Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

LFW Street Style Controversy

Jedną z moich prac semestralnych na studia postanowiłam skupić na temacie kontrowersji coraz częściej pojawiających się wokół blogów street style, które jak sama nazwa wskazuje, miały z założeniach pokazywać jak ubiera się ulica, stojąc w opozycji do profesjonalnych edytoriali w magazynach, gdzie strój każdej z modelek ma wartość samochodu.

Pomyślałam, że stworzę też posta, który pomoże mi uporządkować myśli i poznać Wasze zdanie na ten temat. Ponieważ część mojej pracy mają stanowić zdjęcia, wybrałam się w piątek, sobotę i niedzielę do Somerset House, gdzie odbywa się większość pokazów w ramach London Fashion Week. Po dziesięciu minutach miałam dosyć i jedyne na co miałam ochotę, to sprint do domu i przede wszystkim pozbycie się aparatu. Zdjęcia robili wszyscy i wszystkim, od lustrzanek z obiektywami w rozmiarze teleskopu, przez średnioformatowe aparaty, po iPady. Gdy tylko w bramie głównej pojawiał się ktoś wyjątkowo pstrokato ubrany/znany/z odpowiednią w tym sezonie drogą torebką, rzucał się na niego uzbrojony w obiektywy tłum, a po kilkuminutowym pozowaniu następowała druga fala ataku – tym razem ze strony asystentów spisujących w co dana osoba była ubrana i jakie marki pojawiły się w jej stroju. Po całej operacji osoba zostawała odkreślona z listy „do sfotografowania”, a polowanie wracało do fazy tropienia.

Dzień później mogłam oglądać w sieci dziesiątki identycznych zdjęć tych samych osób. Sama atmosfera polowania była mocno absurdalna – spacerując między ludźmi słyszałam wiele komentarzy na temat niedorzeczności całego procesu i narzekania starszych gości tygodnia mody, którzy nie raz zostali niemal stratowani przez fotografów pędzących za przemykającą się bokiem znaną modelką. Często widziałam też fotografów proszących swoje „ofiary” o konkretne działania: idź nonszalancko, schowaj papierosa, zapal papierosa, udawaj że rozmawiasz przez telefon.

 

 

Blogów z etykietką „street style” namnożyło się jak grzybów po deszczu, jednak wygląda na to, że większość z nich boryka się z podobnymi problemami co blogi z półki „personal style”, z wtórnością i brakiem autentyczności na czele. Ogromna część z nich bazuje na napstrykanych w czasie Fashion Weeków ujęciach, dozowanych potem publiczności przez kolejne sześć miesięcy. Siłą rzeczy pojawiają się więc na nich w kółko te same osoby – redaktorzy znanych magazynów, przemieszczające się między pokazami modelki, często z makijażem czy fryzurą jeszcze z wybiegu, blogerzy i długi ogon wszelkich możliwych „wannabies”. W Somerset House nie raz zdarzyło mi się widzieć osoby, które niby od niechcenia przechadzały się po dziedzińcu z nadzieją na bycie sfotografowanym, a gdy udało im się zaliczyć wystarczającą ilość obiektywów, zadowolone odmaszerowywały do domu. Najbardziej uderzająca była jednak sytuacja, kiedy podszedł do mnie chłopak i zapytał czy nie chciałabym przypadkiem zrobić mu zdjęcia. Jako argumentu, który miał mnie przekonać, użył zdania „it’ll be fun!”. Chyba pierwszy raz w życiu odmówiłam komuś zrobienia zdjęcia.

 

 

Czego więc potrzeba, aby przyciągnąć rzesze fotografów i choć na jeden dzień stać się gwiazdą Internetu? Sposobów jest kilka. Możemy na przykład być kimś mocno w danym momencie popularnym – wtedy najzwyklejszy t-shirt i dżinsy zapewnią nam uwagę i jeszcze zbierzemy pochwały za „nonszalancki look”. Opcjonalnie, możemy wrzucić na siebie kilka hitów sezonu, które krążą po Internecie i w dowolnym zestawieniu tworzą obowiązujący w danym okresie trendmundurek. Aktualnie wciąż bezpiecznie jest postawić na sweter Kenzo z dzikim zwierzem i koniecznie dużym napisem. Przydałaby się też zgrabna sylwetka i rozmiar maksymalnie 34, jednak jeżeli jesteśmy bardziej okrągli, to też nic straconego – zawsze możemy nadrobić butami czy torebką i zrobić karierę w kategorii „zbliżenie na detal”. Możemy też włożyć na siebie coś kompletnie absurdalnego, właściwie najlepiej jeżeli jest to wiele kompletnie absurdalnych rzeczy naraz.

 

Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic przeciwko ekstrawaganckim strojom, Fashion Week to największa impreza w branży mody i nie ma nic złego w wyrażaniu swojego stylu, jakkolwiek krzykliwy by nie był. Problem w tym, że sporo z kolorowych ptaków fotografowanych między pokazami znika na resztę roku. Albo drepcze w miejscu w koszmarnie wysokich obcasach, w których nie umieje przejść trzech kroków, bo na co dzień chodzi wyłącznie w trampkach. W pamięci utkwiła mi wypowiedź Scotta Schumana, autora bloga The Sartorialist, gdzie opowiadał o bywalczyniach Fashion Weeków wymachujących kompletnie pustymi drogimi torebkami. Po prostu widać, że duża część tych osób przebiera się specjalnie pod obiektywy fotografów. Nie raz widziałam sugestywne orędzia blogerów do PRowców firm odzieżowych („Fashion Week się zbliża, a ja nadal nie mam w czym iść”), niczym zaskakującym nie są też ubrania czy biżuteria wypożyczane z showroomów drogich marek. Tak naprawdę żadne z tych działań nie jest złe samo w sobie, ani mnie ziębi, ani grzeje to, czy ktoś się stroi pół dnia, żeby pokręcić się w okolicy wejścia na pokaz, na które nie ma zaproszenia, a wypożyczanie ubrań jest dużo rozsądniejszą opcją niż kupowanie nowych na każdą tego typu okazję. Co więcej, nasze dzieci czy wnuki na pewno z ogromną przyjemnością będą przeglądać tak olbrzymie archiwa ubraniowych ekstrawagancji z początków XXIw., szkoda tylko że wbrew nazwie niekoniecznie są to archiwa dokumentujące organiczną modę uliczną.

 

W czym więc leży problem? W nazywaniu tego mocno rozwiniętego już systemu „modą ulicy”. Zbiór celebrytów, blogerów i redaktorów to nie ulica. Na ulicy mało kto chodzi po śniegu w sandałach, a zamiast torby czy plecaka trzyma zdobione pudełeczko. Myślę że zdecydowanie lepszym określeniem na działalność osób czatujących pod Somerset House czy Lincoln Centre w Nowym Jorku byłoby „fashion paparazzi”.

Kolejnym problemem jest komercjalizacja tej nowopowstałej branży, marketing rodem z Dzikiego Zachodu i kompletny brak transparentności. New York Times opublikował niedawno artykuł opisujący m.in. marki opłacające konkretne osoby, aby pokazały się w odpowiednich miejscach z ich torebką czy butami. Nie jest to nowy proceder i znamy go chociażby ze światka Hollywoodu, jednak w przypadku blogów nie mamy pojęcia, które elementy stroju są „wykupione” przez marki, a które nie. Kto jest podstawiony przez PRowców, a kto niewinny i prawdziwy? I znowu, w żadnym z tych działań nie ma nic jednoznacznie złego, jednak jak każda forma reklamy powinny być jasno oznaczone – inaczej wprowadzają odbiorcę w błąd. Podczas moich kilku godzin w Somerset House byłam świadkiem dobijania targu z gatunku „podoba Ci się ta torebka? możesz ją wziąć, pod warunkiem, że dasz sobie zrobić z nią zdjęcie”. Niestety nie była to Chanel 2.55, ale bawełniana, zakupowa torba z nadrukiem – zagadnięta dziewczyna nie miała widocznie wysokich wymagań w tej kwestii, albo po prostu była w szoku, bo bez oporów się zgodziła.

Nie można też przemilczeć przeniesienia punktu ciężkości wydarzeń takich jak tydzień mody – wybiegi straciły na znaczeniu, a większość uwagi skupia na sobie to, co dzieje się między pokazami. Osoby kręcące się w okolicach pokazów nieszczególnie przejmują się brakiem zaproszeń – chodzi im o pokazanie siebie, nie o podziwianie kolekcji projektantów. Często słyszę argument, że to demokratyzacja mody, że nareszcie zdolne jednostki spoza kręgu znanych i bogatych mają szansę zdobyć rozgłos. Jednak w większości przypadków nie chodzi o zaprezentowanie szczególnego talentu, długo szlifowanego projektu czy wyrażenie ciekawego punktu widzenia. Najczęściej jest to tzw. egoblogging, który poza wzbudzaniem entuzjazmu u małoletnich fanek niesie za sobą dość umiarkowaną wartość dla branży.

 

Gdzie więc leży przyszłość tzw. mody ulicy? Coraz częściej słyszę głosy krytykujące fashionweekowe szaleństwo (poniżej załączę linki do szeregu artykułów na ten temat) i mam wrażenie że ta bańka niebawem pęknie. Blogi ze „starej szkoły” street style’u, gdzie autorzy po prostu spacerują po ulicach w nadziei na spotkanie ciekawie ubranych jednostek, już dawno straciły na znaczeniu. Trudno jest im konkurować w kategorii estetycznej atrakcyjności z fashionweekową feerią kolorów i wzorów, uzupełnioną dodatkowo perfekcyjnymi sylwetkami i doskonałym makijażem na znanych twarzach. Nasuwa mi się jednak kilka innych możliwości rozwoju tego typu blogów. Po pierwsze, specjalizacja. W chaosie i nadmiarze coraz bardziej cenione są blogi z konkretnym punktem widzenia, nieco zawężoną, niszową tematyką, gdzie autorzy spełniają rolę nie tylko zbieraczy treści, ale i jej kuratorów. Przykładem może być słynny The Sartorialist, który trzyma się konkretnej estetyki (nazwijmy ją roboczo „heritage”) lub blog Advanced Style, skupiony na pokazywaniu stylu ekstrawaganckich starszych osób. Popularność wydają się też zdobywać blogi, które niosą ze sobą coś więcej, niż szybkie zdjęcie sprzed pokazu, jakąś historię, tło, pokazują nam w jaki sposób dana osoba żyje, co lubi, czym się otacza. Przykładami takich blogów są The Coveteur, The Selby, Backyard Bill czy marokańska The Closeterie. Od dawna mówi się też o zwrocie w stronę video, jednak wciąż niewiele się dzieje w tym kierunku, być może nowopowstała aplikacja Vine, służąca do łatwego dzielenia się video, coś w tej kwestii zmieni.

Z zaciekawieniem będę obserwować rozwój całego zjawiska, także dlatego, że tęsknię za czasami, kiedy blogi streetstyle’owe były dla mnie źródłem inspiracji. Większość z nich już dawno wyleciała z mojego czytnika, a te które zostały, mogę policzyć na palcach jednej ręki. Dajcie znać, co myślicie o tej sytuacji, jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. Przeszkadza Wam zastąpienie zdjęć z ulic tymi sprzed pokazów, czy wręcz przeciwnie? Czy komercjalizacja street style’u jest dla Was problemem, czy nie ma dla Was znaczenia czy coś jest ukrytą reklamą czy nie, dopóki wygląda dobrze?

LIST OF ARTICLES FOCUSED ON STREET STYLE CONTROVERSIES:
Is This The Future Of Street Style? – by The Style Crusader
 

Street Style Photography Or Walking Blogger Billboard? – by IFB
 

The Circus Of Fashion – by Suzy Menkes in TMagazine
 

(+ Manrepeller’s response)
 

The Street Style Zeitgeist – It The End Of Street Style Near? – by IFB
 

Who Am I Wearing? Funny You Should Ask – by The New York Times

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

142 thoughts on “LFW Street Style Controversy”

    1. Dzięki, świetna relacja. O wiele lepiej ogląda się taki materiał, niż jakieś wydumane zdjęcia nadsyłane przez agencje fotograficzne, więc też dołączam się do tej opinii. Dobrze wiedzieć, że są też modowe blogerki, które mają coś do powiedzenia.

