Pomyślałam – kurka – szkoda, że tyle rzeczy już wydałam. Nieotrzebnie się przejęłam, bo okazało się, że udało mi się wypełnić dwie ogromne walizki, które powędrowały dla potrzebujących. Ostatecznie zapakowałam się tego tego samochodu (na styk), ale ile niepotrzebnych rzeczy zabrałam, a ile przybyło od czasu przeprowadzki… straciłam już rachubę.

  4. W moim przypadku przybory do rysowania – mam stosy ale nie rysuje już tyle co kiedyś, próbowałam przejść na tablet graficzny ale wolę tradycyjną metodę.

    Też niedawno się przeprowadzałam – ksiażki wielbię, ale część z nich odsprzedałam przed pakowaniem walizek, te tytuły do których na pewno nie wrócę. Sporo się odgraciłam w ostatnich 2 latach, ale przeprowadzka była takim ostatecznym bodźcem do pozbycia się rzeczy, które jednak jakoś się mnie trzymały mimo nieprzydatności.

    Czego mam dużo? plecaków. Nie noszę torebek, zazwyczaj widuje mnie się z plecakiem – i to sprawia, że pod choinką często znajduję kolejny podczas gdy przywiązana jestem do małego 30-letniego i 10letniego dużego – służą mi świetnie ;)

  5. Mam trochę nagromadzonych rzeczy – m.inn. sporo ubrań, które w zasadzie już się do niczego nie nadają. Ale zawsze jakoś tak szkoda wyrzucić. Ale po sesji biorę się za siebie i poprzeglądam szafki i szuflady :).
    Kiedyś się przeraziłam jak przeprowadzała się jedna z moich znajomych. W chwili wyprowadzki miała dzieci w wieku ok. 11 lat, a pakując się, znalazła ich pampersy… W każdym razie dobrze, że nie używane ;)

  6. Słuchajcie, a gdzie wyrzucacie stare lakiery do paznokci? Do śmietnika ogólnego, czy może ze szkłem? Może to głupie pytanie, ale przez problem z segregacją stoją u mnie na szafce i się kurzą, bo nie wiem, co z nimi zrobić :(

    Asiu, może pojawiłby się wpis o tej tematyce? Gdzie wyrzucać poszczególne przedmioty, np kolorówkę, przeterminowane kosmetyki, stare staniki, majtki.. Niektórych przedmiotów nie wyrzucam, bo trochę nie wiem, co z nimi zrobić i to jest powód do ich zalegania :(

    1. Lakiery do zwykłych śmieci, tak samo wszystkie inne kosmetyki, a jak da się z opakowania odłamać jakiś plastikowy element (np. zamknięcie pudełka albo nakrętkę buteleczki itp.), to wrzucam go do recyklingu. Zniszczoną odzież, której nie da się już oddać potrzebującym, można oddać np. w H&M do recyklingu, tylko nie wiem czy zawsze, czy tylko czasem mają takie akcje. Generalnie jeżeli masz wątpliwości, to wyrzucaj do ogólnych śmieci, chyba że odpad jest niebezpieczny (leki, żarówki, baterie, itp.)

      1. Stare ubrania, których nie chcemy nikomu oddać, ani sprzedać można wrzucać do tych pojemników na odzież używaną. Podobno te firmy ubrania nie nadające się do użytku przerabiają je na szmaty. Lepsze to niż śmietnik

        1. tak, przerabiaja je nie tylko na szmatki, ale na ocieplenia domow (robia cos jakby wate szklana – widzialam kiedys reportaz w tv)

    2. O pozbywaniu się ubrań – bardzo chętnie, mam w planach od dawna. Ale na segregacji się jakoś szczególnie nie znam, tzn nie bardziej niż każdy inny użytkownik śmietników:)

    3. Zużyte ubrania możesz oddawać w H&M. Ostatnio wyczyściłam szafę i ten patent sprawdzał się świetnie, za każdą torbę dostawałam kupon uprawniający do 5 PLN zniżki na zakupy powyżej 40 PLN. A lepsze rzeczy (bez plam i oznak znoszenia), które szkoda mi było wyrzucić i które nie poszły na wymiance wśród koleżanek sprzedałam do Wonder Warsaw.
      Te których zas nie przyjęli (z niewiadomych mi przyczyn) z czystym sumieniem oddałam do Sue Ryder – przynajmniej te drobne kwoty z ich sprzedaży pójdą na dobry cel :)

  7. Porządkowanie swoich rzeczy i ich wyrzucanie (tych nadmiernych i już niepotrzebnych) praktykuję od lat. Za każdym razem czuję ulgę. I też o tym dzisiaj napisałam na swoim blogu. :)
    Tyle że ja zdążyłam za to oberwać od jednej z zapalonych obrończyń Matki Ziemi. :-x
    Miłego dnia! :)

  8. Kilka lat temu również byłam posiadaczką może nie ogromnej, ale jednak dużej ilości rzeczy. Przeszłam tą samą lekcję, jednak dzięki remontowi w domu. Przenoszenie wielu ciężkich kartonów z piętra na parter i z powrotem jest równie wyczerpujące co przewożenie ich do innego miejsca zamieszkania. Z czasem zainteresowałam się minimalizmem, przeczytałam setki artykułów na blogach jak i tony książek. Dojście do obecnego stanu, kiedy posiadam głównie rzeczy niezbędne zajęło mi kilka ładnych miesięcy. Ale efekt jest niesamowity! Człowiek naprawdę czuje się lżejszy, poukładany, a życie staje się przyjemniejsze :-)

    Jednak to co pasuje nam nie zawsze pasuje np. naszym współlokatorom. My wolimy mniejszą ilość naczyń, ale lepszej jakości i właśnie taką, dzięki której każdy posiłek będzie wyglądał jak z restauracji, a innym nie przeszkadza stos nadtłuczonych talerzy czy kubków i fakt, że trzeba poświęcić czas na sprzątnięcie tego wszystkiego. Czasami bardzo ciężko przekonać kogoś, że „mniej znaczy lepiej”.

    Więc co u mnie się lubi gromadzić? W domu – nic, za to w pracy – stosy papierów, ale taka jej specyfika, na to nie ma rady ;)

    Pozdrawiam :-)

  9. No właśnie, z tymi książkami sprawa jest skomplikowana (sama podczas licznych przeprowadzek bardzo narzekałam na nadmiar, ale potem pomyślałam, że i tak zawsze będzie ich za dużo, to taka immanentna cecha książek, że od pewnego punktu jakoś same się namnażają na półkach ;)). Popieram puszczanie dalej w obieg tych, których z jakiegoś powodu mieć nie chcemy albo nie potrzebujemy — w końcu ktoś inny może akurat ich szuka i chciałby przeczytać. Bo w powiedzeniu, że książek nigdy nie za dużo chodzi chyba w gruncie rzeczy o to, żeby je mieć w ogóle, czy raczej: żeby je mieć i z nich korzystać ;).

