Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Decide – recenzja książki, która zmieniła mój plan dnia

decide recenzja

Kilka tygodni temu zaczęłam czuć się mocno zniechęcona tym, jak wyglądają moje dni w ciągu tygodnia. Miałam wrażenie, że non stop coś robię, a niewiele z tego wynika. Zanim uda mi się odpisać na zaległe pięćdziesiąt maili, przychodzi sto nowych. Strasznie mnie to stresowało.

Szczęśliwe, dokładnie w tym momencie koleżanka opowiedziała mi o książce, która pomogła jej uporać się z podobnymi problemami i zmienić jej myślenie o podejmowaniu decyzji – bo to w końcu właśnie decyzje, które na każdym kroku podejmujemy, wpływają na to, jak wygląda nasz dzień, tydzień czy miesiąc, i czy na końcu czujemy satysfakcję, czy zniechęcenie.

Mowa o książce Decide: Work Smarter, Reduce Your Stress, and Lead by Example, której autorem jest Steve McClatchy. Polska wersja się nie ukazała, ale książka napisana jest bardzo prostym językiem, więc nawet osoby średnio  zaawansowane w znajomości języka angielskiego nie powinny mieć większych problemów.


SIĘGANIE PO WIĘCEJ CZY UNIKANIE KONSEKWENCJI?


Autor dzieli działania, które podejmujemy każdego dnia, na dwa rodzaje: te, które przybliżają nas do wyznaczonego celu i przynoszą konkretne korzyści i te, które pozwalają nam uniknąć nieprzyjemności. Tym pierwszym typem w moim przypadku może być praca nad wprowadzeniem nowego rodzaju produktów do sklepu, opracowanie nowego cyklu postów na bloga czy nauka obsługi programu do grafiki. Drugim – odpisywanie na maile dziennikarzy czy marketingowców, wysyłanie faktur księgowej pod koniec każdego miesiąca czy pisanie „normalnych” postów.

Zadania, które przybliżają nas do wyznaczonego sobie celu, zwykle nie mają deadline’u – jeśli ich nie wykonamy, nic się nie stanie, oczywiście poza brakiem korzyści. Z kolei zadania drugiego typu zwykle powiązane są z konkretnym terminem i jeśli nie będziemy go przestrzegać, czekają nas nieprzyjemności – czy to ze strony dostawcy prądu w związku z niezapłaconym na czas rachunkiem, czy ze strony pracodawcy, gdy nie pojawimy się w pracy czy nie oddamy projektu w terminie.

Mnóstwo ludzi skupia się tylko na tym, co konieczne – robi to, czego oczekują od nich inni, wykonuje kolejne zadania, by uniknąć problemów i kar. Oczywiście, większość tych rzeczy musi być zrobiona, naczynia same się nie umyją (niestety), a śmieci nie wyniosą, jednak ograniczając się wyłącznie do nich, zamykamy sobie drogę do rozwoju i pozwalamy, by naszym życiem rządziły zasady ustalone przez kogoś innego.


PLAN ZMIAN


Mnie wydawało się, że przytłoczona codziennymi zadaniami nie mam czasu nawet pomyśleć o wprowadzeniu nowych pomysłów w życie. Zadania pilne kompletnie dominowały moją listę i wyrzucały rzeczy ważne na sam koniec, nigdy nie udawało mi się do nich dotrzeć.

Pomogło mi spojrzenie na tą zupełnie nieskuteczną strategię z szerszej perspektywy – czy po całym tygodniu odpisywania na maile, nadganiania postów i walki z fakturami byłam chociaż trochę bliżej miejsca, w którym chcę widzieć siebie i swój biznes za kilka miesięcy? Ani trochę. Dotarło do mnie, że żeby popchnąć się do przodu, muszę w końcu zająć się rzeczami, których teoretycznie wcale nie musiałabym robić. To one pomagają nam się rozwijać i sprawiają, że to co robimy jest wyjątkowe. Nauka zupełnie nowego języka, zorganizowanie warsztatów robienia na drutach, pierwsze rozdziały powieści – te wszystkie rzeczy prowadzą do momentów, które chcemy później wspominać.

podejmowanie-decyzji-styledigger

 

Po pierwsze, zdefiniowałam swoje cele i zapisałam je na kartce, razem z terminami – wcześniej niby wiedziałam, na czym mi najbardziej zależy, ale było to dość rozmyte. Przykładowo, bardzo chciałabym wprowadzić w Lunaby jak najszerszą personalizację piżam, ale ciągle pojawiają się problemy, a to z haftami, a to z panią krawcową, a to z brakiem odpowiednich maszyn. Rozpisałam więc krok po kroku co muszę zrobić, kogo znaleźć i ile zainwestować i po kolei pracuję nad kolejnymi zagadnieniami, zbliżając się tym samym do wyznaczonego celu.