  1. Zjadło Ci chyba kawałek polskiej wersji wstępu, to taka drobna uwaga.
    Ale do rzeczy: przede wszystkim rozbroiła mnie Twoja fotorelacja. Autentycznie się uśmiałam, doskonale uchwyciłaś i pokazałaś jak absurdalne jest opisywane przez Ciebie zjawisko – pod tym względem materiał jest bezbłędny (i wartościowy – trzymaj te zdjęcia, dbaj o nie, za pięćdziesiąt lat będą obiegać internety jako zapis przedziwnych zwyczajów ;)).
    Co do samej degeneracji blogów streetfashion, ja to widzę czarno i w bardzo szerokim zakresie: mam wrażenie, że w momencie, kiedy okazało się, że na blogu można się wylansować i zarobić rzesze ludzi bez prawdziwego pomysłu zaczęło je prowadzić. Wiadomo, przy odpowiedniej dawce sprytu i bezczelności plus odrobinie szczęścia, można zrobić popularnego bloga niewielkim nakładem sił – przez kopiowanie najpopularniejszych patentów od innych, czy przez znajomości. I to dotyczy każdej „branży” blogowej.

  2. Dla mnie owszem, trochę to wszystko przypomina szopkę. Ale i tak, jak przeglądam zdjęcia Tommy’ego Tona to mi czasami dech zapiera, a całe foldery mam zapełnione jego zdjęciami. Jest ciekawie, moim skromnym zdaniem? Tak, w modzie dzieje się dużo i na raz, właśnie przez blogi. Ale cóż, ja np. też w sumie raczkuję, a chciałabym coś kiedyś robić związanego z modą. A jeśli na ulicach istnieje tyle barwnych osób – no cóż, są kreatywni, przynajmniej w ciągu tych paru tygodni! Tego im zarzucić nie można. A taka Anna Dello Russo, no cóż, styl ma ekstrawagancki i zasłynęła właśnie poprzez street style :)

    1. Tylko że kreatywność na potrzeby teleobiektywów (odnoszę się do pana z przedostatniego zdjęcia) jest nieautentyczna. To jak stylizacje na czerwony dywan, przecież na co dzień nikt się tak nie ubiera.

      Założeniem blogów street style jest DOKUMENTACJA – a przynajmniej tak mi się zawsze wydawało. Nie chodzi o to, żeby wyłapać osobę, która raz do roku ma styl, i to bynajmniej nie własny. Street fashion jest dla mnie poszukiwaniem kogoś, kto ma niemarkową torebkę z szafy babci, ale wypełnioną potrzebnymi rzeczami. Kogoś, kto w niebieskim futerku idzie na uczelnię, a w koronkowej sukience do pracy. Kogoś, kto stanie się inspiracją i kto mi udowodni, że można wyglądać inaczej NA CO DZIEŃ.

      (Nie jestem blogerką modową :-))

  3. Ale dodam tylko, że również miałam zamiar to jakoś obszernie skomentować – bardzo mi się ten cały proces rzucił w oczy. A Twój post przeczytałam z zapartym tchem!

  4. Poruszyłaś problem, który zaczął mnie jakiś czas temu nurtować. Uważam, że zamieszczanie zdjęć z FW powinno być ograniczone do jedynie kilkunastu zdjęć, które fotograf uzna za najciekawsze. Powinny być tylko urozmaiceniem mody streetowej, bo to są odrobinę przebrania z uwagą kompletowane już na miesiąc przed.

  5. ja doskonale pamiętam czasy w których nawet fotoblogi nie były zbyt popularne i powszechne wśród polskiej blogosfery (a co dopiero kulinarne i modowe). wszystkie pisałyśmy (miałam taką grupę najczęściej odwiedzanych i czytywanych, wymieniałyśmy mejle i rozmowy na gg) pierdoły o klasówkach z matmy i pierwszych facetach i chociaż żadna nie interesowała się za szczególnie modą (i w zasadzie dalej tak jest, gdyż bardzo dużo znajomości internetowo-blogowych przeniosłam na grunt prywatny więc orientuje się kto w czym siedzi) to wszystkie jak jeden mąż miałyśmy w linkach hel-looks :> (a dzisiaj nawet nie wiem czy to jeszcze istnieje).
    fashion weeki fashion weekami, kto co na nich nosi absolutnie mnie nie interesuje (podejrzewam, że gdybym oglądała takie blogi to bardziej w celach rekreacyjnych a nie w celach inspiracji, tak jak np. jakiegoś pudelka – wiem że raczej w swym marnym życiu nie uciułam na chociaż połowę jednej torebki prezentowanej na/po takich pokazach tak jak i obce będą dla mnie problemy jaką pozę przyjąć na ściance). dla mnie najlepszym i regularnym od lat źródłem inspiracji jest.. copenhagen cycle chic :D (który uważam za najwspanialszą rzecz w inernetach i czekam, czekam aż moda na stylowe rowerowanie w takim wydaniu zawita nad wisłę :)

    1. Zdecydowanie, Hel-looks było kiedyś wszędzie, potem jakoś zniknęli, ale ostatnio ich odwiedziłam i zmienili nawigację na wygodniejszą, więc pewnie będę wpadać.

  6. Przepiękne zdjęcia, treść! Naprawdę podziwiam Ciebie. Jakbyś miała jeszcze kilka zdjęć to chętnie bym je obejrzał :)

    Pozdrawiam.

  7. Na szczęście czytam tylko Sartorialista, więc nie oglądam tych samych zdjęć po kilka razy. Mam wrażenie, że z roku na rok coraz bardziej tłumek na fw rozmija się z rzeczywistością w kwestii ubrań – obowiązuje zasada im dziwniej tym lepiej. Bardziej ceni się coś wyrazistego (a niekoniecznie dobrego) niż prawdziwe wyczucie stylu. Tylko szokując można przyciągnąć uwagę.

  8. egoblogging :) kółko wzajemnej adoracji

    jeszcze apropos granic autentycznosci, już może nie blogów zbierających zdj streetstyle, ale personalnych blogów
    ja staram sie omijać wszelkie blogi, gdzie autor/ka pisze w stylu „przepraszam, że nie dodałam zdjęć, ale nie zdążyłam przygotować dla was stylizacji…”. Dla mnie brzmi to jak przebieranki. Rozumiem, że musi być ciekawie żeby przyciągnąć czytelnika, ale nie codziennie trzeba być wystrojonych, chodzi o to żeby pokazać swój styl. Rozumiem, że jeżeli ktoś ma bloga utrzymanego w klimacie retro czy pin up, to ubiera się tak też na co dzień, a nie tylko na własnym balkonie do zdjęć. Oczywiście, możecie sienie zgodzić, ale ja to widzę w ten sposób.

    aaa i omijam jeszcze blogi, gdzie posty zaczynają się od słów „CZEŚĆ KOCHANI…” ;)

    pozdrawiam
    Kasia

  9. Bardzo ciekawy wpis, też zastanawiam się, jak będzie wyglądać przyszłość „modowej” blogosfery, bo klonów mamy aż nadto. Mnie osobiście żal, że takie zjawiska, jak opisujesz, zdecydowanie tworzą zły PR wokół spraw związanych z modą i ubiorem, bo to są przeciekawe zagadnienia patrząc od strony historii czy socjologii, a postrzegane niestety przez pryzmat okrzyków „OMG!”, „muszę to mieć!” czy „umarłam, jak zobaczyłam tę torebkę”. Myślę, że jeszcze musi minąć trochę czasu, aż wyrobią się po prostu czytelnicy blogosfery – to, co interesuje kogoś jak ma naście lat niekoniecznie będzie ją czy jego interesowało 10 lat później. I będą szukać nowych rzeczy lub sami je tworzyć – i może tu będą te nowości? Pomyślę jeszcze o tym :)

  10. Zgadzam się z tym, co napisałaś, nastąpiło przedziwne przewartościowanie i zmiana akcentów. Dla mnie wciąż wciągający jest blog http://www.hel-looks.com/, chociaż przeważnie prezentuje tzw. „modowych freak’ów”, a kiedy odwiedzałam Helsinki ostatniego lata, na ulicach widziałam ludzi ubranych estetycznie, modnie, ale niezbyt ekstrawagancko, niekiedy miałam wręcz wrażenie, że to taki mundurek – skinny jeans i conversy nosili WSZYSCY:)
    Pozdrawiam!

  11. Trochę przypadkowo udało mi się „zabłądzić” z aparatem na dziedziniec Somerset House podczas ostatniego wrześniowego LFW. Nie byłam tam długo, ale zrobiłam trochę zdjęć. Po jakimś czasie, przy wybieraniu zdjęć do posta okazało się, że na połowie z nich ktoś fotografuje kogoś!

    Mam bardzo podobne przemyślenia. Będąc tam miałam wrażenie, że część osób przyszła tylko po to, by się pokazać. A nuż ktoś zrobi im zdjęcie?
    Gdzieś też gubi się prawdziwość. Kiedyś, widząc na blogu zdjęcie ciekawie ubranej osoby wiedziałam, że to jest właśnie prawdziwe, niewymuszone, lekkie, inspirujące. Teraz nie jestem tego pewna, zastanawiam się nad prawdziwością zarówno stroju, jak i osoby.
    Podczas tego samego pobytu w Londynie udało mi się kupić za grosze album Yvana Rodica. Tam widzę jeszcze tę prawdziwość, bardzo chcę w nią wierzyć :-)

  12. Ta kwestia od pewnego czasu kołatała mi się po głowie, ale nigdy nie zastanawiałam się nad nią jakoś dłużej i głębiej, a naprawdę warto.
    Piszesz bardzo trafnie, a Twoje spostrzeżenia są faktycznie celne. Nigdy nie byłam jakąś wielką fanką mody ulicy (jedyne blogi, które regularnie śledzę w tym temacie to wymieniony przez Ciebie Advanced Style oraz wspaniałe i nietuzinkowe Hel Looks). Ogólnie niepokoi mnie całe to zjawisko jakie dzieje się w związku z blogami- coraz mniej przyjemności z pokazywania siebie poprzez prawdziwe stroje na rzecz szpanu, pozerstwa, bycia jak manekin np. z Zary. A czytelnicy na tym cierpią. I blogerzy (czasem też Ci z prawdziwą pasją) na tym tracą.

    Nie wiem czy to co napisałam ma jakiś głębszy sens i wartość, ale w jednym zdaniu: zgadzam się w stu procentach z tym co napisałaś.

  13. Poruszyłaś bardzo istotny problem i zgadzam się w 100% . Kiedy zaczęłam interesować się blogami modowymi dobrych kilka lat temu, wertując niezliczona ilość stron streetowych odnajdywałam w nich inspirację. Mogę śmiało powiedzieć, ze poniekąd dzięki nim odnalazłam swój styl. Natomiast to co się aktualnie dzieje napawa mnie zdumieniem w najmniejszym stopniu pozytywnym. Zjawisko przyrostu formy nad treścią to norma. Nie byłby w tym nic złego gdyby zdrowy rozsądek został zachowany. A takowego nie ma niestety. Mam tylko cichą nadzieję,że nastąpi czas powrotu do korzeni. Moda będzie wyrazem osobowości, a nie podążaniem za potrzebą zaistnienia jako celebryta w błysku fleszy i świetle reflektorów.

  14. Świetnie ujęłaś to zjawisko w słowa. Właśnie ostatnim czasem przeglądając zdjęcia pod tytułem „Streetstyle LFW”, uśmiałam się niemiłosiernie patrząc na dziewczynę w niebotycznych koturnach, ubraną od stóp do głów w markowe ciuchy. To ma być streetstyle? Założę się, że na co dzień tak się nie ubiera. Z resztą sama o tym napisałaś… Przeraża mnie coraz bardziej cały ten proceder.