  10. Ja też niedawno zrobiłam selekcję książek – po przeczytaniu „Magii sprzątania” oczywiście (recenzja na blogu). Wcześniej nie mieściło mi się w głowie, że mogę jakieś ksiazki powyrzucać i ciągałam je ze sobą przy okazji kolejnych przeprowadzek. No ale w końcu zrobiłam selekcję i dobrze się z tym czuję, a poza tym mam miejsce na nowe:)
    Ostatnio robię też prządki życiowe (no, może bardziej lajfstajlowe:)) – też niby nic wielkiego, ale coś chyba drgnęło:) Jak chcecie więcej poczytać, to zapraszam:) http://pozamoda.blogspot.com/2016/01/dobra-zmiana.html

  11. Jak bym czytala wlasne przygody z przeprowadzka. W ubiegly weekend przeprowadzalismy sie do (wreszcie) naszego mieszkania z malutkiej kawalerki. Bylam z siebie bardzo dumna, bo praktykujac oczyszczanie szafy z nienoszonych ubran juz prawie od roku, bylam w stanie zapakowac sie w 1 malutka podreczna walizke i 2 srednie plecaki. Gorzej bylo wlasnie z butami i torebkami (ich nigdy nie potrafie sie pozbyc! :(). Mimo wszystko znalazly sie w szafie z bielizna nienoszone rajstopy, grube bawelniane skarpety (ktorych nie da sie nosic) i mnostwo szpargalow (piornik ze studiow z kredkami z podstawowki… <- bez komentarza). W trakcie pakowania, zmeczona juz zawijaniem kolejnego kubka w kawalek gazety, stwierdzilam, ze przeciez 4/5 tych rzeczy w ogole nie uzywam. Doszlo nawet do punktu krytycznego, kiedy wyrzucic chcialam wszystko, ale na szczescie troche sie opanowalam. Jest dokladnie tak jak piszesz: kiedy przede mna stoi wizja znoszenia n-tego kartonu z przedmiotami z 2 pietra, potem wniesienie go na kolejne 2 pietro, czlowiek jakos nagle staje sie mniej sentymentalny.

    Pozdrawiam

  12. ja, co prawda się nie przeprowadzam, ale co jakiś czas przeprowadzam tzw czystki w armi ;) w ubraniach średnio co kilka miesięcy, w innych rzeczach raz na rok. Nienawidzę chomikowania i trzymania rzeczy, które MOŻE się kiedys przydadzą, bo nigdy się nie przydają ;)

  13. Sama raczej nie mam problemu z pozbywaniem się rzeczy jednak gorzej radzi sobie z tym moja rodzina. Podczas remontu pokoju udało mi się pozbyć wielu rzeczy jednak nie pozwolili mi wyrzucić stosu segregatorów i wielu starych ubrań w których nie chodzę. Masakra. U mnie to niestety walka z wiatrakami.

  14. Haha, właśnie robię porządki. Tylko że u mnie to trochę skomplikowane, bo mieszkam w akademiku i nie ma tu za dużo miejsca. ALE już się ogłosiłam na grupie na fb, że szukam jakiegoś małego regału (kurcze, fajna sprawa, takie używane meble. Tanie, a można znaleźć coś fajnego). W każdym razie, próbuję się uporać z nawałem papierów i ograniczoną ilością miejsca. Powiedzmy, że jakoś mi idzie :P

  15. Hej :) mnie przeprowadzka czeka za trzy tygodnie :) też na pewno pozbędę się dużej ilości rzeczy, bo nie chce zabierać starych śmieci do nowego mieszkania :D poza tym byłyśmy prawie sąsiadkami :D też mieszkam na Muranowie :D przy skrzyżowaniu Anielewicza i Andersa. Raz mi się wydawało, że Cię widziałam w okolicy, ale nie była pewna czy to Ty. Pozdrawiam!

  16. Przeprowadzałam się ponad pół roku temu i też zrobiłam wtedy duże odgruzowanie. Zaczęłam kilka tygodni wcześniej, żeby przejrzeć to, do czego rzadko zaglądam – a i tak miałam wrażenie że nie ze wszystkim zdążyłam. Razem z mężem pozbyliśmy się: części książek, których albo nigdy nie przeczytaliśmy albo wiedzieliśmy że nie zajrzymy do nich po raz drugi, notatek ze studiów, części rupieci, nienoszonych ubrań, rzeczy które od dawna czekały na oddanie (zarówno konkretnym znajomym jak i takie z kategorii: „trzeba zawieść do punktu dla bezdomnych”).
    A dziś przejrzałam pościel – połowa kompletów jest mi właściwie zbędna, zastanawiam się tylko czy komuś się nie nadadzą do czegoś, bo poza jednym są w dobrym stanie. Będę wracać do posta przy kolejnym odciążąniu mojego dobytku ;)

    1. Pościele, koce, itp. polecam oddać do schroniska dla zwierząt! :) Ja ostatnio zawiozłam całą torbę, w tym nowych, nieodpakowanych pościeli „prezentów” (mamy kołdrę 220×200, a kilka razy dostaliśmy pościel 200×160…). Nie chciało mi się szukać kogoś komu się to przyda, a wiem że w schronisku takie rzeczy są na wagę złota.

  17. Amerykanie lubią gromadzić rzeczy. Kiedy mama mojego męża przeprowadzała się do nowego domu myślałam, że pozbędzie sie rzeczy, których miała pełno w starym domu. Wszystko walało się pod nogami, stół w jadalni był zastawiony papierami, magazynami, talerzami, w pokojach ciężko było przejść. Okazało się, ze nic chyba nie wyrzuciła, wszystko na nowo zostało przeniesione do nowego domu. Straszne!!! Ja mam nadzieję się spakować w jedną walizkę, moje osobiste rzeczy. Do tego dochodzi pościel kubki itd. Ktorych też mam niewiele.

  18. O, temat mi bliski. W ciągu ostatnich trzech lat, przenosiliśmy cały nasz dobytek pięć razy (w tym raz do Francji i raz z powrotem), z dwójką malutkich dzieci :) więc zdążyłam zadbać o to, by nie mieć żadnych niepotrzebnych wieszaków, nieużywanych kosmetyków, czy kubków ;) Mamy bardzo mało ciuchów (za mało nawet, serio), po trzy komplety ręczników i pościeli, a szklanki musimy kupić jakieś;)

    Teraz od trzech miesięcy jesteśmy na swoim, z niepełnym jeszcze umeblowaniem. Strasznie się cieszyłam (i ciesze dalej) z tej przeprowadzki, bo przede wszystkim wreszcie u siebie, a po drugie urządzamy się stopniowo i przy tym urządzaniu cały czas przyświeca mi zasada „miejsce na wszystko wszystko na miejscu”.