Po drugie, przeorganizowałam swój dzień. Kiedy tworzę listę zadań, priorytetem jest dla mnie rezultat, jaki przyniesie mi ich wykonanie, nie deadline. Trudno jest pisać posta zupełnie nowego typu, kiedy z jednej strony ciągle przychodzą maile, z drugiej wydzwania do mnie mama z pytaniem jak zamówić kuriera do Nowej Zelandii. Staram się więc skupiać się na zadaniach „nieobowiązkowych”, które przybliżają mnie do moich celów, w godzinach porannych, a dla reszty świata zacząć istnieć dopiero od południa.


PROSTA PRAWDA O PROKRASTNACJI


Bardzo spodobało mi się też podejście autora do prokrastynacji, czyli odkładania ważnych rzeczy na ostatnią chwilę – borykałam się z tym całe studia i do teraz zdarza mi się coś przesuwać na wieczne potem. McClatchy pisze, że takie odkładanie zadania do ostatniego momentu odbiera nam kontrolę. Nie możemy już decydować, kiedy zabierzmy się do pracy, bo wisi nad nami bardzo bliski termin. Musimy rzucić wszystko inne i pracować szybko, co wpływa na jakość naszej pracy. Nie działamy dlatego, że chcemy zrobić coś dobrze, porządnie, osiągnąć efekt, z którego będziemy dumni, tylko dlatego że boimy się kary związanej z przekroczeniem terminu – to stwierdzenie jest dla mnie wystarczające, by zmusić się do zajęcia się czymś na długo przed czasem. Nie zliczę ile razy podczas czytania pisanej w ostatniej chwili pracy zaliczeniowej nachodziła mnie myśl „jak się już zacznie, to temat jest całkiem ciekawy, gdybym tylko miała trzy dni więcej, na pewno napisałabym coś naprawdę super!”.

 


 

Uważam, że to świetna, rzeczowa książka ze świeżym podejściem, bardzo mi pomogła. Oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę, że to amerykański poradnik, każde stwierdzenie jest więc powtórzone po trzy razy, żeby na pewno dotarło, a całość spokojnie mogłaby być o połowę krótsza i dalej przekazywać kluczowe informacje, ale na pewno dowiedziałam się wielu nowych rzeczy i sporo poukładałam sobie na nowo.

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

40 thoughts on “Decide – recenzja książki, która zmieniła mój plan dnia”

  1. Brzmi bardzo ciekawe – zwłaszcza ten podział na zadania, które przybliżają do celu i te pozwalające uniknąć nieprzyjemności.
    Mam dla Ciebie za to inną pozycję, która mnie zmiażdżyła „The War of Art” Stevena Pressfielda – niestety tylko po angielsku i nie zawsze najprostszym językiem. Opisuje skąd w nas ta prokrastynacja, przed czym chroni i co jeszcze towarzyszy nam w procesie tworzenia. W planach mam jeszcze inne książki jego autorstwa „Do the work” i „Going Pro”. Jestem pewna, że Ci się spodoba.

  2. Coś pewnie mogłabym z niej wyciągnąć, tylko co do prac na studiach jakoś nie działa na mnie żadna metoda. Robienie czegoś na ostatnią chwilę okazuję się po części skracać cierpienie, ale pewnie dlatego, że nigdy miałam myśli „gdybym tylko miała trzy dni więcej na pewno napisałabym coś super” ;)

  3. Nie zliczę, ile razy odkładałam wszystko na ostatnią chwilę. Ale z dumą przyznaję – nauczyłam się z tym walczyć. Warto było, teraz żyje mi się lepiej :D Prokrastynacja to zło!

    Ps. książka jest źle zalinkowana, ale łatwo to obejść.

  4. A mi wystarczają właśnie takie wpisy, Twój blog i Twoje przemyślenia i już czuję się bardziej zmotywowana do wprowadzenia większego porządku w życiu i umiejętnego zorganizowania czasu – nie muszę czytać żadnych książek ;). Ale kto wie, może i po nią za jakiś czas sięgnę.

    [od stu lat nie mogę dodawać komentarzy jak mam wpisany adres mojego bloga w rubryczce 'witryna internetowa’ http://aleoczym.blogspot.com i jest to o tyle problematyczne, że te wszystkie dane mam automatycznie zapamiętane i zawsze zapominam usunąć adres i komentarz się nie dodaje :/ nie myślałaś może o wprowadzeniu Disqus’a? ]

  5. Chyba 99 % społeczeństwa ma problem z czasem i organizacją dnia. Do pewnego czasu wyznawałam zasadę, że im więcej mam na głowie tym lepiej jestem zorganizowana, więc systematycznie sobie coś dokładałam, niestety nie skończyło się to dobrze i na chwile obecną jest mniej więcej tak jak u Ciebie…, chyba pora coś z tym zrobić. Książkę przeczytam na pewno – jak tylko znajdę chwile ^^
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy post: http://striveforperfectionblog.blogspot.com/

