Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Paris is a woman’s town, with flowers in her hair

Przyszła pora na ostatnią część mojej relacji z Paryża- dwie poprzednie można znaleźć tutaj i tu. Zacznę nietypowo, od podsumowania- wiele osób pytało mnie jaki jest Paryż, jak mi się podobało. Podobało mi się niesamowicie, był to jeden z moich bardziej udanych wyjazdów, ale na pytanie o to, jaki jest Paryż, mogę odpowiedzieć tylko tyle, że wiem, że nic nie wiem. Jest tam tyle do odkrycia, zobaczenia i przeżycia, że przez tydzień (w sumie dwa tygodnie, bo zdarzyło mi się być w Paryżu już wcześniej) mogłam się tylko prześlizgnąć po powierzchni. Z zanotowanych na szybko spostrzeżeń: wszyscy spotkani przez nas Paryżanie byli niezwykle uprzejmi – ustępowanie miejsca w metrze, mówienie „dzień dobry” na ulicy czy z sąsiedniego stolika w kawiarni albo szczera chęć pomocy w najdziwniejszych sytuacjach były na porządku dziennym. Nie wiem czy to norma, czy trafiłyśmy na jakiś tydzień dobroci dla obcokrajowców, ale to naprawdę rzucało się w oczy. No i chyba każda osoba, z którą rozmawiałam, próbowała tłumaczyć mi jak to, co właśnie zamówiłam czy wybrałam w sklepie, nazywa się po francusku – z wyraźnym politowaniem słuchano moich angielskich próśb czy spostrzeżeń i niemal codziennie ktoś podejmował próbę nauczenia mnie jakiegoś cywilizowanego języka (czytaj: francuskiego). Poszło mi nieźle, do mojego słownika zawierającego dotychczas pozycje croissant, bonjour i c’est la vie dołączyły dwie kolejne. Miałam też bardzo pozytywne wrażenie, że mimo że sierpień to czas wyjazdów i wakacji, to Paryż żyje, nie jest miastem-muzeum, w którym życie kręci się wokół turystów. Może wynika to ze szlaków, jakie wybierałyśmy i francuskich znajomych, którzy zabierali nad do ulubionych barów, ale jestem przekonana, że mogłabym się do Paryża wprowadzić i nie czułabym się przytłoczona jego historycznym bagażem, nie miałabym wrażenia, że mieszkam w jednym wielkim skansenie – a tak czasami zdarzało mi się czuć w Krakowie.

Na koniec spostrzeżenie odzieżowe – oni naprawdę potrafią się dobrze ubrać. Spacerując z Anią po ulicach dzieliłyśmy mijanych ludzi na trzy kategorie pod względem ubioru: Paryżan, NieParyżan i WannabeParyżan. Trzecia grupa składała się głównie amerykańskich turystów, noszących kupiony na straganie z pamiątkami beret do koszulki z Abercrombie (żeby nie było, w paski!) i wszystkich innych starających się za bardzo. Z kolei prawdziwych Paryżan i prawdziwe Paryżanki (podkreślam, że nasza klasyfikacja nie miała nic wspólnego z miejscem zamieszkania tych wszystkich ludzi) charakteryzowała przede wszystkim niesamowita naturalność – wyglądali jakby w swój ubiór nie włożyli najmniejszego wysiłku. Jak gdyby nonszalanckie wrzucenie na siebie pięknej sukienki, pary mokasynów i podwinięcie rękawów marynarki było dla nic najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Paradoksalnie, dojście do takiego stanu pozornej niedbałości wymaga sporej samodyscypliny. Jeżeli macie ochotę na dłuższą lekturę w tym temacie, polecam ciekawy artykuł Ellen Wallace z, uwaga uwaga, Cosmopolitana. Pochodzi z 1982 roku, widocznie wtedy były jeszcze w tej gazecie rzeczy warte uwagi. Tekst znajdziecie tutaj, przepisany na blogu Dead Fleurette, który zresztą warto przejrzeć w całości.