  15. zgadzam się z Tobą w 100 %, większość osób przebiera się zamiast ubierać, a sama estetyka zostaje bardzo często zachwiana, lizy się to, aby zszokować widza a nie, aby pozwolić mu zaczerpnąć inspiracji. Polskim blogiem, który jest dla mnie niezrozumiałą zagadką to Macademian girl… Aga

  16. Muszę się z Tobą zgodzić w 100 procentach. Otóż to już nie jest streetstyle, ale fruwające ptaki. które osiadają tylko na ziemi, kiedy zbliża się Fashion Week. Na palcach mogłabym policzyć ile widziałam ostatnio TAK ubranych osób na ulicy. Niektórzy fotografowie wyglądają znacznie normalnie i o wiele bardziej interesująco niż te „osobistości”. Moim marzeniem jest znalezienie takiego źródła inspiracji, gdzie nie będzie przekoloryzowany świat u;icy, ale zwykli śmiertelnicy, którzy ubierają się w zwyczajnym H&M i łączą swoje ubrania w ciekawy sposób.
    XXX

  17. Asiu, dziękuję Ci za ten wpis, bo w tych kilku akapitach ujęłaś idealnie to, o czym ostatnio sama myślałam. Kiedyś też zaglądałam z wielką chęcią na blogi „street style” – żeby się zainspirować, znaleźć ciekawe połączenia, rozwiązania. Teraz widzę same „topowe marki”, na które i tak mnie nie stać i rzeczy, których nigdy bym nie założyła – lubię szpilki, ale w sandałach chodzę latem, a nie późną zimą (!), zwykle też nie zabieram na pokazy swojej lamy (niech biedna zostanie w domu. ale serio – nie zdziwi mnie, jeśli niedługo, prócz zwierzątek pokroju pieska, zaczną pojawiać się lamy, alpaki i kapibary). Dla mnie to, co dzieje się przed FW, po prostu przestaje być inspirujące. Myślę, że zaproponowane przez Ciebie określenie (lub zaczerpnięte z którychś z tekstów – dopiero wrzuciłam je do czytnika i lektura jeszcze mnie czeka) idealnie oddaje charakter tego zjawiska… Chętnie przeczytam więcej Twoich tekstów na ten temat, bo jestem ciekawa Twoich przemyśleń i uwag! :) Pozdrowienia!
    K

  18. Czytając wspominam sobie moje pierwsze odkrycia, że w ogóle istnieje coś takiego jak blog modowy i mimo fascynacji przez pierwsze 2h po kolejnych dwóch chciałam je wszystkie pozamykac i nigdy nie otwierac. Pierwsza myśl – ale extra czemu na to nie wpadłam, też tak chcę, wreszcie można się tym bawic i jeszcze dzielic z rzeszą ludzi.. Chwilę później – o matko, wszystkie w szpilkach.. Wszystkie conajmniej 2 razy w tygodniu mają coś nowego z HMu czy Zary.. Kolejna myśl – nie, ja to chyba się nie nadaję na bloggerkę – przecież biegam w płaskich butach, no a wtedy nie ma efektu;) Nie mam też fotografa który conajmniej raz w tygodniu robiłby mi w tych szpilach perfekcyjne zdjęcia, no bo przeciez „domowe” warunki to przecież obciach.. Pozostałam więc głównie przy oglądaniu i frustracji – jak to możliwe, że Wszystkim podoba się to samo i tak samo chcą to nosic.. Później prawie w ogóle przestałam zaglądac, bo ciężo było to nazwac inspiracją.. teraz zrobiło się nieco lepiej pod tym kątem- i tu ogromnie gratuluję Ci, że i Tobie udało się wyrwac z tego parcia i ciśnienia i od długiego czasu widac, że jesteś sobą, że bardzo dojrzałas i że nie musisz miec już tysiąca Tshirtów, żeby ludzie Cię lubili i chcieli tu zaglądac :)takie zjawiska o których dziś piszesz, niestety bardzo mnie zniechęcają do siedzenia jakkolwiek w tym świecie mody, mimo iż pasjonatką mody jestem wielką.I szczerze mówiąc zaglądając do Ciebie oddycham z ulgą, że jeszcze nie cały świat mody zwariował. Pozdrawiam :)

  19. Świetny tekst i dobre nakreślenie problemu.
    Sama pamiętam jak kiedyś z wypiekami na twarzy przeglądałam blogi i portale ze zdjęciami street fashion. Były dla mnie prawdziwą inspiracją. Ale z czasem zdjęcia ze street fashion zaczęły się robić co raz dziwniejsza, ludzie wystrojeni jak papugi, w jakiś dziwnych zestawach, w jeszcze dziwniejszych butach. Zaczęłam się zastanawiać nad tym jak oni w tych ciuchach lub butach są w stanie chodzić i czy na co dzień też tak wyglądają. Niestety, przesyt i zdziwaczenie spowodowały, że takich zdjęć już w ogóle nie oglądam. Trochę za tym tęsknie, ale zdecydowanie więcej inspiracji i pomysłów na ubrania (a konkretnie ich uszycie) znajduję na zwyczajnej (jakże przez nie których uważanych za nudną i bez stylu) polskiej ulicy ;).

    Spodobała mi się również uwaga o informowaniu, że dana osoba reklamuje założone ubrania. Wyobraziłam sobie ludzi z Twoich zdjęć z doczepioną plakietką REKLAMA ;)

  20. Świetny, po prostu świetny post! Nie sposób się z Tobą nie zgodzić. Ja mam wrażenie, że to dzieje się już w całej modowej blogsferze. Nie dodam nic odkrywczego – zgadzam się z wszystkimi komentarzami. Wszystko sprawia wrażenia robionego na pokaz.

  21. świetny tekst.
    ostatnio odnoszę wrażenie, że świat mody stał się bardzo hermetyczny. Pokazy, czy raczej całe te wydarzenia są kierowane do konkretnych osób, na każdej imprezie pojawiają się ci sami ludzie. Każdy jest tym 'paparazzi’, każdy przychodzi z aparatem, każdy robi każdemu zdjęcie. Trochę, patrząc na niektóre zdjęcia chciało mi się śmiać, taki festiwal „dziwnie” ubranych ludzi zachwycających się sobą nawzajem.

  22. Zgadzam się z Tobą w 100% na temat tego, że dzisiejsze blogi streetstylowe nie są już tym samym czym były przed kilkoma laty. Wtedy uwielbiałam na nie wchodzić, każda wizyta owocowała w nowe inspiracje, a teraz? Okej, mogę czasami na nie wejść, czasami znajdzie się tam perełka, która wywoła u mnie wielkie 'wow’, jednak większość z nich bardziej niż inspiruje, zadziwia. Zadziwia w ten sposób, że bardzo mała część mnie wierzy, że Ci ludzie na co dzień tak właśnie się ubierają. Oczywiście tęsknię za tymi dawnymi streetstylowymi blogami, jednak uważam, że ich obecna postać jest już tak scalona z wydarzeniem Tygodnia Mody, że nie wyobrażam sobie takiej imprezy bez tych 'przesadzonych’ zdjęć. Najlepiej jakby równowaga została zachowana, gdyby na blogach ukazujących modę uliczną można było obejrzeć trochę zdjęć streetowych 'jak za dawnych lat’ i trochę występujących obecnie.

    P.S Określenie 'fashion paparazzi’- strzał w dziesiątkę :-)

  23. Zazdroszczę Ci tej rzeczowości i rzetelności w pisaniu tekstów, odwalasz kawał dobrej roboty :) Nad street style nigdy się nie zastanawiałam, a zacznę, tylko właśnie nad blogami personalnymi, gdzie można znaleźc najnowsze trendy, hit popularnego sklepu internetowego, szpilki w śniegu w idealnej 'fotoszopowej’ oprawie, tylko nie ma tam autora. Bardzo mi tego brakuje, bo jeszcze długo przed tym jak sama postanowiłam założyć blog czułam jakbym znała podglądane dziewczyny albo mijała kogoś na ulicy, normalnego i naturalnego, niekoniecznie zawsze z perfekcyjną fryzurą i dopiętego na ostatni guzik. To było fajne i czekam aż wróci :)

  24. Masz racje, te wszystkie zloty feszjonowe nie maja nic wspolnego z moda uliczna. Moga byc jedynie jakims odzwierciedleniem istniejacych trendow, ale przeciez Ulica w ten sposob sie nie nosi! Ja umieszczam na swoim blogu fotki ludzi wprost z ulicy (i to niekoniecznie ulicy w przyslowiowym Pcimiu) i nie zauwazylam tu TAK odzianych ludzi… I wlasnie taka „prawdziwa” ulica mnie inspiruje, a nie to, co sztucznie probuja wykreowac okreslone kregi osob na „ustawianych” imprezach.
    Swietny tekst, przepiekne zdjecia. Uwielbiam Twojego bloga! Pozdrawiam. ANka

  25. Bardzo dobry tekst. Zarówno ze strony technicznej jak i merytorycznej. Co do opisywanego zjawiska: w Polsce jeszcze nie przybiera to takiej drastycznej formy, choć na pierwszy rzut oka widać, które z blogów istnieją tylko, dlatego że ich właścicielki nastawione są na otrzymywanie darmowych ubrań. 20banerów? Żaden problem. Reklama karmy dla psa?-super! Niestety. Chyba najbardziej bronią się „stare” blogerki, bo trzymają i poziom, i są konsekwentne.

  26. Niestety, wszystko się przemieliło i stało mniej strawne jeśli chodzi o street fashion. Wszystko, również stało się przebieranką, a ludzie żywymi manekinami dla marek. Wiele blogerów pokazuje te same ubrania czy akcesoria, a nie własny pomysł na siebie, przeklejane zdjęcia, i słodkie teksty… Ech’ Teraz nawet już gothic lolity po fashion weeku się lansują, a kiedyś były uważane za jedne z bardziej 'off’ stylów czy sposobów bycia…

  27. wspominam sobie moje pierwsze odkrycia, że w ogóle istnieje coś takiego jak blog modowy i mimo fascynacji przez pierwsze 2h po kolejnych dwóch chciałam je wszystkie pozamykac i nigdy nie otwierac. Pierwsza myśl – ale extra czemu na to nie wpadłam, też tak chcę, wreszcie można się tym bawic i jeszcze dzielic z rzeszą ludzi.. Chwilę później – o matko, wszystkie w szpilkach.. Wszystkie conajmniej 2 razy w tygodniu mają coś nowego z HMu czy Zary.. Kolejna myśl – nie, ja to chyba się nie nadaję na bloggerkę – przecież biegam w płaskich butach, no a wtedy nie ma efektu;) Nie mam też fotografa który conajmniej raz w tygodniu robiłby mi w tych szpilach perfekcyjne zdjęcia, no bo przeciez „domowe” warunki to przecież obciach.. Pozostałam więc głównie przy oglądaniu i frustracji – jak to możliwe, że Wszystkim podoba się to samo i tak samo chcą to nosic.. Później prawie w ogóle przestałam zaglądac, bo ciężo było to nazwac inspiracją.. teraz zrobiło się nieco lepiej pod tym kątem- i tu ogromnie gratuluję Ci, że i Tobie udało się wyrwac z tego parcia i ciśnienia i od długiego czasu widac, że jesteś sobą, że bardzo dojrzałas i że nie musisz miec już tysiąca Tshirtów, żeby ludzie Cię lubili i chcieli tu zaglądac :)takie zjawiska o których dziś piszesz, niestety bardzo mnie zniechęcają do siedzenia jakkolwiek w tym świecie mody, mimo iż pasjonatką mody jestem wielką.I szczerze mówiąc zaglądając do Ciebie oddycham z ulgą, że jeszcze nie cały świat mody zwariował. Pozdrawiam :)

  28. Wielkie ukłony dla Ciebie, fantastyczny post…w sumie to post na miarę artykułu do gazety. Jesteś genialna, masz wspaniały talent do pisania. Zgadzam się z każdym Twoim zdaniem, ale sama nie potrafiłabym tego nigdy tak rzeczowo ująć.

    Pozdrawiam serdecznie :)

  29. 3 słowa: ekonomia, popyt – podaż
    nic się nie zmieni dopóki będzie popyt, a popyt musi być i musi być podsycany wszelako bo za co szyć nowe kolekcje?