  6. A ja mam jeszcze inne pytanie. Idąc dalej, powiedz mi moja Droga, jak to u Ciebie wygląda z miejscem na pracę? Kiedy jesteś sobie sama szefem to tak naprawdę możesz pracować wszędzie. No właśnie i tu pojawia się problem u mnie. Pracuje jako grafik freelancer i pracuje w domu u siebie co, przyznam szczerze, zaczyna wychodzić mi bokiem… Jestem osoba zdyscyplinowaną, jednak mimo wszystko w domu jest mnóstwo rozpraszaczy uwagi. I z czasem coraz gorzej idzie mi skupienie swojej uwagi na pracy właśnie. Powiedz mi jak Ty sobie z tym radzisz? Oczywista sprawa, zawsze można wziąć komputer pod pachę i przejść się na kawę do pobliskiej kawiarni. Ja jednak ciągle wierzę w to, że sa jakies magiczne sposoby na ogarnięcie prcay we własnym mieszkaniu:) Może znasz takowe?:)

    1. Ja też nie mogłam wytrzymać pracy w mieszkaniu, nawet wynajęłam miejsce w coworku, ale sytuacja się zmieniła, kiedy przeprowadziłam się do większego mieszkania i mam drugi pokój z biurkiem itp., do którego mogę sobie pójść i odciąć się od części „mieszkaniowej”. Nawet polubiłam pracę w domu, bo w przerwach od komputera myję naczynia albo ścieram kurze, co wydaje się wtedy miłą odskocznią:) Pomyślę nad tym jeszcze i może napiszę całego posta, dzięki za podrzucenie pomysłu:)

  7. Właśnie siedzę nad pracą zaliczeniową (deadline: 16 marca), niewiele już czasu do rana…
    Niby to proste, że żeby coś osiągnąć trzeba podejmować w tym celu, ale gdy ciągle próbujemy załatwiać bieżące codzienne sprawy można miesiącami nie posunąć się ani o krok.
    Dzięki za ten post ;)

  8. Czuję się jakby to był wpis o mnie. Mam całą stronę zeszytu zapisaną luźnymi myślami na temat projektów napawających mnie ekscytacją, ale w przypływie odrobiny wolnego czasu, wolę odwlec to na później, wmawiając sobie, że to nie jest odpowiedni moment. Choć wiele razy uświadamiałam sobie, że nie istnieje coś takiego jak „idealny czas” na realizację wielkich planów, nadal przegrywam w walce o realizację zadań przybliżających mnie do celu.

  9. W tym momencie przydałaby mi się taka książka, bo moja doba ma za mało godzin. Praca + uczelnia, na której mam bardzo dużo zajęć w tym semestrze sprawiają, że zupełnie nie mam czasu na bloga, który został porzucony :( przykro mi z tego powodu, ale może w końcu uda mi się wygospodarować trochę czasu :)

  10. Aaww! To takie krzepiące, że człowiek nie jest sam i ktoś inny też się zmaga z procesem podejmowania decyzji ;-) dostałam na gwiazdkę książkę Eyes Wide Open: How to Make Smart Decisions in a Confusing World Noreeny Hertz, jest następna w kolejce. Jestem ciekawa czy jej lektura też zakończy się epifanią, tak jak u Ciebie. Powodzenia w doskonaleniu życia, Stylediggerze!

  11. Mam ten sam problem co Ty, a tym wpisem zmusiłaś mnie do refleksji. Wstaję o 6 rano, żeby zrobić jak najwięcej, a tak naprawdę robię rzeczy, które tylko zapychają mi czas. Teraz w sumie też odłożyłam ważną rzecz, żeby poczytać blogi, ale widać, że małe lenistwo może czasem przynieść dobre korzyści. :) Dziękuję za polecenie książki zaraz jej poszukam.

  12. Trochę nie w temacie, ale czy da się zawęzić kardigan? Znalazłam w sh świetny, ale jest w rozmiarze L (noszę S/XS). Jest w 100% z akrylu. Bardzo mi się podoba ale ubolewam nad szerokością w ramionach…

    1. Da się! Chociaż w ramionach trudniej niż gdzie indziej. Jeśli to sweterek z akrylu (kiepskie, syntetyczne włókno) to warto zapytać krawcowej o koszt i zastanowić się czy warto:)

  13. Bardzo fajnie to opisujesz. :) Z reguły do poradników podchodzę z ogromnyyym dystansem, jako że większość mówi o tym samym tylko innymi słowami. Ta historia dość mnie zaintrygowała może przyjrzę się bliżej.