 

 

 

Dosyć ogólników, opowiem Wam teraz o kilku kolejnych ciekawych adresach Paryża. Pierwszym z nich jest Shakespeare&Company – anglojęzyczna księgarnia, położona rzut kamieniem od katedry Notre Dame. To miejsce z niesamowitą historią i równie niesamowitym klimatem. Pełny opis zająłby co najmniej cały osobny post, zresztą zostawię to dla ekspertów i postaram się tylko w skrócie opisać z czym mamy do czynienia. Tuż po pierwszej wojnie światowej Amerykanka Sylvia Beach przenosi się do Paryża i zakłada księgarnię, która staje się kulturalnym centrum skupiającym amerykańską emigrację, w tym pisarzy z tzw. Lost Generation – Hemingwaya, F. Scotta Fitzgeralda czy Gertudę Stein. Podczas niemieckiej okupacji Paryża księgarnia została zamknięta, ale w 1964 roku, już po śmierci Sylvii Beach, jej przyjaciel George Whitman przemianowuje prowadzoną przez siebie, inną księgarnię, na Shakespeare&Co, upamiętniając założycielkę i kontynuując legendę (jest to zresztą nieco dyskusyjne, ale obiecałam nie wdawać się w szczegóły). Obecnie prowadzona jest ona przez córkę Whitmana, dla odmiany noszącą imię Sylvia Beach- tak, żeby nie było za łatwo się w tej historii połapać. Oprócz sprzedaży książek, Shakespeare&Co zajmuje się też organizowaniem spotkań z autorami, warsztatów czy festiwali literatury.

 

 

 

American Bookstore Shakespeare&Company, 37 Rue de la Bucherie, 75005 Paris

Wnętrze,a właściwie wnętrza (bo Shakespeare&Co to sąsiadujące ze sobą księgarnia i antykwariat) są niesamowite. W dość ciasnej księgarni na parterze znajdziemy powieści, książki poświęcone socjologii, ekonomii czy inne tego typu opracowania i specjalny dział poświęcony książkom podróżniczym, zwłaszcza tym o Paryżu. Ale prawdziwe klaustrofobiczne szaleństwo zaczyna się dopiero na piętrze, w dziale książek dla dzieci. Poza setkami pięknie wydanych książek znajdziemy tam mnóstwo przytulnych zakątków do ich przeglądania- lekko rozpadające się fotele, wyściełane poduszkami wnęki, wreszcie polowe łóżka. Co najciekawsze, w dzień okupują je zastanawiający się nad zakupem klienci księgarni, ale w nocy służą jako darmowe noclegi dla pisarzy, wydawców i wszystkich innych krewnych i znajomych królika. Podobno jedyne warunki, które trzeba spełniać, aby załapać się na łóżko w samym centrum Paryża, jest pomaganie godzinę lub dwie dziennie obsłudze księgarni oraz przedstawienie fragmentu swojej pisarskiej twórczości, która powinna zyskać aprobatę właściciela. George Whitman niedługo przed swoją śmiercią w 2011 r. szacował, że przez trzynaście łóżek na pięterku księgarni zdążyła przewinąć się imponująca liczba dziesięciu tysięcy nocujących – większości z nich w niedzielne poranki własnoręcznie serwował naleśniki przy wspólnych śniadaniach. To wspaniałe miejsce, koniecznie się tam wybierzcie – zdjęcia nawet w małym stopniu nie oddają jego uroku. Zasadniczo fotografowanie wewnątrz księgarni jest zabronione (a ja, wychodząc z założenia, że gospodarz ma prawo do własnych zasad, zawsze staram się takie zakazy respektować), ale tym razem mi się udało- miałam chody u załogi księgarni (o czym szerzej za chwilę) i zostałam na kilka chwil z aparatem wpuszczona. Jednak ciasnota księgarni w połączeniu z długą ogniskową jedynego obiektywu, który miałam przy sobie, nie sprzyjają oddawaniu magicznego nastroju.