  30. O matko, jak ja się z Tobą zgadzam. Po przeczytaniu tego postu miałam ochotę zasypać Cię wyznaniami miłości z tego wszystkiego;)
    Sama próbowałam kiedyś prowadzić bloga street style. Biegałyśmy z koleżanką po całej Łodzi szukając fajnie ubranych osób, żeby pokazać, że w tym mieście jest naprawdę dużo ludzi, którzy noszą się świetnie nie tylko w czasie łódzkiego fashion weeku i wcale to wszystko nie było takie proste. Zdarzało się, że po kilkugodzinnym 'polowaniu’ miałyśmy dwa czy trzy zdjęcia, które nie były tak kolorowe i zachwycające jakbyśmy chciały. Na FW miałybyśmy tyle w 5 minut. Odpuściłam, bo za bardzo mnie dobijało to, że moda uliczna wcale nie jest taka super jakby się mogło wydawać patrząc na to jak wiele mamy dobrze ubranych blogerów i tym podobnych fashionistów. Wychodząc na ulicę będziesz raczej pytać 'Gdzie oni wszyscy są?’,a nie mijać ich na każdym kroku. Bo odnosząc się do ogółu społeczeństwa to tych kolorowych, inspirujących ludzi jest garstka. Fajnie by było, gdyby takie blogi skupiły się właśnie na szukaniu tych wyjątkowych wśród tłumu tych troszkę bardziej 'szarych’ zamiast iść na łatwiznę. Wiadomo, że przy takich imprezach jak FW każdy, ale to każdy trochę 'podkręca’ swój styl. Kocham blogi o modzie, przeglądam ich mnóstwo i z wielu naprawdę można czerpać inspiracje albo czegoś ciekawego się dowiedzieć, ale boli mnie trochę, że coraz częściej ludzie traktują prowadzenie bloga jak coś w rodzaju dawnych reality show – szybki sposób na karierę, kiedy brak komuś talentu albo żadnego nie chce mu się rozwijać. Dawniej się zgłaszało do 'Big Brothera’ dzisiaj się zakłada bloga. Szkoda tylko, że to wpływa na postrzeganie samego zjawiska, w tym tych blogerów,którym nie brakuje pasji. To fakt, że słowo 'poza’ zawsze było gdzieś blisko słowa 'moda’, ale teraz poszło to już chyba troszkę za daleko i coraz trudniej jest poznać co jest prawdziwe, a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.

  31. Dziękuję za ten wspaniały post. Od dawna zastanawiają mnie właśnie tego typu zachowania – ubieranie się względem okazji (wspomniany Fashion Week), czy typowy 'street style’, czyli to, co osoba nosi na co dzień, do szkoły, do sklepu 'po bułeczki’ czy worek ziemniaków. Otóż moim zdaniem, a jak wywnioskowałam, również i Twoim, moda ulicy została mocno skomercjalizowana. Niestety często zdarza się tak, że ludzie nie ubierają się, bo tak czują i takie jest ich poczucie modowej estetyki, ale wręcz przeciwnie – ubierają się po to, by na tym zarobić, zrobić reklamę marce lub dla afiszu. Dużo przykładów sama nadmieniłaś, więc w tym miejscu zakończę.
    Dziękuję i pozdrawiam.

  32. Ja się obawiam, że rozmydlenie które zaczęło dość mocno dotykać blogosfere musiało sie przenieśc też na blogi streetowe. Nie ukrywajmy ludzie nie szukają oryginalnosci. Szukają czegoś szokującego i niecodziennego albo na wskroś codziennego, takiego samego jak czytalnik który ubiera się np. w H&M przekładając to głównie na polskie poletko bo to znam najlepiej. Jesli ktoś chce zostać w czytnikach, być zauważonym musi sie czymś wyróznić. A nie zrobi tego inaczej niż czymś niezwykłym, znanąa twarzą czy czymś wyjątkowo barwnym. Nie ukrywajmy ulice nie sa barwne. Są podobne do siebie wbrew pozorom. Zeby zaciekawić czytelnika musza zaskakiwać i pokazywać coś na co czytelnik nie do końca ma odwagę. No a gdzie znajdzie się wiecej takich inspiracji jak nie przed pokazami?
    Myslalam, ze w Łodzi ludzie przeginają. Ale widzę, że to ledwo mała czkawka wobec zjawiska w Londynie. Być może inna jest skala popularności i dlatego. Ale przykre to, że wszystko co kojarzyło mi się do niedawna z autentycznością, niepowtarzalnością zaczyna coraz bardziej zbijać się w jedną masę „modowego bloga”. Masę która przestała zaskakiwac, inspirować, pokazywać kreatywność. Masę podobnych do siebie kopii tej samej osoby albo wręcz tej samej osoby która na kulkudziesięcu blogach pojawia się w ciągu miesięcy bo „modne” jest ją pokazać…

  33. A ja czytając ten tekst poczułam w sumie dwie rzeczy. Pierwszą jest potwierdzenie dla mojej decyzji o wycofaniu się w duźej mierze ze świata mody, trendów, pokazów itp. To wszystko idzie w złą stronę. W gąszczu pychy, niezdrowego lansu, kompletnie pustych wartości, gubi się talent, kreatywność, swobodę czy po prostu frajdę, tą bez pieniędzy w tle.

    Drugą rzecz, tą ważniejszą, którą poczułam, była w pewnym sensie duma. Bo jesteś jedną z tych, która pamięta początki, która wybrała inną ścieżkę, która udowadnia, że w całym tym szaleństwie i pędzie, jednak da się zatrzymać i – do cholery – mieć swój rozum.

    U mnie w czytniku zostało bardzo niewiele blogów o tematyce modowej, ale Twój na pewno z tej listy nie zniknie.

    Ściskam Asiu.

  34. Honestly, I agree with most of what you said here. My favourite streetstyle blog is The Sartorialist, but I also enjoy Tommy Ton’s 'Jak and Jil’, though he focuses a bit too much on fashion weeks (to my taste at least). I think that the only way any blogger has a chance of becoming famous nowadays (if that’s what he/she is looking for) is to find his/her own niche. Like you said, there’s already so much out there and at a certain point it becomes all the same. I think the whole going to Somerset House just to be photographed and then go home is just ridiculous. I would only go there for two reasons: either I was being paid to photograph the people there or I was invited to a show. When I was doing Lisbon Fashion Week last year, I realised for the first time that here they are doing the same. Groups of girls swarm around wearing extravagant and gaudy outfits just to be photographed and they’re not even going in to see the real thing that matters (to me at least), the shows. It’s quite impressive really.

    The only streetstyle blogs I follow, are the ones whose authors actually go around on a regular day and photograph regular people (though often Scott Schuman photographs people in fashion, he doesn’t just do fashion weeks). Those are the best, in my opinion. And I could talk for hours about it, but I won’t write anymore so you don’t fall asleep reading this haha

    http://www.growinfashion.com

  35. Bardzo ciekawy tekst, nie byłam świadoma wielu rzeczy dotyczących street style. Mnie po prostu takie zdjęcia streetowe-fashionweekowe w ogóle nie inspirują. Jest w tym jakiś fake, o którym piszesz. Dużo bardziej przemawiają do mnie zdjęcia osób z ulicy, które mają swój własny styl, być może nie tak kolorowy i oryginalny, ale swój, prawdziwy- i to się czuje. Ale takich blogów jest coraz mniej. W ogóle blogów modowo-szafiarskich jest za dużo, czuję jakiś przesyt w tej dziedzinie, i jeszcze ta wtórność….wieje nudą. Ograniczam blogi, które czytam do kilku. I moda nie ma tu za bardzo znaczenia, wiele z tych blogów prowadzonych jest przez osoby, które mają zupełnie inne wyczucie stylu niż ja. Ale pewna podstawą jest dla mnie OSOBOWOŚĆ blogera, autentyczność!
    Co do fotografowania – to jakiś absurd naprawdę, ujęłaś to świetnie na zdjęciach, nic dziwnego że miałaś ochotę stamtąd zmiatać. Co mnie zastanawia (odnośnie EGO) – jak to jest, ze wiele naszych polskich blogerek (i nie tylko polskich of kors, patrz: chłopak, który poprosił cię o zdjęcie) marzy o tym, by właśnie być osaczonym przez grono fotografów, a potem oglądać swoją stylizację na różnych portalach. Potem na ich blogach powstaje zakładka, gdzie można podziwiać jakie to portale zamieściły jej stylizację (co świadczy o prestiżu blogerki). Mam w pamięci wpis Jemerced z NY, która z dumą opisywała, że rzuciło się na nią stado fotografów i było to niebywale ekscytujące. Takich przykładów trochę jest.

  36. Widzę, że nawet reprezentantka lolita fashion się znalazła. Ja na polskim fashion week’u rezerwuję zawsze jeden dzień dla tego pięknego japońskiego stylu.
    Pozdrawiam, Zusana ^v^

  37. Ale się napracowałaś. Teraz jest boom na blogi, street modę i fotografowanie samego siebie, myślę, ze już niewiele brakuje aż ludzi będą mieli całkowicie dość tego wszystkiego i zacznie się moda na skrywanie siebie, bo na minimalizm już po części się zaczęła. I znowu będzie niedobrze w jedną stronę.

  38. myślę, że fashion street to zupełnie co innego niż robienie sobie fotek w czasie fasshion weeku. Uważam, że dobrze to ujełąs nazywając rzeczy po imieniu tzn. atak paparazi. Moda ulicy to dla mnie zwykłe wyjście po bułki i jeśli ktoś mnie sfotografuje i powie genialne połączenie,podoba mi się, wtedy to dla mnie jest moda ulicy. Bo nie oszukujmy się „małpki pokazowe” w tygodniu mody z pewnością nie przedstawiają mody ulicy… bo na co dzień z pewnością w tym nie chodzą bo im szkoda, bo się zniszczy… wg mnie to się mija z celem
    Owszem są jednostki, które i na co dzień tak się ubierają tak jak macadamia girl- myślę, że w Polsce jest wyjątkiem.
    Podsumowując moją wypowiedź uważam, że ktoś na górze mylnie zaczął przebieranki nazywać modą ulicy i jakoś to się przyjęło i weszło do obiegu.

    1. Widziałam MacademianGirl juz kilkanascie razy i niestety…zawsze w wersji dość odbiegającej od tej blogowej :(
      A szkoda…bo miło widzieć tak odważne i kolorowe stylizacje. Nie tylko na blogu.

      Nie wykluczam też, że miałam po prostu „pecha” ;) Bo mam nadzieję, że faktycznie „przemyca” w codzienność sporo blogowej dynamiczności w kolorach – tak jak piszesz.

  39. ciekawy i jednocześnie ciężki temat… moim zdaniem ubranie zawsze stanowi jakieś przebranie, w jakiś sposób odzwierciedla 'nosiciela’ i nie ma się co oszukiwać, że ludzie są próżni, więc liczą, że na takim wydarzeniu jak lfw ktoś ich sfotografuje, a skoro to zrobi, to wypadałoby wyglądać 'fajnie’. sama nie jestem 'modową maniaczką’, a jednak przed wyjściem z domu starannie wybieram zestaw ubrań, pasujących do danej okazji, do mojego nastroju etc.

    w tym , że blogi 'street fashion’ nie pokazują prawdziwej mody ulicy, moim zdaniem nie ma nic złego, bo… kto z nas chciałby oglądać faceta w źle dobranym garniturze, czy panienkę w różowej mini, która wcześniej cały tydzień spędziła w solarium? na trojmiasto.pl jest taki cykl 'moda trójmiejskiej ulicy’ i abstrahując od tego, że jest słaby;) to ludzie często piszą oburzeni, że to jest bez sensu, bo mało kto tak na ulicy się naprawdę nosi. tylko, że gdyby autorki zaczęły fotografować pana mietka z klatki obok, to, moim zdaniem, nie wnosiłoby to do świata mody zupełnie nic. owszem, byłby to dobry reportaż, ale należy sobie uświadomić, że pan mietek nie jest posiadaczem wysublimowanego gustu, a często nawet gustu w ogóle. i po co go pokazywać? pana mietka mijamy codziennie:)

    ogólnie, takie towarzystwo z 'feszyn łików’ to w moim odczuciu próżniaki, ale próżniaki inspirujące – ich zestawy ubrań są przemyślane i mimo wszystko można coś podpatrzeć. skoro blogi, pokazujące ich zdjęcia są popularne, to znaczy, że ludzie chcą je czytać. dawno temu sama lubiłam czasem wejść na 'hel-looks’ i mimo że w życiu nie ubrałabym się tak jak bohaterowie, to sprawiało mi to jakiegoś rodzaju przyjemność popatrzeć na kogoś odważnego, kto nie boi się wyróżniać.

