Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Książkowo/filmowe odkrycia miesiąca: styczeń

Po długiej przerwie postanowiłam przywrócić cykl z odkryciami miesiąca, w którym piszę o książkach, filmach, aplikacjach i wszystkim innym, co wyjątkowo mi się w danym miesiącu spodobało. Poprzednie posty z tej serii znajdziecie tutaj.

Styczeń był moim miesiącem marudy – widziałam mnóstwo filmów i przeczytałam sporo książek, ale niewiele z nich spełniło moje oczekiwania. Te, którym się udało, znajdziecie poniżej. Do tego aplikacja, która sprawia, że łatwiej jest mi się skupić na tym, co akurat robię, i mocno nietypowy spektakl. A jeżeli Was coś szczególnie ostatnio zachwyciło, to koniecznie dajcie znać.

FILM

  • Papusza – Papuszę widziałam więcej niż miesiąc temu, ale ponieważ rzadko mam okazję oglądać tak wyjątkowe polskie filmy, postanowiłam że dorzucę ten tytuł do zestawienia. Jeżeli tylko Wam się uda, koniecznie zobaczcie go w kinie. Historię cygańskiej poetki na pewno warto poznać, jednak to nie scenariusz mnie porwał (momentami miałam wrażenie, że próbuje poruszać mnóstwo aspektów życia tytułowej poetki na raz, w efekcie nie analizując głębiej żadnego), ale absolutnie przepiękne zdjęcia, które na dużym ekranie robią jeszcze większe wrażenie. Po wyjściu z kina miałam ochotę kupić sobie szerokokątny obiektyw i wybrać się w podróż po polskich wsiach i miasteczkach.

5633234-papusza-882-660

  • Boss Woman: Anna Wintour – z automatu oglądam filmy o Annie Wintour, bo jest dla mnie w jakiś pokrętny sposób inspirująca. Dokument BBC jest z 2000 roku, ale oglądając go miałam wrażenie, że w sumie równie dobrze mógłby być czarno-biały. Fotografowie wywołujący filmy, okrąglutki Karl Lagerfeld, młody John Galliano nieskażony skandalem – niesamowite jest zobaczyć w pigułce jak wiele się w branży zmieniło. Dodatkowe smaczki to szczegóły dotyczące zwyczajów Anny, które zawsze mnie bardzo ciekawią i dziwią jednocześnie – dowiadujemy się między innymi, że nigdy nie pije alkoholu i raczej nie zdarza jej się zostawać na imprezach dłużej niż 20 minut. Jeżeli macie chwilę wolnego czasu i interesujecie się życiem branży mody, to warto zerknąć. Jest w całości dostępny na Youtube.

  • Sekretne życie Waltera Mitty – wybrałam się do kina mimo niechęci do Bena Stillera, który kojarzy mi się wyłącznie z głupawymi komediami, ponieważ mnóstwo osób mi ten film polecało, twierdząc że powinien mi się spodobać. Opowiada historię spokojnego pracownika archiwum zdjęciowego magazynu Life, który opuszcza swoją strefę komfortu, czy może raczej zostaje z niej wypchnięty, i rusza w podróż w poszukiwaniu zaginionego negatywu. I znów – sama historia nie jest wyjątkowa, ma dla mnie trochę słabych punktów i momentami się dłuży, ale widoki zdecydowanie nadrabiają. Dla takich zdjęć z Islandii, Grenlandii i Afganistanu warto się do kina zebrać, nawet jeśli fabuła nie zostanie nam na dłużej w pamięci (edit: jak się okazało, wszystkie zdjęcia były kręcone na Islandii, ale i tak są super!).