 

 

 

A to właśnie zapowiadana wcześniej Karolina, autorka bloga Paryż z Lotu Ptaka, o którym pisałam już nie raz i ten też zapewne nie jest ostatni. Jej blog to jedno z tych miejsc w sieci, gdzie pojawienie się nowego posta sprawia, że podskakuję na krześle i natychmiast pędzę czytać. Wystarczy zresztą przytoczyć tytułowy opis: „blog kulturalno-turystyczny, w dni parzyste praktyczny, w nieparzyste romantyczny” i od razu wiadomo, że warto. Karolina pracuje też w księgarni Shakespear&Company – nie udało nam się jej z Anią zastać, ale zostawiłyśmy naprędce nabazgrany liścik i kilka dni później udało nam się spotkać na szybką, ale niesamowitą, kawę. W ciągu jakichś 45 minut, bo tylko tyle miałyśmy czasu, Karolina zdążyła opowiedzieć mi kilka tajemniczych paryskich historii, zabrać na rewelacyjną tartę i zaczarować na tyle, że wiem już na pewno, że wrócę do Paryża przy pierwszej możliwej okazji, z konkretnym planem odkrywania miejskich tajemnic.

 

 

La Fourmi Ailee, 8 Rue du Fouarre, 75005 Paris
Z księgarni tylko krótki spacer dzielił od Wyspy Świętego Ludwika, gdzie tym razem wybrałyśmy się w bardzo konkretnym celu – na lody. Podobno najlepsze w Paryżu, z Berthillon, rodzinnej firmy założonej w latach pięćdziesiątych i od tamtej pory robiącej lody według tradycyjnej receptury, bez chemicznych ulepszaczy. Ania wybrała gruszkowe, mnie skusiły rabarbarowe- faktycznie były świetne, ale nie mogę powiedzieć, że były najlepszymi lodami, jakie jadłam. Palma pierwszeństwa wciąż należy do maleńkiej lodziarni na Starowiślnej w Krakowie.

 

Berthillon, 29-31 Rue de Saint Louis, 75004 Paris

Kolejne miejsce, które odwiedziłam, jest jednym z bardziej nietypowych, jakie widziałam. Dowiedziałam się o nich przypadkiem- szukając w Internecie informacji o witrynie z pierwszego posta, natknęłam się na niewielki artykuł o paryskim cmentarzu zwierząt. Stwierdziłam, że takiego dziwactwa sobie nie odpuszczę, któregoś ranka wsiadłam więc w metro i pojechałam na północne przedmieścia Paryża, gdzie po krótkich poszukiwaniach trafiłam pod bramę cmentarza. Został on założony w 1899 roku, ze względów czysto praktycznych- coraz liczniej trzymanych w mieście zwierząt nie było gdzie chować i pozostawiano je często nieżywe na ulicach czy chodnikach. Z czasem stał się miejscem pochówku zwierzaków szczególnie zasłużonych- bohaterów wojennych, gwiazd filmowych, a także zwierząt znanych ludzi, jak na przykład kotów Aleksandra Dumasa. Jest tam pochowanych także kilka koni, świnka morska, a nawet małpa. Obecnie cmentarz ma status zabytku, i aby go obejrzeć, trzeba kupić bilet za kilka euro. Muszę jednak przyznać, że miejsce wzbudziło we mnie bardzo mieszane uczucia. Wiele nowo powstałych grobów wygląda  tak dramatycznie kiczowato, że nawet nie robiłam im zdjęć – złocone płyty, światełka, kryształowe posągi pudli, na kilometr widać, że zostały stworzone przez nowobogackich, chcących potem pochwalić się znajomym: „wiesz, pochowałem tego mojego ostatniego psa na cmentarzu”. Ogromna większość grobów jest też niezwykle zaniedbana, widać że od lat nikt na nie nie zaglądał, co tylko potwierdza wcześniejszą teorię. Istnieje też możliwość, że sami właściciele także już odeszli, stąd zaniedbanie niektórych grobów, a pochowane zwierzęta były ich jedynymi towarzyszami, zostały więc „po ludzku” pochowane – ta wersja wydarzeń jest chyba jeszcze smutniejsza. Dużym plusem wycieczki było to, że zaprzyjaźniłam się z kilkoma całkiem żywymi kotami, które rezydują na cmentarzu i, dokarmiane przez pana strażnika, wygrzewają się na nagrobkach.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Animal Cemetery, 116 Boulevard Voltaire, metro Gabriel Peri, Paris