    1. No ale jest chyba coś pomiędzy „panienką w różowej mini” o której piszesz, a Anną della Russo? Ja codziennie mijam świetnie ubranych ludzi, i tak samo mijałam ich kiedy mieszkałam w Krakowie, nie w Londynie.

    2. ale przecież fotografów mody ulicznej przyciąga odrobina ekstrawagancji, niecodziennych zestawień, a nie 'różowa mini’ – bo co w niej niezwykłego? może się mylę, ale street style powinien 'wyłapywać’ osoby ciekawie i niebanalnie ubrane, a nie każdego kto się nawinie, np „panienkę w różowej mini” ..?

    3. akurat hel-looks nie jest blogiem bazującym na zdjęciach ludzi z fashion weeków wszelakich, tylko jest klasycznym blogiem street fashion, dokumentujących modę ulicy i ludzie tam naprawdę wyglądają tak na co dzień, a nie umawiają się z fotografami na sesję na ulicy. a że wyglądają, jakby się wyróżniali? może i wyróżnialiby się w koszalinie czy rzeszowie, ale w helsinkach niekoniecznie.

      pozdrawiam,

      pola

    4. tylko czy te osoby 'ciekawie i niebanalnie ubrane’ nie robią tego na pokaz? bo powyższy post odebrałam właśnie w ten sposób, że na lfw wszyscy specjalnie się stroją i przygotowują, inni wszyscy robią im zdjęcia, a tak przecież nie wygląda ulica na co dzień i racja. ale tak samo, jeśli wyłapiemy tych 'świetnie ubranych ludzi’, których można spotkać nawet w krakowie;) to czy to będzie prawdziwe street fashion? moim zdaniem też nie. zresztą te osoby, jadąc na fashion week gdziekolwiek by się nie odbywał, też pewnie zamieniłyby się w 'fashion freaków’ – taka specyfika imprezy, podejrzewam. plus jeszcze dodatkowa kwestia, że dla nas mogą być oni ubrani fantastycznie, a inni mogą na nich patrzeć jak na ubranych fatalnie… i jeszcze wracając do hel-looks – polu, rozumiem doskonale, że te osoby się nie umawiają z fotografami i chodzą tak na co dzień, ale chodzi mi o to, czy zakładając to, co zakładają nie myślą o byciu ekstra? czy po domu chodzą tak samo ubrane? tak jak pisałam, ciężki temat;)

      pozdrawiam!

  40. Ostatnio też rozmyślałam nad tym zjawiskiem. Mnie osobiście to przeszkadza- blogi streetstyle w założeniu mają przecież pokazywać prawdziwych ludzi, autentyczność, oryginalność nie na siłę… Tymczasem mam właśnie wrażenie, że na Fashion Weekach mało kogo obchodzi, w czym będzie się czuł dobrze. Różowe buty na absurdalnych platformach uwierają? Nic to! Śmieszny stroik dziabie w oko? Eeee. Pokazać się! Niech zrobią zdjęcie!
    To dosyć niepokojące zjawisko, bo towarzyszy mu zanik wcześniej wspomnianej autentyczności. Nie mam pojęcia, jaki odsetek ludzi ubrałby się tak samo poza Fashion Weekiem. Chyba na świecie jest już wystarczająco dużo sztuczności, żeby nam zbrzydła kolejna fala masek, przebierańców i robienia wszystkiego pod publiczkę. Niezbyt wymagającą, w dodatku, co chyba potwierdza słuszność tezy, że to bezsens…

  41. Zgadzam się i z Tobą, i z poprzedniczkami – bezbłędnie uchwyciłaś absurd tego procederu ;) a street style? osobiście uważam, że to ma miejsce tylko i wyłącznie wtedy, gdy zaczepi Cię gość idący ulicą, i chce zrobić zdjęcie. I nie musisz wyglądać jak Lady Gaga ;) blogi z modą uliczną kiedyś wnosiły coś nowego, inspirowały mnie, zmuszały do zastanowienia („czy to naprawdę pasuje..?”) a teraz? która z nas ma w szafie buty od Jimmiego Choo, torebkę od Chanel, czy bluzę Kenzo? a wiele osób sfotografowanych na takich blogach, właśnie w tym chodzi na co dzień – ile w tym prawdy? no właśnie..
    a z blogów steet style odwiedzam tylko dwa – wspomnianego The Sartorialist i singapurski Shentonista.
    proszenie się o zdjęcie.. no cóż. każdy ma jakieś marzenia.. jak to dobrze, że ja takich nie mam…

  42. Świetne sposrzeżenia, trochę to przykre, że coś takiego ma miejsce i że coraz więcej ludzi styizuje się tylko po to żeby ktoś im zrobił zdjęci albo żeby pojawić się drugiego dnia w internecie. Ja byłam na LFW w tamtym roku, miałam szczęści bo wybrałam jeden z tych dni, gdzie było całkiem spokojnie, bez latających paparazzi. Widziałam świetnie ubranych ludzi, ale przede wszystkim wspaniały pokaz modowy oraz ciekawe pomysły (młodych) projektantów np. biżuterii czy oryginalnych ciuchów. To właśnie dla mnie był udanych Fashion Week Show i polecam go każdemu:)

  43. Nie wiem czy to tylko moje wrażenie,że ludzie próbują wejść do świata mody bocznymi drzwiami. Wydaje im się,że wystarczy narzucić na sibie 10 przypadkowych kolorowych elementów i zgrywać natchnionego pasjonata. Popatrzmy na projektantów. To w większości ludzie ubrani 'normalnie’. Moim zdaniem nie da się zbudować dobrego wizerunku na obludzie. A te outfity z fw w londynie wyglądają jak stek kłamstw.

  44. Kiedyś ubrania służyły jako odzienie, okrycie dla ciała, ochronę przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Dziś to biznes, forma wyrażania siebie, lans i niestety materializm. I coś jeszcze, obecne kiedyś i dziś – Ubrania stroje są sztuką, częścią dziedzictwa kulturowego. Pytanie: jakie będzie to dziedzictwo i co z niego pozostanie?

    1. Tu się nie zgodzę, ubrania właściwie od zawsze spełniały kulturową, społeczną funkcję, nawet tysiące lat temu i nigdy nie były wyłącznie ochroną przed zimnem czy deszczem.

    2. Tak to prawda. Zdobienie strojów, przedmiotów codziennego użytku, broni jest nierozerwalnie związane z człowiekiem w dowolnym miejscu i czasie. Przesada w tym zakresie od czasu do czasu również.

  45. Zgadzam się z Tobą w kwestii problemów blogosfery, czy to „street” czy „personal style”. Dodam tylko, że zaobserwowałam jeszcze jedno zjawisko i ciekawa jestem co o tym sądzisz (bo być może jestem już lekko przewrażliwiona): odkąd zaczęłaś wrzucać posty zawierające swoje modowe przemyślenia z kategorii „jak budować swoją szafę i przy tym nie zwariować” lub „jakość a nie jakoś”, coraz częściej spotykam tego typu wpisy na innych blogach. I o ile Twoje są moim zdaniem ciekawe, opiniotwórcze i dają pewnien powiew świeżości, to inne wpisy trącą mi naśladownictwem pt. „skoro Styledigger wrzuca takie porady i czytelnicy przy takich postach się rozpływają, to ja też tak zrobię”. No bo jak to prowadzić bloga i w okresie wyprzedarzy nie wrzucić kilka tips&tricks? Zaczyna mnie to męczyć… Czy taka tendencja rzeczywiście zaczyna się gdzieś przebijać („ciuszki już nie starczają, teraz będę redaktorem modowym”) czy dorabiam sobie do tego wszystkiego swoją teorię?
    Pozdrawiam serdecznie!
    Karolina

    1. owszem, też widzę taką tendencję. Jeszcze niedawno latały po haemach, primarkach czy innych zarach i co rusz na blogi i fanpejdzach wrzucały nowe szmatki. A teraz nagły „w tył zwrot” i teraz wszystkie stawiają na jakość a shopping jest be.
      Oczywiście, postawa jest dobra i nie krytykuje tego, wręcz pochwalam i kibicuje. Ale widac, że robią to NIE DLA SIEBIE tylko DLA BLOGA. Bo taki jest trend w blogowaniu. Kiedyś cool było pokazywać stosy szmat. a teraz cool jest POKAZYWAĆ jakim to się jest rozsądnym.
      I chcą popłynąć na fali jaką rozbujała Styledigger (mówię o szafiarskim światku, bo ogólnie minimalizm/prostota/VS ma się dobrze w innych dziedzinach od wielu lat) bo widać jak wiele Asia sobie przysporzyła sympatii, szacunku, jak często gęsto jest linkowana i polecana.

    2. A mnie się wydaje, że niekoniecznie musi tak być. Ja wpadłam na pierwszego posta Styledigger z serii „rozsądne kupowanie” akurat w momencie, gdy sama złapałam się za głowę, patrząc na swoją szafę i bezsensownie wydane pieniądze. Miałam postanowienie to ograniczyć, post Styledigger idealnie odzwierciedlił to, co mi chodziło po głowie, a po całej zimie siedzenia w domu i zastoju blogowego przemyślałam wszystko kilka razy i wyrobiłam sobie swoje zdanie nt. swojego stylu i podejścia do mody/zakupów ogólnie. Wierzę, że takich osób jest więcej :) Chociaż na pewno nie brakuje też tych, które chcą na fali popularności jakiegoś tematu nabijać sobie liczniki odwiedzin i obserwatorów. :)

    3. Ja również nie zgodzę się z Anonimem. Od przeszło 3 lat od kiedy ocknęłam się z zakupoholizmu i kupowania na ilość, stawiam na jakość. Od ponad dwóch lat pracuje jako personal shopperką i doradzam klientką jak kupować mniej i nosić więcej. często sama pisze na ten temat, a odzew jaki jest w komentarzach świadczy o tym, ze juz od pewnego czasu część polskich kobiet wyznaje taka zasadę. Czerpiąć radośc z żadkich, ale przemyślanych zakupów.
      Chociaz jednocześnie trudno nie zgodzić się z Anonimem nr 1, ze zawsze jakaś część blogosfery nastawiona na zysk i rozgłos, będzie szukała sposobu na zwrócenie uwagi na siebie i być może szukają go w tych rewirach. Choć osobiscie nie spotkałam sie z tym. Być może za mało krążę po blogosferze.

    4. Zapomniałam dodać jeszcze, że wydaje mi się, że każdy interesujący sie w jakimś momencie przesadnie moda człowiek (moda czytaj – kupujący w nadmiarze), w którymś momencie czuje potrzebę odmiany, jest wręcz zmęczony kupowaniem i samym tematem ubrań. Wówczas pozostaja mu dwa rozwiązania, albo porzucić tą kwestie na zawsze i zakładać na siebie byle co ( to oczywiście to najgorsze rozwiązanie), albo odnaleźć na nowo swój styl w wersji nie wymagającej ciągłego śledzenia modowych magazynów. W wariancie drugim najlepiej sprawdza się styl klasyczny, prosty, pasujący do wszystkiego ponad czasowy, a więc nie zmuszający nas do częstych zakupów.

      pozdrawiam

  46. zakochałam się w Advanced Style, uwielbiam blogi tego typu.
    co do tematu wpisu – nie znoszę tego szumu, tej sztucznej otoczki wokół Fashion Weeków. mam wrażenie, że ludzie z czasem są coraz durniejsi, coraz bardziej… zwariowani? nie wiem jak ubrać to w słowa. w każdym razie, nie widzę NIC streetstyle’owego w tym szaleństwie które widać powyżej. street style to właśnie fotografie przypadkowo spotkanych na ulicy ludzi, ubranych w dany sposób ponieważ tak się dobrze czują, a nie po to żeby pojawić się na 5 minut w sieci.
    świetny wpis, normalnie bym się nie zagłębiała ale temat bliski memu sercu.