    Nie jestem jednak jakąś fanatyczną minimalistką (pisałam zresztą o tym ostatnio u siebie), mam też – u rodziców trochę rzeczy, powiedzmy ostatnio nie używanych, takie solidne „pudło mięczaka” ale nie zamierzam tam zaglądać za dwa miesiące i go wyrzucać. Już się nauczyłam, że nie ma co popadać w radykalizm, i jeśli mam jakiś ciuch, który jest porządny i dobrze w nim wyglądam, ale przestałam z jakiś względów go nosić, zostawiam, bo wiem, że gust mi się zmienia;)

    Coś, co gromadzi się samo, to gadżety dzieciaków, to jest spawa dramatyczna. Gdy mieszkaliśmy we Francji, temat był w miarę ogarnięty, bo kupujemy im rzeczy dość rzadko, żadnych drobiażdżków i gadżecików, nie mieli dużo rzeczy, a te co mieli regularnie chowałam, tak, żeby dostęp był tylko do części zabawek, to eliminuje nudę i wzmaga kreatywność;)
    A teraz co chwilę o babć i cioć dostają jakieś pierdółki… Ciężko ruszyć temat bo będzie obraza;) a po pierwsze z tych małych prezencików uzbierałaby się już niezła sumka, a po drugie jeszcze trochę i dzieci przestaną się cieszyć z odwiedzin jako takich, a będą czekać na podarki…

    Pozdrawiam!

    1. Zabawki dla dzieci to dramat. Jednak nauczyłam się ( dzieci zresztą też) je oddawać, choć cały czas mam wrażenie, że jest tego za dużo. Następny temat to dziecięce ubrania. Z tym jest tak samo jak z nami, nosimy tylko 20% naszej szafy. Gdy dokładnie w zeszłym roku zaczęłam domowe porządki, po lekturze ” Sztuki prostoty”, nie mogłam uwierzyć, że tyle tego mam. Cztery duże worki nie noszonych butów dziecięcych pochowanych gdzieś w pudełkach pod łóżkiem, dosłownie wbiło mnie w ziemię. Przez ponad tydzień wynosiłam, wynosiłam i wynosiłam. Minął rok a ja mam wrażenie, że chyba muszę znów się zabrać za porządki. I niech mnie ktoś oświeci i powie skąd to się bierze????

      1. Z tymi ciuszkami to dochodzą jeszcze „dary” po dzieciach rodziny i znajomych:), poza tym ja np mam pudło ciuchów już za małych na synka, a jeszcze za dużych na córkę;)
        A z zabawkami – gdy jest ich za dużo, to dziecko paradoksalnie bardziej się nudzi

      2. W Warszawie działa fajna fundacja, która daje drugie życie ubraniom dziecięcym. Nazywa się Family for Family i pomaga uczyć dzieci dzielnia się – dowiadują się o rozmiary i zainteresowania dziecka i łączą w pare z młodszym, które będzie je otrzymywać, kiedy rodzice będą czyścić szafę. Jest o tyle wygodne, że można wybrać rzeczy do przekazania, a oni sami przyjeżdżają po rzeczy i jeszcze wiadomo do kogo idzie pomoc!

    2. ciężarówka

      Jestem w ciąży i już mnie przeraża ilość zabawek, jaką prawdopodobnie będzie miało moje dziecko. Nie znoszę dostawać prezentów, bo jestem minimalistką i tylko czasem czuję, że czegoś naprawdę potrzebuję. Super, jeśli ktoś pyta co mi kupić (najczęściej słyszy „nic, po prostu się ze mną spotkaj”), ale to zdarza się bardzo rzadko i przez to mam w domu dziesiątki niepotrzebnych szpargałów, których nie używamy, a których pozbyć się nie mogę, bo mąż krzyczy, że przyda się. Boję się o te dziecięce zabawki, bo wiadomo jak jest – przychodzisz do rodziny z dzieckiem raz na jakiś czas i jakoś wewnętrznie czujesz, że musisz kupić zabawkę albo ubranko. I nikt się rodziców o zdanie nie pyta. Zwłaszcza, że już teraz dostaję tony balsamów na rozstępy, herbatek, ciast i książek o ciąży i jakoś nikt mnie nie słucha, kiedy mówię, że tego nie chcę. Zupełnie nie wiem jak sobie z tym radzić.

      1. Też jestem w ciąży, ale na szczęście mąż wspiera moje wyrzucanie :) Cieszy się jak odgracam szafę i szafki.
        Jestem zaskoczona, że wszyscy tak chętnie Cię obdarowują, może warto niepotrzebne rzeczy po prostu… sprzedać? OLX genialnie pomaga, a jak masz nieużywane kosmetyki, książki to myślę, że ze zbyciem nie będzie problemu.

  19. Chyba każda z kategorii rzeczy, które wymieniłaś mnie dotyczy. Za rok kończę studia, co wiąże się z wyprowadzką ze studenckiego pokoju i już postanowiłam, że do nowego lokum zabieram tylko i wyłącznie to, co mi naprawdę potrzebne. A trochę tego przez 4 lata nagromadziłam :)

  20. Właśnie książki to ta rzecz, których przewożenia z miejsca na miejsce obawiam się w przyszłości najbardziej :) Póki studiuję czekają na mnie cierpliwie w domu rodzinnym, ale kiedyś będzie trzeba je stamtąd zabrać i, co tu dużo mówić, na pewno się ich wtedy nie pozbędę. Jestem z tych chorych ludzi którzy po wielokroć wracają do książek, nawet kryminały potrafię czytać kilkukrotnie (a myślę, że te naprawdę ukochane pozycje mogłam pochłonąć już ze dwadzieścia razy). Mam od trzech lat Kindle’a i też go wielbię: rzeczywiście prawie zastopował powiększanie się mojej papierowej kolekcji*, ale to co zdążyło się nazbierać przez te lata kiedy go nie miałam to już jest pokaźna biblioteczka! Myślę, że z bólem serca mogłabym zredukować ją tak o 10%, ale nie więcej…

    * Odkąd uciułałam na czytnik kupuję w wersji papierowej właściwie tylko to, co najpiękniej wydane oraz polską literaturę + literaturę fachową związaną z moim przyszłym zawodem. Czyli w roku 2015 chyba tylko Twoje „Slow Fashion…” i książkę Klaudyny Hebdy oraz parę pozycji naukowych ;) Za to ostatnio zachorowałam na przepiękne wydania klasyki literatury wydawnictwa Barnes & Noble, są np. w gdyńskim TK Maxxx! <3