KSIĄŻKI

  • Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie – nowa książka Beata Chomątowskiej, autorki wyjątkowej Stacji Muranów, o której pisałam tutaj. Tym razem to powieść, opowiadająca o przeżyciach bohaterki, która wyjechała na studia do tytułowej holenderskiej Bredy. Czyta się ją genialnie, bo Beata naprawdę doskonale pisze. Do tego stopnia wciągnęłam się w klimat, że miałam ochotę na wszystkie holenderskie potrawy opisywane w książce, które wcale nie należały do najbardziej wyszukanych – przeważał tłusty ser i mączne fast foody. To u mnie zawsze wyznacznik najwyższego stopnia zajawienia filmem czy lekturą. Kiedy oglądałam Twin Peaks, przemierzyłam pół Londynu w poszukiwaniu cherry pie i kiedy w końcu mi się udało, triumfalnie popiłam je czarną kawą, której nawet nie lubię. „Breda” to też jedna z najładniej wydanych książek, jakie mam – nieodmiennie kojarzy mi się z ukochanym Plastusiowym Pamiętnikiem.
  • Ciemno, prawie noc – książka, która przyniosła Joannie Bator ubiegłoroczną nagrodę Nike. To też pierwsza rzecz spod ręki tej autorki, którą miałam okazję przeczytać. Poszło mi błyskawicznie, bo najzwyczajniej w świecie nie mogłam się oderwać – to naprawdę doskonale napisana książka. Do tego jest zamek, jest mroczna tajemnica, trochę jak Pan Samochodzik dla dorosłych. Ciemno, prawie noc to jeden z tytułów, które wybrałam sobie w księgarni Koobe (pisałam o testowaniu Kindla i ich ebooków tutaj), teraz zabrałam się za kolejną książkę tej autorki, tym razem padło na Japoński wachlarz, zbiór wrażeń autorki z długiej podróży do Japonii.

INTERNET

  • Pocket – to ładna i prosta w obsłudze wtyczka do przeglądarki, która pozwala zapisywać strony, do których chcemy wrócić później. Dzięki aplikacji mobilnej jest do niej dostęp z telefonu czy tabletu, co dla mnie jest fantastyczną opcją. Wszystkie te nagle odkryte artykuły do przeczytania, które zwykle odrywały mnie od pracy „bo jak dodam do zakładek, to zgubię i zapomnę”, zostawiam sobie teraz na później i wracam do nich na przykład jadąc tramwajem albo leniuchując wieczorem. Używam jej non stop, odkąd tylko ją ściągnęłam – to powinno wystarczyć jako rekomendacja.

 CAŁA RESZTA

  • Klancyk – w zeszłym tygodniu Maja z Celapiu wyciągnęła mnie na przedstawienie teatru improwizowanego w Państwiemieście na Muranowie. W ostatniej chwili dołączyła do nas jeszcze Bzu. Teatr improwizowany brzmiał dla mnie jak coś mocno niszowego, dlatego byłam strasznie zaskoczona dzikim tłumem i brakiem jakichkolwiek wolnych miejsc. Szybko wyjaśniło się skąd ta popularność – nie pamiętam kiedy ostatnio tak strasznie się śmiałam. Czterech chłopaków w zwykłych t-shirtach tworzyło historie inspirowane rzucanymi przez widownię słowami, które pod koniec każdej części spektaklu w zaskakujący sposób się ze sobą splatały. Humor z kategorii tych bardziej abstrakcyjnych, spontaniczność reakcji i autentyczna radość grających i oglądających – to zdecydowanie jedna z tych aktywności, które trzeba obejrzeć na żywo. Klancyk występuje przynajmniej raz w tygodniu, naprawdę warto się wybrać, naładowanie baterii dobrego humoru na cały następny tydzień gwarantowane.

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

51 thoughts on “Książkowo/filmowe odkrycia miesiąca: styczeń”

  1. Pocket jest świetny, bez niego tonęłabym w coraz to nowych linkach i nie była w stanie ich ogarnąć.
    Co do Waltera Mitty’ego, to mam jedną małą uwagę – wszystkie zdjęcia były robione w Islandii, również te mające uchodzić za zdjęcia z Afganistanu i Grenlandii :)

  2. Polecam W Gorącej Wodzie Kompanów z Gdańska, świetna grupa improwizacyjna, z udziałem między innymi, Kacpra Rucińskiego oraz Wojtka Tremiszewskiego i Szymona Jachimka z kabaretu Limo.