  47. Ten wpis zmotywował mnie w końcu do napisania czegoś własnego o oryginalności, może trochę w innym wymiarze niż LFW, ale zawsze… no cóż, co raz częściej zauważam taką tendencję, że to co kochamy, zmienia się i nie zawsze zmienia się na lepsze. To co oryginalne, niszowe, fajne staje się nieudolnie powielane przez wszystkich. I teraz już ta oryginalność jest tylko pozornie oryginalna, a szkoda. :)

  48. Joanno, świetny post. Podoba mi się kierunek, w jakim od pewnego czasu zmierza Twój blog: refleksja nad pewnymi trendami czy tendencjami kulturowymi + dużo sceptycyzmu i zdrowego rozsądku, co niezwykle imponuje na tle powszechnego bezkrytycznego OMG <3 <3 <3 i ścisku pęcherza w obliczu rzeczy przeciętnych. Bardzo zainteresował mnie też jeden z komentarzy powyżej, że trend na egoblogowanie (w stylu: paczcie, co też miałam na śniadanie, OMG <3) wkrótce wymrze śmiercią naturalną i przyjdzie coś nowego - tylko wlaśnie co. Minimalizm jest jedną z odpowiedzi, jest to też trend jak każdy inny, czyli po prostu kulturowy konstrukt. Na autentyczność jako taką nie ma moim zdaniem w kulturze nowoczesnej miejsca, tzn. myślę sobie, że opozycja między autentycznością a sztucznością jest opozycją fałszywą, bo bardzo ściśle skontekstualizowaną. Co nie zmienia faktu, że jest to temat piekielnie ciekawy. Jak dla mnie, oryginalność jest również pojęciem przeżytym i myślę, że wkrótce pojawią się nowe kategorie teoretyczne. Blogi streetowe w sumie ani mnie ziębią ani grzeją, podobnie jak fakt, że ktoś nosi bluzę Kenzo a ktoś inny nie. Tak jak większość osób powyżej, zgadzam się, że nie ma nic ciekawego ani inspirującego w tym że człowiek otwiera internety i wyskakuje na niego Miroslava Duma w skromnych szatach za miliony monet. Ale tak samo nie jest dla mnie ciekawy ani inspirujący fakt, że na polskich blogach streetowych lud odziewa się w H&M czy Zarę od skarpetek po kapelusz. Po prostu są to dwa rodzaje masowości, które różnią się tylko ceną, ale cena nie ma wpływu na to, czy coś jest nudne, czy nie. Dlatego tych - brzydko mówiąc - inspiracji zaczynamy (przynajmniej ja) szukać wszędzie, tylko nie na stronach czy blogach poświęconych tzw. modzie.
    Temat form autoekspresji bardzo mnie ciekawi i cieszę się, że refleksje na ten temat znajduję również u Ciebie. A zdjęcie panów w odblaskowych kombinezonach rządzi- widać, że panowie wzięli sobie do serca hasło Shine like a star.

  49. Jak dobrze, że w blogosferze są takie głosy rozsądku jak Ty! Sama modą interesuję się w stopniu umiarkowanym czy średnim, bo właśnie zaczęło mnie odpychać to całe udziwnianie, nacisk na to, żeby było więcej, drożej i nie wiem, co jeszcze. A Fashion Weeki już dawno zaczęły mi się kojarzyć tylko z rzeszą osób chcących sobie zrobić zdjęcie na ściance (na łódzkim FW) – nie wiedziałam natomiast, że sprawa wygląda tak dramatycznie za granicą. Szkoda. Blogi streetstylowe interesowały mnie, ale szybko straciły iskrę i przestało mi się chcieć je oglądać – to, co oglądałam na zdjęciach wyglądało po prostu śmiesznie i trudno mi uwierzyć, że ktoś nosi się tak dzień w dzień.
    Przy okazji dodam, ze Twój blog zyskał w moich oczach wiele od czasu, gdy zaczęłaś poruszać wiele innych, okołomodowych wątków, tak trzymaj:)

  50. Nie zdawałam sobie sprawy ze skali zjawiska. „Targowisko próżności” – ot, co mi się nasuwa. Wolę jednak „niesponsorowane” stylizacje, coś skromniejszego, ale autentycznego, próba zabawy własnym wizerunkiem.
    Być może nastąpił już przesyt markowymi ubraniami, lustrzankami, idealnymi makijażami, szokowaniem itd.
    Ostatnio odpoczywam przy filmikach na youtubie the street fashion pl, gdzie dziennikarki bodajże z Luli wyłapują przypadkowych przechodniów i pytają się ich skąd czerpią inspiracje. Ludzie naprawdę różni i to wydaje się być autentyczne np.
    http://www.youtube.com/watch?v=O3rQjoNzaWI
    Świetny post, nawet się trochę uśmiałam;)

  51. Gdy widzę tych wszystkich poprzebieranych ludzi, jest mi niedobrze. Lubię prostotę. Dziwię się, że jest jeszcze ciągle tyle fashion victim, którym chce się tracić energie i siły witalne na uzyskanie efektu w najlepszym wypadku kolorowego ptaszka, przeważnie jednak przykrego dla oka przebierańca. W tym wszystkim imponuje mi Emmanuel Alt, zawsze ubrana klasycznie, prosto, bez szaleństw.

    Twoje zdjęcia świetnie oddają atmosferę eventu, a nie jest to łatwe zadanie.

    Jesli chodzi o street stylowe blogi, niestety muszę się z Tobą zgodzić, nieustannie powielają te same osoby, stylizacje itd. Jedynym jaki odwiedzam regularnie i inspiruje prawdziwa ulicą, rodem z mroźnej Finlandii jest Hel-Look, który sledze od przeszło 5 lat, na pewno go kojarzysz, w razie czego zostawiam link pod spodem.

    http://hel-looks.com/

    pozdrawiam ciepło

    1. Emmanuel Alt i Garance Doré mają rewelacyjny styl :)Ale przesadzone zdjęcia z FW mają swój urok, chociaż oczywiście jest to b. ciekawe zjawisko socjologiczne.
      Co do owej finlandzkiej strony – jak mi koleżanka podesłała tę stronę to z wrażenia jakie wywarły na mnie niektóre outfity dodałam jeszcze jedno l na końcu – taka freudowska pomyłka ;>

  52. hey Joanna, thanks for sharing such a well written and insightful post! truth be told – i’m a bit cautious when it comes to questioning the integrity of street style/photographers as a whole. seeing that fashion is so closely tied to economics, there’s a great chance that a certain amount of dilution/commercialization will effect any movement within the industry that proves to have some sort of momentum behind it. clearly everyone has leveraged this! i had no idea things were so contrived! it’s equal parts hilarious and eye-opening for me (a total fashion week novice) as i really did think these photos were 100% authentic.

    on another note – i also agree with you regarding style. for some time now, 'western’ blogs have predominantly devoted themselves to portraying an image that in some way/shape/form, reflects „beauty” as we’ve been taught to understand it today – skinny models with slicked back hair, trends of the moment, rich colored (but confrontational) ensembles. it’s all fine and well but 'perfection’ bores me – it’s uninteresting, predictable and uninspiring. i also think it really limits the creative process. i hail from tokyo and there are all sorts of extremes there (alongside the middle ground styles) but those who like fashion or entertain alternative streams of thought are more concerned with experimenting with ideas, perhaps creating new ones, than just consuming them. and it shows in their style! it’s amazing – sometimes crazy, but wonderful to see how things play out. maybe that’s where we should be looking? None of this fashion week nonsense – time to go to the art schools, philosophy departments…

    definitely something to think about. cheers!

  53. Za dużo tekstu, zaczynasz naprawdę nudzić. Zdjęcia hipsterów, ale nuda, kogo to obchodzi. Twoja filozoficzna wersja blogów też nikogo nie obchodzi. Rób to co umiesz najlepiej : kupowaó ciuchy i robić sobie zdjęcia
    Basia

    1. Witaj Joanno,

      Przeczytałam i obejrzałam Twój post z wielkim zdziwieniem i zniesmaczeniem dla fashion&victim paparazzi – nigdy nie sądziłam, że tak właśnie wygląda zdobywanie zdjęć przed Fashion Weekiem!! Ci ludzie są nienormalni!! ;-(

      Od niedawna prowadzę bloga Street Fashion Aberdeen (czyli odkąd zamieszkałam w Szkocji i straciłam fotografa, który robił mi zdjęcia na modowego bloga)i tak jak pisałaś o oldschoolowych blogach, chodzę po mieście w poszukiwaniu ciekawie ubranych ludzi. Do tej pory z zazdrością oglądałam zagraniczne blogi ze zdjęciami sprzed pokazów mody..Teraz, po tym co ujawniłaś, patrzę na to z dystansem i zaczynam doceniać prostotę mojego bloga ;-)
      Myślę, że nie warto walczyć jak hiena o zdjęcie modnie ubranej osoby!
      Ulice są przecież pełne barwnie ubranych postaci!;-)

      Dzięki za tak pożyteczny post!

      Pozdrawiam z Aberdeen!

    2. pożyteczny post ??? co ? a matko wieje nuda, joanna glogaza specjalistka socjologii mody : znajdz sobie prawdziwe studia

    3. Mnie obchodzi. I ponad setkę innych komentujących. Za dużo tekstu? Normalny jesteś? Przecież to zaledwie kilka akapitów, pierwszy lepszy artykuł w tygodniku opinii jest dłuższy.

  54. Joanno, mając w pamięci Twoje pierwsze próby podcastowe, nie spodziewałam się, że od takiego szitu (przepraszam, ale naprawdę źle się to oglądało, jesteś zdecydowanie kobietą słowa pisanego) przejdziesz do tak rozbudowanych, ciekawych, spostrzegawczych, a przede wszystkim inspirujących postów. Od dłuższego czasu wracam tutaj coraz częściej, właśnie po to żeby sprawdzić czy nie napisałaś nowego tekstu, a nie po to, aby zobaczyć w co się ubrałaś, chociaż jest to oczywiście miły bonus. Bardzo lubię też Twoje posty podróżnicze :) Oby tak dalej!
    Pozdrosy,
    Mania

  55. Ja mimo wszystko lubię te zdjęcia z tygodni mody, nie traktuje ich jak street stylu raczej taką sztukę dla sztuki. Prowadzę akurat bloga z modą uliczną z Krakowa i faktycznie ludzie spotykani przypadkowo nie wyglądają aż tak kolorowo i z jednej strony właśnie ta autentyczność mnie w fotografowaniu najbardziej pociąga, ale z drugiej strony czym byłby świat mody bez takich kolorowych ptaków.
    pozdrawiam
    Agnieszka
    p.s.
    określenie „fashion paparazzi” bezbłędne :) no i świetne zdjęcia.