    1. Cześć,

      Wiesz, ja bardzo długo też nie mogłam nawet myśleć o pozbyciu się choćby części książek z mojej biblioteki. Pomogła wizja przeprowadzki właśnie :) no i rozłożenie analizy moich ulubieńców pod kątem tego, czy uwielbiam (czyli przyjaciele na całe życie), czy przeczytałam parę razy ale w sumie to już nie muszę, czy przeczytałam raz, ale w sumie to nie wrócę (a jeśli kiedyś z jakiegoś dziwnego powodu zatęsknię to zawsze jest biblioteka) i czy w ogóle książka jest nietrafiona. Zaczęłam od tych nietrafionych i „nigdy więcej nie wrócę” – powędrowały do gminnej biblioteki. I tak powolutku, powolutku, oglądając co mam na półkach (moja mała przyjemność) eliminowałam te lektury, które uznałam z jakiegoś powodu niewarte mojego miejsca. No a część pt. „przyjaciele na całe życie” oczywiście została z urzędu.
      Kindla też posiadam i właściwie teraz jak coś kupuję w papierze, to najczęściej musi spełniać kryterium wyjątkowości treści / piękna / wielorazowości.
      Ale wiesz… Może nie będziesz musiała się pozbywać. Mi po prostu zaczęła ilość przeszkadzać, a właściwie fakt, że trzymam książki, które niewiele dla mnie znaczą, nie podobały mi się i do nich nie wrócę.
      Serdeczności

      1. Tak jak napisałam wyżej, ja mam bardzo niewiele książek, które spełniłyby Twoje kryteria (nie wrócę, nietrafione, „nie warte miejsca”…). Może z komentarza wyłonił się inny obraz, ale chomikiem książkowym nie jestem i jeśli coś mi się nie podobało to szukałam im nowego właściciela. A to co mam u siebie to całe stosy książek, z których prawie każda została przeczytana więcej niż dwa razy i jestem pewna, że wrócę do nich jeszcze po wielokroć :)

        Czasem uczę się w nocy na jakiś egzamin i nagle przychodzi mi do głowy: >>Jeeeeeejć, ale bym sobie przeczytała ten rozdział „Niekończącej się historii”, w którym Atreju trafia do Wyroczni!<< i wówczas niewysłowioną radość sprawia mi to, że mogę wstać, wziąć do ręki sczytany na maksa egzemplarz, na dziesięć minut zatopić się w ukochanym świecie i wrócić do pracy.

        W podobnym tonie pisze niżej niejaka S. Jest nawet taka chińska mądrość: "Kiedy przeczytam nową książkę, to tak jakbym znalazł nowego przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem – to tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem" :) To o mnie!

  21. Mnie czeka niedługo wielkie pakowanie bo w końcu idziemy na swoje… I już wiem że dużo duzo niepotrzebnych rzeczy na pewno dostanie drugie życie u kogoś innego :-)

  22. Od czterech lat regularnie przeglądam zawartość domu i wynoszę co zbędne. Zabawne, że właśnie z książkami, których miałam najwięcej idzie mi coraz łatwiej i z każdym rokiem coraz więcej ich wynoszę, nawet te, które jeszcze rok wcześniej wydawały się niezbędne do życia:)

  23. Kasiu,
    Po pierwsze chciałam napisać, że wszyscy mający e planach przeprowadzkę, (ale nie tylko), powinni zacząć od przeczytania Twojej książki. Uważam, że to bardzo dobry, rzeczowy ii pomocny poradnik. Jak dla mnie najlepszy z dostępnych na rynku o tej tematyce. Nie tylko przeczytałam go przyjemnością w jeden dzień, ale dzięki niemu zrobiłam generalne odgruzowywania szafy i domu. Ale co najważniejsze zmieniła podejście do rzeczy i już ich nie kolekcjonuję. Jedyne z czym mam problem to rzeczy dzieci. One rosną tak szybko, że człowiek nie nadąża z wymiana garderoby i poznawaniem się za małych ubrań. A zabawki i gadżety, one chyba mnożą się w jakiś magiczny sposób. A co z ksiazkami dla dzieci? Ją osobiście też przestawilam się na ebooki, ale dla dziecka to żadna przyjemność cztac ebooka. Może napiszesz kiedyś post z poradami dla rodziców? Albo najlepiej całą książkę:) bo Mam nadzieję, że będą kolejne.
    Pozdrawiam

    1. Teraz dopiero widzę, że słownik zmienił mi Twoje imię i przechrzcil Cię na Kasię. Straszna wtopa. Przepraszam.

      1. Nie ma żadnego problemu, dziękuję Ci bardzo! A z dziećmi niestety nie pomogę, bo sama ich nie mam, więc się nie znam – ale może można te, które już się znudziły, oddać młodszym dzieciom czy do przedszkola? W Stanach jest dużo blogujących minimalistycznych mam, pogoogluj:)

    2. Napisałam już wcześniej, ale mogę mieć rozwiązanie dylematu Edyty, jeśli chodzi o rzeczy dzieci. W Warszawie działa fundacja, która zajmuje się właśnie tym, żeby przekazywać rzeczy po dzieciach w mądry sposób, do konkretnego dziecka, które je potrzebuje, a dostosowują do potrzeb rodzica – zabierają ubranka, zabawki, buty, książki – to co chcesz oddać po prostu pakujesz w siatkę/worek, a Family for Family przyjeżdża w wygodnym dla Ciebie terminie.
      W razie czego podrzucam adres strony: familyforfamily.pl – znam dziewczyny, które się nią zajmują, są na prawdę super (:

  24. Bielizna i wieszaki uporządkowane, mogę odhaczyć :D Niestety nie mogę jeszcze zrobić porządków w każdej kategorii między innymi ze względu na brak mebli (jestem po przeprowadzce za granicę), a połowa ubrań i rupieci zostały jeszcze w rodzinnym domu. Wszystko w swoim czasie.

    Bardzo lubię układać, segregować, to coś dla mnie! Zawsze mam satysfakcje po ogarnięciu jakiejś strefy, rzeczywiście człowiek jakoś czuje się wtedy lżej.

  25. Co do książek, to miałabym problem z pozbywaniem się ich, a to z tego powodu, że często patrząc na nie przypominam sobie fabułę. Nawet, jeśli nie była to jakaś super fantastyczna powieść, to lubię mieć w pamięci te historie. Czy ktoś z Was też tak ma, że widok okładki przenosi Was do tego momentu czytania?

  26. Mieszkam z chłopakiem w pokoju 2×3 m. Mała przestrzeń wymusza posiadanie niewielu rzeczy :) Myślę że swoje ubrania też spokojnie zmieściłabym do ikeowej torby.
    Poza tym ja UWIELBIAM wyrzucać. Jestem zupełnym przeciwieństwem sentymentalnych ciułaczy.

    1. Ja rowniez uwilebiam wyrzucac!!! Wyrzucac i oddawac innym(kisiazki, ubrania). Denerwuja mnie zbedne przedmioty i pozbywam sie ich bezwzglednie.