  3. Też przymierzam się własnie do Japońskiego wachlarza. Polecam Ci bardzo dwa filmy, które ostatnio widziałam: 'Cave of Forgotten Dreams’ i 'Happy People: A Year in the Taiga’. Oba Wernera Herzoga. Piękne i uspokajające :)

  4. jak ja lubię te twoje posty, dawno ich nie było.

    Ja byłam wczoraj na Yves Saint Laurent – zrobił na mnie spore wrażenie, jako całość, dobrze opowiedziana historia, piękne zdjęcia, świetne kreacje aktorskie, i muzyka.

    I Don Jona widziałam ostatnio, polecam.

    I jeszcze Koneser – ten film widziałam wcześniej, ale jakoś mi się wrył w pamięć, bardzo bardzo dobry.

  5. jak dla mnie, ani Afganistan, ani Islandia ani nawet Sean Penn nie uratowali filmu o Walterze Mitty, nuda straszna, a szkoda, bo możliwości duże

  6. Bardzo się cieszę, że wróciłaś do tego cyklu, jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych, dlatego czekałam na niego z utęsknieniem. Twoje typy filmowe pokrywają się z moimi, dlatego ufam Ci w ciemno z książkami, i już zabukowałam sobie w bibliotece obie książki pani Bator. Lubię Hatifnaty, ale dla mnie Twoje odkrycia miesiąca są zwyczajnie ciekawsze – przez opisy. Podsumowując – super, gdyby wróciły na stałe :)

  7. mieszkam tuż przy Państwiemieście i nawet nie wiedziałam, że dzieją się tam takie rzeczy :) może uda mi się kogoś wyciągnąć i zobaczyć :)

  8. Polecam koniecznie przeczytać „Papuszę” Angeliki Kuźniak! Jest cudowna. Mój kolega biegł po nią w dzień wydania, przeczytał w jeden wieczór i następnego ranka dostałam ją do łapek. Z całego serca polecam, jak wszystko w sumie, co wychodzi z Wydawnictwa Czarnego :)

  9. Czytałam wywiad z Chomątowskom, co prawda już jakiś czas temu, ale okropnie się na tę książkę nakręciłam i fajnie, że mi o niej przypomniałaś
    pozdrawiam

  10. Z reguły nie komentuję wpisów, ale tutaj nie mogę się powstrzymać. „Muranów” Chomątowskiej właśnie czytam i przyznam, że mam ochotę wybrać się i zobaczyć dzielnicę, o której pisze. Co do Bator, i jej nagrodzonej Nike książki to moje ostatnie rozczarowanie. Długa, nudna, przegadana, epatuje okrucieństwem, które w tym stężeniu prowadzi do śmieszności. Odniosłam wrażenia jak czytałam, że autorka w jednej powieści chce dużo zmieścić i niestety jej nie wyszło. Duchy, zbrodnie, pedofilia, morderstwa, podpalenia, transseksualizm, brakuje jeszcze tylko seryjnej morderczyni i wampirów. Nie można jednak pominąć, iż książka miejscami jest świetna, jeśli chodzi o język. Bator ma doskonały słuch językowy, potrafi doskonale oddać język, wyrażenia, rozmowy (dialogi z internetu). Gdyby jednak nie była taka pretensjonalna, z dążeniem do opisania całego zła świata. Moim zdaniem książka jest bardzo nierówna.Laureatem Nike był też Pilch i niestety widać różnice poziomów.
    Jeśli chodzi o mnie polecam – „Kapelusz cały w czereśniach” Fallaci (historia jej rodziny na tle historii Włoch), a z lżejszych rzeczy: „Sklep potrzeb kulturalnych po remoncie” Kroha (kultura góralska i górale widziani z perspektywy dziecka, które przyjechało z Warszawy lat 50-tych). Poza tym wyszły nowe dzienniki Pilcha, biografie Tuwima i Gałczyńskiego, nowy Huelle. Słowem jest w czym wybierać. I oczywiście nieustająco i zawsze wszystko J. Głowackiego.
    P.S. Lubię Twojego bloga.