  56. Moim zdaniem blogi street style szczegolnie okolo FW nie maja zbyt wiele wspolnego ani z ulica, ani ze stylem (w moim odczuciu przynajmniej) wiele ludzi wyglada bardziej na przebranych niz ubranych, pomijajac ze czesto widzi sie stale te same osoby. Nie wnikam czy ich stroje sa czescia akcji reklamowej danej marki czy nie, ale po prostu zdjecia czy te pseudo relacje z FW staly sie dla mnie zwyczajnie nudne, przewidywalne i malo inspirujace, mimo ze osoby fotografowane zdaja sie robic wszystko by tylko nie byc nudnym i zwyczajnym.
    I ja tez juz dawno wyrzucilam ze swojego 'bloglovina’ wiekszosc blogow 'modowych’ a impulsem do tego byly wlasnie zdjecia z FW.
    Bardzo fajny tekst i bardzo mi sie podoba kierunek w ktorym prowadzisz swojego bloga. Pozdrawiam

  57. problem jest szerszy.. w dzisiejszych czasach ludzie nie potrafią wyjść na piwo i się nie otagować (co jest przerażające), że o robieniu zdjęć z imprezy przez wszystkich nie wspomnę. Wygląda to wszystko tak, jakby sam fakt spotkania był nieznaczący i o ile wszystko jest skrzętnie udokumentowane można już iść do domu pokomentować wrzucone w trakcie wyjścia foty…

  58. Wydaje mi się, że to co trafnie zauważasz jest częścią jakiegoś większego problemu, który widać w całej blogosferze, a już szczególnie w blogach szafiarskich-modowych-lifestylowych. To wszystko przestaje być autentyczne. I nie chodzi tu o reklamy, PR itd bo przecież reklamując produkt też można być autentycznym. Nie odwiedzam już wielu blogów, jeszcze nie potrafię zdefiniować tego co mnie odpycha od nich, ale myślę, że niedługo nastąpi przesycenie – rynku, firm, czytelników. Za dużo kreacji – za mało życia.
    Ty nieprzerwanie znajdujesz się na szczycie mojej pozytywnej listy :) Uważam, że masz wielką intuicję, wyczucie zmian i jesteś głosem rozsądku w tej całej plątaninie :)

  59. Czytając Twój artykuł przypomniał mi się ten tekst – „poradnik” Garance http://www.garancedore.fr/en/2011/03/01/comment-vous-faire-assaillir-par-une-horde-de-photographes-de-streetstyle-moi-comprise/ ;)
    Widać, że problem jest już od jakiegoś czasu i cały ten czas się rozwija. Nie pamiętam kiedy ostatnio przeglądałam bloga streetstylowego i nie mogłam się oderwać powtarzając sobie „okej jeszcze jedna strona i kończę”. Kiedyś czerpałam inspirację ze zdjęć ludzi spotkanych na ulicy, którzy naprawdę przyciągali wzrok (nie dlatego, że mieli na sobie wszystkie cuda świata, jednak było w nich to coś). Jednak z czasem zaczęli pojawiać się ciągle ci sami ludzie, a mnie zaczęło to nudzić…

  60. dzień dobry :) może i ja coś napiszę pod tym morzem komentarzy. nie przepadam za zdjęciami z fashionweeków, podobnie jak za sesjami mody w magazynach (dopóki nie fotografuje tim walker albo annie leibovitz). przedstawiają sztuczny świat, wymodelowany z marzeń i pragnień bycia pięknym, sławnym, młodym i bogatym. wydaje mi się, że to feszynłikowe szaleństwo jest po prostu jednym z odprysków wielkiego trendu „pięknienia”, jaki od kilku lat rządzi internetem i ciągnie za sobą 99%zawartości pinteresta, instagrama oraz blogów osobistych. net stał się oazą piękna, w którą z utęsknieniem spogląda licealistka z grudziądza marząca w blokowym pokoju z meblościanką o romantycznym poddaszu z firaneczkami, albo czymtamkolwiek innym.
    sukces blogów „feszynłikowych” – nastawionych na pokazywanie nieistniejącego świata jest dla mnie lekko niebezpieczny: pogrążamy się w marzeniach nie do spełnienia i kompulsywnie konsumujemy słodkie i piękne treści. czasem czuję się w tym, jakby „nowy wspaniały świat” już działał ;)
    a poza tym pozdrowienia i gratulacje, Twoje posty są coraz ciekawsze.

    1. Dobry! Bardzo słuszna uwaga, wydaje mi się że strasznie łatwo wpaść w pułapkę biernego konsumowania słodko/miałkich treści zamiast tworzenia czegoś konkretnego, w najróżniejszych wymiarach. I to prawda, że przekaz tumblrowo/instagramowy jest bardzo ukierunkowany w stronę tego właśnie sztucznego świata.

  61. Osobiście uważam, że nadmiernie demonizuje się to całe zjawisko. Jeżeli ktoś ma chęć kilka razy do roku ubrać się w dowolnie zwariowany sposób, to właściwie dlaczego nie?
    To, że jest to w określonym miejscu i czasie – to właściwie dobrze. Te same zachowania strojowe w innych miejscach mogą być różnie odbierane. Przyjemniej jest ustawić się na tłum fotografów, niż słyszeć za plecami niezbyt ciekawe komentarze.

    Wracając do wielu wpisów powyżej. Zbyt łatwo wpadamy w dydaktyczny ton oceniając i mówiąc innym, jak mają się ubierać, postępować, pisać blogi itp. – wszystko przez pryzmat własnego widzenia świata uznawanego za jedyny słuszny i godny naśladowania.
    Więcej tolerancji dla odmiennych zachowań, o ile nie szkodzą innym bardziej niż naruszenie indywidualnego zmysłu estetycznego.

    Gdzieś tam z boku przewija się komercja i komercjonizm, ale to odrębny temat.

    1. Dlatego też podkreśliłam kilka razy, że sytuacja sama w sobie żadnym problem nie jest, ludzie stroili się zawsze, stroić będą i nie ma w tym niczego złego. Nie oceniam zachowania tych osób jako niewłaściwe (chociaż niektóre akty desperacji są śmieszne, ale to nie znaczy złe), mówię tylko że nie powinno się nazywać street stylem czegoś, co nim nie jest i wprowadzać ludzi w błąd w kwestii reklam.

  62. Abstrahując już od poruszonej przez Ciebie tematyki, zgadzam się z Twoim punktem widzenia w stu procentach, bo od jakiegoś już czasu zaczęłam dostrzegać dokładnie te same rzeczy co Ty i mój pogląd ani trochę nie różni się od Twojego. Jednakże chciałam po prostu powiedzieć, że jestem pod niezwykłym wrażeniem (choć to nie jest to co do końca chciałam powiedzieć, po prostu to jest post idealny) i wielkie oklaski za to jak genialie do powstania tego wpisu się przygotowałaś. Z resztą nie tylko do tego. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, zrobiony research i dosłowne wejście w sam środek poruszanego tematu. Włożyłaś w to całe serce i to widać, dlatego włąśnie tak bardzo cenię Ciebie i Twoją stronę. Od dłuższego czasu dziwi mnie, że jeszcze ani jedno czasopismo o tematyce bliskiej tu nam nie poprosiło Cię o tworzenie artykułów dla siebie i po prostu Cię nie drukują. Ukłony po sam pas, niezmiennie uwielbiam i uściskuję przemocno:)

  63. I love this post! I totally agree that street style at fashion week has gotten totally out of control. Yesterday at Somerset House it was so jammed full of people you could barely move. I love shooting street style but totally failed at it this season. I really struggled to find people with genuine senses of style that I liked. Everyone was too over the top. I didn’t find the outfits inspiring. Fingers crossed it will die down a bit. xx

  64. Mysle ze twoja tesknota za dawnym ksztaltem blogow jest podobna do tesknoty za starych czarno bialych filmow . Urokliwa nowatorska yet juz dawno unowoczsnina i zastopiona czyms nowym. Z moda jest podobnie, stare robi miejsce nowemu.
    Zgadzam sie z jedna osoba ktora tu napisala ze trzeba byc tolerancyjnym. Szalenstwo, krzykliwosc modowa , kolorowosc to domena mlodych wiec niee dajmy sie naszym kwasnym pogladom.kazdy rok daje nam koljne wzorce , modowe techniczne , artystyczne. wszysto co bylo wczoraj nie bedzie tym samym dzisiaj i chyba o to chodzi.
    Mysle ze podchodzsz troche malo torancyjnie do tegoo tematu. komercja zawsze bedzie istniala , zawsze beda ludzie ktorzy chca wybic sie ponad przecietnosc, bez wzgledu jak smiesznie to wyglada. Ale ta smiesznosc i zenada dla Cibie , innym przynosci inspiracje. staje sie podstawa dla kolejnej wizji ,bez ktorej rzesze ludzi nie bezie chialo sie obyc…. badz byc.

    Moda to mlodosc i radosc,. wszystko to co dzis juz jutro idzie w zapominie ….badz ukazuje swje zainteresownie tlumow w lepszej formie. Po przez mode czujemy sie mlodzi.

    Aha dla wszystkich polonusow… tak robie bledy ( urodzilam sie New zealand) i dziekuje rodzicom ze nauczyli mnie pisac po polsku.
    Pozdrawiam.

    1. Ale ja nigdzie nie zanegowałam istnienia mody i potrzeby nowości jako takiej, chyba mylnie odebrałaś moje intencje. Bez sensu jest jednak nazywanie rzeczy czym innym niż naprawdę są, jestem też przeciwniczką ukrytej reklamy i nie ma to nic wspólnego z tolerancją dla nowości czy jej brakiem.

  65. Dla mnie kompletnie niewiarygodny jest blog Venila Kostis. Wydaje się, że dla każdego wpisu na tym blogu punktem wyjścia jest mniej lub bardziej zakamuflowana reklama. Owszem, autorka jest osobą inteligentną i całkiem zgrabną/- nie piszącą, ale mimo dużej sprawności w posługiwaniu się językiem i marketingowymi chwytami, główną treścią postów jest przeważnie przedstawienie jakiegoś „produktu”, a wszystko to w otoczce „inteligenckich wywodów”. Oczywiście jest to moja subiektywna opinia. Przeważa tam, wbrew pozorom, forma nad treścią, lub raczej produkt nad treścią. Przykładem blogów, gdzie treść i forma są równie ciekawe, jest dla mnie Twój blog, blog Riennahera lub SzafaSztywniary.
    Zaznaczam, to moja subiektywna opinia ;)

    Dada

    1. Dziękuję za miłe słowa, ale co do drugiej części komentarza wydaje mi się że wszelkie ewentualne zażalenia do blogerek najwłaściwiej zgłaszać jest na ich własnych blogach, bo nie stawia to nikogo w niezręcznej sytuacji, poza widzę większego związku między blogiem Venili, a street fashion?

    2. Zgadzam się, niepotrzebnie postawiłam Cię w takiej niezręcznej sytuacji i pewnie niepotrzebnie wymieniłam blog z nazwy. Ale krytyka bloga, nie jest przecież z klucza krytyką samej osoby. Blogerka ma bardzo silną i ciekawą osobowość. Chodziło mi raczej o obserwację pewnego zjawiska, o którym mówisz w swoim tekście, o utratę wiarygodności, komercjalizacji „street fashion” i blogerów „street fashion” i właśnie przeroście „produktu” nad treścią, i pod tym względem ma już wiele wspólnego.

      Pozdrawiam,
      Dada

  66. Budowanie swojego wizerunku blogera to bardzo trudna i delikatna sprawa, opierająca się również, a w „dzisiejszych czasach” może przede wszystkim, na umiejętności powiedzenia „nie”. A jeden post z żelazkiem prasującym na parę, między cytatami z Hłaski a Becketta, może na zawsze zniszczyć nasz misternie budowany imidż. Dlatego tym bardziej doceniam inteligencję i wrażliwość blogerów, którym udaje się omijać takie mielizny :)

    Dada

    1. ” Budowanie swojego wizerunku blogera to bardzo trudna i delikatna sprawa ” co za glupoty : jestem mloda pielegniarka i pracowac przy chorych pacjentach tez jest bardzo trudna sprawa. Maja

  67. Te wszystkie komentarze blogerek, które chciałyby być na zdj. Na jednym z blogów steetowych, zareklamowałyby pewnie wszystko by tam się dostać. Tekst ok, po prostu trochę narzekania. To. Zjawisko jest oryginalne i pewnego rodzaju harakteytyczne dla naszej dekady, pewnie przejdzie do historii i za kilkadziesiąt lat będzie miło to oglądać.