  27. Przy każdej przeprowadzce na studiach pozbywałam się kilogramów niepotrzebnych rzeczy, a po czasie wszystko jakimś cudem „odrastało” i znowu okazywało się, że mam wszystkiego za dużo. Wybawieniem byłby cykliczny przegląd, ale nie jestem typem lubiącym segregację i dosłownie skóra mi cierpnie na myśl o kolejnym przenoszeniu się w nowe miejsce ;)

  28. Książki są rzeczą, którą faktycznie mam w sporej ilości, ale z drugiej strony mieszkam na ogromnej przestrzeni i całkiem niedawno i tak przeprowadziłam sporą akcję pt. antykwariat. Ogólnie tzw. nośniki kultury to w niegromadzeniu moja pięta Achillesowa ;)

    Jeśli chodzi o wiele z pozostałych pozycji, polecam moją metodę polegającą na zaoszczędzeniu pewnej ilości pieniędzy i przeznaczeniu jej na całkowitą wymianę „dóbr” – zrobiłam tak np. z kubkami, wieszakami, ręcznikami, pościelami czy bielizną. W sensie przykładowo kupiłam jednorazowo 12 takich samych kubków, a stare oddałam, innym razem cały zestaw wieszaków, ręczników albo dwa komplety pościeli. Warunkiem jest oczywiście bezwzględne pozbycie się „staroci” – nie można pozwolić sobie na żaden sentyment. I w zasadzie nie jest to zbyt trudne, bo w końcu czeka nas wizja zupełnie nowych, ładnych rzeczy (a do tego do pary! ;)).

  29. Bardzo lubię przeprowadzki, szczególnie ten moment kiedy rozkłada się wszystko w nowych szafkach, takie mega-gruntowne porządki :)
    Z rzeczami jest tak, że są w stanie zająć każdą wolną przestrzeń. I jak mieściłam się w 8 m2 pokoju, tak po przeprowadzce do większego pokoju i rzeczy nagromadziło się proporcjonalnie więcej :)
    Największy problem jest z różnymi drobnymi rzeczami, czasem prezentami, których zwyczajnie szkoda wyrzucić bo na pewno komuś by się przydały. Nie potrafię ich tak po prostu skasować w śmietniku. Talia nigdy nieużywanych kart, jakieś logiczne puzzle które znam już na pamięć, niepraktyczny portfel, za mały pokrowiec na siodełko roweru… Zupełnie dobre rzeczy ale nie wiadomo jak znaleźć osoby, którym się przydadzą.

  30. Asiu, lubię czytać to co napiszesz, ale proszę…. nie „ciężko”… moja pani od polskiego na odpowiedź „lektura była ciężka” mówiła „jak była ciężka to trzeba było sobie położyć na stoliczku”. Polecam słowo „trudny”. O wiele lepiej wyraża sens przytoczonych przez Ciebie przypadków.
    Nie jestem żadnym „ortonazi” ale piszesz książki, bloga(i sama przyznajesz że lubisz pisać), naprawdę świetnie się to wszystko czyta, a to jedno aż boli :(

    1. No właśnie nie pamiętam marki, a nie mam jak sprawdzić, bo jestem na wakacjach, na pewno polska marka z gatunku sprzedawanych w odlschoolowych domach handlowych:)

  31. Jak tylko przeczytalam, od razu zabralam sie za pokoj. Czuje sie o wiele lepiej, okazalo sie, ze nazbieralo sie sporo zbednych rzeczy, choc niedawno robilam porzadki ;)

  32. Ja dziś właśnie zrobiłam porządek z butami i akcesoriami, które jeszcze jakimś cudem przetrwały dotychczasowe czystki :) Wyrzuciłam też w końcu wieszaki, których całe naręcze zostało mi po usunięciu zbędnych ubrań z szafy, niepotrzebny już z racji ograniczenia ilości organizer na torebki (brzydki okrutnie, więc ulga podwójna), a zbierające kurz świeczki zaczęłam powoli zużywać. Muszę też w najbliższym czasie zabrać się za herbaty, bo mam ich sporo i zamiast wypijać do końca – ciągle kupuję nowe (a do nich puszki, bo w starych ciągle coś jest, itp.). Od kiedy mam kindla książki już tylko w formie ebooków – to chyba największa oszczędność miejsca w moim przypadku :)

  33. Jak tylko zobaczyłam tytułam, wiedziałam, że to będzie w dużej mierze o mnie. Mało rzeczy się nie zgadza. Jestem strasznym chomikiem. Co chwilę robię porządki w szafkach. Lubię patrzeć jak wszystko jest równiutko poukładane, posegregowane, itd. Niestety nie muszę wiele czekać, aby porządek ten zapchać nowymi zdobyczami…

    Przydatny post. Może czas nauczyć się rozstawać z nieużywanymi rzeczami :)

  34. Jako fanka minimalizmu bardzo lubię takie przypomnienia o pozbywaniu się nieużywanych przedmiotów :) Hmm, co się lubi gromadzić? Chyba już nie mam niczego takiego…duuużo wyrzuciłam jak robiłam generalne porządki. Jednak to wcale nie oznacza, że wszystko ma już swoje miejsce i jest idealnie. Ciągle nad tym pracuję :)

  35. Mimo wszystko nigdy nie oddałabym książki. Ale już co do ubrań, niepotrzebnych papierów, magazynów i badziewia papierniczego wszelkiego rodzaju muszę się zgodzić – mam tego u siebie cholernie dużo. Przy okazji, końcówka twojego tekstu przypomniała mi o zrobieniu porządków w portfelu, który nie chce się już domykać. W moim przypadku to kosmos bez końca – pełno w nim paragonów, starych biletów do kina/kolejowych/autobusowych itd. Fajnie, do tej pory myślałam, że jestem sama w tym portfelowym bałaganiarstwie :P
    Pozdrawiam