Kilka godzin spędziłyśmy także w Le Marais, dzielnicy pełnej świetnych sklepów, butików vintage, dobrych miejsc na kawę i galerii. Nie brakuje także sklepów z koszernym jedzeniem- okolica Rue des Rosiers mieści subdzielnicę żydowską, istniejącą od początków XX wieku aż do dzisiaj. Mam wrażenie, że ta dzielnica kryje wiele niespodzianek, dalsze jej odkrywanie zostawiam więc na kolejny wyjazd.

 

 

No i na koniec obiecane naleśniki z Ogrodu Luksemburskiego. Sam ogród też jest zresztą wspaniały, z Panem Parkowym przeganiającym piknikowiczów z jednego trawnika na drugi (do teraz nie rozumiem, dlaczego na jednych wolno siedzieć, a na innych nie). Gdy pan kończył obchód dookoła parku, pierwszy trawnik akurat kończył się zapełniać, gwizdkiem przeganiał więc ludzi, którzy przenosili się na następny…i tak przez cały dzień. A wracając do naleśników, pozwolę sobie zacytować maila, którego dostałam od Marysi: „koło Ogrodu są Absolutnie Najlepsze Naleśniki w Paryżu. Naleśnikami zasadniczo Paryż stoi, ale wszędzie indziej wcisną Ci odgrzewany karton z nutellą dla turystów. Na przeciwko bramy Ogrodu (tej na Boulevard Saint-Michel; tej przy której jest przystanek RER), po drugiej stronie ulicy jest taki jakby kiosk, w który akurat mieści się pan i jego akcesoria do smażenia. I te naleśniki są boskie„. Potwierdzam, naleśniki są wspaniałe, zwłaszcza te z bananami i nutellą. Można je kupić przy Boulevard Saint-Michel, w budce przy kamienicy z numerem 69.

 

 

 

 

Na szczęście to już naprawdę koniec, przepraszam za szalony nadmiar tekstu, ale nie chciałam pominąć nic ważnego- wielkie dzięki dla tych, którzy przebrnęli, no i koniecznie wybierzcie się do Paryża!
 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

98 thoughts on “Paris is a woman’s town, with flowers in her hair”

  1. mimo iż byłam w Paryżu już dwa razy w ciągu swojego krótkiego życia zazdroszczę Ci niesamowicie, iż miałaś okazję i sposobność zobaczyć go od tej strony „nieturystycznej”. to jest zawsze mój cel w każdym obcym mieście: wyglądać i zachowywać się jak miejscowa. zazdroszczę niezwykle.

  2. ja tak trochę nie na temat, ale jak usunęłaś ramki dookoła zdjęć? mam na bloggerze ustawione wszystko na 'przezroczyste’, a mimo to mam bladoszare subtelne ramki wokół zdjęć, które mi przeszkadzają. czy ktoś wie, jak to usunąć całkowicie?

    1. uu, nie pamiętam, wydawało mi się że ustawiłam wyłącznie kolor na przezroczysty- tak jak piszesz. ale tak jak radzi ktoś wyżej, poszukaj w Google, na pewno znajdziesz jakiś tutorial.

  3. Przepraszasz na końcu, a ja aż jęknęłam, że to już wszystko! Czytało się cudownie, zdjęcia magiczne, a w mych uszach gra soundtrack do Amelii… (mimo że głośniki milczą). Paryż to bajeczne miejsce.

    Emeraldeyes

  4. Jak żałuję, że to już koniec! Twoje relacje sa absolutnie fantastyczne, z zapartym tchem chłonę tekst i cieszę oczy tymi, jakże niezwykłymi, zdjęciami. Cudowny post!

    PS. Bluzeczka w żółte paski i czarna spódniczka wyglądają niesamowicie. Skąd są?
    pozdrawiam,
    -Doris

  5. Uwielbiam Cię, tak, tak, powtarzam się, ale inaczej się nie potrafię wyrazić :) Twój blog jest tak inny, tak bardzo.. Twój. Fantastycznie się czyta, a zdjęcia po prostu rewelacyjne.