  68. Ach Styledigger nagle się nawróciła się na świadome wydawanie pieniędzy. a niedawno można było cie wrzucić do jednego wora z tymi ludźmi o których piszesz posta.
    Coś tu zgrzyta. Nie chodzi nawet o to, że stawiasz pytania dotyczące aktualnego i przyszłego losu street fashion.-chodzi o to że wydajesz osądy-to nie jest wiarygone jeśli sama w tej powiedzmy to ,,branży” tkwisz tak głęboko. nie mówmy ze street fashion była od początku wielka awangardą a teraz się skomercjalizowała. Blogerzy nie szukali rozwiązań na przekór modzie tworząc własny unikalny styl tylko szli krok za nią dodając trochę indywidualizmu. W coś takiego w naturalny sposób wkradł się marketing. Ciekawym zjawiskiem byliby to gdyby ludzie z ulicy tworzyli samodzielnie w kompletnym oderwaniu od trendów lub im na przekór. W tym byłby bunt i alternatywa, anarchia wobec pewnego narzuconego systemu. Wtedy nie chodziłoby tylko o ciuchy.

    1. Świadome wydawanie pieniędzy nie ma wiele wspólnego z tym postem, bycie członkiem danej społeczności nie wyklucza analizowania go, a poza tym w którym momencie ja kogoś „osądzam”? Co do drugiej części, kto miałby decydować czy zestaw jest „kompletnie oderwany od trendów” czy tylko dodano „trochę indywidualizmu”? I co to znaczy „nie chodziłoby tylko o ciuchy”? Czyli każdą osobę, której nie interesuje moda, i ubiera się w pierwsze trzy rzeczy z szafy (wielu moich znajomych na przykład) możemy zakwalifikować jako anarchistów? Nie ma też w tym tekście słowa o blogerach, którzy pokazują swoje własne stroje, mam wrażenie że lekko się nie zrozumiałyśmy.

    2. a czyż blogi nie mają nic wspólnego ze street stylem? Oj można byłoby odróżnić osobę która kreuje swój styl w oderwaniu od trendów i wcale ktoś taki nie musiałby być matowy. Jeśli piszesz -,,kto miałby decydować czy zestaw jest „kompletnie oderwany od trendów” czy tylko dodano „trochę indywidualizmu”?”-Z tego wynika że według ciebie wszystko można podciągnąć pod trend ogólnie powszechny. ja się z tym nie zgodzę. Marzy mi się anarchizm wobec świata mody z największych wybiegów. Gdzie ulica kreowałaby trendy a nie biznes projektanci. A w tej chwili tak nie jest!Nie chodziłoby tylko o ciuchy, chodziło by o wyrażenie indywidualizmu na przekór narzuconym przez świat biznesu modowego tendencją
      które są obliczone z nastawieniem na zysk..
      a tak z przymrużeniem oka:
      ,,(…)każdą osobę, której nie interesuje moda, i ubiera się w pierwsze trzy rzeczy z szafy możemy zakwalifikować jako(…)” a gdyby właśnie takie oblicze mody kreować na blogach na masową skale…to byłoby ciekawe zjawisko. Ubieram się niemodnie, ale robię to świadomie jako akt buntu przeciwko konsumpcji i byciu modnym.A w co drugim zdjęciu mam na sobie tę samą bluzkę hahaha

    3. „Jeśli piszesz -,,kto miałby decydować czy zestaw jest „kompletnie oderwany od trendów” czy tylko dodano „trochę indywidualizmu”?”-Z tego wynika że według ciebie wszystko można podciągnąć pod trend ogólnie powszechny.” Dla mnie jedno z drugiego w ogóle nie wynika i za nic nie mogę zrozumieć Twojego toku myślenia.

    4. Autor „Ach Styledigger nagle się nawróciła się na świadome wydawanie pieniędzy…” chyba nie zrozumiał sensu posta :D Człowieku, przeczytaj go jeszcze raz! Dziewczyna ma rację! Blogi street style mają pokazywać street style, a nie „ustawki” (ustawka=o 9:00 rano tędy przechodzi Miroslava Duma, więc zrobię jej zdjęcie, bo ona na pewno będzie świetnie ubrana i wrzucę na swojego bloga street style). Takie zdjęcia ze „street” mają tyle wspólnego, że akurat sfotografowano znaną, świetnie ubraną osobę na ULICY, a nie gdzie indziej!

  69. Też mam problem z takimi wydarzeniami, bo nie wiem, czy określić je jako fajne i inspirujące czy nie… Niektóre stroje rzeczywiście wydają się zrobione i dopasowane „na siłę” tak jak kreowanie własnej osobowości…

  70. Dla mnie to jeden z najlepszych Twoich postów. Od siebie dodam tylko, że kiedyś rolą blogów modowych miało być inspirowanie. Dziś oglądanie gotowych zestawów, prosto od projektantów (kogo na to stać??) obiegło daleko od prawdziwego stylu ulicy. Alicja

  71. Jak zwykle ciekawe obserwacje, fajnie zapisane.

    Myślę że masz sporo racji, chociaż tak to już jest że kiedyś życie było piękniejsze i trawa zieleńsza… Co ciekawe „kiedyś” robi się coraz bardziej niedawno…;) Dawne czasy w internecie to 3-4 lata temu, a dzisiejsi dwudziestoparo latkowie narzekają, że za ich czasów młodzież była inna… :D

  72. Dziękuję za tego posta.Początek tworzenia się blogów i początki szaleństwa blogerów były inspirujące, ale teraz to faktycznie sama wtórność i brak autentyczności na czele, o czym wspomniałaś. Cieszę się, ze Ty szukałaś i znalazłaś swój styl, który będzie ewoluował, ale teraz jest dojrzały i to w połączeniu z Twoja osobowością jest właśnie autentyczny:)

  73. Zgadzam się z tym, co napisałaś. Już kiedyś zdziwiłam się, kiedy weszłam na jeden dosyć popularny blog „street style” i znalazłam tam backstage’owe zdjęcia z sesji modelek w Paryżu, Nowym Jorku albo zdjęcia osób związanych z modą, przyłapanych przy wysiadaniu z taksówki. To nie jest autentyczne. Jeśli ktoś chce w ten sposób tworzyć bloga, niech nie nazywa go „street style”!

  74. Po pierwsze – chcę pogratulować Autorce świetnego postu i trafnych, zabawnych uwag;)

    Po drugie biorąc w „obronę” tych biednych „fashion paparazzi” przychodzi mi na myśl jedynie wypowiedź jednego z polskich projektantów odnośnie tworzenia zamkniętego kręgu wokół tego biznesu modowego. Stąd jest to też może szansa dla tych ludzi, niewątpliwie o artystycznym zacięciu, na pewnego rodzaju zauważenie i wybicie się w „branży”. Niech próbują i kombinują, a co ;)

    Po trzecie określenie – moda uliczna – zawsze było dla mnie „focusem” nie na konkretną wybijającą się jednostkę, ale właśnie na pewnego rodzaju zauważalny masowy trend. Uściślając chodzi mi o pewne charakterystyczne elementy, które jakby „hurtowo” zauważamy na ulicy np: większość kobiet „chodzi” teraz w płaszczach, sukienkach, nosi torebkę w ręku, nosi dość masywne/złote zegarki itd.
    Mogłabym jeszcze pododawać swoje przemyślenia, ale i tak sporo „komentów” ;)
    Pozdrawiam Aga.

  75. A co powiecie o blogach szafiarskich? Czy nie jest z nimi trochę tak samo? Może się mylę, ale mam wrażenie, że pierwotna idea polegała jednak na pokazywaniu swoich codziennych, pomysłowych outfitów przez dziewczyny z wyczuciem stylu i mody. Obecnie większości z wiodących blogów szafiarskich oglądać się nie da. Każda sesja to typowa produkcja, na którą szafiarka przygotowuje się przez dobę. Mam wrażenie, że po jej zakończeniu natychmiast wraca do domu przebrać się w wygodne ciuchy. Wątpię, aby w swojej stylizacji w rzeczywistości wybrała się na uczelnię czy do pracy. Czy nie ma w tym pewnej dozy hipokryzji? Przecież każdy potrafi się ubrać w różowe futro do zdjęcia, ale w końcu szafiarki wypromowały się na oryginalnym stylu i odwadze w zabawie z modą na co dzień. Czy jednak rzeczywiście byłyby gotowe pójść w zaprezentowanym stroju wyjść z domu w celu innym, niż zrobienie zdjęć na bloga? Szczerze wątpię, bo blogerki z najpoczytniejszych blogów modowych na wielu swoich sesjach są tak wystylizowane, że na niektóre chwyty nie pozwoliłby sobie chyba nawet włoski Vogue. Co więcej, bardzo często z wyczuciem stylu nie ma to nic wspólnego, zwykle to raczej modowy koszmarek, ale znane nazwisko blogerki i każe tak wystawić każdej sesji sto lajków i nikt nie przyzna, że król jest nagi. Oglądamy więc blogi osób, które przebrały się w kosmiczne stroje i zrobiły sobie w tym zdjęcia. Czy to jeszcze szafiarstwo i moda? Czy to w ogóle ma sens, czy może świadczy źle o nas? Pozdrawiam!

  76. Dziękuję Ci za ten post. Już myślałam o sobie, że jestem jakaś dziwna. Modą interesują się średnio,, czasem przeglądam różne blogi, dla inspiracji. Bardzo denerwuje mnie to, że na wielu blogach typu „street fashion” są niemal wyłącznie wystylizowane specjalnie na tą okazję blogerki lub modelki. Czy nie może być już nic spontanicznego? Czy nie ma już osób ubierających się ciekawie ot tak? Z polskich blogów najbardziej denerwuje mnie Wro Street Fashion (zaglądam tam głównie dlatego, że jestem z Wrocławia) – same ustawki, a na zdjęcia „nieustawione” nawet specjalna kategoria „unposed”, absurdalna na blogu który z założenia ma być modą ulicy..

  77. Świetnie to Pani ujęła. Ja też zastanawiałam się o co tu chodzi. Postanowiłam znaleźć swój styl i inspiracji szukam w internecie, na blogach. A tam, koszmarki. Tam nie ma prawdy tylko są udziwnienia a czasami straszydła. Tak w ogóle kiedy czytam „dzisiejsza stylizacja” to już mam mdłości. Co to oznacza „stylizacja”? Dla mnie to osoba przebrana nie ubrana. Ma na sobie jakieś ciuchy, które nie mówią o niej samej, nie współgrają z osobowością tylko ją przebierają. Smutne, bo myślałam że znajdę kopalnię złota.

  78. Dzisiaj popołudniu miałam szansę na własne oczy zobaczyć to, co opisałaś powyżej. Studiuję w Paryżu, razem z dwiema koleżankami chciałyśmy wybrać się na wystawę zdjeć w Hotel de ville. Jako że była mega długa kolejka, postanowiłyśmy przełożyć to na inny dzień. Kilka metrów od miejsca, w którym stałyśmy zauważyłyśmy grupę ludzi z aparatami (jak piszesz, od olbrzymich lustrzanek po telefony), drugą grupę ciekawie ubraną i trzecią ubraną jeszcze bardziej ciekawie, tudzież absurdalnie ;) Nie siedzę w modowych tematach, więc widząc na plakacie Dries Van Noten poczułam się trochę jak Andy proszącą o przeliterowanie nazwiska Gabbana w Diabeł ubiera się u Prady :P Kiedy tak stałyśmy i zastanawiałyśmy się skąd nagłe poruszenie (polowanie, tropienie….;)) podeszła do nas dwójka oburzonych ludzi, wręczając nam dwa zaproszenia i mówiąc, że jesli chcemy, to możemy iść na pokaz. My trochę zdumione, spojrzalysmy na zaproszenia, na siebie i doszłyśmy do wniosku, że na dwa zaproszenia we trójkę nie wejdziemy. Oczywiście jak inne osoby (ktore pewnie spędziły całe popołudnie na czatowaniu przed miejscem wydarzenia) zobaczyły jakie szczęście sie nam przytrafiło, podchodziły do nas i zagadywaly. Postanowiłyśmy oddać zaproszenia dwóm dziewczynom (problem z tym jak wejść we trójkę na pokaz rozwiązał sie sam ;)). Fotograf, która przyjechała na Fashion Week specjalnie z Hamburga bardziej doceni udział w takim pokazie niż ja. Chociaż mam nadzieje, ze jeszcze kiedyś trafi mi sie podobna okazja, bo nie ukrywam, że fajnie byłoby coś takiego zobaczyć (nawet jesli jest sie kompletnym ignorantem w tym temacie :D). Pozdrawiam!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.