  36. Oj, muszę obalić kilka punktów :)
    Wieszaków mam zawsze za mało. Nieważne ile kupimy w IKEA, w magiczny sposób po tygodniu nie mogę znaleźć żadnego wolnego na płaszcz czy kurtkę. Nigdy mi się takowy nie złamał, więc nie czuję problemu.
    Książki kocham i korzystam z nich. 90% związana jest z moim zawodem i podczas pisania artykułów czy innych tekstów siedzę na łóżku obwarowana stosami książek do cytowania. Jestem też specyficznym osobnikiem, bo zdarza mi się wracać po latach do książek i filmów, które lubię. Mogę przeczytać 3 raz tą samą książkę i śmiać się jakby to był pierwszy raz. Ukochane filmy oglądane po kilkanaście razy (love actually przed każdymi Świętami Bożego Narodzenia od premiery…). Pozostałe książki oddałam do biblioteki, zostały ulubione, ale to i tak spory regał. Ponadto książki z mojej profesji bardzo rzadko są tłumaczone na język polski, to nie jest tak że po kilku latach pójdę i znów kupię, nie ma ich też w bibliotekach. Nakład 10tys. egzemplarzy i koniec. Ostatnim wątkiem jest to, że lubię otoczenie książek i nie wyobrażam sobie bez nich domu. Może i mogłabym jakoś bez nich żyć, ale czemu odbierać sobie tą przyjemność? Kindlów i innych czytników nie znoszę, mogą dla mnie nie istnieć.
    Z gazetami robię tak, że pod koniec każdego roku robię czystkę i zanoszę do czytelni w bibliotece cało rocznik. Trzymam tylko kilka tytułów, bo zawierają przydatne dla mnie w pracy informacje.
    Artykuły papiernicze – tak, mam sporo, ale wykorzystuję po kolei. Oprócz posiadania nowych notesów robię też „notes re-use” z zadrukowanych jednostronnie kartek (zginam kartkę w pół i stosik spinam klamrą) do trzymania na stole pod szybkie notatki, listy zakupów itp.. W pracy przy projektach zapisuję wszystko w notesie, żeby móc wrócić do danych z poprzednich spotkań, sprawdzić co i kto ustalał, jakie podejmował decyzje. Także to, że mam ich trochę nie oznacza, że ich nie wykorzystam. Jak dostaję je w ramach materiałów reklamowych to mam wyrzucić na śmietnik w imię idei wolnej przestrzeni a za dwa lata biegać po sklepach i kupować bo mi brakuje?
    Z rzeczy pamiątkowych (stare pamiętniki i parę pocztówek) mam jedno nieduże pudełko. Nie czuję się nim przytłoczona, zajmuje jakieś 25x30x15cm. Nie chcę go wyrzucać. Lubię sobie od czasu do czasu podczas porządków rzucić okiem na wspomnienia sprzed lat.
    Mam problem ze starymi umowami, dyplomami i innymi pierdołami. Niby na co dzień niepotrzebne, ale potem okazuje się, że mogę uzyskać jakąś korzyść z ich posiadania (a znajomi, którzy je wyrzucili – nie), albo komuś potrzebna jest data z takiego a takiego papierka… Także mam taki jeden segregator, z którym nie wiadomo co począć.

    Ostatni wątek – nie lubię wyrzucać rzeczy na śmietnik a jednocześnie danie im drugiego domu bywa kłopotliwe. Piętrzące się góry śmieci na wysypiskach na terenach podmiejskich, które byłyby fantastycznymi miejscami rekreacyjnymi albo czasem i pod mieszkaniówkę… Teren po wysypisku jest bardzo trudno rekultywować a produkujemy coraz więcej śmieci. Wyrzucać staram się odpowiedzialnie a nie szast-prast, niech mój dom będzie pusty a reszta mnie nie obchodzi. Nie wiem co robić np. ze stara ceramiką (np. wspomniane kubki reklamowe), nieczęsto się zdarza, żeby akurat ktoś potrzebował na działkę albo do wynajmowanego mieszkania. No i mamy produkt w pełni sprawny, funkcjonalny i nie bardzo wiadomo co z nim zrobić. Wystawienie przy śmietniku w mojej okolicy nie zdaje rezultatu – jeżeli nie jest to coś co można sprzedać na złomie to prędzej śmieciarze załadują to przy wywózce do kontenera. Także staram się nadawać przedmiotom nowe zastosowanie o ile to możliwe i jest to tego warte (np. metalowe pudełko po czekoladkach jako przechowywanie nici do szycia). Wystawianie na olx nawet za darmo też nie zawsze skutkuje. Z ciuchami jest łatwiej…
    Pozdrawiam!

    1. Siostro! Pod kątem nośników kultury mam praktycznie tak jak Ty (o czym pisałam wyżej) – z tą różnicą, że Kindle doceniam za liczne zalety, których papier nie ma. Ale nawet re-use notes mam zorganizowany podobnie, tylko że u mnie papier ten ma też dodatkowe zastosowania, np. często tnę go na kawałki żeby robić fiszki do nauki: skoro zadrukowany jest tylko z jednej strony, to na niej zapisuję hasło „wywoławcze”, a na tej drugiej, czystej notuję informacje do utrwalania. Po egzaminie stosy fiszek wyrzucam bez wyrzutów sumienia :)

    2. Jesteś chyba moją mentalną bliźniaczką! Mam jednakowe zdanie na właściwie wszystkie poruszone przez Ciebie kwestie. A już myślałam, że jestem tutaj sama z takimi poglądami :)

  37. A ja mam trochę inny problem. Bo niepotrzebnych rzeczy pozbyłam się już dawno i naprawdę zbyt dużo mi tego wszystkiego nie zostało. Dobra, oprócz książek. Ale one zajmują 6 półek i tyle. Tylko – mała ilość rzeczy wymaga małej ilości mebli. Poza tym nie przepadam za przykrywającymi całą podłogę dywanami, wysokimi szafami, setkami obrazków na ścianach, łapaczami kurzu i innymi bibelotami. Mieszkanie ma 50 m, jest w nim dużo przestrzeni, ale brak mu jakiejś przytulności, ale przede wszystkim jest takie jakby echo, bo dźwięk nie ma się od czego odbić, tylko od ścian właściwie. Co z tym zrobić? Bo w pokoju 18m2 mam rogówkę, trzy niskie, małe komody, stolik kawowy, dywan i 8 półek i puf-worek. Więcej nie potrzebuję, ale to echo…Jakieś rady?

    1. To zależy od wielu rzeczy. Możesz zgłosić się do architekta o poradę (niekoniecznie cały projekt, czasem po prostu wystarczy przestawić meble a za projekt więcej zapłacisz). Ale bez rzutu nie pomogę :)

    2. A wybacz, masz dywan :D To może bardziej puchaty? Możesz spróbować zawiesićj obrazy, rośliny w doniczkach wiszących do góry nogami, zasłony w oknie, coś, co zakłóci drogę falom dźwiękowym

    3. Z tego wynika, że masz totalnie puste ściany od wysokości ok. 1,20 m – najprawdopodobniej stąd to echo. Spróbuj mimo wszystko przekonać się do jakiejś formy w stylu plakaty, lustra, makramy, a nawet zawieszona płachta materiału czy zasłony. Ewentualnie jakieś półki, cokolwiek – byleby coś na tych ścianach zawisło, a powinno być lepiej :) Zresztą, przeprowadź eksperyment i zawieś np. prześcieradło na jednej ze ścian – jeśli echo zniknie, to znaczy, że w tym tkwi problem.

  38. Nie wiem czy jestem w tym odosobniona, ale nieświadomie gromadzę pełno lakierów do paznokci (co chwilę mam ochotę na nowy kolor) oraz niepiszących długopisów – w każdej torebce mam minimum dwa! :D

  39. Zgadzam się! Przeprowadzka na studia pokazała jak wiele zbędnych rzeczy posiadam, bo o wiele więcej zostawiłam w domu rodzinnym niż zabrałam ze sobą :) Na szczęście teraz mam naprawdę zredukowaną ilość i podoba mi się taki minimalizm. O wiele łatwiej utrzymać wtedy porządek. Wybór tego w co się ubrać też jest teraz łatwiejszy.