  14. Po „mniej” przeczytam absolutnie, każdą książkę, którą polecisz! Szczególnie, że wydaje się być dla mnie idealna – moja praca wymaga dość sporo zaangażowania i – przede wszystkim – związana jest z ciągłym przestrzeganiem terminów. Kiedy wracam do domu czas ucieka mi przez palce.

    Pozdrawiam!

  15. OK – ale ten opis tej książki brzmi tak jakby wszystko co było w niej wartościowe było też zawarte w tym poście – dodatkowo zobrazowane realistycznym przykładem. A jedyne co się w tym momencie się zyska sięgając po nią to ciężkie do zniesienia i charakterystyczne dla amerykańskich poradników niemal nieskończone lanie wody i bajdurzenie.

    Zostało w niej jeszcze coś wartego sięgnięcia po nią?

    1. Trudno mi powiedzieć – na pewno pominęłam dużo praktycznych spraw, które są w książce krok po kroku rozpisane, ale tak, cała myśl przewodnia w sumie jest poście.

  16. Czuję, że to pozycja dla mnie. Borykałam się z podobnymi problemami jak Ty, mnie do zmian zainspirowała książka 4 godzinny tydzień pracy. Wdrożyłam małe zmiany, np. zupełne wyłączenie wszystkich powiadomień w telefonie, sprawdzanie maila tylko raz dziennie, wyznaczanie konkretnego czasu na pracę, słuchania muzyki do pracy, ale nie radia (bez reklam i rozmów, które mogłyby mnie rozproszyć) i nie wierzyłam, że mogę mieć tyle wolnego czasu. Zawsze wydawało mi się, że ze względu na moją pracę, gdzie liczy się też szybkość reakcji powinnam być ciągle online, a ta książka uświadomiła mi, że tak na prawdę nic się nie stanie, jeśli nie zareaguję od razu. I tak faktycznie jest, a zyskałam swobodę, której wcześniej nie miałam.

  17. Właśnie takiego czegoś potrzebowałam! Idealny moment na taki artykuł. Postanowiłam ostatnio poukładać sobie trochę harmonogram dnia, ale jakoś nie wszystko wychodziło. Teraz mam nadzieję będzie lepiej :)

  18. Asiu, naprawdę miło przeczytać Twój post, gdyż borykam się z podobnym problemem… Albo nawet gorzej. Zadania pilne wykonuję na ostatnią chwilę, co często kompletnie dezorganizuje mi życie (np. jak się nie wyrobię) i mam problem z samodyscypliną – zabieram się do czegoś, a potem co chwilę zaczynam robić sobie przerywniki na facebooka, blogi itd. (w efekcie marnuję cenne godziny nie wiadomo na co i po co). W efekcie nie mam kompletnie czasu na rzeczy, które przybliżają mnie do moich celów i czuję, że trochę wylądowałam w martwym punkcie. Książka już ląduje na czytniku, dziękuję Ci bardzo za ten post i mam nadzieję, że mi również uda się przeorganizować swój plan dnia. Chociaż odrobinę. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za motywację do walki z moim wewnętrznym leniem!

  19. Chyba wkońcu odłoże pieniądze jakieś na czytnik. I zacznę tworzyć listę książek, co rusz spotykam się z jakimiś ciekawymi tytułami, a nie ma sensu gromadzić wszystkich w wersji papierowej na szafce. Oczywiście pozycję powyższą przeczytam z czystej ciekawości. Wiem, że tracę ogromne ilości godzin na nic. Dosłownie. I potrzeba mi bodźca, który to zmieni. I myślę że ten post nim jest. Studia wymagają. Przekonuje się o tym robiąc prezentację na dwa dni przed „oddaniem”.. I strasznie się rozpraszam nimi. Dzis rano stwierdziłam! Że wcale nie widzi mi się byc cały czas online. Wykasowałam mesengera z telefonu. Myślę o wyłączeniu też synchronizacji emaili. Niby prosta sprawa, ale dużo czasu zabiera z życia. Może wkońcu uda się zgromadzić dużo wolnego czasu.
    Dzięki za ten wpis!
    Pozdrawiam.

  20. Ciekawa książka. Nie wiem czy ją przeczytam, bo w poście opisujesz bardzo dużo ciekawych i przydatnych rzeczy. Dla mnie przełomową książką okazała sie pozycja Nawyk samodyscypliny. Długo się przed nią wzbraniałam, ale to co autor pisze o prokrastynacji jest hmm… nie dość, że bardzo odkrywcze, to jeszcze daje takiego kopa, że hej!

    1. dla mnie też przełomową książką był Nawyk samodyscypliny- książka otworzyła mi oczy na rzeczy, które powinny byc dla mnie oczywiste, a ja ich nie widziałam. Jednak tą książkę też przeczytam- powoli, bo angielski nie jest mą mocną stroną – ale zrobię 2 rzeczy dla siebie które chcę zrobić- przeczytać tą książkę i podszkolić angielski :)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.