  6. Drugie zdjęcie wygląda jak jeden z początkowych kadrów filmu 'Prestiż’ – jednego z moich najulubieńszych:D

    Hm, pisałam już kiedyś, że uwielbiam Twoje podróżnicze relacje?:D Nikt tak fajnie nie opowiada o tym gdzie był, co widział i nie okrasza tego tak pięknymi zdjęciami jak Ty:D Podróżuj jak najwięcej bym potem mogła zebrać Twoje posty do kupy i mieć z nich najlepszy przewodnik świata:D

  7. gdybyś kiedyś założyła jakąś „street style’owy” stronę to oglądałabym z zapartym tchem, choćby dla samych zdjęć ulicy.
    wpisałaś się w klimat idealnie, nie ściemniam, tak myślę:)

  8. poziom fotografii przytłacza. zdjęcia po prostu genialne! mogę zapytać, jakiego obiektywu używasz? paryskie uliczki kuszą mnie już tyle lat, ale chyba wybiorę się tam dopiero wtedy, gdy będę mogła pozwolić sobie na dłuższy pobyt. niemniej jednak relacja z podróży fantastyczna!

  9. Nigdy nie przesadzasz z tekstem, bo świetnie piszesz. Osobiście podskakuję na krześle, gdy widzę, że napisałaś/opublikowałaś nowego posta. Jesteś jednym z niewielu blogów, które z przyjemnością się czyta, a nie tylko ogląda zdjęcia :)

  10. z tymi trawnikami chodzi chyba o to, że konkretnego dnia wolno siedzieć na konkretnym, następnego na następnym etc żeby trawa zdążyła odżyć i nie została 'zmiażdżona’ przez turystów :D

  11. Hej, wytłumaczę kwestia „przeganiania” z trawnika :)na wszystkich trawnikach można siedzieć ale żeby trawa w jednym miejscu mogła odpocząć po jakimś czasie następuje zmiana i siada się gdzie indziej. Dzięki temu trawa nie niszczy się tak łatwo :) Czy ja to jasno wyraziłam? ;) Pozdrawiam

  12. Uwielbiam czytać Twoje posty, szczególnie te podróżnicze. Masz nosa do ciekawych miejsc. Bardzo chciałabym pojechać kiedyś do Paryża! :) Pozdrowienia!

  13. nie przepraszaj za nadmiar tekstu. Ja uwielbiam czytać Twoje posty o podróżach, z resztą nie tylko te :). Dzięki Tobie czytam bloga 'Paryż z lotu ptaka’, byłam tam tylko na chwilę a teraz dowiaduję się naprawdę ciekawych rzeczy.
    pozdrawiam!

  14. ah, żałuję, że kiedy ja byłam w Paryżu( początek czerwca) to nie było Twoich recenzji, gdyż teraz właśnie widzę jak wiele przegapiłam i jak wiele jeszcze muszę zobaczyć w tym cudownym miejscu!

  15. przebrnęłam;) chcę Ci podziękować, za wspaniały post o Paryżu. Ja byłam tam tylko na kilka dni, było zimno i jakoś nijako.. ale po przeczytaniu Twojej ’ wersji Paryża’ słucham francuskich piosenek i nie mogę się doczekać kiedy znowu tam pojadę na dłużej:) ps. jak zwykle świetne zdjęcia

    1. to ja dziękuję za tak miłe słowa! ale to faktycznie niesamowite, jak okoliczności zewnętrzne wpływają na nasz odbiór danego miejsca- ja na przykład żyję w przekonaniu, że Oslo jest koszmarne, bo w ciągu 2 dni, które tam spędziłam zdążył mi się dwa razy spóźnić samolot, musiałam z toną bagaży chodzić nocą po mieście, ciągle lało itp.- gdybym nastawiła się inaczej i gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające, na pewno zupełnie inaczej bym to miasto odebrała.