  40. Za chwilę czeka mnie przeprowadzka i już widzę ten ból i przeprawę robienia czystek…uśmiechnęłam się przy punkcie ze skarpetkami, jakbym czytała o sobie!!

  41. Za kazdym razem kiedy robie w domu kategoryczne porzadki i wyrzucam kontrowersyjne ubrania i rzeczy, ktorych nikt chyba nigdy nie nosil to potem okazuje sie,ze trzeba sie przebrac na bal lata 80 i ten nigdy nie noszony kombinezon,ktory wyrzucilam moglby sie idealnie nadac:D zawsze przez sekunde zaluje, ze to wyrzucilam…ale zawsze cos sie znajdzie innego :)

  42. Zgadzam się z wszystkim, oprócz kubków ;) Mam ich dużo, bo w ciągu dnia często używam, a nie chce mi się za każdym razem myć jednego kubka. A tak po użyciu chowam do zmywarki i biorę czysty z szafki.
    Książki natomiast oddaję na bazarek dla zwierzaków (na facebooku jest ich pełno), ale tylko takie, które np. okazały się nietrafionym prezentem. Na bazarki zresztą można oddać praktycznie wszystko.

  43. A u mnie najczęściej gromadzą się nietrafione prezenty. Koszmar.
    Poza takimi zwykłymi typu biżuteria (zazwyczaj sztuczna – czyli taka, której nigdy nie noszę), kosmetyki (których nie używam) czy dekoracje do domu (które stoją zamknięte w szafie), ze ślubu np. stoją dwa pudła nieotwartych naczyń, trzy komplety serwisów kawowych, walizka sztućców i parę innych rzeczy. No po prostu koszmar.
    Ma ktoś pomysł co z tym zrobić???
    pozdrawiam

  44. Asiu, dzięki twojej książce mam takie czystki w szafie, że spakowałabym ją w małej torbie podróżnej, jednakże jeśli chodzi o inne rzeczy czy dokumenty, wciąż nie doszłam do perfekcji. Ale z dnia na dzień odgracam się coraz bardziej :) Być może za parę lat i mnie spotka przeprowadzka a wtedy już postaram się mieć w domu taki ład i skład, aby poszło gładko bez tira do przewozu życiowego dorobku :)

  45. Och jak dobrze, że w najbliższym czasie nie szykuje mi się żadna przeprowadzka. Z ubraniami nie miałabym większego problemu, ale co do stosików książek i innych „ważnych” rupieci nie byłabym taka pewna. Weźmy na tapetę choćby takie pudło wspomnień. Miejsca zajmuje a jakże mnóstwo, ale jak tu wyrzucić bilety z pierwszego koncertu, meczu piłki nożnej, pierwsze ściegi podczas nauki szycia czy legitymacje szkolną z czasów podstawówki :D

  46. Ja małe reklamówki zużywam jako woreczek do kosza na śmieci w łazience. Bratowa do wyrzucania pieluch :D Mam szczęście, że nie mam nadmiarowych kosmetyków ani magazynów (zawsze wycinam interesujące mnie fragmenty/przepisy i wklejam do pamiętnika lub przepiśnika), ale z kubkami i stosem pościeli i ręczników muszę się jeszcze rozprawić.

  47. Z przeprowadzkami to zawsze tak jest. Ale każda kolejna idzie lepiej :) Już jestem mistrzem przeprowadzek, bo miałam ich 5 ciągu ostatnich 2 lat :) Ale niektóre twoje porady są bardzo użyteczne. Dziękuję! Jestem fanką twojego bloga, długo już śledzę go też na Instagram :)
    Zainspirowałaś mnie również na moją pracą magisterską. Bardzo prosiłabym wszystkich fanek bloga o wypełnienie ankietki dotyczącej oceny poszczególnych marek odzieżowych. Podam niżej link do ankiety.

    http://goo.gl/forms/2LSmTYij4B

    Z góry dziękuję i życzę jeszcze więcej fajnych postów!!

  48. Asiu, czy mogłabym prosić o posta z organizacją Twojej szafy. Ale z konkretnymi ubraniami jakie posiadasz.

    Nie mogę aż uwierzyć, że 24 wieszaki Ci wystarczają, że wszystko jesteś w stanie zmieścić w torbie z Ikei.
    Proszę podziel się tym z czytelniczkami. Ponieważ jest teraz dużo treści o minimaliźmie, co trzeba zrobić, jakie robić zakupy. A mało jest konkretnych przykładów. Nie chodzi tu o to, że chce zobaczyć Twoją szafe i wszystko skopiować. Tylko przekonać się jakie ilości danego rodzaju garderoby masz w szafie. Ile bluzek uznałaś za wystarczające, ile spodni? Itd. Czy może masz jakieś rzeczy, które sprawdzają się w wielu funkcjach. Chodzi mi o taki konkretny przykład. Może podpatrze u Ciebie coś ciekawego, jakiś system. Ja uważam, że też nie mam za dużo rzeczy, ale 24 wieszaki dla mnie to stanowczo za mało. Licząc, że muszę jeszcze powiesić na czymś kurtki i płaszcze. No chyba, że policze tylko ubrania sezonowe, i udaje, że te na wiosne i lato leżą na strychu, którego nie mam. Ale jeśli przeprowadzasz się to uznaję, że liczyłam już wszystkie swoje rzeczy, niezależnie od pory roku.

    Pozdrawiam Cię.

    Ps. Fajny post!

    1. Pomyślę o tym, ale muszę się zastanowić, jak to sensownie rozwiązać, żeby faktycznie było przydatne. Tym bardziej, że nie mam je w końcu gdzie sfotografować:) Ja płaszcze trzymam na wieszaku przedpokoju, a letnie sukienki/zimowe swetry wrzucam do pudełka i chowam do szafki, żeby mi nie przeszkadzały.

  49. Ostatnio wyrzuciłam sporo rzeczy i muszę przyznać, że w pokoju zrobiło się sporo miejsca. Dzięki temu łatwiej jest utrzymać porządek,co pozwala na oszczędzanie czasu. Ladycrazyloop.blogspot.com

  50. Tak, obrastanie w przedmioty (czasami to zbieractwo, po prostu), samo w sobie jest miłe – bo dobrze mieć kolorowe kubki i dużo książek, i jeszcze dwie sukienki itd., okazuje się przekleństwem podczas przeprowadzki. Sprawdzone, przeżyte, doświadczone na własnej skórze. Problem był głównie z książkami i kubkami. Kubki – tak, ładne, dużo, kolorowe, ale dlaczego każdy z innej bajki? Wyjątkiem były może ze trzy, które miały ten sam wzór. W efekcie dokupiłam 10 identycznych kubków, i są na specjalne okazje (wino popijane z przyjaciółkami właśnie z nich smakuje najlepiej), a te bardzo różniaste eksploatuję na bieżąco. Goście ich nie widzą. Książki – no tak, tu też był problem. Sporo jeszcze zalega na półkach u rodziców. A w nowym mieszkaniu zmieniłam jedną rzecz – kupuję mniej książek, ale wcale mniej nie czytam. Po prostu na powrót zaprzyjaźniłam się z biblioteką. Wprawdzie nie każda nowość tam trafia, a do popularnych tytułów ustawia się długa kolejka, ale nie muszę znać każdej książki w tydzień po premierze. To nie wyścig. To ma być przyjemność. Z papierami problemu nie było – ładne teczki, pudełka, wszystko posegregowane. Artykułów papierniczych mnóstwo mam, ale do pracy są niezbędne. Choć i tak ograniczyłam się w kupowaniu kolejnych ołówków, karteczek samoprzylepnych, notesików… Czyli można :)