    1. Śmiałam się strasznie z Twojej miażdżącej krytyki Bator, faktycznie po części się zgadzam, ale przymykam oko ze względu na ogólny zachwyt. I dziękuję za rekomendacje, dwóch ostatnich panów mam prawie całkiem nadrobionych, tytuł góralski brzmi fantastycznie. Dzięki za miłe słowa!

  11. ’Sekretne życie Waltera Mitty’ obejrzałam zupełnie przypadkiem, ale nie żałuję ani trochę! Historia dosyć banalna, ale zdecydowanie podnosząca na duchu. Lubię takie spokojne filmy. Ale tak jak napisałaś – warto obejrzeć chociażby dla tych pięknych widoków! Przy kadrach z Islandii, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, chciało mi się płakać. Bo tam tak pięknie i nie tylko tam, tyle miejsc chciałoby się odwiedzić, ale to wszystko musi czekać, bo póki co rachunki do zapłacenia… :) Ale to nic, założę chyba aż sobie słoik z napisem: ISLANDIA i będę dzielnie odkładać na podróż! A film mnie bardzo do tego zmotywował ;)

    A ten Pocket to cudowna rzecz! Ja zawsze tonę w ilości otwartych okien i kart przeglądarki („to sobie otworzę w nowej karcie, o, i to też, to sobie później przeczytam”), a teraz już nie będę musiała, dzięki! :D

  12. Małgorzata

    Jak doszłam do słów „jest zamek, jest mroczna tajemnica” to od razu przypomniała mi się książka „Milczący zamek” australijskiej pisarki Kate Morton. Oryginalny tytuł to „The Distant Hours”. Ale co się dziwić naszym tłumaczom skoro fabuła jest utrzymana w mrocznym klimacie, z zamkiem w roli głównej, który to skrywa pewne przerażające, rodzinne tajemnice. Książkę polecam nie tylko miłośnikom gotyku (zamek, rodzinne tajemnice, cmentarz zwierząt, człowiek z bagna oraz staw? Połączenie wyśmienite.) ponieważ w tej opowieści zawarte są również sekrety i intrygi rodu, miłość (również ta trudna – w relacjach rodzinnych), poświęcenie a przede wszystkim fantastyczne opisy przyrody dzięki którym bardzo łatwo zatopić się w książce zapominając o świecie wokół. :) Cóż, trudno to wyrazić słowami. Poniżej zamieszam trailer, który ukazała się na stronie autorki w ramach promocji książki: http://www.katemorton.com/pretty-shiny-things/