  16. Czekam na moment, kiedy odkopię ten post przy okazji własnej wycieczki, bo niestety, pryz pierwszej byłam zbyt mała, żeby cokolwiek zapamiętać. A zdjęcia są cudowne, między innymi za to uwielbiam Twoje podróżnicze posty:)

  17. O Paryżu można by pisać godzinami, więc Twój tekst wcale nie jest za długi, a w dodatku bardzo interesujący. Widać, że poszłaś swoją drogą, odkrywając „prawdziwszą”, bardziej codzienną(a przez to jeszcze bardziej ciekawą!), twarz Paryża. Ja to miasto uwielbiam, chociaż byłam tylko raz. Piękne też zdjęcia, klimatyczne. Za to zaszalałaś ze słowem „niesamowity” – doliczyłam się chyba czterokrotnego użycia :p Widać, że Paryż zrobił na Tobie NIESAMOWITE wrażenie ;)
    alessandra

  18. Piekne relacje. Bardzo zazdroszcze. Mam zamiar sie wybrac do Paryza, ale nie wiem czy zdolam wziac tak dlugi urlop, zeby cokolwiek zobaczyc :(. Zdjecia z cmentarza dla zwierzat mnie wzruszyly…Nie bylo mnie przy moim Psie, gdy odszedl szesc lat temu i wciaz bardzo za Nim tesknie.
    Pozdrawiam.
    N.

    1. Dzięki! Pewnie, że każde miasto ma lepsze i gorsze strony, ale nie po to jadę na wakacje, żeby narzekać, że metro drogie, ciastko wczorajsze, a pod wieżą Eiffla tłumy turystów. Poza tym po to czytam o danym miejscu przed wyjazdem,pytam znajomych itp., żeby mniej więcej określić, gdzie się kierować, tak żeby mi się podobało. Pozdrowienia!

  19. mam kilka pytań do Ciebie, bo jadę do Paryża już w sobotę!
    jak to jest z kulturalnym piciem wina (lub ogólnie alkoholu) w miejscach publicznych? nie ma na to jakiś haczyków?
    podobno w restauracjach kelnerzy potrafią doliczyć spore napiwki. jest na to jakaś reguła czy trzeba trafić?
    nie ma problemu w dogadaniu się po angielsku? wynika, że i Ty umiejętnościami mówienia po francusku nie grzeszysz, ale wolę wiedzieć na pewno. :D
    i ostatnie… jaka jest cena tych naleśników. pyta wiecznie głodny człowiek tego świata.

    pozdrawiam, M. :)

    1. haczyków chyba brak, bo nad Sekwaną wszyscy wino piją, nie mam pojęcia jak z napiwkami, problemów z dogadaniem się po angielsku nie miałam, ale nie powiem Ci „na pewno”, bo we Francji jak wszędzie – jedni mówią, inni nie. Naleśniory po 4-5 euro, udanego wyjazdu, pozdrowienia!

  20. Po raz kolejny- uwielbiam Twoje relacje z podróży i niesamowite zdjęcia! A jestem pewna, że to nie tylko zasługa dobrego sprzętu, ale także Twoich umiejętności i kreatywności. Powodzenia w Londynie! Marta

  21. E tam – ja mieszkam w pobliżu lodziarni przy Starowiślnej i jak dotąd nie zdarzyło mi się poczuć jak w skansenie ;) Przez Ciebie chcę do Paryża!

  22. Świetny post,aż mnie zachęciłaś żeby pojechać do Paryża,a myślałam,że już nigdy nie będę chciała tam wrócić :)

  23. Narobiłaś mi smaka na Paryż! Podział ludzi na trzy grupy niezwykle pomysłowy. Wierzę, że prawdziwy i autentyczny, ale sprawdzę też sama, jak już się kiedyś do niego wybiorę!

    pozdrawiam i dziękuję za ten post,
    Hania :)

  24. mam takie wrażenie, że od jakiegoś czasu robisz się taka „paryska” – mogę z łatwością wyobrazić sobie Ciebie, jak pedałujesz na retro rowerze przez paryskie bruki z bagietką wystającą z płóciennej torby i w bereciku :D trochę stereotyp, ale pasujesz do tego obrazka :) świetny post, lubię jak piszesz o swoich wojażach :)

    1. Ja tam doceniam, nie ma nic lepszego niż polskie morze czy Mazury. Czekam na trochę wolnego, żeby wybrać się w Bieszczady albo na Polesie, mamy mnostwo świetnych miejsc!