  51. Zastanawiam się co zrobić z nadwyżką kubków, talerzy i innych kuchennych przedmiotów.
    Ktoś ma jakiś fajny pomysł? Może są jakieś zbiórki takich przedmiotów? :)

  52. Tak, przeprowadzka doskonale weryfikuje nasze przywiązanie do posiadanych rzeczy. Sama przeprowadzałam się w październiku i porzuciłam wtedy wiele niezbędnych wcześniej rzeczy – głównie starych garnków, talerzy i sztućców, które kurzyły się w szufladach, a także kolekcję obrusów na stół, którego nigdy nie miałam. Mimo to nie udało się zabrać wszystkiego za jednym razem, no ale tak to jest, gdy w czteroosobowej rodzinie każdy ma trzy ukochane komplety pościeli i trzy ukochane ręczniki, a piwnicę zapełniają ubrania, z których starsze dziecko już wyrosło, a młodsze jeszcze nie dorosło. O zabawkach, które mimo trwałego kalectwa, nadal się ukochane., nie wspomnę. Podsumowując… do listy przeprowadzkowych grzechów dodałabym za dużo ubrań oczekujących i za dużo zabawek (dorośli też je mają). Szczęśliwie część tego szpeju udało się porzucić i pozostało w nas mocne postanowienie, by nowego lokum nie zabublować.

  53. też się właśnie przeprowadziłam na początku lutego. to był szok, ile mam rzeczy, a z ilu faktycznie korzystam. wyrzucać nie lubię. oddawać też średnio, ale postaram się chociaż nie kupować już nowych, a to co mam jakoś zużyć ;)

  54. Książki – mimo bardzo brutalnej selekcji, więc czeka mnie następna. Buty – wezmę się za nie w marcu. Biżuteria – a nie jest to broń boże biżuteria sztuczna. Z tym to naprawdę mam zgryz. Wystawiać na Alledrogo i pilnować tego interesu absolutnie mi się nie chce, a jednak coś z tym dobrem powinnam zrobić.

  55. Dobry tekst. Właśnie się przeprowadzamy z moją dziewczyną i po lekturze mamy kilka problemów z głowy. Szczególnie te 20 y-shirtów, która trzymam na wszelki wypadek albo do spania. pozdrowienia z Umina Beach.

  56. ha, dopiero teraz zauważyłam na zdjęciu mojego ukochanego Zolę! „Paryż” nie należy do ścisłego grona moich ulubionych powieści, ale i tak mi się bardzo podobał. Mam nadzieję, że Zola nie przegrał z przeprowadzką. ;)

  57. Mój sposób na paragony, potwierdzenia i inne papiery to aplikacja evernote. Robotę zdjęcie komórką i trzymam w postaci elektronicznej w chmurze.

  58. Z książkami jest rzeczywiście problem, ale ja ostatnio wpadłam na – jak się po fakcie okazało – doskonały pomysł i oddałam ponad 300 książek do Domu Pomocy Społecznej im. Helclów w Krakowie. Jest tam biblioteka ale jak to zwykle bywa nie mają zbyt dużych funduszy na zakup książek. Byli naprawdę zachwyceni a ja szczęśliwa, że książki posłużą jeszcze długo innym.

  59. Jak się przeprowadzałam w tamtym roku, okazało się, ze najwięcej mam książek i ubrań. Część książek oddałam znajomym. A ubrania niezniszczone oddałam w zbiórce Pomaganie przez ubranie. Jednocześnie postanowiłam, że nie będę gromadzić tylu rzeczy.

  60. Oj zazdroszcze, ja mam o wiele za dużo klamotów.
    I jestem z nimi na tyle związana że jak już przestały się mieścić w kawalerce to się poddałam i wynajełam trochę dodatkowej powierzchni na bemowie. Dla potrzebujących polece less mess płace grosze a w mieszkaniu jakby luźniej

  61. Przeprowadzka to bardzo „oczyszczający” moment w życiu – naprawdę. Za nim wpakujesz do torby kolejny niepotrzebny kubek, musisz się zastanowić, czy chcesz go taszczyć :p Ale te zużyte ubrania to też zgubny temat – jedna kupka do spania, druga zaś to bawełna do mycia okien :D No szaleństwo. U mnie przeprowadzka odmieniła również „przyprawowe” życie… okazało się np, że curry występuje u mnie w 5 napoczętych woreczkach… zioła prowansalskie podobnie. Teraz mam super uporządkowane przyprawi i… zaczęłam ich częściej używać!

  62. Hej, od kilku dni zaczęłam ogladac Twój program na Yt, jak i czytać bloga. Bardzo mi to pomaga w poukładaniu planu, który mam od dawna: organizacji życia i większej mobilności. Ja się przerowadzalam juz wiele razy, niestety na mnie to nie podziałało. W żadnym wypadku nie pozbyłam się ani jednej rzeczy. Niestety nie chodzi tylko o ubrania, kosmetyki i biżuterię. Mam wielkoformatową pasję, którą zamierzam przekształcić w przyszłości w zawód: ukończyłam malarstwo. I co tu dużo mówić, nie da się od tak wyrzucić swojego dyplomu sześciu obrazów 120×150, ani wiader pełnych farb i mediów. Poza tym ja tego cały czas, o ile ten czas mam, używam. Jako twórca mam niestety takie napięcie w mózgu, które muszę czasem rozładować, bo inaczej pęknę- czyli coś „stworzyć”. No i te rzeczy też zajmują miejsce, coraz więcej i więcej, a sprzedawać jeszcze nie potrafię. Zazdroszczę jak ktoś się potrafi spakować do jednego samochodu… Mnie potrzebne są trzy. Ale powoli wdrażając ową filozofię w życie może zmotywuję się do wystawienia kilku obrazów, próby sprzedaży oraz segregacji nie tylko ubrań, ale i stwardniałych pędzli, które „przecież mogą się przydać do mieszania, rzeźbienia itp”. Tylko, że nie, nigdy się nie przydadzą, będą tylko zasłaniać dostęp do tych, o które w końcu zaczelam dbać.
    Pozdrawiam!
    Ps. Mój cel to dwa samochody =^.^=

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.