    Oraz kilka, wydaje mi się, że interesujących cytatów z książki:
    – „Każdy dom jest czymś więcej niż sumą swych materialnych części, jest skarbnicą wspomnień, archiwum zdarzeń, które rozegrały się w jego murach.”
    – „Rozmowy ulatują w chwili, gdy się kończą, lecz napisane słowa mogą przetrwać wieki!”
    – „…ludzkie życie tkwi w nawiasie dwóch wydarzeń: narodzin i śmierci. Ich daty należą do osoby tak samo jak imię i wszystko, czego doświadcza między tymi punktami.”
    – „Wiesz, to się po prostu przydarza, jak to w życiu, przydarza się, kiedy nie patrzysz. Poznajesz kogoś, wsiadasz z nim do samochodu, wychodzisz za niego za mąż i rodzisz gromadkę dzieci. A pewnego dnia odkrywacie, że właściwie nic was nie łączy. Wiesz, że kiedyś się kochaliście, na pewno, bo inaczej czemu wychodziłabyś za tego faceta? Ale te wszystkie nieprzespane noce, rozczarowania, zmartwienia… Szok, że więcej masz za sobą niż przed sobą. Takie jest życie, no nie?”
    -„Nie wiedziałam wtedy, że moja mama potrafi tak świetnie kłamać, inaczej nie odpuściłabym tak szybko, wypytywałabym dalej i zwróciła baczniejszą uwagę na mowę ciała. Zwykle jednak każdy odruchowo wierzy w to, co mówią ludzie, zwłaszcza bliscy, których dobrze zna i którym ufa. W każdym razie ja mam taki odruch, a właściwie miałam.”
    – „Każdy miał swoją teorię na temat „gości”. Doktor Finley uważał ich za „tkanki pragnień i potrzeby poznawczej”, projekcje jej własnego umysłu powiązane w jakiś sposób z jej wadliwie działającym sercem. Doktor Heinstein oznajmił, że są to objawy psychozy, przepisał całą masę lekarstw i obiecał, że tabletki położą temu kres. Tata twierdził, że jego córka słyszy głosy przodków i że została wybrana. Saffy zapewniała ją, że jest doskonała właśnie taka, jaka jest, a Percy w ogóle nie poświęcała tej sprawie zbyt wiele uwagi; stwierdziła, że każdy ma prawo do odmienności, i czemu, na litość boską, ludzie koniecznie muszą wszystko szufladkować, przyczepiać innym etykietki „normalny” albo „nienormalny”?”

  13. Bardzo brakowało mi twoich „znalezisk” z różnych kategorii, bo zwykle nawet jeśli do nich nie sięgałam, to i tak byłam zadowolona że o nich usłyszałam ;). Widzę że wreszcie znalazł się ktoś po za mną, kto Bena Stillera ma za mocno średniej klasy aktora komediowego, nudnego już zresztą. Ale faktycznie oglądając zwiastun film mnie zaciekawił i być może się na niego wybiorę. Fajnie że wspomniałaś o takim krótkim i łatwo dostępnym filmie w tematyce modowej, bo jak tylko znajdę czas to chętnie do niego zajrzę. I od razu nawiążę do polecanej aplikacji- bardzo by mi się przydała! Moje zakładki pękają w szafach, chociaż raz na rok staram się tam zrobić porządek, jednak z różnym skutkiem ;). Podsumowując koniecznie rób takie zestawienia co miesiąc!

  14. Polecam koniecznie film 'Her/ Ona’… Phoenix i Johansson stworzyli cudowny duet… Absolutnie magiczne dwie godziny… i kilka dni przemyśleń :)

  15. Dziękuję, ponieważ to właśnie dzięki Tobie dowiedziałam się o pocket. Co za cudowny wynalazek. Nareszcie w mojej przeglądarce zapanował porządek. Nie mówiąc już o tablecie. :)

    Polecam na przyszły miesiąc sierpień w hrabstwie Osage. Niezwykły film.

  16. Pocket- to jest to! Właśnie się tak błąkałam po internecie zastanawiając co tu zrobić, gdy już nie daję rady z tym nawet mając rss. Rozwiązanie znalezione, dzięki!

  17. Przyznam szczerze, że z wymienionych przez Ciebie pozycji obiła mi się o uszy jedynie o Annie Wintour. Reszta w ogóle jest dla mnie nieznana – chyba pora nadrobić zaległości ;)

  18. Dzięki za opisanie każdego z odkryć.

    Czytałam Stację Muranów i nie zachwyciła mnie. Moim zdaniem wadą jest to, że autorka porusza naraz kilka wątków, wspomina pewnych ludzi, potem innych, a następnie po kilkunastu stornach powraca do tych pierwszych. Przeszkadzał mi brak chronologii zdarzeń – raz mamy czasy wojny, zaraz przedwojenne i współczesne, co powodowało, że nie mogłam skupić uwagi na jednej historii. Na pewno autorka włożyła dużo pracy w znalezienie tych informacji, szkoda, że ich nie uporządkowała.