  25. właśnie jestem z chłopakiem w Paryżu i nie powiem, korzystamy z Twoich podpowiedzi:) bardzo inspirujące posty ! Tak swoją drogą, denerwuje mnie, że rankingi modowych blogów wygrywają blogi, na których na prawdę nie ma czego czytać! Chociaż piąte miejsce w całym kraju to zadowalający wynik. W każdym razie dołączę do grona czytelników wypisującego ochy i achy, ponieważ na prawdę lubię Twojego bloga :) Pozdrawiam
    PS. Ciekawa jestem gdzie spałyście w Paryżu, jeśli zechcesz zdradzić :)

  26. Ah i jeszcze jedno, Twoje przemyślenia dotyczące Paryża są bardzo trafne, mam podobne odczucia. Szczególnie zdziwiło mnie to jaki to sympatyczny i miły i pomocny naród (przygotowana byłam na to, że będą nadęci, jak to się zwykło mówić) :)

  27. Teraz miałam tylko chwilę, aby obejrzeć zdjęcia – cudowne! Wrócę jutro, aby przeczytać tekst :) Piękne zdjecia i z pewnoscią jeszcze piekniejsze wspomnienia. Ja właśnie wóciłam z mojej „wielkiej włoskiej wycieczki” ;) postaram się coś pokazać na blogu :)

  28. kocham twoje posty z podrozy! zastanawialam sie czy nie zrobilabys przewodnika po krakowie bo czasami jak jezdze to chetnie pospacerowalabym uliczkami niekoniecznie tymi odwiedzanymi przez wszystkich turystow. :)

  29. O tak Paryż jest cudny, każdy tu znajdzie coś dla siebie:) ja np. nie przepadam za targami staroci i antykwariatami, jakoś mnie odpycha od zakurzonych staroci, nieznanego pochodzenia, ale za to jest cała masa innych atrakcji. A co do Krakowa masz rację, też mieszkałam tam parę lat, ale to miasto jest skostniałe i nierozwojowe, nie ma porównania do Paryża.

  30. Jak zawsze, kiedy czytam Twój wpis o podróżach czy ciekawych miejsach, tak i teraz musiałam usiąść z dużym kubkiem gorącej herbaty.:) Cudownie piszesz! Do tego stopnia, że nabieram ochoty na to, żeby się spakować i wyruszyć przed siebie.:)

  31. ah, muszę coś (w końcu!) napisać. przeglądam Twojego bloga od niedawna, właściwie od pierwszego posta o Paryżu. jego lektura, jak i niepowtarzalne zdjęcia (co jest dla mnie wyjątkowo ważne, bo jestem fotografem-amatorem) zrobiły na mnie niezwykłe wrażenie! nie wiem, czy to wina samego Paryża – miasta wg mnie idealnego, absolutnie najukochańszego – czy po prostu wspaniale napisany tekst i wspomniane zdjęcia. Twojego bloga czyta się z tak wielką łatwością, jakbym słuchała relacji jakiejś bliskiej mi osoby, którą długo znam. przejrzałam również Twoje inne posty dotyczące podróży (jestem ich wielką fanką), Islandia zauroczyła mnie totalnie! jak już stanę się „sławna i bogata” (;)) to tam, wybiorę się w pierwszej kolejności.

    podsumowując moje nieskładne zdania – od czasu pierwszej wizyty odwiedzam Twojego bloga codziennie i z niecierpliwością czekam na kolejne porcje zdjęć. nie tylko tych z podróży (choć to moje osobiste faworyty!), ale także te typowo 'modowe’, 'szafiarskie’ – choć powiem Ci szczerze, nie jesteś typową szafiarką (jest to komplement, bez obaw!) na większości modowych blogów dominuje wg mnie, przebieranie się, dopasowywanie siebie do aktualnych trendów. a Ty po prostu ubierasz się (nawet nie stylizujesz!), jak chcesz, jak lubisz i to po prostu widać. dzięki temu z wielką przyjemnością się na Ciebie patrzy, no i czyta ;)

    pozdrawiam, Marta ;)

  32. Czytałaś może książkę Ines De La Fressange „Paryski szyk”?? zastanawiam się nad zakupem, ale nie wiem czy warto, cena też niezbyt przystępna.