    Papuszy, filmu nie widziałam. Książkę czytałam – jest świetna, przypomniały mi się czasy, gdy byłam dzieckiem (mieszkałam na wsi) i tacy cyganie przychodzili do nas po jajka, pieniądze, albo chcieli sprzedać złoto. Niezbyt uprzejmie się do nich odnosiliśmy.

    1. Ha, właśnie mnie się bardzo podobało to, że wątki poszczególnych osób pojawiały się po kolei. Nie wiem czy czytałaś Czarny Ogród o historii Nikiszowca i Giszowca, ale tam właśnie wszystko jest rozegrane chronologicznie, więc wątki poszczególnych osób/rodzin się przeplatają – za nic się nie mogłam w tym połapać i musiałam wracać i sprawdzać kto jest kim. Poza tym podoba mi się jak taki zabieg nawiązuje do patchworkowości Muranowa.

  19. Chyba w końcu sięgnę po tę panią od Muranowa. Książka o Papuszy dużo bardziej mi się spodobała niż film, ale może to po prostu nie był dzień na tego typu obraz. Do Bator zabierałam się kilka razy i nie mogę, po prostu nie mogę przebrnąć przez jej książki, choć teksty w prasie szalenie mi się podobają.

    Polecam najnowszą książkę Gaimana „Ocean na końcu drogi”, jeśli lubisz lekko fantastyczne powiastki. Koniecznie „Są w życiu rzeczy…” Marka Krajewskiego o naszych relacjach z przedmiotami różnej maści, myślę, że mogłoby Ci się spodobać (a przede wszystkim jestem ciekawa Twojej opinii).

    Filmowo: warto (ha, trzeba) „Sierpień w hrabstwie Osage”, Meryl jak zwykle przewspaniała i boska. „Pod Mocnym Aniołem” we mnie nie drgnęło, dosyć jednostronny obraz alkoholizmu. „Wilk z Wall Street” – 6/10, nieco przydługi i znów „ale”: a co z tymi, których bohater oszukał na swojej drodze ku bogactwu?

    Serdeczności z Poznania :)

    Dominika

    1. Ooo to sprawdzę te „Rzeczy” i dam znać:) A na „Pod Mocnym Aniołem” i inne filmy spod znaku „Plac Zbawiciela” z założenia nie chodzę, nie mam ochoty wychodzić z kina przybita i zalana łzami.

  20. Pocketa uwielbiam, używam go już od dłuższego czasu, świetna alternatywa dla zakladek! :)

    Wszystkie filmy, łącznie ten o Annie W., muszę zobaczyć, zapisuję więc je sobie jako te „do obejrzenia” i w wolnej chwili odpalam :)

    Książki też tak zachęcająco opisałaś, że mam ochotę przeczytać i to zaraz!

    A Klancyk – no co tu dużo pisać, obejrzałabym!

  21. missingsoho

    Dzięki za porcję odkryć, na pewno się przydadzą. Szczególnie zainteresowało mnie jednak to, o którym tylko napomknęłaś, a dla mnie jest bardzo ciekawe – gdzie w Londynie można dostać cherry pie i czarną kawę? Będę wdzięczna za odpowiedź!

    1. No właśnie chyba nigdzie:) Trzeba sobie kupić w sklepie ciastko (ja swoje znalazłam chyba w małej włoskiej knajpie/piekarni naprzeciwko stacji New Cross Gate) i zrobić kawę:) Albo wziąć na wynos:)

  22. Papusza to, moim zdaniem, bardzo „poetycki” film, nie znam drugiej podobnej polskiej produkcji. Nie słyszałam za to wcześniej o tym dokumencie o Annie Wintour, a więc dopisuję go do mojej listy „filmów do obejrzenia” :-)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.