  33. Ach Paryż. Odwiedziłam w te wakacje, ale niestety na krótko, bo ruszyłam potem do Hiszpanii. Niemniej jednak również było ładnie, pięknie i tak dalej. Co nie znaczy, że w niektórych miejscach zdarza mu się być brudnym i odpychającym. Ale tak, to rzadkość. Może w przyszłości znów się tam wybiorę. Poza tym śliczne zdjęcia, mają swój urok. A no i widać, ze masz lekkie pióro, lubię czytać twoje wpisy. :)

  34. Hej! :)
    Poczytuję sobie Twojego bloga już od jakiegoś czasu, jednak z niewiadomych przyczyn, i sama nie potrafię tego wytłumaczyć, nie napisałam Ci, że uwielbiam Twojego bloga, zdjęcia, teksty itd. ;) Raz może, czy dwa zostawiłam komentarz pod postem, ale powinnam to robić zdecydowanie częściej! :)
    Relacja z Paryża w 3 odsłonach – cudo! Jak ja marzę o Paryżewie, a na widok tych zdjęć jeszcze bardziej cieknie ślinka :D

    A jako, że blog z założenia jest modowy, to słów kilka na temat strojów Twych – bardzo bardzo like it! :D są zupełnie w moim stylu, w ogóle paryski look jest bardzo w moim stylu, więc kiedy widzę u Ciebie bluzki w paski to pieję z zachwytu! Świetne połączenia. Ach, uwielbiam paski! :)

    Pozdrawiam serdecznie, Małgosia:)

  35. Uwielbiam Twójego bloga. Czytam Cie od początku, raczej nigdy nie komentuje, bo pewnie wiesz wydajesz sie byc jedna z najsympatyczniejszych osob w polskim internecie i jestes bardzo konsekwentna. Moze nie koniecznie lubie twoje outfity (tzn. na Tobie wygladaja swietnie, na mnie pewnie nie koniecznie) ale zawsze z przyjemnoscia tu wracam. Pozdrawiam i czekam na zdjecia z UK :)

  36. Ale cudownie urządziłas swojego bloga – strona o mnie, faq, no cudownie sie to oglada, widać, że dbasz o czytelnikow. Ja doceniam takie smaczki :)
    z niecierpliwoscia oczekuje postow z UK :)
    pozdrawiam.

  37. Boskie zdjęcia. A mam pytanie czy mogłabym jedno a mianowicie to z klatakmi mogłabym dodać na strone We Heart It.?

  38. Chociaż byłam w Paryżu już dwa razy, co daje równy miesiąc codziennego spacerowania,to nadal jestem głodna tego miasta. I to wszystko za sprawą Twoich fantastycznych relacji. Podesłałam siostrze Twojego bloga, ona mieszka w Paryżu od 6 lat i uznała, że koniecznie musi zobaczyć miejsca, które opisałaś. O wielu z nich nie miała pojęcia.
    Powodzenia w kolejnych podróżach, czekam na tak inspirujące wpisy !

    Ola

  39. Fantastyczna relacja! Uwielbiam, jak piszesz o podróżach. Tak jak 2 lata temu zapisałam sobie wpisy Ryfki z Barcelony przed wyjazdem do Hiszpanii, tak teraz wrzucę sobie te Twoje do zakładek, żeby sobie przypomnieć, gdzie koniecznie muszę się wybrać, kiedy w końcu pojedziemy do Paryża:)
    Ta księgarnia jest już od dawna na mojej liście. Pierwszy raz usłyszałam o niej w programie podróżniczym Michaela Palina (tego z Monty Pythona), który tam nocował i wciąż marzy mi się łóżko w niej. Problem tylko taki, że trzeba by sobie przetłumaczyć na angielski jakieś literackie próby:)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.